O rozkoszach karnawału
No i nastał nam karnawał. Jeszcze dźwięczą sylwestrowe tony, słychać echo pękających na niebie kolorowych rac, w głowie szumią bąbelki a na języku pozostał smak ostryg a tu już trzeba szykować się do kolejnych hucznych imprez. I to bez względu na wiek. Tyle tylko, że jedni będą podrygiwać w rytm techno a inni posuwiście pląsać przy dźwiękach slowfoxa. Ale tak być musi, bo bywało od wieków. Oto dowód. Pisze Grzegorz Sobala, wrocławski historyk, o karnawale w mieście wówczas zwanym Breslau, które to wydarzenie opisał w gęsto cytowanej tu książce o dziejach wrocławskiej gastronomii (Wydawnictwo Dolnośląskie)
„Ledwie gasły sylwestrowe fajerwerki, ledwie stawali wrocławianie na równe nogi po upojnych zabawach do białego rana, ledwie wypito, wznosząc toasty, ostatnie szklanice ponczów, grogów i win reńskich – szampan nie należał we Wrocławiu do nadto popularnych trunków sylwestrowych – tak więc ledwie przywitano Nowy Rok, a już w całym mieście anonsowano bale karnawałowe. A tak przy okazji – nie pijano w grodzie nad Odrą szampa?nów w sylwestra, bowiem białe wina znad Sekwany nie cieszyły się sława wśród wrocławian po tym, jak kąpać się w nich miał brat Napoleona Hieronim Bonaparte, bawiąc w pałacu Hatzfeldów w czasie okupacji francuskiej miasta w latach 1807-1808. Bale, tańce w wyszukanych maskach i wytwornych kreacjach? Te insygnia wrocławskiego karnawału niewiele dawniej znaczyły, jeśli nad wszystkim nie królował suto zastawiony stół. Tak! Tacy byli wrocławianie – karnawał nie należał do udanych bez dobrego jedzenia i picia. Nikt nie śmiał zapraszać na tańce, nim nie ogłosił, iż nie poskąpi jadła i napitku podczas zabawy. Organizujący bale restauratorzy, dzierżawcy redut i kasyn oferowali więc obiad gratis za wynajęcie sali. Dawano też często flaszeczkę wina gratis każdemu dziesiątemu przebierańcowi w masce, byle tylko sprosić gości na zabawę! Kończono tańce gradem cukierków ku uciesze roztańczonych par. Szkoda tylko, że dzieci były nieobecne…
O północy przerywano tańce i zasiadano tradycyjnie do stołów na obiad. Tak, tak, na obiad, gdyż posiłków o północy nie nazywano podczas balów karnawałowych kolacją. Królowały najczęściej pieczone szynki z kiszoną kapustą, pieczone gęsi, gotowane golonki z chrzanem, kiełbasy w sosie polskim. Pito bez umiaru poncze i grogi, wina reńskie i piwa. Najlepsze poncze przygotowywano oczywiście na szczecińskim rumie. Obowiązkowo!
I tak trwały wyżerki do ostatków, których menu różniło się jedynie tym, iż kończono posiłek pieczonymi rybami, by przypomnieć o bliskiej już środzie popielcowej i rychłym poście. (…)
Wróćmy do stołu – zamiłowanie wrocławian do biesiadowania znane było już dawno, dawno temu. Pisał wszak Michał Johann von Loen w 1716 r., iż „jedzenie i picie jest tu dla wielu głównym zajęciem dnia”(!). Co możemy dodać, jeśli idzie o dawny wrocławski karnawał? Królowały na stołach typowe wrocławskie specjały. Mówiąc inaczej -wrocławianie oddawali swe podniebienia tym specjałom, które lubili najbardziej. Lecz rzecz w tym, iż nie zadowalano się prostotą i bylejakością! O nie! Gdy szło o uroki stołu, trzymano wysoki fason, nawet gdy na talerzach lądowała kiełbasa. Wystarczy wszak przypomnieć, iż w temacie kiełbas Wrocław należał od dawna do europejskiej czołówki. Wrocławskie knackwursty nie miały sobie równych, twierdzili znawcy tematu, a w ostatki, „gdy błaźni tańczą i stają na głowach” – pisał w 1732 r. Johannes Sanftleben – rozwożono je „po sto łokci” nie tylko do miast śląskich. I pisał Sanftleben dalej: „Wszystkie kiełbasy świata by tak chciały!”.
Co więc lądowało na talerzach w czasie karnawału? Przede wszystkim Dumny Henryk – kiełbasa pieczona z piwem, która nazwę swą wywodzi od księcia Henryka, brata Fryderyka Wielkiego, króla Prus. Tanio, prosto i smacznie. Jak niewiele trzeba było, by zadowolić podniebienia. (…)
Niemałym powodzeniem cieszyły się też w czasie karnawału „karpie krawca”. Nazwa myląca i niezrozumiała dla niewtajemniczonych. Ale nie był to specjał członków lóż masońskich… „Karpiami krawca” nazywali wrocławianie zwyczajowo bardzo tłuściutkie śledzie, które najchętniej jadano w śmietanie z posiekaną cebulą lub szczypiorkiem. Królowały też na stołach gotowane czy pieczone golonki, które w czasie karnawału „schodziły” jak świeże bułeczki.(…)
Ale czym byłby karnawał wrocławski bez słodkości. Oj, obżerano się bez umiaru… Bo któż wówczas martwił się dietą, nim nie trafił na kurację do zdrojów kłodzkich lub karkonoskich? Królowały bez wątpienia pączki, ale nie gardzono też sękaczami i faworkami. Te ostatnie kupowano na wagę i podawano jako dodatek do kawy niemal w każdym wrocławskim domu. Podczas balów karnawałowych z tańców obowiązkowy był dla wrocławian polonez. Bal bez poloneza należałby we Wrocławiu do nieudanych. Ale wróćmy do pączkowego tematu – podczas wielu balów powodzeniem cieszyły się tzw. polonezy pączkowe. O czym mowa? Pary tańczące poloneza kierowały ostatnie kroki w kierunku stołów, na których piętrzyły się piramidy pączków. Cóż za słodkie zakończenie! Lecz na tym nie koniec – szczęśliwcy mogli znaleźć w pączkach złotą monetę.”
Nasze pączki z konfiturą wiśniową zamiast monety
Fot. P. Adamczewski
A dziś żaden cukiernik nie próbuje nawet dodać do pączka żadnej monety, a co dopiero złotej!
Komentarze
Ośmielę się zauważyć, że pomiędzy techno a posuwistymi pląsami w rytm slowfoksa są jeszcze (wymagające znacznie wyższych umiejętności technicznych i lepszej kondycji fizycznej, niż którekolwiek z już wymienionych) walc wiedeński, jive, rock’n’roll; mambo, salsa, samba, polka, …, …, …,
…Tak, jak całkiem niezłej kondycji wymagał sylwester 2012,
rozpoczęty pobudką o 4:55 (choć wcześniejszy wieczór też wcale długi był!),
kontynuowany dziewięciogodzinną wędrówką w znanych ale zawsze niezwykłych okolicznościach przyrody (lampa, lód, mrozik, zatrzęsienie radosnych aktywnych, etc.)
zwieńczony klasycznie w mieście…
Program (i pogoda) dnia noworocznego też były bogate-przewspaniałe od samego ranka!
Na stole, w plecakach, na schroniskowych ławach — same pyszności… tylko kto by na nie zwracał przesadną uwagę… przesycony nieco po grudniowym mega-maratonie przyjęciowym?!…
Pomyślnego, radosnego Nowego Roku!
A w nim idealnego (dla marzeń i potrzeb) wyważenia nowości i kontynuacji. Kulinarnych oraz wszelkich innych!
😀 😀 😀
A Cappella – o ile noworoczna włóczęga ma głęboki sens filozoficzny z elementami terapii zajęciowej, o tyle włóczęgę sylwestrową zaliczam do zboczeń i niezdrowych fanaberii (tu mordka).
Gospodarzu – przyjemnie poczytać o grzechach przodków, choć uwagę zwraca raczej plebejsko – ludowy charakter tych zabaw wrocławskich. Też nie znam cukiernika, który by monetami pączki nadziewał,
Dzień dobry,
wczoraj odeszła od nas nasza Sunia. Byliśmy na to w zasadzie przygotowani, ale smutno. Była z nami prawie dziesięć lat. Wybrała nas. Po prostu przyszła do naszego domu zanim zdążyliśmy postawić płot. Była pierwszym psem, który z nami zamieszkał. I chyba pozostanie jedynym.
Sunia bardzo chorowała. Już od maja liczyliśmy się, że może w każdej chwili odejść. Nie była praktycznie w stanie chodzić po schodach i zaanektowała dla siebie pokój gościnny na parterze, naprzeciwko kuchni, gdzie miała miski z jedzeniem i wodą. W czasie pobytu u nas Cichalów, musiała nosić plastikowy kołnierz. Tym kołnierzem często stukała do drzwi, za którymi mieszkali Cichalowie.
Cichalu, jeżeli masz jakieś zdjęcia z Sunią, wrzuć link, bardzo proszę.
Wczoraj też rozstali sie z psem nasi sąsiedzi/przyjaciele. Musieli zawieźć Leę do uśpienia. Obie sunie miały około 13 lat. Ich rasowa, czarny sznaucer miniaturka. Nasza wielorasowa z przewagą papillona.
tez uwazam, ze dreptanie po pagorkach, podziwianie okolicznosci nawet rachitycznej natury nie tylko w sylwestrowe wieczory jest wyjatkowo double systemem –> i dla ciala i dla ducha. takich zboczen mozna jedynie pogratulowac. osobiscie nie zazdraszczam, bom szczesliwym posiadaczem podobnego typu zboczen i fanaberii. 😆
no i jeszcze cos na temat breslau. tez maja sie czym chwali:
Theodor Mommsen; nobel literatura 1902
Philipp Lenard; nobel fizyka 1905
Eduard Buchner; nobel chemia 1907
Paul Ehrlich; nobel medyzyna 1908
Gerhart Hauptmann; nobel literatura 1912
Fritz Haber; nobel chemia 1918
Friedrich Bergius; nobel chemia 1931
Otto Stern; nobel fizyka 1943
Max Born; nobel fizyka 1954
Reinhard Selten; nobel ekonomia 1994
Jagodo – nie będę Cię pocieszać, bo to diabła warte, ale rozumiem i smutek podzielam. To są naprawdę członkowie rodziny.
Jagodo-to smutno rozpoczął się Wam rok 2013 🙁
Oby innych smutnych wydarzeń było,jak najmniej.
Różne bywają pomysły na noc sylwestrową.Mnie ten z wędrówką bardzo się podoba.Bywają tacy,którzy szusują z pochodniami na nartach albo zbierają…winogrona.W Akwitanii jest miejscowość,która kultywuje zwyczaj winobrania w tę właśnie noc.Zbiór kończy się wspólną zabawą i degustacją wina z poprzednich roczników.Owoce są bardzo słodkie dają takież białe wino (vin liquoreux).
Monety w pączkach przypominają zwyczaj wkładania porcelanowej figurki do marcepanego ciasta pieczonego tradycyjnie we Francji na Święto Trzech Króli (o czym wspominaliśmy już zresztą niejednokrotnie).
Są liczni kolekcjonerzy tych figurek i oczywiście fabryki,które je produkują kultywując stare tradycje :http://www.arguydal.com/licences.htm
Sznureczek do producenta figurek raz jeszcze :
http://www.arguydal.com/licences.htm
Danuśko=Danuśka.Rączka mi się omsknęła przy ostatniej literze.
Aż dziwne,że Łotr nie przetrzymał mnie z tym nowym nickiem na jakiejś
kwarantannie 😉
W ramach spotkań noworoczno-karnawałowych jutro przewidziana biesiada blogowa w centrum stolicy 🙂
Dziewczyny-wysłałam do Was małą przypominajkę w tejże sprawie.
Na blogu jednak coś mało karnawałowo.Cisza,jak makiem zasiał 🙁
Gadam sama ze sobą 🙁
Karnawał: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/82980/58a42c30c772a9cf375b46fe01a34743/
Danuśko 🙂 odpisałam, pamiętam i się szykuję…
A ten karnawał jakiś szary, w dodatku mokry. Wczoraj odbyłam miły spacer po Trakcie Królewskim, w ostatniej chwili przed deszczem. Iluminacje świąteczne bardzo piękne, ale szkoda, że nie dodają im blasku płatki śniegu. Dobrze pocieszyć się perspektywą tańców i czekających nas karnawałowych uczt. Pora pomyśleć o faworkach!
Jagodo – dopiero przeczytałam jak przykry macie początek roku. Współczuję.
Asiu – zawsze mnie wzruszają te stare fotografie. Jakby się otwierało album z młodości rodziców, dziadków, podobne aranżacje, stroje…
Wygląda na to, że teraz ja sama ze sobą gadam 🙂
U nas juz po swietach. Choinki lezaly na ulicach juz w drugi dzien swiat.
Sklepy juz przygotowane na Walentynki.
My, polacy celebrujemy Sw.Trzech Kroli – wieczorem, koscielnie.
A tyle bylo starania, przygotowan, radosci….za rok bedzie podobnie.
Witam szanowne grono BB – znany skrót od Blogowej Bandy – w nowo nam nastałym Roku Pańskim 2013.
W ramach prezentu pod becik noworodka – Kalendarz 2013
https://sites.google.com/site/echidnaozzi/kalendarz-2011-blogowej-bandy
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
U mnie dzisiaj -20C, pół metra śniegu jak było, tak leży, a ma dopadać jeszcze, śniegowe chmury.
Złapało mnie zmęczenie poświąteczne, na które najlepszym panaceum jest książka, herbatka i polegiwanie z książką na kanapce przed kominkiem. Zwłaszcza w taki dzień.
Czuję się rozgrzeszona – z wczoraj została pieczeń z poledwiczek wieprzowych, ziemniaki do podsmażenia, zrobi się sałatę jakąś i gotowe.
Jagoda,
przyjmij wyrazy. Można się spodziewać, ale i tak boli 🙁
Echidno,
jak zwykle kalendarz piękny. A jego wartość, oprócz zdjęć z odległego kontynentu, podwajają daty blogowych świąt i uroczystości. Po wydrukowaniu w kolorze zawiśnie na werandzie.
Serdeczne dzięki.
Echidno – bardzo piękny (jak zwykle) jest ten kalendarz, jednak mam drobną uwagę, bo dla takiej Matuzalemki jak ja, literki są stanowczo za małe. Natomiast w zachwyt wprawiły mnie „dni wolne”.
Jagodo – ubolewam.
Jagodo, to smutny początek roku. Przeszłam przez wiele lat temu i nie zdecydowałam się na kolejnego psa, ale wiele osób twierdzi, następny wypełnia jednak pustkę.
Echidno – piękny kalendarz 🙂
Jagodo – rodzinę mojej siostry też wybrał sobie pewien piesek. Mieszka z nimi już 3 lata. Ktoś wyrzucił młodego psiaka z samochodu na obwodnicy 🙁 , oni też nie mieli jeszcze ogrodzenia i tak do nich trafił 🙂 . Na początku bardzo bał się wsiąść do samochodu. Sąsiadka mojej siostry ma 3 psy, z którymi jeździ na różne psie wystawy. Niedawno stwierdziła, że pies moich siostrzenic ma „ludzkie spojrzenie” jakiego nie mają jej psy.
Basiu – oto królowa karnawału – Wilno 1933 rok 🙂 :
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/157353/58a42c30c772a9cf375b46fe01a34743/
Tutaj trzy królowe 🙂 :
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/157303/58a42c30c772a9cf375b46fe01a34743/
A tutaj ówcześni celebryci 🙂 królowa i król karnawału 1938:
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/128513/58a42c30c772a9cf375b46fe01a34743/
Pomysł na sylwestrową wędrówkę bardzo mi się spodobał. Szkoda tylko, że nie znajdę żadnego chętnego na taką eskapadę.
Z karnawałowych rozkoszy wybiorę oczywiście faworki i to już niedługo, bo niektórzy dopominają się o nie.
Te królowe balu z Wilna wyglądają dość skromnie. Suknie nie balowe a raczej wizytowe. O urodzie trudno mówić na podstawie jednego zdjęcia. Ale królowa i król warszawscy to już prawdziwa elegancja i klasa. Ale to przecież popularni wówczas aktorzy. A Kazimierza Krukowskiego pamiętam z telewizyjnych wystepów.
Dziś w Gdyni było + 9 st. C i siąpił deszczyk. W takich warunkach dziwią nawet świąteczne dekoracje. Zazdroszczę Kanadyjczykom.
Nie było mnie kilka ładnych godzin na Blogu, bo:
– przyjechali ludzie po wydawaną kanapę z dużego pokoju (tę, która się nie otwierała i na której wygodnie mieściła tylko Zgaga). Niby dotąd stała na krótkiej ścianie przy drzwiach i pokoju nie zagracała, ale nagle zrobiło się wyjątkowo przestronnie i pusto. Nowa kanapa została opłacona jakoś na początku grudnia, a kiedy przyjedzie,l nie wiadomo;
– ciągle pada i sporą część dnia przespałam. Ja na swoim tapczanie, a pies w swoim koszyku. Wstałam jakieś 10 minut wcześniej, niż on i z zachwytem patrzyłam, jak tupta z Ani pokoju do mojego sprawdzić, czy ju wstałam. Był tak zaspany, że zataczał się idąc;
– z wielką uciechą czytam „Poradnik dla młodych gospodyń. Praktyczny kucharz warszawski, zawierający 1503 różnych przepisów”. Ów poradnik wyszedł w Warszawie w 1898r i kosztował niebagatelną wtedy sumkę 1 rubla i kop 30.
Książka jest spuścizną po rodzinie Inki w linii macierzystej i była prezentem na drugą rocznicę ślubu jej prababki. Dzisiaj wygląda dość żałośnie, bo zleżałe płótno grzbietu oblazło i sporo kart ma brzeżne ubytki albo fruwa luzem. Rarytas ten pójdzie do oprawy razem z moimi książkami. Książka przeżyła ewakuację w czasie I wojny, rewolucję lutową i październikową, powrót Mariańskich do Piaseczna w 1920r, potem powstanie warszawskie i wszystkie lata po nim. Ma prawo by sterana życiem. A cóż w niej jest, albo czego nie ma? Jest obszerna książka kucharska z deserami, nalewkami, konserwami na zimę (np trufle zbywające w oliwie, trufle w maśle i trufle suszone) jest technika robienia w domu kawioru „dobrego jak astrachański” i cukierków domowych „jak z Kijowa”, jest sposób usztywniania gorsów (przodków męskich) i prasowania koronek i prania tiulu i muślinów i sporządzania w domu pachnącej pomady! Nie wiem jak kto inny – ja mam czystą radość
Krysiade,
kalendarz po wydrukowaniu będzie na pewno czytelny.
Echidno,
pewności nie mam, ale prawie, że 4 grudnia są imieniny (a nie urodziny) a capelli, wszak to Barbara.
W mieście Wrocławiu, dawniej Breslau, byłam na kilku balach sylwestrowych oraz balach geologa. Jeden z balów sylwestrowych odbywał się w Szklanym Domu (akademik naonczas) na Placu Teatralnym. Tenże dom został świetnie opisany w którymś (czwartym chyba) z tomów serii kryminalnej Marka Krajewskiego o komisarzu Eberhardcie Mocku, topografię znam na pamięć. Teraz są tam jakieś kancelarie adwokackie czy cuś
Tego września przypadkiem spotkaliśmy na poczcie we Wrocławiu koleżankę Jerzora ze studiów – zapamietałam ją z tego balu w połowie lat 70-tych, sziedziała przy stoliku obok. Nie miałam z nią prawie nigdy do czynienia, ale zapamiętałam jej imię i twarz (żadnych dramatycznych zmian, taka uroda). Jerzor, który 5 lat uczęszczał z nią na zajęcia – nie pamiętał, jak ma na imię. Ona nie rozpoznała tego siwego pana, lata temu bruneta o bujnej czuprynie i szczupłego jak szczypiorek, to Jerzor ją zaczepił. Ja spojrzałam – o, Ela!
Tutaj nie czuje się tego karnawałowego szaleństwa, wcale a wcale.
Nasze polskie/europejskie kalendarze wyznaczały jasno – tu post, tu święta, trochę rozpasania karnawałowego i znowu post, i tak dalej. Bawimy się, jak chcemy. Ja odpoczywam po świętach 😉
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/September27201202#slideshow/5799544571206853250
Piękne okoliczności australijskiej przyrody, a na dodatek wzruszyłam się, że Echidna uwzględniła też rocznicę powstania mojego blogu 🙂 Dzięki!
Echidna – BB zaciąga u Ciebie długi rosnące z roku na rok!. A ja, zupełnie poza rozdzielnikiem (mordka) wyciągnęłam dzisiaj ze skrzynki kopertę od Echidny i Wombata z pięknymi życzeniami, ozdobioną kopią świętej Rodziny – nie wiem kto malował, ale kobieta pozująca do obrazu Madonny była z pewnością Wenecjanką albom pochodziła z Lombardii. Boziu, powinnam wiedzieć kto to malował, a nie pamiętam. Dzięki Zwierzaczku – napiszę do Ciebie, tylko odpocznę po świętach.
Polecam na pluchy i mrozy.
http://www.lasy.gov.pl/zubr
Echidno-jesteś wielka !
Dzisiaj oczywiście toast za Twoje zdrowie !
Alicjo-przekaż proszę Jerzorowi,że bal geologów,w którym uczestniczyłam już dosyć dawno temu (zaprosił nas brat mojej koleżanki-geolog właśnie) to jedno z moich najpiękniejszych balowych wspomnień.Och ci geolodzy,przystojne to były chłopaki 😀
Witam, Alicjo za Wrocław i okolice, dzięki!!!
Irku – dobrodzieju, czy możesz na maj obiecać mi podobną dostawę, jak w r.ub? Wyszły mi tak dobre nalewki i nawet Młodsza, która niby nie lubi, dopomina się o moją żubrówkę. Zgłupiała chyba -0 skąd mam w styczniu wziąć żubrówkę, jak poprzednią wydudliły w postaci szarlotki? I ile bym musiała zrobić?
Echidno, kalendarz pierwsza liga 🙂
Pyro, jak zdrowie pozwoli, to żubrokosy się zrobi i uzupełni paśnik. U Pyry też 🙂
Dobry wieczor,
Miesu dzisiaj stanowcze NIE! Na obiad makaron ze szpinakiem, czosnkiem i serem lazur + salata. Moja kolezanka Cypryjka (?) bedzie mnie w sobote uczyla jak robic goubez i golabki (dolmades/ koubabia) szpinakowe!
Pyro,
A propos nalewek, Mamusia prosila zapytac czy Poznan bukwicowke robi?
Dzięki za dobre słowa 🙂
Masz rację Alicjo, niby wszystko się rozumie, ale boli.
Obiecywaliśmy sobie, że kolejnego psa nie będzie. Czas pokaże.
Asiu, nasza Sunia też się na początku bała jeżdzenia samochodem. A właściwie nie tyle jeżdzenia, co momentów, w których samochód się zatrzymywał lub zwalniał. Samą jazdę samochodem lubiła. Poza tym bała się panicznie smyczy. Musiałam nad tym mocno popracować. Potem na widok smyczy szalała z radości. Najwyraźniej ktoś ją wywiózł samochodem i być może przywiązał gdzieś smyczą. Pierwszą smycz natychmiast przegryzła. Wcześniej musiała być psem domowym, bo pierwszej nocy chciała spać z nami w łózku. Sporo czasu zajęło wytłumaczenie jej, że nie będzie z nami sypiać.
Echidno,
kalendarz uroczy 😆
JollyR. – ja nie robię – nie mam dostępu do bukwi; tzn nie pojadę już do lasu nazbierać. Jednak robię nalewki niektóre z tzw „apteczki” – teraz dostałam książkę z przepisami i oprócz ziołowych nalewek typu alasz, jałowcówka, jarzębiak itp, są tam nalewki „na wszystko” – na przeziębienie, słaby żołądek, na wzmocnienie, na męską potencję itd itp Jeżeli – jak życzył mi Placek – spirytusu mi nie zabrakni8e – to kilka rodzajów zrobię na próbę.
Pyro,
Ja tam nie chce zgadywac, ale mam wrazenie, ze Mamusia sugerowala ze moze latem bukwice wyslac.
Niech w naszej pamięci zostanie.
http://www.youtube.com/watch?v=_Ek3eCbfqp0
Kompozytorem jest Juliusz Kuczyński ( Pee Wee King)
Dziś o rozkoszach karnawału. Proszę bardzo : https://picasaweb.google.com/117058604526315789327/ScrapbookPhotos#slideshow/5829304762104299842
Jolly – od przybytku… itp
A teraz nie będę zmora i dwie nalewki dla naszych Panów, naklepię w charakterze prezentu świątecznego. Od siebie dodam, że trzeba znaleźć dobrą zielarnię, bo nie wszystko da się nazbierać na miedzy.
‚1.CHIŃSKA NALEWKA NA POTENCJĘ
150 g korzenia żeń-szenia (radix ginseng)
40 g suszonej skórki mandarynki – pericarpium citri reticulatae,
40 g imbiru
40 g owocu jujuby
1 l wdki )alkoholu 40 + 45%=
Nie napisz e dalej bo mi literki inne wyskakuja. Co robic_
–
Zmienić klawiaturę póki jest na gwarancji. Powinnaś mieć taką dużą z podgarstkiem sam takiej używam a ma już 6 lat.
Odkrywam urok czarno-białej fotografii.
tu to samo miejsce
A tu nad piękną modrą Bystrzycą 😉
https://picasaweb.google.com/111628522190938769684/ModraBystrzyca#slideshow/5828908615876863202
Czarno-biała fotografia przy kolorowej jest jak grafika przy malarstwie. Bardzo ją lubię od zawsze.
Wróciłam z niebytu – widocznie panowie, którzy od wczoraj siedzieli w dziurze w ziemi i przyglądali się kablom, zrobili swoją robotę.
Jeszcze w sprawie żabnicy czyli monkfisza – nie zdołałam się wczoraj pożalić, że nie udało mi się jej spróbować. We Francji i Portugalii, i w Szkocji też, mówili w knajpach, że chwilowo nie ma. Nie lubi mnie bestyja czy co?
Za to zajrzałam do Almy – z ciekawości, jakie tam rybki majo i znalazłam doradę oraz okonia morskiego w dziale „świeże”. Jutro mam rybę na obiad!
A teraz obejrzę słynny kalendarz Echidny.
Dojechały niespodziewanie książki . Kilku brakuje Może jutro się znajdzie paczka w jakimś magazynie. Właśnie obrobiłem Waszyngtona. Portret z Historii Francji 1838 roku :
https://picasaweb.google.com/117058604526315789327/ScrapbookPhotos#slideshow/5829314909671446738
Dwie pięknie wydane książki za dychę…
Echidno – szapo! Piękne zdjęcia. Najbardziej mnie ujęły te kolorowe kamloty na samym końcu. No i kwiatki. Brawo!
Karnawal?
Moze, ale u nas raczej „po swietach” – jak u Alicji. A moze tylko na razie?
Z kulinarnosci, chodzi za mna raczej jakas chuda kapuscianka. Gdzies tam mialem taki przepis z gazety i musze poszukac. Szlo o kwasna kapuste gotowana w szampanie i dodawalo sie jakies kluseczki z miesa. Zna ktos moze? Pycha!
Przykre to Jagodo, z ta Sunia. Zapoznalem sie z nia jeszcze latem i byla juz taka jak ja opisalas. Nie wiem gdzie, chyba tu ktos nadmienil, ze psy zapadaja czasem na silna demencje, cos jak alzheimer, gdzie przestaja dzialac po kolei wszelkie zmysly i ? zostawiaja nas.
Tez tu parenascie dni temu dowiedzielismy sie od Zaby, ze Krotki juz nas nie przywita u bramy.
Szkoda, lubilem go bardzo.
Echidno, kalendarz godny Zwierzątka, piękny 🙂 , a dla mnie wyjątkowo łaskawy 😉 Najbardziej ujęły mnie skrzynki pocztowe, takie pełne nadziei na nadawanie i odbiór 🙂
Żal Krótkiego 🙁
Towarzyszył mi w spacerach wokół Żabich Błot
@echidna:
😉
Nisiu – Miałaś rację – wybierz sobie rybkę 🙂
Prędzej czy później Marek upoluje ilustracje do powieści Juliusza Verne Verne’a Vernego. To tylko kwestia czasu. Wyobraźmy sobie „Dzieci Kapitana Granta” i zapach świeżego ciasta. Z profilu Marek przypomina mi Phileasa Fogga.
Piękne zwierzątko to i piękny kalendarz. W przyszłym roku także nas zadziwi. Jedwabniki tkają kalendarze z jedwabiu, a Szczepanik niczego nie tkał tylko do niszczenia kalendarzy zachęcał. Ma się tę pamięć 🙂
To już trzeci dzień nowego roku, a ja nadal oddycham. W takich warunkach trudno jest zostać ateistą.
Gospodarzu – Czy kroniki podają dokładną temperaturę winnej kąpieli Hieronima Bonaparte? Czy w grzańcu się pluskał? Chciałbym pójść za jego przykładem i wykąpać się we Wrocławiu. Plac Kościuszki byłby na to idealnym miejscem. Muzyka, może coś z trąbką, baloniki dla dzieci.
A cappello – tylko dziewięć godzin? Wszystkiego najlepszego 🙂
Doroto z sąsiedztwa – także wszystkiego najlepszego.
Może jednak wykąpię się w koniaku.
Alicjo lubię oglądać Twoje zdjęcia z Kanady, ale to wrzosowisko, piękne ..:)
DużeM,
tutaj takich nie sieją, ale na Pomorzu (początek września) – to je to!
Takie widoki znalazłam tylko w okolicach Drawska (możliwe, że to część największego poligonu wojskowego w Europie, rzadko ostatnio używanego) niedaleko Starej Żaby.
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:%27Around_the_World_in_Eighty_Days%27_by_Neuville_and_Benett_04.jpg&filetimestamp=20100811220119
Podobny? W rzyciu…
Ksiądz Boniecki według posła Czartoryskiego. Zdjęcie w osi czasu na Facebooku https://picasaweb.google.com/117058604526315789327/4Stycznia2013#slideshow/5829371961386928642
Przepraszam , że tu zamieściłem ale jestem zaszokowany. Czy będąc w PiSie traci się rozum?
Marek (0:59),
się nie otwiera 🙁
Zmieniłem profil na publiczny. Powinno się otworzyć https://picasaweb.google.com/117058604526315789327/4Stycznia2013#slideshow/5829371956661328018
Marek Fileasem? Absolutnie nie!
Marek to dr Owen Tuby – jeśli są tu miłośnicy starego Priestleya.
Placku, obejrzałam wszystko z przyjemnością. Jeśli chodzi o obiadek, to chciałabym prosić jakąś małą koleżankę tej dużej ośmiornicy. Z grila żeby była.
W Polszcze trzecia w nocy nadchodzi, u nas pierwsza po południu. Idziemy dogorywać nad zatokę. Może jaka świeża bryza znad wody schłodzi? Jak na razie w cieniu 40 stopni. Ile w słońcu nawet nie próbuję myśleć. Ach nasze winogrona! Oby tylko nie przekształciły się w rodzynki.
Zwierzydełko Echidną zwane
Pyro: o ile noworoczna włóczęga ma głęboki sens filozoficzny z elementami terapii zajęciowej, o tyle włóczęgę sylwestrową zaliczam do zboczeń i niezdrowych fanaberii (tu mordka). — Większość (pa)górskich sylwestrowiczów łączyła i łączy jedno z drugim – wchodząc 31 a schodząc 1.1 w ramach terapii i ogólnego powrotu do realiów. Ale my pierwszego wyszliśmy wpierw do Najgłówniejszego (a nawet na wczesną mszę, spontanicznie) a potem… na Kopiec Kościuszki 😎 Tak wyszło, winna pogoda typu lampa; odeśpi ludź gdy przyjdzie niż… abo co 😀
Lajaresie, (ach cóż za przepysznie-wieloznaczny nick! :D) — rachityczność przyrody to dzieło poprzednich pokoleń: najpierw karczowanie prapuszczy karpackiej i monokultura świerka, potem korniki i wichury, teraz korzeniszcza i inne wykroty, potem pewnie młodnik… już mądrzejszy, mieszany, jak choćby w okolicach Radziejowej, gdzie też, ok. dekady temu, wędrowiec czuł się apokaliptycznie… lub rachitycznie, jak kto woli 🙂
Zboczeń dla ciała czy ducha nie mogę ot po prostu popierać bądź nie – są mi potrzebne na granicy uzależnienia (popadanie w takie uzależnienia miłościwie usprawiedliwiam… zwłaszcza gdy widzę te sylwestrowe tłumy na Turbaczu, w drodze nań i w przedzmierzchowej drodze powrotnej w doliny :roll:) 😀
Danuśko, Różne bywają pomysły na noc sylwestrową. Mnie ten z wędrówką bardzo się podoba — gdy zrobiłam sobie „rachunek sumienia”, wyszło, że zdecydowana większość najfajniejszych sylwestrowych wspomnień wiąże mi się ze zdobyciem jakiegoś pagóra (bodaj Kopca Piłsudskiego :lol:), jeżdżeniem na nartach do wieczora (i potem w Nowy Rok już od dziewiątej… czy kiedy tam otwierają wyciągi, bo coraz później, obecnie ok. 11, ale 20 lat temu, nartując tygodniowo na Chopoku, byliśmy pierwsi – w czwórkę – za dziesięć dziewiąta… ale bynajmniej nie jedyni… jak masz 6 dni wydarte życiu, to korzystasz… a tańczyliśmy też intensywnie, jedno drugiemu nie przeszkadza, powiedziałabym… ;))
Komentatorzy pod moim wpisem blogowym „rozkręcili się na kanwie”… wspomnienia poszły w kierunku sylwestrów górsko-zasypanych 😉 http://basiaacappella.wordpress.com/2013/01/03/spsp/#comment-23793 — …a nuż kogoś zaciekawią?… 😀
Echidno, śliczny kalendarz! 😀
Krystyno, Pomysł na sylwestrową wędrówkę bardzo mi się spodobał. Szkoda tylko, że nie znajdę żadnego chętnego na taką eskapadę. — A skąd wiesz? Może każdy w Twoim Towarzystwie (z Małżonkiem włącznie) myśli tak, jak Ty… i w ten sposób SzTowarzystwo trwa w zbiorowej niemocy zbiorczej 😉 – Zapytać ich trzeba. Na początek wymyślając coś półdniowego, nieforsownego (gdyby prognozy pozwoliły). Południe noworoczne równie niezłe… 😀
Placku, tylko dziewięć albo aż 😎 (Szeptem – nawet mniej, bo uwzględniwszy posiady godne dwa na Starych Wierchach i jeden jeszcze godniejszy na Turbaczu. Z ucztowaniem (turystycznym), bez drinkowania, nie licząc kawy :D)
Pewnie że wszystkiego Ci najlepszego! 😀 (Dzięki!)
Takoż Wszystkim Państwu!!!
😀 😀 😀