Lepiej późno niż wcale
To powiedzonko doskonale pasuje do napoju o którym chcę dziś opowiedzieć. Otóż jest to znany w naszym kraju od ponad 1000 lat kwas chlebowy. Wprawdzie o kwasie tym już rozmawialiśmy jakiś czas temu ale właśnie teraz na rynku pojawiła się jego całkiem nowa odmiana.
To razowy kwas chlebowy, w stu procentach naturalny i bezalkoholowy napój gazowany, robiony z jęczmienia i żyta z dodatkiem dwutlenku węgla. Tym zaś różni się od obecnych dotąd na rynku kwasów chlebowych, że można wybrać kwas o smaku normalnym czyli z lekkim aromatem pieczonego chleba i smakiem karmelu lub o smaku żurawinowym albo śliwkowym. Te dwa warianty owocowe uzyskiwane są dzięki dodawaniu naturalnych soków z tych owoców.
Fot. P. Adamczewski
Piłem wszystkie trzy rodzaje i najbardziej przypadł mi do gustu ten żurawinowy. Choć przyznać muszę że i dwa pozostałe sprawiają przyjemność oraz dobrze gaszą pragnienie.
A porzekadło w tytule jest stąd, że wprowadzanie napoju chłodzącego w chłodnej fazie lata, a właściwie prawie na jesieni jest nie najlepszym pomysłem. Choć (tu czytać należy tytuł i łyknąć razowego kwasu)… ale za rok znów będzie lato. Podobno!
Komentarze
Dawno temu gdy do miasta wodza rewolucji pociągiem jechało się półtorej doby, na ulicy Sadowej mozna było kupić prosto z kwaschlebowego beczkowozu najlepszy kwas jaki piłem. Żadne tam plastikowe butelki, żadne tam smaki żurawinowe czy śliwkowe… Kwas był kwas, nalewało się go do tego co kto miał. Płaciło się parę kopiejek, jak sie człowiek spóźnił to musiał stać w długiej kolejce, znaczy się punkt ósma zajeżdżał kwasochlebowy beczkowóz. Potem leciało się po pierożnyje z mięsem lub szpinakiem – takie drożdżowe z nadzieniem prosto z pieca. A jak było gorąco to zamiast ciepłego trafiał chłodnik z chlebowego kwasu. To były czasy.
Oby nie wróciły Marku 😉
Lepiej późno?
W samą porę 😀
Wejście na rynek wspiera rozpoczynająca się we wrześniu br. silna kampania reklamowa w prasie i telewizji, product placement w najpopularniejszych serialach i programach kulinarnych oraz działania PR.
Domowy kwas chlebowy ma trwałość 3-4 dni, ale ten „Razowy” na pewno wytrzyma do następnej wiosny albo i lata.
Dzień dobry.
Kwas chlebowy dostałbym zaraz w pobliskim ruskim sklepie, a pierjożnyje zjadłem chyba dopiero wczoraj. Była to jeszcze ciepła bułeczka z farszem mięsno-? i krążek z farszem cebulowo-kapuściannym. Ciasto było drożdzowe (pączki) i smażone w głębokim tłuszczu – smaczne! Podała nam to sąsiadka z dołu, Białorusinka.
Gdy podziękuję osobiście, to zapytam o szczegóły.
A na razie, życzę przyjemnego, pełnego wrażeń zjazdu!
W tym sznureczku podanym przez Nemo, poza „product placement”, jest tez mowa o „samplingach”, co to za dziwolag? 🙂
Danuska i Alain oczekuja pierwszych gosci. Pogoda chyba Wam dopisze. Udanego weekendu 🙂
Alino,
będą częstować próbkami (sample) napoju w sklepach i w plenerze.
Tak to rozumiem.
Po polsku to by było „próbkowanie”, równie śmieszny termin, jeśli użyją go fachowcy od marketingu 😉
Sampling na targecie – opróbkowanie potencjalnych klientów docelowych 😀
Termin „sampling” jest stosowany w marketingu w wielu krajach.
Po rosyjsku „sampling” = raspostranienije obrazcow towara potriebitieliam biespłatno ili w kaczestwie bonusa pri pokupkie drugich towarow.
Wiek uczis… 😉
Naturalnego kwasu chlebowego nie mozna przechowywac zbyt dlugo w butelkach, gdyz po zabutelkowaniu nie przestaje on fermentowac. Nie ma tez „posmaku pieczonego chleba” ani „nuty karmelowej” – nuta bierze sie z zabarwiania „kwasu” duza iloscia karmelu. . Do naturalnego kwasu nie dodaje sie tez dwutlenku wegla, on sie sam w kwasie wytwarza.
Po wyprodukowaniu w domu kwasu chlebowego – w wiadrze, butelkuje sie go zostawiajac sporo miejsca w butelce, wkladajac do kazdej butelki dwa rodzynki, i korkuje naturalnym korkiem, ktory nastepnie obwiazuje sie czystym galgankiem. Od tego momentu nalezy butelki przechowywac w bardzp zimnym miejscu aby spowolnic fermentacje, polozone na bok, by kwas obmywal korek, zas galganek na korku jest po to by korek nie wystrzelil. A i tak czasem wystrzeli jesli kwas sie przechowuje za dlugo. Po ustaniu fermentacji , gnije i nie nadaje sie do spozycia.
Wszystkoe kwasy sprzedawane butelkowane, a sa ich liczne gatunki w rosysjkich sklepach, niewiele maja wspolnego z kwasem prawdziwym i zawieraja OGROMNE ilosci cukru. Smakiem tez kwasu raczej nie przypominaja. Sa blizsze smakowo coka-coli, niz kwasu.
Z kwasu prawdziwego robi sie swietny chlodnik – okroszke. Z braku kwasu mozna go zastapic lekkim piwem. Wtedy chlodnik jest prawie nie do odroznienia od okroszki na kwasie.
Otóż to, Kocie.
Na Litwie kupiliśmy butelkę takiego „kwasu” w sklepie i to było paskudztwo pierwszej wody 🙁
Robi się z koncentratu, dodaje wody, cukru i gazu. Wszystko „naturalne”. Karmel używany do barwienia też nie jest „sztuczny”.
Ale podobno dobrze pasteryzowany prawdziwy kwas może być trwały jak piwo. Tyle że gaz na pewno nie jest w nim naturalny czyli powstały w trakcie fermentacji, lecz dopompowany później.
za kwasem chlebowym nie przepadam …
za pół godziny dla mnie zaczyna się Zjazd … 🙂 … jadę na dworzec po Krystynę … na razie pociąg opóźniony tylko pół godziny …
Na Ukrainie produkowany byl pare lat temu „Kwas Julki” (Julkin kwas) z nalepka zdobna w portret kobiety przypominajacej jako zywo Julie Timoszenko z charakterystycznym grubym blond-warkoczem wokol glowy i w stroju ludowym. Byl rzadkoim paskudztwem. Ale widze, ze zniknal ze sprzedazy, bo Julka przerstala byc dobra rekomendacja i jest teraz kilkanascie gatunkow z innymi nalepkami. Wszystkie na drugim miejscu po wodzie wymieniaja cukier, potem dopiero make oraz liczne inne dodatki, posrod ktorych chleb nie wystepuje. Szczerze odradzam.
Kocie,
ten tu reklamowany też jest „robiony z jęczmienia i żyta z dodatkiem dwutlenku węgla”. Po co piec najpierw chleb, skoro można od razu użyć np. uprażonej mąki żytniej i słodu z jęczmienia, a właściwie gotowego z nich koncentratu.
Sens produkcji domowego kwasu chlebowego polegał na wykorzystaniu sucharów z resztek chleba, które nie miały prawa się zmarnować. Wychodził przy tym orzeźwiający i tani napój, wolny od bakterii i z małą ilością alkoholu (do 0.5 proc.) więc mógł być pity przez wszystkich członków rodziny.
Na etykietkach zaś prawo nakazuje wymieniać składniki w kolejności ich największej zawartości. W napojach tego typu siłą rzeczy będzie to woda i cukier. Jeśli nawet użyto chleba, to należy podać jego składniki tj. rodzaj mąki.
To skad ten „zapach pieczonego chleba”?
Taki kwas, jaki robiła mama Borysewiczowa w tych Jarotach pod Olsztynem, to był kwas. Przechowywany 2-3 dni w wiadrze w studni (butelki w wiadrze) i pity w ogromnych ilościach przez domowników (4 chłopa, 2 kobiety) i gości. Zapas był w loszku i stąd trafiał do tego wiadra studziennego. Chyba był robiony raz w tygodniu. W moim domu do picia latem robiony był podpiwek – takie kostki sprasowanej śruty zbożowej, słodu i czegoś tam jeszcze były w handlu. Mama gotowała to w wielkim garze potem cedziła, rozlewała w butelki zamykane po oranżadzie i też dodawała rodzynki. Piliśmy to bardzo chętnie, bo Tato (pewnie z oszczędności) wmówił nam skutecznie, że czerwona i zielona oranżada w kiosku jest bardzo szkodliwa. I całe lato – codzienny kompot i podpiwek do picia był w domu.
Przez całe lato orzeźwialiśmy się domową lemoniadą z dzikiego bzu czyli kwasem na bazie wody, cukru, cytryn i kwiatów dzikiego bzu, który fermentując wytworzył takie ilości dwutlenku węgla, że strach było otwierać butelki 😀 Najlepszy był po 5 dniach fermentacji w butelce, później robił się już całkiem wytrawny.
W dzieciństwie zaś pijałam zimą kwas żurawinowy. Był wspaniale różowy, musujący i świetny w smaku. Robiło się go z przemrożonych jagód, zbieranych gdzieś tak w listopadzie na torfowiskach. Babcia przywoziła ich nam całe wiadro.
Tutaj nie ma żurawin 🙁
Skąd zapach pieczonego chleba?
Z tego patentu, Kocie.
Zapach świeżego chleba = Hexanal, 3-penten-2-one, 2-methylbutanol, 3-methylbutanol, 2-pentylfuran, pentanol, 2-methyltetrahydrofuran-3-one, 2-methylpyrazine, acetoin, 1-hydroxyacetone, 2,3-dimethylpyrazine, 2,5-dimethylpyrazine, 2,6-dimethylpyrazine, ethyl lactate, maltol, vanillin, hexanol, 2-methylfuran-3(2H)-one, 2-ethyl-3-methylpyrazine, 2(E)-octenal, 3-methylthiopropanal (methional), 2-ethyl-3,5-dimethylpyrazine, 2,5-dimethylfuran-3(2H)-one, 2-acetylfuran, benzaldehyde, 2-phenylacetaldehyde, furfurol, 5-methyl-2-furfurol, 2,4(E,E)-decadienal, hexanoic acid, 2-phenylethanol, 2-acetylpyrrol, 5-pentyltetrahydrofuran-2-one, octanoic acid, 4-vinylguaiacol, 1-furfuryl-2-formylpyrrol, decanoic acid and dodecanoic acid.
Coś o aromamarketingu.
Duże sklepy i supermarkety chętnie nasycają sale handlowe aromatami świeżo pieczonego chleba czy owocowego placka. Podobne praktyki wykorzystuje znana na całym świecie firma „Louise Vitton”. W nowo otwartym firmowym sklepie wykorzystywana jest obowiązkowa aromatyzacja sali handlowej specjalnie przygotowanym zestawem, opartym na subtelnym zapachu luksusowej skóry.
😈
Zjazdowiczom życzę pięknej pogody i udanego spotkania 😀
Do życzeń dołączam: http://pinterest.com/pin/70298444156599342/
Kocie,
chyba nie masz tak wielkich złudzeń 🙄 😉
Patent na aromat chlebowy dotyczy aromatyzowania np. napojów charakteryzujących się tym, że
„base beverage is selected from worts from any starch source, alcoholic, low alcohol and non-alcoholic beers, light beers, kwass and kwass-like beverages…”
Powtórzę, bo się zapomniałam i czekam na moderację 🙁
Kocie,
chyba nie masz tak wielkich złudzeń 🙄 😉
Patent na aromat chlebowy dotyczy aromatyzowania np. napojów charakteryzujących się tym, że
?base beverage is selected from worts from any starch source, alcoholic, low alcohol and non-alcoholic beers, light beers, kwa-ss and kwa-ss-like beverages??
A ja na blogu składam najlepsze życzenia imieninowe dla naszego Brzucha. On jest nietypowy Eugeniusz i obchodzi 6 września. A ja bardzo, bardzo lubię Brzucha. Brzucho to siła spokoju, doskonały dziennikarz kulinarny, propagator rodzimego serowarstwa i dusza człowiek (no i samego Brzucha jest dużo)
Brzucho – wypijemy wieczorkiem Twoje zdrowie.
„Louis Vuitton” powinno być.
Skopiowałam bez kontroli 🙄
Brzucho – wszystkiego najlepszego! 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=xZjv2Jtc3_c
Brzuchowi
owocnych rozmów o serach 🙂
Nemo (10:34) 🙂
Dolaczam sie do zyczen dla pana Brzucho.
Pyra wspomniala o podpiwku. Moj dziadek przygotowywal ten napoj i wydaje mi sie, ze wciaz jeszcze pamietam jego smak. Bardzo lubilam. Zachowalam butelke z jego zbiorow (pusta oczywiscie). Jak to bylo dawno temu…
Piekę zamówiony chleb na zjazd, trzymajcie kciuki, bo jak człowiekowi zależy …
Trzymam 🙂
Chcecie gotowca?
http://metromsn.gazeta.pl/Portfel/1,127258,14537370,Sloiki_z_daniami_gotowymi___sprawdzilismy__co_tak.html#Cuk
Czy już mogę palec puścić” Ręka mi zdrętwiała.\Gulasz dziczy gotował się do 5-tej rano. Żaba mówi, że wygląda dobrze. Marek też szykuje niespodzianki – gdyby było bliżej dałabym jeszcze wiśnie z nalewu; mam ich więcej, niż potrzebuję. Część zabrała dzisiaj Inka, resztę podrzucę Żabie przez okazję (Żaba przez Poznań z i do Warszawy nie jeździ, bliżej ma przez Gniezno)
Na obiad schab pieczony, chyba, że Za Rogiem będą śliwki suszone (nie zawsze są). Młode ziemniaki, surówka z kapusty kiszonej z marchewką tartą – to do schabu pieczonego. A gdyby były śliwki, wymyślę coś innego. Lisa wróciła ze Szwajcarii, przyjdzie na obiad.
Poza tym rześko i słonecznie, czego Zjazdowiczom życzę 🙂
BRZUCHOWI sto lat i najlepszego!
Brzuchowi serdeczności imieninowe (bliskie mi, bo Ojciec był Gienek)
Niech Ci sery służą!
Zjeżdzie! Życzę powodzenia uczestnikom (z lekką zazdrością)
Przed Zjazdem wpadłem na chwilę na Europejski Festiwal Smaku w Lublinie. Kilka migawek
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/EuropejskiFestiwalSmaku2013#slideshow/5920563541643438418
Najlepsze życzenia imieninowe dla Brzucha 🙂
Bractwo się porozjeżdżało – ten do USA, ten do Hiszpanii, ta do Torunia, jutro wszystkie drogi blogowe będą wiodły nad Bug, a na dyżurze zostali tylko Amerykancy, grupa germańska , Elap i Alina, pod Żabimi Błotami Eska z Leszkiem i ja – Pyra.
Do mnie zaś zapukała „przygoda” – list poleceny, za potwierdzeniem odbioru, popieczętowany i skierowany do Młodszej; nadawca – Urząd Celny w Poznaniu. Co nauczyciel nie bawiący się w przemyt i handel może mieć wspólnego z cłem? Dzwonię do Dziecka, przejęła się: Mama, otwórz. W piśmie wytłuszczone akapity, trochę kursywy i średnio zrozumiałe 2 pierwsze zdania: wzywają dnia…, o godz..w charakterze świadka. I od tego momentu aż do dołu strony straszą ją co jej zrobią I W JAKIM TRYBIE JEŻELI NIE przyjdzie. Ani słowa czego rzecz dotyczy, a straszą bardzo porządnie, chociaż językiem średnio zrozumiałym. Naprawdę nie wiem , czy świadek nie powinien wiedzieć czego rzecz dotyczy? Chcą ją wziąć z zaskoczenia, czy jak?
Amerykanie i Kanadyjka na posterunku!
Irek,
Weźże Ty nie rób mi smaku przed obiadem 👿
Będzie pieczeń, bo zapomniałam o śliwkach, za to kupiłam różnych owoców, pokroję w kostkę, będzie deser z mieszanki owocowej. Bez żadnej bitej śmietany, ja nie lubię, Lisa się wiecznie odchudza, a Jerzor wolałby lody zamiast śmietany. Wolna wola, niech sobie kupi!
Z boku zapisuję na karteczce jadłospis na przyjazd Szwagrostwa. Trochę będziemy na wychodnym i wyjezdnym, ale jak sobie zapiszę, to nie będę musiała się zastanawiać, co by tu…
Dania takie, żeby nie stać przy garach pół dnia!
Mrusię wyprowadziłam z kanapy. Wzięłam sporą, płytką kuwetę, wyścieliłam jej kocykiem i przykazałam, że od tej pory nie ma wskakiwania na kanapę. Chyba pojęła, że jak jej kocyk się przeniósł, to i ona musi. Kanapy są czepliwe, naodkurzałam się jak ta durna, chociaż niby kocyk był.
Wczoraj zastałam ją na stole 🙄
Wytłumaczyłam, że jej łapki z d… powyrywam, jak jeszcze raz zastanę ją na stole! Miauknęła, że przyjmuje do wiadomości.
Pyro,
i teraz mi wytłumacz, gdzie tu sens:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9283.JPG
Tego domu (Franka) nie było widać zza gęstwiny świerków, ostał się klon i to, co widzisz. Dom był zupełnie odizolowany od ulicy i na pewno zapora drzew wyciszała hałas. A ci wzięli wszystko wycięli!
Lisa dzisiaj przyjedzie, chyba zapłacze. Frank te drzewa sadził 50 lat temu! I miało to sens, wyciszyć hałas, odgrodzić się od drogi.
Nawiasem mówiąc, spece od zakładania elektryki (coś tam wymieniali) podgolili moje świerki do wysokości owej linii, wygląda to kretyńsko, a nie odrośnie przecież 🙄
Niestety, nie miałam nic do gadania, podobno inaczej nie dało się zrobić, a roboty były potrzebne. Trudno, ucha-cha, trudno…:(
Ja przed komputerem. Zazdroszcze tego jedzonka na zjezdzie. Troche daleko. Czekam na sprawozdanie uczestnikow. Kiedy mam wypic kieliszek wina razem z uczestnikami ?
Frakcja lubelska wyjeżdża jutro rano o 9-tej. Około 220 km drogi
Jutro Elap – ok 20.00 Jak znam życie wino będzie pite na okrągło od rana do rana. Jest to jednak picie zakąszane, niespieszne, chodzone i nikt nigdy miary nie przekroczył, a pustych butelek zostawała sterta ogromna.
Irek – późno.
Owszem, Pyro.
Oto surowce wtórne V Zjazdu, ad.2011
https://plus.google.com/u/0/photos/115054190595906771868/albums/5654450862332283201/5654865492244475330?pid=5654865492244475330&oid=115054190595906771868
Nie jestem pewna, czy to wszystkie, bo spora część była pita przy stole w Żabinej kuchni i nikt nie wynosił butelek pod drzewko. To musi tylko ogniskowe żniwo i z niedzielnego południowego posiłku.
Szampany (nie mylić z winami musujacymi!) od MałgosiW i małżonka.
Matko jedyna…to już siódmy Zjazd?!
Za to X Zjazd będzie w II połowie sierpnia – musimy się zmieścić do 20-tego. To jeszcze 3 lata ale miejsce wyjątkowe, tanio jak barszcz, miejsca od metra, parkingi wewnętrzne plac zabaw, boisko. Można zabrać rodziny, które miasta nie znają. Od katedry – 10 minut piechotą, od Starego Rynku chyba w 25 się dojdzie albo 2 przystanki tramwajem, od Malty też 10 minut
A, to zabiorę Lotnika i Marlenę na jedno ze spotkań! Niech zobaczą, z kim ja się zadaję…Metę będę miała na Kuźniczej 🙂
Idę doglądnąć schabu.
Co jest piękniejsze: panie czy motocykl? 😀 http://zbiory.mhf.krakow.pl/node/98279
Te same panie z oficerami CK Armii: http://zbiory.mhf.krakow.pl/node/98425
Alicja – chyba zgłupłaś: 150 miejsc noclegowych 30 -40 (nie wiadomo ile będzie za 3 lata – w tej chwili 28 zł) nocleg ze śniadaniem i obiadokolacją. A Nocne rodaków rozmowy? Chcesz to zabierz pilota na zjazd. Ogólnie rozciągnęłabym to od czwartku do niedzieli – żeby się nie umęczyć w podróży, zwiedzić miasto, iść na koncert, spektakl czy imprezę.
powinno być – oficerami armii CK Austrii 🙂
Asiu – CK tylko Austrii, nie trzeba pisać. Ależ te pałasze zabójcze.
Z komputera Jolinka pisze Krystyna. Wiele nie napiszę,bo komputer opiera się tymczasowej użytkowniczce. Pobutkę miałam dziś o czwartej rano. Pociąg do stolicy wlókł się prawie godzin, ale warto było,bo Warszawa naprawdę da się lubić, zwłaszcza gdy jest się gościem Jolinka. Całe popołudnie i wieczór wraz z Małgosią zwiedzałam miasto. Miałam dwie wspaniałe przewodniczki. Odpoczynek zrobiłyśmy sobie w znanym bistro ” Charlotte” przy placu Zbawiciela. To miejsce zna także Alina, bo wspominała o nim. Mimo gwaru – miejsce bardzo przyjemne. Jadłyśmy różne sery , popijając białym winem. Skorzystałyśmy także z okazji, aby spróbować magdalenek. W dobie obfitości i nadmiaru magdalenki nie mają szans na większy sukces, choć są bardzo smaczne. Tutaj kilka zdjęć z ” Charlotte ” :
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,130017,12472713,Charlotte___kultowe_miejsce__Sila_przyciagania_chleba.html Jutro czeka nas dzień pełen niespodzianek. Dziękujemy za wszystkie miłe życzenia.
Pobudkę oczywiście.To wpływ podczytywania blogu muzycznego.
Krystynko – myślą będę z Wami. Taka grupa- silna grupa – nie jest w stanie zepsuć imprezki. Bawcie się dobrze.
Krystyno,
w poszukiwaniu straconego czasu? 😉 Bo tak mi sie kojarzą magdalenki…
Zdrowie wznoszę Brzucha i Szampaństwa Zjazdowego 🙂
Pyro,
to nie o to biega, ale z Lotnictwem też muszę się nagadać! Coś pokombinujemy, jeszcze czas!
Jerzor już wzniósł łyka i popędził dokupić czegoś tam. Pieczeń mi się piecze, ale wysiadła regulacja do operowania temperaturą. Uwzięło się na 177C i koniec 🙁
Niby może być, ale chciałabym na koniec podkręcić nieco, żeby ładnie przyrumienić. Jak to Małgosia mówiła – jak ci zależy, to zazwyczaj coś siada 🙄
Dla Brzucha dużo zdrowia i wszystkiego najlepszego.
…najlepszy kwas chlebowy pijałem kiedyś w Czarnej, w Bieszczadach. Robił go znajomy prezes GS-u, który jako władca miejscowej piekarni – specjalny chleb ‚na kwas’ kazał piec. W czterech odmianach – zdaje się, dawno to dość było – ten kwas był robiony. Między innymi biały. Przepyszności.
Natomiast w moim miasteczku pojawił się ostatnio sklepik, w którym rozlewają z beczek litewski kwas i piwo, ale to ‚nie je ono’. Piwo jak piwo, natomiast kwas z koncentratu.
Za to zastaw za 1,5 litrową plastikową butelkę biorą – 1 zł.
Lisa i ja. Śmy sobie pogadały i powspominały!
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9285.JPG
Zjazdowiczom pysznego zjazdowania 🙂
Pyro, o jakim miejscu piszesz? 🙄
Gdzie są takie ceny w Poznaniu? 😯 Chętnie polecę znajomym.
Witam, oglądnąłem, podobało mi się.
http://www.playtube.pl/52754-mlyn-i-krzyz-the-mill-and-the-cross-2011-lektor-pl.html
dzień dobry ….
Brzucho całusy … 🙂 szukałyśmy Cię wczoraj we trzy na Koszykach ale spotkałyśmy tylko kolegę, który ma w Twoim programie jesiennym wystąpić …
zaraz śniadanko, małe pakowanko i jedziemy …
yurek dzięki za film … muszę go obejrzeć …
pozdrawiamy blogowisko …. 🙂
Witamy Grzegorza 🙂
Dobrej zabawy dla Zjazdu 🙂
Przyłączam się do pytania Jagody, choć wiem , że wcześniej coś Pyra pisała o jakimś wirydarzu – coś poklasztornego ?
Odpowiem chętnie na priv. Nie do publikacji ogólnej. I Jagodo – tylko w wakacje i tylko grupy (specjalnie ściągają personel)
Grzegorzu – już się posuwam na ławie; siądź z nami.
Zjazdowiczom nawet nie ma czego życzyć – pogoda jest, przyroda szaleje wokół włości Danusinych, towarzystwo nasze (czyli najlepsze pod słońcem) a jedzonko – jak zwykle i napitki nazwożone.
Na pierwszym zjeździe kiedy jeszcze byliśmy wszyscy dla siebie niewiadomą, odczytywaliśmy życzenia dla Zjazdu – od Torlina, od Nemo, która przysłała dla każdego śliczny woreczek z lawendą, Pan Lulek dla każdego miał słoik miodu, Sławek cały karton różnych przypraw (win i serów nie wymieniam) a Alicja przywiozła 2 butelki absyntu – u mnie w barku jeszcze stoi resztka tego różowego.
Sławek miał też kwiat soli dla każdego! Prawda, był absynt…wtedy byliśmy w Polsce z Młodymi na wakacjach i porwaliśmy ich do Pragi któregoś dnia, stąd absynt, z Czech. Se powspominajmy nasz pierwszy bal…tzn. Zjazd!
http://alicja.homelinux.com/news/DSC_0095.JPG
Kraby ugotowane, majonez i mus czekoladowy zrobiony. Po poludniu zrobie cannelloni z pieczarkami i mozzarella i jestem gotowa do zjazdu domowego.
Elap – na ile osób ten zjazd?
Na tych schodach nie ma wszystkich zjazdowiczów I Zjazdu, zatem wrzucam całość, tylko nie za bardzo poukładaną – pełnowymiarowe zdjęcia mam gdzieś na dysku, a pod ręką to:
http://alicja.homelinux.com/news/Kornik-4/
Oni tam zjazdują, to *se chociaż powspominajmy miłe złego początki 😉
No i krawaty, marynary i tak dalej, co to dla zabawy, bo czemu nie 😉
Pyro, cztery osoby. Niespodziewana wizyta corki z przyjacielem
To se ne vrati – Lulek nie żyje, Wojtek, Marialka, Paweł i Sławek odeszli z blogu, zmieniła się załoga i zmienił się profil blogu. Czas płynie…
Pyro, taka jest kolej rzeczy: jedni odlatuja a inni zostaja – jak spiewala Lucja Prus ze Skaldami.
U nas jest dzisiaj forum organizacji, ktore dzialaja w Lannion. Ide zobaczyc czy znajde cos nowego dla siebie.
Zadzwonił Marek, przekazał wieści Zjazdowe. Są już wszyscy, pogoda piękna, humory szampańskie i właśnie zabierają się do spełniania toastów za nas – nie uczestniczących. Jadła nazwozili od słoików, po półmiski, a Żaba kociołek.
…witaj Pyro. W tym roku raczej nie skorzystam z zaproszenia.
Anegdoty mam natomiast. Kiedyś z moim udziałem była zakładana spółdzielnia pracy ‚Polityka’.
Panu Piotrowi przysłali z JUESEJ takie śmieszne kombojskie wełniane gacie z koszulą i klapą z tyłu. Cały dzień w tym po redakcji paradował.
I nikomu nie przeszkadzała moja dobermanica, Duńka, która przez cały dzień łaziła sobie po całej redakcji, gdzie się tylko dało łącznie z gabinetem naczelnego – Jana Bijaka wtedy.
Natomiast Zyzio Kałużyński po wejściu do redakcji natychmiast wciskał płaszcz za stojącą zaraz przy wejściu gaśnicę i udawał, że od dawna już jest w pracy.
Przy którychś urodzinach, czy imieninach stał w drzwiach i ile razy by się przez te drzwi nie przechodziło – trzeba było lufkę koniaku opróżnić.
To teraz lufkę walnę sobie za zdrowie Pana Piotra.
Pozdrawiam, Grzegorz Daszuta
nad Bugiem se siedzom, winko popijajom
choć komary gryzą piknie se śpiewajom
a my bez komarów winka se łykniemy
niechaj nam Blog żyje głośno zakrzykniemy
bo bez Gospodarza, Piotra kulinarnego
nie byłoby Zjazdu ni towarzystwa przemiłego
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echida
Pięknie Grzegorzu. Każde z nas pozbierało anegdot w toku pracy na nielichy zbiorek. Mnie tylko żal, że już przyszło mi jedynie z mojej skrzyni korzystać, a niczego już do niej nie dorzucać.
Zygmunt Kałużyński! Nikt tak smacznie nie pisał o filmach jak on! Mam na półce jego „Pamiętnik rozbitka”, już gotów do odświeżenia, czyli ponownego przeczytania. Ale najpierw nowości.
W „Rzekach Hadesu” Krajewski wraca do mojego ulubionego miasta Wrocławia. Dopiero zaczęłam czytać, więc nie wyrażam opinii.
U nas ciepło, ale jakaś chmura wisi.
W planach zakupy, czego nie znoszę, ale jak trzeba to trza. Jerzoru oddam obecny odkurzacz do garażu, bo to się nadaje tylko do lekkich przypadków (odkurzanie samochodu), a należy zakupić ciężką maszynę, coby te kocine kudły zbierała porządnie.
Polatałam po internecie, żeby nie biegać po sklepie i wiem, co chcę. Poza tym jeszcze parę innych zakupców muszę zrobić, na przykład wielką donicę pod palmę, bo z obecnej palma już wyłazi korzeniami na wierzch.
Nie jest to byle jaka palma, o czym już pewnie wspominałam, otóż nasionko przywiozłam z Cape Caneveral w 1986 roku, jeszcze wtedy Challenger stał spięty i gotowy do startu, czekając na okienko pogodowe (a czekał dłuuuugoooo…), mieliśmy nadzieję, że obejrzymy start, bo miało to być według planu pod koniec grudnia.
Niestety (na szczęście) musieliśmy wracać do domu i nie byliśmy świadkami późniejszego nieszczęścia. Byliśmy świadkami prawie miesiąc potem, oglądałam to z Maćkiem, ale dla niego naonczas telewizja to była telewizja, w „realu” byłoby to inne przeżycie.
Bez wielkiej nadziei wsadziłam nasionko do doniczki i tak sobie ta doniczka w cieniu stała, przykryłam nawet folią aluminiową, żeby nie podlewać za często. Po jakimś pół roku zaglądam, a tam coś się przebija 😯
Trochę problematyczna jest ta palma w domu, ale przywiązaliśmy się do niej, latem wystawiana jest na patio, gdzie ciągle za mało dla niej słońca, a w domu tym bardziej. Ale daje radę 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9287.JPG
p.s.Zdjęcie zrobione przed chwilą…widzicie te jesienne liście klonowe? No właśnie…
Jesień idzie ku nam przez las…
http://www.youtube.com/watch?v=2jIkCyxoePo
Kiedy Grzegorz wspominał, jak to nasz Ojciec Piotr ganiał po redakcji w kowbojskich niewymownych, przypomniała mi się inna gaciowa (a właściwie bezgaciowa) anegdota.
Otóż był w Poznańskim Teatrze Muzycznym znakomity baryton, cudowny człowiek i jedyny alkoholik, którego akceptowałam w pełni – Jan Rowiński. Kolega z wojska gen. Wojciecha Jaruzelskiego – z 4 podporuczników tej kompanii zwiadu wyrosło 2 generałów, jeden zginął po wojnie w niewyjaśnionych okolicznościach, no i nasz Jasio. Głosidło miał potężne, muzykalność ogromną i charakter anioła – pod warunkiem, że anioł zaczyna funkcjonować po pół litrze.
Otóż tylko jeden a muzyków wiedział, że Jasio jest bardzo wstydliwy w sprawach damsko – męskich. Owszem w garderobach zmienia się kostiumy czasem panie przy panach, ale Jasio zawsze zachowywał stosowny dystans, nade wszystko zaś nikt nie rozbiera się do rosołu. Teatr urządzał benefis Jasia z okazji jakiejś tam rocznicy. W programie My Faire Ldy z popisową piosenką Freda – chyba najlepsze wykonanie jakie słyszałam. Koledzy postanowili zrobić kawał jubilatowi: namówili młodą tancerkę na kompletną goliznę z tym, że panienka stała ubrana w wielki prochowiec w kulisie – tuż u szczytu schodków którymi szło się na scenę. Jasio dobrze podpity właził właśnie, kiedy tuż przed nim osoba rozchyliła na boki płaszcz i Jasio ujrzał golutką kobitkę. Ugotowali Jasia. Orkiestra gra wstęp, publisia czeka na „Tę ulicę znam już od tylu lat”, a tu Fred stoi, milczy, orkiestra gra wstęp jeszcze raz, a Jasio nośnym szeptem: „Proszę Państwa. Ja nie mogę. Ona nic na sobie nie miała” i – zszedł ze sceny. Temat zagrała sama orkiestra, bo gdzie tu natychmiast zmiennik? Jasio wpadł w melancholię, przestraszył się, że go wywalą na pysk, poszedł do naszej knajpy na górę i napił się bardzo porządnie, a tam przedstawienie kończyło się bez niego – w jego dialogi i mniejsze partie wszedł Jaś Adamczyk. Finał, rozbawiona widownia zobaczyła nagle silnie zachwiabego jubilata, który huknął wielkim głosem : „Przepraszam; Państwu się coś ode mnie należy” – i porywająco odśpiewał piosenkę Freda – 1 zwrotkę a’ capella, od refrenu weszła orkiestra, a ostatni refren śpiewała cała scena i cała widownia. Upiekło się Jasiowi.
Dzień dobry,
Tutejszym rankiem zadzwoniłem do Danuśki, nagrałem się, ale za chwwilę Danuśka oddzwoniła. Biesiadują, gadają, dowcipkują, humory im dopisują, po prostu „zjazdują”.
Nawet wczesna pora nie przeszkodziłą mi by towarzyszyć w toaście, ale duuuużo poważniej wezmę się za to wieczorem.
Wszystkim zjazdowej atmosfery życzę, sam niestety wracając do przeprowadzki (jak to wolno mi idzie!).
🙂
Jedyne wykonanie jakie jest ta tubce. Słowo daję, że Jaś śpiewał to głębszym głosem i nieco inaczej frazował. Wolałam Jasia, a posłuchać można i tego
http://youtu.be/r5AvmgLFOgw
Ale se zakupiłam!
Porządny odkurzacz, który muszę poskładać do kupy (nie dzisiaj!). Donicę na rzeczoną palmę. Co się natłumaczyłam panu, że chcę plastik, bo ta ładna zwyczajna (choć prawie darmo) jest ciężka. A palmę się wystawia latem na patio i ja nie chcę, żeby Jerzoru ręce odpadły. Za ten plastik zapłaciłam dwa razy tyle, ale liczy się praktyczność. Woda w plastikowej dłużej się trzyma, niż w tej tradycyjnej. A teraz idę sobie zalegać z książką, w końcu sobota, łykend i nicnierobienie 🙂
Zjazdowiczom zazdraszczam zjadliwie 👿
Wznieście za kolegów!
http://www.youtube.com/watch?v=o6kUZZDqNvo
No i mi się nasmęciło
http://youtu.be/CtXas36vbTU
I może jeszcze
http://youtu.be/Bp6gguUyUKk
No i proszę przygotować szkło – wypijmy za Zjazd
Pyro… 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=EcipyROBOeI
…i już nalewam kieliszek. Zdrowie!
……ja też – szkło jest, a w nim różowe wino z lodem.
Za Zjazd i za cały nasz Blog!!!!!
Mało nas do tego toastowania ( za to gatunek pierwszorzędny)
Se odpływają z Rostocku…a ja zostaję 🙁
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9064.JPG
Trochę optymizmu
http://youtu.be/-3aHpiuizrs
Ja tez wznosze toast.
Za zjazd !!!!!!!
Niech Im sie wiedzie.
Jutro tez.
Zjazdowiczom, a zwłaszcza „pozostałym na lądzie”:
http://www.youtube.com/watch?v=SO6SD_MkV8U
I nie zwracajcie uwagi na kiepską jakość.
A to dla Alicji i pozostałych na lądzie…
http://www.youtube.com/watch?v=vzdhEDkD6n0
Juz wypilam !
A może tak 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=qv1YNQZ2tII
Byle zachować umiar 😉
http://www.youtube.com/watch?v=iXVu3_1-53E
Jagoda 🙂
Nie tracąc właściwej orientacji kierunku 😉
W piwnicy ciemnej
W piwnicy ciemnej siedzę sam
Przy kuflu pełnym piwa
Oczyma wodzę tu i tam
A głowa mi się kiwa.
Ja nie dbam o czerwony nos
I o to, że wciąż tyję
Ja biorę kufel w ręce swe
I piję i piję i piję (do dna)
A gdyby ktoś mi wybór dał
Dziewczynę, konia, trunek
I rzekł : wybieraj co chcesz sam
– ja płace za rachunek
Na próżno dziewczę wdzięczy się
A koń wyciąga szyję
Ja biorę kufel w ręce swe
I piję i piję i piję (do dna)
A gdy nadejdzie sądu czas
I stanę u stóp tronu
Pokłonię się aż po sam pas
I rzeknę bez pardonu :
Rozkoszy rajskich nie chcę znać
I wiedzieć gdzie się kryją
Lecz tam mnie Panie Boże wsadź
Gdzie piją, gdzie piją, gdzie piją (do dna)
A Pan rozjaśni swoją twarz
i rzeknie mi – kolego,
Ja widzę przecież, żeś ty nasz,
wypijmy więc jednego.
Na ziemi, w niebie, tam i tu
jednako przecież żyją
Aniołki budzą nas ze snu
Czym się Nowy 😆
Kazało mi się zaskubskrajdować… 😯
A parę dni temu było zwyczajnio 🙄
Postawiłam żagle na brygantynie, też uważam, że damy radę, jak przyrzekliśmy Kapitanowi, no i zajrzałam na szalony bal Jodki. Naleńczukowi dałam pokój tym razem.
No, to jeszcze raz – za zjazd, za blog, za wszystkich Wspaniałych (i za zwyczajnych też)
Pyro,
Pewnie pamiętasz, gdy byłem u Ciebie z krótką wizytą obdarowałaś mnie butelką nalewki, a właściwie dwoma – jedna dla Cichala, druga dla mnie. Cichal swoją wypił juz kilka lat temu, moja dotrwała nienaruszona do dzisiaj.
Teraz, z tej wielkiej okazji otworzyłem – Ludzie, jakie to dobre!!!!
Dając mi mówiłaś, że to potrzebuje czasu, żeby „doszło”. Miałaś rację!! Jeśli ktoś cierpliwy to ma. Teraz już długo nie postoi.
Dziękuję bardzo.
To jest to:
http://www.youtube.com/watch?v=-ogfl8esNg4
Wypij Nowy. Przyjedziesz – dostaniesz następne.
I nie należy mieszać trunków 😉
http://www.youtube.com/watch?v=wEDbdBtb6Lo
Dobranoc. Jutro śpiewamy 🙂
Pepe – ten pan ma imponująco czysty głos w dolnych rejestrach. Piekielnie trudna rzecz do zaśpiewania.
No to i ja dołączam (wedle obecnej mowy; dolanczam) do toastu!
Ahoj, Przyjaciele!
Ahooooj, Kapitanie! I wszyscy obecni 🙂
Cichal – przyjedziecie za rok na Zjazd?
Pyro, to oryginał do tekstu, co go podała Jagoda.
Nie wiem, czy to też śpiewają, ale w studenckich czasach znałem kogoś co to wyrabiał.
Pyro, na Zjazd nie wiem, ale wiosną na pewno.
Wiesz po co? No, właśnie!
Moje ulubione piosenki….
http://www.youtube.com/watch?v=h-8wU420W_0&list=PL53A52AB0CB25950F
Ten podwójny album dostałam w prezencie urodzinowym sto lat temu od Alsy.
To może jeszcze raz na ludowo?
http://youtu.be/C5P1bO8MUik
Alicja – dzisiaj nie posłucham Niemena. Nie ten nastrój.
heeeej… baw się razem z nami! Do ciuciubabki zapraszamy, hej-hej…
Niemen niekoniecznie depresyjny.
Raz na ludowo? Czemu nie 😉
Pyro,
to też był przebój roku. Syn mi nie wyrósł na potęgę wojskową, bo nie musiał, ale pamietam, jak Jerzor do wojska poszedł na mus po studiach.
Drugi koniec Polski, żeby za blisko do rodziny nie było, i weź tu przyjedź mamo (dziewczyno) z Dolnego Śląska do Torunia 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=p3j7avag8us
Dzisiaj, stojąc przy grilu byłem myślami na zjeździe. Pogoda wymarzona, ok 19.00 ze trzy pioruny I krótka ulewa, gdy trzeby było wracać.
A teraz się dołączam:
http://www.youtube.com/watch?v=eiCpgFXowuQ
🙂
http://www.youtube.com/watch?v=W0gaZilCvc4
Wieści zjazdowe – najpierw Jolinek wszystkich masowała szukając chorób, potem Magda wszystkich uczyła masażu odbarczającego, a potem zrobili sobie zdjęcie jak z zabawy w pociąg – stoi człek za człekiem i masuje poprzednika. Alan rozebrał się do spodenek, bo chciał być dobrze wymasowany. Żaba padła i śpi – jedną noc robiła dziczyznę, drugą coś piekła i jechała do Torunia i dalej na Zjazd. Teraz naszą Wiedźmę zmogło.
No, to zmogło jedną – wytłumaczone – a inni?
Nie ma tam ani Cichala, ani mnie, a szkoda, bo byliby tacy, co mogli by zlec.
ewentualnie zlec.
Dobranoc.
Dobranoc.
Ja jeszcze nie zległam…o kurczę, dziecko po raz pierwszy w życiu samodzielnie poszło na grzyby 😯
http://alicja.homelinux.com/news/kurki.jpg
Muszę go pouczyć, jak należy zbierać grzyby, nie z korzeniami, bracie, nie z korzeniami całemi! Od tego jest kozik!
No i jak ja mam tam nie pojechać – trzeba przyuczyć. Kurek sie nie bał, bo trudno pomylić. Jak są kurki, to i masa innego grzybstwa.
Szkoda, że Szwagrostwo nie mają wizy do Stanów, byśmy pojechali na lwyby…i grzyby.
Pouczyłam dziecko w sprawie oraz podałam przepis na kurki duszone. Pocieszam się, że tamtejszy klimat gwarantuje całoroczne grzybobranie. Już bym leciała! Ale co trzeba to trza, na razie nie mam czasu i atłasu. Kot chrapie, to ja też się udaję…
http://alicja.homelinux.com/news/Kozik.jpg
Jeszcze na koniec szczecińskie wspominki:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9724.JPG
Słonecznie, rześko, ślicznie. Tego roku czuję się przez naturę oszukana – w kwietniu jeszcze leżał śnieg, a teraz we wrześniu, już jest pod drzewami sporo opadłych liści. No to ile tego lata?
Na blog będę zaglądała dzisiaj sporadycznie; dziecko wraca więc jabłka we francuskich szlafrokach trzeba upiec, sałatki warzywne nieco zrobić i obiad gdzieś na 18.00 (nóżki kurczaka, surówka kalafiorowa) A – jeszcze butelki z wiśniówką opisać i wynieść. Zabieram się za to od trzech dni i jakoś leń mnie ogarnia.
Tego nie przepuścił łotr w całości to podzielić musiałem.
http://www.youtube.com/watch?v=rUUVnJjkcAM
Może to?
http://www.youtube.com/watch?v=b2N193fwdGw
Yurek – fajna muzyczka, dziękuję. Widać, że muzykowanie dla tych facetów to nie tylko praca – oni się doskonale jeszcze bawią muzykowaniem. I to jest piękne.
Dziecko już wylądowało szczęśliwie w Warszawie ale pociąg do Poznania ma dopiero ok 15.00. A niech posiedzi w „stolycy”
Alicjo, nie musisz pouczac dziecka w kwestii wyjmowania grzybow z ziemi, albowiem nie ma najmnjeszego znaczenia czy sie je scina scyzorykiem czy wykreca z podloza. To juz przez mykologpw zostalo wiele lat temu przerobiobe i opisane. Mam w domu atlas wydany parenascie lat temu, ktory surowo nakazuje metode wykrecania, mamy tez inny, nieco wczesniejszy, ktory nakazuje scinac. Sa dwie szkoly, mowi ponizsze artykul i zadna nie jest lepsza:
http://www.gallowaywildfoods.com/?page_id=458
Grzyb z kompletnym korzeniem jest łatwiejszy do identyfikacji (w razie wątpliwości).
U mnie wreszcie trochę deszczu, a raczej mżawki.
Przed chwilą dzwonił Marek (z przystanku autobusowego w Serocku) – VII Zjazd blogu naszego zakończył się miło, bezpiecznie, cichutko – rozrabiaki nie dojechały to kto miał rozrabiać? Małgosia W z Jolinkiem? Najwazniejsze, że ludzie chcieli się spotkać, pogadać bez pośpiechu, przy ogniu posiedzieć. Za rok znowu Zjazd.
Tak mnie nazwała Pyra i niech tak pozostanie.
Byłem na zjeździe wśród ludzi z których nikt od nikogo niczego nie potrzebował, a każdy był gotowy dać każdemu to co ma najlepsze. Gdyby tak można było zawsze …………
Pozdrawiam Gospodynie i Gospodarza.
Było wspaniale.
Jolinek z Krystyną odstawione już do domu, ja też dotarłam. Było jak zwykle wspaniale i miło. Wieczorne Rodaków rozmowy, Ja ze względu na samochodowy dojazd na nocleg, nie kosztowałam alkoholowych specjałów, ale dereniówkę Irka spróbowałam, doskonała, resztkę zabrałam, mnóstwo innych nalewek i wina. Wspaniały gulasz z indyka z kasztanami, dziś gulasz z dzika przywieziony przez Żabę, jej genialny biały ser i masło, dziemiki Haneczki i Marka. Pyszne pasztety z soczewicy Danuśki i znany wszystkim Krystyny, wspaniałe śledzie Irka, genialne pierożki z grzybami i inne cudowności Magdy, keks Barbary, świetne ciasto KrysiDe, sałatki, ufff, przepraszam jeśli o czymś zapomniałam i pominęłam. Spacery po lesie i nad Bug przy wspaniałej pogodzie. Jednym słowem wspaniały weekend. Specjalne podziękowania dla Danuśki i Alaina za gościnę i tak miłe przyjęcie.
dzemiki=dżemiki
Tu Krystyna – Małgosia przez skromność nie wspomniała o swojej szarlotce i szmpanach, czekoladach. Czy szampan można pić przy ognisku i pod rozgwieżdżonym niebem ? Jak najbardziej. Ognisko grzało i chroniło skutecznie przed komarami/ Echidna przepowiedziała je w swoim wierszyku/, a szampan chłodził. Wspominaliśmy nieobecnych. Bardzo cieszły nas telefony od wielu blogowiczów. Wczoraj i dziś na niebie nie było ani jednej chmurki. W Warszawie jest 25 st. C. Dziś czeka nas jeszcze wieczorny spektakl w Teatrze Współczesnym.
Okolica nadbużańska przepiękna i żadne zdjęcia nie oddadzą w pełni jej uroku. Marek i Irek foografowali z pasją. W czasie specerów znaleźliśmy też trochę grzybów, głównie podgrzybków brązowych i zajączków, a Irek nawet dwa prawdziwki. Przeznaczone zostały do suszenia na wykonanej przez Alaina ogrodowej suszarce.
Gospodarze, czyli Danuśka i Alain są wspaniali, serdeczni i gościnni, co i tak było wiadome tym, którzy ich znają. Kuzynka Magda była prawą ręką Danuśki. Dbała o każdego z nas. A jej potrawy wegetariańskie cieszyły się wielkim powodzeniem, podobnie jak domowe chleby Magdy i Małgosi. Dziś przed głównym daniem, czyli gulaszem z dzika zajadalismy się sałatą lodową z sosem musztadowym w wykonaniu Alaina. Zademonstrował nam wykonanie tego sosu. Myślę, że warto będzie upowszechnić ten pzepis.
Do śniadania mieliśmy też dżem Marka ” pożegnanie lata”, mirabelkowy Haneczki a także tegroczny miód spadziowy od sąsiada z naprzeciwka.
Jeszcze słowo o Żabie : mieliśmy wyjątkową okazję obserować Żabę nie zajętą żadną pracą. Siedziała sobie wygodnie i konwersowała. Zresztą to samo można powiedzieć o Haneczce.
Na razie tyle. Muszę odpocząć, aby nie zasnąć w teatrze.
Przepraszam za literówki, ale klawiatura obcego koputera sprawia mi kłopoty.
Ej żal było się żegnać,żal było wyjeżdżać,ale następne przyjemności czekają-
przed nami wieczór w teatrze „Współczesnym”.
Zjazd udał się znakomicie,bo towarzystwo przednie,pogoda wymarzona,że o kulinariach i napitkach to już nawet nie wspomnę.
Razem z Alainem BARDZO DZIĘKUJEMY wszystkim uczestnikom za to,że dojechali,
byli i stworzyli tak fantastyczną atmosferę.Dziękujemy za wkład kulinarny i winno-nalewkowo-szampański(tu oczywiście Małgosia) oraz bezalkoholowy (kwas chlebowy od Krysiade i małżonka).
Krysiade przywiozla też z okolic białowieszczańskich jaja,masło i warzywa z ekologicznych upraw.Marek obdarowal nas obrazem,Jolinek i Krystyna podarowały
nam „Smakowite prezenty słodkie i słone na cały rok”.Mieliśmy dwa chleby własnej
roboty w wykonaniu Magdy i Małgosi,oba wyśmienite !
KOCHANI JESTEŚCIE WSPANIALI 😀
Dziękuję też bardzo za telefoniczno-mailowe pozdrowienia dla Zjazdu od Barbary,Alicji i Nowego.”Pozdrowieniem” od Pyry wznieśliśmy toast za Jej zdrowie 🙂
Rozegraliśmy też 2 turnieje gry w bule:turniej Pań wygrała Magda,turniej Panów Alain.
Zwycięzcy otrzymali stosowne oklaski 🙂 W przyszłości zaplanowane kolejne rozgrywki.
Zjazd nadzwyczaj udany – jak każdy. Bo to mało zależy od pogody, a bardzo od ludzi. Nasi ludzie potrafią stworzyć wyjątkową atmosferę. Cieszę się, że tak to fajnie wypadło i (oczywiście) żal mi, że beze mnie…
Pyro nam też niezwykle żal.Z nad Buga wyruszyły „pozdrowienia” dla Ciebie,
tak by Ci było trochę mniej smutno.
Też mi żal, że nie uczestniczyłam w tym roku w obradach 🙁
A że się uda i będzie wspaniale, to już z założenia wiadomo 🙂
Mrusia robi pobudkę przed świtem, ok. 5:30.
Udeptuje nas pracowicie (dzisiaj dosłownie chodziła po głowach), dopóki pan nie wstanie i nasypie do miseczki. Zazwyczaj siada z jego strony łóżka, ale jak nie widać żadnego ruchu, to zaczyna udeptywanie. Rozkłada się w przejściach i nie ma mowy, żeby ustąpiła z drogi. Słoneczko wpada przez okno na podłogę – rozkłada się i przesuwa, w miarę jak słońce się przesuwa. Poza tym lubi siedzieć w wannie i miauczy, żeby jej puścić cieniutki strumyczek wody, lubi go „łapać” łapką. W ogóle lubi wysiadywać w wannie, chciała zawłaszczyć zlewozmywak kuchenny, ale nie pozwoliłam, za często jest mi potrzebny 🙄
Dziecko w domu; zauroczone Finlandią, szkołą, architekturą fińską i rosyjską (dużo jej) podłogami w domach gdzie chodzi się w skarpetach i realizacją programu „zajęcia domowe” w gimnazjach. Lekcje obejmują obsługę sprzętu i maszyn, pranie, prasowanie, gotowanie i pieczenie, planowanie wydatków, robienie zakupów, nakrywanie o stołu i zabezpieczenie żywności + drobne naprawy domowe, dokręcanie śrubek, wymianę żarówek, przeczyszczenie syfonu pod zlewem. Wszystko rozpisane na 2 jata , chłopcy i dziewczyny. Ania przywiozła podręcznik do przedmiotu. I jest to traktowane bardzo serio, jak każdy inny przedmiot. Jest przerażona cenami (dobrze, że nie była w Norwegii).
Dobry wieczor,
Internet wzial byl i wyzional ducha w piatek, wiec nie moglam nawet dolaczyc sie do choru zyczen i toastow dla Zjazdowiczow i dla tych co zostali w domach :(. Ciesze sie, ze weekend nad Bugiem byl cudowny – inaczej byc nie moglo.
Pyro,
Na X zjazd prosze mnie teraz zapisac, moge nawet oplaty wszelakie z gory uiscic.
Słuchajcie – świętujemy dzisiaj tysięczny wpis na blogu Doroty z sąsiedztwa. Czytam go od początku, tylko już teraz nie piszę, bom za durna tematycznie. A Dorotę lubię serdecznie – jako Dorotę, nie PK. Nasz blog starszy to ile u nas wpisów Gospodarza? Gdzie ten licznik?
Jolly – na dwa miesiące przed imprezą będziemy wpłacać za „osobo/dni” Masz 3 lata żeby nazbierać (pożycz skarbonkę od Odsasa)
Pyro,
Ja w ciemno place z procentami :)!
A propos Odsasa,
w piatek wieczorem wrocil od Dziadkow samodzielnie samolotem.
W sobote rano na zawody w Richmond – wygrane, a po poludniu gral TAM:
https://picasaweb.google.com/110634308863197506490/Twickers?authkey=Gv1sRgCL3x4oXZ6uq2oQE#5921313033323653730
Mamusia i Tatus byli bardziej przejeci niz latorosl.
Dzieci graly w przerwie meczu London Irish i Saracenow. Niesamowite przezycie, atmosfera i doswiadczenie :).
Jolly Tatuś i Mamusia co najmniej tak samo zapracowali na to wzruszenie; Gratulacje. A jak Ty myślisz? Kto się naprawdę przejmuje maturą dziecka – wiadomo – Rodzice i w każdym liceum jest na tę okoliczność dyżurna apteczka.
Dlatego Pyro bardzo nas dzieci wzruszyly na zakonczenie zeszlego sezonu, kiedy za swoje pieniadze (lekka sugestia trenera 😉 ) zakupily dla nas zlote medale.
Dlatego ja preferuję tutejszy system szkolnictwa – bez niepotrzebnego stresu maturalnego. Jak ktoś chodził do szkoły 4-5 lat, to wiadomo, na co go stać. Końcowe świadectwo w zupełności wystarczy i te ichnie procentowe wyliczenia.
Składasz takie świadectwo do kilku uczelni (na wszelki wypadek) i cześć, też bez egzaminowego stresu. i wiadomo, że pierwszy rok jest decydujący, albo sie wykażesz, abo spadniesz.
Gratulacje dla drużyny Odsasa 🙂
Zjazd VII przeszedł więc do historii.
Warunki ramowe były tak optymalne, że musiał się udać. Zresztą, który się nie udał?
A lato wczoraj miało chyba swój łabędzi śpiew. Dziś w południe było już poniżej 20°C, a jutro ma być nawet jeszcze o 10° mniej i ten cały front przesuwa się do Was.
Pozostaje nadzieja na babie lato.
Ładne te zdjęcia z tymi dziećmi z jajowatą piłką.
Pięknie, że chłopak ma taką pasję. Że ją ma, to rzecz jasna zasługa rodziców, co zasłużyli na złoty medal!
A, dla chłopaka lepiej, że nie wybrali dla niego jazdę figurową na lodzie.
Dotarłem już po Zjeździe. Niezwykle udany, klimatyczny. Krótka relacja foto
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/VIIZjazdAsuchow#5921334816806186130
Pepegorze,
Odsas ma pasje zaszczepiona przez nas, a w szczegolnosci przeze mnie, jako ze Jeff jest raczej fanem pilki noznej. Jedna z przyczyn dlaczego rugby bylo, ze Stas, jak kazdy jedynak, cierpi na brak cielesnego kontaktu z innymi dziecmi (ach te bijatyki miedzy rodzenstwem). Przydaje mu sie upuszczenie pary na boisku, kontrolowanie sily i agresji, umiejetnosc pracy zespolowej itp. A jak tutejsze powiedzenie glosi: futbol to gra dzentelmenow przejeta przez chuliganow, rugby to zabawa chuliganow grana przez dzentelmenow. W tym sezonie dzieci nie graja juz ‚tag’ rugby (bezkontaktowo), zaczynaja prawdziwy sport!
Pięknie w tych włościach Danusi i Alana. Oni obydwoje mają w sobie tyle pogody i wdzięku, że muszą być cudownymi gospodarzami. Odpoczywająca Żaba wygląda bardziej zmarnowana, niż Żaba w kieracie. Jak zwykle wzruszające zdjęcie wspólnego stołu i naszych Przyjaciół wokół stołu.
Kolejny fotoreportaż zjazdowy.Czekamy jeszcze na zdjęcia Marka.
https://plus.google.com/photos/104147222229171236311/albums/5921358465236543553/5921358482305494098?partnerid=gplp0&pid=5921358482305494098&oid=104147222229171236311
Wieczór w teatrze bardzo sympatyczny,a po strawie dla ducha wpadłyśmy jeszcze na naleśniki do pobliskiej „Bastylii”.Jutro ostatnie spotkanie z Krystyną w Warszawie.
Dzień dobry,
Obejrzałem co się działo na Zjeździe. Ale tam było miło! Nie wiem tylko czy zdjęcie alkoholi zrobiono już po zjeździe, czy wcześniej 😉
Małgosi współczuję, że toasty wznosiła coca-cola lub herbatą.
Irek i Danuśka – dzięki!!!
Muszę kiedyś w którymś kolejnym zjeździe uczastniczyć, już bardzo mnie męczy ten mój niby wspaniały, jak to Nisia kiedyś mi napisała, zawód. Nigdy nie można mieć nawet kilku dni wolnych, bo rośliny…. A niech je… Nie wiem czy się cieszyć, ale do emerytury niewiele mi już zostało.
…kłaniam się Pyro po raz kolejny.
Na moje osiedle raz w tygodniu przyjeżdża Cygan jeden (chociaż politpoprawnie należałoby napisać Rom). I skupuje stare zegarki moździerze i takie inne badziewo. Dzisiaj, jak mu pokazałem kasetkę z kilkunastoma – niektórymi bardzo starymi zegarkami, to mu się oczy zaświeciły. Obiecał mi, że za tydzień przywiezie mi za to badziewo całkiem porządny moździerz mosiężny z tłuczkiem.
Bo sałatki różne całkiem inaczej smakują z ingerdiencjami zmiarzdrzonymi w moździerzu, a inaczej ‚przepuszczone’ przez blender.
A jak na następny zjazd żarłoków (smakoszów) znajdziesz dla mnie miejsce obok siebie, przywiozę ze sobą śliczny i przesmaczny świński pódupek. Dziadka sobie podglądałem. Najpierw dwa świńskie półdupki peklował w dębowej beczce w suchej soli z przyprawami. Przez kilka dni. Potem przez kilka dni wędził w ZIMNYM dymie. Znakomite to było.