Uliczkę znam w Barcelonie…
… śpiewała wieki temu Hanka Ordonówna. A ja teraz dośpiewam chwałę tego pięknego miasta do końca. W pierwszym odcinku relacji będzie sporo zdjęć i wrażenia ogólne. A w kolejne dni zajmę się szczegółami, które poznawałem dogłębnie (aż do żołądka) podczas degustacji win (wspaniałe!), serów (zdumiewające ilości gatunków), oliw (wypiłem chyba całą baryłkę) i wędlin (jamon serrano z czarnych świnek czyli pata negra).
Mieszkałem przy ulicy o wdzięcznej nazwie de Gracia w pobliżu obu kamienic zaprojektowanych przez Antonio Gaudiego. Domy te za każdym razem gdy je oglądam wprawiają mnie w stan radosny. A to ze względu na fakt, że nie muszę w nich mieszkać. Któż by chciał mieszkać w domu zwiedzanym przez tysiące turystów. Czasem takiego można np. znaleźć pod łóżkiem lub w szafie.
Krótki spacer w stronę morza zawsze dla mnie kończył się na słynnej ulicy Las Ramblas przy hali targowej Boqueria. Dalej nie warto chodzić, bo morze jest nadal błękitne, knajpy stoją gdzie stały, zwariowani artyści po drodze pokazują swoje sztuki lub zamierają w nieprawdopodobnych pozach i pozwalają się fotografować (za opłatą) – czyli wszystko jak zawsze.
Tymczasem w hali targowej mimo pozorów stałości, bo tu same sery, a tam znowu ryby, nieco dalej owoce i łakocie, pełno stoisk z jamon serrano i chorizo, nawet barki: morski, mięsny, z łakociami stoją niby bez zmian w tych samych miejscach ale jednak to tu toczy się życie.
Popatrzcie na zdjęcia: te krwisto czerwone ryby, kraby i diabelskie kopytka smakujące morską wodą, z której wysysa się różowego robala o smaku lepszym niż ostryga; cóż może bardziej cieszyć łakomczucha. Spędziłem więc w Boquerii sporo czasu. I przywiozłem suszoną szynkę typu pata negra czyli z czarnej świnki; sobrassada de Mallorka czyli ni to kiełbasa ni to kiszka ale pyszna i papryczna; fabada asturiana czyli wszystkie składniki niezbędne do pysznego dania z fasoli, trzech rodzajów kiełbasy, słoniny, kawałka dojrzewającej szynki i przypraw; no i na koniec coś najlepszego – pół kilograma homarców i owe „diabelskie kopytka”, które (patrzycie na nie na półmisku) nazwie na pewno Nemo, bo nie zanotowałem hiszpańskiej ich nazwy na targu. A w dodatku zjedliśmy je na kolację po przylocie, bo były prosto z targu i nie chciały czekać zbyt długo. A z białym płynem z winnicy Jean Leon smakowały znakomicie.
Alimentaria czyli barcelońskie targi żywności to impreza gigantyczna. Trwa wiele dni, wystawców są setki, transakcji jeszcze więcej. Wszystkiego obejrzeć, a tym bardziej spróbować się nie da. Na dodatek wszyscy kuszą swoimi degustacjami, lunchami, kolacjami. Nawet nie próbowałem sam poruszać się po tej gastronomicznej mapie. Korzystałem z tego, że byłem gościem ambasadora Hiszpanii w Warszawie i moja przewodniczką była pani Krystyna Franaszczuk (Hiszpanie łamią sobie język na tym nazwisku) analityk rynku znająca wspaniale język, obyczaje i stosunki panujące na Półwyspie Iberyjskim i dawałem prowadzić się za rękę na wybrane imprezy. Uczestniczyłem więc w degustacji serów (a jest ich tu ponad 100, z których wypróbowałem 14), win (liczby nikt nie zna ale ja wypróbował 13), szynek i oliw. O każdym z tych delikatesów opowiem bardziej szczegółowo później.
Dziś – jak wspomniałem – tylko wstęp do podróży po hiszpańskich smakach. Muszę bowiem uporządkować notatki, obejrzeć mapy, przypomnieć sobie nocne wędrówki po uliczkach starej Barcelony i… wypić to co przywiozłem za zdrowie tych, którzy mnie gościli.
No to do jutra!
Komentarze
Diabelskie kopytka?! A mówiłam – siedzieć w domu, po żadnej Barcelonie się nie włóczyć…
A propos dzikiego czosnku, u nas też jest, a i dzikie pory, ale ja się na to nigdzie nie natknęłam, ani w Polsce, ani tutaj. Wygląda bardzo atrakcyjnie, musiałabym zapamiętać.
Zdjęcia przwiezione przez naszego Gospodarza wyglądają niezwykle atrakcyjnie ,aż ślinka cieknie na samo wyobrażenie jak to wszystko smakuje przygotowane przez dobrego kucharza.
Do mojego miasta takie egzotycze potrawy nie docierają. U mnie prosto, czasem ludowo .
Mam zamiar odrobić zaległości już wkrótce będąc w Paryżu. Wybieramy się ze Sławkiem do największego hurtowego rynku żywności w Europie. Relacja foto po przyjeździe.
Na razie wnuczka mojej siostry:
http://www.kulikowski.aminus3.com
Alicja a Ty wiesz co to te „diabelskie kopytka”???
Marku wnuczka przecudna
Grażyna,
nie wiem, a i nazwa nie zachęca do bliższej znajomości 😉
To jest sprawozdanie. Gratulacje i wniosek o kulinarnego Pulitzera oraz honorowe obywatelstwo Barcelony.
Zostalem nagle wezwany przez tescia na konsuktacje. Jak wiecie on nie jest juz najmlodszy a w wieku lat 94 rózne rzeczy moga chodzic po glowie i trudno odmówic starszemu, zasluzonemu panu. Przygotowania do wyjazdu trwaly na szczescie 5 minut. Nawinela sie bowiem sasiadka, która otrzymala klucz od mieszkania z poleceniem zajecia sie domownikami czyli kotka Muli i jej kumplem. Lobuz jeszcze nie przedstawil sie i nawet nie wiem jak ma na imie. Ta dzisiejsza mlodziez. Wyjechalem zatem nagle. Postanowilem jechac na pólnoc czyli w kierunku na Szopron. Z rozmyslem. Chcialem po drodze zakupic ulubiony likier tescia, Amareti i cos slodkiego dla tesciowej. Pomyslalem sobie, ze nienajgorzej byloby zawadzic o Gyor a potem na lewo i wzdluz Dunaju w kierunku na Budapeszt. Pogoda byla jak marzenie. Chmurki na niebie. Postanowilem równiez odwiedzic przyjaciela, który jest swoista duma firmy BMW w dziedziny informatyki. Jego miejsce pracy znajduje sie w Monachium a pobytu w Budapeszcie. Od lat pracuje w tym systemie i ciagle go ulepsza. To cos w rodzaju blogu. Wlacza sie z rana i nie widzac na oczy kolegów pracuje z nimi. Raz w miesiacu jedzie jednak do firmy macierzystej dla dokonania rozliczen i konsultacji. Jazda byla piekna. Po drodze nawet nic nie jadlem. Na miejscu oczekiwal mnie szwagier z informacja, ze tata zawinszowal sobie spotkanie z cala rodzina i gronem znajomych w domu spokojnej starosci. Szwagier nie wygladal na zestrachanego i pomyslalem sobie, ze chyba nie jest tak zle. Spotkanie bylo w sobote po poludniu. Zebralismy sie w halu tego domu a tu papcia wchodzi w kosciolowym garniturze, wita wszyskich oficjalnie i komunikuje, ze w dniu dzisiejszym jest Swieto Narodowe Wegier w zwiazku z czym zapraszeni jestesmy na uroczysta kolacje w z góry zamówionym lokalu. Zamurowalo wszystkich, niektórzy byli ubrani w ciemnych kolorach. Ja bylem z normalym ubraniu, zlozylem tesciowi gratulacje i wreczylem stosowny prezent. Tesc wzruszyl sie i powiedzial, znam z tlumaczenia, ze jestem jedynym, który nie przyjechal na stype tylko swietowanie a on ma zamiaz zyc co najmniej 100 lat a do tego jeszcze kawalek czasu. Wspólna kolacje byla wysmienita. Tesc byl uniósl sie honorem i zabronil kontaktów w sprawie placenia.
Ot taka zwyczaja demonstracja uczuc patriotycznych.
Wrócilem wczoraj po poludniu a tu telefon od Marka z wiadomoscia, ze niewiele brakowalo a zorganizowano by wyprawe ratunkowa.
Czy to czlowiek nie moze sie od czasu zawieruszyc
Pan Lulek
P-S. Dwa pytania. Co to jest.
1. Lappkuss
2. Segediner gulyas
i co maje te potrawy wspólnego
PL
Gospodarz na miejscu czyli świat wraca do normy. Jaka szkoda, że z fotogafią nie można zamieścić zapachów i dźwięków. Jakież to wszystko kolorowe – i owoce i kraby wielkie, jak talerz i homarce i kiełbasy. Można „jeść oczami”.
Dziecko na fotce Marka urody wielkiej i jakże słowiańskiej. Kiedy na nią patrzę, to aż mi szkoda, że wyrośnie z przytulnego dzieciństwa i już ani przytulić, ani pogłaskać („Mama, duża już jestem”)
Moje dziecko z kolei podziębiło się paskudnie i dzisiaj została w domu. Jutro „muszę być”, więc po zwolnienie nie pójdzie. Zresztą jakby miała siły polecieć do odległej o 1,5 km przychodni i jeszcze sterczeć w kolejce, to równie dobrze mogłaby pojechać do pracy. Tak więc zachrypnięta, połamana i nieszczęśliwa
utknęła w domu.
Dziecku zaparzyć herbaty z imbiru, osłodzić miodem. Herbatę, nie dziecko.
Panie Lulku,
że też dopiero teraz przyszło Panu do głowy, że tutaj nie ma czegoś takiego, jak zawieruszanie się. Należało zostawić notkę: jadę do teścia na imprezę.
P.S. Co z tymi kopytkami, jakie diabełki zostały ich pozbawione?
Zgadzam się z Alicją.Cóż za nazwa i wygląd.Nie dość ,że diabelskie to jeszcze kopytka.Dziś nadrobiłam czytanie wpisów wczorajszych i naszła mnie jedna refleksja.W Wilnie widziałam w sklepach czosnek w beczkach, w różnych zalewach albo pęki łodyżek czy jak to nazwac.Wyglądało intrygująco ale głupia byłam i głupio się nie dopytałam co zacz.Oni w ogóle na Litwie czosnek garściami do wszystkiego jedzą.Czy to był ten niedźwiedzi?Czy ktoś z was wie?
Hala targowa Boqueria byla celem naszych codziennych pielgrzymek 4 lata temu, kiedy po zakupie u Laury Asheley jakiejs szafy moglam sobie wybrac bezplatny bilet do dowolnej stoplicy europejskiej. Tym tez biletem podzielilam sie z moja kuma w Gdyni: ona doplacila pol biletu, ja pol, razem z moim bonusem za szafe mialysmy dwa – do Barlecony wlasnie.
Sniadanie jadalysmy w hotelu (pyszne, z naciskiem na szynke iberyjska i owoce), obiad w restauracji, zas kolacje – ooo! kolacje nasze skl;adane byly w;asnie w Boquerii i zjadane w pokoju hotelowym na marmurowej posadzce pieknie zascielonej gazeta.
KOlacja skladala sie zazwyczaj z: owocow, paru rodzajow szynki i serow, wspanialego na zimno wedzonego tunczyka, oliwek, ich wspanialych okraglych migdalow, butelki wina z moich winnic Ximenez (poniewaz Ximenez , czyt. Szimenez, czyli syn Szymona, Szymonowic, jest moim nazwiskiem rodowym – sprzed radosnej dzialanosci Wielkiej Inkwizycji).
Na deser przynosilysmy sobie wspaniala dluga tarte z jablkiwem lub gruszka na cieniutkim kruchym spodzie.
Ze wszystkich bazarow swiata Boqueria jest moim najukochanszym ( a ma z czym konkurowac)
Viva Boqueria! Viva Barcelona! Viva Catalonia!
chyba to mam
wiedziałem, że gdzieś widziałem takie czarcie kopyta
..no i znalazłem informację, choć niewiele
:::
po ichniemu to nazywa się „percebe”
a po naszemu „kaczenica”
..i zalicza się do owoców morza
Te mięczaki, które tak zbulwersowały Alicję wcale nie nazywają się diabelskie kopytka. To moja fantazja. Nie pamiętam ich hiszpańskiej nazwy. Mam nadzieję, że Nemo ją tu poda. Ten gatunek owoców morza bardzo i mnie, i Basi smakuje. W tych rurkach siedzi stwór pomarańczowego koloru i mocno zwilzony morską wodą. Owe „kopytka” wyglądają pieknie i do tego są przepyszne. Naprawdę.
Dzięki Brzucho. Mając nazwę coś więcej na ten temat znajdę.
No, zlituj się Heleno. Jest przed południem, wstałam o 6-tej, o śniadaniu (1 kanapka) już zdążyłam zapomnieć, a i tak owoców, serów i wina u mnie dzisiaj nie uświadczysz. Nieprawda – wino jest w ilości 2 butelek ale przeznaczenie ma świąteczne! Herbatkę imbirową dziecku zrobiłam i za 4 minuty idę uskuteczniać awanturę, żeby wypiła. Imbiru starczyło akurat na 1 kubek. Potem może dostać herbaty z nalewką malinową i maliny z nalewy do pogryzania.
Słuchajcie, słuchajcie. Pan Lulek nie tylko wrócił z Węgier, ale i włączył się w dyskusje nt reformy służby zdrowia w Polityce. Pomysły ma zgoła rewolucyjne. Komentować nie będę.
To po prostu nie jest moj tydzien.
Centralwings postanowilo nie latac miedzy Poznaniem i Amsterdamem.
Bilet juz mialam, chcialam zarezerwowac kolejny a tu guzik.
Co wiecej panienka w biurze obslugi klienta nawet nie raczyla powiedziec przepraszam. Zaproponowala, ze moge leciec z Krakowa!!! 6,5h w pociagu na wschod, zeby poleciec na zachod!!!
Dodam jeszcze, ze na moje pytanie, dlaczego nie raczyli o tym poinformaowac pasazerow panienka oswiadczyla, ze oni owszem, racza, ale dopiero 2 tyg przed data odlotu.
O kaczenicach dyskusja juz swego czasu byla zaczeta chyba przez slawka. poszukam w archiwum, moze znajde.
Oj, Nirrod i co teraz będzie? Do Krakowa 6,5 godziny, do Berlina 3,5. Zgłupieli w linii lotniczej, czy co?
EL PERCEBE
http://es.wikipedia.org/wiki/Pollicipes_pollicipes
Jeden mnich przysiegal, ze widzial, jak sie z tych kaczenic takie gesi wylegly:
http://de.wikipedia.org/wiki/Wei%C3%9Fwangengans
Bedzie Berlin. Zawsze blizej i we wlasciwym kierunku. To, ze odwolali chyba mnie mniej denerwuje niz ton owych panienek w biurze obslugi klienta. Nie musza mnie w koncu na kolanach blagac o wybaczenie, ale zwykle przepraszam bardzo by mnie ucieszylo.
Nie moge tej dyskusji tak szybko znalezc, ale bede szukac, wiem na pewno, ze byla, bo angielska nazwa goose barnacles wprawila mnie w zachwyt.
Gospodarzu zdjecia piekne.
fakt, kiedys juz o tym bylo, po tutejszemu nazywa sie to: pousse pieds, ciekawostka jest, ze zbiera sie to na urwistych skalach obmywanych przez morze w warunkach mocno alpinistycznych ( liny, czekany itp. ), czesto z narazeniem zycia, narzedzia do zbierania, to mlotek i przecinak
Namo, jestem pełna podziwu.Te pąkle na muszli wyglądają tak samo jak narośla na muszelkach z Bałtyku. Do głowy by mi nie przyszło,że z tego wyrasta coś pysznego. Na zdjęciu u pana Piotra wyglądały na duże.
wytrwalosc poplaca:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=315
Ten walijski mnich Giraldus Cambrensis (XIIw.) byl przekonany, ze te skorupiaki, to jaja zniesione przez ges bernikla bialolica (stad angielska nazwa goose barnacles), bo nigdy nie zaobserwowano, by te gesi gniazdowaly w strefie umiarkowanej. Niemcy z gesi zrobili kaczke, stad niemiecka nazwa Entenmuschel 🙂 Nikt nie mial jeszcze pojecia o migracji ptakow.
No i prosze.
Na moje pytania nikt nie udzielil nawet kawalka odpowiedzi. Nagrodzilbym nawet falszywa. W zwiazku z lenistwem blogowiczów, nie posadzam w zadnym przypadku o niekompetencje, dla wiadomosci potomnych podaje co nastepuje. We flocie niemieckiej, która operowala na wodach Morza Pólnocnego, byli kucharze, którzy nigdy nie byli w stanie przygotowac odpowiedniej ilosci posilków. Jesli bylo zbyt malo, kucharz mógl liczyc na gwaltowna reakcje zalogi podobno z kanibalizmem wlacznie. To dotyczylo szczególnie okretów z Hamburga. Na wszelki wypadek przygotowywali jedzenie do oporu. Tak zeby starczylo na kazda pelna miske. Kto nie zjadl wyrzucal za burte ku uciesze mew które towarzyszyly kazdemu okretowi, zwlaszcza w porze posilków. W kotle pozostawalo jednak zawsze troche nierozdanego jedzenia. Resztki te zlewano do osobnego kotla i przegotowywano. Tak dzialo sie poczynajac od soboty az do najblizszego piatku. W piatek kucharz mial wolne. Niczego nie musial przygotowywac, tylko zagotowywal jeszcze raz caly kociol z tygodniowa zawartoscia. Taki Eintopf rozlewal dla calej zalogi poczynajac od kapitana. Oficerowie dla celów trawiennych przeplukiwali sie mocnymi szlachetnymi trunkami. Dla zalogi pozostawal mocny 80 % rum. O dziwo, nikt nie chorowal a i przypadki zatruc nie wystepowaly. Nazywalo sie to jedzenie Lappkuss. Potem wytworne lokale w hamburskim porcie nauczyly sie serwowac takie dania dla wytwornych gosci. Mozna do dzisiaj znalezc to w karcie ale gdzie mu tam do opryginalu.
Na temat segediner gulyas napisze w kolejnym komentarzu.
Historia bowiem jest stara a zaczela sie podczas Wiosny Ludów.
Pan Lulek
Pan Lulek będzie nas raczył szegedyńskim gulaszem, jak myślę? A u mnie gotuje się eintopf ale nie jako przegląd tygodnia, a jako poczciwa jarzynówka. Gotuje się zaś na hojnie pozostawionym mięsku z gnatem – kości stawowej z szynki. Kiedy dzieliłam i porcjowałam zakupy mięsne, wycięłam ten gnat z góry przeznaczając go na zupe jarzynową. Zupa zaś jest ulgowa – pół paczki mrożonej włoszczyzny w słupek ciętej, puszka groszku zielonego, jeden spory ziemniak i pół czerwonej papryki. Potem pokroi się w to mięso w kostkę, zrobi odrobinę zasmażki i obficie posypie zieleniną. Chore dziecko dostanie talerz zupy, której inaczej do dzioba nie bierze, tylko w razie choroby.
Panie Lulku ta potrawa, przez Pana opisana, brzmi i „smakuje” jak Labskaus 🙂
Teraz bede wszystkich raczyl Kórnikiem. Dla Pyry. Jakies gulasze na potem.
Przeczytalem w jednym z poprzednich komentarzy, ze jakis inny blog organizuje spotkanie w Kórniku. Zamyslilem sie i uradowalem. Ot ziarno padlo na urodzajna ziemie. Bedac w Kórniku pomyslalem sobie, ze do tego miasta móglbym przeniesc sie na starosc jako alternatywa do mojego Swietego Michala.
Jesli w tej propozycji zjazdu innego blogu byl kawalatek inicjatywy Pana Burmistrza k?rnika, to gratuluje. To nazywa sie isc za ciosem. Czuje sie odrobine jak pionier i mysle sobie, ze jakos tak „Za nami pójda inni”. My sobie i tak znajdziemy miejsce na nasze spotkania takie, ze innym uszy zwiedna. Przeciez w blogu Piotra nigdy nie zachodzi slonce a i kazda pore roku mozna aktualnie znalezc.
Zycze temu nastepnemu blogowi zeby im sie dobrze obradowalo, zeby ich przyjaznie owocowaly pieknymi kontaktami. Zeby kazdy w miare potrzeb mógl liczyc na drugiego.
A potem zeby poszlo w swiat. Blogowicze wszystkich krajów laczcie sie. To tak tez rocznicowo ale z innej beczki.
Pan Lulek
Panie Lulek. Życzyć to i ja im dobrze życzę, ale sadząc po wpisach na Panamaćkowym blogu, towarzystwo tam… no, nie chcę skrzywdzić, ale…Wolę wielokrotnie nasze Bractwo – nawet w części dotąd nie widzianej.
Panie Lulku, może Lappen Kuss? 🙂
Potrawa, przez Pana opisana, brzmi i „smakuje” jak Labskaus.
Otwieram ja oczy z rana, wyglądam za okno i oto, co widzę:
http://alicja.homelinux.com/news/Zwierz/
😯
Panie Lulku,
myśmy mieli prawdziwy Zjazd, a oni tylko drobne spotkanie w sobotę „po zajęciach” z okazji Dnia Kórnika, kudy im tam do zjazdu, obrad i tak dalej.
I Pan Maciej obiecał, że tanio (co prawda, na zbozny cel) będzie sprzedawał, co upichci w ramach zajęć obowiązkowych.
O Boze, Alicjo jak cudny ten jelonek/sarna (?).
To chyba musi byc niezwyle., zeby sie obudzic i taki widok z okna, zamiast „a ch.. mu w d…” (dziewczecym glosem), jak u mnie dzis z rana pod oknem…
Alicjo – wiosna Cię widać odkopuje po trochu, a i zwierz się ruszył. Wiesz, co Ci powiem? Żeby nie ten śnieg ponad ludzkie zapotrzebowanie, to bym powiedziała, że mieszkasz w pięknym kawałku świata
To chyba Pani Jeleniowa, bo była naprawdę dosyć duża, nigdy tak blisko domu nie widziałam – pewnie są już wygłodzone, bo wszystko przykrywa śnieg. Obgryzała gałązki, ale coś ją spłoszyło. Wystawiłabym wiaderko z resztkami roślinnymi, gdybym wiedziała, że przyjdzie 🙁
Ciekawa jestem, jak tutaj jest z dożywianiem zwierząt – w Polsce to stale działa, ale tutaj??? W tzw. lasach państwowych nie widziałam, żeby istniały stanowiska do podkarmiania.
Pyro,
jest to piękny kawałek świata, ale jak wiadomo, nie ma ideałów, więc co nie da się wytępić, trzeba polubić 🙂
Nawet śnieg ponad ludzkie zapotrzebowanie.
Słoneczko mi daje po salonowym oknie – żeby się paliło czy żabami z nieba, muszę wymyć to okno przed świętami, bo przecież patrzeć się przez to-to nie da!
Heleno – z tym powiedzonkiem, miałam kiedyś zabawną przygodę. Było to w latach kiedy jeszcze mogłam zatrzymać na sobie męskie oko na moment.
Otóz takim odezwaniem uczęstował mnie stojący za mną w kolejce młodzian, a był w towarzystwie dziewczyny. W ogóle słowem rzucał gęsto, ona zachwycona chichotała, a mnie dawne sumienie belferskie trzęsło. Więc grzecznie mu mówię Proszę Pana, gdyby tyle tych…panienek po świecie chodziło, to żadne z Was, by Matki nie miało”. No i usłyszałam w odpowiedzi to właśnie. Powinien dostać w mordę od razu ale coś mnie naszło, uniosłam wysoko brew ciemną i zdziwiona wielce spytałam „A gdzie? W żęby?” W co powiesz? Zatkało go kompletnie. Ucichł i nawet przestał podrywać dziewczynę na „łacinę”. Czy jeszcze dzisiaj by zadziałało, to nie wiem.
PO naszej dzielknicy lataja lisy – rude i wypasione na miejskich smietnikach. Szczekaja w nocy, a czasami bija sie na trawniku pod oknrm. Strach starego chorego kota wypuscic z domu.
Czy chcesz aby pani jelonkowa przychodzila ? Bo niektorzy nie lubia i narzekaja, ze im kore na drzewach owocowych sarny-jelenie obgryzaja.
Ale ja bym kupila zwyczajnej paszy dla krow i podkarmiala. Bo jest to niezwykly przywoilej ogladac takie cudo z bliska.
KoJaK Moguncjusz.
O pisownie nie stoje. przeciez ja uczylem sie jezyka niemieckiego cale trzy miesiace a potem musialem byc symultanicznym tlumaczem. Ze wzgledów oszczednosciowych firma nie chciala zatrudniac zawodowych tlumaczy. Jak go zwal, tak go zwal, byle sie dobrze mial. Cieszy mnie, ze zalapales o co chodzi i chyba zgadzasz sie z meritum sprawy. Ja to tak zrozumialem i zawsze kiedy zamawialem te potrawe w Hamburgu lub w Bremie a nawet w Holandii wiedzieli o co chodzi.
Pora jednak przejsc do meritum mojego komentarza.
W 1848 roku, w dniu 15 marca, przyplynal z Wiednia do Budapesztu statek przywazac bibule. Czytano po obydwu stronach rzeki. Bardziej w Pescie anizeli w Budzie. Jak sobie zapewne przypominacie za Cesarstwa i Monarchii w ramach tworzenia taniego panstwa, laczono blisko siebie lezace miasta w jeden organizm. Tak powstalo Bielsko-Biala, Czechowice-Dziedzice a potem Budapest. Na tegoroczna rocznice wiele gazet i dziennikarzy skrzypnelo to i owo po papierze albo wystukalo na klawiaturze. W ostatnim dostepnym mi papierowym numerze „Polityki” znajduje sie bardzo sympatyczny artykul Pana Redaktora Tadeusza Olszanskiego na temat referendum na Wegrzech. Czuje sie sympatie Autora do kraju, który bylo nie bylo jest i moim. Czuje sie, ze piszacy czuje wegierskiego bluesa.
Oczywiscie nie bylbym soba, gdybym nie znalazl wlosa w zupie. Na stronie 53 wspomnianego artykulu napisano, ze 300 forintów, to okolo 2 Euro. Za moje forinty banki czy kantory sa sklonne placic po kursie 289 HUF = 1 EUR, czyli dwa razy mniej. Nie wykluczam, ze Pan Redaktor ma lepsze dojscia ode mnie. Na wszelki wypadek poprosze o adresik. A nóz a widelec moze sie przydac. Sadze, ze bedzie mi wolno powolac sie na Osobe Pana Redaktora.
To jednak nie gulasz. Wegierska stolica zawsze byla na ksztalt gotujacego sie kotla. Ciagle nowe idee. Wieczne spory róznych partii i ugrupowan. W XIX stuleciu, bardziej anizeli obecnie, w wielu lokalach spotykal sie kwiat ówczenej intelektualnej smietanki. Popijali wino, piwo, z lekka zakanszali i przenosili sie do nastepnego lokalu. Tak bywalo szczególni w soboty a wlóczegi trwaly do rana. Jednym ze stalych uczestników tych wedrówek byl pisarz Segedi. Sadze, ze niezbyt pomylilem pisownie. Byl on ozdoba kazdego towarzystwa a i w kulinarnych kregach cieszyl sie zasluzonym uznaniem. Kiedys w gronie wspólwlóczegów wyladowal nad ranem w jeszcze otwartej restauracji, celem spozycia posilku regeneracyjnego. Gospodarz i wlasciciel lokalu wiedzac z kim ma do czanienia bezradnie rozlorzyl rece i oswiadczyl, ze w kuchni juz nieomal niema nic do jedzenia. Pisarz dokonal wizji lokalnej. Z kazdego kotla wyciagnal co tam jeszcze zostalo i ugotowal z tego taki gulasz, który mial wszystko inne pod soba. Byla tam kiszona kapusta, makarony, ziemniaki, miesa, smietana i wiele papryki. Od jego nazwiska powstala nazwa tej potrawy. Barbarzyncy twierdza, ze ta nazwa pochodzi od miasta Szegeg w poludniowych Wegrzech. Jest to wierutne klamstwo.
Czyz bowiem boeff Stogonoff pochodzi od St. Petrsburga ?
Pan Lulek
Panie Lulku,
Tadeusz Olszański spędził całe dzieciństwo (wojenne) na Węgrzech, miał matkę Węgierkę, mówi, pisze i tłumaczy literaturę madziarską więc rzeczywiście czuje – jak piszesz – węgierskiego blusa.
Zapomniałem w dzisiejszym tekście napisać do Iżyka. Skąd on u diabła czerpał wieśći z Barcelony, że tak szczegółowo opisał moje przygody. No i ten deszcz, który mnie zmoczył dokumentnie. O innych szczegółach nie wspomnę, bo sami je rozpoznacie w relacjach kolejno zamieszczanych do końca tygodnia. Spod Piszu lepiej widać? A może tam jest jakaś wieża?! Strach wyjeżdżać.
Wielka Kapitula Gulaszu odbyla posiedzenie i podjela podstawowa decyzje. Oglasza sie zwyciestwo Marka Kulikowskiego i On bedzie przygotowywal Zjazdowy Gulasz. Decyzja jest ostateczna i wszelka droga prawna jest wykluczona. Pozostaje do rozstrzygniecia podstawowy problem. Wielkosc kociolka. Zdecydowano, ze bedzie on emaliowany. Kociolki emaliowane, poza latwoscia utrzymania czystosci mozna uzywac do przyrzadzania grzanca a jak widac, od Zjazdu do zimy niedaleko. Kapitula, nie wykluczajac caloksztaltu spolecznosci blogowej, zwraca sie z prosba o wypowiedzi dotyczace wielkosci wspomnianego urzadzenia. W gre wchodza nastepujace wielkosci w litrach metrycznych. 28, 20 i 14 litrów. Stojak bedzie uniwersalny. Pokrywka niewykluczona. Szwagier jest zdania, ze obecnosc pokrywki nie jest obowiazkowa pod warunkiem, ze przyrzadzanie potrawy odbedzie sie pod otwartym niebem bez udzialu spadajacych satelitów albo innych elementów Tarczy Antyrakietowej.
Decydujacy glos doradczy nalezy do Pana Gospodarza. Konsultacje w systemie poziomym dopuszczalne. Dla wyjasnienia sprawy podaje sie, ze kociolek odbedzie droge w jedna strone. Z Poludniowej Burgenlandii na Kurpie. Wystarczy szmugiel w jedna strone. W druga strone zostana zabrane miejscowe specjaly. Przede wszystki kurpiowskie ma sie rozumiec.
Quorum bylo zapewnione.
W imieniu zebranych.
Pan Lulek
No i tym sposobem Marek wybawił nas od kociołkowej obsesji Pana Lulka. Lulek – całkiem sporą porcją w misce jest 0,5 l. na twarz. To sobie oblicz pojemność kociołka – chyba ten najmniejszy wystarczy
Heleno, ktoregos dnia o godzine osmej rano spotkalam na naszym zazielonym podworku lisa, szedl majestatycznie w kierunku ogrodkow dzialkowych, nawet nie wysilal sie na truchcik. Zdumiona pokazalam go rzemieslnikom, ktorzy cos mieli w palanch w naszym domu. I okazuje sie, ze lis w w centrum Berlina zarowno we Wschodnim i Zachodnim to normalka, okazaly sie potrzebne. Dostaja nawet szczepionki i wolno im paradowac po Alexanderplatz, gdyz sluza jako ekologiczna bron przeciw szczurom i myszom w miescie.
Wymyłam okno! Ręce mi zgrabiały, bo słońce świeci, ale jest -5C !
W sprawie kociołka – mam 11-litrowy gar, myślę, że 14-litrowy kociołek to niezgorsza pojemność, ale może ten środkowy będzie najlepszy? Gospodarz niech się wypowie, zdaje się, że ten kociołek u Niego wyląduje 😉
a ja Wam mówię, żeby zostawić w kociołku miejsce na mieszanie
przestrzeń od góry nie boli, ale jak jej brak na dole, to źle
:::
20 literków to minimum
:::
do domu to mały by się zdał
ale na porządną kompanię!?
dorota l. – w Londynie mowi sie nawet o pladze lisow – chorob wprawdzie nie roznosza ( na Wyspach od ponad stu lat nie ma wscieklizny – dzieki ostrym prawom kwarantanny, ktore obowiazywaly do niedawna), ale grasuja one po smietnikach, zwlaszcza wokol sklepow spozywczych, ktore zostawiaja czesto na zapleczu ogromne worki przeterminoiwanej zywnosci.
Ja tez kiedys porozmawialam z lisem na podworku. O polnocy wynosilam worki ze smieciami i zobaczylam kolo smietrnika psa z gigantycznymi uszami. Patrzyl w moim kierunku niezbyt zyczliwie, powiedzialabym, ze wrecz wrogo. Okazal sie byc lisem. Wynioslam mu troche kociego jedzenia, ale nie chcial jesc dopoki nie weszlam do mieszkania. Potem obserwowalam z okna jak palaszuje.
Nie lubie lisow od czasu, kiedy krolikom coreczki mojego kolegi z pracy poodgryzaly glowy i dziecko dostalo szoku po powrocie ze szkoly.
Nigdy im tego nie wybaczylam 🙁
co Wy? lekcji nie odrobili?
Brzucho juz mowil: 1 gosc+1 liter wychodzi dwa litrogoscie, co my sie tam na brydzyka umawiamy we trzech + dziadek?
P. Lulek wlecz na wejscie ten sredni, albo i dwa, zrobimy zawody, mamy juz dwoch zawodnikow, Brzucho sie juz deklarowal, no i Misiu tez sie pisze, bedzie fajnie
Sławek – dwóch jest do gotowania ale ilu będzie do jedzenia? Nie pamiętasz? Każdy coś przytośta (jak mówią w Poznaniu) ,l a potem kłopot ze zjedzeniem tej obfitości. Nawet biorąc pod uwagę, że Sławek niejaki w tym roku urodzin na Zjeżdzie nie wyprawi, nie ten termin
Jak tak dalej pójdzie to będziemy śpiewać po Zjeździe jak w Piwnicy pod Baranami
Te epopeje ogórkowe
Fraszki grzybowo- fasolowe
Zwięzła jak sonet zabielanka
Kapuśniak! No i kartoflanka
Pomidorowe poematy
I żur! Żur, który wstrząsnął światem
Nie to nie były zupy ale
Poezja połykana w szale
Wieńczona laurem i wawrzynem
nad ranem w kuchni lub kociołku
Zakończenie moje…
A nowi też się liczą jako dwa litrogoście na tym Zjeździe?
Panie Lulku, przecież ja nie krytykuję ani nie poprawiam (poprawianie jest domeną profesjonalnych wikipedystów, do tych się nie zaliczam 😉 ).
Jestem tylko rozczarowany, że pytanie konkursowe (tak zrozumiałem) zostało przez Pana w „perfidny” sposób zniekształcone, czyli puścił Pan potencjalnych zwycięzców w maliny.
Można i tak, ale lepszy, godny naśladowania jest sposób Pana Piotra: pytania precyzyjnie zredagowane bez możliwości lawirowania. 🙂
Pozdrawiam
za szybko poszło enter……… ..mogę też być z wami jak „coś” przytaśtam ??
Grażyno – u nas demokracja ale zapisać uczestnictwo musisz u naszego Guru, który w tym roku nie tylko raczy osobiście organizować Zjazd ale i gościć
Grazynko, pewnie, ze tak, ale wez szal, jak wlasnie Misiu zasugerzyl
Pyra dziękuję.Do Kórnika mam blisko i samochód mam też. Mogę ludzi z lotniska i dworca zebrać . Poznaniaków też – tych niezmotoryzowanych zabiorę. To jak? Przydam się ? Jak Guru przemyśli i zauważy moje skomlenie to może niech rzeknie słowo, czy się zakwalifikowałam.
Sławek mam taki szalik wełniany zimowy. Normalnego szala nie mam. Ale mam za to starą narciarską czapkę po moim synu. Żal było wyrzucać. I widze że dobrze zrobiłam, będzie jak znalazł. A szal to sprawdzę , może znajdę u mamy w szafie. Jak mus- to mus. Będę miała ten szal , choćby nie wiem co..
oj Grazka, tak latwo w tym roku nie bedzie, zlot po drugiej ( od Ciebie ) stronie Wisly, uslugi transportowe mile widziane
wiedzialem, ze sie porobi, Grazynko, ja o szale, ty o szalu, wez wiec oba
Grażyno -m w Kórniku to był Zjazd w ub, ro. W bieżącym jest nad Narwią w ostępach Panapiotrowych. Z Poznania pojedzie kilka osób. Niec się nie martw – szal, czapka , szał, samochód, zapasy osobiste i gościnne, wszystko się przyda. Towarzystwo jest dostatecznie zwariowane, cudownie budujące nastrój i obyczaj, więc „nie ma problema”
Skoro juz o lisach to:
tutaj na prowincji w Brandenburgi to taka zakala smietnikowa sa sliczne z reszta szopy pracze. Rozciagaja smieci i wywracja kubly. Wszyscy na nie klna. Choc teraz zdobyly troche wspolczucia, gdyz zaatakowal je jakis wirus i maja sie bardzo niedobrze.
Musze sie przyznac, ze bardzo je lubie, a polubilam jeszcze bardziej jak kiedys na prelekcji Henryk Grunberg przeczytal opowiesc, z jego zycia w Kandzie, o szopie praczu odwiedzajacym go przez komin i wylanajacym sie przy tych odwiedzinach z kominka. Wszystko bylko to bardzo cieplo i pozytywnie opisane, takie spotkanie oko w oko z natura opisane po ludzku.
Te lisy chodzace po Berlinie nie patrza wrogo, najwyrazniej wziely na powage swoja misje a miasto jest naprawde zabrudzone. Jak sie wyjdzie w nocy na podworko to spod nog za kazym krokiem uciekaja stworzenia.
:o)
no to jeszcze raz
jeden gość to jeden litr (wliczając w to powietrze)
czyli np pół litra zupy/bigosu/gulaszu i stosowne miejsce na zamieszanie
:::
teraz idę na irlandzkie piwo
Czy mam dziergać jakieś szały? Pardon, szale?! Po jaką cholerę, na początku września będzie upał i wykąpiemy się w Narwi! Pod warunkiem, że nie będzie zamknięta na kłódkę, jak Jez. Kórnickie…
Dzisiaj pyzy z polskiego sklepu, polane skwarkami (trochę boczku zostało, też polskosklepny).
no wiec sie zgadza, ja pisalem o powaznych gosciach, takich, co to im literek nie straszny,
tak, jak i guiness
Jak ja bym byl tak precyzyjny jak Piotr, to nie siedzialbym w Poludniowej Burgenlandii, tylko z Panem Twardowskim na ksiezycu albo z baronem Muenhausen w Heurigerze.
Albo bym zalatwil sobie posade sprzedawcy w promocyjnych konkursach róznych skadinad znakomitych firm. Nie nazywam po imieniu, zeby nie podpasc. Dobrze wiedziec, ze na twarz nalezy planowax 0,5 litra. Tylko czego. Po takiej ilosci, to ja nawet nie siadam za kierownica. Chybo ze mam do czynienia z woda mineralna. Korespondencja w sprawie kociolka rozwinela sie nad podziw. W drugim obiegu ma sie rozumiec. Na noc zwolano nadzwyczajne posiedzenie Jury Konkursu, tym bardziej, ze zameldowal sie niespodziewanie kolejny kandydat do kucharzenia. Najgorsze, ze to swój i nie mozna go tak po prostu odpalantowac. Pomimo, ze droga prawna wykluczona ale moga zastosowac areszt wydobywcza i gotów jestem nie zdazyc na Zjazd. Jedyna pociecha, ze Grazyna jest zmechanizowana i byc moze dojada moje poduchy wraz z Pyra. Chyba, ze Ona wykombinuje inne rozwiazanie.
Znowu rozpetala sie burza w czyms wiekszym jak w szklance wody i gotowe byc na mnie, ze to ja.
Pan Lulek
…zara zara, Panie Lulku, jaki kandydat, że my nic nie wiemy? Dawać go tutaj – jak swój, to tym bardziej niech się melduje na forumie, a nie gdzieś zakulisowo. Przecież Kapituła musi zaaprobować!
Panie Lulek – pańskie poduchy są „obstalowane”, a jak tak, to odebrane być muszą, a jak odebrane, to i właścicielowi przekazane. Będziesz Pan, jak ta księżniczka na ziarnku grochu – piernat pod szlachetną osobą, podusia pod czerepem i pierzyna na resztę osoby.
Ja i tak nie wiem Panie Lulek co Pan o tych poduchach piszesz, bo pewnie znowu coś w wątku przegapiłam. Jeśli powietrzne – to mam tylko jedną w kierownicy a pasażer musi własną na głowę wiązać.
Z tym szalem to też dałam plamę. No trudno. W tym szale jest metoda.To się nazywa frycowe, jak to słusznie onegdaj Alicja zauważyła.
Pyra dziękuję że dopowiadasz , bo ja prawie głowę chciałam dawać ,że to o Kórnik chodzi a nie ostępy jakoweś.
Pyra a my tak razemna trzy cztery o tych poduchach piszemy ,
Grażyna – Ty jutro, w porze obiadowej do mnie zadzwoń (870-10-73) to Ci udzielę korepetycji, żebyś poznała nasz blogowy elementarz, to przestaniesz mylić szale z szałami (szałowi, to są nasi Panowie)
Teraz Pyra idzie smażyć górę grzanek, które solidnie natarte czosnkiem będą mi leczyć dziecko.
Pyra dobrze, zadzwonię. Nie wiem co prawda o której ten obiad – ale zaryzykuję.Może puść mi głuchacza..”sesemeka” 0602509636 choćby już, albo jutro , albo kiedy wolisz.
sesemeska* miało być
Zamieszczam w wiadomym miejscu, żeby nie trzeba było latać i szukać wpisu dotyczacego Zjazdu II, w miare pomysłów będę dodawać – potrzebny email, który Piotr ogłosił, gdzie zgłaszać uczestnictwo, mnie sie był gdzieś zapodział… Podrzućcie, to dołączę do całości, a chetnych będziemy tam odsyłać.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Zjazd_II-Ramowy_szkic.html
Góra grzanek? Za bańki będą? To jakieś okłady? Czy ja o czymś, Pyro, nie wiem 😉 ?
Zaraz zabiję kogoś z World Press’u. Co oni sobie myślą? Dwa razy mi zżarło, bo za szybko… Jak za szybko, kiedy robiłam kolację? Śniło się operatorowi?
Marialka – przy takich infekcjach świetnie robi czosnek z tłuszczem. Ania lubi grzanki – z chleba też. Talerz gorących grzanek (3-4 kromki) spory ząbek czosnku, naciera się obydwie strony grzanki. Innym sposobem jest chleb solidnie posmarowany masłem obłożony czosnkiem drobniutko usiekanym (2-3 ząbki) lekko posolić, przykryć drugą warstwą chleba.
Droga Pyro.
Nie przejmuj się!
World Press’em steruje na pewno Pan Lulek 🙂 .
Moje krytyczne uwagi na temat pytań konkursowych autorstwa wyżej wymienionego, były konsekwentnien ignorowane, a co gorsze, określane jako powtórzenia które nie będą akceptowane!
Spisek! 🙂
Przemówił prezydent, pograł Chopinem, postraszył Niemcami na rowerach, aż jeszcze zimniejszy dreszcz przeszedł mi po plecach.
Będzie współwinnym mojego kataru.
Piję więc imbir z miodem.
Alicjo! receptę znalazłem u Ciebie!! 🙂
LUDZIE!
Zwierzątko wróciło i sobie chodziło po Górce, podjadając nie wiem co (u nas w ogródkach nie ma drzew owocowych, Heleno), ale jak wyszłam wystawic wiaderko z odpadkami roślinnymi (po cichutku), to uciekło. Może wróci?
A pod drugie strasznie, ale to strasznie dałam ciała, chcący coś (wszystko przez Grażynę! Na kogos trzeba zwalic, najlepiej na nowicjuszkę 🙂 ).
No więc kliknąwszy, i narobiwszy. Przyznam się, w czym mi się namieszało, jak już odzyskam.
Teraz do kuchni. Pyzy.
No dobra, nie Chopinem, ale prawie, pograł na nastrojach, było patriotycznie.
I strasznie też.
a ja sobie z Pyrą pogadałam telefonicznie !!!!!!!!!!!111
Antek – Prezydent kwalifikuje się (moim zdaniem) na Dobranocki dla przyszłości narodu. Bajki o Czarnym Ludzie opowie, na trumnie narodowej siądzie, głowę do tyłu odwróci i sztandarem powiewając z lekka o Targowicy, o Racławicach, o i Olszynce Grochowskiej opowie.
KoJak Moguncjusz – chyba Pana Lulka tym razem nie uda się wrobić. On sam miał periepały z World Pressem jakieś 2 tygodnie temu.
Dobry wieczor!
Nie widzialam przemawiajacego, ale jakos wcale mi nie brak. Zdecydowanie ciekawsze sa Wasze komentarze – sama esencja w kilku zdaniach 🙂
Nie znam uliczki w Barcelonie, ale odkryłem za to, że można jeszcze pojeździć na nartach:
http://picasaweb.google.at/picasso739/HollersbachMarzec2008
Wczoraj było wprawdzie tylko mokro i zniechęcająco, natomiast dzisiaj jeździliśmy już na świeżym. Do południa było całkiem dobrze. Jutro ma się znacznie oziębić i wciąż popaduje, ergo: chyba jeszcze poszalejemy w tym tygodniu 🙂
Internet mam tu trochę bylejaki, ale zdobyczny – przez trzy ściany wlazłem tutejszemu stolarzowi w zagony 😉
Nawet udało mi się zrobić tunel VPN do mojej pracowni, więc mogę popracować po nocach, a to jest to, co misie lubią najbardziej – niniejszym podłączam się pod wątek z czosnkiem niedźwiedzim 😉
Amatorów tej pysznej rośliny przestrzegam, że pomylenie z liściem konwalii kończy się zatruciem na ogół tragicznym w skutkach. Austriacy, ostrożni są w grzybobraniu (poza pieczarką, kurką i prawdziwkiem grzybów nie uznają), ale schodzą z tego padołu całymi rodzinami, gdy im się listki tego szczypiorku z wiosennym kwiatkiem pomylą.
Pomyłki można uniknąć używając zmysłu węchu, bo Baerenlauch pachnie czosnkiem, a Maigloeckchen konwalią.
Czy ktos chce zarobic? Mam propozycje wyprania troche brudnych pieniedzy zarobionych przez Chemicznego Ali . TRezba tylko podac swojego numer konta jego synowi, od ktorego dostalam dzis taki Pilny Apel:
My name is Abu Omar al-Majid a citizen of Iraq and son of Ali Hassan al- Majid(Chemical Ali) who was condemed and approved for death by hanging.
There is this reasonable amount of funds which my father kept in Europe, now i have decided to invest it outside my country,because of my fathers current situation and also of my family security.
Please i want you to assist me in transfering the fund s into your private accoun t for investment purposes.
Please if you can be of an assistance to me rep ly me to my private email addresses, abuomar77@aim.com.
On your reply i will update you more of the funds.
Yours Faithfully,
Mr.Abu Omar al-Majid
Zeby sie komu nie pomylilo: trzeba podac numer swojego konta
Kłopoty Lulka z Wordem wynikały z używania przez niego wersji niemieckiej programu. Dlatego nijak nie wchodziło. Dopiero ręczna przeróbka tekstu sprawiło, że poszło normalnie i nie było w tym nic tajemniczego ani niedozwolonego jak sugerował Lulek , to nie US ARMY na urlopie w Wiedniu tylko niemiecka technika nie mogła dogadać się z polską.
Jak wkleiłem Lulkowego maila do worda pl to prawie cały tekst był na czerwono.
Heleno,
ten apel Chemicznego Ali juniora to jaskrawy dowód na niewydolność Twoich filtrów antyspamerskich 😉
Ja od tygodnia używam nowych zabezpieczeń. Skutek piorunujący: przestałem otrzymywać jakiekolwiek emaile. To i Chemiczny Ali by nie dał rady 😀
Panie Lulku,
zamiast Worda używaj notatnika (notepad.exe) jako edytora wpisów, a unikniesz niespodzianek.
Czy ktoś może zacytować dokładnie, jak brzmi komunikat-ostrzeżenie WordPressa o zbyt częstym wysyłaniem wpisów. Przyjrzałbym się temu z kronikarsko-zawodowej ciekawości…
Pyro- przyszłością narodu są Twoje wnuki, moja wnuczka, wnuczka Markowej siostry- taka jak u Wyspiańskiego i inne wnuczki i wnukowie, prawnuki też!! Taką przynajmniej mam nadzieję, że są….
Wolałbym jednak, aby mimo wyraznych predyspozycji, bajek im nie opowiadał, w blond głowkach nie mącił.
Rodziców nie straszył.
A dziadków nie rozśmieszał.
zaraz zrobię zdjatko, tylko sie trochę spiesznie nawysyłam woiadomości, paOloRe, zeby mnie ostrzegało.
mam nadzieje, ze zniesiecie…
…a moze sie teraz wordPress uprze i nic…
A mówiłam, ze cholera sie uprze
Kłopoty z Word’em (co Wy robicie 😉 ), nie wierzę!
W Word, Excel, Access i PowerPoint pracuję równolegle w języku polskim, rosyjskim i niemieckim … i nigdy nie miałem problemów!
Wycofuje się.
Co Linux to Linux. Word pressa nie używam, a okna myję tylko swoje 😉
Moze dlatego mi nic nie zeżera, chyba, że kliknę u się gdzie nie trza?!
Alicjo….odpuść! On pewnie ofiarę losowo wybiera!!
Mnie kiedyś pierwszy w dniu wpis odrzucił pisząc że zbyt szybko wysyłam komentarz. Chyba napisał że szybko, nie że często!!
Narwany jakiś widać byłem i wyczuł? 😉
Co było w roku 1187?
Taki mam kod.
I( owszem, komunikat WordPress pojawia sie, Moguncjuszu, ze „za szybko”, nieważne, czy Winblows czy Linux – akurat teraz się uwział, ze sie nie pokaże u mnie. To chyba nie ma nic do rzeczy z WordPress w sensie uzytkownika, bo przeciez ja nie używam! To je Winblows 😉
PaOlOre,
nie strasz ludzi konwalią. Jest trująca we wszystkich częściach, ale nie jak sromotnik jakiś. Po spożyciu zbyt dużej ilosci liści dostaje się sensacji sercowych, a te są odwracalne. Austriacy nie są chyba mniej rozgarnięci od Szwajcarów, a tu jakoś nie słychać o zejsciach smiertelnych, nawet pojedynczych, z powodu konwalii. Czosnek niedzwiedzi jest tu bardzo popularny i rośnie w wielu miejscach przemieszany z konwalią 😯 Faktem jest, że kilka dojrzałych jagód może zabić małe dziecko. Konwalią pachną tylko kwiaty konwalii. Liście natomiast przede wszystkim NIE pachną czosnkiem i rosną parami, czosnek niedźwiedzi ma zawsze pojedyncze liście.
paOlOre,
o ile się nie mylę, to WordPress ostrzega przed wstawieieniem tego samego tekstu po raz drugi („Dodaj komentarz” podwójnie naduszone), ale nie kwestionuje ilości różnych komentarzy.
To jest tak, jak z informacją Radia Eriwan, że w Moskwie na Placu Czerwonym rozdają za darmo samochody …
Do Grażyny i innych chętnych oraz niezdecydowanych: jeszcze można się zgłaszać na II MIędzynarodowy Zjazd Gotuj sie! Przypominam, że będzie on trwał od 6 do 7 (można wpaść dzień wcześniej i wyjechać dzień później) września br. pod Pułtuskiem. Dokładny adres i opis trasy dojazdowej dostaną uczestnicy gdy zakończą się zapisy. A muszą być na tyle wcześnie (przed wakacjami czyli do polowy czerwca) by można oprócz naszych domów wypożyczyć domy sąsiedzkie. Do dziś jest 18 osób zgłoszonych i nikogo o pomoc nie muszę prosić. Ale mogę. Są nawet bezinteresowne zgłoszenia pomocy. Noclegi nic nie kosztują, śniadania też nie (to sprawa gospodarzy) a potem hulaj dusza…
Jest tez przewidziany program kulturalny. Szczególy we właściwym czasie.
Grażyno to wiadomości właśnie dla Ciebie. Można zgłaszać się z przyległościami.
… Piotrze, tylko email do zgłoszeń, żebym dodała do (zerknij, proszę):
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Zjazd_II-Ramowy_szkic.html
KoJak-u, a wlasnie, ze kwestionuje. Choc ja do rozgadanych nie naleze, juz dwa razy bodaj mialam na monitorze komunikat – o niemozliwosci opublikowania komentarza z uwagi na zbyt czeste i szybkie publikowanie komentarzy…
Nemo,
skąd ja mam brać ten popiół na posypywanie sobie nim głowy?
Toć u nas w kamienicy kuchnie na gaz, a kominków architekt nie przewidział.
Chciałem wprawdzie dopisać suplement o tym wyłącznie kwiatów pachnięciu konwalią, ale pomyślałem sobie, że będzie fajnie, jak do mnie osobiście coś zagaisz. No i nie przeliczyłem się 😉
I prostuję: liście czosnku niedźwiedziego pachną czosnkiem, gdy liście konwalii nie pachną (czosnkiem).
A zejścia śmiertelne w Austrii jednak się zdarzają, sam kilkakrotnie trafiłem na wzmianki w prasie. Może mamy jakąś rodzimą, mocniejszą odmianę konwalii? A może Szwajcarskie som mondrzejsze?
meg_meg
..a może wewnętrzna cenzura (ul. Mysia?) Twojego PC’ta się odezwała? 😉
Mysia? przy czterech kotach (waga laczna ok. 34 kg) to niemozliwe 🙂
No widzisz, u mnie cenzura (kontrola) nie zadziałała, miało być: meg_mag … przepraszam 🙂
Nie mylić! Konwalie pachną konwaliowo. Słowo daję, nigdy nie natrafiłam na czosnek dziki. Przecież zapamiętałabym!!!
Ponizej moja gorka w maju, bez sniegu, w konwaliach.
http://alicja.homelinux.com/news/16.Konwalie%20pachna.jpg
Ko (jak Moguncjusz) może mieć rację, bo tak na sucho jego uwaga pokrywa się z moją intuicją, która, mimo iż nie kobieca, to jednak rzadko mnie zawodzi. Meg_mag, Pyro oraz wszyscy z podobnymi doświadczeniami, proszę skopiować tekst tej groźby kwalifikowanej drania WordPressa i opublikować z dokładnością co do litery na blogu, albo podesłać mi na email … co jednak w wyniku zastosowania hyper-skutecznego filtru antyspamowego mija się z celem 😉
Jedna z moich hipotez zakłada, że WordPress dostaje z jakiegoś powodu (np. jąkające się połączenie z internetem) zwielokrotnioną informację o użyciu przycisku „Dodaj komentarz”, co odbija mu się czkawką.
Tu Górka. Tam były same konwalie z bliska.
http://alicja.homelinux.com/news/Gorka4.jpg
Ta hipoteza o kiepskawym polaczeniu moze byc sluszna – mam internet z aonu…
Niemniej jednak pod owymi grozbami zawsze podpisany byl WordPress.
paOlOre,
elegancko określiłeś skutek niecierpliwości naszych Pań w obcowaniu z Internetem (WordPress’em) i naciskaniu „Dodaj komentarz” aż do czkawki 😉
Zur nastawiony Alicjo, dzieki…
Do tego teraz trzeba zrobic kielbase.
Moje pierwsze podejscie w ubieglym roku bylo nieudane, bo nie zastowalam sprawdzonehgo przepisu Pyry, a wydumalam wlasny.
Teraz sprawe wziela w rece starsza kolezanka. Ja dostarczam mieso i maszyne do nadziewania kielbas (elekryczna maszynke do mielenia miesa z przystawka). Ona bierze odpowiedzialnosc za reszte.
Ach Barcelona… Mam nadzieje zbladzic pod tamtejsze strzechy…
Kuchnia srodziemnomorska jest wspaniala, z ktorej to strony by sie do niej nie podeszlo, prawda?
Ooo!
Przypomniałem sobie njus usłyszany dzisiaj w abonamentowym radiu.
Poinformowało że własny program w jej miejscowej kablówce będzie miała Renata była posłanka Beger.
I co ona będzie tam robić??
Leppiej nie pytajcie.
Ona bedzie tam regionalnie gotować!!!
Jeśli nemo ma ten kanał u siebie, mam nadzieję że opowie!! 😉
PaOlo,
jutro wyrzucam popiół z kominka, drzewiany – mogę Ci podesłać, jak chcesz posypywać popiołem 😉
Ale wolę go walnąć do kompostera, tam też pójdą Twoje winy ewentualne, popatrz, jakie poręczne!
P.S.
Wyczytałam, że ten czosnek dziki niedzwiadkowy lubi gleby kwaśne. U mnie podłoże wapienne, więc nie dziwota. Ale jak pojadę kapke na północ, to zacznę wypatrywać.
Prosze????? – u mnie ten komunikat pojawil sie po jednokrotnym nacisnieciu klawisza „Dodaj komentarz”.
Po odczekaniu kilku minut mozna bylo pisac znowu.
KoJak-u, czy Twoja prowokacja ma na celu spowodowanie powstania duzej ilosci komentarzy, a co za tym idzie i tejze WordPressowej pogrozki?
Alicjo, dodaj proszę do komunikatu adres mailowy czyli ten: p.adamczewski@polityka.com.pl
I nie bój się „diabelskich kopytek”. Pozdrawiam.
meg_mag,
nie, to nie jest prowokacja.
Z doświadczenia mówię.
10% czasu mojej pracy poświęcam właśnie na takie akcje: niecierpliwym użytkownikom (rzadziej użytkowniczkom) Internetu próbuję wytłumaczyć, że cierpliwość i spokojne podejście do opóźnionych reakcji Internetu (tak to ogólnie określam) jest bardziej efektywne niż nieprzemyślane powtarzanie akcji, które Internet akurat próbuje wykonać. 😉
Wydaje mi się ,że jestem wstępnie zakwalifikowana przez Guru.
Piotrze dziękuję.
Alicjo słyszysz?!- dopisz mnie do listy. (gra.zyna@wp.pl )
Co do małżonka , to jeszcze nie wiem czy się uda mi go namówić. On już wie o was i o możliwości spotkania.
I jeszcze taka informacja:
Wiem od Pyry ,że tutaj jest zwyczaj wspólnych obchodów uroczystości jakie by one nie były , tylko należy podać powód.
To ja mam powód :-)))))
Moja córka w środe o 10-tej ma publiczną obronę dysertacji doktorskiej ( tak to się nazywa mądrze…..eh…) .
Wobec powyższego zapraszam zgromadzone tutaj osoby o to , aby w najbliższą środę , począwszy już od godziny 10-tej , czasu polskiego , popijały małymi łyczkami ,co kto może i tak wytrwały do godziny na przykład 22-giej, bo być może wtedy się pojawię.
Pyra mówiła ,żeby podać konkretną godzinę , o której wszyscy wzniosą zgodny toast.To ja nie wiem jaka godzina będzie dobra , dlatego podaję takie szeroki przedział czasowy. Każdy dla siebie coś wybierze. Co najwyżej niech może powie co to był za toast.
Dziękuję za uwagę !! 😀
Grażyno, wybór toastu i rodzaj trunku zależą od kierunku i tematu dysertacji 🙂
Meg_mag, puchu marny!
Doczekam się teraz dokładnego cytatu z pogróżki WordPressa?
KoJak – temat związany jest z akustyką teatrów operowych.
Czyli toasty powinny być w tej sytuacji muzyczne ,że o drinkach , zakąskach i przystawkach nie wspomnę.
No i już widzę oczyma wyobraźni , wyparte tradycyjne 100lat na rzecz Habanery tudzież innego Va pensiero.
Dobrze Wam !!
Najsampierw :
Przyszła po południu, podkarmiałam, zaraza nie uciekała, prawie z ręki mi jadła. Ale wolałam blizej nie podchodzic niz na 3 metry. Podrzucilam marchewki, sałaty i tak dalej. Pięęęęękna!
ad.alicja: http://alicja.homelinux.com/news/Zwierzatko_po_poudniu/
PaOlOre,
U mnie to tak wygląda:
http://alicja.homelinux.com/news/Kody.jpg
napiłem się piw patrykowych
ale nie tyle, żebym jeszcze nie zmieścił kolacji
odgrzewam zupę
Antek,
jaki kanał?! Myślisz, że to idzie przez satelitę? 😯
Alicjo,
w mojej okolicy czosnek niedzwiedzi preferuje gleby wapienne, tak tez jest opisywany, ze lubi cieniste, wilgotne miejsca i glebe z humusem i duza zawartoscia wapnia. Niedaleko Wiednia, a wlasciwie kolo Hainburga nad Dunajem, natrafilismy na las łęgowy cały podszyty wielkim zielonym dywanem z czosnku przetykanego sniezyczkami i innym wiosennym kwieciem.
W Rosji podobno robią tzw. czeremszę z kiszonych łodyżek kwiatowych, ale tego jeszcze nie jadłam 🙁
Alicjo, mozna oszalec na widok tej jelonkowej. Jest CUDNA! Czy smakowaly jej marchewki?
W Puszczy Bialowieskiej wiosna widzielismy tez sporo tego ziela. A tu jeszcze cytat z Wikipedii:
„Roślina leśna. Rośnie w wilgotnych i cienistych lasach liściastych, szczególnie buczynach ? optymalne warunki stwarza mu zbiorowisko żyznej buczyny karpackiej, gdzie może występować łanami. Czasem spotykany na niżu (np. Biebrzański Park Narodowy, Białowieski Park Narodowy).
Preferuje gleby świeże, gliniasto-piaszczyste, zasobne w składniki mineralne. Najczęściej występuje na podłożu wapiennym. W górach występuje po regiel dolny”
Jak tu już tak o jelonkach to ja mam pytanie kulinarne:
Zna ktoś dobry przepis na młodą sarninę?
Iżyk??
A pewnie, że jasne… 😉
Ażebyście się udławili barbarzyńcy 🙂
Iżyk,
Ty nie opisałbyś tego w Tobie tylko właściwy, godny kuchennego Nobla sposób?
W sam raz na wielkanoc.
Alicju! Szybko! Hyyy… Hrkhrrrrr… Kropnij ją! Hyyy… Hrkhrrrrr…
na zdjęciu 2! 1 i 3 to tzw. „kulawy sztych”. albo odczekaj, bo w nerwach gruchniesz w chałupę. Albo nie! Zabijać! Mordować! Pożerać! Hyyyyy… 😉
Przypomina to sarnę i jesli mogę, to:
1. Bardzo ładnie z tymi marchewkami. Jeśli w dzień podchodzi, to już prawdziwa bieda 🙁 Zresztą codziennie czytam, że znów Ci dopadało. Trzeba dokarmiać.
2. Nie podchodź! Krzywdę im robią, co się z dziczyzną bratają. Ona ma podchodzić z głodu i nigdy z poczuciem bezpieczeństwa.
3. Przestań, jak tylko śnieg zacznie topnieć lub jak wyrzucisz i następnego dnia nie będzie zjedzone, to nie wykładaj nowej karmy.
No masz… a ja pogooglałam (ominęłam wiki) i wyczytałam, że gleby kwaśne, i nie zanotowałam, która to była strona, co to mnie w taki kanał wpuściła z tym czosnkiem. Ale mniejsza o to, będę teraz wypatrywać, tylko jak śniegi spłyną! Około maja?! 😯
Grażyno,
z tymi czasami to porąbane, bo ja jestem 5 godzin do tyłu (będę 6, jak u Was sie czas zmieni na letni, u mnie już się zmienił i chyba dlatego nie śpię w środku nocy!).
Moje dziecko natomiast zabezpieczyło wczoraj swojej firmie wielomilionowy kontrakt z Mitsubishi, w związku z czym jakieś toasty czymś dobrym będziemy wznosić w sobotę, jak przyjadą. Dodam, że dziecko było pomysłodawcą projektu. Szczegółów nie zdradzono, podam, jak się dowiem (wiadomo, tutaj na blogu wszystko tajemnicą poliszynela!).
Heleno,
myślałam, że łania nie wróci, bo piesek sąsiadki, sznaucerek taki, co prawda zza szyby, ale szczekał i rankiem ją chyba wystraszył, bo umknęła. Ale wróciła. Wyniosłam wszystko zielone z lodówki i wieczorem już nic sie nie ostało, czyli zjadła. Ku mojemu zdumieniu niepłochliwa była. To jest niesamowite, jak ci stoi taki zwierz na tle lasu – majestat! Wyszłam z tą marchewką na Górkę, a ona bez strachu ruszyła w moim kierunku, powolutku, ale pewnie. Jest duża, ze wszystkim mojego wzrostu. Jerzor przypuszczał, że to może być młody jelonek, ale młodym jelonkom różki wychodzą we wcześniejszym stadium, a to jest spore zwierzątko. Oprócz sałaty i marchewki co jej podrzucić? Kapustę? Zanim śniegi stopnieją, coś trzeba, bo wydaje się zdesperowana, tak blisko podeszła do siedzib ludzkich, nie licząc zołzy jak ja!
Iżyku,
no to właśnie tak kumam, że ona z głodu…
Tutaj nikt zwierza nie ruszy i nawet nie pomyśli o sarninie (ja zgrzeszyłam, pomyślałam o szwagrze myśliwym, tym od Tereski z Pomorza!), co najwyzej będą dokarmiać.
dddd <– taki kod, to muszę coś napisać!
Zapomnijcie o sarninie, żarłoki!!! Popatrzcie, jakie ma piękne oczy…
*My wbrew sondażom, wbrew poprawności politycznej, wbrew tym wszystkim „ą”, „ę” mądralom uważamy, że są realne zagrożenia dla polskiej suwerenności*
No właśnie. My som mondre chłopaki.
Zwłaszcza Alicjo , gdy naszym adwersarzem jest jakiś tam ( przepraszam za śmiałe porównanie).. PaliKot.
Alicju. Też bulteriera żem oglondał.
Te uszy to łyżki. Takie spoon’y 😉
Łeb ma to jak u sarny, lecz jesli całość Twojego wzrostu, to musi byc jakies jeleniowate. I jeszcze, po przyjkrzeniu się, ten ogonek jakiś taki długi.
Wszystko byle nie surowe ziemniaki.
Barrrrdzo ważne! Ona nie może się najadać! Nie wolno Ci jej przejkarmić! Często wiosną jeleniowate padają, gdy zielenina wybucha obfitością. Są różne teorie ale najpopularniejsza mówi, że im sie układ trawienny „zasusza” na okres niedoboru. Więc gdy nagle…, to po diable. Poza tym-nie przyzwyczajaj. W telewizji pięknie to wygląda, ale piękniejsze są, gdy takie dzikie i nieoswojone. Pamiętamy te wątpliwości lisa w Małym Księciu, prawda?
Jej Alicjo -…z tym Palikotem to mi się tak niechcący wyrwało.
Wiem ,że jak się prezentuje swój światopogląd bądź przekonania polityczne – dochodzi do sprzeczek. To było po raz pierwszy i ostatni.
Więcej na temat religii,polityki i miłości na tym blogu mówić nie będę i słuchać nie będę a jak coś napiszcie nawet, co nie jest według moich przekonań „poprawne” – to zamknę oczy i nie będę tego czytać. 😐 l( tutaj Grażyna wzniosla ku górze dwa palce w celu złożenia uroczystej przysięgi)
Garażynku 🙂
Ja tez widziałem wczoraj cytowanego przez alicju bullteriera i szkoda, że ten Palikot taki wątły w języku.
sie tu tego unika, bo chlewiki sa obok. Tam się można i nawąchać i unurzać i poobrzucać. Chyba, że już na wstepie Cię odrzuci. Tu każdy ma swoje poglądy i po odciskach nikomu nie skacze. wolno ci mieć Twoje własne poglądy, a prezentowac je możesz tylko, gdy sa zgodne z prawdą i zupełnie przypadkowo z… moimi 😉
Wydaje mi się Iżyk,że nie wiem co piszesz..zamknęłam oczy i..”ciemność widzę”………
Alicjo,
w pięknym sąsiedztwie żyjesz… Karmiłabym. Cieszyłabym się, że zjadła, że siostrę/brata przyprowadziła. Jak inaczej ?
Tutaj myśliwi do lasu wożą siano. Zaprzyjaźniony leśnik mówi, że można zwierzaczkowi dawać wszystkie warzywa (kapusta jak najbardziej!), także ziemniaki. Chleba nie poleca ze względu na chemię, ale zboża – owszem.
Właśnie rozpakowałam wynalazek proponowany na blogu przez Andrzeja Sz.i Iżyka, jeśli dobrze pamiętam. Zamówiona maszynka do wałkowania ciasta na pierogi/makaron przyszła i jest taka jaką przedstawiano na obrazkach. Poeksperymentuję z ciastem na bazie mielonych orzechów…
Tymczasem dziękuję za inspirację.
Pozdrówka, Teresa