Pożegnanie z korkiem?!

Tymczasem  jeszcze nie jest to pożegnanie ostateczne. Ale jak wszystkie pożegnania napawa smutkiem i melancholią. Zwłaszcza, że po przeczytaniu dwuodcinkowego artykułu Andrzeja Daszkiewicza  „Korkować czy zakręcać?” zamieszczonego w  „Magazynie Wino”  zrozumiałem, iż problem jest poważny a rozwiązanie w zasadzie przesądzone. Korek zamykający butelki z moim ulubionym płynem jest w odwrocie. A taką ma piękną historię!

W 1660 rok a może parę lat wcześniej lub później, angielski przyrodnik Robert Hook przebadał pod mikroskopem korę dębu korkowego, który gęsto porastał wzgórza Półwyspu Iberyjskiego i był wielkim bogactwem Portugalii. Robiono z korka podeszwy butów dzięki którym chodzono bez przykrego uczucia zimna po kamiennych podłogach wiecznie chłodnych zamczysk. Hook – uznany za pioniera mikroskopu – stwierdził, kora korkowca zbudowana jest z komórek wypełnionych powietrzem, co powoduje lekkość i sprężystość materiału. Łatwo nim zatkać flaszę wciskając zatyczkę, a ona rozprężając się wypełni otwór szczelnie i nie da wylać się płynowi.

Pierwsze korki pojawiły się wcześniej zanim poznano rezultat badań mikroskopowych. Pisze więc Andrzej Daszkiewicz, że w 1632 roku gdym  fizyk Kenelm Digby opracował metodę produkcji trwałych i mocnych butelek  szklanych zatyczka korkowa weszła w powszechne użycie.  W tych czasach  korek wystawał sporo ponad brzeg szyjki, by łatwiej go było wyciągać, Dopiero bowiem w 1795 roku opatentowano w Anglii pierwszy korkociąg.

To była prawdziwa rewolucja na rynku winiarskim. Korkowanie  butelek spowodowało, że starsze roczniki przebijały wysokością ceny produkcję bieżącą. Ale także już wówczas zorientowano się, że niektóre butelki mają w swym wnętrzu nie pyszne wino lecz nie nadający się do picia kwas śmierdzący stęchlizną. To były pierwsze przypadki choroby korkowej. I to właśnie ta zaraza czyli 2,4,6-trójchloroanizol (TCA) znajdujący się w części zbiorów kory korkowej  zatruwa wino.

Dziś winiarze wszystkich kontynentów twierdzą, że nawet do 10 procent wina leżakującego w butelkach zamkniętych klasycznym korkiem ulega skażeniu. To gigantyczne straty dla winiarzy, handlowców i… smakoszy.

Przed ponad pięćdziesięciu laty zaczęto więc eksperymenty, które miały zdetronizować korek. A przyznać też trzeba, że i lasy dębów korkowych mocno się przerzedziły z powodu dość bezceremonialnej  i zachłannej działalności człowieka.

Próby z korkiem syntetycznym czyli produkowanym ze sztucznych tworzyw nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Wprawdzie jeszcze można trafić na nawet całkiem niezłe gatunki win zatykane plastikową zatyczką ale wiadomo już, że nie tędy droga. Przyszłość  jest w zakrętce. Lecz do jej upowszechnienia nadal daleko. A główną przeszkodą jest?niechęć miłośników wina  do tej nowinki technologicznej. Przywiązanie do korka jest silniejsze niż lęk przed chorobą korkową. Wiem to po sobie. Proste otwieranie butelki, wymagające tylko przekręcenia nakrętki, z najlepszą nawet zawartością, nie sprawia mi tej frajdy jaką jest użycie korkociągu. Być może, że w moim przypadku działa też to, że nigdy nie przytrafiła mi się dramatyczna przygoda z chorobą korkową. Choć rachunek prawdopodobieństwa mówi, że już dawno powinno to nastąpić.

Wiem jednak, że nie ma sensu przepychanie się z lokomotywą. Czytam bowiem w „Magazynie Wino”, że aż 90 proc. produkcji winnej w Nowej Zelandii zamykana jest zakrętką. Australijscy winiarze też – choć nieco wolniej niż sąsiedzi – przechodzą na nową technikę, zakręcając 60 proc. swej produkcji. 2,8 mld butelek sprzedanych w tym roku na całym świecie będzie miało zakrętki a nie korki. I choć jest to zaledwie 15 proc  całej sprzedaży, to i tak widać, w którą stronę zmierza świat wina. Trudno! Mój piękny korkociąg, kupiony w  Laguiole, zostanie odłożony na półkę jako zabytek. To może być zaczątek mojego prywatnego muzeum wina na Mokotowie.