Jednooki, jednoręki żeglarz, wódz, kochanek
Karol Okrasa, ja i sznycle wiedeńskie. Fot. Tomasz Rostworowski
Zrazy z grzybami i kartoflami to ulubiona potrawa angielskiego admirała Horatio Nelsona. Według klasycznego przepisu przyrządzane są one z polędwicy, oprószone mąką i krótko podsmażone. Łączy się je także z pokrojonymi ziemniakami, borowikami i plastrami cebuli.
Podaje się zaś w naczyniu, zwanym nelsonką, polane sosem (zasmażka rozprowadzana wywarem z grzybów i bulionem, z dodatkiem wina lub śmietany).
Nelson, z wyjątkiem dni w które opracowywał strategię wojenna i nic nie jadał, cenił sobie dobra kuchnię, był koneserem wykwintnych potraw, win i pięknych kobiet. Lata całe był kochankiem, a w końcu mężem pięknej żony ambasadora w Neapolu Lady Hamilton.
Nelson był najsłynniejszym admirałem w historii floty brytyjskiej, który dwukrotnie pokonał armadę Francji.W wieku 12 lat wstąpił do Royal Navy (królewskiej marynarki brytyjskiej), a w wieku 20 lat uzyskał stopień kapitana. W wojnie z Francją w roku 1793 objął dowództwo okrętu Agamemnon.
W czasie udanego ataku na Korsykę stracił prawe oko. Miał znaczny wkład w zwycięstwo koło Przylądka S?o Vicente.
W roku 1797 został mianowany kontradmirałem. W tym samym roku w dniu 25 lipca podczas nieudanego ataku na port Santa Cruz na Teneryfie stracił (również prawą jak oko) rękę. Nic nie stracił na męskim uroku. Zawsze na pokładzie (właściwie pod pokładem) jego okrętu zamustrowane były piekne młode panienki zwane przez zazdrosną załogę „laleczkami admirała”.
Odnosił liczne sukcesy na wszystkich morzach.
W roku 1801 pokonał flotę duńską pod Kopenhagą (Dania była wówczas sprzymierzeńcem Francji).
Po wybuchu nowej wojny z Francją wraz ze swoją flotą znalazł się na Morzu Śródziemnym, gdzie skutecznie przez 2 lata blokował okręty francuskie w Tulonie.
W roku 1805 ostatecznie rozgromił połączone floty Francji i Hiszpanii w bitwie pod Trafalgarem, w której sam został śmiertelnie postrzelony w kręgosłup. Strzelec nie miał trudnego zadania, admirał był bowiem obwieszony odznaczeniami i stanowił wymarzony cel. Zmarł po czterech godzinach.
Po przewiezieniu jego ciała do Londynu urządzono mu państwowy pogrzeb i pochowano w Katedrze św. Pawła.
Jedną ze ciekawszych, a raczej smakowitszych legend o admirale jest ta dotycząca zdarzeń po jego śmierci. Podobno ciało Horatio Nelsona zostało umieszczone w beczce z rumem w celu zakonserwowania go i przetransportowania do Anglii. O fakcie tym nie została jednak poinformowana załoga okrętu, na którym znajdowała się owa beczka. Marynarze zakradali się więc w nocy do ładowni i podpijali rum z beczki nie wiedząc, co się w niej znajduje.
Oprócz zrazów noszących imię Nelsona są również baranie kotlety ochrzczone tym mianem. Innym przysmakiem związanym z Nelsonem są twarde słodkie cukierki znane pod niezbyt elegancką nazwą jako „Nelson?s Balls” (czyli jaja Nelsona).
Na koniec tej opowiastki przytoczę przepis na zrazy po nelsońsku. Zachęcam też (tak jak zrobiłem to wczoraj) do obejrzenia w świąteczną sobotę (3 maja) „Kuchni z Okrasą”. Wtedy dopiero zobaczycie co może zrobić tradycyjnym przepisem wielce utalentowany kucharz.
Zrazy po nelsońsku
2 – 3 dag suszonych grzybów,75 dag ziemniaków, 50 – 60 dag polędwicy wołowej, sól, 2 dag mąki, 4 dag tłuszczu, 10 dag cebuli, pieprz, 125 ml śmietany
Grzyby umyć i ugotować. Wywar z grzybów odparować do 1/8 l. Ziemniaki obrać, opłukać, pokroić w grube talarki, zalać wrzącą wodą, osolić, podgotować na pół miękko, odcedzić. Polędwicę opłukać, obrać z błon i pokroić w poprzek włókien jak na grube befsztyki. Pobić lekko tłuczkiem, ukształtować zrazy, osolić i posypać mąką. Rozgrzać tłuszcz na dużym ogniu i szybko obrumienić zrazy; wewnątrz powinny być krwiste. Zrumienione zdjąć z patelni i na pozostałym tłuszczu przysmażyć pokrojoną w talarki cebulę. W rondlu lub brytfannie poukładać warstwami mięso, ziemniaki, grzyby, cebulę. Wszystko posolić, posypać pieprzem i zalać śmietaną z rozprowadzoną mąką i wywarem z grzybów. Przykryć pokrywką i wstawić do gorącego piekarnika na 15 – 20 minut.
Komentarze
No nie wiem Panie Piotrze, czy ta legenda o beczce z rumem taka smakowita 😉 😀 ?
Jedno jest pewne- Nelson wielkim człowiekiem był.
Dziś Święto Flagi i ponoć (tak podano w jednym z serwisów informacyjnych tv)-Polonii. Pozdrawiam zatem wszystkich Blogowiczów będących poza granicami naszego kraju!!!
PS Na moim balkonie flaga powiewa, ale żeby dokoła zrobiło się biało-czerwono to nie powiem…..
By nikt nie pomyślał , że w Paryżu nie byłem:
http://www.kulikowski.aminus3.com
Wydaje mi się mało prawdopodobne, by marynarze na statku wiozącym zwłoki Nelsona byli aż tak mało rozgarnięci, zwłaszcza iż wszystkim wiadomo było, że Nelson zawsze miał ze sobą specjalną beczkę rumu na wypadek, gdyby zginął daleko od domu 🙁 Do historii przeszła natomiast informacja, że wierna załoga tak uczciła śmierć admirała, że po pogrzebie wypiła zawartość beczki, a trunek zyskał miano „Lord Nelson?s Blood”.
Poza tym „zrazy”, to polska specjalność. Do międzynarodowego leksykonu kuchennego weszły kotlety (jagnięce, cielęce) ? la mode Nelson – usmażone, posmarowane pasztetem, obłożone cebulą i zapieczone pod bułką tartą. Założę się, że Nelson nie jadał borowików. Anglicy nie mają dla nich nawet własnej nazwy 🙁
Zrazy po nelsonsku sa oczywoscie polskim wynalazkiem, nie znane kuchni angielskiej. Najblizej owych nelsonskich zrazow co przychodzi mi do glowy to Lancashire hotpot – eintopf z miesa (najczesciej baraniny), cebuli, ziemniakow, niegdys z dodatkiem ostryg, przygotowywany w ceramicznym lub zeliwnym kociolku, trzymanym w piecu na malym ogniu caly dzien, a nie 20 minut.
Lancashire hotpot zostal wymyslony jako niepracochlonne danie, na poczatku rewolucji przemyslowej w tym miescie. Dobrze zrobiony Lancashire hotpot jest podobny do czulentu i jest swietnym daniem na ciemne zimowe wieczory.
Marialko, wypróbowałam dziś twój przepis, który mi przekazała Pyra na muffiny z serem feta. Tymianek chwilowo wyszedł z kuchni więc zastąpiłam go ziołami prowansalskimi.Bardzo dobre!!! Pyro ,Marialko- dzieki!!!
Witajcie.
Nikt nie uwierzy, że zrazy wymyślili Angole. Mają swoje zalety, ale zrazy do nich nie należą. Pewnie to kolejne danie „na cześć”. Tak czy owak bardzo smaczne.
Jak Dzień Polonii, to zdrowie wszystkich mieszkających poza granicami naszego pięknego kraju.
Ja tam Polonia nie jestem. Jestem polska emigracja . Kiedys, kiedy pracowalam w polonijnej gazecie w Nowym Jorku robilismy bardzo staranne rozroznienie miedzy Polonia a emigracja. Nazwanie mnie Polonia bylo obelga 🙂 🙂 :). Polonia to byli tacy, co albo sie urodzili poza Polska, albo wyjechali z niej zeby poprawic sobie sytuacje ekonomiczna i w kazdej chwili moga powrocic. Natomiast emigrant nie mial prawa powrotu ani odwiedzenia swgo kraju, nawet na pogrzeb kogos z bliskiej rodziny. Odwiedzali tylko ci co wspolpracowali z wladzami w ten czy inny sposob lub trzymali twarz na klodke w sprawach Polski.
Pewnie, ze sie zmienilo i dzis moge jechac do mojego wlasnego kraju w charakterze dewizowej turystki. Ale nie mysle, zeby moj status sie zmienil i stalam sie nagle Polonia i ze potrzebuje aby mi wladze wolnej Polski nadawaly specjalne swieto i braly mnie w opieke. Nie jestem w Kazachstanie czy na Bialorusi.
A niedawno jedna pancia z sasiednego blogu, mieszkajaca czesc roku w Polsce, a czesc w Wlk Brytanii, z cala powaga zwrocila sie do mnie z zarliwym apelem: „Sprobuj sie wczuc w sytuacje polskiego imigranta”.
Mialam ochote jej przylozyc za te rade. I dalej chetnie bym jej przylozyla 🙂 🙂 🙂
…zara zara, to na tym zdjęciu są zrazy, czy sznycle wiedeńskie?! Bo jeśli wienerschnitzel, to jak pamietam z nauk, ma być wielkosci deski sedesowej, grubości ok 0.5cm z panierką i tak dalej. Poprawić podpis!
Pada, zimno 🙁
Miłego dnia życzę wszystkim!
P.S.Marek, takie zdjęcie każdy może sobie zeskanować choćby i powiedzieć „żeby nie było, że w Paryzu nie byłem” 😉 A gdzie Twoja szanowna Misiowa osoba na tle, hę?! To byłby w miarę przekonywujacy dowód 😉
Heleno,
nie chcesz polskiej kenkarty 😯 Ja nie wiem, jaki mam status, bo mój polski paszport (konsularny 😯 ) stracił ważność 18 lat temu, ale obywatelstwa mnie chyba nikt nie pozbawił?
Misiu, jest Wieza, jest klomb z kwiatkami, a gdzie jakas panienka? Nie bylo zadnej paryzanki w poblizu?
:0 🙂 🙂
Informuję, że jeszcze żyję. Chleb udał się nad podziw (jak każda rzecz robiona w kuchni na wariata). Znikam. Bawcie się dobrze.
Nemo,
jak to nie wiesz, jaki status? O ile Cię nie pozbawili obywatelstwa albo się nie zrzekłaś (kosztowny i długi proces), to masz 😉
Paszporty konsularne nie istnieją już od wielu lat. Był to użyteczny dokument na przykład dla mojej koleżanki, która wyszła w latach 70-tych za Niemca, a w Niemczech wtedy żeby uzyskać obywatelstwo, trzeba było się zrzec polskiego. Jola miała schorowanego ojca i zdecydowała, że będzie się trzymać paszportu konsularnego, bo w razie draki hop w samochód i do ojca, a w paszporcie niemieckim musiałaby mieć wizę, więc dodatkowe korowody itd. Jak to dobrze, że teraz można hop w samolot czy samochód bez zbędnych ceregieli i podchodów!
Heleno, czy do Twojego przepisu po zanzibarsku, można użyć kurczaka zamiast kury? Kury u mnie są mało zjadliwe!
Oczywiscoe, ze chodzi o kurczaki. Ja nawet nie kupuje w calosci, tylko tacke z tym czesciami, ktore sama lubie, t.zm. z udkami kurzymi, tfu, kurczecymi.
Kury to ja juz nie widzialam od cztredziestu lat. Ostatni raz w Lublinie na bazarze, sina ze starosci… Mysle, ze prawdziwe kury zostaly juz tylko na wsiach krajow trzeciego swiata. No, moze jeszcze we Francji…
… i w Kanadzie bywają kury, u znajomej Lucyny od muzyki. Ale znajoma większość kur przeznacza na nioski, a pod nóż idą młode leniwe, które się nie wykazały jajami 😯
Kurczaki to już nie są, tylko młode kury. Lucyna kiedyś taką upiekła. Nie wiem, co to była za rasa, ale wielka jak mały indyk.
Wyrzuciłam Młodszą z Radkiem na spacer i dorwałam sie do jej maszyny Radek, który w domu tylko mignie i już go nie ma (tak szybko zaiwania) na spacerze ponoć wykazuje niechęć do chodzenia. Kocha być noszony w torbie, z której ciekawie nosek wystawia. Do działań higienicznych w plenerze żywi wielką niechęć i czeka, skubaniec, na powrót do domu, aby potrzeby uskutecznić.
Jemy kurczaka na zimno z sałatą. Pieczenie ziemniaków zostawiłyśmy na jutro.
Toast za Polonię wypijemy korsykańskim winem od Arkadiusa, wieczorkiem.
Heleno – teraz emigracji już nie ma, bo zanikły przyczyny emigracji. Byłaś emigrantką wiele lat ale już, u licha, nie jesteś. Teraz to Twój wolny wybór gdzie mieszkasz i co robisz. Możesz przyjeżdżać, możesz zamieszkać, a możesz też skreślić za prywatnego atlasu. Jak chcesz. Mnie się to bardzo podoba – nikt, kto w tej chwili wyjeżdża z kraju, nie jedzie na emigrację. Wybiera sobie po prostu inne miejsce zamieszkania. Wolny człowiek, wolnego świata.
Pyro, generalnie masz racje, Rozumna Kobieto. Ucalowania dla syneczka.
Heleno , no to się cieszę, bo nabyłam tzw udziki (górne części udek kurczaka). W swoich zapasach znalazłam nawet „creamed coconut”, który dostałam od siostry z Anglii, bo w W-wie nie spotkałam dotąd. Jutro zdam relację z reakcji rodziny na nową potrawę.
Nie wiem kim dla Polski jestem,ale jak bywam w polskiej ambasadzie ,to na pewno najpierw workiem pieniedzy 🙁
Wyobrazcie sobie,ze do 16-go roku moj syn mogl byc Polakiem.Ale kiedy skonczyl 16 lat,bez stosu papierow i oczywiscie bajonskich oplat nie chciano mu wystawic polskiego paszportu.Nie chcialam dublowac papierow,bo przeciez mieszkamy do cholery w Europie,czy nie????
I dzieciak jest juz tylko Holendrem i szlus!!
Wracajac do zrazikow,nigdy sama nie robilam.Chyba musze gdzies sie wprosic.Ale ostatnio podpatrzylam ciekawy przepis na turecki Turlu,z baranina.Ale moze tez byc inne mieso,np kura.Dobry zwlaszcza,gdy spodziewamy sie wiecej gosci.
Pozdrawiam serdecznie,hej-Ana. 🙂
Creamed coconut to nie to samo co coconut cream!!!! Coconut cream jest gesciejsza wersja kokosowego mleka.
Był taki okres (stan wojenny), że nawet w paszporcie konsularnym musiałam mieć wizę nazwaną „klauzulą wjazdową” z obowiązkową wymianą waluty za każdy dzień, mimo że jechałam do rodziny 🙁 Po wygaśnięciu ważności konsularnego zażądano kolosalnych opłat za nowy, zwyczajny polski paszport, a teraz musiałabym jeszcze notarialnie moją polskość udowodnić (kolejne opłaty), to ja dziękuję 🙁
Niech żyje św. Biurokracy. Dobrze, że o narodowości nie decydują papierki.A wszelkie opłaty konsularne są poważnym zastrzykiem pieniędzy dla każdego, bodajże, kraju. Niedawno czytałam narzekanie amerykańskiego obywatela, od którego zażądano poważnych pieniędzy za paszport, a jeszcze ponoc trwało to , a trwało. Widocznie ten nieświęty – święty ma się dobrze, jak świat szeroki.
POwracajac zas do Radka.
Cos mi sie wydaje, Pyro, ze zmierzasz w zlym, niebezpiecznym kierunku. Pierwsze czego zwierze musi sie w domu nauczyc to Dyscypliny. Musi wiedziec kto jest w domu panem (pania), a kto tylko zwierzeciem. W przecownym razie zaczynaja sie bardzo powazne klopoty wychowawcze: zwierze dyktuje ci kiedy i co ma jesc, gdzie i kiedy ma spac, co jest zabawka a co czescia ekspresu do kawy, co ma gryzc i ktory fotel do niego nalezy.
Jest to oczywoscie absolutnie niedopuszczalne. Nalezy mu w stanowczych slowach wyjasnic kto jest nosem, a kto tabakiera. Dyscypline nalezy egzekwowac od najmlodszego kociestwa, byc konselwentnym i stanowczym, wrecz nieublaganym. Zwierze musi przychodzic na wolanie, wykonywac rozliczne komendy, czekac na pozwolenie, uprzedzac zawczasu kiedy ma rozwolnienie lub chce sie wyrzygac na dywan, etc. etc. Jezdzenie w torebce w czasie spaceru jak sie ma wlasne lapy, chocby i krotkie, jest niedopuszczalne. Zaczyna sie od jezdzenia w torebce, a konczy sie na konfiskacie twej kaszmirowej paszminy, bo jest ona lepsza niz stary sprany kocyk.
Nie wolno dopuscic aby zwierze sprawdzalo kazdy garnek na piecu, kazdy talerz na stole czy samo sobie otwieralo lodowke i wyjmowalo bez pytania. Nie wolno go karmic miedzy posilkami lub oddawac mu polowe swojej porcji w czasie obiadu. Dyscyplina i dobre ulozenie jest podstawowa cnota zwierzecia. Nie jest to latwe, ale mozliwe i wysoce pozadane..
nemo,
nie tak. Wystarczył stary dokument (paszport, paszport konsularny) nawet przedawniony z 20 lat, i teraz pewnie też wystarczy, jeśli przewidujesz, że kiedykolwiek Ci się ten dokument przyda, bo jakieś prawne, spadkowe choćby czy jakie tam sprawy.
Ja miałam paszport nieważny od 18 lat i na tej podstawie wystawili mi, w błyskawicznym zresztą tempie, parę dni, paszport polski 7 lat temu. Bo jako obywatelka polska (nie zrzekłam się, więc…) musiałam mieć polski paszport, przepisy nie pozwalały wystawić wizy w kanadyjskim paszporcie (:shock:).
Wyrobiłam ten polski paszport, bo musiałam w trybie dość nagłym jechać do Polski. Ważny na 10 lat, wizy nie potrzeba, poza tym kosztował mniej, niż jednorazowa wiza. Takie zawirowania były zaledwie parę lat temu, za dawno już „wolnej” Polski. Dopiero teraz znormalniało, przepisy się zmieniły (głównie dzięki protestom Polonii, bo niby po co takie korowody) i nieważne, jaki paszport mam w ręce, polski czy kanadyjski.
Korowody były *potrzebne*, bo każdy paszport to 90$ (wtedy), więc czemu ludzi niejako nie zmusić – chcesz przyjechać, wyrób sobie paszport. Byłam świadkiem takiej sceny w polskim konsulacie w Toronto (odbierając swój paszport) – ona Polka, on Kanadyjczyk chińskiego pochodzenia, dwoje małych dzieci z tego małżeństwa. I tragedia. Chcą jechać do Polski, do chorego dziadka tych wnuków, niech je przed śmiercia zobaczy, i nielzia, bo dzieci nie mają polskich paszportów. Ze co? Ze urodzone w Kanadzie? Ale matka – Polka! A skoro tak, to dzieci automatycznie maja polskie obywatelstwo. Gdybym nie była przy tej scenie, pomyślałabym – Mrożek.
I to było 7 lat temu zaledwie. Nie wiem, jak ta historia się skończyła, wzięłam swój paszport i wyszłam. Urzędnicy konsulatu mieli ręce związane idiotycznymi przepisami i uczciwie ostrzegali kobietę, że wizy jej dać nie mogą w kanadyjskim paszporcie, a nikt jej do samolotu nie wpuści bez wizy. Przez parę lat ciągle robiliśmy ruchawkę w sprawie przepisów, ale zabrało kilka lat, żeby ten kretynizm zmienić.
Co do słowa „emigracja”, to dokładna definicja jest w słowniku, sprawdzcie. I emigracja istnieje, ludzie emigrują. Na polski użytek dodano przymiotniki – emigracja zarobkowa (Iżyki? Bo na czas ograniczony?), emigracja ekonomiczna (Ja? Polepszyć sobie żywot) oraz emigracja polityczna (Helena).
Jeszcze by trzeba wymyślić coś dla Nemo. Emigracja ślubna? 😯 😉
Madame. Moze nie wypada ale jamniki to naprawdé… To sá prawdziwe mysliwskie psy czyli twardziele, charakterne bandziory i nie znajáce litosci bydlaki. Wychowacie sobie drania, No chyba, ze o to chodzi, zeby jakis facet byl w domu na codzien? 😉
Koniecznie:
http://www.gandalf.com.pl/b/okiem-psa/
Zdaje się, że Radyjko jest dla Matrosa? Dobrze pamiętam? Bo jak nie, to biedna Pyra…
Iżyk ma niestety, sporo racji. Helena też, ale jak tu wychować charakternego bandziora ? 😯
W jednym z psich poradników wyczytałam zdanie:
JAMNIK NIE POSKRAMIANY STAJE SIĘ PANEM DOMU –
co podaję kochanej Pyrze pod rozwagę 😉
Pyro, gdy miałam psa, wychodziłam z nim najpierw co 2-3 godziny ,od wieczoru pierwszego dnia nocą i następny dzień co 4, 5 itd zwiększałam powolutku czas (zwłaszcza nocny).Na chwilkę nawet, przed klatkę.Wymagało poświęcenia, ale dało rezultaty.W domu załatwił się może dwa czy trzy razy.Był malutki ale nigdy na rękach. Radek zawsze będzie załatwiał swe potrzeby na dywan jeśli nie dasz mu do zrozumienia ,ze sobie tego nie życzysz.Chodząc w torbie ,obawiam się, ze nigdy nie wpadnie na pomysł korzystania z drzewek i krzaczków…Helena ma rację. Dodam, że dziś dostałam wiadomość od nowych właścicieli świnki morskiej (kupiłam dziecku,nauczyłam nie wchodzić w ciemne kąty i załatwiać swe potrzeby w klatce, ale musiałam oddać bo moja córka pokryła się cała krostkami i dermatolożka kazała się pozbyć milusińskiej).SMS brzmiał,że zwierzak jest super, nie sprawia kłopotu, nie rozsiewa kup itd (oczywiście tak małe zwierzątko może poza klatką wytrzymać do ok.40 min. i nie brudzić) Nauczyłam tego ostrą reakcją tzn. natychmiast podnosiłam głos i świnka lądowała w klatce.Po paru dniach załapała o co biega. Pyro, piesek też może. Pozdrawiam i trzymam kciuki.
Prawie juz wrocilam. Ostatnie dni dzikiego biegania. Chwile pzerwy wykorzystam na polecenie Gospodarzowi ksiazki pt. „The book of general ignorance” napisana przez John Lloyd i John Mitchinson.
Duzo w niej informacji o mitach glownie angielskich. Miedzy innymi wlasnie o Nelsonie. Zakonserwowano go w brandy. Owa beczka byla 24/7 pod straza i sa relacje swiadkow, ktorzy byli przy jej otwarciu i podwiadczyli, ze nic z niej nie ubylo. Madra taka jestem przez przypadek. Spedzilam duzo czasu w pociagach ostatnio i przez przypadek na te ksiazke trafilam. Helena zapewne zaraz doda, ze informacje w niej zawarte wykorzystywane sa w programie BBC – QI.
Anglicy borowiki znaja i maja dla nich pare nazw: king bolete lub cep badz tez uzywaja wloskiej nazwy porcini.
Jeśli chodzi o obywatelstwo, to nie mogę się pogodzić, ze bez trudu dostają je piłkarze nawet nie mówiący dobrze po polsku( a może i wcale?!), a ludzie skrzywdzeni przez państwo, przez wytyczenie nowych granic po wojnie i bezduszność urzędniczą pozostają przez dziesięciolecia bezpaństwowcami. Skandal! Kiedyś w programie p. Jaworowicz był staruszek bez prawa wyborczego, bez dowodu, polskiego paszporu itd. Z rodziny bardzo patriotycznej, polskiej, mający na potwierdzenie tego wiele dokumentów….Głupie przepisy ,ale u nas tyle razy się je obchodzi .Jeśli nie można przywrócić obywatelstwa to dlaczego nie można nadać jak piłkarzowi?!
Biedny Pan Piotr!!! Chciał zabawić Towarzystwo szokującą opowieścią a tu Towarzystwo tak wyedukowane, ze zamiast och i ach- jak ci pogromcy mitów- bezlitośnie naukowe dowody,prawdę historyczną…… A gdzie przygoda i dreszczyk? 😀
A moze by tak – mniej o dyscyplinie, a wiecej o milosci? o zrozumieniu? o przyjazni?
Wróciłem z ogródka gdzie przesypałem wywrotkę żwiru i dopiero teraz mogłem przeczytać wpisy.
Droga Heleno
Paryżanka na zdjęciu jest obok klombu. Nawet głośno gwizdałem ( tak jak Włosi ), ale za nic nie chciała się odwrócić 🙂 . Może kobiety w pewnym wieku przestają na to reagować?
Misiu,
kobieta to nie piesek, którego gwizdem przywołujemy do nogi!!! Te czasy minęły, nie dziw się, że nie reagują.
Samemu się trzeba było ustawić i dać jakiejś Paryżance, żeby Ci trzasnęła fotkę, niekoniecznie tak piękną, jak Twoje perfekcyjne fotki – widokówki 😉
Zainteresowanym – http://przekroj.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=3769&Itemid=58 .
Żartowałem 🙂
Moja koleżanka blond piękność z niebieskimi oczami zawsze gdy pojawia się na południu Włoch zaczepiana jest w ten sposób . Taki śródziemnomorski zwyczaj …
Urwałem się na chwilę Delegacji Ze Stolicy, żeby poprzeć Iżykową rekomendację literatury fachowej – wszystkie znane mi psy, które czytały same, bądź podsunęły personelowi pana Fishera, są bardzo zadowolone i poszczekują, że w zdobycie którejś z jego książek warto włożyć nieco wysiłku! 🙂
Bobik? To Tyś na Fiszerze chowany? Zuch!
Patrzaj na mojego nigera 😉
http://www.lowiecki.pl/forum/read.php?f=13&i=12549&t=12518
Iżyku,
przyznaj się, coś zrobił z psem i z dzieckiem??!
O bojciu… (to pieszczotliwie o sturcy) obejrzałem stare zdjęcia. Jakie to bylo wtedy proste. Dziś niger jak pół świni, a delfin, proszę pani kaptan, sam, z dziedostwem i babectwem, w dalekiej polszcze sam doglądać siebie musi. Jakbym… aż sie boję glośno napisać… jakbym wiedzial, tobym chyba nie pojachał… 🙁
stfurcy-miało być.
a tak wogóle to wasze zdrowie, bo a frasunek itd 😉
Iżyku, jak już się znajdzie wśród ludzi ktoś tak rozsądny jak pan Fisher, to my, psy, jesteśmy też wystarczająco rozsądne, żeby z tego skorzystać. Fakt, że trzeba przy tym trochę popracować, np. udać strasznie zmęczonego akurat przed wystawą odpowiedniej księgarni, albo bardzo długo podnosić nóżkę, kiedy personel zgada się na spacerze z pańcią jakiegoś teriera akurat na temat Fishera, ale nagrodą za to jest rodzina odpowiednio wyszkolona. 🙂
Niger to najwyraźniej pies o dużym rozumie, jeżeli w porę szkolenie personelu załatwił. Pozdrawiam go serdecznie.
Co zaszczekawszy, wracam obrabiać nogawki Delegacji.
Iżyku,
twoje zdrówko! Dbaj o nie i donieś nam więcej o obczyźnie, jak znajdziesz czas i ochotę 🙂
Iżyku,
… tylko nie „stfurcy”! Bo mnie zaraz alergia, oczy łzawią i pryszcze wyskakują! Chyba mi tego nie życzysz?!
A dobra strona medalu, że delfin zadba. Niechybnie. Co Ty myślisz, że delfin nie wie, co robić?! No! Na pewno wie!
Zdrówko zaraz wypijemy (wszystkich!), ziemniaki się biorą i dochodzą, do tego mielone i sałata namieszana.
Alicju 😉
Szanownu Kutz (taki reżyser) nie tylko za tryptyk i inne dziełka po wsze czasy wielbionym będzie, że i słowo „tfu!rca” (zachowałem kutzową intencję), jako „autora dzieł uwagi nie wartych, a zdaniem tfu!rcy aspirujących”. Czyż, nie uważasz, aby?, że stfurca, co na jego obraz i podobieństwo uczynieniśmy są…? Czy ja aby nie dryfuję? 🙂
Tęsknię. Tęsknię do tych porankow, co miś zaczynał dzień zdjęciem, Pyra rozpoczynała przychylnym komentarzem do p.Piotrowych tekstów, a potem ja się czepiałem dla równowagi.
Mija trzeci tydzień… Nawet nie wiedziałem, że taki jestem miętki!
Za lament pod ww linkiem coś znalazłam, sezon zaraz będzie.
Surówka z porów i truskawek
Wyślij znajomym Drukuj
surówki
Składniki
2 pory,
2 jabłka,
10 truskawek,
łyżka posiekanych orzechów włoskich,
2 łyżki miodu,
pojemnik jogurtu naturalnego,
sok z 1/2 pomarańczy,
sól,
pieprz.
Sposób przygotowania
Pokrojone w plasterki pory posolić i pozostawić na pół godziny. Obrać jabłka. Usunąć gniazda nasienne. Zetrzeć. Truskawki pokroić w cząski. Połączyć jogurt z sokiem i miodem. Wymieszać z odsączonymi porami, tuskawkami i jabłkami. Doprawić. Posypać orzechami.
Iżyku, może warto wracać. Iżykówkę będziemy zapodawać komu się da i „jakoś to będzie”.
Przepis pochodzi z Polka.pl
O nie. Zadnym autorytetem nie jest dla mnie Kutz reżyser, bo coś gdzieś tam napisał, usiłując (być może) podlizać się młodym. Język polski to nie zabawka. Inaczej przestaniemy się rozumieć. Mówię to jak najbardziej poważnie. Mam głęboka alergię na podobne wygłupy. Nazywajcie mnie staroświecką.
Te, Iżyk, a co Ty tak, jakby Cię zesłali na galery?!
Ja (na Twoim miejscu bedąc) bym to traktowała jak życiową przygodę, przeciez nie bedziesz tam na zawsze?! Przynajmniej tak zrozumiałam. To porozgladaj się po okolicach ile się da, pracuj, zarabiaj, przecież wracasz za jakis czas, nie?
…a poranki na blogu są nadal, Pyra pisze swoje, Miś umieszcza fotografie, gdziekolwiek byłbyś Iżyku i miał dostęp do komputra, my jesteśmy! Adres ten sam.
Nie chlipaj tak!
Pyruniu, wiesz o tym, ze najlatwiej sie wychowuje cudze psy i dzieci.
Moja przyjaciolka na studiach miala jamnika i to byl naprawde wspanialy pies mysliwski, tzw norowiec, wszedzie sie wsliznal i szczekaniam dawal Panu znac gdzie jes on i zwierzyna. Mam nadzieje, ze Radyjko nie bedzie psem pracujacym tylko psem do twojego milego towarzystwa.
Co tez takie Radyjko moze nakupkac, tyle co krolik… Na pewno sie wkrotce tez nauczy biegac zwawo na tych swoich krotkich nozkach. Najlepiej znasz Radiona ty, wiec polegaj na swoim instynkcie.
Mam ambiwalentny stosunek do swieta Polonii, poza tym, ze az do dzisiaj nie wiedzialam, ze istnieje.
Nie wiem czy inne nacje obchodza swieto Mieszkajacych/Przebywajacych Poza Granicami Kraju, bo czy ma to jakies wielkie dzisiaj znaczenie?
Takie swieto Poalakow w Diasporze, co tu swietowac? Jeden mieszka tu drugi tam, bo tak wypadlo z roznych, lepszych i gorszych powodow.
Zraz Nelsonski czy nie, wracajac do dzisiejszego tematu, zrobilam bite zrazy wieprzowe z pieczrkami na obiad do salaty i kluseczek orzo. Wyszly znakomicie.
Rodzinka pomlaskiwala z ukontentowaniem, a pieski wylizaly talerze po obiadku.
1. Ania tuż po wczorajszym wpisie Iżykowym zamówiła książkę p.Fishera,
2. Pyra wyciągnęła z półki Janiny i Adama Mazurków „Mój przyjaciel pies”
3. Radek zabrany o 5 rano na trawnik przed blokiem spełnił swój obowiązek4
4. po maleńku uczy się co znaczy „nie wolno!”
5. on nie cały czas podróżuje w torbie – jamnikom małym nie wolno chodzić po schodach (kręgosłup), jest potem jeszcze niesiony przez ulicę, a puszczany dopiero nad Maltą. Strasznie go ciągnie do dzieci, a im młodsze to bardziej.
Nauczy się wszystkiego. Dywany są raczej bezpieczne, używa gazet, tylko na zawsze trafi. Na razie nie reaguje jeszcze na przywoływanie. Uczymy.
Za Polonię i za pierwszy tydzień Radkla w domu wypiłyśmy butelkę białej, bułgarskiej Sakkary. Bardziej pasowało do kolacji białe wczoraj.
Wstałyśmy dzisiaj przed 5.00 bo ktoś uparcie dzwonił domofonem. Myślałyśmy, że Syn – otwarłyśmy drzwi i czekałyśmy 15 minut. Wreszcie dzwonię do pierworodnego, pytając gdzie jest, a on, że u siebie i śpi i po co go budzę o takiej wczesnej godzinie. Młodsza zeszła z psem i co widzi ? Nasz sąsiad spity jak bela leży na schodach. Widocznie pomylił dzwonki, a potem nie miał już siły włazić do góry. Anka pomogła mu osiągnąć chwiejny pion i poczłapał.
W cieniu Wieży
Misio leży
Wypił piwko , zjadł hot-doga
Do domu kręta droga.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-05-03.html
Radek!!! Oni chca cie uczyc „nie wolno”!!!!!!!!!!!! Powiedz im gdzie dokladnie maja to wsadzicm zanim zlamia Ci ducha… Nie da sie, maly!
Nooo! Mam wreszcie nowego mera Londynu. Takiego, ktory nie bedzie traktowal miasta jak wlasnego folwarku, a moich podatkow jak wlasnych pieniedzy. Nie bedzie sklocal i antagonizowal poszczegolnych spolecznosci mieszkajacych w tym miescie i szczul ich przeciwko sobie. Bedziemy mieli mera z dowcipem ostrym jak zyleta, dobrtm sercem i wlasciwym poczuciem priorytetow.
Borys! Borys! Borys – jeden z moich najulubienszych brytyjskich dzienniakrzy, dawny redaktor Spectatora bedzie naszym nowym burmistrzem!
Niech no tylko minie poludnie otworzymy z E. te schomikowana przed rokiem butelke strasznie drogiego francuskiego cidre’u kupionego po zlodziejskiej cenie w restauracji Chez Lindsey w Richmond. NIczego nam nie zal za Borysa Johnsona!
Helenko, gratuluję satysfakcji. Też tak chcę…….
Jak pijemy?
Anorektyk – nie zagryza.
Egzorcysta – pije duszkiem.
Grabarz – pije na umór
Higienistka – pije tylko czystą.
Ichtiolog – pije pod śledzika.
Kamerzysta – pije, aż mu się film urwie.
Ksiadz – pije na amen.
Laborant – pije, aż zobaczy biale myszki.
Lekarz – pije na zdrowie!
Matematyk – pije na potęgę.
Ornitolog – pije na sępa.
Pediatra – po maluchu!
Perfekcjonista – raz, a dobrze.
Pilot – nawala się jak messerschmit.
Syndyk – pije do upadłego.
Tenisista – pije setami.
Wampir – daje w szyję.
Wędkarz – zalewa robaka.
Czlonkinie Kola Gospodyń Wiejskich – piją, tańczą i haftują
Skąd to Jerzor wyciągnął (niepijacy silnie) nie wiem… 😉
Alicjo, to nie nasza Wisława? Ze dwa lata temu kupiłam rodzicom książeczkę naszej noblistki z podobnymi wierszykami, ale czy ten też tam się znajduje?… Jutro sprawdzę
U nas piszą, że Borys obrażał mniejszości etniczne…
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,5175876.html
Władza, jak wiadomo, korumpuje.
W naszym City Council (rada miejska) mamy znajomą. Ona wie najlepiej, co dla mieszkańców naszego miasta jest dobre. Spotykamy się na gruncie towarzyskim od czasu do czasu u Bonnie i Rogera, ale dostałam zakaz dyskutowania na tematy potrzeb miasta z Eleonore od czasu, kiedy pokłóciłam się z babą na temat zakazu palenia papierosów w knajpach. Knajpy w Kingston od lat miały OSOBNE sale dla palaczy. Działało, ale ona wie lepiej, obywatelu, w ogóle nie powinieneś palić. Ja nie mam w tym interesu, bo od lat nie palę, tylko dlaczego wylewać dziecko z kapielą, pytam. Było dobrze – po co ulepszać?
Ostatnio dzięki między innymi inicjatywie Eleonore wybudowano w środku miasta *białego słonia*, czyli centrum rozrywki (hala hokejowa, koncertowa, taka śmaka i owaka), miało kosztować 30 melonów, kosztowało 70 w końcowym rozrachunku. I co? I nico. Dziura w kieszeni podatnika, bo za mało osób wykupiło bilety na koncert Engelberta Humperdincka (a kto go pamięta oprócz mnie?!) i na razie nie wiadomo, kogo zaprosić. Bryan Adams przyszedł z pomocą i zrobił, jak to kingstończyk, koncert, z którego dochód przeznaczył na Kingston General Hospital (on to robi prawie dorocznie). Nie ma pomysłu, jak to zagospodarować, ale rada miejska zadowolona, że coś zbudowali.
A dziury w miejskich drogach jak były, tak są. I kilka mniej spektakularnych inicjatyw do kosza, bo po co, każdy mer buduje sobie pomnik. Nie myślcie sobie, że ja nie biorę udziału. Z Eleonore nie gadam, bo nie ma o czym, ale z mojego okręgu jest wybrana kobita, do której jak co, to dzwonię, w końcu na nią głosowałam , żeby weszła do rady miejskiej. Z pochodzenia Serbka (nazwisko Osjanic), bardzo ekologicznie nastawiona i w ogóle. Nie przegina jednak, tylko patrzy, jakie są możliwości, żeby coś sensownie przeforsować.
Wiadomo, ze Borys w Londynie wszystkim nie dogodzi. Ale oby dogodził większości. Czego i sobie życzę, ale daleka droga. Pieniądz rządzi.
Małgosiu,
pojecia nie mam, a i nie wiem, skąd to Jerzor wygrzebał. Ktos z sieci podrzucił.
Co to znaczy kto pamieta Humperdincka? Nie tylko pamietam, ale poznalam go przed laty na kolacji u Idy Kaminskiej w Nowym Jorku. Bylam bardzi oniesmielona, co mi sie jednak zadrza, choc malo kto w to wierzy 🙂 🙂 :).
Ja tez mam swojego czlowieka w Radzie Dzielnicowej. Jest nim weterynarz naszych chlopcow, pan Young.
He he, wszyscy kojarzą już to nazwisko tylko z tym facetem:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Engelbert_Humperdinck_(piosenkarz)
(„pliiiiz riliiiz mi leeet mi gooo”)
a nie z tym:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Engelbert_Humperdinck_(kompozytor)
od którego wziął nazwisko jako pseudonim… Swoją drogą ciekawa jest jego historia 🙂
Heleno,
to jest miasto uniwersyteckie, młodzi ludzie – a sala na 10 tys. luda. Trzeba mysleć, kogo by tu zaprosić, żeby młodzi przyszli. Im nazwisko Humperdinck nic nie mówi – a ja ostrzyłam sobie zęby, bo czemu nie, poszłabym, zamówiłam bilet. Ale takich dinozaurów jak ja za malo było i koncert odwołano 🙁
W lipcu przyjeżdza George Thorogood! Nie popuszczę… jak odwołają, to się targnę!
Bardzo mi się podoba to, że jak co, to dzwonię do prawie sąsiadki, Lisy Osjanic i mówię, co mi na duszy, będąc mieszkanką tej dzielnicy. Ona bardzo poważnie podchodzi do swoich obowiązków i cieszy się, że wyborcy się z nią konsultują, sama zreszta rozsyła swoje pomysły via sieć i konsultuje się z wyborcami. I jest na tyle skromna, że nie uważa, że wie, co dla ciebie, marny człowieku, jest najlepsze.
http://www.cityofkingston.ca/cityhall/council/councillors/
Autorstwa p. Szymborskiej są „Odwódki” np:
Od wina wszędzie łysina
Od whisky iloraz niski
Od martini potencja mini
Od sherry nogi czterry
Od calvadosu wartyś donosu
Od absyntu zanik talyntu
To tylko wybrane. Cidr (za wybór p. Borysa Johnsona) można pić bezkarnie – p. Szymborska nic o nim nie pisze
… a kłóciłam sie z (E)Leonore Foster.
What about Livingstone? 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=kiTTOAZv7M8
Wszystko poplatalo sie dokumentnie i dzisiaj jednak wrócilo do normy. W przeddzien wyjazdu do mnie, konsylium lekarskie orzeklo, ze mama nie powinna jednak jechac. Tata, czyli tesc doszedl do wniosku, ze nie moze pozostawic slubnej bez opieki. Przyjechal inny sklad delegacji w skladzie Szwagrostwo i Znajomstwo. Szwagier pracuje nadal jako specjalista od wind i schodów ruchomych. Mówi o sobie, ze gotów jest nawet zapewnic serwie Drabinie Jakubowej. Bez gwarancji dostepu do nieba. Szwagierka czyli jego zona pracuje w tej samej firmie serwisowej ale w calkowicie innej dziedzinie. Przyjaciel jest specjalista w dziedzinie automatyki w elektrowniach atomowych. Wegry nie sa potega w tej dziedzinie bo dysponuja tylko jedna zabytkowa elektrownia atomowa. Reaktor tej elektrowni jest pochodzenia radzieckiego ale cala automatyke podarowal podobno Teller. Fizyk pochodzaca z Wegier i twórca bomby wodorowej w USA. Ten mój przyjacieli opracowal projekt w jaki sposób mozna przedluzyc zywot tej elektrowni o nastepnych lat czterdziesci. Ma zapewniona fuche do konca zycia. Jego malzonka jest z zawodu fizykiem w dziedzinie badan stosowanych w procesach reakcji jadrowych. Swego czasu zajmowala sie usuwaniem skutków Czernobyla. Obydwoje studiowali kiedys na Ukrainie ale nieomal zupelnie zapomnieli jezyka rosyjskiego. Dalo sie jednak dogadac. Jak to mówia pól po rusku, pól po prusku. Wyjechali dzisiaj po sutym sniadaniu, bo jutro jest dzien Matki. Wegrzy zyja wedlug wlasnego kalendarza. U nas Dzien Matki przypada w dniu 11 maja. Wszyscy szykuja sie na calego.
Byla to udana, przyjemna wizyta. Odnowienie starych kontaktów i potwierdzenie faktu, ze w dalszym ciagu nic nie rozumiem z tego co dzieje sie na Wegrzech.
Radkowi, kiedy troche podrosnie, przekaze wiedze jak doic z rodziców alimenty. Kiedys najlepsza metoda byl status wiecznego studenta.
Dorota z sasiedztwa napewno od razu zacytuje „Zemste Nietoperza”
Piekne uklony i zyczenia przynajmniej takiej pogody jak u mnie
Pan Lulek
Alexander Boris de Pfeffel Johnson – ekscentryczny clown polityczny, jak go niektorzy nazywaja, wniesie swiezy powiew wymietych garniturow i niewyparzonej geby 😉 Czlowiek nazywajacy mieszkancow Papui-Nowej Gwinei kanibalami i mordercami, proponujacy (na wiesc o zalegalizowaniu zwiazkow homoseksualnych) slub „trzech facetow i psa” na pewno ozywi atmosfere multikulturalnego miasta, zwlaszcza jak znowu poobraza jakies mniejszosci…
Rolada dochodzi w sosie, a ziemniaki w piecyku. Za 15 minut obiad. Otwarłam przedostatni słoik z papryką marynowaną w oleju i słabym occie. Wyszła na medal w tym roku. Starczy dzisiaj za jarzynę. Nie wiem jak tam na zgniłym Zachodzie, bo u mnie pojedynczy radny jest absolutnie bezradny. Chociaż rury kanalizacyjne i krawężniki sa bezpartyjne, w radzie przechodzą wyłącznie decyzje upolitycznione. Jak partia każe to się głosuje (nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi). Całe szczęście, że w Pyrlandii liudzie raczej gospodarni, więc i radni najczęściej nieźle gospodarzą.
U mnie juz po obiedzie. Byla cielecina w sosie z jednym smardzem, makaron swiderki i salata, na deser – ananas. Zaczynam kuracje wiosenna – codziennie na sniadanie – smoothie: zmiksowana mieszanka owocow. Dzis byl banan, jablko, sok z 2 pomaranczy,lyzeczka miodu i kawaleczek utartego imbiru. Wychodzi taki gesty, troche kremowy napoj, swietny w smaku i pelen witamin. Do tego codzienny dlugi spacer nad rzeka dla przywrocenia kondycji, ale biegac nie bede 🙁
Recz w tym. ze nie jest Borys ani clownem politycznym, ani rasista – bo nie sadzisz chyba, ze takiego chcialabym miec za burmistrza? Albo, ze jedno z najlepszych i najstarszych pism w Europie – Spectator chcialiby miec takiego redaktora? Albo ze rasista wygralby wybory w miescie tak wielokulturowym i wielowyznaniowym jak Londyn, gdzie ludnosc rdzennie angielska i anglikanska stanowi mniej niz polowe?
Jako clowna i rasiste chce go przedstawiac Ken Livinsgston -rasista par excelence oraz z jakiegos piwodou (chyba z glupoty i ignorancji ) koresponedent PAP.
My go za rasiste i clowna nie uwazamy i dlatego odniosl tak zdecydowane zwyciestwo nad Kenem Livingstonem, ktory choc skrajny trockista, slynal niegdys z duzej charyzmy i poczucia humoru. Teraz jest aroganckim i zgorzknialym pijakiem, niezbyt uczciwym, ktory uwierzyl we wlasna propagande i rozdaje zamowienia miejskie swoim kumplom. POnadto jest klamczuchom – trzykrotnie (!) zanizyl koszty Olimpidy 2012 r dla mieszkancow Londynu, choc teraz odnalazly sie dokumenty, z ktorych wynika, ze znal koszty prawdziwe.
Borys jest do bolu uczciwy i nie ukrywa co mozna a czego nie mozna zrobic. .
Napewno jest Borys angielskim ekscentrykiem, ale my takich lubimy. Owszem ma niewyparzony jezyk, podobnie jak jego liczni (tureccy) przodkowie, ktorzy wszyscy uczynili wiele dla dobra ogolu brytyjskiego spoleczenstwa. POlityka dla Borysa jest sluzba. Przeciez zarabialby znacznie wiecej jako fantastyczny dziennikarz i redaktor niz jako posel do Parlamentu. Poslkowie tu zarabiaja mniej niz wybitni znani w calym kraju dziennikarze. Gdyby byl rasista lub kretynem uwazajcym, ze Gwinejczycy sa kanibalami, Partia Konserwatywana nie dopuscilaby go do kandydowania do Izby Gmin, a co dopiero na burmostrza stolicy.
Heleno,
mnie zupelnie nie przeszkadza, kogo londynczycy wybieraja sobie na burmistrza. I nie powtarzam za PAPem, tylko czytam miejscowa gazete. Borys Papuasow obrazil i musial przepraszac, tak jak przepraszal mieszkancow Liverpoolu po tym, jak wysmial, ze pograzyli sie w zalobie po smierci zolnierza w Iraku. To sa fakty, ale zapewne nieistotne dla jego zwolennikow. Niemniej jednak nie wszyscy z entuzjazmem witaja nowego burmistrza, ktory wedlug NZZ moze stac sie koniem trojanskim i swoimi niewybrednymi zartami podkopac nadzieje torysow na wladze.
Oczekuje sie, ze jako gospodarz nastepnych igrzysk olimpijskich, Borys wezmie udzial przynajmniej w czesci uroczystosci w Pekinie i nie obrazi przy tym Chinczykow, jak w jednej z licznych ksiazek, gdzie napisal: „Kulturalny wplyw Chinczykow jest praktycznie zerowy i prawdopodobnie nie wzrosnie” 😯
Kto wie jak się szczeniakowi czyści uszy? Ma brudne jak czarna rola, a patyczka higienicznego boi się strasznie, wyrywa się i ucieka. W tej chwili po spacerze leży jak kłoda – łapki we wszystkie strony świata i psa nie ma. Z władzami obieralnymi jest trochę tak, jak z premierem francuskim, do którego de Gaulle mówił „Chciałbym żeby Pana od czasu do czasu zauważano; nie, żeby Pan zwracał na siebie uwagę”
Koleżanka czyściła uszy swojemu psu watką nawiniętą na palec (wtedy nie było stresu „patyczka”). Wiem też, że do wnętrza ucha nie powinna się pod żadnym pozorem dostać woda. Może coś pomogąinformacje na stronie: http://www.psy.urbanski.org/inne/uszy.htm
Widzę, że są też specjalne płyny do czyszczenia psich uszu (ale może przedtem zapytać weterynarza, lub Bobika co o nich sądzą?):
http://www.karusek.com.pl/index.php?cat=58
Droga Pyro, jesli piesek drapie ucho, to moze miec tzw ear mites, pasozyt, taka mszyca i trzeba wziac lek z apteki (psiej).
Pieski z klapciastymi uszami maja ten problem, bo powietrze nie dochodzi i nie suszy i nie chlodzi ich kanalow usznych… Wyglada to jak taka czarna mazia. Jesli wyczyscisz i sie to odnowi to znaczy ear mites.
Psie kanaly uszne sa b. dlugie i waskie, szczegolnie u maluszkow.
Heleno, mielismy kiedys w Toronto burmistrza, ktory czasem jak cos palnal… Borys ostatnio nic nie palnal i mam nadzieje, ze bedzie tak sie trzymal jak w swojej znakomitej kampanii wyborczej.
Nie donioslem o sprawach politycznych które po kolejnym kielichu jednak mialy miejsce.Intencja Wegrów jest posiadanie bezposredniej granicy z dwoma nacjami.
Po pierwsze byloby dobrze miec wspólna granice z Japonia. Po drugie tez wspólna granice z Izraelem. pierwszy powód, to Japoncy nie posiadaja broni atomowej i wcale sie do tego nie pala. Po drugie Izrael posiada bron atomowa ale nie wie co z nia zrobic. Wegrzy nie maja niczego ale mogliby postawic do dyspozycji znakomity system zarzadzania. Wiedzieliby co z tym zrobic i pracowicie kasowaliby stosowne tantiemy.
Na jutro przewiduje sie dzien blogoslawionej czynnosci. Gruszkówka bedzie leciala w pierwszam przebiegu.
Do naszego domu wprowadza sie nowy mieszkaniec. Samotny. Sasiadka z naprzeciwka wykazala zainteresowanie i na wszelki wypadek wysprzatala klatke schodowa.
Kucharz Okrasa niema stosownego stroju. Szczególnie brakucje mu kucharskiej czapy, w ostatecznosci pierozka.
Wypadnie znowu nadrabiac zaleglosci
Pan Lulek
Moi starają się nie odchodzić od natury bardziej, niż to konieczne, w związku z czym nie przesadzają z kąpielami, kosmetykami, itp.,za co jestem im bardzo wdzięczny. Nie ma nic gorszego niż personel, który cały czas biega za psem, usiłując zetrzeć z niego najmniejszą grudkę brudku. Ale uszy, owszem, czyszczą, watką zamoczoną w silnym naparze rumianku i dobrze wyciśniętą. Oczywiście można taką watkę rozciągnąć na płasko i owinąć wokół palca, albo zrolować i ugnieść w rodzaj patyczka, żeby się dostać trochę głębiej – zależnie od potrzeb. U naszych kłapciatouchych na ogół to wystarczało, było zresztą stosowane z umiarem, żeby nie zniszczyć naturalnej warstwy ochronnej. Oczywiście zdarzają się różne infekcje uszne, które nic nie mają wspólnego z brakiem higieny, ale wtedy trzeba już koniecznie do nieludzkiego lekarza.
Alicjo,
u nas Barbara Wojnarowska, której tzw służba zdrowia odmówiła badań prenatalnych, zaopatrzyła w list od siebie 460 posłów, a odpowiedź dostała od jednego – pani poseł Renaty Beger.
Pyro,
radni bywają bezradni i na Zgniłym Zachodzie, ale jak człowiek dociekliwy, to dojdzie, dlaczego bezradny (bo kasy brak albo coś tam). Wcale to nie jest ideał, ludzie myślą, że wybrali, i że ci „oni” mają zgadywać ich życzenia. Tymczasem wybrałeś, zależy ci na czymś, nękaj tego swojego reprezentanta, uczestnicz w urządzaniu swojej wioski. Tak to powinno wyglądać.
Oczywiście przedstawiłam ideał 😯
Panie Lulku,
juz niepokoiłam się o Pana. Gdzie Pan bywał? Rozumiem, że teść wiekowy wizytował…
O, teraz doczytałam. To już wiem, Panie Lulku.
Niby nic takiego. Ot po prostu 3 maja. Dzien Konstytucji majowej. W polskiej prasie kilka komentarzy. Dla „Polítyki” wazniejsze sa jakies malunki w Nowym Jorku.
Naród zapomnial o tym, ze jesienia ubieglego roku bylo spotkanie w Rogalinie, które niewatpliwie zadecyduje o przyszlosci Europy. Srodkowej ma sie rozumiec. Spacer po rogalinskim parku zaowocowal kasztanem w mojej kieszeni. Kasztan, jako owoc pobytu w restauracji gdzie serwowano dobre nalesniki przywiozlem do domu. Lekko podsechl ale nie dawal mi spokoju. Jesiena posadzilem go na gruntach municypalnych. Za parkanem. Chronilem przed wiewiórami cala zime. Dla zmylenia rabusiów, byc moze kanadyjskich, podsypywalem wlasnorecznie zebrane orzechy wloskie. Orzechy znikaly i na cale szczescie nie widac bylo sladów jakichkolwiek wykopek. Cala zime pilnowalismy razem z kotka Muli, zeby obcy nie dostali sie do tego kasztana. Wysilki przyniosly rezultaty. Dzisiaj, w dniu 3 Maje 2008 roku wykielkowal prawdziwy rogalinski kasztan na Poludniowo Burgenlandzkiej ziemi. Oczywiscie od razu przystapilem do nadania imienia. Nie mylicie sie, ze jest to kasztan Adamczewskich. Rosnie pomiedza dwoma lipami, które beda go chronic przed wszelkimi zlymi wplywami. Pomyslcie sobie, kasztan od lipy do lipy.
Z miejsca podnioslem oplaty za zwiedzanie mojej kurnej chaty. Jedna butelka dobrego wina juz nikt sie nie wykupi. W miare wzrostu bedzie regulacja zgodnie z indeksem inflacyjnym. Pierwsi zwiedzajacy zameldowali sie na poniedzialek.
Podróze nie tylko ksztalca ale równiez przynosze materialne korzysci.
Pan Lulek
Dobra, poczekam z uszami kłapouchego. Za miesiąc ma wyznaczoną wizytę u psiego specjalisty i główne szczepienie, to popytamy i o uszka. Doskonale rozumiem, że pies to nie panna na wydaniu , co to poeta radził
„Myjcie się dziewczyny.
Nie znacie dnia, ani godziny”
Jeszcze się Wam nie pochwaliłam – otóż mam 3 dorodne pęcherze oparzeniowe na palcach prawej ręki. Jest to dowód bezmyślności Pyry do potęgi. Miałam w piekarniku mięso w brytwannie. Nie włożyłam rękawicy i odchyliłam pokrywę, żeby zajrzeć i ew. podlać. Przegrzana para z rondla załatwiła mnie na perłowo ze szlaczkiem.
Pyro,
a bo to pierwszy raz?! Zawsze jak wkładasz łapy do piekarnika, obawiam się, że dotkniesz, czego nie powinnaś. Wszystko na ten temat jest w archiwach 😉
Heleno,
zrobiłam kurczaka po zanzibarsku, wszystkim bardzo smakował, mimo, że zamiast coconut cream użyłam tego nieszczęsnego creamed coconut, ale na mój gust sos wyszedł trochę za rzadki i zostało go dużo. Szkoda go, więc zachowam i wrzucę do niego coś innego. Dziękuję!
Najpierw do Iżyka, bo bardzo zaniedbany.
Dziecko donosi, że z psami w Walii faktycznie jest dziwnie. Walijczycy nie jedzą, ale psów słowiańskich nie uświadczysz. Wszędzie koty, co jej odpowiada, bo kotowata. Słowiańskie to wydają się jej (w zastępstwie) dzieci. Hałasują okropnie i nikt nie ucisza. W Londynie było jeszcze gorzej. Ona nie może wyjść z podziwu, jak z tych wrzeszczących bachorów wyrastają niezmiernie sympatyczni dorośli ludzie. Wymagluję (o psy) dokładnie, jak przyjedzie za miesiąc. Nawiasem, Walijczycy językowo nie szczekają tylko plują. Ona mi to zademonstrowała więc wiem. Nie powtórzę, ja nie lama.
Alicjo, piękne zdjęcia, u mnie barwinek najładniej rozrasta się pod iglakami.
Pyro, dasz radę Radkowi, wierzę w ciebie i już.
Panie Lulku, rozumiem, że sąsiadka zostaje, gdzie była, martwiłam się o jej bezrobocie.
Przepisy poszły do archiwum. Zanzibarskie cudo zmusi mnie do wizyty w supermarkecie, czego nie cierpię!
Ledwo widzę na oczy po trzech dniach w robocie (ekran-cyferki-forsa). Jutro wolne, zgłupieję ze szczęścia.
No to trochę odpoczynku dla oczu:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Powsin3Maja
Pani Doroto. dziękuję . Mie mam szans ma magnolie, ale podziwiam.
Dużo myślałam o Bachu i Łubiance. Malutka jestemm.
Ekskjuże mła?!
http://alicja.homelinux.com/news/Mleko/M-3.jpg
😀 😀 😀
Nemo, dopiero wrocilam od E i przeczytalam Twoja odpowiedz. Wyobraz sobie, ze ja tez wysmiewalam zalobe w Liverpoolu po smierci zolnierza, podobnie jak nie przestaje wysmiewac sie ze wszystkich trzydniowych zalob narodowych oglaszanych przez prezydenta RP swiatek i piatek. Zdarzalo mi sie smiac nawet z co bardzoekj ekstrawaganckich przejawow zaloby po smierci papeiza*.
Co wiecej, jesli przejrzec moje wpisy na rozlicznych tu forach Polityki za ostatni rok, wyciagnac je z kontekstu, zlikwidowac chocby domyslny cudzyslow, to bardzo latwo okaze sie, ze glosze tezy , ze Zydzi robia mace z krwi chrzescijanskich niemowlat. Truly.
* Najsmieszniejszy wyraz zalobie po papiezu dala autorka rubryki kulinarnej w Wysokich Obcasach (Kreglicla? Gessler?) : „Kochani. Wybaczcie. Nie moge. Wiec tylko: KREMOWKI WADOWICKIE. Zoltka utrzec ze szklanka cukru…”
Mysle, ze jakby Borys cos takiego zobaczyl w prasie , to by sie tarzal ze smiechu tak jak ja :).
Heleno,
chyba nie sądzisz, że ja się oburzam na jakiekolwiek wypowiedzi Borysa.Też lubię ekscentryczny humor i nie znoszę narodowej tromtadracji, za co mnie już atakowano, że „szargam” etc. Faktem jednak jest, że to dość chaotyczny facet o niewyparzonej gębie i będzie musiał wypowiadać się bardziej dyplomatycznie, jeśli nie ma zaszkodzić swojej partii. Wygrał z niewielką przewagą i przeciwnicy będą wyłapywać wszelkie potknięcia i chlapnięcia, będą rozdmuchiwać, a on, pod naciskiem partii, będzie musiał przepraszać, jak przepraszał w Liverpoolu.
Rozumiem, że jesteś pełna entuzjazmu dla nowego burmistrza i życzę Tobie oraz wszystkim londyńczykom, aby nie zawiódł pokładanych w nim nadziei, ale rozumiem tez, że prawie połowa mieszkancow Londynu wolałaby kogo innego…
cc11 ..ale ładnie
chciałem dobry wieczór na dobranoc powiedzieć
Alicjo,
przepraszam, że dopiero dziś, ale pilnie kończę tlumaczenie opowiadań kanadyjskiej (!) pisarki Alice (!) Munro.
Poniżej przepis na marynowane czereśnie. Podobno zostawia się przycięte ogonki, żeby jedzący wiedzieli, że czereśnie są z pestkami. Cukru daję trochę mniej niż jest w przepisie, czereśnie są słodkie same z siebie.
Składniki:
3 kg czereśni, mogą być z ogonkami
1 litr winnego octu jabłkowego
1 kg cukru
1 szklanka wody
5 listków laurowych
2 średniej wielkości kawałki kory cynamonowej
Wykonanie:
Umyć czereśnie i włożyć je do wyparzonych słoiczków. Zagotować wodę z cukrem, dodać cynamon, liście laurowe i ocet. Wszystkie składniki dokładnie wymieszać, do rozpuszczenia cukru i gotować na małym ogniu około pół godziny. Marynatę lekko przestudzić, a następnie zalewać nią czereśnie w słoikach i pasteryzować przez pół godziny.
A tak, a tak, Nemo, oczywiscie. Bedzie musial byc bardzo powazniutki, jak byl w czasie kampanii. No, moze nie az tak powazniutkim ale blisko.
Dzis rano w BBC sugerowano, ze jesli bedzie chcial powiedziec cos kontrowersyjnego to niech to zrobi lacina, wtedy jest szansa, ze obrazalscy nie zrozumieja, a ci, ktorzy rozumieja lacine, tak latwo sie nie obrazaja na facegje jezykowe , tak jak coi, co obrazili sie na mimochodem rzucone zdanie w dyskusji o parkach narodowych w Afryce: Lwy afrykanskie, pozbawione swego tradycyjnego jadla – Afrykanczykow…
A mowiac o Afryce: Dumela wszystkim!*
* Dumela jest tradycyjnym w naszym domu botswanskim powitaniem z rana.
Tak sie witaja mma Ramotswe, mma Makutsi, rra J.L.B, Matekoni i wszyscy pozostali bohaterowie cudownych „botswanskich” powiesxi Alexandra McCall Smitha.
Znalazłam – http://www.gazetawyborcza.pl/1,88975,5167230.html .
majowy ciąg dalszy i bliższy
jadę na Jarmark chłopski do skansenu w Olsztynku
pa moi drodzy
..wrócę
:::
Jarmark Chłopski organizowany przez Baby Pruskie
:o)
ano zobaczymy
Ugotowałam ziemniaki na kopytka. Rolada wieprzowa i sos są od wczoraj. Dołoże jeszcze pieczarki i kopytka. Na deser są lody. Mogą być polane likierem kawowym. Jak dla mnie to te święta są ciut za długie. Dzisiaj na szczęście kupiłam świeży chleb, bo mi groziłlo , że będę bułkę piekła. W chlebaku chleb był już wyraźnie czerstwy. Zupełny amok flogowy na moim osiedlu. Widać nie wszyscy mają flagę państwową i na święta wywiesili flagi kościelne – biało, żółte. Polacy chorują na schizofrenię, czy jak?
Po wczorajszym calodniowym cieplym deszczu wszystko rosnie i zielenieje doslownie w oczach. Ale obiad mam nie-wiosenny: zupa pieczarkowa i halibut z pieczonymi ziemniakami ze smietana i szczypiorkiem. Mam tez peczek aruguli. Czy po prostu dodac do zielonej salaty?
Rukola (arugola, rocket) bardzo sie dobrze kombinuje z kazda salata. Halibut jest swietna, niedoceniana ryba. Okropnie zdrowa.
Znowu pochmurny dzień 🙁
W sprawie obiadu przegłosowano, że kupimy sushi. Ja za.
Jarmark Chłopski organizowany przez Baby Pruskie? 😯 To musi być ciekawe 😉
Rukola nie wzeszła, chyba pójdę wysiać albo co?
Szpaki zajęły strategiczne drzewo naprzeciwko porzeczek. Niedoczekanie!
Nemo,
czy wzeszły Ci nasiona tomatillos? U mnie i owszem, pomidory wyszły wszystkie ładnie, a tomatillos nie widać. Będę miała 6, może 7 krzaków pomidorów. Jerzor się po głowie puka, że to będą najdroższe pomidory świata (kazałam zakupić worek ziemi do donic). On jeszcze nie wie, że zamierzam także ogórki… Od jakiegoś czasu nie mogę dostać malutkich ogórków do kiszenia, to sobie zahoduję. Puszczę je na tyczki – kiedyś tak miałam, wszyscy sie dzwili, jak tak mozna, a przecież ogórek lubi się piąć.
Jak ogórki, to i koper trzeba będzie…
http://www.rp.pl/artykul/129090.html <– 🙂
Jak jestem w Polsce, a Stefek jest w tv, to oglądam.
Heleno!
szalenie spodobało mi się Twoje określenie „okropnie zdrowa”. Zapożyczam z przyjemnością.
Rukola,ponieważ sama ma lekko orzechowy posmak, bardzo sobie ceni dodatek jakichś orzeszków albo podprażonych ziarenek. Moim zdaniem jest też, w przeciwieństwie do innych sałat, stosunkowo odporna na winegret, to znaczy może sobie w nim trochę poleżeć bez szczególnej szkody dla urody, toteż używam jej czasem do takich sałatek, które nie muszą być skonsumowane w ciągu 5 minut, np. z pomidorem i cebulą. No i trzeba jeszcze wspomnieć starą miłość, która nie rdzewieje: rukola i grubo tarty parmezan.
c22c
Mnie rukola kojarzy się smakowo z rzodkiewką albo jakoś takoś. Nawet bez niczego jest smakowita. W Niemczech jadłam kiedys sałate, której tutaj nie widzę – było to coś jakby kilka całkiem małych listków „w kupie”, ciemnozielonych, cała micha tych niby-główek (no, nie całkiem główek) i trzeba się było napracować, żeby usunąć korzonki z tych roślinek. Bardzo to było dobre, ale nie potrafię opisać smaku. Podano z pomidorem i ogórkiem, jakiś winegret prosty do tego.
Alicjo, musiała to być roszponka, tutaj nazywająca się Feldsalat albo Rapunzel. Też lubię, niestety rodzina trochę mniej,więc nie robię za często, bo dla jednego się nie opłaca. A korzonki powinny być tak przycięte, żeby w konsumpcji nie przeszkadzały, ale główka żeby się nie rozleciała. Precyzyjna robótka.
Rukola z rzodkiewką – bardzo słuszne.
A po francusku roszponka nazywa się mâche…
(Ha! udało się! akcencik się przekopiował 😉 )
A wiesz Bobiku, że ta nazwa mi się kiedyś obiła o ucha.
Zaraz pogooglam. Tutaj nie widziałam, a zresztą, nie jest to sałata dla leniwych! Pojawił się młody szpinak, toteż wykorzystam i zrobię sałatę Gospodarza z tym musztardowym sosikiem i jajem, no chyba że nie dostanę truskawek. Na truskawkowe c…o napalam sie juz od paru dni, a tu truskawek „nie rzucili” !
Puchala,
dziękuję za przepis czereśniowy! Z Alice Munro miałam taka przygodę, że kiedy tu przyjechałam ćwierć wieku temu ze znajomością szkolną (czyli żadną) jez. angielskiego, moja koleżanka – Kanadyjka, nauczycielka jęz. angielskiego, po tygodniowej znajomości przyniosła mi zbiór opowiadań właśnie Alice Munro. Ja do niej, ze chyba zwariowała, przecież ja angielskiego w ząb, a ona chyba nie zrozumiała, id do mnie, że mam czytać i już, to się nauczę. Przebrnęłam przez dwie strony i odłozyłam, do dziś dnia stoi to gdzieś na półce. Nietknięte 🙁
Ja jestem okazjonalnym tłumaczem, należę do takiego Kingston Language Services i jak ktoś potrzebuje jakis dokument (najczęściej indeksy uczelniane), świadectwo, metrykę czy coś, to do mnie. Najlepszą fuchę podłapałam kiedyś na rok, chodziłam raz na tydzień z takim jednym gościem do psychiatry na terapię. Płacili niezły grosz, 50$ za godzinę. Niestety, rzadko takie fuchy się zdarzają, coś mocni psychicznie ci rodacy 😉
A ten, z którym chodziłam do psychiatry, udawał – chodziło o wydębienie powypadkowego odszkodowania z zakładu pracy. Czujecie bluesa – wiesz, co jest grane i nic nie możesz powiedzieć, twoim obowiązkiem jest tylko tłumaczyć, słowo w słowo. Obrzydliwa sytuacja.
A ja lubię masłową sałatę – te bladozielone główki z wnętrza, jakby lekko woskowane. Nie ma teraz tej sałaty w handlu, bo nietrwała, szybko więdnie. Teraz sprzedają sałatę ciemno zieloną, o o nieco drętwym, drewnianym posmaku. Obrzydliwe toto Zostaje w ustach jak papierek.. Dlatego kupuję ostatnio przede wszystkim kruchą, lodową i kędzierzawą. Nie licząc kompozycji sałatkowych, sałata służy mi przede wszystkim do kanapek : pod ser, pomidor czy szynkę. Ma i tę zaletę, że kanapki dawane np dziecku do pracy, czy w podróż zachowują dłużej świeżość.
U nas bardzo popularna jest ta sałata (poniżej), ale ja ostatnio do łask przywróciłam lodową, o której prawie zapomniałam. Chętnie kupuję mieszanki sałatowe, młody szpinak, sałata liściasta o której wspominasz, Pyro, liście mleczu, rukola, radiccio i jeszcze jakieś strzępiaste zielska, blizej niezidentyfikowane. No i endywia, którą z grapefruitem i awokado 😉
http://en.wikipedia.org/wiki/Image:Romaine.jpg
Alicjo – sałata rzymska jest w każdej naszej książce kucharskiej, ale jest mało popularne. Podobnie jak roszponka należy do sałat zimowych. Osobiście jadłam tylko kilka razy z sosem z żółtek na twardo i śmietany.
Hejże, hej! Nikt mi nie przypomniał o nagraniu sobotnim Okrasy z Piotrem i nie widziałam. Czy to jest gdzieś w sieci?
Chyba nie ma… może ktoś by to na youtube wrzucił?
Alicjo, tego bluesa tłumaczeniowego to ja czuję bardzo dobrze, ale też muszę się przyznać (między swoimi ujdzie), że mnie się nie zawsze udaje zachować bezstronność. Zwłaszcza jak widzę, że jakiś bidok wskutek nieznajomości języka i przepisów pakuje się w idiotyczno-biurokratyczny kompot, a nie mogę mu akurat wytłumaczyć, że działa na własną szkodę, to staram się jego wypowiedzi trochę zamotać we właściwym kierunku. W końcu tłumacz ma pewien margines interpretacyjny 🙂 Polacy w Niemczech to jeszcze pół biedy, prawo i obyczajowość nie aż tak różne, ale np. Afryka, albo Czeczenia… Oni się nieraz w zbiorczych obozach dla uchodźców, od rzekomo dobrze poinformowanych, nasłuchają takich bzdur na temat, co należy w kontaktach z władzami mówić, a czego nie, że aż boli. Ja niektóre z tych „dobrych rad” już znam na pamięć i wiem, jakie są ich skutki, dlatego nieraz trudno mi wytrzymać i pozostać w roli wyłącznie tłumacza.
http://www.youtube.com/watch?v=JU45L81jU5E <– zauważcie, że jajko ugotowane na śmierć! 😯
Nie ma Pyro, tylko te nasze blogowe wideła, nic innego nie znalazłam. A to ciekawe z sałatą rzymską – ona się długo przechowuje. Ja najczęściej robię z niej taka swoja wersję greckiej sałaty – pomidor, ogórek, czerwona cebula, oliwki czarne, ser feta, czasem paprykę dodaję (jak mam). Winegret – oliwa, ocet balsamiczny, sól, pieprz, suche oregano (sporo) i drobniutko posiekane ze 2 ząbki czosnku, w porywach więcej.
Bobiku,
ten nasz rodak znał angielski na tyle, że doskonale wiedział, co ja tłumaczę i jak. Kiepsko mówił po angielsku, ale mieszkając kilkanascie lat w tym kraju doskonale rozumiał, przecież pracował wśród Kanadyjczyków. Ja byłam pełna sympatii dla niego, ale takie bezczelne naginanie i manipulowanie denerwowało mnie bardzo. Kiedyś wyprowadził tego psychiatrę z równowagi – wyobrażasz sobie, wyprowadzic z równowagi psychiatrę?! Ja próbowałam załagodzić, to się wydarł na mnie, że mam tłumaczyć co on mi każe, bo zmieni sobie tłumacza! A niech, żadnych innych nie było. A ja wiedziałam, że on po prostu chce wywołać taką scenę, bo psychiatra połapał się, ze symptomy nie zgadzają mu się z całokształtem. W końcu dostał to odszkodowanie, na pewno nalezało mu się, ale on trochę „naciągnął”, a co. Na zakończenie przyniósł mi cały kosz pączków (dla mnie słodkie!), ale przedtem jakieś formularze do wypełnienia, co mi zajęło 3 godziny. Poprosiłam, żeby przez firmę załatwiał, niby dlaczego mam wykonywać to w prywatnym czasie – no ale tak się urzadził, że czasu brak, na poniedziałek wszystkie papiery powinny być wypełnione. Powiesz – nie, to rozpowie po wsi, jaka to wredota jesteś… Machnęłam ręką.
To machniecie to 150$, ale czasami lepiej odpuścić.
Alicjo,
wszystko mi wzeszlo i rosnie. Dziekuje za przypomnienie nazwy tomatillo, bo na nasionkach (maciupenkie) bylo napisane „pomidory miniaturowe”, a rosnie cos zupelnie do pomidorow niepodobne 🙂 Mam juz chyba skleroze i zupelnie zapomnialam, ze jesienia o tym byla mowa 🙁 Mam chyba z 10 roslinek albo nawet wiecej.
Przed chwila wrocilismy ze stolicy z otwarcia sezonu ogrodowego i pierwszego grilla u przyjaciol. Pogoda sloneczna i cieplutka, kwitnace jablonie w ogrodzie i przepiekny seledynowy starodrzew bukowy w pobliskim lesie, gdzie odbylismy poobiednia przechadzke, a kamera w domu 🙁 Dwie corki gospodarzy i nasza pociecha ze swoim Geologiem plus czworo „wapniakow” i kot Cayou – bylo wesolo 🙂 Do tego cwierkajace ptaki i grzebiacy w ziemi krolik zwany Grabowski (graben = kopac, ryc) od lat robiacy podkop jak Steve McQueen w „Wielkiej ucieczce”. Po powrocie w nasze gory zastalismy niebo zachmurzone, moze popada? „Nasz” Geolog chce w wolne dni dorabiac w domu starcow i przez ostatnie 4 dni przyuczal sie do nowego zajecia – ubierania, mycia i karmienia staruszkow, wychodzenia z nimi na spacer i do toalety, a wieczorem kladzenia do lozka. Juz mowi wolniej i glosniej 😉 Nasze dziecko tez sie dowiadywalo na temat takiej pracy w naszym lokalnym domu starcow, ale jest podobno za mloda, biora powyzej 22 lat. Na nocnym dyzurze mozna zarobic ok. 180-200 Fr/noc i wielu studentow tak sobie dorabia.
A ja wlasnie wczoraj mialam dluzsza telefoniczna rozmowe z kuma, Ania, ktora mieszka w okolicach Wimbledomu i jako od roku wdowa dorabia do pensji po mezu tlumaczeniami w policji. Jej klientele stanowia w 95% procentach POlacy, ktorych przylapano na prowadzeniu samochodu pod wplywem, na prowadzeniu samochodu bez oplacownego podatku i prowadzenia samochodu pod wplewem bez oplaconego podatku. Otoz opowiadala mi Ania, ku mej ogromnej wesolosci, ze brytyjscy policjanci bardzi sobie cenia i holubia polskich pijakow przylapanych za kierownica. Dlaczego? Bo w odroznieniu od tutejszych autochtonskich pijakow nie mowia do policjantow w stylu „go and f.ck yourself”, tylko zwracaja sie bardzi uprzejmymi slowy, przeoraszaja i obiecuja poprawe – jest to zapewne thrawback z czasow kiedu do milocji mowilo sie „Panie Wladzo”. . Rzdko tez bija policjantow albo pluja na nich. W dodatku sa to czesto ludzie z klasy sredniej, czesto z wyszym wykszralceniemm nie jakas holota za przeproszeniem. Najwieksze wrazenie na policji w Wimbledonie zrobil pijany w sztok kierowca czerwonego, dwupietrowego autobusu. Bardzo sie ponoc kajal 🙂 🙂 🙂 . Wiec najbardziej cenia sobie te bezklasowosc polskiego pijanstwa, bo tutaj nikt z matura nie wsiadzie za kierownice w pijanem widzie. Tylko element i gowniarze.
Ania wzywana jest do wszystkich aresztoiwanych Polakow bez wzgledu na ich znajomosc angielskiego – just in case. Pytalam ja jak czesto musi towrzyszyc procedurom policyjnym. Powiedziala ze miesiecznie ma 40-60 klientow, zaleznie od pogody(???) i swiat.
A to co Bobik opowiada i nakierowanie tlumaczenia we wlasciwym kierunku – moj kolega redakcyjny towarzyszyl prezydentowi Walesie w czasie jego spotkan oficjalnych z brytyjskimi parlamentarzystami, i czlonkami rzadu oraz Jej Krolewska Moscia (byla to wizyta panstwowa) . No wiec Lech mial wielkie szczescie, ze natrafil na Krzyska P….. tyle tylko powiem.
Lech jak Lech, ale Królowa…
… ja zawsze z ogromna wesołościa wspominam wystąpienie Wałęsy w amerykańskim Kongresie 🙂
Ludzie! Ten tłumacz był po prostu mistrzem, zrobił z łałęsy głębokiego intelektualistę! A co ja się naśmiałam, to naśmiałam, jak Wałęsa opowiadał, jak to „pozamykamy CPN-y”, tak, jakby dla całego świata było oczywsite, co to są CPN-y…
Oglądałam to na żywo, chyba przed południem transmitowane przez CNN, pózniejsze relacje były już tylko skróconymi relacjami.
Ja tez, jak Alicja, kupuje najczesciej mieszanke mlodych listkow na wage do winegretu (???). Maslowa (tu: Boston lettuce) do smietankowych sosow, lodowa do fety i czarnych oliwek z cytryna i oliwa tzw. grecka, a ta gruba Romain do salaty po cesarsku z grzankami. Te ostatna zrobie dzisiaj z rukola.
Jeszcze dodam, ze w moim miescie (Waterloo) odbyl sie w sobote Dzien Polski. Ja nie bylam, ale ci co byli byli bardzo zadowoleni: znakomita frekwencja, wystepy i pokazy, pyszne jedzenie, ladny wystroj, ladne wyroby elegancko wyeksponowane. Czysto, schludnie, znakomita organizacja. Ot co znaczy te dwadziescia lat do przodu.
Pamietam, ze jak przyjechalismy tu milion lat temu, kilka lat po Alicji, to byl tu taki polonijny program w TV „Z Karolcia” czy „U Karolci”. Byla to tragedia. Prawdopodobnie inne etniczne programy byly tak samo tragiczne, ale Z Karolcia snic sie moze po nocach…
*Wałęsy*, oczywiście…
He, he, właśnie w zeszłym tygodniu miałem takiego klienta (bezpłatnego, bo po starej znajomości), który prowadzi interesy z Niemcami, a ja to tłumaczę. Człowiek miły i serdeczny, ale mówiący niebywałymi meandrami. Namęczyłem się tak z tym tłumaczeniem i taką chwilami czułem niemożność przełożenia jeszcze choćby jednego zdania, że po powrocie powiedziałem rodzinie: człowiekiem, którego najbardziej na świecie podziwiam, jest tłumacz Wałęsy. Możesz, Heleno, przekazać Krzyśkowi P. 😀
Pamietam czasy, gdy polscy dziennikarze zazdroscili swoim zagranicznym kolegom, gdyz ci dostawali Walese juz przetlumaczonego 😉
Mysmy machneli dzisiaj piec przebiegów. Razem mamy juz ponad 150 litrów z pierwszego przebiegu. Beda dobre zbiory. Urodzajny rok.
Poza tym bola wszystkie kosci i miesnie.
Krótko mówiac, niema letko.
Marialka, przypominam stare okreslenie: ” potwornie zdrowy”
Nowy tydzien. Nowe zadania
Pan Lulek
Juz to kiedys opowiadalam, ale moge jeszcze raz. Jak jeszcze Lech byl przezydentem: moj owczesny szef, a obecny sasiad Naszego Gospodarza, Gienek S. lapie mnie na korytarzu, wrecza szpule z tasma (era przedkomputerowa) i mowi: Tu jest 40 minut wywiadu z Lechem Walesa. Zrob z tego 5-6 munut gora, ale blagam – zrob z niego meza stanu!
Zrobienie z Lecha meza stanu z pomoca zyletki i tasmy sklejowej moglo wtedy zabrac kilka godzin i pewnie tyle wlasnie zabralo.
Ale zostalo nam redakcyjne powiedzenie na rozne okazje: Zrobilem z niego meza stanu!
A może Lech Wałęsa jest mężem stanu mimo zabiegów żyletkowo-taśmowych? 😉
To Helenka zatrudniona była w tym czasie na Kamczatce?
W cywilizowanym świecie robiono takie rzeczy digital.
W cywilizowanym swiecie zanim utrzymywana z pieniedzy podatnika radiofonia przejdzie na nowy system pracy kosztujacy dzisiesiatki milionow jednostek platniczych, musi uzyskac zezwolenie podatnika i musi mu strannie i spokojnie wytlumaczyc , ze nowy sprzed jest absolutnie konieczny. Wtedy podatnik sie nie wscieka, ze jego pieniadze wyrzycane sa w bloto i chetnie placi podatki. Na tym polega swiat cywilizowany.
sprzet, nie sprzed
Ładniejsza od sprzędu była druga literówka, „pieniądze wyrzycane w błoto”. Czyżby od pięknego słowa „rzyć”? 😀
Nooo proszę , nie wiem o jakiego podatnika idzie, ale jest wyjątkowo tępy, by mu takie sprawy jeszcze tłumaczyć.
Planeta idzie do przodu, technika dwa kroki przed, i nie zapomina się o głupolach.
Gdzie ta komuna jest?
Rzecz w tym, ze moja bardzo droga, zakupiona nie caly rok temu klawiatura tego p..ego Logitecha jest juz kompletnie slepa, to znaczy wszystkie literki sie wymazaly procz kilku rzadko uzywanych, takich jak Q V X oraz z jakiegos powodu W. Wpisanie jakiegokolwiek hasla, gdzie zamiast literek pojawiaja sie kropki i nie sposob sprawdzic co sie napisalo , jest udreka.
Kupilam juz sobie nowa klawiature za ?9.99 (obecna bezprzewodowa wraz z mysza kosztowala ?130 w Amazonie co uk ), ale nie mialam odwagoi jej jeszcze zainstalowac
…a zamiast znaku zapytania powinien byc znak funta szterlinga, przekreslone faliscie L.
Moze jest tepy, ale placi uczciwie i bez szemrania, zas my okazujemy mu szacunek, bo utrzymuje nas przy zyciu.
Teresa Stachurska podesłała troche fotek z Portugalii – przyuważcie kuchnię! Nie wiem, czy to wystawa, czy sklep, ale pięęęęęękne!
Zakupiłam nasiona ogórków, kopru, wielkie ustrojstwo do przycinania gałęzi i żywopłotu (nie mam, ale do gałęzi jak znalazł), zjadłam zakupione sushi, teraz popijam cono sur merlot. Cono sur shiraz jest jednak bardziej pod mój smak. Taka kuchnia…tylko pomarzyć!
http://alicja.homelinux.com/news/Portugalia/
Cały czas ta sama i niezmieniona rola mediów.
Pic na wodę, taśmy montaż.
A gdzie statutowa rola?
Alicjo, z podziękowaniem. Kuchni jednak nie ma, nie ta seria.
Czy to na tych zdjęciach to aby nie jest cudne kiczowisko znane mi z autopsji pt. Sintra? 😀
Alu, no pomysl, po co Ci taka kuchnia? Czy wiesz jak dlugo ja dzis szorowalam przypalony wczoraj JEDEN taki ladny miedziany garnek?
Czterdziesci minut. Najpierw trzy razy zagotowywalam w nim tabletke do zmywarek, dopiero za trzecim razem gruba warstwa wegla puscila. POtem szorowalam z zewnatrz z pomoca Bar Keeper’s Frienda, nie wiem czy Ci znany jest ten proszek do szorowania.
Ten miedziany garnek zostal przed laty zakupiony na prezent dla syna kolezanki, ktory zakladal rodzine ze swym kolega – bo „kazdy mezczyzna powinien miec przynajmniej jeden piekny garnek”. Otoz ten zwiazek Alexa i Alvina rozpadl sie zanim zdazylam wreczyc garnek. Przez chwile muslalam zeby jednak dac go w charakterze nagrody pocieszenia. Ale potem chciwosc wziela gore i zostawilam ten piekny, ciezki, miedziany, a w srodku wylozony nierdzewna stala garnek – zgadnij komu?
Szorowanie tego garnkam utrzymywanie go w blasku i krasie jest aktem wielkiej milosci z mojej stroiny do przedmiotow, ktore maja dusze. I jeden taki garnek na cale gospodarstwo to jest dosc! A przyjrzyj sie ile tam jest takich garow? KIm byts je szorowala i utrzymywala w blasku i swietnoscu? Jerzorem? Z calym szacunkiem dla Jerzora I doubt it.
http://www.bociany.edu.pl/
Poszlam powiedziec dobranoc Woyzkowi , a jego nie ma w gniezdzie!
Jestenm zaniepookojona czy mu sie co nie stalo. Widzialam go przed zapadnieciem zmroku jak smutno przekladal patyczki w gniezdzie z moiejsca na miejsce. Ale gdze jest teraz nasz biedny ptaszek?
Mnie się bociany w akcji nie uruchamiają. Dostaję informację, że Windows ma kłopot. Jakiegoś programu mi brakuje?
Tereso,
zdjęcia 3511, 3512, 3513 – to nie kuchnia? Mnie wygląda na kuchnię…
Heleno,
do takiej kuchni oczywiście potrzebny personel! Popatrzeć sobie można…
Zaglądam do ptaszka, ale coraz rzadziej, bo nie mam serca. Myślisz, że to jest ubiegłoroczny samiec? Nawet nie czytałam, co tam na stronie, może cos napisali, a ja nie wiem nic.
Biedny Pan Lulek napracował się tak, a przecież abstynent 😯
No ale kto się tak zna na tym, kogo proszą o wykłady, jak nie Pana Lulka?! No to i musi doglądać…
Alicjo, masz rację, kuchnia. Mnie się te zdjęcia nie otwierały pod ww linkiem, a teraz się – cudem – otworzyły.
Już prawie wszyscy śpią, to można się przyznać, nie wzbudzając zazdrości. W zamian za sąsiedzką przysługę dostałem dziś dużą torbę szparagów prosto od Bauera. Były to właściwie odpady, czyli takie egzemplarze, które zamiast rosnąć prosto, jak uczciwemu szparagowi przystoi, zaczęły robić różne wygibasy, ale smaku im to wcale nie zmieniło, tylko obieranie było jeszcze koszmarniejsze niż zwykle. Ponieważ to pierwsze w tym roku, to nie doczekały się biedactwa żadnego sosu, bo w większości zostały zmiecione porywem żarłoczności jeszcze przed dotarciem na talerz, prosto z gara. Jutro będzie oczywiście zupa szparagowa. Przyjemne sny zapewnione. 🙂
I w ten sposob sezon szparagowy zostal otwarty. Przedtem jeszcze otwrzylam sezon margaritowy.
Jest juz dobrze po polnocy, ale Woyzek nie wrocil do gniazda, choc widzialam go dzis pod wieczor, kiedy bylo jasno.
Boje sie, ze juz nie wroci.
Nigdy nie wolno nadawac im zadnych imiom, bo z tego wszystkiego tylko zlamanie serc
Portugalia z samego rana !
Wspaniale. Oni maja tam najbardziej zachodni przyladek Europy. Wysoko nad oceanem jest piekna restauracja. Siada sie na barowym stolku, trzyma w garsci duzy kielich i mysli. Tylko jeden krok i za Oceanem. Poza tym u nich rosna drzewa korkowe dajace produkty dla wiadomych celów.
Przypomina sie, ze ornitolog nie musi umiec latac a dobre napitki moga robic abstynenci. Zaczynam chomikowac na droge.
Pozostalo wszak tylko cztery miesiace.
Pan Lulek
PS. Co moze oznaczac haslo 8eee ?
Piotr widać utknął na wsi, a ja sobie poczytałam to, co wczorajszego wieczoru zapisano na naszym blogu. Świetne sprawy – garniki pieszczone godzinami, bocian, który nie wraca na noc (Paniętacie ? „Płacze pani Słowikowa…”) Lulek zatrudniony w ekskluzywnej bimbrowni, Bobik zajadający szparagi.
Pamiętam – Marek od dzisiaj w wymarzonej niewoli pracy etatowej, Wojtek pewnie też za biurkiem, Młodsza na etacie psa-owczarka przy maturach i Ryba tak samo… QA Pyra musi umyć podłogi po zabawach Radyjka i pójść kupić mu jakiegoś mioęska czy wątróbki, bo umrze z głodu, a kurczaka z psiej puszki jeść nie będzie, taki synek.
Pyro, jestem trochę w kropce, bo z jednej strony lojalność wobec gatunku, a z drugiej wobec blogowej Babci… A, tam, jednak Babcia bliższa sercu, więc zdradzę Ci naszą psią tajemnicę. My tak tylko udajemy, że żadne jedzenie poza specjalnie dla nas gotowanym przez pyszczek nam nie przejdzie. Wiemy, że ludzie przyzwyczaili się przy własnych dzieciach strasznie przejmować, jak takie małe cały dzień, albo i dwa, nic nie zje, więc wykorzystujemy to dla naszych celów. Ale nas trzeba dość wcześnie przekonać, że puszki i te suche klocki też są jadalne, bo czego się szczeniaczek jeść nie nauczy, tego i dorosły pies nie ruszy. Ale po pierwsze – puszka puszce nierówna. Ja np. Chappi stanowczo odmówiłem, ale na Pedigree Pal się zgodziłem (te puszeczki PP dla całkiem małych uważam do dziś za przysmak, chociaż formalnie już jestem na nie za stary). Trzeba wypróbować, co podejdzie. Po drugie – można tych gotowców dodawać po odrobince do mamiczkowego, a potem coraz więcej, aż się proporcje odwrócą.Moja mama już tak się wychytrzyła, że kładzie mi na wierzch tylko jedną pokrojoną wątróbkę, albo łyżkę ryżu z obiadu, a ja z rozpędu zjadam i to puszkowe spod spodu (u nas w domu nazywają to puszecznoje miaso) 🙂 Po trzecie – klocki, czyli suchę karmę, można dawać na początku po jednym, w nagrodę za wielkie osiągnięcia, a potem coraz więcej na miseczkę. Bardzo polecam, bo klocki wychodzą w sumie wiele taniej od puszek, a autorytety kynologiczne twierdzą, że dla zdrowia nie są gorsze. I po czwarte – nie przejmować się, że piesek nie zji od razu. Zgłodnieje, to zji, w swoim rytmie i według potrzeb. Ja z zasady jadam wieczorem i jak mi wcześniej nałożą do miseczki, to będzie do wieczora stać i najwyżej myszy się pożywią.
A dlaczego nauczyłem się jeść wieczorem? Bo w psim stadzie jest taka zasada, że po udanych łowach najpierw jedzą najwyżsi rangą, a na końcu smarkacze. Ponieważ u nas, ze względu na rytm życia domowników, jedynym wspólnym posiłkiem jest kolacja, to dostawałem swoją porcję po kolacji, żebym od początku wiedział, jaka jest moja pozycja w stadzie. Bardzo mi się to spodobało, bo lubię jednoznaczne sytuacje. Gdybym dostawał jeść w środku dnia, może czułbym się zobowiązany walczyć z członkami Rodziny o wyższe stanowisko w hierarchii, a to przecież taki stres!
Tylko proszę, Babciu, nie sypnij, że Ci o tym wszystkim opowiedziałem, bo jak się inne psy dowiedzą, to będę się miał z pyszna! 🙂
Apetycznie to wygląda