Cataplana gwiazdą wieczoru
Nie jest to imię aktorki ani piosenkarki. Nie o celebrytkę egzotyczna też idzie. Obieżyświaty wędrujące po krańcach Europy pewnie to słowo znają. Cataplana to naczynie kuchenne i wspaniałe, obfite danie portugalskie. Kiedyś o tym już chyba wspominałem. Nigdy jednak nie pokazywałem gotowej potrawy. Dziś to robię, bo morska cataplana (a może być także mięsna, warzywna, grzybowa), którą podałem na kolację dla całkiem sporej grupy gości, była niewątpliwą gwiazdą wieczoru. Nie bawiąc się w fałszywą skromność potwierdzam: to było pyszne danie.
Najpierw jednak kilka zdań o samym urządzeniu. To wynalazek portugalski pochodzący z XVII wieku. Kształtem przypomina globus zrobiony z miedzianej blachy wewnątrz pobielanej. Po otwarciu tworzą się dwie spore misy z których jedna jest garnkiem a druga wypukłą pokrywą. Zamyka się je zaciskając dwie klamry tworząc szczelnie zamknięte naczynie działające tak jak współczesny szybkowar. Znajdujące się wewnątrz produkty gotowane są pod ciśnieniem, bo wydzielająca się para nie znajduje ujścia. Daje to wspaniałe rezultaty. I tylko należy ostrożnie cataplanę otwierać (tak jak i szybkowar), by się nie poparzyć.
Tym razem w moim „portugalskim kociołku” poukładałem pokrojone filety z halibuta, dorsza i witlinka. Do towarzystwa dorzuciłem świeże mule w muszlach (uważnie je oglądałem i otwarte wyrzucałem do śmieci), krewetki, kalmary i ośmiorniczki. Z warzyw była piękna mięsista, czerwona papryka oraz obrane i umyte kartofle. Wszystko polałem sporym kieliszkiem białego wytrawnego wina (gavi) i równie dużą ilością oliwy (Baena). Po posoleniu i dodaniu odrobiny pieprzu wkruszyłem jeszcze dwie papryczki peperoncino a z wierzchu posypałem obficie świeżą kolendra. Naczynie zamknąłem i wstawiłem do piekarnika, gdzie w temperaturze 210 st. C spędziła cataplana godzinę i kwadrans.
Sałata z pomidorkami
Po wyjęciu i kilkuminutowym przestudzeniu naczynie zostało otwarte a z jego wnętrza zaczął się wydobywać taki zapach, że mimo obfitych przekąsek i sałat wszyscy ruszyli do ataku na Portugalię. Na szczęście kupiłem w Lizbonie największą cataplanę jaka była w sklepie. Starczyło więc dla całej dziesiątki siedzącej wokół stołu.
Pavlova z malinami
Palenie w gardle uśmierzaliśmy tym samym gavi, w którym pływały nasze ryby, krewetki, ośmiorniczki i kalmary. O deserach pomyśleliśmy dopiero pod dłuższej przerwie. I myślę, że desery dorównywały daniu głównemu. Świadczą o tym puste patery.
Sernik puszysty Fot. P. Adamczewski
Komentarze
Wspaniale urzadzenie do seafoodu. Dodatkowa zaleta jest to, ze sasiedzi nie czuja co tez za przepyszne zapachy roznosza sie po klatce schodowej.
Pozdrawiam. Ide podlaczyc sie do pradu.
Jeszcze trzy!!!
Jolinku dziendobry zapomnialas klepnac 🙁
dzień dobry … 🙂 … chociaż czuję, że nie taki dobry .. głowa mi pęka na zmianę pogody .. i dzisiaj sobie robię dzień rozpieszczania samej siebie ..
Dzień dobry 🙂
„Biniendy” chodzą na blogach politycznych, obok równie dobrego „gmyzienia”.
U mnie sesja. Czyli roboty po uszy.
Miłego dnia 🙂
Dzień dobry.
Jestem pozbawiona telefonu, bo Dziecko włączyło blokadę (pracowała do rana) i zapomniało wyłączyć, a ja nie wiem gdzie się to wyłącza – już dusiłam na wszystkie klawisze i nic nie zdziałałam.
Owszem, o cataplanie Gospodarz pisał, a nawet zdjęcia pokazywał. Fajny garnek – tylko gdzie to wszystko trzymać? Obmyślałam sobie co ja bym w tym naczyniu upichciła, a co nie zawierałoby morskich robali i parę pomysłów mam. Ogromną zaletą jest fakt gotowania sporej ilości porcji jednocześnie; jak znalazł na kolację z przyjaciółmi.
Hahaha. Jolinku nie podpuszczaj.
Raz klepnalem tutaj o zdrowiu i zaczeto wieszac na mnie psy 🙁
A zatem sama cierp, cierp ile tylko sie da.
Zakladam trampki i na stadion. W zadnym razie nie radze mnie nasladowac. Moze miec to nieodwracalne skutki.
Na Ursynowie była kiedyś kilkustolikowa portugalska knajpka,gdzie serwowano niby niewielkie,ale wielkie 🙂 jednoosobowe cataplany w wersji rybnej,kurczakowej albo tylko warzywnej.Można było spokojnie zamówić jedną na dwie osoby.Restauracja ta miała żywot dosyć krótki i teraz jedyną cataplanę można chyba zjeść w Warszawie tylko w „Portucale”na Mokotowie.Nasz Gospodarz,jeśli dobrze pamiętam zna to miejsce,choćby i dlatego,że to dlań po sąsiedzku 🙂
Swoją droga wszelkie jednogarnkowe dania,które same się pichcą to niewątpliwie radość dla kucharzy,którzy nie lubią spędzać całego dnia w kuchni 😉
Jolinku-cierp proszę jak najmniej,rozpieszczaj się jak nawięcej !
Byk.
lajares.
Zazdrosni jestescie.
O sukcesy ,fuj , fuj !
Prawda boli , co nie ?
Ja naprawdę wyłączyłem lodówkę. Mam zimną spiżarnie i z przechowywaniem żywności póki nie będzie ciepło, nie będzie najmniejszych problemów. Arcadiusa chciałem poinformować , że oprócz tego , że uprzodłem poświątecznie i ponoworocznie i nic mi nie jest. A dlaczego uprzodłem bo utyłem nie z tyłu tylko z przodu 🙂 Czasem potrzebuję impulsu by zacząć odżywiać się w inny sposób. Niestety mieszkając na prowincji nie mam takiego dostępu do mnogości ” zdrowych ” produktów z całego świata. Ostrołęka to nie Paryż czy Berlin, że idzie się do sklepu lub na targowisko i ma się produkty o jakich się pomyślało. Niestety korzonki pod śniegiem nie chcą rosnąć. U nas prawie od dwóch miesięcy leży śnieg i jest dużo zimniej niż w innych rejonach Polski czy Europy. Zapraszam Arcadiusa na zimowe ferie to może sam się przekona. Palmy może i rosną u nas, ale jedyna palma jaką widziałem to palma u cioci na parapecie.
Niestety w naszym klimacie jak człowiek nie zje białego mięsa to jest mu zimno, znałem kilka osób odżywiających się zdrowo, nie jedzących tłuszczy zwierzęcych ani mięsa , stosujących się do diet i zasad zdrowego żywienia. Wyglądali świetnie, tyle tylko , że zbyt wcześnie przyszedł po nich facet z łopatą i przysypał piaskiem.
W moim przypadku jedyną słuszną dietą jest jedzenie o 1/3 mniej. Tylko czy jest to łatwe gdy kusi tyle dobrych rzeczy podsuwanych codziennie na blogu łasuchów? W końcu nie piszę na tym blogu bo nie lubię jeść i nie potrafię gotować 🙂
Wczorajsze wpisy Pepegora dostarczyły mi nie tylko przyjemności z ich przeczytania ale także przypomniały o tradycyjnym śląskim obiedzie, czyli roladach wołowych, modrej kapuście i kluskach śląskich. Z tym że Pepegor pisze o kopytkach, a dla mnie kluski śląskie to te wykonane z ugotowanych ziemniaków i mąki ziemniaczanej. Bardzo dawno nie robiłam ich, bo jakoś mi się o nich zapomniało. Fakt, że po takim obiedzie można uprzodnąć. 🙂
Dziś rano miałam bliskie spotkanie z myszką, na szczęście nie w domu tylko na tarasie, kiedy chciałam wybrać z worka resztę ziaren dla ptaków . Wystraszyłam ją pewnie, ona mnie też trochę. Schowała się pomiędzy kawałkami drewna. Jak widać mrozy nie były tak dokuczliwe.
Może ktoś mi pomoże w następującej sprawie. Zrobiłam wczoraj tzw. winko czosnkowe, czyli posiekałam sporo czosnku/ hiszpańskiego/,wycisnęłam sok z cytryn i zalałam to przegotowaną wodą. Zawsze używam wody letniej, tym razem była dość ciepła. Po kilku godzinach płyn uzyskał niebieski kolor. A zawsze był biały albo lekko żółtawy.I teraz nie wiem, co zrobić. Mniejsza o kolor. Tylko, czy nie jest to efekt jakiegoś szkodliwego dla zdrowia związku.
Krystyno – to sprawa czosnku. Kiedy kisisz ogórki i dodajesz drobne ząbki świeżego, miejscowego czosnku, pozostają białe; ilekroć użyłam czosnku z importu – robił się w kwasie niebieski. Pisałam o tym na blogu bodajże ze dwa razy. Nie mam pojęcia dlaczego on błękitnieje – trujący nie jest, tylko dziwny.
KRYSTYNO!
Nikt Ci nie doradzi dobrze w sprawie
niebieskiego czosnku.
Pijac go ciage bedziesz myslec czy
Ci nie zaszkodzi.
Mysle ze lepiej zrezygnowac .
Krystyno – Nie doradzam, ale informuję, że stworzyłaś wspaniały, piękny i z pewnością zdrowy i bezpieczny trunek, chyba że pomyliłaś płyn do mycia szyb z wodą, w co wątpię 🙂
W dużym uproszczeniu; czosnek zawiera związki siarki które reagują z kwasem (cytryną). Podobny rezultat osiągniesz używając miedzianych przyrządów, zwłaszcza wtedy gdy czosnek był zebrany zbyt wcześnie bo właśnie niedojrzały najczęściej zmienia kolor.
Jeśli będziesz miała na to ochotę, poczytaj o pirolach w czosnku, a jeśli nie, piroluj na zdrowie 🙂
Chrolofil także jest pirolem, ale miał lepszego od innych piroli specjalistę od marketingu 🙂
Reasumując – ten czosnek z czystego nieba Ci spadł.
Chlomosom, chrorofil, kurtura, rzeżnik, warstat – to wszystko przez kałuże testosteronu 🙂
Dzień dobry Blogu!
Krystyno,
posłuchaj Placka.
Temat czosnku zmieniającego niespodziewanie kolor zajmował fachowców już od ponad 60 lat, od kiedy duża partia pasty czosnkowej przygotowanej przemysłowo niespodziewanie zabarwiła się turkusowo. W grę wchodzą aminokwasy, związki miedzi etc.
Niebieskie, zielone, różowawe, ale jadalne 😉
Dziękuję Wam za informacje. Chemia nie była nigdy moją dobrą stroną. Bedę zatem pirolowała na zdrowie. Ale następnym razem poszukam czosnku krajowego. Swoją drogą w sklepie Auchan, gdzie go kupowałam, czosnku było bardzo dużo, różnych firm i w różnych opakowaniach ale wyłącznie z Hiszpanii.
…najfajniej to wygląda w kiszonkach – np kapusty na motywach koreańskich (znana mi od ponad 20 lat wersja zakłada spory udział czosnku) – takie turkusowe ogniska gdy człowiek niedokładnie wymiesza zmiażdżony cz. z resztą składników… kiedyś też się trochę tym przejęłam, lecz nie do tego stopnia, by turkusów nie zjeść… 😎
witaj Nemo! 😀
witaj Placku! 😀
witajcie Reszto! 😀 😀 😀
tu motywy i gwiazdy wieczoru (przedporanka) nie turkusowe a brylantowe – od tygodnia gałązki (w tym gruzełkowate modrzewiowe za oknem) oblepione ładnie [ :-?] lodem… wcześnie czyli nocą wygląda to jakby ktoś rozwiesił wszędzie diamentowe naszyjniki… ale nie mam czasu na próby focenia, zwłaszcza, że gdy ja tu jestem, to słońce nie chce kooperować…
Krystyno,
praktycznie codziennie używam w kuchni czosnku (na razie jeszcze własnego, ale się kończy), ale zjawisko zmiany barwy znam tylko z cudzych opisów. W sklepie kupuję hiszpański i francuski, szwajcarskiego chyba nigdy nie widziałam (roczna produkcja – 10 ton 🙁 )
Przy następnym czosnkowym eksperymencie możesz spróbować krótkiego blanszowania ząbków (czosnku, rzecz jasna).
Czosnek staram się kupować polski, ale żadnej pewności nie mam skąd pochodzi. Zjawiska zmiany koloru nigdy nie widziałam, z ogórków zawsze wyciągam normalny, w winegrecie też się nie zabarwia. Ciekawostka.
Przyjmuje zaproszenie Marku. W koncu do otwartych planeta nalezy i nadchodzi czas, by prawie na jej koncu tez zaistniec. Szkopul 1) w tym, ze wylatuje juz za trzy dni, a wracam dopiero w marcu i moze byc juz po zimie (po ptakach). 2) Istnieje niebezpieczenstwo, ze jedno z nas tego spotkania moze nieprzezyc, zwazywszy jak rozne mamy upodobania kulinarne 😆 , ale przeciez nie musimy jesc 😆 co oczywiscie nam obojgu dobrze zrobi.
A cappella –> ruszaj sie ruszaj, bys nam powrocila zahibernowana
Bedzie znacznie spokojniej jak ugryze zabek czosnku, niz radzic Krystynie ze nie moze byc nic bardziej …..
Szkam w sieci informacji na temat rejonu w ktory sie udaje i !!!!
okazuje sie, ze ONA juz na scenie nie stanie
Jak to mozliwe, ze umklo to mojej uwadze. A tak milo bylo na koncercie w Szczecinie.
Walne lufe za jej pamiec. Wieczorem.
Czytam o tym niebiesko-turkusowym czosnku i przypomniała mi się zupa zabarwiona na niebiesko gotowana przez Bridget Jones 😉
Pamiętacie,nieszczęsna Bridget wrzuciła do garnka szparagi obwiązane niebieskim sznurkiem 🙂
Po szarych kluskach ze skwarkami i kapustą. Jakie to dobre, tylko nieco pracochłonne, ciężkostrawne i pewnie tuczące. I tak raz w miesiącu zimowym robimy sobie taką frajdę.
W Salonie24 p. Lichocka zamieszcza dłuuugi wywiad z zapoznanym wieszczem – Rymkiewiczem. Czytam to-to traktując rozrywkowo, bo starszy Pan plecie, jak Piekarski na mękach. W tym wywiadzie np wywodzi, że „prawdziwi Polacy” to wcale nie etniczni, to nie jest wyróżnik. Prawdziwi to ci, co wewnętrznym Moskalom nie ulegają. Mistrz ma za złe, że rewolucja w Polsce krwią nie spłynęła i dlatego m.in jest z nieprawego łoża. Jeszcze jeden zadziwiający tekst przeczytałam, ale o nim w następnym wpisie.
Czy aby te pyszne dary morza nie zamienia sie w „gumki myszki” po 1:15 h trzymania w temp.210 stopni C. Moge sie mylic w tym przypadku, ale ja seafood traktuje termicznie bardzo krotko. Czyzby to specyfika tego garnka?
Miodzio –> w przeciwnym razie, ponizej 1 i 1/4 h ( osmiornice, kalamary ) zgryziesz sztuczna szczeke i to nie jedna
Krystyno a może przez pomyłkę zrobiłaś to: http://www.2drink.pl/kamikaze/ ???
Bardzo dobre i na pewno zdrowotne.
Marku. Kupuję w ciemno „uprzodłem” Sam to nabyłem po trzech miesiacach pobytu w Europie a szczególnie w Polsce. Karmiła mnie rodzina, znajomi i przyjaciele. Żaba, Pyra, Jagoda, Inka, Nisia no a Arkadius to rybek nie skąpił! W sklepach pyzy, kluski śląskie, kopytka itp itd u nas nieznane. No i Żołądkowa Gorzka też nieobecna w Stanach.O piwie nie wspomnę i o zabiegach Ewinych, żebym dobrze się w Ojczyżnie czuł!
Drugi tekst, po którym musiałam napić się wody, jest także wywiadem. Tym razem „wywiadowaną” jest pani Felicjańska, która świeżo wydała powieść „Wszystkie odcienie czerni” i jak zrozumiałam z wywiadu, książka w znacznej mierze (acz nie wyłącznie) składa się z opisów orgazmów i dróg, które do niego prowadzą. Wywiad ma tytuł „Nie napisałam po r- no- la”. Co prawda jeszcze nie zapomniałam na czym polega różnica między chłopcem, a dziewczynką (niech żyje ta różnica!) natomiast do dzisiaj nie zrozumiałam, na czym polega rozkosz opowiadania w kółko o skądinąd przyjemnych chwilach. To mi się jakoś kojarzy w chłopięcą niedojrzałością, z szesnastolatkami, którzy czekają na pierwszy wąsik, a w międzyczasie oglądają gołe panienki, filmy p-o i opowiadają sobie niestworzone historie
ps – do powyższego – wywiad zamieszcza dzisiejszy numer „Angory”
Dzień dobry,
W czasie weekendu Łotr zjadł to co napisałem, więc po kilku próbach zrezygnowałem. Może dzisiaj da mi spokój.
Lajares – po Gospodarza i Twoich radach pewnie odważe się spróbować kolczaste stworzenia, może tylko 40% będę używał przed i po każdym kęsie. 😉 Nawet jeśli Placek zwątpi, czy Polakiem jestem 😉
Górską, zimową Szwajcarią uętą w obiektywie Nemo jestem jak zwykle zachwycony. Nawet w niedzielę wybrałem się zrobić kilka zdjęć, ale nic godnego uwagi nie zobaczyłem. W ogóle jakoś mi te dwa dni zleciały na niczym, nic mi się nie chciało, przesiedziałem mnóstwo czasu w domu nic nie robiąc. Przedwiosenne zmęczenie materiału, czy co?
Przeczytałem „Wojnę spłodził szatan” – jestem pod wrażeniem, chociaż momentami czułem się skrępowany poznając detale choroby Autorki. Jej przegrana walka z rakiem, a na końcu wiersze…, no i piękne ilustracje – stare zdjęcia nadają odpowiedni klimat.
Alicjo, wejście, które pokazujesz w czercu wygląda dzisiaj zupełnie inaczej, właśnie tak
https://picasaweb.google.com/takrzy/WejscieNaPlaze#slideshow/5838519344488478530 Jest zasypane piaskiem, wydmy cały czas sie ruszają.
Miłego poniedziału dla Wszystkich. Jeszcze tutaj wstąpię. 🙂
Lajares,
Zostało Ci tylko 2-3 dni do wyjazdu, znowu pod palmy! Pełnego luzu Ci życzyć nie muszę, bo z pewnością akurat Ciebie on nie opuści, ale korzystnych fal do deskowania to mogę. Jedz „seafood” pij, co dobre i… dziel się z nami obrazkami. 🙂
Pyro,
wprawdzie wszystkie książki pisane są choć w części dla pieniędzy/ może są wyjątki/, ale ta, o której wspominasz, napisana jest bardzo, bardzo dla pieniędzy. Jeśli szokuje, albo przynajmniej zaciekawi, tym lepiej się sprzeda. A autorka szokuje i zadziwia często zupełnie nieświadomie.
Krystyno – ja już nie mam takiej ciekawości życia, żeby sięgnąć po tę książkę. Uważam seks za tę dziedzinę doświadczenia, która jest niezwykle intymna, a wszelka dosłowność ją zubaża. Wszak o jedzeniu można też technicznie, dosłownie, omawiając enzymy, proteiny itp, a można niemal jak o poezji. A już pomysł żeby tak osobiste sprawy opisywać jak ćwiczenia w klubie fitnes, jakoś mnie nie bawią.
Krystyno myślę, że wszystko jest świadome bo chodzi o kasę …
ale Marek ma w tej Ostrołęce przechlapane … słynna panna profesor uczy na uczelni w jego Mieście …
Danuśka Alan to chyba Cię ozłocił za takie smaczne przyjęcie po powrocie … 🙂
Nowy faktycznie mamy przednówek zdrowotny .. słońca mi brakuje okropnie …
Pavlova z malinami (mogą być truskaweki) wygląda bardzo zmysłowo 🙂
Lunch w żydowskich delikatesach – pastrami on rye, ogórek małosolny. Istny raj 🙂
Musztarda, zapomniałem o musztardzie.
O tym, że jedzenie jest (albo może być) silną podnietą zmysłową, wiadomo od wieków. Podobnie jak aromaty, kwiaty, muzyka, taniec – im więcej tej urokliwej obudowy, tym pełniej rozwijają się zmysły. I tym mniej najprostszej anatomii.; Wiemy, że zwyciężą samolubne geny ale i nam coś z tego przypadnie. W końcu nie po to natura zbudowała takie świetne pułapki dla nas, żebyśmy je lekceważyli.
Jolinku – panna profesor chyba będzie musiała wystąpić do BOR o ochronę osobistą – strasznie się jej na portalach odgrażają (mordka)
Jolinku-oj,ozłocił,ozłocił !
Senegalskie złoto to….orzeszki ziemne,zatem mam co podgryzać przez najbliższy tydzień 😉
A jak wyschnie mi w gardle od tych orzeszków,to mogę sobie zrobić sok z tamtejszych limonek,bo bez dwóch zdań są eko,bio i samo zdrowie 😀
Ale czy zmysłowe te limonki,tego jeszcze nie wiem….
Cataplaniłam w Lizbonie, według rady Gospodarza. Dobre było, nie powiem.
Królowa Holandii abdykuje; kończy 75 lat. Piękny zwyczaj w Niderlandach.
Dzisiejsze spotkania 🙂
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/JemioUszki02#slideshow/5838573179072555922
Irku – a skąd wiesz, że to jemiołuszki? I dlaczego one na śniegu, a nie na gałązkach? Swietne, napuszone kulki.
Znam się na ptaszkach 😳
Na śniegu znalazły jakieś jagody. Zaraz puszczę zdjęcia na gałązkach
Bo wyglądają jak jemiołuszki? 😉
Pyro,
jemiołuszkę bardzo łatwo jest rozpoznać, choćby po charakterystycznym czubku.
http://istotyzywe.pl/ptaki/jemioluszka
Namnożyło się nam jemiołuszek. 🙂
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/JemioUszki03#5838585102895001410
A to lubelskie ” fiordy” 😉
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/28Stycznia2013#slideshow/5838571379138889538
Ładny ptaszek.
W moje okolice nie dolatuje 🙁
Mam za to kosa (tego, co wyjadał jabłka z koszyka), który codziennie dokonuje inspekcji skrzynek balkonowych. Wykładam mu tam połówki jabłek, rodzynki i płatki owsiane nasączone olejem arachidowym.
Nie cataplaniłam, ale jadłam inne pyszności. Należało kupić cataplanę – gar, ale to już innym razem. Prawdopodobnie i tutaj można kupić, wszak mamy Portugalczyków do wypęku.
Bardzo smakowicie to wygląda i pewnie równie smakowite jest. Dla Jerzora bajka, napuszczę go na tę cataplanę, niech poszuka i zakupi 😎
Dzisiaj mam krewetki, coś z nimi ponawydziwiam.
Tymczasem za oknem sypie, ale temperatura rośnie, jest -1C, a jutro poszłabym na plażę (ma być +10C), gdyby nie to, że co prawda nie będzie sypać, ale za to będzie lać.
Irku – one utajnione.
Na balkonie mam tylko sikorki 3 gatunków (bogatkę, 2 ubogie i 1 modrą z rzadka) U nas tak rozmnożyły się sroki i rybitwy, że drobiazgu jest coraz mniej „grubelków” nie widziałam już 2 lata, a i sikorek coraz mniej, mimo, że las o 80 m od bloku.
tak fiordy niedostępne ..
a u sławka w Paryżu dzisiaj +9 … a u nas mgła za oknem i plusy chyba nadchodzą ..
nemo a Twoja córcia je czosnek bo słyszałam opinię, że weganie i wegetarianie raczej go nie jadają tylko nie wiem dlaczego ..
Danuska,
Zmyslowosc limonek mozesz poprawic dodajac do nich np. gin, tonic i sporo lodu. Skladniki mozna zmieniac w zaleznosci co bardziej dziala na zmysly.
Irek,
Bardzo ladne te Twoje ptaszki!
Danuśka,
jak już będziesz miała orzeszków dosyć, spróbuj tę zupę. Odżałuj garść, ja zawsze podkradam z puli Chuligańskiej 😉
Odgapiłam ją w restauracji w Johannesburgu. Bardzo prosta do zrobienia, jedna uwaga – najpierw zagotować orzeszki (ja po próbach daję mniej więcej szklankę) i pogotować chwilę, zanim się doda ziemniaki, bo orzeszki dłużej się gotują. Ta moja curry pasta była ostra, ale równie dobrze może być trochę curry w proszku (byle dodać tego smaku) i jakaś ostra papryka, może być suszone chilli, żeby nadać zupie pożądanej ostrości.
Afrykanie nie dodawali tymianku, ale mnie to pasowało.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/13.ZUPY/Zupa_afryka%C5%84ska_orzeszkowa/
Idę do roboty.
Jolinku,
je czosnek i to chętnie.
Pierwsze słyszę taką opinię o wegetarianach 😯
” fiordy ” upubliczniłem 😳
Teraz chyba będzie dobrze
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/LubelskieFiordy#slideshow/5838571379138889538
Mówię, że zima oglądana przez szybę albo obiektyw, jest piękna; bezpośrednio nie bardzo (ja jestem zmarzlak zimowy, natomiast chłód w innych porach roku znoszę całkiem dobrze).
Nowy-zatem popracuję starannie nad poprawianiem zmysłowości limonek 😉
A jak się tą pracą za bardzo zmęczę,to zrobię wzmacniającą zupę z orzeszków 🙂
Alicjo-dzięki,bardzo ciekawy przepis.
Odtajnione
Jemiołuszki także mogą być przebranymi strusiami (pierwszy z brzegu przykład). Nigdy nic nie wiadomo 🙂
Odpowiedź na pytanie o czosnku można znaleźć w dźinizmie, ale od czasu gdy Gospodarz zaprzestał nagradzać nas za bezużytecną wiedzę nie chce mi się i już.
Pamiętam tylko, że diabeł kusił mnicha mięsem i pięknymi kobietami (wiem, wiem, wszystkie są piękne, ale spróbuj to diabłu wytłumaczyć), mnich odrzucił mięso, a z niego wyrósł czosnek i inne podziemne warzywa. Ciekawej części o tym, czy oparł się kobietom nie pamiętam, ale to jego problem.
Niczego nie zmyślam, nie mam nawet kopyt 🙂
A Nisia w „Studio opinii” walczy, jako ta lwica o współczesną humanistykę. Wzdycha biedna, żeby więcej Seweryna a mniej durnowatych panienek w telewizjach śniadaniowych. I jeszcze żeby współcześni rozumieli „Irydiona”. A ja pytam: po co mają rozumieć „Irydiona” kiedy im Młodzież Wszechpolska, prof Pawłowicz i bracia Karnowscy tak ładnie tłumaczą co to jest polski patriotyzm. _fi! Zrozumienia Jej się zachciewa….!
nemo przypomniałam sobie to Jola Słoma tak mówiła w programie tv i mnie zaciekawiło czy są ku temu jakieś przesłanki czy to indywidualne podejście …
http://www.kuchniaplus.pl/program/prowadzacy-kuchni-plus/jola-sloma_6.html
No proszę i tak od nitki do kłębka okazało się,że jest
i senegalska odmiana zupy orzeszkowej 🙂
Nie wiem,czy nasza Eliza O.posiadała wiedzę na temat owej zupy 😉 Odmiana senegalska jest kurczakowo-arachidowa.
Jolinku,
myślę, że to kwestia indywidualnych upodobań.
Nasz „zatwardziały” wegetarianin Vijay używał jak najbardziej czosnku, cebuli zwykłej i tajskich szalotek. Inni znajomi wegetarianie też nie unikają, ale znam mięsożerców, którzy z różnych powodów nie jedzą czosnku, głównie ze względu na zapach i pracę w bliskich kontaktach z innymi ludźmi. Jeden znajomy (Polak mieszkający w Niemczech) miał wręcz fobię, bo koledzy w pracy pejoratywnie wyrażali się o niektórych nacjach (Turcy, Grecy, Bałkańczycy) cuchnących czosnkiem 🙁
Jolinku – z mojej wiedzy wynika, że wegetarianie /ja/ jedzą czosnek, a jeśli nie jedzą, znaczy nie lubią lub z powodu chuchu.
A propos czosnku – najlepiej byłoby, gdyby wszyscy lubili i jedli czosnek 🙂
Ale są nieczosnkowi, z różnych powodów.
Ja sobie pozwalam, u mnie czosnek chodzi w ilościach, ale ja rzadko występuję na scenie, a Jerzor też nikomu w nos nie dmucha. Jak mnie dmucha, to i tak nie czuje, bo oddmuchiwam tym samym 😉
Natka pietruszki (żucie tejże) trochę działa, ale najlepiej chyba żucie ziaren kardamonu. Wszystkiemu nie poradzi, ale kilka ziaren kardamonu łagodzi znacznie ofensywny zapach.
Danuśka,
a czy jakieś ryby Ci Alain przywiózł? Albo fotki taaaaaaaaaakiej ryby, osobiście złowionej? Chcemy dowodów 👿
Placek o dżinizmie, a wiadomo, że demonologia zapewnia ochronę przed złymi mocami jeżeli nosi się przy sobie i zawiesza w domu: czosnek, jarzębinę, stal, srebro, czerwone tasiemki, łapkę króliczą i nie wiem co jeszcze ale dużo tego. Zauważyłam, że kiedyś te dżiny były bardzo pracowite, a teraz czekają, żeby je zastąpić.
Względy religijne, także w taoiźmie. Taoista taoiście nierówny. „Koszerność” lub „świętość” pewnych produktów.
Ostatnia możliwość – wapiry także nie przepadają za czosnkiem.
Jestem prawie pewien, że A cappella nie jest wampirzycą, ale to jest zbyt intymny temat.
Pyro – Dla jednych demon, dla innych kolega z partii 🙂
Jesteśmy jak płatki śniegu. (Czyjaś złota myśl)
A propos ginu – bardzo lubię gin&tonic, ale prawie nie piję alkoholu. Pech.
Żołądkową Gorzką można nabyć w Cichalach Zjednoczonych – $ 22,- za 1 litr. Wiem, że to niedużo, ale jednak coś.
To ja już sobie pójdę. Może mi się przyśnią jemiołuszki, sikorki i gile?
Placku! Co ja się naszukałem. Uprzejmie proszę o adress, ew. te. to zamóffiee!
Podejrzewam, że Placek osobiście jest dżinem i mieszka w dużej flaszy albo w czymś takim.
Cichalu – Żolądkowa Gorzka. Firma wymaga okazania świadectwa dojrzałości 🙂
P.S. Znajdziesz pod nazwą Czysta de Luxe Zoladkowa Gorzka, bez ogonków.
Idiotyczne, ale nie moge jakos wstawic mojej rzeczy.
Mimo to, pozdrowie najpierw.
A tak, między nami,
mam wrażenie, że to, co miałem do powiedzenia, już chyba powiedzialem.
Cześć!
nb,
nie wiem, dlaczego moj nick swieci sie czerwono.
Placku! Dziękuję za Twój czas stracony na poszukiwaniach, ale wywiodly Cię one na manowce. Ja nie szukam Czystej de Lux, ja szukam Żołądkowej Gorzkiej (może być z nutą mięttty) jest to różnica, że tak powiem, zasadnicza!
Witam, Cichal,
http://acorkabove.com/index.php?main_page=product_info&products_id=947
Przeczytalem wszystko, co Nisia napisala w Studio Opinii. Najbardziej poruszyl mnie felieton o pani Ding Yu i jej rozmowcach. Juz gdzies widzialem fragment takiego wywiadu, ale jakos przeszedl niezauwazalnie, a teraz nie moge przestac myslec, co ludzie ludziom… wciaz robia, no i dziennikarska praca tej kobiety, ktora ogladaja miliony.
Pyro,
bede Ci bardzo wdzieczny jesli wciaz bedziesz nas (mnie) informowac i polecac co warto odszukac i poczytac – przy moim chronicznym braku czasu jest to bardzo cenna wskazowka, ja nie moge poswiecic na myszkowanie w internecie tak duzo czasu.
Dzieki.
Jestem w domu, wiec moze tu jeszcze wroce, a jesli nie to – Dobranoc 🙂
…zeby odreagowac – cukierkowo, landrynkowo, przeslodzone, ale kto chce niech slucha 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=jqUDQ2m67Ow
Yurku! Ten orange, to mnie troche denerwuje, ale cena – to może szlag trafić. Droższa niż w Polsce w złotówkach! Dziękuję za info.