Alfabet moich ulubionych win (lista nr 2)
Ponaglany przez blogowiczów (zwłaszcza przez Stefana) spisałem drugi odcinek moich ulubionych win. Jak już pisałem – jestem zmienny w uczuciach (z jednym wyjątkiem i nie chodzi tu o poczucie smaku ). Przez ten rok od poprzedniego wpisu poznałem kilkadziesiąt nowych win. Kilkanaście spodobało mi się, a w kilku – śmiało mogę to wyznać – rozkochałem się namiętnie. I nie widzę powodu, by to ukrywać. A nuż podzielicie to uczucie. Moim zdaniem warto!
Barolo d’Alba i Dolcetto d’Alba – dwa wina z Piemontu, które poznałem stosunkowo niedawno. Oba charakteryzują się rubinową barwą, pachną owocowo ( jedni czują tu porzeczki, inni czereśnie, a ja czarne jagody). Doskonałe do wszelkich makaronów (zwłaszcza nieco lżejsze Dolcetto) oraz do podsuszanych wędlin, np. ostrego, pikantnego salami. Ceny w granicach 50 zł. Do kupienia w dobrych sklepach winiarskich. Ja kupuję dwa pietra niżej (pod moim mieszkaniem) czyli przy ulicy Wielickiej w Dominusie.
Pisano to włoski winiarz (rodzina mieszkająca w Urugwaju już ponad 100 lat), który swoje umiejętności przeniósł z Półwyspu Apenińskiego do Ameryki Łacińskiej. Do Polski dotarło kilka jego win nadzwyczajnej jakości. Mnie najbardziej przypadła do gustu (do gardła prawdę mówiąc) mieszanka dwóch szczepów Tannat i Merlot. Ten pierwszy charakteryzuje się dużą ostrością, a ten drugi – wprost przeciwnie – słodyczą. Razem dają niepowtarzalny smak i takiż aromat. Trzeba tylko trochę cierpliwości przy piciu. To znaczy albo otwierać butelkę na godzinę przed wychyleniem pierwszego kielicha lub przelać wino do obszernej dekanterki, by jak największa jego część zdołała zaczerpnąć tlenu. Wtedy Pisano rozkwita pięknym bukietem. Kosztuje podobnie jak wyżej opisane „piemontczyki” czyli od 40 do 50 złotych.
A teraz poszalejemy: Oreno to delikates zwany supertoscanem. Kosztuje tyle ile pięć poprzednich razem wziętych. Jest to mieszanka cabernet sauvignon z sangiovese. Też wymaga długiego oddechu przed degustacją. Drogie to ale warto czasem wydać więcej pieniędzy dla tak wspaniałego efektu. Pierwsze łyki nie dają obrazu tego co nas czeka przy kolejnych. To wino, które wymaga dłuższej przyjaźni. Niestety w momencie, w którym uznajemy, że to nasz ulubieniec – już widać dno w butelce. Radzę więc mieć drugą flaszę i nie pić w większym gronie. Dwóch znawców zupełnie wystarczy. Oreno jest fantastyczne do wszelkich pieczonych mięs. Próbowałem z dziczyzną – super! Jak to supertoscan!
Teraz zejdźmy trochę z tej drabiny cen. Od 29 do 35 złotych kosztują wspaniałe wina z Argentyny. Polubiłem zwłaszcza te ze szczepu Malbec – pisałem już o tym. Jest więc wspaniałe wino tego gatunku z winnic Jeana Bousqueta (29 zł) i nieco wyżej stawiane El Delirio Reserve Syrah/Malbec producenta o dźwięcznym nazwisku Botalcura. To drugie zwłaszcza zadziwia zapachem orzechów, pieprzu i…fiołków. Też dobrze się komponuje z pieczoną dziczyzną.
Pierwsza fala upałów już za nami, ale jestem pewien, ze to nie koniec. Trzeba pomyśleć o ochłodzie. Na przyjęciu w ogrodzie w dniu moich urodzinach było chilijskie Chardonnay Classic Reserve z okolic Leyda Valley. Kosztuje 28 zł czyli niewiele. Pachnie cytryną i miodem. Musi być bardzo chłodne i wówczas daje wiele przyjemności.
I Argentyna i Chile jest w wielkiej obfitości w internetowym sklepie winarium (www.winarium.pl). Tam bije moje drugie źródełko.
Przy następnej okazji podpowiem parę marek win różowych. Na lato to skarb!
Komentarze
Panie Piotrze, czy mógłby Pan podać adres WWW wspomnianego w notce sklepu internetowego? Z góry dziękuję.
Już uzupełniłem ten brak. Jest na liście.
W sobotę miałem w domu gości. Uraczyłem ich : cannelloni ze szpinakiem, rocottą, fetą (polską) i serem morskim 40 sztuk.
Do tego dwie sałatki. Pierwsza: brokuły, jajko, zielony ogórek, natka pietruszki, pomidor i trochę majonezu. Druga: kuskus, oliwki, kapary (trochę aby smak nie był zbyt intensywny), kukurydza z puszki, natka pietruszki.
Z win było wino reńskie.
Deserem był tort z musu czekoladowego. Kupiony.
Drogi Gospodarzu, piszac o winach nie wspomina Pan slowem o rocznikach, a przeciez poszczegolne proweniencje maja rowniez rozna jakosc w zaleznosci od pogody w roku produkcji. Jezeli pil Pan juz Oreno, to przypuszczalnie 2001, bo 2003 (super rocznik dla wiekszosci win) jest jeszcze za mlode i szkoda otwierac go przed uplywem 2007 roku.
Uwazam, ze doradzanie w sprawie wina jest bardzo trudne przy tak ogromnym wyborze. W mojej ostatniej podrozy po Francji udalo mi sie skorzystac z pomocy fachowca od wina w duzym sklepie w Grenoble. Widzac nasza bezradnosc wobec niekonczacych sie regalow z butelkami przez pol godziny objasnial nam walory poszczegolnych winnic i rocznikow, stosunek ceny do jakosci (nie zawsze adekwatny, zwlaszcza win bordeaux), a takze swoje kryteria jakosci. Polecil nam kilka solidnych pozycji w przedziale cenowym 7-15 euro, w wiekszosci rocznik 2003, w wiekszosci zdobywcow medali na wystawach. Zakupilismy min. Crozes Hermitage, Chateau Rosier St. Emilion, Chateau Rongaban, Chateau Griviere medoc, Graves i jeszcze pare innych. Nie powiem jak smakuja, bo jeszcze odpoczywaja po podrozy, ale w przyszlosci moge sukcesywnie informowac, o ile to kogos interesuje.
Co racja to racja. Wyszedłem jednak z założenia, że nikt o zdrowych zmysłach (zwłaszcza smaku) nie kupuje (ani nie oferuje) drogich win jednorocznych. Moje Oreno było z 2000 roku. pozostałe teś liczyły minimum cztery lata. A dzielenie sie informacjami co się wypiło i z jakim skutkiem jest tu bardzo mile widziane.
Czytam sobie wlasnie o winach piemonckich, zwlaszcza tych wspomnianych przez Gospodarza, a tu dzwoni telefon. Mily meski glos proponuje kupno wina (minimum 15 butelek) Barbera d’Alba i Dolcetto d’Alba, rocznik 2005, cena za butelke ca 45 i 57 zl (w przeliczeniu) prosto od producenta. Winiarze oprozniaja piwnice na kolejny rocznik i towar musi znalezc nabywce, chocby przez telemarketing. W internecie sa lepsze roczniki w cenie 5-9 euro, wiec dziekuje, choc gosc jest uparty i zdeterminowany, poza tym dobrze wyszkolony. Jak wiec widac, wino trafia na rynek czesto o wiele za wczesnie i niech sie konsument troszczy o odpowiednie lezakowanie. Sa oczywiscie wina wczesnie dojrzewajace i dobre po 2 latach, ale nie Barbera. Innym skrajnym zjawiskiem jest przechowywanie wina przez dlugie lata w nadziei, ze z tzw. sikacza powstanie szlachetny trunek. Zdarzylo mi sie byc na przyjeciu, gdzie gospodarz (mily czlowiek ale winny ignorant) z duma postawil na stole 10-letnia butelke beaujolais. Jakiez bylo jego rozczarowanie po otwarciu!
Jestem winnym igmorantem – po prostu lubię wino. Jedmo mi smakuje, inne nie, na jeszcze inne mnie nie stać. Najczęściej kupuję wina reńskie i alzackie, bułgarskie, algierskie, krymskie i kaukaskie. Absolutnie (jak się to mówi) jestem skłonna diabłu sprzeda ć duszę za węgrzyny – aszu i samorodni. Córka kiedyś z Francji przywoziła sporo wina z regionu Burgundii i Szampanii zarówno markowego, jak i domowego , z małych winnic. Często to drugie było lepsze. Aktualnie w domu są tylko trzy butelczyny „sofii” – dwie białe półwytrawne i jedna bardzo w domu lubianego „muscatu”Jeszcze jakieś ziołowe do drinków , a czerwonego aktualnie wcale nie mamy. Trzeba będzie kupić, bo w planie obiadowo – kolacyjnym jest w tym tygodniu wołowina po burgundzku. Nie wiem, czy na tak znakomitym forum znawców w ogóle mogę się przyznać, ale prawda jest taka, że nie kupujemy w tej chwili więcej niż 3-4 butelki wina miesięczni, a i to nie zawsze..
Nemo, Alicjo – dzięki za wszelkiego typu wiieści „kamyczkowe” dla Ani. Mój domowy geologo – geograf jest wycieczką rozczarowana bardzo. Nic to, że lało, gorzej, że wielu starych kamieniołomów nie dało się zwiedzać, bo tablice „reZerwat geologiczny”, wysoki płot, brama na kłódkę i nie wiadomo kto ma klucze od kłódki. Nawet Kamionki Opatowskie były zamknięte na 4 spusty. Czynne były tylko stragany z okazami przy zamku w Chęcinach i sklepiki. Oczywiście dziecię kupiło trochę drobiazgów. I do wiadomości Alicji – nie w srebrze, a w stali. Bardzo ładne. M.in 2 zawieszki – kwiaty średnicy ok 4 cm, jedna z pasiaka, druga z obsydianu śnieżnego. Mówi mi , że jeżeli Ty jej jakieś skałki we wrześniu podrzucisz, to ona metoda „machniom” da ci kwiat obsydianowy. Będziesz miała dla siebie, albo dla Jennifer. Oglądałam – sliczne. Kupiła też 2 zawieszki ze szlifowanego amonitu (ma już taką broszę i pierścionek, ale tamto w srebrze), jakiś kawałek malachitu siedzący na czymś błyszcz ącym (ona wie na czym, ja zapomniałam) ten kaktusik kryształowy, garnczek gliniany, prześliczny i to wszystko.. Oprócz odwiecznego „polnische wirtschaft” wkurzyła ją młodzież, ponoc tak rozpieszczonych bachorów jeszcze na wycieczce nie miała. Pannice zamiast butów terenowych wzięły najmodniejsze adidasy (mokre do imentu po 10 min marszu), nie wzięły kurtek p/deszczowych, a w schronisku PTSM wpadły w panikę na widok 10 osobowych sal. Okazało się, że w jakimkolwiek schronisku sa po raz pierwszy i nie chcą więcej. Chodziły do kierownika zapłacić za pokój 2 osobowy i stale pytały, czy naprawde nie można było porządnego hotelu znaleźć na trasie. Ania tłumaczyła, że hotele, owszem, są, ale polowy klasy nie byłoby na nie stać (p.prof. też). Tłumaczyła raczej bez większego powodzenia. No i te 22 km do przejścia – tragedia. Z młodzieńcami kłopotów większych nie było. Jak zmokli, to rozbierali się do bokserek i maszerowali dalej.
Panie Piotrze,
Dziekuje za przepis! Kurak wyszedl bardzo dobry.
Problem w tym, ze Alicja pisala bez opamietania o kurzych zoladkach w smietanie. Zoladki kupilam, zamrozilam, bopzepisu jak nie ma tak nie ma..
Droga Pyro, w Polsce trudno jest byc znawca wina, bo i nie ma specjalnej tradycji jego picia, ani zbyt wielu fachowcow zajmujacym sie handlem i rzetelna promocja tego towaru. Ale instynktownie wyczuwasz ktore wina sa dobre: to te, ktore Ci smakuja. Ja tez uwielbiam Tokaj i mam w piwnicy butelke Aszu z 1975 roku! Nie wiem, z jakiej okazji zostanie otwarta, ale na pewno bedzie smakowalo, bo tokaj jeszcze nigdy w butelce sie nie zepsul. Inny wegrzyn to Egri Bikaver, ktorego na Wegrzech jest mnostwo odmian w przeroznych cenach, ale to sprzedawane w Polsce tez jest niezle (i niedrogie). Najgorsze sa te wszystkie podrobki dawnego sovietskoje igristoje produkowane w Debnie Lubuskim, Nowym Tomyslu, czy wrecz w jakichs garazach, z „ruskimi” etykietkami rojacymi sie od bledow. Pamietnego „ruskiego szampana” mozna kupic na Zachodzie pod nazwa Krim Sekt (brut albo demisec (polusuchoje)) i smakuje wspaniale. Nie wiem, gdzie go mozna dostac w Polsce, ja kupuje w sklepie wolnoclowym na granicy niemiecko-czeskiej. W szwajcarskim programie konsumenckim w tzw slepym tescie, w ktorym znawcy degustowali szampany nie widzac oryginalnej butelki, ten krymski sekt uplasowal sie przed Veuve Cliquot i Moet et Chandon, trzykrotnie drozszymi. Dom Perignon i Heidsiecka nie testowano. Na koncu listy uplasowal sie niemiecki Henkell. Ostatnimi czasy pojawil sie czeski „szampan” Bohemia w pieknych butelkach i o wspanialym smaku i perlistosci. Nie wiem, czy jest w Polsce, ale podroznikom polecam. Kosztuje ok. 7-8 euro.
Szanowny Panie Gospodarzu !
Nareszcie znakomita inicjatywa, zapowiadanie tematu nastepnego wpisu, czy tez posiedzenia. Mozna sie ewentualnie przygotowac jak do klasowki.
Temat zrozumialy. Wina rozowe. Zamowilem wizyte u dwu fachowcow. Jeden jest winiarzem z Perchtoldsdorfu. To taka miejscowosc gdzie mieszkalismy 12 lat w odleglosci 250 metrow od Wiednia. Ten jest prezesem zwiazku winiarzy w Dolnej Austrii a zatem i to nie tylko z funkcji i urzedu ale rowniez ze znajomosci sprawy, fachowcem. Kazdego roku zdobywa kilka medali na wystawach win nie tylko w Austrii. Drugi fachowiec jest profesorem Winiarskiej Akademii w wolnym miescie Rust nad Neu Siedlersee. Wychowal juz kilka winiarskich pokolen. Jesli sil starczy to pojade tez do Klosterneuburg, na polnoc od Wiednia gdzie sa duze winnice nalezace do tamtejszych klasztorow. Jesli idzie o jadlo i napitki to chyba nieme lepszych referencji anizel bracia zakonni. Wedlug zasady, dobrze zaczal na ziemi, dobrze skonczy w niebie. Syn mojego przyjaciela byl kilka lat u nich kelermaistrem a teraz eksportuje swoje czerwone wina typu barick do Kaliforni i nie moze sie opedzic od klientow.
Jesli Pan poda nastepny temat klasowki, byc moze pozostanie mi tylko moja biblioteka i wspomnienia lat dawnych, smakowitych.
Zeby jednak znalezc wlos w zupie, zapodaje, ze u nas to naczynie do temperowania win nazywa sie dekanter. Jest zatem rodzaju meskiego i winien byc krysztalowy ale bez zadnych naciec. Moze byc zamykany korkiem szkanym, drewnianym lub korkowym ale na krociutka, zeby do wina byl dostep powietrza.
Z niecierpliwoscia oczekuje nastepnego wpisu i zapowiedzi nastepnego tematu.
Jak zwykle
Pan Lulek
Dom Perignon jeszcze długo będzie czekał na testowanie w moim domu – ponad 200$ butelka!
I nikt u mnie nie przepada za winami musującymi, a szkoda, bo zwłaszcza latem bym chętnie się napiła.
Ostatnimi laty bywałam mniej więcej raz na rok, a w porywach częściej, w Polsce. Pamiętam, że po raz pierwszy piłam Sofię cabernet i bardzo mi to wino posmakowało. Za rok – już nie to samo (wiem, że rocznik rocznikowi nierówny, a i „nastaw” nastawowi). A za każdym następnym razem – już zupełnie nie do picia. Ktoś mi powiedział, że Bułgarzy spłacają Polsce jakieś pożyczki w ten sposób i nie zależy im na jakości. Nie wiem, jak to tam było. Z Egri też miałam niemiłe wpadki w Polsce, do czasu aż poinformowano mnie, że kupuje się rozlewane u producenta, rozlewane w Polsce. Nie przyszło mi do głowy, bo u nas są wina wyłącznie butelkowane u producenta.
Niedaleko mnie w rejonie Picton powstało w ostatnich latach parę małych winiarni. Wydawało mi się, że to będzie raj – cena wina u producenta musi był niższa, niż w sklepie, rozumowałam. Oj, nie ta logika! Małe winiarnie chcąc się utrzymać, muszą mieć w miarę wysokie ceny , monopol spirytusowy (tak, tak!) pilnuje, żeby takim małym producentom walnąć odpowiednio duże podatki, żeby im się odechciało robić monopolowi konkurencje! U nas nie ma wina w sklepie – tylko w wydzielonych sklepach spirytusowych (a piwo odpowiednio – w beer store). Jacobsky w Quebecu ma lepiej, bo tam przynajmniej w normalnym sklepie można wino i piwo kupić 🙂
No ale każda prowincja rządzi sie swoimi prawami.
Jeśli chodzi o smak, kryterium mam tylko jedno, swój własny gust, aczkolwiek chętnie słucham sugestii. Wina chilijskie i australijskie (argentyna też) – zawsze! I zawsze czerwone. Butelki białego najczęściej od sąsiada Słoweńczyka, a on niedobrych win u siebie w piwniczce nie miewa.
A u mnie czas wino rabarbarowe nastawiać 🙂
I jeszcze, Szanowni Blogowicze, wina mołdawskie.
Do dziś mam w pamięci smak półwytrawnego mołdawskiego wina zapodanego do lekkiej zapiekanki bakłażanowej z miętą. Smak pozostał, nazwa z pamięci uleciała, więc o powtórce mowy nie ma. Ale próbuję!
Ach,
my tu gadu-gadu o winach, a ryby stygną! Pod poprzednim wpisem umieściłam fotorelację Sławka z rybobrania, powtórzę tutaj, bo jest tam zagadka.
Moim zdaniem to morski diabeł (jeśli taki istnieje)!
A jak się nazywa ta długa, cienka ryba, wie ktoś?
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Rybobranie/
diabel morski istnieje, ale to zupelnie inna familia
Diabeł morski to dla mnie Gerard Philipe, oglądałam w dzieciństwie – zdecydowanie piękniejszy!
Co do win, to też jestem ignorantką. Pijam najchętniej czerwone, na zasadzie albo mi smakują, albo nie. Dzisiaj kalifornijskie cabernet sauvignon, smakuje.
Zrobiłam naleśniki z wodą mineralną. Zdecydowanie tak! Polecam jednak technikę ” na odwyrtkę”, tzn. nie jajka z mąką, tylko mleko, do tego mąkę, wodę z bąbelkami, żółtko, ubitą pianę. Łatwiej!
piekniejszy? owszem, ale na patelnie slabiej sie nada, no chyba, ze w Papui
Ty mnie nie prowokuj, slawek! Co to jest, ten potwór? To smaczne?
Lena – 04.06., godz. 15:28.
Może ja się przydam, tylko w zastępstwie. W kuchni lubię improwizować…
Żołądki gotuję, potem przysmażam na patelni na maśle, doprawiam trochę solą i gałką muszkatołową i dodając kwaśną śmietanę. Czasem dodaję do nich pokrojone w paski grzyby (świeże lub suszone, namoczone i ugotowane). Czasem nie daję śmietany, ale już na talerzu dodaję gorący sos holenderski (dwa żółtka z odrobiną soli i malutką szczyptą gałki muszkatołowej ukręcam jak majonez z roztopionym gorącym masłem). U mnie smakuje.
Pozdrawiam.
PS. Sprawdzałam też gotowanie większej liczby żołądków na raty, mianowicie zamrażałam gotowane w pojemnikach, w miarę potrzeb rozmrażałam pojemnik, wykańczałam na patelni i na stół.
Jaki tam diabeł. Manta jest piękna! W takim razie co to za diabeł, Sławek? A przede wszystkim, co to za cienias, ten drugi – jak sie zwie?
http://en.wikipedia.org/wiki/Manta_ray
Witam i serdecznie pozdrawiam,
Ach, panie Piotrze, ani jednego drozszego winka z Nowego Swiata?
Dobrze chociaz, ze znalazla sie pochwala tych nieco tanszych 😉
Nie, troche zartuje, oferta win z Nowego Swiata wciaz skromna jest, i czesto drogo bywa bez wiekszego uzsadnienia. Ale miejmy nadzieje, ze idzie ku lepszemu…
Pozdrawiam!
Aha, w zgodzie z zacheta gospodarza – by dzielic sie informacjami co sie wypilo i z jakim skutkiem – zapraszam do odwiedzenia mojego blogu…
Slawku, czy ten cienias to belona?
A ten potwor to zabnica.
Tę prawdę przyswoiłsam sobie już w latach 70-tych – bardzo starannie sprawdzam, czy na butelce nie ma dyskretnej nalepki „rozlano w …” Taka naklejka od razu butelkę dyskredytuje. Nie wiem, co to jest, ale rozlewanie w Polsce bardzo trunkowi szkodzi. W ogóle często orginału nie ptzypomina. A z m-ką sofia jest tak, że po prywatyzacji aż kilka firm się nią posługuje. Coś czytałam ostatnio, że tylko jedna ma do tego prawo i jest to ta najlepsza. Ryby Sławka wprawiły mnie w ekstazę. Nie wszystkie znam, ale każdy wędkarz może pozazdrościć, I gdzieżeś Sławku te ryby łapał?
Slawek nie potwierdza ani nie zaprzecza, a ja sie utwierdzam w przekonaniu, ze ten chudzielec to belona, latajaca ryba o zielonych osciach. Zyje rowniez w Baltyku. Kiedy ucieka lub poluje, albo chce sie pozbyc pasozytow wyskakuje wysoko ponad fale. Jest to piekny widok ze statku albo lodzi, takie stadko belon fruwajacych i slizgajacych sie po falach.
Pyro, jak sadzisz, dlaczego tylko ca 15 % Polakow ufa swoim rodakom? To sa Ci, co jeszcze nie pili wina rozlewanego w Polsce. Z tymi rodzajami Egri w Polsce to Alicja ma absolutna racje.
nemo tez mi sie tak wydaje, ze to belona
Też zagooglałam – i wygląda na belonę. A żabnica żaby nie przypomina, o nie!Kawał ryby, przeciętnie 40 kg. Samotnik. No, z taką aparycją… nie dziwię się!
Wracając do poprzedniego wpisu Pyry o tych wycieczkach. Zabrzmi nostalgicznie, ale biegało się na rajdy, lazło się 20-30 km dziennie, a spanie na przykład na sianie się zdarzało. A na plecach targało się cały sprzęt. Narzekać? A komu by przyszło do głowy, człowiek sie nie mógł doczekać, kiedy następny rajdowy weekend! Praktyki nie były lepsze, nie stacjonowaliśmy po hotelach, na przykład w Wojcieszowie, Walimiu czy innej Złotoryi mieszkaliśmy w szkołach, albo w jakichś trzeciorzędnych schroniskach. Jedna wielka sala, piętrowe łóżka, zdezelowane prysznice w sali gimnastycznej. A tu człowiek po całodziennej włóczędze chciał się umyć. Najlepiej w potoku!
Wydelikacone te dzieiejsze (nie wszystkie, nie wszystkie!) młode…
U mnie jest jakoś dziwnie inaczej z tymi winami.
Czerwone czy białe, to rozstrzyga nie przygotowywane danie lecz smak w danej chwili.
Na miejscu, tam gdzie są produkowane, w ich naturalnym klimacie smakują mi wyśmienicie. Przywiezione do domu trąca lekko na smaku.
Każda reguła ma wyjątek, tym razem jest to corsaire, czerwone korsykańskie wino oraz muskat z tej wyspy. Często przyjemnie drażni moje podniebienie.
Natomiast wszystko to, co pod szyldem wina regionalnego podaje się w Afryce, prócz Namibii i RPA, nie polecam, na miejscu nie do picia.
Leno,
jeszcze raz zaprzeczam stanowczo, jakobym ja cokolwiek o żoładkach bez opamiętania. To nie ja!!!
Nie mam czasu przelatywać poprzednich wpisów, bo jest ich sporo, ale ja nawet nie słyszałam o żołądkach w smietanie! Tylko i wyłącznie jako flaczki, inaczej nie umiem i nie jadłam.
Muszę się bronić , bo dla czego mam za niewinność zbierać po paluchach?! 🙂
MAM !
2007-05-31 godz.15.34 , była to Ania Z. ,wpis pod tematem „Ozór wcale nie na szaro”. No! Proszę sprawdzić i mnie nie posądzać! Ostatnio to ja przynudzałam o gigantycznych pieczarkach 🙂
Belony dopiero po gotowaniu lub wędzeniu stają się zielone, a raczej ich kręgosłup. Zawierają duża ilość fosforu, stad ten kolor. Fruwające bielony, na Bałtyku, nie zauważyłem. Może się mnie wstydzą. Trzeci dzień dzisiaj surfowałem, następnym razem założę kontakty.
A te flaczki z żołądków to tak jak z kurczaka?
No i co z tymi rybami? Kiedy Sławek rozstrzygnie konkurs?
co za zbieg okoliczności, że o winach ten odcinek :-). Dawno tu nie zaglądałem. Podobnie jak na ulicę Sądową w Lublinie, gdzie obok Urzędu Skarbowego i licznych kancelarii prawnych i poradni podatkowych mieści się mały sklepik z winami. W tym sklepiku w marcu kupiłem wino gruzińskie. Będąc dziś na tej ulicy postanowiłem sprawdzić, czy nadal te wina mają, bo wtedy kupiłem butelkę i ogromnie mi posmakowało. I otóż mają i to nawet większy wybór niż ostatnio. Dwie półki tam są tylko z gruzińskimi winami. Są tańsze wina stołowe i deserowe, ale widziałem też i gliniany dzban (!!) z winem za 100PLN.
Dla siebie kupiłem wino o dźwięcznej nazwie Kindzmarauli.
Pozwolę sobie zacytować opis:
Czerwone wino produkowane z winogron gatunku Saperavi, uprawianych w regionie Kvareli w Kakheti. Posiada ciemnoczerwony kolor, charakteryzuje się mocnym, gatunkowym bukietem i aksamitnym harmonijnym smakiem.
Właśnie – ten aksamitny smak. Wino jest wyborne.
Jak kto by chciał, mogę podać link na polską stronę z tymi winami 🙂
U mnie koniec surfowani, ale u Alicji może być dobrze.
http://www.windfinder.de/forecast/kingston_ontario
Kindzmarauli – produkowane od 1942 roku, polslodkie, ulubione wino Stalina 🙂
nemo, Szerlok z Waści :-). A, pomijając mój stosunek to Uncle Joe, to gust on miał.
Panie Piotrze bardzo dziękuję za wznowienie tematyki win.Dobrze jest uczyć się od Mistrza.
Nie wiem,jak oceni Pan mój pomysł,ale proszę potraktować to jako propozycja eksperymentu – winny czat.Pan zapowie,w jaki dzień mamy zaopatrzyć się w jakie wino i spróbujemy to na gorąco /mając smak w ustach/ opisać? Towarzyszące jedzenie może być różne,ale dzięki temu może dobierzemy nie wino do potraw,ale potrawę do wina.
Niech mi ktoś wyjaśni, co to jest ” gatunkowy bukiet”? Brzmi nieżle, ale co znaczy?
Alsa
spróbuj tego wina, to będziesz wiedzieć 🙂
Muszę powiedzieć, że bardzo mi się te wpisy o winach podobają. Czasem trudno znaleźć coś ciekawego w sieci. Nie żeby brakowało – chodzi o styl pisania.
Jest w miarę jasne, że droższe wino ma sporą szansę lepiej smakować. Ale to nie znaczy, że coś ‚na kieszeń’ musi być koniecznie złe. Jest zupełnie dużo dobrych rzeczy na świecie. Tak jak dobre może być małe auto i nikt przy zdrowych zmysłach nie porównuje go do Jaguara, tak i wino może być mniejsze i wcale niezłe. Tymczasem spora część ‚mistrzów-recenzentów’ wychwala pod niebiosa drogie wina (to jeszcze nie najgorzej, pomarzyć ludzka rzecz), ale też niestety traktuje tańsze jak przeznaczone dla ‚gawiedzi’ popłuczyny z piątego tłoczenia.
Obrzydliwy snobizm. Każdy pije to co lubi. Jeśli mu z tym dobrze to dlaczego go obrażać i psuć mu humor?
Pan pisze na luzie, dla ludzi o różnych potrzebach i możliwościach – i to jest generalnie fajne.
Arkadius,
dzisiaj deszczowo – burzowo, nie dziwota, że wiatr w porywach i owszem. W tej chwili moja Collins Bay wygląda drętwo i prawie nieruchawo, na otwartym jeziorze pewnie są jakieś fale niewielkie. Wygląda na to, że jutro wczesnym popołudniem coś sie poderwie, ale tu mowia o deszczu. Zobaczymy.
To wino Stalina jest znane. Ale półsłodkie dla mnie z mety się dyskfalifikuje, poza „na spróbowanie”. Ciekawam, czy je tu sprowadzają, w mojej wsi nie mam co szukać, może gdzieś w Toronto lub Montrealu.
brawo, to wlasnie belona, miejscowi mowia igla, w uproszczeniu, bo przeciez maja swoje nieprzetlumaczalne narzecze, a z podrecznika, to po prostu orphie, oczywiscie po tuichniemu, dzieci lapia to dla zabawy w lecie w przybrzeznych, skalnych zakamarkach i maja z tego frajde, kawalek styropianu z zagielkiem, jakis haczyk z drobna przyneta i jest uciecha, niestety na kutrze, ktory wyplywa, zeby zarobic na rodzine, to wrecz zmora, jednostka jest szybsza od torpedy i lapie przynete, nie dla niej przeznaczona, w polowie opadania na dno, gdzie czekaja gatunki pozadane, np bar, w zw. z tym traktuje sie ja jak bardzo niemile widziana na haczyku, do tego jej b. geste i ostre zeby w dlugim ” dziobie ” niszcza zylke i po takim braniu trzeba wszystko od nowa montowac, podobnao niezla w marynacie, niestety nie bylo mi dane sprobowac, wszystkie egzeplarze zagryzione, doslownie, na pokladzie ze zlosci i wyrzucone za burte, te, ktorych but nie trafil laduja jako przyneta na homary i kraby w pulapkach przeznaczonych do tego celu
Nie pijam półsłodkich win, lubię tylko wytrawne. Nie mógłgyś opisać „własnymi słowami”? Wasze zdrowie,moi mili, kalifornijskim cabernetem.
Sławku, gdzie ty latasz na te ryby?
oj, prawie zapomnialem, jest mocno osciasta, ale latwa w konsumpcji, osci zielono-niebieskie, prawie fluoruzujace, mocno rzucaja sie w oczy i nie sposob ich nie dojzec, tzn. latwe do unikniecia, miejscowi jedza tylko ostatnia jedna trzecia rybki
do nemo: nie slyszano zeby byla latajaca, wrecz przeciwnie mocno trzyma sie wody
sorry, mialo byc o winku, wiec sie przyznam, ze po powrocie z luku otworzylem flaszke chilijskiego sauvignion i przy nim stukam, pasuje mi dzis ze wzgledu na lekkosc i rybny temat, do tego podziele wszystkie opinie, ze wino jest dobre, jesli smakuje, inne kryteria sa kwestia przyuczenia, wcale nie niezbednego, acz wskazanego w niektorych przypadkach
do Alsy, ten potwor jest przepyszny, ze wzgledow estetycznych w calej jego okazalosci nie uswiadczysz go nigdy na straganie, toz kazdy harcerz sie przestraszy, sprzedaje sie tylko ogony, jak ktos widzial leb, to wie dlaczego, nazwisko: lotte, a jak ktos woli, mietus morski, ty mrugniecie do Pana Lulka, dorasta do kilkudziesiecu kilogramow, przepis im prostrzy, tym lepszy, niestety cena niezapraszajaca, wczoraj na targu skrzyzowalem- 29? za kg
Belone belone) – gatunek morskiej ryby belonokształtnej z rodziny belonowatych.
Występowanie: wody pelagialne wschodniego Oceanu Atlantyckiego i mórz przyległych (Morze Śródziemne, Północne, Bałtyckie i Czarne).
Cechy charakterystyczne
* ciało znacznie wydłużone
* obydwie szczęki długie z licznymi, drobnymi, ostrymi zębami
* u młodych osobników górna szczęka krótsza od dolnej
* łuski małe, cykloidalne
* w płetwach brak promieni twardych
* płetwy brzuszne, grzbietowa i odbytowa przesunięte w stronę ogona
* długość do 93 cm
* jajorodne
* kości belony mają zielone zabarwienie
Belony pływają w stadach blisko powierzchni wody. W czasie ucieczki wyskakują ponad wodę. Żywią się małymi rybami.
Tyle Wikipedia.
Znam z autopsji na Morzu Srodziemnym – belony uciekajace przed tunczykami wyskakuja nad powierzchnie wody, a tunczyki za nimi jak delfiny – do polowy wynurzone torpedy w szalonym tempie… Moze w Atlantyku im za zimno zeby wyskakiwac 🙂
maszyna nie lapie euro w symbolu, wiec dla precyzji 28 euro za kilo, nieco nietanio, przyznacie?, czekam dalej na podpowiedz z ta prawie czerwona, co wywglada jak akwaryjna x 100, ktos ma pomysl?
fakt, w Atlantyku nie skacza, tunczyk rarytas, wiec i kicac nie ma powodu, w…aja tylko fachowca
Nie mam pomysłu na prawie czerwoną, ale co z tym morskim pająkiem? Rozumiem, że jadłeś, ale co to jest? Wygląda…hm….
to jest super, homar tylko nieco lepszy, niestety roboty z tym sporo wiec, odstukaj, gdzie zyjesz, bedzie prosciej z odpowiedzia
jas nie doczekal z wrodzonej niecierpliwosci, wiec Jas sie stresci z potrzeby snu, nabywasz robala nad brzegiem, Atlantyk mile widziany-sezon prawie, tudziez chytasz sama, odradzam, ostatnie notowania: 3, 3,5 euro za kg, kociol wrzatku, sol, pieprz, tudziez lisc ten od igrzysk, reszta wedle upodoban, np; na ostro, wrzucasz zwierze , trudno, niech cierpi, to taka zwyrodnia
la receptura, 15 min. na durszlak, oj, jak ladnie to brzmi, studzisz, robisz porzadny majonez, oliwisz dziadka do orzechow, lupiesz
lapki, reszte opedzasz kuchennym nozem i gwarantuje, ze bedzie to godna wspomnienia, morska, przystepna przygoda kulinarna, do tego muscat sur lie
za maly pieniadz i jestes w niebie, nieco to potrwa, bo robak oporny, ale szczescie zapewnione, smacznego
Slawku, żyję w Polsce, do Atlantyku kawał drogi. Może i dobrze, bo żywego nawet z liściem laurowym bym nie wzięła.
Pozdrawiam i życzę radości z połowów.
poddam sie, aczkolwiek niechetnie ? propos czerwonej, tubylcy mowia na nia: stara, teraz wiecie, chlopaki powyzej 70 wiosen gotuja ja z kartoflem, przypomina Im to mlodosc, kiedy wyplywali na 6-8 tygodni pod zaglami i niemiecka okupacja na tunczyka, niektozy jeszcze obecni i dlatego pozwalam sobie o tym stukac po konswultacji,
I to jest piękna opowieść, Slawku! Dobrej nocy i udanych wypraw.
Alsa, zywe, to inna lekcja, bron boze nie mam sie za nauczyciela, ugotowane, to tak jak, schabowy, wystarczy sie przelamac, swinka niektorym tez krzywi usmiech, zycze radosci, fakt, ze tu jestes juz jest nadzieja, cieplo pozdrawiam
Bardzo pozno juz, ale wtrace swoje trzy grosze. Ta czerwona rybka wyglada mi na wargacza czyli francuska stara kokote. Samice sa takie kolorowe. Zycze dobrej nocy.
oj, czuje, ze niepotrzebnie zamieszalem, poszedlem nieco na skroty, jak dojde, do czegos sensownego, dam cyck, kraje, kultury, zwyczaje, maja czasem klopot, zeby sie spotkac, przyjemnoscia jest byc z Wami, bo istotna jest obecnosc i chec bycia razem, no i te zrodla, wydaje sie wspolne, o wpol do trzeciej, slowa jakby maja mniejsza wage, pewnie powinienem znow jechac na ryby?
Ten potwor to oczywiscie zabnica, monkfish, lotte. Tak wlasnie wyglada – paszcza na ohydnym pysku i zaraz ogon. Ale jest to najlepsza ryba swiata, smakuje jak homar, najlepsza en brochette, czyli jak szaszlyk – na patyczku kawalki przekladane papryka, cebula, polane czosnkowym olejem, ugrylowane.
Sama wlasnymi recamy odblokowalam komputer. Sprawdza sie dewiza mojej Matki – jak sie czemus dlugo przygladac, to mozna nawet elektrownie atomowa zreperowac. To z czasow kiedy trudno bylo znalezc kogos do naprawienia zelazka.
Witaj Heleno po tak długiej przerwie. A już myślałem że zapisałaś się do AK , i w ramach terapi zabroniono ci podchodzenia do Komputera 🙂
Heleno, podziwiam Twoje rozeznanie w temacie, zarowno rybnym, jak i komputernym, jestes po prostu na topie