W zdrowym ciele…
Przez całe swoje dorosłe życie głośno twierdziłem, ze mój organizm sam decyduje, co jest zdrowe, a jakie danie może mu (czyli mnie) zaszkodzić. I zdania nie zmieniłem. Każde nowe, nieznane mi danie próbuję i już w tej samej sekundzie wiem: smakuje, czyli zdrowe. Niesmaczne znaczy, że szkodliwe dla mojego organizmu, więc go nie jem. Prawdę mówiąc w ostatnim czasie nie trafiłem na żadne potrawy, które by mi szkodziły. Być może dzięki temu, że siadam do stołu z ludźmi i u ludzi dzielących moją pasję do smakoszostwa.
Wiem, co oczywiste (jakie to modne i pojemne słowo), że różne produkty doskonale oddziałują na różne ludzkie organa, czyli na naszą kondycję zdrowotną. I tego nie lekceważę, choć nie przesadzam z ich doborem do posiłków. Mój jadłospis programowany jest w inny sposób, choć na śniadanie bardzo często bywają np. kiełki różnych roślin (bo są smaczne), a na obiad często podawane są brokuły, kabaczki, czerwona fasola (ponieważ obydwoje z żoną je bardzo lubimy). Uwielbiamy zaczynać dzień od soku pomarańczowego własnoręcznie wyciskanego, a kończyć jogurtem naturalnym. O naszej miłości do ryb nie muszę przypominać, tak jak i (o mojej) do ostryg. Wynika z tego, że odżywiamy się bardzo zdrowo. A że przy okazji bardzo smacznie, to doprawdy czysty przypadek.
W jednej z książek kucharskich stojących w mojej bibliotece znalazłem informacje precyzujące, jaki produkt ma zbawczy wpływ na jaki organ wewnętrzny. Przytaczam te informacje w całości. A Wy wybierajcie z tej listy, co Wam najlepiej posłuży. Przed wysiłkiem umysłowym – banany czy soki warzywne, w momencie silnego zakochania – szpinak lub serek tofu, a gdy czujecie osłabienie całego organizmu, to nic lepszego niż boćwina.
Mam nadzieję, że tę listę poszerzycie o własne propozycje. I dzięki temu na kolejne Zjazdy Blogowiczów będziemy przyjeżdżać jeszcze zdrowsi, dowcipniejsi i… piękniejsi.
Są pokarmy dobroczynnie wpływające na stan ciała i umysłu. Warto więc wiedzieć, że:
na nasze serce doskonale działają m.in.: szpinak, brokuły, chude mleko, łosoś, fasola, kiełki pszenicy, serek tofu i szparagi;
na przewód pokarmowy zbawczy wpływ mają: pestki słonecznika, kiełki pszenicy, kabaczek, kasza pszenna, czerwona fasola, chleb pełnoziarnisty;
kości wzmacnia: sok pomarańczowy (z dodatkiem wapnia), jogurt naturalny, ryby – sumy, łososie, tuńczyki i śledzie wędzone, a także szpinak i brokuły;
odporność całego organizmu poprawiają: ostrygi, boćwina, kapusta, bataty, papaja;
ochronę mózgu przed wylewem zwiększają: ziemniaki, kapusta pekińska, szpinak, banany, soki warzywne.
Komentarze
LAURKA DLA ALICJI I JERZORA:
Tyle lat minęło.
Klęska, czy zwycięstwo?
W niebie przypną order –
Zonie – za cierpliwość,
Mężowi – za męstwo!
A my w domu, nie czekając wieczności wypijemy dzisiaj Wasze zdrowie jakimś godnym trunkiem.
Co się zaś zdrowego żywienia tyczy, to ja mam wyrobione zdanie. Gatunek homo wyewoluował jako wszystkożerny (jak niedźwiedzie) i tak powinien jadać – możliwie wszystko byle w miarę i smacznie zrobione. Dobre gotowanie kosztuje tyle samo co bylejakie, a ile radości dostarcza.
Widzę, że jako zdrowy preferowany jest tryb jarski.
Caly jestem w nerwach.
Dzisiaj przyjezdzaja nemo. Zapowiadali. Wczoraj wyladowali w Salzburgu a dzisiaj maja ochote zwiedzac tamtejsze groty. Ci w Salzburgu od lat robili kokosy na soli. Dotad tez robia. Przy okazji na Mozarcie, turystach i znakomitej kuchni. Wcale nie slonej. Ciekaw jestem czy nabiora sie na zakup soli prosto od krowy czyli swiezutkiej, zaledwie kilka milionow lat starej. Micro sniadanko i po zakupy. Nasze poludniowoburgenlandzkie produkty. Reszta przygotowana. Ogrodek podlany a w nocy byla rosa. Jak przyjada, to napewno wpisza sie pod moim nickiem, zeby ich moderator nie kontrolowal albo wcial.
Przyjemnego dnia
Pan Lulek
Panie Lulku, spokpojnie. Jak znam ludzi będzie miło, rodzinnie i zabawnie. A potrafisz być przecież miłym gospodarzem. Nerwy zostaw sobie na kota/
Pyra, alboś niesprawiedliwa, albo chochlik ci się wkradł…
„żonie za zrzędliwość”
powinno być i wtedy do wszystkich stadeł jak ulał pasuje.
Męża ponoć należy traktować jak psa: dobrze karmić, często głaskać a na noc wypuszczać by se pohasał!
Mam malutką zagadeczkę, z długim bardzo naprowadzaniem. O nagrodzie pomyślę. Wedle instrukcji obsługi może to być po:
Admiralsku
Adwokacku
Alpejsku
Alzacku
Amatorsku
Amerykańsku z małżami
amerykańsku z kukurydzą
argentyńsku
balatońsku
bawarsku
berlińsku
berlińsku z winem
białorusku
bosmańsku
budapeszteńsku
cygańsku
cystersku
dragomirsku
drezdeńsku
duńsku
dyrektorsku
galijsku
gdańsku
generalsku
genewsku
gospodarsku
hambursku
hetmańsku
hiszpańsku
kapitańsku
kardynalsku
karpacku
kaszubsku
kijowsku
kijowsku inaczej
kozacku
królewsku
kurpiowsku
litewsku
marynarsku
mazursku
mołdawsku
moskiewsku
myśliwsku
oficersku
poznańsku
prowansalsku rybna
prowansalsku z winem
redaktorsku
roterdamsku
rusku
rycersku
rzymsku z makaronem
rzymsku z ryżem
słowacku
słowiańsku
staromiejsku
staropolsku
szwajcarsku
świdnicku
tyrolsku
warmińsku
wenecku
węgiersku
wiejsku
włosku
włoosku z makaronem
wołyńsku
wrocławsku
zakopiańsku
zielonogórsku
żeglarsku
żołniersku
żołniersku z owocami
Mam nadzieję wywołac jakąś dyskusję, ponieważ bardzo mnie ciekawi skąd taka poetyka w nazdewnictwie sie brała. Zrozumiałe, że mnogość przepisów, a tak naprawdę często tylko wariantów i to błachych, musi byś jakoś nazwana. Są tu kraje, narody, profesje, klasy społeczne, lecz niektóre nazwy są już nie smieszne, ale wręcz idiotyczne. Powiem jeszcze, że księga jest dla mnie o tyle cenna, ze pokazuje ukierunkowanie, jak to coś „po” traktować. Dodam na koniec, że na to coś jest jest w książce bez mała 600 (sic!!!) przepisów.
Iżyk – ja mam taką książkę kucharską z lat 80-tych. Grube tomiszcze i niezłe przepisy na wzór Ćwierciakiewiczowej 365 obiadów. Konia z rzędem temu, kto tam coś znajdzie. Np piernik jest w 7 miejscach i każda potrawa, sałatka czy ciasto są „PO” Twój przykład może dotyczyć sałatek, zup albo zapiekanek.
Iżyk – jeszcze jedno, bo mi Twoja wyliczanka zamąciła w głowie : zrzedliwość nie jest cecha płciową. Wiem co mówię – byłam żoną przez pół wieku bez 7 miesięcy. Z temperamentu jestem cholerykiem i nigdy w życiu nie stosowałam kazań umoralniających, archeologii wspomnikowej ani burczenia „na wszelki wypadek” Nie ten typ. Za to mój ślubny zabiegi takie uwielbiał, a jak już go nikt nie chciał słuchać, to zamykał się w swoim pokoju i już – bezpieczny – głośno ale w samotności uskuteczniał pranie mojego sumienia.
Przywykłam, nie przywiązywałam wagi. Niech SE chłop pogada, może tak mu się lepiej trawi?
Albo kapusty, bo nie ryżu, ani makaronu.
Albo lodów, bo nie, kawioru, czy kawonu.
Albo kotletów, bo nie leguminy.
Albo ryby, bo nie do żucia gumy.
Albo jak mówi Pyra, co się na rzeczy zna.
Albo tylko Iżyk rozwiązanie zagadki ma.
Pozdrawiam. Mam szukać kasy na kampanię…
Trudność nie lada.
Obawiam się jednak, że mylimy się idąc za swoimi potrzebami smakowymi czy pożądaniem ( także jedzeniowym). I to często. Za przykład niech posłuży choćby coca cola. Poza tym większość z nas- albo przynajmniej spora część ma ogromne zamiłowanie do cukrów prostych, vide rozmaite popularne batony, którym zarówno wiele brak pod względem smakowym jak i żywieniowym. I niestety to właśnie pójście za głosem pragnienia często skutkuje dietami jednokierunkowymi i kompletnie bezwartościowymi.
Bywa nawet, ze udomowione zwierzaki mają kłopot z umiarem albo też z różnorodnością pożywienia ( nawet nasz kanarek ma swoje ptasie „mody” dietetyczne a gdy nie wyliczamy mu ilości jedzenia- tyje tak bardzo, że przestaje latać).
Nie, Madamy, nie…
Was Madamy naprowadzam lekutko:
1. Sałatek i zapiekanek nie. zresztra czyście słyszały o „zapiekance po rycersku” lubo o „sałatce po mysliwsku” O! Już wychodza te bzdury, o które mi chodzi!
2. Zerknijcie se na Madamy na nick tej miłej pani-gaduły z poznania, co ma rybią i młodszą córy.
Alicjo i Jerzy!
Wszystkiego co dobre. Wielu pięknych chwil razem, wspólnych celów. I bliskości. Niech Wam kuchnia smaczną będzie!
Gdyby opanowala nas milosc do cukrow prostych, to nie byloby tak zle. Bol polega na tym, ze kochamy sacharoze i tluszczyki przerozne zwykle nasycone.
Tak sobie z rozkosza na te liste Gospodarza patrze i widze, ze szpinak jest dobry na wszystko. Uczcic to trza! Z tej wlasnie okazji zjem sobie rybke ze szpinaczkiem… w tym tygodniu, bo dzisiaj to na takie rozkosze czasu nie bedzie 🙁
Przyłączam się do życzeń dla Alicji i Jerzego. Wszystkiego najlepszego. Jesteście wspaniali.
Kartole! Ziemniaki po…..
Pozdrowienia. 🙂
Czekałam, czy mnie znowu wyrzuci. Wstawiłam obiad dla Babci, no i tym razem nie wyrzuciło.
Z podpowiedzi sądzę, że to o rybach radosna twórczość. A ja się pochwalę – po pierwsze dzisiaj na obiad kurki duszone (drugą porcję zamroziłam na święta gwiazdkowe) Po drugie właśnie obrałam ze skórek 10 papryk do marynowania. Niestety trzy z nich trochę za mocno się uparzyły i teraz są szmatowate. Zrobię osobny słoiczek dso sasów.
Słowo daję, był szampan i kawior. Co przyjaciólka od lat niepamiętnych, to PRZYJACIOLKA! –
Lece na więcej, Bożenka przyszła!
To jest wieprzowina. Koniec i kropka!
Co ma zbawczy wpływ na nasze organy to z roku na rok jest dla mnie coraz bardziej niejasne. Do dyspozycji stoi tyle filozofii odżywiania, ze pewnie życia nie wystarczy by je przeniknąć. Dla niektórych jedzenie stało się zastępczym wyznaniem.
A czy nie jest w końcu tak ze jemy również po to by zaspokoić emocjonalne potrzeby. Tzn nastawiając na stół produkty odżywcze kierujemy się także przeczuciem brzucha i organów zmysłowych /nie wyłączając słuchu/.
Nasz organizm domaga się okresowo wręcz określonych specyfików. I nie jest to nic złego jeżeli spełnimy zachcianki brzucha lub głowy w określonej proporcji. Pojecie kaca nie jest pewnie nikomu obce. I z praktyki wynika, ze najlepiej leczyć się tym od czego się zachorowało.
Z samoobserwacji wynika iż posiadam nie tylko priorytety na poszczególne wytwory, ale rozwinęły się również pewne awersje. Tu z racji blokowego doświadczenia powstrzymam się od podania próbek. Jedno jest pewne, szczególny nacisk kładę na rozkoszowanie się świeżymi produktami co nie znaczy ze gardzę paroletnim winem.
Natomiast wyznawanie teorii, ze niektóre produkty preferują w zdrowiu piękności i inteligencji uważam za absurd. Jeszcze bzdurniejsze wydaje mi powoływanie na rożnego rodzaju szarlatańskie studia na ten temat.
To skutek zaniku naszej intuicji, tego co nam w danym momencie dobrze służy /wpływ pory roku, wypady w inne rejony planety/.
Jedzenie to znacznie więcej niż przyjmowanie pokarmu w określonych proporcjach witamin i minerałów. Przygotowywanie i spożywanie posiłków to inwestycja w przyszłość.
To o tym pewnie myślałeś wczoraj wieczorem Andrzeju Sz.
pewnie nie jestem odosobniony z taką wizją.
smacznego
Wieprzowina rybna? 🙁
Moje ostatnie słowo: zapiekanka. 😀
Jadę do Mamy. Hej.
Arkadius,
dokładnie o tym!
Alicjo, Jurku, ide po leffa naprzeciwko coby za Wasze wychylic, najlepszego zyczac, duze buzki s.
Izyk, nic jednak nie ma tak dobrego jak slynne „jablka po indyjsku”
Alicjo, Panie Malzonku Szanowny,
aby Wam wino lalo sie strumieniami, chipmunki urzadzaly wesole harce w ogrodzie, niebo kanadyjskie zawsze bylo blekitne, a Alicji dodatkowo – aby powrocila do swych pieknych projektow dziewiarskich i nie zaniedbywala pracy tworczej.
Dokładnie to „Zupa ziemniaczana po…” (wtręt: Alicji i Jerzemu – jak najbadziej) z „Warzyw w kuchni” pp. Dębskich. Księga jest wielka i cenna bo, jakem już napisał, pokazuje generalny kierunek traktopwania danego warzywa. Skąd tylko te absurdalne nazwy?!
Jeśli jest po węgiersku, to aha! – pewnie będzie papryka, bawarsku – kapusta, wieprzowina?, litewsku – z burakiem?, nie – z burakiem to pewnie po rusku lub ukraińsku ale po ukraińsku nie ma, za to jest po kozacku i kijowsku itd. itp. na zasadzie skojarzeń.
Ale jak się ma to np. do hierarchii tych co na morzu: marynarsku, bosmańsu, kapitańsku i wreszcie admiralsku??? Że co, że coraz wykwintniejsza?
Inaczej kartoflankę gotuje redaktor, inaczej dyrektor, a jeszcze inaczej hetman i kardynał.
Jeśli po rzymsku (z makaronem lub ryżem),. to muszę podedukać, czy idzie o starożytnych Rzymian czy mieszkańców Rzymu. Marco Polo, Chiny, makaron… aha, czyli nie starożytniość. A ryż? Od kiedy oni mają to riso??
I już wiem, że Dębscy nie tylko moją ortografię, ale i erudycję wystawiają na próbę – Kolumb wypłynął w 1498r…. Wypłynął czy odkrył… zaraz, zaraz… 1498 czy 1598… nie ważne, bo jesli jest „po galijsku” tzn. że galowie znali kartofle, a rycerze („po rycersku”) a objadali się po
rycersku, czyli w zbrojach lub karmiąc kopyściami swoje damy.
Nie mam pomysłu na ziemniaczaną „po dragomirsku”, ale wyobrażam sobie jak w kantynie generał je ” po generalsku”, oficer „po oficersku”, a w stołówce wojsko zabija się za „po żołniersku z owocami”
Przeczytałem gdzieś kiedyś, że przepisy dawały ogólny charakter potraw i jak jest cos „po młynarsku” to wskazuje to na panierkę (mąjka) lub bogatsze danie np. wzlędem „po chłopsku”. Z kolei „po chłopsku” znaczy, że prosto (czasem ubogo) lub (nomen-omen) z jajami. Jeśli jest odwołanie do nazwy zakonu to musi być tłusto lub maślano, bo tak widziano zakonników itd. etc…
…
…???
Jest tu kto?
HALO?!
No tak…, znowu sobie nudziarze poszli… Pewnie znów do Kórniku albo do Alicji na „zupę ziemniaczaną po kanadyjsku z łosiem w syropie klonowym”…
A przecież to takie ciekawe…
Wyobraźcie sobie taką po „żołniersku z owocami”
Witajcie
Alicjo i Jerzy – wszystkiego najlepszego w trudnej sztuce bycia razem.
Jestem zwolennikiem intuicyjnego doboru pożywienia. Często sam nie wiem czego potrzebuje mój organizm i wtedy udaję się do sklepu, przyglądam się wyrobom i kupuję to co przyciąga mój wzrok, powoduje ssanie w żołądku i na co pozwala zasobność kieszeni. Wczoraj przykuła mój wzrok kiełbasa polska, surowa i dobrze podwędzona. Intuicja mnie nie oszukała. Trzy kiełbasy na gorąco z dodatkiem chrzanu doprawionego gorczycą okazały się strzałem w dziesiątkę. Do tego miska sałatki z pomidora, ogórka kiszonego, cebuli i papryczek czuszka oraz cztery pajdy świeżego chleba. Gdy to wszystko zjadłem poczułem, że mój organizm jest usatysfakcjonowany. Dziś intuicja podpowiada mi śledzia w oleju, zakwaszonego sokiem z cytryny podanego na pajdzie chleba – tak by olej ściekal po dłoniach w trakcie jedzenia. Niestety będzie dopiero na kolację bo muszę śledzie kupić i przyrządzić a potem to wszystko musi się przegryźć w słoiku a to niestety wymaga czasu. Węc organizm dostanie to czego pragnie dopiero późną nocą.
Pozdrawiam ciepło
Po żołniersku z owocami?
granatu…
Nawet nazwa jakaś tak awojskowa:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Granatowiec_w%C5%82a%C5%9Bciwy
i w dodatku należy do rodziny krwawnicowatych – zupełnie jak na wojnie!
Chociaż może powinien nazywać się „granatnik”.
Granatnik składa się z podstawy granatnika oraz granatnika właściwego.
No juz dobrze, dobrze – dam se spokój.
Sto lat, sto lat.
Zapomnielismy zaspiewac. Liebe geht durch den Magen, czyli przez zoladek do serca. Ciekaw jestem czy i gdzie zafundujecie sobie wiadomo jaka podroz. Mysmy zawierali w dniu 20 grudnia. W ratuszu w miesci Mödling. Udzielala V – ice burmistrzyni. Gosci bylo wielu. Przyjaciele z kilku krajow. Najwiecej oczywiscie z Austrii. Potem byla podroz sladami jarmarkow swiatecznych. Przed Bozym Narodzeniem. Zaczynalismy na miejscu, przed ratuszem, potem Perchtoldsdorf, Wieden, St. Polten, Linz, Salzburg, Monachium, Esslingen, Stuttgard. Potem juz nie bylo czasu tylko Swieta i Sylwester. Wrocilismy samochodem pelnym smakowitych roznosci.
Jeszcze raz najlepszego i wiele wspolnych lat zyczy
Pan Lulek
Andrzeju
Granatowiec? Powinno być Granatnik z rodziny krwawnicowatych. Zupa po żołniersku z granatnikiem.
Lubię granaty razem z pestkami.
Pestki to w języku żołnierskim naboje.
Jakiś taki nastrój amunicyjny tu się wytworzył….
Ja mam już niejakie prawo do sklerozy, ale Wy, smarkacze?
Piotrowi trzeba życzyć sukcesów w nowym przedsięwzięciu. Trzymsamy kciuki. Też słucham „Cyrulika” ale turnedos a la Rossini robić jednak nie będę – ta polędwica po 56 zł, wątróbka gęsia i trufle, no i to wszystko na spodzie z karczocha? Mowy nie ma. No, chyba, że wygram jednak w lotto.
Dzień dobry,
wszystkim dziekuje za życzenia – do Wojtka: to nie jest takie trudne, jak sie wydaje. do kupy, bez 31 lat *legalnych* wychodzi 34. Adamczewscy chyba dłużej 🙂
I chyba nie są sobą znudzeni. Należy sie dobrać na plus- minus.
Alicjo
Gdyby to było takie proste to by za to medalu nie dawali. http://pl.wikipedia.org/wiki/Medal_Za_D%C5%82ugoletnie_Po%C5%BCycie_Ma%C5%82%C5%BCe%C5%84skie
Wpadlam dzisiaj na krotko – i szczerze przyznaje, nie doczytalam wszystkiego – zaraz znowu musze „leciec”.
Wojazerom z Kingston wszelkiej szczesliwosci zycze.
Nawiazujac do wypowiedzi Gospodarza, godzi sie jesc wszystko co smakuje ino z umiarkowaniem niejakim. A i urozmaiceniem – to moja dewiza.
Andrzeju Sz. – czy dostal Pan mojego Email’a?
Siem tera oddalam, ale wroce…
Echidna
Coś mi się kliknęło i obejrzałam portret Szyszkiewicza – surowy nieco Pan… Taki trochę, jak zmęczony pogodą Wołodyjowski
Echidno,
Owszem w niedzielę gdzieś tak o półdoczwartej popołudniu.
Cos w tym jest, o czym Pan pisze: czego nie wydasz na jedzenie, to wydasz na lekarstwa – mawial ojciec znajomego, przedwojenny aptekarz.
Naukowiec, ktory pracuje pietro wyzej ode mnie, dr Beliveau wydal np. ksiazke pt. (w wolnym tlumaczeniu): „Warzywa i jarzyny przeciw rakowi”. Wiele ciekawych rzeczy, ktore z pewnoscia nie zaszkodza, a byc moze pomoga. Trzeba jednak bylo widziec reakcje naukowego establishmentu…
Piszac o tym, co dobre, a co zle dla ciala czy jego konkretnych organow trzeba pamietac, ze pomimo, ze podobni, wszyscy jestesmy jedyni w swym metabolizmie i w sposobie przyswajania pokarmow, a wiec czytajac uogolnienia na temat higieny jedzenia nalezy miec powyzsze na wzgledzie i byc ostroznym w oczekiwaniach.
Pozdrawiam.
Kupujac wedzona makrele w sklepiku, powiedzialam do sprzedawczyni, ktora znam juz od dawna, bo zaopatruje sie u niej w rybe dla kotki, no wiec powiedzialam: trzeba jesc ryby zeby podreperowac kosci, na co stojaca obok para wybuchnela smiechem, a on powiedzial: zycia pani na to nie starczy. Nie wiem kim byli ci panstwo, ale zburzyli moja pewnosc siebie i spokoj ducha 🙁
A tak na marginesie, moj organizm tez mi podpowiada co dla niego dobre, a co nie, i czego mu w danym momencie brakuje.
A jakże,
są i z mojej strony życzenia.
To od 1.50´ do końca tego życia
http://mac-foto.net/kupper/f_0.html
To fakt ze wędzone dłużej nadaje się do spożycia, ale czy fraszka się wędzi?
czesc fraszka,
Arku, wszystko sie wedzi, niektorych sie tylko nie wyzyma, zeby zacytowac starozytnego gorala, co to o kocie sie wypowiedzial, Twoj link jakos sie nie otwiera, chochlik jaki, albo co?
sladem Izyka, tez przyszla mi do glowy zgadywanka, dla uproszczenia powiem, ze to sie pije, napitek ten sam, a nazwy rozne, sztuk trzy:
-bourguinon ( burgundczyk )
– cardinal ( kardynal )
– communard ( komunard )
zadnych nagrod nie przewiduje, oprocz radochy ze zgadniecia
Coś w tym jest że organizm wie co mu słuzy, ale jest mase przykladow ludzi którzy bez umiaru jedza ( i piją) to co im wręcz szkodzi. A wiedza o tym ich wcale nie temperuje.
osobiscie od dziecinstwa nie jem zbyt dużo miesa i wlasciwie zawsze przedłożę talerz z ruskimi pirogami lub miche spagetti nad schabowego.choć wegetarianka nie jestem i nigdy nie byłam. Ale czy to znaczy, że to czego nie lubimy tam szkodzi? Chyba nie. Ja nie jadam różnych „wnętrzrnosci” z flakami na czele (brr!!), ale to chyba nie jest szkodliwe!
Po miesiącu walki o swoje i wymianie rutera z powrotem jestem dostępny telefonicznie pod numerem
022 3825002.
Kosztowało mnie to nerwów i wyrzeczeń. Dwa durne urządzenia nie potrafiły się dogadać . Nowe kupiłem i działa jak dawniej.
nemo przyjechali !
Cali i zdrowi we czworke. Ania oczywiscie wystartowala do gotowania zupy jakiejs tam. Pozyjemy zobaczymy. Pan nemo jest dlugi jak wieza Eiffla, chlopak Agaty jest geologiem i rzucil sie do ogladania kamieni w ogrodku. Uhudler w ruchu a na powitanie byla sliwowica domowej roboty. Mojej.
Przywiezli ze soba suszona na alpejskim wietrze wolowine. Krojona w cieniusienkie plasterki smakuje wysmienicie. Pogoda dopisala po cesarsku i siedzimy na tarasie. Jutro zwiedzanie ogrodka i wydlubywanie roznych roslin do zabrania ze soba. Oni sa bardzo wspanialymi ludzmi, pieknie wszystkich pozdrawiaja i zaluja, ze nie byli na obozie kondycyjnym w Korniku. W przyszlym roku napewno odrobia zaleglosci.
Wieczor bedzie napewno udany, ale pierzxyny nie dam. Moga sobie spac pod koldrami.
Dobrej nocy zyczy
Pan Lulek
Misiu, kupila sie jakas dupa, ten Twoj numer nie odpowiada, macalem goscia siedemnascie razy, moze polazles na wodke?
cieplosci mialem ochote przekazac, przyjmij wiec tedy
viande de grison? szczesciarze, moze dlatego taki chudy, ten Pan od Nemo? dmuchany alpejskim wiatrem sie scienil i wydluzyl?
lacze serdeczne usciski
Sławku gadałem godzinę z Okoniem zadzwoń 0048 223825002
Druga linia gdy zajęte 48 296430081
niby dzwoni, ale pewnie poszedles siku, powtorze pozniej
Sprawdziłem z komórki działa , może coś na łączach. Z USA słychać jak od sąsiada. Był moment ,po dwudziestej że coś nie mogło się zalogować, Złe hasło? Wyjąłem wtyczkę i teraz bez problemu na obie linie.
Ja też często jem intuicyjnie.
Teraz jestem w fazie miodowej.
Razowiec z masłem i miodem.
Ser biały polany miodem, posypany musli.
Jogurt z miodem.
Łyżka miodu luzem.
Sucharki z miodem.
Gorące mleko z miodem – na rozgrzewkę.
Wino gorące też…
A miód tegoroczny, spadziowy leśny, jak określił go pan z miodem na targu w Bodzentynie. On miał miód w słoikach, ładnych , jednakowych z nowymi zakrętkami. Miał też drewniane szpatułki do próbowania!!
Pani która stała kawałek dalej miała miód we flaszkach poalkoholowych.Z etykietkami jeszcze. Kupiliśmy jedną”Paschalną” i jedną ” Wyborową” :))
Slawkowi – …s zadal zagadke !
Po rodzinnej burzy mozgow sle odpowiedz : napitek w kilku nazwach to
Kir – aperitif, mieszanka likieru czarnoporzeczkowego z winem.
W wersji lux z szampanem.
Jesli dobrze -ciesze sie z nagrody!! Tej ktorej regulamin nie przewiduje:))
Jak zwykle. Spanko blog ogarnęło. A dopiero czytać usiadłem.
Był poruszany temat militarny. Wspomniał mi się inny wojskowy temat : Ogólnowojskowa Dzida Bojowa.
Wiecie z czego się składa??
Pewnie tak, więc jak Andrzej Sz. o granatniku, daję spokój.
fraszko, nie frasuj się komentarzami dyletantów. Wszyscy wiedzą, że ryby mają dużo fosforu, który ma rewelacyjny wpływ na kondycję naszych kosci. Ja osobiscie jem ryby często i dzięki temu mój szkielet utrzymuje ciągle znakomitą formę.
Dzisiaj np na kolację miałam ratatouille (..ą,ę..) czyli różne sezonowe warzywka przesmażone krótko na oleju,które potem przerzuciłam na mały półmisek, ułożyłam na wierzchu rozmrożone cienkie paseczki pangi, pokropione wcześniej obficie cytryną, lekko posolone, popieprzone i obsypane świeżymi listkami rozmarynu (rozmaryn z doniczki na balkonie) . Na to wszystko ułożyłam jeszcze supercienkie plasterki koziego serka z firmy „Turek”, przykryłam pokrywką i zapiekłam w kuchence mikrofalowej 4 minuty.
Talerzyk po tej potrawie już dawno wylizany do czysta. Dokańczam jeszcze hiszpańskie winko nazywające się Albarino, które znalazłam w sklepie Bomi w opakowaniu 25 cl. ( szkoda, ze sklepy winiarskie posiadające dużo szersza ofertę win nie sprowadzają małych opakowań 25 lub 37,5 cl)
antek: kir to wersja z winem białym (w wersji z szampanem nazywa się kir royal) 😀
Rozumiem Waszą złość gdy wpis przepadnie w brzuchu internetowego molocha. Po raz pierwszy wcięło i mój. Cholera! A były to zyczenia dla Alicji i Jerzora. Powtarzam więc je i zyczę byście w takiej samej formie i postaci zjechali do nas za rok. A nasz staż – jak sądzi Alcja – jest o 10 lat dłuższy i nadal fajnie!
Panie gospodarzu!
Tu się czeka,
A Pan zwleka!
8.14 Toć dzień trzeba czym przyjemnym otworzyć
Dziś dzień zagadek. Będą nieco później – na prośbę zagranicy, która przysłała nam notę werbalną, a potem zamieniła ją list uprzejmy z wyższego szczebla – wrzucimy quiz koło południa. Tymczasem czekajcie w napięciu: co będzie do wygrania?!
To skoro się Pan może trochę nudzi, to skąd Pana zdaniem brała się ta poetyka nazewnictwa potraw? Pamiętam nawet, że w gazetach były przpisy „po redaktorsku” i „po alzacku”. Napewno część była wyrazem chęci uatrakcyjnienia czy „udelikatesowienia”, częśc może zwierała nawiązanie do kuchni regionów, do której przodujące masy pracujące dostępu nie miały. Mam np. 30-letnią „domowa kuchnię francuską”, gdzie sa parówy i mortadela jako surogaty surowców.
Dzien dobry wszystkim z Burgenlandii! Tu nemo. Pan Lulek jest bardzo goscinny,ale pierzyny nie dal! Otrzymalismy mnostwo prezentow, ktore Lulek przywiozl z Kornika i sam dla nas przygotowal. Podziekowania dla Alicji, Slawka i Gospodarza Blogu. Prezenty rozpakuje w domu i dokladnie oejrze. Tymczasem tempus fugit, osobisty sie niecierpliwi, bo przed nami jazda do Budapesztu, a Lulek oprowadza mlodych po swoim pieknym ogrodzie i opowiada ciekawe historie. Zagadki nie bedziemy rozwiazywac, dajemy szanse zagranicy 🙂 Pozdrowienia dla wszystkich
nemo
nick nie wymagany?
Nemo – Szerokiej drogi i samych smakołyków!
Czy ktoś z polskich rezydentów może powiedzieć coś na temat programu niejakiego Roberta Maklowicza „Podróże kulinarne”? Znalazłem źródło z nagraniami, ale nie wiem czy skórka warta wyprawki, a jest tego ponad 200 audycji. Obejrzałem sobie jeden fragment pt. „Poznanski smak” (na cześć Pyr). Oglądałem wprawdzie z wielkim sentymentem, bo poczułem się przez chwilę jak przy wspólnym stole w Radzewicach, ale nie bardzo mnie pan Maklowicz do swoich medialnych talentów przekonać zdołał. Może powinienem obejrzeć jeszcze kilka audycji, żeby wejść w nastrój? Jaki odbiór ma on w Polsce? Jak oceniacie? Polecacie?
Ściski!
paOlOre
Antku, prawie dobrze, tyle tylko, ze w tym kirze zamiast likieru z czarnej poprzeczki stosuje sie likier z jezyn, no i wino jest czerwone,
dzida sklada sie z przeddzidzia, sroddzidzia i zadzidzia
Sądzę, że Robert Makłowicz jest gawedziarzem i na tym zasadza się powodzenie jego programu. Natomiast w kuchni radzi sobie średnio, co widać w programie. Sama zrezygnowałam z oglądania ” Podróży kulinarnych”. Dla mnie niesatysfakcjonujące.
Paolore – Makłowicz ma wielu entuzjastów i w odróżnieniu od innych autorów tego typu programów podaje potrawy stosunkowo łatwe do skopiowania i sama korzystam np z jego przepisu na podolską babkę ziemniaczaną czy sarninę z borowikami. No i lubi jeść. Gorzej przyjmują się jego audycje z szerokiego świata – z Ameryki łacińskiej czy np kuchni skandynawskiej. Na jego dobro zapisuję też, że w obcych krajach korzysta z prezentacji tamtejszych kucharzy dając tylko swój komentarz i ew. przykład, jak on to gotuje. Prawdopodobie selekcjonuje przepisy pod kątem polskiego smaku, bo nadzwyczaj rzadko podaje coś, co z pewnością polonusom smakować nie będzie. Na słabość tych programów muszę zapisać galicyjski snobizm i niepotrzebnA teatralizację – nie widzę powodów dla których Makłowicz musi gotować na Litwie u stóp Zamku Gedymina i to w deszczu., albo na kutrze norweskim w czasie niezłego kiwania i w marzącej mżawce.
Dzięki Marialce i Pyrze za błyskawiczne recenzje 🙂
W takim razie wezmę pod lupę jego audycje o kuchni austriackiej, a jest takich chyba z pięć, i zweryfikuję. Nie można wykluczyć, że w swoim czasie podzielę się wrażeniami z szanownym Blogowiskiem 😉
paOlOre
Zgadzam sie z Pyra, szczegolnie jesli chodzi o lokacje. Maklowicz tez zazwyczaj stara sie wybierac potrawy dosc typowe dla regionu, w ktorym jest. Pamietam, szczerze mowiac, tylko Belgie i Andaluzje i w tych dwoch programach gotowal smacznie i regionalnie.
Odcinka z Poznania nie pamietam, ale poki byly pyry z gzikiem i kaczka z pyzami, to znaczy regionalnie bylo.
Generalnie program lubilam.
Teraz na mnie kolej.
Do obgadywania gosci. Przyjechali wczoraj punktualnie, jak zegarek, szwajcarski, oczywiscie. O godzinie 18.00. Parking byl pozamiatany ale nie przystrojony okolicznosciowymi transparentami. Cala czworka. Wspolnego jezyka trzeba bylo szukac ze swieca, ale znalezlismy. Pani nemo czyli Ania dokonala epokowego wynalazku. Ugotowala dla nas wszystkich grzybowa zupe Ani. Przepis podam oddzielnie. Cos wspanialego. Ona jednak, we wlasciwy kobietom sposob, usiluje zintegrowac Europe ze Szwajcaria. Jesli o mnie chodzi, to jej sie w pelni udalo. Zupa byla jednym slowem ponad blokami geograficznymi i chyba politycznymi. Plotkowalismy pozno w noc. przeplatal sie jezyk polski z kilkoma dialektami niemieckojezycznymi.
A oto przepis na zupe grzybowa Ani.
1. Grzyby, prawdziwki z gor w Szwajcarii. Nie mieszac ze Szwajcaria Kaszubska kolo Kosciezyny. Tam tez rosna wspaniale grzyby a niedlugo zacznie sie sezon gasek. Mnie smakuja bardziej zolte.
2. Kostka warzywnego bulionu z Austrii.
3. Zamiast wina bialego, ktorego w domu nie byl, uhudler, prosto z winnicy, ubiegloroczny.
4. Serce Ani do gotowania i wiele roznych roznosci a na koniec smietanka do kawy bo normalnej smietany nie bylo.
Tu wlasnie tkwi tajemnica wynalazku. Na uhudlerze ze smietanka do kawy, pewnie nikt nie ugotowal jeszcze zupy grzybowej.
Wynalazek smakowal znakomicie. Szczegolowa recepte przysle Ania po powrocie do domu.
Mlodziez juz spala u my ciagle plotkowalismy. Oni zalowali, ze nie byli na zjezdzie i obiecywali, ze w przyszlym roku napewno przyjada.
Po sniadaniu, typowo poludniowo burgenlandzkim, jeszcze raz kontrola czy wszystko zostalo zabrane i ewentualnie pozostawione. Ja otrzymalem cala mase roznych szwajcarskich czekolad. Starczy na jakis czas. Tak na oko na pol roku. Z mojego ogrodka pojechalo troche nasion i kawalkow kwiatow do rozsadzenia. Pozostalo zaproszenie do Szwajcarii ale to ewentualnie w drodze powrotej z Niemiec na zakonczenie wizyty u mojego syna.
Jeszcze jedno. Jak ktos bedzie przejazdem w poblizu mojego terytorium w dalszym ciagu zapraszam. Czym chata bogata, ale pierzyny nie dam do uzytku.
Teraz znowu zapracowany
Pan Lulek
Witam,
ja odniose sie do samego artykulu, a nie do mini-forum jakie sie pod nim rozwinelo. Ja tez mam wiele ksiazek z prl, ale wiekszosc traktuje z przymrozeniem oka:) Coz, byly to czasy w ktorych nie chodzilo o to by miec taka a taka rybke na obiad, ale o to zeby byla jakas ryba na obiad…
Odnoszac sie do artykulu: niestety wiekszosc wspolczesnych chorob i schorzen ma niewiele wspolnego z dawnymi czasami. Dzis szkorbut chyba nikomu nie zagraza, nie mowiac jakichs innych chorobach. Dzis choroby rozwijaja sie w dziecinstwie a ujawniaja po 50, 60 latkach, czasem duzo wczesniej i zwykle jest juz za pozno na obrone… Taka niestety jest prawda o wspolczesnym swiecie – duzo dobrego jedzenia, ale ilez w nim pestycydow,ilez sztucznego i klamliwego marketingu a za wszystko to placi zwykly smiertelnik. Niestety mowienie: ja jem watrobke codziennie i nic mi nie szkodzi to troche niedorzecznosc i brak wiedzy o zywieniu.
Niestety nikt nie znalazl jeszcze metody idealnej, wszystkie diety to sciemy, w kazdej czegos brakuje albo opiera sie na produktach kompletnie niedostosowanych do otoczenia (np. dieta srodziemnomorska w polsce – ludzie jedza jakies owoce w ktorych wiecej pestycydow niz witamin – badania pomaranczy w marketach w anglii wykazaly ze jakiekolwiek normy to smiech, bo kazda norma byla poprzekraczana czasem -setkrotnie ). Wazne jednak zeby mniej wiecej wiedziec dlaczego jedzenie smazonego miesa codziennie, plus gotowane pyry i ogorek i siedzacy tryb pracy to prosta droga zawalu, badz czegos co bedzie szybsze od zawalu… Przyklady mozna mnozyc w setki, a dochodzi do tego jeszcze koszmarny marketing, dodajacy do tego swoja ideologie, dzieki ktorej wiemy ze powinno sie codziennie wcinac porcje sztucznych witamin, ktore de facto niewiele przydaja sie organizmowi.
Ot, np. szpinak :). Dla wielu zrodlo zelaza, witaminy C i wielu innych cudownych skladnikow diety – najnowsze badania praktycznie klada na lopatki tych ktorzy jedza szpinak dla zelaza, nie mowiac juz o ilosci witaminy C w potraktowanym chemia, zamrozonym a nastepnie przegotowanym szpinaku…
Zeby bylo jasne – sam jem duzo najrozniejszych produktow, ale przynajmniej mam swiadomosc ze do wielkiego smazonego kotleta musi byc duzo czegos co naprawde dostarczy naturalna witamine C… Wszedzie trzeba dzis angazowac swoje sily umyslowe, bo inaczej podzieli sie los wielu amerykanow – czyli spoleczenstwo z miazdzyca na kazdym kroku. Niestety ta faza dopiero przed nami, wiec raczej radzilbym uwazac na takie „jem i mi smakuje, i czuje ze jest dla mnie zdrowe”.