Rodzinne opowieści w aromacie truskawek
Mało kiedy z taką przyjemnością czytałem opowiastki o czyimś – zwyczajnym, chciałoby się rzec – życiu. W przypadku książki Anny Włodarczyk wzruszałem się zaś wraz z autorką, opowiadającą o kłopotach z ojcem, śmiałem się z żartów przytaczanych za babciami czy ciociami i wreszcie napawałem się aromatem truskawek, zrywanych prosto z grządek lub smażonych na konfitury. Oceniając książkę „Zapach truskawek”, mogę użyć mojego określenia kuchni włoskiej: jest prosta, lecz nie prostacka. To – moim zdaniem – najwyższy komplement.
Autorka to młoda prawniczka, której wielką pasją jest kuchnia i poszukiwanie nowych smaków. Swoje wrażenia opisuje na blogu prowadzonym od kilku lat i cieszącym się sporym powodzeniem. W debiutanckiej książce zamieszcza także szereg przepisów, które najpierw parokrotnie przetestowała we własnej kuchni. Taka rzetelność – zwłaszcza w dobie pośpiechu i powierzchowności – skłania do szacunku i sympatii dla autorki.
Czytałem tę książkę jeszcze przed jej opublikowaniem i napisałem wówczas o niej te słowa: „Zwierzęta się wypasają; człowiek je, ale umie jeść tylko człowiek inteligentny”. Pisząc te słowa, cesarz europejskich smakoszy Anthelme Brillat-Savarin chyba nie przewidywał, że ponad dwieście pięćdziesiąt lat później pojawi się na naszej planecie osoba, która jak nikt inny będzie wierna tej zasadzie. Nie mógł też przypuszczać, że Anna Włodarczyk pójdzie krok dalej – autorka „Zapachu truskawek” bowiem nie tylko umie jeść, ale potrafi także o tym wspaniale opowiadać. Jej rodzinne historie są pełne ciepła, mądrości, miłości, a także apetytu… na życie. A proste i smakowite przepisy spełniają całkowicie kolejny wymóg francuskiego mistrza, który celnie stwierdził, że „odkrycie nowego dania większym jest szczęściem dla ludzkości niż odkrycie nowej gwiazdy”.
Buszujemy więc w tym gwiazdozbiorze z wielką frajdą i nadzieją, że takich jak my – poszukiwaczy nowych smaków – będą całe rzesze. Życzymy im smacznej lektury!
I słowa te podtrzymuję po ponownej lekturze oraz skorzystaniu z kilku pierwszych receptur.
Komentarze
Dzień dobry z zachmurzonej, mokrej stolicy 🙂
Rozejrzę się za tą książką. Cieszy mnie miła opinia Gospodarza, bo lubię blog tej autorki, nie raz chyba tu cytowany. A tu link, warto zaglądać: http://strawberriesfrompoland.blogspot.com/
Barbaro 🙂 , to rzeczywiscie interesujacy blog a pani Anna mowi w ktoryms z wywiadow:
„Wierze w sile prostoty, nie lubie udziwnien w kuchni. Przewaznie bazuje na sezonowych skladnikach, a te jak wiadomo sa najtansze.” Wsrod osob, ktore ja inspiruja, wymienia Rachel Khoo, Angielke, mieszkajaca w Paryzu. Popatrzcie sami, czy nie jest urocza?
http://www.youtube.com/watch?v=Hun_yj5u4S0
Jestem zadowoloną posiadaczką książki Rachel Khoo „Mała paryska kuchnia” z dość prostymi, ale smakowitymi przepisami 🙂
Rzeczywiście, śliczna i pełna wdzięku dziewczyna. Pod tym linkiem, można też poczytać więcej o niej, http://mintaeats.com/2014/03/19/rachel-khoo-gotowanie-w-warszawie/
Wybrałam się w poszukiwaniu szparagów, niestety, za pęczek dość mały 9-12 zł. Pocieszam się młodą kapustą…
…a ja się uśmiałam, czytając poniższe:
http://foch.pl/foch/1,132906,15815731,Polak_za_granica___calkowita_zmiana_priorytetow_.html
Alicja
28 kwietnia o godz. 13:00
A cóż Cię to tak rozśmieszyło, droga Alicjo, jeśli wolno zapytać?
Nie wiem co Alicję, ale mnie rozbawiły jadowite komentarze.
Witam, mnie zasmuciło, że osoba z wyższym wykształceniem w dobie internetu tak mało wie o świecie.
Co mnie rozśmieszyło? Wydaje mi się, że autorka nie ma pojęcia, o czym pisze i opowiada głupotki na podstawie „kilkunastu artykułów przeczytanych w prasie”.
Ciekawa jestem, kogo ona chce przekonać, że emigracja, nawet ta tymczasowa, jest złem wszelakim?
„Jednak najpierw nakreślę, że jestem mężatką, tuż przed 30-stką, mieszkam z mężem w dość dużym i ładnym mieszkaniu w nowym budownictwie i nie wybieramy się za granicę. Mi udało się znaleźć po studiach tylko dorywczą pracę, więc żyjemy z pensji męża, który ma dobry zawód w branży IT (aczkolwiek nie zarabia kosmicznych pieniędzy, tylko trochę powyżej średniej krajowej).”
Też bym nie emigrowała w takiej komfortowej sytuacji. „Mi się” nic nie udało znaleźć, a już najbardziej mieszkania – mimo posiadania książeczki mieszkaniowej. Ale to były dawne czasy i trudno porównywać z obecną sytuacją.
Moim zdaniem to bardzo dobrze, że w dzisiejszych latach Polacy mogą wyjechać kiedy chcą i gdzie chcą, pracować , oszczędzać albo tracić – granice, przynajmniej w krajach UE już nie istnieją. Rozumiem, że autorka pisze przede wszystkim o emigracji zarobkowej. A co w tym złego? Nie ma w kraju pracy to jadę tam, gdzie jest i pracuję za tyle, za ile mi się opłaca, nieważne, czy to zmywak czy pizzeria, czy zawód wyuczony (to by było najbardziej pożądane, myślę) ważny jest cel, jaki sobie wyznaczyłam.
😆
http://www.youtube.com/watch?v=fEk8J-br0U8
Na rozweselenie oglądnąłem Skrzynecką i jestem ok.
https://www.youtube.com/watch?v=I0CcrTsLYqs#t=215
Jagodzie dziękuję za jedną z moich ulubionych piosenek, chociaż wolę ją w innym wykonaniu; ta Kotulanka z latami wyblakła jakoś. Swoją drogą teksty Młynarskiego i Osieckiej nadal bronią się wspaniale, no i Przybora i ze czworo innych – jakich mieliśmy wspaniałych tekściarzy!
Widzę, że jakieś mało znane osoby czepiają się Alicji – o, nieładnie. Nie chcę używać mocniejszych słów, bo ogólnie jestem w nastroju afirmatywnym dzisiaj.
Pyro, czy zwracając się do Alicji trzeba Ciebie prosić o zgodę?
Czy Ty pełnisz rolę blogowego cenzora, cadyka, ORMO-wca, czy czegoś tam jeszcze?
Faktem jest, że odpowiedź Alicji nie wyjaśniła przyczyny jej wesołkowatości, ale to już inna historia.
Nie, Tam i tu” – nic z cenzury. Po prostu są osoby (w tym Pyra) które lubią wesołą Alicję. Ponuraków mamy w nadmiarze, a ludzi słonecznych stale brakuje, więc nie tępmy ich, bo cui bono?
Pyro, a co ma piernik do wiatraka?
Lubię ludzi pogodnych, wesołych i potrafię – tak mi się wydaje – odróżnić osoby pogodne od… niemądrych.
Wiesz czym się różni pesymista od realisty?
Na stwierdzenie pesymisty: już gorzej być nie może, realista doda: może, może…
Czy to oznacza, że realista jest smutasem???
Pyro, karcisz ” tam i tu ” a ja nie zauwazylam niczego obrazliwego ani agresywnego
w jego wpisie o 13:27. Odczytalam to raczej jako propozycje do dyskusji na temat artykulu,
ktory umiescila Alicja. Chyba na tym polega wymiana zdan, nie musimy miec tej samej opinii na dany temat ale mozemy argumentowac, czyz nie? Nie wydaje mi sie, zeby Alicja potrzebowala Twojego wsparcia. Nikt jej nie obrazil, tak mi sie przynajmniej wydaje.
„Tam i tu” – nic tak nie brudzi, jak atrament, a w obecnych czasach klawiatura, o cadyku blogowym względem Pyry już było, tylko pod innym nickiem 😉
Przyczynę „wesołkowatości” wyjaśniłam o godz. 15:08
U nas nadal chłodno, chociaż słonecznie. Nie lubię poniedziałków, zwłaszcza, jak coś trzeba zrobić, być gdzieś, bo terminy itd. Nawet kotka ma jakieś humory i znowu wskoczyła na stolik, chociaż wie, że jej tam nie wolno 👿
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3788.JPG
Alino – nikogo nie karcę, grzecznie się wytłumaczyłam i tylko poprosiłam, żeby dać spokój Alicji. Bo o problemach takich czy innych możemy wieść dyskurs, o osobach raczej nie, bo nam się zrobi magiel.
A wracając do meritum, czyli dylematów emigracyjnych (bo od tego się zaczęło) juź kiedyś wyłożyłam swoje zdanie: o emigracji mówiono jako o wyjazdach wymuszonych przez wojny, politykę, klęski głodowe itp Teraz, kiedy granice są otwarte, a ludzie jeżdżą za pracą, na uczelnie, za przygodą, albo z chęci wyrwania się z zaścianka, nazwałabym to korzystaniem z wolności – mogą, to jadą. Ich wybór.
Bardzo smaczne truskawki kupiłam dziś w Tesco, dojrzałe i słodkie.
Kwitnących konwalii jeszcze nie widziałam, ale rośnie już rabarbar i za chwilę będzie można upiec ciasto rabarbarowe.
W pierwszym linku podanym przez Barbarę jest mowa o soku z kwiatów czarnego bzu. Na północy czarny bez jeszcze nie kwitnie, ale zachęcam do zrobienia sobie takiego soku.
Można też już teraz przygotowywać syrop z młodych pędów sosnowych, dobry środek przeciwkaszlowy nie tylko dla dzieci. Zachęcona przez koleżankę mam zamiar w tym roku zrobić taki syrop. Jest łatwy w przygotowaniu, a niedużych sosen nie brakuje w mojej okolicy.
Krystyno, juz upieklam pierwsze ciasto z rabarbaru. Bylo pyszne. Truskawek raczej nie kupuje, bo prawie zawsze jestem rozczarowana smakiem.
Rabarbar widziałam już na straganie, a wokół kwitną bzy, czeremchy i kasztanowce. Konwalie pewnie lada dzień. Krzewów czarnego bzu tu sporo, ale samochodów jeszcze więcej. Trzeba by ruszyć gdzieś dalej od miejskich zanieczyszczeń.
Rabarbar kupiłam i upiekłam małą tartę, bo zostało mi troszkę ciasta od mazurków. Bardzo lubię rabarbarowe ciasta, to było jeszcze posypane płatkami migdałów, które delikatnie się przypiekły i są chrupiące.
Szparagi dziś widziałam po 8 zł, jutro pewnie się skuszę.
U mnie wychodzi lubczyk, cebulica syberyjska pięknie kwitnie i pokazały się fiołki. Żonkile i krokusy się rozwinęły.
Rabarbaru ani śladu.
Tereska Pomorska donosiła już parę dni temu, że u niej forsycja już przekwita, a u mnie jeszcze pąków nie widać.
Jest 15C, ale opalać to bym się jeszcze nie opalała.
Poza tym wystawiłam figi, bo w zeszłym roku trochę późno je wystawiliśmy i owocowały późno. Za późno, szczerze mówiąc.
Jagódki muszę wsadzić do ziemi, jakaś w miarę nowa odmiana, ciekawam, co mi z tego wyjdzie. Muszę trochę ziemi zakupić.
Jak znam życie, ptaki będą miały radochę 🙄
Albo chipmunki 😉
Takie sobie zakupiłam, na półcień i ostrzejszy klimat.
http://search.millcreeknursery.ca/11050005/Plant/1550/Chippewa_Blueberry
Nisia i a capella pewnie się z nas śmieją, bo u mnie też dopiero rozkwitł bez i trawa naprawdę zzieleniała 🙂
W Warszawie bez jeszcze w pąkach.
Cieszę się, że Gospodarz recenzuje książki blogerek i blogerów, bo nie zawsze dobry blog przekłada się na dobrą książkę.
Przyjęła mi się znów bazylia i w końcu rozmaryn w piątym chyba podejściu 🙂
Ten bez w sensie, że pojawiły się pąki Małgosiu W 🙂
A ja już wczoraj dostałam bukiecik bzu w pełnym rozkwicie – tego zwyczajnego, drobniutkiego, w bzowym kolorze, który kiedyś rósł przy każdym, wiejskim płocie. Pachnie, jak w Tuwimowskim wierszu.
U mnie, dzisiaj, bez wreszcie pachnie 🙂 Wczoraj były pąki, rozwinęły się w dzisiejszym słońcu. Pierwszy rabarbarowy kompot za nami 🙂 Ciasto jest w planach. Pewnie upieczemy w czwartek.
Bzy u Yurka: https://www.youtube.com/watch?v=Ku08EbF-rLc 🙂
Małgosiu, w naszej części miasta bez już w rozkwicie 🙂
Wyjeżdżając z Lublina zostawiłem bez w rozkwicie. 🙁
Na pocieszenie w Białowieży znalazłem smardze 😀 https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/Smardze#slideshow/6007218482352057362
Duże M, w życiu nie śmieję się z nikogo!!!
U mnie jest korzystny dla roślin mikroklimat, więc różne rzeczy rozwijają się wcześniej niż np. w Warszawie.
Trawę już miałam dwa razy koszoną, ale bez jest aktualnie w rozkwicie. Konwalie nieśmiało zaczynają, takie „wcześniaki” jak miodunka, żonkile, hiacynty, krokusy i fiołki dawno przekwitły. Magnolia białorózowa też, teraz kwitnie purpurowa Susan. Sasanki mają swoje pięć minut. Najdziwniejsze w tym czasie: pąki na różach. Nie na nowych, prosto „od krowy”, tylko na niektórych z tych, co przezimowały. Prymulki, skalnice, stokrotki mają się świetnie. Zakwitają puszkinia i kokoryczka. Jeden rododendron przekwita, zaczynają następne i azalie dwie też. Dzisiaj zakwitł mój ciemnopomarańczowy kuklik górski, Geum montana (wszystko co ma w nazwie „górski” lubię z zasady). Co tam jeszcze? Wielosił. Kto nie ma, polecam bardzo!
Z doniczkowych: posadziliśmy tu i tam begonie, pelargonie angielskie, jasminum (http://rosliny.urzadzamy.pl/baza-roslin/doniczkowe/jasmin-kwiecisty-jasmin-wielokwiatowy,1_1014/) – kto lubi pachnidła, powinien sobie jasminum sprawić. Dwadzieścia hiacyntów wielkanocnie posadzonych w niedużej miednicy przeżywa właśnie apogeum kwitnienia i zapachu. Hortensja pnąca tylko patrzeć, jak zakwitnie.
Jak ja to wszystko kocham!!!
IREK!!!
Wkurzasz!
Geum montanum, sorry.
No i zapomniałam o wielkim mnóstwie małych bratków (viola cornuta).
Widzę, że towarzystwo tytaj, w pewnym sensie „hermetyczne”.
Fakt, że nie wszyscy, ale to i tak zniechęca do bywania na tych łamach.
Czy „Gotuj się” to nadal blog red.Adamczewskiego?
Bardzo dziękuję za ciepłą recenzję książki, a najśmielszych marzeniach nie przypuszczałam, że przeczytam tak ciepłe słowa od tak ważnej postaci w świecie kulinariów. Czuję wielką dumę, zwłaszcza, że na mojej półce stoi wiele pozycji Państwa (Pana i Żony) autorstwa i zawsze były one dla mnie wielkim źródłem inspiracji.
Z pozdrowieniami,
autorka „Zapachu truskawek” 🙂
Zeżarło mi tekst!
A chciałam polecić – jeśli kto nie zna, a lubi bezpretensjonalne byliny – wielosił błękitny. Spore kępy błekitnych kwiatków, po przekwitnięciu same liście też ładne. Doskonale rośnie, odpo-rny (Ha, już wiem, czemu zeżarło!) na wszystko, świetnie znosi przesadzanie i rozdzielanie, kwitnie niezmordowanie od wiosny do lata. Jedna z moich najulubieńszych bylin. Nie zawodzi.
Zapomniałam tym razem o obrazkach.
https://www.google.pl/search?q=wielosi%C5%82&client=firefox-a&hs=Utr&rls=org.mozilla:pl:official&channel=sb&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=M5xeU6euOK-A7QbJz4DYCw&ved=0CAgQ_AUoAQ&biw=1152&bih=566
Duże M, a cappella nie śmieje się z tego, co od ludzia niezależne; pokpiwać można (czasem nawet trzeba) z innych rzeczy (i często z dużą korzyścią dla „sprawy”, jeśli się trafi na podatny grunt… młody, chłonny, z dystansem do samego siebie).
Faktycznie, bzy u nas pachną oooobłędnie… już te okazałe, „szlachetne”; pod koniec marca pokazywałam pąki „dziczejących”, tych bladoliliowych. jabłonie też pachną, do tego ani się człowiek nie obejrzał, a na osiedlach wyrosły piękne ozdobne „czereśnie”, itp. okazy w różnych kolorach, zupełnie jak w Londynie (oczarował mnie wiosną 21 lat temu z powodu tych drzew ukwieconych wszędzie w okolicach rezydencjonalnych)…
Nie fotkuję już tegorocznego bogactwa – tylko się napawam! 😎
Chyba, że trafią się takie dwa okazy, że tylko Rossiniego miauczeć! (Jakość ciemna, zaparowana, repetytywna!!! 😈 <= ostrzegałam 😉 (bo to wczoraj o poranku międzydeszczowym było))
„Tam i tu” – a chcesz przejąć?
Nie łatwiej założyć własny?
Już dzisiaj w sprzedaży papierowa „Polityka”,a w niej dosyć krytyczny artykuł o „Dacz posiadaczach…co przyjeżdżają,zamykają się za bramą,piją piwo,grilują….Tak obserwuje to wójt X…”.
Poczułam się trochę nieswojo,bo na włościach staram się mieć bramę szeroko otwartą dla wszelkich gości,a jeśli już piję piwo i griluję to w celu podtrzymania dobrych stosunków międzysąsiedzkich oraz ogólno-towarzyskich 😀 ,co raczej nie powinno zasługiwać na miażdżącą krytykę wójta.A swoją drogą-miejscowi też grilują i piwo oraz inne napoje procentowe piją 🙂
Pyro-oglądałaś „Wiadomości”? W Świnoujściu urząd miasta,jak tylko może,walczy z komarami oraz planuje odziać w stylowe ubrania dorożkarzy,co wydaje mi się być bardzo
sympatycznym pomysłem.
Dzisiaj na obiad zjedliśmy pęczek zielonych szparagów polanych oliwą i sznycle cielęce.
Bardzo lubię takie wiosenne obiady.
Nisiu-właśnie się przymierzam do zakupienia bylin,co byłyby uprzejme kwitnąć całe lato
i lubiły południowe słońce.Z ubiegłorocznych zakupów znakomicie sprawdziła mi się kocimiętka.
Irku-gratulacje!
Przed chwilą zadzwoniła Żaba – jest w szpitalu w Drawsku Pomorskim, jutro ją czeka operacja ortopedyczna. Padła ze stresu przy ładowaniu na przyczepę kobyła i chyba przygniotła Żabę. Skomplikowane złamanie. W Połczynie tylko unieruchomili kość, żeby żadne odłamki już się nie przemieściły i ostrożnie, jak z jajkiem, powieźli do Drawska. Za dwa dni do Błot przyjeżdża 10 osób na majówkę; konie trzeba karmić, psy tak samo. Na razie wszystko to spadło na kark przyjaciołom Esce z Leszkiem i Łeśniczynie, ale oni mają swoją pracę, a Żabę czeka pewnie cza na wyciągu. Oj, chyba tym razem Żabia rodzina będzie musiała podziałać.
Dobrze, że nikt nie słyszał słów, jakie puściłam do słuchawki telefonicznej.
Irek, łobuzie! To jest baaardzo niesprawiedliwe, bardzo!
Oj, biedna Żaba 🙁
Pani Aniu W. – nie będziemy się przerzucać komplementami. Recenzja była szczera a sympatyków na tym blogu ma Pani sporo. Powodzenia i kolejnej książki.
Żabo czy Ty możesz chwilę żyć spokojnie?
Pyro-pozdrów od nas Żabę,oby wszystko należycie się zrosło!
Trudno sobie wyobrazić Żabę unieruchomioną w gipsie 🙁
Żabę chyba spętają wreszcie, toż już drugi raz nogę złamała za blogowej pamięci 🙄
Poszłam na przegląd techniczny, przy okazji wdepnęłam do ogrodnika. Tęsknie popatrzyłam na te wszystkie drzewa owocowe, gruchy, wiśnie i jabłonie, że o śliwach nie wspomnę. Na drzewa owocowe u mnie jest za mało gleby w glebie 🙁
Zakupiłam trzy rodzaje bazylii (purpurowa już mi ładnie w doniczce wzeszła) oraz nasturcje. Zawsze zbieram nasiona i mam „swoje”, ale ubiegłej jesieni zaniedbałam sprawę. Nasturcje są moimi ulubionymi kwiatami i nie mają żadnych wymagań, spłachetek byle jakiej ziemi i wody dla ochłody czasem.
U mnie króluje cebulica syberyjska. Króluje to za dużo powiedziane, spłachetek tu i tam, ale od paru lat dobrze się po trawie roznosi. Przy niektórych posesjach jest bajkowo błękitnie, po pierwszym koszeniu trawy – koniec bajki.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_3928.JPG
Pyro, pohoćkaj Żabę!
Alicjo, też uśmiałem się jak norka! W naszej „norce” też bywa czasem i więcej niż 10 osób. Byłem u dentysty na Brooklynie i zrobiłem zakupy w polski sklepie (tanie jedzenie) m.inn. wspaniałe matiasy. U nas takich brak. Obmusztardowałem. Ucebulowałem i zaraz Ewa poda z pyrami. Biedni emigranci muszą tanio żyć!
Irek,
a smardze nie są czasem pod ochroną? 😉
U nas nie są 🙂
Ale jeszcze za wcześnie, żebym się za nimi rozglądała
Danusiu, wielosił kwitnie do lata, potem czasem powtarza, ale za to ma zawsze ładną kępę. Niezmordowane w kwitnieniu, a potem też ozdobne z liści są hosty czyli funkie, a imię ich legion. Żurawka jest miłą byliną. Serduszka – ale kwitnie na wiosnę tylko. Z jednorocznych doceń (jeśli nie znasz) bakopę – ten kwiatek o mało poetycznej nazwie rośnie w doniczkach i z małej roślinki staje się wielką kwiatową bombą. Kwitnie aż do jesieni i nie ma żadnych specjalnych wymagań. Ja sobie bez niej życia nie wyobrażam!
https://www.google.pl/search?q=bakopa&client=firefox-a&hs=rLb&rls=org.mozilla:pl:official&channel=sb&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=H9peU5nIFsLeOYqngVg&ved=0CAgQ_AUoAQ&biw=1152&bih=566
I jeszcze przebój ostatnich lat, też, niestety, jednoroczny – za to zero problemów, jak posadzisz, to kwitnie szaleńczo do jesieni – osteospermum, czyli stokrotka afrykańska, zwana pospolicie i bez sensu szafrankiem.. Wygląda trochę jak margerytka, w kolorach głównie fioletowym, rózowym, białym, żółtym. Kocha słońce.
Zwróć uwagę na odmianę z powygryzanymi płatkami, które trochę przypominają żabie łapki.
Niech żyje nasza Żaba!
https://www.google.pl/search?q=osteospermum&client=firefox-a&hs=fOb&rls=org.mozilla:pl:official&channel=sb&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ei=zdpeU5GQHYmTOMnmgOAO&ved=0CAgQ_AUoAQ&biw=1152&bih=566
Się mi astry przypomniały – też piękne kwiatki 🙂
Dużo roboty z astrami… ale piękne, fakt.
Z astrami dużo roboty? 😮 — tylko przepikować (u nas: z grządeczki na grządkę) i potem wyrwać jakiś okazjonalny chwast, poruszać ziemię (rosną szybko).
— Pierwsze kwiatki, jakie Mama pozwoliła mi „samodzielnie mieć”, może w pierwszej klasie, może jeszcze w zerówce… 😎
Nb, takiej Wielkanocy, żeby nie tylko tulipany (przekwitały), bez, jabłonie, ale nawet kasztanowce kwitły, to doprawdy nie pamiętam!
Przy czym trzeba dodać, że chłodny kwiecień mocno przystopował wegetację… 😎
Żabo Złota – zdrowiej!
Co za pech, o takiej (wymagającej) porze roku… 🙁
PS, rodzinne opowieści w aromacie truskawek:
http://basiaacappella.wordpress.com/2007/06/04/truskawki/
(Pięćdziesiąt czy sto odszypułkowanych łubianek, oczekujących w chłodnej piwnicy na zważenie i załadunek „do skupu” – poezja!!! 😀 )
Prawdziwie aromatyczne truskaweczki dopiero/już kwitną (co pokazywałam „Z Okazji Nemo”)… czyli 4-6 tygodni czekania… tylko 😀