Strachy na Lachy

I znowu nas straszą. Ptasia grypa zaatakowała Płock i okolice. Podobno – jak informują gazety – część zarażonych indyków, bo tym razem grypa dotknęła te właśnie ptaki, już trafiło do sklepów. Tytuły w gazetach są alarmistyczne. Gdy się jednak przeczyta teksty to okazuje się, że alarm chyba przesadzony. Ptasia grypa przechodzi na człowieka w bardzo specyficznych warunkach. Przede wszystkim wówczas, gdy zje on SUROWE mięso chorego ptaka lub obliże ręce umoczone we krwi patroszonego drobiu. Do zarażenia dochodzi drogą kropelkową. Obróbka termiczna (gotowanie, smażenie, pieczenie) uśmierca wirusy. A w polskiej kuchni i europejskiej także nie stosuje się przepisów z surowego drobiu.

Owszem, lubimy surowe mięso, ale wołowe. Albo surowe ryby czy mięczaki, czyli sushi i sashimi. Sam często robię tatara oraz carpaccio z polędwicy wołowej. Surowa świeża wołowina niczym nie grozi. Nawet w czasie histerii, także wzbudzanej przez dziennikarzy, wokół epidemii wściekłych krów weterynarze i lekarze uspokajali: priony wywołujące tę chorobę umiejscowione są w rdzeniu kręgowym, tkance nerwowej, a nie w polędwicy.

Po krowim przesileniu i opamiętaniu się ludzi rozległy się głosy, że być może uśmiercono tysiące sztuk bydła bezsensownie. Obawiam się, że i tym razem parę tysięcy indyków zostanie zagazowanych i spalonych bez wyraźnej potrzeby.

Najwyraźniej publiczność potrzebuje sensacji, a wyczulona na zamówienie społeczne prasa dostarcza żeru.

Znacznie groźniejszym zjawiskiem niż wyżej opisane jest brak higieny w rzeźniach, mleczarniach i sklepach. Choroba brudnych rąk powoduje więcej rzeczywistych szkód niż wyolbrzymiane wirusowe zagrożenie. Salmonella na skorupkach jajek, zamrażane, a potem rozmrażane i ponownie poddawane procesowi mrożenia mięso lub ryby mogą spowodować poważne choroby, a nawet zgon. Artykuły o potrzebie mycia rąk i utrzymywania krystalicznej czystości w kuchniach czy mleczarniach nie sprzedają się dobrze. Są nudne. A w każdym razie nie czyta się ich z wypiekami na twarzy jak relacje z ferm, na których płoną stosy indyków.

Co napisawszy, kończę pracę przy komputerze. Piękna sztaba polędwicy wołowej zamarzła wystarczająco, by pokroić ją na cieniusieńkie plasterki, polać doskonałą oliwą, octem balsamicznym z leśnymi owocami, posypać pieprzem i płatkami parmezanu. Cudowne carpaccio gotowe. A goście tuż za progiem.