Smakosz damskiej urody

Ten najsłynniejszy uwodziciel był także wytrawnym smakoszem i niezłym kucharzem. Specjalizował się zwłaszcza w afrodyzjakach czyli po polsku mówiąc – lubczykach tj. potrawach wzmagających witalność i pożądliwość. Najczęściej przed spotkaniami, podczas których, zwłaszcza gdy spodziewał się kilku dam, wypijał trzy lub cztery surowe jajka. Naiwnym konkurentom zaś, zazdroszczącym młodemu klerykowi sławy, aplikował inne mikstury. Starał się by im nie zaszkodziły ale też i nie pomogły. Sam odżywiał się dobrze, lecz nieregularnie. Zdarzały mu się dość często okresy finansowej posuchy i wówczas jadał byle co.

Giacomo Casanova urodził się w 1725 roku, gdy to o prymat w kulturze Europy walczyły dwa miasta: Wenecja i Paryż. Pierwsze kilkanaście lat życia spędzonych na Lagunie nadało młodzieńcowi szlif, ukształtowało go. W latach późniejszych edukacji dopełnił Paryż.

Jako szesnastoletni kleryk wygłosił pierwsze kazanie w kościele św. Sebastiana. Zostało ono gorąco przyjęte przez publiczność, zwłaszcza damy, i jak najgorzej przez kościelnych zwierzchników. Kleryk Giacomo, młodzian mierzący 190 cm wzrostu, atletycznej budowy, o oliwkowej cerze i lśniących czarnych włosach stał się idolem weneckich dam. I choć pierwsze miłosne kroki chłopca nie zakończyły się sukcesem, to jednak szybko karta odwróciła się a jego sława jako wyrafinowanego kochanka rosła.

Dwie siostry hrabianki Savorgnan po smacznej i radosnej kolacji znalazły się z młodziutkim księdzem w łóżku, gdzie po krótkim i w znacznej części udawanym oporze, obie kolejno mu uległy. Okazało się, ku zdumieniu kochanka, iż obie panny były dziewicami.

W swoim burzliwym życiu Casanova był duchownym, poetą, żołnierzem, dyplomatą, szulerem, dyrektorem paryskiej loterii państwowej, więźniem, szpiegiem, donosicielem, historykiem, kucharzem, obżartuchem, lecz przede wszystkim ? kochankiem.

Wielka wagę przywiązywał do swego menu. Jedną z potraw, którą preferował przed nocami miłosnymi były jaja. Giacomo domagał się ich nawet wówczas gdy siedział w weneckim więzieniu Piombi. Wejście w konflikt z władzami kościelnymi i spór z inkwizytorem groziło najstraszniejszymi karami.

Wystraszony Casanova postanowił ratować się ucieczką. Przy pomocy mnicha siedzącego w sąsiedniej celi wydrążył dziurę w grubym ołowianym dachu i przedostał się wraz z towarzyszem niedoli na niższe piętro Pałacu Dożów, który przytyka do gmachu więzienia. Było późne popołudnie. Pałac opustoszały. Dwaj bracia zakonni przemknęli więc do komnat przy głównych odrzwiach. Tam leżała podrzucona odzież Casanowy. Przebrał się w nowe szaty, braciszkowi oddał swoje podniszczone w więzieniu odzienie i zaczął łomotać w bramę. Gdy pojawił się stróż huknął na niego z góry, że zamknął drzwi nie zważając na to, że nie wszyscy panowie jeszcze wyszli. Bramę otwarto i Casanova ze swym „sługą” wyszli na Plac św. Marka.

Przez kilkanaście lat włóczył się po świecie. Zawadził i o Polskę. Był w Warszawie.

Gdy wrócił do Wenecji, a wyrok inkwizycji nadal nad nim wisiał, zgodził się, że ceną jaką musi zapłacić za przymknięcie oczu przez strażników prawa jest donosicielstwo. Został więc konfidentem inkwizycji. I teraz równie chętnie jak przedtem grzeszył, tak teraz ścigał bluźnierców i uwodzicieli. Amen.