Pożegnanie z korkiem?!
Tymczasem jeszcze nie jest to pożegnanie ostateczne. Ale jak wszystkie pożegnania napawa smutkiem i melancholią. Zwłaszcza, że po przeczytaniu dwuodcinkowego artykułu Andrzeja Daszkiewicza „Korkować czy zakręcać?” zamieszczonego w „Magazynie Wino” zrozumiałem, iż problem jest poważny a rozwiązanie w zasadzie przesądzone. Korek zamykający butelki z moim ulubionym płynem jest w odwrocie. A taką ma piękną historię!
W 1660 rok a może parę lat wcześniej lub później, angielski przyrodnik Robert Hook przebadał pod mikroskopem korę dębu korkowego, który gęsto porastał wzgórza Półwyspu Iberyjskiego i był wielkim bogactwem Portugalii. Robiono z korka podeszwy butów dzięki którym chodzono bez przykrego uczucia zimna po kamiennych podłogach wiecznie chłodnych zamczysk. Hook – uznany za pioniera mikroskopu – stwierdził, kora korkowca zbudowana jest z komórek wypełnionych powietrzem, co powoduje lekkość i sprężystość materiału. Łatwo nim zatkać flaszę wciskając zatyczkę, a ona rozprężając się wypełni otwór szczelnie i nie da wylać się płynowi.
Pierwsze korki pojawiły się wcześniej zanim poznano rezultat badań mikroskopowych. Pisze więc Andrzej Daszkiewicz, że w 1632 roku gdym fizyk Kenelm Digby opracował metodę produkcji trwałych i mocnych butelek szklanych zatyczka korkowa weszła w powszechne użycie. W tych czasach korek wystawał sporo ponad brzeg szyjki, by łatwiej go było wyciągać, Dopiero bowiem w 1795 roku opatentowano w Anglii pierwszy korkociąg.
To była prawdziwa rewolucja na rynku winiarskim. Korkowanie butelek spowodowało, że starsze roczniki przebijały wysokością ceny produkcję bieżącą. Ale także już wówczas zorientowano się, że niektóre butelki mają w swym wnętrzu nie pyszne wino lecz nie nadający się do picia kwas śmierdzący stęchlizną. To były pierwsze przypadki choroby korkowej. I to właśnie ta zaraza czyli 2,4,6-trójchloroanizol (TCA) znajdujący się w części zbiorów kory korkowej zatruwa wino.
Dziś winiarze wszystkich kontynentów twierdzą, że nawet do 10 procent wina leżakującego w butelkach zamkniętych klasycznym korkiem ulega skażeniu. To gigantyczne straty dla winiarzy, handlowców i… smakoszy.
Przed ponad pięćdziesięciu laty zaczęto więc eksperymenty, które miały zdetronizować korek. A przyznać też trzeba, że i lasy dębów korkowych mocno się przerzedziły z powodu dość bezceremonialnej i zachłannej działalności człowieka.
Próby z korkiem syntetycznym czyli produkowanym ze sztucznych tworzyw nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Wprawdzie jeszcze można trafić na nawet całkiem niezłe gatunki win zatykane plastikową zatyczką ale wiadomo już, że nie tędy droga. Przyszłość jest w zakrętce. Lecz do jej upowszechnienia nadal daleko. A główną przeszkodą jest?niechęć miłośników wina do tej nowinki technologicznej. Przywiązanie do korka jest silniejsze niż lęk przed chorobą korkową. Wiem to po sobie. Proste otwieranie butelki, wymagające tylko przekręcenia nakrętki, z najlepszą nawet zawartością, nie sprawia mi tej frajdy jaką jest użycie korkociągu. Być może, że w moim przypadku działa też to, że nigdy nie przytrafiła mi się dramatyczna przygoda z chorobą korkową. Choć rachunek prawdopodobieństwa mówi, że już dawno powinno to nastąpić.
Wiem jednak, że nie ma sensu przepychanie się z lokomotywą. Czytam bowiem w „Magazynie Wino”, że aż 90 proc. produkcji winnej w Nowej Zelandii zamykana jest zakrętką. Australijscy winiarze też – choć nieco wolniej niż sąsiedzi – przechodzą na nową technikę, zakręcając 60 proc. swej produkcji. 2,8 mld butelek sprzedanych w tym roku na całym świecie będzie miało zakrętki a nie korki. I choć jest to zaledwie 15 proc całej sprzedaży, to i tak widać, w którą stronę zmierza świat wina. Trudno! Mój piękny korkociąg, kupiony w Laguiole, zostanie odłożony na półkę jako zabytek. To może być zaczątek mojego prywatnego muzeum wina na Mokotowie.
Komentarze
Można też spróbować kupić trochę dobrego wina w zakorkowanych butelkach i odłożyć na lepsze czasy. Niech se leży i czeka. Korkociąg niech też leży i czeka. W ten sposób przez najbliższe dziesięć-piętnaście lat ciągle jeszcze przyda się.
Gdyby tak odłożyć sto butelek to w prosty sposób możnaby obliczyć ile z nich zapadnie na chorobę korkową.
A potem choćby potop….
Widząc (czytając), co się święci – od początku tysiąclecia zaczęłam kolekcjonować co efektowniejsze korki wyjęte osobiście z butelek.
Ale szybko mi się to znudziło…
…chyba za łatwo godzę się ze światem na modłę PanaAsnykowego
W nie cofniecie życia fal
nic skargi nie pomogą…
etc., etc.
Podstawa, by wino przechować w należytym stanie, prawda?
😉 🙂
Nie wyrzucam korków z zasady. Zawsze mogą się do czegoś przydać. Na razie niektóre służą do zatykania butelek z nalewkami, inne nakładane są na kolczaste liście agawy, a reszta czeka na globalne ocieplenie. Jak się oceany podniosą, porządna tratwa będzie jak znalazł 😎
Ech, Andrzeju Sz. Ileż to razy zaczynałam „odkładać”. Nie sto butelek ale 4-5 przytarganych skądś tam we własnej walizce albo plecakach córek albo darowanych przez gości albo i w porywach lepszej passy, kupowanych.Kiedyś nawet Młodsza kupiła na wyprzedaży upadającej hurtowni 2 kartony czyli jakby nie było 18 butelek. Te przetrwały nawet 2 lata – różowe, włoskie było dosyć paskudne, a czerwone tunezyjskie bardzo słodkie. Tak czy owak zamiast dokładać do zapasu, każdorazowo zapasy topniały w nieprzewidywalny sposób.
Korki – hm… pierwsze plastykowe zatyczki dawno temu spotkaliśmy w „ruskoje szampankoje” (póki nie przegrali procesu i nie musieli przemianować na „igristoje”) Mój młody wtedy Mąż bardzo lubił „huknąć” W efekcie raz zbił klosz w lampie i potem nie można było takiego samego kupić, a raz Pyra dostała tuż pod oko i tydzień obnosiła kolorowe „limo” wyglądało, jakby mi ktoś przyłożył zdrowo. Odtąd mam lekki uraz i kiedy otwiera się taką butelkę, to ja staram się zniknąć z najliższego otoczenia.
O korkach bardzo ciekawie pisze znana skądinąd niektórym Jaguś :
http://www.kurdesz.com/main.php?artId=168
Witam – i lecę dospać!
O, a ja korki zbieram i zużywam w kominku na podpałkę. Może jednak na wszelki wielki zbierać z myślą o tratwie, bo co będzie, jak te lodowce… i poziom jez. Ontario się podniesie? 😯
Drzewa balsa tu ni ma…
😆
Vivat zakretki plastikowe
Od dziesiecioleci czekam i mam nadzieje doczekac sie w najblizszej przyszlosci znikniecia oduzajacego zapach stechlizny z win korkowanych naturalnym korkiem. Koniec z niechcianymi bakteriami i grzybami chowajacymi sie w porach i produkujacymi niezdrowe chemikalia zmieniajace smak wina.
Im szybciej nastapi zmiana tym lepiej dla naszego zdrowia. Juz doczekac sie nie moge tych flaszek wina zatykanych plastikiem lub metalowa zakretka. Koniec z paranoicznymi korkociagami. Koniec z oktuchami korka w winie powodujacymi chroniczne kaszle oraz zatrucia przewodow pokarmowych. Koniec z odbijaniem flaszki dlonia.
Vivat zakretki plastikowe
Coraz częściej kupuję wino zakrecane. Kiedyś z wielkim lękiem, teraz coraz odwazniej. Ale brak poprzedzającej picie ceremonii korkociągowej odczuwam w sposób zdecydowanie przykry. Szampan chyba jeszcze długo bez korka się nie obejdzie. Staram się go otwierać z lekkim syknięciem tylko, ale przy naprawdę wielkich okazjach wszyscy, w tym i ja, cieszymy się hukiem i nie zważamy na poprawność manier. Fakt, że to niebezpieczne. Moja Ukochana też raz dostała w oko. Może nie tak spektakularnie jak Pyra, ale przez parę dni odczuwała skutki. Klosz też raz poszedł, ale na szczęście nie był unikatem.
Wczoraj miałem kod 1835, dzisiaj 1844. Jeszcze spokój, ale za dwa lata Szela będzie rżnął szlachtę galicyjską. Pewnie w 1844 służby specjalne w Wiedniu już nad organizacją tego buntu pracowały. Pewnie przy winie z butelek zamykanych naturalnym korkiem. Może z beczek. I pewnie było to wino białe. Może heuriger, może gruner veltiner lub riesling, a może tokaj. Ostatnio przeczytałem, że w Austrii trudno kupić białe wino w pełni dojrzałe, ponieważ amatorzy nie pozwlają mu dojrzeć. Tylko nieliczni dystrybutorzy opierają się popytowi i chowają wina w swoich piwnicach. Są za to nagradzani dobrymi cenami za wino kilkuletnie. A propos korka – parę dziesięcioleci lat temu zajechałem do winnicy renomowanego prodycenta z Doliny Rodanu i zakupiłem jedną butelkę renomowanego wina. Jedną, bo i tak na owe czasy był to spory wydatek, gdy realny kurs franka był zwany czarnorynkowym. Otworzyliśmy tę butelkę po dwóch latach mniej więcej. Już przed otwarciem byłem pewien obaw na widok korka czerwonego od góry. Rzeczywiście wino było zepsute chociaż nie z powodu choroby korkowej lecz rozeschnięcia się korkowej zatyczki. Dostęp tlenu pozwolił winu zamienić się w ocet.
Mam 2 wspomnienia z wakacji dotyczące korków:
pierwsze dotyczy wakacji na francuskim wybrzeżu : pora obiadu, wszyscy urlopowicze jedzą swoje posiłki na tarasach,które sąsiadują ze sobą.
I tylko dookoła słychać otwieranie kolejnych butelek z winem, z tradycyjnymi korkami wyciąganymi korkociągiem ! I stąd właśnie ten przyjemny dla ucha odgłos – p u k i p u k z kolejnego jeszcze tarasu…
Jak czuliśmy się solidarni i zjednoczeni tym upodobaniem do popijania wina – my i nasi wkacyjni sąsiedzi z Czech,Holandii czy też z Niemiec.
I inne wakacje – w Chorwacji,gdzie popijaliśmy głównie miłe różowe wino
zamykane …kapslem.A sąsiedzi zapewne też otwierali kapslowane wina,
bo nie było słychać żadnych odgłosów.I nie odczuwaliśmy już tej atmosfery
pewnej wspólnoty,czy braterstwa. A szkoda !
W garnczku gotuje się jedzenie dla Radka – dwa kawałki szyji indyczej, czyli dawka dwudniowa. Nie wiem, jak będzie ze śniegiem , na razie przymrozek mu się podoba, chętnie chodzi po zmrożonej z lekka trawie. Pyry będą jadły dzisiaj spaghetti z sosem bolońskim ale to dopiero wieczorem, bo Młodsza ma dzisiaj wywiadówkę i wraca późno. A wracając do mojego pupila – fajnie jest obserwować stworzenie, które co rusz spotyka się z czymś po raz pierwszy w życiu. I coraz mocniej utwierdzam się w opinii, że różnice w zachowaniu i dorastaniu dzieci ssaków, są naprawdę niewielkie.
Otwieranie szampana jest proste jak Swiński ogon – nauczył mnie kiedyś znajomy kelner z Chez Piggy.
Po primo usuwamy drucik. Po drugie primo, chwytamy główkę korka i leciutko kręcimy nim tam i z powrotem, podciągając jednocześnie do góry. Należy to robić powoli i z wyczuciem. Nie puszczamy korka na żywioł, tylko wyciagamy w ten sposób do końca – jeżeli chcemy wystrzałowego efektu , szybkim ruchem wyciągamy korek, kiedy mniej więcej 2/3 korka jest już wyciagnięte. Można i owszem, skierować wtedy butelkę do jakiegoś celu (wrogiego!) i puścić na żywioł, lekko podważając korek kciukami obu dłoni.
Od zawsze jestem desygnowanym otwieraczem butelek szampana na Sylwestra. Nigdy nie było szkód ani strat płynu. Wystrzał zawsze, i to punktualnie.
Ważne – nie potrząsać butelką przed, to nie wyścigi formuły I , szkoda płynu!
I notka – niektóre korki są oporne, ale cierpliwością i tym damy radę.
Uwaga dla sylwestrowych otwieraczy – trzeba korek wcześniej wyczuć – i jak się daje okręcać, znaczy, że wszystko pójdzie dobrze. Operację odkorkowywania zacząć kilka sekund przed godziną 0 i w odpowiednim momencie wyciagnąć korek z hukiem.
Jak widzicie, żadne mecyje.
Danuśka,
Czy to nie tobie przypadkiem kiedyś wymknęło się:
„Mój ci jest! Mój ci jest!!”
Alicjo,
Z małą różnicą:
Korek trzymamy stanowczo i zdecydowanie a pokręcamy butelką. Tak jest „eleganciej” jak mawiać był zwykł docent Marian K. na Politechnice a póżniej również Uniwersytecie Gdańskim.
Andrzeju,
Rzecz jasna,że się wymknęło ! Bo przecież każdej Danuśce jakiś Zbyszko pisany !
ASzyszu,
żadna różnica. Działa i daje pożądany efekt, a o to chodzi.
mieczów ci u nas dostatek, wiec te korki od szampana zgrabnym uderzeniem w szklane zgrubienie szyjki w kosmos wysylamy, a przynajmniej pod krzyzacka granice,
ja tam tez lubie, jak korek plumknie i zadna zakretka mnie nie przekona,
kupuje czasem argentynskie winko zatykane takim niby korkiem, ale nie z korka, jakis taki dmuchany polietylen, porowaty, wiec winko oddycha i zadne TCA mu nie straszne
Alicjo,
Nie mówi się „żadna różnica” tylko „różnica jest jednakowa”!
Też mam wspomnienia z winem zalatującym stęchlizną – miało uświetnić uroczystą kolację w gronie przyjaciół. 🙁
I butelkę pod kątem 30 do 45 stopni , to się nie wyleje jakby co.
A może to zabobon ?
Kilka lat temu syn prosił mnie bym zamówił mu butelkę białego wina z Australii z piwnic Petera Lehmanna. Nie było tego w normalnym „półkowym” asortymencie więc trzeba było zamówić i poczekać kilka dni. Butelka ta leżała i czekała parę miesięcy. Potem kiedyś syn przyjechał z butelką czerwonego od tego samego producenta i wpadł na pomysł aby podać obydwa do obiadu.
Białe po otwarciu okazało się że było „tknięte”. Poszłem (niedaleko było) i odniosłem do sklepu. Zwrócili pieniądze.
Zawsze zwracać!!! Bo skąd oni (sprzedawcy) bedą wiedzieli ile wina się nadpsuwa?
Pyrze już się chwaliłam, ale jeszcze mi mało. Ugotowałam wczoraj fasolową na dzisiaj i jutro i wyszła przerewelacyjna 😀 Byłabym dumna do spuchnięcia, gdyby nie fakt, że nie wiem co zrobiłam inaczej niż zwykle. Zazwyczaj tylko kuchennie chałturzę, tym bardziej cenię przebłyski geniuszu. Musi coś we mnie drzemie 😉
ASzyszu, co racja, to racja. Różnica jest jednakowa 😉
Dariusz,
butelka zawsze jest pod lekkim kątem, bo łatwiej manipulować korkiem.
Butelki zakręcane – dlaczego nie. I tak wino (czerwone) otwieramy w kuchni wcześniej, żeby sobie pooddychało, dajcie sobie na wstrzymanie z tym plumkaniem, nie otwieramy butelki przy gościach, to nie restauracja.
Albo przelewamy do eleganckiego dekantera 😎
A to robimy nie na salonach przy gościach, tylko na kuchennym zapleczu.
tudzież do ciżemki, ale wtedy gość tylko jeden, niechby nawet na zapleczu, jednak się uprę z tym plumk!
Sławku-nie zawsze udaje się jednak wysłać ów korek od szampana wraz z końcówką szyjki ,aż pod krzyżacką granicę.
Mój kochany małżonek efektownie odciął korek wraz ze szklaną końcówką butelki (Francuzi mawiają „sabrer le champagne” ) i całość zatrzymała się na mojej kostce,jako że stałam wraz zresztą z innymi gośćmi w pewnej,
wydawałoby się bezpiecznej odległości. Szampan lał się strumieniami,ale
krew z mej trafionej kostki również !
Łotr Press skasował mi wpis i skłamał na dokładkę!
A pisałam, że plumkanie jest fajne.
Poza tym gratulowałam haneczce. 🙂
A ‚propos różnicy jednakowej – miałam kiedyś ucznia, który mówił „równakowo” – to czy owo równakowo. Nie dla dowcipu – tak mówił i już, I jeszcze przytoczone przez ASZysza stopniowanie przymiotników pana Mariana K, Nie wiem , jak dzisiaj dzieci uczy się gramatyki (i czy w ogóle się uczy) ale były pokolenia m.w. dziesięciolatków, które bawiły rodziców stopniowaniem przymiotnika „chory” w sposób prosty zamiast opisowego i wtedy wychodziło sztubakom „chory, chorszy, trup”. Widać Marian K, też z tej szkoły.
Marian K. był ze starej dobrej szkoły matematycznej. Między innemi w ówczesnym Leningradzie.
Jego wywody matematyczne na tablicach były pełne poezji. Często jednak dawały się ulepszyć z czysto estetycznych powódek.
Docent Marian K. zostawił trwały ślad w mojej edukacji. Mógłbym nawet – po chwili namysłu – rzec, że odcisnął piętno…
Prawda to i nieprawda o różnicy jednakowej. Kręcenie butelką należy do dobrego tonu. Więc może różnica jednakowa, ale ton trochę inny. Tak naprawdę, wsio ryba, byle szampan był dobry, a jeszcze ważniejsze, żeby go pić w dobrym nastruju, bo wtedy szampański humor pojawia się prawie natychmiast. Natomiast z otwieraniem wina, żeby odetchnęło, trzeba bardzo uważać. Młode np. 2-letnie wino czerwone dobrze otworzyć na kilka, a nawet kilkanaście godzin przed podaniem. Ale dekantować należy wina, które nie tylko są młode, ale do tego jeszcze wyraźnie wydzielają alkohol. Nie wolno wcześniej otwierać win starych, bo w ich przypadku działanie tlenu może być zabójcze. Wino dwudziestoletnie, bardzo dobre zaraz po otwarciu, już po godzinie może być wyczuwalnie gorsze z powodu utlenienia. Stare wino wymaga jednak czasem dekantowania prawdziwego, to znaczy przelewania do karafki rurką z dolnej części butelki, ale nie z dna. Chodzi o pozostawienie w butelce osadu, który nawet w bardzo dobrym winie może występować w znacznych ilościach. Młode wino przelewane do karafki w celu usuniecia nadmiaru oparów alkoholowych leje się szerokim strumieniem bez rurki, a więc naprawdę nie jest to dekantacja.
Poza tym łatwiej jest kręcic butelką niż korkiem, zwłaszcza jak korek uparty. Dźwignia.
A_Szysz ma racje. Oddawac do sklepu niesmaczne wina. Trunek zalatujacy korkiem jest gorszy od przypalonego mleka. Jak sie pomysli ze ludzina tak rzadko zwraca uwage na smak tracacy korkiem to bieze zdziwienie. Poprzez te obrzydliwe korki trace na apetycie a co za tym idzie i na wadze. Szczerze klepiac mam już dosyc zbednych hukow i uslyszenie `plop!`z otwieranej flaszki nie robi mi przyjemnosci. Na dodatek bywaja jeszcze takie monstrualne korki we flaszkach ze bez hydraulika sie nie obejdziesz.
Co komu łatwiej, to łatwiej. Nie wydziwiać, ja mam swój sposób i nikt mi nie przetłumaczy OK?
Zostawmy szampana w spokoju, zajmijmy się kapustą. Konkretnie – kapustą kiszoną. Podajcie sierocie jakieś przepisy sekretne, sierota wczoraj odkryła, że przecież ma na składzie 4 litrowy garnek kamionkowy glazurowany, a do tego dwa 5-litrowe słoje. No aż się prosi, żeby wykorzystać w wiadomym celu! Dajcie więc sprawdzone pomysły, mogę wykorzystać nawet 3, bo tyle mam naczyń.
Brawo Stanislaw!
Naturalnie ze krecenie butelka nalezy do dobrego tonu. Na kogo wypadnie temu ciuszek spadnie. 😆
dzieki za przypomnienie. na najblizszej imprezie wprowadze w ruch 😆
W skrajnie trudnych sytuacjach, gdy do tego czas naglił, jedna osoba trzyma korek, a druga kręci butelką. Skrajnie nieeleganckie sed skuteczne.
Wracając do korka, uważało się, że korek pozwalał winu oddychać, a zakrętka na to nie pozwala. Czy wino naprawdę jest w stanie oddychać przez korek, nie wiem. Może ktoś robił badania, ale ja o nich nie słyszałem. Jeśli ktoś wie, niech się pochwali. Myslę, że w sumie przy winach do 10 lat problem zakrętki pozostanie tylko brakiem miłego odgłosu. Jak to jednak ma być przy winach wiekowych. Wino, które ma długo dojrzewać w butelce, przygotowuje się do wymiany korka co 5 lat. Robi się to u producenta, który poza korkiem usuwa odrobinę wina sąsiadującego z korkiem i uzupełnia swoim – z tego samego rocznika oczywiście. Nie muszę dodawać, jakie to trudne w praktyce. Trzeba to wino dostarczyć do producenta nie dopuszczając do mieszania płynu w butelce. Inaczej mówiąc trzeba dobre wino przechowywać u producenta, żeby pięknie się starzało przez lat np. 30. Wina przechowywane w domowej piwnicy prawie nigdy nie starzeją się z godnością, jeżeli proces trwa dekadami. Jak na ten proces będzie wpływała zakrętka i czy trzeba ją będzie co kilka lat wymieniać? Czy Andrzej Daszkiewicz coś pisał na ten temat?
P.S.
Nie przypominam sobie, żeby ktoś wczoraj podał przepis na dynię marynowaną – wiem, mogę poszukać w sieci, ale ja szukam sekretnych pomysłów! Zawsze was gdzieś na manowce zwiedzie…
Skojarzenie Johnnyego prawidłowe. Gdy już jest szampański humor, trzeba z butelką coś zrobić. Alicjo, możesz kręcić, czym chcesz. Nie mam zamiaru niczego przetłumaczać, bo, jak napisałem, ważne, co się pije, a nie, czym się kręci. Ale żeby tak od szampana do kapusty…
Johnny 😆
Takie efekty na imprezach są wielce pożądane 😉
Można nawet wybrać odpowiedni obiekt…
Stanisławie,
do kapusty, bo nie samymi bąbelkami człowiek żyje!
Alicjo,
1 kilo dyni pokrojonej w małą kostkę
Zalewa:
2,5 dl octu (6%)
3 dl cukru
1 łyżeczka imbiru
5 ziaren białego pieprzu
1 łyżeczka soli
1 laska cynamonu
Zalewę podgrzać, wrzucić dynie i pogotować z kwedrans – pół godziny. Przełożyc dynię do słoików a marynada niech jeszcze się gotuje z dziesięć minut. Zalać, zamknąć.
ASzyszu,
dzięki. Imbir żywy czy w proszku?
w proszku
A_Szysz ponownie o laskach i przypomial mi się rachityczny wyglad lasu z drzewami korkowymi na Corsyce. Drzewa były swiezo co obdartych z kory. Makabryczny widok. To ja już wole las lasek obdartych z …. 😆
nie robmy bohatera z smierdzacego korka. Przeciez to zwykly zapchaj dziura. Nie ma to nic wspolnego z pieknem czy romantyzmem. Zwykly smierdziel wciskany do flaszki i jeszcze wychodzacy z wielkimi oporami przy uzyciu przeroznych niebezpiecznych narzedzi.
dla czytatych, o korkach
http://www.1jour1vin.com/Science%20et%20Vie%20vis%20sept06%20VIS.pdf
jak zwykle ile korkow, tyle prawd, a w Australii maja jeden korkociag na piec domow, wiec wola krecic
Alicjo!
Całkiem oryginalnego przepisu na kwaszenie kapusty nie mam, ale ciekawych wskazówek „w tym temacie” udziela Pani Wanda Czubernatowa.
„W kapuście kisiło się psiorki, czyli małe, kwaśne jabłka, czosnek, przesypywało kminkiem, ktory rósł na każdej miedzy wśród naszych pól. Oprócz ukrążonych drobno główek, władało się całe liście i małe główeczki. W zimie dzieci miały uciechę …”
No, ale do takiej produkcji musiałabyś sobie sprawić beczkę.
A może? 🙂
Andrzeju jerzy,
no właśnie – beczkę?! Beczkę może nie, ale są takie większe kamionki glazurowane, na oko 30, a może 40 litrów…Dla nas to za dużo, zakapuścilibyśmy się na śmierć. Chyba, że otworzyłabym produkcję i sprzedawała w „Bałtyku” 😎
Alicjo – przepisu co do deka, to ja Ci nie podam, bo robię „na oko”. Ważne – poszatkowaną kapustę z lekka przepypuję solą w dużej misce i zostawioam na m/w 6 godzin zeby „odgazowała” czyli żeby możliwie dużo związków siarki się ulotniło. W tym czasie przegarniam ją od czasu do czasu Potem na tarce o dużych oczkach wcieram w marchew ( m,w, 2 na 5 kg kapusty) i kilka winnych jabłek. Mieszam to razem, czasem jewszcze wetrę 0,5 sredniego selera Na dno garnika czy słoja też wkładam 2-3 duże, zewnętrzne liście (byle czyste) i wrzucam kapustę metodą 2 x tyle , co w złączonych dwóch dłoniach + małą jarść soli – uciskam tłuczkiem, zaby było jak najciesńiej i tak do skutku. Po jakimś czasie robi się za dużo soku, to go odlewam, a na wszelki wypadek zostawiam w słoiku w lodówce na wypadek, gdyby po 3-4 dniach fermentacji soku było za mało. Kiedy gar jest pełen biorę kopyść i trzonkiem robię dziurę na środku aż do spodu, żeby ułatwić wymianę gazową. Na wierzch liść jeden czy dwa, wyparzone płótno albo gazę, spodeczek i kamień jak pięść, ścierką przykryć gar i czekać co najmnie 14 dni.
PS – do marynaty z dyni dodaję też goździki
PS II – w słoiku nie ma jak przycisnąć kapusty, więc liść zewnętrzyny konieczny i co dzień albo co dwa dociskać kapustę, żeby zawsze sok był na wierzchu.
Pyro vel Pyra Młodsza
gozdziki prosze tylko!!! uzywac do gotowania marynaty !!!
pozostajacy gozdzik wraz z marynata powoduje gorzkniecie przetworu. malo tego, cudowny i cieply kolor jaki dynia otrzymuje po jej zblanszowaniu w marynacie zanika po dluzszym pobycie w tejze marynacie gozdzika.
fazit
wylawiac przed zamknieciem marynaty
a tera spadam
wam: pa pa pa 😆
Alicju, ja bym nie eksperymentował z takimi dużymi kalibrami kamionek. Musi to być mocno niewygodne w manipulowaniu, przestawianiu, ew. myciu. Chyba że masz jakiegoś strongmena na podorędziu.
Ostatnio w niedzielę musiałem wytrząsnąć wiśnie z 20L gąsiorka z nalewką i potem parę godzin czułem to w kręgosłupie. W tym roku kupiłem sobie gąsiory 10L z szerokim wlewem. Nie dość że lżejsze do przestawiania w piwnicy i kuchni, to łatwo się dobrać do owocków nasączonych alkoholem – można że tak powiem czerpać pełną garścią 😉
Sławku, sznureczek bardzo ciekawy. Przyznaję, że nie do końca zrozumiałem, czy naturalne starzenie wina w butelkach bazyjace na redukcji, to ten proces, który sprawia, że wino jest coraz lepsze, czy też chodzi o starzenie, które to wino pogarsza. Myślę, że chodzi o to pierwsze. W takim razie potwierdza się, że oddychanie przez korek jest przesądem. Ciekawe, że chorobe korkową odkryto dopiero w latach 70-tych. Czy można też przypuszczać, że stosowanie kapsli zamiast korków pozwoli zrezygnować z dodawania do butelek z winem związków siarki?
Niema to jak stabilnosc w zyciu. Jak wcinala, tak wcina.
Pan Lulek
Panie Lulku najmilejszy, kopiuj Pan, kopiuj nim komentarz zostanie dodany!
Also
ja nie wkładam kory cynamonu (farbuje nieprzyjemnie)
lecz zawsze kawałek świeżego imbiru (plasterek)
gorczycę daję też
:::
a dlaczego wina nie kapslować (jak piwa?)
Pyro i inni,
znalazłam metodę przycisku w słoiku, ja używam takiego wielgiego słoja, który ma większy otwór, niż zwykła litrówka. Otóż znalazłam słoik po czymś, który akuratnie mi się wpasowuje w otwór wielgiego słoja i jeszcze trochę miejsca wolnego naokoło. Ten mały wypełnię małymi kamykami i w ten sposób mam kamol pięściowy. Pamiętajcie – mój patent! A słoiki mniejsze maja przeróżne gabaryty, zawsze można dobrać. Hm. Jeszcze lepiej, wsypać do słoika piasku i dolać kapkę wody – prawdopodobnie byłoby to cięższe od kamyków!
Główka pracuje 😎
Pyro, dzięki za cenne wskazówki, wsadzę do /Przepisów i na pewno skorzystam. Kapustę nabędę dzisiaj. Drogą kupna, bo farmerzy już dawno sprzątnęli z pól i nie ma jak buchnąć 😉
pożegnanie z korkiem prawie jak pożegnanie z Afryką … 🙂
chyba też zakiszę kapustę i wykorzystam patent Alicji …
Andrzej Szyszkiewicz
Dziekuje za kontakt o konikach, jutro po poludniu przychodza ci znajomi na kawe. Czy ci hodowcy maja cos w jezyku niemieckim lub angielskim. Jesli nie, bede tlumaczyl prosto z komputera a reszta to ich sprawa.
Pan Lulek
Alicja, podobnie dociskam małosolne. Słoikiem z wodą.
Mam traumę powypadkową. Chyba strzelę sobie kielicha, albo co. Każde włókienko we mnie się trzęsie. Wszystko dobrze się skończyło, ucierpiała tylko zerwana smycz, ale co przeżyłam, to moje. Wracałam z psiakiem z wąchania trawników, przed windą stała para starszych ludzi (z wizytą, nie miejscowi) i chłopaczek. Jak się okazało starsi państwo nie umieli obsługiwać windy. Przyjechała winda, chłopaczek i pani weszli do kabiny, pan mi świadczył rewerencje, Radek wbiegł, dzrwi się zamknęły (pani nie umiała otworzyć ani zatrzymać windy) ja zostałam ze smyczą w ręku i starszym panem. Całe szczęście, że snycz na szelkach a nie obroży. Urwała się na wysokości I piętra. Musiało tam nieżle nim pociągnąć. Trochę ucierpiały palce chłopaczka, który ze zdenerwowania nie umiał odpiąć taśmy od szelek. Pojechali na VI ptr, potem ktoś sprowadził psa w „kucki” trzymając ręką za szelki. Idę sobie czegoś nalać.
Alicjo, może być też słoik z piachem, możesz też wsypać piach pomiędzy kamyki i dodatkowo dolać tyle wody ile piach da radę wchłonąć. Wtedy to już będzie 100% wykorzystanie możliwości dociskowych Twojego słoika.
Dzięki za podpowiedzi w sprawie kamola. A co do kapusty, nie wyobrażam sobie bez kminku – moja Mama zawsze dodawała.
Pyro, straszna opowieść! A jak Radek?
Alicjo – kminek oczywiście ale zamiast jabłek albo obok nich wzruć ze 2 garście żurawiny – pięknie wygląda kapusta z czerwonymi kropkamil. Jadłam taką w Olsztynie
Panie Lulek,
http://www.roztoczanskipn.pl/angielski/pony.html
Ta ich witryna trochę felerna ale przy odrobinie uporu można tam wszystko znaleźć łącznie z adreesami i numerem telefonu.
Jest jeszcze jeden hodowca gdzieś w okolicach Poznania.
Nic mu się nie stało, Pyro? pewnie też przezywa. Szkoda, że nie można mu dać kielicha.
Panie Lulek,
W Sierakowie, według:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Konik_polski
Radek śpi – o kielicha nie prosił, dostał drugi kawałek szyjki indyczej ten, który miał być na jutro. Pewnie niepotrzebnie, ale pani ulżyło na sumieniu.
Przepis na kapustę kiszoną według Pyry i innych ciagle uzupełniam o uwagi i uaktualniam, podobnie jak uzupełniłam przepis ASzysza na dynię marynowaną.
Sąsiad tnie drewno na poręczne pniaczki, hałasuje taką bardzo głośną, mechaniczną piłą.
Odważnie wybieram się dzisiaj za róg po zapasy, temperatura zero, rano było -3. Jerzor oczywiście na rowerek i hop, przecież śniegu nie ma. Te 8 000km już przekroczył, ale do końca roku nie nakręci chyba następnego tysiąca? Chociaż kto wie… masochista rzadki.
Może się przyda?
http://www.joemonster.org/filmy/3644/Wyciaganie_korka_z_butelki
yurekphila, nam tu chodziło raczej o wyciąganie korka z pełnej butelki! 😉
Zdecydowanie – prosiemy o pełne butelki!
Do lekarza zgłasza się Szkot z bólem brzucha.
Lekarz bada pacjenta, stwierdza dużą wypukłość w jamie brzusznej, więc kieruje go na prześwietlenie i do chirurga. Chirurg ogląda zdjęcie i oczom nie wierzy. Cała butelka pełna whisky leży w brzuchu pacjenta.
Chirurg: No, wie Pan sytuacja jest poważna. Należy natychmiast operować i wyjąć tę butelkę.
Szkot: Panie doktorze, w żadnym wypadku wyjmować, proszę tylko postawić i otworzyć.
Grażyna oddycha jodem i borowiną, a gdzie Echidna? Przecież tam lato, więc jej nie zasypało. A Stara Żaba? Jeszcze nie przyszła do siebie po ułańskich pokazówkacvh? Meldujcie się , Dziewczyny, bo się zaczynam martwić.
Ależ paskudnie, zimny wiatr i lodowata mżawka.
No, A ja mam zime!!!! Radosc rozrywa mi pluca, wreszcie bede sie mogla wykazac szcegolnie okolo 5 rano….
Alicjo te slajdy z naszym kanadyjskim sniegiem maja w podkladzie wspaniala muzyke, moze wiesz co to jest?????
Panie Lulku, Kupuje Pan kucyka?? Chomik jest troszke mniejszy i prostrzy w obsludze. Dobrze radze.
Tuska
Ludzie!!!
Toast jakiś, tylko szybko! No więc poszłam za róg. Zimno, ale jako tako. Pół kilometra nie uszłam, ciemno się zrobiło, z nieba sypie biała kasza. Dałam odpór elementom pogodowym, narzuciłam tylko kaptur na głowę. Nawet mi się spodobało – niech se sypie. I tak sypało aż do rzeczonego rogu, czyli przez następne 2 kilometry. Zrobiłam zakupy, w tym czasie wychynęło słońce. Dobra nasza, wracam do domu w słoneczku. Ledwie ze 100 metrów uszłam, słońce na chójkę, ciemno się zrobiło i od jeziora jak sypnęło elementem pogodowym! Tym razem były to wielkie białe płaty. W pewnym momencie padały poziomo, bo wiatrzysko się zerwało, normalna Islandia, zawierucha, koniec świata. Za jakieś pół kilometra jak nożem uciął – uszłam kilka metrów, spojrzałam za siebie, a tam zawierucha trwa. Niesamowite zjawisko 😯
Teraz nemo może mnie kopnąć w kostkę i nie tylko – gdzie ja miałam aparat?! Wychodząc myślałam, że nic ciekawego mnie nie spotka, taki szary dzień …
Aparat noś i przy niepogodzie!!!
A teraz toast proszę, bo muszę się rozgrzać!
Toast za Radyjko tym razem, za to, że ocalał, że spokojnie przespał moje rozdygotanie. Mój piesio, niech żyje!
Zdrowie psiaczka! 🙂
Stachu, zupelnie dobrze zrozumiales, starzenie sie wina polega na redukcji, tego, co w srodku, z rownoleglym i bardzo niewielkim dostepem powietrza przez korek, cos na zasadzie osmozy moderujacej, dla win z gornej polki i z pretensjami, czesto zasadnymi, korek nalezy wymieniac co 5 do 10 lat, zachlyst tlenem, drobna dolewka po zlewce, tego, co sie z korkiem styklo i znow na pare wiosen spokoj, zbyt duzy dostep powietrza occiany wplyw ma, nieistniejacy powoduje, ze winko czuc „zamknietym”
wychodzi na to, ze co wino to korek, czerwone lux kupic i zostawic u producenta, zeby dbal przez np. 20 lat, wyjdzie taniej niz w sklepie, ale i tak na grube portfele, do spozycia na lepsze okazje w dobrym sklepie, niestarsze niz 5-8 wiosen, reszty nie przeplacac za dlugi korek, dla Dzoniego w tetrapaku, moze byc z kapslem 🙂
biale obejda sie, poza wyjatkami, zatyczka wytrzymujaca 5 lat, rozowe mozna zatkac gazeta
Pyro, za Radka i dygoty.
I za Alicję. Mam nadzieję, że Jerzor już w pieleszach.
o toast, jestem i chyle, za psiaczka
Pyra, gdyby on miał obrożę to ja nie chcę mysleć. Powtórka toastu.
Haneczko,
Jerzor właśnie pedałuje 🙂 Widzę, że na razie od jego strony pogoda, ale tutaj nadciaga czarna chmura i pewnie go nie minie, bo w tamta stronę zmierza. Chciał, to ma! (z pracy 14 km do pokonania).
Tymczasem udaję się do kuchni. Jeszcze mizerię trzeba zrobić. Obiad prosty – zostało sporo filetów soli (zrobilam cały kilogram), specjalnie zostawiłam ziemniaki w mundurach na dzisiejsze odsmażanie, do tego mizeria.
Radyjko ma się dobrze, ciekawe, czy teraz będzie ochoczo wkraczał do windy. Traumatyczne przeżycie bądz co bądz. No to do zajęć…
Ja wiedziałem że tak będzie…
antek pisze:
2008-01-08 o godz. 21:45
Jeśli chodzi o zakręcalnictwo winne, to jest teraz taki, jak kiedyś mówiono, trynd. Zastąpić korki zakrętkami! Są one bardziej szczelne od tradycyjnych cało czy mielono korkowych i tych takich plastikowatych syntetycznych. Pewnie prostsze i tańsze w produkcji, ubrane w ładną grafikę, maszyna zrobi zziiuuut i gotowe!! Zakorkowane, szyjka butelki ładnie przyozdobiona. A że z korkociągami przyjdzie się rozstać??
Już wiele różnych rozstań przeżyliśmy. I wiele przed nami.
A te na australijskim winie to z bardzo dużym prawdopodobieństwem pochodzą z polskiej firmy DGS. Oni zdobywają tamten i inne winno- alkoholowe rynki świata.
Pisać mi się dzisiaj nie chce, to znalazłem i skopiowałem.
Dla tych co im się szukać nie chce, znalazłem :
http://www.dgs.com.pl/?par=8&unroll=8&p=2
Ale póki co, wolę i lubię plumk.
Zakrętka jakoś wódą jedzie.
Antek, to sa zakrywki do win, kurde jakby im wstyd bylo, ze zakrywac musza, mowilem, nie ma jak plumk!
ps nie jedzie, tylko wyjasnia
szampana mozna tez sabler:
http://www.maisons-champagne.com/encyclopedie/vignes_au_plaisir/sabler_sabrer.htm
Dopiero teraz dopadłem do komputera po przyjściu z pracy. Dzisiaj rano było skrobanie samochodu bo garażował pod chmurką więc musiałem w końcu posprzątać bałagan (albo inne słowo na „b”) z całego roku i właśnie triumfalnie wprowadziłem samochód na nocleg.
Pyro,
idę wypić jednego za Twoje skołatane nerwy.
No, znalazłam podkład muzyczny pod mój zajzajer. Nie żarty 😎
Cholera, zostało 2 butelki 🙁
http://www.youtube.com/watch?v=r3q2bu7zTJY&feature=related
no, ladny podklad, ciekawe, co oni kisza?
Sławek,
ta dziewczyna naprawdę nazywa się Natalia Siwiec, urodziła się we Wrocławiu w ’80 roku. W ’88 wyjechała z rodzicami do Niemiec, jest aktorką/piosenkarką. A facet to Fin (ASzysza może zainteresuje), sobowtór Johnny Deepa. Nawet razem się gdzieś tam kiedys pokazywali.
Co kiszą, nie wiem, ale ładnie odświezyli starą piosenkę, tak a propos, w Polsce cały czas towarzyszyła nam ta piosenka w podrózach, nadawali w radio często.
Siwiec, Siwiec? cos mi to mowi, ale chyba jednak nie o Natalke chodzi, za ladna, Johny? ten z nozyczkami? ladny obciach, w kazdym razie cial skutecznie i z fantazja Tima B.
ooops… Sławek, literówka. Natalia Siwek!
to ta z pokładu Idy? 🙂
Z pokładu to był Łysek!
A ona nie łysa, a wręcz naprzeciw, nie widziałeś?!
Do Pana Lulka:
ostatnie kilka dni nie zaglądałam na Blog, ((bo nie mam kiedy i jeszcze komp mi padł, na szczęście zdążyli zgrać co się dało z dysku, więc nie jest źle, tylko ten nowy- stary dysk jest z odzysku (działo się to w niedzielę i dni wolne od pracy, hi, hi) i jest trzy razy mniej pojemny, ale i tak mi chyba wystarczy – w końcu kiedyś go używałam w laptopie i akurat na pojemność nie narzekałam)).
ehm, ponieważ nie zaglądałam na Blog, więc nie wiem kiedy sprawa „Konik Polski” wypłynęła, ale potrzebne mi dane sprecyzowałam u Alicji a ona je skieruje do Pana, jak sądzę
pozdrawiam
Stara Żaba
Stara Żabo,
juz to zrobiłam, zanim przeczytałam Twój wpis tutaj. Ale my jesteśmy zgrane towarzystwo!
Dzieki serdeczne, ja turlam się spać, jestem ostatnio po prostu zdechła nie zależnie od pory dnia
@?