Artyści wiedzą co dobre

Konstandinos Kawafis zwany też Aleksandryjczykiem, najwybitniejszy grecki poeta, był przez całe niemal życie urzędnikiem Wydziału Nawadniania w egipskim Ministerstwie Robót Publicznych. W 1922 roku, na jedenaście lat przed śmiercią, poeta przechodzi na emeryturę. W Wydziale Nawadniania przepracował 33 lata. Liczna grecka kolonia w Aleksandrii stanowiła rodzinne środowisko poety. Był ona tam lubiany i ceniony zanim jeszcze zdobył rozgłos w Grecji i w Europie. Aleksandria końca ubiegłego wieku była miejscem oszałamiających karier finansowych i równie głośnych upadków. Jej zamożni mieszkańcy pracowali na swe fortuny ciężko ale też potrafili świętować. Z tamtych lat zachowała się karta dań z sylwestrowego przyjęcia, w którym uczestniczył 33-letni Konstandinos Kawafis i jego najbliżsi przyjaciele. W ostatnią noc 1896 roku młodzi aleksandryjscy Grecy zjedli: „consomme Julienne, zakąski mieszane, rybę a la Aumale, wątróbki gęsie Renaissance, bekasy na grzankach, indyka po królewsku, sałaty, karczochy po grecku, lodową bombę, kapustę w śmietanie, ser roquefort, kompot.Popili to wszystko świetnymi winami. Były to: medoc, chaut sauternes, reńskie z 1882 r., szampan H. Goulet wytrawny z 1889 r., i inne szampany oraz likiery.”

Urodził się dosłownie w końcu osiemnastego stulecia w Tours a zmarł po 51 latach w Paryżu. Nie jestem pewien czy stosował się do porad Brillat-Savarina, którego książkę „Fizjologia smaku” cenił niezwykle wysoko. Lecz aforyzm Savarina: „Ci co się obżerają albo upijają nie umieją ani jeść, ani pić” był mu zapewne obcy. Otóż podczas pracy Honoriusz Balzac żywił się jajami i i owocami. Pił także litrami kawę. Po postawieniu w książce ostatniej kropki żarłocznie rzucał się do stołu. Kiedyś przyłapano go w paryskiej knajpie „Chez Very” gdzie spałaszował 100 świeżych ostryg przywiezionych z Ostendy, zakąsił potem 12 kotletami baranimi, by z kolei zająć się kaczką pieczoną z rzepą i dwoma kuropatwami. Nie pogardził też solą po normandzku. Obiadek zakończyły sery, słodycze, kawa i likiery.

Z przepisów z książek Balzaca korzystała Matka Poulard (1851 – 1931) właścicielka restauracji „Tete d’Or” mieszczącej się na Mont Saint Michel w Normandii. Uchodziła ona za niedościgła mistrzynię omletów. Wielu smakoszy uważa, że stosowała się ona do balzakowskich przepisów. W „Tete d’Or” prowadzonej przez spadkobierców Matki Poulard do dziś podaje się ów omlet. Jadła go i królowa brytyjska Elżbieta II goszczona tam przez prezydenta Mitteranda.

Niesamowita kariera marcepanów z Issoudun też zaczęła się dzięki Balzacowi. Opisał on je bowiem nad wyraz smakowicie w powieści, której akcja rozgrywa się właśnie w tym mieście prowincji Berry. W kilka tygodni po ukazaniu się książki na rynku wydano także ulotkę, która donosiła, że pan Balzac otwiera nową cukiernię przy ul.Vivienne gdzie będą sprzedawane łakocie z Issoudun. Sklep był oblegany przez klientów. I tak nastała moda na marcepany. Okazało się też, że pisarz włożył nieco gotówki w tę całą operację. Ile zaś na tym zarobił kroniki milczą.

Przed stu laty Warszawa słynna była z restauracji, w których podawano smakołyki niedostępne na Sekwaną czy Tybrem. I tak np. słynny malarz historyczny, rywal Matejki – Wojciech Gerson uwielbiał świńskie ucho podawane z chrzanem. Ten subtelny rysownik, twórca monumentalnych obrazów historycznych i założyciel Towarzystwa Zachęty do Sztuk Pięknych (1859 r. ) potrafił przerwać najważniejsze nawet zajęcia, by spałaszować ucho wieprza pięknie ogolone i ugotowane smakowicie z zielem angielskim.
W tych samych knajpach, w których bywał Gerson spotkać można było także słynnego aktora Alojzego Żółkowskiego. Ten, najsławniejszy chyba odtwórca ról fredrowskich, był także głośnym żarłokiem. Jego kariera artystyczna trwała 56 lat. Aż 23 z nich poświęcił na marną sztuczkę Aleksandra hrabiego Fredry „Drzemka pana Prospera”. Rola Prospera Brona była popisem Żółkowskiego. Wcielał się on także w postać Szambelana w „Panu Jowialskim”, a także Geldhaba i Jeniałkiewicza. Po spektaklach zaś odwiedzał knajpy gęsto rozsiane wokół Teatrów Rządowych. Tam zaś spędzał długie godziny obficie zakąszając i gęsto popijając. Co gorsza – nieubogi ten artysta – znany był restauratorom ze skąpstwa. Na ogół jadł i pił na kredyt. Później zaś knajpiarze wykazać się musieli nie lada kunsztem, by sięgnąć jednak w końcu do sakiewki skąpca.