Prowansalska świnka i metalowe kule
Komplet do gry oraz napoje energetyczne stosowane wymiennie z różowym winem Fot. P. Adamczewski
Podczas wakacji w Prowansji i w Langwedocji a także na Korsyce wielokrotnie widziałem podekscytowanych mężczyzn w różnym wieku (kobiety znacznie rzadziej) rzucających wielkimi metalowymi kulami i kłócących się zażarcie kto wygrał ten dziwny turniej. Gry nie zgłębiłem ale parokrotnie jako kibic uczestniczyłem w posiłku zawodników, którzy podtrzymywali siły przy pomocy suszonej szynki, serów i różowego wina.
Ostatnio dostałem w prezencie komplet do tej gry (na fot,) zachętę bym rozegrał u siebie na wsi towarzyski turniej. Wprawdzie Kurpie to nie Prowansja ale i szynkę, wino rose mam to chyba ów turniej przygotuję. Sąsiedzi tez pewnie będą przedkładali rzucanie kulami nad parokilometrowy spacer po łąkach czy lesie.
Ale najpierw trzeba zgłębić tajniki regulaminu jeu de boulez:
Gra w bule to tradycyjna francuska gra towarzyska z elementami zręcznościowymi, popularna przede wszystkim w południowej Francji (Prowansja), ale uprawiana także w innych regionach Francji oraz
w innych krajach, szczególnie śródziemnomorskich.
Gra powstała w 1910 roku i wywodzi się z innej, podobnej gry o nazwie jeu provençal („gra prowansalska”). Pierwsze bule były robione z drewna i obijane zewsząd gwoździami. W 1930 roku przyjęto definitywnie użycie buli ze stali. Pierwsze rozgrywki międzynarodowe odbyły się w 1959 roku, a w Mistrzostwach Świata w 2004 roku w Grenoble uczestniczyły już 53 kraje. Polskie zrzeszenie sympatyków powstało w 2002 roku, a jego siedziba znajduje się we Wrocławiu.
Rozgrywka odbywa się na pozbawionym trawy placu, np. na utwardzonym piasku, o wystarczających wymiarach (które dla gry turniejowej wynoszą min. 15×4 m) i polega na rzucaniu z wytyczonego okręgu, stalowymi kulami („bulami”; franc. „boule” – kula) w kierunku małej drewnianej kulki nazywanej po francusku ?cochonet?, co znaczy „prosiaczek” (w Polsce używa się nazwy ?świnka?).
1. Przeciwko sobie grają dwie drużyny. Składać się mogą z dwóch (dublette) lub trzech graczy (triplette), mogą również współzawodniczyć dwie osoby. W drużynach jedno- oraz dwuosobowych każdy gracz ma trzy kule, a w drużynach trzyosobowych – dwie kule.
2. Drużynę rozpoczynającą rozgrywkę wybiera się poprzez rzut monetą. Jeden z graczy zwycięskiej drużyny wybiera miejsce rzutów i rysuje na ziemi okrąg o średnicy 35 – 50 centymetrów.
3. Pierwszy gracz, stojąc obiema nogami w narysowanym okręgu, rzuca „świnkę”, czyli małą drewnianą kulkę, na odległość od 6 do 10 metrów. W czasie rzutu obie stopy rzucającego muszą dotykać ziemi tak długo, aż rzucona kula spadnie na ziemię.
4. Grę rozpoczyna zawodnik z drużyny, która rzuciła „świnkę”, próbując umieścić swoją kulę jak najbliżej „świnki”.
5. Następnie jeden z graczy drużyny przeciwnej rozgrywa swoją kulę, mając do wyboru trzy możliwości: celuje jak najbliżej „świnki” (dotacza); celuje w kulę przeciwnika, próbując ją wybić (odsunąć od „świnki”); stara się przesunąć „świnkę” tak, by oddalić ją od kuli przeciwnika.
6. Jeśli po rzucie jego kula znajduje się najbliżej „świnki”, to następny rzut należy do drużyny przeciwnej. Jeśli natomiast zawodnikowi nie udało się umieścić kuli najbliżej „świnki”, to jego drużyna gra do momentu, kiedy jej kula znajdzie się najbliżej „świnki” lub do wyczerpania wszystkich swoich kul.
7. Jeżeli jedna drużyna nie ma już kul, to druga drużyna rozgrywa wszystkie kule, które jej pozostały w grze.
8. Po wyrzuceniu wszystkich kul obu drużyn następuje koniec pierwszej rozgrywki. Punkty zdobywa tylko jedna drużyna, w zależności od tego, ile kul ma bliżej „świnki” od kul przeciwnika, a więc możliwe jest zdobycie od 1 do 6 punktów. Koniec partii następuje wtedy, gdy którakolwiek z drużyn zdobędzie 13 punktów.
Tylko tyle i aż tyle tych zasad. Na szczęście jeśli dojdzie do awantury na boisku to mam spory zapas jamon ser rano i rose provencale.
Komentarze
dzień dobry,
Ja zacząłbym jednak nie od regulaminu gry, a od zapoznania się z różowym winem – uwielbiam je przez całe lato, lodowato zimne, a jeszcze z dodatkiem lodu, wytrawne, pasujace niemal do wszystkiego. I najlepiej z francuskiej Prowansji…
Trzeba się wreszcie położyć, przespać trochę, jutro do fabryki…
Ciszcie się wiosną !!!!
🙂
Nowy-wielkie dzięki za całą serię fajnych zdjęć 🙂
Udanego dnia i czekamy na kolejne fotoreportaże !
Gospodarzu-bule zabieramy na wszystkie nasze wakacje,oprócz tych na które lecimy samolotem,bo jednak sporo ważą.To bardzo przyjemna rozrywka i wszyscy(od przedszkolaka do dziadka w wieku 100 lat) mogą grać i świetnie się bawić.
Bule są w różnych rozmiarach i mają różną wagę w zależności wielkości dłoni i umiejętności grającego.Światową stolicą buli jest urocze miasteczko w departamencie Loary Saint Bonnet:
http://www.loire.fr/jcms/lw_920739/11-saint-bonnet-capitale-de-la-boule-de-petanque
Przez ową miejscowość przejeżdżamy za każdym razem,kiedy odwiedzamy rodzinę Osobistego Wędkarza.
Piotrze,w tej chwili nasze bule są na wsi,bo w sezonie rozgrywamy chętnie turnieje nadbużańskie,zapraszamy zatem Gospodarzostwo do naszych włości :-)?
Turniej nadnarwiański też może być ciekawym wyzwaniem 😉
A w piwniczce zawsze się znajdzie butelka różowego….
Gra w bule w Prowansji, święta rzecz 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=x0PhfNNZN4c
Nowy, nowojorskie zdjęcia zawsze do oglądania, dzięki 🙂
Na południu Francji grze w bule (boules lub petanque) towarzyszy jednak przede wszystkim szklaneczka(lub więcej) pastisa,bo anyżówka jest ulubionym aperitifem południowców.Poniżej strona klubu „bulistów” i amatorów tego trunku 😀
Uwaga,strona jest TEŻ w wersji angielskiej:
http://pastis.petanque.free.fr/
Moim też 🙂
To byla ulubiona gra mojej francuskiej rodziny po bardzo dlugim niedzielnym obiedzie. Gralam jak brakowalo kogos do grupy, ale sama gra mnie nudzila. Moze brakowalo pastisu ! Pozniej mielismy bule do gry na plazy jak Claire byla mala. Sprzedala je na targu staroci w ubieglym roku.
Blisko mnie jest organizowany calodobowy turniej w czasie wakacji. W nocy slychac jak kule wala w siebie. Czasami podejdziemy i ogladamy troche. Sa napoje, mergezy pieka sie na ruszcie i ludzie wygladaja na zadowolonych. Jest to jednak ” trzeci wiek „
W parku Reagana w Gdańsku są tereny do gry w bule i jest klub, który zachęca do udziału.
Wszystkich zwyczajowych zasad u nas nie można zastosować bez narażenia się na mandat albo i na sąd grodzki. Pastis ani różowe wino nie wchodzi w rachubę. Rozumiem walkę z pijaństwem w miejscach publicznych, ale w tym przypadku jest to chyba bez sensu.
Stanisławie,to jest z całą pewnością bez sensu !
Marku-to zapowiada nam się turniej kurpiowsko-mazowiecki !
Pastis znakomicie gasi pragnienie 🙂
I poprawia trawienie.
Ogólnie ma same zalety.
Jeśli oczywiście lubimy ten anyżkowy smak.
dzień dobry …
pogoda mnie dzisiaj przyprawiła o ból głowy to pewnikiem na burze …
tu ciekawy przepis z blogu prowadzonego przez mieszkankę Francji …
http://pysiulek.blox.pl/2013/04/Chlebek-faszerowany-cykoria.html
Żaba i Pyra w jednym samochodzie z dwoma psami … podróż musi być ciekawa …
Nowy ten drugi link do zdjęć przypomniał mi zwiedzania dzielnicy w Jerozolimie … czułam się jakbym statystowała w filmie …
U mnie dzisiaj i jutro jest sadny dzien dla morskich zyjatek. Sa duze odplywy i ludzie ruszaja na szukanie skorupiakow. W radiu ostrzegano aby nie dac sie zaskoczyc przez przyplyw i zabrac ze soba komorke. W gazetach podaja tez w jakich ilosciach i jakich rozmiarow mozna zbierac pewne skorupiaki. Przy parkingach sa czesto policjanci w cywilu i kontroluja czy ludzie nie przesadzaja w zbiorach. To jest do wlasnej konsumpcji i nie na handel.
Sądny dzień to był w Warszawie. Sąd Apelacyjny uniewinnił byłą posłankę PO Beatę Sawicką i burmistrza Helu. Śledziłem wszystko, co było w prasie na ich temat i wyrok w sprawie burmistrza bardzo mnie cieszy. Nie mam pewności, jak to było z zegarkiem, ale wątpliwości tłumaczę na korzyść obwinionego. Przecież on niczego na rzecz „biznesmenów” nie zrobił, a miał prawo cieszyć się, że ktoś chce tam mocno zainwestować. Z Sawicką refleksje bardziej ambiwalentne, jednak też jestem zadowolony. Sąd uniewinnił ze względu na niedopuszczalne metody, wręcz nakłanianie do przestępstwa. W USA chyba w ogóle nie doszłoby do procesu. Sawicka nie była niewiniątkiem i zasłużyła na jakąś karę, ale ważniejsze, że ten wyrok może powstrzymać organy przed podobnymi działaniami w przyszłości. Niedawno są utrzymał w mocy wyrok wydany na Siemiątkowskiego za zatrzymanie prezesa Orlenu. Idzie w dobrym kierunku.
Dzień dobry z Poznania. Od dwóch godzin jestem w domu. Podróż w części przespałam, a część drogi zastanawiałam się, kiedy udusić psa. Mojego. Rzecz w tym, że Żaba i Pyra siedziały z przodu, a psy z tyłu. Dog zajął bez protestu całą kanapę, a jamnik był przypięty w torbie. Jest przyzwyczajony jechać na ludzkich kolanach, kręcić się okropnie i wszystko oglądać – a tu psinco. Więc śpiewał protest song, a mnie do teraz w uszach szumi. Żaba z filozoficznym spokojem mówiła, że ona do Poznania wytrzyma i specjalnie jej to nie przeszkadza…? Ja nie jestem Żabą! Gdybym mogła tam sięgnąć do tyłu i w dół… Resztę opiszę później.
U mnie dalej zimno 🙁
Dzisiaj rano było tylko 2C, a teraz też byle jak, mimo słońca, tylko 8C. Było się zabrać z Małgosią do ciepłych krajów!
A tu się rozprawia o lecie i rose 🙄
Nowy,
u mnie jeszcze nie takie klimaty, jesteś dobre ponad 600km w prostej linii ode mnie. Ale nic to, i u mnie niebawem będzie zielono. Na razie trawa jakby śmielej, reszta stoi i czeka.
Pyro,
nie miała baba kłopotu, sprawiła sobie psa 😉
Te małe są zwykle bardzo hałaśliwe albo ruchliwe, albo jedno i drugie. Moja sąsiadka ma dwa w jednym, takie małe lhasa apso z czymś pomieszane. Ile razy wychodzę z domu, to-to natychmiast wybiega na oszkloną werandę i drze pyszczydło, jak długo ma mnie (nas) w zasięgu wzroku. Jak on wie, że właśnie ktoś z mojego domu wyszedł na zewnątrz, pojęcia nie mam, bo domy nie są tuż-tuż przy sobie, a i też nie trzaskamy drzwiami. Czasem się zastanawiam, skąd taka malizna ma tyle energii, pies drapał wyjście z domu, za chwilę znikam, ale jak coś robię na podwórku, sprzątam czy co tam, będzie szczekał choćby godzinę. Odsapnie chwilkę i dalej 🙄
Tu mi się przypomniał Rumik Nisi i jego nocne rozmowy z kotem 😉
*w prostej linii NA POŁUDNIE ode mnie, co niektórzy wiedzą
Alicjo – na szczęście Radzio szczekliwy nie jest i ja bym w ogóle nie trzymała szczekliwego psa. Jak już pysk rozewrze, to gada krótko, barytonem (na szczęście). Natomiast do perfekcji opanował sztukę zawodzenia, płaczu i pojękiwania – tak próbuje coś na nas wymusić albo zaznaczyć jakie to panie wredne i jaki jamnik nieszczęśliwy. I tak zawodził dzisiaj w trasie półtorej godziny. Potem wylazł na górę i się uspokoił trochę. Zupełnie jak rozpuszczony dzieciak. Przez 3 dni był szczęśliwym psem – bez uprzęży, bez smyczy, wypuszczany kiedy chciał i wpuszczany kiedy miał dosyć. Wyjątkiem były godziny kiedy ze swoją mamą spacerował po podwórku tygodniowy anglo-arab Sirocco – wtedy psy musiały być w domu
Nie tylko pies był rozpieszczany, Pyra też. Codziennie do obiadu Żaba otwierała butelkę wina (nazwoziła Leśniczyna po urlopie we włoskiej Ligurii w winnicy agro-turystycznej) Jedzenie było wyśmienite i do Poznania pojechały z nami :
placek orzechowy z przepisu na makagigi, w którym mak zamieniono na orzechy;
zwibak galicyjski,
puchatka orzechowo pomarańczowa,
słój smażonej skórki pomarańczowej
pudełko jaj od liliputów (dar Eski).
kupione przeze mnie podgardle, wędzona słonina, dzicze mięso, krojony boczek, oraz przepisy na mięsa autorstwa Eski i Żaby. Na ciasta tudzież.
Czytałam, rozmawiałam, pilnie się przypatrywałam – jest gdzieś mała kraina zielonej łagodności.
Barbaro-nie wiem,czy odbierasz francuskie kanały,na TV3 reportaż z Maroka,
a w tej chwili opowiadają o Marakeszu.
Witam, daj linka?
Pyro-po Twoim sprawozdaniu zrobiłam się jakoś dziwnie głodna 🙂
yurek-nie wiem,czy chodzi Ci o linka do programu o Maroku.
Na wszelki wypadek podaję :
http://www.france3.fr/emissions/faut-pas-rever
Danuśka – dziękuję za pamięć, niestety, dwa inne programy fr. mam, TV3 akurat nie. Czekam aż ten Marrakesz przyjedzie wreszcie do mnie 🙂 jeszcze tylko miesiąc!
Pyro, podobała mi się Twoja podróż do Poznania. A już myślałam, że to ja mam najgorzej. Gucio zachowuje się spokojnie, raczej przesypia drogę, ale Fredka reaguje na każdą zmianę biegów, nie mówiąc już o hamowaniu. Nie szczeka, na szczęście, ale wierci się niemożebnie. Dopiero w drodze powrotnej pada ze zmęczenia.
ciekawy, typowy dla kwietnia, front pogody,
caly dzien siedzialbym najchetniej przed baro- i hydrometrem na werandzie,
ale wiosna wali pejczem na odlew i trzeba ciagnac barke zycia,
oczywiscie spiewajac 😉
Byku, pomimo początkowej abominacji, chciałbym Cię poznać. Diapazon Twoich doznań jest niezmiernie ciekawy. Generalnie jesteś męczący, ale masz ciekawe momenty, szczególnie wieczorową porą. Szulim!
o, tak, fajna gra…
niedaleko mnie w latach 1946-1990,od maja do pazdziernika, odbywaly sie regularnie zawodyw tym ciekawym sporcie; stacjonujace w poblizu wojska francuskie mialy nawet specjalny stadion (dzisiaj,niestety, ruina).
Ten dog jest wielki bardzo bardzo i absolutnie zapatrzony w Żabę 🙂 Nieważni my, okoliczne psy (bezsensownie drące paszcze), nasze zjeżone koty. Ważna tylko Ukochana Pani. Reszta może być, ale nie musi i niech się nie wysila. To, pozornie, najłagodniejszy i najposłuszniejszy pies na świecie. Nie chciałabym być w skórze desperata, który poważy się na niestosowny gest lub ton 🙄
W porównaniu z Błotami u nas był post: śledzie w śmietanie z ziemniakami, sernik na zimno i lody 😕
Chodziłem pół dnia bez telefonu, a tu Pepegor dzwonił. Jutro rano się odezwę.
od jutra szparagi, cholera…
Zygzakiem dojechalam do warszawskiego domu. Długo mi zeszlo, ale mój syn byl gdzies na kominkach, więc się nie spieszyłam i przed Warszawą, na ostatnim parkingu, wybiegiwalam dość długo psa. Parkingi sa tak zapchane TIRami, że trudno jest przejechać.
Quada mam już zapakowanego na przyczepę, kamień położony z tyłu, więc w poniedzialek bez problemu zrzucę go u kamieniarza i mogę czmychać do domu.
Pies mnie zaskoczyl po raz kolejny – bez problemu jeździ windą a na 100% nigdy wczesniej tego nie robił.
Zapomniałam zabrać jajka od Inki – ona ma „wejście” na dwużółtkowe, świetnie wyglądają przekrojone, na twardo rzecz jasna. Takoż zapomniałam z Żabich Jurka zestawu wiertarkowego.
Zgago, trzymaj jutro za Małą Alę, poproszę 🙂 to nie są ważne zawody, tylko pierwsze na jej nowym kucu – ma go półtora roku, a jeszcze na nim nie startowała. Ciekawa tego jestem.
Dobranoc!
Dzień dobry,
usiłuję nadążyć za zmianami językowymi w naszej prasie codziennej, ale mi się nie udaje. Nie znam najprostszych zwrotów, nie wiem np. co to znaczy:
„Wcześniej w komisji odbył się briefing” – jak podaje GW.
Nie wiem co to „briefing”, nie wiem co to „dyskonty” (Małgosia W. kiedyś mi to tłumaczyła, nie dotarło), nie znam tysiąca innych słów, które pojawiły się w naszym języku. Ja wiem – on żyje, jest żywym językiem…. ja nie.
W tej sprawie będę zawsze z Alicją, Pyrą, Nisią….
Dobranoc 🙂
Oj, zaraz „nie nadążam” 🙂
Zamiast spać, wyszłam z pieseczkiem.
Wrrrrrrrr (zamiast kum)
Niestety Żabciu, tak jest. 🙂
Nie nadążam – ja to po prostu hejtuję.
Dobranoc 🙂
W dzisiejszych czasach nawet myszy są nienormalne – całą zimę nie miałem ani jednej, żadna nie odwiedziła mojego skromnego lokum, żeby się nieco ogrzać. Dzisiaj zauważyłem, że sobie o mnie przypomniały. W czasie, gdy wszystkie normalne myszy opuszczają ludzkie apartamenty, bo ciepło, te się akurat wprowadziły!
Oj, niedoczekanie! Ale to był ich błąd! Czeka je najwyższy wymiar kary!
Dobranoc 🙂
Dzien dobry,
Nowy,
Myszy wab czekolada, nie serem – sprawdzone.
Zabo,
A gdzie zawody i o ktorej?
Nowy,
na myszy może szkoda czekolady, ale „peanut butter” – masz jak w banku 🙂
W kilku dzisiejszych artykułach trfaiłam na mój ulubiony „nie mam wiedzy”, „nie posiadam wiedzy”. Za moich czasów przedpotopowych nie istniało takie wyrażenie, prostacko się mówiło NIE WIEM i tyle. Nawet Sokrates mówił – wiem, że nic nie wiem 🙄
A teraz wszyscy niewiedzący NIE POSIADAJĄ WIEDZY. No proszę, jak to dostojnie brzmi.
Gaszę świeczkę, branoc!
@ Alicja,
to o tych „posiadajacych wiedze”, polecam:
http://www.portalpomorza.pl/wideo/206/satyra-testy-gimnazjalne-czesc-matematyczno-przyrodnicza
Żabo – będę trzymać za Alę i jej kuca i za Odsasa i za wszystkie nasze dzieci „sportowe”.
Nowy – kochany, co Ty „hejtujesz”? Co to znaczy?
Piec nie muszę, bo Żaba piekła. Ja teraz idę kupić resztę mięs na pasztet, bo wyrób pasztetu jest w dzisiejszym planie i uduszenie dziczyzny wg patentu Eski – Żaby.. Przeżyłam 3/4 wieku i stale się uczę. Przepisy żabio- błotne warte są znaku jakości.
Pyro,
ja i Nowy to „hejtowanie” i „hejterów” wyłapaliśmy w prasie polskiej, już kiedyś klepaliśmy na ten temat 😉
O, właściwie nie powinnam żartobliwej mordki przy tym zamieszczać, bo to nic śmiesznego 🙁
Boleję nad takim „ubogacaniem” języka polskiego, jest dobre polskie słowo na to.
Z angielskiego „to hate” (wym.hejt) = nienawidzić. Hater – nienawistnik, jak zgrabnie to określa red. Daniel Pas-sent.
Kto wymyślił hejtowanie, powinien być poddany jakimś torturom wymyślnym albo cuś, bo mną wstrzącha i niedobrze mi się robi, kiedy w prasie znajduję tego typu dziwadła. Cierpię po prostu.
Witam z mojego pochmurnego poranka, słabe widoki na słoneczko dzisiaj 🙁
A u mnie może dzisiaj wreszcie botwinka, udaję się na większe zakupy Za Drugi Róg, tam większy wybór, ale na piechotkę nie za bardzo, jakieś 4 km w jedną stronę. Tam na zakupy karocą i zawsze to większe zakupy raz w tygodniu.
Jutro mam gości i robię niewytworne mielone, bo stwierdzono, że jednak moje „hamburgery” (!) są najlepsze, jakie w życiu jedli i jak zapraszam, to pytają, czy hamburgery będą. Mam ogóki kiszone, to zrobię metodą Gospodarza, dla odmiany.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Food-strona-Alicji/Mielone_inaczej/
A propos moich jutrzejszych gości (oswojeni z polskim jedzeniem, bo bywają dosyć często, i my u nich), bardzo lubią surówkę z kiszonej kapusty. Podpowiedziałam Bonnie, jak to prosto się robi, ale „mnie tak nie wychodzi” 🙄
No bo się kupuje polską kapustę, a nie jakąś tam z dodatkiem wina, a bywa, że octu (!) i chemii. Jak nie mam swojej, kupuję w polskim sklepie, a i w paru innych jest polska, na przykład Za Drugim Rogiem.
Chłe chłe…ten pan to musi z jakiegoś lepszego materiału, niż teflon? Od dłuższego czasu zdumiewam się, JAK TO MOŻE być. Ukradnij bułkę czy czekoladkę w sklepie, kara cię nie minie, a tutaj…
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,13816623,Znany_restaurator_Adam_G__skazany_za_dlugi__Winny.html#MT
Alicjo,
Od miliona w gore to nie kradziez, tylko interes :(.
Nabylam przesmaczny chleb na zakwasie z czarnymi oliwkami i ze sledziami w sosie smietanowym cwierc (malego bochenka) na lanczyk zjadlam :).
Na obiad beda kotleciki jagniece, nalesniki ze szpinakiem i salatka z burakow.
Witam, przeczytałem artykuł polecony przez Alicję. „Rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata – to kara, jaką sąd rejonowy wymierzył w piątek znanemu restauratorowi Adamowi G., bo zniszczył zabytkową piwnicę na Starówce.” GW idzie w złym kierunku.
Jolly,
u nas mówią – jak kraść, to miliony, bo za stówę cię zamkną 😉
Chleb na zakwasie z oliwkami i różnymi takimi robi Cichal. On zresztą robi różne chleby.
Yurek,
nie bardzo rozumiem to „GW idzie w złym kierunku”, przecież to wiadomość, a wyroki wydają sądy 😯
Tytuł: Znany restaurator Adam G. skazany za długi. Wyrok sądu dotyczy czego innego.
Pyro,
zapamiętaj koniecznie przepis Eski na duszenie dziczyzny. Wprawdzie nie mam na razie widoków na nic dzikiego, ale nigdy nie wiadomo, kiedy trafi się okazja.
Dziś został zakupiony wreszcie nowy grill. Przymierzaliśmy się do tego chyba ze dwa lata. Ten stary był już brzydki i za mały, ale i tak padła propozycja, że może wynieść go na strych, na wszelki wypadek. Absolutnie się na to nie zgodziłam, bo choć lubię chomikować, zwłaszcza gdy jest sporo miejsca, to jednak byłaby już to przesada.
Inauguracja nowego grilla jutro, ale w wersji bardzo skromnej, bo kiełbaskowej. Proponowałam szaszłyki z polędwicy wieprzowej, ale tym razem ustąpiłam w obliczu tęskonoty za pieczoną kiełbasą.
Krystyno,
Wyrzucanie przydasiow z miejsca absolutnie pochwalam. Ja z Jeffem musze wojny toczyc, albo za plecami porzadki uskuteczniac.
Dziś nie o zapachach, malarstwo.
http://www.playtube.pl/53408-carmel-the-forger-2012-napisy.html
Tutaj – pochwała oleju, nie tylko tego od św. Wawrzyńca. A także porównanie oliwy i oleju oraz sporo ciekawych informacji o tym tłuszczu. Jolinek zawsze zachwala polski olej i ma rację. Oliwie nikt zalet oczywiście nie odmawia. http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,127763,13762891,Sw__Wawrzyniec_od_oleju.html
Krystyno – sposób Eski podaję od razu.
Dziczyzna żabio- błotna (przy czym mięso może być uprzednio marynowane ale nie musi) Dziczyznę układa się na 1,5 – 2 cm warstwie świeżego boczku, pokrojonego w 1 cm kostkę + sól, pieprz, jałowiec, majeranek, zioła prowansalskie, liść laurowy i ziele angielskie, suszony liść selera, 1 ząbek czosnku, 2-3 cebule w ćwiartkach – podlać szklanką wody i doprowadzić do wrzenia; szczelnie przykryć, dusić na najmniejszym możliwie płomieniu. Nie mieszać, nie przewracać, nie dolewać płynu. Kiedy już mięso będzie niemal gotowe wrzucić garść śliwek suszonych i dusić do miękkości mięsa. Sos można podprawić śmietaną albo rumianą zasmażką. W innym wariancie śliwki zamienione są na prawdziwki suszone. Daję słowo, że ten mięsny sos z kawałeczkami boczku i śliwkami, to z dodatkiem kluseczek sama poezja. A dziczyzna, jak dziczyzna – potrzebuje czasu, ponieważ jednak „sama się robi” i zabiegów nie wymaga, to 3 godziny albo i więcj nikomu nie przeszkadzają.
Jejku, Yurek!
Przede wszystkim ciążą na nim WIELKIE długi i zwyczajne wykorzystywanie nie wiem, czego – nazwiska?
Wredna persona i już. I o tym nie tylko GW pisze, ale wszystkie dzienniki „wiadomości”.
Geslerra ściga fiskus, tyle…chciał być sławnym, to jest.
Pyro,
mięso dajemy w całości, czy w mniejszych kawałkach ? Zapisuję ten przepis, bo bardzo mi się podoba. Przekażę go też siostrze, bo u niej w domu dziczyzna ma powodzenie.
Tymczasem , ponieważ ostatnio jem dość dietetycznie, zamierzam przyrządzić tymbaliki z mięsa drobiowego i warzyw.
Alicjo skupiam się na jego samowoli, zniszczył zabytek i chwała sądowi za wyrok.
Krystyno – Żaba dała schab dziczy w całości i część szynki też w dużych kawałkach. Rzadko mamy całe tusze, a kupujemy trochę tego, trochę tamtego. Ja mam ok 6 cm kostkę łopatki i schabu. Myślę, że to wszystko jedno – kawałki pewno szybciej się uduszą.
Właśnie nastawiłam dziczyznę; zobaczę jak wyjdzie. Mam z dzisiejszego obiadu miseczkę makaronu – średnich sprężynek, nie muszę gotować kluseczek. Na moje oko będą dwa obiady i część mogę wkręcić do pasztetu. Tu rada Eski – dziczyznę do pasztetu zawsze dawać pieczoną albo duszoną – gotowana traci dziki posmak. Mięso na pasztet stale jeszcze stygnie, chyba będę mieliła dosyć późno. Nic straconego – upiec mogę rano.
Yurek,
jego samowola to nie tylko to, niepłacenie podatków to druga, dziwi mnie, że PAŃSTWO to toleruje i PRAWO cicho siedzi. No nic, tylko brać z takiego gościa przykład. Mam – ale nic nie mam 😯
Oooops…wypadek przy pracy, zabytek? Hm…no i co z tego?
I tak ten pan się buja za czyimś pozwoleństwem, bo nie ma siły, żeby było inaczej. Ma doskonałego prawnika, to pewne. Dzielą się zyskami, których niby nie ma?
Kulinarnie…
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,13819473,_To_byly_uczty____delikatne_szparagi__I_strach___.html#MT
Słoneczko świeci, ptaszki śpiewają, niektóre po angielsku, ale z akcentem. Uwierzyłem Pyrzę i czekam by mi się dziczyzna sama zrobiła. Kluczem do sukcesu jest optymizm i cierpliwość. Pyra dzika bardzo mi się podoba – uskrzydlony nastolatek, dowód na lecznicze właściwości Błota 🙂
Gospodarz jak zwykle wykazał się dalekowzrocznością. Podzielam Jego zdanie – sądy sądami, ale awantury na boisku bez zapasów jamon serrano i rose provencale nie mogą się dobrze skończyć. Możni tego świata grają z nami w kulki, ale bez świnki, a to kardynalny błąd.
Alicjo – Czy aby na pewno artykuł w jakiejkolwiek gazecie, a nawet wyrok sądowy są niezaprzeczalnym dowodem czyjejś winy?
Placku piszesz
„Możni tego świata grają z nami w kulki, ale bez świnki, a to kardynalny błąd”…
To nie kardynalny błąd to korporacyjny kapitalizm w którym ustala się zasady gry w taki sposób, że małego trzeba ogolić, tfu, obedrzeć ze skóry . Oczywiście robi się to w taki sposób , by mały był szczęśliwy i zadowolony z takiego obrotu sprawy. Kiedyś mleczarz dostarczał mleko do piekarza, ten kupował buty u szewca, szewc dał zarobić krawcowi, krawiec lubił maślane bułeczki z ciepłym mlekiem, szewc lubił córkę rzeźnika , wszyscy chodzili do fotografa… Teraz wszyscy latają do Biedronki lub innego Lidla i kupują dobra i cieszą się , że im stopa wzrosła. Problemem jest niestety to, że Biedronka nie robi u nich zakupów. Wszystko działa na zasadzie lejka: pieniądze wędrują tylko w jedną stronę. Chcieliśmy amerykańskiego kapitalizmu , gdzie w pogoni za zyskiem wszystko produkuje się tanich krajach oddalonych o kilkanaście tysięcy kilometrów , to teraz mamy za swoje. Coraz więcej ludzi zauważa , że Eldorado się skończyło. Niestety coraz bardziej odczuwam to w mojej firmie. Tylko kto zatrudni ludowego artystę w Biedronce? Tam nawet magazynier nie może mieć skończone 25 lat.
Oj, Placku; nie ładnie wątpić w blogowe babunie. Dzik naprawdę „się zrobił”, cała praca wykonana została przed zapaleniem palnika, pyrkotał sobie 2,5 godziny i ma dosyć. Jutro podprawię sos. Już nawet część zmieliłam razem z mięsem na pasztet. Dzisiejszy wkład pasztetowy (wszystko na oko, niczego nie ważyłam): 1,65 kg podgardla, 43 dkg wątroby (w sklepie zważyli), ok 1 kg boczku, 0,5 kg dziczyzny, 2 nóżki kurczęcia, 2 cm plaster antrykotu wołowego. Doprawię i upiekę jutro. Teraz posprzątam po b. brudnej robocie. Na dzisiaj mam dosyć pracy. Zabich mocy nie mam.
Placek,
ja tam się nie znam, ja tylko czytam gazety. O tym panu od jakiegos czasu jest głośno, a ponieważ kulinarnie, to zwracam uwagę.
Wyrok sądowy to jednak nie artykuł gazetowy, nie sądzisz? No to może nie czytajmy żadnych gazet, bo piszą bzdety… 🙄
Z drugiej strony gdyby tak było, to A.G pozwałby do sądu G.W za szarganie jego dobrego imienia – „JA?! Jakiś zabytek zniszczyłem?! Jakieś podatki komuś jestem winien?!” – i tak dalej.
Pyro,
podziwiam, ale nie zazdroszczę. Zemleć dwukrotnie ok. 4 kg mięsa/ a przedtem udusić je lub ugotować/ , nawet na raty – to ciężka praca. A to przecież jeszcze nie koniec. Mam nadzieję, że jedzący ten pasztet docenią Twój trud. Dla mnie problemem jest zawsze odpowiednie doprawienie masy, a pasztetu robię mniej niż Ty.
Marku – Twój wywód jest genialny.
Marku – Z mądrą osobą przyjemnie jest porozmawiać 🙂
Jestem pewien, że nie taki stan rzeczy nam się marzył, dlatego najwyższy już czas by grzecznie, ale stanowczo powtarzać, że nie tego chcieliśmy i chcemy. Ty uczyniłeś to w mistrowski sposób, ale głównym przekazem medialnym nadal jest „nie bądź ponury, jest fajnie”. Nie jest.
Przy okazji pragnę wspomnieć, że nieszczęsnych gimnazjalistów także nie winię za grzechy reformatorów, bo winienie ofiar to także sztuczka stara jak świat.
Gdyby nie rozkoszny zapach Pyrzej dziczyzny, zapłakałbym jak biwer 🙂
Alicjo – Nie przeinaczaj mych słów. Jestem za tym by czytać jak najwięcej i nie sądzić pochopnie, bo jeśli sądom tylu lat potrzeba, to i nam parę dodatkowych minut nie zaszkodzi.
Pyro – Naucz się żyć z komplementami. Świetnie po tym tarzaniu się w błocie wyglądasz i tyle 🙂
Placku,
przepraszam, nie przeinaczam, albo nie rozumiem – nic nie szkodzi, durna jestem trochę.Rozumiem jak rozumiem, ale chyba nie przeinaczam…. 🙁
Placku – spragnionam komplimentów wiosennie, jak to kobietom się zdarza. Potrafię z nimi żyć. Teraz jednak pożegnam zacne grono. Do jutra.
Alicjo – Nie jesteś durna, nawet trochę, a zatem powtórzę – nie zachęcałem do tego by przestać czytywać gazety, wręcz odwrotnie, by czytać, czytać i czytać, także najnowsze wiadomości o hejterowaniu 🙂
O to, że użyłaś zwrotu „peanut butter” zamiast „masło arachidowe” także nie mam do Ciebie pretensji 🙂
Bardzo lubię, cenię i szanuję Martę Gessler.
Pozdrawiam z Nazca- wiele wrażeń dzisiejszego dnia. Wyspy Ballestas, lot nad geoglifami Nazca, mumie w grobowcach. Jutro podróż do Arequipy.
@ Placek,
Alicja napisala „peanut butter” w obcym jezyku, ale poprawnie,
nie spolszczyla w idiotyczny sposob.
dzień dobry …
Małgosiu pomachanko dla Was ….. 🙂
pada deszcz i wszystko rośnie …
Żabo trzymamy … 🙂
Witam, oglądaliście Życie od kuchni?
http://iptak.pl/film-online/zycie-od-kuchni-no-reservations-2007/
Dzien dobry,
Na zawody, na zawody :)!
Zabo, Alu,
Trzymamy.
Dzień dobry,
Małgosiu!!!
Jak miło, tylko Ci pozazdrościć! Ładuj w siebie wrażenia i bawcie się dobrze!!!
Tutaj 4:30, wstałem, bo wiozę kogoś na lotnisko, na szczęście blisko, ok 1/2 godziny jazdy samochodem.
Jolly, Alicja,
Dzięki za mysie podpowiedzi. Na razie widzę, że chodzą zdrowe, bo pułapki jeszcze nie założyłem. Ale dzisiaj już nie daruję, w końcu chłop żywemu….
Alicja „peanut butter” napisała w cudzysłowie, więc też nie wiem o co Plackowi chodzi. Mówiąc, że nie ma pretensji właśnie ją ma… 😉
Milutkiej niedzieli dla wszystkich.
Do później 🙂
Placku – napisałam „peanut butter” – bo pisałam to do Nowego, o!
A on po tej stronie Wielkiej Wody i swoje wie 😉
Jeszcze tego brakuje, żeby mi Placek przyplackował 🙄
idę dospać…
Trzymam Odsasa 😀
Trzymam za wszystkie sportowe dzieci i młodzież!
Na razie wychodzi słońce i może będzie ładny dzień. W planie lekkie ogranięcie chałupy i goście na 15-tą, czyli jak ich znam, jedni przyjdą o 14:30, a drudzy o 15:30 w najlepszym wypadku, a może jeszcze później. Tym pierwszym już niejednokrotnie powiedziałam, żeby pobiegali po okolicy i stawili się o określonej porze. Tym drugim niejednokrotnie zagroziłam, że niech sie nie zdziwią, jak zastaną puste gary, a my przy deserze. Nic nie działa 🙄
Nie dociera, że zapraszając na 15-tą mam na myśli tę dokładną godzinę. Co im zrobić, macie jakiś pomysł? Stłuc na kwaśne jabłko? Zwykle daję rozrzut – acha, Roger i Bonnie na 4:00, to im powiem 4:30. Al i Carol na 4:00 to im powiem 3:30.
Ale dzisiaj zaprosiłam jednych i drugich 🙄
No, to się Małgosia w Arequipie ucieszy! ZAZDRASZCZAM aż tak! Mam nadzieję, że zostanie tam chwilę dłużej, niż ja, bo miasto urokliwe – to mało powiedziane. Vargas Llosa się tam urodził, niestety, już tam nie mieszka.
Nazca przejechaliśmy autobusem, i to nocą. Ale wszystkiego się nie da….idę na GoogleEarth sobie polatać….
MałgosiaW – w Arequipie koniecznie piwo Aquipena, tam gdzieś pod arkadami na piętrze 🙂
Alę trzymałam wczoraj 😀
Tutaj odpustowe szaleństwo ❗ Ledwo zdanżam 🙄
A dokładnie można sobie obejrzeć jutrzejsze okoliczności Małgosi podróży, wrzucając w GoogleEarth:
Plaza du Armas, Arequipa, Peru
I pojeżdzić kursorem po rynku naokoło… Jest ta knajpa na pięterku pod arkadami, gdzie jedlismy kolacje i popijaliśmy Aquipenę… Sconcolla się chyba nazywa. Zresztą, tam są tylko knajpy.
I widoki, widoki! Najlepszy na Misti!
Pozdrawiam Małgosię podróżującą. Za radą Alicji wybiorę się tam w wirtualną podróż, za chwilę, bo na razie gotuję botwinkę, na drugie bukiet jarzyn.
Plackowi dziękuję bardzo za sznureczek do interesującej dyskusji nt nowo tworzonego Wielkiego słownika języka polskiego. Warto poczytać 🙂
Nowy – Nadal jestem pewien, że to nie ja miałem pretensje, ale Twoja interpretacja mych słów jest od nich o wiele ciekawsza 🙂
Haneczko – Zlituj się nade mną 🙂
Barbaro – see more 🙂
Tak, pięć lat ciężkiej pracy, a rezultat wygląda jak dzieło znudzonego przedszkolaka. Zdanie „Wielki słownik języka polskiego is on Facebook” może wywołać uśmiech na każdej facjacie. Szewc bez butów chodzi, ale nic to – pierwsze koty za płoty, dlatego wysłałem naukowcom list dziękczynny z odrobinką pretensji 🙂
426 „Likes” w porównaniu z 72,000 dla „Polityki” powinno być zachętą do działania.
Na zakończenie – Apel językoznawcy. Pamiętam apele ze szkoły podstawowej; śpiewaliśmy płonieeeeeeognisko w leesie i na pokładzie, a teraz mentalność i dystans mam zmieniać?
A głos się wtedy miało jak miód i włosy jak skrzydło kruka. Kibici nie miałem, granice Ojczyzny były zamknięte na klucz, a jednym albumem Beatlesów 40 milionów angielskiego nie nauczysz. Chodziłem do TheLiceum pieszo, kilogram wołowiny kosztował 30 złotych. W 1410 roku napadli na nas, a dzisiaj to pewnie myśmy na nich napadli. Ręce opadają, ale na szczęście pozostał nam język. To dlatego i ja nie przepadam za zmianami 🙂
Małgosi okoliczności jutrzejsze:
http://www.youtube.com/watch?v=AA4_g51SwC8
Ale słuchało się radia Luxemburg, lista przebojów o 18-tej, do dziś mi nikt nie wytłumaczył, dlaczego, ach dlaczego nie moglliśmy tego słuchać bez tzw. zagłuszania 🙁
Chyba kogoś zaskarżę o traumę w młodości 👿
Tamte okoliczności muzyczne, i nie te, co chciałam wklepać, ale znając Małgosię, nie skrzywi się 😉
Będą pasowały do tych klimatów jutrzejszych:
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/AP3
Dziękuję Placku za sznureczek (to moje słowo w odpowiedzi na „link”).
Dizajn chramolę – poważny człowiek projektuje, dizajnują łamagi, chcące się popisać znajomością języka (tylko jakiego?).
Lajt? Muzyka lekka, łatwa i przyjemna.
Jutubowy – zdecydowanie won, jest coś takiego, jak youtube, wskaż tylko sznureczek.
Njusy – powszechnie używane w tv i prasie – WON! Mamy wiadomości.
Skriny – nie wiem, czemu mogłyby służyć w języku polskim.
Nie ma tam „na topie”, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu 😯
Trochę skocznej muzyki z rana 😉
http://www.youtube.com/watch?v=huRvdtTh2bA
Chromolę
Do językowych uwag – nie znoszę „sorki”. „Sorki” to takie nic (po tutejszemu nic nie znaczy), jak przepraszasz, to powiedz – przepraszam albo „I’m sorry”, ma swoją wagę.
Chromolę to je nasze, o!
Od rana Dziecko siedziało przy maszynie i pewnie jeszcze dzisiaj posiedzi. Pan w warsztacie powiedział, że może zadzwonić i się dowiedzieć o los swojego komputera dopiero w przyszły poniedziałek. Przeżyjemy, tym bardziej, że w środę Dziecko (i pies) wyjeżdżają w Góry Izerskie na 5 dni, a w następnym tygodniu zacznie się maraton maturalny.
Przepis żabio-błotny na dziczyznę sprawdziłam doświadczalnie i wyszło mi znakomite jedzenie. Polecam osobom, które mają odchudzanie w nosie. Pasztety upieczone i jeszcze zrobiłam miskę jarzynowej sałatki. W najbliższych dniach mogę nie gotować. Połowę dziczyzny z boczkiem zamroziłam na jakąś uroczystą okazję.
Wiosna owszem jest kochana i radosna,ale się trochę zbiesiła 🙁
Dzisiaj zimna i deszczowa,wdzialiśmy zatem kurtki i kalosze i udaliśmy się nawet i wręcz oraz mimo wszystko,na spacer przez las i nad nadbużańskie okolice.Przez las było w porządku,dało się przejść omijajac kałuże.Natomiat łąki zalane wodą i owa woda jest w ogromnych objętościach i ilościach.Wędkarskie towarzystwo,wyposażone w odpowiedni sprzęt pomiarowy poszło badać glębokość wody na przykrytych wodą łąkach i wiecie co zbadali :
głębokość wody od 2 do 4 metrów ! Te łąki w środku lata absolutnie nie są pod wodą.
Zatem ciekawe,ile czasu w tym roku będziemy czekać,by te wody opadły?
Ok,obiecuję,że sprawozdam.
Natomiast wiosna jest NA PEWNO!!!
U naszego sąsiada cudownie kwitnie magnolia.Sąsiad ma tych magnolii rozmaitość,
jedne kwitną wcześniej,a inne trochę później,ale wszystkie piękne i cieszymy się razem z nim,kiedy je oglądamy 🙂
Ja tam skromnie i po cichutku posadziłam stokrotki i niech się potem rozsieją wszędzie,gdzie tylko będą chciały.Nowy-czy tylko one na pewno się wszędzie rozsieją i będą cieszyć oko ?
Planujemy,że tak 🙂 Dodamy jeszcze do kompletu bratki i niezapominajki.
Póki,co trzeba bylo wrócić do Warszawy,bo Osobisty Wędkarz ma pilną papierkową
robotę.On do papierów,a ja zabrałam się do garów i do komputera 😀
Pyro-ten żabiny przepis na dziczyznę mobilizuję mnie do nawiązania bliższych kontaktów z naszym leśniczym,bo podobno można za jego pośrednictwem kupić różne takie.W środę będziemy znowu na włościach,więc się dowiem,co i jak.
Też potrafię powydziwiać z dziczyzną 🙄
Kto był na tym Zjeździe, pamięta. 3 dni marynowałam, wina sobie od ust odjęłam 🙄
Najlepsze są improwizacje 😎
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Polska2010PomorzeZachodnie#5533155368114013442
Pierwsze magnolie zakwitły także na północy Polski. Sporo jest ich na dziedzińcu wawelskim. Miałam okazję podziwiać je kilka lat temu.http://kolumber.pl/photos/show/user:4428/page:37
http://kolumber.pl/photos/show/user:4428/page:37
Majówka w Białowieży 🙂 Jest nowa restauracja. Testowanie wyszło pozytywnie. Sało, bliny, solianki, sum na szpinaku
http://www.stoczek1929.pl/
mysle, ze,najwiecej magnolii w polsce widzialem w szczecinie;
nawet byl tam kiedys, zawsze w kwietniu, (jest jeszcze @nisia?)
turniej tenisowy o bardzo romantycznej nazwie „kwitnacych magnolii” 😉
Trafiłem na Niedzielę Palmową. Tu dekorują przyogrodowe wierzby
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/NiedzielaPalmowaWBiaOwiezy#slideshow/5871817210053776866
Byku, jak Ty pisałeś to ja Ci nie przerywałem 😉
dziekuje @irku, za inwencje;
przypomniałes mi, ze moj znajomy rzezbiarz zaszczepił kiedys gruszke na wierzbie;
jesli uda mi sie go zapytac(co niełatwe, bo jest to tzw.odludek kompletny),
to dam znac , co z tego wyszło 😉
p.s.
tak pozno, jak w tym roku, to kwitły magnolie chyba w 1946
Najwięcej magnolii i różaneczników jest w parku dendrologicznym w Kórniku. Zajmują obszar 8 ha i corocznie w pierwszą niedzielę maja wpuszczają tam ludność „oglądającą” Poza tymi trzema dniami (od soboty do poniedziałku ogrodu tego nie można zwiedzać. Dlaczego tak jest, to nie mam pojęcia. Inne części parku są dostępne, a ten jeden z kolekcją różaneczników, nie.
nota bene:
słuchałem ciekawej dyskusji w niemieckim radiu(dlf);
ktos powiedzia(a wielu przytakneło), ze etap zjednaczania niemiec mozna uznac za zamkniety; co tam w polsce?
W moim ogródku też kwitną magnolie.
Marzę od lat o wizycie w Kórniku i Pszczynie, dziwne ale prawdziwne:)
a ojciec redaktor nazwal raz szczecin „westerplatte katolicyzmu”;
cos w tym jest, nigdzie chyba w europie nie ma tylu „nawiedzonych i błogosławionch”;
kierunek(uwaga @ozzy, 😉 ) – sztokholm.
U nas z magnolii słynie ogród botaniczny z Powsina.Najważniejsze,żeby się tam zjawić w odpowiednim momencie.A nie jest to wcale takie proste,bo wiosny bywają przecież
(nie po raz pierwszy w Polsce)krnąbrne i kapryśne.
Krysiade-nie kuś,bo jeszcze się wproszę i zaproszę 😀
byku-wiesz przecież,że lepiej nie rozpoczynać dyskusji politycznej,bo na ogół nie kończy się to zbyt dobrze.Pozwól,że nadal pogadamy o magnoliach albo o dziczyźnie duszonej na materacu z drobno pokrojonego boczku 🙂
Marzeno-to wcale nie jest dziwne.Marzenia są po to,by jednak czasem się spełniały.
I tego serdecznie Ci życzę 🙂
Tu magnolie jeszcze nie kwitną, zimno 🙁 Placku, ja niewinna, to Bareja się znęcał 😉
Wiosna wróciła.
Po mokrym i chłodnym piątku z sobotą znowu słonecznie, acz, znacznie chłodniej niż jeszcze parę dni przedtem. Magnolie naturalnie – całe w kwiatach – a tak na boku: Mam wrażenie, że z powodu bardzo spóźnionej wiosny w ogródkach i na skwerach widzimy zestawy kwiatowe, które w innych latach niekoniecznie występują razem. Tu magnolia, a przed moim domem forsycja jeszcze cała w kwiatach.
Wybrałem się na ponad dwugodzinny spacer i pierwszy raz w życiu udało mi się zobaczyć, tzn wyłowić lornetką z bezlistnych jeszcze gałęzi, śpiewającego słowika. Nie było jeszcze 16 i nie pytajcie dlaczego śpiewał. Słowiki znakiem tego, też już nie to co kiedyś. Zresztą, nie śpiewał całych sekwencji, tak, jakby tylko ćwiczył.
Marzeno – przyjedź, przytulimy.
Krysiade – pięknie musi być u Ciebie
A zachodniej Polsce znowu grozi strukturalna susza. Kiedy jechałam z Żabą, nad maszynami pracującymi w polu unosiły się tumany kurzu. Śnieg spadł dopiero w drugiej połowie stycznia i nie było go zbyt wiele. Jednym słowem – znowu u nas nie będzie grzybów – chyba, że w maju solidnie popada.
Pepe – młode słowiki zawsze ponoć ćwiczą śpiew godowy.
W Białowieży słowik już na okrągło ” filip filip..”
Ja jednak tę dziczyznę przewracam ze dwa razy, trochę po to zeby przyprawy się lepiej pomieszały, a mięso równo było „zamoczone”. W czasie pieczenia robi się sporo sosu, który potem gęstnieje.
Można też piec w rękawie, a wtedy rzeczywiście się nie przewraca, ale też i nie wysycha z góry
Mała Ala wczoraj jechała dwa konkursy. W pierwszym, mimo kilku błędów i pomylek, poszło jej na tyle dobrze, ze wygrala. Natomiast drugi przejazd miała kilkanascie minut później i juz tak dobrze nie było. Ponieważ kon przyjechal „okazją”, a konkurs mial potrwać jeszcze ponad godzinę, więc nie czekali na wyniki, tylko załadowali konia i pojechali. Mi się tez nie chciało czekac, miałam ze sobą siostrę i psa 🙂
Ciekawe to z tą dziczyzną na warstewce słoniny, muszę sobie to zapamiętać. Matka podobnie dusiła zająca. Po obsmażeniu kawałków wykładała dno brytfanki płatami wędzonej słoniny.
Żabo – piekłam w dosyć wysokim, żeliwnym garze z ciężką, żeliwną pokrywą. Nic nie obsychało – skraplająca się na pokrywce para, „podlewała” mięso. Wyszło znakomicie.
Pepe – nie na słoninie, a na boczku – kawałeczki mięsa są podstawą tego sosu.
Dzisiaj byłyśmy z siostrą w Przasnyszu, odbierałysmy oprawione obrazy.
Oczywiście pies pojechal z nami.
W powrotnej drodze wstąpiłyśmy na obiad do „Pazibrody”. Siostra wziela placek kartoflany z gulaszem, a ja flaki. Na deser obie po szarlotce na goraco z lodami. Połowa placka i tak mi się dostała, bo było go dużo, dobry był, kruchy z zewnątrz a w srodku miękki, ale nadzienie „to nie byl gulasz”. Raczej mięso rosołowe, choć smaczne. Śmietana występowala nie w sosie, a raczej jako kleks na wierzchu.
Na flaki mialam dużą ochotę, bo je lubię a sama nie gotuję i bałam się, ze po nich już drugiego dania nie zjem, więc sie na nic więcej poza deserem nie zdecydowalam, chociaż myślałam o sandaczu. I dobrze, bo mi się i tak ten placek dostal 🙂
Jutro z rana dopakowuje wielki materac na przyczepę, kupiono go chyba pochopnie i nikomu nie byl potrzebny, zostawiam kamień na Powązkach u kamieniarza i pomykam do domu.
Goście majówkowi juz od piatku się zjezdżaja, ale to Lesniczyna robi parapetówke razem z rajdem 🙂
Oki, Pyra, ale Ty miałas kawałki gulaszowe, a nie całe duże.
Żabo – i tak masz 5 punktów na oscara za ten przepis. Następnym razem ja ci flaki ugotuję (ponoć dobrze je robię) Część flaków zrobię po poznańsku – specjalnie jako pułapkę na Eskę – niech się gorszy „słuchaj, czy to p0rawda, że wy to jecie?”
To znowu ja, zupełnie z inne beczki….
Poznałem niezwykle bogatego człowieka, czasami coś tam u niego robiłem w ogrodzie, ale bardzo sporadycznie i prawdę mówiąc nigdy go nie widziałem na oczy, dopiero wczoraj.
Dzisiaj zadzwonił do mnie, czy nie przyjechałbym do niego na chwilę, bo coś dla mnie ma. Pojechałem. Faktycznie dał mi coś, czego sam nigdy bym sobie nie kupił, ale oprócz tego kilka książek ( w tym „Chopin and beyond” Byrona Janis z autografem autora) i album zdjęć.
Wszystko inne to nic, ale ten album – zdjęcia pochodzą z 1944 i 1945 roku i przedstawiają jego jako dziecko, z rodzicami, dziadkami itd. Tak, jak to się takie zdjęcia zawsze robi. Prosił, żebym ten album przy okazji gdzieś wyrzucił!!!
Jacy ludzie są różni. Przecież nigdy, nigdy takich swoich zdjęć bym nie wyrzucił…. Nigdy. On chyba też nie mógł sam tego zrobić, dlatego prosił mnie… Co spowodowało taką decyzję? Pewnie nigdy się nie dowiem…
Zdjęć jest 175, wszystkie w bardzo dobrym stanie, przeliczyłem. Sam nie wiem jak i gdzie to wyrzucić, przecież to czyjaś historia, to tak jakby się kogoś grzebało…
Może to nudne, ale jakoś mnie poruszyło.
Nowy – nie wyrzucaj. Z pewnością są jakieś archiwa, stowarzyszenia lokalne itp. W ostateczności za 30 lat ktoś z tego może wystawę fotografii socjologicznej zrobić. Ja Ci powiem co mogło tego pana skłonić do tego kroku: desperacja. Może nie ma rodziny i nie ma komu przekazać archiwum rodzinnego? Może i ma następców ale nie przywiązują żadnej wagi do historii rodziny i tak by album wyrzucili? Nie masz pojęcia jak małą wagę przywiązuje wiele osób do takich spraw. Widziałam to pracując w muzeum – przychodzili sprzedawać nawet listy ojca czy dziadka z obozu albo z frontu „Pani kupi, bo ja tam na to nie mm miejsca i będę musiała wyrzucić”. Moje wnuki też są z takich wykorzenionych. Nie ciekawi ich nic, co nie ma odniesienia do dnia dzisiejszego.
Masz rację Pyra, dzięki, też wiedziałem, że tego nie jestem w stanie zrobić.
Ten człowiek ma astronomiczną fortunę, ale, z tego co wiem, rodziny nie ma żadnej.
Chwała Bogu, że nie mam fortuny!
Dzień dobry. Wróciliśmy z zimowego popasu na Florydzie.
Nasza wioska tonie w kwiatach!
Żivot je cudo!
https://plus.google.com/photos/100894629673682339984/albums/5872011803704427217/5872012170238007762?banner=pwa&partnerid=gplp0
Żaby, Pyry, Konie czyli Wiosna, a ja nie wiem czy powinienem zacząć od sałatki z szarlotką czy od duszonego zająca z kleksem śmietany. Hen, na horyzoncie, zespół „Mazowsze” i „Oj, przeleciał ptaszek”, a u mnie chiński sąsiad tłumaczy sąsiadce, że już lada dzień ryż zakwitnie, a jego szef jest potworem z piekła rodem.
Mężczyźni lubią marudzić 🙂
Cichalu, Placku – wiosna dziewczęca i kwietna. cóż może być pogodniejszego? Może też taki 10-latek z pierwszą, samodzielnie złowioną „taką rybą”. Jakim cudem potem z tych uroczych dzieciaków wyrastają paskudni dorośli, pozostanie tajemnicą gatunku.
UFC, dotarliśmy do Arequipy- Droga przez mękę prawie 12 godzin. Pustynia,pustynia, ocean, góry. Zwiedzanie jutro od rana.
@danka:
traktuj moje pytania(jesli nie dotycza spiewu slowikow i zwiazanych z nim interakcji kulturowo-spolecznych) jako retoryczne
Pakuję się do wyjazdu, dziecko zapowiedzialo, że rano ono musi gdzieś byc, więc ja muszę się dostosować. Z resztą pies wstaje wcześnie a to nie Żabie, gdzie się drzwi na dwór otwiera i zwierzątko wypuszcza. Tak, że piesek wysiusiany, kawa wypita, prasa przejrzana.
Teraz przestawić samochód, dopakować przyczepkę, doczepić i można ruszać.
Wylogowuję się, pa, pa…
Śniadanko dla chętnych…ja idę spać:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Fotki/Kulinaria_z_Afryki/76.Na%20sniadanie%20podano…jpg
Nowy,
nie waż się wyrzucać albumu, ja to chcę obejrzeć!
Idę pospać…