Kuchnia w operze

Dzień urodzenia – 29 lutego 1792 roku – pozwalał Gioacchino Rossiniemu w żartobliwy sposób odmładzać się. Mając 64 cztery lata, na pytanie o wiek odpowiedział: zaledwie osiemnaście razy obchodziłem swoje urodziny.

Zawód i zamiłowania rodziców oraz pierwszych preceptorów zadecydowały zaś o jego dalszych losach. Ojciec – Giuseppe był trębaczem miejskim i inspektorem rzeźni w Pesaro. Matka – śpiewaczką operową, dziadek – piekarzem, pierwszy nauczyciel muzyki – rozlewaczem wina. Tak oto Rossini wyrastał w atmosferze muzycznej i kulinarnej. Nie mógł więc nie zostać kompozytorem, smakoszem i wybitnym kucharzem.

Ten geniusz operowy w ciągu dwudziestu lat skomponował 39 oper. Pierwszą – „Demetriusz i Polibiusz” w wieku lat 14. Ostatnią – chyba najwspanialszą – „Wilhelm Tell” w roku 1829. Najbardziej znaną z oper Rossiniego jest niewątpliwie „Cyrulik sewilski”. Znalazł się w jego twórczości także pewien akcent polski, a mianowicie opera „Zygmunt”, której akcja rozgrywa się w Polsce i pośród polskich magnatów i rodziny królewskiej. Librecista o Polsce miał jednak dość mgliste pojęcie, napisał więc tekst pełen bzdur. A i muzyka nie należy do szczytowych osiągnięć kompozytora.

Kariera Rossiniego tak wcześnie rozpoczęta, mimo potknięć i wpadek, toczyła się szybko. Kompozytor zyskał sławę międzynarodową. Odwiedzał liczne europejskie stolice (Madryt, Londyn, Paryż), był w Belgii i Niemczech. Wszędzie przez całe życie podróżował dyliżansem. Raz tylko, w 1836 roku, dał się namówić królowi Belgów Leopoldowi I na przejażdżkę koleją. Król udekorował kompozytora jednym z najwyższych odznaczeń. Później zaś, w Antwerpii, wsadził do pociągu. Ten najadł się tyle strachu, że dostał rozstroju nerwowego. Do końca też życia nie dał się namówić na korzystanie z kolei parowej.

Nie pisząc oper w drugiej części żywota – komponował drobniejsze utwory, które odtwarzał na słynnych sobotnich przyjęciach, które wydawał wraz z drugą swą żoną, Olimpią, podczas długiego pobytu w Paryżu. Wtedy też świat artystyczny Europy zachwycił się paroma potrawami wykonanymi (choć nie wymyślonymi) przez twórcę „Włoszki w Algierze”. Najsłynniejszą z nich jest turnedo. Dziś tę wspaniałą potrawę z polędwicy podają w większości renomowanych restauracji Europy jako turnedo a la Rossini.

Spotykał się Gioacchino z kompozytorami, śpiewakami operowymi, oceniał chętnie twórczość innych. Słynął z ciętego języka. Pewnego razu, gdy Franciszek Liszt przedstawił mu własną transkrypcję fortepianową uwertury do „Wilhelma Tella”, pełną niezwykłych trudności natury technicznej, Rossini rzekł:

Jest to do wykonania bardzo trudne, szkoda jednak, że nie niemożliwe.

Stojącą u progu kariery, Adelinę Patti po odśpiewaniu arii Rozyny z „Cyrulika sewilskiego” tak skomplementował:

A czyj to utwór była pani łaskawa zaprezentować?

Przyłapany kiedyś, a był to rok 1865, przez Maxa Webera na pisaniu jakiejś kompozycji, artysta wyznał:

Piszę, bo nie mogę się bez tego obejść.

We wrześniu 1868 roku (a był to rok przestępny i kompozytor mógł 29 lutego wydać urodzinowe przyjęcie) król Wiktor Emanuel udekorował Rossiniego wielką wstęgą Orderu Korony Włoskiej. Gioacchino odwdzięczył się monarsze utworem na orkiestrę wojskową „La Corona d’Italia’. I była to ostatnia jego kompozycja. 13 listopada tego samego roku – po ciężkiej chorobie i mękach – zmarł. Pozostawił po sobie całkiem spory majątek – około 2 i pół miliona franków. Zarobił je dzięki zażyłym, czy wręcz – przyjacielskim stosunkom z Rothschildem i dwoma innymi tuzami francuskiej bankowości. Zdumienie budzi tylko fakt, że swoje pieniądze inwestował przede wszystkim w akcje towarzystwa kolei żelaznej!

Pamiętajmy o nim, delektując się polędwicą wołową, ozdobioną truflą i skropioną koniakiem!