Artyści wiedzą co dobre
Konstandinos Kawafis zwany też Aleksandryjczykiem, najwybitniejszy grecki poeta, był przez całe niemal życie urzędnikiem Wydziału Nawadniania w egipskim Ministerstwie Robót Publicznych. W 1922 roku, na jedenaście lat przed śmiercią, poeta przechodzi na emeryturę. W Wydziale Nawadniania przepracował 33 lata. Liczna grecka kolonia w Aleksandrii stanowiła rodzinne środowisko poety. Był ona tam lubiany i ceniony zanim jeszcze zdobył rozgłos w Grecji i w Europie. Aleksandria końca ubiegłego wieku była miejscem oszałamiających karier finansowych i równie głośnych upadków. Jej zamożni mieszkańcy pracowali na swe fortuny ciężko ale też potrafili świętować. Z tamtych lat zachowała się karta dań z sylwestrowego przyjęcia, w którym uczestniczył 33-letni Konstandinos Kawafis i jego najbliżsi przyjaciele. W ostatnią noc 1896 roku młodzi aleksandryjscy Grecy zjedli: „consomme Julienne, zakąski mieszane, rybę a la Aumale, wątróbki gęsie Renaissance, bekasy na grzankach, indyka po królewsku, sałaty, karczochy po grecku, lodową bombę, kapustę w śmietanie, ser roquefort, kompot.Popili to wszystko świetnymi winami. Były to: medoc, chaut sauternes, reńskie z 1882 r., szampan H. Goulet wytrawny z 1889 r., i inne szampany oraz likiery.”
Urodził się dosłownie w końcu osiemnastego stulecia w Tours a zmarł po 51 latach w Paryżu. Nie jestem pewien czy stosował się do porad Brillat-Savarina, którego książkę „Fizjologia smaku” cenił niezwykle wysoko. Lecz aforyzm Savarina: „Ci co się obżerają albo upijają nie umieją ani jeść, ani pić” był mu zapewne obcy. Otóż podczas pracy Honoriusz Balzac żywił się jajami i i owocami. Pił także litrami kawę. Po postawieniu w książce ostatniej kropki żarłocznie rzucał się do stołu. Kiedyś przyłapano go w paryskiej knajpie „Chez Very” gdzie spałaszował 100 świeżych ostryg przywiezionych z Ostendy, zakąsił potem 12 kotletami baranimi, by z kolei zająć się kaczką pieczoną z rzepą i dwoma kuropatwami. Nie pogardził też solą po normandzku. Obiadek zakończyły sery, słodycze, kawa i likiery.
Z przepisów z książek Balzaca korzystała Matka Poulard (1851 – 1931) właścicielka restauracji „Tete d’Or” mieszczącej się na Mont Saint Michel w Normandii. Uchodziła ona za niedościgła mistrzynię omletów. Wielu smakoszy uważa, że stosowała się ona do balzakowskich przepisów. W „Tete d’Or” prowadzonej przez spadkobierców Matki Poulard do dziś podaje się ów omlet. Jadła go i królowa brytyjska Elżbieta II goszczona tam przez prezydenta Mitteranda.
Niesamowita kariera marcepanów z Issoudun też zaczęła się dzięki Balzacowi. Opisał on je bowiem nad wyraz smakowicie w powieści, której akcja rozgrywa się właśnie w tym mieście prowincji Berry. W kilka tygodni po ukazaniu się książki na rynku wydano także ulotkę, która donosiła, że pan Balzac otwiera nową cukiernię przy ul.Vivienne gdzie będą sprzedawane łakocie z Issoudun. Sklep był oblegany przez klientów. I tak nastała moda na marcepany. Okazało się też, że pisarz włożył nieco gotówki w tę całą operację. Ile zaś na tym zarobił kroniki milczą.
Przed stu laty Warszawa słynna była z restauracji, w których podawano smakołyki niedostępne na Sekwaną czy Tybrem. I tak np. słynny malarz historyczny, rywal Matejki – Wojciech Gerson uwielbiał świńskie ucho podawane z chrzanem. Ten subtelny rysownik, twórca monumentalnych obrazów historycznych i założyciel Towarzystwa Zachęty do Sztuk Pięknych (1859 r. ) potrafił przerwać najważniejsze nawet zajęcia, by spałaszować ucho wieprza pięknie ogolone i ugotowane smakowicie z zielem angielskim.
W tych samych knajpach, w których bywał Gerson spotkać można było także słynnego aktora Alojzego Żółkowskiego. Ten, najsławniejszy chyba odtwórca ról fredrowskich, był także głośnym żarłokiem. Jego kariera artystyczna trwała 56 lat. Aż 23 z nich poświęcił na marną sztuczkę Aleksandra hrabiego Fredry „Drzemka pana Prospera”. Rola Prospera Brona była popisem Żółkowskiego. Wcielał się on także w postać Szambelana w „Panu Jowialskim”, a także Geldhaba i Jeniałkiewicza. Po spektaklach zaś odwiedzał knajpy gęsto rozsiane wokół Teatrów Rządowych. Tam zaś spędzał długie godziny obficie zakąszając i gęsto popijając. Co gorsza – nieubogi ten artysta – znany był restauratorom ze skąpstwa. Na ogół jadł i pił na kredyt. Później zaś knajpiarze wykazać się musieli nie lada kunsztem, by sięgnąć jednak w końcu do sakiewki skąpca.
Komentarze
Właśnie napisałam list do Premiera pt „Dlaczego pozwala Pan niszczyć polską szkołę” – i zapomniałam się podpisać! Całkiem anonim to-to nie jest, bo przecież jest nadawca, a i tak mi głupio. Jeżeli nikt nie będzie chciał mnie po tym liście zamknąć, a nawet przeprowadzić rozmowy umoralniającej, to znaczy, że nikt tego listu nie przeczytał. No dobra, zostawmy Premiera i jego nie-rząd w spokoju. Na obiad będzie u mnie dzisiaj zupa ogórkowa. Robię tę zupę dość nietypowo, bo : gotuję smak na wędzonym boczku albo z „żywą” włoszczyzną, którą potem usuwam, albo z przyprawą warzywną typu np „warzywko” (inne są zbyt słone). Boczek swegoo czasu zjadał mąż jako wkładkę, teraz służy po wystudzeniu jako okład do chleba. Ponieważ kwaszę ogórki z dużą ilością czosnku i liściem laurowym, innych przypraw w zupie już nie trzeba. Jeden – dwa ogórki – w zależności od wielkości – ścieram na grubej tarce, ostrożnie, po trochu żeby nie przedobrzyć wlewam sok ogórkowy, chwilę pogotuję i do zupy ląduje pojemnik kwaśnej śmietany rozmącony z łyżką mąki. Zaparzam zupę, ale już nie gotuję. Teraz smażę ogromną ilość małych grzaneczek. W talerze wkładam tych grznek gorących niemal pod krążek, zalewam zupą i jemy. W miseczce przykryta stoi następna porcja grzanek (żeby nie wystygła). Grzanki są chyba podstawą tej zupy, bo jeszcze nie zdarzyło się, żeby jakieś zostały. I to wszystko. Zdarza się co prawda, że po 2 godzinach ktoś tam zgłasza, że coś by zjadł, to wtedy można zrobić albo zapiekankę na bułce z owym boczkiem pod serem, albo kanapkę tradycyjną, albo można zaplanować ciepłą, wczesna kolację np racuchy z jabłkami. No to teraz idę sobie zrobić jakieś śniadanie. Wiosna szara dzisiaj i chłodna, więc może by jajeczko – moletkę? Z chrzanem, a jakże. No to pa.
Dzień dobry Pyro
Ogórkową gotuję najczęściej na wywarze warzywno-mięsnym. Najczęściej używam ochłap drobiowy lub wołowy. Po ugotowaniu co się da obgryźć jem a co niejadalne daję psom i kotom razem z selerem, pietruszką i porem rozgotowanym. Wywar wzmacniam kostką rosołową wołową lub wegetą i gotuję w nim drobno pokrojone ziemniaki. Na patelni z niewielką ilością masła podsmażam cebulę drobno pokrojoną i ze dwa ogóry starte na tarce. Gdy dochodzą ziemniaki do wywaru dodaję ugotowaną wcześniej i pociętą w kostkę marchewkę oraz ogóry z patelni. Dokwaszam do smaku zalewą z kiszonych, chwilę gotuję i dodaję kilka łyżek śmietany. No i jem przez kilka dni – do znudzenia. A potem znów gotuję gar innej zupy na pół tygodnia.
Pozdrawiam
Czy cos z tego felietonu wyskoczylo. bo czytam i oczom nie wierze: Kawafis urodzil sie w koncu XVIII wieku?
Anyway, kochamy Kawafisa za Czekajac na Barbarzyncow i za Itake (ten ostatni wiersz niech bedzie czytany na moim pogrzebie…)
A teraz zupa ogorkowa w wersji skroconej, dla kobiet ktore musza zasuwac na ten pieprzony akwarobik:
Puszka Potato Soup Campbella, ogorek kiszony starty na grubej tarce, duuuzo pietruszki.
Voila!
Oh, ta Helena! Ja bym sobie życzyła, żeby na moim pogrzebie wygłoszono jedno tylko zdanie, cytat z „Mistrza i Małgorzaty” – „On nie zasłużył na szczęście. On zasłużył na spokój.” Uważam to za najpiękniejsze epitafium. Helenko, jeżeli będziesz się katowała w owym klubie, na dodatek odchudzała się do granic absurdu, to – zaiste – szybko nam przyjdzie Tobie ów wiersz odczytać! Wyhamuj, kobieto.
Obejrzałem w niedzielę film amerykański „Małe dzieci” i noszę go w głowie. Film opowiada o zwykłych ludziach z sielankowego przedmieścia, ich lękach, pragnieniach, samotności i próbach dokonania zmiany w niesatysfakcjonującym życiu. Trochę w klimacie podobny do „Burzy lodowej” czy „American Beauty”. W roli głównej Kate Winslet – moim zdaniem frapująca i piekielnie inteligentna aktorka. Myślę sobie, że ten psychologiczny film dotyka tematyki poruszanej na sąsiedzkich blogach, choć tylko w głębokim tle ma delikatne sugestie polityczne. Znów ktoś opisując amerykańskie przedmieścia powiedział więcej o Polsce niż wiedzą o niej i sobie sami Polacy. Po prostu powiedział wiele o ludziach i ich pragnieniach. Polecam film. Jestem pod jego wrażeniem.
Pozdrawiam
Pyro, spokoj to faktycznie bedziesz miala w grobie. Za to na tym padole lez – to zyczymy sobie szczescia i tylko szczescia (no, moze jeszcze pieniedzy i zdrowia, niekoniecznie w tym porzadku).
Rzucenie palenia bardzo pochwalam, poniewaz wiem jakie to jest trudne. Ja tez nie pale (40 dziennie) od paru meisiecy, choc sa momenty wciaz kiedy dalabym wiele chocby za jednego. Ale takie napady pozadania sa bardzo krotkie. Wystarczy czym sie zajac i sie zapomina. Po dziesieciu dniach Twoje plucka z szaroburych zaczna sie robic rozowe, po miesiacu beda calkowicie rozowe i zobaczysz jak to pomaga na spanie, na wchodzenie po schodach, na dlugie spacery. . Wtedy zaczna Cie dusic tytoniowe wyziewy z firanek, ktore trzeba szybko uprac. Pamietam, jak zanurzylam twarz w kocim futrze i odkrylam, ze zasmrodzilam nawet kota… A teraz pachnie slodkim kotkiem, sweizym i wiosennym.
Proponuje, zebys teraz zalozyla sobie sloik pt „Fundusz przyjemnosciowy Pyry” i codziennie wrzucala do niego zaoszczedzone 6 zl czy ile tam wydawalas na papierosy. A bedzie to np fundusz na jakas cudna wiosenna torebke w kolorze spalonej pomaranczy. Albo na te rewelacyjne nowe letnie perfumy Escady. ktore maja zdumiewajacy zapach mango i czegos jeszscze rozpalonego, a nazywaja sie Paradise Heat albo cos bardzo podobnego (pomaranczowa butelka – wpadnij do perfumerii i pociagnij nosem! Pstryknij sobie na ubranie, zeby Ci przypominaly jakie sa wspaniale! )
.
Kto Ci powiedzial, ze odchgudzam sie do granic absurdu? MOje „odchudzanie sie” jest bardzo… jak by to powiedziec.. nie fanatyczne. Kto sadzisz zjadl w moim domu w ciagu paruy dni te cztery sery od Francuzow? No kto? No? Nie ma zadnych nagrod za poprawna odpowiedz.
Wojtku z P: a nie pamietasz jak to sie nazywa w oryginale? Bo moge sobie zamowic DVD. Tak, Kate jest bardzo dobra aktorka, jeszcze nie zobaczylismy jej wszystkich mozliwosci.
Ja palę „Mocne”. Lubię palić ale niestety za radą lekarza domowego musiałem ograniczyć z 40 do 25. Zresztą nie wiem czy ograniczyłem bo mój cykl dobowy jest zakłócony. Często pracuję w nocy, potem odsypiam w dzień i trudno te fajki policzyć. No ale staram się kupować jedną pakę na dobę. Gdy wyjeżdżam za granicę biorę ze sobą sztangę „Mocnych” bo trudno tam znaleźć odpowiednik. Może francuskie Gauloise i Gitanes albo portugalskie Ventile? No ale moje „Mocne” robią wśród tamtejszych palaczy furorę i zwykle rozczęstowuję większość zapasów racząc się w zamian lokalnymi produktami przemysłu tytoniowego. Heleno myślę, że palenie bardziej zbliża ludzi niż nikotynowa abstynencja. No pomyśl co lepsze- razem sobie zapalić czy razem nie palić?
Pozdrawiam
Film widziałam i bardzo mi się podobał. My o sobie w ogóle niewiele wiemy, a nawet to, co wiemy, najczęściej źle interpretujemy I tak łatwo nami manipulować. Bo jakże inaczej miliony skądinąd rozsądnych ludzi , mogłoby co kolejne wybory nabierać się na wyborczy koncert życzeń? Niby każdy wie, że kandydat nie hoduje złotej rybki, ani nie chadza na piwo ze św.Mikołajem, ale jednocześnie jest w stanie uwierzyć, że facet spowoduje falę powszechnej szczęśliwości. Za pół roku powszechny płacz i rozgoryczenie i tak dalej. Nie jest to wyłącznie polska cecha i to mnie tym bardziej dziwi. Bo to u nas demokracja dopiero niedawno, ale w innych krajach ma kilkadziesiąt albo i kilkaset lat. I też podobnie to przebiega. Czyżby tak człowiekowi była nadzieja potrzebna, że zgadza się na irracjonalizm? A teraz Helena w roli psychoterapeuty – Kotku, pachnidła to ja sobie nie kupię Z wszystkich wyrobów perfumeryjnych podoba mi się tylko klasyczna woda kolońska z nuta cytrynową. Inne zapachy mnie raczej dranią. Torebki też nigdy nie były moja miłością, już prędzej buty. Tylko – po co mi buty, jeżeli niemal nie wychodzę? Ot, kupiłabym sobie kilka kolejnych książek, bo z wiekiem zmienił mi się gust i do wielu zgromadzonych tomiszczy nirmal nie zaglądam, za to teraz lubię literaturę faktu – wspomnienia, pamiętniki, reportaże, eseje popularyzujące naukę itp, no i wszelkiego typu kompendia wiedzy. Czy wierzysz, że można ot tak sobie, czytać encyklopedię? Jest trochę książek na poprawę humoru, trochę nostalgicznych i trochę „oswojonych” nomi są ksiązki kucharskie, które po prostu lubię mieć. Ot i rozgadała się Pyra nieprzyzwoicie. Wybaczcie proszę.
Heleno podaję notkę o filmie
Little Children-reżyseria Todd Field, scenariusz Tom Perrotta , Todd Field zdjęcia Antonio Calvache, muzyka Thomas Newman, na podstawie powieści „Małe Dzieci ( „Little Children” ) Toma Perrotty. Produkcja Warner Bros – 2006
Pozdrawiam i przepraszam za kuszenie „Mocnymi”. Wytrwaj bez fajek!
Ok, Pyro, OK. Nie chcesz torebki, nie chcesz parfumy, tylko ksiazki to prosze bardzo: na dusze – wszystko co napisal Alxander McCall Smith z serii z pania Ramotswe, i jej asystentka pania Makutsi, i jej mezem L.B.J. Matekoni i ich przyjaciolka, kierowniczka domu sierot, pania Potokwani. Pierwsza ksiazka z tej serii nazywala sie Agencja Detektywistyczna Pan nr 1 i byla ledwo zapowiedzia tego co sie dzialo pozniej. Kazda nastepna ksiazka jest lepsza od poprzedniej. Po zeszlorocznej „Niebieskie pantofelki i szczescie” jest juz nastepna „Zebra Drive”. Wszystkie dzieja sie w Botswanie, gdzie ludzie z rana witaja sie pozdrowieniem :Dumela! i pytaja jak sie spalo. Wszyscy mowia do siebie per Pan (rra) i Pani (mma) i pomagaja sobie wzajemnie. A kobiety sa tam „tradycyjnej postury” – znaczy nie przesadnie chude, co przyjemnie wiedziec. Wszyscy ledwo wiaza koniec z koncem, ale sa obdarzeni takimi pokladami dobra i przyzwpitosci, ze czlowiek marzy aby zamieszkac w Botswanie. Autor jest Szkotem, historykiem medycyny i naukowcem i ostatnio rozpoczal nowa serie, ktora sie dzieje w Szkocji – Botswanie Polnocy. Ale na szczescie nie zaniechal mma Ramotswe.
Dumela!
Wojtku, dzieki!
Wojciechu,
palenie zbliża?! A to zależy – ja się właśnie ciężko zastanawiam, kto z moich licznych znajomych pali, i słowo daję, nie przypominam sobie, kto. Znajomych kanadyjskich nawet nie biorę pod uwagę, bo oni albo nigdy nie palili, albo dawno rzucili – ale nawet wśród licznej rzeszy rodaków nie przypominam sobie nikogo, kto by palił, a swego czasu prawie wszyscy palili. W Polsce natomiast musiałabym raczej policzyć tych, którzy nie palą, bo mniej liczenia. Tylko Atlantyk nas dzieli, a duuuuża różnica!
Alicjo
Ależ ja zdaję sobie sprawę, że należę do coraz bardziej zamkniętej subkultury palaczy. No ale mi z tym dobrze. Wiesz – zadymione bary, żarłoczne machy do głębi płuc gdzieś w ukryciu, siny dym nad klawiaturą komputera, papieros w kąciku ust. My, palacze zawsze trafiamy na siebie i rozumiemy się bez słów bez względu na kraj i narodowość. Myślę, że bez problemu znalazł bym w Kanadzie mroczny bar, spowity warstwami dymu pełen zamyślonych mężczyzn patrzących bez słowa przed siebie. Ale nie palę w towarzystwie niepalących, nie zmuszam do wąchania dymu. Palę tylko w swej zamkniętej subkulturze. Szanuję niepalących!
Pozdrawiam
Och Wojtku, jakze smacznie opisales ten siny dym nad klawiatura i w barze pelnym zamyslonych mezczyzn. Nie wiem co dalabym abym sie w takim znalezc, a zamiast tego musze byc swietochem i dbac o zdrowie. Czekam na wyjscie do lekarza, ktory ma mi dac zaswqiadczenie, ze moge sie katowac w silowni. A o ilez przyjemniejsze byloby zasmradzac kota i firanki.
Oj, Wojtku – miałbyś trudności, miałbyś…
Nie wiem jak w prov. Quebec, bo tam jakiś czas temu były wielkie protesty, prawo federalne na pewno ich obowiązuje, ale w Ontario nie znajdziesz knajpy ani tym bardziej baru, gdzie jakiś dymek. Prawnie zabronione, nie żartuję. Nawet latem – patio czy ogródek piwny, też nielzia. W ogóle od lat w budynkach użyteczności publicznej nie wolno palić nigdzie, ale to nigdzie, nie wolno w zakładach pracy i tak dalej. W restauracjach/barach wprowadzono zakaz od paru lat (przedtem były sale dla palących i dla niepalących w każdej knajpie), nie bez oporów zresztą. Ale Kanadole pokrzyczeli, a potem się przyzwyczaili, jak to Kanadole. Dawno nie byłam na zachodzie w British Columbii, ale słuchy mnie dochodzą, że tam istnieją knajpy, gdzie w ogródkach można sobie maryśkę zajarać niczym w Amsterdamie, a jak! Trzeba bedzie pojechać i obadać.
Tak więc przykro mi rozwiać Twoje nadzieje na mroczny od dymu bar w Kanadzie – nierealne, bo tu przestrzegają prawa.
Helenie zaś sekunduję, ponieważ pierwsze miesiące są najgorsze, a im dalej w las, tym bardziej szkoda zaniechać walki, bo się człowiek tyle namęczył, że nie warto ryzykować następnego podejścia. Dodaję, że nie jestem walczącą „born again non-smoker”, a palcie sobie zdrowo! Jedynie wyśmiewam się czasami z mojej przyjaciółki (Polska, oczywiście), która kopci jak smok, a już też jej się skurczyła znacznie przestrzeń, gdzie może palić. Jeno własny Tajemniczy Ogród się ostał.
Zeby sobie poprawić nastrój (-9C z rana) zrobiłam mój ziółowy parapetowy ogródek, no i pagórek. Jeszcze ośnieżony, ale już powoli, powoli… Hej, jutro wiosna!!!
http://alicja.homelinux.com/news/Zimie_mowimy_precz/
Nigdy nie zaprawiam zup mąką. Jakoś mi nie pasuje.
Moje palenie jest dziwne. Ja palę paczkę na tydzień. Całkowicie mi wystarcza – jak hrabini z XIX wieku – zapalę sobie po obiedzie. I nie muszę się do tego zmuszać, mogę spokojnie cały dzień nie palić. Ale nie widzę powodu, dla którego mam się pozbywać wszystkich przyjemności. A taką mam właśnie, jak po obfitym śniadaniu puszczę sobie dymka.
Ja też nie zaprawiam mąką zup.
Myślicie, że to o Balzaku jest prawdą? Przecież to niemożliwe!
Ale zasmażki! Zasmażki! A zasmażka to tłuszczyk i mąka! Do niektórych zup absolutnie niezbędna! Kapuśniak na ten przykład!
Torlinie, gdybym ja mogła palić jak jakaś hrabina, papierosik po dobrym posiłku, paliłabym do tej pory. Ja kopciłam bez opamiętania, wszystko – albo nic, mój typ tak ma. Nie hrabina, pospólstwo jakieś, machorką by się człowiek raczył (i raczył) w kryzysie.
Ze też mój nigdy niepalący chłop ze mną wytrzymał tyle moich palących lat, się dziwuję. Ale medalu mu nie będę wręczać, bo jeszcze się znarowi i zacznie żądać odszkodowania!
Zasmażek też nie robię. Kapuśniak gotowałam ostatnio chyba ze sto lat temu.
Też zazdroszczę Torlinowi, że z niego taka hrabinia – ja, niestety, palę jak lokomotywa. Trzymam kciuki za wszystkich na odwyku – wytrwania życzę!
Ja tez nie robie zadnych zasmazek! Zupy z kiszonych ogorkow zrobic nie moge,bo ich tu „niet”!
Za to przepadam za wszelakimi omletami i tymi na slodko,jak na slono!
Kidys palilam.Zreszta pochodze z rodziny palaczy.Tata na szczescie przestal,mama nie moze i chyba tak zostanie.
Ja,gdy dowiedzialam sie ,ze spodziewam sie dziecka,podjelam jedyna sluszna decyzje i do dzisiaj nie pale i nie zaluje 😀
U nas tez przestrzen dla palaczy mocno sie skurczyla,chociaz sa jeszcze knajpy z wydzielonymi salami dla palaczy.Przyznam,ze mnie czasami ci ludzie mocno draznia.Zwlaszcza wtedy,gdy pala po posilku,w restauracji!
No mozna by czasami o bliznich pomyslec i troszke sie ograniczyc.Spozywanie nawet najlepszej potrawy w oparach dymu przestaje smakowac 🙁
Ogorkowa gotuje podobnie jak Pyra alisci z mala modyfikacja. Po pierwsze gotuje olbrzymi gar wywaru na swiezo wedzonej golonce. Jak czasu starcza to z warzywami, jak nie dodaje kostki wolowe i Vegete – tak ciut-ciut. Po ugotowaniu wieksza czesc przelewam do pojemnikow i „fruuu” do zamrazarki – doskonaly wywar na krupnik, kapusniak, grochowke.
To co zostalo jest podstawa ogorkowej. Starte kiszone ogorki dusze w niewielkiej ilosci wywaru okolo 15 mimut. W miedzyczasie pokrojone w kostke ziemniaki gotuje w wywarze. Dodaje podduszone ogorki, plasterki marchewki i na koncu tylko smietane. Bez maki. A golonke (samo mieso) podpiekam w piekarniku i juz mam obiad. Pycha – jak mawia moje Szczescie.
Co do palenia to popieram idee by w miejscach publicznych nie palic. I prosze nie wysnuwac falszywego wniosku – sama pale i podobnie jak Torin nie widze powodu by pozbawiac sie tej przyjemnosci. Tym bardziej, ze nie jestem jak komin fabryczny, a papierosik po obiadku, tak do kawki lub koniaczku to…
Nie podoba mnie sie ino gdy jacys ideowcy podaja propozycje by zakazac palenia rowniez na ulicach. Bo to ponoc szkodzi srodowisku. A samochody to co?
Dzisjejszy dzien powital nas zachmurzonym obliczem, ale juz okolo 11-tej chmury „rozeszli sie” i blekit nieba kusi by wymknac sie z pracy. Ba… Codzienny ostatnimi czasy obrazek. Chociaz wczoraj, po raz pierwszy od wielu miesiecy padal deszcz. Prawie caly dzien. Ustal pozym popoludniem i po pracy, popijajac kawke na patio (z nieodlacznym papierosem) oddalam sie podziwianiu welwetowego, szaro-srebrnego z pasemkami rozowosci nieba.
Co zas do marcepanu to nazwa az zanadto smakowita. I juz po 2-ch kesam mam dosc. Zdecydowanie za slodkie jak dla mnie. Nie watpie iz pan Balzak lubij pojadac ow specjal, a za silowni w owych czasach nie znano….
Pozdrawiam wszystkich kulinarnych i kulturalnych smakoszy
Echidna
Ciekawe sugestie