Co lubiła Kleopatra
Zimno, mokro i ogólnie nieprzyjemnie. Postanowiliśmy więc, że po okresie intensywnej pracy (dwie książki w druku, a dwie kolejne w ostatniej fazie szlifowania), której poświęcaliśmy się przez jesień i zimę, należy nam się chwila całkowitego odpoczynku w cieplarnianych warunkach. Zwłaszcza, że będziemy w tym czasie świętować swoją 44 czwartą rocznicę. Wybraliśmy więc Morze Czerwone – tam nas jeszcze nie było – rafę koralową i pełen luksus dla leniwców.
I wtedy wpadła mi w ręce książka Sycylijczyka, który zajął pewnym ciekawym aspektem kuchni. Książkę „Afrodyzjaki w kuchni” wydał Twój Styl przed kilkoma laty. A ja wypatrzyłem w niej rozdział dotyczący kuchni najsłynniejszej kobiety Egiptu.
Ciekawe czy będą i nas tak karmić.
„Po śmierci Cezara niejeden Rzymianin odetchnął z ulgą na myśl, że Kleopatrze nie uda się zrealizować ambitnych planów zjedno?czenia imperiów Wschodu i Zachodu. (…)
Antoniusz, który wraz z Oktawianem i Markiem Lepidusem utworzył drugi rzymski triumwirat, rządząc z nimi Grecją i Azją, wydał jej się jedynym człowiekiem, który mógłby być użyteczny w realizacji marzeń o wielkości i zająć w jej sercu opróżnione przez Cezara miejsce. Kleopatra miała 28 lat i pyszną urodę, gdy w 41 roku p.n.e. spotkała po raz pierwszy pięknego, silnego triumwira, odznaczającego się elokwencją i hojnością. Marek Antoniusz szybko uległ urokom czarodziejskiej królowej. I jakby historia chciała naprawić nieodwracalnie zerwaną przez śmierć Cezara osnowę, uległ tym samym rojeniom, które w łożu kochanki snuł jego poprzednik. (…)
W Aleksandrii, mieście uroczystości i wesołych zabaw, w czasach szaleńczej miłości, która połączyła Antoniusza i Kleopatrę, wyjąwszy chwile spokoju, wiążące się z narodzinami trójki ich dzieci, Rzymianin i Egipcjanka stworzyli dla złotej młodzieży i elit królestwa kółko nazwane Amime tobioi, czyli zrzeszenie nieporównywalnego życia. Jego członkowie mieli obowiązek wydawać kolejno uczty w swoich siedzibach. Skoro jednak dla Antoniusza pora kolacji wypadała wtedy, gdy poczuł głód, amfitrioni musieli znosić niedogodności przygotowywania jednego wieczoru tych sa?mych potraw po kilka razy, o różnych porach, było bowiem wykluczone narażanie biesiadników na zwłokę lub podawanie dań zbyt długo gotowanych albo wystygłych.
Przyjrzyjmy się kapryśnym kochankom, jak oddają się przyjemnościom stołu tak ostentacyjnie, że pisały o tym kroniki, jak z włosami uperfumowanymi cynamonową esencją, zajmują honorowe miejsca na bankiecie. O ekstrawaganckich, szaleńczych wydatkach Kleopatry krążyły legendy. Pewnego dnia, by oczarować Antoniusza i jego gości, wyjęła z ucha ogromną perłę i rozpuściła ją w odrobinie octu.(…)
Powróćmy jednak do wystawnych bankietów. Biesiadnicy spoczywali na łożach, zwanych trikliniami, wykonanych ze szlachetnych materiałów: kości słoniowej, hebanu, marmuru i złota. Powietrze przesycone było narkotycznymi oparami unoszącymi się z rzeźbionych kadzielnic, tęskne melodie grane na cytrach kołysały gości, tancerki i akrobaci starali się ucieszyć ich oczy, tu i ówdzie wybuchały śmiechy i padały dowcipne riposty.
Jeśli wierzyć poufnym zwierzeniom olśnionego biesiadnika Lentula Nigera, uczta rozpoczynała się od obfitości skorupiaków i mięczaków z mórz Śródziemnego i Czerwonego: langust, homarów, jeżowców, krewetek i pasztetów z ostryg podawanych w muszlach. Później szły kwiczoły w szparagach, figojadki, kotlety z koźlęcia i dzika, kuropatwy, wymiona maciory, kruche ciasta z Eleuzis i ciastka z Faro.
Czytając ten spis potraw, łakomy czytelnik z pewnością czuje ślinkę napływającą do ust! Nie umieściłem w nim jednak dania najbardziej poszukiwanego w tamtych czasach, czyli języków różowych flamingów: podawane przez efebów pływały w esencjonalnym wywarze przyrządzonym z moszczu winnego z dużą ilością pieprzu, wzbogaconym smażoną pulpą daktylową i plasterkami porów. Pod koniec gotowania kucharze wsypywali dużą ilość posiekanych orzeszków pistacjowych, których smak idealnie komponował się ze smakiem wywaru.
Apetyczna wyliczanka dań, które przedefilowały przed oczami szczęśliwego Lentula Nigera nie zawiera, o dziwo, ryb, wysoko cenionych przez Ptolemeuszy, na przykład słynnej barweny, którą łowiono u wybrzeży Aleksandrii i którą pałacowi mistrzowie rondla przyrządzali w sposób nadający rybie właściwości afrodyzjaku. Oto cały sekret:
Barwena Ptolomeuszy
(Dla 2 osób)
4 barweny, duża cebula, 100 ml oliwy z oliwek, 2 łyżki masła, łyżka orzeszków piniowych, łyżka pulpy daktylowej, pół szklanki wody, połówka cytryny, łyżka białego żywicznego wina, pęczek zielonej pietruszki, 150 g jadalnych alg, sól, rozgniecione ziarnko pieprzu
Oskrobać, wypatroszyć i umyć barweny. Pokroić cebulę i zeszklić na maśle i oliwie, podgrzewając w dużej patelni. Dodać pulpę daktylową i orzeszki piniowe, trochę soli i rozgnieciony pieprz, zamieszać i włożyć sprawione ryby. Wlać pół szklanki wody wymieszanej z kilkoma kroplami soku z cytryny i gotować około 10 minut, odwracając ryby. Posiekać pietruszkę i dodać ją w ostatniej chwili przed zdjęciem z ognia, a także wlać wino i wsypać algi. Podawać bez zwłoki, udekorowane ziarnami różowej soczewicy.”
No może choć barwenę z grilla uda nam się spotkać. Opowiem i pokażę wszystko po powrocie.
Komentarze
Życzę dużo słońca, gorącego piasku, ciepłego morza i wspaniałych doznań smakowych w kraju faraonów!!! Asia
Dzień dobry Szampaństwu.
Bardzo mi się podoba pomysł założenia Amime Tobioi, zwłaszcza w tak szacownym towarzystwie, jak przy naszym stole. Co się nafruwamy z jednego końca świata na drugi – to sie nafruwamy 😉
Opisów uczt starożytnych Rzymian naczytałam sie swego czasu mnóstwo – żarcie na leżąco wydawało mi się cokolwiek ekscentrycznym i niewygodnym pomysłem. Pamietam, jak w latach 90-tych Alsa odprowadzała mnie na Dworzec Wrocławski i przy okazji pokazała mi od niedawna funkcjonujacą knajpkę w podziemiach Dworca (nazwy zapomniałam). Ucztowało się tam, siedząc (leżąc?) na łózkach – szpitalnych, zwyczajnych, pietrowych, każde wyrko inne. Niestety, nie miałam czasu na biesiadę, bo autobusy i samoloty nie czekają. Knajpka zdaje się, że szybko padła 😯
P.S. A Gospodarstwo kiedy się udają do ciepłych krajów? Przecież musimy wiedzieć i stosownie odprawić! No i przejąć blog 😉
Od soboty do soboty możecie tu szaleć bezkarnie. A 3 kwietnia wychylić za nas, bo to TEN dzień.
Udanego i smacznego wypoczynku!
a porpos zamieszczonego rpzepisu – gdzie barwnę upolować można? sklepy poznańskie mile widziane…chyba, że po barweny do np. grecji udac się nalezy
Wspaniałego pobytu
Jeśli chodzi o spełnianie toastow, na nas mozna polegać!
A Wy nie zapomnijcie zabrać ze sobą cd Oscara Petersona dla zapewnienia stosownej oprawy muzycznej 😉
Chociaż… rozejrzyjcie sie po knajpce, w której będziecie celebrować – może akurat będzie fortepian, a przy nim Sam z Casablanki i Wam zagra? To by było romantycznie!
Jam jeszcze wczorajszy. Te wszystkie brednie dietetyków do mnie nie przemawiają. Jak ktoś chce zastępowac masło margaryną, jego rzecz. Ale mnie do tego nie namówi. Są wyznawcy maragaryny, niech im ona smakuje. Ale zastępowanie mięsa soją, to dobre chyba dla roommates bojkotujących południowoafrykańskie wino i podziwiających Fidela.
Sam poznałem kiedyś młodzieńca, który należał do partii komunistycznej w Anglii. Był zaprzyjaźniony z moim prawie roomate (pokoje oddzielne, ale willa ta sama). Mój prawie roommate był absolwentem angielskiej uczelni artystycznej i jako wybitnie utalentowany rzeźbiarz ceramiczny dostał w nagrodę stypendium specjalizacyjne na gdańskiej uczelni. Ceramika była wówczas w Sopocie.
Mój współlokator Kenneth Anthony sprzyjał Konserwatystom, ale był zaprzyjaźniony z komunistą, który nawet przyjechał go odwiedzić. Ów Derrick komunista brał udział we wszystkich możliwych protestach przeciwko wszystkiemu możliwemu w Wielkiej Brytanii. W celu protestowania jeździł, gdzie tylko protest miał się odbyć. Tych samych kilkuset protestujących jeździło po całej wyspie i protestowało to jako mieszkańcy Londynu, to Edynburga, to znów Yorku. Jak go pytałem, co go pociąga w ideach komunistycznych, odparł, że idee go nie interesują, ale protesty to świetna zabawa.
Kwiecień, miesiąc bez „r”, czyli Gospodarze nie są przesądni i, jak widać, słusznie. 44 lata w harmonii. Życzę pieknych wrażeń w podróży i pobycie nad Morzem Czerwonym.
Protesty i bojkoty to fajna sprawa, można wyrazić własne zdanie i zademonstrować niezadowolenie oraz dać ujście frustracjom, a to ważne dla zdrowia 😎 Swego czasu protestowałam przeciw apartheidowi nie kupując jabłek Granny Smith (nie lubię), francuskim próbom nuklearnym na Mururoa – nie kupując szampana itp. Przeciw Ruskim nic nie mam, co pewnie źle o mnie świadczy, podziwiam również Fidela… Niestety, nie palę, więc cygar i tak nie kupuję, ale krymskiego szampana jak najbardziej. Tylko nie wiem, czy on przypadkiem nie jest już ukraiński 😯
Wymiona maciory jakoś mnie nie pociągają 😕
Podróży miłej szczerze życzymy
3-go toast zaś wychylimy
Może ciupinę bisurmanimy,
ale wiadomo-zawsze tęsknimy !
Ryby wszelakie czy skorupiaki bardzo lubimy,
z ASzyszem jednak o polędwicy nie zapomnimy.
Plaży egipskich nie zaludnimy,
kaprysy wiosny jakoś ścierpimy !
Pasztet wielkanocny juz w zamrażarce. Starczy na cały rok. 5 podłużnych form do ciasta, całkiem sporych, tego wyszło. Bez zająca tym razem, ale i tak bogactwo mięs dostateczne. Żaden pasztet tak mi nie smakował tak jak ten mojej małżonki. Niektóre francuskie bardzo były dobre, szczególnie te wykwintniejsze z dominującym udziałem kaczek i gęsi, to znaczy ich watróbek. Ale Mojej są najlepsze.
Wiele osób brało przepis i robiło ponoć tak samo, a o efekcie lepiej nie mówić. Tylko potem się okazywało, że tak samo oznaczało zmniejszenie liczby jaj o połowę, bo po cholerę tyle. Skład mięsny też można było zmodyfikować, bo w smaku i tak się różnicy nie pozna. I tak dalej, wiadomo. To samo o jajach słysze przy serniku i wpływ na efekt podobny.
Moja rola w akcji pasztetowej mizerna. Mielę mięso, a potem wyrabiam. Ewentualnie mam prawo wypowiedzieć się na temat doprawienia i moje uwagi częściowo bywają uwzględniane. Oczywiście doprawianie pasztetu to sprawa trudna, bo właściwy smak wychodzi dopiero po czasie. Mam jeszcze prawo zmyć naczynia po wszystkim.
Moja zaczęła pracę nad pasztetem wczoraj o 9-tej, skończyliśmy około 23-ciej.
Danuśkę wzięło na mowę wiązaną 🙂
Mnie nie pociagają języki różowych flamingów. Zaraz wyobrazilam sobie, ile to ptactwa trzeba skrócić o głowę, żeby wydobyć te języki i żeby z tego była potrawa dla wielkiego grona starożytnych obżartuchów – bo to obżartuchy, nie poczciwe łasuchy jak my!
U mnie +10C i pada, na najblizsze dni zapowiedzieli podobna temperaturę i słońce. Ja za!
Stanisławie – chylę czoła, 5 form pełnych pasztetu robi wrażenie.
Ja zaczęłam przygotowania do Wielkanocy od rozeznania
dotyczącego strusich jaj. Póki co mam namiar na fermę w
pobliżu Węgrowa. Może uda mi się znaleźć jakieś jajo gdzieś
bliżej Warszawy ?
Stanisławie…
czy Twoja nie podałaby nam przepisu na ten pasztet?
Oczywiście musiałabym podzielić przez 5, bo u mnie nie da się tyle zjeść czy zamrozić, chętnie bym spróbowała dokładnie według przepisu – i sprawozdała 🙂
Stanisławie -a poza tym już nas tak nie podpuszczaj i
wystukaj proszę przepis Twojej Krystyny na ten pasztet,
najlepszy w całym Trójmieście.
Dzien dobry wszystkim,
Gospodarz znowu zamiescil ciekawy wpis, a jeszcze ten tytul! Przykul mnie do krzesla. Chociaz juz spozniony do pracy, musialem doczytac.
Zycze wspanialego pobytu nad cieplymi morzami.
Wczoraj, nic nie wiedzac, ze bedzie o rybach przyrzadzanych jako afrodyzjaki mowa, kupilem lososia na dzisiaj (dowod, ze rzucam sie na coraz glebsze kulinarne wody), szparagi biale, sos tatarski, cytryne, natke pietruszki. Ja lososia juz kilka razy robilem, w piekarniku, zawsze wychodzil dobrze. Czy moze ktos zna jakis prosty, inny sposob na ta rybe? I jesli nawet nie zadziala jak afrodyzjak, to nic nie szkodzi, byle byl dobry.
Nie wiem, czy Moja chetnie poda, bo jet o blog lekko zazdrosna. Chyba, że ją na udział w Zjeździe namówię, to potem będzie inna rozmowa, bo się łatwo zaprzyjaźnia. Ja sam tego przepisu nie znam dokładnie. Tylko dzielenie przez 5 jest sprawą ryzykowną – przy zmianie proporcji czasem efekt jest inny. Najlepiej to widac przy cieście drożdżowym.
Tych 5 form (w zeszłym roku z tego samego przepisu wyszły 4) starcza nam na rok. Podajemy głównie na przyjęciach i domowych uroczystościach. Na co dzień szkoda.
O przepisie jeszcze pomyślę, ale to nie takie proste. Proporcje mięsa, bułki i tp. to sprawa stosunkowo prosta. Gorzej z opisem przyprawienia. Raczej długo trzeba tłumaczyć. Jak to przelać na papier, nie wiem.
A teraz się wynoszę. Pozdrawiam wyjeżdżających i pozostających.
Strusie jajo na Wielkanoc, pomysł przedni. Pisanki, kraszanki czy jeszce coś innego?
Nowy, sprobuj tego:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Losos_Arkadiusart.html
sprawdzony i dziala bez pudla, no i pieca czlek nie upaprze
Nowy,
mój najprostszy sposób na łososia (filet), to osolić go, rzucić na gorącą suchą patelnię teflonową, jak zaskwierczy – podlać białym winem, dołożyć pół listka laurowego, przykryć pokrywką, zmniejszyć ogień (nie powinno bulgotać) i po kilku minutach ostrożnie sprawdzić (rozchylić warstwy) czy już jest różowy w środku, nie odwracać.
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=410#comment-47622
Co do strusiego jaja to planujemy zawartość wylać
dyskretnie na patelnię i usmażyć,a potem skorupę ukrasić !
A sprawie łososia to najczęściej pieczemy w folii-
skropionego oliwą,sokiem z cytryny i posypanego ziołami.
Robota żadna,a efekt wyśmienity.
Nowy,
rownie prosto: odrobina masla, poslonego lososia podsmazam szybko z obu stron; skorka niepryskanej cytryny (ok. 5 cm pasek) troche bialego wina i pod przykryciem kilka minut na bardzo malym ogniu.
Danuśka,
Instrukcja obsługi:
http://www.youtube.com/watch?v=lmVaczmeqEA
Nowy, masz do wyboru do koloru. Tylko będzie kłopot co wziąć na pierwszy ogień. No to i ja dorzucę swoje trzy grosze:
Łosoś w majonezie
(6 porcji)
6 kawałków (lub filet wagi ok. 60 dag) świeżego łososia, kostka rosołu warzywnego, pół szklanki majonezu, 2 łyżki jogurtu naturalnego, sól, pieprz
Zagotuj wodę z kostką rosołu warzywnego. (Sprawdź słoność, bo kostka bywa bardzo słona i wówczas już nie używaj soli.) Do wrzącego wywaru włóż kawałki ryby lub filet i gotuj na jak najmniejszym ogniu 20 – 25 minut.(Staraj się by wywar nie wrzał tylko od czasu do czasu bulnął, co można regulować temperaturą kuchenki.) Pozostaw rybę w wywarze do zupełnego wystudzenia. Wymieszaj majonez z jogurtem, dopraw solą i pieprzem. Ostudzoną rybę ułóż na półmisku lub poukładaj porcje na talerzykach. Polej majonezem wymieszanym z jogurtem.
A niezbędne białe to masz, nieprawdaż? Ja lubię w tym wypadku sancerre lub białe chateaux neuf-du-pape. Smacznego.
ASzyszu – dzięki 🙂
A zatem w tym roku na świątecznym stole oprócz baranka
będziemy mieli też wiertarkę !
Właśnie się dowiedziałam,że strusie jaja można przechowywać
przez 2 miesiące. A zatem, jeśli w przyszłym tygodniu kupię 2 jaja
to druga jajecznica do usmażenia w długi weekend majowy, a może nawet w pierwszy czerwcowy. Nie planuję jednak,tak jak Gospodarz, przywozić do Warszawy 200 sztuk.
Ze strusiej wydmuszki można zrobić okarynę. Ten gość robi instrumenty ze wszystkiego i to mi się podoba. Zanim się ugotuje brokuła, można sobie coś zagrać:
http://www.youtube.com/watch?v=_GabHGlGm14&feature=channel
Witam wszystkich,
Nowy najlepszy surowy, co sie bedziesz babral z pateniami czy rusztami, ekologicznie i pysznie.
Maslo ludziom nie przeszkadzalo przez tysiaclecia az Stworca powiedzial niech sie stanie margaryna i sie stala margaryna. Potem sie okazalo ze sie cos Stworcy pokickalo i margaryna cos ma czy czegos nie ma w sobie ale co moze grozic powaznymi konsekwencjami. U nas wiec zrobiono maslo roslinne. Polak potrafi. Panu Bogu swieczke a dialblu oagarek. Maslo jednak wrocilo do lask. Teraz te laski znowuz sie podwaza. Swiat sie kreci.
Stanislawie tych polepszaczy swiata niestety w brud gdzie bys nie spojrzal. Jakis cel do protestow sie zawsze znajdzie. Najlepszy bylby nudny swiat w ktorym nic nie wolno.
Z tym przykazaniami to bylo tak. Schodzil Mojzesz po konferencji z gory Synaj, pod reka 3 kamienne tablice i rzecze tak do ludu; Ludu macie tutaj pietnasci…. i mu jedna tablica z reki wyleciala…dziesiec przykazan. Ot tyle.
Dotarlem do pracy. Niestety powiedzonko, ze praca nie zajac,nie ucieknie, sprawdzilo sie, nie uciekla.
Slawek, Ela, Nemo, Danuska, Gospodarz – bardzo dziekuje za przepisy, oczywiscie, ze cos wybiore i podziele sie wrazeniami. Tak szybkie przepisowe wsparcie zobowiazuje.
Gospodarzu, oczywiscie, ze niezbedne biale mam. To u mnie jest zawsze.
Nowy,
łososiowe „steki” na grillu… też pyszne! podprawiasz dyzurnymi (sól, pieprz) i cytryna moze byc, i robisz jak stek, tylko nieco krócej.
Bardzo dobre są filety łososiowe przyprawione jak się chce, położone na deseczkach cedrowych (są w sklepach) i to na wolnego grilla. Deseczki uzyczaja niezapomnianego aromatu.
Mój ulubiony łosoś (pomysł autorski) poniżej, ilustrowany, to zielone to ledwie sparzony szpinak (na tyle, żeby „omdlał” i nie chrzęścił):
http://alicja.homelinux.com/news/Food/salmon/
P.S. Zapomniałam o serze – ser ma być ostry, mnie najlepiej pasuje old cheddar plus pokruszyć nieco blue cheese. A kopru tylko gałązka – i do piekarnika.
Hm… następnym razem jak bedę robić, muszę uwspółcześnić zdjęcia, bo to juz stare a stare!
Nowy – Pyra poleca porcje łososia posolone w mąkę, jajko i płatki migdałowe, smażyć na mieszaninie oleju i masła
Siedzialem sobie wczoraj wieczorkiem na blogu. Zywej duszy nie ma. Spia albo gdzies baluja, mysle sobie. No i pisze. Az tu nagle komputer do mnie przemowil w te slowa: „piszesz za szybko”- za szybko? a dla kogo? zapytalem przeciez jestem sam na blogu. On na to: „zly kod” – no to ja ze kod zly bo jakbym wpisal dobry to by sie nasza konwersacja zakonczyla a chamem nie jestem i nie beda tak bezceremonialnie konczyl. To On na to mowi do mnie: „wroc”. No to sie wrocilem ale wiecie czas zawrocil ze mna bo nagle ostatni wpis byl z 13.59. Nie dobrze. Albo sie blog przeniosl na Antypody albo Albert guzik wiedzial o czasie pomyslalem sobie i w tym momencie objawil sie Nowy. Pomalu wszystko wracalo do normy. A od rana za oknem bialo ale slonce ladnie swieci chociaz rano bylo zimno, teraz -12C.
Co tu tak cicho? Wszystkim się komputry popsuły? 😯
U mnie dziś na chwilę wyszło słońce i pocieplało do +10, ale znajoma napotkana w sklepie ugasiła mój entuzjazm mówiąc, że ta zima potrwa do Wielkanocy 😯 Ona to wie już od października 🙁 Kupiłam więc ananasa, szparagi i truskawki, żeby choć w kuchni bbyło wiosenniej. Na podwieczorek zrobiłam naleśniki z gorącymi truskawkami i jest mi jakby cieplej.
O, i nowe opony przywieźli, a miały być 31 marca 😯 Pan dostawca powiedział uśmiechając się rozbrajająco, że przeważnie dostarczają przed terminem 😉 Przed pokwitowaniem kazałam sprawdzić, czy nie zleżałe, ale data produkcji jest 47 tydzień 2008, więc bardzo świeże, i z Japonii. Ciekawe czy te też będą zbierać kamyki 🙄
Kleopatra nie jestem,ale gril byl dzisiaj w uzyciu.Baranow tez sie nie grilowalo,ale kurcze i inne smakolyki,a do tego ryz z zielenina i rose 🙂
Teraz biegne mixowac mleczny koktajl z truskawkami, ananasem i bananem,pycha………………
Hej.
A nie zapomnij Ana dodac rumu…
jak mixowac, to z rymem, rum w przypadku braku skojarzen, a nuz sie nasuna po,
ananas, a na nas
mleczny, stryjeczny,
truskawki hiszpańskie
rym, jak smak 🙂
hej tez
Danuśka,czy ta strusia jajecznica jest smaczna? Chyba musisz gości sprosić,żeby ją zjedli.
Co do pasztetu – chyba każdy mąż uważa pasztet swojej żony za najlepszy.Mój też tak twierdzi i ostatnio chwalił się moim pasztetem przed właścicielem francuskiej restauracji,spożywając pasztety francuskie.
Jutro zabieram się za pasztet z sarny ,ale piekę tylko dwie blaszki.Ze Stanisławostwem ilością nie konkuruję,ale jakością i owszem. Może posmakujemy obu w czasie zjazdu.
Coś mi się wydaje,że swoje przepisy na dobre pasztety mają też Pyra i Grażyna.
NOWY,widzisz jaki jest odzew na twoje pytania kulinarne.Powodzenia w kulinarnych dokonaniach.
Krystyno, alez apetytu narobilas – pasztet z sarny! Tylko skad te sarne, sezon polowan sie chyba skonczyl 😉
Ale moze zrobie z zajaca.
Ja tez dzisiaj miksowalam – maliny, jezyny i porzeczki czarne (rozmrozone) z bananami i sokiem z limonki i ananasowym. Mniammmm 🙂
Nie wiem, czy do rymu miksowalam. A rumu nie mam 🙂
Marek Antoniusz – Rzymianin morowy
Spędzał raz w Egipcie urlop tygodniowy
Czy tamtejsza kuchnia w flamingi bogata
Sprawiła, że tydzień zamienił się w lata?
Czy w mleku moczone uroki królowej
Wabiły kwiczołem w łoże hebanowe?
Drogi Gospodarzu, nie pójdź w jego ślady
Twój blog tutaj czuwa ze zmartwienia blady
Jak Marek ten skończył? Nie życzyć nikomu 😯
Tydzień Ci wystarczy, a potem do domu!
elu,
ja miksuję jagody nie rozmrożone z dodatkiem banana i soku z pomarańczy i wychodzi wtedy fajny sorbet. Jeśli za zimny, to można chwilę poczekać. Tu mój ulubiony z malinami:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Congratulations#5202021114973402866
Nemo,
wyglada wspaniale, zrobie jutro z nierozmrozonych 🙂
wytrwac tydzien na hotelowym jedzeniu w Egipcie bez zemsty Montezuma to nie taka prosta sprawa. w takich przypadkach na nic zdaje sie trdycyjne parzenie ziolek czy lykanie wegla. lyknac nalezy lufe wysoko % owa i to zanim stanie sie na ziemi faraonow. nastepne przed kazdym jednym posilkiem i zaraz po nim. zgadza sie ze rano, przed sniadaniem to nie za bardzo wchodzi, ale czego to nie robi sie dla zdrowia. to nie sa zadne zarty. klepie to z wlasnego doswiadczenia. bylismy w Egipcie z 15 razy i aby uniknc za kazdym razem horroru rezygnujemy dobrowolnie z wszelkich chlodnych napojow lodow i innych wyrobow mleczno podobnych. zdadza sie ze czynie tak z wlasnego wygodnictwa.
znacznie przyjemniejsze jest plywanie na kitowej czy surfowej desce niz siedzenie na klozetowej
Za ela napisze ales mi Krystyna narobila apetytu na pasztet z sarny a ela dorzucila do tortur moich pasztet z zajaca. Mlodziencze lata sie przypomnialy kiedy co roku ze 3 zajace na balkonie kruszaly przed swietami. Zimy jeszcze bywaly zimne. Combry na obiad swiateczny a przody na pasztety. Znajomi ze wsi przywozili wiejski chleb i zostawiali u wujka w biurze a ja jako najmlodszy z tego pokolenia ganiany bylem zeby to przyniesc do domu. Takie wielkie bochny co prawie reki wyciagnietej nie starczalo zeby to zaniesc do domu. Nawet maslo robili wlasne. A po drodze ludzie pytali. dziecko gdzies te chleby kupil. Dumny bylem. Chleb w spizarni ze dwa tygodnie spokojnie przetrwal zanim zostal w calosci zjedzony. A pasztety, tego juz sie nie opisze. I od wyjazdu z Kraju na poczatky 1983 roku nie jadlem zajeczego czy sarniego pasztetu. Tutaj niestety zajecy nie ma tylko kroliki co zajace udaja (wygladem) ale mieso jasne, krolicze. Znajomi mysliwi cos malo poluja wiec i sarny brak a i tak bylo malo i przypadkiem. Lezka w oku sie kreci.
Dla wyjasnienia, zajecy nie ma w Albercie bo w Ontario u Alicji sa…ale to 3 tys km.
Co to dla zajaca, yyc 😀 !
Tylko jak przekonac zajaca? I jeszcze zeby sie dal po takiej podrozy upolowac? 🙂
żabi skok?
Nemo to geranium po lewej smocze oczy do miety robi, kontrolujesz?
bagietka i pasztet, to lubie a tu ani prawdziwej bagietki ani prawdziwego pasztetu. Gdzie ja wyjechalem?
Mnie też straszono, co to w Afryce nie wolno. Przeżyłam bez bólu i najmniejszej przykrości, nawet komar mnie nie ugryzł. A o kulinariach zapodam osobno – i zilustruję.
Wrzuciłam Kapsztad, kto ciekaw, niech zerknie. Z kilometrowej góry widok na miasto imponujacy, ale nieco przydymiony. Trudno 🙁 , nie mieliśmy krystalicznie czystego powietrza. W dodatku wokół Kapsztadu płona góry, płona lasy. To będzie na innych zdjeciach.
A gdzie wrzucilas ?
Tu:
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/
katalog – Kapsztad.
Jak klikniesz na czerwonego nicka komentatora, to wchodzisz na jego stronę.
Sam, jak masz stronkę i podasz w danych pod adresem e-mail, to się zaczerwienisz i Twoje np. zdjęcia będą dostępne bez linek. 🙂
Dwa nieba w jednej gebie
Udalo sie. Kawalek lososia byl na tyle duzy, ze moglem przyrzadzic go na dwa sposoby. Po przegladzie zapasow dwa przepisy okazaly sie mozliwe bez wyjazdu do sklepu. Jeden to Alicji – ze szpinakiem i drugi Pyry – z migdakowymi platkami. Ludzie, jakie to wyszlo dobre. Jeden surowiec podstawowy, inne dodatki – i dwie zupelnie inne potrawy. Obie dobre, zadna lepsza, po prostu inne. Dzieki.
Nastepne lososiowe proby z innymi przepisami za tydzien. Chyba bede mial wizyte znajomych, oczka im z orbit powychodza.
Nowy,
cieszę się, że smakowało 🙂
Jak już całkiem się rozbujasz z łososiami, zajrzyj pod ten sznureczek, ja polecam carpaccio z łososia wg. Kojaka Moguncjusza, bo wypróbowałam i bardzo mi smakowało (o, i przypomniało mi się, ze daaawno nie robiłam!). Tam jest sporo przepisów na carpaccio z róznych produktów (nawet z truskawek 😯 ), i chyba ze dwa z łososia i tuńczyka. Wspaniała przekaska.
W tym sznureczku, jak obetniesz końcówkę, znajdziesz dużo ciekawych przepisów, zebranych od naszych blogowiczów.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Carpaccio_przepisy_rozne.html
Alicjo,
Dziekuje. Ja zajrzalem od razu, zanim sie rozbujalem z lososiami. Jest to w zasiegu moich zdolnosci i mozliwosci, a wygalada bardzo ciekawie, wkrotce sprobuje wiec, jak smakuje w moim wykonaniu.
I znowu bez bialego ani rusz!
Ja do wszystkiego piję niemal zawsze czerwone i cieszę się, ze policja poprawności kulinarnej już nie ściga za taki występek.
Dołozyłam przyladek Dobrej Nadziei i chyba się udam w objecia Morfeusza (o ile mnie zechce).
Dobranoc, Nowy – i nie zapomnij zgasić światła 😉
Ja tez w 99% pije czerwone, ale czasami biale tez wybiore, np. do ryby.
Dobranoc, do jutra.