W poszukiwaniu patrona bazaru

Ładna historia. Ja, warszawiak z dziada pradziada (jeden z pradziadków pojawił się tu w czasach Księstwa Warszawskiego, a drugi – ten ze strony ojca – w sto lat później gdy przegrał majątek w karty) nie wiem o którego ze słynnej rodziny Szembeków tu chodzi i muszę sięgać do encyklopedii i książek o historii mojego miasta. Ale prawdę mówiąc na tym polega urok tej roboty czyli dziennikarstwa. Czasem długo trzeba się pogrzebać w księgozbiorach, poczytać przy okazji o nieznanych wydarzeniach i ludziach, znaleźć arcyciekawe wątki do późniejszego wykorzystania, by wreszcie trafić na właściwy trop i podać to Państwu na pięknym półmisku.

Rodzina Szembeków w encyklopedii jest bogato reprezentowana: oto Jan Sebastian (data urodzenia nieznana zm. W 1731 r.) referendarz koronny, podkomorzy, w końcu kanclerz, stronnik Augusta II, rzecznik reformy gospodarczej kraju, twórca wielkości rodu Szembeków. Piękna nota, którą psuje jednak dopisek – jurgieltnik Rosji. To na pewno nie jego imieniem nazwano plac na Pradze.

Bazar_SzembekaDSCN0536.JPG

Zakupy z bazaru Szembeka zajmują sporo miejsca

Jan Włodzimierz (1881 – 1945) dyplomata w międzywojennym dwudziestoleciu, ambasador w Brukseli, Budapeszcie i Bukareszcie, wreszcie wiceminister Spraw Zagranicznych. Powojenny emigrant dokonał żywota w Portugalii. Nie on.
Teraz Krzysztof Antoni (1667-1748) też referendarz koronny, biskup inflancki, poznański i włocławski, arcybiskup gnieźnieński, stronnik Augusta II oraz Stanisława Leszczyńskiego. Też nie pasuje ten życiorys do patrona placu.
Kolejny z rodu Stanisław (1650-1721) również biskup włocławski i arcybiskup gnieźnieński, bliski współpracownik Augusta II, uratował przed Szwedami klejnoty koronne i archiwum wywożąc je najpierw na Śląsk a potem na Morawy. To też nie ten, którego szukam.

Jest jeszcze Piotr (1788-1866) generał napoleoński, powstaniec listopadowy i gubernator wojskowy Warszawy. Mawiano o nim: „Wierz Szembekowi, Szembek nie zdradzi”. I to właśnie o niego tu chodzi. Jego imię figuruje nad praskim placem i na budynku hali targowej na bazarze znanym warszawiakom jako bazar Szembeka.

Mie__o_z_Szembeka_DSCN0538.JPG

Boczek i pierwsza krzyżowa są nad wyraz apetyczne

Właśnie wróciliśmy z tego bazaru. Sobotni dzień bowiem choć chłodny to nie dżdżysty, nadawał się do bazarowych wędrówek. A wyprawa za Wisłę (od nas z Mokotowa prosto jak strzelił mostem Siekierkowskim, Fieldorfa, przeciąć Ostrobramską i już jesteśmy na miejscu) szybka, łatwa i przynosząca korzyści.

Nie tylko przyjemność z łażenia po bardzo obficie zaopatrzonym bazarze i hali ale i poważne oszczędności na zakupach. Tu np. poledwica wołowa kosztuje 55 zł za kilogram, gdy w sąsiadującym z naszym domem sklepie przy Puławskiej skacze aż do 90 zł. Pierwsza krzyżowa ( patrzcie jaka piękna na zdjęciu) za 18,50 zł a na Mokotowie 30 procent drożej. I tak ze wszystkim. A na dodatek w hali targowej pachnie pięknie pieczonymi na rożnie kurczętami (nie wiem jak smakują, bo byłem po obfitym śniadaniu, skosztuję przy kolejnej wyprawie), świeżym, gorącym pieczywem, przy stoiskach rybnych wędzonymi i świeżymi węgorzami oraz ich morskimi krewniakami. Stoiska owocowe i warzywne uginają się od towaru i wabią oko wszystkimi kolorami. Są zioła w pęczkach i w doniczkach, są paczki sałat i wszelkiej innej zieleniny. Parę rodzajów kapusty kiszonej na wszelkie sposoby. Są jaja od kur wolnochodzących, mleko od krowy i prawdziwy biały twaróg. Słowem raj dla smakoszy.

Zrobiliśmy niemałe zakupy: paczkę rukoli z listkami botwiny i zielonej sałaty, kiełki różnego rodzaju ( do białego serka na śniadanie), doniczkę rozmarynu wielkości sporego kaktusa, pomarańcze na sok śniadaniowy, mandarynki do wieczornego pogryzania, wspaniałe jabłka na szarlotkę i apfelstrudel, trzy gatunki chleba – z pestkami, suszonymi pomidorami i razowy, kapustę kiszoną z marchewką i czerwoną czyli modrą, paprykę, czosnek, młode malutkie kartofelki, wspaniały bundz (oczywiście prawdziwy z mleka owczego), masło z bloku, kawał pierwszej krzyżowej i boczek do pieczenia (niemal bez tłuszczu) a także przepyszny półgęsek wędzony na przekąskę.

Zresztą co ja będę ględził. Popatrzcie na zdjęcia. A wszystko to kosztowało równo dwieście złotych. Tyle Basia wzięła do portfela a na bukiet tulipanów wybierała już ostatnie groszaki. Dobrze będziemy wspominać generała Piotra Sz.