Opowieści literackie

W moim archiwum jest sporo anegdot o słynnych ludziach – pisarzach, wojskowych, uczonych, medykach, malarzach – a łączy ich wszystkich miłość do jadła. Czasem, gdy jestem markotny, podczytuję sobie te historyjki i humor wraca. Chcę sprawdzić czy to tylko w moim przypadku tak działają pełne smaku anegdoty, czy też działają i na innych.

Zwłaszcza tych o podobnych zainteresowaniach.

Przedstawiam więc dziś Państwu dwóch wybitnych Francuzów. Obaj zasłużyli się literaturze i kuchni ( a raczej stolowi). S?il vous plait!

Nędzarz i dyplomata

Franciszek-Rene de Chateaubriand po kilkuletniej emigracji w Ameryce Północnej wrócił do Francji, by szybko z niej uciekać ponownie. Tym razem wicehrabia przebył tylko Kanał i zamieszkał w Londynie. Tu nękany biedą dosłownie przymierał głodem. Wiele czasu spędzał z innym Bretończykiem – Franciszkiem Józefem Hingant de la Tremblais, także mającym ambicje literackie. Obaj arystokraci – nędzarze w pogodne dni udawali się za miasto gdzie kładli się wśród pól i wspominali piękne dni spędzone w rodzinnych zamkach w Bretanii. Potem wracali do Londynu. Obiadów nie jadali. Kolacje naogół w podłych garkuchniach za pół szylinga. Bywały okresy, w których ich jedynym pożywieniem była woda z cukrem i okruchy chleba. Żuli trawę i… papier z ich niepotrzebnych nikomu arcydzieł. Słabszy psychicznie Franciszek Józef nie wytrzymał tych mąk i popełnił samobójstwo wbijając sobie w pierś ostry sztylet. Chateaubriand przetrzymał ten okres.

pisarz_01.jpg
Los się odwrócił i po latach wicehrabia wrócił do Londynu jako ambasador. Natychmiast wydał wystawną kolację w pięknym pałacu przy Portlad Place. Na przyjęcie zaprosił londyńską elitę roku 1822. Tak ów wieczór opisał Jean d’Ormesson: ” Ambasador austriacki wzniósł kielich tokaju za zdrowie wielkiego człowieka:< Jesteśmy szczęśliwi i dumni, mając cię, panie, wśród nas >. Lady Fitzroy, Mrs Arbuthnot, piękna pani Lafon, panna Leverd, nawet zawsze drwiąca księżna Lieven nie widziały nikogo prócz Czarodzieja przebranego za dyplomatę. Zastawa porcelanowa i złota lśniły całym blaskiem i wielki Montmirel (kucharz Chateaubrianda – przyp. P.Ad.), niemal tak sławny jak on sam, wynalazca befsztyka chateaubriand i puddingu diplomate, raz jeszcze prześcignął sam siebie. Zagubiony w swych marzeniach, pogrążony we wspomnieniach, ambasador Francji nikogo już nie słuchał. Powtarzał sobie niestrudzenie, że ćwierć wieku wcześniej, przemieniony w złoto sam tylko deser z tej wspanoiałej kolacji byłby aż nadto wystarczył dla pohamowania jego rozpaczy i zapobieżenia samobójstwu Higanta. O przeznaczenie! O losie! ”

Montaigne ominął Kraków

„Piszę mą książkę dla niewielu ludzi i na niewiele lat” – zanotował Montaigne tuż przed śmiercią. I była to najwspanialsza pomyłka w dziejach literatury twierdzi Hen, wspaniały biograf wspaniałego pisarza. Autor „Prób” był rycerzem ziemi perigordzkiej, burmistrzem Bordeaux, ziemianinem, sędzią i przedewszystkim pisarzem. Jego „Dziennik podróży do Wloch przez Szwajcarię i Niemcy” pisany wyłąćznie na użytek własny i małżonki jest lekturą fantastyczną. Dzięki niemu poznajemy obyczaje różnych nacji, wielu warstw społecznych i ludzi wielu zawodów. Pana Michała do podróży ciągnęła potrzeba poszukiwania inności. Wahał się podobno czy nie wybrać się do Polski, do Krakowa. Wybrał Italię ze względu na swoje kamienie nerkowe i kąpiele zdrowotne, które miał zażywać we Włoszech. Wyruszyli 2 czerwca 1580 roku.

pisarz_2.jpg

Dla bezpieczeństwa zabrał ze sobą na wędrówkę kilkunastu krewnych – osiłków: swego młodszego o 27 lat brata Bertranda-Charlesa, świeżo owdowiałego szwagra pana de Cazalis, kuzyna i przyjaciela pana Charlesa d’Estissac, który przyprowadził ze sobą pana Du Hautoy. Ten ostatni był jedynym nie-gaskończykiem w tej grupie.

Młodzieńcy mieli otrzeć się w świecie,nabrać manier i nabyć mądrości. A którz lepiej mógłby im patronować jak nie autor esejów „O wychowaniu dzieci” i „O miłości ojców do dzieci”. Jednak lekcje umiarkowania jakie daje w „Próbach” Montaigne nie odnoszą skutku. Bertrand w Rzymie pobierając lekcje szermierki sekundując komuś w pojedynku zabija najpierw sekundanta przeciwnej strony, a potem przeciwnika swego partnera. Z więzienia Michał wyciąga brata dzięki poręczeniu króla Francji.

Sporo miejsca w „Dzienniku” poświęcono jadłu. Michał narzeka, że mięso jest w Niemczech i we Włoszech zbyt wysmażone (sam uwielbia krwiste befsztyki), raki gorsze niż krewetki i tylko ślimaki tłustsze niż perigordzkie.Ulubioną potrawą filozofa były też ostrygi. Wzdychał do nich jeszcze na łożu śmierci. Wiedział co dobre.