Kombu to jest listownica
Japończycy żyją dłużej niż inni. Twierdzą przy tym, że największy wpływ na to ma ich dieta a przede wszystkim morskie wodorosty, które są podstawowym składnikiem wielu potraw. Jednym z najczęściej zjadanych wodorostów jest kombu czyli listownica. Zawiera on mnóstwo glutaminianu sodu a także potas, żelazo, wapń, jod, magnez oraz witaminy i C czyli samo zdrowie.
Hodowla tych wodorostów zależy od pogody. Problemem są sztormy. Kombu nie jest niczym osłonięte i łatwo się niszczy przy mocnym falowaniu.
W Hakodate (małej miejscowości na wyspie Hokkaido) w magazynie przy porcie ekipa krzepkich kobiet w średnim wieku wiąże siedmiokilogramowe pakunki całych suszonych wodorostów, trochę podobnych do tytoniu, a każda paczka jest mniej więcej rozmiaru beli siana.
Listownicę sadzi się tuż za murami portu, kilka metrów w głąb morza. Jej liście, wąskie i przypominające język z pofałdowanymi krawędziami, osiągają długość sześciu metrów (najdłuższy miał dwadzieścia). Są półprzezroczyste, brązowo-zielone i po roku lub dwóch zbiera się je bambusowymi tyczkami zakończonymi hakiem, którymi zagarnia sieje na pokład łodzi. Należy je wysuszyć w ciągu jednego dnia, w przeciwnym razie zbieleją i ucierpi na tym ich jakość. Po zakończeniu tego procesu robią się ciemnozielone, sztywne i łamliwe – przypominają płaty szpinakowych lasagne. Zgodnie z tradycją zbieranie kombu zaczyna się dwudziestego lutego i trwa prawie do końca sierpnia, a pomagający w tym ludzie zjeżdżają się z całego regionu. To ciężka praca od drugiej rano do ósmej wieczorem.
W tych okolicach część kombu nadal suszy się w tradycyjny sposób, najpierw szczotkując je do czysta na maszynie, która przypomina gigantyczną polerkę do butów, a potem rozwieszając na słońcu pod dużymi drewnianymi wiatami. Większość jednak pozbawia się wilgoci za pomocą maszyn w małych magazynach przez jakieś dwanaście godzin w temperaturze około siedemdziesięciu stopni Celsjusza. Można łatwo odróżnić kombu suszone na słońcu od suszonego maszynowo, ponieważ to pierwsze jest zielonkawobrązowe, a drugie – ciemniejsze, niemal czarne. Prawdziwi znawcy potrafią również stwierdzić, z której części Hokkaido pochodzi dany płat. Na przykład w okolicy Minami Kayabe przecięty liść będzie w środku biały, stąd nazwa Plaża Białych Ust, a gdzie indziej – czarny. Wtedy będzie pochodził z Plaży Czarnych Ust, niedaleko Hakodate. Istnieje ponad dziesięć gatunków kombu, a same wodorosty mają różne klasy jakości w zależności od barwy, połysku i grubości. Im grubsze, tym lepsze (ośmiokilogramowa paczka najlepszych listownie zawiera osiemdziesiąt cztery kawałki, paczka liści niższej jakości będzie miała ich więcej), lecz oczywiście, wszak to Japonia, wygląd jest najważniejszy – najwyżej cenione jest proste kombu o jednakowym kształcie. Najlepszym z najlepszych jest zatem to dziko rosnące, suszone w naturalny sposób, grube niczym paszport, błyszczące i symetryczne.
O smaku listownie decyduje plaża, przy której rosły, oraz klimat. Z kolei rodzaj kombu może mieć zasadniczy wpływ na smak dashi (bulionu), od delikatnego i lekkiego po mocny i wyrazisty. Najlepsze rishiri kombu – wysoko cenione przez kombulierów, czyli wodorostowych odpowiedników sommelierów – leżakuje przez dwa lata w ściśle kontrolowanej temperaturze i wilgotności. Ten proces, znany jako kuragakoi, wzmacnia smak glutaminianu.
Suszenie sprawia, że pasma kombu marszczą się na krawędziach, przez co wyglądają niczym makaron ventagli, więc liście lepszej jakości zmiękcza się parą, żeby można je było rozprostować. Robi się to ręcznie za pomocą maszyny przypominającej wyżymaczkę.
W tych okolicach można spotkać również „dzikie” kombu, które zarówno smakuje lepiej, jak i ma więcej minerałów niż to uprawiane na poletkach blisko powierzchni. Oczywiście znacznie trudniej je zebrać, co oznacza, że kosztuje dwa razy więcej. Jest także jeszcze wrażliwsze na pogodę.
To kolejny cytat z książki Michaela Bootha. Tym razem sięgnąłem po tę książkę (wyd. Carta Blanca), by choć trochę rozproszyć obawy przed glutaminianem sodu. A strach ten wpoili polskim (i nie tylko) smakoszom dziennikarze bezkrytycznie powielający opinie niektórych dietetyków. A glutaminian dodawany do potraw po szczypcie – tak jak większość przypraw – nie jest szkodliwy a za to podkreśla inne smaki. Zwłaszcza piąty smak – umami.
Komentarze
czytam z ciekawością o przysmakach Japonii ale nie popadam w ekstazę bo u nas tego nie ma a jak jest to nie wiadomo czy oryginalne czy sztuczne … ja stawiam na nasze warzywa ..
a tu pomysł na nie …
http://lepszysmak.wordpress.com/2013/06/20/salatka-sloikowa-czyli-odkrycie-roku-2013/
Jolinek, nasz szperacz blogów kulinarnych, znów znalazła coś ciekawego.
To ciekawe, jak ludzie w różnych zakątkach świata wykorzystują rośliny miejscowe rośliny, praktycznie sprawdzając ich właściwości. Dopiero potem naukowcy odkrywają, że ludzie nie mylili się, bo w roslinach jest tyle ważnych dla zdrowia składników.
A jeszcze przy okazji wczorajszego wpisu – wcale nie dziwię się, że tyle młodzieży garnie się do zawodu kucharza. Ludzie tego zawodu angażowani są w restauracjach na umowy stałe, a nie tzw. śmieciowe, w przeciwieństwie do reszty personelu. Bo dobrego kucharza nie jest łatwo znaleźć i trzeba o niego dbać. To dodatkowy aspekt tego zawodu.
Listownicę zamówię, gdy będę w Japonii, co chyba nigdy nie nastąpi, ale wyznając zasadę „nigdy nie mów nigdy” jestem dobrej myśli.
Krystyno dodatkowo zawód kucharza ma poziom międzynarodowy a teraz kiedy w Europie zaczynają naprawdę doceniać nasze produkty to i Kuchnia Polska może być przepustką na ekskluzywne salony … niech się Młodym wiedzie jak najlepiej bo dobre jedzenie uszlachetnia duszę …
Zawód kucharza jest miły i przyjemny. Amatorom kariery w tym zawodzie radze przeczytać „Kill grill”, autor Anthony Bourdain. Na pewno może dawać satysfakcję i nawet dobre zarobki, ale trzeba wiedzieć, co może czekać. Nie wątpię, że w Polsce można pracować na trochę mniejszych obrotach niż w Nowym Jorku, ale nie aż tak wiele mniejszych, szczególnie w szczycie. Sama umiejętność zrobienia dobrej potrawy to mało. Trzeba jeszcze tak to robić, żeby wszystkie dania na określony stolik były gotowe w tym samym momencie. To duża sztuka organizacji pracy swojej i pomocników. We Francji jakoś z reguły to się udaje, w Polsce nie zawsze nawet w niby bardzo dobrych restauracjach. Wybór surowców, źródeł zaopatrzenia, to wszystko czeka szefa kuchni, który nie może zdać się na inne służby. Szef kuchni, któremu właściciel restauracji powie, że sam będzie wszystko dostarczał, podejmuje ogromne ryzyko, tylko czasami bez ujemnych konsekwencji.
Dzien dobry,
Poprosilam Pyre coby sie przeniosla pod ten wpis.
Jolinku,
Ustaw sie do ozlocenia (za surowki w sloiku) zaraz za kuzynka Magda i Danusko. Pomysl swietny!
A ogorki dla niecierpliwych nawet Jeff zaczal podjadac. Jak mu przypomnialam jak to sie pieklil o zapach, odpowiedzial: bo ja nie wiedzialem ze to takie dobre jest! A dodatkowa zaleta ichniejszych, ze sie nie kisza – wiem, bo zapomnialam o jednym woreczku. Po szesciu dniach wciaz byly zielone i chrupiace. Cuda panie, cuda ;).
Jolly R – dziękuję. Ależ jestem gapa; wczorajsze rozmowy ciągnę za ogon.
W upały jadamy zimne potrawy – chłodniki, twarożki, owoce w serowych i śmietanowych sosach, jaja w majonezie, tatar ze świeżo zmielonego mięsa, ryby w sosach. Możemy taką kuchnię prowadzić, bo nie żywimy żadnego mężczyzny. Dzisiaj drugi dzień chłopskiego chłodnika, jutro bukiet młodych warzyw (marchewka, kalafior, kalarepa, szparagi) w serowym dipie. Ponoć w sobotę będzie nieco chłodniej, to zrobię na gorąco malutkie mlode ziemniaki z mizerią i jakieś jajka do tego.
Danuśka – nie zrobię pierogów z czereśniami ale z jagodami z pewnością. Możesz wpadać za jakieś 10 dni.
Gdzie jest przepis na małosolne dla leniwych? Tż bym zrobiła.
O tu:
http://kresy24.pl/35800/ogorki-malosolne-dla-leniwych/
Pyro,
to nie ogorki dla leniwych tylko dla niecierpliwych jak ja :)!
Danuska podala link za kuzynka Magda:
http://kresy24.pl/35800/ogorki-malosolne-dla-leniwych/
„się” nie otwiera – ani link Małgosi, ani Jolly. Napiszcie, proszę co i jak.
Składniki: 1 kg świeżych ogórków, 2 ząbki czosnku, koperek, pietruszka, szczypiorek, łyżka soli.
Każdy ogórek pokroić wzdłuż na 4 części i włożyć do woreczka foliowego. Dodajemy pokrojony koperek, pietruszkę, czosnek, szczypiorek i sól. Zawiązujemy woreczek i mieszamy jego zawartość. Wstawiamy do lodówki i już za pół godziny można podawać do stołu. Ogórki małosolne dla leniwych zachowują swój kolor i są kruche.
Coś truskawkowego dla łasuchów:
http://lepszysmak.wordpress.com/2013/06/16/rabarbar-i-truskawki-duszone-w-rumie/
Pyro,
cudownie proste (przepis podrasowiony)
ogorki (1kg) pokroic na polowki, dodac posiekany peczek koperku i natki pietruszki, 6-8 zmiazdzonych zabkow czosnku, lyzke soli. Wszystko wlozyc do torebki foliowej (ja uzywam eleganckich z suwakiem 😉 ), potrzasnac dobrze, wlozyc do lodowki. W przepisie stoi, ze mozna jesc po godzinie, lepsze po nocce. Mozna dodac ustruganego korzenia chrzanu.
Oj Malgosiu,
przepraszam, drugi raz sie minelysmy.
Listownica do czytania,
a szparagi do obrania 🙂
Sezonu na szparagi jeszcze nie zakończyliśmy.W weekend planujemy przyrządzić eksperymentalnie na grilu.
Pyro- bardzo chętnie bym wpadła,ale za 10 dni szykuję się do degustacji innych przysmaków:?
http://www.hiszpania-portal.pl/nowosci/wino-biznes-kuchnia/ensaimadas-przepis-na-drozdzowki-z-majorki,256.html
Te błyskawiczne ogórki to przebój tego sezonu,przynajmniej u nas w domu 🙂
Jolly 😀
Dziękuję, Dziewczyny; ubieram się i już lecę po składniki.
Kupiłam, zrzuciłam ciuchy; kiedy się wysapię, zabiorę się do produkcji małosolnych. Zawsze niedobrze: a to za zimno, a to siódme poty się leją, raz wieje, raz pada i zawsze niedobrze.
Jolly na zdrowie … 🙂
w Biedronce duży wybór win francuskich w tym kilka różowych .. ceny biedronkowe … 😉
Stanislaw! 11.10.
Nie dla wszystkich zawod kucharza
jest perzyjemny.
Zostaw ten temat zawodowcom.
Beda Ci wdzieczni.
Ogórki w lodówce, czekają na premierę.
Pyro,
Wieczorem beda juz dobre :).
Na wodorostach się nie znam, więc nie mam nic do powiedzenia na ten temat prócz tego, że ludzkość wykazywała się zawsze pomysłowością w napełnianiu brzucha. W jednym zakątku świata był to foczy tłuszcz, w innym wodorosty, w jeszcze innym nasiona traw. Jest nas coraz więcej i warto te różne doświadczenia mieć na uwadze.
Z książek, które mi przywiozła Haneczka, najpierw zabrałam się za tę, przed którą broniłam się ze wszystkich sił. Tłumaczyłam : ja to wiem; ja już nie muszę; po cholerę mam się umartwiać na stare lata…? To nie! „Tylko zajrzyj; przerzuć.”
Zajrzałam i już nie wypuściłam. Mówię o „Bogowie u władzy” Milewskiej. Autorka starannie dokumentuje boskie archetypy widziane przez społeczności w wielkich przywódcah, wodzach, dyktatorach. Tak, tak: są nawet obrazy przedstawiające Stalina jako Pankratora, a w oczach wojska Napoleon był olbrzymem. No i tak Milewska od Aleksandra Wielkiego do współczesności Kimów.
Przy okazji mam takie spostrzeżenie – przz ostatnie 3 tysiące lat, z filozofii wydzieliły się spore ilości nauk humanistycznych i przyrodniczych; właściwie wszystkie z wyjątkiem nauk wojskowych. W początkach ub.w. zaczął się proces odwrotny. Etnologia, językoznawswo, nauki społeczne, prawo, historia i pokrewne – wszędzie są prace interdyscyplinarne, a wszystkie sprzężone z filozofią. Chyba mija czas specjalistów w humanistyce.
Jako dyżurny anty depresant niezmiennie służy mi „Towarzyszka panienka”.
Witam, dziś długo oczekiwana premiera nowej Cyfrowej Biblioteki Narodowej.
http://www.polona.pl/
Dzień dobry z Wrocławia!
Gorąco, prosz Szampaństwa! I duszno jak cholera! Przylecielim i musimy wytrzymać do wieczora, żeby o odpowiedniej (wieczornej tego czasu) porze udać się spać. Jerzor pobiegł na przebieżkę i przyniósł 2 kg. czereśni i truskawek nie wiem ile, ale dużo.
Alsa podjęła nas wspaniałą botwinką i jeszcze coś wymyśla, ale my czasowo nie ten-tego jeszcze. Jutro pewnie wskoczymy na odpowiednie tory 🙂
Witaj w Polsce Alicjo!
Alicja – witaj przedimieninowo. Kiedy Poznań?
Alicjo jak błyskawica zawitałaś w kraju … 🙂
Jadłyśmy ogórki – jak nam mój gust za słone nieco; następne zrobię z mniejszą ilością soli.
Pyro-ja do tych ogórków też używam bardzo mało soli.Ogólnie zresztą sól używam w ilościach mocno aptekarskich.
Wracam właśnie z bardzo sympatycznego francuskiego wieczoru.
Wieczór był miły z wielu powodów,bo piękne miejsce:
http://www.360cities.net/image/fort-sokolnickiego-warsaw-new-4#81.98,-24.34,75.0
bo ciekawa muzyka,w tym też ludowa z różnych regionów Francji
i w końcu dobre wina i smakowite przekąski koktajlowe,bo całość pod patronatem różnych francuskich organizacji.A dookoła piękny park i te lipy,co tak pachną,jak zwariowane.
A tu jeszcze o tym parku,w którym dzisiaj te lipy tak zawrotnie pachniały:
http://warszawa.wikia.com/wiki/Park_im._Stefana_%C5%BBeromskiego
Warszawa w porównaniu z Krakowem,Wrocławiem czy Gdańskiem wydaje się dużo mniej urokliwym miastem,ale jak człowiek zaczyna rozkładać ją na czynniki pierwsze…
…to okazuje się,że:
https://www.youtube.com/watch?v=TO3UNGhggQ8
Danusiu – 🙂 http://www.youtube.com/watch?v=H6IW7jzeWpI
Zakochaj się w Warszawie 😀 : https://www.youtube.com/watch?v=ZzIAU2Jp95s
Ulice pełne eleganckich ludzi, te kapelusze, płaszcze, ten szyk, ten styl 🙂
Jak Wam się podoba ten policjant w pelerynie? 🙂
W tych ogorkach dla niecierpliwych/ leniwych to bardziej o metode chodzi. A doprawia sobie kazdy i tak po swojemu :).
Asiu 😀
Mam nadzieję,że kiedyś uda mi się uściskać Cię osobiście 🙂
I to z wielu powodów,nie tylko tych warszawskich.
Ozzy – czy w tę sobotę świętujecie Midsommar?
Danusiu – 🙂 a po ściskaniu możemy wspólnie zjeść pierogi 😀
Po pierogach to może być problem ze ściskaniem 😀
Dobranoc: https://www.youtube.com/watch?v=wy0E6NCuUDQ
Ozzy-opowiedz nam trochę o tym święcie.
Już od dawna kombinuję,że warto by było zobaczyć szwedzki Midsommar.
Asiu-pierogi nie stwarzają żadnych problemów,dostarczają jedynie przyjemności 🙂
No tak. Wszyscy śpią, a ja mam na odwyrtkę, i jeszcze księżyc prawie taki, że tylko w mordę mu dać. Prawie, zaznaczam, bo całkiem okrągły to on jeszcze nie jest.
I nie wryty, ale to nie Kansas City, tylko Wrocław. I rybom nie kurzy się z głów bynajmniej.
Łokropne macie tu upały, nie da się ukryć 🙄
Ten glutaminian to nie popularne maggi? Jerzor to przyjmuje łykami wielkimi, chociaż niby taki „zdrowotny” jest. Patrzę na zegarek, nie dziwota, u mnie dopiero 20-ta i pewnie jasno, a tu należałoby spać 🙄
Ja już się prawie wyspałam, i co tu robić, co robić?!
Danuśka,
lato zaczyna się wraz z imieninami Twojej córki, co Ci tam szwedzkie midsommar czy cuś tam 🙄
Dzień dobry Wszystkim,
Jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma – oczywiście wolałbym polecieć śladem Alicji do Polski i mieć w perspektywie jakieś inne atrakcje wodno-żaglowe i odpoczynkowe. Niestety, jak się ma jeszcze zupełnie niedorosłe dziecko, trzeba takie podróże odłożyć na baaaaardzo daleką przyszłość, zakładając oczywiście, że się zdąży 😉
Dzisiaj byłem przelotem w Bostonie, mieście nieźle mi znanym z dawniejszych podróży. Znanym i bardzo lubianym, ma bowiem w sobie to „coś”, coś, co nie każde miasto amerykańskie ma. Boston dla mnie jest bardzo europejski, do dzisiaj kołacze się tam i jest wszędzie wyczuwalny duch tych, którzy to miasto budowali, czyli Anglików.
Ode mnie podróż można sobie znacznie skrócić (o około 6 godzin) przeprawiając sie na drugą stronę ogromnej zatoki Long Island Sound promem krążącym pomiedzy Orient Point, NY, a położonym w stanie Connecticut Nowym Londynem. Przeprawa trwa około 1,5 godziny. Już po wylądowaniu po drugiej stronie czuć atmosferę Nowej Anglii – rejonu, gdzie narodziły się Stany. Wszystko jakieś inne.
Stamtąd autostrada wiedzie przez najmniejszy stan w USA – przez Rhode Island, ze stolicą Providence, do Massachusetts i Bostonu. Ja zawadziłem w nim dzisiaj tylko o kilka wąskich uliczek, gdzie pstryknąłem kilka fotek. Niby takie uliczki, takie i znacznie ciekawsze, można znaleźć wszędzie, ale tam, w Bostonie, nabierają one dla mnie jakiegoś znaczenia. Ludzie też niby tacy sami, ale też jacyś inni.
Na lunch wstąpiłem do …. senegalskiej restauracji z senegalskimi, podobno, potrawami. Zamówiłem gulasz z jagnięciny na ostro, z ryżem, a na deser ciasto z owocami, których do tej pory nie jestem w stanie określić. Ale wszystko było naprawdę dobre!
To był miły, udany dzień, chociaż podróż była w ramach pracy.
https://picasaweb.google.com/takrzy/BostonIInne#slideshow/5891778442765032098
Ogląda kto chce, nic specjalnego!
Dobranoc 🙂
Alicjo!
Wszystkiego Najlepszego!
W odpowiednim czasie
jestes u swoich.
Toast wieczorem!
Siedzę na dworcu w Kansas City
I smutek mi ozdabia twarz
Tak sobie myślę bracie, czy ty
Też takie stany czasem masz
Siedzisz na dworcu w Kansas City
I zamiast zwiedzać to i sio
Wzdychasz do panny lub kobity
I kombinujesz Bóg wie co
A zegar stanął jak wryty
A rybom kurzy się z głów
To wieczór nad Kansas City
I księżyc rusza na łów
Mówią, że miasto Kansas City
Dziś liczy ponad milion głów
A każdy tutaj słomą kryty
W pedetach małpy, mak i plusz
A zegar stanął jak wryty
A rybom kurzy się z głów
To wieczór nad Kansas City
I księżyc rusza na łów
Lecz chociaż miasto Kansas City
Wyszło pomyślnie z wielu prób
Do Ciebie wracam sławy syty
Być sznurowadłem u twych stóp
dzień dobry …
Alicjo zdrowia byś spełnić mogła wszystkie swoje pomysły … 🙂
Danuśka jak będziesz w lipcu z Alą to uściskaj ją nie tylko imieninowo … 🙂
wszystkim Alicjom najlepszego … 🙂
cudownego lata nam wszystkim … 🙂
Danuśka Żolibórz jest nazywany zielonym co w parku widać najlepiej … na piechotę to w Warszawie można zobaczyć wiele miłych zakatów … a wieczór miałaś bardzo udany ..
We Wrocławiu piękny poranek, a ja znowu nie śpię i co gorsza, albo i lepsza, dojadłam znakomitego wczorajszego schabowego (w wykonaniu mojej starej przyjaciółki, też Alicji).
Dzięki za życzenia, Henryku 🙂
Przyjmuję je w imieniu moim i Alicji, koleżanki (o, to bardzo mało powiedziane!) ze szkolnej ławki, ale wiadomo, osochozi 🙂
Alicjo!
Zgoda dla kolezanki tez.