Permanentne nowalijki

Już tylko niektórzy z nas pamiętają niosące się wiosną po ulicach nawoływanie przekupek „Świeża, młoda, ładna”. Chodziło o czerwone inspektowe rzodkiewki i był to dowód na przyjście wiosny. Całe naręcza szczypiorku, koperku czy sałaty, później truskawki i czereśnie na ulicznych straganach stanowiły punkty w kalendarzu: wiadomo było bez spoglądania na jego kartki, jaki mamy miesiąc. Przed kilkunastoma laty globalizacja spowodowała, że zaburzyły się wskazania tego naturalnego kalendarza, bo wszystko, co nazywało się nowalijkami, jadamy dziś cały rok. Nie czekamy już na świeże warzywa, nie targamy się delikatnie za ucho zjadając pierwsze czereśnie czy truskawki, bo mamy je przez cały rok. I to nawet niedrogie. Inna sprawa czy równie smakowite jak te z ogrodu, wygrzane na słońcu.

A przecież wśród dietetyków panuje przekonanie, że powinniśmy jadać tylko warzywa i owoce z naszego, najbliższego nam, ekosystemu. W myśl tych nakazów nie jedlibyśmy jabłek spod Lublina w Gdańsku, a warzywa z podwrocławskich upraw, które dojrzewają nieco wcześniej ze względu na klimat, nie powinny trafiać do naszych kuchni. Nie mówiąc już o bananach czy winogronach z południowej Ameryki, o pomarańczach, cytrynach mango czy awokado, które przecież nie wyrosną na mazowieckich polach. Pokażcie mi jednak takiego doktrynerskiego smakosza, który mając do wyboru piękne włoskie pomarańcze, wybierze na wiosnę niepozorne jabłko z sąsiedniego sadu.

Zjadamy dzięki globalizacji ogromne ilości owoców przez cały rok. Warzywa w wielkim wyborze trafiają na stoły, nie rujnując domowych budżetów. A wyniki badań stanu zdrowotności wykazują, że poprawił się on znacznie, w czym wielki udział ma jadanie dużej ilości tanich owoców i warzyw. Jak we wszystkim należy więc zachować umiar i zdrowy rozsądek. Może szkoda, że przekupki nie obwieszczają wiosny, że nie cieszymy się na pierwsze krajowe owoce, ale przecież możemy zjadać doskonałe sałatki w pochmurne zimowe i przedwiosenne dni.

Ja polecam sałatkę minutową. Należy pokroić i ułożyć na półmisku wszystkie warzywa i owoce, który mamy w domu, niezależnie od tego, skąd pochodzą, dorzucić odrobinę rukoli (najlepiej ściętej z doniczki, hodowanej w domu, bo nie potrzeba całej paczki, a tylko kilka listków, dodać garść suszonej żurawiny i bez przyrządzania sosu polać obficie cienkim strumieniem, prosto z buteleczki, rysując gęstą siatkę, koncentratem figowego lub truskawkowego octu winnego, lekko skropić olejem z pestek winogron, dodać szczyptę soli i pieprzu i podać zamiast mięsnej kolacji. Nabierana od dna sałatka sama się wymiesza i smakuje wybornie.