Co lubiła Kleopatra

Zimno, mokro i ogólnie nieprzyjemnie. Postanowiliśmy więc, że po okresie intensywnej pracy (dwie książki w druku, a dwie kolejne w ostatniej fazie szlifowania), której poświęcaliśmy się przez jesień i zimę, należy nam się chwila całkowitego odpoczynku w cieplarnianych warunkach. Zwłaszcza, że będziemy w tym czasie świętować swoją 44 czwartą rocznicę. Wybraliśmy więc Morze Czerwone – tam nas jeszcze nie było – rafę koralową i pełen luksus dla leniwców.

I wtedy wpadła mi w ręce książka  Sycylijczyka, który zajął pewnym ciekawym aspektem kuchni. Książkę „Afrodyzjaki w kuchni” wydał Twój Styl przed kilkoma laty. A ja wypatrzyłem w niej rozdział dotyczący kuchni najsłynniejszej kobiety Egiptu.
Ciekawe czy będą i nas tak karmić.

„Po śmierci Cezara niejeden Rzymianin odetchnął z ulgą na myśl, że Kleopatrze nie uda się zrealizować ambitnych planów zjedno?czenia imperiów Wschodu i Zachodu. (…)

Antoniusz, który wraz z Oktawianem i Markiem Lepidusem utworzył drugi rzymski triumwirat, rządząc z nimi Grecją i Azją, wydał jej się jedynym człowiekiem, który mógłby być użyteczny w realizacji marzeń o wielkości i zająć w jej sercu opróżnione przez Cezara miejsce. Kleopatra miała 28 lat i pyszną urodę, gdy w 41 roku p.n.e. spotkała po raz pierwszy pięknego, silnego triumwira, odznaczającego się elokwencją i hojnością. Marek Antoniusz szybko uległ urokom czarodziejskiej królowej. I jakby historia chciała naprawić nieodwracalnie zerwaną przez śmierć Cezara osnowę, uległ tym samym rojeniom, które w łożu kochanki snuł jego poprzednik. (…)

W Aleksandrii, mieście uroczystości i wesołych zabaw, w czasach szaleńczej miłości, która połączyła Antoniusza i Kleopatrę, wyjąwszy chwile spokoju, wiążące się z narodzinami trójki ich dzieci, Rzymianin i Egipcjanka stworzyli dla złotej młodzieży i elit królestwa kółko nazwane Amime tobioi, czyli zrzeszenie nieporównywalnego życia. Jego członkowie mieli obowiązek wydawać kolejno uczty w swoich siedzibach. Skoro jednak dla Antoniusza pora kolacji wypadała wtedy, gdy poczuł głód, amfitrioni musieli znosić niedogodności przygotowywania jednego wieczoru tych sa?mych potraw po kilka razy, o różnych porach, było bowiem wykluczone narażanie biesiadników na zwłokę lub podawanie dań zbyt długo gotowanych albo wystygłych.

Przyjrzyjmy się kapryśnym kochankom, jak oddają się przyjemnościom stołu tak ostentacyjnie, że pisały o tym kroniki, jak z włosami uperfumowanymi cynamonową esencją, zajmują honorowe miejsca na bankiecie. O ekstrawaganckich, szaleńczych wydatkach Kleopatry krążyły legendy. Pewnego dnia, by oczarować Antoniusza i jego gości, wyjęła z ucha ogromną perłę i rozpuściła ją w odrobinie octu.(…)

Powróćmy jednak do wystawnych bankietów. Biesiadnicy spoczywali na łożach, zwanych trikliniami, wykonanych ze szlachetnych materiałów: kości słoniowej, hebanu, marmuru i złota. Powietrze przesycone było narkotycznymi oparami unoszącymi się z rzeźbionych kadzielnic, tęskne melodie grane na cytrach kołysały gości, tancerki i akrobaci starali się ucieszyć ich oczy, tu i ówdzie wybuchały śmiechy i padały dowcipne riposty.

Jeśli wierzyć poufnym zwierzeniom olśnionego biesiadnika Lentula Nigera, uczta rozpoczynała się od obfitości skorupiaków i mięczaków z mórz Śródziemnego i Czerwonego: langust, homarów, jeżowców, krewetek i pasztetów z ostryg podawanych w muszlach. Później szły kwiczoły w szparagach, figojadki, kotlety z koźlęcia i dzika, kuropatwy, wymiona maciory, kruche ciasta z Eleuzis i ciastka z Faro.
Czytając ten spis potraw, łakomy czytelnik z pewnością czuje ślinkę napływającą do ust! Nie umieściłem w nim jednak dania najbardziej poszukiwanego w tamtych czasach, czyli języków różowych flamingów: podawane przez efebów pływały w esencjonalnym wywarze przyrządzonym z moszczu winnego z dużą ilością pieprzu, wzbogaconym smażoną pulpą daktylową i plasterkami porów. Pod koniec gotowania kucharze wsypywali dużą ilość posiekanych orzeszków pistacjowych, których smak idealnie komponował się ze smakiem wywaru.

Apetyczna wyliczanka dań, które przedefilowały przed oczami szczęśliwego Lentula Nigera nie zawiera, o dziwo, ryb, wysoko cenionych przez Ptolemeuszy, na przykład słynnej barweny, którą łowiono u wybrzeży Aleksandrii i którą pałacowi mistrzowie rondla przyrządzali w sposób nadający rybie właściwości afrodyzjaku. Oto cały sekret:
Barwena Ptolomeuszy
(Dla 2 osób)
4 barweny, duża cebula, 100 ml oliwy z oliwek, 2 łyżki masła, łyżka orzeszków piniowych, łyżka pulpy daktylowej, pół szklanki wody, połówka cytryny, łyżka białego żywicznego wina, pęczek zielonej pietruszki, 150 g jadalnych alg, sól, rozgniecione ziarnko pieprzu
Oskrobać, wypatroszyć i umyć barweny. Pokroić cebulę i zeszklić na maśle i oliwie, podgrzewając w dużej patelni. Dodać pulpę daktylową i orzeszki piniowe, trochę soli i rozgnieciony pieprz, zamieszać i włożyć sprawione ryby. Wlać pół szklanki wody wymieszanej z kilkoma kroplami soku z cytryny i gotować około 10 minut, odwracając ryby. Posiekać pietruszkę i dodać ją w ostatniej chwili przed zdjęciem z ognia, a także wlać wino i wsypać algi. Podawać bez zwłoki, udekorowane ziarnami różowej soczewicy.”

No może choć barwenę z grilla uda nam się spotkać. Opowiem i pokażę wszystko po powrocie.