Zgadnij co gotujemy?(65)
Coraz zimniej. Ale nie narzekam, bo tak jest co roku. A ucieczka na południe na stałe – nie wchodzi w rachubę. Tu jest moje miejsce, moje wnuki i przyjaciele. A nawet te ulubione (bo sadzone własną ręką przed 33 laty) modrzewie i brzozy. Trudno, będę czekał z wytęsknieniem cieplejszego czasu, rozgrzewając się właściwymi daniami i napitkami. I to właśnie będzie temat dzisiejszego quizu.
No to zaczynamy:
1. Co to jest baekenofe?
2. W jakim regionie Francji zmarzluchy rozgrzewają organizm cassoulet?
3. Boef Stroganow potrawa wymyślona przez francuskiego kucharza nosi nazwisko rosyjskiego… no właśnie kogo?
I tyle. A teraz jak zwykle, kto pierwszy przyśle prawidłowe odpowiedzi na wszystkie pytania na adres internet@polityka.com.pl ten otrzyma moją książkę pt. „Męskie gotowanie” wydana przez firmę Prószyński i S-ka z autografem i stosowną dedykacją. Dodam, że to ostatni egzemplarz jaki był w posiadaniu blogu Gotuj się! Czekam niecierpliwie.
Komentarze
Tym razem dam szansę wszystkim za Wielką Wodą. Limit nagród i prezentów wyczerpałem na długo.
Teraz śniadanie i do roboty. Wieczorem będę mógł się zająć selekcją zdjęć z wycieczki. Znaczną część opublikował Paweł na swoim picasie.
Ja tez.
Panie Lulku, Alicja znowu miesza zamiast isc spac 😉
Solenizantem jest sie zawsze, jubilatem z rzadka.
„Solenizant (łac. solennis ? uroczysty) ? osoba obchodząca jakąś rocznicę, np. rocznicę swojego narodzenia (urodziny), lub rocznicę narodzin patrona swojego pierwszego imienia (imieniny).
Osoba obchodząca znaczącą rocznicę jakiegoś wydarzenia jest jubilatem.”
Spełniłam toast Panalulkowy i drugi za Dorotę, a o Sławku dowiedziałam się dopiero rano. Tym sposobem toast za Sławka spełnimy dopiero dzisiejszym wieczorkiem. Złapałam jakiegoś wirusa czy inne przeziębienie, łykam aspirynę i czekam kiedy mi przejdzie. Póki co jest podle. Pa
To Ty mieszasz, nemo!
Jubilat to urodzinowy , solenizant to imieninowy. Znacząca rocznica jest zawsze urodzinowa, nieprawdaż? Jak popatrzeć w kalendarium, to tych imienin Alicji i innych Teodorów jest od groma 🙂 Natomiast urodziny obchodzi się raz do roku, i to jest właśnie jubileusz!
No dobra, już spadam do wyra…Pogoda nie powiem pod jakim Azorkiem niewinnym, ale i tak daje popalić po kościach. Nie wiem, czy ta kordełka puchowa pomoże.
Mała refleksja zamieszczona na ostrołęckim blogu:
Wróciłem z dalekiej Burgenlandii i odpocząłem trochę od polskiej polityki i politykierów. Mieszkałem w maleńkim miasteczku St. Michael i mogłem przyglądać się ludziom na głębokiej prowincji. Do niedawna miejsce zapomniane przez wszystkich teraz mimo sporego spadku ilości mieszkańców sporo się dzieje powstają nowe firmy .Władze stały się mistrzami w pozyskiwaniu środków unijnych W miasteczku gdzie mieszka 1000 mieszkańców są dwa duże salony samochodowe jakich nie znajdzie się u nas. Jest też ogromny skład maszyn rolniczych. Dwa duże sklepy spożywcze wielkości naszej Billi. Dwie duże restauracje ze znakomitą ofertą…
Każdy spotkany na ulicy uśmiecha się i pozdrawia nawet osoby których nie zna. Wszędzie nieprzyzwoicie czysto i schludnie. Działa najlepszy na świecie system segregacji śmieci. Pracownik śmieciarki jest URZĘDNIKIM PAŃSTWOWYM.
A, jeszcze jedno : NIKT na codzień nie rozmawia o polityce …
Alicjo, wyrazam sprzeciw wobec inflacyjnego uzywania okreslenia „jubilat”. Jak sie wyspisz, to poczytaj sobie, czym sie rozni jubileusz od „zwyklych” urodzin. I kiedy sie jest jubilatem.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jubileusz
Dzień dobry wszystkim! Właśnie nieśmiało wygląda słoneczko…
Zamiast rozwiązywać zagadki (mnie i tak nie wypadałoby) sama Wam wrzucam trochę zagadek 😀 Obiecany link ze zdjęciami z targu w Monachium:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/CoDlaSmakoszy
Pierwsze zdjęcia odnoszą się do wypowiedzi zeena u mnie, który zachwycał się piwem z Andechs, dokąd ponoć wielokrotnie specjalnie pielgrzymował 🙂
Nemo! Jako niespełniony lingwista przyznaję, że podobnie rozumiem różnicę między jubilatem a solenizantem. Aczkolwiek jestem gotów wykazać daleko idącą wyrozumiałość dla Alicji. Usprawiedliwiają ją polskie korzenie.
W tym kraju od dawna panuje rozszerzenie pola semantycznego hasła „jubilat”. Polak, co to pije tylko trzy razy w roku: na imieniny, na urodziny i przy okazji, chętnie awansuje imieniny do rangi jubileuszu, bo przecież imieniny to też rocznica, rocznica patrona imienia, jakim nas ochrzczono. A że nie zawsze okrągła? Ta „okrągłość” nawet przez wikipedię jest relatywizowana, wspomina się tam, że mogą to być kolejne rocznice, „o ile istnieje zapotrzebowanie na ich szczególne świętowanie”. No więc w Polsce, jak widać, po prostu istnieje ono, to zapotrzebowanie. Ot, i cała tajemnica…
A ja w sprawie zagadki. Odpowiedzi jest sporo ale wszystkie powtarzają jeden błąd. Korzystanie z Wikipedii bywa zawodne. Autorzy haseł tej elektronicznej encyklopedii nie zawsze sa ekspertami i piszą co zasłyszeli. Pośród wielu rzetelnych informacji bywa tam sporo pomyłek. Tak jest i w przypadku nr 3. Jeśli nie znajdziecie lepszych źródeł to anuluję pytanie. Ale jeszcze czekam.
OK, paOLOre, rozumiem i juz sie nie czepiam 😉 Choc dla mnie jubileusz bardziej odnosi sie do dzialalnosci czlowieka i jest uczczeniem jego zaslug, chocby takich, jak wytrzymanie w jednej firmie lub jednym zwiazku malzenskim odpowiednio dlugo 😉 Wszystko jest oczywiscie wzgledne i czasem wystarczy sto dni, aby cos swietowac, ale w dzisiejszych czasach przezycie kolejnych 365 dni nie jest zbytnim wyczynem. Srednie osiagi ciagle jeszcze rosna, wiec nazywanie kazdych urodzin jubileuszem jest przesadne i inflacyjne.
Zanim znów wyląduję pod kołdrą z nowym kubkiem herbaty z miodem – odpowiedzi nigdy nie szukam w wikipedii tylko w książkach – gawędach o kucharzeniu. Więc wiem, ale nie powiem. Sic.
Na temat kreacji tej potrawy jest kilka legend.
Ja czytalam gdzies, ze wynalazca mogl byc jeden z kucharzy ksiecia (grafa) Grigorija Aleksandrowicza Stroganowa (1770-1857) posiadacza syberyjskich kopalni zlota.Graf byl bezzebny, dlatego to mieso bylo drobno krajane. Escoffier opisal te potrawe w 1903 roku.
Pewnie idzie o burmistrza Odessy Alexandra / 1795 ? 1891 / ale nazwiska nie pamiętam.
Nemo, świętujmy więc, ile fabryka dała, bo choć nazywanie wszystkiego jubileuszem jest inflacyjne – zgoda – to przeżycie kolejnych 365 dni wcale nie musi być „oczywistą oczywistością”. Nie ze względu na średnie osiągi, lecz w obliczu indywidualnego i subiektywnego zmagania się z przeciwnościami losu maści wszelakiej.
Jako że z jubileuszami, nawet tymi naciąganymi, najczęściej związane są przyjemności natury kulinarnej, my, jako smakosze, korzystajmy z okazji przymykając nieco oko na aspekt formalny.
Jubileusze „okrągłe” możemy za to świętować szczególnie uroczyście, wieszając sobie na szyi medale pamiątkowe, na ścianie dyplomy, tudzież klepiąc się z uznaniem po łopatkach. Przed ucztą albo i po uczcie…
Normalnie o tej porze bym sie do zagadki juz nie pchala, ale skoro tyle zlych odpowiedzi, to moze a nuz a widelec sie uda? Chociaz pewnie tez cos sknoce.
Nic to. Witam wszystkich w ponuro deszczowa Srode.
Jeszcze inna legenda mowi o kucharzu Pawla Aleksandrowicza S. – generala. Kucharz ow mial startowac w konkursie kulinarnym w St. Petersburgu w 1890 r. Czy ksiazki sa bardziej wiarygodne, bo drukowane na papierze?
Juz nawet wiem, ze sknocilam, bo on mi z hrabiego w ksiecia sie przeistoczyl.
Tak to jest jak sie zacznie odpowiadac na pytania, zanim sie wypilo kawe.
A tak przy okazji, to rozumiem idee nemo, ale jubilat jak nic urodzinowy a solenizant imieninowy. Konwencje sie zmieniaja i juz. Ta sie zmienila.
Tez bym tylek wolala nazywac dupa i mowic o kutasikach jak wieszcz, ale jezyk sie zmienia. Smutne, lecz prawdziwe…
U Alexandra można było na krzywika, jeśli było się jako tako odzianym.
wg Pochliobkina Arkadius ma racje 🙂
Nirrod, jakie konwencje? To Kopalinski juz przestarzaly? 🙁 I moje poglady tez? 🙁 🙁
Nagroda pofrunęła do Pani Hanny z Radzymina. I tak rozstałem się z ostatnim egzemplarzem „Męskiego gotowania”. Na szczęście właśnie wychodzi na rynek nowa książka, tym razem o kuchni polskiej, którą też będę wręczał kolejnym zagadkowiczom.
Dzisiejsze odpowiedzi to:
1 – potrawa alzacka, danie jednogarnkowe – różne mięsa duszone w wygaszonym piecu piekarniczym przeznaczone dla rolników wracających po całym dniu na polu,
2 – region Francji o który pytałem to Langwedocja
3 – Antoine Careme wymyślił tę potrawę z paseczków polędwicy na cześć rodziny nowogrodzkich kupców Stroganowów. Kupiec Stroganow został uszlachcony i dał początek rodowi arystokratycznemu.
Gratulacje dla Pani Hanny!
Nemo ja cie pociesze. Moje poglady tez juz sa przestarzale.
Tak to juz z jezykiem jest, ze sie zmienia i to szybko. Szczegolnie w mowie potocznej.
U nas w domu panowal Doroszewski. to taka mala dygresja. A druga mala dygresja brzmi: Jak mozna wypic ostatnia krople kawy i nie wstawic nowej!!!
*Nirrod udaje sie w strone kuchni w nadziei, ze swieza kawa juz sie zrobila*
Hm!Czyżby Władysław Kopaliński się mylił? 🙂
Z kawa w reku stwierdze, ze pewnie sie nie mylil i co wiecej zakladam, ze Doroszewski by sie z nim zgodzil.
Jedyny bol w tym, ze jezyk zmienia sie szybciej niz slowniki.
Slicznym przykladem jest angielski slowko cool, uzywane w mowie od dobrych 30 lat (w znaczeniu fajny a nie chlodny) a do slownika Oxfordu dodane w tym roku.
Witajcie
Pogoda pod psem. Za oknem szaro-buro, wiatr resztki liści z drzew zdziera i dorzuca do gnijących w wilgoci na trawnikach. No i drobny deszcz spływający kroplami po szybach. Nic tylko wygrzewać się w łóżku albo siedzieć w ciepłym, zadymionym barze nad piwem i patrzeć przez okno na biegających po ulicach skulonych w deszczu ludzi.
Pyro – zdrowiej! Radziłbym obok miodu używać sok malinowy. No i aspiryny w których moc wierzę. Jednym słowem kuracja napotna. Jak się człowiek porządnie wypoci pod pierzyną to od razu zdrowieje. Trzeba też się wzmocnić np flaczkami gorącymi albo mocnym rosołem z żółtym makaronem.
Pozdrowienia
andrzeju.jerzy, wyglada na to, ze Kopalinski sie nie liczy, konwencje sie zmieniaja, slowa nabieraja innych znaczen, a nasze slowniki sa do … tylka 🙁
Gospodarzu, czy Panskim zrodlem byl Halbanski?
Wojtek – nie mam soku malinowego, mam nalewkę malinową i cały słój malin z nalewy, z którymi nie wiedziałam co zrobić. Chyba bedę „dogryzała” do herbaty. Za skutki nie odpowiadam. Nie mam pierzyny, a Lulek nie pożyczy.
Nirrod, my tu nie dyskutujemy o wieloznaczeniowosci angielskich slowek
http://www.answers.com/cool?cat=technology
tylko o tym, czy solenizant moze obchodzic urodziny, a nie tylko imieniny 😉 I od kiedy nie moze?
I ktore okreslenie jest nadrzedne, jesli ktos ma urodziny i imieniny w tym samym dniu? 😉
Nemo!
Ja Ci odpowiem, wywołując wściekłość komentatorów będących poza krajem. W Polsce imieniny, dla innych krajów urodziny.
Pyro
Ja bym łyżeczką maliny z nalewy wyżerał. To takie hedonistyczne. Przypomina mi się opowieść mojego Taty, który w czasie studiów dorabiał sobie grając na trąbce w zespole jazzu tradycyjnego. Oni przy okazji koncertów ostro imprezowali. Tata opowiedział mi o pewnym pokoncertowym rannym sniadaniu, które skladało się głównie z zupy mlecznej tzn ajerkoniaku wlanego do talerzy i wyjadanego łyżką. Lubię taki hedonizm. Nie ma jak tradycje rodzinne!
Więc dogryzaj do herbaty i zdrowiej!
Pozdrawiam
Nirrod!
A propos słowa „cool”.Dzisiaj jest rocznica śmierci Steve McQueena,a to był King of Cool!
http://www.youtube.com/watch?v=xoYFfcBzPlc
Świetny tekst o ostatnich miesiącach Steve McQueena ukazał się w Polityce. http://www.polityka.pl/polityka/index.jsp?place=Lead30&news_cat_id=1466&news_id=224810&layout=18&forum_id=11080&fpage=Threads&page=text
No tak….One & Only,King of Cool !
Moim źródłem podstawowym choć nie jedynem był Marek Łebkowski. A drugim opasły tom kuchni rosyjskiej wydany przez Prószyńskiego i S-kę. Oba te źróła podają, że rodzina kupców Stroganowów z Nowogrodu została uszlachcona i to był początek familii arystokratycznej. A Careme swoje danie skomponował dla protoplasty Stroganowów, który dorobił się kolosalnego majatku na handlu.
Wydłubałem taka ciekawostkę
„Ale jak wpadł na pomysł przyrządzenia znanej dziś na całym świecie potrawki? Jedna z ciekawszych historii mówi, że Car Aleksander I, który był dość poważnie zadłużony u Stroganowów nakazał przyrządzić na cześć tego rodu potrawę i nazwać ją ich nazwiskiem. Mistrz Car?me wziął więc polędwicę wołową, pokroił w słupki, oprószył mąką i pieprzem, usmażył na gorącym tłuszczu, dodał podduszoną z masłem pastę pomidorową oraz posiekaną i zeszkloną na maśle cebulę, podlał rosołem i razem dusił, a pod koniec zaprawił to wszystko śmietaną, posolił, posypał papryką.
Istnieje także inna wersja tej historii: wielki książę Stroganow dowiedział się, że jego narzeczona nie dochowuje mu wierności. Ponieważ był zrównoważonym człowiekiem i nie chciał dać satysfakcji rywalowi (pojedynek mógłby być zbyt dużym zaszczytem dla kochanka narzeczonej) swoje zdenerwowanie i dezaprobatę wyraził w kuchni ? zaatakowawszy szablą piękny kawałek polędwicy przygotowany na kolację. Gdy zdenerwowanie minęło, z mięsa zostały tylko cieniutkie paseczki. Kucharz nie mając większego pola manewru przyrządził z pokrojonej polędwicy potrawkę. A książę jedząc ją na kolację miał podobno powiedzieć: – Co tam narzeczona, nie będzie ta, będzie inna. A dobre jedzenie to podstawa.
Wśród znawców tematu krąży również opowieść o księciu Stroganowie, który słynął ze swojego złotego serca. Arystokrata mieszkał w Odessie i co jakiś czas urządzał tam tzw. otwarte obiady, na które mógł przyjść każdy. Jedynym wymogiem był schludny wygląd. Na te okazje kucharz księcia, Antoine Car?me, przygotowywał danie z pokrojonej polędwicy wołowej i pieczarek w sosie musztardowo-śmietanowym.”
Wydłubałem taka ciekawostkę
„Ale jak wpadł na pomysł przyrządzenia znanej dziś na całym świecie potrawki? Jedna z ciekawszych historii mówi, że Car Aleksander I, który był dość poważnie zadłużony u Stroganowów nakazał przyrządzić na cześć tego rodu potrawę i nazwać ją ich nazwiskiem. Mistrz Car?me wziął więc polędwicę wołową, pokroił w słupki, oprószył mąką i pieprzem, usmażył na gorącym tłuszczu, dodał podduszoną z masłem pastę pomidorową oraz posiekaną i zeszkloną na maśle cebulę, podlał rosołem i razem dusił, a pod koniec zaprawił to wszystko śmietaną, posolił, posypał papryką.
Istnieje także inna wersja tej historii: wielki książę Stroganow dowiedział się, że jego narzeczona nie dochowuje mu wierności. Ponieważ był zrównoważonym człowiekiem i nie chciał dać satysfakcji rywalowi (pojedynek mógłby być zbyt dużym zaszczytem dla kochanka narzeczonej) swoje zdenerwowanie i dezaprobatę wyraził w kuchni ? zaatakowawszy szablą piękny kawałek polędwicy przygotowany na kolację. Gdy zdenerwowanie minęło, z mięsa zostały tylko cieniutkie paseczki. Kucharz nie mając większego pola manewru przyrządził z pokrojonej polędwicy potrawkę. A książę jedząc ją na kolację miał podobno powiedzieć: – Co tam narzeczona, nie będzie ta, będzie inna. A dobre jedzenie to podstawa.
Wśród znawców tematu krąży również opowieść o księciu Stroganowie, który słynął ze swojego złotego serca. Arystokrata mieszkał w Odessie i co jakiś czas urządzał tam tzw. otwarte obiady, na które mógł przyjść każdy. Jedynym wymogiem był schludny wygląd. Na te okazje kucharz księcia, Antoine Car?me, przygotowywał danie z pokrojonej polędwicy wołowej i pieczarek w sosie musztardowo-śmietanowym.”
Hm… czyli, że dwie ciekawostki wydłubałem?
Jak widać musimy się zgodzić na tzw. historię alternatywną. Ilu historyków – tyle werski.
PS.
O tego tygodnioa nie będę Was dręczył w piątki równoczesnym emitowaniem filmiku i felietonu. Będzie albo jedno albo drugie. Al;e pierwszeństwo mają filmy. Jest już pewien zapas wywiadów. Dokręcamy zaś widoki z kuchni.
Ku-chnia, ku-chnia, ku-chnia…!
A myslał Pan o większej formie? Mówię serio – książka i np. 2 DVD z wybranymi potrawami… Jak by co, to tylko proszę wpomnieć… 🙂
Zgadza sie my dyskutowalismy o wieloznacznosci polskich slowek i o tym, ze one tez sie zmieniaja. A cool przyszlo mi do glowy, bo ostatnio o tym uslyszalam. Sluzylo tylko zilustrowaniu, ze nowe znaczenia i formy uzycia trafiaja do slownikow z opoznieniem. Szczegolnie w Polsce, bo w sprawach jezyka jestesmy strasznie konsterwatywni.
Solenizant wg definicji moze obchodzic urodziny, ale ilu Polakow cie poprawi na jubilat? Zakladam, ze duza wiekszosc…
Zgadzam sie Z Torlinem imieniny. Przynajmniej u nas w domu. Chociaz pamietam, ze u wielu moich kolezanek z podstawowki urodziny byly wazniejsze a w liceum juz na dobre przejely palme pierwszenstwa.
Steve McQueen zdecydowanie cool!!! Szczegolnie w Thomas Crown Affair.
Ja sie nie pytalam, co wazniejsze: urodziny czy imieniny, bo to wiadomo 🙂 Moje pytanie, czy osoba obchodzaca imieniny i urodziny w tym samym dniu jest jubilatem czy solenizantem np. jesli to sa 75 imieniny i panuje priorytet imienin. Jak to bedzie w Polsce w ramach nowej konwencji?
hmm… Jubilatem.
przy calej dominacji imienin jeszcze nie slyszalam, zeby ktos je liczyl…
A serio, to za cala Polske mowic nie moge, bo calej nie znam i jesli sie myle, to jest tutaj dosc „tubylcow” zeby sprostowac, ale ta dominacja imienin, tez juz powoli robi sie staromodna. Gdzies od 1993 roku nie zdarzylo mi sie byc na imieninach (z wyjatkiem moich wlasnych, ale to inna historia) za to na licznej ilsoci urodzin.
Mozliwe, ze idzie falami lub zalezy od wieku jubilato-solenizanta.
Mnie sie zdaje, ze ten priorytet imienin mija wraz ze zmieniajacymi sie obyczajami. Dawniej wypadalo wpasc do kogos bez zaproszenia, zwlaszcza w popularne imieniny, a biedny solenizant musial wszystkich ugoscic. O urodzinach wiedzieli tylko najblizsi, bo takie daty trzeba sobie zapisywac i o nich pamietac, nie wystarczy rzucic okiem w kalendarz i przejrzec liste znajomych. O urodzinach osob znacznych lub popularnych donosily media, oczywiscie w przypadku okraglej daty czyli jubileuszu. Dzis, w dobie telefonow i powszechnej mozliwosci komunikowania, nie wypada zlapac za gozdzik i wpasc do najblizszego Antoniego (Antku, masz dzisiaj imieniny czy w czerwcu?) tak bez zaproszenia 😉
Tam,gdzie dominują urodziny,taka osoba nazywa się jubilenizantem;tam,gdzie dominują imieniny solebilatem! 😀
🙂 🙂 🙂
innymi slowy stajemy sie albo mniej towarzyscy, albo mniej pasozytniczy, albo bardziej zabiegani…
Pogoda jest wyraznie cassouletowa, trzeba bedzie namoczyc fasole. Pyro, czy masz w domu tymianek? Jesli tak, to zalej ze 2 lyzki ziola wrzatkiem w jakiejs misce (salaterce), pochyl sie nad ta miska, nakryj glowe recznikiem i poinhaluj tych goracych oparow, na pohybel wirusowi! I nie pal! Zycze rychlego wyzdrowienia 🙂
Ojciec moj mial dwie lewe rece !
Jezeli trzeba bylo cos zrobic w domu, wystepowala mama. Najbardziej skomplikowane czynnosci jak wbicie gwozdzia wykonywala mama a potem ja osobiscie. W tych czasach bywaly wiertarki reczne a wbicie gwozdzie w debowa deske bylo wyczynem. Znalazlem metode, na stare maslo. Na czubek gwozdzia trzeba bylo zalozyc troche starego masla i szedl w drzewo jak w maslo. To byl patent dziadka.
Kiedy ojciec zostal sam, wszyscy zastanawialismy sie jak zrobic zeby nie umarl z glodu. Rozwiazanie przyszlo samo. Z jakiejs podrozy do bylego NRD przywiozlem ksiazke kucharska w jezyku niemieckim. Ojciec byl znanym w rodzinie germanofilem, biegla znajomosc jezyka niemieckiego wyniosl ze szkoly rolniczej w Cieszynie. W tym czasie po Pierwszej Wojnie Swiatowej, juz za polskiej wladzy wielu nauczycieli uczylo w jedynym znanym sobie jezyku czyli po niemiecku. Ludnosc byla bardzo mieszana i wedlug ojca, zeby zyc, trzeba bylo znac jezyki polski, niemiecki i czeski. Dlaczego mnie, nie znajacemu jezyka niemieckiego, podarowano taka ksiazke kucharska pozostanie niewatpliwie tajemnica owczesnej polityki. Ojciec zawladnal moja zdobycza. On, ktory nie potrafil ugotowac wody, zeby nie przypalic garnka zaczal gotowac. Po dwu latach gotowal jak z nut. Pewnie Dorote skrecilo w tym momenci i pomyslala sobie co znowu wymysla ten Wujek Lulek. Nuty gotowac, cz z nut.
Ojciec byl coraz lepszy. Z zaopatrzeniem nie mial najmniejszych klopotow bo w prawoslawnej cerkwi na Pradze byl szefem od rozdzialu pomocy zywnosciowej dla wiernych, niewiernych, praktykujacych i wszystkich ktorzy sie nawineli pod reke i wygladali na zglodnialych. Mozna by powiedziec. Ksiadz w kosciele mieszka, to z kosciola zyje. Kiedys wpadlem w niedziele na plotki a tu towarzystwo zacne. Damsko, meskie ale w moim obecny wieku. W kuchni rezydowal tata w bialym fartuchu i prawdziwej czapie kucharskiej. Napitki typu soki owocowe. Dobrze zes wpadl, mowi. Dzisiaj bedzie Strogonoff. Zamurowalo mnie. Strogonoff jest moim zdaniem wygodna potrawa. Z duzego naczynia kazdy moze wziac tyle na ile ma ochote. Naczynie bylo duze. Zeliwne, odlewane, z przykrywka. Moj wczesniejszy prezent rodem z Uralu. Pieczenie odbywalo sie w piekarniku. Na najwyzszej temperaturza. Garnek ten przechodzil swego czasu szczegolowe badania na lotnisku Szeremietiewo w Moskwie podczas odlotu do Warszawy. W obecnych czasach rozwinietego terroryzmu chyba by mnie z czyms takim nie przepuscili a wszelkie urzadzenia do wykrywania metali wylecialyby w powietrze. Poczas odprawy celnej na ekranie byl garnek w ksztalcie pilki naznej. Celnik kazal otworzyc walizke, wyjal przemiot i zapytal co to jest. Nie widzisz, ze garnek, zapytalem ? Widze ale do czego. Do gotowania mowie. Pewnie zloty. Jaki tam zloty. Zeliwny. Koleja robila sie coraz dluzsza. Zawolal szefa i zaraportowal o znalezieniu takiego oryginala ktory wywozi garnek. Byc moze zloty. Wyladowalem w biurze. Zloty nie zloty mowie. Ze zlota mozna wywiezc jeden przedmiot mowie. Jeden mozna ale tu sa dwa, garnek i pokrywka. W owym czasie obowiazywal przepis, ze wolno wywozic jeden przedmiat ze zlota, niezaleznie od tego jak jest on duzy. Dlatego nie wolno bylo wywozic kolczykow. Wywozilo sie zatem po jednej sztuce. Jak ktos chcial i mial mozliwosci. Poza tym mowie. Ten garnek nie jest ze zlota tylko z Uralu. Mialem na mysli miejsce pochodzenia. Zobacz mowie na odlewie sa nadlewki z nazwa fabryki i cena. Do pokoju wszedl jeszcze wiekszy naczalnik. Madrzejszy. Widac bylo, ze pochodzil ze sluzb specjalnych. Zaraz sprawdzimy mowi i telefonuje. Przyszedl z jakiegos warsztatu fachowiec w zatluszczonym kombinezonie i pilnikiem w reku. Piluj mowi ten wazniejszy. Pilowal z roznych stron. Zeliwo, mowi, autentyczne, niepodrabiane. Potem dodal, po rosyjsku oczywiscie. Glupich nie sieja sami sie rodza i poszedl z narzedziem. No to idz do samolotu mowi. Chyby juz odlecial mowie. Nie dostal zezwolenia do wyjasnienia sprawy. Sprawa sie wyjasnila i przylecialem chociaz z opoznieniem do Warszawy. Podarowalem ten garnek mamie a on stal kilka lat bezuzytecznie. Teraz dopiero ojciec. Po tylu latach prawdziwa rosyjska potrawa na podstawie niemieckiej socjalistycznej ksiazki. Zapewniam Was smakowalo swietnie. Na zakonczenie ojciec wyjawil mi tejemnice rodzinna. Poledwice nalezy kroic w paski w poprzek wlokien. Mieso jest wtedy bardziej soczyste. A cebulke w cienkie plasterki.
Sadze, ze przy nastepnym wydaniu swojej kolejnej ksiazki Piotr moze spokojnie zdradzic te tajemnice poliszynela.
Do opisu podrozy poslubnej jeszcze nie jestem gotow.
Pan Lulek
Nemo
Czemu ma nie palić biedna Pyra? Po paleniu lepiej się odksztusza.
Wojtku, na odkrztuszanie to najwyzej skret z podbialu. Palacze ogolnie sa znani ze swietnego odkrztuszania, zwlaszcza nad ranem 🙁
Panie Lulku, swietna historia z garnkiem. Tez mam taki. Przypomina mi sie powrot z Ukrainy w 1970 r. Moja starsza siostra, wowczas studentka fizyki, zakupila w Kijowie kilka grubych tomow wykladow z fizyki slynnego amerykanskiego uczonego, bodajze Feinmanna. Na granicy w Medyce sowieccy pogranicznicy wyniesli znalezisko na peron i pieczolowicie kartka po kartce przewertowali kazdy tom nie wierzac, ze to zwyczajne podreczniki. A pociag stal i czekal, a pasazerowie w oknach czekali w napieciu…
Wojtku – Nemo wierzy książkom, a ja Marialce. Zadzwoniła, zapytała jak się leczę, to mówię : na noc 2 aspiryny, w dzień herbata z cytryną i miodem w jednym kubeczku, a maliny ze spritu w drugim kubeczku. Lyk albo dwa herbasty i pół łyżeczki malin. Powiedziała, że bardzo mądrze. O.
Sprawdziłem. Faktycznie skręt z podbiału działa odkrztuśnie. Ale jest lepsza roslina do skrętów. Nie dość, że się nakaszleć można to jeszcze uchachać po pachy. Tylko nie śmiem Pyrze takich eksperymentów proponować. Może niech pozostanie przy wyjadaniu łyżką malin z nalewy.
Pozdrawiam
Pani Dorota wspomniała o moich pilegrzymkach. Dziękuję Pani za słówko i zdjęcia.
Andechs http://maps.google.com/
Bardzo blisko Monachium, dojazd dobry, widoki przepiękne, piwo boskie 🙂
Na początku lat ’90 wstrzymano serwowanie sztandarowego Doppelbock Dunkel w gościnnych salach klasztoru w soboty i niedziele. Wówczas tam jest najazd turystów. Aby dostać się do klasztoru, przejeżdża się przez miasteczko Erling drogą lekko w górę. Wspomniane piwo ma znacznie więcej mocy (doppel – podwójnie) od zwykłego jasnego i po spożyciu tradycyjnego litra można mieć kłopot z prowadzeniem auta, a mało kto ogranicza się do jednego….
Zjeść też można. Zakonnicy produkują także zwykłe ciemne i jasne piwo, które można zakupić w butelkach w „dobrych sklepach” w Niemczech.
Polecam.
Pyro, tymianek, to moja osobista eksperiencja i nie wyklucza w zadnym wypadku Twojej dotychczasowej procedury. Pomyslana jest komplementarnie czyli uzupelniajaco, dla poprawy samopoczucia 🙂
Pyro
I tak trzymaj. Zaraz do domu biegnę i też zahaczę o aptekę z aspirynami bo dreszcze biegają po plecach. Tylko nalewy nie mam niestety – pozostaje herbatka z cytryną i sokiem malinowym.
Pozdrawiam i do jutra.
Jako osoba niefrasobliwa, wznoszę toast jubilatów urodzinowych i niech mi kto co powie, no, niech powie! Tyle (tu pokazuję, ile) się przestraszę, a tym bardziej za słowniki i Bóg wie co chytać się będę! (Tu Kozakiewicza gest).
A co do pogody, takaż wredota po tej stronie Wielkiej Wody. I od 2 tygodni nie mogę się pozbyć tego czegoś w gardle, chociaż nie palę, mam tymianek, w tym cytrynowy, nie mam podbiału. Co gorsza, nie mam malin w spirytusie, tylko jakieś w „light syrup”, a wiśnie spirytowe już dawno zjadłam i też nie pomogły. Co robić, co robić?! Wziąć na przeczekanie?!
Mam trzy ziarenka z Nepalu, ale to nie pora, żeby sadzić, bo one potrzebują dużo światła. Tymczasem, o ile się nie mylę, dzień nam się ciągle skraca.
Witajcie!
Rozumiem imc Stroganowa,ze musial „miekkie” jesc 😉 U mnie tez „miekkie”,bo wrocilam od dentysty i zebiska mnie bola.Co za czasy,maltretuja i jeszcze trzeba placic!!!
Dzisiaj bedzie gulasz i do tego gnocchi.Te ostatnie gotowce,bo smaczne sa i co za oszczednosc czasu 🙂
Przylaczam sie do zyczen dla wszystkich swietujacych „obzartuchow”-Niech Im Sie Wiedzie…………….
Pozdrawiam z bardzoooo wietrznej Krainy Wiatrakow!!!!
Pyro !
A nie mowilem. Na te pogode tylko pierzyna. Grzeje nogi, a jak wiadomo kazda choroba zaczyna sie od nog. Dzisiaj reperowano moje kopyta. Raz w miesiacu to robi taka pani od nog. Wieczorem bedzie oczywiscie pierzyna. Czekam na przesylke od Piotra. Bedzie dobra nauczka. Dostalem tez inna ksiazke pod tytulem „ABSURDY PRL – u, antologia”. Chyba Autor siagnie niektore tematy jak kota za ogon. Czasami az absurdalnie.
Na niebie wisza olowiane chmury sniegowe a ja jade jutro do Wiednia.
Chyba nie bedzie sniezylo.
Dojrzewajacy do opowiesci
Pan Lulek
Nie ma dnia, żeby Pan Lulek o tej pierzynie nie wspomniał. Zauważyliście?
A mnie przeszło na nos. Jak nie urok, to katar.
Alicja !
Nie zazdrosc, tylko nabadz droga kupna. Pyra, jak juz wyzdrowieje to napewno zapoda pelna oferte pierzynstwa od mini do maxi. Ja zrozumialem, ze limitujacym rozmiarem jest szerokosc ktora wynosi 160 centymetrow. Dlugosc zapewne nie odgrywa wiekszej roli. Ja nic nie poradze na to, ze pod pierzyna nie biora mnie zadne wirusy.
Na jutrzejszy wyjazd jednak pierzyny nie zabieram.
Pan Lulek
Ja też mam taką historię. W latach 80. płynąłem promem do Kopenhagi i Hamburga po części do komputerów. Ponieważ cały prom niczym innym nie handlował, celnicy postanowili wejść na pokład już na terenie Niemiec. Ja zgłosiłem nie tylko części, ale i skrzynkę mandarynek i po odprawie, jak prom przypłynął do Świnoujścia, zadowolony targam swoje towary.
Raptem przy przejściu usłyszałem: „Pana prosimy na kontrolę tej skrzynki”. Ja na to, że mnie już … „proszę otworzyć” Ja nie wiedziałem, jak to zrobić, żeby mi się to wszystko nie rozwaliło, oficer podenerwowany podszedł, przeciął nożykiem sznurek i rozerwał deseczki. Sprawdzali jedną po drugiej.
Ale najciekawsze było na końcu. „Proszę to zabrać” „Niby jak?” – pytam. „Nas to nie interesuje”. Ale pomógł jeden z młodych celników i załadowaliśmy te mandarynki w jakieś stare torby.
Panie Lulek,
jak to sie stało, że ja nie dostałam Pańskiego bimbru?! No jak!? Nie dość, że gardło bym dawno wyleczyła, to jeszcze katar by mnie nie męczył!
O pierzynie pomyślę, ale na mnie i Jerzora muszą być dwie wymiarowe 160cm na coś tam. Z drugiej strony, co za różnica, pierzyna puchowa gęśna, a kordełka puchowa gęśna? I moja kordełka, Panie Lulek, ma wymiary 2×2 metry! Spokojnie się pod nia z Jerzorem mieścimy. Aha, i mamy jeszcze drugą, taka samą!
Mnie się wydaje, że z tą pierzyna to jakaś propaganda….Idę się wykichać. I nawdychać tymianków.
Przeleciałem z kilometr do internetu w deszczu zacinającym. I tak się waham – jeszcze kilometr i będę w barze o którym z rana pisałem. Ale tam ciemno, żarówki energooszczędne ledwie światło dają. No i ten szynkwas z płyty przypominajacej cmentarne lastriko. W dali telewizor-sine barwy i gadające głowy plus ciągłe komentarze barmana: „Nakradli k….wa, pozamykać, w kajdanach wlec”. Facet ma silną potrzebę odwetu chyba za stanie godzinami za barem i otwieranie piwa. Czuję, że wybiorę opcję Lulka. Nie mam co prawda pierzyny ale kołdrę przykryję kocem z owczej wełny i nyny.
Dobranoc blogowicze (znów z kurami). Do jutra
Ps Alicjo, Ty się solidnie wysmarkaj i też pod kołdrę(pierzynę) Nie przejmuj się zatkanym nosem – niedotleniony organizm miewa ciekawe sny. Szukajmy pozytywów w niewesołej sytuacji
Pozdrawiam
ps.2 Pyro trzymaj się, pa
U mnie ciemno, zimno i dzdzyscie, ma padac snieg do samego dolu mojej doliny 🙁 Gor i tak nie widac, bo za chmurami. Dzis w ogrodzie zgrabialymi dlonmi wycinalam moje najpiekniejsze kapusty wloskie, najwieksza o srednicy moze 20 cm, kiedy jadaca konno dama pozdrowila zyczliwie i przyjaznie zagadala: „Co, juz tylko resztki sprzatnac i zima?” Resztki?! Alles ist relativ…
Z tego wszystkiego zebralo mi sie na eksperyment. Wyciagnelam z zamrazarki glowizne cieleca i gotuje mock turtle soup czyli podrobke zupy zolwiowej. Ostatnio robilam taka w latach 80-tych, nie pamietam juz, dlaczego nigdy wiecej? Po rozmrozeniu ta skora zdarta z cielecej twarzy bardzo mi przypomniala sceny z „Milczenia owiec”…
http://en.wikipedia.org/wiki/Mock_turtle_soup
O, takich filmów to nie oglądamy, nemo!
Z zasady. Straszyć to my, ale nie nas!
Witajcie rozdyskutowani !!
Dzisiaj jest rocznica wybuchu? ( czemu nie rozpoczęcia) rewolucji pażdziernikowej !!
Pewnie dlatego że kurz i dym po tym wybuchu opada do dzisiaj.
A więc: rewolucja jest jubilatem czy solenizantem. 🙂
Jeśli trzeba mogę być dzisiejszym…..już sam nie wiem czym???
Ale mogę być. Solenizantem. 😉
Bo jubilat to : http://www.youtube.com/watch?v=bCRImZjAXz0
nemo ma rację 🙂
To tak pięknie się układa. Trzydniówka: Sławek, Pan Lulek, Antek…rewolucja też!! kto następny?
Kto jutro?
Na zziębnięcie polecam wysmarowanie górnej części ciała, czyli piersi i pleców , olejkiem kamforowym.
Szczególne sny miewałem po takim smarowaniu. Kolorowe i ciekawe. Czy to skutek inhalacji kamforowych ??
Zdrowia życzę zakatarzonym!
Nogi do gorącej wody! Może z malinami?? Albo tymiankiem.
antek- 😆 😆
😆 🙂 🙂 🙂
Antek, super kronika! Wszystkiego najlepszego, Solenizancie! Ja mam nogi cieple, bo mam szczegolny dar (od Lulka):
Krzepe stad az do ksiezyca daje Lulka sliwowica!
Teraz ide sobie obejrzec zdesperowane kobity, a solenizantom i jubilatom zycze milego wieczor u:) A bientot!
Mogę polecić na przeziębienie jajecznicę i śmietanę? Sposób dowolny, może być do herbaty, do kawy i na „sucho”, np ubita, byle cukru mało-mało. Na ból gardła też niezawodne.
Pozdrawiam serdecznie, T.
Ja to mam dzień życzeń. Urodziny wnuczki Zuzi ( na szczęście 11 lat temu udało się ja ochronić przed dowcipnymi rodzicami, którzy chcieli dać jej na chrzcie Aurora), imieniny Antoniego (a też pewnie mógł nosić godne imię -Krążownik). I nic tylko składać życzenia i to dobre oraz szczere. Niech więc się święci czyli da zdrastwujet i Zuzannie i Antoniemu! Mimo, że za oknem plucha i ziąb!
Ale wiosna coraz bliżej.
Dziękuję, dziękuję….wszelkie serdeczności zawsze na mnie dobrze wpływają.:-)
One u nas nazywają się” Gotowe na wszystko”. Lubię….
Czy jest ktoś, kto nas czyta u bratanków, na Węgrzech??
Mam sprawę!!
Wiem , wiem! Pan Lulek ma powiązania!! Nemo była niedawno….
Ale może ktoś tam siedzi, czyta a nie odzywa się?
Proszę! Odezwij się!! Temat niekulinarny.
ssefer@neostrada.pl
Miłego wszystkim !
Miała wnuczka Zuzia szczęście….
Proszę ją od nas uściskać!!
11 lat……piękny wiek.
Dzięki Panie Piotrze!!
Solenizant a jubilat ? kiedy można którego użyć?
Solenizant to ktoś, kto ma danego dnia imieniny lub urodziny. Jubilat to ktoś, kto obchodzi jubileusz. Pięciolatek zdmuchujący świeczki na swoim torcie urodzinowym na pewno nie jest jubilatem. Nie są też jubilatami ani solenizantami górnicy w dniu 4 grudnia (Barbórka) ani nauczyciele w Dniu Edukacji Narodowej.
? Mirosław Bańko
O, dobrze, że nie Aurora Borealis, chociaż akurat piękne jest zjawisko!
U mnie bylo tak, że mówiono „Józuś”, a jak sie urodził, stwierdziłam, że Maciek i tak zostało. Chyba opowiadałam, jaka draka była z tym imieniem. Otóż jak dziecko poszło do szkoły, to tutejsi nie potrafili wymówić, najbliżej im było do „magic”, a potem wykuli ksywę „presto”, od prestigigator, ten magik.
Dlaczego mnie tak nazwaliście, zapytało dziecko. Były tez pretensje, że dlaczego do niego mówimy po polsku przy kolegach z podwórka. No jak to, patrzą na niego jak na nie wiadomo, kogo. Smieją się. I jeszcze jakaś rodzina polska się do tego bloku sprowadziła, i tam nagle na podwórku zaczepiła go niejaka Basia (tu przytaczam zapamietaną opowieść): i zagadała do mnie po polsku. A ja się zawstydziłem, i uciekłem w krzaki i tam sie schowałem, i zapłakałem (nie łżę, cytuję słowo w słowo, bo kto używa takich słów teraz, „zapłakałem”?), a potem wróciłem do niej i przemówiłem po polsku.”
I od tego czasu Maciek juz z pddwójnym obywatelstwem problemów nie miał , tym bardziej, ze Jerzor mu lekutko do głowy wbił – hej, zapytaj tych swoich kolegów na podwórku, w ilu językach rozmawiają?
Oj. Zadna tam smietana. Płukam solanką, bo juz mi nadojadło. A Fuj!
Zyczenia dla wnuczki Zuzanny!
Panie Piotrze, wnukom wszystkiego najlepszego, niech sie chowaja w zdrowiu (nie przed dziadkiem) i ciesza z fajnego dziadka i vice versa 🙂 Mam w rodzinie siostrzenice Zuzanne, jest juz dorosla. Aurora to piekne imie, trudne jednak do zdrabniania i nie do kazdego nazwiska pasuje, w Polsce na dodatek zle sie kojarzy, ale chyba tylko dziadkom 😉
Zdjęcia z wyprawy do Pana Lulka :
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/Austria2007
Wszystkiego Naj dla wnuczki!
Panie Piotrze, nastepnym razem prosze zadzwonic 905.272.7240, tbo ja nie bede sie zrywala w srodku tygodnia z lozeczka i do tego w srodku nocy po nic!
Buzia,
Lena
U nas tez siodmy grudnia jest obchodzony. Rocznica tego, jak zaczelismy sie uczyc, ze lepiej byc zandarmem w Iraku niz ofiara w Pearl Harbour. I ze kraj mozna przebudowac. Nawet bez pomocy poteznej polskiej armii. Za to – z Izba Wytrzezwien na czele. Antku, Twoj dokument jest znakomity. Juz zapomnialem o tych obrazkach.
Do tego listopadowo – grudniowego lapsusu dodam, ze otworzylem link do Kroniki od Antka czytajac adnotacje Misia „Zdjecia z wyprawy do Pana Lulka”. Kiedy spostrzeglem, ze delikwent nie za bardzo podobny do Pana Lulka – miesiace mi sie pokrecily… Za to Pan Lulek podobny do przyjaciela Gospodarza – Zaorskiego, tyz w sandalkach.
Czy ktos wie co sie dzieje z „Mieciowa” ? Od dawna jej nie bylo.
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/Wieden02112007
Okoniu,
zauważono nieobecność, podjęto odpowiednie kroki.
Misiu2, czy tam nie bylo gołych bab w tym Wiedniu czy co, same samce na cokołach?!
P.S.
Lena, czy Ty nie jesteś za wygodna?! Swoja drogą chcialabym widzieć/słyszeć Cię o drugiej w nocy wyrwanej ze snu przez Gospodarza, zadajacego trzy niewinne kulinarne pytania – i Twoje na nie odpowiedzi 🙂
Dzisiaj do wszystkich mam pretensje, a co. Chociaż wyobrażając sobie powyższe nawet się obśmiałam lekuchno. Z nosa Niagara, więc mam powody ważne i poważne. Ani spać, ani co 🙁