Jak bardzo liczy się rozmiar biustu?
Doprawdy nie wiem jak odpowiedzieć na to pytanie by tekst kwalifikował się do blogu bądź co bądź kulinarnego. A myśl ta narodziła się podczas sesji spędzonej w Bibliotece Narodowej, gdzie wertowałem prasę z końca XIX wieku, lat międzywojennego dwudziestolecia i początków PRL. Wszystkie te badania miały mi pomóc w napisaniu kolejnego felietonu z cyklu „Za stołem”, który ukaże się w „Polityce” nr 4.
Czytając sprawozdania z balów karnawałowych w trzech epokach za każdym razem znajdowałem ten sam temat: piersi. W „Kurjerze Warszawskim” i Prus, i inni autorzy sporo miejsca poświęcali ówczesnej modzie damskiej a temat bufek i zakładek kamuflujących nadmierne rozmiary damskich piersi, bądź wprost przeciwnie, był niezwykle ważny.
W latach dwudziestych, okazało się, damskie piersi też były ważkim tematem. Długo przyglądałem się zdjęciu pięknej tancerki teatrzyku „Qui pro quo” odzianej tylko w spódniczkę, której długość nie przekraczała 30 cm. Panna maleńki biust czy raczej biuścik, co było pierwszym w Warszawie pokazem topless. Podpis pod zdjęcie zaś informował: „Panna Szymbortówna coraz częściej otrzymuje także role mówione.” Ale niestety nic nie było słychać. Co ciekawego owa panna miała do powiedzenia jest nadal tajemnicą.
Zainspirowany lekturą najpierw napisałem com powinien do własnej gazety, a potem rozpocząłem przygotowania do kolacji karnawałowej, na którą zaprosiliśmy kilka par przyjaciół. Oczywiście, że menu też było piersiste, a rozmiar biustu był tu równie ważny jak w czasie wizyty u krawca:
Wędzone piersi kaczki w sosie balsamino ? na przekąskę;
Kotleciki z piersi kurczaka smażone w miodzie pitnym i kotlety de volaille ( też z piersi kurczaka z masełkiem w środku i z piękną panierką z zewnątrz) jako danie główne.
Deser już był banalny: tiramisu. Choć czytelnicy znający język włoski mogą odszyfrować ukryty sens tej słodyczy. Włosi uważają, że to afrodyzjak, a rozbiór etymologiczny podpowiada, iż zwrot ten znaczy: podnieś się! Ni będę dalej tłumaczył o co chodzi. Nasza międzynarodowa ekipa i tak wie swoje. A jeśli nie to Nemo wyjaśni!
I tyle świntuszenia w tym karnawale.
Komentarze
Pamiętaj, Pyro, o kodzie, bo będziesz pisała trzeci raz.
Nieco nieśmiało (tu mordka) podzielę się radą instruktora kucharzenia z kursów organizowanych dla umundurowanych kuchmistrzów. Rada się doskonale sprawdza, więc „puszczam dalej”Rzecz dotyczy kotletów de volay – otóz pan z siwymi baczkami radził, aby masło (w paskach lub wałkach) stosowane w kotlecie było dobrze zamrożone. Wtedy topi się wolno, wsiąka częściowo w mięso, nie wycieka. Na maśle usypać wzdłuż całego środka mięsa sporą warstwę drobno siekanego koperku (same piórka” Mięso jest wtedy aromatyczne, a na przekroju jest apetyczna warstwa koperkowa. Dla lepszej ochrony delikatnego mięsa kuchmistrz radził stosować podwójną panierkę, czyli po mące, jajku, bułeczce znowu dac mąkę, jajko, bułkę. Podobnie robi się panierując kotlet hetmański (schab z nadzieniem składany w wielki pieróg)
Ptasi biust jest w ogóle szalenie inspirujący kulinarnie.
Jak to podwójną? Toć potem paniera 1. nie wypije? 2. nie odstaje?
Iżyku – nie wypije, nie odstaje. Po opanierowaniu lekko docisnąc dłonią i nie pozwolić, żeby nasiąknęła wilgocią z mięsa i jajka. Panierować tuż przed położeniem na patelnię, nie, żeby gotowe leżało i czekało na lepsze czasy.
Dzień dobry.
Zaraziłam się od paOlOre – zamiast walnąć sie do wyrka przed pólnocą, zabrałam się za robotę. A tu o kurczaczkach z rana i de wolajach. O tiramisu i stawaniu zmilczę. Z tym zamrożonym masłem prawda, koleżanka mi kiedyś podpowiedziała – także samo z podwójną panierką.
No to idę. Księżyc świeci jak latarnia, -10C.
ok. każdy ma swoje, i znam takich , co twierdzili, że lubia bardziej panierę niż same „cycuni”. Ja, pozwolę sobie, suszę takie dydusie b. dokładnie. Wtedy ksiązkowa porada „nadmiar mąki strzepnąć” nie ma racji bytu, bo mąki jest na piersiach tyle, co na na nosie przy robieniu pierogów, czyli ledwie pobrudzone. Ledwie pobrudzone, a naturalnej wilgoci, co jej w piersiach ledwie-ledwie, i tak nie tracą. Masło, uważam, ze środka ma wyciekać, nie z panierki po usmażeniu. Ale… spróbuję!
„I tyle swintuszenia w tym karnawale”, pisze Gospodarz o piersiach, a zdjęcie tej kurka na zdjęciu rozkraczonej całkiem ginekologicznie, to daleko więcej, niż piersi. Nie uważasz, Madame 🙂
Madame już uważać nie musi, Izyku. W ogóle „uwazanie” uważam za szalenie irytujące.
„I stworzyl Bog czlowieka (najpierw mezczyzne, bo na czyms musial cwiczyc) 😉
W mojej „Kuchni Polskiej” z 1960 roku tez jest podwojna panierka do „devolaja”. Bulka tarta ma byc jasna i bardzo drobno tarta.
tiramisu=ocknij sie, a takze „poderwij mnie” (podnimaj mienia wwierch) 😉
Pyrowa porade wkrotce wprowadze w zycie bo „chodzi za mna” od czasu niejakiego kotlet de volaille. Dotychczasowe kotlety nie byly zle lecz czegos im brakowalo. Teraz wiem Pyrowej rady! Dziekuje.
Co do panny Szymbortówny to mam wrazenie iz po prostu nasladowala Josephine Baker, ktora w Folies Berg?re wystepowala odziana jedynie w girlande z bananow na biodrach (1926-1927).
A to jej slynna fotografia, choc nie najlepszej jakosci.
http://www.kmohosting.be/uploadimage/files/josephine.jpg
Pozdrawiam w nastroju kuchni wloskiej – dzisiaj robimy pizze. Ta domowej roboty bywa pyszna. Ma to co potrzeba i w odpowiedniej ilosci. No i oczywiscie na ostro.
Echidna
Po co go stwórca stworzył, Kapitanie, puszczam mimo, ale tiramisu mógł Rybał Blogowy lepiej przerłożyć. Np. „zażdi wa mnie agoń”?, jak kiedyś przełożyli radzieccy doors’ów Light my fire 🙂
Zanim udam sie do kuchni jeszcze jedna fotka J. Baker. Nie tylko ladna, ale i oryginalna
http://www.cfmgallery.com/artists/Lichtenfels/Images/Josephine-Baker.jpg
Dziendobry,
Wyrabiam w sobie odruch wpisywania kodu. Od zeszlego tygodnia nawet jak nic nie pisze, to i tak zaczynam czytanie komentrzy od wstukania tego paskudztwa. Tak na wszelki wypadek.
De volay wole bez koperku. Generalnie na koperek patrzec juz nie moge, ku rozpaczy mojego ulubionego. Co nie zmienia faktu, ze na wiekszosci wesel i styp jest to moja ulubiona potrawa, bo przynajmniej wiem jak bedzie smakowac.
Jak tak sobie o tym mysle, to faktycznie te potrawe jem tylko na slubach i stypach….
Iżyk,
Rybał to był wczoraj. Hehe…
A po wczorajszych dywagacjach lepszej części tego blogowiska na temat znaczenia rozmiaru biustu to ja się (na wszelki wypadek) nie bedę wypowiadał.
P.S.
Pyro, w wypadku niewpisania kodu wystarczy chyba „wrócić” do poprzedniej strony w przeglądarce. Moja „pamięta” zawartość wpisaną w pola i tylko kod trzeba wpisać/poprawić.
WordPress przywoluje mnie do porzadku 😯 Podobno wysylam komentarze zbyt szybko (czesto?) 🙁
ha ha, Izyku 😆 To byla translacja techniczna, a nie konkurs poetycki. Twoja wersja mi sie podoba, ale tylko jako imperatyw, bo jak pomysle o tym czasowniku… 🙁
Francuski łącznik chyba jeszcze śpi, więc ja prostuję: nie żaden de volay, jak już chcemy pisać zagramanicznie, ale DE VOLAILLE, czyli z drobiu. Już tyle różnych pisowni widziałam… a najlepszy jest polski „dewolaj” („bo nie dla nas dewolaje, i Paryże, i Szanghaje”) 😀
Pani Doroto,
Czy tam jeszcze nie było coś o tych polskich dwu tysiącach?
Było, Andrzej było (i nic się nie zmieniło) Tak mi się rymnęło. A u mnie tekst bez numerka znika bezpowrotnie. Włosy z głowy drę, klnę, jak marynarz pod kioskiem z piwem i wstukuję obrzydliwstwo
Szanowni Smakosze Krajowi,
Uprasza się o mobilizację i poświęcenie jednego zeta z ułamkiem na rzecz kultury. Piszę krajowi, bo głos zagranicznych się nie liczy.
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=97#comments
P.S.
Czy redakcja sie zmobilizowała, bo cuś nie widać….
Pani Doroto!
Większość portali kulinarnych używa słowa „dewolaj”. Słownik Języka Polskiego wprawdzie odsyła: „dewolaj zob. de volaille”, ale nie zabrania użycia.
Pełna podziwu patrzę na fotkę pięknej Józi i poważnie się zastanawiam czy jej strój estradowu wykorzystuje może sznurki od pociągania zasłon? Razem z tymi rączkami na końcu linki?
Pyro!
proponuję po raz enty. Kopiuj swój tekst przed wysłaniem.
Drodzy kulinariusze,
Przeprowadziłem krótki eksperyment z kilkoma przeglądarkami i sytemami operacyjnymi i zeznaję co następuje:
Wpisałem tekst komentarza bez podania kodu i po wysłaniu go otrzymałem upomnienie:
„Błąd: prosimy wpisać podany kod”
po czym „wdusiłem” strzałkę do poprzedniej strony i uzupełniłem kod.
Rezultat eksperymentu:
Mozilla Firefox 2.0.0.11 w Windows XP „nie pamięta” wpisanego tekstu komentarza i wyświetla puste pola.
Pozostałe:
MS Eksplorer 7 w Windows XP
Mozilla Firefox 2.0.0.11 w Linuksie
Mozilla Firefox 2.0.0.11 w Mac OSX
Safari 1.3.2 w Mac OSX
„pamiętają” tekst komentarza.
Eksperyment przeprowadzony był „na szybko” lecz pozwala na wyciągnięcie wniosku, że:
Rozmiar biustu liczy się choć nie bardzo. Hm….
Nie wychudnie twoja kiesa
Od jednego esemesa…
Andrzeju, moj Firefox 2.0 w Mac OSX nie pamieta 🙁 ale wydaje mi sie, ze to problem myszy, ktora niektore klikniecia traktuje jako podwojne, choc klikam tylko raz. Chyba musze nabyc nowa. Czy wiesz, ktora ma dobre referencje? Stara to logitech M-BT 58 i ma juz 3 lata. Czy to pora na emeryture?
Ulubiony pytany o idealny rozmiar biustu twierdzi, ze: „more than a handful is wasted”.
Co do „kurzecego” rozmiaru, to moi znajomi nie chcieli wierzyc, ze kurczak, ktorego przywiozlam z Polski jest biologiczny.
Im w sklepach tutejszych dzielnie tlumaczono, ze bio-gdacz musi byc maly a ja zladowalam z prawie 3 kilowym ptaszyskiem.
Zeen
Eseesik po sąsiedzku
wysłać nakazałam Dziecku.
Justyna -z Pomorza – dziękuję stokrotnie. Właśnie do mnie dotarła Kuchnia Gdańska. Rozejrzę się czy Pyrlandiua może czymś się Kaszubom zrewanżować. Całuski.
P.S. nemo moja mysz nie ma takiej czkawki (logitech M-BT85)
W domu mam trackball tez logitech i tez nie podskakuje.
Nemo,
Świeżo zainstalowany Firefox 2.0.0.11 w Mac OSX 10.3.9 udaje wariata i twierdzi, że nie pamięta niczego co mu przed chwilą wpisałem w pole komentarza metodą opisaną w uprzednim wpisie.
Nie zwalaj więc na myszy….
P.S.
Wydaje mi się, że to powinno zależeć od jakiegoś ustawienia ale dam sobie spokój – jesteśmy w końcu w kuchni.
Chyba najlepiej najpierw wpisywać kod, a potem tworzyć komentarz. Ja tak zwykle robię i jeszcze mi nie wcięło 🙂
Oczywiście, Torlinie, polska pisownia dewolaja jest używana (choć w Słowniku Ortograficznym jej nie znalazłam), ale chodziło mi głównie o pisownię „de volay” – to nie jest w żadnym języku 😉
No, to dam szanse mojej myszy 😉 Do kodu trzeba wiec przywyknac lub kopiowac wpis przed wyslaniem 🙁 Dzis mowa o biustach, a ja robie boczek (z lososia). Wlasnie sie wyleguje na patelni z winem Yvorne.
Kłaniam dziecku się pięknemu,
Szkoda, że tylko jednemu….
Hej! Przyznawać się jak leci,
Kto ma tutaj jeszcze dzieci?!
Doroto z Sąsiedztwa , słyszysz ten łomot? To ja się w piersi za kotl3ety kurze biję. Daruj już wtórnej analfabetce.
Nemo,
Wspominałem już, że Safari w OSX działa bez zarzutu.
P.S.
Wielokrotnie wspominałem tu, że ryby i – wędzony zwłaszcza – boczek to znakomita kombinacja. Mogę również uznać „boczek z łososia”.
Straciłam humor dokumentnie . Właśnie spod mojego wejścia odjechała policja, prokurator i karawan. Zmarł sąsiad. Nie w mieszkaniu, a w swoim warsztacie, jaki sobie zrobił w połączonych dwóch piwnicach. Sąsiad był to złota rączka, elektryk znakomity i alkoholik niekłopotliwy. Z tym alkoholizmam to było tak, że Henio po 1 piwie miał już nieźle w czubie, a po „szczeniaczku” był ululany na sztywno. No i pewnie dzisiaj wypił o ten jeden za dużo. Był u nas powszechnie lubiany, uśmiechnięty, życzliwy, skory do pomocy. Więc żal mi pana Henia. Czxy jego Żona odetchnie z ulgą – nie wiem. Nie skarżyła się na niego nigdy.
Pizza byla jak zwykle wspaniala – ja przygotowalam baze, Wombat „zalatwil” reszte. Czy wspominalam, ze do ostrej pizzy podajemy jako przystawke plastry ananasa? Mniam mniam. Polecam.
Moga byc swieze, moga byc z puszki, byle nie podziabane kawalki. Zbytnia drobnica.
nemo,
a co Ty uzywasz: Eksplorer czy tez Safari? Zauwazylam, ze na Mac’u sa niejakie problemy z Explorer(em). Nie dosc ze szachruje, to i wariuje bez przyczyny. I nie jest to wina myszy.
Doroto z Sasiedztwa – ja to sie czasami zastanawiam czy mowie ortograficznie i czy aby na pewno synchron „trzyma”.
Zaklopotana jezykowo
Echidna
PS 1
Czy ktos wie jak uzyskac nasionka z salaty? Trzymam moja by zebrac nasiona. Jak na razie mam kilka wspanialych choinek – kazda innego rodzaju (gatunku) – z pieknymi wiechciami kwiecia na szczycie. Mam nadzieje na zbior – czy aby prawidlowy tok myslenia?
Eksperymentalny ogrodnik
Echidna
PS 2
Coz sie dzieje z Panem Lulkiem. Ostatnio przeprowadzal dziwne eksperymanta. Jakies watpliwe napary…
Panie Lulku, odezwij sie Pan
E.
Zyje, tylko nie mam o czym pisac. Dziekuje za troske.
Pan Lulek
Panie Lulku – to niemożliwe. To napewno zły wpływ pogody, która teraz panuje nad Warszawą.
Echidna – z sałatą prawidłowo. Na wszelki wypadek omotaj gazą żeby nasionka nie spadły na ziemię. Jeżeli się wysypią, to w gazę.
Panie Lulku,
Wacpana zimowo-wiosenne nastroje dopadly i stad te slowa. Po prostu nie wierze iz nie ma Pan o czym pisac. Tyle ciekawych spraw sie wokol dzieje, a Pan przeciez nawet z blahostki potrafi wyczarowac zajmujaca historyjke z nieodlaczna nuta Panskiego humoru.
Pozdrawiam srebrzyscie z poswiata ksiezyca jaki wisi w charakterze lampionu nad nasza pregola
Echidna
Pyro – dziekuje. Jutro motac bede. Teraz, mimo ze ksiezyc prawie w pelni, ciut przyciemno. Romantycznie jeno.
Romantycznie spiaca
Echidna
echidna, dzieki za kalendarz i zyczenia swiateczne! 🙂
Nie uzywam Explorera od ponad 3 lat. Dziecko uznalo IE za ostatnie barachlo i zainstalowalo nam Firefoxa na Mac-u od samego poczatku, teraz ma wlasnego iBooka i sie juz nie wtraca, najwyzej pomaga przy klopotach 😉 Safari uzywam rzadko lub prawie nigdy. Jest jeszcze Opera, ale na tej tez sie nie wyznaje 🙁 Przywyklam do Firefoxa i jak mu czasem palma odbije i sie wylaczy, to wlaczam na nowo i gra 🙂
Pyro, przykra sprawa z Twoim sasiadem 🙁 Kazde odejscie pozostawia luke i robi dziure w otaczajacej nas sieci znajomych i zyczliwych ludzi. Moje dziecko, jak mialo 5-6 lat, tak zareagowalo na smierc naszego przyjaciela: „To teraz musimy poznac kogos nowego”. Po poczatkowym zaskoczeniu i prawie zgorszeniu, przyznalam jej racje. Siec trzeba naprawiac i latac dziury, nie powiekszac prozni wokol nas. Pamietac o tych, co odeszli, ale dbac o nowych przyjaciol i poszerzac ich krag.
Panie Lulku, u mnie tez marna pogoda, deszcz, wichura, nic sie nie chce, ale jakas Lulkowa historyjke by sie poczytalo 🙂
Moje trzy grosze w kwestii biustow – polecam przepis na kurczaka push up sprawdzony w miniona sobote, pyszny!
100 gr serka homo 20% tluszczu wymieszac z drobno posiekanymi 5 pieczarkami, zabkiem czosnku, 50 gr surowej szynki i listkami pietruszki (dwie lyzki). Skore kurczaka oderwac od miesa, delikatnie, aby jej nie rozerwac i posmarowac mieso pod skora przygotowana mieszanina. Ptaka wlozyc do brytfanny na rozgrzana oliwe, podsmazyc, wlac pol litra bulionu, wsypac drobno pokrojone – marchewke, cwierc selera i dwie male cebulki. Dusic ❗ w piekarniku w temperaturze 180 st. przez 45 min; w tym czasie 5 pomidorow obrac ze skorki, wyjac nasiona i pokroic, 150 gr grzybow (moga byc z lasu) i dwie male szalotki posiekac i dorzucic do brytfanny. Piec dalsze 15 min. Doskonale smakuje z ziemniakami podsmazonymi na oliwie z rozmarynem.
Przeglądam to menu i nie wiem, czy mnie smieszy, czy razi.
http://www.karczmapodkogutem.pl/menu.html
Iżyk,
Jedynie co tam mnie razi to DANIA ZE SZPARAG.
Poza tym jest w porządku a chwilami dowcipnie (?)
Przetłumaczone na języki chyba poprawnie – o cenach się nie wypowiem
I gdzież to skrzżowanie cepeliady z zagrodą Pana Brata znaleźć można?
Ceny raczej trudnpo komentować, bo nie wiadomo jak wielkie porcje np ptactwa czy dziczyzny oferują. Np gicz cielęca tu oferowana jest za 48 zł, my płaciliśmy w czasie Zjazdu 70, czy są jednak porównywalne. Są i ceny „z sufitu” np za pstrąga. Iżyku , jadłeś tam? Jest za co płacić, czy lepiej tylko poczytać?
Widzialam gorsze tlumaczenia niz w karczmie pod kogutem, ale czym sie rozni dish meat od pork meat, to do konca nie wiem.
Andrzeju, a „Wloch mnie wychodowal”?
KAWA CAPPUCINO 6.00 zł
Cappuchino 180 ml
Kaffe-Cappuchino
Cappuchinokaffe
W wersji niemieckiej w prawie kazdej potrawie sa bledy. Nadmiar lub brak umlautow litosciwie pomijam, ale „Champingon -Sose” ?
albo
„Uberbackenes Gerichte mit Spargel und Spinat und Kasse”
Jednak najbardziej podoba mi sie „Koryto goralskie czyli Stettiner Rauferei (szarpanina, bojka szczecinska)” 😯
A ja jakoś nie lubię wierszowanych i „dowcipnych” kart menu. Dlatego niezbyt często odwiedzam restauracje, których właściciele mają grafomańskie zacięcie i anonsują przekąskę tak: półtorametra śledzika cudeńka prosto z sieci Jaśka z Pucka dla twojej rozkoszy. Śledź to śledź a nie temat na takie stylistyczne zawijasy. Zwłaszcza, że nie zawsze te grafomańskie opisy przez które trzeba przebrnąć są wprost proporcjonalne do jakości dań. A co do cen – zawsze. Czem bardziej zawiłe – tym droższe.
Nemo,
Tego włocha to ja specjalnie dla Ciebie zostawiłem (szczerze mówiąc przeczytałem „po łepkach”) .
Gospodarzu, mam tak samo. Takie stylizowane lokale z „poetyczna” karta rzadko sa godne polecenia. Wersje obcojezyczne (pomijajac bledy) sa normalne i gosc zagraniczny polapie sie dopiero przy placeniu (albo i nie), bo zanim przeliczy 150-gramowa przepiorke a 18zl/50g… 😯
Iżyk,
Aby to wszystko miało sens, to powinieneś wysłać do tego podkoguta odsyłacz do naszej tu nad nim bezlitosnej krytyki.
Dzień dobry!
Zdecydowałam się. Kolacja dziś prosta. Najpierw krem z cukinii, potem zapiekane łódeczki ziemniaczne, dwa farsze- jeden czerwona cebula, suszone pomidory zapieczone pod dobrym serem, drugi- tuńczykowo-kaparowy.
Ciastka kupne. I tak z racji kolacji nie wzięłam udziału w nieobowiązkowym szkoleniu po godzinach pracy, zapowiedzianym na dziś… dzisiaj. Nie wzięłam udziału w szkoleniu- aż mnie samej trudno, w to co piszę uwierzyć!
A mnie się nie chce wierzyć Marialko. Toż ten prowadzący zawału dostanie, kiedy mu najpilniejsza słuchaczka nieobecnością zaświeci! (tu mordka) Oby się udała kolacja – i tak w połowie zależy od gości, w połowie od gospodarzy. Ja miałam b/fajnych gości ostatnio.
Pyro!
Cieszę się, że książka dotarła. I proszę Pyrlandię, żeby się Kaszubom nie rewanżowała, nie trzeba, Kaszubi lubią być czasem bezinteresowni, chociaż niektórzy powiadają, że mają czarne podniebienia 😉
pozdrawiam
PS Prawdę powiedziawszy, to ja z Kociewia piszę :))
A następna książka będzie o kuchni kociewskiej właśnie.
U mnie zawierucha za oknem. -4C, z wiatrem więcej, Collins Bay zamarznięta, duje mocno i snieży.0d 20-go listopada leży śnieg z malutką 2-dniową przerwą.
Panie Lulku,
niemożliwe, żeby Pan nie miał o czym pisać, niech Pan się rozejrzy dookoła! Tuśka też umilkła, co to, zmówiliście się oboje czy co?!
Wracam do roboty, pracowita zrobiłam się ostatnio.
Karta dzwiękowa wysiadła, ni ma muzyki 🙁
Na obiad – grochówka z rozmrożenia, sałata grecka.
W sumie – dzień niegotujący (niech żyją zamrażarki i gotowanie w ilościach!)
Alicjo – a ja śnieg widziałam przez jeden dzień, ale duje też nieźle. Co to za zima? Ani porządnej jesieni, ani zimy.
Andrzeju Sz.,
mam pytanie, niekulinarne zupełnie. Otóż spędziłam tydzień w Sztokholmie, pospacerowałam sobie, odwiedziłam muzea, pojeździłam metrem. I nie zauważyłam ani jednego człowieka grającego np. na gitarze i zbierającego datki do kapelusza, nie było żebrzących dorosłych czy dzieci. Rozumiem, że wszyscy są „zaopiekowani” przez państwo. Przecież to Skandynawia. Ok. Ale jakby jakiś Szwed chciał zostać kloszardem z wyboru? Udałoby mu się?
Lulku i Ludziska!!!
Paczka doszla!!!!!
Tuska
Justyno M,
Zima to nie najlepszy sezon dla ulicznych grajków w Sztokholmie. Latem jest ich pełno choć zdecydowana większość z importu. Żebrzących chyba jednak nie widziałem ale dawno nie rozglądałem się.
W Sztokholmie są bezdomni. W zależności od definicji bezdomności jest ich od 500 do 3500. Mają nawet własne stowarzyszenie (!!)
http://www.stockholmshemlosa.se/
toż to Szwecja…
Szwedzi którzy zdecydowali się na taki tryb życia – zwłaszcz w dużych miastach – nie muszą obawiać się o przyszłość.
P.S.
Problem jest oczywiście poważniejszy niż ja go tu opisuję i trochę mi wstyd, że go zbywam półżartem.
Tuśka,
nie krzycz, tylko mów, co w paczce!!! I sprawdz za 10 minut pocztę. E-pocztę.
Hm… wygląda na to, że nie jestem spostrzegawcza.
PS W Sztokholmie byłam latem.
PS 2 Moi „szwedzcy” przyjaciele mówili zupełnie coś innego, a ja naiwna jestem.
pozdrawiam
Ciesze sie, ze paczuszka do Tuski trafila do Kanady do jej domu a nie porwaly jej niedzwiedzie. Kiedys ogladalem film na temat polnocnej Kanady. O ile dobrze sie zorientowalem, to tamtejsze biale niedzwiedzie schowaly sie w ocieplanych okratowanych barakach wyrzucajac opiekunów na zewnatrz. Chodzilo glównie o niedzwiedzie mamy z malymi.
Jeden z moich znajomych, który swego czasu podarowal mi trzy znakomite noze kuchenne zrobione ze stali nierdzewnej podczas kilkuletniego pobytu w okolicych Alaski ale po zachodniej stronie, mówil mi, ze tam u nich trudno bylo powiedzeic kto jest w srodku a kto na zewnatrz. Pod koniec odsiadki wychodzil kiedy chcial i bywalo, ze nocowal u jednej pani, która nieco wczesniej zakonczyla wyrok i potem stracila ochote na powrót do Europy. Czekala na tego mojego znajomego i jednak dala sie namówic, zeby wracac na Ukraine. Tak to punkt widzenie zalezy od punktu siedzenia.
Caly czas pije naciag z glówek karczochowych i jedyny objaw to piekielny apetyt.
Pieknej nocy zycze wszystkim, Nocny Marek
Pan Lulek
Andrzeju Sz –
teoretycznie pomogles i nam rozwiazac zagadkowy problem bezdomnych w Szwecji. Teoretycznie, bo ja – a pewnie i wiekszosc bywalcow naszego blogowiska – jezyka Eryka Szalenego nie panimaju.
Strona jaka zalaczyles niewatpliwie pomocna jest w poznaniu ww tematu. Ba – nie dla mnie. Moze Justyna M. zna jezyk to i zrozumie.
Bynajmniej nie lingwistka
Echidna
Ooo – nieprawda. Jedno zrozumialam: kommentera, to brzmi jak: koment tera. Dobrze pojelam?
E.
Moje drogie – zainteresowane szwedzkimi bezdomnymi – panie,
Dajcie mi trochę czasu a odpowiem wam najlepiej jak potrafię. Powiedzmy jutro w dzień. Poczytam, zbiorę do kupy i napiszę.
Do jutra – choć nie za pięć minut.
Justyno, mój adres pocztowy znajdziesz pod odsyłaczem w nagłówku tego komentarza, na samym dole po lewej stronie.