Jak gęś z prosięciem
Gęś z prosięciem w polskim przysłowiu świadczą o braku możliwości dogadania się. Nie dotyczy to jednak obecności obu stworów na talerzu. I gęś, i prosiak często spotykają się na polskim stole. My zaś, mieszkańcy Warszawy, coraz częściej spotykamy się przy ulicy Grójeckiej, która od swego początku przy Pl. Zawiszy aż do końca przy tyłach lotniska Okęcie, zgromadziła wiele fajnych lokali i lokalików. Opiszę – na początek – tylko dwa z nich.
W pobliżu kina Ochota mieściła się „Gospoda pod Kogutem”. Dobra polska kuchnia, umiarkowane ceny, sprawna obsługa powodowały, że lokal cieszył się sporym powodzeniem. My także lubiliśmy czasem tam zajrzeć, zwłaszcza, że pieczone, faszerowane prosię oraz gęś pieczona były doskonałe.
Przed paroma miesiącami lokal jednak zamknięto i rozpoczęto remont. Gdy prace dobiegły końca nad drzwiami i na dużym oknie pojawił się wizerunek orła w locie i równie dumny napis „Gospoda Polska”. Zastąpienie koguta orłem nie wróżyło niczego dobrego. Ptak herbowy nie jest bowiem jadalny. Ale przecież nie takie ryzyko ponosiliśmy dla dobra blogowiczów.
Nowa gospoda zmieniła szyld, odnowiła wystrój wnętrza zmieniając go minimalnie. I nad drzwiami, i nad bufetem pozostały bażanty, wrony, kawki i inne ptactwo nadające rustykalny wygląd całości. Co znacznie ważniejsze na miejscu pozostała także i załoga czyli kucharze oraz kelnerzy a także karta dań. Jest więc nasze ulubione prosię, które jeśli ma być podane w całości trzeba zamawiać wcześniej, a gęś zastąpiła kaczka. Mamy nadzieję, że nie na zawsze.
Zaczęliśmy tradycyjnie: śledzie w śmietanie i schab w galarecie. Wszystkie zakąski, wśród których jest też befsztyk tatarski i karp w galarecie czyli nasze rodzime specyjały, kosztują 0d 7 do 9 złociszy. Schab był całkowicie poprawny ale nic ponadto. Natomiast śledzie w śmietanie z cebulką to był zakąskowy poemat. Po pierwsze wspaniałe, grube, mięsiste dzwonka śledzia nie nazbyt kwaśne od zbyt długiego leżakowania w occie (dla amatorów ćwiartka cytryny do ewentualnego skropienia), świeża, gęsta lekko słodkawa śmietana i pierścionki cebuli szczypiącej mile język ale nie nadmiernie pachnącej.
Spośród kilkunastu zup (np. barszcz z kołdunami, rosół z makaronem) wybraliśmy pikantną rybną oraz wiejską. Obie w cenie zakąsek. I znowu: rybna dobra, pikantna z odrobinami ryb i jarzynami. A wiejska na medal. Kulinarny oczywiście. Podana w wydrążonym okrągłym bochenku chleba, pod także chlebowym kapeluszem z dużym pomponem. Wewnątrz tego smacznego talerza uduszone mięso z jarzynami, makaronem i sporą ilością papryki. Pycha!
Z dań drugich, których jest spora obfitość (są z grilla, gotowane, duszone i smażone; są i mięsa, i drób, i ryby) wybraliśmy kaczkę (w zastępstwie gęsi) w buraczkach i z podsmażonymi kartoflami oraz gicz cielęcą z kartoflami tym razem z wody.
Dania główne były popisem kucharza. Tak delikatnej giczy (28 zł) dawno nie mieliśmy na talerzu. W dodatku mięso cielęce, które czasem bywa nadmiernie włókniste co razi różnych salonowych bywalców, tym razem rozpływało się w ustach. A i kaczka (32 zł) sąsiadująca z zapiekanymi buraczkami była nadzwyczajnego aromatu i delikatności.
Z deserów polecamy zwłaszcza racuchy (9 zł), które w liczbie trzech sztuk są porcją dla bardzo łakomych gości. Bardzo smaczne ale bardzo sycące! Drugi deser to naleśnik z owocami. Niestety ozdobiony wielką masą bitej śmietany, która nawet zgarnięta na bok zatruła przyjemność jedzenia delikatnego naleśnikowego ciasta. Warto też poczekać aż pojawią się nasze rodzime owoce, w tym np. leśne jagody, które wyprą z kuchni ananasy i brzoskwinie z puszki.
Dla dopełnienia obrazu trzeba dodać, że lekturze karty dań towarzyszył chleb ze smalcem domowej roboty i przedniej jakości. A całemu posiłkowi woda mineralna. Na zakończenia zaś kawa, którą należy tu sobie darować.
Mimo drobnych potknięć jak bita śmietana czy nieciekawa kawa taki obiadek za 150 złotych zasługuje na pochwałę.
Bardzo rzadko piszemy o barach czy pizzeriach. Bywają jednak wyjątki. Otóż znajomi Włosi ( a zwłaszcza nasza profesoressa Laura) czasem tam chodzą. I potem chwalą. Postanowiliśmy więc zajrzeć do tych przybytków, które zachwycają nie całkiem spolonizowanych imigrantów z Italii.
Na pierwszy ogień idą dwie pizzerie. „Non solo pizza” była pierwsza. Jej powodzenie pozwoliło na wypączkowanie knajpki-córki „A modo mio”. Obie mieszczą się przy ulicy Grójeckiej w odległości 90 numerów. I w obu zawsze jest tłoczno. Podają tu bowiem autentyczne włoskie pizze z pieca opalanego drewnem, nacienkim kruchym placku czyli jak pierwszy neapolitański pizzeolo przykazał. Jest oczywiście Margherita za 13 zł ? najbardziej klasyczna i trójkolorowa jak sztandar włoski, a posiadająca imię neapolitańskiej królowej; jest ai funghi czyli z grzybami więc nieco droższa za 17 zł; capricciosa za 21 zł co nie jest wygórowaną ceną za te smakołyki na wierzchu placka; wreszcie non solo za 19 zł ozdobiona według gustu i akuratnego humoru kucharza.
Są w obu lokalach także i inne włoskie dania. Różne spaghetti ( w tym carbonara), lazanie, gnocci, papardelle. Uwierzyłem jednak subtelnemu znawcy włoskiej kuchni czyli Maciejowi Nowakowi piszącemu dla konkurencji, że są one raczej niejadalne. Na wszelki wypadek zajrzałem na talerz sąsiada, na którym leżała kupka klusek wyglądających na przegotowane i ozdobionych rzadkimi skwareczkami. Moja własna, domowa carbonara to jest coś.! A tu lepiej zjeść marinarę!
Komentarze
Pizza we Florencji z pieca opalanego drewnem chodzi za mną do dziś. W Polsce takie piece to rzadkość . Z reklamowanej przez Piotra włoskiej pizzeri na pewno skorzystam bo cena zachęcająca i lokalizacja taka ,że można skorzystać w drodze na Dworzec Zachodni.
Carbonara z makaronu własnej produkcji stała sie moją specjalnością . Jest na tyle sycąca i pożywna ,że robię ją tylko wtedy gdy zimno na dworze i potrzebny jest mi zastrzyk energii. Jak dla rzymskiego węglarza.
Zupełnie inaczej niż w Paryżu, tam wystarczy słońce i dobre wino 🙂
http://www.kulikowski.aminus3.com
A ja tuż za Placem Narutowicza chodzę do Turka.
Witam i serdecznie i słonecznie.
Jak zwykle Gospodarz od białego rana wodzi na pokuszenie, ale przynajmniej dzisiaj nie straszy. Funkcję straszaka przejął natomiast Radek – tak mu się spodobały fręzle od ndywanu, że zupełnie zaniedłał tarmoszenie skarpetek. Otwarłam mu drzwi na balkon. Teraz jest tam słonecznmie i lubi wychodzić. Wczoraj próbował ząbków na liściach tulipanów. Dzisiaj jego ofiarą padły Pyrowe rajstopy. Pyry wina, po co zostawiła je wieczorem na krześle i tak zachęcająco jedna nogawka zwisała? Wczoraj walczył ze szczotką do zamiatania, dzisiaj czeka go doświadczenie z ryczącym odkurzaczem i „Babą Jagą” do zmywania podłogi. Trudno, strasznie poroznoszoną są jakieś śmieci przez niego – okruchy, strzępki kartonu, papierki. Jestem ciekawa jak na porządki zareaguje.
Na obiad dzisiaj bitki wieprzowe w sosie jałowcowo – śliwkowym z ryżem i surówka z kapusty
A oto przepis na moje bitki (pi razy drzwi, bo ja nigdy się ściśle wag nie trzymam)
0,5 kg wieprzowiny pociętej w 1,5 cm plastry lekko pobić i opruszyć mąką.
Osmażyć z obu stron na patelni na rumiano, przełożyć do rondla, każdy kawałek soląc przy okazji i posypując grubo zmielonym pieprzem. Jedną sporą cebulę pokroić w półplasterki i pokryć nimi mięso. 10 ziaren jałowca rozgnieść nożem na desce, wrzucić do rondla i dołożyć 10 suszonych śliwek pociętych w grube paseczki. Podlać wszystko 0,5 szkl. wody, przykryć i dusić na małym ogniu do miękkości. Trzeba zaglądać, uzupełniać płyn i pilnować, żeby do gara nie przywarło. Na koniec sprawdzić sos – dosolić, nie żałować pieprzu zaprawic kilkoma łyżkami śmietany i ew. łyżką karmelu (ja lubię)
Pojdzcie sobie dzisiaj po zabaweczke dla synka Radka – na zabki.
Imieniny zawsze byly dla mnie najwazniejszym dniem w roku. Urodziny tak sobie. Metryke mozna sfalszowac, kogos z metryki mozna wypisac albo dopisac. Imieniny to jednak mój dzien. Chcialem o pólnocy napisac podziekowania dla wszystkich którzy o mnie pamietali ale zaspalem i co mi sie rzadko zdarza spalem jak susel do rana.
Serdecznie dziekuje wszystkim którzy pamietali o moim dniu i zlozyli mi zyczenia. Rózne byly formy od tradycyjnach kartek i listów poprzez wszystkie dostepne bardziej nowoczesne formy. Serdeczne dzieki.
Ponadto moge sie pochwalic, ze wczoraj byl dla mnie dobry dzien. Taki jakiego od wielu lat juz nie mialem.
Zawsze, kiedy bylem sam w dniu moich imienin robilem sobie prezent. W biezacym roku otrzymalem prezent od Pana Zegarmistrza.
Kilka miesiecy temu moja znakomita przyjaciólka, owa raczej leciwa dama, podarowala mi w prezencie stary, juz nie chodzacy zegarek po swoim zmarlym mezu. Kiedy on wrócil w koncu lat czterdziestych z francuskiej niewoli, jeszcze szalala gdzie niegdzie armia wyzwolencza. Najlepszym lupem byly zegarki juz wtedy nie odbierane tak brutalnie ale trzeba bylo uwazac. Za uciulane pieniadze kupila ona swojemu mezowi taki automatyczny zegarek. Wówczes bardzo drogi a potem podarowala mu syna. Mojego obecnego przyjaciela Edmunda.
Zegarek chodzil ale potem zestarzal sie i przestal. Nowa generacja zegarków przyszla na swiat. Przed kilku laty, zanim ona przeprowadzila sie do domu spokojnej starosci, wezwala mnie na rozmowe, kawe i kielicha a potem opowiedziala o tym zegarku i poprosila zebym go zatrzymal na wlasnosc. Zabralem go, niechodzacego i ze sladami uzywania. Byl u mnie i ciagle nie dawal mi spokoju. Wreszcie zdecydowalem sie pójsc do miejscowego zegarmistrza i zapytac, czy cos da sie z tym zrobic. Starszy pan, zdecydowanie starszy ode mnie, ale ciagle aktywny zobaczyl ten zegarek i potem zapytal czy przypadkiem nie pochodzi on od mojej przyjaciólki. Oczywiscie odpowiedziale. Dostalem w prezencie na wieczne przechowanie. Przed wielu, wielu laty on sprzedal ten zegarek dla jej meza. Zapamietal to bo byl to wtedy drogi i unikalny egzemplarz. Powiedzial ponadto, ze do tego typu zegarków chyba niema juz czesci zamiennych i nie oplaci sie go reperowac. Powiedzialem mu, ze mnie niebardzo interesuja koszty, jestem tylko ciekaw czy naprawa jest mozliwa. Zapytam, powiedzial ale to bedzie trwalo.
Trwalo kilka miesiecy. Wczoraj z rana zatelefonowal i powiedzial, ze zegarek jest gotowy do odbioru. Podjechalem. Czysciutki jak nowy i na chodzie. Ile kosztuje zapytalem. W ramach gwarancji odpowiedzial. Nie wyrazilem zgody, wtedy on powiedzial, ze policzy tylko koszty zakupionach czesci a robocizna bedzie gratis. Zaplacilem wiecej jak za nowy elektroniczny. Otrzymalem ustna gwarancje na nastepne 50 lat.
Taka gwarancj jest wazniejsza jak wszelkie certyfikaty.
Potem kupilem sobie na wieczór butelke sektu. Kupferberg jest moja ulubiona marka.
Zgodnie z rozkazem Pyry zaczalem przepijac przed godzina 20.00.
Punktualnie o umówionej godzinie wznioslem toast za wszystkich wczorajszych solenizantów a najbardziej za podobno nieistniejacego Swietego Jerzego i potem utrudzony trunkiem padlem do rana w objecia Morfeusza aby rano nie spóznic sie na nowy artykul naszego Gospdarza.
Pan Lulek
Marek !
Zdradz nam tajemnice, która z nich to ges a która prosiatko. I czy obie Ci smakowaly.
Pan Lulek
Parę lat lat temu, w czasie moich wypadow do Poznania, zwyczajem były nasze ( z córką ) wizyty w pizzerii Tivoli na Wronieckiej.
Podawali pyszną calzone! Dodatkową atrakcją była możliwość dobrania dodatków wg. własnego widzimisię, no i można było popatrzeć na pizzę w piecu. 🙂
Trochę poobrabiałem zdjęcia Radka w Picasach i wyszły z cienia śliczne oczy i błyszcząca sierść. Przystojniak! 🙂
a.j
Pyro, dopiero dzisiaj obejrzałem sobie Twojego A-psika (czyli psika A-klasy) i może dobrze, że nie mam do niego bezpośredniego dostępu, bo mógłbym go z zachwytu zalizać na amen. Nie ma chyba na świecie niczego słodszego niż szczeniaczki, obojętne jakiego gatunku. Mamie łezki w oczach stanęły, bo nie tak dawno też jej się takie malutkie po domu pelętało, a teraz proszę, duży pies, za dwa miesiące już rok będę miał. Wczoraj już nawet miałem postrzyżyny, jak u Piasta. 🙂
Tak naprawdę nie mam odwagi dawać Ci na poważnie jakichkolwiek rad, bo wiem, że jesteś osobą doświadczoną życiowo i psowo. Ale ponieważ mam różne rzeczy jeszcze na świeżo w pamięci, to chyba nie pogniewasz się, jak Ci czasem opiszę, jak ja coś przeżywałem, tak tylko dla porównania. Bo i tak każdy pies jest inny i do każdego trzeba znaleźć własną drogę. Ale może dobrze, jak psiarze opowiadają życiorysy swoich ulubieńców, a psy życiorysy własne, bo z powodzi opowieści czasem można wyłowić tę jedną, która akurat do czegoś się przyda.
Zyczę Wam z całego psiego serca miłego wspólnego życia. 🙂
Andrzej Jerzy – Ania twierdzi, że ^Tivoli zeszło na psy, a najlepsza colzone i wegetariana jest w Domu Bretanii na Starym Rynku Nawet podobno interweniowano, żeby w Tivoli zmienić kuchmistrza, ale oni mają teraz 5 czy 6 zakładów w mieście i chyba im fachowców nie wystarcza.
Rzeczywiście, już parę lat w Tivoli nie byliśmy. W tamtych czasach była jedna i niepowtarzalna.
Narzekaliście, że pytania zbyt trudne ale w końcu przyszły dobre odpowiedzi. Jako pierwsza przysłała rozwiązanie Dorota z Poznania, tuż za nią Andrze4j.Jerzy ( a właściwie zespół miedzynarodowy). Było tez kilka pomyłek(dootyczyły ostatnich słów króla Francji i człowieka zagryzionego przez psy).
A to prawidłowe odpowiedzi:
1 Rzeźbiarzem rozbijającym swoje dzieło był Pietro Torrigiani z Florencji;
2 Psy rozszarpały i zjadły Eurypidesa:
3 A ostatnie słowa króla brzmiały:”Kwiatuszku, moja śmierć to noworoczny podarunek dla ciebie”.
Nagrodę czyli książkę prof. Wiesława Władyki otrzymuje oczywiście Dorota z Poznania. Andrzej.Jerzy musi zadowolić się pochwałą przed frontem naszej kompanii. I w dodatku dwie trzecie sławy powinien przekazać Nemo. Gratulacje!
Witam wpiekny dzień!
Tym piekniejszy, że udałomi się z konkursem. Przyznam, że trochęmnie to czasu kosztowało no i wzbogaciło o wiedze np. o rzeźbiarzach florenckich. A poza tym jak wróce z pracy to na ogół konkursy są już rozwiązane.
Smakowicie wyglądają te bitki w sosie jałowcowo-śliwkowym.
Przyjemnego dnia życzę Wszystkim, bo piękny to on już jest (przynajmniej w Poznaniu świeża wiosna).
No widzisz, Andrzeju, na co Ci wyszlo to certolenie? To prawie jak zmarnowany „telefon do przyjaciela” 😉 Gratulacje dla Doroty 🙂 Nagroda jak najbardziej zasluzona.
@Wiecie gdzie jest mój pies po 15 min odkurzania? Siedzi w kąciku za kubłem na śmieci i nie chce wyjść. Prawdziwy chłopczyk – nie cierpi porządków. Teraz Pyra pójdzie po chleb, a potem jeszcze zmyje podłogi. O, biedny Radek.
PS – lekarze też nie są wolni od choróbsk wszelkich. Marialka właśnie będzie szpikowała się antybiotykiem ,wygrzewała w pościeli i smętnie rozmyślała nad nieszczęściem swoich szefów.
nemo!
Dzięki za owocną współpracę! 🙂 Polecam się na przyszłość!
Panie Piotrze!
Pochwała przed frontem kompanii, to honor! Dziękuję!
Doroto z Poznania!
Gratulacje! 🙂
siedzę z małym na podołku i stukam jednym palcem. dlatego nie uzywam wielkich liter. dziecko odpoczywa po trudnych przezyciach. No, już posadziłam na ręczniku . Wróciłam właśnie ze sklepu – są szparagi ale po 15,80 za 0,5 kg. Przyjdzie jeszcze poczekać na przysmak. Jesteśmy takie łakome , że wcale nie kupuję, póki nie mogę kupić min. kilograma. Szkoda mojego apetytu na kilka sztuk.
Pyro!
Taka opowiastka, jeżeli pozwolisz…
Za moich czasów w Marcinku była sławna Pani Profesor Zofia Załęska, matematyczka. Mieszkała gdzieś w okolicy Matejki i miała trzy jamniki. Można było ją spotkać na spacerze w tym rejonie z trzema kiełbaskami na takiej specjalnej smyczy. Widok był kapitalny.
Kiedy po Zjeździe w Kórniku oglądałem misiowe zdjęcia, błysnęło mi nagle, że Jesteś jakoś podobna do Pani Profesor.
A teraz masz pierwszego jamnika! 🙂
a.j
Panie AJ – a chcesz w dziób? Nie mam nic przeciwko podobieństwu do p.Zofii (chociaż mi swego czasu oblała chłopa Ani. I dobrze, należało mu się) Natomiast mam coś, i to dużo, przeciwko trzem jamnikom na rozwidlonej smyczy! Protestuję.
Ani jednej chmurki. Długo wyglądane słońce wreszcie zagościło niepodzielnie i można na nie wyjść, co uczynię. Tymczasem słyszę harmider z placu przy przedszkolu z którym sąsiaduję, gdyż dzieci na słońce już wyszły, albo i zostały wyprowadzone.
Zaglądałam do internetu i znalazłam informację, że Eurypides prawdopodobnie zmarł śmiercią natrulalną w roku 406 pne – http://pl.wikipedia.org/wiki/Eurypides … Sprawdzać florenckich rzeźbiarzy?
Kod 1cc1 też okazał się nieprawdziwy, każą wrócić i wpisać poprawny.
Andrzeju.Jerzy!!! Nasi ludzie sa wszedzie!!!
Wszystkim Wojciechom i Jerzym Spoznione Wszystkiego Najlepszego.
Jestem zawalona robota, wiec ode mnie bedzie troche mniej slychac w najblizszych dniach.
Wikipedia nie jest wiarygodnym źródłem informacji. Jej autorzy w dużej części to amatorzy wpisujący to, co sądzą lub co zasłyszeli. Można poczytać – nie należy wierzyć. Wielokrotnie czytałem sprostowania autorów, którzy zawierzyli tylko temu jednemu informatorowi.
Zagadki ostatnie oparte są o solidniejsze źródło czyli „Leksykon śmierci wielkich ludzi” Isabelle Bricard z polskim uzupełnieniem Ludwika Stommy. Dziełko wydała Książka i Wiedza w 1998 roku. Polecam – bardzo ciekawe.
„Psią” wersję śmierci Eurypidesa podaje również Encyklopedia PWN.
Wzięłam się za zdrowienie.
Wygrzewam się. Antybiotykuję. I mam znacznie mniejszy apetyt niż zwykle a to wiosną chyba dobrze? 😉
Jesli ktos z Was zawita do Utrechtu,sa tam swietne pizze u Mario,w samym centrum.Je sie je prosto z papierowych talerzy,bez ceregieli,bardzo dobre.Zwlaszcza te wegetarianskie,z papryka i grzybkami.Lubie rowniez najprostrza wloska pizze Margherite 🙂
Z gesi,to wole prosie i sciagne zaraz Pyry przepis,bo bardzo inetresujacy!!
Pozdrawiam kucharzy, biegne………………syropu sie napic,jakas zaraza mnie dopadla 🙁
Hej.
Dzień dobry wszystkim. Dopiero teraz mam chwilkę.
Pyro, psiutek śliczny, jeszcze trochę i nie będziesz sobie umiała wyobrazić domu bez niego. Podejrzewam, że zawojuje cię kompletnie.
Chyba nigdy jeszcze nie jadłam gęsi, prosiaka w postaci prosiaka też nie. Bardzo lubię czytać relacje z uczt. Pan Piotr dobrze pisze, tak z głębi siebie, oczami duszy zobaczyłam zgarnianą bitą śmietanę i skrzywiłam się przy kawie.
U mnie dzisiaj obiad łatwy i dietetyczny, ale ciekawa jestem ziemniaków. Połówka coś sparło na eksperymenty i postanowił jakoś dziwnie ugotować ziemniaki. Nasłuchał się w szpitalu, a takie nasłuchanie częściej szkodzi niż pomaga.
A pizzę robię po swojemu, z salami, pomidorami, papryką, dużą ilością cebuli i sera. 3/4 domu je z keczupem, 1/4 bez i wszyscy są zadowoleni.
Hej,
ja z doskoku, bo korzystam z pogody, w przyszłym tygodniu zapowiadają się temperatury okołozerowe 🙁 co nie wróży dobrze moim porzeczkom, już prawie-prawie kwitną. Prace polowe postępują,
a tymczasem na 20-tą zwołuję towarzystwo na wzniesienie toastu:
Wszystkiego najlepszego dla NEMO w Dniu Urodzin!
No proszę i znów plama. Zamiast życzeń przyznałem Nemo część pochwały, którą zainkasował Andrzej.Jerzy.
No to teraz Sto lat, Sto lat! A prezent urodzinowy jeszcze w produkcji. Ale niedługo postawię kropkę. Wydawca wyda a my z Basią wyślemy pod szczyty Alp.
Tymczasem zaś wzniesiemy toast tym co mamy pod ręką czyli Chianti Nipozzano!
No dajcie spokój. Na stare lata wpadnę, nie daj Bóg w alkoholizm. Ćwierć wiecze w armii tego nie dokonało, a kwiecień blogowy może skończyć się uzależnieniem od wyskoku. Jak tam z Markiem? Solenizant kwietniowy, czy nie? Bo mój ślubny piłby jutro toast „z gwinta” Miał w chorobie takie dziwactwo, że pił wyłącznie jedną nakrętkę alkoholu. Wyjątek robił wyłącznie dla bąbelków i pozwalał sobie nalać 0,5 kieliszka. To pół biedy, ale każdy, kto nalał sobie więcej niż ptrzysłowiową nakrętkę do kieliszka, uchodził potem za skłonnego do nagannego nałogu.
Jestem czerwcowy .
Nie chcę Was straszyć, ale pojutrze urodziny Alsy… 🙂
Nemo!
Sto lat! Bądź zdrowa, szczęśliwa i pełna optymizmu!
I dziękuję za humor i mądrość, które wnosisz do blogu 🙂
No plama, nie da się ukryć!
Zamiast nisko się kłaniać i składać stosowne życzenia, agitowałem nemo do dalszej współpracy. 😉
Ale teraz, razem z serdecznymi życzeniami,… może kieliszek wina? 🙂
Ja tam nie wiem, ale swego czasu byłam zwolenniczką poglądu, że urodziny maja wyłącznie dzieci i mężczyźni. Kobiety nie. Kończąc 18-tkę zatrzymują się w rozwoju , a kalendarz rusza im gdzieś po 40-tu latach standardowych. Więc mam niejaką rozterkę – pić za Nemo, czy nie? Przecież Ona jeszcze całkiem smarkata
Pyro,
czas skończyć z takimi zwyczajami, niby dlaczego kobiety miałyby nie obchodzić urodzin?! Jak najbardziej należy nam się!
Zdrowie nemopo raz pierwszy! 🙂
Nemo!
Wszystkiego najlepszego!
Pewnie, że zdrowie naszej Nemo. Czy Lulkową śliwowicą mogę?
Zdrowie Nemo!
Niech mi się liczy herbatą bo mam antybiotykowy szlaban 😥
Nemo wszystkiego najlepszego po raz pierwszy.
Kieliszek wiśniówki wznoszę za zdrowie.
Pyro kochana,
mieszkam w kraju, gdzie nie obchodzi sie imienin, za to urodziny jako rocznice zaistnienia na tym swiecie – owszem 🙂 Lata liczy sie tylko tym, co sami do tego przywiazuja wage i dumni sa, ze tak dlugo wytrzymali 😉 Od pewnego wieku z wypieta piersia sluchaja, jacy to oni mlodzi i w jak wspanialej formie 🙂 Ja sie przyzwyczailam i chyba tez niedlugo bede dumna, ze wiek tak „podeszly”, a ja jeszcze na chodzie 😉
Dziekuje wszystkim i kazdemu z osobna za dobre slowo i toasty. Pijcie, co lubicie i co Wam sluzy, moze byc szampan, herbata, gruszkowka, wisniowka, antybiotyki i olej rycynowy, wino lub piwo, tylko sie do niczego nie zmuszajcie 😉
jak takie dane mozna pomijac woda mineralna!
z drugiej strony podziwaima, ze tyle mozna zjec;
dla mnie tylko sledz, ale nie w smietani, no i kaczka z burakami..
a salata gdzie?
Nemo,
jeszcze stu zdrowych i wesołych lat !
Urodziny? To wspaniale! Dawnosmy tu zadnych Urodzin nie obchodzili. Wiec wszyscy wznosimy serdeczny toast wszekjiej pomyslnosci dla Nemo! Juz lece otwierac nowa ledwo wczoraj zakupiona butelke burbona. Kto z soda kto bez?
Jednak pijemy irlandzkiego łyskacza z lodem (Młodsza uważa, że śliwowica za mocna) Nemo – trwaj na mostku!
Nemo!!
Wielu jeszcze szczęśliwych i zdrowych lat !!
Niech Cię radość życia nie opuszcza.
Wiem ,piwo nie jest toastowym napojem, ale wymieniłaś je wśród tych dopuszczalnych.
A wolę je niż antybiotyk.
Nemo, smakowitego życia!
111c <–? Trzy jedynki, a „c” jest trzecią literą alfabetu, teraz wszystko jasne.
Przerwa w pracy, pora na toast, u mnie wcześnie, ale lampka saransot -dupre (bordeaux-medoc, 2003) nie zawadzi – zdrowie Nemo!
Zaglądam i co widzę?Świętowania ciąg dalszy.Abstynencja nie grozi.
Nemo, przyjmij i ode mnie najserdeczniejsze zyczenia!!!
Kochani,
mam za soba (w sobie?) dwie lampki czerwonego sycylijskiego Donnafugata Sedara (z majatku ksiecia Saliny z „Lamparta”) i zanim mnie powali, spiesze Wam wszystkim podziekowac i zapewnic, ze poki sil na mostku trwac bede 🙂
Moj kochany osobisty zrobil wspaniala salate z czosnkiem niedzwiedzim i szczypiorkiem, sznycle cielece i mlode ziemniaki „po mojemu”, tylko musialam mu pokazac, jak wlaczyc piec, bo przez prawie 30 lat najwyzej go wylaczaL 😯 Na deser byla rolada czekoladowa z bita smietana i wisniami, upieczona przez moje kochane dziecko, ktore juz dalo noge do Berna, bo jutro Geolog przedstawia swoja prace „bakalarska” czyli przedlicencjacka. Geolog z rodzicami przyslal mi kwiaty i „laurke” Czuje sie jak tesciowa 😯
Najlepszego Kapitanom! „Nemo” to od tej rybki, co w australii jeszcze mniejszej rybki szukala, prawda? To ktore to urodziny, Pani Kapitan?
Pan Gospodarz po ochocie se lata i rozności smakuje! He! Sprobowalby Pan Peter tu, w tej walii zrobic karbonare 🙁 Z czego, ja się pytam, z czego?! Makaronu, owszem, nie brakuje. Tu si,e nawet boczek nie chce usmażyć-poci się, skwierczy, pryska świni i slimaczy, ale nie usmaży. A śmietana? Tutejsze krowy dają przezroczyste mleko (pewnie z nadmiaru wody w trawie treściwej), no to i nie znają śmietany. Znają jakiś cream, ale tym krimem to można co najwyżej gębę upędzlować.
Już wiem, dlaczego wszyscy, wszedzie i zawsze sa tacy mili. Oni się po prostu bardzo wstydzą…
Kilkoro nas tu do internetu, więc nie mogę za długo, pozdrawiam, całuję i inne uprzejmości calemu temu blogu i spec. życzenia dla posiadaczki maego jamniora. A skąd pomysl, by takiej dobroci – takiego podelca przysposabiała?! Toć jamnior to… albo nie. Pewnie już najdroszszy w całym uniwersum 😉
Ahoj, tam na mostku! Zdrowie Kapitana!
Niech łaskawe będą mu* wiatry i smaki,
pizza margherita i napoletana
w złote dni niech jego ozdabiają szlaki.
Niech mu koty mruczą zagadki tak trudne,
żeby odpowiedzi nie znał choć przez chwilę –
dzięki temu życie nie stanie się nudne.
Kapitanie! Stopy burgunda pod kilem! 😀
* Okej, okej, ja wiem, że jej. Ale „mu” pasowało lepiej do wierszyka. 🙂
Iżyku – Pyra nie taka, nie zakochuje się nawet w najmilszym jamniorku. Wzięła, bo ktoś musiał wziąc. Kupy zbiera już drugi dzień. Kapeć i parę skarpet przydzieliła, Młodsza kupiła piłki zabawowe i cześć. Czekamy co z Radka wyrośnie.
Nemo, o rany!
Warto było doczekać takiej chwili aby zobaczyć jak Osobisty włącza piec.
A może Tyś z premedytacją dała się pokroić..
Tak czy siak, kuchenne gratulacje dla Niego!
Dumny pewnie jest? 😉
Walia boczku nie posiada, ale klawiaturkę z ą,ęć,ż i ł tak??
Iżyk zabrał widać swoją.
A mógł i boczek, śmietanę, chleb, masło, kiełbasę, dziczyzny troszkę też, bułki, kaszankę, napój ekologiczny……, serek biały, żurek w butelce………
Izyku,
biedaku nasz na obcej ziemi 🙁 Urodziny mam półokrągłe 😉 Już nigdy nie będę taka młoda 🙁 Jestem starsza od tej rybki, ale młodsza od dowodcy Nautilusa, mam nadzieję 🙂 Cóż to jest 55 lat wobec wieczności 🙄
Bobiku, sliczny wierszyk 🙂 Dziekuje!
Antku,
dzisiaj moja znajoma powiedziala: Trzeba im raz pokazać, że nasza obecność nie jest oczywistością 😎 Osobisty dumny jest jak nie wiem, zwłaszcza że nawet pozmywał 😎
Ten sumienia wcale nie mo,
Co nie pije dziś za nemo! 😀
Jak ustawa przewiduje
i adwokat mi powiedział:
kto za Nemo nie wypije,
sto lat w kiciu będzie siedział! 🙂
…a to Iżyk teraz ma pojęcie, jak się „smaży” boczek kanadyjski. Chyba, ze kupiony w polskim sklepie boczek, wyrabiany przez polskie masarnie. Co do śmietany też mam swoje, dawno pisałam, serek biały jakis taki, a nie twaróg, smalec – olaboga, co to jest?! 😯 i tak dalej. Na szczęście jest Baltic Deli za dłuższym rogiem po lewo…
Nieustające zdrowie Nemo!
P.S.Antek,
ja też nie mam klawiaturki, najzwyklejsza „międzynarodowa”, nie wiem, jak ją nazwać, alfabet bez znaków diakrytycznych. Jak chcę zrobić „ę”, to przyciskam „e” i prawe alt – to samo z wszystkimi innymi polskimi ogonkami, kropkami, kreskami.
Działa 🙂
maszyna w ruinie, dlategom zyczeniowo spoznialski, najlepszego zaslugujacym i pozostalym, lece naprawiac dalej
Óżęść i łęćźą to ja tak samo jak Ty Alicjo robię, ale jeszcze jest jedno ale…komputerek musi wiedzieć cóż chcemy mu powiedzieć naciskając
a i praw alt.
Twój wie boś mu powiedziała, mój wie bo musi a tego walijskiego już nauczyli polacy.
Taki ten świat …w Walii komputer ma polskie ogonki a w Polsce boczek pryska i strzela na patelni jak ten walijski.
Też mamy już taki… 🙁
Na wszelki wypadek, zeby nie wpasc ponownie w alkoholizm, wpadam w abstynencje. Wszystki solenizantom i solenizantkom, dzisiejszym i tym najblizszym zycze sto lat w zdrowiu i pomyslnosci, meldujac, ze na wszelki wypadek ustalilem termin nowej szarzy na najblizsza niedziele. Przewidujemy prace calodzienna do póznego wieczoru. Sadze, ze przy najblizszej wspólnej okazji zrobimy generalne poprawiny a tymczasem gotujemy sie.
Najlepsze mozdzieze sa z granitu. Bedzie dowieziony, prosze przygotowac zapas skladników do ucierania. Trzonek jest chropowaty.
Pan Lulek
Kochani,
Wszystkiego dobrego dla Nemo i Pana Lulka.
Tuska
Kapitanie Nemo
Sto lat !
(O tej porze wszyscy juz pewnie spia a ja dopiero wlaczylam blog)
Nie śpią, nie śpią… obejrzeli „Wielkie Otwarcie”, zgłodnieli, poszli do kuchni…
U mnie ciągle 24-ty, więc wznoszę zdrowie Nemo!
Za zdrowie Nemo-je \_%_/
|
Ja na pewno nie jestem smakoszem, ale w Non solo pizza spagetii z sosem z serów czy z łososiem są całkiem dobre…