Oda do kiełbasy
Spędziłem miniony weekend wypoczynkowo. Był upał przed którym chroniłem się w cieniu brzóz leżąc na hamaku a obok na stoliku stał dzban z lodowatym rose i leżała kupka gazet oraz grubych pism kulinarnych. Tym razem sięgnę po dwumiesięcznik „Czas wina”, który poświęcony jest winiarzom portugalskim i południowoafrykańskim. W dodatku to numer wręcz feministyczny. Okazało się bowiem, że kobiety coraz mocniej i z dobrym skutkiem zdobywają rynek winiarski.
Dla siebie ( a co jasne i dla zaprzyjaźnionych smakoszy) znalazłem tekst o kiełbasie. Ale za to jakiej! W dodatku zgodnie z duchem numeru napisany był przez kobietę – Justynę Korn-Suchocką:
„Lisiecką można zgodnie z prawem produkować tylko w dwóch podkrakowskich gminach: Czernichów i Liszki. Tradycje masarskie tych okolic pochodzą z czasów, gdy prowadził tędy szlak wołowy ze wschodniej Małopolski na Śląsk. Wiele masarni działało tu już w wieku XIX, a z zachowanych wspomnień mieszkańców okolicznych wsi wynika, że przed wojną do Krakowa wożono przede wszystkim „krakowską krajaną”, czyli dzisiejszą lisiecką. Podobno książę metropolita krakowski Adam Sapieha jadł ją nawet w paryskiej restauracji, gdzie podawano ją jako specjał z Polski. Ani wojna, ani późniejsze zwalczanie prywatnej inicjatywy nie zniszczyło masarskiego ducha w okolicach Liszek i Czernichowa.
– W PRL-u mój ojciec i większość sąsiadów produkowali kiełbasy nielegalnie – przyznaje Mądry (producent tego smakołyku). – Nocami woziliśmy je starymi nyskami na Śląsk.
On zaś przez 14 lat pracował w GS-ie w Czernichowie. Paradoksalnie, właśnie ten zakład i jego wieloletni kierownik pan Jastrzębski pomogli przetrwać renomie kiełbasy lisieckiej. W Krakowie działały dwa wiecznie oblegane sklepy firmowe, a kiełbasa z Czernichowa trafiała na stoły w warszawskim KC PZPR. Wielu dzisiejszych potentatów masarskich spod Krakowa nabrało doświadczenia właśnie w czernichowskiej spółdzielni.
Na początku XXI wieku powstało Konsorcjum Producentów Kiełbasy Lisieckiej, do którego należy obecnie 10 zakładów. Założono je, by bronić się przed nieuczciwą konkurencją i podróbkami. Pomogła w tym rejestracja kiełbasy jako produktu regionalnego i nadanie jej w roku 2010 znaku „Chronione Oznaczenie Geograficzne”. Prawdziwa lisiecka wytwarzana jest z najlepszego mięsa wieprzowego, wpierw krojonego w kostki wielkości ok. 4 cm. Tylko w zakładzie u Mądrego mięso kroi się ręcznie.
-Najważniejsze są odpowiednie proporcje. Bierzemy na przykład 45 kg tzw. jedynki (szynka najlepszej jakości) , a do tego tylko 6 kg dwójki i 4 kg trójki – wylicza skrupulatnie Pan Stanisław. Kawałki są przez 48 godzin peklowane i dopiero tak przygotowane trafiają do „wilka”, czyli sporych rozmiarów maszynki do mięsa. Kiełbasę doprawia się tylko pieprzem i czosnkiem („koniecznie polskim, broń Boże, chińskim!”), a potem wędzi w dymie z drewna liściastego. Niby to wszystko proste, ale diabeł tkwi w szczegółach: w jakości mięsa, w proporcjach przypraw, czasie peklowania, doborze drewna (olchowego, bukowego lub z drzew owocowych) do wędzenia. No i stałej kontroli, która w przypadku rzemieślniczej produkcji wędlin odbywa się na każdym kroku. Pachnące dymem wianki lisieckiej mają 35 – 40 cm średnicy, a sama kiełbasa jest dość gruba. Łatwo można pokroić ją w cieniutkie plastry. Widać wtedy, że jest w niej niewiele tłuszczu, że ma jednorodny, ciemny kolor, zupełnie inny od farbowanych wędlin. W zakładzie Mądrych stosuje się tylko jelita wołowe.
– Nie każdy tak robi – z dezaprobatą kręci głową Stanisław Mądry – i kiełbasa na tym traci – dodaje, ciągnąc swoją opowieść z pasją właściwą prawdziwym artystom.”
Po takiej lekturze, resztę gazet czytałem pogryzając cieniutkie plasterki (niestety nie Lisieckiej, bom jej nie miał) krakowskiej podsuszanej.
Komentarze
Dzień dobry. Kilka godzin padało i jest znacznie chłodniej. Nie mam kiełbasy lisieckiej, ale babka Anna też kazała kroić mięso w dużą kostkę i kilka dni trzymać w soli i peklówce. Tyle, że to nie było mięso z szynki ale z łopatki, karkówki i boczku, a więc znacznie mniej luksusowe, za to bardziej miękkie. Przy krojeniu finalnym dodawało się ok 15% dobrej, miękkiej wołowiny. My już używaliśmymaszynki do mięsa, Babka uparcie twierdziła, że dobra kiełbasa musi by krojona ręcznie i ew. siekana tasakiem, bo maszynka miażdży mięso i kiełbasa obi się „drewniana”, a nie soczysta. Trudno – ja już taka pracowita nie byłam, żeby 10 czy więcej kilogramów kroić i siekać.
Kiełbasa lisiecka jest OK pod warunkiem, że jest bardzo świeża, najlepiej prosto z wędzarni. Jest bowiem dość nietrwała i po kilku dniach w lodówce robi się oślizła. Przynajmniej ta, z którą dotąd miałam do czynienia.
Marketing ma znakomity.
Pyro, cydr lubelski to nowość, w sprzedaży od lipca tego roku 🙂
Marzeno – w Polsce jest tyle jabłek, że powinniśmy tego cydru robić dużo; jeszcze trzeba nauczyć ludzi pić – jest pyszny na gorąco w zimie i z lodem w lecie. No i cena jednak przy dużej produkcji musi trochę spaść = gdzieś do poziomu 7 zł. To byłoby w sam raz.
Nietrwałość kiełbasy lisieckiej wywodzi się z metod jej produkcji. Zwłaszcza etapu po napełnieniu farszem osłonek. Po 2 godzinach odpoczynku wędruje do komory wędzarniczej.
Cały proces składa się z osuszania, wędzenia i pieczenia, i trwa 3,5 ? 4,5 godziny. Zawartość wody w takiej wędlinie jest bardzo znaczna.
U mnie w domu kiełbasa i szynki wędziły się przez kilka dni powolutku i były bardzo trwałe.
Nazwa tej kiełbasy wyodrębniła się w latach 30. ubiegłego wieku, a produkt wywodzi się z tradycyjnej, grubo krojonej kiełbasy krakowskiej.
Po wojnie produkował ją GS w Liszkach i była raczej produktem bardzo lokalnym do szybkiego spożycia. Jest nim zresztą nadal, ale wylansowana na produkt regionalny zdobyła (zasłużoną) sławę i jest do nabycia nie tylko w Krakowie i okolicach.
Znałam niegdyś b.starego mistrza rzeźnickiego, który terminował tuż po I wojnie i jadałam jeszcze parówki zrobione przez p.Paetza (ojca abp). Otóż wygląda na to, że asortyment kiełbas wytwarzanych w przeciętnym zakładzie, wcale nie był zbyt szeroki = oczywiście wędzonki od szynek, baleronów, polędwic, boczków, po wędzone podgardle i „surową krakowską” (miękka, surowa, grubo krajana, dzisiaj zwana „polska”) Wędliny „za grzania” – zwykła, zwykła biała, parówki i serdelki; kiełbasa „na zimno do chleba” – królewiecka ( z opisu jak ta dzisiejsza bohaterka) i do tego kiszki – salcesony, kaszanki, wątrobianki, pasztetowe . Jeżeli dobrze zapamiętałam, to kiszki i kiełbasy robiono raz w tygodniu, chyba, że przed świętami, to codziennie, a wędliny trwałe w razie zapotrzebowania : mięso peklowane trzymali zawsze i wędzili przez kilka dni ile było trzeba. Zakłady konkurowały jakością, np sławne parówki Paetza były robione z dodatkiem jaj, a królewiecka od Jagusiaka była przebojem śniadaniowym robotników licznych w Starołęce fabryk (ćwierć funta królewieckiej i dwie bułki, normalne zamówienie w drodze do pracy, a więc sklep pracował grubo przed 6.00 rano)
Oj, nie sądzę aby robotników było stać na codzienną lisiecką, która jest jedną z najdroższych kiełbas.
Nemo, niestety mam wrażenie, że miałaś do czynienia z niezbyt świeżą kiełbasą, bo mi nigdy nie zdarzyła się taka sytuacja jak opisujesz.
Duże M – ćwierć funta – ok 125 g. Chyba jednak było ich stać, bo powtarzała się ta informacja we wspomnieniach. Moja Teściowa z poczuciem wyższości wspominała, że ona wolała „leberkę od Dobieckiego”; była prasowaczką w pralni chemicznej, jednej z firm Kałamajskiego (znane w Poznaniu nazwisko wśród mieszczaństwa)
Pewnie było ich stać na jakąś kiełbasę, ale nie sądzę, aby była to dzisiejsza lisiecka. Jest to chyba w tej chwili chyba najdroższa polska kiełbasa. Ale jednocześnie faktycznie jedna z najlepszych.
Dobra,przyznam się od razu-kiełbasy Lisieckiej naszym francuskim gościom nie
daliśmy do spróbowania.Kosztowali natomiast kabanosy,kiełbasę krakowską i naszą kaszankę,która smakowała im niezwykle.Dawaliśmy dokładki 🙂
A poza tym zrobili taki fotoreportaż ze swojej podróży:
https://plus.google.com/u/0/photos/100680991464484982167/albums/5914131709377784993
Dzien dobry!
Oda.
ODA DO RZODKIEWKI:
O rzodkiewko czeerwona!
Wyrwana z ziemi cieplego lona,
po czubku glowy posolona
i zjedzona.
Mysle ze to z ,,Disney´a
Zdjęcia robili nasi goście,ja tylko dodałam podpisy.
No, widocznie mam pecha.
Ale moja opinia nie wygląda na odosobnioną.
Obok zachwytów
„Najlepsza kiełbasa jaką kiedykolwiek jadłam.”
„troche droga, ale wyglada, ze jest z samego miesa, bez zadnych dziwnych niewiadomego pochodzenia dodatkow”
są też zastrzeżenia
„Smaczna, praktycznie samo mięso z szynki, bez tłuszczu. Uwaga, stosunkowo szybko się psuje.”
To głosy klientów sklepu Alma 24.
Kiełbasę tę dostawałam od rodziny, która kupuje w zaufanym sklepie, zawsze, podobno, ze świeżej dostawy.
Robiąc zakupy w Polsce nauczyłam się wybierać wędliny „na podróż” (w lodówce) i takich jak lisiecka (wędzone, pieczone) unikam, bo zwyczajnie nie są trwałe.
Do smaku nie mam zastrzeżeń.
A propos pecha.
Przed chwilą, w kuchni, użądliła mnie osa. W palec serdeczny lewej ręki. Wzięłam jabłko do obierania na crumble, a ta bestia usadowiła się akurat przy ogonku 🙄
Bolało piekielnie, ale przyłożyłam rozciętą cebulę i przeszło 😉
Duze.M
Mysle ze robotnikow zawsze bylo
stac na 125dkg.kielbasy.
80 60 czy 20 lat temu.
Nawet na ta srednia.
Nikt w pracy fizycznej nie wytrzyma
8 godzin o suchym pysku.
A jak urzednicy ?
Nemo, podobnie dobra jest wspominana tu chyba przez Krystynę tzw. palcówka – a ta jest pakowana próżniowo i spokojnie można ja długo przechowywać. Jest tylko cieńsza niż zwykła kiełbasa, nie mówiąc o lisieckiej.
Widać, że Francuzom się na Mazowszu podobało: nawet wnętrze starej kuźni utrwalili. Niestety – nie widziałam podpisów Danuśki, a bardzo sobie cenię jej uważne oko i delikatne poczucie humoru. Właśnie jemy obiad „z niczego” czyli przegląd resztek. Na patelni kolejno ładowały 4 surowe małe ziemniaki w cieniutkich kach, posypane przyprawą do ziemniaków i pieprzem – podusiło , posmażyło się w oleju, potem dołożyłam jedną śląską w półplasterkach i połowę czerwonej papryki w małych kostkach. Wreszcie na tym misz – maszu wylądowały 4 małe jajeczka (od młodych kur) z 2 plastrami sera tylżyckiego, dyżurnymi i połową pęczka szczypiorku. Smażyłam bez mieszania, ostatnią minutę pod pokrywką.
Danuśka,
dobry reportaż 🙂
Pyro podpisy są po prawej stronie u góry, jak się wyświetla zdjęcia pojedynczo. A zdjęcia bardzo mi się podobały, jest w nich coś sympatycznego, ciepłego.
Pyro,
podpisy są w prawym górnym rogu, obok zdjęcia.
Nabrałam ochoty na podróż po Mazowszu 🙂
A jak tam z komarami nad Bugiem?
Za chwilę przyjedzie moja przyjaciółka zza gór. Po podwieczorku wybieramy się w nasze tereny grzybonośne, chociaż wątpię, aby po wczorajszym deszczu już się coś pojawiło.
Doniosła mi telefonicznie, że ktoś z jej znajomych znalazł wczoraj na Jurze 10 kg borowików!
Ehhh… 👿
Kiełbasy palcówki chyba nie jadłam, w każdym razie nie pamiętam tego faktu. Ale z ciekawości zajrzałam do informacji o niej : http://wyrobydomowe.blox.pl/2011/02/Kielbasa-palcowka.html .
Pyro,
musisz kliknąć na zdjęcie i wtedy z prawej strony u góry można przeczytać komentarze Danuśki.
A reportaż bardzo ciekawy. Cieszę się, że wkrótce zobaczę wiele pokazanych w nim miejsc.
Dziś u mnie spokój z owadami, bo dzień deszczowy. Ostatnio walczę z muszkami owocówkami, a dość dobry sposób z naczyniem wypełnionym octem i przykrytym podziurawioną folią w tym roku jest niezbyt skuteczny.
Cieszę się,że podoba Wam się francuski reportaż.Nasi przyjaciele chcą w przyszłym roku też odwiedzić nasz kraj.Obiecałam im,że wtedy powłóczymy się
po południowych rubieżach.
Krystyno-to prawda Zjazd już za pasem 🙂
Przeglądałam repertuar teatrów,by oprócz biesiadawania posilić się jeszcze jakąś strawą dla ducha.Za chwilę skrobnę w tej sprawie mały list do Zjazdowiczów.
Nemo-żadne komary nas nie pogryzły.Jest susza,komary nie lubią takiej pogody 😉
W takim razie przepraszam Krystyno, pomyliłam Cię z kimś. Ta kiełbasa wyglada na dość tłustą, choć pewnie jest dobra. Ja miałam na mysli podobną, ale jednak chudszą. Np. taką :
http://alma24.pl/produkt/25278337/kielbasa-palcowka%3Bjsessionid=68c971781746ee514ac951af62fa5275.node01
wygląda jak cieńsza lisiecka i podobnie smakuje.
Krystyno,
musisz znaleźć źródło, do którego owocówki się garną. Ja swego czasu miałam istną inwazję, aż odkryłam zapomniane obierki ziemniaczane w pojemniku na obierki, ale przykryte wiaderkiem z ziemniakami.
Może gdzieś coś umknęło oku, bo tak bez powodu to one nie latają.
W lodówce mam kiełbasę krakowską, u nas w Toronto masarze robią całkiem niezłe wędliny, o czym już niejednokrotnie wspominałam. A piekarze wypiekają doskonały żytni chleb. Nigdy nie jadłam kiełbasy lisieckiej, ale za to „od Kumka” z Sieciechowic (też okolice Krakowa) i lepszej nie było 😎
Nie, nie do dostania w sklepach!
Czy ja mogę trochę „pobeszczelnić”? Wszystko i wszyscy w tym reportażu mi się podobało, ale najprzystojniejszy był bociek i Piksel.
Pyro-wiewiórka przecież też jak marzenie 😀
Prawda, Danusiu – jak z bajki.
U przyjaciół Moskali 😉
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9035.JPG
Pokład Kruzia – piwa było mnóstwo (lokalnego, rostockiego), ale i godpodarze przygotowani na piwoszy (przybytki za barem 😉 )
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9037.JPG
Alicjo-Twoja czerwona torba znakomita do żeglarskich biało-granatowych pasków 🙂
Czy występowałaś też w stroju służbowym?
Co ja gadam!
Toż ta bluzka pewnie jest służbowa?
Duże M-dzięki za namiary na palcówkę,chętnie spróbuję i podam dalej 🙂
Podzielę się jeszcze naszym kulinarnym odkryciem:
chili con carne w wersji z bobem zamiast czerwonej fasoli.
Nie dodaliśmy cebuli,bo Osobisty Wędkarz nie uczestniczyłby w kolacji,
ale i tak było znakomite.Sezon na bób zaraz się skończy,może jeszcze ktoś będzie miał ochotę wypróbować.Bób w wersji do podgryzania,polany jedynie stopionym masłem jakoś nie wzbudził entuzjazmu u naszych gości 🙁
Danuśka,
to jest tylko bluzka z logo (ja mam pół szafy ze szmatami „Darowymi”). Niestety, jako leniuch nie byłam w stroju służbowym, ale moja podopieczna „od Denstystów” i owszem!
Ewa tu tylko pozuje do zdjecia chwilowo, bo jest „na wachcie”, czyli w pracy. Zapisała się do studentów i zasuwała jak należy, mam nawet gdzieś tam zrobione zdjęcie jej dłoni po tygodniu takiego zasuwania, pęcherz na pęcherzu i pęcherzem pogania.
Tak wyglądają mundurki wachty, są z grubej, „zgrzebnej” bawełny (na moje oko):
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8378.JPG
Szczecin nas żegna…wszyscy w gali, oprócz tych, którzy pracują w tym momencie i są w ubraniach „roboczych”.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8824.JPG
No dobra…żeby już nie zanudzać, jeszcze takie jedno pożegnanie, uchwycone z mojego bulaja:
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8771.JPG
Przeglądam zdjęcia i właśnie wpadły mi rzeczone łapki, co to wyżej, po tygodniu pracy na Darze 😎
Tam się nie pracuje 24 godziny na dobę, tam sie ma wyznaczone 4-godzinne wachty.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8562.JPG
Danuśko, ależ nie ma za co 🙂 oby smakowała. We Francji nie jadają bobu ? Twoja Polska sielsko- anielska, a jako ciekawostke podam, że ową palcówkę odkryłam właśnie na Mazowszu, w bardzo małym sklepie w Wiskitkach. Polecam szczerze jako jedną z dwóch znanych mi nietłustych kiełbas.
Nie wiem, kto kogo pobił w Gdyni. Na nasz pokład (w Szczecinie) przyszła z wizytą kurtuazyjną delegacja z Cuauhtemoca, wyższa szarża, jak widać po naramiennikach. Pani w czerwonej koszulce to liason officer, która ich wprowadziła na statek.
Pewności nie mam, ale zdaje się, że zostali na mszę ekumeniczna, o której chyba wspominałam.
Ja miałam swoich gości i tuż przed mszą zeszłam z pokładu.
Cuauhtemoc cumował po sąsiedzku.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_8641.JPG
O kiełbasach się nie wypowiadam, nie znam się, prawie nie jadam. Znalazłam natomiast optymistyczne wieści w sprawie cydru: http://www.polskatimes.pl/artykul/957388,cydr-z-polskich-jablek-to-moze-byc-eksportowy-przeboj,id,t.html?cookie=1
Danuśka – piękny reportaż z francuskiej wyprawy 🙂
p.s. W środku tej grupy jest kapitan Juan Carlos Vera Minjares.
Pogadałam z naszą bezłącznościową Żabą i okazuje się. że wypadek Wujka Leszka ma poza – wykonawczy wpływ na Żabią stadninę. Jest czas zwożenia i rolowania siana. Swego czasu robił to Leszek dla obydwu gospodarstw. Korzystał z ciągnika swojego i Żaby. Tu chcę zaznaczyć, że Żabiny ciągnik 24 lata temu kupił szalony pilot w sobie tylko znany sposób. To było tuż przed rozwodem i w ramach rozwodowych retorsji, pilot zniszczył całą dokumentację. Ten ciągnik nigdy nie został zarejestrowany, bo na jakiej podstawie? Lata całe był podział = na drogi wyjeżdżał zalegalizowany ciągnik Leszka, w polu robił „dziki” ciągnik Żaby. No, a teraz Leszek wiadomo, połamany , a Żaba musi wynajmować kogoś w zwózki i rolowania siana. Nie może wyjechać „dzikim” ciągnikiem, nie ma faktury zakupu żeby go zarejestrować… Kwadratura koła. Ma ktoś pomysł i dobrą radę dla nieszczęsnej naszej Koleżanki?
Barbaro no własnie ja też też prawie nie jadam, oprócz tych dwóch; reszta tylko ewentualnie w potrawach. Te smakują nie jak typowe kiełbasy 🙂
Duże M – trzeba będzie spróbować 🙂
Alicjo – widzę, że Ty cała we wspomnieniach, to tu dorzucam notkę ze zdjęciami z pewnej szczecińskiej, tak wyglądaliście z lotu ptaka 🙂
http://mojaszuflada.blog.pl/2013/08/10/tall-ship-races-2013-3-na-wiezy/
…z pewnej szczecińskiej wieży…
Duże M-doskonale wiem,że ta Polska z francuskiego reportażu jest sielsko-anielska,
a zatem niezupełnie i nie do końca prawdziwa,ale co starasz się powiedzieć cudzoziemcom,którzy odwiedzają Twój kraj? Wydaje mi się,że usiłujesz ich przekonać,że to piękna kraina i że mają rację,że tu przyjechali,choćby na tydzień wakacji.Poza tym chcesz im opowiedzieć,dlaczego mimo wszystko kochasz ten kraj.
I to właśnie usiłowałam (nie po raz pierwszy zresztą) im przekazać.
Osobistemu Wędkarzowi tłumaczę Polskę od 27 lat.To naprawdę nie jest łatwe zadanie…..Myślę,że nadal nie rozumie naszej skomplikowanej natury.
Cudzoziemcy najczęściej wiedzą,że krajów sielskich i anielskich nie ma na świecie.
Ich ojczyzna też nie jest ani sielska ani anielska i o tym rozmawialiśmy między innymi w długie, piękne,letnie wieczory 🙂
Pyro-nie wiem,co poradzić Żabie.
Dzisiaj (i nie po raz pierwszy zresztą) usiłowałam się do Żaby dodzwonić,ale nie jest to łatwe zadanie.Bardzo liczymy na naszą Koleżankę zjazdowo !!!
Żabo-czekamy i mamy cichą nadzieję na jakieś dziczyzny prosto z pomorskich lasów 🙂
Ale przede wszystkim daj znak żabowego życia !!!
Ależ Danuśko, to nie miał był zarzut tylko komlement widocznie nieudany 🙁 . Czasami wyglądało podobnie jak na francuskich czy niemieckich prowincjach 🙂 jak np. ten sklep traper bodajże 🙂
Pyro,
wyjściem dla Żaby może być złożenie do sądu wniosku o stwierdzenie zasiedzenia rzeczy ruchomej. Tutaj wiecej informacji : http://oldtimery.com/index.php?option=com_content&view=article&id=174:bez-dokumentow&catid=49:porady-prawne&Itemid=714
Danuśka – Żaba znaku życia nie da -musimy przez posły: albo do mnie, albo do Haneczki i pchniemy dalej/ Żaba nie ma adresu zjazdu, a jej siostra ma też krzaki koło Wyszkowa. Napisz adres i wyślij przez nas dalej.
Duże M -:)
Pyro-będę zatem słała wiadomości za Twoim pośrednictwem.
Żaba ma poza tym mój numer telefonu,jak nieśmiało sądzę.
Danuska!
Fajne fotki z pobytu gosci.
A gdy jeszcze skosztowali polskiej
kuchni, widzieli kraj sa zadowoleni
i usmiechnieci jak widac
to piekna promocja Polski.
Dzieki takim promotorom.
Jestem „totalne dno, zero, margines, rynsztok” 🙄
http://podroze.gazeta.pl/podroze/1,114158,14461596,_Dla_nas_kielbasa_na_kanapce_to_jakby_g____polozyc_.html#BoxSlotIIMT
Ostre wypowiedzi (a propos powyższego artykułu). Idealnie by było, gdyby było idealnie.
A u mnie „księżyc, że tylko w mordę mu dać”, chwilkę temu zrobiłam zdjęcie.
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_9153.JPG
p.s.To ponad domem Franka – drzewa wycięte przez nowych właścicieli i stąd ta „wyrwa” i dom kapeczkę widać.