Zgadnij co gotujemy?(108)
Wiemy już jaka czeka przyszłość winiarzy: korki zostaną zastąpione zakrętkami. Wczorajszy tekst i komentarze spowodowały, że zagłębiłem się w różne opowieści dotyczące wina. I tego właśnie będą dotyczyć dzisiejsze pytania.
1. Jednym z najsłynniejszych win niemieckich jest „Kabinett? – skąd ta nazwa?
2. Tokaj kojarzy się miłośnikom wina z Węgrami czy są jednak jeszcze inne krainy, w których produkowane są wina o tej nazwie?
3. Route de Vin (Droga win) to nazwa jakiego szlaku oraz skąd i dokąd on prowadzi?
Kto pierwszy przyśle trzy prawidłowe odpowiedzi na adres internet@polityka.com.pl
otrzyma w nagrodę książkę (kryminał wydany w kolekcji „Polityki?), dwie płyty z nagraniami laureatów Paszportów i smycz do kluczy z logo tygodnika.
Komentarze
Zdies dla cara kabiniet
Dla carycy spalnia
Dla Rasputina bufiet
Dla raboczich sr…nia
Pardon le mot 😳 Wychynąło z najgłębszych zakamarków pamięci. Moja starsza siostra śpiewała to w wieku 4 lat ku uciesze rodziny. W czasach, kiedy z gazety przed pocięciem jej na pasujące arkusiki należało wyciąć zdjęcie Stalina 🙄
Pyro,
jak się masz po tym szoku z psiaczkiem? Toż to niemal psia Isadora Duncan 😯
sorry, nie mogę tych bzdur czytać.
jednym z najsłynniejszych aut niemieckich jest traktor.
pozdrawiam
zlewkrwi
Ładny tekst. Nie znałem go dotąd. Dzisiaj przeczytałem resztę wczorajszych wpisów. Sławek potwierdził moje wątpliwości co do kapsli lub zakrętek w winach długowiecznych, które nadal trzeba będzie przechowywać u producenta i co kilka lat wymieniać naturalny korek. Widać, że wino przez korek rzeczywiście oddycha, a pozbawione płuc umiera. Podoba mi się także opinia Sławka, że różowe można zatykać gazetą. Nie umiem się do tego wina (?) przekonać pomimo wielu prób. Nie powiem, że napój ten dobrze schłodzony i pity w gorący dzień sprawia pewną przyjemność, ale to dla mnie za mało na prawo do nazwania winem. Chociaż z drugiej strony we Francji panuje przekonanie, że w sytuacji, gdy karta win zawiera same podejrzane pozycje, należy bezwzględnie wybrać wino różowe, gdyż niesie to najmniejsze ryzyko zepsucia sobie posiłku.
Nie moge się zgodzić ze Zlewem Krwi. Naprawdę dobrych win niemieckich jest mało, a jeżeli nawet nie mało, to dobre i tak są stosunkowo trudno dostępne. Podróżując nad Renem i Mozelą spotykałem mnóstwo sklepów z winem, gdzie Kabinett należał do najdroższych, bo QmP było tyle, co na lekarstwo, a Q.b.a. już się wyróżniał na tle soczków sprzedawanych pod nazwą wina. Dobre wina reńskie łatwiej kupić w dużych miastach niemieckich w wyspecjalizowanych sklepach z dobrym winem niż w miejscu produkcji, o ile nie po9jedzie się do konkretnej winnicy produkującej coś dobrego. Natomiast dobry samochód jest w Niemczech łatwiej kupić niż traktor.
Stanislawie Porsche to tez i traktor!
Ja myślę, że zlewkrwi wnerwiło sformułowanie, że Kabinett to słynne wino, podczas gdy jest to określenie jakościowe. To jakby powiedzieć, że słynnym winem jest AOC albo Grand Cru 😉
A tu jest traktor Porsche
http://commons.wikimedia.org/wiki/Image:Porsche_Traktor_Diesel_Super.jpg
Jeszcze o „bzdurach”. Polska wiedza o winach niemieckich jest kształtowana przez półki sklepowe i ekspertów od sprzedaży bezpośredniej. W sklepach króluje Peter Mertes z winami (?) o zawartości alkoholu 6-8%, najczęściej Liebfraumilch Qba. Tutaj kabinettwine to arystokracja. W sprzedaży bezpośredniej Jacob Gerhardt z tą samą mniej więcej ofertą jakościową, tylko 3 razy drożej. Gdy JG zaczynał karierę w Polsce, można było jeszcze dostać coś lepszego, ale z roku na rok oferta obniżała się o szczebel, a ceny proporcjonalnie rosły. Obecnie też kabinett to już dużo. Poza tym określenie tego rodzaju wina jako jednego z najsłynniejszych naprowadza na właściwą odpowiedź. Poza tym to nie w szczeblu rzecz lecz w producencie. U dobrego producenta kabinett może być bardzo dobry, u innego auslese różni się od kabinett tylko większą (jeszcze) zawartością cukru. Teoretycznie zawartość cukru w QmP musi być naturalna, w praktyce chyba bywa różnie. Najgorzej, gdy przerywają fermentację przy 6%, żeby uzyskać większą słodycz i nazwać spatlese. U dobrego producenta można dostać wina wytrawne.
Ja wiem, co wnerwiło. Tak szczerze mówiąc, mnie trochę też. Ale powiedzenie, że do najsłynniejszych win francuskich należą wina z oznaczeniem grand cru classe lub 1 grand cru, nikogo by nie uraziło, chociaż to też określenia jakościowe, a właściwie klasyfikacyjne. Tutaj mowa o winie stojącym najczęściej znacznie niżej niż np. cru bourgeois. A że nie ma co się oburzać, dowodzi traktor Porsche przywołany wyżej.
„Wina stołowe (Tafelwein, Landwein) oraz zwykłe QbA mogą podlegać procesowi szaptalizacji, w przypadkach określonych prawem. Szaptalizacja, czyli proces dosładzania moszczu w latach niesprzyjającej pogody, stosowana jest wtedy, gdy zawartość cukru w gronach nie pozwoli na uzyskanie minimalnego poziomu alkoholu w winie. Szaptalizacja win klasy QmP w Niemczech jest zabroniona prawem. Czym innym jednak jest dosładzanie wina tzw słodką rezerwą, czyli naturalnym , słodkim sokiem gronowym w celu uzyskania właściwego stylu wina. Dzieje się to przed butelkowaniem wina, w celu zaokrąglenia smaku i uzyskania właściwego tym winom aromatu. Bywa, że winiarz z tego samego wina tworzy wina w kilku stylach: wytrawne (trocken), półwytrawne (halbtrocken), półsłodkie, w zależności od ilości użytej ?słodkiej rezerwy?. Dzisiaj ponad 50% niemieckich win jest wytrawna lub półwytrawna, szczególnie QbA i Kabinett. Oczywiście najdroższe kategorie win mają słodycz naturalną (tzw.cukier osadowy). Czasami w winach niemieckich, szczególnie w dobrych rocznikach, możemy spotkać na korku lub na dnie butelki charakterystyczne, drobne kryształki (kamień winny). Są one efektem zimnej stabilizacji wina. Są czymś zupełnie naturalnym, nie wpływają na smak wina, przeciwnie , stanowią swoisty znak jakości. Białe wina niemieckie serwuje się schłodzone do temp. ok. 10 stopni”
Nemo, przepisałaś coś chyba z niemieckiej reklamy wina. To wszystko pięknie brzmi, ale nijak się ma do powszechnej praktyki poza niewielkim gronem najlepszych producentów. Kamień winny najczęściej występuje w eiswein, czyli na bardzo wysokiej półce. Problem w tym, że niemieckie przepisy są tak pojemne, że pozwalają na klasyfikowanie do wyższych poziomów bardzo kiepskich produktów. Dosładzanie słodką rezerwą pozwala na najdziksze swawole godne fredrowskiego Gawła.
Stanisławie,
Zawsze to lepiej niż cukrem, glikolem czy innymi świństwami. A dobrego niemieckiego rieslinga nic nie zastąpi.
Tekst był ze strony polskiego importera 😉
Mnie się zdarza pić rieslingi z kryształkami na dnie i korku. Żaden Eiswein.
nie wiem czy ponad 50% win niemieckich sa juz wytrawne, one zawsze sa za slodkie, rzadko pije niemieckie wina, czasami Silvaner ale tu na wschodzie go tez rzadko uwidzisz
Tu powinien się wypowiedzieć Pan Lulek. Jako znawca i bywalec Badenii na pewno poświadczy, że rosną tam dobre wina. W większości wytrawne. Nawet w mojej okolicy jest spory wybór dobrych niemieckich rieslingów, które można przechowywać 5-6 lat bez szkody na jakości.
To prawda, że dobry riesling też miewa kamień winny. Dobry riesling spatlese wytrawny nie ustępuje alzackiemu, chociaż jest o połowę tańszy. Ale tylko od dobrego producenta. Tylko ja takiego rieslinga szukałem nad Mozelą przez parę godzin i nie znalazłem. Było to jeszcze w czasach DM i najdroższy riesling w sklepach winiarskich kosztował 6DM, czyli mniej więcej 12 złotych. W Polsce można było kupić coś takiego za 30. Jest to wino już zdatne do picia, ale nie po takie jedzie się do Niemiec. Prawdziwego dobrego rieslinga kupiłem wracając w Berlinie. Pewnie dostałbym dobrego także w jakimś wielkim mieście nad Renem, ale szkoda mi było czasu na zjeżdżanie z trasy.
nemo @8:53
o to dokładnie chodzi.
lub podobnie
Jednym z najsłynniejszych win włoskich jest DOC
Zlewiekrwi,
nie nerwujsia 😉 To taki lapsus, nie pierwszy i nie ostatni…
U mnie wychynęło słońce i od razu weselej 🙂 Wczoraj był absolutnie paskudny słotny dzień, depresyjny i ponury, a dziś błękitne niebo. Mam dobry humor, choć robię pranie i porządek z roślinami na zimę. Nawet nie muszę wygrać dzisiejszego konkursu, ale rozwiązanie wysłałam 😎
Panie Stanisławie,
znam bardzo dużo bardzo dobrych niemieckich win.
Zgadzam się, że są trudno dostępne. Znam osobiście jednego winiarza, który z przygodnym nabywcą raczej nie rozmawia. Znam innego, który swoich topów wogóle nie ma w oficjalnej sprzedaży, reglamentowane dla stałych klientów, tak jak kiedyś kartki w PRL.
I jeszcze jedno. Dla szanującego się winiarza pojawienie się jego win w supermarkecie to hańba.
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
Pyro,
czemu się nie odzywasz? 😯
Otóż to. Nie chciałem wcześniej tego pisać, bo konkurs trwał. Pytania były łatwe, więc już się chyba skończył. Tym bardziej to pewne, że Nemo wysłała odpowiedzi, jak zwykle prawidłowe. Stąd określenie kabinett, że wino to chowano w gabinecie dla lepszych klientów i nie pokazywano byle komu. Stąd wino z gabinetu było winem słynnym jako wino najlepsze. Teraz zakrawa to na kpinę, ale na etymologię nie można się obrażać. W każdym razie nadal najlepsze wina są chowane dla wybranych, chociaż „kabinett” nie figuruje na ich etykiecie. W szczególnych przypadkach może nawet figurować.
Pewnie zanudziłem Pyrę winnymi szczegółami mało przydatnymi i się wyłączyła, albo wyszła z Radkiem.
bo co ma biedna Pyra dodac do walki o Kabinet?
Z mojego genialnego rynku biologicznego przytragalam dzisiaj mala dynie, bo narobiliscie mi paskudy apetytu na zupe z korbola.
W ramach eksperymentow warzywnych kupilam rowniez cavalo nero. Teraz musze tylko wykombinowac jak to gotowac.
Dodam jeszcze, ze Holenderski wina sie dosladza, bo tutejsze winogrona nie maja dosc cukru do odpowiedniej fermentacji. Mozna na to kichac i prychac, a i tak Apostelhoeve produkuje bardzo przyzwoite wina.
za wiki:
Im Mittelalter um das Jahr 1500 wurde im Kloster Eberbach die ehemalige Fraternei zum Weinkeller umfunktioniert und diente als ?Schatzkammer? für besonders wertvolle Weine. Diese Schatzkammer wurde als Cabinet bezeichnet. Von diesem Cabinet leitet sich die heute im Weingesetz verankerte Prädikatsbezeichnung Kabinett ab.
Dzwoniłam. Pyra cała i zdrowa. Radek też. Zamelduje się jak Młodsza wyjdzie do pracy.
jak już pisałam, nie czytałam dość długo komentarzy, tym samym mi umknęło co z Pyry psem? Bo coś się Nemo niepokoi
Ja to właśnie napisałam, tyle że po polsku 😉 Jeśli nie wygram, to tylko dlatego, że mnie ktoś wyprzedził 🙂
O, już haneczka, dała głos, nawet weszla przede mnie.
To już spkojnie lecę do moich zajęć,
pa,pa
Żabo,
pies pojechał windą, podczas gdy Pyra stała na parterze trzymając go na smyczy 😯
I dojechał do VI piętra. I przeżył.
zlewkrwi 10:33
masz racje! 🙂
W supermarketach kruluje „Blanchet” i „Gallo”!
Oki, już wszystko kumam i z psem, i z konikami Pana Lulka. Do koników potrzebuję szczegółowe zamówienie, to się rozejrzę.
Jest kilka portali na których wystawiane są konie do sprzedaży, np. www. stadniny.pl,
koniki z najwyższej półki można też kupić w PAN Popielno, ale oni sprzedają w pęczku, tz. do klaczy dokładają ogierka, bo mają nadprodukcję. Płaci się za oba.
Do celów rekreacyjnych, dla obcych użytkowników, koń powiniem (a nawet musi) mieć skończone 4 lata i do jazdy na nim nie można używać żadnych patentów, czyli ma chodzić w ogłowiu ze zwykłym wędzidlem, takimże nachrapniku, oczywiście bez wytoku itp.
Koniki potrafią być uparte i potrafią przeczołgać się pod normalnym ogrodzeniem.
Starsza za młodszą się zgłasza.
Pies żywiutki i baaardzo nieszczęśliwy – nie dość, że przez chorobę ma kwarantannę i nie wolno mu się bawić z psami, to jeszcze wyprowadzany jest od wczoraj na pożyczonej, krótkiej smyczy. O 12.00 otworzą sklep i pójdziemy kupić smycz. W tej chwili siedzi przy mnie i piszczy, bo widzi przez okno słońce i chce wyjść. Był już dzisiaj 2 razy, teraz musi czekać do 12.00, a słońce słońcem ale duje bardzo zimny, silny wiatr.Jak to dobrze skądinąd, że Pyra nie zna się na winach i mogą jej smakować rieslingi i wina mozelskie i reńskie, a co!
„oczywiście bez wytoku” 😀
Dlatego tak lubię tu być.
Jezeli w Niemczech brakuje wspanialych wlasnych dobrych win, to ja wszystkich smakoszy bardzo przepraszam. Poza innymi, wspomna tylko doline rzeki Neckar gdzie po jednej stronie sa znakomite Trolingery w odmianach czerwone i biale a po drugiej stronie rzeki nieomal lasy jablkowo-gruszkowe dajace znakomity most. Przyjaciel mojego syna na poludnie od Esslingen ma wlasna winnice i robi takie wina które spokojnie mozna serwowac na najlepszych stolach.
Szwabi twierdza, ze ichne wina nie sa znane w swiecie tylko dlatego, ze oni sami je wypijaja. Trolingery maja charakterystyczny posmak ze wzgledu na wysoka zawartusc uranu w ziemi na stokach nad Neckarem. Ziemia ta ma charakterystyczna lekko fioletowy kolor.
Kazdy Tokaj robiony poza góra jest podróbka albo produkowany z kradzionych winogron które ciezarówkami wywozi sie na Slowacje
Pan Lulek
Żabo,
a co z napierśnikiem i podogoniem?
Taki czolgajacy sie konik, to musi byc iekny widok.
Nam koniki w Popielnie zrobily spustoszenie w warzywach. Dorwaly sie do koszyka z zielenina i trzeba bylo na obiad zadowolic sie fasolka po bretonsku.
Na dobrą sprawę trzeba wyjaśnić etymologię słowa Kabinett od francuskiego słowa cabinette czyli małe pomieszczenie, kabinka 😉 Polski odsyłacz do „Kabinett” kieruje na „Rząd”, ani słowa o winie 🙁
Przygoda Pyry, choć w istocie Radka, nadaje sie do filmu. Można z niej teraz żartować, bo nie skończyła się tragicznie. A „Kabinett” anglicy odsyłają do wina trzymanego osobno dla lepszych klientów. Widać są lepiej zorientowani od Polaków. A ja jeszcze raz powtarzam, że nie kwestionuję istnienia dobrych win niemieckich tylko ich słabą dostępność poza wielkimi miastami i samymi winnicami, które trzeba znać, żeby trafić.
Dzień dobry!
Zaspałam!!! Ja podobnie jak Pyra – co mi smakuje, to smakuje, a etykietka mnie nie rusza. Zdrowe podejście, powiedzcie sami – nie mam rozterk, czy grand cru, czy inny zajzajer. Jeszcze nie wszystko doczytałam.
Dla kucyków i innych brzuchatych koników podogonie jest bardzo wskazane, bo inaczej siodło leci do przodu a popręg pod przednie nogi. Napierśnik wtedy też pomaga, co by się ten zestaw (siodło z jeźdżcem) nie przekręcił, bo one kłębu też praktycznie nie mają, znaczy mają, ale nie wybitny a raczej utopiony w tłuszczu.
Dostałam książkę o jeździe konnej głównie na kucykach, wydaną w 1931 roku w Anglii, gdzie jest kucyk opisany tak: A pony, has four legs. one at each corner, with a head and neck at one end of its body, and a tail at the other… i dalej: Now there are many sorts of ponies – narrow ponies, wide ponies, Shetland ponies, Exmoor ponies, Dartmoor ponies, Welsh ponies, big ponies, and little ponies; but the first of these is the most important for you. If you are small (and in these opening chapters you will be small), a narrow pony, above all things, will suit you best…
Nic dodać…
Ma cztery nogi, po jednej w każdym rogu – stół! 😉
Kon… eee… ten…tego… kuc! jaki jest kazdy widzi
Poczatek bardzo interesujący. Chyba definicja konia z Nowych Aten jest lepsza, bo bardziej zwięzła, a efekt podobny a może i lepszy, bo ustalanie, co u kucyka jest cornerem może być trudne, jezeli się nie przyjmie, że to miejsce, z którego wychodzi noga.
2 ostatnie wpisy weszły, gdy mozoliłem się nad swoim. Zbieżność refleksji chyba nieprzypadkowa.
Już po zabawie. Wygrał Stanisław – gratulacje. Wyprzedzając o sekundy Nemo. Odpowiedzi prawidłowych było 10. To dużo, bo quiz wydał mi się skomplikowany.
A odpowiedzi są następujace:
1 – Winnica Ebertach należała do księcia von Nassau. I przyjeżdżał on co roku wraz ze swoimi urzędnikami czyli gabinetem, na degustację, która odbywała się też w gabinecie. Od książęcej oceny7 zależały ceny wina.
2 Jest także w Alzacji Pinot Gris zwany Alzackim Tokajem;\
3 To szlak przez Alzackie winnice w Wogezach od Cernay do Marlenheim. Liczy 100 km. Dalsza część prowadzi przez Niemcy i nosi tę samą nazwę.
Stanisławie,
gratulacje! 🙂
Od kwietnia 2007 żadne wino poza węgierskim tokajem nie ma prawa nosić nazwy Tokaj, Tocai lub Tokay. W 1926 roku Francja zawarła umowę z Węgrami, że nie będzie produkować tokaju a Węgrzy koniaku. Umowa ta wówczas nie została wprowadzona w życie, ale teraz obowiązuje.
Zawsze te sekundy 👿
Książe Friedrich von Nassau przejął dobra (również winnice) klasztoru Eberbach we wrześniu 1803 😎
5252 😯
Mój dzisiejszy blady świt o 6:30
Zimno!!! Wyszłam w szlafroku , żeby to zrobić, a szlafrok cokolwiek kusy, normalnie poświęcam się, a wy tu jakieś wogezy i co tam jeszcze.
http://alicja.homelinux.com/news/img_6107.jpg
Dziękuje za gratulacje. Na ogół to ja się spoźniałem. Wino zwane tokajem produkowali jeszcze Włosi. W ostatnich latach pertraktowali z Węgrami na temat zakupu prawa do nazywania nadal swojego wina tokajem, ale Węgrzy się nie dali. Nadal tokaje fałszywe produkują i sprzedają w Kaliforni w dwóch odmianach. Jedna jest na bazie angeliki, sherry i porto, a więc nie ma nic wspólnego z tokajem poza nazwą. Angelica to bardzo słodkie wino ze szczepu biorącego nazwę od Los Angeles. Druga odmiana to wino także z udziałem sherry oraz porto, ale zamiast angeliki stosuje się wino produkowane z winorośli zwanej Flame Tokay, ognistoczerwonej, pochodzącej z Algerii, gdzie jest znana jako Ahmeur bou Ahmeur. Tę drugą odmianę produkuje się w californijskim Lodi.
Teraz w klasztorze Eberbach urządza się aukcje winne, ale także koncerty.
Kusy szlafrok bardzo pasuje do tak kusego świtu.
Kusy szlafrok zawsze pasuje dziewczynie
Nie znam dokładnie historii przejecia klasztoru Eberbach przez Fryderyka von Nassau, ale w 1803 roku, w wieku 53 lat, został właśnie księciem, więc pewnie wraz z tytułem odziedziczył dobra.
Bzdury napisałem. Miał w 1803 roku 65 lat, a nie 53. Czyli został księciem osiągając wiek emerytalny.
Stanisławie,
Fryderyk przejął dobra klasztorne od cystersów, a nie odziedziczył 😯 Mnichów i przeora przegnał, bo w Niemczech zapanował nowy porządek (Reichsdeputationshauptschluss) i klasztor został zsekularyzowany.
Stanisławie, jeżeli nie znasz czegoś dokładnie, to z pewnością wina tego czegoś.
Pasuje, jeśli się ma nogi. Alicja ma.
Stanisławie – gratulacje.
Radzio dalej bez smyczy, bo sklep dopiero na jutro postara się z hurtowni ( ja nie chcę na lince, bo się będzie wiecznie w krzewach okręcał) Obiadu nie gotuję bo jest wczorajszy. Ja nie miałam apetytu, a Młodsza była skonana i też nie jadła. Więc drugi dzień makaronowy. Sos boloński z polskimi modyfikacjami wyszedł b.dobry. Teraz idę na balkon likwidować rośliny w skrzynkach już spsiały od chłodów.
Po sekularyzacji winnica stała się własnością państwową:
„Nach der Säkularisation 1803 geht die Abtei als Weinbaudomäne in staatliches Eigentum über (Nassau-Usingen: 1803-1866; Preußen: 1866-1945; Hessen: 1945-1997)”
a teraz należy do fundacji Stiftung Kloster Eberbach.
Szkoda w takim razie, że na zdjęciu nie widać autorki. Pyra czyni roztropnie modyfikując sos boloński. Za oryginalnym nigdy nie przepadałem, chociaż jestem miłośnikiem kuchni włoskiej. Też sos boloński zawsze troche wzbogacamy i widać, że Pyra także do oryginału się nie ogranicza.
Haneczko, lata pracy naukowej zaszczepiły zwyczaj poznawania dokładnego. Ale, jak widać, wpadek nie brakuje. Przyjęcie zbieżności dat za dowód czegokolwiek okazało się blamażem. I to w kwestiach związanych z winem, którego dobra znajomością się puszę.
Matko moja, czy wy oboje połknęliście wszystkie encyklopedie 😯
Ludzie!!!
Dopiero teraz spojrzałam na termometr… -8C !!!
A wy o tokajach 😯
Panie Stanisławie,
gratuluję zwycięstwa.
A teraz z innej beczki. Pański wpis o 12:16. Niestety, podobne kłopoty jak z niemieckimi mam z włoskimi i francuskimi. Raz do roku trzeba jechać.
Oczywiście łącząc przyjemne z pożytecznym. Trzeba również wiedzieć gdzie i do kogo, a to już nie jest całkiem łatwe.
Serdecznie pozdrawiam
zlewkrwi
Stanisławie,
specjalnie dla Ciebie – autorka z nogami, a przede wszystkim z Prezesem Wojciechem (II Zjazd Łasuchów, Kurpie). Mnie na zdjęciach prawie nie ma, bo to ja latałam tam z aparatem. A Prezesa zaraz znowu muszę pogonic, bo podesłał dwa zdjęcia, a w koncu to on z rurą latał!
http://alicja.homelinux.com/news/Polska-2008/Zjazd-2008/126.A%20tu%20za%20chwile%20ze%20mna.jpg
Wy tutaj od rana o winie a ja dzis w powrotnej drodze z Neukölln zatrzymalem się w moim ulubionym revirze na Kreuzbergu. Pomimo ze brak tam morza bądź oceanu to i tak jest tam pieknie. Nawet jak kapusniaczy z kosmosu to zawsze jest gdzie wejsc na herbate.
Tym razem do centrum …. kultury Anatolii.
Od rana siedza tam i patrza jak zycie obok przechodzi. W Anatolii jest to być może czesc kultury. Ale tutaj to mistrzostwo swiata w udoskonaleniu tej sztuki. Miejsce jak wiele innych. Swietlica, poczekalnia, miejsce do ogrzania, do pokimania, gielda informacji, drugi dom. Przystanek marzenie. Wszystko w jednym. Pelno biedakow bez zajecia, bez pieniedzy. Tutaj nie placa za herbate, lecz za krzeslo, za czas, za pobyt. Za to, ze godzinami moga tu siedziec i popatrywac.
Zdyscyplinowanie popijaja swoja herbate. Po to, by nie trzeba było zamawiac nastepnej. Za stoparedziesiatcentow mija im caly dzien…
Herbata zabija czas powiadaja. Herbata pomaga tak duzo czasu miec już za soba.
nemo 😐 do dzis wydawalo mi sie ze fundacja=Stiftung
Stanisławie, puszysz się z wielkim wdziękiem.
Dzień smętnawy, a ja siedzę sobie na blogowej widowni i coraz mi weselej 😀
Jak (albo czym) się wzbogaca sos boloński?
MORAG MORAG MORAG 🙄
😆 😆 😆
Dziekuje stokrotnie za rozwiazanie dylematu meczacego mnie od dluzszego czasu do wczoraj. Dzieki TOBIE moge teraz spac spokojnie i wygodnie.
Uklony i caluski i do milego spotkania
🙄
Andrzeju,
ja wzbogacam dobrym winem 😉
johnny,
to niech Ci się nadal wydaje 😉
Podałam pełną nazwę (Stiftung etc) na wypadek, gdyby ktoś szukał informacji, a nie każdy wie, że Stiftung to fundacja 😉
Alicjo, dziękuje. Generalnie Twoje zdjęcia ze zjazdu oglądałem, ale chyba bez podpisów.
Zazdroszczę Zlewowi Krwi tych wyjazdów po wino co roku do Włoch i Francji. Ja na ogół rocznie z jednego tylko kraju przywożę, a w tym roku nie przywiozłem nic z Maroka.
Spiesze na „spotkanie” i wszystkich pozdrawiam. Cudzysłów, bo dla mnie to zebranie, ale teraz obowiązuje inna terminologia.
Wino jest w recepcie na sos bolonski…
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/Sos_bolonski_Andrzeja.Szyszkiewicza.html
rozumie się samo, że złego wina nikt tam nie bedzie lał.
Stanisławie,
tu są wszystkie z podpisami już.
http://alicja.homelinux.com/news/Polska-2008/Zjazd-2008/
Andrzeju
takiego sosu juz sie nie ulepsza
toto mozna juz tylko …..
9449
Czegos takiego nie mozna odpuscic. Ile mozna zrobic z tego kombinacji.
Wywolalem niechcacy znowu jakis nowy, konski, temat.
Wczoraj opijalismy w zacnym gronie sasiedzkim, z udzialem prominencji, wieche na nowym budynku.
Jedno z mieszkan bardzo mi sie podobalo w takim stanie surowym ale juz otynkowane. Wielkosc jak moje czyli 120 metrów kwadratowych. Jeszcze wciaz niema drzwi i scianek dzialowych. Jakbym tak dostal cos takiego w takim pólsurowym stanie to dopiero byloby co urzadzac. Niestety ceny w ciagu tych kilku lat zgrubialy a mysmy jakims sposobem dostali dofinansowanie dla mlodych malzenstw. W ciagu kilku lat z mlodego ponad 60 letniego malzonka zamienilem sie w dziarskiego lekko wylenialego emeryta.
Przy okazji wsadzilem kij w mrowisko. Zaproponowalem, zeby na wolnej jeszcze dzialce, nasza spóldzielni Wien Süd wybudowala dom opiekunczy dla spóldzielców w ponademerytalnym wieku.
Co by bylo jednak, gdyby tak caly blog zalozyl sobie oddzial europejskli wlasnie w takim nowym domu. Obecnosc zaoceanców równiez mile widziana.
Obecna czesc miejscowej prominencji wykazala zainteresowanie.
Jak przyjda moi sasiedzi ci od koni bedzie o czym plotkowac.
Pan Lulek
Andrzeju,
tam jest tylko jedna szklanka czerwonego wina 🙁 A druga – dla gotującego? 😯
Zgadzam się, druga wzbogaca!
ASzyszu – tak naprawdę to już chyba nie jest boloński tylko polski uzurpator. Początek się zgadza z przepisem Grażyny, chociaż ja cebuli dużo mniej – jedną średnią i 2 ząbki czosnku na oliwie. Mięso nielone + kosteczki boczku posmażyć w tym pachnącym oleju dodać marchew na grubej tarce startą i ze trzy łyżki groszku zielonego z puszki albo mrożonego ze 20 dkg posmażonych pieczarek i pomidory z puszki . Sół, pieprz kawalątek liścia laurowego, sporo bazylii, tymianek i oregano. Niech się gotuje. Potem jeszcze 2 łyżki drobno usiekanej papryki marynowanej (zamiast wina) w końcu kiełbasa typu śląska albo podobna w kostkę krojona w sporej ilości , wreszcie siekana zielona pietruszka na koniec. Wino tylko do picia, bo Ania twierdzi, że sos z winem smakuje jej na sfermentowany.
Pewnie moje herezje kulinarne zamurowały wszystkich. Na blogu zaległa cisza cmentarna. A na dworze wczesny, listopadowy zmierzch i lodowata mżawka. Jamnikowi to nie przeszkadza, a mnie bardzo. Co to za przyjemość brzuchem po mokrej trawie sunąć?
Pamiętacie malutką Amber mojej siostry sprzed 2 tygodni? Tak wygląda dziś:
http://picasaweb.google.pl/Malpiszka/Vizsla#5264911934816917202
Pyro,
z całym szacunkiem, ale nie nazywaj tego „bolognese” 😉 Jestem pewna, że to smakuje, ale Andrzejowy przepis jest jednak bliżej „oryginału”.
Przypomina mi się bigos mojej helweckiej teściowej…
Alicjo masz racje cukier to trutka paskudna lecz przerobiona ……..
zlewkrwi,knop
co racja to racja
od kiedy „blanchet” jest winem
morag
sukcesy na posadzie pierwsze czy tylko picie herbaty ?
po turecku?
Nemo – masz świętą rację, przecież pisałam, że to wariacje alla polacca.; W każdym bądź razie Młodsza tak lubi i reszta rodziny też. Boloński był tu tylko inspiracją i przyznaję, że podobnie Teściowa mogła przyswoić sobie bigos.
Pyro za duzo, bo to juz nie bolonski ale i „carbonara” czyli z boczkiem i kielbasiany, ja czesto robie z sos z samych pomidorow i to tych obranych z puszki, pomidory cebulka, olej z oliwek, ziola prowansalskie i duuuuuzo czosnku i posypac parmezanem.
Rys jak tak lubisz Kreuzbergo to masz zamiast herbaty
Serdecznie Zapraszamy na Wieczór Galowy
Z Polskim Teatrem Ta?ca
Pi?tek, 28. listopada 2008 r., godz. 20.00
Heilig Kreuz Kirche,
Zossener Str. 65, 10961 Berlin
U1/U6 Hallesches Tor, U6/U7 Mehringdamm
WSTEP WOLNY
Prosimy o rezerwacje zaproszen:
Tel.: 030 49913324, polonia@zajac-online.de
morag
dziekuje za typ
znasz to
jest warte wiczrowej pory???
cicho… ja szatkuję kapustę!
niedlugo bedziemy mieli slynnego producenta kapusty kiszonej z Kanady, Alicja sluchaj mnie, dla innych mam zawsze super pomysly i jakas taka karme, ze jak sie przylaza to im wychodzi, spytaj johnnego, sama sobie nic nie potrafie zalatwic
Alicjo,
masz szatkownicę, czy nożem?
A długo „to cicho” musi być? 😯
Ja tu siedzę głodna w domu, bo D. jeszcze z pracy nie wróciła a ja czekam uprzejmie z obiadem ( niestety niewyrafinowanym ).
Nemo,
nazewnictwo pozostało! Nie, nie nożem, tylko takim Black@Decker, też się nadaje… ale wyje jak diabli.
zdaje sie ze pojechala po paluchach
teraz siedzi w kacie i placze bo klepac nie moze 😉
:eel: czym rzniesz?
Marialko,
jakie cicho? 😯 Nadawaj, jak masz czas, niekoniecznie o sosie i bigosie 😉
To może ja też zakiszę? Mam kapustę w ogrodzie i jakieś duże słoje, ale szatkownica marna, przydałaby się prawdziwa 😎
Wyobrażacie sobie?! Przy tym B&D zabrakło mi romantyzmu dawnej szatkownicy (poniemieckiej), kiedy to się kapuchę na beczkę rychtowało!
Idę popłakać do kącika z żalu… 🙁
Wszystkim uczestnikom akcji „konik polski” piekne dzieki. Sasiedzi byli i pokazalem wszystko co przyslaliscie. Spisali na kartce wszystkie pytania Starej Zaby i powiedzieli, ze przygotuja odpowiedz. Przetlumacze i wysle albo do adresatki albo do Alicji z prosba o pomoc. Uprzedzilem, ze cala impreza moze byc kosztowna i chyba dobrze byloby zrobic wiosna podróz rozpoznawcza.
Na zdjeciach najpiekniejszy byl ten konski maluch. Sasiadowi podobalo sie w szczególnosi, ze w stadku jest jeden pan i 5 do 7 pan. Sasiadka nie skomentowala.
Jak zwykle pieknego wieczoru
Pan Lulek
MORAG > doczytalem
jestes genialan 😆
Alicjo juz dobrze
wylaz z kącika bez żalu
Alicja – a ileś Ty tej kapusty kupiła? Uważam, że 5 kg to dość na jeden dzień pracy. Można oczywiście dużo więcej ale wtedy uszarpie się człowiek, jak głupi.
Pyro,
taż durna nie jestem i mocy przerobowych brak, kupiłam 3 główki kapusty 🙂
Nie przeszkadzajcie, musze dokonczyć dzieła… a propos, zamiast jabłek żurawinę! I sprawozdam!
Alicjo,
ugnieć tę kapustę z solą w jakiejś misce (możesz nogami) aż dobrze puści sok, a potem dopiero upychaj w słoju czy garnku kamiennym. Nie ryzykujesz uszkodzenia słoja 😎
W zasadzie to mialem dawniej sporo zamilowania do kiszonej kapusty. To byl idealny dodatek do podwedzanych mies i kilometrowych kielbas.
Sama w sobie kiszona kapusta nie ma zadnych wartosci wbrew temu co klepia o niej roznej masci naukowcy. Dopiero dosmakowana jablkami i zebula podsmazona na masle, podlana winem bez korkowego korka i duszona na wolnym ogniu nadaje się jako tako do spozycia. Naturalnie po takiej kiszonce potrzebny jest spacer na dotarcie squadnikow.
oj!
wzbiera we mnie kapuściana kampania!
może się wybiorę i zabezpieczę potrzebne składniki
a ptem rach-ciach-ciach-ciach i poszatkuję
garnek kamionkowy lub szklane słoje musze obstalować
Garnek kamienny też mam, na razie napełniony krówkami, ale to nie problem.
Widzisz, brzuchu, jakie to zaraźliwe? 😉
Brzuchu, sorry, mam problemy z wielkimi literami 🙁
Wędrowniczku,
co to za herezje kwaśnokapuściane?
Moja ulubiona Kapusta K. jest bezwartościowa?
Właśnie nabyłem drogą kupna worek takowej,
bo nie dość, że mi smakuje niezmiennie od
dzieciństwa, to jeszcze uważam ją za źródło selenu i witaminy C.
I nikt mnie nie przekona!
No, chyba że Nemo z jakąś naukową wykładnią 😉
Rudy właśnie wsiadł do Kukuryźnika relacji Wien-Paris.
Dał się wczoraj nakarmić a dzisiaj przepędzić… po wystawie Van G. w Albertinie i sklepach w City.
Sławuś! Grzej cylindry! No i tę kielbasę możesz już wykładać na deskę.
Chlebuś ląduje za godzinę z minutami.
A u nas Pani Halinka z ryneczku kisi taką pyszną kapustę, że nie widzę powodu do własnej produkcji; zupełnie wystarcza na przelotne zarzucajki, lekkie bigosiki i pierogi z kapustą a także na zasadnicze bigosy śwąteczne.
Brak gromady niezbędnej do beczki kapusty. 😉
Knopie 11:21,
ryzykujesz kłopoty z kopyrajtem 😉
Na obiad była zupa- krem z kalafiora ( powiedzmy inspirowana potage a la du Barry ) i naleśniki z pieczarkami zapieczone w piekarniku.
Teraz czeka mnie zmywanie i ugotowanie czegoś na jutro- pracuję cięgiem od jutra rana do piątkowego popołudnia i coś dobrego chętnie zjem! D. też się ucieszy jak znajdzie coś gotowego w lodówce gdy wróci późnym wieczorem.
U mnie jutro też kapusta. Główka z kiszoną (kupną, bardzo dobra), do kopytek.
Miło Cię znów widzieć paOlOre 🙂
MałgosiuW., wodzisz mnie psicą na pokuszenie Aż muszę sobie powtarzać „Pamiętaj o kotach. Pamiętaj o kotach. Pamiętaj…”
PaOlOre,
taż johnny tylko prowokuje, albo prowadził własne badania 😉
Kiszona kapusta może najwyżej zaszkodzić niektórym wrażliwym na histaminę.
Haneczko,
cieszę się, że miło 🙂
Próbowałem blogoodwyku, ale nie dałem rady.
Słaby charakter mam 😉
Doczytuję zaległości piąte/dziesiąte,
żadnego tąpnięcia tektonicznego nie widzę, to i dobrze…
Coś o dyniach i oleju z pestek było. Pisze Gospodarz, że złocisty?
Nic podobnego! Ja stawiam na ciemnozielony.
Rudy może potwierdzić, bo znalazł toto wczoraj w sałacie. Szmugluje własnie flaszkę do Paryża, to i Sławek może sprawdzić kolor.
O korkach, a tym bardziej o winach nie będę dyskucił. Będę pił. I tak wiem, że najlepsze są austriackie. Zimmer-Kueche-Kabinett 😉
Gesundheit!
Nemo,
ja na histaminy wrażliwy jestem jak cholera, każdy viertel czerwonego to zwiększone prawdopodobieństwo migreny, sektu wcale nie ruszam.
Ale po kapuście K. jeszcze nigdy nic mi nie dolegało. No dobrze, przyznaję, że przedawkowanie kończyło się czasem bólem brzucha i dłuższym posiedzeniem na tronie. Migreną? NIgdy!
johnny jak bys nie uprawial herezji na temat nieugotowanej kapustki i strzelal sobie z samego rana do sniadania porcyjke takowej to mialbys taka sama dobra cere jak ja, pominawszy piegi oczywiscie
No właśnie, paOlOre, nie wszystko musi się kończyć migreną 😉 Moi znajomi z Bazylei po kapuście kiszonej doznają pewnego przyspieszenia, ale mojego bigosu nie potrafią sobie odmówić 😉 Tutejsza kapusta ze sklepu jest jadalna, ale nie taka dobra jak polska czy niemiecka. O, przecież mam plastykowe wiadro po 10 kg niemieckiej kapusty, po 5 kg też, mogę w którymś zakisić. Tylko to szatkowanie…
Na targu w Kłodzku sprzedawano poszatkowaną kapustę, cienką jak włosy anielskie…
Kochani, dopiero teraz wróciłem. Alicji dziękuję za pięknie podane zdjęcia. O sosie bolońskim już nie ma co pisać, bo co tu jeszcze dodać. Chyba to, że w tym oryginalnym coś smakuje nie tak i się dodaje trochę kiełbasy lub szynki szwarzwaldskiej lub hiszpańskiej, trochę pieczarek i trochę swojskich przypraw. I wychodzi przepis Pyry prawie. Następnym razem spróbujemy bez wina w sosie, tylko w kieliszkach. Ewentualnie jeszcze spróbujemy z dwiema szklankami wina, ale wtedy trzeba będzie trochę odparowywać i czy to nie za duża strata? Na tapetę wkroczyła kapusta. Tak się czaiła od kilku dni i teraz wyskoczyła na scenę na dobre. My jeszcze nie mamy głowy do większych przedsięwzięć kulinarnych, ale powoli będziemu dochodzić.
morag_u
Masz sporo racji. Kapucha jest znakomita dla wielu. Szczegolnie teraz podczas kryzysu. Spozywajac kapuste w kazdej jednej formie można miec przyjemnosc podwojna. O jednej już tu wspomnialas.
To faktycznie wielki +.
By druga uzyskac przyjemnosc należy zaopatrzyc się w odpowiedni reduktorek.
Antek to specjalista! Ma dobre rozeznanie.
I ten w polaczeniu z już istniejaca instalacja gazowa w aucie powoduje przyjemnosc w przemieszaniu
wash & go 😆
Ja idę popłakać do kącika. Nostalgia ! No i to są takie rozmowy… kiedys pisało sie listy!
Stanisławie,
koniecznie 2 szklanki wina, z tego 1/2 do sosu 😎
johnny,
kminek i jałowiec w kapuście eliminują reduktorek 😉
Litości, tylko nie kminek! Jałowiec zgoda. Będę połowicznie zreduktorkowana.
paOlOre, nie walcz z silniejszym od siebie. Poddaj się i już. W ramach rekompensaty – Pyra do Ciebie tęskniła (i ja też).
PaOlOre,
nie tylko Pyra i haneczka 🙄
Czy z tym sosem to nie wygląda trochę tak jak ze szkołami matematycznymi? Istniały niegdyś dwie – mediolańska i bolońska. A w Polsce trzecia: w modyfikacji białostockiej.
To tak mówili fizycy o kolegach matematykach…
…dajcie pożyc , konie dajcie
No i jak mi tu odwyknąć, gdy jest za kim tęsknić? 😀
Na razie poddaję się i już. Z przyjemnością.
Rekompensata skorumpowała mnie do cna 😉
PaOlOre,
obejrzałam sobie mój olej z dyni, bo się zaniepokoiłam Twoim komentarzem o kolorze. Otóż jest on prawie rubinowy, a w zupie czerwonobursztynowy, ale to jak się patrzy z góry. A jak się patrzy pod światło, to ciemnozielony. I tak ma być, według fachowego opisu 😎
I jeszcze: helweckie laboratorium stwierdziło, że olej ze Steiermarku jest wyciskany także z chińskich i węgierskich pestek 😯
przez dwa miesiące, bez mała, udoskonalano odcinek naszej wiejskiej drogi. W efekcie mamy bezsensowna drogę szybkiego ruchu. Pierwsza ofiara – kot Asfalt. Widać mu było pisane zginąć w wypadku drogowym, a już się zadomowił w stajni i w naszych sercach.
Czasami nomen est omen 🙁 I 9 żyć nie pomoże 🙁
Szkoda kotka.
Nemo,
kkoel w zupie pewnie pożycza sobie kolor od zupy, która kolor ma…
Kurczę blade, a jaki to właściwie jest ten kolor bursztynowy? Bo ja widywałem bursztyny w wielu różnych kolorach.
Helweckie laboratorium badało chyba jakiś olej z taniej jatki.
Może on dlatego taki rubinowy?
Ja kupuję na ogół kkoel tylko „od chłopa”, który wyciska go również na swój własny użytek i firmuje go swoim nazwiskiem (jak wino z chateau).
Ale na sklepowych półkach widziałem też zlewki marki noname. Może one są panczowane chińsko-węgierskimi dodatkami?
Stara Żabo, pan mąż mówi, że koty muszą być wolne i trzeba się godzić z konsekwencjami. Jak się godził w przypadku naszego pierwszego kota, nie muszę Ci mówić.
PaOlOre,
olej od Pelzmanna, polecony przez Pana Lulka i w jego okolicy kupiony, bo nie było czasu szukać chłopa godnego zaufania.
„Kürbiskernöl ist dickflüssig und da es dichromatisch ist, erscheint es in der Durchsicht dunkelgrün und in der Aufsicht dunkelrot bis rotbraun”
Nalej trochę na biały talerzyk i sprawdź
wieje trochę za mocno jak na mój gust. Oderwała się blacha na wiacie i łomocze. Wczoraj padał mokry śnieg, dzisiaj leje deszcz, teraz jest +7.
Błoto coraz większe. Dobrze, że ten beton wokoło małej stajni już działa
Nemo,
ja wiem, że mam cuś z oczami, więc się nie spieram, jak inni to widzą.
Ja tam widzę ciemną zieleń na sałacie, ciemną zieleń kropli na talerzu i ciemną zieleń plamy na białym obrusie 😉
Po prostu zawsze jest „in der Durchsicht”. Przy okazji popatrzę od góry przez szyjkę butelki – będzie „in der Aufsicht”. Zaberichtuję, co zabeobachtowałem 😉
jasne, ze kota na łańcuchu nie uwiąże, ale jak droga składała się z samych dziur, to jeżdzili nieco (tylko „nieco”) wolniej. Koty wiejskie żyją raczej krótko, niestety
To Twój olej wcale nie jest „dichromatisch” 😯 Ciekawe, z czego wyciśnięty 🙄 z UFO?
Żabo,
moja młodsza siostra mieszka przy takiej wiejskiej drodze szybkiego ruchu. Nawierzchnia jest dobra, to wszyscy pędzą na złamanie karku. No i kto będzie hamował dla kota 😯 Przez kilka lat bali się rano patrzeć na ulicę, bo co kilka miesięcy ich kolejny kot leżał rozpłaszczony na asfalcie 🙁 Aż dostali kota z Krakowa, z przytułku, i ten nie daje się rozjechać wielkopolskim Kubicom 😎
Nemo, a skąd wiesz, że ufoludki są zielone? Widziałaś?
A ja kkoleje od różnych olejoludków widziałem, zawsze zielone (bo zawsze „in der Durchsicht). Wcale nie wykluczam, że spojrzawszy przez szyjkę wgłąb flaszki doznam rubinowego olśnienia. Teraz mi się jednak nie chce iść do kuchni. Olśnię się niebawem.
No nie! Nie jestem fetyszystą kodów łotrpresowych, ale na mój ostatni komentarz łotr zaproponował mi kod „abee”. Złośliwiec jeden 😉
PaOlOre,
UFOludków nie widziałam, ale tych pestek, z których jest mój olej, też nie! Ja Ciebie nie chcę przekonywać, tylko się upewnić, co nabyłam? 😯
Nemo, posunalem rubinowa perwersje do spodu:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/OlejZDyni#5270528587699622178
ten Twoj dostawca pewnie buraka wcisnal
a propos kota, mam mysz z zaba, moze byc?
Sławek?
Rude z kontrabandą dojechało?
Sprawozdajże!
ostrzegalem:
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/MyszIZaba02#5270531475200108210
Krul, normalni juz spia, a Ty sie dopytujesz?
aaa, już widzę z obrazka, że dojechałło…
ciekawe, jak sprawdzimy, czy tam wpadły chińskie pestki?
Nigdy nie twierdziłem, że mam coś wspólnego z Normalnością
zolte nie jest, wiec pewnie nie
z duzej litery? to pewnie cos znaczy?
ta myszka z żabcią, to one tak sobie wespół w zespół spacerowały nim walec nadjechał?
miałem do wyboru: stanąć na baczność albo napisać z dużej litery (ktoś mi imputował, że to rusycyzm)
jak smakowała kiełbasa z austriackim chlebem?
jedno i drugie, to germanizm
kielbasy nie dowiezli, chleb, chcialbym taki dostac w raju
ale tam podobno tylko cienki wafel, trza to sprawdzic, tylko jak? mnie nie wpuszcza, potrzebne znajomosci
no to zapraszam… do raju.
a kiełbasy nie mieli wcale dowozić, tylko sam miałeś zabezpieczyć. Mówiło Rude.
Powiedziałbyś: giermanizm, to wiedziałbym na pewno, że rusycyzm. A tak, to tkwię w niewiedzy…
Czulem niedosyt ale znalazlem rozwiazanie. Dla Brzucha chyba nadawalby sie konik rasy Perszeron albo moze z Normandii. Gdzie takie hoduja.
Odowiedz nieobowiazkowa. Jak to w nocy ciemnej
Pan Lulek
ok! Sławuś,
chyba zbudziliśmy Pana Lulka…
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Wylizalem#5270536341241232050
wot sabaka, niewiedza w Austrii, lepsza niz wiedza w raju, trwaj
wylizalem
Lulek, dla Brzucha koniecznie polny, dla rownowagi
chyba smakowało 🙂
bo dobrze wylizane!
Siemanko Pan Lulek!
To Waćpanu dali już nowego Blechtrottla do klepania?
oj tak, az zzielenialem, super, zamawiam nastepna kolejke,
Panie Lulku, Trotel ozyl? fajnie jest
chyba porobie za miod,
spadziowy jestem, szychta za 6 godzin
3mta sie
ja tam koni żywych nie teges Panie Lulek
w postaci befsztyków i owszem
:::
moja definicja konia brzmi
niebezpieczny z przodu
niebezpieczny z tyłu
niewygodny w środku
:::
disel czyli pestkowy olej mam w kolorze brudna zieleń
A ja znalazłem taką.
KOŃ (definicja encyklopedyczna) –
Duży, wyrośnięty pies. Ma ładną grzywę, długi ogon i bardzo delikatny pyszczek. Jak wszystkie zwierzęta (no prawie, jakieś tam dżdżownice się nie liczą…) konie dzielą się na samców i samice. Pan koń to ogier, w wersji okaleczonej wałach, natomiast pani koń to klacz, pogardliwie kobyła lub szkapa.
Konie hazardowe to zupełnie inna para kaloszy. Zbierają się one na wyścigach konnych i biegają w kółko razem z pokurczonymi człowieczkami na grzbiecie (zwanymi dżokejami…). Maniacy wyścigów oglądają zawody z pewniej odległości, obstawiając, który koń wygra. Topią przy tym olbrzymie sumy pieniędzy, załamując się od czasu do czasu. Najwięksi frustraci popełniają nawet samobójstwo!
Konie sportowe popisują się za to przed ludźmi swoimi umiejętnościami w skokach przez przeszkody. Zgrabnie fikają nad kolorowymi belkami czy murkami ze styropianu. Inną konkurencją jest pokaz chodzenia. Polega to na tym, że koń z dostojnie zaplecioną grzywą biega po padoku, ładnie podnosząc nogi.
Jakoś dziwnie się składa, że konno jeździ zdecydowanie więcej dziewcząt. Do dziś ta zagadka nie została rozwiązana…
Szemrane towarzycho yu się zbiera, właśnie po godzinach doczytałam do tyłu.
PaOlOre, jak nie będziesz się częściej meldować, to zobaczysz wściekłą fuksję, a nie rubin w swoim oleju.
yurekphila,
z tymi dziewczynami to jest mit (jeden z wielu) powtarzany przez facetów. A niech wam będzie…
Co do hazardu, uprawiałam raz. Na Pardubicach w Toronto. Wygrałam dużo, stawiając na chybił trafił i powinnam była odejść, ale prawdziwy hazardzista namówił mnie na dalsze, bo „mam dobra rękę”. Epilog wiadomy, wygrana poszła.
Inwestycja była rzędu 20$, wygrana ponad 3 tysiące. Gdzie wtedy Jerzor był?! Obok 😯
Zajrzałem do wczorajszej końcówki. Definicja konia przytoczona przez yurekphila zdecydowanie lepsza od wcześniejszej definicji kucyka. Jako student czerpałem stały dochód z zakładów konnych, ale się nie hazardowałem. Konie biegały w Warszawie, a obstawiało się w Sopocie. Na podstawie programu obstawiałem najmniej ryzykowne gonitwy na kwoty stosowne biorąc pod uwagę zasobność studenckiej kieszeni.
Gdy sam nie mogłem pójść, wysyłałem kolegów z instrukcjami dzieląc się potem wygraną. Zazwyczaj wygrane w ciągu miesiąca wystarczały na opłacenie czynszu za pół pokoju i jeszcze zostawało na kulturę i drobne przyjemności. Bywały niespodzianki, gdy np. w pewnej, zdawałoby się, gonitwie z obu faworytów spadli dżokeje (jeden z nich – Mełnicki, nazwiska drugiego w tej chwili nie pamiętam). Starej Żabie nazwisko Mełnicki powinno coś mówić nawet, jeżeli w rzeczywistości jest młoda, bo to obecnie jeden z najbardziej znanych trenerów. A z Alicją wyjątkowo się nie zgodzę. Przez pewien czas końskiego świra miała moja córeczka. W wieku gimnazjalnym i wczesnolicealnym. Potem trudno to było pogodzić ze szkołą. Zauważyłem wówczas, że wśród adeptów konnej jazdy przewaga dziewcząt jest bardzo wyraźna. Być może szybciej to przechodzi i u zaawansowanych jeźdźców równowaga płci jest lepsza, ale coś w tej dziewczęcej fascynacji końmi jest.
Czyżby mój wpis wszystkich odstręczył od stołu? Nic nie przybyło prawie od godziny
Znów zaczynam dialog ze sobą, jak ktoś to kiedyś określił przy tym stole. Widzę, że sam się poprzednio wpisałem w 2 godziny po Alicji, która już poszła spać i nikt przy stole nie pozostał.
Bo to wczorajszy wpis i wczorajsze komentarze. Dziś gadamy o kaszi.