Jestem winny
Nie jest to wyznanie grzesznika. To spowiedź smakosza. A ten tytuł znaczy tyle i tylko tyle, że wolę wino nad wszystkie inne trunki. (Choć dodać muszę gwoli prawdzie, iż spełniam także toasty i czystą, i niezbyt czystą [np. grappą], a i whisky [np. Lagavulin] nie wzgardzę, ale wino to wino). Dowody na istnienie uprawy winnej latorośli datowane są na trzy tysiące lat przed Chrystusem. Miałyby to być krzewy winne rosnące na Zakaukaziu, które z tamtych surowych i dzikich okolic rok po roku przenoszono na zachód, w coraz cieplejsze i pełne słońca okolice. Po kolejnych dwóch tysiącach lat wędrujące winnice dotarły do Italii, a przewieźli je tam Etruskowie. I nie obeszło się przy tym bez rozlewu krwi. Ale postęp zawsze dużo kosztował – wysiłku intelektualnego, potu i krwi.
To dzięki winu, a właściwie dzięki handlowi tym płynem, nastąpił gwałtowny rozwój ceramiki. Musiano bowiem ów napój w czymś przewozić. Drewniane beczki, do tego smołowane, nie były najlepszym rozwiązaniem. Wino nabierało zapachu i smaku smoły i nie każdy klient miał na nie ochotę. Wymyślili więc starożytni Grecy, bo to oni głównie przejęli handel winem w basenie Morza Śródziemnego, uszczelnianie beczek sosnową żywicą. Tak powstała retzina – wino do dziś wielce popularne w Grecji, o ożywczym żywicznym smaku, doskonałe na upalne dni spędzane w cieniu tamaryszkowych, rozłożystych drzew ze szklanką w ręku i wielkim dzbanem zanurzonym w zimnej wodzie.
Na winnym szlaku Greków – i oczywiście Fenicjan, bo ci wciskali się wszędzie tam, gdzie mogli poczuć zapach pieniędzy – leżał Rzym, gdzie za cesarstwa wino lało się strumieniami. Aby poprawić jego smak, aromatyzowano je miodem, mirrą, anyżkiem, cynamonem, pieprzem, a nawet kadzidłem.
Trudno sobie wyobrazić smak wina pijanego przez tak wyrafinowanych smakoszy jak Lukullus. Był on zapewne – jak na nasz gust – wprost paskudny. Musiały upłynąć całe stulecia zanim wino osiągnęło smak, który znamy my, prawdziwi miłośnicy tego szlachetnego trunku.
Innego zdania dotyczącego początków winnic jest uczony etnolog – Ludwik Stomma. Twierdzi on, że istnieją dowody na to, iż wino znano aż pięć tysięcy lat temu. I to wcale nie na barbarzyńskim Zakaukaziu, lecz w cywilizowanym Egipcie. Jego wersja wydaje się prawdopodobna, bo u narodzin tego napoju pokazują się kozy. W Egipcie te mądre zwierzątka obskubywały pędy młodych winorośli, powodując, że krzewy rosły piękniej i wspaniale owocowały. Pasterze wzorowali się na mądrych bydlątkach i rozsmakowali się w pełnych słońca kulistych i soczystych owocach. Stąd był już tylko krok do wyciskania soku, a później jego fermentacji.
Stał się więc ów winny, sfermentowany sok napojem bogów. Najpierw egipskiego Ozyrysa, potem ormiańskiego Noego, greckiego Dionizosa i wreszcie rzymskiego Bachusa. Upłynęło trochę czasu, a i Chrystus zasmakował w tym napoju. Doszło do tego, że czcząc jego pamięć i wspominając Ostatnią Wieczerzę, pijemy białe mszalne wino (ustami swoich najlepszych przedstawicieli, czyli kapłanów) jako krew Chrystusową. Urosło więc wino do rangi symbolu religijnego.
Historia wina wielce jest krwawa, i to od czasów, gdy w starożytnym Babilonie powstał Kodeks Hammurabiego. Zapisano w nim, że producent bądź handlarz win przyłapany na oszustwie (dotyczyło to zarówno ilości, jak i jakości trunku) poćwiartowany ma być i wrzucony do rzeki.
Do Francji wino trafiło wraz z legionami rzymskimi podbijającymi kraj Gallów. Tu zaś, zwłaszcza w kamienistych okolicach Bordeaux, znalazła winna latorośl doskonałe warunki klimatyczne. I tak to się zaczęło. A dziś Francja, i właśnie region Bordeaux, to największy producent win w świecie (choć przyznać trzeba, że sporo z tego sami wypijają, albowiem na jednego Francuza wypada niemal pięćdziesiąt litrów wina rocznie).
A Polacy? Statystyczny mieszkaniec Polski wypja zaledwie 11,3 l w ciągu roku. Mają więc wielkie pole do popisu właściciele winnic. Swoje produkty słusznie usiłują przywieźć nad Wisłę.
Komentarze
In vino weritas!
Panie Piotrze.
Osobiście jestem wdzięczna legionom rzymskim, że zaniosły szczepy winne nad Dunaj i nad Ren. Podobnie jak nasi Dziadowie ponad inne trunki cenię sobie węgrzyna i wystałe reńskie. Z rzadszych dostaw na nasze rynki smakują mi wina kalifornijskie, północno-afrykańskie i krymskie. Bywają też doskonałe wina kaukaskie. Tu wszystkich przestrzegam przed zakupwem butelczyny o wdzięcznej nazwie „kagar Azejberdżana” – nie jest to bowiem wino, ale klej do klejenia szuflad j(ak mawiał mój przyjaciel) – po prostu to winny krem, a ilość zawartego w nim cukru jest ogromna. Wina francuskie i włoskie z wyjątkiem niektórych „wielkich win” wydają mi się przereklamowane, a retsiny wręcz nie lubię. Nie lubię też młodych win czerwonych. Już kilka razy w życiu zabierałam się do organizacji własnej, maleńkiej piwniczki, kiedy cóż – wcześniej, czy poźniej okazuje się w niej pustka. To wprost boli. Ostatnioi przymuszona emeryckim „dostatkiem” wypracowałam sobie nietypowe źródło zaopatrzenia . Otóż co jakiś czas stoiska winne w sklepach spożywczych organizują przeceny i wyprzedaże win, na które jest b. mały popyt. Czsem trafiają się rewelacyjne butelki już w granicach 20 złociszy. Serio. Trzeba tylko pochodzić i poszukać. Do jutra
Panie Piotrze!
Już kiedyś pisałem Panu, że jestem wielbicielem win niemieckich i austriackich.
Trochę mi przykro, że tak Pan dezawuuje wysiłki pasjonatów w naszym kraju, aby stworzyć w naszym klimacie dobre wina i stworzyć tego rodzaju szczepy, aby odpowiadało im takie nasłonecznienie. Moim zdaniem na świecie jest miejsce i na wina francuskie, australijskie, irańskie jak i polskie. Nie można z góry powiedzieć, że Francuzi i Włosi zawsze będą robić lepsze wina, to wasza praca jest psu na budę, bo u nas nie ma klimatu, słońca, kultury produkcji, tradycji itp. Ja np. od win włoskich i francuskich wolę – patrz pierwsze zdanie.
Moim zdaniem trzeba tych ludzi wspierać dobrym słowem, mieć do ich pracy i pasji tzw. „pozytywne myślenie”. Początki są zawsze trudne.
Dam Panu przykład – jeżeli mówilibyśmy o pomidorach francuskich i włoskich i porónywali z polskimi, napewno powiedziałby Pan, że tam jest więcej słońca, są one słodsze i w ogóle lepsze. Ostatnio z podróży po Francji wrócił mój przyjaciel i opowiedział fascynującą historyjkę dotyczącą polskich pomidorów. Otóż w małym miasteczku w Masywie Centralnym na targu obok miejscowych pomidorów dostrzegł „pomidory z Polski’. Zdziwił się, tak jak ja się zdziwiłem. A sprzedawca bez mrugnięcia okiem powiedział, że mieszkańcy kupują polskie do sosów, przecierów, bo u nich jest taka fajna „ostrość”.
Miejsce na świecie jest na różne produkty, niekoniecznie tylko na najlepsze.
Torlinowi „na podporke”: swego czasu zaskoczyly mnie liczne winnice w stanach Michigan i upper New York. Klimacik nie powiedzialbym, ze srodziemnomorski, ale produkcja idzie dobrze, sa liczne degustacje, promocja i widocznie nie sa zle te winka, skoro interes kwitnie. Chyba unikalne warunki w okreslonej kombinacji wplywaja na jakosc: temperatury lata i zimy, gleba, naslonecznienie (tam akurat teren jest pofaldowany i winorosle sa na stokach). Ponadto duzo Niemcow od pokolen, a promuja wlasnie Rieslingi, Renskie, Mozelskie itd. Z pewnoscia inni wiedza tu wiecej i moze napisza.
Pyra / 2006.12.04 / 11:46
Bardzeij do tego j/w , pasuje D. Passenta tytul „Jezyk zwierciadlem
duszy”. My tez szukamy po roznych delikatesowych „dziupelkach”
zapomnianych butelek win. Wazne sa dobrane potrawy.
Ostatnio dobrze sie prezetuja biale wina z kierunku Ressling
i Pinot Grigio. W czerwonych Hiszpany z regionu Rioja (Rajocha).
Podam prosty przepis.
Piersiatka indyczki lub kotlet bez kosci – grbosc 1,5 – 2 cm
Posmarowac loejem z czosnkiem i do lodowki na 12 godz.
Polozyc mieso ( tak jak jest) na goraca patelnie ( bez soli i pieprzu),
z kazdej strony 1,5 – 2 minuty, i na cieply talez. Teraz dopiero posolic
i pieprzyc. Pieprz tylko z mlyneczka – swiezo mielony.
Na patelnie po miesie wlac ( na jedna osobe ) 100g slodkiej smietany
24-30 %
i dodac ser z niebieska plesnia np. Rokpol ( ilosc jak pudelko od
zapalek). Mieszac az zaczna robic sie grube, „puszyste” bomble.
Polac tym mieso.
Dodatki: ryz, lub kartofle w mundzrkach, odsmazone z oregano.
Salate posolic, pieprz, cytryna. oliwka z oliwek – mozna dodac
troszke miodu.
Zycze smacznego
F. Stychowski
Jestem winna i ciesze sie, ze w towarzystwie winniczkow. Zdecydowanie lubie ciezkie, aromatyczne wina czerwone, wcale nie musza byc francuskie, swietne sa wina australijskie, poludniowoafrykanskie, Argentyna depcze po pietach, a jak dla mnie, to ostatnio Chile.
Przy okazji, w ubieglym tygodniu wyczytalam w BBC news w ubieglym tygodniu taka ciekawostke przyrodnicza:
http://news.bbc.co.uk/2/hi/europe/6198784.stm
W skrocie, rzadzaca partia proponuje, zeby wprowadzic do szkol przedmiot nauki o winie. Glownie dlatego, ze w ciagu ostatnich 35 lat spozycie wina we Francji zmniejszylo sie mniej wiecej o polowe. Czyzby zabojady przerzucili sie na wode?!
Zgroza….
Widzisz Alicjo, mam swoje zdanie na ten temat. Francuzi to są niewyobrażalne snoby, dla nich kazda rzecz musi mieć „markę”, z jakiejś kolekcji, a najlepiej gdyby drogo kosztowało. Wmówili sobie i całemu światu, że słońce, gleba i tradycje winiarskie są we Francji tak absolutnie niewyobrażalnie dobre, jak w żadnym innym kraju na świecie. Drugą przyczyną jest duże rozdrobnienie winnic, każda ma tradycję, każda ma – zdaniem Francuzów – inny smak i za takie cudo trzeba drogo płacić.
Ale świat się zbuntował. Sama piszesz o winach australijskich, południowoafrykańskich, argentyńskich i chilijskich, a gdzie nowozelandzkie, kalifornijskie, chińskie, hiszpańskie. O wiele tańsze i z roku na rok poprawiające swoją jakość. Francuzi nie chcą się z tym pogodzić, że ktoś krzyczy, że „król jest nagi”, żądają dopłat z Unii na ten cel, ale tę walkę muszą przegrać. Tak kończy każdy monopolista. Francuzi muszą otworzyć swój rynek winiarski na działanie konkurencji.
Ja podobnie jak Alicja jestem winna i pije Bordeaux codziennie do obiadu. Nigdy mi do glowy nie przyjdzie napic sie innego wina niz francuskiego. Mam meza Francuza i mieszkam we Francji. A wina z Ameryki czy Australi to tez francuskie. Sadzonki byly francuskie. Zabojady na wode sie nie przerzuca, przeszli z ilosci na jakosc no i te punkty na ……. prawo jezdzie. Do obiadu mozna wypic tylko kieliszek. Mowcie co chcecie, ale wina francuskie sa najlepsze !
Pozdrowienia
Ela
STARA ZABA.
Nie moge sie tu pozbierac. Pomysl mialem dobry, tylko ze do d…
To ma ok. 400 stron. Nie czytalem. Z Karen Blixen nie mialem przyjemnosci. I co mamy z tym zrobic ? Rozebrac i zobaczyc kto i jak, i kto lepiej ? I dlaczego ? Jak by sie tu pobawic, ale z sensem ? Moze lepiej cos zupelnie malego, ale w calosci, zeby kontekst i mianownik nie uciekl ? W internecie musi byc cala masa gotowego materialu. Najprosciej, chcialem kupic w Amazon, kazdemu po egzemplarzu, do domu i – dawaj sie klocic ! Niepraktyczne. Masz jakis pomysl ? Idzie mi o to, zeby o rzeczy, a nie – o nazwiskach i datach. I – zeby inni sie zalapali. Jak bym mial podrobiona metryke i „potato face” to bylby najlepszy dowod mojej polskosci. Wymysl cos !
Franek.
Spróbuję wytłumaczyć swoja złą opinię o winach produkowanych w naszym kraju. Po pierwsze moje słowa – czy to w blogu, czy nawet w książce lub radio – nie mają mocy obowiązującego prawa. Na szczęście i dla mnie, i dla krytykowanych producentów czy restauratorów. To jest tylko moja subiektywna opinia wynikająca z reakcji moich kubeczków smakowych. A polskie wina mi nie smakują. Za mało w nich słońca i tylko słońca.
Owszem nadają się one do marynat i innych potraw duszonych lub pieczonych a wymagających niskoprocentowego alkoholu.Najlepiej zaś robić z nich ocet winny.
Jeśli są chętni do picia i kupowania – to życzę szczęścia winiarzom. I sukcesow finansowych. Ale beze mnie.
Piję wina np. z okolic Niagary, ale to są słodkie tzw. ice wine czyli wina z przemrożoych winogron. Doskonałe do pasztetów i serów.
Lubię wina austriackie i niemieckie, ale tylko białe. Byłem pewien czas w dolinie Wachau i zachwyciły mnie produkty tamtejszych winiarzy.
Ale co ja poradzę na to, że najbardziej mi smakują wina z okolic Bordeaux oraz włoskie z Basilicaty. No i jeszcze niektóre toskańskie. Wszystko to kwestia MOJEGO smaku.
Wszystkim innym wolno cieszyć podniebienie innymi winami.
Polskie warzywa mogą konkurować z tymi z innych krajów. A wina – nie.
Trochę to tak, jak byśmy namawiali Arabów do konkurowania z nami w produkcji szynki wieprzowej, a Eskimosów do ścigania się z Polakami w przyrzadzaniu bigosu.
Przyznacie jednak, że chyba lepiej, że polemizujemy w kwestiach win, niż w kwestaiach winy. Nieudowodnionej najczęściej.
Pozdrawiam ze smakiem znad butelki Sngiovese Primitivo i kęsa sera Fourme d’Ambert.
Gospodarzu,
czerwone wina umi produkowac prawie kazdy „kiep”
Szkola wyzszej jazdy jest umiejetnosc prowadzenia pordukcji
bialych win. Dlatego dobrze sie ukladaja do pasztetow.
Czerwone wina z racji charkterystycznego dla nich procesu
produkcyjnego, maja duza ilosc garbnika (ktory jest ciezko
strawny). Zabujczym dla watrony jest cynamon i wszelkiego
rodzaju gozdziki.
Prosze jak sie nadarzy okazja, sprobowac biale szwajcarskie,
ktore lezakowaly w beczce przez min 3 – 4 lata.
Sa dobre piwnice w okolicach Lausanne.
Warto zaryzykowac.
Kalifornijskie wina? Amerykanie nie maja kultury
w produkcji win, maja natomiast cywilizacje ustawiania
standartow.
F. Stychowski
zabujczym – zabojczym.
Sorry! Tutaj nie stosuje sie o z kreska – pisanie na klawiaturze
przebiega prawie, ze automatycznie.
Raza mnie moje bledy, kiedy je widze.
Takie blogi to dobra rzecz – mozna trenowac, trzeba trenowac.
G. Okoniu! Ladnie to tak sie ukrywac? Dobrze, ze Torlin powiedzial, gdzie szukac. Niezaleznie od wszystkiego, przeczytaj, co z tego ze 400 stron? Moge Ci podeslac polskie tlumaczenie.Z duza przyjemnoscia, na prawde, Tam tez jest co nieco o dobrym jedzeniu i winach. I o tym, ze wino trzeba pic w odpowiednim kielichu, nawet ryzykujac, ze sie zbije.
Pozdrawiam,
Stara Zaba
Stara Zaba,
Zaba, ten caly hokus-pokus z odpowiednim kielichem do
danego wina, to wymysl szarlatanow zwiazanych z prze-
myslem szkla. Mam w domu stare szklo jeszcze po
dziadkach (jak ono sie uchowalo przez wojny?).
Wazne jest co jest w szkle – reszta to sugestia, moda,
media, (obraz ogladany).
To tak jak z moda na forme etykietek.
Protestuję. Kształt kielicha powoduje, że wino inaczej oddycha i potem inaczej oddaje swój bukiet. No i przyjemniej jest pić z pieknego i kształtnego szkła.
Dotyczy to zresztą nie tylko wina. Herbata z fajansu smakuje inaczej niż porcelany. A całkiem nie do picia (tylko dla ugaszenia pragnienia) jest np. z kubasów plastikowych, papierowych i innych.
A kawa! W maciupeńkich filiżaneczkach jest zupełnie inna niż w garze!
I nie zarzucajcie mi nadmiaru snobizmu. Tak to czuję – nosem, językiem, podniebieniem i całym organizmem!
W roku 1999 znajomy (po regatech) zaprosil do profesjonalnej
firmy z ktora jest zwiazany na degustacje herbaty. Degustacje?
wlasciwie nie na degustacje, tylko na moment dokonywania
oceny roznych herbat przed ich mieszaniem, aby na rynek
wyszedl „sklad” zblizony do ustalonego standartu handlowego.
Widzalem jak to sie robi, bylem przy, jak wyszkoleni przez
lata fachowcy prowadzili wybor/ocene. To jest fascynujace.
Oczywiscie jest pare regul, ktore byly bardzo przestrzegane.
Ale to nie dotyczylo materialu z ktorego wykonane byly
naczynia.
Inaczej herbate przygotowywuja Anglicy, Japonczycy, Arabowie
inaczej Rosjanie – sa rozne szkoly.
Oczywiscie wazne jest aby „degustacji” nie dokonywac w bramie
– ze wzgledu na przeciag.
Drodzy Państwo!
Każdy swoje upodobania i gust, więc trudno jest jednoznacznie stwierdzić
jakie wina są najlepsze…Oczywiście utarło się przekonanie, że to francuskie i włoskie wiodą prym na rynku światowym. Jeśli chodzi o włoskie, to za nimi generalnie mówiąc nie przepadam, ale udało się zdegustować kilka dobrych butelek, chociaż miały one zawsze bardzo krótki finał. Jeśli chodzi o francuskie, to muszę rozczarować panią Elę, bo ich jakość niestety od dawna zeszła na psy! Francuzi spoczywają jeszcze na swoich laurach, chociaż środowiska winiarskie biją na alarm.
Winnice na Brzegu Rodanu i w Langwedocji mają wiele problemów ze sprzedażą swoich nadwyżek. Dobrze trzymają się jeszcze wina z prestiżowych domów, ale reszta już zaczęła wyrywać setki hektarów winorośli! I to jest dopiero początek katastrofy. Nie będę się tutaj rozpisywała, ale Francuzi stracili wiele rynków zbytu od kiedy powszechnie
weszły na rynek wina zamorskie. Nie są one drogie, no i zawsze takie same, optymalnie przystosowane do gustu możliwie wielkiego procentu konsumentów. Są to wina przemysłowe, wydajność winorośli nie jest ograniczana, a produkcja przypomina rafinerie naftowe…czyli nic wspólnego z rzemiosłem. Należy dodać, że przepisy europejskie są bardziej restryktywne i winiarze zdani są na kaprysy natury, o co niebardzo martwią się tacy winarze z Kalifornii, Australii czy Chile.
Oni mogą wzbogacać swoje produkty, tak, że klient każdego roku ma dokładnie takie same wino… Inną sprawą jest skandaliczna polityka cenowa Francuzów. Wystarczy pojeździć po Burgundii czy Bordeaux, żeby przekonać się jakie ceny proponują miejscowi producenci. Na miejscu degustuje się lodowate czerwone wina aby klient nie mógł wytropić ich wad, zazwyczaj nie można zdegustować Grand Cru, a jak się patrzy na ceny to włosy się jeżą na głowie! Najnowszy scoop, to etykiety, że winobranie było przeprowadzone ręcznie- synonim domnienanej jakości…
Może jeszcze w Alzacji winiarze zachowali trochę zdrowego rozsądku!
Dobrą opinię mają również wina znad Loary, a dokładniej z regionu Sancerre, ale trzeba jeszcze je znaleźć, bo zazwyczaj proponuje się strasznie kwaśny Sauvignon, który niczym nie przypomina dawnej reputacji tych win. W Burgundii zaś praktykuje się astronomiczne ceny
dla takich sobie win…Wyłączając skomplikowane apelacje burgundzkie należy powiedzieć, że dawna świetność tamtych win poszła w las…
W tej chwili nie można zaufać żadnej znanej apelacji, prócz kilku wyjątków, gdzie małe domeny dbają jeszcze o prestiż, a ceny uzględniają
jakość. Burgundzi nie chcą zdeklasować swoich AOC i sprzedawać gorsze jakościowo wina jako VDP. Tym gorzej dla nich, bo nie trzeba brać klientów za idiotów. Za takie ceny można kupić porządne wino z innych regionów. W Szampanii zaś winnice przypominają wysypiska śmieci i w wielu gminach woda nie nadaje się do picia ze względu na wszystkie świństwa jakie używano do spryskiwania upraw.
Tylko naiwni nie widzą problemów francuskich winnic. Oczywiście istnieją jeszcze wspaniałe wina, ale są one zarezrowane dla nielicznych szczęściarzy o wypchanych portfelach. Owszem, można znaleźć jeszcze dobre wino w każdym regionie bez konieczności wydawania wielkich pieniędzy, ale trzeba pozwiedzać sobie winnice lub dobrze trafić w winotece. Wyboru jest jeszcze dużo, może nawet zbyt dużo!
Jeśli chodzi o francuskie wina sprzedawane w Polsce, to raczej jest to katastrofalna jakość. Być może importerzy i ich francuscy kontahenci nie wierzą, że taki Polak zna się na winie i wpychają na polski rynek różne mikstury szumnie nazywane winem! Samo Made in France nie uzasadnia
praktykowanych cen, więc dlatego sprzedaż francuskich win znacznie spadła w Polsce i innych krajach, gdzie konsument może kupić lepsze i tańsze, no chyba, że nadal woli bawić się w snoba i pić tylko Bordeaux czy Bourgogne!
Panie Piotrze!
Ma Pan rację w wielu kwestiach. Nie miałam jeszcze okazji spóbować polskich win, więc nie chcę się na ten temat wypowiadać. Mogę tylko stwierdzić, że uprawa winorośli i produkcja wina jest skomplikowanym kunsztem, gdzie potrzeba wielu dekad, aby praca winiarzy dała oczekiwane efekty. Polska nie jest tradycyjnym krajem winiarskim, ale moda na ten szlachetny trunk skłania wiele krajów do własnej produkcji wina: zresztą z różnymi efektami! Faktem jest, że polski klimat nie jest idealny. Można jednak znaleźć kilka dobrych miejsc pod winorośl.
Potem trzeba jednak zwrócić uwagę na charakterystykę gleby i na nasłonecznienie. Według tych kryteriów należy wybrać odpowiedni szczep i testować go przez jakiś czas w danych warunkach. Innym problemem jest winifikacja. Z niektórych szczepów bardzo trudno zrobić jest dobre wino i tylko długie doświadczenia winiarza mogą zaowocować sukcesem. Więc nie wystarczy tylko posadzić winorośl, wycisnąć sok z gron i poddać moszcz fermentacji. Słońce jest ważnym elementem przy uprawie winorośli, ale w krajach, gdzie panują zbyt wielkie upały uprawy nie dają oczekiwanych rezultatów. Winnice muszą odpocząć, zaś w pewnych krajach jak np. Indie zbiorów dokonuje się 2 razy do roku! Wolę nie myśleć o jakości ich win. Poza tym winorośl źle znosi dlugie okresy suszy i sezony deszczowe. Jak zwykle nadmiar jest zawsze szkodliwy. W takich krajach należy sadzić winorośl gdzieś w górskich terenach, gdzie jest nieco chłodniej. A jeśli mówimy już o słońcu, to nawet najlepiej usytuowane winnice nie dadzą dobrych win jeśli nie ograniczy się wydajności na ha, zbierze co popadnie i w dodatku spartaczy jeszcze winifikację. Pozdrawiam serdecznie!
Szanowny Panie Feliksie!
Doskonale się składa, że pisze Pan o winach szwajcarskich. Nie wiem jak
daleko sięga Pana znajomość szwajcarskich wyrobów, ale może Pan dowiedzieć się więcej na mojej stronie internetowej: http://www.nobless-swiswine.com. Zapewne wspominał Pan o szwajcarskim Chasselas znad Jeziora Genewskiego. Jest to najpopularniejszy biały szczep w tym kraju.
Region Lavaux koło Lozanny faktycznie słynie z dobrych win, zwłaszcza Chasselas. Szwajcarzy mają przepiękne, wspaniale utrzymane winnice, gdzie praktycznie wszystkie prace dokonywane są ręcznie ze względu na topografię terenów. Szwajcarzy jako pierwsi opracowali nowy system upraw oparty na szacunku dla natury i ograniczeniu chemikaliów.
Obecnie kraj Helwetów posiada około 15 000 ha winnic, czyli niewiele więcej niż obszar upraw w Alzacji. Z tego względu wina szwajcarskie były i są jeszcze mało znane za granicą. Szwajcarzy wypijają je zazwyczaj sami.
Naprawdę warto poznać szwajcarskie wina, gdyż znacznie przewyższają one jakością większość win francuskich, włoskich czy hiszpańskich.
Oczywiście są dość drogie, gdyż uprawa winorośli jest bardzo pracochłonna w terenach górskich, no i sam kraj też jest drogi…
Polecam również doskonałe wina musujące z domu Mauler w kantonie Neuchatel. Są to wyroby godne najlepszych szampanów, tyle, że znacznie tańsze i mniej agresywne. Szwajcarzy posiadają ogromną różnorodność mikroklimatów, gleb i szczepów przez co posiadają wyjątkowo ineresującą ofertę. Ich skarbami są antyczne, regionalne szczepy, których uprawy często nie przekraczają kilku lub kilkudziesięciu hektarów.
Kiedyś piłam wina francuskie, bo dałam się nabrać na znany slogan, że są najlepsze…Mieszkam od lat w Szwajcarii, więc poznałam również zalety tutejszych win, które uwiodły mnie swą oryginalnością i doskonałą jakością. Prawdą jest, że kiedyś Szwajcarzy produkowali dużo win na potrzeby własnego rynku, bo import był wielce ograniczony i nie zawsze były to szlachetne wyroby. Teraz powraca się do jakości, gdyż tylko jakością Szwajcarzy mogą zaimponować konsumentom, bo cenowo nie mają szans przebicia z winami zamorskimi. Od wielu lat szwajcarskie wina zdobywają liczne medale i wyróżnienia na prestiżowych konkursach międzynarodowych i są w małych ilościach exportowane, również do Polski!
Można je nawet zdegustować w Warszawie…Gorąco polecam wina ze szczepów Amigne, Petite Arvine, Cornalin, Humagne, Plant Robert, Gamaret, Garanoir itd. Na pewno nikt się nie zawiedzie!
Nastąpiła pomyłka w adresie strony internetowej poświęconej szwajcarskim winom. Właściwy adres to:www.nobless-swisswine.com
Z góry życzę miłego zwiedzania.