Udana zimowa niedziela z Italią w tle
Nie zapowiadało się tak miło jak było w rzeczywistości. Niedzielny ranek był chłodny i wilgotny. Ale tuż przed południem wyszło słońce i od razu zrobiło się sympatycznie i znacznie cieplej.
Najpierw Barbara pojechała z przyjaciółką bazar staroci na Kole. Wróciła po dwóch godzinach bardzo zadowolona. Kupiła trzynaście sztuk angielskiego fajansu z 1982 roku robionego w Staffordshire i zdobionego na niebiesko wg. starych wzorów. Pięć dużych talerzy, pięć mniejszych, średni półmisek i dwie salaterki. O kosztach nie piszę, by nie drażnić małymi kwotami oraz nie narażać się na uwagi o żonie okłamującej męża po powrocie z zakupów. A jak to wszystko wygląda to możecie zobaczyć tu:
Po południowej herbacie pojechaliśmy na krótką wycieczkę nową trasą, a właściwie miejską autostradą, prowadzącą od Powązek do wylotu na Poznań. Pięknie się jechało ale szkoda, że tak krótko. W jedną stronę bowiem tylko 10 kilometrów. Powrót zaś też zaledwie 10 km. Po kilkunastu minutach byliśmy na Żoliborzu, gdzie postanowiliśmy odwiedzić nową włoską restaurację mieszczącą się w dawnej kotłowni przy maleńkiej uliczce Pawła Suzina. Trochę trwało zanim znaleźliśmy miejsce do zaparkowania a kilkuminutowy spacer dodał nam apetytu. Lokal jest niewielki. Na parterze stoi chyba 9 stołów a na antresoli 4 lub może 5. Proste, drewniane, wygodne krzesła pozwalają na długie ucztowanie. Karta nie za obszerna ale dzięki temu utwierdzająca gości, że nic tu nie bywa wcześniej gotowane a potem odgrzewane w mikrofalach. Obsługa sympatyczna i fachowa. A na sali tłoczno (są też stoliki rezerwowane) i gwarno. Zauważyliśmy włoska rodzinę z dzieckiem, co dobrze świadczy o kuchni i kucharzu. Podczas oczekiwania na dania można obejrzeć wina leżakujące sąsiednim pomieszczeniu (służy ono także za poczekalnię gdy nie ma wolnych miejsc) i zamówić ulubione butelki. I prawdę mówiąc kupiłem dwie flasze: soave i gavi za łączną kwotę 88 zł.
Jako, że była to wczesna pora popołudniowa nie jedliśmy dużej kolacji tylko lekki lunch: szpinak smażony na maśle w sosie z gorgonzolą i czosnkiem, toskańską zupę pomidorową z kleksem ze śmietany, ravioli z grzybami w sosie szałwiowym oraz risotto al vodka e funghi porcini. Na przyszły raz odłożyliśmy spotkanie z carpaccio z polędwicy wołowej w sosie koniakowym, także z spaghetti aglio, olio, peperoncino e speck a także z krewetkami smażonymi z czosnkiem, ostrą papryczką w sosie winno-maślanym na makaronie tagliatelle, albo może z duszonym udkiem kaczym marynowanym w pomarańczy z warzywami doprawionymi grappą.
Na deser już nie skusiliśmy się i zakończyliśmy obiad maleńką filiżanką espresso podanym jak trzeba czyli z kożuszkiem piany (crema) i szklaneczką lodowatej wody.
Espresso – jego aromat i smak – przeniósł nas z Żoliborza wprost na wzgórza Toskanii. Całość wydatków nie przekroczyła 120 zł. (Wino płacone było osobno.)
Aby podtrzymać tę atmosferę pognaliśmy szybko do domu i butelkę gavi wystawiliśmy na balkon. Gdy tylko skończę ten tekst wino wróci do pokoju już we właściwej temperaturze. A ser (oczywiście bursztyn) połamany na grudki leży i nabiera pokojowej temperatury czyli takiej, w której jest najpyszniejszy.
No więc widzicie jaka to była przyjemna niedziela.
Komentarze
Przeczytałem zaległe komentarze i widzę , że na małe słowo „przepraszam ”
na tym blogu nie mam co liczyć. Są niestety osoby którym wolno wszystko.
Lubiane , hołubione, komentowane z którymi prowadzi się dyskusje , żartuje …
A to , że rzucają mięsem na lewo i na prawo, rozsyłają na prywatną pocztę lustracyjne listy chorego z nienawiści Wildsteina, oskarżają człowieka , który nie może się bronić o stalinizm , to nic, to mały pikuś, nic się nie stało…
Po co zwracać komuś takiemu uwagę, szkoda życia… Można dostać rykoszetem albo być wykluczonym. Poza blogiem tak prywatnie to owszem oceniamy, mówimy że…
Ale na blogu w żadnym wypadku .
Jak pięknie . Gra muzyka
http://www.youtube.com/watch?v=dTuIi3MC5QM
Panie Kulikowski,
Wyemancypuj się pan!
Zdrowia dam możesz ostatecznie nie pić.
Marku,
przepraszam. Przepraszam za to, że być może, mój głos sprzeciwu wobec nieprzyzwoitego zachowania Doroty, głos solidarnosci z obrażanymi, nie zabrzmiał dostatecznie głośno i wyraźnie.
Wybacz proszę.
Głęboko wierzę w to, że nikt nie jest samotną wyspą.
Milczenie wobec agresji względem drugiego człowieka jest zawsze rodzajem nikczemności.
Jeżeli nie poczułeś wsparcia z mojej strony, to znaczy, że ja się tej nikczemności dopuściłam. Wstyd mi. Przepraszam.
dorotal,
uważam Twoje zachowanie na blogu za niedopuszczalne.
Dopóki nie padną tu na tym blogu słowa przeprosin, zarówno wobec konkretnych osób, jak i wobec całego Blogowiska, zamierzam stosować wobec Ciebie ostracyzm. Ostracyzm, czyli ogólno dostępną sankcję społeczną wobec osób nie przestrzegających ogólnie przyjętych norm i zasad współżycia społecznego.
Marku, w takim razie ja chciałam Cię przeprosić, przynajmniej za siebie i tę część blogu, która „…poza blogiem tak prywatnie…”, właśnie za to, że tylko poza blogiem, albo prawie tylko poza.
Ja sama, generalnie, wolę się gdzieś zakopać i przeczekać, wychodząc z założenia, ze połowa spraw załatwia się sama przez przeczekanie, no, tak, ale pozostaje druga połowa.
Rzeczywiście „tak prywatnie” to poza blogiem burza była…
Jeszcze raz Cię przepraszam.
Zycze dnia pelnego sukcesow, zapowiada sie na wlasnie taki.
czy w zwiazku z tym, ze Dorotala szanuje i podziwiam, tez mam kogos za to przepraszac?
milego dnia tak poza tym 🙂
dziekuje Gospodarzowi za wloskie tematy – wlasnie wybywam na weekend do Mediolanu 🙂
Magdaleno,
szanowanie i podziwianie danej osoby nie musi oznaczać akceptacji dla jej zachowań niedopuszczalnych. Brak akceptacji dla zachowań nagannych nie musi być, i nie jest totalnym, odrzuceniem danej osoby. Nie oznacza też ślepoty na jej zalety. Można widzieć jedno i drugie. Podziwiać i szanować zalety, sprzeciwiac się zachowaniom nagannym.
Po prostu kieruj się własnym sumieniem.
Miłego weekendu w Mediolanie.
Tu Starsza Pyra
Marku – biję czołem i przepraszam
– za to, że Dorota nie rozumie co czyta i wybucha niewspółmiernie do obrazy.Jutro zrozumie;
– za to, że ktoś posługuje się 4 nickami wypisując na blogu obrzydliwie skatologiczne teksty,
– za to, że nie potrafimy uszanować przyjaznej przestrzeni, jaką nam tu PA stworzył,
– i za to wreszcie, że przeczekujemy w niszach kolejne burze.
Nie na moje siły użerać się z tym wszystkim. Biorę urlop.
I co Pyro?
I szlus?
To dezercja!
A tak naprawde, dajmy sobie na spocznij.
Czuję się wywołany do tablicy więc zabieram głos w sprawie poruszonej przez Marka.
Każdy z uczestników naszego blogu jest dorosły, a więc odpowiedzialny za własne czyny i słowa. Niektórych czasem ponoszą nerwy, inni rozmyślnie prowokują pozostałych, są też i tacy, którzy z premedytacją dokuczają wybranym. To przykre.
Gdybym jednak miał za wszystkie złe, obraźliwe czy ordynarne wpisy miał pozostałych przepraszać, to miałbym zajęcie na sporą część dnia. Choć na szczęście nie przez 7 dni w tygodniu.
Wprawdzie firmuję blog swoim nazwiskiem i poniekąd stworzyłem go, a także staram się pięć razy w tygodniu podrzucać temat do rozmowy, to nie mogę czuć się winnym każdej niemiłej a nie przeze mnie spowodowanej sytuacji.
Przez te lata tylko 3 razy interweniowałem jako cenzor: usunąłem komentarze. Nadal będę to robił tak rzadko. I to tylko w najbardziej drastycznych przypadkach. Mam nadzieję, że po dzisiejszej dyskusji będzie ich jeszcze mniej niż dotychczas.
Przykro mi, że musiałem napisać to, co napisałem!
Do zobaczenia w przyszłym tygodniu.
Dorotol,
Myślę, że największym sukcesem tego dnia będzie,jeśli wszyscy zastanowimy się trochę nad naszym zachowaniem :
-Ty, Dorotolu, której zdarza się zachowywać bardzo nieprzyzwoicie i agresywnie w stosunku do innych blogowiczów
-my, którzy zawsze lub czasem przeczekują różne burze czekając, aż znowu wyjdzie słońce
-oraz Ci, którzy mają tendencję do zaogniania wszelkich konfliktów zamiast dążenia do tego, by je łagodzić
Marku ? masz rację, że wywołałeś nas do tablicy.
Pyro- nie urlopuj proszę zbyt długo 🙂
SAMOKRYTYKA TO DOWÓD DOJRZAŁOŚCI POLITYCZNEJ, POKAŻ SWOJE BŁĘDY A TOWARZYSZE POMOGĄ CI JE USUNĄĆ
Co ja tu robię?
Na blogu „zaistniałam” kilka lat temu trafiwszy śladem Wojtka z Przytoka i szukając tylko kontaktu z interesującymi, dowcipnymi ludźmi pozwalającego na utrzymanie mojej polszczyzny na jakim takim poziomie. Wciągnęło mnie, wsiąkłam, uzależniłam się trochę, bo znalazłam partnerów do rozmowy, których polubiłam i cenię.
Ale nie muszę lubić wszystkich.
Nie potrzebuję afer, intryg i walk frakcyjnych, nie chcę wiedzieć wszystkiego o wszystkich. Chcę rozmawiać, wymieniać doświadczenia, śmiać się i wspominać, pomagać w miarę potrzeb i możliwości, dowiadywać się nowego, podziwiać intelekt innych i fantazję.
Nie chcę być przywoływana do porządku, strofowana i wychowywana. Nie chcę też być zmuszana do wyrażania dezaprobaty, zajmowania stanowiska i podpisywania protestów. Nie pytana o zdanie nie zamierzam publicznie oceniać cudzych fryzur, figury i ubiorów, ani też krytykować zamieszczanych w dobrej wierze zdjęć czy przepisów kulinarnych.
I chcę się odzywać, kiedy mi pasuje i milczeć, jak mam na to ochotę.
Pyro
Wiele razy uciekałem na przysłowiową chójkę z własnej winy i nie tylko. Tylko czy ciągłe ucieczki i przeczekiwanie to metoda. Ja podobnie jak Dorota jestem impulsywny i często robię rzeczy za które potem się wstydzę. Jeśli ktoś zwróci mi uwagę , że zachowałem się podle lub bez mózgowy gówniarz to staram się naprawić błędy i wyciągam wnioski. Tak jak tobie zależy mi na poszanowaniu przyjaznej przestrzeni wspólnej. Ja wiem , że zawsze w otwartym blogu może się pojawić troll i internetowa menda publikująca obraźliwe teksty ale wtedy możemy i mamy prawo zwrócić się do prowadzącego bloga o zablokowanie jego komentarzy .
Szczególnie wtedy gdy nasze prośby i napominanie nie skutkują. Niestety metoda aby odwzajemniać się za obraźliwe komentarze czymś równie dosadnym jak widać przynosi skutki gorsze od zamierzonych .
Dorota jak każda inna osoba ma prawo się bronić przed zaczepkami trolli ale wydaję mi się , że nie w ten sposób bo kolejne osoby będą uciekać z bloga i prowadzący straci ochotę na dalsze pisanie. Warto o tym pamiętać.
Myślę, że urlopy tu nic nie pomogą, a co do przepraszania, to najbardziej należy się ono panu Piotrowi, bo nie ma nic bardziej przykrego dla Gospodarza, jak skaczący sobie do oczu goście.
Masz rację Barbaro a Gospodarzowi życzę kolejnej udanej niedzieli ( a przedtem soboty 🙂 ), wyrażając podziw dla apetytu, nie tylko do dobrej kuchni ale i po prostu do życia.
@nisia:
na temat twojego wczorajszego wpisu o „statku pijanym”;
„jakas tam dziewczyna zleciala…”:
troche to mi brzmi – sama sobie winna,
chodzi wlasnie o to, ze istnieje podejrzenie, iz nie „zleciala”,
tylko skoczyla na znak protestu przeciwko mobbingowi;
niemiecka komisja sejmowa jest juz w drodze do brazylii;
artykul w wyborczej jest, niestety,”kiepskosensacyjny”
i oparty glownie na wiadomosciach z niemieckich tabloidow.
Nemo – Podoba mi się Twój warkocz.
Panie Marku – Weź się Pan w garść i pstryknij Pan coś. Co z Panem Lulkiem i Jolinkiem. Przemówienia nie zające.
Pyro – Nie wygłupiaj się.
Żabo – Wzorze mój niedościgniony 🙂
Ostracyzmu nawet z winem nie przełknę. Zostałbym sam na tym świecie.
Uparcie przyznaję rację Gospodarzowi – Stek Rzecznika nie dla mnie.
Gdy zima przyciśnie, gdy dzieciom zimno, węglem wannę wypełnie, na łyżwach jeździć nie muszą. Ich wanny, ich tragedie i bohaterstwo.
Ulżyło mi.
Fajansowe naczynia na zdjęciu – bezcenne.
I jeszcze jedno.
Jestem przeciwna budowie blogowego pręgierza, stawianiu pod ścianą i gremialnemu domaganiu się przeprosin wszelkiego rodzaju. W takiej sytuacji osoba nawet najbardziej żałująca swojego komentarza poczuje się równie skrzywdzona, jak ta przez nią obrażona, a zatwardziała tylko się upewni w słuszności swojego ataku. Osoby tu bywające uważam za dorosłe i zdolne do refleksji, jeśli da im się czas i spokój.
Cichy ostracyzm indywidualny jest tu od dawna z powodzeniem praktykowany i nie widzę potrzeby głośnych zapowiedzi tego rodzaju.
Proszę się przyznać
Trochę słońca zimą
http://www.youtube.com/watch?v=ECYuEEzRWdE&feature=related
Confess, woman, confess!
Wiem, było już, ale zawsze aktualne 😉
Od dłuższego czasu atmosfera gęstniała. Zbierało się no i w końcu wylało.
Podobnie jak Żaba i Pyra czuję się winna, że prywatnie dawałam wyraz, a na blogu byłam cicho. Nawet nie z tchórzostwa tylko z obawy, że tak lubiane przeze mnie miejsce zmieni się w magiel. No i mam efekty własnej strusiej polityki.
Panie Piotrze, mam poczucie, że śmiecimy w Pana domu i że musimy wspólnie posprzątać.
Bardzo Was wszystkich lubię, ale po raz kolejny się cieszę, że tylko czytam blog. Rzadka jest umiejętność pisania tak, żeby tekst znaczył dokładnie to, co chcemy przekazać i nie dawał pola do interpretacji. Najczęściej czytamy to, co chcemy przeczytać, widzimy to, co chcemy zobaczyć i słyszymy to, co chcemy usłyszeć. Konkludując, trzeba zakładać buty, a nie wykładać świat dywanami.
Złoty kurz pod mymi stopami, po słonecznej stronie ulicy…
Rysto (1:34), witaj.
Nemo- za całokształt 🙂
Witam.
Nemo, Ty sobie żyjesz w zupełnie innym świecie i przypuszczam, że dlatego się dziwisz, gdy się komuś zwraca uwagę na bardzo niestosowne inwektywy rzucane na kogokolwiek. Ja od ponad 20 lat żyję otoczona ludźmi, bez jakichkolwiek zahamowań, którzy nawet własne dzieci wyzywają od kabotynów, kretynek, k…, skur…. itp. Może nie nadaję się do życia w naszej epoce ale nic na to nie poradzę. Mnie Rodzice od małego uczyli, że gdy wyrządzę komuś krzywdę (również słowną), to należy przeprosić. Pewnikiem moją wadą jest nadwrażliwość na chamstwo ale akurat z tej jednej wady (wśród ogromnej ilości innych) jestem całkiem zadowolona i nie mam zamiaru się z niej leczyć.
Uważam, że NIKT nie ma prawa w tak obraźliwych słowach wyrażać się o drugim człowieku – nawet Ci o „gołębim” sercu.
Ironię i docinki akceptuję ale nigdy się nie pogodzę z inwektywami, i nie mam wrażenia, że zwrócenie uwagi na naganne zachowanie jest równoznaczne z inkwizycją. 😉
Gospodarzu, serdecznie przepraszam za bałagan, jaki narobiłam swoją reakcją.
Byku, ej, nie przekręcaj.
Nie napisałam, że spadła jakaś tam panienka.
Napisałam tak:
Jakaś panienka tam zleciała – i to już jest kryminał, bo pewnie nie miała zabezpieczenia. Ale jakoś nie widzę żaglowca bez wchodzenia załogi na maszty. Od tego są w rejsach szkolnych kadeci, żeby ich ganiać do roboty.
Tam – oznacza TAM – na tym statku, a nie jakąś tam panienkę. Jestem jak najdalsza od lekceważenia śmierci dziewczyny. Natomiast wyraziłam zdziwienie, że nie była nalezycie zabezpieczona (od wczoraj wiem już, że w praktyce załogi wpinają się dopiero po wejściu na reje). Tak czy inaczej wchodzenie na reje jest na żaglowcu normalną praktyką, ktoś musi obsłużyć te żagle. Od tego są kadeci, a na statkach cywilnych praktykanci ze szkół morskich. Po to płyną.
Sytuacji ogólnej na statku nie komentowałam, bo jest dla mnie oczywiste, że to skandal.
Nemo, za Danuśką, za calokształt 😀 !!!
Kryscha, moja Mama mawia (to w ramach zakładania butów), że jak pada deszcz to głupi siedzi w domu i ma za złe a mądry bierze parasol. Na jedno wychodzi 🙂
Zgago, Ty nie bałaganiłaś tylko próbowałaś sprzątać. A ja zamiast pomóc, udawałam że nie widzę śmieci.
Alino – publicznie oświadczam, że jesteś w ścisłej czołówce najmilszych osób na świecie!!!
Mam przed nosem małe, kochane pudełeczko. Wbrew temu, że to sól – miód na serce!
Dziękuję Ci, Dobra Wróżko Niosąca Uśmiechy!
😆 😆 😆
Koncze i jade do domu.
Mam nadzieje, ze czeka nas przynajmniej udana niedziela.
Krycha, 100/100.
Alino, dziękuję i życzę miłego dnia.
Kochani, odpuśćcie sobie. Pewnie, że kulturalne zachowanie obowiązuje. Ale jesteśmy między swoimi, a między swoimi jest tak, że jak stres przydusi, robimy się nieznośni dla najbliższego otoczenia. A sytuacja w tej chwili mało ciekawa, wszyscy jacyś rozdrażnieni i niepewni. Mam trochę znajomych w sferach rządowych, a oni sami też niepewni. Rząd robi rzeczy na pierwszy rzut oka niezrozumiałe, Balcerowicz bardzo krytykuje, w zasadzie słusznie, ale sam daje recepty równie niezrozumiałe. Zwiększenie pensum nauczycieli na przykład. Pisałem sam wczoraj, że nauczyciel to właściwie jakby w ogóle nie pracował, ale nie sądzę, żeby ktokolwiek o zdrowych zmysłach przyjął to serio. Było to nawiązanie do wypowiedzi, które kojarzą się raczej ze zmysłami zusterkowanymi co nieco.
Marku, myślę, że zadając sobie nieco trudu na przeczytanie powyższego wstępu dojdziesz do wniosku, że nie warto przejmować się obraźliwymi wypowiedziami pod naszym adresem. Spotkałem parę takich w ciągu dwóch lat pod moim adresem i mogę tych, którzy je wygłosili, serdecznie uściskać. Przynajmniej zadali sobie trud, żeby o mnie pomyśleć. A jak, to mniej ważne, zależne od chwilowego nastroju.
Zwracanie uwagi od czasu do czasu na zachowanie naganne jest wskazane, żeby uniknąć powszechnego chamstwa panoszącego się na większości blogów. Ale wydaje mi się, że niesprawiedliwe może i w ogóle nieuzasadnione połajanki, które wychodzą czasami od stałych bywalców, nie kwalifikują jeszcze ich autorów do kategorii „troll”. Ja proponuje dac szansę poprawy w każdym razie.
A zestresowanym obraźliwymi wpisami radzę przemeblowac mieszkanie albo przywrócić je do stanu pierwotnego – w zależności, co kogo może uspokoić. Ewentualnie pójść do galerii handlowej, paniom do sklepów z ciuchami i butami, panom do elektronarzędzi na przykład.
Zgago,
pamiętam z mojego dzieciństwa hasło „Ta zniewaga krwi wymaga”, ale zarzuciłam jej stosowanie już dawno 😉
Bardzo szlachetne jest spontaniczne ujmowanie się za kimś, kto sam nie jest w stanie się obronić, cudza krzywda nikomu nie jest chyba obojętna. Wtrącanie się w konflikty dorosłych osób grozi jednak czasem eskalacją, której nikt sobie nie życzy, a interweniujący chyba najmniej. Pełne dezaprobaty milczenie bywa czasem zdrowsze dla wszystkich stron zdarzenia. Milczenie nie jest równoznaczne z poparciem dla agresora.
Nie uważam też za konieczne przypominanie obrażanym osobom o inwektywach rzucanych pod ich adresem, zwłaszcza jeśli te osoby swoim zachowaniem dają do zrozumienia, że są ponad to, incydent został wspaniałomyślnie puszczony w niepamięć lub po prostu sprawy nie traktują tak poważnie jak „obrażeni w ich imieniu”.
Może masz rację, że przebywając od lat w innym otoczeniu przywykłam do innych standardów. Przede wszystkim do dawania szansy na refleksję i hamowania odruchów typu „święte oburzenie” 😉
Talerzyki takie bardzo lubię. Mamy podobne do zupy i deserowe. Do drugiego dania się zdekompletowały i chyba tylko 2 zostały. Deserowe są świetne i trwałe. Kupiliśmy w Gdyni w sklepie, który tylko angielską porcelanę oferował.
Mamy jeszcze parę rzeczy stamtąd. Niestedy bardzo dawno temu się zamknął, bo jakoś popyt był słaby. Myślę, że teraz mógłby prosperować. Mamy jeszcze całą kolekcję angielskich talerzyków deserowych kobaltowych z wzorami roślinnymi i ptaszkami, ale te zostały po rodzicach, pochodzą z czasów przedwojennych i wiszą na ścianie. Chyba ręcznie malowany, bo każdy jest nieco inny. Kiedyś było ich znacznie więcej, ale jakoś poubywały, chociaż żaden się nie potłukł.
Ja też należę do tych temperamentnych. Rozsądnie zatem będzie zabrać pręgież i inne zaogniające akcesoria. Otrząsnąć złoty pył z butów, otworzyć parasol i grzecznie udać się na chójkę.
Za zamieszanie i bałagan przepraszam Gospodarza i Blogowiczów.
A teraz idę do sklepu z elektronarzędziami 😎
Zgadzam się z Nemo, że powstrzymanie się od reakcji nie musi oznaczać akceptacji i że często przemilczenie jest najlepszą metoda. Ja przynajmniej staram sie tak zachowywać. Myślę, że obowiązek reakcji pojawia się dopiero w momentach absolutnie wyjątkowych.
Panie Piotrze,
To nie przekaska, to pelen OBIAD!
od rana zabrałam się właśnie za przestawianie gratów, potwierdzam za Stanisławem – dobry pomysł na uciszenie myśli i rozruszanie mięśni 😀
Stanisławie- i ten dzisiejszy moment taki dla mnie był.
Zgago- dzięki,że już nie jesteś krewetką 🙂
Krewetki bardzo lubię,ale z tym Twoim nowym nickiem,jakoś nie było
mi po drodze.
Stanislawie,
Absolutna zgoda, ale ostatnio zostala przekroczona nieprzekraczrna bariera. Ot co.
nieprzekraczarna, przepraszam.
Blogowi za całokształt nemo na bis:
nemo pisze:
2011-01-27 o godz. 19:39
Jeżeli ktoś ma coś do powiedzenia, proszę głośno
Jotko, Danuśko 😆 Ciekawa sprawa, jak tylko dziś powróciłam do starego nicka, to wreszcie upolowałam …… moje ukochane krewetki tygrysie. 😯
Jutro będzie „onufrowy” obiad, tsimajcie, żebym znowu czegoś nie schrzaniła. 😉
Na niedzielę mam w planie Coq au Vin. U siostrzenicy jest telewizor i namiętnie oglądałam TV Kuchnia i bardzo mi się spodobał ten przepis. Wprawdzie nie mam żeliwnego garnka dlatego nie wiem czy lepiej dusić tego kurczaka (w czerwonym winie) w garnku emaliowanym, czy ze stali nierdzewnej.
Alinko i Nemo – poradźcie. 😀
Blogowi za całokształt nemo na bis:
nemo pisze:
2011-01-27 o godz. 19:39
Jeżeli ktoś ma coś do powiedzenia, proszę głośno
http://www.youtube.com/watch?v=9Gb59LLhhck&feature=related
A taki to był miły blog 🙁
Mam pytanie. Czy ktoś z Szanownych Blogowiczy używa może patelni lub garnków „ceramicznych”? Czy można prosić o opinię o nich?
Zgago, garnki żeliwne są na ogół pokryte emalią, wiec myślę, że najważniejszą rzeczą jest grubość dna garnka.
@nisia:
przepraszam, ze przekrecilem z twojego:
„jakaś panienka tam zleciała”
na moje:
„spadła jakaś tam panienka”;
jest to oczywiscie „przekret” straszny…
jednoczesnie dziekuje za twoje objasnienia,
ktore zdradzaja interesujaca mentalnosc…
powoli swita mi w glowie,
jak byly mozliwe te dwie ostatnie katastrofy
(casa-pomorskie;tu-smolenskie)
Ja mam jeden starodawny żeliwny (emaliowany) garnek, a reszta stalowe.
Zgago,
w duszeniu ważna jest chyba powolność procesu, co uzyskasz w każdym garnku regulując temperaturę pod nim. Gotuj po prostu na małym ogniu i się nie przejmuj 😉
Małgosiu, Nemo, dziękuję. Ja miałam pewne obawy bo kiedyś czytałam, że w któryś garnkach nie powinno się przyrządzać potraw z winem, bo potrawa zmienia smak. Fakt, że czytałam to kilkadziesiąt lat temu, dlatego wolałam zapytać. 😆
Zgago,
chyba tylko w aluminiowych i emaliowanych z uszkodzoną emalią nie powinno się gotować kwaśnego, inne garnki są do wszystkiego.
Zgago,
mam stosowny , kamionkowy gar na pieczeń, podskocz, chętnie pożyczę 🙂
A poza tym Huston, mam problem – niestety, nie mogę się pozbyć tego zgrzybiałeho, białego nalotu na rozmarynie 🙁
Traktowałam go jakiś czas tą bawarką, znikło, ale znowu jest…i co ciekawe, tylko na świeżo wypuszczonych listkach. Co robić? 🙄
Szkoda mi, bo teraz nawet nie mam gdzie kupić nowego krzaczka, a nie wyobrażam sobie rozmarynu suszonego, od lat mam w doniczce, żywy.
*zgrzybiałego
Byku, przeginasz.
Przekręciłeś moje intencje, a to owszem, jest przekręt wart wyprostowania.
Niezależnie co sądzisz o mojej osobowości, nadal uważam, że sytuacja na Gorch Focku jest kryminalna.
Nadal uważam również, że żagle na statku żaglowym same się nie obsłużą. Ktoś musi wejść na reje i to zrobić. Jak świat światem robiła to i robi załoga. Na statkach szkolnych – praktykanci, którzy po to właśnie płyną, żeby praktycznie uczyć się żeglarstwa.
Mówię o normalnych statkach, z normalną załogą zawodową, nie o psychopatach. Psychopaci mobbingują praktykantów, czy kadetów (Gorch Fock jest okrętem) i to jest karygodne.Załoga zawodowa, jak mniemam, w jakimś stopniu odpowiada za życie i zdrowie praktykantów. Oficerowie na GF nie są w porządku. To jedna strona medalu.
Drugą stroną medalu jest to, że na morzu praca jest ciężka. A jeśli statek idzie pod żaglami, to nie ma cudów – załoga – praktykanci – muszą wychodzić na pokład i tyrać, ciągnąc liny albo wchodząc na reje. Od tego jest właśnie załoga – nie oficerowie. Rozmawiałam z takimi dzieciakami osiemnastoletnimi, co sześć godzin wychodzącymi do lin, niezależnie od tego, czy noc, czy dzień. Co sześć godzin zmienialiśmy bowiem hals i oni po prostu musieli przestawić wszystkie żagle na Darze – wielkie i ciężkie. Było im trudno, harowali ile sił i mieli pęcherze na rękach. Pani pielęgniarka im te pęcherze opatrywała i jak tylko wydobrzeli, znowu wychodzili do lin.
Taka jest praca na żaglowcu – niezależnie od mojej mentalności.
Pomijając takie wyjątki jak GF – pływanie na żaglowcach i praca na nich jest zaszczytem. Inne statki – kiedy spotkają się w morzu – pierwsze oddają honory żaglowcom.
Za wszystko się płaci. Czasami po prostu ciężką pracą.
To ja na koniec może powtórzę wyraźnie:
– potępiam znęcanie się nad kadetami;
– rozumiem konieczność ciężkiej pracy na żaglowcu.
Alicjo,
spróbuj ten rozmaryn (listki) przemyć alkoholem denaturowanym (takim np. do palników) i postawić go w suchszym i chłodniejszym miejscu. Albo obciąć te młode pędy do „zdrowego” i też zmienić mu stanowisko na jak wyżej.
Onufry, piękne dzięki za pyszny przepis. 😎
Nawet mi się udało niczego nie popsuć. 😉
Alicjo, to może wpadnę do Ciebie jutro około 17:00 ? 😉 😉 😆
Dzięki, Nemo.
Diabli mnie biorą na ten grzybek czy co to jest, bo uparty taki. 🙄
Na wszelki wypadek poobcinam go do zdrowych łodyg, nawet dobrze mu zrobi, jak się trochę rozkrzaczy.
Żaden ogrodnik we wsi – a trzech ich jest czy nawet czterech, nie zajmuje się sprzedażą ziół w doniczkach – w te można się dopiero zaopatrzyć na wiosnę, kiedy sprzedaje się sadzonki. Może ja powinnam założyć sklep zielarski? 😯
Wpadnij z godzinę wcześniej, Zgago, to zjesz z nami obiad 😆
Ubierz się stosownie, bo tu sypie śniegiem! Ale jest tylko -1C teraz.
Zgago, wprawdzie przepis już masz ale nie zaszkodzi popatrzeć jeszcze raz a garnek może być na przykład taki
http://www.youtube.com/watch?v=f6tNbgX7CQ0
Obok tego sznureczka, który podała Alina, znalazłam przepis na kurczaka po marokańsku. Wygląda bardzo interesująco, w dodatku przypraw tam, a przypraw!
Kto chce, niech zerknie, tylko nie o pustym żołądku – ja natychmiast poleciałam do lodówki i zrobiłam sobie kromuchę z boczkiem 😯
http://www.youtube.com/watch?v=HtYA3tC_-Q0&feature=related
Alinko, dziękuję 😆 Uff, mam podobny garnek. 😀 Jutro wieczorem zamarynuję kurczaka – szkoda, że nie starszego koguta. 😉
Mam nadzieję, że mój niedzielny obiad będzie tak samo udany jak dzisiejszy.
Oczywiście nie omieszkam zdać relacji.
Alicjo, ja jestem tak objedzona, że mnie nic nie ssało. 😉
Jestem coraz chorsza (chory – chorszy-umarły).
Ani dziergać, ani czytać, ani spać.
Ooo, zeżarło mi opis zapiekaneczki, którą właśnie mam w piecu.
Ciekawe, co było trefne.
Wczorajsze ziemniaczki?
Pół papryki?
Fenkuł?
Pół cebuli perłowej?
Kawałeczek boczku podziabany?
Jajko na twardo?
Ser?
Już wiem. Napisałam, że mnie za ssało.
Przyprawiłam tylko solą. Samo z siebie pięknie pachnie.
HA HA !
Ja też nie kopiuję na wszelki „zapadek” wpisów, a potem się dzieię, jak wcina 🙄
…to znaczy, jak przepadną.
Nekana wyrzutami sumienia poddalam sie polgodzinnemu samobiczowaniu. Obawiam sie jednak, ze przesadzilam nieco, bo mi sie „r” oberwalo.
Przeczytałam od początku i przykro mi, że atmosfera „zgęstniała”…kurcze, lubię Was czytać i „pobyć sobie” w Waszym świecie, nawet tym „zgęstniałym” bo tak bywa przecież
pozdrawiam Was serdecznie i nadmieniam ,że jesteście moją życiową odskocznią od problemów…cokolwiek to znaczy 🙂
Marzeno,
chyba już się przewietrzyło, a jak słusznie nadmieniłaś – czasem tak bywa.
Pozdrawiam serdecznie z Kingston, otulonego świeżą warstwą białego puchu. Wygląda jak w bajce, a przy tym jest przyzwoicie temperaturowo, co lubię. Wielkie mrozy na razie są gdzieś tam na biegunach.
Zgago,
Ty se zerknij na mój garnek do pieczenia rózności, wiem, już kiedyś się nim chwaliłam (jak kupiłam parę lat temu), ale jeszcze raz się pochwalę, jeszcze raz sie poklepię po ramieniu, że to był jeden z najbardziej udanych zakupów do kuchni, jakie w życiu zrobiłam. A jakie przystojne 😎
Wielgachne to nie jest, ale kurczak się zmieści i jakieś tam inne pieczenie niewielkie, indor odpada, kaczka i owszem, też się zmieści.
Indora i wielkie sztuki tradycyjnie robię w worku z tego specjalnego plastiku – plus, że nie trzeba tego co chwila polewać.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/img_5491.jpg
Piękny garnek, Alicjo 🙂 W rękawie piekę często. Bardzo pożyteczne ustrojstwo.
Dzisiaj nie chce mi się gotować na jutro. Wyciągnęłam z zamrażarki słoik z czymś. Wygląda, jakby było do makaronu. Musi być do makaronu, bo ryż mi się znudził.
Żabo, do spania. Tylko braterskich podtekstów nie wyciągaj. Nogi koniecznie.
Alicjo-przy okazji i ja se zerknęłam 🙂
Ładne to Twoje naczynie i kolor też mi się podoba.U nas właśnie się było stłukło naczynie szklane,które służyło do pieczenia kurczaków itp…
Więc teraz się rozglądam za czymś sensownym,co będzie właśnie nadawało
do pieczenia ptactwa oraz innych temu podobnych.Kiedyś się mówiło: brytfanna.Teraz chyba zresztą też.
List dostałem od Dyrekcji Generalnej …
Kazali napisać to piszę. W końcu posłuszeństwo ważna rzecz, bez tego kiszka i kwaszone ogórki.
Kiedyś byłem w takim miejscu gdzie od ponad 300 lat po łacinie gadają. Nic nie rozumiałem a szkoda bo atmosfery bym nie zepsuł swoim gadulstwem . O cnocie było, ale nie o takiej jaką każdy ma na myśli.
De Taciturnitate
Dixi: custodiam vias meas, ut non delinquam in lingua mea. Posui ori meo custodiam, obmatui et humiliatus sum et silui a bonis.
Idę rozpalić w piecu, przy okazji łeb posypię . Może coś wykiełkuje?
Jak nie, będzie można wypolerować…
Żaba chorsza ? Znaczy kolano,czy przeziębienie ?
Czy jeszcze inne paskudztwa 🙁
Alicjo, pozwolisz, że Cię zacytuję; „ło matko i córko”, jaki on jest piękny !!!
A jak pieczesz w rękawie, to skórka jest chrupka (taka pergaminowa) ? Bo ja taką uwielbiam. 🙂
Nisiu, a ta cebula perłowa, to ze słoika, czy świeża ? Jeśli świeża, to gdzie ją kupujesz ?
Marzeno, 😀 😀
Marek- ale Środa Popielcowa to w tym roku dopiero w marcu wypada 😉
Marku, popiół tylko Ci podusię pobrudzi, może lepsze jest polerowanie – byle miękką tkaniną – pamiętaj ! 😉 😉
Żabo, a u lekarza byłaś, czy znowu się sama kurujesz ? 🙁 Dbaj o siebie, bo jesteś tu niezbędna.
Zgago,
chrupka, właśnie to jest wspaniałość tego wora. Pod koniec mozna zresztą rozerwać i odpowiednio przypiec, ale i tak naprawdę jest dobrze przypieczone. W worku trzeba jeden rożek lekutko uciąć, no i działa, działa!
Udaję się do kuchni eksperymentować, juz dawno zapowiadałam…jak wyjdzie klęska, to też się przyznam.
Wszystko zilustruję.
Zgago,
„ło matko z córko” jest Cichalowe 😉
Alicjo, dołączam do podziwiaczy Twojego garnka!
Zgago, cebula perłowa z Hiszpanii chyba, była w Piotrze i Pawle. Jako też cebula słodka. Świeże obie. Perłowa bielutka i prześliczna. Słodką jedną na razie zużyłam, do jakiejś zbiorówki, więc nie wiem, co z tą jej słodyczą. Tej perlowej chyba będę szukać, ładna i łagodna.
wpisywalem sie juz ze siedem razy, raz na powaznie, raz dja laj, nieparzystosc z przewaga potencjalnego drobiu, kazden raz budzil watpliwosc, dajej nierozwiana,
Dorotol potrafi mnie wkurwic przegieta werwa, Jotka czasem lekcja, biore na klate, bo ludzie dorosli, rozumni i z misja, Hertz’es czasami nie graja, reszta bedzie milczeniem, bo kartofel dochodzi,
Misiu, wystygles?
🙂
Pyra, jak po urlopie?
ps lubie tu bywac, nie palcie zagli,
Zgago – jeszcze – ona jest duża, ta cebula. To nie są te małe perełki ze słoiczków. Duża jak normalna, nasza, polska-nie-kreolska.
Drogi Panie Misiu – Concaluit cor meum intra me – et in meditatione mea exardescet ignis czyli ma Pan serce gorące i użył Pan miotacza płomieni, rzecz ludzka 🙂
Król Dawid tak śpiewał, śpiewam i ja, chórem śpiewajmy. Radujmy się.
Dobrej nocy 🙂
Z polerką muszę uważać bo jak wyjdę przez czapki to olśnienia ludzie mogą dostać , nie mówiąc o kierowcach. Jakie to niebezpieczne!!!
Ja przez czapki i stłuczka na każdym skrzyżowaniu. Bach !!!
http://www.youtube.com/watch?v=_pY08e_tdtA&feature=related
Sławkowi żona przyszła i kartofel dochodzi (albo odwrotnie) .
Idę smażyć kotleta . Może zdążę przed północą . Będę w rytm tłukł tłuczkiem. Jeśli zbyt wolno to świnia sobie zasłużyła.
http://www.youtube.com/watch?v=5XwBG2ggLTE&feature=related
Jemu tylko kartofle w głowie, pewnie z alkoholem. Nie kryję oburzenia. W dodatku ma klatę, a ja ?
Serdecznie Państwa pozdrawiam.
Nisiu, mnie się perłowe skojarzyły z tymi malutkimi, bo takie widziałam w jednym z filmików Aliny. 🙂 A „Piotr i Paweł” jeszcze do mnie nie dotarli. 🙁
Placku, Ty już idziesz spać ? 😯 😀
Marku, to włóż kapelusz, przecież na czapkach asortyment nakryć głowy się nie kończy – fakt, panowie mają skromniejsze możliwości od kobiet. 😉
Placku, ja bym raczej była za tym, wypić już co nieco pociągnełam, ale starożabia łapa przy pląsaniu jeszcze skrzypi
Nunc est bibendum, nunc pede libero pulsanda tellus
Danuśko, dyć pisałam, że za pośrednictwem Laurentego najlepsza górna połowa poznańskiej grypy mnie dopadła
Czy ta perłowa jest lepsza od czosnkowej?
Marku, do kotletów to raczej to:
http://www.youtube.com/watch?v=ivvn04Zdxt4
Na tych brawkach możesz sobie nóż ostrzyć.
A potem bęc ją…
No masz, zamiast do spania, Żaba w skrzypiące pląsy 🙄 Co pociągnęłaś, kobieto?
Żabo, nie wiem, czosnkowej nie kupowałam, bo wolę normalny czosnek, a poza tym de gustibus itd.
Perłowa bardzo mi się spodobała, jest bielutka, taka świetlista. Łagodniejsza od zwykłej, ale cebulowa.
Zgago, tak sobie właśnie pomyślałam, że chodziło Ci o te malutkie. Też je kiedyś kupowałam w słoiczkach, marynowane. Nadają się do sałatek i do dekoracji, np. śledzi róznych.
Haneczko, nalewkę z wiśni, hopsa, hopsa!
Nisiu, ta czosnkowa w ogóle czosnkiem nie pachnie, jest biała i kulista, nie mam pojęcia skąd nazwa
Wszystko przez to, ze spać też nie mogę
No, tak jest teraz, od kuchni.
http://alicja.homelinux.com/news/img_5492.jpg
Jerzor się spóźnia (zapowiedział za późno) na obiad, to ja sobie odeszłam od kuchni na chwilę i patrzę na okoliczności przyrody.
Do Sokratesa mam wielki sentyment 😀
…a ten tekst to mi się nawinął (na wino czekam jeszcze), czytając dzisiejsze i wczorajsze wpisy.
Nie gniewaj się za wszystkie moje żale
Zapomnij o tym, czego nie było wcale
Zapomnij o głupich uwagach PRZY STOLE,
Już nie myśl o żartach zupełnie nie w porę
Przepraszam za słońce przepraszam za deszcz
Za wszystko, za co tylko chcesz
O wszystkim, co było głupie i złe
Zapomnij, zapomnij przepraszam cię
Jeszcze kasztany nie szumią, i jeszcze nie pachnie wiosną, ale co szkodzi, by taką radosną…
http://www.youtube.com/watch?v=bIbgg2Ca1vk
No widzisz, Żabo. Potęga słowa pisanego. A ja się zasugerowałam.
Ewo,
póki pamiętam:
Z Bośni do Serbii (Belgrad), stamtąd do Sofii, potem rowerem w dół rzeki Struma (Strymonas) do Grecji, do Salonik. Stamtąd pociągami i pieszo do Stambułu, skąd był plan żeby promem do Odessy, ale ten nie pływał z powodu świąt prawosławnych. Po tygodniowym pobycie w Stambule podróż do Konstancy i dalej na północ, bo przez Naddniestrze nie puszczali cudzoziemców. Potem przez Kiszyniów do Odessy.
Młodzi zjawili się na kolacji plus jedna studentka geeologii. Po zupie dyniowej i łososiu duszonym w białym winie (plus ryż i sałata) gorąca dyskusja na temat kolejnego referendum. Tym razem w sprawie oddania broni wojskowej trzymanej w domach do arsenałów 🙄
Dojdzie do tego, że tylko bandyci będą uzbrojeni – powiedział Osobisty 🙄
O, znalazłam portret cebuli perłowej.
http://www.e-piotripawel.pl/zakupywarszawa/cebula-perlowa_ps-208197-27.html
Placku, w glowie, to ja mam juz purée, flaszke obok, w klatce trzymam podroby, serce? kawalek ma Nemo,
jestem slabozbrojny bandyta
Za Markiem i Plackiem cytat z 33
Jeśli człowiek pragnie żywota długiego,
Jeśli również pragnie szczęścia prawdziwego,
Niech języka strzeże od złego troskliwie
A, usta jego nie mówią zdradliwie,
Niech się nawróci, jeżeli przewinił
Niech szuka pokoju i niech dobrze czyni.
znalazlem perle cebulowa, tez fajna, choc nie tak intymnie dziewicza
http://3.bp.blogspot.com/_ztzCcmsjwt0/TRs0sNIFRUI/AAAAAAAABOc/klQX4oO2jIM/s1600/Nowe1Perla.jpg
tak wygląda czosnkowa
http://www.fresh24.pl/Produkt/Cebula_czosnkowa_imp.aspx?pos=iXu4yAXl+M0=
Stanisławie,
jeden raz odezwałem się do Ciebie, a właściwie tylko na Twój wpis w sposób, nazwałbym go: szczekekliwy. O ile wiem, zreflektowałem się i przeprosiłem. Chodziło o Twojego krewniaka i o rekordy karpiowe.
Opowiem, że jako dziesięciolatek już latałem z wędką po gliniankach i łowiłem co się da. Czasem trafiał się karasek, przeważnie ale kiełbie. Te akurat wrzucałem do 200-litrowej beczki pod okapem altanki na działce. A raz, jak sobie tam wrzuciłem wędkę i zaraz miałem sukces (bo przecierz nie karmiłem biedne zwierzęta) dopadła mnie przy tym matka. Dostałem kazanie którego nie zapomnię i śmię twierdzić, że dla mnie to było kazanie ostateczne, jeśli chodzi o kwestię respektu przed stworzeniem. Łowiłem od tego czasu tylko pod jednym aspektem: zdobycz musi być spożyta, a jeśli nie, to nie mogę tego procederu tolerować. Dlatego może ciut spontaniczna reakcja.
A teraz stary wic:
Zaproszony myśliwy jest prowadzony po rewirze. Nagle wyskakuje czternastokońcówkowy jeleń, gośc się zakłada, gospodarz podbija mu strzelbę i przeprasza:
Chłopie, ten niestety nie dla nas.
Dalej, wyskakuje rekordowy odyniec, gospodarz protestuje: to akurat ma być baza dla rekonstrukcji dzikostanu (wiem, cholera, że oni maja na to swoje terminy).
I doszli na koniec na skraj lasu, a tam nagle niespodzianka:
Zając z obandażowaną głową, na temblaku, na kuli i gospodarz na to:
A, to Jasiu, na tego strzelamy wszyscy.
http://www.e-piotripawel.pl/zakupywarszawa/cebula-perlowa_ps-208197-27.html
http://pl.foodlexicon.org/s0000540.php
http://pl.foodlexicon.org/p0000690.php
Niby ta perłowa to raczej por niż cebula
Żaba do poczty.
Esuniu 🙂
Nemo, a jak wysoka jest frekwencja na tych licznych referendach ?
Nisiu, na zdjęciu te cebule błyszczą jak perły. Ja się przerzuciłam na szalotki, jakoś mi są bardziej „podchodzące” – no może nie tyle mi, ile mojej wątróbce. 😉
Sławku, perła cebulowa wygląda ciekawie. Jakoś nigdy nie umiałam wykrzesać, w sobie, zachwytów nad perłami. Co innego z …..
http://www.youtube.com/watch?v=0elOjEMPNrY
Pepegor, 😀 😀
Dobry wieczór.
Miałem wcześniej, ale dopiero właśnie wyszli.
Ktoś spyta, kto wyszli? Uspokoję, nie była to hiszpańska inkwizycja.
Miałem chęć odnieść się do sytuacji, ale czy ją jeszcze mam?
Mam.
Otóż tak, mnie absolutnie nie razi sytuacja gdzie złapią się za włosy zasiedziałe blogowe postacie.
Postacie które w wirtualu znają się od lat, a jeśli znają się również w realu, wypiły ze sobą parę win, przegadały parę nocy, obrobiły tyły paru innym postaciom, czepiały się na blogu innych, mają więc jak dla mnie stosowne uprawnienia by sobie publicznie nawtykać, dały je sobie wzajemnie.
Cóz w tym złego? Takie życie.
Czy nikt nigdy nikomu w realu nie powiedział, usłyszał, dał do zrozumienia, jesteś głupi, głupia lub coś równie niemiłego?? Jeśli nikt nikomu i nigdzie, znaczy żyjecie w cudownie odrealnionym świecie.
Niektóre sytuacje rozgrzewają pewnie światłowody prywatnych poczt do granic roztopienia, tam sobie można poużywać, ale na blogu ma być francja – elegancja i rączki na kołdrze.
Więc nie ma o co drzeć szat, mimo że to modne dzisiaj, ja nie będę za nic przepraszał.
Chyba że slawka, za to że musi pręty klaty nadwyrężać.
Do niepokoju prowadzi mnie natomiast napastliwe i niegrzeczne czepianie przez blogowych starych stażem, blogowych stażem młodych, nawet jednodniowych jak jętki, nawet czepliwych jak rzepy, nawet głośno wypowiadających się.
Ale o tym już wiecie.
A jeśli się to komuś nie podoba, niech nie czyta lub założy swój blog.
Mnie się tu podoba i nigdzie nie pójdę.
Paaa!!!
Odtworzyłam z pamięci – i chyba bardzo akuratnie, tę ‚polewkę”, jak ją nazywała moja Mama, i ciekawa jestem, czy ktoś z Was coś takiego kojarzy.
Zapewniam, że to jest smakowite i nie wymaga wiele roboty.
https://picasaweb.google.com/alicja.adwent/PolewkaMojejMamy#
O rety, już tak późno. 😯
To mykam do wyrka.
Życzę dobrej, spokojnej nocy i miłych snów – Żabo, szczególnie Tobie. 😀 😀
Anteczku, publicznie trzeba jednak język na wodzy. Dobrze przyjrzeć się słowu, zanim wyleci. W realu zabrzmi inaczej, bo mówisz także ciałem.
Pozdrowienia dla Antkowej 🙂
Idę spać, jak zwykle z rączkami pod kołdrą 😉
Zgago, myślę, że wątróbka nie będzie protestować przeciwko perłowej. Jest łagodniejsza chyba od szalotki.
haneczko 😯
rączki na kordełkę 😉
Idę doczytać i do tego tam.
Bylimy tam wtedy…
http://alicja.homelinux.com/news/Challenger-1986.jpg
Dzień dobry Wszystkim,
Ja znowu późno jak zwykle, ale cały wieczór spędziłem w sklepie z elektronarzędziami 😉 Podziwiając osiągnięcia techniki nie zdołałem się jednak pozbyć refleksji – łatwo popadamy z jednej skrajności w drugą. Zwracanie uwagi przerodziło się, przynajmniej tak mi się wydaje, w nagonkę, a chyba nie o to chodzi i tego nie lubię.
Oceniając kogokolwiek powinno się pamiętać jego /jej/ nie tylko negatywne wypowiedzi (takie padły), czy zachowania, ale również mnóstwo bardzo fajnych wpisów (takie przeważnie były), gotowośc do pomocy, w tym również pobyty i relacje z krzaków, działalność polonijna, opisy – śladami Kowalskiego i wiele innych. Przecież nie można w jednej chwili wszystkiego zapomnieć!
A w ogóle to najlepiej nikogo nie oceniać. Nie nam to robić.
Jednak to nie był zły dzień – może nawet mogę czuć się wyściskany! 😉
Co prawda wolałbym, żeby to zrobiła np. nemo, nisia lub Alinka, ale… to mi się bardzo podobało. Odwzajemniam uściskiem prawicy.
Dobranoc 🙂
Obudzilam sie rano, patrze, a tu znowu sobie z dziubkow pija. Antek pisze, ze nie ma co drzec szmat. A ja w oczach marnieje.
Nielatwo byc trolem na tym blogu. Moze, jak wszyscy wroca.
A ja powtórzę:
toja pisze:
2011-01-28 o godz. 16:06
A taki to był miły blog 🙁
no wlasnie, klasyczna nagonka
najpierw kogos prowokowac, prowokowac, kiedy nie wytrzyma, wtedy podnosza sie swiete glosy oburzenia i zaczyna nagonka, no bo przeciez agresywnego trzeba odizolowac
na tym blogu tylko niektorzy maja monopol na rozstawianie innych po katach
kiedy Nemo ponizala Nisie, wysmiewajac sie z Jej ksiazek, jakos nie pamietam wielu glosow oburzenia…
Jak dobze, ze ja nic nie mlówila…
Dzień dobry,
Żabo, mam nadzieje, że czujesz sie już lepiej. Czy chcesz posłuchać tego?
http://www.youtube.com/watch?v=aAhT5ThGzPg
Wprowadza w dobry nastrój.
Byłam na targu, kupiłam kawałek dyni i zrobię zapiekankę z mielonym mięsem.
Uprzejmie proszę o jak najszybsze usunięcie wyjątkowo niestosownego komentarza Dorotola. Nawet niesprawiedliwe pokrzykiwania nie usprawiedliwiają tego typu brzydkich insynuacji.
Pyra starsza
Konfucjusz rzekł;
,,bądź surowy wobec siebie lecz ostatni do czynienia wyrzutów innym, a narzekania będą cię omijać”
Doroto
Moje zatroskanie o Pana Lulka nie wynikało z chęci zagrabienia jego majątku.
Insynuowanie mi , że chciałem to zrobić jest … Uważam , że jako przyjaciel miałem prawo niepokoić się w sytuacji gdy podejmował decyzje zagrażające jego bezpieczeństwu. Nigdy od Pana Lulka niczego nie chciałem , ani samochodu, ani pieniędzy ani jego mieszkania.
Dla mnie „dobre serce” to kawałek dobrze funkcjonującego mięśnia . O wiele bardziej liczy się zwykła ludzka przyzwoitość.
Panie Kulikowski czy moglby Pan w koncu sie ze mna rozstac?
test:
– je tu kto?
– tu sie nie je, tu sie stuka w klawiature. nie tylko w chojke
o cholera, w piatek z rana nastapilo nowe objawienie
tym razem Marek kropka Kulikowski jako pierwszy i na dodatek guru w roli terapeuty czesci blogowiczow
a co bedzie jesli takie posiedzenie nie da nalezytego efektu?
a co bedzie jesli umiejetnosci Marek kropka Kulikowski okaza sie niewystarczajace by pomoc tym, ktorych duszami od wczesnego rana zaczal manipulowac?
a co bedzie jesli uczestnikom tej techniki terapii bedzie gorzej niz przedtem?
czy Marek kropka Kulikowski zdaje sobie sprawe z tego ze odpowiedzialny za zle samopoczucie innych i reszty? za dzielenie blogu na bioracych i nie uczestniczacych w porannych zajeciach terapeutycznych?
zeby bylo jasno, nie robie nikomu zarzutu ze sie dal wciagnac w ta manipulacje. kto chcial to sprobowal. najwazniejsze jest by miec dobre samopoczucie. jesli potrzebne jest wam jeszcze jakies inne szczegolne traktowanie, szukajcie go. kto szuka ten znajduje
czy dorotal chce czy nie, ma ochote, czy juz jej przeszlo, ja tam o stosownej porze ( 20:oo ) pije zdrowie dorotala
Kulikowski „Msciwoj” sugeruje, ze na mnie „haka” …. to takie zwierciadelko polityki, prosze Mareczku nie zaluj sobie
Mareczku badz uczciwym czlowiekiem, przeciez zaklinasz sie, iz jestes uczciwym, odslon ta swoja piers z „miesniem” i powiedz o co ci chodzi.
Marku – ja wiem, że to cholernie trudne – ale proszę, spróbuj się nie przejmować.
To rada teoretyczki, bo sama kiedyś skapitulowałam i musiałam zlikwidować własne forum na stronie – takie tam czasami leciały wodospady nienawiści. Niektórzy tak mają.
Moja starsza przyjaciółka uczyła mnie kiedyś, że życie jest jak łąka – rosną na niej kwiatki śliczne i pachnące, ale rosną też osty, pokrzywy i inne takie nieprzyjemne w kontakcie roślinki. No ale przecież nie kochasz tylko części łąki, kochasz całą łąkę. Starasz się tylko nie wleźć bosą nogą na oset.
Nienawidzę napaści, podszczuwania, podjudzania i tekstu: co tu tak miło, trzeba by zamieszać.
Ja lubię, żeby było miło. Lubię ludzi. Staram się omijać osty i pokrzywy, a kontaktować się z życzliwymi i pogodnymi. Dość się napatrzyłam na bezinteresowną nienawiść i dostatecznie dużo jej doznałam.
Chciałabym nadal móc spotykać na tym blogu miłych ludzi, zajętych smakowaniem świata.
Witajcie,
Nemo – wielkie dzięki za pamięć! Przyznam, że polubiłam tamte okolice po zeszłorocznych wojażach.
Dzień dobry Szampaństwu 🙂
Piękny dzionek – świeży puch biały i słoneczko, jeszcze trochę nieśmiałe, ale już się wygramoliło.
Marka Kulikowskiego zdarzyło mi się spotkać w realu, tak jak wiele innych osób z tego z blogu (ja się upieram przy „blogu”, a nie „bloga”). Bardzo polubiłam tego człowieka i nadal lubię, złego słowa na niego nie dam powiedzieć.
Marek występuje zawsze pod swoim imieniem i nazwiskiem (to nie jest wymagane) i zawsze odpowiada za to, co powiedział, napisał.
Harcownicy, podczytujący blog, wpadają z uciechą i podgrzewają sytuację. I wyobrażam sobie, że są i tacy, którzy dla zmyłki i śmiechu zmieniają nicki i robią zamieszanie.
Ja takiej schizofrenii jeszcze nie mam i od początku jestem jawna – inaczej nie umiem.
Podpisuję się pod tym, co napisała Nisia. Łapami wszystkiemi.
http://www.youtube.com/watch?v=2wjjyTCDp5Y&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=EEFha0Vp_aI&feature=related
Nisiu, nie ujęłabym tego lepiej.
Marku, jest tu sporo ludzi, którzy będą Cię lubić i szanować, bez względu na to, co będą wypisywać ludzie zawistni i wściekli.
A posłuchaliście sobie boskiego bluesika, którego podesłała dziś Alina?
Nie?
To koniecznie posłuchajcie, lawli jest po prostu!
Gotuję się, ale siedzę przy stole.
Nisiu, oczywiście. 😀
Haneczko, to masz tak jak ja. 😉
Nisiu…
bluesik z rana?!
http://www.youtube.com/watch?v=mTyC7Z96_-I&feature=related
Nisiu – Tak, wczoraj także sobie posłuchałem, wystarczy wyjść z cienia 🙂
Mój król bluesowy…dobra, niech będzie, że to elektryczny blues, ale blues. Kiedyś zjechał i do Kingston. Jasne, że byłam na koncercie.
Bluesik z rana jak śmietana…
Kocham całą tę geriatrię bluesowo-nowoorleańsko-dixielandową.
😆
U mnie jest dzisiaj słonecznie.
Podoba mi się piosenka podrzucona przez Marka (15:04) „ku pokrzepieniu serc”, naszych wrażliwych serc.
A to jest bardzo blusiasty blues, ja zwyczajowo słucham tego w późnym listopadzie. Nasłucham się, nasłucham…o szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny…te klimaty, a potem grudzień, styczeń…i byle do wiosny.
http://www.youtube.com/watch?v=JjQSQNNORRg
Dłubię, znaczy dziergam. Powiedzmy poddzierguję. Trochę lepiej widzę, czyżby się przejaśniało?
Alino, mam tydzień opóźnienia, w poniedziałek wysyłam, znaczy pewnie Sylwia. 😀
Dziergam żurek. Na bardzo dobrej kiełbasce. Z pysznym boczusiem. Kto chce wpaść?
Alicja, dla Ciebie podwójna porcja za tę prawidłową odmianę „blogu”!!!
Nisiu,
JA! Uwielbiam żurek 🙂 To na którą mam się teleportować?
Tu jest King of the Blues, ale dla mnie Buddy jest królem bluesa. Byłam kiedyś na koncercie, kiedy był BB King i Eric…i BB powiedział, że nikt tak nie chciał – i udało mu się – wczuć w czarnego bluesa, jak Clapton. „Tylko trzeba by go dokarmić”, dodał 😉
http://www.youtube.com/watch?v=F4OXrmxDp44
Jeśli się ugotuję, sprawię tym przyjemność osobom które i tak świetnie się bawią. Nie chcę ich swą pomocą rozpieszczać.
Gdy będę już bogaty, polecę do Polski i zaproszę się do Kotłowni. Byłem tam kiedyś w nieco siermiężnym kinie Tęcza. Miałem ciemne włosy, bystre spojrzenie i sprężysty krok. Grappy i krewetek ani na lekarstwo, lekarstw zresztą też. Po powrocie do mikroskopijnego mieszkanka wujka Witolda (kawalerka – gdy był w kuchni, jego odwłok przebywał w saloniku) dowiedziałem się, że to tam wybuchło Powstanie Warszawskie i że gdy wujek tam był, także był młody. Uwierzyłem, a w nagrodę napiłem się kawy, już powojennej, ale bardzo dobrej. Piłem ze szklanki bo delikatne filiżanki potłukły się już w 1939 roku.
Ewo – migiem! Już smażę cebulkę z danym boczusiem!!!
Nisiu,
ja wte te pierwsi swoje od razu sie zabijam, że się nie znam na gramatikopulos (takiego kolege w Grecji mam 🙄 ), tylko na rozum mi przychodzi nierozumny, że blog, to blogu. Ja jestem ze starej szkoły, poproszę o ulgę oraz stosowną dokładkę 😉
Alicjo – no i wystarczy mieć wyczucie do języka. Ostatnio rozprzestrzeniła się taka niesłuszna forma dopełniacza: bloga, bilarda. Walczę z tym jak lwica.
Ach, jak ta cebulka pachnie…
Nisiu,
Już lecę!
Przy okazji, mądre przyjaciółki to skarb.
Ewa,
przyjaciele też, bo oni podpowiadają z męskiej strony, a to zawsze daje nam inny ogląd i pogląd. Jestem troszke stara, ale z przyjaciółmi, bez względu na rodzaj żeński czy męski, do dzisiaj utrzymuję kontakt.
Dorotol,
Prosze, znajdz sobie inny blog….PROSZE.
To ja Wam opowiem coś optymistycznego.
Na dzień babci i dziadka dostaliśmy od Agatki wraz ze stosownym rękodziełem ( laurka i gliniany medalion z wylepionym kolorowymi koralikami kwiatkiem), po doniczce kwitnącychi krokusów i po ładnym pudełeczku słodkości – śliwki w czekoladzie i trufle z rodzynkami.
Jakoś tak w tygodniu Antkowa pogryzając trufła, z pewnym takim niepokojem wyczuła w ustach coś twardego, okazało się że w cukierku był kamyk, brązowy, wielkości rodzynki. Na co stwierdziłem że może firma ogłosiła jakiś konkurs z nagrodami, a może to promocja przyzakładowej przychodni stomatologicznej…. kto znajdzie w cukierku kamyk wygrywa mercedesa 300elsx turbo prima, kto złamie zęba na kamyku z naszego cukierka, implant gratis!!!! Ale na stronie producenta ani o konkursie, ani o promocjii, Antkowa wysłała stosowne zapytanie : czy państwo ogłosili jakiś konkurs, promocję……?
Po dwóch dniach przyszła odpowiedź od pani kierowniczki działu zapewnienia jakości, taka na półtora monitora, że przepraszają, że się starają, że mają systemy, ale te na kamyki są niedoskonałe i że kamyk mógł się zdarzyć wraz z rodzynkami ( cytat „ze zlepem owoców” koniec cytatu ), ale załoga walczy i proszą o adres by się słodko zrewanżować.
W piątek przyjechało kurierem pudełko, w pudełku był :
-list przepraszający
-torba płócienna na zakupy, z logo producenta
-torebka cukierków orzeźwiających
-torebka karmelków truskawkowo-smietankowych
-torebka mieszanki owocowej z nadzieniem
-torebka karmelków owocowych
-bombonierka czekoladek nadziewanych
-metalowe pudełko wiśni w likierze
Czekoladkę z wiśnią rozgryzałem bardzo ostrożnie….może pestka będzie..
Wiecie co by wtedy przysłali??
Z niezbyt miłego zdarzenia, miłe zakończenie.
Może z blogowych, wrzucanych do cudzych ogródków kamyczków, wynikną równiez jakieś paczki przeprosinowe pełne domowych wypieków, nalewek, win wyznanych, przetworów, wyrobów wędliniarskich…
Echh, pierwszy dam sobie wtedy nawtykać!
Rośnie mój pierwszy chleb na zakwasie, drożdżowych już sobie poćwiczyłem.
Proszę więc o ciszę – tu mordka z palcem na ustach-….ciiiii!!!
Alicjo,
Rzecz jasna, masz rację. Pisząc o przyjaciółkach odniosłam się do wcześniejszego wpisu Nisi, tego o łące.
Lwico – Czy i ja zostanę poczęstowany żurkiem, nie dlatego, że i ja wolę być z tego blogu, a nie bloga ? 🙂
Za talerz żurku Nisi mogę być nawet na dzienniku sieciowym. Żurka też zjem. Gdy w grę wchodzi żurek, mój język jest gotów na każde poświęcenie 🙂
Lena trzeby bylo sie tak zwrocic z czasem do „reszty” i innych osob pod wieloma nicami, ktore ciagle bruzdzily, zwracalam nawet sie z prosba o jakies reakcje do tzw. starzyzny blogu, rowniez na priv. Podsumowanie bylo, ze te nieprzyjemne wpisy to tylko dowcip. Nie ja przycznilam sie do tej sytuacji tylko jakies skowyty walcznego uczciwca, podsyconego przez wielonicowa reszte , ktora sie teraz tarza ze smiechu. Dosyc tej hipokryzji a jezeli jeszcze za malo to napiszcie tu na blogu petycje i sie wszyscy podpiszcie. Do dziela prosze
Antek…
to dla Ciebie, bo sam się prosiłeś!
http://www.youtube.com/watch?v=NsVlPkJwndY
Placku, ze tez od Ciebie takich rzeczy sie musze dowiadywac:
” blog jest rodzaju meskozwierzeceg ”
to zupelnie jak Misiu, i teraz juz wszystko jasne,
byly kiedys cukierki kamyczki, moze Antku trafiles na stare zapasy magazynowe?
Sławku – Sam jestem w szoku. Antek liczy na pestkę, czyli na 300elsx turbo prima. Materialista.
Alicjo,
dobra, kiedyś podnoszono mleczność krów muzyką Bethovena, teraz ja sprawdzę wpływ Skaldów na rośność chleba.
Morza szum jest ok, tylko czemu te mewy tak tupią?
A przeciągi, choć wizualnie ładne, zawsze szkodliwe.
Chleb póki co rośnie w zgodzie z teledyskową dynamiką, dość ostrożnie.
slawku,
co do kamyczków, jak musieliby nawyginać się w tłumaczeniach, wiesz jaki on byłby przeterminowany?
Już łatwiej zwalić na świeży zlep owocowy.
Przykład zaciekłej kłótni o nic. W Kairze czołgi na ulicach, a ja mam petycje podpisywać – sam jesteś zlep Antku, podziel się wiśniami 🙂
właśnie jak to jest, kiedyś był męskoosobowy i niemeskoosobowy a teraz jest męskozwierzęcy. Sodomia, panie dziejku!!
…i gomorka, panie dzieju 🙄
Jerzor się domaga gromkim głosem sałaty greckiej. Lecę do kuchni.
„Dobra żona tym się chlubi, ze gotuje, co mąż lubi” 😉
E tam Placku, wcale go nie chcę tego 300ekstra prima, wiesz ile to pali, na wieś nie dojadę, za nisko zawieszony, kolor pewnie by mi nie odpowiadał.
Tu nie Arabia.
Ale jakieś fajne wrotki, czemu nie??
Mój żurek jest Waszym żurkiem!
Wpadajcie kiedy tylko wola!
Antek, jesteś pewien, że to nie był Mozart?
Od niektórego Beethovena to ja, krową będąc, dawałabym od razu kwaśne. Albo kefir.
moze Z wisienką?
Już lecę do Szanownego Pana!!!
Ale popatrz Nisiu, jak to skróciłoby proces przetwórczy!
Idę pogłaskać chlebek.
Beethoven.
Na wsi jeden taki, znany na blogu z jaj, puszczał krowom takie bardziej nowoczesne kawałki. Nie wiem jak krowy z mlekiem, ale szpaki z czereśni uciekały.
Mogę się tylko domyślać, że tym specjalistą od nabiału był Sławek, cichy bohater który czereśni przed atakami „ptastwa” bronił. Tylko On może nas ocalić.
Antku – masz bardzo miłą wnuczkę, pewnie się w babcię wdała 🙂
Koniec domysłów.
Magdaleno,
jeśli mi pokażesz miejsce, w którym „Nemo ponizala Nisie, wysmiewajac sie z Jej ksiazek”, to wyślę Ci paczkę podobną do tej, którą otrzymał Antek.
Ja pamiętam tylko zdegustowanie pewnymi określeniami pod adresem dzieci chorych na raka oraz nastolatka-„gibona”, a do tego chyba mam prawo. O ile pamiętam, nie byłam w tym odosobniona.
Jeśli masz mi coś do zarzucenia, to proszę, nie czekaj pół roku na okazję 😉
Chwila…a ten żurek to był z torebki, czy własnoręcznie, żytniowo-mąkowo zakwaszany?
Ja bronię tej drugiej szkoły, wierna po grób! 👿
…i dodam, inny się nie liczy!
Antku,
mój chleb też rośnie, za chwilę zamieszę chałkę.
Byliśmy dziś z Młodymi na sankach, jakieś 18 km zjazdu 😎 Najpierw dwa razy trasa 6-kilometrowa z 500 m deniwelacji, na koniec zkazd do wsi Lauterbrunnen, kolejne 500 m niżej, trasą oficjalnie zamkniętą, ale chłop od kolejki linowej powiedział, że można bez problemu 🙄 Było trochę emocji, bo ze zbocza po prawej tuż przed nami oderwało się kilka parokilowych kamulców i wielkimi skokami podążyło w poprzek drogi i w dół przepaści po lewej 😯 Potem jeszcze przekroczyliśmy lodowisko powstałe z wody ściekającej zboczem na drogę na szerokości ca 10 m, dało nam niezłe przyspieszenie 😎
Pogoda była przepiękna, lekki mróz (u nas w dolinie -5), słoneczko i bezwietrznie, endorfiny aż szumiały 😉
Skacze sobie wróbelek po łące , aż tu znienacka narobiła nań krowa. Biedny wróbelek nie może wydostać się z pułapki. Przechodzący tamtędy wilk wyciągnął wróbelka z g…..a po czym zjadł.
A morał z tego taki . Nie jest twoim wrogiem ten co na ciebie narobił, ale nie
jest także przyjacielem ten kto cię z g…a wyciągnął.
Ale kod ffff
zjazd, nie zkazd 🙄
Czereśnie to my mamy z Peru o tej porze roku. Niektóre byle jakie, a niektóre jak prosto z drzewa zerwane, przed chwilą z ogrodu, nie wiem, na czym to polega, ale tak jest.
Idę suszyć głowę. To znaczy włosy – sobie, sobie… nie bójta się…
federacja farmeruf fyciagania z fufna,
ASzysz, ten byl jajcasz,
ze szpakow znam tylko sroki, codziennie mnie budza
kwasny Beethoven,
http://maxencecaron.fr/wp-content/uploads/2010/08/beethoven.jpg
krowy nie znalazlem
Przypominanie i wypominanie nie jest konieczne, chyba, że jest konieczne.
Idę się z mostu rzucić, może mnie ktoś ocali.
„gdybyśmy mieli tylko zalety – życie byłoby straszliwie nudne”
(S.Beckett, wyciagnęłam to ze zbiorku „Złote myśli dla szarych komórek”)
Znakiem tego, lepiej mieć zady i walety, albo jakoś tak 🙄
Placku, nie przeszedles na uklad metryczny?
ja mam same wady, i czekam
Specjalnie dla nemo
za to ze jesteś baba z jajem a nie męskim płaczkiem
http://www.youtube.com/user/lucyna52
Jeśli wypominanie komuś służy 🙄 to mogę pomóc i przypomnieć, Magdaleno, 21 lipca 2010
Nawet dość dokładnie pół roku temu 😉
Na kolację raclette.
Jutro jeszcze więcej gości, narty, kolacja dla siedmiorga, nie będę miała czasu na komentarze. Ale może to i lepiej 😉
Placku, czasem ludzie nie mogą bez tego żyć.
Antek – jak chlebcio???
Alicjo – żurek był z Winiar, papierkowy, już kiedyś śpiewałam tu pieśń pochwalną na cześć żurku Winiar w przeciwieństwie do żurku Knorra, który moim zdaniem jest bardziej chemiczny. Zapewniam Cię, że był pyszny! Wrzuciłam do niego sporo łapociej kiełbaski już podsuszonej i skwarki z łapociego boczku z cebulką perłową i czerwoną, dla rozmaitości. Jeszcze jest z pół talerza…
Placku,
na ten most nie idź, bo tam siatki założone. Już nawet zabić się nie można porządnie, skacząc z mostu samobójców 🙁
Alicjo, Ostatnio ide z zurkiem „na latwizne”, czyli kupuje z Krakusa zloik galarety typu zurek. Do tego grzyby, czosnek cebula, szynka itd…wyszedl on mi byl wspanialy.
Milego dnia.
A propos rzucania się samobójczego, opowiem Wam historyjkę.
Może już opowiadałam, ale mam sklerozę.
Do wieżowca telewizyjnego w Szczecinie przyszedł kiedyś facet i wjechał na górę, zmyliwszy ciecia. Wszedł do pierwszej lepszej redakcji i spytał: gdzie tu najwygodniej popełnić samobójstwo, skacząc z okna. Trafił akurat na redakcję programu „Śmiechu warte”, czyli polskiej mutacji „Bitte laecheln”. Nie z takimi głupimi pytaniami różni już tam przychodzili! Dziewczyny redakcyjne ani się nie zająknęły, tylko powiedziały: kibelek na siedemnastym.
Facet wszedł jeszcze jedno piętro, znalazł toaletę, otworzył okno i skoczył.
Nio.
Placku, nie warto skakać…
Leno! Przypomniałaś mi! Zapomniałam czosnek wcisnąć!!!
Ale i tak było pyszne.
Słownik ortograficzny podaje tylko jedną formę dopełniacza słowa ” blog” – ” bloga”. Mnie się jednak bardziej podoba nieistniejąca w słowniku, ale funkcjonująca w powszechnym obiegu forma ” blogu” . Ciekawe, że wyraz ” grog”, także niemęskoosobowy, w dopełniaczu ma formę ” grogu”. Nie widzę tu logiki ortograficznej. Przypomnę link do słownika ortograficznego, podany niedawno przez adama 2222 – http://www.so.pwn.pl.
Z przyjemnością przeczytałam tu bardzo wiele mądrych wypowiedzi, pod którymi chętnie podpisałabym się. Mam nadzieję, że idzie ku lepszemu…
Adamie 2222,
dziękuję bardzo 😀 Lubię słuchać Anny German.
Podczas ostatniej wizyty w Polsce nabyłam kilka opakowań białego barszczu i żurku z Winiar, ostatnio przypomniałam sobie o nich i zrobiłam ten żurek. Dodałam boczku pokrojonego w drobną kostkę i przysmażonego na patelni i jeszcze troszkę majeranku i smakował jak najlepszy żurek w pewnej restauracji w Wieliczce. Dokładnie tak samo. Hmm… 🙄 😉
Krystyno, wszystko we mnie protestuje przeciw takiej odmianie. Mówi się: grogu, stołu, wołu, progu, brogu, stogu – dlaczego miałoby się mówić: bloga i bilarda?
Słownik PWN usankcjonował czyjś permanentnie powtarzany błąd?
Jestem przeciw.
Jakby co, oflaguję się i ogłoszę głodówkę!
Żabo, odpoczywaj. Ja o Twoje zdrowie pytałam, nie o norweski wzorek 🙂 🙂
Placku, trzymaj się z daleka jakichkolwiek mostów 🙂
Blog jak bóg? Albo wróg? 😉
z daleka od 🙂
Placku – kontentuj się TYM mostem:
http://www.youtube.com/watch?v=ADyMMgewRY8
Musi Ci wystarczyć!
Dostałam od Cioci Joasi, polecam 🙂
Wysylam Ci lekarstwo na stress–Joanna—malbork /mam inny adres niż kiedyś
Recepta na życie.
Mówią, iż należy codziennie jeść jedno jabłko ze względu na żelazo i jednego banana ze względu na potas. I też jedną pomarańczę na wit. C i pół melona,żeby poprawić trawienie oraz filiżankę zielonej herbaty bez cukru, aby zapobiegać cukrzycy.
Każdego dnia należy pić dwa litry wody tak, a potem je wysikać na co schodzi dwukrotnie więcej czasu niż na wypicie.
Codziennie należy pić Activię lub inny jogurt, żeby mieć L. Casei Defensis i choć nikt nie wie co to za g.. jest, wygląda na to, że jeśli codziennie nie zjesz półtora miliona, zaczynasz widzieć ludzi niewyraźnych..
Codziennie jedną aspirynę, żeby zapobiegać zawałowi i lampkę czerwonego wina w tym samym celu, plus jeszcze jedną białego na układ nerwowy. I jedno piwo, już nie pamiętam na co. Jeśli wypijesz to wszystko razem, to nawet jeśli od razu dostaniesz wylewu, to nie masz się co przejmować, bo nawet się nie zorientujesz.
Codziennie trzeba jeść błonnik. Dużo, ogromne ilości błonnika, aż zdołasz wypróżnić cały sweter. Należy przyjmować między sześcioma a ośmioma posiłkami dziennie, lekkimi i oczywiście nie zapominając o dokładnym pogryzieniu sto razy każdego kęsa. Robiąc małe obliczonko, już na samo jedzenie zejdzie Ci z pięć godzinek.
A po każdym posiłku należy umyć zęby, to znaczy po Activii i błonniku zęby, po jabłku zęby, po bananie zęby… i tak dokąd starczy zębów..
Lepiej powiększ łazienkę i wstaw sprzęt audio, ponieważ między wodą, błonnikiem i zębami spędzisz tam dziennie wiele godzin..
Trzeba spać osiem godzin i pracować kolejne osiem, plus pięć jakie potrzebujemy na jedzenie = 21. Jeśli nie spotka Cię coś niespodziewanego, zostają Ci trzy. Wg statystyk oglądamy telewizję trzy godziny dziennie. No dobrze, już nie możesz, bo codziennie trzeba spacerować co najmniej pół godziny (dane z doświadczenia – lepiej po 15 minutach wracaj, bo inaczej z pól godziny zrobi Ci się godzina)
Należy dbać o przyjaźnie, gdyż są jak rośliny, należy je podlewać codziennie i jak jedziesz na wakacje, to jak sądzę również. Ponadto należy być dobrze poinformowanym, więc trzeba czytać co najmniej dwa dzienniki i jeden artykuł z czasopisma, żeby skontrastować informacje. A! trzeba uprawiać seks każdego dnia, ale bez popadania w rutynę, trzeba być innowatorskim, kreatywnym, odnowić uczucie pożądania. To wymaga swojego czasu. A co dopiero jeśli ma to być seks tantryczny! (celem przypomnienia: po każdym posiłku myjemy zęby!)
Na koniec z moich obliczeń wychodzi mi jakieś 29 godzin dziennie. Jedyne rozwiązanie jakie przychodzi mi do głowy, to robienie kilku rzeczy na raz, na przykład : bierzesz prysznic w zimnej wodzie z otwartymi ustami, w ten sposób połykasz 2 litry wody .
Wychodząc z łazienki ze szczoteczką do zębów w ustach muprawiasz seks (tantryczny ) ze swoim partnerem, który w między czasie ogląda telewizję i opowiada Ci co się dzieje na ekranie, w czasie gdy szczotkujesz zęby, masz jeszcze jedną wolną rękę? Zadzwoń do przyjaciół!! I do rodziców!! Wypij wino (po telefonie do rodziców przyda się)
Uff.. Jeśli zostały Ci jeszcze dwie minuty, to prześlij to dalej do przyjaciół (których trzeba podlewać jak rośliny). A teraz już Cię zostawiam, bo z jogurtem, połową melona, piwem, pierwszym litrem wody i trzecim posiłkiem z błonnikiem, nie wiem już co zrobić, ale pilnie potrzebuję ubikacji. A! po drodze wezmę szczoteczkę do zębów..
Jeśli już wcześniej Ci to wysłałem, to wybacz, to pewnie Alzheimer, którego mimo tylu środków zapobiegawczych nie uniknąłem……
Nisiu 🙄
Z torebki?! Ło matko z córko 😯
Łoczywiście wszystko na żarcie 😉 I żartobliwie
Ja sama zakiszam, bo akurat mam mąkę żytnią, specjalnie zakupiłam w tym celu, w sklepie z takimi dziwnościami, bo w supermarketach nie ma.
Winiary torebkowe (no, torba do torebki lgnie, jakby nie było…) zawsze na podorędziu, z „Bałtyku”. Sprawdziłam – mam w kredensie (pamięta ktoś takie wyrażenie?) „Sos pieczeniowy” oraz „Ziarenka smaku – ziołowe”.
O, a na temat mojej wczorajszej „polewki” nikt się nie wyraził, czy był się zapoznał, albo otarł o takie coś. Ciekawi mnie, skąd taka znakomita, bardzo prosta i smakowita zupa się wzięła, a nie mam już kogo zapytać.
Jak ktoś coś kojarzy, to niech zapoda.
Stara Żabo,
to prościejsze 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Przepis_na_zycie.html
Jerzor pozdrawia wszystkich z roweru, którym za moimi plecami hałasu robi ho-ho, i mówi, że ja nigdy o jego zadach, pardąsik, waletach, nie opowiadam wam. No to opowiadam. Hałasuje!
Już wyglądało na to,że burza minęła,ale okazuje się,że jeszcze jakieś gromy i błyskawice po niebie się tłuką 🙁
Nisiu- a ten żurek to już podany ? Czy jeszcze trochę zostało ?
Krystyno-gdzie jesteś ? Wiesz,że lubię wiedzieć,co się dzieje w mojej ulubionej Gdyni 🙂
Mieliśmy plany,by może pojechać znowu na wieś,ale poranne temperatury nas trochę zmroziły i plany zostały zmienione.
Zostaliśmy w ciepłej kuchni dusząc królika i robiąc ciasto czekoladowe.
Osobisty do królika wyjął z żelaznych zapasów całkiem przyzwoite Cotes du Rhone.
Latorośl w ramach lekarstwa na przeziębienie,co to ją gnębi od kilku dni,
raz mocniej,a raz słabiej,dostała od Ukochanego pąsową różę.
To działa ! Patrzę sobie na tę różę i od razu mi weselej na duszy 😀
I tego Wam życzę !
Wobec błędów językowych rozpowszechnianych przez Słownik PWN i usankcjonowanych autorytetem znanych językoznawców ogłaszam protest !
Na znak protestu zjadłem makowca ( dwa kawałki ) , wypiłem dwa kieliszki Pliski ( pięć gwiazdek ), i skonsumowałem dwa Kasztanki.
La Vita e Bella !!!
http://www.youtube.com/watch?v=wXNi_X2ftGY&feature=related
No teraz tak jak autor piosenki będę miał zszarganą reputację od Warszawy do Poznania 🙂
Ło, Alicjyja, Ty nie bądź taki ortodoksus!
Ja papierków dużo nie używam, ale ten żurkowy jest u mnie dyżurny.
Twojej polewki troszkę bym się bała… wygląda milutko, a po niej czasami nie lata się na czwarty zagon?…
Żabo – to jest TO!!!
I seks tantryczny.
O-jest Krystyna 🙂
Żabo 😀
Marek, oflagujemy się razem!
Tylko gdzie – pod sejmem, czy pod pałacem prezydenckim???
Danuśko – dla Ciebie zawsze zrobię świeży żurek w dziesięć minut!
A tego dzisiejszego jeszcze z pół talerza w garnku się smuci… za jakąś godzinkę wykończę biedactwo kochane.
Żadne samobójstwo, to miała być przyjemność – ucieczka z Instytutu Pamięći Blogowej, ale na moście to samo. Ruch jak na lotnisku, kolejka i kierownik kolejki, brunet zresztą, z wąsikiem. Wysłuchałem paru skarg, złamałem ołówek do podpisywania petycji i pojechałem po kawę. Tam i kolejka krótsza, i cieplej. Dowiedziałem się, że ludzie to bydło, a bydło to plastyk. To samo co na moście, na blogu i w PWN 🙂
Krystyno – mój odsyłacz jest w bliskiej komitywie z odsyłaczem Adama. Celowo nie piszę „link”, boję się, ale to i tak nieważne, bo nigdy racji nie miałem, nie mam i nie chcę mieć. Za pusty portfel można cegłą oberwać, a co dopiero za prawdę 🙂
Jeśli od tego użerania się dostanę wysypki, wytoczę Państwu proces. Wiem, że przegram, ale może wystąpię w telewizji.
Moj menczyzna nie lubił białego barszczu albo żurku , nigdy do końca tego nie wiedziałam, a on zresztą też/ doniesienie teściowej/.Kupowałam więc jedną torebkę barszczu i jedną żurku z winiar. Mieszłam obie doprawiając odpowiednio i dodając rózne dobroci. Wkładałam do gara dwie łyżki wazowe z pytaniem – kochanie będziesz jadł żur czy barszcz?.
Zupa się przyjęła , wspaniale smakuje, ale pod warunkiem , że są to winiary.
Nisiu- dzięki ! Szczecin wiosną pewnie piękny ? Się pomyśli…..
Jak się macie oflagować,to może w połowie drogi między sejmem,
a pałacem prezydenckim? To chyba wypadnie w Bliklego,bo tam dają dobre
bliny z kawiorem i zawsze można wpaść dla rozgrzewki 😉
Eska 😆 😆 😆
Placku – zależy GDZIE będziesz miał tę wysypkę, hehe.
Esko – no właśnie! Tylko Winiary. Li i jedynie.
Danuśko – genialne.
Marek, szykuj transparenty!
Nisiu
Jak nasz Prezydent zaprosi na kremówki to lecim pod Pałac. Ty LOTem a ja PeKaeSem. . Ważne : musimy zdążyć przed 10 , bo wtedy Prezes ma miesiączkę a Prezydent jest niedysponowany i go głowa boli.
Chleb jeszcze w piecu, 12 minut zostało.
W trakcie wędrówek kulinarno-piekarskich po sieci trafiłem gdzieś na taki kalkulator.
http://kalkulator.przepis-na.pl/
Nie pamiętam czy może ktoś to kiedyś podsyłał, baardzo przydatne we wszelkich przeliczankach.
Ileż to się czasami naprzeliczałem, a teraz sama czysta łatwość.
Ja? Ja torba blogowa i już napisałam, że nie nadążam za czytaniem 🙄
Owszem, flaguję się. Tak a propos…
Polska, Austria i Kanada mają te same kolory flagowe 😉
Danuśka 👿
Ty mi nie przypominaj, bo się mnie zaraz robi 🙄
https://picasaweb.google.com/alicja.adwent/WarszawaMaj2010#5477175951453542114
Widzę, że nie tylko my dzisiaj żurujemy. Kiszę z mąki żytniej przywiezionej specjalnie z NY. Tutaj nie uświadczysz! W każdym razie w rejonie Miami pustelnia żytnia.
Alicjo a kto wydał te „Myśli”? No kto?
Pytanie. Rozbił się był, no dobra, ja rozbiłem duży słój na ogórki. Czy zakiszą się w garnku emaliowanym? Czarnym zresztą…
Marek, sami se kupimy kremówki!
A może właśnie na 10-go się zaplanować – najlepiej kwietnia. Stanowilibyśmy miłą odmianę…
Alicja, to bierz flagę i przyjeżdżaj!
Alicjo- specjalnie przypomniałam,bo wiedziałam,że masz to zdjęcie w zanadrzu 🙂
A ostatnio,podczas mini zjazdu przedświątecznego,do tych blinów piłyśmy całkiem dobre różowe wino.Bo przecież nie wypadało,by 5 bab zamawiało
wódkę,choćby nawet dobrze zmrożoną.
A jak już się zjawimy pod tym pałacem, to tak nas przywitają:
http://www.youtube.com/watch?v=gOSnaswpdc0&feature=related
Przeepraaaszam WINIARY !!! J
Ciekawy kod- cyce
Poczytałem by zgłębić temat i co wiem?
Seks tantryczny najlepiej uprawiać na ćakrze sahasrara.
To taki okrągły materac.
Wyjąłem chleb, zrobiłem zdjęcia, będą dla wnuków na pamiątkę.
Antek- i co ?
Zrobiło Ci się się smutno,bo nie masz takiego materaca 😉
Materaca nie ma, ale ma chlebek!
Pokaż te fotki, Piekarzu!
Cichalu,
ja specjalnie o wydawcy nie wspomniałam, żeby mnie nie posądzono o znajomości w sferach 😉
A serio, trzymam sobie je (te myśli) tutaj na biurku komputerowym, co niekoniecznie znaczy, że zawsze z nich korzystam.
O masz! Zadzwonili BARDZO starzy znajomi, z którymi żeśmy razem tutaj wylądowali te mniej więcej 3 dekady temu, potem wyjechali (z 10 lat temu) nieoczekiwanie zjechali do Kingston i za chwilę będą. To jest nasza rodzina!
Ojej, jak się cieszę!!!
Udaję się do kuchni 😉
Nisiu- myślałam,że mogę życzyć Antkowi chleba i igrzysk.
Chleba z całą pewnością,a co do igrzysk,to może wyjaśni się później.
Żabo,
widzę, że już z Tobą znacznie lepiej. 🙂
Danuśka,
w Gdyni ostatnio bywam dość często, ale bez większej przyjemności. Przyzwyczajona do wiejskiego spokoju a bardzo często do zupełnej ciszy, z trudem znoszę gdyńskie hałasy. W ostatni czwartek poszłam na spacer z wnukiem na Bulwar Nadmorski. Chciałam przejść obok Teatru Muzycznego, ale teatr jest częściowo w remoncie / będzie dobudowywana nowa sala/ i rozbierana jest część budynku. Hałas wokół niemiłosierny.
Okrężną drogą dotarłam na bulwar, a tam miły szum morskich fal zagłuszały całkowicie gromady gawronów. W drodze powrotnej przechodziłam obok nowo wybudowanego gmachu przy Placu Kaszubskim- tam też jakieś głośne prace budowlane. Małemu to zupełnie nie przeszkadzało i spał smacznie. Ciekawe, że w domu przeszkadza mu każdy głośniejszy dźwięk, a miejskie hałasy działają usypiająco. I tak właśnie jest teraz w centrum Gdyni.
Jutro jedziemy do Gdyni do kina na film ” Jak zostać królem ?”, na seans dla rannych ptaszków o godz. 10.10. Lubię kino tak wcześnie, bo jest mało ludzi i mała szansa na spotkanie chrupaczy popcornu. No i miasto jest jeszcze ciche. Film ma bardzo dobre recenzje, więc wartogo obejrzeć.
Tak Danuśka, jest problem.
Zaradzę domowym sposobem, wytnę okrągły z takiego prostokątnego.
Nemo spokoju mi nie daje, te 18 km z górki to w jakim czasie??
Myśmy dzisiaj gnietli śnieg w Puszczy Kampinowskiej, ale gdzie tu szukać takich górek? Gdybym miał taką przy domu, to do puszczy bez samochodu moglibyśby.
Może tak również domowym sposobem, usypać?
Fotki właśnie szykuję, zaraz wrzucę.
Kiedy używam rodzynek do ciasta, zawsze je przebieram, bo wprawdzie bardzo rzadko, ale zdarzają się jakieś bardzo twarde pesteczki albo i kamyczki, tak jak u Antka. A z historii opowiedzianej przez Antka wynika, że w takich sytuacjach warto wysłać maila do producenta, bo reakcja może bardzo atrakcyjna.
Haneczko,
pisałaś, że wyjęłaś z zamrażarki słoik z czymś do obiadu. Czy to znaczy, że zamrażasz produkty w słoikach ? Bałabym się , że mogą popękać.
chleb
Krystyno, nie popękają, taka złośliwość nigdy mnie jeszcze nie spotkała. Zostawiam 3-4 cm luzu (zupom daję więcej), wieczko zakręcam lekko i gotowe 🙂 Pozdrawiam Twoją ciszę 🙂
Szwajcaria, Malta, Japonia…Indonezja?
Ale polska czerwień ma byc nieco zlamana amarantem a nie taka czerwona-czerwona
Dania
Żabo,
Szwajcaria ma kolory odwrotne niż te wszystkie wymienione państwa 😉
Antek 😯 cudo!
Antku,
jeden zjazd 6-kilometrowy to 20-30 minut. Zależnie od warunków na trasie, ilości tzw. wanien czyli rozjeżdżonych zagłębień, w które można wpaść i koziołkować, więc się profilaktycznie więcej hamuje… Tutejsze trasy saneczkowe pozwalają na rozwinięcie niezłych prędkości.
Twój chleb imponujący 😎
Mój jest właśnie w piecu, ale chyba jakiś plaskaty wyjdzie, bo ciasto chyba za miękkie, a piekę na płaskiej blasze.
Ciekawe! Biały tez nie ma być biały tylko nieco mniej biały 🙂
http://pl.wikipedia.org/wiki/Flaga_Rzeczypospolitej_Polskiej#Odcie.C5.84_czerwieni_na_polskiej_fladze
Nemo, chodziło mi o biały i czerwony, lub odwrotnie czerwony i biały, a to czy koło, czy krzyż, to już nie takie ważne
Chleb! Mniam, mniam
Ładny, Haneczko, ładny, ale na doświadczeniach to ja zęby zjadłem.
Może nie dosłownie, ale gdzieś tam w listopadzie upiekłem ( jeszcze drożdżowy) z tak chrupką skórką….był to najdroższy chleb w moim życiu.
200 zł kosztował, tyle pobrał pan Maciej, dentysta, tfu, sadysta za reperację.
Ale jak jestem mu wdzięczny!
Haneczko, Antkowa częstuje Cię wisienką w likierze.
Nie taką jak ja Placka, nie ma obaw!
Ależ się dzisiaj naudzielałem, ale to przez to pieczenie, z domu nie można się było ruszyć. Teraz sobie naleję.
Czy jest tu jakiś szkocki góral?
Niech mnie obrazi i w ramach rekompensaty przyśle…
Bo mi się kończy.
Znajomi pojechali w ubieglym tygodniu do Egiptu. Na tydzień. Via Szwecja.
Żabo,
przecież żartowałam 😉 Szwajcaria zawsze idzie własną ścieżką.
Tu dla Zgagi:
frekwencja w referendach bywa różna, długoletnia średnia wynosi 44 procent, ale jak chodziło o przystąpienie do EWR to do urn poszło 79 proc. i odrzuciło ten rządowy projekt minimalną większością głosów. W sprawie minaretów głosowało 55 proc. Przystąpienie do ONZ w 2002 interesowało 58 proc. Przystąpiliśmy 😎
Antek, ale bulka !!!
pomysle nad obelga, ale na gory nie licz, zlep juz byl, bede drazyl
Nemo,
wspaniałe widoki na Twoich zdjęciach – i te saneczkowe, i te lodowe. Chybabym się nawet odważyła na zjazd taką trasą. W domu odwagi mi nie brakuje. 🙂
Antek- chleb piękny ! Ale proszę nie niszcz prostokątnego materaca.
Krystyno-dzięki za gdyńskie nowiny.A na „Króla” też się wybieram.
Tylko jeszcze nie wiem dokładnie kiedy.
Pamiętm, była jesień – Szwajcaria
Krystyno,
na takiej też byś się odważyła 🙂 Bywają miejsca takie trochę z pieca na łeb, ale tam można hamować albo zejść podpierając się sankami. Na ogół większość tras prowadzi jednak górskimi drogami, po których górale jeżdżą latem samochodami, więc uważać trzeba bardziej na poboczach, żeby nie wypaść z drogi prosto do lasu 🙄 Na trasach z drzewami lub innymi przeszkodami i na niebezpiecznych zakrętach nad przepaściami rozpinane są siatki lub mocuje się specjalne materace.
Bedziesz miała Nemo chleb o zwiekszonej hydracji, czyli będzie bardziej wilgotny, pewnie przelałaś płyny.
Mój miał celowo w trakcie wyrabiania konsystencję gęstego gipsu, kleił się do ręki i miski, ale ponoć dzięki temu będzie bardziej wilgotnej konsystencji, jak napocznę opowiem co w środku. Ale jutro, dzisiaj dam mu spokój.
Pamiętam z dzieciństwa razowiec, był z formy, to był razowiec gigant z piekarni pana Jenszury,Jęszury?? – nie pamiętam!! pewnie miał 3 kilogramy, podzielony dwoma cięciami na trzy prostokątne bochenki, na tych cięciach pani sklepowa go rozłamywała.
Zawsze kupowałem, jeśli byłem wydelegowany, tą część boczną, tam było tyle przypieczonej, smacznej skórki. Ale mąka pewnie była inna i wszystko było inne.
Jeśli był z formy, więc może też ciasto było plaskate i dla jego okiełznania konieczna była forma?? teraz zresztą też ciemne, żytnie pieczywo jest z foremek, tyle że mniejszych. To taka moja prywatna teoria, w foremki ciasto lużniejsze, rozlewające, na bochenki , gęste, dające się formować.
Placku,
ja się zastanawiam, co oni tam namalowali, że aż musieli przykryć liściem 🙄
Jak powiem rodzinie, że chleb jest z hydracją, to nie będą chcieli jeść 🙄
Te materace w górach mam nadzieję że okrągłe?
i siatki, no, no..
Nemo – dziurawy szalik
Hydracja to zmieszana i zmielona hydra z akacją, powiedz że taka przyprawa, masz dar, przekonasz, uwierzą!!
Nemo, pokazywanie takich zdjęć jak nr 45 powinno być zakazane!
Monty ze swoimi torturami przy tym zdjęciu to mały pikuś.
Pa! dobrej nocy, idę posmucić się z Wierą Gran.
Antek, czuję się zaszczycona 😀
Zaraz , zaraz …
Jak to było?
O!
Mam !
Pokaż piekarzu co ci stoi w garażu !!!
Antek rany boskie !!!!
240 mm i prawie kilo wagi.
Pogratulować !
Antku,
tu niedaleko, w jednej górskiej wsi jest ośrodek kursów tantry 😎 jak się z tej wsi zjeżdża to jest właśnie taki widok jak na zdjęciu nr 45 😉
Mój dzisiejszy urobek. Plaskaty, ale ładnie pachnie 🙂
Goście pojawią się już na śniadanie…
Nemo
Ale chała !
No, z kilograma mąki 😎
http://www.youtube.com/watch?v=FEXzFeOrZh0&feature=player_embedded
Dorotka , Adaś i Justysia wszyscy kochają Misia:
http://www.youtube.com/watch?v=3rXpmiVdmsg&feature=related
Nemo 22;24, to tylko walnąć w ten materac na zakręcie.
Urobek imponujący, z góry nie widać że plaskaty, cóż ja przy nim…
Nemo prowokuje, Misiek prowokuje….dobrze… dobrze…..zaraz mnie poobrażają…dobrze…dobrze….
od Nemo bryndza alpejska, milka czy jakoś tak i piwo z szarotek, dobrze…dobrze…od Miśka kiszka ziemniaczana, prawie kilo, albo cała blacha rejbaka…dobrze…dobrze….
Dajcie poczytać!
I posłuchać głosu tej pięknej kobiety.
http://www.youtube.com/watch?v=6rDorBRCvW8&NR=1
No taki całkiem plaskaty nie jest, przy fi = 20 cm h= 7cm (circa) Te okrągłe ważą po pół kilo. Ale to jest chleb mieszany żytni z orkiszem i mógłby być wyższy. Ja po prostu nie ważę i nie odmierzam, tylko tak na czuja dodaję składników 😉 Maślanki jest zawsze pół litra 😎
No o kim ta piosenka o kim . Dla zwycięzcy Placek z agrestem.
Głosować bo jak nie to tak walnę pięścią w stół , że chała spadnie:
http://www.youtube.com/watch?v=9NL3vmQl9uo&feature=related
Gdybysmy mieli same zalety zycie byloby nudne,a gdybysmy mieli same wady to co by bylo? Ja lubie jedzic samochodami ktore maja same zalety i wcale nie jest nudno jest przyjemnie.
Nie ma samochodów, które mają same zalety 😎
Za dwa złote mogę pomilczeć , za darmo to wcale a wcale.
http://www.youtube.com/watch?v=X8NJAtB7uiA&feature=related
Hej, długo jeszcze będziecie się bawili w hasło-odzew? To już wolę pół litra maślanki, której serdecznie nie cierpię 🙄
A może by tak rzucić to wszystko, kupić gitarę i pojechać do Berlina na zarobek? Dam radę? Wypisz, wymaluj :
http://www.youtube.com/watch?v=LKxo3Gqkqek&feature=related
Dobranoc !
Maślanka z chałką najlepsza!
http://www.youtube.com/watch?v=EXy5KURe52c&feature=related
Maślankę bardzo lubię, ale austriacką. Tutejszej używam do ciasta chlebowego, zamiast wody.
Dobrej nocy wszystkim śpiącym i czuwającym! I pięknej niedzieli 🙂
Alicjo (19.40),
zainteresowałam się opisaną przez Ciebie polewką i spróbuję taką ugotować.Moja Mama też robiła polewkę ze zsiadłego mleka, bardzo lubiliśmy tę prostą zupę. Miała ona różne wersje i nie dodawało się do niej boczku. Mama gotowała w osolonej wodzie pokrojone w kostkę ziemniaki. Jak były miękkie , wlewała zsiadłe mleko rozbełtane z odrobiną mąki i doprowadzała do wrzenia. Do gotowej zupy dodawała przysmażoną , drobno pokrojoną cebulkę. Ja lubię polewkę z ziemniakami ugotowanymi oddzielnie, pokrojonymi w talarki.Albo z podanym oddzielnie puree. Jakoś ostatnimi czasy nie pamiętałam o tej potrawie. Dziękuję za przypomnienie!
Aaaantek, ale fajny chlebek!
Dobrej nocy życzę.
Antku, na kolana padam przed chlebem takim!
U nas dziś sajgonki zagościły na stole, jutro na „Naszej Misce” podzielimy się przepisem, nauka jedna, jak na dziś, proszę Szanownego Bloga – przy smażeniu dziwactw wszelakich, wzorem Braci Amerykanów głoszę – Safety First! Czyli bezpieczeństwo przede wszystkim. Ergo – do smażenia dziwactw na głębokim tłuszczu koniecznie zakładamy okulary ochronne. Cudem boskim nie mam poparzonego oka. Naprawdę, nie żartuję – dowolne okulary ochronne, koniecznie.
bardzo ladnie Onufry i bardzo smacznie, ja do sushi wkladam obok ogorka jeszcze kawalek omletu i bywa, ze jeszcze dlugi ped marynowanego bambusa
Onufry, bardzo wspaniała przepisa w ta „Nasza MIska”, tylko dobrze by było zatrudnić korektora (-rkę), żeby końcówki warzywom posprawdzał 🙂
Ewo z Poznania (23:23),
to coś byłoby na rzeczy. Podstawą jest kwaśne mleko 🙂
Nie żartuję – to jest przepyszna zupa, a podsmażony boczek to mój dodatek, bo w „polewce” mojej Mamy była podsmażana, na pewno na smalcu, cebula. Z boczkowymi skwareczkami – mniammmm!
Tego sie nie jada codziennie, więc raz na jakiś czas – czemu nie iść na całość 😉
Kapitan pisze:Nie ma samochodów, które mają same zalety
Jak to nie ! A fiat 126p:)
Żabo,
obiecuje(my) daleko idącą poprawę – pośpiech (oraz delegowanie czynności redakcyjnych), jak widać, czasami nie służy – będzie lepiej. Słowo 🙂
O licho! Oni rzeczywiście wpadli na godzinę (przytrzymałam na dwie i pół), i wnioski wynieśliśmy daleko idące. Oto one.
http://www.youtube.com/watch?v=PspnSmKwfu4
Alicjo, to co podawałaś uważałem dotychczas za tą ?zalewajkę?. Też dopiero niedawno musiałem się dopytywać o szczegóły.
U nas w domu, też było coś podobnego i, tyle chyba pamiętam, nie miało to jakiejś nazwy. Pamiętam tylko ten kwaskowaty smak, ten mętny płyn w talerzu z pływającymi elementami z Twojego obrazka i tłuczone kartofle. Zapytam jutro matulę. 97 obchodziła w październiku, a stale jeszcze jak encyklopedia.
Pepegoru,
zapytaj koniecznie, bo jak my nie zapiszemy, to wsiąknie to-to w dziurę niepamięci, a to pyszne takie jest. Owszem, słyszałam też nazwę „zalewajka”. Jak zwał, tak zwał, zapytaj Matulę, a teraz wznosimy kieliszki czerwonego za zdrowie WSZYSTKICH 🙂
A tak w ogóle, to czepiam się sprawy już tu chyba nieistotnej.
OK, zrobię lecz nie wiem, czy to da jakieś wyjaśnienie. Wiemy np, że receptury na bigos, to sa tylko wytyczne.
Jerzor czepił się mnie przed chwilą – zrobiłam sobie kromuchę z boczkiem, i to kromucha cieniutka, a boczku tak ze 3/4.
Niezdrowe, powiada 🙄
To najwyżej szybko zejdę, moja odpowiedź.
Ja się wychowałam na niezdrowym jedzeniu. I wbrew prognozom, i tym tam, jakoś żyję 🙄
Pepegor,
podany przez Onufrego przepis na bigos – polecam 😉
Ilości proponuję duże, zawsze można zamrozić w porcjach.
A, gwoli wyjaśnienia, że tak późno jeszcze nadaję:
Byliśmy dzisiaj wieczorem u ludzi, gdzie jeszcze nie byliśmy. Ona była u nas raz jeden i zaprosiła w rewanżu na jarmuż. Jarm( tu do cholery już nie dojdę jakie u i jakie ż) jest w tej części Niemiec bardzo poważną sprawą i egzystują w tym temacie całe wręcz szkoły. I podobnie jak przy bigosie, mieliśmy do czynienia z czysto domową tradycją. Ta jest w zasadzie prosta o tyle, że te kapuścianne łodygi obrywa sie i zagotuje na krótko, odlewa się wodę, a potem jeszcze raz na wiele godzin się dusi. Dodaje się do tego specjalne kiełbaski, boczek i podaje się do kartofli, w tym przypadku podsmażanych.
Musze się więc wyciszyć, bo czas iść spać
Ja już lecę do wyrka z książką.
Pepegor,
jarmuż znam, bo moja Mama kombinowała z różnymi takimi dziwadłami w ogródku. Toż to kapustne, ale o specyficznym, moim zdaniem ostrzejszym smaku od kapusty – nie umiem opisać smaku 🙁
Ja wszystkie takie prosto z grządki na żywo, a i przerobione kulinarnie (obróbka cieplna) – też 🙂
A to na dobranoc.
http://www.youtube.com/watch?v=7WzUZ7aXWOU
Witam.
http://www.youtube.com/watch?v=QIYvCzQpW0o&feature=related
…oraz:
http://www.youtube.com/watch?v=9JvuIQMDcsI
🙂
Coś podobnego o nazwie zalewajka robi mama zięcia. Dodaje do tego świeże grzyby, najlepiej maślaki.
Ja to zaliczam do jeszcze jednego rodzaju kartoflanki.
Wcale mi nie lepiej, może po południu.
Żabo, może jednak czas na medyka?
Raczej na śniadanie,
najbliższy medyk w poniedziałek…
To była podstawa dzisiejszegośniadania, teraz do lasu!
Miłej niedzieli wszystkim życzę!!
Witam, nieco zmarznięta po porannym spacerku. Widzę, że o zalewajce mowa, to dorzucę moją wersję tej zupy. Pamiętam ją z dzieciństwa, z czasem pewnie coś tam przeinaczyłam, ale nadal jest to zupa lubiana. W małej ilości wody gotuję posiekaną drobno cebulkę, czosnku parę ząbków, przyprawy (pieprz w ziarenkach, listek bobkowy, ziele ang.) do tego wrzucam pokrojoną kiełbaskę i na małym ogniu gotuję. Dorzucam pokrojone ziemniaki, jak już są miękkie zaprawiam wszystko żurkiem z butelki (oczywiście moja Babcia kwasiła taki żur sama), zagotowuję, dodaję majeranku i już. Na talerzu już każdy sobie doprawia po swojemu, skwareczkami z domowego smalcu, ew. śmietaną, ale wszyscy zajadaą z apetytem 🙂
Nemo, w czasie spaceru myślałam sobie – jakże inne są okoliczności Twoich wypadów – Szczęściaro 😀
Antku, Nemo, podziwiam Wasze „śniadaniowe podstawy” są wyjątkowej urody i zapewne takiegoż smaku 😀
Żabo, zdrowia życzę, może obejdzie się bez medyka?
@nisia:
okej,okej…poddaje sie…
nie wiedzialem, ze z ciebie tak wielka koryfeuszka nawigacji
-stope wody pod kilem.
Antku,
proponuję układ: wiadro bigosu, ręka księżniczki, zamek i pół królestwa za dwie kromki tego chleba, jedną dla Kotecka, jedną dla mnie – przepisem również nie pogardzę! 🙂
Po przemyśleniu stwierdzam, że o ile ręka księżniczki, zamek i pół królestwa nie będzie problemem, to jak my logistykę tego zagadnienia rozwiążemy, to nie mam pojęcia 🙂
Antku, gratuluję chleba!
Nawet widać, że nie twardy, bo dobrze wyrósł.
Zalewajka z dziecinstwa nie miała jakiejś specjalnej nazwy, tak twierdzi mama. Robiła ją na serwatce, a zagęszczała mąką. Do tego dochodziła podsmarzana cebula i ew. podsmarzany boczek. Mowiła jeszcze, że z tym boczkiem dała sobie w końcu spokój, bo ja grymasiłem. No wiecie?
W karmiku pierwszy szpak.
Idziemy za chilę do Zoo.
Podsmażana (dwa razy).
Nie, lepiej z tym u mnie już nie będzie.
Pepegor, już jest lepiej, bo zauważasz 😀
Żabo, komplement, który obchodzę nieufnie.
A w karmiku kwiczoł i gromadka jemiołuszek.
Wyjście do zoo się przeciąga.
@Byk: navigare necesse est, vivere non est necesse 😉
Pozdrawiam bardzo serdecznie, przesłonecznie, karnawałowo (uffff!… 😉 ) absolutnie Wszystkich Gości Blogu Pana Redaktora Adamczewskiego!… biernych czy chwilowo nieobecnych też… dłużej nieobecnych takoż.
😀 😀 😀
Real zasysa… totalnie… też imprezowo ;D
Jestem bardzo wdzięczna losowi za każdy okruch radości z bycia z bliskimi i lubianymi ludźmi w jednej przestrzeni fizycznej…
…także za możliwość wymienienia tu i ówdzie opinii z istnościami, których nie spotkałam (i może nie spotkam) realowo – w tym za istności, z których poglądami czy sposobem ekspresji się czasem nie zgadzam… za wszystkich sparing-partnerów, jakich spotykam w życiu: celowych i mimowolnych, metodycznych i prowokujących na oślep, mądrych-przewidujących i nieco mniej…
A Cappello – napisałam kiedyś dla zaprzyjaźnionych winiarzy balladkę z takim refrenem (poddaję pod rozwagę!):
Bo bez picia nie ma życia,
choć żeglarstwo fajne jest.
Navigare est necenne,
bibere – necesse est!
Byku – 😆
Necesse jest navigare, oczywiście.
Byku, ja po prostu z pływaniem się zetknęłam, byłam parę razy w rejsie na dużym żaglowcu i widziałam to wszystko na własne oczy.
Gdyby zawsze i wszędzie używano zdrowego rozsądku, ani tamta dziewczyna nic by sobie nie zrobiła, ani casa by nie spadła, ani tutka.
@nisia:
aj,aj,ser!
a chrzestu neptuna doswiadczyla?
Pepegor,
W czwartek zrobilam kopytka z podsmarzana cebula obsmarzanym boczkiem…dobre to bylo.
Chorenka bylam przez wieczor i nocke. Widzc, nie ten wiek i nie ten wzrok a na dodatek rozsadku brak.
Buziaki, ide czytac dalej.
P.S.
Co u Pana Lulka???? Ktos wie??? Jolinek wzywam Cie do tablicy.
Witam Szampańsko, za oknem śnieg, już tak od dobrego tygodnia, zdaje mi się, że bez przerwy.
Antek,
zamykasz słoik z zakwasem? Ja (jak się porwę na pieczenie chleba, a udało mi się parę razy), przykrywam podziurkowanym pergaminem albo folią, do wyrośnięcia. Może by tak po tym pierwszym dopełnić, zakwasić i zasłoiczkować, w lodówkę i do następnego razu?
Pepegor,
tak to u mnie się odbywało w domu, z serwatki, ale czasami, i nawet dosyć często, z pełnego mleka, które się skwasiło. Ja zakupiłam tę huślankę, już klepałam – dla mnie to jest smakiem i wszystkim jak skwaszone mleko.
Jak nie zapomnę, to następnym razem ciepne do gara jakiegoś grzybka, według podpowiedzi Żaby. Na maślaka nie mam co liczyć, ale zawsze w zanadrzu mam jakiegoś suszonego prawdziwa. A i w sklepach naszych od jakiegoś czasu uwierzono, że poza pieczarkami istnieją grzyby jadalne i na tym też można zrobić interes 😯
Lena,
dopiero co choreńka byłaś i już buziaki na prawo i lewo?! Pozarażasz nas jakąś zarazą 🙄
Nie sądzę, żeby Jolinek miała jakiś kontakt z Panem Lulkiem, jeśli, to Misio ma, albo wie, gdzie można się dowiedzieć.
Z drugiej strony – jak to mówią tutejsi…”no news is a good news”.
Alicja przypomniała polewkę, której nie pamietałam z domu. Dzwoniłam do Mamy, która jadała taką w swoim dzieciństwie, przygotowywaną podobnie. Bardzo się wzruszyła 🙂 Dzięki, Alicjo!
Kilka lat temu kupiłam płytę Szopena w niezwykle subtelnym wykonaniu Kun-Woo Paik z Warszawską Filharmonią, dyrygowaną przez Antoniego Wita. Szukałam na you tube fragment Fantazji na polskie tematy. Nie jestem pewna, ale to jest chyba to wykonanie.
Dołączam, życząc Wam udanej niedzieli.
http://www.youtube.com/watch?v=u4Gm9zDIcOI
grzyba to ja wrzucam gdzie sie tylko da
(ale oczywiscie tylko TAM);
czasami nawet jednego, jednego
– patrz:”samotny jak grzyb w barszczu”
(cytat z BPQZ : byka przyslow qlinarnych zbior)
Wspomniany wcześniej przepis na sajgonki powstaje, już za chwileczkę, już za momencik – na razie zdjęcie rezultatu 🙂
Alicjo, to nie zaraza ktora moge przeslac przez BLOG. To byla niestrawnosc zoladka. Niedlugo (moze za rok) to tylko bedzie kleik i jakies otreby na mleku, czego Nikomu nie zycze. Dzisiaj zupa pomidorowa a potem gotowane mieso w jarzynkach + ziemiaczne puree. Do czego to doszlo… a mam ochote na shabowe z kapusta!!!!
Buziaki Alicjo, moze zaczaruje Cie tymi schabowymi, takie pachnace prosto z patelni….
Składniki:
500 g wołowiny bez kości
4 łyżki oleju
3 łyżki masła
2 duże cebule
2 łyżki mąki
sól, pieprz
Albo takie befsztyki wiejskie z „Gazeta”…
Dla mnie teraz nie do strawienia, ale za tydzien to kto wie.
Mięso umyj, osusz, zmiel w maszynce do mięsa, wyrób na jednolitą masę z 2 łyżkami oleju i 2 łyżkami zimnej wody oraz szczyptą pieprzu. Zwilżonymi dłońmi uformuj dość spore owalne kotlety. Na patelni rozgrzej masło, zeszklij na nim pokrojone w piórka cebule, dopraw solą i pieprzem. Na drugiej patelni rozgrzej mocno pozostały olej i smaż oprószone mąką befsztyki, po 3 minuty z każdej strony. Gdy będą gotowe posyp solą i pieprzem z obydwu stron, przykryj smażoną na maśle cebulą i trzymaj na małym ogniu pod przykryciem jeszcze 3 minuty.
Buziaki
Moje młodsze dziecko z pierwszego małżeństwa wydawało dzisiaj obiad dla nowego proboszcza, który je niedbale i pośpiesznie potraktował chodząc po kolendzie. Dziecko postanowiło księdza obłaskawić (nie powiem co ja bym zrobiła) i zaprosiło na obiad. Już z tej okazji dostałam makowiec i taki zawijantus z marmoladą (pewnie zamiast powideł?), a teraz zięć dąży w moją stronę z nadwyżką dewolajów (nie wiem czy to prawdziwe de volaille, ale i tak nie pogardzę), idę przygotować soki dla dzieci – odwrotną pocztą
Nemo, czy chodzi się po kolendzie (od zbierania datków), czy po kolędzie od śpiewania?
Leno mogę ci przesłać numer telefonu do Pana Lulka. Kontakt do mnie :
ostart_kulikowski@op.pl
Stara Zabo, ja nie jestem Nemo, ale zycie mnie nauczylo, ze sa od zbierania datkow. No prawda musi byc, dala za malo.
Żabo,
zawsze tylko kolęda . Kolenda w ogóle nie istnieje. Już podawałam ten link, ale nie zaszkodzi jeszcze raz http://www.so.pwn.pl .
Obejrzałam dziś film ” Jak zostać królem”. Bardzo mi się podobał i mam nadzieję, że Colin Firth dostanie za tę rolę Oscara i że nie będzie to jedyny Oscar dla tego filmu. Jak na tak wczesną porę było bardzo wielu widzów, wszyscy raczej dorośli, widać że spragnieni dobrego kina. Naprawdę polecam, chyba że ktoś wolikino akcji.
Nemo też nie zastapię, nawat nie próbuję ale wetknę swoje.
Nie wiem po czym chodzi ksiądz, ale wiem że ponoć, tak mówią, prezes nawet chyba też, że Kolenda to chodzi ścieżkami kłamstwa i manipulacji.
Krystyno, Kolenda istnieje!!
A film mamy w planie, tyle nominacji a i temat ciekawy.
Jak zjem, poodpowiadam na wezwania i petycje.
Dobry wieczór!
Ode puerilis continens exhortationem ad diuinas leges colendas
Ciekawy artykuł. Zwróciłam uwagę, ponieważ moja synowa, kanadyjska Chinka, nie mogła pojąć, o co w tym wszystkim chodzi, mimo moich tłumaczeń – pewnie żle tłumaczyłam 🙄
Nie przyszło mi do głowy, żeby ją jakoś wcześniej przygotować na niektóre szczególne okoliczności zwiedzania Krakowa i nie tylko Krakowa. My to mamy jakoś we krwi, starzy Polacy, nawet emigranci na rubieżach, a ona po raz pierwszy była wtedy w Europie.
http://wyborcza.pl/1,75480,8977011.html?as=1&startsz=x
colendus m. (feminine colenda, neuter colendum); first/second declension
which is to be cultivated
which is to be protected
To teraz kulinarnie:
Doskonałe paszteciki z francuskiego ciasta z nadzieniem mięsnym i grzybowym – wręcz mistrzosto świata
zupa pomidorowa – taka sobie (chyba był jeszcze barszcz?)
płaty z kurczęcych biustów, zwijane z zieleniną, panierowane i smażone – bardzo dobre
Potrawka z kury ? , jeszcze nie kosztowałam
sałatka z selera, orzechów, rodzynek itp – doskonała
buraczki na jarzynę – moim zdaniem niedoprawione
i przywoź tu obiad chorej matce, nie dość, ze pod nos, to jeszcze wybrzydza 😉
Żabo,
a komu chce się jeść, grypując? 🙄
Nikomu, na jedzenie patrzymy z obrzydzeniem. Chętnie pijemy rosołek!
Tylko niech nam ktoś ugotuje i poda w filiżance, a potem zadba o to, żebyśmy przyzwoicie przykryci byli i, jak mawiała moja Babcia – się wypocili.
Żabo,
my wiemy, że jesteś poliglotką, ale nie wszyscy Ci tu dorównują. Liznęłam bardzo dawno trochę łaciny, ale wiedza uleciała. Bądź tak dobra i przetłumacz to łacińskie zdanie.
Przypuszczam, że wyraz kolęda pochodzi z łaciny. Zajrzałam do Kopalińskiego, ale on się wykpił i w ogóle o niej nie wspomina.
A w życiu , aby nie komplikować sprawy, nie przyjmuję kolędy, tylko księdza. Jest to , moim zdaniem, bardzo dobre rozwiazanie dla obydwóch stron.
Krystyno,
u mnie na wsi (Dolny Śląsk) mówiło się, że ksiądz przychodzi po kolędzie , albo że z kolędą
Nigdy nie dochodziłam, jak poprawnie powinno być, ale pamiętam, że my tak z daleka od szosy i byliśmy na końcu księżowego kolędowania, przy tym moi rodzice nie chodzili do koscioła. Ksiądz przychodził, mój Tata wyciągał gąsiorek wina własnej roboty (najczęściej dzika róża) i dyskutowali sobie godzinami. Mój Tata nie dał się nawrócić, ponieważ uważał, że chore zwierzę jest ważniejsze, niż niedzielna „suma” o 10-tej rano, a ksiądz Tadeusz uważał, że o tej porze wszyscy powinni być w kościele i już.
Witaj roztańczona A capello 🙂
Ave, Colenda Blogowicze 🙂
(w tym wypadku Colenda=”Admirowani”)
Sam już nie wiem co powinno być moim językowym kompasem. Za każdym razem gdy już wiem, reguły ulegają drastycznym zmianom. Osobie która jest półglotą nie jest łatwo, ale rozumiem co to znaczy „bimbere” – pić bimber, navigare, cantare i kalendare.
Jedynie Alicja wyraźnie się nad „time” znęca, mimo tego, że time Jej oszczędził, ale skoro time nie protestuje, niech im na zdrowie będzie 🙂
Wiem, że pochwały nie są tak interesujące jak nagany, ale pragnę uznanie dla Byka. Ustąpił Nisi jak przysłowiowy Jentelmen 🙂
Zacznę od sprawy bardzo pilnej!
Onufry; pół królestwa, zgoda; zamek, może być; bigos, jak najbardziej; ale ta ręka księżniczki….wiesz, rozumiesz, korci bardzo, ale nie mogę….
Chcę uniknąć zgrzytów w domu.
Tak więc z wymiany raczej nici.
Chyba że potraktować propozycję literalnie, Ty mi prześlesz rękę księżniczki luzem, ja Ci wyślę te dwie kromki razowca i przepis.
A pyszny on jest, tak wyobraź sobie kromkę, na niej kawałek śledzia z oleju i cebulę w kostkę krojoną7.
Alicjo, zakwas mieszka w słoiku tak tylko zahaczonym pokrywką,, tak że przy podnoszeniu lepiej chwytac za słoik niz pokrywkę.
Ja swoją resztkę karmię nadal, nabrałem ochoty na więcej… zresztą księżniczka czeka…
Polewki którą opublikowałaś nie znam, nigdy nie spotkałem, nie słyszałem, ale przypomina , jak zauważono, składnikami zalewajkę- w niej biały barszcz, a nie zsiadłe, kwaśne mleko jak u Ciebie.
Bedzie ona jakaś ziemniaczano-serowo-serwatkowa??
Pewnie kiedyś spróbuję, lubię takie bida-zupy.
Temat zacierkowo, zalewajko, zarzucajkowy był juz kiedyś tu przerabiany.
Do zalewajki bardzo pasuje wrzucić gąski – grzyby, ale skąd je teraz??
Żaba poleca maślaki, może z każdym grzybem jest dobra?
Prośba do osób, które czytają ten blog, ale wpisują się sporadycznie : sprawdzajcie, pod jaką datą się wpisujecie, bo okazuje się np.,że pod tekstem Gospodarza z 24 stycznia na końcu komentarzy są wpisy z 26 stycznia a także z dzisiejszego wieczora / Ambiros/. Obawiam się, że prawie nikt ich nie przeczytał, a szkoda,bo są ciekawe. Ale w tym wypadku wina leży chyba po stronie Redakcji, bowiem na stronie tytułowej Polityki widnieje fragment blogu właśnie z 24 stycznia i tym chyba zasugerowali się wpisujący.
Krystyno – Parę uwag Oskara Kolberga o kolędzie, może Cię to zainteresuje.
Na mojej stronie tytułowej Polityki wszystko w porządku, ale wspomniane przez Ciebie komentarze rzeczywiście ciekawe. Dziękuję 🙂
Krystyno,
to chyba nie jest wina redakcji, tylko jak ktoś się wpisuje pod datą, która już minęła…no to się mija 🙄
Rozmawiałam z Panem Lulkiem! (dzięki za namiary, Lena!), pozdrawia blogowisko!
Placku,
ja się nad różnymi rzeczami znęcam i przerabiam poczwórnie albo i więcej razy, ale liczę na ulgę, ze względu na „time” 😉
Alicjo – Bardzo słusznie, wszyscy mają u mnie ulgę, tylko sobie ulżyć nie mogę, bo protekcja to grzech 🙂
U mnie słońce wielkości organicznej kapusty, ale ptaszki jeszcze nie szczebiocą. Jedna kapusta wiosny nie czyni.
…a u mnie snieży…
snieg z kapusta? 🙂
Placku, tak mi sie skojarzylo, przepraszam, nie ma tego zlego, coby na gorsze nie wyszlo
http://kowalczyk.blog.polityka.pl/wp-content/uploads/2011/01/jesusdied.jpeg
Alicjo,
Cala przyjemnosc po mojej stronie.
U Ciebie sniezy, a u mnie sloneczko. „Upieklam” ciasto w polskim sklepie i ruszam zobaczyc mojego Markusa bo juz 3 razy stanal na tylne lapki. Gonie.
Buziaki
O wizytach księdza po kolędzie wypowiadać się nie będę,co by nie urazić
uczuć osób,które mają odmienne zdanie od mojego.
Zalewajki vel polewki nie jadłam nigdy dotąd.U mnie w domu nie było,a w zaprzyjaźnionych też nie dawali.Gdyby ktoś kiedyś chciał mnie poczęstować,to spróbuję,bo wszelakie nowe smaki chętnie odkrywam.Głowy natomiast nie dam,że będzie mi smakowało.
Właśnie wyszli od nas goście.Jutro wrzucę zdjęcia,bo stół się prezentował dosyć kolorowo.Były tylko zimne przekąski,deska serów oraz deser.
Lubię tego rodzaju jedzenie na wieczór-głównie jarzynowe,lekkie i trochę wina do całości.
Z Pikselem wykonaliśmy spacer po okolicy.Zima ok-bez wiatru,bez dużego
mrozu,trzeba jedynie uważać,by nie wywinąć orła na nie odśnieżonych,ale za to mocno oblodzonych pieszych ścieżkach.
Żabo-czy te rozmaite dobra kulinarne miały właściwości uzdrawiające ?
Sławku – Pocieszyłeś mnie. Pragnę Cię uspokoić – grzechów u mnie spiętrzenie, nadal przepraszam za praktykę studencką na trzecim roku „studiów”, a wyliczanie mych grzechów podyplomowych resztę żywota mi zajmie. Kolęduję jak mogę 🙂
Znalazłem!!!
Krystyno, wpisy są pod tekstem Gospodarza z 21 stycznia, to był piątek więc impreza przedłużyła się nieco….do 24 właśnie.
Pozwalam sobie przekopiować te nieznane Blogowej Publiczności wpisy.
______________________________________________________________
OLA pisze:
2011-01-26 o godz. 13:28
Tęsknota za kuchnią PRL: mleko, które się zsiadało, chleb bez polepszaczy, całe to jedzenie bez certyfikatów?..pycha.
Stefan_4004 pisze:
2011-01-26 o godz. 15:24
Tak bardzo koncentrujemy się na zaopatrzeniu i kuchni PRL bo chcemy zapomnieć jak słabe wtedy nasze charaktery były ? i jak bardzo potrzebujemy sprawiedliwości społecznej ?
Yota282000 pisze:
2011-01-28 o godz. 05:01
Rzadko pisze, ale czytam raczej regularnie, Szanowne Grono.
Dzisiejszy tekst Gospodarza – to dla mnie to nic innego – tylko – wkladanie kija w mrowisko?
Odwiedzilam Polske w tym roku we wrzesniu, bywalam, jadalam w roznych przybytkach, wysokiej i takiej sobie klasy (geologiem jestem, ?teren? nie jest mi obcy?.
Podobnie jak Alicja – uwielbiam uwiecznianie roznosci na ?kiliszy? lubie robic zdjecia dziwotom (w moim rozumieniu) a dla mnie byly to przybytki typu -?Pod Psem? (serwujace glownie kebab) nawet w Kazimierzu Dolnym..
globalizacja, prosze Panstwa.
Tylko dlaczego gotujemy barszcz czewony/zupe grzybowa na Wigilie?
Tradycja.
Ale rowniez smaki dziecinstwa.
Tradycji nie powinno sie zaniechac nawet w obliczu tylu sushi czy gyros serwujacych miejsc – poniewaz to jest polska kuchnia, PRL-owska byla oczywiscie okrojona w skladniki – dlatego wspominacie walki o ich zdobywanie..
Osobiscie uwielbiam saltke warzywna (polska), barszcz czerwony (polski)
i inne naszej kuchni ?specyjaly? .
Mamy ten luksus teraz – restauracje w Polsce -cala gama od abisynskiej po wegierska (dla uznania znajomosci alfabetu, BTW – na zet?jakos ??)
Polska kuchnia niech zyje!
aeaa pisze:
2011-01-30 o godz. 16:22
Do postu Oli dodam jeszce maslo, ktore skladalo sie z masla, a nie w 5-15%
z masla. Moze kiedys nasz autor smakosz poswieci lamy zachwalaniu pozostalych 80% skaldnikoww obecnie sprzedawanej mazi pod nazwa ?maslo?. Moze poswiecilbty jakis felieton substancji , na ktorej sie obecnie smazy produkty pokarmowe w restauracjach. Jak mi sie z okazji jakiej grypy wyostrza wech, to z trudem przebijam sie, jadac przez miasto, przez smrod bijacy z najbardziej ekskluzywnych knajp nawet!
A bary mleczne rodem z PRL – dzis, tam, gdzie sie uchowlay pekaja w szwach,a do kas tworza sie iscie peerelowskie kolejki. Nieodmniennie chwala je sobie (bary, nie kojeki) moi goscie z wielkiego swiata. Chyba tylko kompletnej niezaradnosci biznesowej Polakow przypisac nalezy, ze siec Polish Milk Bar nie pusicila dotad z torbami wlascicieli makdonaldsa!
Co do certyfikatow, to za PRL ich nie bylo, ale za to byly receptury i jak sie kupowalo slaska, to byla to slaska, nie wazne w stolycy, czy w Koziej Wolce.
Dzisiaj kupujac slaska kupujesz los na loterii Kielbas Niespodzianka. Dobrze, przynajmniej, ze cos ok. 30% tego produktu znika w gotowaniu!
abmiros pisze:
2011-01-30 o godz. 20:11
Tutaj, w Stanach, gdzie mieszkam, polski sklep sprzedaje cudowna salatke z czerwonej kapusty (Red Cabbage Salad). Jak oni ja robia, i czy to wogole jest polska potrawa?
______________________________________________________________
Witajcie!! Nie macie mi za złe??
Antek, będę brutalna. Jak Ci mieć, kiedy nie masz pojęcia, co to jest złe 😉
Nie wiedziałam, że moja brutalność ma taką moc wymiatania 😯
Żabo, na pewno kolęda.
Szukajcie, a znajdziecie 🙄
Haneczka,
Ty masz tak brutalną moc, że niech Cię dunder świśnie!
Sałatkę z czerwonej kapusty robię własnoręcznie tak – kupuję w sklepie Za Rogiem, poszatkuję nożem cieniutko, posolę lekko, niech sobie poleży w misce i z szoku (soku) się trochę tego-tam. Dyżurne plus cytryna, kropla oliwy z oliwek i wystarczy.
U mnie w domu czerwoną kapustę się sparzało i wtedy nie była to już surówka, ale równie znakomite warzywo towarzyszące daniom. Popytam.
Podobnie jak polewki, zalewajki i tak dalej, warto zachować przepisy na wszystko, co nam się gdzieś tam przypomina i kojarzy, i niekoniecznie nawet wiemy, jak to nazwać, zależy od regionu.
O masz 🙄
Wicherek (ja jestem tak stara, że pamietam Wicherka i Chmurkę, oraz Misia z okienka) zapowiedział, że dzisiaj -20C nocą. Aby do wiosny!
No…nie mogę sie oprzeć, kocham Mariana od zawsze!
http://www.youtube.com/watch?v=VRjrGT0k5kA
Nisia… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=W_Aw4c5IvOk&feature=related
@ nemo pisze:2011-01-29 o godz. 19:26
czy wiesz czym różni się biały barszcz od żuru?
Zakwas robię z 5 łyżek kopiastych mąki żytniej mieszanej w 2 l destylowanej wody. Utłuczone w moździerzu przyprawy: sól, czosnek, majeranek, ziele angielskie, pokruszony liść laurowy, pieprz. Pierwszy raz użyłem zakwasu od piekarza.
Słoik wstawiam do zlewu wypełnionego gorąca woda, to przyspiesza proces kiśnięcia aż woda się ostudzi przez 2-3 dni i gotowe. Tak samo robię z kefirem, wystarcza 1/2 dnia.
Boczek jest świetny ale i żeberka czy biała kiełbasa z dwoma jajkami na twardo pokrojonymi na drobno tez daje dobry smak i zapach. i dużo majeranku i inne warzywa w zależności od humoru.