Śliska sprawa
Na ogół bardziej lubię ryby morskie od tych łowionych w rzekach i jeziorach. Ale ta ryba jest trudna do określenia. Łowi się ją i na Mazurach, i w jeziorach na południu kraju. Ale sporo czasu spędza ona także w morzach i oceanach wędrując na tarło w Morzu Sargassowym.
Spośród narodów europejskich największymi miłośnikami węgorzy są chyba Duńczycy. Tak w każdym razie sami o sobie mówią i piszą w książkach kulinarnych.
Przed wieloma laty, kiedy w morzach wokół Europy było jeszcze dużo ryb, a Duńczycy byli mniej zamożni niż dzisiaj, węgorze, zwłaszcza na terenach przybrzeżnych i na wyspach wokół cieśniny Limfjorden, codziennie trafiały na duńskie stoły. Była to bowiem ryba tania, kilogramowe okazy często-gęsto wpadały do sieci.
Dziś węgorz z dania pospolitego awansował do rarytasu, i słusznie, bo przecież smak ma wyborny – niezależnie od tego, czy jest gotowany, pieczony czy wędzony.
Prawdziwi amatorzy węgorza muszą dość słono płacić za swoje upodobanie, ponieważ przez lata stał się on rybą drogą. Najchętniej spożywa się go w postaci wędzonej. Powodzeniem cieszy się węgorz wędzony, bez skóry i ości, lekko podsmażony i podany albo w plastrach, z jajecznicą i żytnim chlebem, albo na liściach sałaty, polany sosem.
Do prawdziwych przysmaków duńskiej kuchni, słynącej z bogactwa pomysłów na przyrządzanie węgorza, cenionych zwłaszcza w dawniejszych czasach, zalicza się placek węgorzowy oraz chleb węgorzowy. Chleb ten dawniej przygotowywało się tylko raz na jakiś czas, przy okazji rozpalania wielkiego pieca do wypieku chleba – żytniego i pszenno-żytniego, przeznaczonego na zapas. Na drożdżowym placku z mieszanych rodzajów mąki układano spiralnie wypatroszonego i lekko posolonego świeżego węgorza, wgniatano go w ciasto i pieczono w piecu. Ponieważ węgorz jest bardzo tłusty, do pieczenia nie trzeba było dodawać śmietany ani masła. Duńską narodową potrawą są też: omlet z węgorzem – kawałki węgorza smażone są w jajkach rozbitych w mleku – i wędzony węgorz podawany w sosie piwnym.
Prawdę mówiąc ta ryba w każdej postaci wydaje mi się rarytasem. W najbliższych dniach będę jadł dwa takie dania:
Węgorz na zielono
2 średnie węgorze, 8 dag masła, 10 dag szpinaku, 5 dag szczawiu, łyżkę posiekanej naci pietruszki, szczypta tymianku i bazylii, mały kieliszek białego wytrawnego wina, 3 żółtka, sok z połówki cytryny, sól, pieprz
1.Stopić masło w rondlu lub głębokiej patelni i przyrumienić sprawione i pokrojone w dzwonka węgorze.
2.Dodać umyty i posiekany szpinak, szczaw, pietruszkę, tymianek i bazylię. Dusić kilka minut. Zalać winem, posolić, posypać świeżo mielonym pieprzem i gotować na małym ogniu 15 min.
3.Żółtka rozbełtać z sokiem z cytryny i po zdjęciu rondla z ognia wymieszać z sosem spod ryby.
4.Podawać rybę polaną sosem.
Zupa z węgorza
Węgorz-75 dag, łyżka pasty pomidorowej,1 l mleka, 1,5 szklanki białego wytrawnego wina, jajko,2 cebule, 5 dag żółtego ostrego sera,3 dag maki, 30 dag ziemniaków, 2 łyżki oliwy, liść bobkowy, sól, pieprz
1.Cebulę drobno posiekać i podsmażyć na oliwie. Dodać pastę pomidorową, sól, pieprz i listek bobkowy. Po kilku minutach smażenia wlać wino i gotować 10 minut.
2.Z węgorza zdjąć skórę, usunąć kręgosłup i mięso pokroić na małe kawałki. Kawałki węgorz obtoczyć w mące.
3.Ziemniaki obrać i pokroić na kawałki. Wszystko włożyć do garnka, w którym jest już zagotowane wino z dodatkami, wlać mleko i gotować pół godziny na małym ogniu.
4.Tuż przed podaniem doprawić zupę jajkiem i posypać tartym serem.
Komentarze
Duńczycy nie tylko jeść węgorza potrafią. Proponuję porozmawiać z ta panią:
http://www.aqua.dtu.dk/English/About/Employees.aspx?lg=showcommon&id=39814&type=person
Łasuch syty a zadowolony
http://www.eko-samorzadowiec.pl/pl/ekologia/aktualnosci/swiat/911.html
jak tu nie wierzyc w czary…
wrzcilem do wyszukiwarki slowo „wegorz” i wyskoczylo m.in.
1981/02/27
urlop(u.a.: po siedmiu miesiacach abstynencji) nad drawa;
w koszu dwa wegorze; a. siedzi osowialy bo stlukla sie jedyna butelka wodki,
a do nastepnej babci 15 kilometrow; h. rabie drewno i smieje sie jak szalona.
Smaczny,wędzony węgorz kojarzy mi się nieodmiennie z :
-wakacjami spędzanymi w Gdyni i niedzielnymi,rodzinnymi kolacjami,
na których często pojawiał się właśnie węgorz prosto z gdyńskiej hali targowej.Hop,hop Krystyno !
-majowymi wyjazdami na Mazury i różnymi rybami świeżo wędzonymi,
z królem węgorzem na czele.Ognisko,dobrze zmrożona wódka albo białe wino dla pań 🙂 Ponad 25 lat temu na Mazurach Osobistemu Wędkarzowi udawało się też niejednokrotnie złowić węgorze.
Te czasy się niestety skończyły.
A teraz nie o węgorzach,ale o kotach.
U mojej kuzynki Magdy pojawiła się taka urocza mademoiselle :
https://picasaweb.google.com/zosiarusak/Kotek?authkey=Gv1sRgCJ-HmeqC58_J_AE&feat=email#5849556418377022866
Szukamy dla niej imienia,może macie jakieś pomysły ?
Dzień dobry Blogu!
Danuśko,
jakie śliczności 🙂
Sherry (Cherie?)
Wygląda dokładnie jak Frida 😯
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_2113.JPG
Może Frida?
Danuśko, urocza 🙂 Miałam kiedyś parę kotków, Mruczka i Pimpusia. Pimpuś to była kotka. Wyobraź sobie Francuzów wymawiających te słowa 🙂
Frida jako maleństwo wyglądała tak samo – niebiesko-szarości sierść i złote oczy. Co jej pozostało na dalsze lata, dodam. Gdzieś mam jej zdjęcia z czasów niemowlęctwa, ale jest u mnie pora przed switem bladym przechodnio, więc idę dospać. Miau!
Frida – na cześć Fridy Khalo.
Oczy ma jak toffi 🙂
A moze niechby zostala Mademoiselle?
Zabieram Was na wycieczkę do Alzacji 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=YgeeBAkbJAE
W Alzacji jeszcze nie byłam, dziękuję za wycieczkę 🙂
Ładne zielone (od glonów latem) jeziorko w Wogezach, niedaleko jest jeszcze jezioro Lac des Truites.
Coraz więcej powodów do podróży po Alzacji 🙂
We Włoszech, w delcie Padu, nad jedną z rozlicznych lagun leży miasteczko Comacchio, od średniowiecza słynne z hodowli węgorzy. Co roku w pierwsze dwa weekendy w październiku odbywa się tam „Sagra dell’anguilla” z wielkim węgorzowym obżarstwem.
Ubiegłej jesieni byliśmy tam o tydzień za wcześnie 🙁
Danuska,
dla mnie Kleopatra 😆
Danuska !
Ta kotka znajda piekna ,moze :
Suzi lub Sissi ….?
Danuśko – tylko Klara.
Dymna – gracja pani Anny, a futerko w kolorze 🙂
Kochani-wiedziałam,że można na Was liczyć tak w kociej,jak i w każdej innej sprawie.Dzięki za wszystkie dotychczasowe propozycje 🙂
A do Alzacji też z Wami z przyjemnością pojadę !
Może byc skrót od Kleopatry: Kloo 🙂
Mnie podoba się Sisi, Klara i Mruczka.
A wracając do naszych węgorzy – łasuchy nie są ich największym zagrożeniem, także z powodu szalenie wysokich cen tej ryby. Jeżeli kupuję wędzonego węgorza, a kupuję raczej rzadko, to tylko wtedy, gdy znajomi jedą do wędzarni we Władysławowie, bo tylko wtedy mam pewność, że ryba jest świeża i smaczna. Na hali rybnej w Gdyni węgorze czakają na klientów niekiedy zbyt długo i widac, że ryba jest już sucha. Choć pewnie i zupełnie świeżą też można kupić.
Spory problem jest także z dorszami. Nie dość, że jest ich w Bałtyku coraz mniej, to w dodatku są zbyt chude, co w przypadku ryb akurat jest wadą. Rzeczywiście, zauważyłam, że filety, zwłaszcza tych średnich sztuk są bardzo cienkie. Zauważyli to także naukowcy. Planują przebadanie żołądków 20 tys. ryb. Prawdopodobną przyczyną jest zbyt mała ilość szprotek w Bałtyku, przetrzebionych wskutek nadmiernych połowów z przeznaczeniem na paszę, a stanowiących główny pokarm dorszy. Perspektywy dla dorszy bałtyckich są więc dość pesymistyczne.
Lusia
Ja jestem najmniejszym zagrożeniem węgorzy, bo tego nie tykam. Wszelkie wijce omijam z daleka, również takie niby-ryby, ponoć bardzo smaczne. Widokiem mnie nie zachęcają.
Pogoda u nas odwrotnie do cesarskiej. Śnieg, deszcz, marznący deszcz i licho wie, co jeszcze będzie. Paskudztwo!
Zjadlam kiedys sporego wegorza, goracego prosto z wedzarni. Bylam po nim tak chora, ze po 20 latach nie znosze nawet ich zapachu. Uwazajcie lakomczuchy!
A propos szprotek – bardzo lubiłam zapuszkowane, wędzone szprotki z Rygi, było tego w sklepie od groma i ciut. Od jakiegoś czasu można na nie trafić w sklepie, popyt jest (mój!), podaży nie ma 🙁
Kto wyżarł szprotki? 👿
Krystyno,
Jeżeli nie łasuchy to kto?
Kto wyżarł szprotki?
Kto wyżera dorsza bałtyckiego?
Kto ze smakiem obżera się węgorzem, gdy jego populacja w Europie zmniejszyła sie dwudziestokrotnie?
Czy masz zamiar na to patrzeć i uważać, że Cię to nie obchodzi?
Węgorza się wędzi w zimnym dymie przez kilka dni, a nie w ciągu kilku godzin gorącym dymem- wtedy ma smak miodku.
U jednego mojego znajomego pojawił się uroczy garçon:
http://darkroom.baltimoresun.com/wp-content/uploads/2012/05/REU-USA-EELSMAINE-737×540.jpg
Poszukujemy dla niego imienia, może macie jakieś pomysły?
Elia czyt. Iiilaj 😉
Krystyno, we Wladyslawowie kiedys w wedzarni takiej nowej nieco od drogi wracajac z Helu do Sopot kupilem pysznego wedzonego lososia. Wegorzy nie mieli. Losos wlasnie wyjechal na wozku. Piekne platy uwedzonego, kapiacego lososia. Ciekawe czy to ta sama wedzarnia.
Dorsza chyba sie hoduje, czy nie? U mnie ceny przyzwoite choc oczywiscie kiedys byla taniocha w porownaniu. Potem odlowili a teraz wraca do sklepow. No i na Atlantyku jest go co nieco. Popularne na Wyspie Ksiecia Edwarda zajecie dla turystow to wlasnie polowy dorsza. Potem rybak czysci i dzieli rowno dla kazdego uczestnika niezaleznie co sam zlowil. Ryba bielutka jak snieg i pyszna.
Wegorza przetrzebili nie lasuchy tylko pokolenia jedzace tania rybe. Jak ze wszystkim. Bylo biednie wiec jadano wszystko. Potem jak widac elektrownie i rozne przeszkody dokonaly dziela. Ciekawe zreszta, ze na alrarm naogol bija te narody ktore same dokonaly najwiekszego zniszczenia a potem nagle gardluja i patrza wszystkim innym na rece. Typowe dosc zajecie Zachodu. Odlowic a potem bic na alarm. I winic innych. Samo zycie.
anquilla (15:13),
to może zrób coś, poza atakowaniem Bogu ducha winnej Krystyny?
Węgorze w Stanach drogie jak diabli, chociaż popyt niewielki. Amerykanie nie jedzą. Być może jest to echo norm żydowskich. Są niekoszerny, bo nie mają łuski.
Czasami jesienią, kiedy wyciągaliśmy na brzeg pływające pomosty w Jacht Klubie, wypadały z nich zaplątanie niezłe sztuki. Ja to zbierałem ku zdziwieniu amerykańskich kolegów. Ja się dziwiłem ich zdziwieniu…
Chłe chłe chłe…to jest giga kolejka?!
Widocznie nie byli na Pearson International w Toronto, skąd latam w świat ze 3 razy do roku, melduję się 3 godziny przed odlotem, bo wiem, że kolejka do odprawy będzie długa. Zdziwienie, że wszystko trzeba wyjąć z torby, zdjąć buty, kurtkę, wrzucić na taśmę, gdzie to zostanie prześwietlone, dać się obmacać względnie prześwietlić? Toż to normalka na wszystkich lotniskach świata 🙄
Już ja wolę tutejsze „better safe than sorry” (lepiej niech będzie bezpiecznie, niż potem żałować), i niech mnie to nawet kosztuje trochę więcej czasu i niedogodności.
http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,13470556,Paraliz_lotniska___gigakolejka__kaza_wszystko_wyjmowac_.html#BoxSlotII3img
Co prawda, to prawda Alicjo. Jak mnie ostatnio w Genewie sprawdzał młody, smagły chłopak, to po paru minutach powiedziałem, że jeszcze chwila i zmienię orientację seksualną. Spiekł raczka (autentyk) i szybko zakończył rewizję. Specyficzność wynika z mojego metalowego kolana. Bramka wyje, że ha! Mam specjalną legitymację, ale to nic nie pomaga. Biorą na bok i biorą się za pieszczoty…
Trudno, Cichalu, trza strzymać 😉
Masz seksowne kolanko, które każda bramka wykryje, a podbramkowy (zabramkowy raczej) będzie chciał pomacać 🙄
Niestety, panowie obmacują panów, a panie – panie 🙁
Nie ma macanta na żądanie 🙄
W ubiegłym roku raz jadłam węgorza, a szprotek ani razu. Ściśle mówiąc, ten jeden spory węgorz był degustowany przez 2 osoby w ciągu kilku dni. Sprawa zmniejszania się zasobów ryb nie jest prosta. Polscy rybacy narzekają, że coraz mniej wolno im łowić, a rybakom z innych krajów nadbałtyckich zdecydowanie więcej. Nie wiem, jaka jest prawda. Tych spraw nie rozwiąże zwykły konsument.
YYC,
połowy ryb z kutrów są bardzo popularne w nadmorskich miejscowościach. Chętnych podobno jest sporo. Mój znajomy, który wybiera się od czasu do czasu na tekie rejsy zawsze jednak wraca prawie z niczym. A to pogoda nie taka, wiatr za silny lub za słaby. A może po prostu ryb jest niewiele, a właściciel kutra nie informuje o tym wędkarzy, bo to nie leży w jego interesie. Swego czasu Pepegor zabawnie opisał swoją pierwszą i ostatnią zarazem wyprawę kutrem.
Tymczasem wiosna się zbliża, w dzień było + 5 st. C, śnieg topnieje szybko. Trochę mi nawet szkoda, bo było tak ładnie.
Dobry wieczór. Pyra robi sobie przerwę z kubasem kawy i jedną czekoladką podwieczorkową. Dzisiaj zbiegło się kilka niecierpiących zwłoki zajęć, z wizytą naszej Dochodzącej (raczej rzadko w tym roku) p.Oli. Sprząta genialnie, ale jest tak ekspansywną osobą, że nie da rady w jej obecności zająć się czymkolwiek, co wymaga chwili namysłu czy skupienia. Po dwóch godzinach jej obecności mam ochotę strzelić drzwiami i pójść sobie w poszukiwaniu ciszy, a niechby nawet ktoś gadał, byle nie do mnie! Cóż, nie ma róży bez kolców. Raz na dwa tygodnie chyba wytrzymam.
Węgorze lubię i to chyba w każdej postaci. Od czasu kiedy tak okropnie podrożały, raczej nie kupuję, najwyżej 15 cm kawałek wędzonego do kanapek.
Zwykły konsument nie rozwiąże problemu, przez swoje decyzje jednak ma wpływ na jego rozwiązanie. Ja nie jem i nie kupuję węgorza. Staram się również prowadzić dyskusję na ten temat mając nadzieję, że więcej konsumentów będzie świadomymi zagrożenia i zastanowi się.
Parę miesięcy temu, tu na tym blogu ktoś wraził się mniej więcej w ten sposób, że należy najeść się węgorza, póki jeszcze nie wyginął. (Nemo pewnie znajdzie kto).
Wówczas nie było mojej reakcji, nikt inny zresztą nie zareagował. Tym razem nie mogę milczeć.
To właśnie robię Alicjo. Ty jedynie dziwisz się, że szprotek już nie ma.
Nemo,
Nazwaliśmy pacholę Iljiczem. Wiążemy z nim wielkie nadzieje – liczymy nawet, że będzie wiecznie żywy.
Też pięknie 😀
YYC,
Ty poczytaj które to narody zajmują się badaniami, hodowlą i chowem węgorza, gdzie na świecie się go najwięcej jada i co robi Unia Europejska. Może zmienisz zdanie.
Ichtiologia – pomimo swej nazwy to również nasza sprawa…
Krystyno, pewnie w kazdej nadmorskiej miejscowosc gdzie sa porty rybackie wyplywa sie na polowy z turystami. Normalka. Jednak checi sobie narobilem na taka swiezutka rybe. Prosto na patelnie na oliwce i na koniec nieco masla. Najlepiej z bagietka albo ziemniakami z wody posypanymi koperkiem z ogrodka, wszystko skropione stopionym maslem 🙂
Niedziwedzi polarnych juz nie jadam bo od 30 lat wymieraja. Co prawda wymierajac ich populacja wzrasta, ale bedac swiadomym nie jadam. Ptasich jezyczkow tez nie. Ja tak malo jadam, ze wlasciwie to jestem na diecie. Nie chce byc tym, ktory zjazdl ostatniego dodo. Odzywam sie tez malo, zeby nie wydychac dwutlenku wegla 🙂 Ponoc dobre sa wiewiorki a tych poki co sporo. Widzieliscie film „Winter’s Bone” ? Tegoroczna zwyciezczyni oskara tam gra i byla zdaje sie nominowana dwa lata temu wlasnie za ten film. Taka troche beznadzieje zadupia. Missouri jak u Marka Twaina 🙂
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2012/09/10/mam-wegorza-i-wiem-co-z-nim-zrobic/#comment-316078
Po nas choćby potop? 🙁
Nie zjem ja, zje kto inny?
To jest dość powszechna i i dość „pragmatyczna” postawa większości konsumentów. Czasem tylko szokująca cena pozwala uświadomić sobie, jaką rzadkością stało się dawniej powszechne dobro 🙄
A jeszcze powiązać skutki z właściwymi przyczynami…
Ja nie jadłam węgorza chyba od 20 lat. Ostatni raz na Wyspach Fryzyjskich. Był tak paskudny w smaku, że dałam sobie spokój.
Wolę wspominać smak węgorzy łowionych dawno temu przez mojego ojca i wędzonych w domowej wędzarni lub przyrządzanych w galarecie.
anquilla (18:03)
Nie dziwię się („jedynie”), tylko stwierdzam fakt – NIE MA SZPROTEK (węgorze to nie dla mnie, jak pisałam wyżej).
Wędzone szprotki w opakowaniu 0,5 kg są co tydzień w sklepiku na moim osiedlu, przynajmniej w zimie. Ja nie kupuję, bo nie mam cierpliwości do obierania drobiazgu. Jednak wiele osób kupuje i sobie chwali.
Witam, nie samym węgorzem człowiek żyje.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/5,114871,13468216,Tak_wygladaja_posilki_w_naszych_szpitalach__Na_talerzach.html#BoxSlotIIMT
„märkische oderzeitung” (13/2/26) martwi sie o niemiecka elite:
„podczas gdy wszyscy oburzaja sie, iz konina wyladowala w lasagne
(ktore i tak spozywaja ci, ktorych malo obchodzi, co jest w srodku, czyli biedacy)
to jednoczesnie wspomina sie jedynie polgebkiem o skandalu z jajami bio;
nikt nie zamierza psuć apetytu jezdzcom konjunktury?”
Pyro,
mnie chodziło o wędzone szprotki w oleju – zapuszkowane, takie oto (rany, znowu sznurek jak lina!). Te są znakomite, to znaczy…bywają.
http://www.google.ca/search?q=riga+sprats&hl=en&tbm=isch&tbo=u&source=univ&sa=X&ei=BUkuUaPjFOuGyQGdioGABA&sqi=2&ved=0CDkQsAQ&biw=1524&bih=816#imgrc=tft4m8ORxGrLmM%3A%3BIXyaEQrJKNKYdM%3Bhttp%253A%252F%252Fimg.21food.com%252F20110609%252Fproduct%252F1305215167421.jpg%3Bhttp%253A%252F%252Fwww.21food.com%252Fproducts%252Fsmoked-riga-sprats-in-oil-66093.html%3B277%3B305
Alicjo – ryskich nie widziałam, kupuję zapuszkowane, polskie
Alicjo, od mniej więcej pół roku pojawiły się w sklepie rybnym koło mnie ryskie szprotki w oleju i sajra w słoikach. O, takie
http://www.ekaprys.pl/sklep/product.php?id_product=24745
Bardzo smaczne 🙂
Zdaje się, że w przyrodzie tak jest – każde żyjątko coś/kogoś konsumuje, żeby przeżyć. Pewności nie mam, ale chyba tylko ludzie na matce-Ziemi mogą jakoś (póki co) sterować tym, żeby żywności nie zabrakło. Póki co, bo przecież nas przybywa…
@alicja:
wszystkie ryskie szprotki ida, jak depardieu, do rosji i jej regionow autonomicznych 😉
Wszędzie ta konina 🙁
Tylko dla mocnych nerwów 😎
mein beileid, @nemo,wiem, kuchnia fryzyjska moze byc okropna;
trzeba sie tam zywic najlepiej prosto z morza 🙂
maja znakomita herbate, ostrygi i … to wszystko.
lepszy jest ten z jane fonda
„They Shoot Horses, Don’t They?..”
Czyż nie dobija się koni…
To o węgorzach? 😯
Przyroda radzi sobie sama a człowiek obserwuje i się uczy 🙄
Przestańcie, bo wpadnę w depresję.
Młodsza kupiła sobie wymarzony plecak; poprzedni przeżył 15 lat wędrówek i już to i owo zaczynało się pruć, a poza tym, pojawiła się nowa technika i nowe rozwiązania. Jeżeli i ten wytrzyma 15 – 20 lat, to w praktyce może to być jej ostatni plecak. Trafiła jej się gratka, bo był to ostatni plecak z dostawy ubiegłorocznej i sprzedany jej za 50% wartości tegorocznej produkcji. Tym sposobem zamiast płacić 1084 zł, zapłaciła 550,- i jest bardzo szczęśliwa.
W temacie „śliska sprawa”…. ślisko (sprzed chwili fotka)
http://alicja.homelinux.com/news/IMG_5118.JPG
Gratulacje, Pyro!
Ale „ostatni plecak”? 🙄
Kto tu kogo wpędza w depresję?
Podobno Polska też już eksportuje końskie DNA w wołowinie
Pyra pesymistka!!!
Trudno sobie wyobrazić osobę pod 70-tkę wędrującą z plecakiem 75 l pojemności. Wędrującą tak, ale już bez szafy trzydrzwiowej na plecach.
Pyro,
mówiąc o „ostatnim plecaku” nie sprecyzowałaś, że chodzi o duży 🙄 Wędrująca osoba pod 70-tkę nie musi nosić swoich rzeczy w wielkim plecaku (75 l to jest rozmiar średni) ale 30-40 l to jest rozmiar w sam raz.
W przyrodzie tak jest – każde żyjątko konsumuje, by przeżyć 😎
Alicjo, jak sie pogoda poprawi to wpadnij do Toronto. Tutaj szprotek z Rygi jest pelno i to nie tylko w polonijnych sklepach. Dorsze to inna sprawa; pamietam jak za PRL-u mowilo sie „jedzcie dorsze, g…o gorsze”, a teraz z dorsza zrobil sie rarytas. Moj syn-student wlasnie odkryl mule i teraz co tydzien je zajadamy, a tych nie zabraknie, bo przeciez sa hodowle muli. Do tego sa latwe do przygotowania i niedrogie (podobno kiedys byly zwane ostrygami dla ubogich). Polecam.
On ma jeszcze rezerwę 10 l w kominie. Mnie za jedno – ja go nie poniosę ale rzeczywiście nowe rozwiązania stelaża, pasów i szelek sprawiają, że ciężar jest znacznie wygodniej rozłożony na kośćcu. No i mnóstwo troczków, kieszeni, zamków, rzepów – wystawa dupereli. Kijki przestaną wypadać albo wykłuwać komuś oko, deszcz nie straszny, system hydro i inne takie. Mnie jest miło, że ona się tak cieszy. Nie jest ani szafarą, ani gadżeciarą, ale sprzęt lubi mieć dobry. No i niech ma – od tego i jej bezpieczeństwo i wygoda zależą.
ale fonda jest dobra, zobaczcie jak sie trzyma…
Mozna tez zajadac sie zydowskim kawiorem. Kury jeszcze nie na wymarciu, nie wiem jak szczypior?
yyc,
a co to jest zydowski kawior? Czy ma co wspolnego z kurami?
Pytanie moze zabrzmi naiwnie.. ale odpowiedz prosze.
Dzisiaj nic nie zacytuję o młodych panach w sile wieku (Cichal i Nowy wiedzą o co chodzi) 🙂
Z Okólnika. Organu Krajowego Towarzystwa Rybackiego w Krakowie. 1901:
„Sprowadzenie narybku węgorza do kraju naszego połączone jest z wielkiemi trudnościami i kosztami, gdyż z powodu długo trwającego przewozu, przesyłki zazwyczaj w drodze marnieją. Prosiliśmy przeto c. k. ministerstwo rolnictwa, aby stacya zoologiczna w Tryeście pośredniczyła przy nabyciu narybku.”
1897 rok
„W stawach i rzekach, gdy woda opadnie, dobywają węgorzy z jam rękami, lecz trzeba to czynić ostrożnie, bo kąsają.
Za zanęty do wierszy na węgorze używają w czerwcu i lipcu much świętojańskich, we flaszkach zamkniętych, albo próchno świecące, które w wierszach zawieszają. bardzo także dobre będą: wątroba, nerki, wnętrzności z drobiu lub owcy psujące się. Kładą się te zanęty w pęcherz wołowy podziurawiony i ten na dnie wierszy przywiązuje się. Również dobre są ślimaki, dżdżowniki, żaby szpagatem przywiązane.
Najlepszy czas do łowu węgorzy wtedy, gdy burza powstaje i mocny wiatr wieje, wtedy one pod wierzch wody wznoszą się i natenczas ościami wygodnie je bić można.”
W domu moich rodziców węgorza spożywało się właściwie tylko w dwóch postaciach, albo wędzonego, albo duszonego w sosie koperkowym. Węgorz smażony to nieporozumienie
„Wspomnieć tu jeszcze muszę o jednym dość skutecznym sposobie łowu węgorzy, a mianowicie gdzie jest ich dużo. Gdzie blisko rzeki, jeziora lub stawu jest pole świeżo grochem zasiane, usypuje się wzdłuż rzeki, o północy, drogę od pola odgraniczającą, na trzy do czterech łokci szeroko suchym piaskiem, popiołem lub trocinami. Wyszłe poprzednio na żer węgorze teraz do wody wracające, gdy się na tę drogę przyczołgają, utarzawszy się w popiele, tracą zdolność pełzania i łatwo je wtedy chwytać można.
Albo też orze się w pośród wody kilka bruzd, trudno takowe przebywać węgorzom, dlatego łatwo je w nich łapać można.
Tak orząc, jak drogę usypując jak najciszej zachowywać się trzeba.”
http://pomarancza.blox.pl/2011/05/Kawior-po-zydowsku.html
Miodzio, jaja na twardo, kurza watrobka, szczypiorek (koperek) cebula. Posiekane i masz kawior zydowski. W sieci znajdziesz przepisy.
U nas w domu sie poprostu siekalo jajko i szczypiorek (koperek) chyba cebule i mowilo kawior zydowski. Olej chyba tez. Smalec gesi? Juz nie pamietam.
A propos kawioru…polecam po raz nie pamiętam, który. Przepis pisany też tam gdzieś jest w ?przepisy ale niech wam ślinka leci 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/12.WARZYWNIE/Kawior_wg_Heleny/
Pomyśleć że jest grupa konsumentów którym nie oferuje się parówek, lazanii czy IKEAklopsików doprawionych koniną.
Tamtejszy Szef Kuchni poleca np.:
– kompozycję z kurczakiem i makaronem perłowym a la Primavera,
– łososia a la Jardiniere – delikatne kawałki soczystego łososia w apetycznym otoczeniu szpinaku, cukinii i zielonej fasolki.
– indyka au melange de legumes, z zielonym groszkiem i marchewką
– pstrąga z marchewką a la Julienne oraz pomidorem
Mordechaju, smacznego!!
Były czasy że jadaliśmy koninę: zrazy, gulasz, tatar, dobre to było!!
Natomiast wędliny z koniny już niekoniecznie tak smaczne, może to była kwestia „ręki” masarza?
Drażni mnie teraz ten szum o domieszkę koniny w wołowinie.
Rozumiem że oszustwo, ale przecież konina to nie trucizna, dobrać się więc do tyłka producentom, dostawcom ( jeśli udowodni się świadome działanie), wycofać z rynków gdzie obrót koniną jest zabroniony, konsumentów uprzedzić, zmienić cenę, ale próbować sprzedać, nie traktować jako żywności skażonej, wartej tylko darowizny dla biednych.
Zakładam że mięso końskie pochodziło z legalnie działających pod kontrolą weterynaryjną ubojni, legalnie sprzedających mięso, które to w trakcie „papierowej” wędrówki zmieniało swego dawcę z konia na krowę.
Konina tak jak i wołowina czy wieprzowina może być nafaszerowana antybiotykami, sterydami i innymi świństwami, czy to jest wiarygodnie badane??
Opisywałem wam kiedyś historię pewnej niedoleczonej krowy.
Była świńska i ptasia grypa, choroba wściekłych krów…teraz konina występuje jako zło wcielone.
Sporo winy jest też po stronie sieci handlowych i dystrybucyjnych wymuszających na producentach jak najniższe ceny, stąd też konina w wołowinie, tak forma producenckiej obrony, oszukańczej, ale obrony.
Ma być dużo, dobrze, smacznie i tanio.
Tak chcemy, my, konsumenci i takie są tego chcenia skutki.
A takich szprotek jakie wspominasz Alicjo, to już nie ma…tamte były mocno uwędzone, w dobrym oleju, często z ikrą, te w słoiku co pokazała Małgosia, smaczne, ale jednak niekoniecznie to samo.
Wszystkie radzieckie konserwy rybne były bardzo smaczne.
Jakoś z rok temu kupiłem sobie w rosyjskim sklepie rybki iwaszi w zalewie ( tak by powspominać.. ) jakieś suszone rybki w torebce i coś tam jeszcze.
Wszystko ometkowane piękną cyrylicą, ale jak poczytałem w domu małe literki to wyszło że iwaszi jest z Niemiec, suszone rybki z Tajlandii, coś tam jeszcze też nie z Rosji.
Mrożone pielemienie były z Polski, ale logo producenta już było widać w sklepie.
A to podam na deser.
Tak, a kawior, o którym pisał YYC można zrobić z: http://wiadomosci.onet.pl/ciekawostki/w-chinach-podrabiaja-juz-wszystko-nawet-jajka,1,5298104,wiadomosc.html
Ciekawe, czy bez koniny??
Wszystkich kolegów (za socjalizmu rzecz jasna) molestowałyśmy, żeby z poligonu przywozili puszki z sairą. Zależy gdzie na to ostre strzelanie ich pchali – jeżeli do Kazachstanu, to były puszki „ikry”, jeżeli na północy, to saira bywała.
A wątróbki po żydowsku są w każdej, szanującej się książce kucharskiej. Ja robię usmażone wątróbki, cebulka, szczypiorek żółtka jaj na twardo, sól, pieprz, kieliszek wiśniówki, trochę tłuszczu kurzego (jak jest, jeżeli nie ma, to 2 łyżki oliwy) dobrze wymiesza robi w ręku kulki jak duży orzech i obtaczać w posiekanym białku jaj (żółtka w środku, białka na wierzchu). Bardzo dobra przystawka i prosta w przygotowaniu
Nie jadłam sairy. Pyro – czy to jest ta ryba?: http://pl.wikipedia.org/wiki/Sajra
Jak smakuje?
Oryginalna z Kamczatki: https://www.hipernet24.pl/nowy/prodinfo.php?item_id=20593
@anquilla
Gospodarz już wyjaśnił, że to ja się tak wyraziłem, co do węgorza jedzonego. Jedzonego póki jest. Z Twojego wpisu mogło by wyniknąć, że nawoływam do czegoś w coś w rodzaju: Kupą mościpanowie! Wprost przeciwnie. A orczykiem nie chcialem. Aczkolwiek, bylo wyraznie.
A Bałtyk? Bałtyk jest tylko projekcją na następne wody, niegdyś obłędnie łowne. Dziś w Brukseli debatowano o regulacji kwot odłowów. Celem ma być regenaracja zasobów rybnych. Nie słyszałem jeszcze lamentu ze strony korporacji rybackich (bo słuchałem tylko jednym uchem), znakiem tego niczego jeszcze nie uchwalono.
I jeszcze: http://www.sklepsasza.pl/product_info.php/products_id/43
Alicjo,
tutaj szprotki wedzone z Rygi w kazdej ilosci.
Ja natomiast z rozczuleniem wspominam watrobki rybne. Nie pamietam juz z jakiej ryby one byly, ale byly smakowite. Chociaz… w latach siedemdziesiatych pewnie wszystko bylo smakowite…
Jesli Cie to uszczesliwi, moge podeslac.
Asia =- tak, to jest to. Ryba, w dzwonkach; chyba niewielka ta ryba – dzwonka jak z makreli takiej średnicy; bardzo smaczna. Pysznie smakował też ten olej wybierany kromką chleba.
W sklepie „Sasza” (Borne Sulinowo) puszka tej ryby kosztuje prawie 9 zł
Jak w Bornem Sulimowie to napewno odkazone. Mozna jesc nawet z konina 🙂
A tak, pod ogólnym hasłem „węgorz”, to miałem okazję w moim „makro”, tu metro, widzieć olbrzymiego congera, coś 3,8 kg, ca mojego wzrostu, po zupełnie przystępnej cenie, tzn takiej, jaką i ja ew. zaakceptuję.
Zapytałem sprzedawcę, co można z tego zrobić dowiedziałem się tylko tyle, na co i sam bym wpadł. Nie miałem akurat towarzystwa i pomyslu w tej ilości, któremu bym to mógł zaserwować.
A to ryba już hodowana!
Dobranoc
https://www.youtube.com/watch?v=HKiL30UkAC8
A ja pamiętam taką sajrę:
https://www.hipernet24.pl/nowy/prodinfo.php?item_id=20593
Sairy nie znam, ale popytam zaprzyjaźnionych Rosjan przy okazji. Na razie paskudztwo pogodowe nas gnębi.
Dobranoc Panstwu.
Saira jest smaczna, a tania nigdy nie była, tzn do delicji wielozłotowych nie należy, ale zawsze była droższa od szprotów, sardynek, czy makreli w oleju.
Dobranoc. Juto wieczorem znowu siądę przy stole.
Dzień dobry,
Asiu 😀
Dzisiaj był szary, deszczowy i bardzo wietrzny dzień. Oczywiście w takich warunkach Atlantyk pokazuje swoje – huk fal było słychać z daleka. Ocean wył, pienił się, niszczył brzeg i wydmy, a wiatr zasypywał piaskiem walczące o życie przybrzeżne sosenki. Trzeba się tylko trochę przyjrzeć, nie narzekać na ziąb, siekący deszcz, wbijający się w oczy piasek – a można było zobaczyć coś bardzo pięknego… i posłuchać. Wątpię, żeby to zdjęcia mogły to oddać, ale nic innego nie mogę Wam przekazać.
https://picasaweb.google.com/takrzy/OceanJeszczeRaz#slideshow/5849819678895775570
zdegustowany @antku:
powiem tylko jedno slowo
und die auf der brücke werden es schon verstehen,
hm, jakie? moze – klenbuterol?
@cichal:
nie wiedzialem, ze u ciebie tak dobrze futra idą 😉
dzień dobry …
lubię wszystkie wędzone rybki … węgorz drogi i smaczny tylko świeży .. rybki z puszki jadam tylko w oleju .. wątróbki rybne pycha ..
Pyro jaka robota z wędzonymi szprotkami? … obrywasz głowę i ogon i jesz w całości ..
Danuśka śliczności kotek … 🙂
dzisiaj imieniny Romana … wszystkiego najlepszego … 🙂
Węgorz – wspaniały stwór. My jesteśmy teraz na etapie śledzi. Pięć sztuk za sześć złotych. Takie oferty mamy pod nosem. Jeść koniecznie prosto z patelni.
http://czysmakuje.blogspot.com/