Powtórka ze staropolskiej kuchni
Nie mamy się czego wstydzić: tradycyjna kuchnia polska była smakowita i choć czerpała pełnymi garściami z kuchni innych, odwiedzanych często przez Polaków krajów – była w istocie oryginalna przetwarzając i wchłaniając wszelkie obce wpływy i jednocześnie dostosowując do „naszego”smaku.
Wielkim atutem była dostępność na polskim rynku wspaniałych składników: doskonałych ryb (chwalonych często przez cudzoziemców), dziczyzny, najlepszej jakości nabiału.
Polskie posiłki wymagały nie tylko najlepszych produktów, starannego ich wykonania jak i chwili czasu do delektowania się zarówno daniami jak i towarzystwem.
Stare przepisy nie zawsze są natomiast pracochłonne i wbrew temu, co przywykliśmy sądzić nie muszą być ciężkie ani tłuste. Starannie przestrzegane posty skłoniły też prababki do wymyślenia wielu znakomitych dań bezmięsnych, niezbyt kraszonych.
Postanowiłem więc przypomnieć kilka przepisów na niesłusznie zapomniane proste i łatwe potrawy.
Auszpik ze szczupaka
Około 1,2 – 1,5 kg szczupaka w całości, łącznie z głową, 2 marchwie,1 pietruszka, 2 cebule, kawałek selera, por, 2 ziarna pieprzu, 2 ziarna ziela angielskiego, sól, pieprz mielony.
Na majonez:1 jajko,1 łyżka dobrej musztardy,1 szklanka oleju, szczypta cukru pudru, kilka kropel soku cytrynowego, sól.
1.Szczupaka sprawić (wedle staropolskiej nomenklatury „ogolić”,czyli oskrobać), pokroić w dzwonka albo pozostawić w całości, jeżeli dysponuje się rynienką do gotowania ryb, zaopatrzoną w specjalną wkładkę. Pozwala ona na włożenie do rynienki i wyjęcie z niej ryby w całości.
2.Głowę ryby oraz wszystkie płetwy i resztki skóry ugotować w wywarze z włoszczyzny, z pieprzem, zielem i niewielką ilością soli. Kiedy mięso ryby jest już miękkie (po 20 minutach powolnego gotowania), wyjąć głowę i płetwy, pozostawiając resztę rybiej tuszy i jeszcze gotować, aż wygotuje się większość wywaru i zacznie lekko gęstnieć.
3.Wywar,teraz już nazywany auszpikiem, czyli galaretę, wystudzić. Kiedy zacznie się ścinać polać nią oziębioną i ułożoną na półmisku rybę.
4.Przygotować majonez: wszystkie składniki muszą mieć jednakową temperaturę. Wbić jajko do kielicha malaksera, dodać musztardę, wlewać cienkim strumyczkiem olej, na koniec dodać cukier, sól i sok cytrynowy, zamieszać (w tę samą stronę) i
podać gotowy majonez w sosjerce jako dodatek do auszpiku.
Kurczęta na sposób kuropatw
2 małe kurczaki (każdy poniżej 1 kg),4 plasterki świeżej słoniny,8 ziaren jałowca,sól,2 łyżki tartej bułki,1 kostka bulionowa rozpuszczona w 1 szklance wody.
1.Kurczęta sprawić w przeddzień, natrzeć utłuczonymi ziarnami jałowca i solą, odłożyć na 24 godziny.
2.Owinąć słoniną i zrumienić w piekarniku na silnym ogniu.
3.Rumiane kurczaki przełożyć do garnka, podlać rozpuszczonym bulionem, posypać tartą bułką i dusić aż kurczęta będą miękkie.
4.Podawać przekrojone na połówki lub ćwiartki i polane sosem.
Ozór na szaro
Ozór wołowy,włoszczyzna:2 marchwie,1 pietruszka, por, kawałek selera, cebula ,ząbek czosnku, sól.
Na sos :1 łyżka masła,1 łyżka maki,1 szklanka rosołu warzywnego z kostki, 1/2 cytryny,2 łyżeczki cukru, po garści rodzynek i migdałów,1 łyżeczka ciemnego cukru trzcinowego (niekoniecznie).
Jako dodatek może, choć nie musi być kieliszek czerwonego wina-nie jest to jednak niezbędne.
1.Ozór oczyścić z wszelkich niejadalnych części. Wraz z warzywami i ząbkiem czosnku gotować do miękkości.
2.Przygotować sos: zrobić zasmażkę z masła i mąki. Kiedy lekko się ozłoci, dodać szklankę rosołu warzywnego, sok cytrynowy, migdały i rodzynki oraz cukier. Jeśli mamy cukier trzcinowy – rozpuścić go i chwilę gotować w osobnym garnuszku. Kiedy zaczyna się pienić, dodać do sosu, aby nadać kolor. Zagotować sos.
3.Ugotowany ozór wyjąć z wywaru, zdjąć skórę, pokroić w ukośne plastry, polać sosem.
Komentarze
Dzien dobry,
Z podanych przez Gospodarza przepisow najchetniej przygotowalabym auszpik ze szczupaka czy innej ryby. Troche przy tym pracy ale efekt koncowy wart jest zachodu.
A propos zachodu i tego co napisal rano Mis K. pod wczorajszym wpisem.
Rozumiem rezerwe i milczenie niektorych osob. Wciaz nie moge zapomniec brzydkich atakow skierowanych przeciwko Nemo kilka dni temu. A to przeciez nie ona wywolala awanture. Niestety, nie pierwszy juz raz odwraca sie kota ogonem i atakowany staje sie nagle agresorem i wrogiem. Kazde nie wyjasnione do konca starcie powoduje, ze nastepne jest jeszcze gwaltowniejsze. A wystarczyloby, zeby autor ataku zdobyl sie na proste „przepraszam”. Wiem, to marzenie scietej glowy.
Nemo, rozumiem Twoje milczenie ale nie zapominaj, ze masz wsrod blogowiczow wielu sympatykow, najczesciej milczacych.
Alino, jako dziecko jadałam ozór na szaro w restauracji (nigdy nikt ze znajomych nie przygotowywał go w domu ) i pamiętam, że był bardzo dobry i wyglądał dobrze. A każdy nowy sposób na kurczaka jest dobry, bo przygotowuje go kilka razy w tygodniu i brakowało mi już pomysłów.
Rynienkę do gotowania ryb mamy i jest to nawet duża rynna do taaakich ryb 🙂
W tej chwili odnotowujemy jednak brak szczupaka,bo ostatni okaz trafił na stół w październiku.Sezon na te ryby chyba się właśnie zakończył i teraz trzeba czekać do wiosny na kolejne połowy.Zatem cierpliwie poczekamy,bo cierpliwość to główna cecha wędkarzy i ich rodzin też 😉
Z wypowiedzią Aliny zgadzam się całkowicie,ale pozwolę sobie nie pisać już więcej w wiadomej sprawie,by nie wywoływać kolejnej,niepotrzebnej dyskusji.Mam tylko nadzieję,że blogowe urlopy naszych starych,dobrych Koleżanek nie będą trwały
zbyt długo i że za chwilę znowu poczytamy o wycieczkach i o ogrodzie Nemo,
o wyczynach pyrowego Radka,że Jolinek znowu powita nas radośnie bladym świtem,a Haneczka jednym,cudnym zdaniem podsumuje,co należy 😀
Niech żyje Blog Łasuchów !
Haneczka to już od dłuższego czasu rzadko pisuje tutaj. I napisała ona lub Pyra czemu. A Stara Żaba znowu straciła internet ?
Danuśko, gdzie jak nie u Ciebie taka rynienka 🙂
Podpisuje sie pod wpisem Aliny.
Myślę Alino, że to nie chodziło o tą jedna awanturę, która nota bene zaczęła chyba się od wpisu pod adresem Orcy, tylko o jakiś ciąg dłuższych zdarzeń. Ja też lubię wszystkie wpisy o kuchni, zdjęcia, ale nie ukrywam, że przeszkadza mi też to o czym napisał yyc. A i zauważyłam, że już wcześniej przestała pisać Zgaga, Krystyna, Barbara, Krysiade się nie pojawia,Henryk się wystraszył, Nisia, Cichal chyba i jeszcze parę innych osób. Mogę tylko gdybać o powodach.
Alino,
zgadzam się z Tobą całkowicie. Powinnam machnąć na to ręką, ale nie potrafię…
Widzę, że przeoczyłem coś ważnego. Znałem kiedyś małżeństwo bardzo kłótliwe. Do awantur dochodziło czasem przy gościach. Pamiętam ich 6-letniego synka, który po rozpoczęciu awantury podskakiwał klaszcząc rączkami i wołając „Awantura, awantura”. Nie wiem, co sądzić o takiej reakcji, ale przypuszczam, że skutek długofalowy mógł być tylko podobny do reakcji polegającej na płaczu. Miedzy innymi tamto wspomnienie sprawia, że wolę awantur unikać. Nie zawsze się da. Ale na blogu da się na pewno. Nemo najczęściej ma rację. Bywa przy tym niemiła, ale to nie usprawiedliwia inwektyw lub złośliwości ponad wszelką miarę kierowanych pod jej adresem. Zawirowań kilka już tu było, ale zwykle kończyły się powrotem wszystkich lub prawie wszystkich. Mam nadzieję, że i teraz będzie podobnie.
Przygotowania zdjęć z podróży mocno zaawansowane. Niedługo powinny być gotowe i wtedy po trochę spróbuję gdzieś zamieszczać przez picassę.
Kolejna komedia.
Alino, widze szybko zapomnialas wlasnej opini na temat „manipulatorow” na tym blogu. Ja mam niby przepraszac? A kogo i za co? Nie zachodzilem tu przez pol roku a awantura gonila awanture. Kto byl ZAWSZE w ich centrum? Wystarczy przewinac.
Uderzyl Cie fragment o radosci „usadzania”? Stad ta reakcja?
Nie zauwazylem nawolywania do banowania a jednak Gospodarz pisze o „naciskach”. Telepatycznie? Jak zawsze telefony sie rozdzwonily, maile poszly w ruch i nagonka sie rozwija. Gratuluje. Nie ma to jak pogodni, usmiechnieci „lasuchy”. Ktos tu wspominal o „bolszewickich” metodach. Moze, Alino, przypomnialabys kto? Zdawalo mi sie, ze mierzily Ci zakulisowe dzialania co niektorych blogowiczow. Mylilem sie, przepraszam i mimo wszystko serdecznie pozdrawiam.
Szkoda czasu, szkoda dnia.
Zycze smacznego.
Alinko,
Podzielam Twoje zdanie w 100%.
Ciagle, delikatnie mowiac, niewybredne ataki na Nemo, slowa kierowane do PYRY, spowodowaly to co jest.
Yyc, myślę, że Alinie nie chodziło o Ciebie, może o Alicję – nie wiem i nie widzę powodu do przepraszania. Nie widziałam, aby nemo kogokolwiek przeprosiła np. Orcę za swoje niestosowne wypowiedzi.
Znów słuszna uwaga yyc, długo nie zaglądałeś na blog, nigdy raczej nie wdawałeś się w spory z nemo, inni się nie odzywali a i tak ciągle za sprawą jednej systematycznie osoby wybuchają awantury. Jeśli chodzi o niewybredne ataki to najczęściej kto inny jest ich autorem, niestety. Przez kilka dni był spokój i znów. Moim zdaniem to Pyra nieco się zagalopowała w ustawianiu blogowiczów i stąd komentarz yyc.
Witam, coś na pocieszenie.
http://www.publio.pl/wydawnictwosol-monikaszwaja.html?utm_source=wyborcza.pl&utm_medium=boks_Publio&utm_content=belka&utm_campaign=a_Sol_MonikaSzwaja_1211_1911
Alino, widze, ze zle odebralem Twoja wypowiedz, przepraszam.
Pewnie tez niepoprawnie odebralem badz zinterpretowalem Twoje rozne wypowiedzi na blogu czy intencje (a moze nie?) wzgledem blogowego zycia i tu wiec tez przepraszam. Wypowiadzasz sie zawsze w sposob wywazony i przyjazny aja osobiscie uwielbiam te filmiki z Quebecu do ktorych czesto podawals sznurki.
Widzisz ile sie na przepraszam a teraz sie okazuje, ze to i tak do mnie nie bylo 🙂 Coraz trudniej sie rozeznac a nieobecni wroca, gwarantuje.
Alino wiesz, ze Cie szanuje a co wazniejsze lubiana jestes ogolnie i szanowana na blogu i pewnie poza nim rownie mocno.
Duze M dzieki za uwage bo widze, ze zle odczytalem intencje Aliny. Tutaj coraz trudniej odczytac cos normalnie a akurat Alina na to zasluguje bo nigdy nie robi zbednych i komentarzy i aluzji.
Właśnie nabyłam Anioły, wszystkie poprzednie też mam 🙂 Te książki to mój antydepresant.
Moi Drodzy,a może nie będziemy nadal drążyć i znowu dociekać kto zawinił i czy aby na pewno? Może postawimy grubą kreskę (wzorem Mazowieckiego) i niech życie toczy się dalej.Czy to nie jest najlepsze rozwiązanie ?
Skoro my wszyscy i Ci zza Kałuży i Ci znad Wisły,Warty,Bugu i Odry mamy nadal ochotę zaglądać na ten Blog to znaczy,że są tu osoby,które lubimy,że są tematy,które nam odpowiadają i że ogólnie (wiem,yyc zaraz podchwyci ogólnie 🙂 ) mamy jednak przyjemność gawędzenia i bycia razem,a to chyba ważne….
A Alinę kochamy i to święta racja !!!
Danuśko przeczytałam na sąsiednim blogu u Pani Janiny Paradowskiej, że Pan Tadeusz Mazowiecki denerwował bo mówił, że jemu chodziło o grubą linię a nie kreskę 🙂 🙂 🙂
Na marginesie to jeden z lepszych tekstów jakie przeczytałam ostatnio.
Ogolnie to ja jestem za jedzeniem i szampanem 🙂
Nigdy nie bylo inaczej. Podroze, pozywienie, popicie i pogadanie niech by nawet o zielu na kraterze 🙂
A propos szampana to tak naprawde nie przepadam. Za duzo babelkow ale na Swieta czy koncert noworoczny z Wiednia jest niezastapiony i w samolotach z sokiem pomaranczowym na sniadanie tez. Te samoloty jednak to w czasach kiedy w Kanadzie latal Wardair i sniadanie serwowali na porcelanie z normalnymi szcztuccami. Czyli w ubieglym wieku 🙂
denerwował się oczywiście
Yyc, ja tak naprawdę to nie znam mężczyzny, który by lubił 🙂 no może z sokiem na śniadanie 🙂
Danuska, masz racje, niepotrzebny byl moj wpis 16:35.
GRUBA KRESKA
Szampan z sokiem pomaranczowym 1:1 jak najbardziej, zwlaszcza po burzliwej, pelnej alkoholu nocy.
U barmanow nazywa sie to mimoza.
Lagodzi wszystko, zle humory rowniez.
Duze M nie wiedzialem, ze to taka meska fobia 🙂
Smak smakiem, ale tych babelkow za duzo. Inna rzecz, ze jak ze wszystkim rozne sytuacje i roznie smakuje. To samo wino do wczorajszego obiadu smakowalo wybornie a za tydzien taki sam obiad i to samo wino i cos nie ten smak. Zycie.
Jajecznica na boczku wędzonym z ziemniaczkiem w mundurku popijana szampanem po ciężkiej nocy. Ozdrowienie pewne.
Ja też lubię to proste, pasterskie życie. Odrobina kawioru, szampan i truskawki…
Nowy-Twój wpis zawsze potrzebny 🙂 Tak jak potrzebna gruba kreska 🙂
Nie wiem,co na to frakcja francuska,ale Osobisty Wędkarz mówi,że w czasach jego młodości do szampana i soku pomarańczowego porządni barmani dodawali jeszcze kieliszek Cointreau i to dopiero była prawdziwa mimoza 😀
Ja po barach w kolebce będąc nie chadzałam,więc nie wiem.
Cichal truskawki za bardzo zmysłowe nie lepiej oscypek?
Cichal 19:12. Ja tez, ale do pasterskiego menu dodalbym jeszcze ostrygi i bagietke; ale dlaczego tylko odbrobina kawioru? Ach, brak mi Rosjan ze Stadionu Dziesieciolecia, ktorzy w latach 90. sprzedawali kawior za bezcen 🙁
yurek-do szampana musi być zmysłowo zatem truskawki 😉
Ale gdzie kupić prawdziwe? Po sklepach to ino krówskie!
Dla zmniejszenia wytworności uwarzyłem miche bobu. Rola dziejowa wg Dymnego to: zadanie ciosu, zadanie domowe i zadanie bobu…
Danuśka wieczorem czemu nie i owszem, piszemy o lekarstwie na dobry dzień.
Danuśko – Gdybyś była Nemo, Twój wpis byłby brutalnym atakiem na Nowego, ale nie jesteś, dlatego Ci wybaczam. Skoro Twój mąż mimozuje już od dziecka, to jego wersja mnie kusi. Lubię te wszystkie składniki 🙂
Mimozy to także niebezpieczny temat.
Szampan lubię, nagonek nie lubię. Nemo pisała o dyni, Henryk pisał o Nemo. Nemo pisała o dyni, YYC pisał o Nemo.
Na stare lata zostałem klakierem uczestnikiem nagonki. Do tego celu używam poczty i telefonu. Nie przyznaję się do winy, ale to nieistotne. Jestem winny i już 🙂
Mam zamiar troche odpoczac od blogu wiec na koniec daje linka do uroczego walczyka o popularnym deserze z Salzburga (Salzburger Nockerln – jeszcze nie jadlem). W piosence jest cala wyliczanka potraw poczynajac od wiedenskiego sznycla. Zycze milej zabawy:
http://www.youtube.com/watch?v=Th_u4Jh9LDs
Tak się składa Placku, że gdy trzeba było, gdzieś tydzień temu, kiedy ktoś tu przeglądał w cudzych szufladkach cudze kurze na nie swoich legitymacjach, cojones wykazała jedynie Haneczka. Oszczędna w wyrazie jak zwykle, odwaliła na czasie, bardzo precyzyjnie i – jak należało – z buta. Chwała jej za to, bo kto inny się nie znalazł.
Nemo natomiast sama się wybroni i prawda to, że może być wtedy niemiło.
Dobry wieczor na blogu!
Juz w domu po dwu tygodniowym pobycie w Berlinie.
Pracowalem tam kiedys , lata 80-83 Fm.BORSIG
Jeszcze w dawnym Berlinie Zach.
Dwa tygodnie pieknych wspomnien po latach.
Goscili nas przyjaciele z dawnych lat ( pracowalismy razem)
Pani domu mimo uplywu lat dalej wesola i radosna.
Jedzenie w Berlinie dalej wpaniale.
Berlin nie do poznania po latach.
Mozna dostac szoku co moze stac sie miastem
jesli nie widzialo sie go kilkanascie lat.
Nawet ludzie troche inni.
Nie mowie juz o parkach i skwerach.
No i jeszcze …..muru nie ma.
Dzielnica Wedding gdzie mieszkalem przed laty
malo sie zmienila , byla tam zawsze ciasna zabudowa.
Natoniast centrum , okolice Reistagu i inne nie do poznania.
Kurfürstendamm jak zawsze , trwa w swoim przepychu
z tlumem ludzi i wystaw sklepowych 24 goddz. na dobe.
ROMek !
Nokerl , to austriackie kluski kladzione na goraca wode.
Nie wiem jak to sie nazywa w innych czesciach Polski.
Pyro!
Gdy bylem teraz w Berlinie przypomnialem sobie ze w
tamych latach o ktorych pisalem jezdzilem przez Poznan
co najmniej raz na 3 miesiace.
I nie widzialem Cie nigdy , dlaczego? Buzka!!!!!!!
Pepegorze – Dobrze pamiętam co wtedy napisałem. Wypowiedzi z buta ode mnie się nie doczekasz. Listy osób których nie lubię także nie. Z dwojga złego wybrałbym milczenie. Tematem była dynia i jej nazewnictwo, ni mniej ni więcej 🙂
Tego festiwalu miłości nie zakończy żadna kreska, ale dobra wola ze strony osób czujących do siebie niechęć. Niechęć to eufemizm nienawiści. Kto pierwszy zdobędzie się na to by swój topór wojenny pogrzebać? Czas ucieka.
Swego czasu wpisywałem się z beztroską warchlaka (to taka mała świnia), a teraz z obawą, że każde moje słowo zostanie uznane za podłość. Średnia to przyjemność. Właściwie żadna.
Macham z Los Angeles – nie, nie TEGO Los Angeles, tylko 520km. na południe od Santiago, jadąc Panamericana. Im dalej na poludnie od Santiago, tym lepsze okoliczniści przyrody. Trochę sucho, ale jakieś 150km dalej zaczyna się prawdziwe zagłębie winoroślowe ze wszystkimi najważniejszymi chilijskimi winiarniami, choćby Miguel Torres i wiele innych, no i tutaj wytwarza się także moje ulubione Cono Sur,czyli wino z południa.
Na dzisiaj kupiliśmy z winiarni Santa Rita cabernet sauvignion, a Gato Negro z Winiarni San Pedro smakuje tutaj inaczej, niż w Kanadzie (chociaż w Kanadzie smakuje lepiej, niż w Polsce – sprawa rozlewania?). W każdym razie ten rejon to rejon wielkich winiarni oraz ogrodów owocowych i warzywnych. W tej chwili dojrzewają czereśnie i truskawki, tanie są jak barszcz, ale ja nie chciałam ryzykować żadnych sensacji żołądkowych. Po tym zagłębiu robi się coraz bardziej zielono, są posadzone lasy jak spod sznurka, mnóstwo eukaliptusów plus odmiana sosny – ale nie wiem, jakiej, bo wszystko ogrodzone i nie można nawet podejść. Przemysł drzewnt w tym rejonie ma się dobrze.
Sporo pięknych kwiatów przy drodze, popularne są żywoploty z róż, wygląda to na pnące róże rosnących sobie bez ingerencji człowieka. Ot, zasadził, a one radzą sobie same.
Przypomniała mi się Montezuma Nisi – coś w tym styli, są zresztą różnej wielkości i różnych kolorów, ale bardzo bogate w kwiaty. Bliżej Los Angeles – zboża i sporo bydełka.
Los Angeles jest sporym miastem (150 tys. mieszkańców, ale zaniedbane ci ono jest i nie ma tu na czym oka zawiesić. Mieszkamy w najlepszym hotelu w mieście na ichnim rynku, czyli Plaza du Armas, wspominam rynek w Arequipie peruwiańskiej…no, ale to stare miasto światowej klasy, wpisany przez UNESCO jako światowe dziedzictwo.
KULINARNIE – nie objadam się za bardzo, ale zaliczyłam dzisiaj coś nowego, mianowicie Vacunię. Pyszne, delikatne mięso, wyglądające nieco jak chuda wołowina, podana na ryżu, z ostrym sosemna boku. Bardzo to dobre było, z sosem nie szalałam (na razie).
Restauracyjka była dość obskurna, ale polecono nam właśnie ją, jeśli chcemy zjeść jedną z chilijskuch specjalności. Co ciekawe, ta restauracyjka serwuje jedynie to danie (z ryżem lub frytkami i z sałatą.
Placku, a wyobraź sobie przez co przechodzi każdego dnia Gospodarz 🙂
Ktoś kto poczytuje Twoje słowa za podłość po prostu ma problemy ze zrozumieniem tekstu i już a to nie Twój problem przecież 🙂
Ahoj Alicjo z Jerzorem!
Która to godzina?
Samych przyjemności w Patagonii!
Czekamy na nadawanie.
Alicjo!
Najlepszego!
Uwazaj na Jerzora.
Tz. miej go w opiece.
Nim pójdę spać, podmucham na zimne.
Duże M, zapewniam na wszelki wypadek, słów Placka na pewno nie uznałem za podłe.
Pepegor!
My chyba jestesmy na jednej lini.
Pepegorze to zapewnienie należy się Plackowi a moje słowa odnosiły się do jego obaw przed pisaniem w żadnym zaś do Ciebie. Dobranoc 🙂
Ahoj, ahoj!
Pilnuję przede wszystkim torebki, jak zawsze radzi Kot Mordechaj, Jerzor niech się pilnuje sam! Właśnie dowiedzieliśmy się, że znowu trafiliśmy na wybory prezydenckie (w marcu w Peru) i pomni, że tam w związku z tym panowała prohibicja w sklepach i kanjpach (oprócz wysoko gwiazdkowych restauracji hotelowych). Nie wiemy, jak tu będzie, na wszelki wypadek poleciał do supermarketu dokupić jeszcze ze dwie flachy wina, żebyśmy nie zostali o suchych pyskach. Być w Chile i wina nie pić? A, już się dowiedziałam, tzw. Blue Law, w niedziele wybory i cały dzień obowiązuje zakaz sprzedaży alkoholu. Przynajmniej nie taka drakońska trzydniówa, jak w Peru, jeszcze by się człowiek odzwyczaił i co wtedy? 😯
Jeśli chodzi o godzinę, jest między nami 4 godziny, ja jak zwykle jestem do tyłu, no ale z Kanady jest 6 godzin opóźnienia.
No to branoc, ja jeszcze mam młodą godzinę 19-stą 😉
Dopiero teraz zasiadłem do komputera, obejrzałem spokojnie zdjęcia Danuśki sprzed dwóch dni –
Danuśka uch! i ach !!!!! Fajnie tam mieliscie. Też bym tak chciał. Obejrzałem wszystkie zdjęcia – Wędkarz tylko na jednym z wędką.
Doczytałem też komentarze, które za radą Danuśki pozostawiam bez komentarza.
Dobranoc 🙂
No nie, jeden skomentuję – Placku, jesteś Wielki!
Kreska to w/g mnie własnie symbol dobrej woli każdej ze stron.