W dobrym nastroju
W zapędzonym codziennym życiu mało jest czasu na wiele ważnych rzeczy. Nawet posiłki w ciągu dnia zjadamy w biegu, myśląc o następnych zajęciach. Na dobrą sprawę w większości domów dopiero wieczorny posiłek zjada się niespiesznie.
Wieczór lub późne popołudnie to pora, kiedy można już zwolnić obroty a wówczas jedzenie staje się przyjemnością, wyciszającym zakończeniem dnia, okazją do spotkania i rozmów z domownikami i rodziną. Wypoczynkiem.
Warto więc każdego dnia , stwarzać dobry, uroczysty nastrój, celebrować rodzinne posiłki domowników.
Jak każda celebracja, także codzienne rodzinne posiłki powinny być przemyślane, dania przygotowane z pomysłem, starannie, co nie znaczy ,że muszą być drogie. W żadnym razie też nie warto, aby były pracochłonne. Poza dobrze skomponowanym i przygotowanym menu ważne jest ,aby na czas posiłku odłożyć najdrażliwsze tematy. Po deserze, zapewniam, nabiorą innego znaczenia i w dobrym nastroju wszystko można będzie omówić. Na pewno ten właśnie czas, spotkania przy stole jest najodpowiedniejszy do rodzinnych narad i rozmów.
Oto kilka wypróbowanych przepisów na smaczne i proste drugie dania, które stanowić mogą główną część rodzinnego posiłku.
Nie trzeba spędzać przy ich przygotowywaniu wiele czasu i są przy tym tak pomyślane, aby część pracy wykonać na przykład rankiem, przed wyjściem do pracy, dokończyć zaś tuż przed podaniem, aby nie były to dania odgrzewane, lecz tylko przygotowane, ostatecznie jednak przyrządzone tuż przed podaniem ich na stół. Ten ostatni etap przygotowania nie powinien trwać dłużej niż 30 minut. A to nie jest chyba nadmierne obciążenie, nawet jeśli głodni domownicy niecierpliwie czekają.
Ilości podane w przepisach powinny wystarczyć do przygotowania dań dla 4 osób.
Placki ziemniaczane z wędzonym łososiem
Na placki: 1 kg ziemniaków, jajko, łyżeczka soli, 3-4 płaskie łyżki mąki, pół szklanki oleju do smażenia
Jako dodatek: 4 plasterki wędzonego łososia, pół szklanki śmietany, 1 – 2 łyżki ostrego chrzanu ze słoiczka
Ziemniaki umyć, obrać, opłukać. Najwygodniej ziemniaki rozdrobnić w malakserze używając drobnej tarki jarzynowej.
Dodać pozostałe składniki ciasta i starannie wymieszać. Tak przygotowane ciasto na placki można szczelnie okryć folią do żywności i wraz z naczyniem wstawić do lodówki. Masę na placki można także przygotować ścierając ziemniaki ręcznie na tarce i przechowywać ją tak samo ,jak tę ze startych w malakserze. Jeżeli przewiduje się, że po południu będzie czas na starcie można jedynie obrać ziemniaki i przechować je w torebce foliowej.
Na 30 minut przed zasiadaniem do stołu rozgrzać na patelni 2-3 łyżki oleju, wyłożyć ? masy rozkładając ją na całą wielkość patelni, na grubość ok.1 cm. Tak postąpić kolejno także z pozostałą masą.
Smażyć placki z obu stron na rumiano. Układać w podgrzanym lekko piekarniku, aby nie ostygły.
Na każdym placku ułożyć plasterek łososia i złożyć na pół. Podać w jednej sosjerce chrzan w drugiej śmietanę, aby każdy nabierał sobie składniki wedle gustu
Polędwiczki z sosie kaparowym
2 wieprzowe polędwiczki, szklanka śmietany lub śmietany pół na pół z jogurtem, kopiasta łyżka stołowa odsączonych z zalewy kaparów, sól, pieprz, 2 łyżki oliwy.
Polędwiczki umyć, posolić, posmarować oliwą i posypać pieprzem. Okryć wierzch lekko arkusikiem folii aluminiowej. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 st C na 15- 20 minut. W czasie pieczenia kilkakrotnie polewać wytworzonym sosem lub, jeśli go nie ma , kilkoma łyżkami wody.
Tę część pracy można wykonać przed wyjściem z domu.
Wymieszać śmietanę( lub śmietanę z jogurtem) z kaparami, do smaku dodać soli.
Upieczone mięso pokroić na plasterki grubości około 1,5 cm, ułożyć na żaroodpornym półmisku i zalać śmietaną z kaparami.
Wstawić do nagrzanego do 180 st C piekarnika i podgrzewać do momentu, kiedy śmietana i mięso będą gorące.
Podawać z ryżem, makaronem lub ziemniakami puree.
Komentarze
kosiarze trawy obudzili mnie dziś wcześnie
dzień dobry moi drodzy, dzień dobry Gospodarzu
placki piękna rzecz, z rodziną czy bez
polędwiczki owszem owszem
nie pogardzę nawet gdy sam jestem w domu
mam poprzestawiane posiłki
śniadanie jadam dopiero po południu
a obiad wypada mi na kolację
ale też i właściwie nie robię leguralnych obiadów
czasami mam zupę
to zazwyczaj jej kolej przychodzi przed drzemką
a kolację, najchętniej jadam z moją lubą
wieczorem, przed faktami lub tuż po
Brzucho – przed faktami, czy Faktami? Bo już mi się gębusia śmieje na samą myśl, że Brzucho uskutecznia z lubą fakty, a tam mięso w piekarniku się wysusza. Trudno bowiem przewidzieć czas trwania faktów, co?
To ja też podam przepis na szybkie danie wieczorne, a właściwie takie, które można przygotować „w dwóch taktach”
Jajka w gniazdkach z ziemniaków.
1 kg ziemniaków ugotować i przecisnąć przez praskę (to można zrobić byle kiedy, nawet poprzedniego dnia). Masę ziemniaczaną zawinąć w folię i schować do lodówki. Przygotować beszamel z 2w łyżek masła, 2 łyżek mąki, mleka, soli, białego pieprzu odrobiny gałki muszkatołowej i łyżki soku cytrynowegio. Na każdą osobę ugotować 2 jajka w koszulkach (puszetowe). Masę ziemiaczaną wymieszać z 2 łyżkami masła i 2 łyżkami siekanego koperku. Formować kule wielkości pomarańczy, w środku zrobić duży dołek, boki panierować w jaku i bułeczce. W każdy dołek wlać łyżkę sosu, włożyć jajko, po wierzchu jeszcze łyżka sosu i odrobina masła.
Ułożyć na żaroodp[ornym półmisku albo blasze wyłożonej folią aluminiową wysmarowaną olejem i zapiekac w piekarniku (150 stopni do 180) aż panierka będzie rumiana (ok 15 min). Jeść z zieloną sałatą albo surówkami. Uwaga – jajka można wbijać w sos surowe, wtedu trzeba je trochę posolić.
przed dużymi F
mniej wstrząsające fakty ..później
:o)
Alicja zamiescila wczoraj bardzo ciekawy link do tych inuickich ludzikiow z poukladanych kamieni – inuksuk, wystawianych dawniej jako znak drogowy, a dzis bardziej ozdoba. A mialy one (inuksuit) ponoc znaczenie nawet duchowe.
To mi przyponina o funkcjonujacym przez setki lat znaku pozostawianym na drogach w kulturze romskiej. „Patrin” pozwalal w dobie nieustajacych letnich wedrowek przekazywac sobie kluczowe informacje: ktos umarl, ktos sie narodzil, bedzie w naszym taborze slub, przyjezdzajcie, chcemy zorganizowac kriss (sad spekeczny), udalismy sie w tym lub innym kierunku.
Patrin w zaleznosci od tego co znaczyl, mogl byc kupka kamieni lub galazek na rozdrozu, szczegolnie przewiazanymi galazkami, nawet przywiazna do drzewa miotla miala jakies konkretne znaczenie – czy nie smierc w taborze?
Oczywiscie wiedza o patrinach wymiera w dzisiejszych romskich pokoleniach i mnie sie zdarzalo tlumaczyc romskim dzieciom co to byl patrin.. Na miejsce patrinow weszly telefony komorkowe. Z pewnoscia wygodniejsze narzedzie komunikacji.
Heleno – a gdzie sprawozdanie ze spódnicowych poszukiwań? Od czasu Twojego eseju o paszminach, sukience, którą tak długo kupowałaś, ąz kupiła ją inna niewiasta, z tęsknotą oczekuję na odzieżowe reportaże.
Na Panie wyraznie dziala wiosna. Czuje sie w powietrzu powiewy a w uszach odglosy wiosny. Co na to Dorota z sasiedztwa. Coraz wiecej komentarzy, które traktuja o piórkach, czyli nowych strojach i faktach.
Przez duze F jako dzialalnosc starannie zaplanowana na cala noc nie mówiac o weekendzie albo przez male f czyli tak zwanym kozaczku. Ot tak miedzy posilkami albo zamiast deseru.
Dla mnie jesli wolno miec jakiekolwiek zyczenia poprosze o wskazówki na wspólny weekend. We dwoje. Rozpoczynajacy sie w piatek po poludniu a konczacy w poniedzialek o poranku. Takie po prostu odciecie od swiata i biezacych klopotów.
Dzisiaj wieczorem Walne Zgromadzenie czlonków Towarzystwa Upiekszania Miasta. Sprawozdawanie, udzielanie absolutorium, zakaszanie i przepijanie. Wszystko oczywiscie na koszt Burmistrza i Rady Gminnej.
Gotuje sie caly dzien
Pan Lulek
Dziś po piątej rano usłyszałam w radiowej jedynce (magazyn rolniczy) o bardzo fajnej inicjatywie Koła Gospodyń Wiejskich z okolic Kłodzka. Otóż panie organizują ofertę turystyczną ( na początek gł. dla turystów z USA i Kanady), polegającą na nauce polskiego biesiadowania. Atrakcje mają obejmować naukę doboru odp. składników do potraw typowo polskich, przyżądzania m. in. bigosu, pierogów, uszek i barszczu etc, nakrywania do polskiego stołu…. Wieczorami w wiejskich ogrodach – konsumpcja.
Wspaniałe, prawda?
oczywiście -przyrządzania
Czekam na wizytę znajomej(?), koleżanki(?) – po rpostu osoby bardzo dla mnie ciekawej, ale o nieustalonym statusie znajomości. Pracowałyśmy razem w muzeum. Lusia jest Ukrainką, w Kijowie skończyła bibliotekoznawstwo, wyszła za Polaka, przyjechała z nim, została, rozwiodła się, wychowywała dziecko. Nie wiem jak ona te studia skończła, bo wiedzę o książkach miała żadną. Poproszona o jakąkolwiek książkę najpierw pytała „A po co ci?”, nqazwiska Schopenchauera czy Spinozy nic jej nie mówiły i z uporem szukała książek zamiast w szafie z filozofią, w mediewistyce, katalogu do 20 tys egzemplarzy nie zdołała zrobić przez 15 lat pracy ale literki mgr miała. I każdy dyrektor (ka) litowali się nad Lusią bardzo. Robiliśmy za nia prawie całą robotę. Ale – Lusia była życzliwa, bardzo pracowita, pierwsza do sprzątania, do „załatwiania” niezwykle operatywna. Myślę, że 5 % nielegalnego handlu Sojuz-PRL przechodziło przez ręce Lusi albo jej kontakty. Nie miała żadnych odniesień narodowościowych, nie była patriotką żadnego kraju, o historeii Ukrainy wiedziała tyle, ile ją 10-latka nauczyła. Po latach wreszcie musiała odejść, bo etat zlikwidowano. Parała się handlem, sprzątała u ludzi, była opiekunką, wreszcie dostała rentę inwalidzką. Aktualnie gdzieś, w Nadrenii jest opiekunką starych ludzi w rytmie – 2 mies kontraktu, przyjazd na miesiąc do kraju itd. Dziewli los setek rodaczek i raczej sobie chwali. Stawka ustalona i wspólna dla tej grupy osób 1000 euro + wyżywienie i mieszkanie. W zależności od tego, dokąd się trafi (oficjalne pośrednioctwo po 250 euro za usługi – znalezienie pracy, pełna opieka prawna i doradztwo, robi to niejaka p.Baumgarten, Polska, która wyszła za Niemca i tam osiadła) Reszty się dowiem. Biedna Lusia – po co rodzice, neuczyciele z Równego pchali ją na bibliotekoznawstwo, umęczyła się, a byłaby np znakomitą pielęgniarką albo zaopatrzeniowcem.
Witam w słoneczny dzień. Te polędwiczki z kaparami już kiedyś zachwalałam – są rzeczywiście b. smaczne i szybko się robi. U mnie dzisiaj sznycelki z indyka i sałata, ale będę gotować u wnuczki, bo przeziębiona, a córka ma jakieś sprawy do załatwienia.
Marek nie podesłał dzisiaj zdjęcia. Pewnie pracuje w pocie czoła, zamiast posłuchać dobrych rad Pana Lulka.
Smakowitego dnia życzę. 🙂
kupuję od PanaLulka określenie
strzelić kozaczka
jestem pewien, że mojej lubej też się spodoba
zwłaszcza że może być zamiast deseru
bo wciąż przejmuje swoją wagą
co przy mnie to istna walka z wiatrakami
Swięte słowa Pyry, nawet święte do kwadratu. Rodzice często chcą, żeby dzieci spełniały ich marzenia, nie swoje własne i przez to unieszczęśliwiają potomstwo nieraz na całe życie. Moi też oczywiście sobie kiedyś tam wyobrażali, że dziecię będzie naukowcem, pisarzem, no albo chociaż jakimś skromnym premierem, w każdym razie po studiach. Tymczasem z mojego ludzkiego brata wyszła typowa współczesna młodzież – czytać nie znosi, chociaż dom pełen książek i czytane miał od kołyski, szkolna nauka nudziła go śmiertelnie i nie widział w niej żadnego sensu, a na pytanie o cel w życiu odpowiadał: dobrze się bawić i zawsze mieć z życia dużo radości. Po pogrzebaniu i opłakaniu SWOICH ambicji, rodzice zapytali go, a jakiż to rodzaj pracy sprawiałby mu ustawiczną przyjemność? Okazało się, że marketing i nie muszą być do tego studia, tylko Ausbildung – rodzaj kształcenia zawodowego, dla którego nie znam polskiego odpowiednika, kombinacja pracy z nauką. No i robi ten Ausbildung i o dziwo rzeczywiście sprawia mu to szaloną radochę, nawet uczyć zaczął się nagle z przyjemnością, bo widzi od razu praktyczne zastosowanie tego, co mu do głowy wkładają.
Z nim było trochę jak z tą Lusią – zawsze był świetnym załatwiaczem, a poza tym miał olbrzymie umiejętności socjalne. Drzwi się nie zamykały, telefony się urywały, jak przyjeżdżał gdzieś w nowe miejsce, to po dwóch dniach miał dziesiątki kumpli. A książki – nie i już. Więc w sumie dobrze, że się uparł i postawił na swoim, bo chyba przyjemniej jest być gwiazdą w mniej prestiżowej dziedzinie, niż wiecznie ostatnim w prestiżowej. Czasem jajo jest jednak mądrzejsze od kury. 🙂
Bobiku, Twoj ludzki brat, powiadasz, za glowny cel zycia uwaza „miec duzo radosci”? A znasz lepszy cel zycia? Jeden moj znajomy rabin mowil i bede to cytowala do konca dni swoich: Mam za soba 40 lat swiadcxzenia ostatniej poslugi umierajacym, i ani razu nie zdarzylo mi sie uslyszec: zaluje, ze za malo pracowalem, za malo sie przykladalem do nauki. Wszyscy oni mowia: zaluje, ze nie zwiedzulem tegp czy tamtego, nie cueszylem sie dosc z zycia, kiedy moglem.
No.
MOja wczorajsza wyprawa po spodniczki zakonczyla sie ogromnym sukcesem: kupilam Jasiuni i natychmiast wyslalam poczta jedna piekna przeceniona z 90 funtow na 29.99, z ladnej batikowej bawelny, starannie uszyta, dokladnie 30 cali dlugosci ( tak jak chciala). Duzej klasy spodniczka. Druga znalazlam u Marksa i Spencera i zostala zamowiona przeze internet, bo w sklpeie nie mieli rozmiaru ma wysoka chuda modelke (34) . Ta wyslana poczta powinna dojsc juz dzisiaj. Mam nadzieje, ze obie jej sie spodobaja, ale bede sie jeszcze rozgladala.
Jasiunia nawet do mleczarza wychodzi o 7ej rano na wysokich obcasach. |Slowo honoru! Dzis takich kobiet nie robia.
Bobiku!
Masz rację, jak zwykle! 🙂 Ale ta „jajkowa” mądrość bywa czsem stresująca dla kur; tj. chciałem powiedzieć: rodzicieli.
Jak to znieśli?
Heleno, toteż właśnie moi rodzice uznali, że dziecko ma rację z tą radością i że odklejone od rzeczywistości pragnienia i wyobrażenia na temat dzieci powinni rodzice przepracować sami, względnie z psychoterapeutą, a nie obciążać tym latorośli. 🙂
Znajoma psychlożka, ktżra pracuje w hospicjum i pomaga w sporządzaniu tzw. bilansu życia twierdz prawie to samo co ten rabin, tylko jeszcze z bardzo ważnym punktem: żałuję, że nie spędzałem więcej czasu z rodziną.
Jędrzeju, postarali się znieść godnie! 🙂 To znaczy pogdakali sobie trochę jak dziecko spało, a potem doszli do wniosku, że wobec tego oni też chcą mieć trochę szpasu w życiu i poszli szukać robaczków dla siebie. Nawet nie musieli ich zalewać, bo i na sucho okazały się bardzo smaczne! 😀
A jeszcze do Heleny – podobno każdy szczeniak swój ogonek chwali, więc i mnie wolno. Moja mama na spacer ze mną – w pola, gdzie żywą duszę spotyka się rzadko – obcasów wprawdzie z wiadomych przyczyn nie zakłada, ale makijaż zawsze full program. Mleka nikt w domu nie pija, a po bułki o 7 rano chodzi tata, ale gdyby chodziła mama, to, jak ją znam, robiłaby to pewnikiem na obcasach. 😀
Rodzic nie kura, wszystko zniesie 😉
daad
Bry.
W zastępstwie Pyry czekającej na Lusię robię remanent.
Wojtek nas opuścił, Sławka nie ma, PaOlOre też w ukryciu, Magdalena się przyczaiła, Iżykostwo rzadkimi wpadami usprawiedliwione, Marek-Misiu za mało zapodaje, za dużo pracuje… a sam Gospodarz też z łaski na uciechę zajrzy. Co to jest, pytam, co to jest?!
Może rebelię jakąś, rokosz? Samoprowadzenie może sprowadzić na manowce 😯
Brawo Bobikowa Mama! Coraz bardziej mi sie podoba! Full program, powiadasz , Piesku! Atta girl!
Temat prostych i szybkich posilkow bardzo mi sie podoba. Czesto wlasnie takich pomyslow mi brakuje. Ile razy mozna jesc spagetti po bolonsku? Nawet jezeli rodzina nie protestuje, bo bardzo lubia?
U mnie dzis losos pod szpinakiem z piekarnika.
A nie wystarczy Alicjo zmiana warty na Kremlu. Nie tylko Marek-Miś pracuje. Parę innych osób też.
Nie czuje się leniem ponieważ codziennie dostarczam zaczyn dyskusji dnia. A to, że ona zbacza w nieoczekiwane strony to tylko dodaje jej pieprzu.
Włączam się co jakiś czas gdy są pytania (nie koniecznie do mnie) lub jeśli wymaga sprostowania jakaś błędna informacja. I z tego można wysnuć wniosek, że nie błądzicie niemal wcale.
Zajrzyj Alicjo na sąsiednie blogi. Jestem (mamo chwalą nas!) najbardziej pracowitym gospodarzem. Nieprawdaż?!
Nasz Gospodarz jest NAJBARDZIEJ PRACOWITYM AUTOREM BLOGOW nie tylko w Polityce, ale ogolnie. Piec razy tygodniowo nowy wpis to nie w kij dmuchal. Tu trzeba sie namachac palcami i jeszcze temat wymyslic.
Dlatego wszyscy jednym glosem, jak jedna zona, rozsiane po alym swiecie, na czesc naszego Drogiego Gospodarza – HIP-HIP! HURRA!!!!
HIP HIP! HURRA!!!!
HIP-HIP! HURRRRRRRRA!!!!!!!!!
Serdecznie dziekujemy!
Prawdaż 😆
Ja codziennie nie daję rady…
Heleno, Ty bezwstydna wazeliniaro!!!
No, ale trzeba było w stół walnąć, żeby nożyce się odezwały 😉
Pracowity Gospodarz pracowitym Gospodarzem, ale pracowici blogowicze !
Ale brak tych, co ich nie ma 🙁
Pani Dorotecka tez, trzeba przyznac, pracowita. Ale kudy jej do Naszego Gospodarza 🙂 🙂 🙂
P.S. Nie idzcie na emeryturę. Zobaczcie, co się z naszym Gospodarzem porobiło. Miał dla nas mieć więcej czasu, a On zabiegany! 😯
Ja na cześć Gospodarza nie zacznę szczekać, bo mogłoby to zostać źle zrozumiane, ale mogę Go uhonorować jakimś owocem pracy, żeby podkreślić Jego zbawienny pedagogiczny wpływ na szczeniaki 🙂
Marynat czar
Zamocz Pietrze wieprza w winie,
łagodząco nań to wpłynie.
Niemoczony czasem zacznie
zachowywać się niesmacznie:
może ci z brytfanny nawiać,
lub żądania zacznie stawiać,
że chce być pieczenią z dzika.
W piekarniku może brykać,
zapryskując tłuszczem ruszta,
aż węgierska zadrży puszta.
Może, dla zmylenia tropów,
zasmarować peryskopu
oko, śpiewać głosem ptaka,
lub napuszyć się i kwakać,
może drzemkę w chińskim sosie
uciąć sobie (zdarza to się),
gorzej, może fuknąć hardo
wziąć i upiec się na twardo.
Nie licz, Pietrze, że sól z pieprzem
fochy wieprza ci odeprze –
Tylko kąpiel w dobrym szato
jest lekarstwem pewnym na to.
Dzięki za komplementy Heleno!
Gdybym mniej miał zajęć to pewnie bym zgorzkniał i spierniczał. Na szczęście okazało się, że propozycji jest huk. Niektóre nawet musze odrzucać, choć zawsze się boję, że kiedyś się skończą. A w dodatku (na szczęście)są to propozycje interesujace.
Ale i tak starcza mi czasu na spotkania z Wami. Teraz i na wsi będę mógł pobuszować na blogu bo zafundowałem sobie internet bezprzewodowy. A w dodatku za darmo, bo Telekomunikacja płaci mi odszkodowanie za niewywiązanie się z umowy. Nie założyli telefonu (kończąc linię za moim płotem) mimo pisemnego zobowiązania. Teraz twierdzą, że nie ma warunków technicznych (pewnie idzie o brak 30 metrów kabla, bo tyle mam do sąsiada) i płacą oni mnie – zamiast ja im. Za tę forsę mam internet – też z ich firmy. Istny dom wariatów.
A mnie jest smutno bez Aszysza 🙁
Bobiku, przyszło coś jaśminowe, choć bardziej liliowo-bzowe na widok. Dziękuję i Alicji też 🙂
Ja już po wizycie. Było miło, tylko przydługo, za to znam Lusine stosunki rodzinne w każdą stronę, wiem, co robi jej kuzynostwo na Ukrainie i komu jej Tato oddał złoto po Mamie, ręczniki i pościele, ile razy za mąż ( i za kogo) wychodziła wnuczka cioci, jak inna członkini rodu wyjechała do Vaterlandu i co z tego wynikło prócz misiaczka w paszporcie – jednym słowem jestem napchana cudzym i najzupełniej nieznanym życiem po dziurki w przydługim nosie. Mój Boże kochany, czuję się osobą zupełnie nierodzinną – takich wieści to nie mam nawet o rodzonym bracie, o kuzynach nie mówiąc.
Bobiku, jestem psim geniuszem i przedowcipnym poetą! Dziękuję.
Czy mogę Cię zacytować w felietonie o winie? Oczywiście z wyszczekaniem czyjego autorstwa to utwór.
Jak się lata z kieckami po muzeum to i czasu brak.
Fotografuję stroje ludowe. Dobrze ,że nie cały dzień bo bym wyzionął ducha. Ale gimnastyki nigdy nie za dużo 🙂
Żeby zostać artystą trzeba być wyrobnikiem przez jakiś czas. Dam radę bo praca na etacie od 8 do 13.30.
Zamówiłem dobry obiektyw macro to może i zdjęcia kulinarne zacznę robić. Wyjątkowo trudna sztuka ale warto się nauczyć.
Teraz biegnę wcinać ramki.
Dziś na blogu zdjęcie sprzed wielu lat jedno z pierwszych jakie zrobiłem.
http://www.kulikowski.aminus3.com
Dzień dobry.
Panie Piotrze serdecznie dziękuję za książkę! 🙂
Data nadania: PL-Wawa 06.05.08
Data otrzymania: D-MZ 09.05.08 (11:30)
Tylko trzy dni!
Co mnie zdziwiło (i przeraziło!), to KOSZTA przesyłki!!! 😯
Marylka zaczęła przeglądać, marzyć, a co gorsze planować … czekam na rozporządzenia i realizację projektów. Zobaczymy, co z tego wszystkiego wyniknie 😉
Pozdrowienia
Brakuje mi ich wszystkich – ASzysza, Wojtka, Sławka, Pawła i Iżyka.
Wiem, że Sławek i Paweł mają kłopoty w działalności, Iżyk nie ma codziennego dostępu do internetu, ale co z ASzyszem i Wojtkiem, to ja nie wiem. I martwię się.
No pewnie, że wszystkich brakuje 🙁 ale Aszysza nikt nie wymienił.
Andrzeju, odezwij się!
Zacytowanie przez Gospodarza będzie dla mnie zaszczytem i może nawet pozwoli mi przekonać tę zarozumiałą labradorkę od sąsiadów, że mniejsi wzrostem też mają pewne walory! 😀
nemo – cała przyjemność po mojej stronie, bo odzyskałem nieco wiarę w sprawność niemieckiej poczty. 🙂
A teraz wracam do swoich baranów, bo już mi się całkiem zbiesiły.
Jeden się znalazł, czyli Wojtek. Przed chwilą zadzwonił Marek, w jednej słuchawce miał Pyrę, w drugiej Wojtka. Wojtek będzie w robocie dopiero w przszłym tygodniu i wtedy naszą męską wierzbę płaczącą odzyskamy.
Nemo,
jaśminowe było, ale to Juror przygotował dwa egzemplarze z rozpędu, więc powtórka.
Właśnie, Aszysz też dał dyla… czyzby ujeżdżał swoje konie?
Co prawda, to prawda. Gdzies zapodziewa sie towarzystwo. Gospodarz i Marek wpadli w sidla stalych zajec. Nie maja czasu. Reszta, tez nie najlepiej. Dorabiaja. Moze na wspólne przebiesiadowanie.
Trzeba by sie zastanowic, czy nie powolac na Zjezdzie Komisji Dyscyplinarnej. Kary oczywiscie umowne. Kleczenie na grochu, odmowa deseru, nie mówiac o innych szykanach.
Mysle sobie o naszym blogu. Co bedzie, jezeli wszyscy wyprowadzy sie do prywatnosci.
Co sie tyczy dzisiejszego zebrania, to oficjalna nazwa towarzystwa brzmi nastepujaco. Przyjaciele Towarzystwa Upiekszania Swietego Michala. Brzmi niezle, pytanie tylko czy napewno trzeby upiekszac tego swietego. On i tak na dojscia do najwyzszych sfer. Towarzystwo to ma bardzo interesujacy statut. Czlonkostwo jest calkowicie dobrowolne a dostepnosc niezalezna od narodowosci, obywatelstwa, miejsca zamieszkania itp. Trwa jeden rok. Kazdego roku nastepuje samowznowienie czlonkostwa poprzez uiszczenie skladki czlonkowskiej w wysokosci 10 Euro. Mozne wniesc wiecej. Taki przypadek nie mial miejsca w historii. Dochody uzupelnia dotacje Rady Gminnej. Dalej w kolejnosci ida. Land Burgenland, Republika Austria, Unia Europejska i kazdy kogo uda sie naciagnac na datki. Warto równiez zaznaczyc dobrowolne sponsorowanie ze strony miejscowych firm. Zebrane srodki przeznaczane sa na konserwacje miejscowych lawek, miejsc zabaw dla dzieci, mlodziezy i emerytów, krzewów, kwiatów, pomników itp. Nie przytrafilo sie, zeby bylo wystarczajco wiele, srodków pienieznych. Przekroczenie budzetu lata zapewne Swiety Michal.
Towarzystwo, jako nie posiadajace zadnych srodków poza przeciagnietym kontem, nie ma prawa do ogloszenie upadlosci, jest to z zasadniczych powodów niemozliwe. Siedzibe w postaci pieczatki nosi ze soba Pani Szefowa wybierana w sposób jawny co cztery lata. Akta przechowywane sa w miejscowym banku.
W roku ubieglym wygralismy konkurs na najlepszy klomb przed siedziba Urzedu Gminnego. W calej Burgenlandii.
Jako jeszcze zywy, jednak nie trace nadziei na przyszlosc.
Pan Lulek
Kochani
Ja nie zniknąłem, ja jestem!Mało tego czytam Wasze wpisy. Po prostu borykam się z problemami komunikacyjnymi no bo – sami to sobie wyobraźcie – nie mogę siedzieć u sąsiadki godzinami i pisać. Już i tak wiejska społeczność patrząc zza firanek na moje marsze przez zieleniejące pola ma robaczywe myśli. „Gdzie pan znów idzie panie Wojtku?”-pytają. Ja na to -„Internet przejrzeć u sąsiadki” a oni w śmiech – „Internet, tak to się teraz nazywa, chłe, chłe, chłe….”. Nie ukrywam też, że borykam się się z problemami zatrudnieniowymi, po prostu plany – jak to w naszej uroczej krainie bywa – się opóźniają z jakiś durnowatych powodów. Ale mam nadzieję, że po kolejnym weekendzie się zmaterializują. Więc, kochani, spokojnie – na wszystko przyjdzie czas i będę znów od rana kilka komentarzy dziennie pisał.
Pozdrawiam serdecznie i dziękuję, że o mnie pamiętacie
to i ja się zamelduję
bo i mnie pośród zaginionych w akcji wymienią
:::
byłem wczoraj w „Garncarskiej wiosce”
(to pod Nidzicą jest)
we wsi Kamionka
taki twór zwany Ekonomią społeczną
prężny ośrodek, nie powiem
i wielce pożyteczny
uzdatniają do życia bezrobotnych i innych
z nabytym zespołem nieporadności
słyną z organizacji Wesela Mazurskiego
z wyrobów lokalnych
a mnie zainteresowali starymi sadami, starymi odmianami owoców
gęsią biłgorajską
kurą zielononóżką
świnią złotnicką…
Bobiczku, czy labradorka nazywa sie Wislawa?
Jestes, Piesku, lepszy od labradorki – na moj gust.
…a mówiłam, walnąć w stół, to i Wojtek się odezwie 🙂
Wyrazy z powodu podejrzeń o niecne prowadzenie się, tak długo, jak sąsiad nie przegania – dobrze jest!
Pozdrowienia dla Ewy i aby do lata!
Panie Lulku,
Pan jako Wielki Manipulator i ja, jako Samozwańcza Archiwistka, nie dopuścimy do tego, żeby ludzie pouciekali w prywatność.
Tymczasem uciekam do zajęć. Miłego popołudnia Wam.
Chciałam pt Blogowisku zapodać, że nadeszła pocztą pozycja polecana przez Bobika czyli świat z punktu widzenia psa. To ja się uczyć będę.
Coby udokumentowac wlasne zalatanie – jest rowno trzydziesci minut po polnocy, a ja dopiero teraz mialam chwilke coby wstapic do Blogowej Kawiarenki. Czyli – zabiegani jestesmy, ale patrzcie tylko: mimo obowiazkow meldujemy sie wszyscy.
No to obejdzie sie chyba bez rewolucji Alicjo – Ty wichrzycielu!
Bobikowe poema – pysznosciowe,
Pyra powinna napisac pod wplywem chwili „Pamietnik bibliotekarki Lusi”,
Alicji damy do poczytania cos uspokajajacego na wzburzony rewolucyjny umysl – moze jakies liryki, albo lepiej ulotke luminalu,
AndrzejEsz niewatpliwie przygalopuje niebawem na swym raczym rumaku,
zas piszaca te slowa udaje sie na randke z Morfeuszem
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echdna
W ramach przygotowan do Walnego, wspominam sobie ostatnie grzechy. Kiedy wprowadzilem sie do Swietego Michala, wszyscy sasiedzi w poblizu narzekali na Gmine, ze niema co robic ze skoszona trawa i odpadkami z ogródka w postaci galezi itp. U nas sa pojemniki na odpady biologiczne. Wywoza na ogólne kompostowisko. Zaczalem uprawe ogródka od zalozenia dwu kompostowisk. Jeden kompost na drobne, ze tak powiem subtelne odpadki. Drugi na wszystko co jest biologiczne, w tym, galezie. Ludzie patrzyli troche jak na wariata. Na dokladke odbieralem od miejskiego ogrodnika trawe która scinal w poblizu. Na pomoc przyszla telewizja bo przypadkowo zaczela sie akcja przeróbki odpadów biologicznych, starego oleju kuchennego i samochodowego. Kiedy na dokladke mój Nazareti zaczal jezdzic na przedbiegu od pedzenia, dotychczas wyrzucanym albo uzywanym do nacierania chorych od zewnatrz, wybuchl przelom. Teraz wszycy w kolo maja kompostowniki i kazdy szpanuje przed innymi jak najlepiej kompostowac. Wyglada na to, ze niechcecy wnioslem kaganek oswiaty pod miejscowe strzechy.
Ostatnia wynalazlem doskonaly, naturalny srodek nasenny. Wieczorem wyciagam z biblioteki dowolna ksiazke kucharska. W róznych jezykach sa to ksiazki i dotycza róznych kuchni swiata. Lezac w lózku otwieram ksiege na dowolnej stronie i czytam pierwszy przepis. Z reguly jestem nim zafascynowany. Potem czytam nastepny. Juz tylko radosc i pewne klopoty z koncentracja. Przy trzecim przepisie ksiazka wypada mi z reki na pierzyne i spie jak susel do nastepnej przerwy. Czasami resztka swiadomosci wylaczam lampke nocna. Przy nastepnym obudzeniu, po zalatwieniu wiadomych czynnosci, zaczynam od nowa. Od razu skonczyly sie bezsenne noce. Na poczatku byly cztery seanse w nocy. Teraz sa tylko trzy. Mam nadzieja dojsc do jednej przerwy a byc moze dojde do nocy przespanej w jednym kawalku.
Okazuje sie, ze niema zróznicowania w zaleznosci od autora lub jezyka.
Cale szczescie, ze metoda wydaje sie byc uniwersalna.
Pan Lulek
Dzis rano, skoro swit pojechalam do stolicy na spotkanie z moim doktorem. Spotkanie mialo byc o 9:00. Nie chcac ryzykowac spoznienia pojechalam pociagiem o 7:31 i bylam na miejscu w klinice o 8:45. Odczekalam do 9:30 i juz chcialam sobie pojsc, kiedy poproszono mnie na pokoje. Okazalo sie, ze „moj” profesor w trybie pilnym operuje w innym szpitalu, a personel nie moze sie nadziwic, dlaczego wyznaczono mi termin akurat na dzisiaj 😯 Po zdaniu relacji z procesu zdrowienia mlodej praktykantce z Niemiec chcialam porozmawiac z kims kompetentnym na temat rezultatow mojej niewielkiej operacji. Kiedy sie okazalo, ze uzywam fachowych terminow, a dwie mlode lekarki w ogole nie czytaly dokumentacji mojego przypadku, oznajmilam, ze nie mialam zamiaru wpedzac ich w poploch i ide sobie do domu. Przyjely z ulga, cale w wypiekach, przeprosily po stokroc i obiecaly przekazac profesorowi moje pytania, bla bla bla…
A ja sobie poszlam i kupilam buty 😎
http://reviews.nike.com/9191/318050/reviews.htm
Zapomniawszy o pytaniu ogolnym. Czy Wy macie czas na przygotowanie polproduktow do obiadu w godzinach porannych? Bo ja szczerze mowiac nitu-nitu. Wczesna pobudka coby dojechac punktualnie do pracy, powrot do domu akurat na czas by przygotowac pozna obiado-kolacje (bo jak inaczej nazwac posilek spozywany kole 20stej?), takie tam domowe robotki itp i hop do lozeczka.
Chwale sobie bardzo dania jaki mozna przygotowac szybko, ale i na inne starcza mi czasu. To chyba indywidualna organizacja pracy w kuchni powiazana z innymi obowiazkami narzuca nam tryb i forme prac kuchennych.
I tu pytanie do p. Piotra: starte ziemniaki czernieja, przynajmniej mnie .Jak zatem mozna przygotowac mase na placki ziemniaczane i trzymac ja caly dzien w lodowce? Toz samo dotyczy obranych ziemniakow. No moze nie ciemnieja lecz robia sie takie jakies… nieswieze. Nawet te trzymane w wodzie. Bez soli rzecz jasna. Czyzbym byla kolkiem w tej materii?
Echidna
KOchana Nemo. Niestety bedziesz musiala zwrocic buciki (piekne, 5 out of 5) do sklepu, poniewaz, nie wiem czy slyszalas, bojkotujemu Nike, ktora jest oficjalnym sponsorem, Igrzysk w Pekinie. Sorry, Dear.
Dzis odeslalam w malej restauracyjce coca -cole, gdyz specyficznie prosilam o pepsi. Coca-cola, powiedzialam surowo do mlodziutkiej Czeszki-kelnerki, jest na liscie proskrypcyjnej z powodu sposnsorowania Igrzysk.
Wiec marsz z powrotem do sklepu.
Drogie Nemo!
Cóżem ja takiego uczynił, że beze mnie ci smutno?
Wczoraj patrzę do lustra – a tu okazuje się, że ja nie mam nic do powiedzenia. Nawet nie na temat! Na blogu zaś wszyscy w dobrym nastroju – myślę sobie, po co mam ten dobry nastrój psuć…
P.S.
Ładne buty – pomimo, że od doktora. Jest taki doktór co to buty ludziom szyje ale ty jeszcze na takie chyba za młoda. Doktór Scholl czy jakoś tak…
Echidna,
wichrzycielstwo popłaca – Gospodarz wrzucił kilka komentarzy, Wojtek sie odezwał 😉
Tymczasem pokazały się czarne muszki, na ugryzienie których jestem uczulona i wpadłam wysmarować się jakimś świństwem. Pewne roboty polowe nie mogą czekać, muszki czy nie!
Panie Lulku,
u nas taki komposter to mus właściwie, każdy ma! A my z racji lasu mamy kłopot z gałęziami z głowy – a także z zeschnietymi liściami (z racji wielu drzew jest ich bardzo dużo każdej jesieni).
Dodam, że ten nasz las to większy park miejski, jest parę ścieżek wydeptanych, ale las jest utrzymywany w stanie dzikim. Jak padnie drzewo, to służba przyjedzie i sprawdzi, czy nie trzeba pomóc naturze i pociąć, żeby nie zagrażało ludziom, że spadnie na głowę. Ale jak nie zagraża, to ma leżeć tam, gdzie padło. Idę dawać odpór muszkom.
Na czernienie startych kartofli nie ma sposobu. Trochę ten proces opóźnia dokładne okrycie pojemnika z masą kartoflaną folią spożywczą (byle nie aluminiową). Ale jeśli długo czekają to i tak wierzchnia warstwa jest do wyrzucenia. Warto więc trzymać je w wąskim a wysokim naczyniu. Wyrzuca się wówczas mniej, bo tylko z wierzchu.
Obrane – w garnku z wodą nie powinny czernieć ani mięknąć. Chyba, że tam u Was po drugiej stronie nawet kartofle stają na głowie.
Heleno,
ja nikogo nie bojkotuje, ale pepsi ani coca-coli nie pijam. Mieszkam w neutralnym kraju, Dalaj Lama jest tu jak u siebie (ten usmiechniety nierob) i to on nie chce zadnego bojkotu. Butow nie oddam, bo sa wygodne, ladne i mnie pocieszyly, a uszyto je w Tajlandii. Chcesz pozbawic biedne tajlandzkie dzieci miski ryzu i wyslac je do burdeli dla zachodnich turystow? 😯
Andrzeju,
Ty temu lustru nie wierz! Od kiedy lustro Ci powie, ze masz cos do powiedzenia? Przeciez juz tu raz ustalilismy, do czego sluza lustra 😎 A nam bez Ciebie smutno 🙁 Chocby o pogodzie bys doniosl, albo o szwedzkich szparagach mrozoodpornych, albo o koniku, ze sie pobrudzil, obojetne, chcemy wiedziec, ze jestes, funkcjonujesz, wino kupiles, trawnik skosiles, no zyjesz po prostu 🙄
PS. Top rating moich bucikow odkrylam dopiero w domu szukajac ich w internecie, zeby Wam pokazac, co nabylam sobie na uspokojenie nerwow. Teraz podobaja mi sie jeszcze bardziej 🙂
Nie da rady z muchami. Pryskanie ochronne nie pomaga – juz mnie jedna użarła i teraz puchnę równo. Franca ugryzła mnie w kark!!! Zostawiam ogródek na tydzień – potem powinny zniknąć.
Echidno,
ziemniaki na placki nie czernieją dosyć długo, gdy będziesz je tarła razem z jedną średnią cebulą. Nie wiem, ile godzin wytrzymuja, na pewno godzinę.
Zeby nie było tylko wichrzycielsko, to kulinarnie:
ziemniaki na placki zawsze z towarzystwem cebuli robię, bo raz, że lubię, po drugie, są żółciutkie. Smażę malutkie placki (kopiata łyżka zupna „zacieru” na jeden placek).
A na wierzch – małe ugotowane krewetki, sos z pół na pół majonezu i gęstej, kwaśnej śmietany, do tego czosnek posiekany, ile kto lubi, pieprz, sól. Też wytworne, jak te Gospodarza z łososiem.
Zamiast czosnku można przyprawić chrzanem, ile kto lubi, tez już kiedyś próbowałam – dodałam też do tego drobniutko pokrojony ogórek kiszony. Podawać na gorąco placki, w miare smażenia, osączać z oleju na papierowym ręczniku – mozna też trzymać w ciepłym piekarniku do czasu podania.
Pogoda jest przepiękna, parę dni temu pojawiły się na drzewach liście a teraz co poniektóre kwitną. Rano ptaki drą się po lesie jak najęte. Trawnik skosiła żona chyba wczoraj. Kupiłem dziś dwie butelki
http://www.systembolaget.se/SokDrycker/Produkt?VaruNr=4200
uznanego tu za białe wino roku 2007 (w klasie budget). Piłem już parę razy, może być. Szparagi dowożą tu skądsić inąd. Konik został tydzień temu wywałaszony – trudno…
No, żyję po prostu – czego i wam wszystkim życzę.
Oj, ASzyszu! Oj, żal konika. Wiem, że teraz będzie spokojniejszy (testosteron ni będzie judził) ale żal mi Młodego
Helenko bardzo rozsądnie postąpiłaś z coca cola. Od lat bojkotuje ten szajs. Ale od olimpiady to proszę trzy kroki w bok. Jeśli idzie o bieganie ze zniczem, to nie mam nic przeciwko by tego w ogóle nie było. Sam protest przeciw bieganiu jest słuszny. Natomiast argumentacja jest do dupy. Należy pamiętać ze zaczęto biegać w 1936 roku. Naziści wymyślili toto jako polityczną reklamę i nic wspólnego to nie ma ze sportowa rywalizacją. Może nie być z tego właśnie powodu. Nie innego.
Naturalnie ze olimpiady są rzadko nie powiązane z polityką. Dziś przeciwstawiać się olimpiadzie w Chinach to istna dziecinada. Jak przyznawano Chinom prawo organizacji było jasne od samego początku ze nie było i nie będzie tam demokracji w zachodnioeuropejskim stylu. Po diabla te hałasy. O kant budy toto.
Tygrys pozostanie zawsze tygrysem nawet, jeżeli przysłoni się go demo plakatami.
Jak ten czas leci,
kiedyś to Olimpiada była co sześć lat a teraz to co drugi rok….
Droga Nemo. Mnie malo obchodzi Dalaj Lama i to czy zajmuje sie on pozyteczna dziala;nosvia na niwie duchowej i splecznej czy sie obija (mysle, ze sie nie obija bardziej od innych wysokich dostojnikow koscielnbych, a ma od nich troche gorzej w sensie jakosci zycia).
Obchodzi mnie natomiast i to gleboko, ze sa gwalcone prawa czlowieka, nie tylko w Tybecie, ale przede wszystkim w samych Chinach. W Pekinie kilkadziesiat tysiecy ludzi wyrzucono na bruk po to by zbudowac obiekty olimpijskie. Ci wszyscy, ktorzy organizowali w tej sptrawie protesty, sa dzis trzymani za kratkami i regularnie torturowani i bici. Jestem gotowa godzic sie z brakiem niepodleglosci Tybetu, a nawet systematycznym niszczeniem starej kultury tybetanskiej. Troche trudniej jest mi przystac na tortury, w tym kobiet i ludzi starych. Na to nie bylo mojego przyzwolenia, kiedy Chiny wygrywaly organizacje Igrzysk Olimpijskich.
Arkadius, dziekuje Ci za zwrocenie mi uwagi, ze moje poglady sa dziecinada. Gratuluje Ci meskiego dojrzalego spojrzenia na sprawy tego swiata.
Na pocieszenie Alicji mogę powiedzieć, że od jakiś dwóch dni w Poznaniu pojawiły się tzw. meszki, jest ich całe roje (przynajmniej w moim ogrodzie), tną równo (przez skarpetki i cieńsze ciuchy też). Na szczęście są jakieśpłyny do spryskiwania sięprzeciwko tym stworzeniom (chemii nie lubię ale grzecznie się pryskam), a i tak kilka dziabnęło mnie gdzieś po cichu (boli i puchnie).
Masz racje Andrzeju, zrobiono tak z myślą o pyskaczach. By odwrócić ich uwagę od ważniejszych spraw. Skończy się cyrk z Chinami i rozpocznie teatr z Rosją. Znajda się ponownie tacy, którzy przypomną sobie ze w zasadzie Rosja również nie odpowiada ich politycznemu wyobrażeniu
Helenko wiesz co mnie drażni > misyjne urojenie niektórych ludzików i ich sprzymierzeńców uważających ze mogą wprowadzić swoją NIEOMYLNĄ wizje porządku na planecie planecie
Tak Arek dla porządku pojęć. To co będzie w Pekinie to igrzyska, olimpiada to jest natomiast czas między igrzyskami.
Olimpiadę mamy teraz, igrzyska w sierpniu.
Samo przyznanie Chinom organizacji igrzysk było błędem. Racja!
Tak więc lanie teraz przez świat łez jest spóżnioną bardzo refleksją.
Mówią że igrzyska w Chinach coś zmienią, nie wierzę. Będzie to propagandowa pokazówa. Tak jak wczasy na Kubie. We wczasowisku cuda wianki, jedzonko, winka i wódeczki, na morzu łódeczki, personel zadowolony i szczęśliwy, wieśniak w pokazowej wsi też radosny i ubrany.
A prawdziwe życie gdzieś za płotem…ta bida i nędza której się turystom nie pokazuje.
Chińczycy też nam pokażą to co chcą, co będzie im wygodne. Kto w Pekinie liczył się z wysiedlanym z dnia na dzień mieszkańcami hutongów? A świat co na to? Nic. Teraz hałas o Tybet. I co? Nic.
Chiny są tanią fabryką dla całego świata, są świadomi tej siły i nie boją się bojkotów. Breloczek z Chin, komputer, patyk do loda, fajans wszelaki ale i światowe marki tam produkują. Bo tanio! Świat lubi jak tanio i Chin nie zbojkotuje. Świat zrobi w Chinach interes.
Nawet Pyra kupiła chinskie bluzki i spódnicę. 🙂
Masz racje Antku. U mnie mówi się olympische spiele i do tego gadania przywykłem stad pewnie klepie o olimpiadzie. Sam przyznasz ze dla niektórych właśnie olimpiada stała się igrzyskami.
Doroto z Poznania,
to jest to, wasze meszki, syberyjski gnus, kanadyjskie black flies. Uderzają chmarami. Lubią chłodnawe tereny, więc z południa przelatuja przez nas, zatrzymując się w maju na mniej więcej tydzień, potem lecą z chłodniejszą pogodą na tundrowate tereny północy. Jestem na nie mocno uczulona. U chłopa tylko porządny bąbel, a u mnie wielkie, sztywne i twarde jak kamień place czerwone, z których coś się tam sączy. I nie tyle swędzi, ile boli.
Te płyny ochronne działają na pół gwizdka. Lewy bark i łopatkę mam już prawie sztywną. Nie wychylam nosa, jedno ugryzienie wystarczy.
U mnie na obarot. Mąż puchnie (jak go tylko taka dziabnie to leci do lekarza, dostaje zastrzyk odczulajacy i to trochę pomaga) ja bąbluję i puchne umiarkowanie. Nie ma innej rady tylko trzeba je przeczekać.
Alicjo, nie kremy, tylko uczciwe srodki abtyhistaminowe. Musi to wypisac lekarz. Moze nawet w zastrzykach.
Mnie w Borach Tucholskich uratowala lekarka, przyjaciolka Renaty, ktora spojrzala, jak reaguje na komary, na moje spuchniete stopy i rece i inne czesci ciala, wsiadla do samochodu, pojechala do najblizszego miasteczka i przywiozla mi z apteki lekarstwo. Mialam natychmiast spokojna noc. A potem juz do konca pobytu mialam spokoj.
Heleno, no co Ty? Ja z tą labradorką to tak przyziemnie, wręcz prymitywnie kombinowałem, jak to facet 😀 Jak jej pokażę, że Pan Gospodarz mnie zacytował, to może zgodzi się przyjść obejrzeć mój zbiór kości, albo poprzeciągać ze mną stare spodnie od piżamy, albo dziurę razem wykopiemy tam, gdzie mama posiała koperek?
A gdzieżbym ja tam śmiał się porównywać z Całkiem Dużymi Psami… 😳
Ja się cholerstwa boję bardzo, bo Młodsza jest silnie uczulona na jad owadzi – ostatnie użądlenie osy skończyło się wizytą w szpitalu dyżurnym, trzy ukąszenia meszki też. Ja mam zawsze miejscowe zapalenie skóry po ukąszeniu przez meszkę. Ulgę przynosi prócz środków histaminowych kompresy z octu.
Mnie też dziabnęło. Od meszek puchnę na twardo, potem robią się bąble. W ubiegłym roku kombinowałam z fryzurą zasłaniającą pół twarzy, bo pracę mam ludzką, w dodatku powinnam zachęcać, nie odstraszać. Teraz jest lepiej, mam poduchę tylko na prawej dłoni.
Pyro, to smarowidło robione (mam ksero recepty, podam) na meszki działa średnio, ale działa.
Ja stosuję uniki, ponieważ antyhistamina zle na mnie działa. Jak już mnie jedna mucha użre i wiem, że są, to siedzę w domu. odobno są zastrzyki przeciwuczuleniowe, zdaje się, że trzeba przyjąć jakąś serię odpowiednio wcześnie przed sezonem. Ale tydzień mnie nie zbawi, wolę unikać, niż pakować w siebie jakieś świństwo.
A co do kremów, to ja miałam na myśli takie świństwa, którymi człowiek spryskuje się przed wyjściem na zewnątrz i ma to odstraszać bydlęta. Przez parę lat miałam coś, co rekomenduję – nie jest to coś na komary czy inne – a jako jedyne działa lepiej niż wszystko dotychczas przeze mnie wypróbowane.
Olejek do kąpieli pod nazwą „Skin so soft” firmy AVON. Dodam, że przyjemnie pachnie.
Już mi się skończył 🙁
Podobno kremy, olejki i inne wyroby tej linni (ten sam zapach) działają podobnie. Nie wierzyłam, ale sprawdziłam na sobie. Nawet w mediach o tym było głośno 😯
Ta firma nie sprzedaje swoich produktów w sklepach, więc nie wiem, czy ma coś nowego, wiem, że były naciski, że skoro trafili z zapachem, to powinni cos na komary i te rzeczy. Może coś mają, ja kupie olejek.
A na razie posmarowałam sobie olejkiem „Tea Tree Oil”, łagodzi trochę, ale cudu nie uczyni. Trzeba odcierpieć. Dobrze, że jedno!
U mnie mowia, ze bedzie duzo komarow w tym roku, tymczasem w powietrzu pelno juz roznego talatajstwa, ale nie gryzacego. Trzeba tylko uwazac podczas jazdy rowerem, zeby nie lykac tego jak jaskolka. Rylismy w ziemi caly wieczor, bo lada dzien trzeba wysadzic pomidory, ktore w ciagu kilku dni urosly o 20 cm. Posialam fasolke i posadzilam selery, teraz przydalby sie deszcz. W weekend mamy swieto wlacznie z poniedzialkiem (Zielone Swieta) i wtedy tradycyjnie leje w niedziele, a w poniedzialek odbywamy dluzsza wycieczke rowerowa rzedu 45-70 km. W ubieglym roku pogoda byla niepewna, wiec pojechalismy tylko nad jezioro, potem troszke dalej, i dalej, az objechalismy jezioro o dlugosci ponad 20 km – dookola. Na koniec zlapal nas deszcz 🙁
Skonczyla sie nasiadówka. Sposród 170 czlonków Towarzystwa stawilo sie 14 osób. Jutro, jak sie wyspie to byc moze sprawozdam.
Pieknej noca z zabim koncertem zycze
Pan Lulek
Ja choc bywam na blogu okazjonalnie to czytam codziennie.
Za wczesnie wychodze do nowej pracy, zeby sie zmiesciec z pisaniem rano, a jak wracam z pracy to zajmuje sie psami i obiadem, a potem caly blog idzie spac. No, moze nie Echidna…
Do dan szybkich na obiad (ach te krolewskie placki, miele ziemniaki w takim mikserze z dzbankiem, swietny) zaliczam tez wszelkie pasty. Sos zawsze mozna zrobic wczesniej, albo podac tylko z maslem i tarta bulka i anchovis… byle swieze i nie rozgotowany makaron.
W sprawie olimpiady powiem, ze zakrecila mi sie lza, kiedy Toronto przegralo z Pekinem organizacje tych igrzysk. MKOL uznal, ze to byl odpowierni czas, zeby sie poklonic Chinom, chociaz jeszcze nawet wtedy nie uplynelo 15 lat od masakry na Tiananmen Square. Dzisiaj pewnie powszechnie uwaza sie te decyzje za pochopna, ale teraz trzeba juz zjesc te zabe.
Piekne buty, nemo… szkoda, ze sluzba zdrowia nie chodzi u ciebie jak szwajcarski zegarek. Wystarczylby jeden telefon, zeby ci oszczedzic niepotrzebnej straty polowy dnia…
Mam 2 gałązki berberysu, niestety, żadnych odrostów mniejszych nie było, to stare wręcz drzewo – a i młodsze też nie ma odrostów ukorzenionych.
Zyczcie mi powodzenia, jutro przystapie do procesu ukorzeniania, może się uda 🙄
Literaturę już poczytałam
b123 i tyle !
Jedni spia, drudzy juz nie. Dzisiaj nie pomoglo nawet czytanie ksiazki kucharskiej do snu,
Chyba gotuje sie jakas zmiana pogody.
Pan Lulek
Panie Lulku,
ja dzisiaj spalam jak zabita, pelnych 7 godzin w jednym kawalku! To ten wczorajszy stres plus ogrod.
Aniu Z.
mnie sie tez zdawalo, ze to powinno chodzic jak w zegarku i normalnie tak bywa, ale to szpital uniwersytecki, moloch skomputeryzowany, a najslabsze ogniwo, to jak zwykle czlowiek siedzacy przed komputrem i czytajacy po lebkach i na przyklad tygodniami nie wysylajacy wynikow badania do lekarza prowadzacego, bo na ekranie stoi, ze raport wyslany, ale nie zauwaza, ze ten wyslany dotyczy innego, wczesniejszego badania 🙄 I jeszcze stoi notatka, ze pacjent sie zglosi sam po otrzymaniu informacji. Pacjent czeka na informacje, a klinika na zgloszenie i tak moga czekac, az ktos sie wnerwi i nie bedzie to sekretarka odpowiedzialna za cale zamieszanie 🙁