Napój bogów
To nie nektar ani ambrozja lecz herbata zasługuje na nazwę boskiego napoju. Cieszę się bardzo, że mam okazję by o tym pisać a nie tylko wino i wino. Nie będę powtarzał anegdot i historyjek sprzed pięciu tysięcy lat gdy to odkryto napar z liści herbacianego krzewu. O uważanym za świętego mnichu buddyjskim Bodhidharmie i cesarzu chińskim, którzy niezależnie od siebie (a właściwie tok historii zależy od tego kto ją snuje: Chińczyk czy Cejlończyk) wypili pierwsze łyki herbaty i wprowadzili je na stoły południowo-wschodniej Azji już rozmawialiśmy przed paroma miesiącami. Dziś więc będzie tylko o współczesności.
Jest w Warszawie rodzina, która na punkcie herbaty ma kompletnego bzika. Herbaciane szaleństwo, które opanowało dwa pokolenia Witomskich trwa już na tyle długo, że zdążyli oni zarazić nim spore grupy ludzi. W pewnym momencie i ja dołączyłem do nich. Wpadam co pewien czas do klubu herbaciarzy, który mieści się w Warszawie przy ul. Gałczyńskiego.
Raz po herbatę, innym razem po imbryczek lub inne naczynie, a jeszcze innym na spotkanie miłośników złotego napoju, by porozmawiać o przyjemnościach których on nam dostarcza. Spotkania takie odbywają się przy Kopernika dość regularnie a uczestniczą w nich słynni smakosze herbaty (i nie tylko) dziennikarze, pisarze, kiperzy?
Ostatnio Piotr Witomski – syn Tomasza szefa herbacianego klanu – wpadł na pomysł by zorganizować w Warszawie Dni Herbaty (przez cały miesiąc). Do uczestnictwa namówił Dilhan C. Fernando wybitnego kipera i plantatora z Cejlonu. I przez trzy dni Warszawa spowita była oparami herbaty. Odbywały się bowiem seminaria, panele, wspólne warsztaty kiperskie i zaparzanie napoju oraz gotowanie licznych dań, w skład których wchodziły liście bądź napar herbaciany.
Odbył się także konkurs czołówki młodych polskich barmanów popisujących się umiejętnościami używania herbaty do drinków alkoholowych i bez oraz napojów gorących i chłodzących także. W jury smakowym zasiadali specjaliści tej miary co pani Bandara wybitny kiper z Cejlonu, Bogdan Migas somelier, znawca win i herbaty ale także smakosz, Jacek Szczepański jeden z najlepszych polskich szefów kuchni i ja, który – jak sądzę z racji wieku i częstych publicznych opowieści herbacianych objąłem zaszczytne stanowiska przewodniczącego.
Mistrzostwa odbywały się w Fabryce Trzciny – najpopularniejszym dziś w Warszawie miejscu gromadzących smakoszy i ludzi kultury – i trwały ponad 14 godzin (z krótką przerwą na lunch) podczas których jurorzy zamknięci w odosobnieniu degustowali napoje przyrządzane przez anonimowych i tylko znanych nam z numeru zawodników oraz próbowali przekąski dobierane przez tychże barmanów do poszczególnych drinków i herbat.
Dla wyjaśnienia: degustacja polegała na wąchaniu, oglądaniu i płukaniu ust napojami, by w końcu wszystko wypluć i przepłukać usta przed kolejną próbą. Dzięki temu po całym dniu prób jurorzy byli całkowicie trzeźwi (część drinków była wszak alkoholowa) i? nawet wygłodniali.
Ocenialiśmy efektowność drinków czyli ich wygląd w pucharach i szklanicach, zapach, smak oraz fantazję barmanów czyli innowacyjne sposoby zastosowania herbaty i w napojach i w przekąskach.
Po podsumowaniu punktów przyznanych przez nasze jury oraz tzw. jury techniczne, które obserwowało występy zawodników za barem okazało się, że zwycięzcą został Paweł Klejbor z Hotelu Bryza w Juracie i on w nagrodę pojedzie na Cejlon czyli do królestwa herbaty. Wicemistrzem został Adam Hołoga z Hotelu Nest w Gnieźnie a trzecie miejsce zdobył Daniel Sójka z restauracji Król Kazimierz w Kazimierzu Dolnym. Leszek Machoń z restauracji Figaro w Radzionkowie otrzymał specjalną nagrodę publiczności i jury za niezwykłą sprawność i walory artystyczne występu za barem.
Teraz pora na parę uwag herbacianego smakosza. Na naszym blogu często różnimy się w kwestiach parzenia, a także doboru dań do różnych herbat. Tu różnice istotne dzielą zwolenników klasycznego parzenia angielskiego (ukłony dla Pani Heleny) od miłośników parzenia bliskowschodniego czy też mody (to moja specjalność) na picie esencji herbacianej nie ozwodnionej, nie słodzonej i pełnej goryczy i ostrych zapachów.
Nie wspomniałem, że konkurs organizowany był pod szyldem herbat Dilmah i tylko te piliśmy przez cały czas. Nie było to moje pierwsze spotkanie z tymi herbatami i po raz kolejny muszę przyznać, że to wyśmienite gatunki. Pijam je na przemian z preferowaną przeze mnie chińską Black Yunan i nie jestem w stanie wskazać zwycięzcy w tej konkurencji. Ale prawdę mówiąc nie ma takiej możliwości. Jednego dnia mam nieodpartą ochotę na Cejlon, a innego na Chiny. I na szczęście – dzięki takim ludziom jak Witomscy – mam możliwość wyboru. A moi rodacy mogą także uczestnicząc w Dniach Herbaty polubić ten boski napój i nauczyć się go pić. Dla przyjemności i dla zdrowia.
Herbata jest napojem najczęściej pitym na świecie tuż po wodzie. W dodatku napar herbaciany zawierając antyutleniacze i inne ważne składniki działa pozytywnie na ludzki organizm.
Po tej lekturze siorbnijmy sobie spory haust herbaty. Dla wyjaśnienia zaś: degustując napar fachowi kiperzy siorbią, chlipią i spluwają w końcu co jest nieeleganckie ale to wszystko dla Państwa dobra.
Fotografie pochodzą z witryny www.warszawskiedniherbaty.pl/
Komentarze
Pewnie, że herbatę dali nam bogowie. Osobiście lubię herbaty czarne, do zielonych nikt mnie jakoś nie może przekonać – tzn teoretycznie wiem, że zdrowe, stylowe itp, ale mi nie smakują i już. Nie przepadam także za aromatycznymi dodatkami do liści – jaśminem, imbirem, goździkami, kwiatem takim czy innym. Owszem, chętnie wypiję jakąś filiżankę ale nie jest to m o j a herbata. Właściwie lubię tylko dodatek gorzkiej pomarańczy typu el grey. I z ziemie kieliszek rumu (najchętniej biały Mexico Club). Kiedy człowiek przemarznie na nartach, sankach i naszych przystankach, to i herbatka po góralsku jest jak znalazł. Moja REyba robi w takim wypadku świetną herbatę irlandzką – cytryna ze skórką, w cytrynie upchniętych kilka goździków, a ten nabój zanurzony w dorącej herbacie pół na pół z whiskey. Na codzień oczywiście najlepsza jest świeża, mocna herbata solo – beZ niczego.
Teraz idę robić placek z wiśniami i skrobać ryby. Czekam dzisiaj na Alicję z osobą towarzyszącą. Mam tremę. Pa
Piotrze, przepraszam, ale od prywaty zacznę. Niestety wygrana przeze mnie prawie dwa tygodnie temu książka ” Cień wielkigo brata” nie dotarła jeszcze.
Herbata jest napojem moich poranków. Kawa nie aktywizuje mnie na tak długo. Lubię mocne napary, od kilku dni dodatkowo sięgam po imbir. W czasie ostatniej proszonej kolacji stłukł się nasz ulubiony imbryk- poszukiwania godnego zastępcy trwają.
Znowu robie za pierwszego w blogu.
W sensie pory dnia a nie jakosci naturalnie. W Wiedniu, bo gdziezby indziej lub inaczej w pierwszym Bezirku na za pleczu Ringu jest tez autentyczny herbaciarnia. Wejscie z ulicy ale i wygodna antresola. Mozna wypic i kupic najrozniejsze rodzaje herbaty. Doskonalej na rozgrzewke o tej porze roku. Poza tym herbate mozna uzywac jako podklad do najrozniejszych rodzajow grzanca. Apetyt robie sobie na Oktoberfest gdyz w sobote wyjezdzam w okolice Stuttgartu. Skoro zatem tam to i wypad na te swieto. Moze i do Monachium gdzie jako kelnerki pracuja dziewczyny z Austrii. Taka dobra zawodniczka potrafi uniesc 12 kufli, po szesc w reku.
Helena zaczyna rozrabiac w blogu. Powoli na calego. Znaczy juz ozdrowiala. Oby tak dalej.
Nadkatarzony
Pan Lulek
O herbacie tak jak o winie czy kawie można rozmawiać godzinami ,wszak towarzyszy nam codziennie. Nie wyobrażam sobie picia herbaty na wzór rosyjski czyli ze szklanki. Niestety stary rosyjski ceremoniał picia herbaty został u nas sprowadzony do zalania wrzątkiem byle czego w szklance lub kubku . Pół biedy gdy jest to dobra herbata liściasta ale coraz częściej dla wygody zalewane są torebki z zawartością przypominającą herbatę.
Niestety zalewanie herbaty w szklance jest marnowaniem nawet dobrych gatunków. Nigdy herbata zaparzana w ten sposób nie odda nawet części aromatu zapachu i magii , którą zawiera.
Zawsze piję herbatę a filiżankach zaparzaną w porcelanowym dzbanku. Od jakiegoś czasu dzbanek w którym przygotowuję napar po zalaniu herbaty wrzątkiem na trzy minuty ( nie więcej bo będzie gorzka) wstawiam do naczynia z wrzącą wodą . Przez ten zabieg wzrasta temperatura samego dzbanka , co pozwala na wydobycie ,nawet z tańszych gatunków, prawdziwego bukietu aromatu smaku i zapachu. Można też przed zalaniem i wsypaniem wyparzyć dzbanek wrzątkiem, lub jak to robi nasz szanowny gospodarz korzystać z podgrzewacza.
Przegralem z Pyra i Marialka.
Bardzo dobrze. Marialka, jaki imbryk do herbaty jest twoim marzeniem.
Co sadzisz o tych nowoczesnych urzadzeniach do parzenia herbat.
Moim zdaniem mowiac o herbatach wypada mowic o dwu rzeczach. Herbata jako liscie i dodatki oraz technika przyrzadzania. Kazdy ma inna. Ja na przyklad uzywam porcelanowego dzbanka o pojemnosc okolo jednego litra, ten sluzy do herbatek ziolowych i herbaty zielonej i drugi maly do herbaty czarnej. Czajniczki do herbaty plucze tylko zimna woda. Im starszy, tym lepszy.
Poza tym, co powiecie o, ze najlepsza herbata jest z autentycznego samowara z butem z cholewa do rozpalania ognia. Mialem takiego olbrzyma ale w trakcie moich wedrowek gdzies sie zadomowil i zapomnialem gdzie.
Herbaty. Temat jak rzeka
Wszystkiej nie wypijesz ale trzeb sie starac
Pan Lulek
Marialko,
to nasza wina. Koleżanka zajmująca się wysyłką była na dwutygodniowym urlopie i nikt jej nie zastąpił. Troszkę (ale tylko troszkę) pokrzyczałem i juz poszło. Książka będzie na Twojej półce lada moment. Przepraszam.
Lulku Drogi! Tym razem pewnie będzie wersja z podgrzewaczem. Z dodatków lubię migdały do herbaty zielonej.
W ogóle lubię herbatę zieloną, szczególnie jej ostrzejsze, bardziej garbnikowo-gorzkie odmiany. Mam natomiast spory dystans do czerwonej, czasami jej ziemisty posmak pasuje. Ale tylko czasami. Piłam już też taki okropnie aromatyzowany wynalazek jak herbata czerwona o smaku truskawkowo-śmietankowym ( niegodny polecenia), przeznaczony dla tych, których naturalny zapach odrzuca a piją celem odchudzenia ( się ).
Nie mowiąc już o tym, ze w odchudzanie poprzez spozywanie czegokolwiek nie jestem szczególnie wierząca. Nie praktykuję zatem.
Dla mnie temat „herbata” w blogu Pana Piotra jest zawsze miłym skojarzeniem, w nr 35 „Polityki” w 2006 roku wydrukowany został mój komentarz do wpisu Gospodarza „Srebrne igiełki dziesięciu tysięcy wiosen”.
Ja herbatę bardzo lubię, pijam ją właściwie codziennie.
Ale coś innego skojarzyło mi się z wpisem, jest to walka Sri Lanki o markę, o pozbycie się pośredników. Ja wiem, że popularnym w dalszym ciągu powiedzeniem jest, że najlepsze herbaty to angielskie, holenderskie. Kłania się XIX wiek. I bardzo się cieszę, że podnosi Pan do ust filiżankę z reklamą firmy „Dilmah”, trzeba ich propagować.
A jak napiszę, jaką herbatę najbardziej lubię, do gardła mi się rzucą natychmiast herbaciani fundamentaliści. Otóż dla mnie królową herbat jest herbata z … cytryną.
Piotrze, dziękuję! Cieszę się, że nie krzyczałeś bardzo. I cieszę się na książkę ( zwłaszcza z dedykacjami ), pilnie doniosę jak już dotrze. Dobrze, że nic się nie zgubiło i nagroda wciąż aktualna.
Za książkami wprost przepadam, D. twierdzi, że mam do nich stosunek zmysłowy. Kolejna biblioteczka w planach.
A teraz idę czytać dalej. Tylko wcześniej zrobię sobie… herbaty. Dobrze?
A… jeszcze coś mi się przypomina. Moja matka pija od czasu do czasu herbatę z plastrami kiwi. Taki ekwiwalent cytryny. Bardzo dobra.
Jedyna herbata, ktorej nie trawi to Lapsang Sushong, za to czerwona wprost uwielbiam i moge pic do wszystkiego. Z czarnych chwilowo panuje Lady Grey a zielona pije z jasminem. Owszem w czajniczu zaparzana, ale nie zawsze, czasem „jajko” laduje w kubku.
Przy czym przyjelam zasade wyznawana przez czesc Holendrow: Kawa rano, herbata po poludniu.
Najsmieszniejsze jest Torlinie, ze przez, niech policze 7 lat jak tu jestem, to nie zauwazylam jeszcze holenderskiej herbaty. Wiekszosc spoleczenstwa pija tutaj English Breakfast. Co nie zmienia faktu, ze sie z Toba w 100% zgadzam. Nalezy popierac „bezposrednich” sprzedawcow herbaty.
Panie Lulek!
To już raz pokazywałem, ale było to chyba przed pańskim na tym blogu pojawieniem się:
http://aszyszkiewicz.data.slu.se/samowar/
To mój wariant picia herbaty i mój (oczywiście) samowar a także niezbędne doń impoderabilia
Tfu! „niezbędne impoderabilia”
Bardzo państwa przepraszam, więcej nie bedę…
Placek już się upiekł, jaki będzie, jeszcze nie wiadomo. Golonki się gotują, kapusta za pół godziny jedna pójdzie do duszenia, druga przyprawiona na surówkę. Póki co przygotowałam ingrediencje do przystawek (wątróbki po żydowsku na kulkach, na szpadce, sałata jak szpinak Piotrowy z ostrym serem, malinami i winegretem, marynaty, świeże rzodkiewki). Takie przystawki to b.przydatne danie, bo można je potem zostawić na stole w charaktewrze zagryzki. W owocarkach kilka czerwonych jabłek, kilka gruszek, gałązka winorogrona i Wojtusiowe orzechy. W lodówce trzy czeskie piwa i butelka muskatu , reszta w bogato po Kórniku zaopaytrzonym barku. W naszym domu więcej się mówi niż pije, więc obfitość ta starczy na długo. Dla gości przygotowane suweniry – słoik wiśniowej konfitury i butla też wiśniowej nalewki. Nalewka będzie dobra ok Nowego Roku, więc na razie jest to prezent z opóźnionym zapłonem. To lecę dalej do kuchennej roboty.
Test:
kanał lewy: buuuuuuuuuuuuuuuuuuu
skoro jestem to mogę stukać
Witam Wszystkich
Piszę po raz pierwszy (ale od dłuższego czasu czytam ten cudowny blog 🙂 ), sprowokowana tematem artykułu Gospodarza.
Jak dotąd nikt nie napisał o herbatach japońskich, oczywiście zielonych…
Pije się je ” na gęsto, razem z fusami” w maleńkich czarkach o pojemności 2-3 „naszych” łyków..
Herbatę piję ‚od zawsze’ 🙂 Zaczynałam od herbat czarnych (najlepszy był Yunan sprzedawany w niebieskich pudełkach 50g – lata 60-te i 70-te…). Potem był dłuuuuuuuuuuugi okres herbat zielonych, ale aromatyzowanych (ukochane – earl grey i jaśminowa, ). W tm czasie zrezygnowałam z herbat czarnych, bo…. nie gasiły już pragnienia, a zielone i owszem.
Teraz piję pu-erhy, ale też aromatyzowane (nie czuje się ziemistego posmaku tej herbaty) z ulubionym earl greyem na czele… Lubię też aromat japońskiej wiśni, pomarańczy, imbiru, cynamonu… truskawka jest za słodka do tego rodzaju herbaty. Co do jej walorów odchudzających – należy pić przynajmniej 0,5 l dziennie (piję ponad litr) ; po wielu miesiącach picia – może nie chudnę, ale też nie przytywam, co jest dla mnie o tyle istotne, że od kilkunastu lat mam problemy z chudnięciem…
Wrócę jeszcze do naczynia herbacianego – moim zdaniem najbardziej aromatyczna jest herbata w „skorupie” – grubej , pokrytej emalią na wzór japoński. Herbata w szklance jest bez smaku. Nie smakuje mi też herbata w filiżance z cienkiej porcelany….
Piłabym tylko herbatę japońską; chociaż nie jest aromatyzowana, wspaniale gasi moje pragnienie. Niestety, jej cena nie jest na moją emerycką kieszeń..:((
Pozdrawiam Wszystkich bardzo serdecznie
W 18. wieku król szwedzki Gustaw III ułaskawił parę bliźniaków skazanych na śmierć. Warunkiem ułaskawienia było picie trzy razy dziennie dużej czaszy herbaty przez jednego. Drugi otrzymywał taka sama ilosc kawy. Pijacy herbatę odszedł w kosmos pierwszy w biblijnym wieku 83 lat. Królewscy lekarze orzekli iż kawa jest mniej szkodliwa od herbaty.
Jest jedna taka która nazywa się Lynn Bianchi. Strzela foty. Akcja jej obrazów to fascynacje kulinarne. Utrzymane są w marzycielskim tonie i przedstawiają dziewczyny pijące herbatę i nie tylko…..
http://www.museokendamy.com/bianchi/lbianchi1.html
inne równie ciekawe foty można obejrzeć tu:
http://www.lynnbianchi.com/
popijają i się pewnie odchudzają
Arkadius
Ty nam byle czego nie podsyłaj i nie rób z blogu śmietnika.
Zdjęcia marne , idea poniżej krytyki. Czym by tu się jeszcze odróżnić?
Andrzej Szyszkiewicz !
To jest wlasnie to co w zyciu bezpowrotnie stracilem. Na poczatku uzywalem obydwa sapogi a potem tylko jeden, z lewej nogi. Z lewej dlatego, ze jak sie kupuje sapogi to trzeba umyc przynajmniej jedna noge. Ja umylem lewa. Na tak swiezo umyta noge owija sie onucke. Onucki moga byc z roznego materialu. Podobno bywaly z bojowych sztandarow ale to podczas Rewolucji Pazdziernikowej. Za moich czasow najlepsza byla flanela ze starych koszul wycofanych ze sluzby. Na tak przygotowana noge wciagana sie but. Musial wchodzic optymalnie. Niebyt luzna, bo wtedy onuczki zsuwaly sie w Palce i niezbyt ciasno bo pil w noge. Po dokonaniu zakupu butow trzeba bylo je obowiazkowo opic zeby nie pily w nogi. Do samowara najlepsze byly juz chodzone zeby cholewa nie byla zbyt twarda. Stan zelowek nie odgrywal zasadniczej roli. Podobno bywali barbarzyncy ktorzy uzywali tak zwanych oficerek ze sztywnymi cholewami. No ale zboczencow nigdy na tym swiecie nie brakowalo.
Szklanka ktora pokazales spelnia moim zdaniem podstawowe standardy ale pochodzi z tak zwanych nizszych sfer ktorych nie stac bylo na porcelane. Do herbaty podawano cukier w glowach. Czasami z rozmyslem rafinowany na kolor brazowy oraz konfitury. Podkreskam konfitury a nie jakies tam powidla nie mowiac o marmoladzie. Bywaly na przegryzke ciasteczka. Cleb, wedlug znanych mi obyczajow, podawano do wrzacej wody. Nazywalo sie to kipiatok i pito go kiedy juz nie bylo nikoga stac na herbate czyli czaj.
Potem pogubilem wszystko. Najpierw but prawy, potem gdzies zawieruszyl sie samowar i but lewy. Juz zreszta niepotrzebny. Wracajac jednak do zastawy. Pamietam picie z porcelanowych czaszek. W zebach trzymalo sie kawalek odrabanego z glowy cukru i siorbalo sie goraca herbate. Trzeba bylo glosno siorbac, zeby wdychac caly aromat, nie poparzyc warg i nie polknac tego curku. Do tego te slodkosci i opowiesci ludzi bywalych ktorzy z niejednego pieca chleb jedli.
Skoro herbata to i oczywiscie grog marynarski. To jednak inny swiat i nie na ten wpis.
Na obiad natomiast cos wlasnego przepisu. Makaronowe rozki ugotowane w malej ilosci wody. Gotowac az kluseczki beda miekkie a woda prawie w calosci sie wygotuje. Na talerzu posypane cynamonem, cukrem pudrem i makiem. Talerz plaski. Nie mieszac tylko zjadac od brzegow do srodka. Do popicia mocny gorzka czarna herbata.
O historii grogowej potem a tymczasem lekka drzemka
Pan Lulek
Do Misia 2 – daj spokój. Ponoć mężczyxni dorastają w różnym wieku. Niektórym i wyłysiały co nie co kucyk dorosnąć nie pozwala. Pana Lulka opowieść, jak zwykle barwna i zabawna. Najlepszy opis picia rosyjskiej herbaty znalazłam swego czasu w powieści Czernyszewskiego „Co robić” Panna latami marzyła, żeby pić dobrą herbatę i to ze śmietanką. Kiedy już małżonek razem z nią zarobił na dobra herbatę, samowar, śmietanke i służbę, piła napój dziwny, bo w połowie z tej śmietanki sie składający. Lepiej jednak po latach marzeń nie realizować, bo nie ma już tych młodych ludzi, którzy marzyli, a my mamy już inne gusta, niźli oni. Tu sobie przypominam swoje pożądania kulinarne sprzed lat i w żadnym wypadku nie mam zamiaru ich spełniać, bo wyobrażcie sobie zestaw – dużo czekolady, dużo pomarańcz, kilka pudełek sardynek w oliwie, butelka słodkiego wina i duży kieliszek porterówki (Tato odebrał 10- latce ukradkiem nalany kieliszek i zrobił dłuższy wykład). Nie pamiętam czy było tam coś więcej ale od samego opisu można dostać niestrawności.
Tak, zgadzam sie z Panem Piotrem, ze Dilmah jest dobra herbata, ktora czasem kupuje. Dla mnie nieslychanie wazne jest jeszcze cos innego. Dilmah nalezy do Federacji Sprawiedliwego Handlu – FTF, co znaczy, ze dba o to by rolnicy na plantacjach herbaty otrzymywali uczciwe wynagrodzenie, mieszkali w godziwych warunkach, mieli zapewnione podstawowa opieke zdrowotna i po wysludze lat – emeryture.
Ta herbata jest w zwiazku z tym nieco drozsza niz inne. I tak byc powinno. Lece do szpitala, zajrze pod wieczor.
O, tak! Herbata to boski napój! Ja najchętniej pijam Yunan, ale mam też w domu Dilmah, bo to ulubiona mojej młodszej siostry.
Parzę w imbryku. Najpierw zalewam listki odrobiną wrzątku, a po trzech minutach dolewam wrzątku do pełna. Każdy robi sobie taką mocną, jak lubi.
Tylko w porcelanowych filiżankach, z kubka mi nie smakuje.
Próbowałam parzyć w tych „wynalazkach” szklanych, ale smakuje jakby gorzej moim zdaniem.
Smacznego dnia wszystkim.
Alicja i Jerzor w drodze do Poznania. Przy pożegnaniu stwierdziłyśmy, że nie nagadałyśmy się wcale i podziękowałyśmy twórcy Skypea, kimkolwiek jest.
po wysiorbaniu szóstej filiżanki herbaty lub trzeciej filiżanki kawy /w przypadku gdy obydwa napoje pite są bez % dodatków/ zaczyna klekotać mi pompka, paluszki nie trafiają w klawisze i ogólnie mam problemy żołądkowe, no i jest … w plecy.
Teraz i od Mis 2. uwagi przekażę autorce zdjęć. przypuszczam jednak, ze opinia ta artystki nie podłamie, mnie tudzież.
Ale na szczęście są napoje które zawierają od 4.7 do 5.0 % alk i po których te dolegliwości odchodzą w zapomnienie, jak po dotknięciu czarodziejskiej różdżki. A i przy tym nie słychać siorbania i to bez różnicy czy ciągnie się z gwinta czy pije z kufla. Jedyny mankament to prowadzenie po tym auta. Ale bez /auta/ można się czasami obyć.
Państwo Adamczewscy zabawili się dla mnie w św. Mikołaja! Dziękuję za grzyby, wielkie serce i książeczki Basi. Niezmiernie cenię sobie ten dar. Tym sposobem zapasem, jaki zgromadziłam w domu, mogę piodzielić się z zamorskimi naszymi przyjaciółmi. Tak działa łańcuszek ludzi najserdeczniejszych – smakoszy. Jeszcze raz dziękuję i proszę przekazać wielkie dzięki Żonie.
Grog jak sama nazwa wskazuje wynalazl angielski admiral noszacy przez przypadek to samo nazwisko. Z pozoru grog niema nic wspolnego z herbata. We flocie angielskiej podawano marynarzom napoj skladajacy sie z mocnego napitku typu rum, arak lub weingeist, taki rodzaj bimbru pedzony w krajach gdzie jest wino, goracej wody i cukru. Zaleznie od stopnia na pokladzie i aktualnych zaslug, marynarz dostawal mniej albo wiecej wody. Cukier byl podobno ogolnie dostepny. I gdzie tu herbata. Ano wlasnie, ze bywala.
W polskiej flocie handlowej pod bandera PLO plywal stary statek. Niezbyt duzy zaledwie kilka tysiecy ton. Nazwy nie podam. Jak nemo wroci z wojazy to mozecie ja zapytac. Ona wie wszystko. Byla to stara zasluzona trojca. Statek, Kapitan i Steward. Razem przeplywali cala Druga Wojne Swiatowa. Wstepujac na wody boju juz byli nieco leciwi. Statek byl wolniutki robil zaledwie kilka wezlow. Tak powolniutki, ze nie utrzymywal predkosci konwojow i zawsze pozostawal w tyle. Tyle, ze czasami z konwoju resztki docieraly do Murmanska a on z tylu zbieral, niestety czesto topielcow ale bywalo, ze i zyjacych. Niemcy nigdy go nie storpedowali. Widocznie zalowali torpedy. Albo nie wcelowywali i tak zostalo. Turlal sie po Morzu Polnocnym i Atlantyku. Doszlo do tego, ze Anglicy ladowali specjalnie wazne ladunki na ten szczesliy statek bo wiadomo bylo, ze on i tak doplynie. Raz zaokretowal sie na statku jakis wazny brytyjski oficer udajacy sie z wazna misja i mnostwem jakiejs aparatury. Na poczatku rejsu, kiedy caly konwoj uciekl juz daleko, wdal sie w rozmowe z kapitanem. Pogoda byla piekna. Widocznosc na wiele mil. Tylko torpedowac. Ten Brytyjczyk powiedzial kapitanowi, ze zdradzi mu sekret dobrego grogu. Sekret byl nastepujacy. Wzial duza szklanice goracej herbaty, kilka kopiastych lyzek cukru, wymieszal. popatrzel przez reling na kapitanskim mostku i chlusnal wszystko za burte. Potem wlal znowu pelna szklanke rumu i wypil jednym ciagiem za pomyslnosc rejsu. Rejs byl jak zwykle pomyslny. Od tego czasu kapitan pijal grog ale z herbata w proporcjach pol na pol. Ja tez sie tego nauczylem, kiedy statek przychodzil do stoczni na doroczny przeglad. Bylem poczatkujacym budowniczym i zawsze dostawalem rozne najstarsze statki. Inni prominenci zawodu zalapywali sie na sama nowoczesnosc. Kapitan i steward wprowadzili zwyczaj pijania po poludniu herbaty na angielski obyczaj. Piekielnie mocny napoj z mlekiem i do tego kanapki. Five o clock. Jako wyjatek otrzymywalem do tej herbaty rum zamiast mleka. Tez smakowalo. Ten kapitan mial jakies przywileje u armatora pozostale jeszcze z wojennych czasow. Po przejsciu na emeryture prowadzili ze stewardem w Gdansku nad Motlawa chinska restauracje z bardzo dobra kuchnia. Jak bede w Gdansku zobacze, czy ta restauracja jeszcze istnieje.
Tak, tak. Grog robiony na herbacie to jest to co lubia tygrysy.
Caly w nerwach i przygotowania na wyjazd do Bawarii i Badenii Wirtenbergii na Oktoberfest. Wroce, sprawozdam. Do konca tygodnia jeszcze troche czasu. Na cale szczescie.
W handlu wystartowaly gesi w wariancie swieze i mrozone. Rozmiary zwierzat od 2,8 do 4,2 kilograma. Po przezarciu gesina, dobrze z rana nastepnego dnia wypic duza porcje gorzkiej, mocnej herbaty.
Zawsze to robi
Pan Lulek
A jak sobie, jak mawiaja tubylcy, zaklne w kosciele i powiem, ze ja wole kawe(pomijajac plujke) od herbaty.
Panie Piotrze, jeszcze raz dziękujemy, że zgodził się Pan zostać naszym jurorem smakowym i przewodniczącym jury. Wiemy, że nie było łatwo (cały dzień ciężkiej pracy, burzliwe narady i obrady sędziów), ale m.in. dzięki Panu wszystko się udało, wygrał najlepszy i nikt nie miał wątpliwości, że werdykt był słuszny! Jeszcze jedno: był Pan wymarzonym przewodniczącym jury nie tylko dlatego, że ma Pan – jak my wszyscy w Dilmah – „bzika na punkcie herbaty”, nie tylko „z racji wieku i częstych publicznych opowieści herbacianych”, ale przede wszystkim dlatego, że ma Pan słynne kulinarne podniebienie, które może być obiektem zazdrości wielu herbacianych smakoszy. Do zobaczenia Panie Piotrze na najbliższym spotkaniu Panelu Degustacyjnego.
Witajcie
Ostatnio zasmakowała mi herbata o nazwie „Rosyjski Karawan”, którą dostałem z Londynu. Herbata jak nazwa wskazuje jest czarna (karawan) i mocna jak diabli (rosyjski). Gdy ją wieczorami popijałem wróciły wspomnienia sprzed lat. W roku 1981 uczestniczyłem w trzytygodniowym strajku na uniwersytecie. Trzy tygodnie to cholernie długo – w brydża nie grałem, do romansowania nie było warunków, prohibicja więc nudziłem się jak mops. Ale okazało się, że jeden z kolegów studiujący resocjalizację odbywał praktykę studencką w więzieniu w Wołowie. Od recydywy nauczył się tam parzenia więziennego czaju. Zmontował z byle czego sprytną grzałkę i zaparzył z opakowania herbaty „Popularna” niezły czaj. Oj niezły! Myślałem, że po tym specyfiku zejdę z ziemskiego padołu. Najpierw wrażenie lekkości, potem obłędne bicie serca a na koniec mdłości okrutne ( teina z herbaty działa wymiotnie). Muszę przyznać, że końcówka była wyjątkowo paskudna. Wniosek z tego taki, że należy zwracać uwagę na jakość wypijanych napojów. „Rosyjski karawan” mimo, że niewiele słabszy nie wywołuje takich zdrowotnych perturbacji jak ekstrakt z byle czego tj.”Popularnej” z mrocznych lat osiemdziesiątych. I to jest prawdziwy skok cywilizacyjny!!!
Pozdrawiam serdecznie
Herbaty można używać również do wędzenia (!)
Do patelni typu „wok” wyłożonej aluminiową folią sypie się mieszankę (po równo) ryżu, cukru i herbaty lapsang suchong. Warstwa na ok 1 cm. Po podgrzaniu na niezbyt silnym ogniu zacznie się dymić.
Nad tym dymem i pod szczelną pokrywką (do uszczelnienia można użyć folii) na kratce położyć na przykład kurczaka uprzednio przyprawionego albo zmarynowanego. Może być również kaczka.
Do popicia oczywiście herbata.
Witajcie!!
Chce jeszcze wrocic do poprzedniego wpisu i podziekowac za super sugestie Slawkowi 😆 Wlasnie „preparuje” zjadliwa rakiete!!
A mt7-czki paroweczki czekaja na swoja kolej 🙂
Jesli czasu wystarczy zagladne pozniej.Tymczasem pozdrawiam,hej!
Obszerny wpis o herbacie w Azji i w Rosji dalem 2006-8-21 o 17.06 w „Srebrne igielki 10000 wiosen”. Pod samowarami Andrzeja Szyszkiewicza powinien byc cytat z Dostojewskiego „…a prisluga w seniah sapogom zavodila samowar”. Mam dwa oryginalne rosyjskie samowary, jeden z wykladzina z kolorowej porcelany z recznie malowanymi portretami kilku carow. Teraz robia je i na rure pod wegiel drzewny, i elektryczny. Stoja, nikt nie uzywa, bo zachodu z tym co nie miara, zwlaszcza z ta rura na wegiel. A cukier w glowach, rabany, skonczyl sie bardzo dawno temu, po rewolucji, jak mi mowili. „W prikusku” tez juz nie pija, moze gdzies w delekiej Syberii, dla tradycji. Ozdobne samowary robila fabryka w Leningradzie „Krasnoe Znamija”, juz ich nie ma. Relikty, ta herbata i samowary w Rosji.
Misiu,
W Rosji picie ze szklanki nie jest takie zle, bo szklanka stoi „w podstakannike”, bardzo ozdobnym, a jesli srebrnym to bardzo drogim, ale kupic mozesz wszedzie. Tradycyjne picie bylo „iz bliudeczka”, ze spodeczka trzymanego na trzech palcach, a glosne siorbanie chronilo przed oparzeniem. W XIX wieku ich ziemianin siadywal w letnie upaly na krzeselku, ktore mu wraz ze stolikiem, samowarem i wszystkim przynaleznym sluzba stawiala w „ruczeike” – strumieniu kolo domu, moczyl dolne partie cialka, a gorne grzal herbatka – pot chlodzil. Co tu gadac…chyba zebysmy za Ural pojechali…pokazalbym Ci Rosje. I osade Zlotoustie, gdzie do dzis robia ikony i pejzaze na stalowych plytkach, grawerujac i pokrywajac bardzo cienka warstwa zlota.
Mniemam, ze znow przywiozles piekna porcelane. Siedzisz i sie gapisz na swoje skarby. No, i bardzo dobrze.
Witam wszystkich,
Uwielbiam herbatę, najbardziej czarną np Yunan lub Dilmah, a czasemi mam nastoj na troche araomatu np Earl Grey. Zielone mi nie podchodza chyba że w japońskiej restauracji po sushi, wtedy zielona herbata jest jagby dopełnieniem konkretnego smaku. Herbata w zasadzie w cieńkiej filażance, choc czasami może byc w kubku np z cytryną , sokiem malinowym , lub odrobiną mleka, Kubeczkow mam różnych sporo i zawsze dobieram kubek do nasrtoju, cho sa to wybory raczej intuicyjne.
Mój ojciec wschodnim zwyczajem pije herbatę b. mocna i zawsze w szklance osadzonej w specjlnym srebrym koszyczku.
Parzymy w dzbanku, mamy tez specjalne kołderke , a nawet kilka, ktore trzymają herbaciane ciepło. Muszę się jednak przyznac ze skrucha że zdarza nam sie parzyc w dzbanku zwykłe „szczury”, a nie jak Pan Bóg przykazał herbaciane liście. Rozmawialiśmy kiedyś o tym z moim M i przypomnieliśmy sobie że w stanie wojennym, kiedy dobra herbata była rarytasem, nigdy ale to nigdy nie zaparzylibyśmy herbacianej torebki. Pamietam, że herbata to była chyba jedyna rzecz jaka kupowałam regularnie w Pewexie, uprzednio kupując dolary lub tzw bony (pamietacie!?) u cinkciarzy przed sklepem. Dobra herbata w tamtych czasach to był wspaniały prezent od tych którzy przyjeżdżali z Zachodu.
Alicja z Jerzorem byli i wybyli. Czekałam gdzieś od 14.00 Wrocławia mieli o 11.oo wyjechać. To tyklko 200 km. Dojechali ok 16.00. Ciemność teraz wcześnie zapada, więc pan Mąż się spieszył. W każdym bądź razie ode mnie wyjechali żywi i zdrowi.
Herbate dali nam bogowie ? A ja myslalem, ze „Starsi Panowie”….
Najbardziej lubie rosyjski sposob parzenia czaju:
trzymana w buzi zwyczajowa porcje herbaty zalac wrzatkiem z samowaru. Poczekac az sie zaparzy i pic powoli.
Czy moze ktos mi poradzic, gdzie mozna kupic dobra herbate w Stanach?
Probowalam w chinskich supermarketach, w firmach wysylkowych, w specjalnym tajwanskim sklepie „na wage” – i albo to ‚nie to”, albo prawdopodobnie za dlugo w owym sklepie lezalo; nie zawsze podana jest data „przydatnosci” . Jaka ona zreszta powinna byc?
A co Panswo myslicie o zeliwnych imbryczkach do zaparzania herbaty? Bardzo ladne, bardzo ciezkie, ale?
Żeliwny imbryczek? Muszę przyznać, że nigdy nie słyszałam. Kucharko, masz taki? I jak?
>Jacobsky godz.17:34
Acha!
Teraz już rozumiem,co znaczy wyparzona,lub niewyparzona,gęba! 😀
barwy herbaty różanej w Miami wykorzystał tym razem Spencer Tunick. bywał już na tym blogu wielokrotnie. Tym razem jeszcze cieple foty:
http://www.swol.de/wm?catId=12148030&origArtId=12304469&offset=0
ale to tylko dla tych którzy się po tym nie gotują
Nirrod!
Aktualnie to pewnie masz rację, ale jak sobie człowiek przypomni działalność Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej…
Najlepsze herbaty kupowalo i kupuje sie oczywiscie w Hamburgu.
Tylko nie kazdy umie kupowac.
Najlepsze zeliwo w postaci patelni, garnkow i oczywiscie czajniczkow pochodzi z Uralu, byly do kupienia w Nowosybirsku.
Metoda Jacobskyego zapewne wspaniala jesli ma sie niewyparzona gebe.
Glowy cukru mozna kupic u nas bez klopotu. W ogole to jest kilkadziesiat rodzajow i odmian cukru. Ja bardzo lubie brunatny w postaci duzych krysztalow.
Smacznego
Pan Lulek
Kucharka: zeliwny japonski imbryczek jest genialna rzecza. Marzylam o takim od lat, kiedy zobaczylam taki po raz pierwszy u mojej przyjaciolki Renaty, ktora byla wtedy w Kalifornii sekretarzem Cz. Milosza, ze 25 lat temu..
Wiele lat taki imbryk za mna chodzil, ale byly pne potwornie drogie – 45 funtow w Londynie. Az raptem ze trzy lata temu zobaczylam taki na Florydzie w jednym z tych tanich sklepow – Costam Maxx. 20 dolarow i ciezki jak diabli. Kupilam.Przydzwigalam do UK. Uzywam go codzinnie pamietajac o tym by po przeplukaniu osuszyc na gazie, zeby nie zardzewial.. Przed wlozeniem herbaty do siteczka w srodku, podgrzewam imbryk i dopiero wtedy zalewam wrzatkiem. Trzyma cieplo zankomicie. Renata, ktora mieszka obecnie w Gdyni, tez go ma do dzis i pewnie zapisze spadkobiercom.
Bardzo namawiam.
A herbate maja bardzo dobra u Bloomingdale’a.
Rozmawialiśmy ze Sławkiem troszkę i na koniec o herbatach afrykańskich. Rudy przywiózł z RPA herbatę czerwoną i podobno jest wspaniała. Mój sąsiad przywoził z misji w Ruandzie znakomitą jedną z najlepszych herbat jakie piłem. Rośnie powyżej 1200 metrów ma dużo deszczu i dobrą glebę . Smakuje jak żadna inna. Jedyny problem to brak reklamy i możliwości przebicia się na międzynarodowych rynkach. Wielka szkoda…
Z RPA? A to nie przez przypadek Rooibos? Rozniacy sie zasadniczo od chinskiej czerwonej herbaty oolong. Tez zreszta smaczny.
A co do VOC to owszem herbate tez przywozili, ale z tych czasow (pelnych rowniez przypraw i korzeni), to juz niewiele zostalo, podobno zawinily szkoly dla gospodyn domowych. Tak czy inaczej oplywanie w kulinarne dostatki widac juz tylko na obrazach holenderskich mistrzow.
Miło powitać nową blogowiczkę, Hartje.
Ciekawa jestem jak wspaniały obiad na cześć Alicji i Jerzego się powiódł ale Pyra pewnie czeka na swoją kolej przy maszynie.
Jutro wybieram się na zakupy- zorientuję się w kwestii kasztanów i obejrzę herbaty w sklepie egzotycznym ( no dobrze, nie tylko obejrzę). I wyprodukuję jadłospis całotygodniowy. Szczyt gospodarności.
Rooibos, slynna „bush tea”, ktora nieustannie pija Mma Ramotswe, Mma Makutsi, Rra L.B.J Matekoni – maz Mma Ramotswe. I wszyscy inni w Botswanie, choc Mma Makutsi raz sie zbuntowala i kupila sobie czarna herbate, ale kiedy przeszla jej zlosc na Mma Ramotswe, to powrocila do tradycyjnej bush tea.
Rooibos pije czesto, kiedy boje sie, ze po zwyklej nie bede dobrze spala. A po bush tea – jak dziecie. Ma jeszcze wiecej antyutleniaczy niz herbaty „normalne”. Takze zaparzam w podgrzanym na gazie imbryku zeliwnym. Jest naprawde smaczna i ma cudowny kolor. Zamiast tizanki na wieczor – bush tea.
Misiu, Rudy wlasnie wrocil z roboty i pyta o dokladna nazwe tej herbaty z Rwandy, bo sie nieco pomieszalo, tej czerwonej z Chin nie znaju, a tu Nirrod zapowiada, ze sa tez, oj Rudy klapie obok, ze wszystkie maja racje, ja tam w RPA nie bylem,…wiec to z RPA nie ma wiele wspolnego z herbata, po prostu herbata nie bedac ( dla mnie i tak b. dobre ), okazuje sie, ze Nirrod wie dobrze, to jest to, o czym Helena mowi: rooibos, bede polowal na te z Chin
czesc hartje, milo nam, ze jestes, nowa twarz, nowe smaki, inch Allah, bez ladunkow innych, niz emocjonalne
Herbata z Ruandy nie ma jakiejś specjalnej nazwy. Sąsiad przywoził dwa rodzaje: droższą i tańszą 🙂
To sie nazywa Rooibos albo Redbush Tea i ta ktora jest w sprzedazy u nas jest sprowadzana z RPA. Najlepsza jest „organiczna” czyli z uprawy ekologicznej. Bardzo dobra, takze mrozona, z lodowki, z kostkami lodu . Zaparzac 3-5 minut.
Witajcie, jestem jak zwykle spóżniony …
Podsumowując: czerwona z Afryki to Rooibos – herbata z czerwonokrzewu, te z RPA mogą mieć certyfikat Sprawiedliwego Handlu. Pisała o nim Helena.
czerwona z Chin to Pu -erh – herbata o zapachu błota- pochodzi z tej samej rośliny co herbata czarna, przechodzi tylko inny proces fermentacji.
Poszukując kiedyś tam dawno, czerwonej trafiłem na tą z Afryki. Ale celem była ta chińska. Piję ją już kilka lat. Parzę prymitywnie, w kubku : jeśli mam prasowaną to jedna kostka, jeśli sypaną -jedna łyżeczka. Bez cukru. Herbata z cukrem mi nie smakuje.Chyba że z cytryną- wtedy musi być cukier…
Marialce – kasztany,chyba świeże w hermerycznym opakowaniu widziałem w wa-wskim Leclercu – tam gdzie ważą owoce i warzywa. Więc może i w Poznaniu?
Czy ktoś wie co się stało z „Mamą Natana” – ona tak fajnie potrafiła godać po śląsku!!
Sawrasow!
Ten wykrzyknik niezrozumialy, to z innego blogu, sorry.
Bry wieczór,
melduję się posłusznie, dotarliśmy ok. 20-tej. Golonę u Pyry wrąbałam z wielkim zadowoleniem, a pan J. spoglądał na mnie spod oka, że jak to można, przecież to takie tłuste. Tłuszczu nie jadlam, a mięsko było pyszne! Pan J. zajadał halibuta i chwalił. Nie spróbowałam surówki, bo już nie miałam miejsca, ale przed golonką skubnęłam to i owo z przystawek. Popijałyśmy golonkę czeskim piwem, które Młoda Pyra przytargała z Czech. Chyba nie muszę mówić, że wszystko było pyszne, jak to u Pyry (pamiętacie Pyry bigos, zjazdowicze? No właśnie!). Ilustracje po powrocie do Kanady.
Herbata – nie tylko rodzaj, sposób parzenia i w czym, ale WODA!
Najlepszą herbatę piłam u Alsy, bo raz, że gatunek dobry, a po drugie dobra woda, filtrowana, bez tego we Wrocławiu się nie da zrobić dobrej herbaty. Z łezką w oku wspominam Herbaciarnię Herbową we Wrocławiu, była bardzo stylowa i podawano tam niezłe herbaty. A czasem nawet Fulla Wrocławskiego. Niestety, już dawno po herbaciarni.
Moja ulubiona to czarna chińska lub cejlońska.U Alsy była cejlońska, z gałązki tylko dwa pierwsze listki były zbierane do suszenia, objaśniał nam pan domu. Pijam też rooibos, jak mi dziecko przywiezie, bo on w zasadzie nic innego nie pija, tylko tę herbatę. Kiedyś pijał zieloną, ale mu przeszło. Co do zielonej, mnie smakuje jak zaparzone siano albo jakoś tak. Nie podchodzi.
Z braku porcelany może być cienkie szkło, ale kubasy stanowczo nie, żeby nie wiem jak dobra była herbata, nie smakuje i już.
Jeszcze tylko dodam, że serdecznie dziekujemy Pyrze za gościnę, biedna Pyra chyba nie będzie dzisiaj dopuszczona do komputera, bo młoda Pyra sprawdza prace – i zdaje się, że czeka ją nocna zmiana, tyle tego jest!
Pozdrowienia dla wszystkich i powitania dla nowych blogowiczów!
P.S. Zapomniałam dodać, że dla mnie herbata ma być mocna i bez cukru!
To i ja opowiem anegdote o herbacie.
Wiele lat temu (rok 1979) udalo mi sie psim swedem wjechac do Polski via Francja. W charakterze Wegierki. Mialam 6 dni, scigala mnie bezpieka, a ja krazylam po dysydentach i robilam z nimi wywiady. Z niejednym znalismy sie dobrze telefonicznie. No i najwiekszy z nich – Jacek Kuron, z ktorym regularnie rozmawialam przez telefon. Przychodze do niego, bardzo oniesmielona. Pan Jacek i pani Gajka, jego zona, przyjmuja mnie serdecznie, jak to oni i natychmiast proponuja herbate.
-Mocna czy srednia? – pyta Kuron.
– Srednia poprosze – mowie.
Pan Jacek idzie do kuchni i po chwili wraca z dwoma kubkami: – Srednia dla ciebie – mowi.
Jestem tak oniesmielona, ze nawet nie spojrzalam co jest w kubku, tylko od razu lyknelam.
Mowie Wam, ze takiej herbaty to ja w zyciu nie pilam. Ta srednia byla tak gesta, ze mozna w niej bylo postawic lyzeczke na sztorc. Nie mrugnelam.
Mowie do niego: – Panie Jacku, ja tak strasznie dawno pragnelam z panem sie spotkac, ze nie wiem nawet od czego zaczac….
– Sa dwa wazne pytania – odpowiada Kuron tym swoim lagodnym wyrozumialym tonem. – Jedno jest „co slychac?”, a drugie „jak zyc?”.
– No to zacznijmy od „co slychac?”, powiedzialam i wlaczylam mikrofon. Dalej wywiad juz poszedl jak z platka.
Ale zostalo mi to na wiele lat. Ilekroc przygotowuje sie do wywiadu, powtarzam sobie w duchu: po pierwsze – co slychac? Po drugie – jak zyc?
Helena, jestes bardziej niz ujmujaca, opowiadaj czesciej, takie „szczegoly”, toz to smakuje lepiej, niz najlepsza herbata, wyraznie wracasz do formy, mocno mnie- Nas, to cieszy,
z pozdrowieniami, od takiego tam, co dalej lubi ryby
a jesli juz o herbacie ma byc, to wyczytalem nie dawno ksiazke o chlopakach z Okinawy, podobno niektorych trza odstrzeliwac, bo juz takie stare i system socjalny nie nastarcza 🙂
jest podejzenie, ze to wlasnie m.in. zasluga herbaty
wszystkie herbaty z tego samego drzewa sa, tylko procesy przetworcze powoduja, ze ichni aspekt i wlasciwosci koncowe, sa rozne.
wydaje sie, ze najbardziej interesujaca zdrowotnie jest herbata zielona, z jasminem, lub bez, poniewaz nie jest poddana fermentacji, w.zw. z tym nie utleniona, ksiazka zapewnia jednak, ze jakaby herbata nie byla, byle ja lubiec , mamy duza racje, ze” ja pijemy
dla szczegolu, o wspomnianej japonskiej:
gyokuro- zielona, najbardziej wyrafinowana, tylko z wiosennych listkow, parzymy 3 minuty, w wodzie 50°C SIC!
matcha-delikatna, zielona, 4 min. woda 60°C
hojicha, bancha i inne zielone, 4 min. woda 80°C
herbata czarna 2do3 minut, jesli listki pomielone, 4 do 5, jesli cale, woda 95°C
oj, pojde sie obalic, bo juz sam do siebie stukam po klawiszach, inne kontynenta jeszcze nie pobudzone?
paka
Heleno,
dziekuje. Bo rzeczywiscie Bloomingdale by mi do glowy nie przyszedl….
Ja nawet psu herbate parze,
zeby nie pozbawiac zwierzecia marzen.
Lisciasta,El Grey,Yunan i Assan,
pije ze smakiem,ogonem macha.
A kiedy w smutny nastroj wpada
moj psina ,dodaje do niej rumu
lub odrobine slodkiego wina.
Oj,herbato,erbato,czaju
bez ciebie pewnie nie ma raju.
Kontynenta przebudzone od godzin wielu, w pracy siedza i czasu nie maja. Ale czytaja. Herbate popijaja (nomen-omen Dilmah) i w „robocie” po uszy zagrzebane.
B. a prawda ponoc wszyscy popelniamy „bluznierstwo” herbaciane. Boc to cala ceremonia parzenia tego napoju. Z zeliwnym imbryczkiem, rozgrzanymi kamieniami, porcelanowymi czarkami, pedzelkiem, ze o obowiazkowym kimonie nie wspomne. Ha, ha…
Pozdrowiatka od udynionego robota zwierzatka
Echidna
Dzień dobry.
Echidna, zajrzyj do poczty.
Obiad z Alicją i p.J. był taki sobie, bo odgrzewany. Pyra nastawiła się na 3 godzinną niesiadę, a skończyło się na krótkim popasie. Takie życie. Był kłopot z napojami – bo J. Kierowca (tylko herbata) do golonki może być czysta, zmrożona wódeczka ale potem w dusznym samochodzie? Więc piwo. Zupa grzybowa została w lodówce, deser w lodówce, białe wino co to do ryby miało być, też. Ale wspaniale i tak, że przyjechali, byli, pogadali troszkę.
Nie mam pojęcia gdzie nam się podziała Mama Natana są za to nowi blogowicze. Pozdrawiam
Marialka !
Moze bys tak na moj prywatny mail przyslala przykladowy zestaw zakupowy na tydzien. Ja jezdze dwa razy w miesiacu na Wegry gdzie robie zakupy domowe. Jak tylko wroce zawsze okazuje sie, ze czegos zapomnialem albo kupilem niepotrzebnie. Potem lezy toto dotad az sie zjawi dobra dusza i albo zabierze ze soba albo przygotuje. Moze ty pisujesz liste zakupow na bloczku recept i dlatego jest wszysto prima. A moze masz ty i Pyra jakis inny dobry sposob. Probowalem roznych metod. Komputerowa, na kartkach nabijanych na gwozdz, ciagle nie to.
Moze uda sie na zasadzie gdzie djabel nie moze …..
W piatek jade znowu na zakupy ale to w zwiazku z wojazem
Pan Lulek