Trufle lepsze niż złoto
Kiedy jesienią zaczyna się sezon truflowy, do regionów sławnych ze zbiorów w północnych Włoszech i Francji zjeżdżają smakosze. Trufle bowiem to najbardziej poszukiwany i zarazem najdroższy smakołyk (10 dag trufli kosztuje mniej więcej 800 zł), używa się ich więc raczej do nadawania potrawom smaku i aromatu niż jako ich składnika. A smak i aromat mają nadzwyczajny, nie dający się niczym zastąpić.
Trufle są grzybami żyjącymi w symbiozie z korzeniami dębów, leszczyny i osiki. Bardzo trudno udaje się w sposób sztuczny spowodować wyrastanie trufli, umieszczając ich zarodniki na korzeniach tych drzew. Pierwsze plony w sztucznych hodowlach otrzymuje się dopiero po dziesięciu latach, tak więc metoda naturalnego wyrastania i poszukiwań okazuje się najskuteczniejsza.
Doceniali zalety trufli już starożytni. Sławny Apicjusz, autor pierwszej rzymskiej księgi kucharskiej „De re coquinaria” podaje szereg przepisów na potrawy z użyciem trufli. Jak były cenione, można wywnioskować z informacji zapisanej w historii, iż w roku 1380 książęta jednego z włoskich księstw podarowali księżniczce z innego włoskiego księstwa? kilka trufli. Iście książęcy podarunek!
Najsławniejsze są trufle zbierane w Piemoncie, Toskanii, Umbrii, a także we francuskim Perigord. Do ich zbierania szkoli się psy, bo choć potrafią to także świnie, te jednak mają zbyt wielki apetyt i lubią zjadać trufle, zanim zbieracz spostrzeże znalezisko. W każdym z truflowych zagłębi odbywają się doroczne targi, na których zbieracze sprzedają te cenne grzyby.
Trufle występują w postaci białych i czarnych nieforemnych kulek, które należy cieniutko obierać ze skórki przed samym użyciem, aby nie traciły aromatu.
Trufle w miniaturowych słoiczkach, a także grzybowe pasty z silnym zapachem trufli czy aromatyzowana kawałeczkiem trufli oliwa są kupowane we Włoszech bardzo chętnie i często przywozi się je z zagranicznej podróży w prezencie dla smakosza. Oczywiście najlepsze są świeże grzyby dodawane do potraw, ale przecież smakują i produkty, w których trufle jedynie nadają aromat.
Omlet z truflami
(4 porcje)
1 średnia trufla, 6 jaj, 4 łyżki śmietany, sól, pieprz, 2 łyżki oliwy z oliwek, sok z 1 cytryny
Truflę dokładnie oczyścić szczoteczką i papierowym ręcznikiem, odłożyć dwa najładniejsze, cienko ukrojone plasterki, pozostałą część trufli posiekać. Jaja ubić ze śmietaną, solą i pieprzem, dodać posiekaną truflę. Rozgrzać oliwę na patelni o możliwie grubym dnie, wylać na gorącą oliwę masę jajeczną i usmażyć najpierw z jednej strony, a potem z drugiej strony. Omlet podawać na gorących talerzach, udekorowany całym plasterkiem świeżej trufli lub jej kawałkiem i skropiony sokiem cytrynowym.
Opowiastka o truflach przypomniała mi się po pierwszych w tym roku zbiorach kurek. Rosną one od lat w lesie w pobliżu naszej wsi. I mimo, że wszyscy to miejsce znają i stale je zbierają, to starcza tych pysznych grzybów dla wszystkich.
Nie dalej jak w poniedziałek Zuzia z Barbarą pojechały na godzinkę do lasu i przyniosły porcję kurek na jajecznicę dla całej rodziny. Starczyło i dla niespodziewanych gości. A jakie smaczne!?
Komentarze
Są też polskie „trufle”. Nazywają się tęgoskór pospolity i są trujące, jeżeli nie są całkiem młode, czyli wewnątrz białe w całym przekroju poprzecznym. Ale niektórzy zbierają okazy stare, wewnątrz ciemnofioletowe. Krją je na świeżo na cieniutkie plasterki i suszą, a suszone dodają do potraw. Ponoć przypominają trochę trufle. Sam nie zdecydowałem się próbować. Nie dlatego, że bałem się śmierci po spożyciu ćwierci plasterka. Bałem się, że jeszcze zsmakują, a co wtedy?
Jedzie Marek !
Punktualny jak zegarek. Za dwie godziny bedzie u mnie a wtedy wykonamy plan roboczy jak tu z lekka ale dobrze zaszalec.
Jade do Waltera z pusta butelka. Trzeba szykowac sie do drogi.
Pozostalo niewiele wiecej jak jeden miesiac.
Pan Lulek
Nie jadłem, i podejrzewam, że już nie będę.
Jakie tam omlety! Jakbym miala jedna trufle na zbyciu, to bym chyba oddala ja na aukcje i zarobione pieniadze przekazala Vesnie Jones ratujacej bestialsko dreczone w Grecji zwierzeta.
Parokrotnie natomiait mialam w domu olejek zasnaczany truflami – raz sama przywiozlam z Wloch, raz dostalam w prezencie. Wez mie i zaboj, ae nie widzialam zadnej roznicy po dodaniu, zgodnie z instrukcja, paru kropel do czego tam. A kosztuje ten olejek tyle co Chanel Nr 5.
Moze z tym olejkiem i truflami jest jak z tymi gesimi perigordskimi pasztetami: no, niezle, ale czy warto bylo ges doprowadzac do marskosci watroby?
Ferdynand Gregorovius w swoich „Wędrówkach po Włoszech” pisze o truflach zbieranych w okolicach Terni lub Rieti (Umbria) twierdząc, że było to wówczas najważniejsze zagłębie truflowe. Może ktoś to potwierdzi lub sprostuje, bo czytałem to ponad 20 lat temu i mogłem przekręcić. Terni czy Rieti – na jedno wychodzi.
Potwierdzam, że te olejki i gotowe potrawy „truflowe” zawdzięczające smak paru molekułom sproszkowanych trufli to absolutne zawracanie głowy. Może i mają lepszy smak niż bez tego dodatku, ale żadnego wyraźnego aromatu ani tym bardziej smaku się nie wyczuwa. Ale cała trufla w omlecie to zupełnie co innego. A z charytatywnością to nie jest tak, że nie wolno sobe pozwolić na żaden zbytek. Każdy przeznacza na cele charytatywne, ile może lub jeszcze więcej albo dużo mniej. Albo nic. Ale rozumowanie, że nie mogę sobie pozwolić na żaden zbytek jest przesadą. Bo gdzie leży granica zbytku? Pomiędzy rozdaniem całego majątku biednym a całkowitym się od nich odwróceniem jest bardzo dużo miejsca. I dogodzenie sobie czasami nie powinno wywoływać wyrzutów sumienia, przynajmniej zbyt wielkich. Fakt, że czasami wywołuje i one powinny tę granicę wyznaczać.
Heleno,
u nas też są jakieś „aromaty truflowe” o dosyć chorych cenach i właśnie miałam zadać pytanie, czy to warto.
Ja bym truflę zeżarła, a nie na cele dobroczynne – raz trzeba spróbować 😉
Przypomniało mi się „Lato w Prowansji” (film) i odcinek o zbieraniu trufli.
Dzień dobry wszystkim.
Ja, JA jestem przeciwko zbytkom? Czy sobie odmawiam? JA?
Chcesz, Staszku, rozpisac w tej sprawie referendum? Niech ludzie wypowiedza sie czy jestem przeciwko zbytkom! Niechaj powiedza co o tym mysla!
Ja chcialam tylko jedna jedyna trufelke oddac na biedne pieski w Grecji!
Stanelaby mi w gardle okoniem, gdybym ja skonsumowala wiedzac, ze moze pojsc na lepsze cele.
To, że potrawa może być lepsza z niewyczuwalnym śladem trufli, jest możliwe. Podobnie z maleńką ilością dodanej łagodnej gorgonzoli albo dobrego sosu quattro fromaggi. Można niczego konkretnego nie wyczuć, a smakuje lepiej. Taka kulinarna homeopatia.
Potwierdzam – Helena to stara zbytkownica, tylko w sprawie trufli się uparła.
Heleno, nie wiem, czy jesteś przeciwko zbytkom. Z dwuch pierwszych akapitów wnioskuję, że absolutnie nie. Z ostatniego jednak wnioskuję, że albo jest przeciwnie albo nie lubisz trufli. Znowu wysyłam za szybko, okazuje się.
Kod 1798, chyba Ktoś się wtedy urodził. Dziękuję, Alicjo, za wyjaśnienie. Widać, Helena za truflami nie przepada.
Nie wiem czy przepadam, bo nie jadlam!
OK. Zjadlabym jedna lyzeczke tego omletu, a reszta – na aukcje!
@ 10:23
Na mój rozum zapach, bo pewnie o to biega *wyczuć* i smak są ze sobą ściśle powiązane. Należałoby dokładnie ustalić, jaka jest przyczyna utraty poczucia zapachu a reakcja na smak.
Tylko nie zwracaj się z tym do brata. Tacy w takich przypadkach od razu szukają przyczyn w zaburzeniach układu …
Na truflach się kompletnie nie znam. I zdaje się nigdy nie byłem w ich otoczeniu. Ale za to Chanel Nr 5 uwielbiam. To jest to. Wszystko w jednym. Naklepał bym trochę więcej, ale za wcześnie na lampkę wina. Przepadam również za kobietami, które używają tego typu pachnidła. Dbam o to by Chanel Nr 5 miały zawsze do dyspozycji mamusia i przyjaciel.
Resztę na aukcję?! A kto by tam chciał resztki 😉
O bladym świcie nie należy zaglądać do prasy, ale ja już się chyba nie oduczę. Dobrze mi tak!
Arkadius,
oczko lepsze od nr.5 jest „Chance” by Chanel 😉
Nie chce dawać Izykowi materiału do cytowania i dlatego nie będę klepał o oczkach Alicjo > idź dospać. 😀
Nie mogę iść dospać, bo właśnie grzmi i błyska, a jak się burzy, to ja cała w nerwach i strachu (zwłaszcza).
Tylko nie klep ze nie ma kto przytulić? 😀
To ja bym chciała tę jedną truflę do jednego omletu. Dotąd nie próbowałam w widać, że warto.
Już Wam tu kiedyś pisałam: Ręce precz od olejków „truflowych”! Szkoda pieniędzy na syntetyczne aromaty z niemieckiej fabryki 🙄 W tych olejkach nie ma ani jednej molekuły z prawdziwych trufli 🙁
Ty się Arkadius nie naigrawaj – w momencie, kiedy pisałam odpowiedz, tak walnęło tutaj niedaleko, ze wysiadła elektryka i komputer sie wyłączył. Pewnie, ze ma kto przytulić, ale ja i tak się najchętniej tu przenoszę, bo jest to pokój taki „wewnętrzny”, a w sypialni dwa okna i jak błyska, to wali po oczach, ze hej. No, wreszcie sobie poszła burza, teraz mogę iść dospać 🙂
11:05 Jako starzec myślę powoli, ale coś mi świta, że Arcadius po dodaniu kropelki oliwy truflowej do potrawy w potrawie tej wyczuwa zapach i związany z tym zapachem smak trufli. Ale zalezność pomiędzy zapachem a smakiem nie jest taka prosta. Niektóre wina mają wspaniały bukiet i biorąc do ust wino spodziewamy się określonego samku, a tu brzydka niespodzianka. Kto nie zaznał takiego rozczarowania?
Komunikat Rady Psów: Helenie zbytki się należą! Przeprowadziliśmy składkę wśród naszych członków i zakupiliśmy przepiękną Kość, którą niniejszym wręczamy Helenie wraz z pisemnym podziękowaniem za dbałość o nasz dobry byt.
P.S. Większość psów uważa, że trufle to świństwo. Poszukać możemy, ale wziąć do pyska? Never! 😀
Ależ skądże Stanisławie. Gdybym dodawał po kropelce to tak długo aż bym poczuł zmianę smaku bądź zapachu. Inaczej nie miałoby sensu kropelkowanie.
Natomiast w przypadku wina moje zmysły s & w współdziałają podobnie jak przy innych dobrach. Owszem są pewne zacności, po których smak jest bardziej zaostrzony lub odwrotnie. Ale po neutralnym podkładzie wyczuwam zapachem czy cos jest scheisse czy GROSSE SCHEISSE. 😀
Jeszcze coś. Wydaje mi się ze zapachy dają nam informacje i wpływają na nasze odczucia. Już o tym kiedyś klepałem. Mógłbym tutaj cała mase przykładów sypać, ale po co?
By Antek ponownie doczepił mi łatkę. 😀
A jak się ma w kontekście z powyżej współzależność „charakterystycznego” zapachu pleśniowego sera z jego smakiem ?
Im bardziej „charakterystyczny” zapach tym smak lepszy !
Trochę się pośmiałem…
Mistrz Karol Dickens, w mojej ulubionej książeczce o przygodach Pana Pickwicka, dworuje sobie z pewnej wdowy, członkini zrzeszenia, które…”…dostarcza dzieciom Murzynów w Indiach Zachodnich flanelowych kaftaników i moralnych chustek do nosa.”
Aż tu nagle, czytam o zbożnej intencji poświęcenia jednej trufli …”na biedne pieski w Grecji!”
Brzmi kompatybilnie! 🙂
Wspanialomyslnej Radzie Psow skladam niniejszym serdeczne podziekowania za Kosc, ktora z pewnoscia zostanie wystawiona do podzxiwiania wszystkim gosciom zanim sprobuja ja skonsumowac. Mam nadzieje, ze jest to prawdziwa Kosc, a nie oszukanczy Zwacz Wolowy.
Zastanawiam sie \takze\ czy niemieckiego podrabianego olejku truflowego nie daloby sie zastapic w omlecie paroma kroplami autentycznego Chanel Nr 5 (nie mylic z konkokcja sprzedawana czasami na ulicach Nowego Jorku po wypadnieciu calefgo transportu perfum z ciezarowki – duzo tansze niz w Saks Fifth Avenue, a jednak nie to samo).
Też się zastanawiałem, czy No 5 do omletu by się nadało. Przy takiej integracji smaku i zapachu to nie może być złe.
Już kiedyś pisaliśmy na temat trufli. Nemo podawała przepis na makaron z białymi truflami, a Piotr omletował nas i o pasztetach pisał. Białe trufle występują w Polsce na obrzeżach Pustyni Błędowskiej i w kilku innych miejscach Jury, a na Podolu znajdowano i truflę czarną. Myślę, że Andrzej Jerzy mógłby poszukać na Roztoczu tam, gdzie płyta podolska jest w naszych granicach. Trufli jako takich nie jadłam, ale w 1990 kiedy to do Polski przywożono nigdy tu nie widziane produkty, w jednym ze sklepów mieli malutkie puszki i słoiczki z „proszkiem truflowym” Drogie były ale jednak w granicach możliwoiści,. Nabyłam „drogą kupna” Raz i więcej nigdy – tak mi dopomóż Bóg! Proszek z prawdziwków dodany do sosu czy krupniku wspaniale potrawę aromatyzuje; proszek z nóżek rydzów może uratować każdy niewydarzony biały sos, a to paskudztwo truflowe? Zgodnie z etykietą dodałam płaską łyżeczkę proszku do sosu białego, w efekcie rodzina była przekonana, że produkuję acetylen. Nigdy więcej
Według mnie no5 nadaje się nie tylko znakomicie w kuchni. W sypialni czyni istne cuda. Ale tu pewnie jestem samotny z taką obserwacją. 😛
Pisałem kiedyś o nożach kuchennych. Sprawdziłem, że są produkowane przez firmę Marttiini w Rovaniemi, a nasze noże są z serii Condor Kitchen przeznaczonej dla gastronomii. Ale w domowej kuchni sprawdzają się znakomicie. Są dostępne m.in. w Danii, Niemczech, Francji i USA. W Polsce mają ich produkty, ale tylko w sklepach wędkarskich i myśliwskich – w zakresie odpowiednim do charakteru sklepu, czyli scyzoryki i tzw. finki.
Omlety, omlety! Myślicie, że z omletem, to tak wziąć, zrobić i już?
Wielką wydaje się to sztuką,
by zrobić omlet jaj nie tłukąc,
lecz z jaj stłuczonych, droga dziatwo,
też zrobić omlet nie tak łatwo.
Problemów taki jest początek:
dla ilu omlet jest zwierzątek?
Po ile jaj na łeb przypada
i kto w ogóle jaj nie jada?
Kto boi się cholesterolu,
a kto okropny jest samolub
i sam chce zgarnąć całą pulę?
Kto ma podstolim być, kto królem,
gdy przyjdzie zasiąść do posiłku?
Kto zaczerwieni się z wysiłku
gdy ubijanie jaj się zacznie,
a kto w tym czasie uśnie smacznie?
Omletu jaka ma średnica
być, by się każdy nią zachwycał?
Jakiej patelnia ma być rasy?
Dodawać trufli, czy kiełbasy?
Bić albo nie bić? Wstrząsnąć z lekka?
Czy ma to być smakoszy Mekka,
czy Częstochowa? Czy oliwa
znacznie na smak omletu wpływa,
czy też nic nie ma do gadania?
Gdy się przeczyta te pytania,
to wniosek jasny jest jak słońce,
że łatwiej związać koniec z końcem,
niż zrobić omlet. Więc się chwalę:
ja nawet nie próbuję wcale! 😆
Brawo, Bobik. Pięknie to wyszczekałeś. Dodałbym jeszcze parę dylematów, ale już i tak ich aż nadto.
andrzeju.jerzy – Rada Psów ma zakulisowe informacje. Helena dbała o nasz dobry byt jeszcze zanim zaczęła się zastanawiać nad ewentualnością skonsumowania trufli pokropionej Chanel No 5. 🙂
Bobiku, co Radzie Psów naopowiadałeś? Dyrdymały jakieś i teraz RP jest wpędzona prosto w maliny. Helena chciała fałszywy olejek truflowy zastąpić a nie pokropić.
No i jak sie ma ta trufla do moich dzisiejszych prozaicznych golabkow?!
A kurki,to u nas za trufle „robia”,bo ceny tyz nie gorsze 🙁
Czytalam,ze aromatyzowane trufla olejki, nic nie sa warte.Dobrze,ze wiem,to pokusa mniejsza!!
A na poprawienie doli psow na swiecie,nie tylko w Grecji,czy Rumunii,to i calego konteneru trufli za malo 🙁
Hej 🙂
Aniu Z.
Zn odebrałam.
Odzew – żyrafy wchodzą do szafy.
Jak nie burza, to deszcz. I dzisiaj słońca nie ma, znowu sie szykuja jakieś burze. A nawet słychać przetaczanie elementów w niebiesiech. Niech tam. Byle tylko we wrześniu była pogoda 🙂
Omlety Bobika oczywiście do /Przepisów… 😉
O, nie, tylko nie w maliny! Tam są kleszcze i dieta ścisła. 🙁 Wszystko mogę odszczekać, byle RP nie była wpuszczana w takie straszne miejsca!
ANTEK
właśnie był listonosz. Zabieram się do roboty! 🙂
No właśnie był listonosz. Odebrałem romantyczny trójksiąg!
Panie Piotrze! Dziękuję! 🙂
Dzisiaj pomidorowa z makaronem pt. kolanka.
Ch5 bardzo lubię, ale przyprawiam wyłącznie siebie, zewnętrznie. Alicjo, wypróbuję Chance skoro tak chwalisz 🙂
Trufle, podobnie jak inne rzeczy godne pożądania z racji ceny i wyjątkowości, łagodnie mnie śmieszą.
Trufle widziałam tylko w TV i na zdjęciach. Czy ktoś oprócz Gospodarza jadł to cudo? Sławek w ubiegłym roku był gotów kupić i wysłać chętnym, ale chyba nikt się nie zgłosił.
A, właśnie – co ze Sławkiem? Stęskniłam się za nim, tak samo zresztą za ASzyszem i Brzuchem.A antek gdzie?
Ktoś coś wie?
Lecę do kuchni smażyć dorsza. Smakowitego popołudnia życzę. 🙂
haneczko, ale chyba jednak przyznasz, że środki łagodnie rozśmieszające są przyjemniejsze od łagodnie przeczyszczających… 🙂
To jest poza dyskusją, Bobiku 😀
1111
No widzieliśta?! Cztery jedynki! Co to może znaczyć?
Alsa,
pamiętaj o dorszach na wrzesień 🙂 Oczywiscie wędzonych! A dlaczego tu w takiej postaci nie występują – pojęcia nie mam.
Witajcie
Dziś dzień odpoczynku,bo do świtu siedziałem nad kompem nadając formę literacką zapisom z nagranych rozmów. Ale bez obaw, to nic z popularnych dziś form sztuki podsłuchowej typu:”Czy zna pan Rona Asmusa?”. Po prostu obrabiam nagrane w radio rozmowy z dziennikarzami, które mają być wydane z okazji jubileuszu tutejszego radia lokalnego. Wracając do tematu, gdy wstałem koło 10 i przemyłem oczęta udałem się do ogrodu na śniadanie tj wiśnie i czarne porzeczki. Przekąszając poczułem woń dymu snującego się z zagrody mego sąsiada Józka. Zaciekawiony zaszedłem na jego podwórko i trafiłem akurat na moment tuż po świniobiciu. Kaban wagi koło 150 kg leżał już na wyjętych z zawiasów drzwiach od szopy, w jego ciele ziała dziura, którą upuszczono krew. Obok, na ognisku, wrzała woda w saganie. W bali mokły w różowawej od krwi wodzie narzędzia mordu. Przy świniaku, na zydelku, siedział mój przyjaciel Józef i oskrobywał ze świńskiej skóry resztki szczeciny. A wokół unosił się charakterystyczny słodko – gorzkawy zapach sparzonego mięsa z kwaśną nutą woni ciepłej wódki, bo jak tu z takiej okazji nie wypić. Więc dosiadłem się do Józefa i chwilę milczeliśmy odganiając bzykające, natrętne muchy. Potem Józef polał -trochę nas otrząsnęło nagłym dreszczem – i wypatroszył świnię. Podzieliliśmy podroby, jelita wrzuciliśmy do bali z wodą i wypiliśmy na drugą nogę. A potem jak dwie stare i zmęczone praczki płukaliśmy jelita bo nocą trzeba będzie robić.kaszanki i kiełbasy Na koniec świnia w częściach powędrowała do chłodnej sieni. Będzie wyrobów w bród bo syn Józefa o świcie zastrzelił dzika koło 30 kg, który też zostanie przerobiony po części na kiełbasy. Teraz mój sąsiad czeka na rzeźnika bo chce mieć profesjonalnie przyrządzone wyroby. Na rzeźnika czeka też w lodówce wódka a w kieszeni 100 zł honorarium za nocne wypychanie treścią umytych przez nas jelit. I tyle nowego na wsi ukrytej na zachodnich rubieżach RP . Wrażenia z degustacji świeżonki, kaszanek i kiełbas prześlę w następnej korespondencji.
Pozdrowienia
Wojtku od razu przypomnialy mi sie lata dzieciece.Mieszkalismy w malym miasteczku,a obok naszego domu bylo gospodarstwo.I tam tez „cichcem”zabijano swinki! No cichcem to calkiem nie bylo,bo zdazalo sie,ze swinka darla ryj na cala ulice 🙂 Wieczorem,o zmroku gospodyni chodzila od domu do domu,zbierajac zamowienia.Taka wieprzowina smakowala wybornie,bo „wrog”zostal oszukany i mieso zamiast do konsumow,trafialo na nasze stoly!!! 😉
Też mam takie wspomnienia; ze wschodnich rubieży! Smakowitość chyba podobna! 🙂
Ja też byłam świadkiem takich scen, niejeden raz. Jako wszędobylski bachor zawsze się zaplątałam, gdzie nie proszono.
Swinię się po szybkim, sprawnym uboju podwieszało, żeby krew na kaszankę elegancko zebrać. Nie robiło to na mnie wrażenia, po prostu jeszcze jeden fakt z życia. Zeby rosół ugotować, też trzeba było kurę zabić i ja się z tym od dziecka oswoiłam.
Wrażliwi niech nie czytają – na „pierwsze jedzenie” szedł mózg, moja Mama przyrządzała go z jajkiem (juz wspominaliśmy takie rzeczy ileś wpisów do tyłu).
Bardzo pyszna rzecz.
To było tak dawno, ze aż nieprawda 🙁
p.s.
Wojciechu,
otóż właśnie, nawiązując do „Czy pan zna… proszę zaprotokołować…” – po cholerę zaglądam do gazet z rana?! Swoją drogą – surrealizm. To nie może być w realu, powiedzcie, że nie może!
Drogi Bobiku, wrocilam z miasta i odnalazlam Twoj (kolejny) cudny wiersz kulinarny – o omlecie. Moze powinnismy wspolnym blogowym wysilkiem zebrac te wiersze i je wydac, bo sie rozprosza i pogubia. Co byloby Hanba.
Nie wiem czy jest to licentia poetica, ale zrozumialam, ze nie probowales jeszcze w swoim mlodym zyciu robic omletow. Ja zas – nieustannie.
Dlatego w podziece podaje Ci METODE, ktora jest bez pudla. Jest to omlet podstawowy, zas dodatki – pa usmatrieniju:
Patelnia – kazda dobra. Omlet nie potrzebuje specjalnej patelni. Dobierz rozmiar patelni, a nie rase.
Paterlnie postawic na ogien, wlac lyzke oleju (tak, oleju, nie masla) i czekac az na powierzchni oleju zaczna sie pojawiac malutkie babelki, zas nad patelnia unosic sie bedzie malutki slupek dymu. Wtedy patelnia jest odpowiednio nagrzana.
Dwa jajka utrzepujesz BARDZO LEKKO widelcem – don’t overdo it! Dodajesz sol, pieprz, ewnetualnie posiekane drbno ziola.
Wylewasz na patelnie i czekasz az jajko po brzegach patelni zacznie sie scinac. Wszystko co sie scina, ze wszystkich stron sciagasz widelkami widelca na srodek patelni. Robisz tak az do skutku – osiagniecia wymaganej/ulubionej konsystencji.
Teraz na jedna polowe omleta wykladasz co chcesz – podsmazone uprzednio grzyby, usmazona cebulke, papryke czy co tam. Albo nie wykladasz niczego.
Bardzo zgrabnie zsuwasz omlet na talerz, przykrywajac nadzienie druga polowka.
Patelnia po zrobieniu omletu powinna byc absolutnie czysta! Przed zsunieciem omletu na telarz wolno Ci dodac troche masla pod spod.
Reaumujac: na masle nie zrobisz przyzwoitego omletu, gdzy jego temperatura spalania sie jest bardzo niska i patelnia bedzie nie dosc rozgrzana. A leciutko dymiaca patelnia z olejem/oliwa jest podstawa sukcesu.
Nauczylam robienia wspanialych omletow nawet bardzo malo rozgarniete w kuchni siedmioletnie dziecko, ktore jest dzis Omletowym Mistrzem, jak jego Maestra.
Heleno,
czy omletowy przepis jest WYŁĄCZNIE dla Bobika?
I czy „co chcesz” musi być wykładane koniecznie na patelni? Trudniej zsuwać z niż bez.
Heleno,
zwróć uwagę, że przepisy Bobika zbieram, gdzie trzeba. Ni ma prawa zginąć! To nie królewska poczta jejmości E II, tylko mój serwer! 😉
Tu są. A, i jeszcze jedno, jak homelinux.com nie działa, to zamiennie alicja.dyns.cx
Coś się porobilo w związku z dzisiejszą burzą, bo powinno zamieniać sie samo – a nie zamienia sie. J. wróci z pracy, to ponaprawia.
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Przepisy/
Tam są wszystkie przepisy Bobika rymowane i nie tylko.
Nie, Haneczko, nie wylacznie, ale Bobikowi zadedykowany. Mozna oczywoscie dodatki dawac po wylozeniu na talerz, choc znacznie latwiej jest przy zsuwaniu omletu nakryc jedna jego polowke druga. Ona sie sama poprostu sklada jak trzeba.
Skoro wierszowane przepisy Bobika sa starannie katalogowane, to czy jest juz ich wystarczajaco duzo na wydanei tomiku? BYlaby to jedyna w swoim rodzaju inicjatywa wydawnicza – zakladajac ze Autor wyrazilby zgode.
Heleno,
przyjdzie na to czas 🙂
Jeszcze trochę zbieramy, te kulinarne. Oczywiście bez Bobika szczeknięcia pozwalającego nie obędzie się 😉
Ja też chcę mieć coś zadedykowanego!!!
Dla naprzykładu wklejam jeden z przepisów Bobika w /Przepisach:
*
Bobik pisze:
2008-04-28 o godz. 21:13
Ja te tytułowe figi to w smaku nawet i lubię, ale intelektualnie jakoś nie mogę z nimi dojść do ładu:
Łza często oko moje zaćmi,
gdy figę dobry człek chce dać mi,
bo zaraz taki mam dylemat:
ta figa jest, czy też jej nie ma?
Pewnym dowodem figi braku
na ogół jest dodatek maku,
lecz i bez maku (myśl upiorna!)
sprawa istnienia fig jest sporna.
Gdy wchodzi w grę zagadka bytu,
to filozofa trzeba by tu –
niech problem przejdzie w jego gestię.
Jeśli rozplątać zdoła kwestię
zawiłej ontologii fig,
w nagrodę figę dam mu w mig! 🙂
Albo to :
Marynat czar
Zamocz Pietrze wieprza w winie,
łagodząco nań to wpłynie.
Niemoczony czasem zacznie
zachowywać się niesmacznie:
może ci z brytfanny nawiać,
lub żądania zacznie stawiać,
że chce być pieczenią z dzika.
W piekarniku może brykać,
zapryskując tłuszczem ruszta,
aż węgierska zadrży puszta.
Może, dla zmylenia tropów,
zasmarować peryskopu
oko, śpiewać głosem ptaka,
lub napuszyć się i kwakać,
może drzemkę w chińskim sosie
uciąć sobie (zdarza to się),
gorzej, może fuknąć hardo
wziąć i upiec się na twardo.
Nie licz, Pietrze, że sól z pieprzem
fochy wieprza ci odeprze –
Tylko kąpiel w dobrym szato
jest lekarstwem pewnym na to.
Lecim dalej 🙂
Pierogi można kupić w sklepie
(wszak własnoręcznie ich nie zlepię?),
lecz z dawna wiedzą mądre głowy –
pieróg powinien być domowy,
czy to z jagodą, czy z borówką,
wspaniale wpływa nam na zdrówko,
z mięsiwem pieści podniebienie,
z kapustą też go sobie cenię,
ruskie mi mogą zwozić iłem
(Kto prosił ruskie? – Ja prosiłem!),
a za grzybowe oddam życie.
Nie da się jednak należycie
oddać rozpuście pierożanej
bez Dochodzącej tak oddanej,
że odda ręcznym się robótkom
na całkiem długo, nie na krótko,
ulepi nam pierogów stosik
i weźmie za to marny grosik.
Bez posiadania takiej pani
nie cieszy mnie Manolo Blahnik,
nawet Armani jest do bani
i Lagerfelda też mam za nic.
Zacna Gosposiu! Skarbie drogi!
Jedyna szanso na pierogi!
Ty nie zostawiaj mnie w potrzebie,
o wodzie i z kiełbasą chlebie!
Wojtek z Przytoka, Wojtek z Przytoka – jestes tam gdzie? Szybko!
Bo musze sie z Toba podzielic czyms co mnie powalilo na ziemie, skad donosze:
Otoz Stowarzyszenie Wolnego Slowa zaprosilo mnie na „wieczor promocyjny IPN poswiecony humorowi okupacyjnemu i peeelowskiemu”. No i zgadnij jakie dwie gwaizdy ten wieczor wypelnia? Pytanie za sto punktow!
Pierwszy – nasz wspolny ulubieniec Jan Pietrzak, zwany piesczotkiwie „ten kabotyn”
A drugi? Kto jest ta druga gwiazda i ekspertem od humoru?
Tego nie zgadniesz, zeby pekl.
Dr Jan Zaryn Zwany pieszczotliwie w moim domu „ten zlamany ch.” Ten to chyba bedzie czerpal dowcipy z antologii Bubla?
No pytam ja kogo!
Weekend, pora na luz!
*
Bobik pisze:
2008-04-16 o godz. 22:46
Ech, nawet psu jest czasem tak, że wolałby być kim innym, albo gdzie indziej. To wtedy sobie marzy?
Gdybym był szparagiem,
białym lub zielonym,
nie tkwiłbym na polu
folią zaciemnionym.
Uciekłbym ja z pola
tam, gdzie pieprz wyrasta,
za mną chmura kurzu
szłaby ogromniasta.
Potęgą bym smaku
przed światem się chwalił,
hulałbym, swawolił
i lulki* bym palił.
W ekscesach bym przebił
każdą cyganerię,
stale bym najdziksze
wyczyniał brewerie.
Nie siałbym, nie orał,
nauk nie pobierał,
przy pasożytniczym
życiu się upierał,
główki nie kłopotał-
bym codzienną troską.
Gdybym był szparagiem
byłoby mi bosko!
* Wszelkie podobieństwo do osób realnych lub wirtualnych jest całkowicie przypadkowe.
Pyro kochana, Ty kiedys wspominalas o jakies malej restauracji w Poznaniu, w ktorej wlascicielka gotuje a wlasciciel na brzuchu usadzil radyjko wel koparke ogrodowa. Gdzie dokladnie ta restauracja jest i jak sie nazywa?
Heleno,
Wojtek z Przytoka nie ma chyba w chałupie działającego komputra, toż do sąsiadki sie udawał ostatnio (albo *udawał*!)
A poza tym ja wiem, kto jest jeden i drugi, i pewnie wszyscy inni bywalcy Gotuj_się wiedzą.
No to dzień się zaczął gazetami Alicji, a kończy zaproszeniem Heleny.
Aż strach iść spać, a co dopiero się obudzić!
Przyznacie Panstwo, ze sa to boskie wiersze? Dobrze, ze IPN jeszcze sie do nich nie dobral, boby z Bobika zrobil Bolka.
Dzieki Alicjo!
A czy masz gdzies Bobikowy wiersz o bzach – bzzzz – ach?
… musiałabym polatać po zbiorach – w /Przepisach są wszystkie kulinarne wpisy Bobika.
Haneczko,
nie ma co się martwić. Napić się warto dobrego trunku, przegryzć czymś dobrym i popatrzeć, jak obłoki na niebie płyną. Idę nakarmic chipmunki – goscie je tak rozpuścili, że głowa boli, i chyba wyślę im rachunek!
Przecież to nie żre, tylko CHOMIKUJE!!! I moze tak cały dzień.
„…siedział mój przyjaciel Józef i oskrobywał ze świńskiej skóry resztki szczeciny”. Mam Cie, Przytoku z Wojciecha. Mam Cie 😉
Bobik?! Bobik, kurka żesz wodna, jak ty to robisz?!
To od Boga, jak powiedzial Brodski.
Nirrod!
Odpowiem Ci za Pyrę, bo byłam tam i ja. To „Toga” na Młyńskiej, obok prokuratury, naprzeciw sądu. Specjalizacja: grzyby i owoce morza. W niedzielę zamknięte.
Bozia po równo nie rozdaje. A niby taka/i sprawiedliwy!
Heleno,
nie znalazłam, pewnie to jest gdzieś u Bobika na stronie. Ja wyłapuję kulinaria. Następna burza nadchodzi, cholera by to!
Nirrod – knajpka nazsywa się TOGA i jest na wprost sądu na Młyńskiej Chwali i Ania i Marialka. Nie wiem tylko czy to Młyńska, czy Inżynierska, bo tam są dwie uliczki, ale Toga jedna.
Heleno, Bobiku,
omlet MUSI byc na masle, nie moze tez byc podbrazowiony od spodu, z wierzchu ma byc galaretowaty- dogotuje sie jak sie go zlozy na pol. Zeby omlet mial dobra grubosc powinien byc z 3 jaj. Trufla, a jakze mozna odpuscic, uplynnic go na wiadomy charytatywny cel.
Wojtku z P., ja bym odpuscila kielbase ze swinki, na ktorej siadaly muchy, bo kto wie gdzie one przed tem siadaly? Na niczym pachnacym jak Chanel #5, obawiam sie. Mam nadzieje, ze twoj przyjacviel Jozef to weterynarz i mieso zbadal… Bobik napisalby pieknie Sonet Ku Przestrodze, a ja tylko moge ot tak po prostu.
Alicja, baj de łej, jest córką weterynarzy i zna się na tych tam badaniach.
Są robione solidnie, nie ma się co strachać. Bardziej w Polsce tego pilnują, niz tutaj, Aniu Z.
Ja omlet robię z jednego jajka i trzech żółtek, przyprawy wg potrzeb, i na masło (50 gram) na patelnię, smażę wolno. Przewracam z użyciem talerza. Farsze różne. Lubię omlety. Jajecznicę też robię z jednego jajka i żółtek.
Moja szkola gotowania absolutnie nie dopuszcza masla do omletu dopoki jajka nie wyladuja na patelni. POtem, kiedy juz odstaja od patelni mozna dodac masla, tylko po co? Omlet zlozony na pol ma co najmniej 3 cm grubosci, a raczej wiecej. I oczywiscie jest cudownie rumiany , a raczej zlotawy po zrobieniu i zlozeniu na pol. W sam raz. Nigdy podbrazowiony.
Maslo w temperaturze omletowej jest juz spalone na czarno.
Na masle mozna robc jajecznice, ktorej z zasady nie robie, bo trzeba po niej szorowac patelnie, albo nawet moczyc, jak sie nie umyje odrazu.
Dla siebie robie zawsze z dwoch jajek. Aux herbes. Wiekszosc gosci woli polplynny w srodku, sobie robie bardziej twardy .
Helenko, mój omlet jest złocisty. Oleju używam bardzo rzadko, już go nie chwalą, ba – ganią.
A. Jedno jajko i trzy żółtka to objętościowo tyle co dwa jajka. Ponoć białko w jajku to jak wody płodowe i można nie nadużywać, a i żółtka są smaczniejsze o wiele.
Melduję się w zadyszanym przelocie, między pakowaniem kufrów, a gotowaniem jaj na twardo na drogę. Jutro zabierają mnie do Krakowa – podobno to dość daleko, więc wolę raczej przesadzić z wałówką, niż nie dosadzić. Jak się tam gdzieć dorwę do łącz, to zaraz się włączę. A na razie muszę się wyłączyć, bo jaja wzywają. 😀
Bobik, procz jajek na twardo, bedziesz potrzebowal w droge pare pomidorow i koniecznie butelke cieplej oranzady. Troche bulek tez sie przyda. Moze jakies konserwy. Lignina jest niezbedna. Zaloze sie, ze w Krakowie nie zdobedziesz. Pabialgina, jesli Cie zeby rozbola.
Sczeskliwej drogi, Piesku. Baw sie dobrze. Nie przeciazaj watroby wiadomo czym. I wracaj szybko.
Dziękuję! Wzruszona troską wątroba prosiła o przekazanie oddzielnych, gorących podziękowań. 😆
Witam wszystkich.
Wróciłam z Polski, zmęczona, ale i zadowolona, że już to mam za sobą. Prawie wszystkie sprawy urzędowe załatwiłam, resztę załatwi mąż, bo moje pełnomocnictwo świetnie działa.
Obejrzałam dwa centra handlowe – Arkadię i Blue City – bardzo duże. W Szwajcarii takich nie ma.
Natomiast jeśli chodzi o zakupy jedzeniowe wypróbowałam różne adresy i ostatecznie skusiłam się na wędliny, sery, itp. ze Specjału Wiejskiego, którego adres(y) dostałam od Małgosi W.
Przy okazji niejako załatwiłam sobie tłumaczenie kolejnej książki Donny Leon, a może coś więcej. Czyli wyprawa była męcząca ale znacząca.
Jejku jej, co się dzieje – Iżyk pisze z rzadka, bo wyjechał do Walii, a Bobik będzie pisał mniej, bo wyjeżdża do Krakowa. Helena ściąga masę omletowa do środka widelcami, a Pyra wpycha pod spód przechylając patelnię i podważając brzegi, żeby masa spłynęła. Złożenie na pół obowiązkowe, bo wtedy „dochodzi” środek,
a mi leje w 13 ha skoszonej trawy,
zadna żaba nie czuje się dobrze w takiej sytuacji
wczoraj i dzisiaj donieśli malin
jutro będą zamówione wiśnie – dla jasności trzeba cofnąć czas o 1h 06′
Helenko, czy w Wielkiej Brytanii (internet) pisze się o akrylamidach i trans tłuszczach? To na co natrafiłam po polsku jest w formie dość oględne, jednak u mnie budzi obawy. Jak się tu przyznawałam wychodzę z poważnej choroby zmieniwszy zawartość talerza, choć szans na poprawę sytuacji jakoby nie było.
Pyro, nie ma powodu ruszac patelni kiedy stoi na ogniu. Jak sciagasz brzegi na srodek, to masa sama splywa na zwolnione miejsce, a omlet jest bardziej puszysty i taki pofalowany w srodku . Jest naprawde pieknym omletem, profesjonalnie wygladajacym.
Transtluszcze sa dzis najgorszym wrogiem, Teresko. Gorszym niz cokolwiek na talerzu. Jutro moge Ci poszukac jakichs artykulow w prasie.
Mysmy juz dawno wyeliminowaly wszelkie transtluszcze, choc przyznam sie, ze dzis kupilam sobie loda cornetto i spalaszowalam w wielkim pospiechu, bo balam sie, ze autobus nadjedzie i nie zdaze skoczyc.
Wielkie mi mecyje. Nie żreć, czego nie należy ( margaryny, zamiast masła).
http://healthlink.mcw.edu/article/1031002327.html
Alez bynajmniej nie wszystkie margaryny to transtluszcze! Niektore wrecz obnizaja cholesterol. Np margaryna sprzedawana w Europie pod nazwa Flora, nie jest transtluszczem i jest zalecana przez lekarzy i dietetykow. Klasycznym transtluszczem byl kiedys w Polsce ceres, uzywany czesto do pieczenia. Straszna, straszna zaraza.
A kto zna dobry przepis na rekina?
To ja przekornie zamiast omleta z grzybem-
omlet – grzybek
Oprócz jaj tyle samo łyżek mąki i wody ile jaj dajemy tj.
np. 2 jaja, 2 łyżki mąki, 2 łyżki wody ,szczypta soli. Do smażenia- koniecznie masło
Białka z odr. soli dobrze ubić na pianę, żółtka w kubeczku rozetrzeć z mąką i wodą.Delikatnie wmieszać do piany. Rozpuścić na patelni troszkę masła, wylać masę, przykryć, smażyć na b. wolnym ogniu. Gdy się ścięło wystarczająco, delikatnie przekręcić na drugą stronę i jeszcze chwilkę potrzymać pod przykryciem by doszło w środku.Dobrze zrobiony omlet wyrośnie dorodnie na patelni pod przykrycie. Jest pięknie złocisto -żółciutki i pyszny ze świeżymi owocami, np. podsmażanymi jak u Pyry truskawkami, konfiturami, galaretkami, samym cukrem kryształem (tak jadłam w dzieciństwie) i tym podobnymi.
Ja Małgosiu właśnie taki omlet (z ubitą pianą) najbardziej lubię – on ma swoją nazwę, ale nie pomnę (wiedeński? rzymski?). W nim mam jedną trudność, to jest właśnie „delikatnie przekręcić na drugą stronę”. Ni cholery to mi się nie udaje, albo mi się rwie, albo tylko połówkę odwracam. On jest później smaczny, ale zero estetyki.
Torlinie, to prawda. Też mam czasem problemy. Mój patent to odpowiednia wielkością patelnia, którą rosnący omlet szczelnie wypełnia, a potem wsuwam łopatkę, jednocześnie przechylając patelnię początkowo jakbym chciała przykryć omlet patelnią, a , gdy ciasto na łopatce uzyska odpowiedni kąt, patelnię szybko cofam i omlet jest cały.Choć zdażają się porażki 🙁
Alexm > czyżbyś upolował tego tu:
http://www.stern.de/bdt/614399.html?cp=6
Pięć kliniec w lewo tez świetna fota.
Z obchodow 90 rocznicy urodzin Nelsona Mandeli.
Happy Birthday Mr. President!
Natomiast cztery kliki w prawo cos dla Helenki. Tym razem bez jaj. 😀
Torlinie,
Jeszcze jedną rzecz podpowiem. Dlatego musi być malutki ogień i przykrycie, by omlet wyrósł, nie przypalił się ale przed przekręceniem był prawie w całości ścięty i przy odkręcaniu nie powinien tracić styczności z patelnią. Nie podnosić go tylko niech zrobi „fikołka „na patelni. Powodzenia!
Dzieki, Arku, za Freunde, very cute!
Ja tez dplaczam do zyczen urodzinowych dla Nelsona Mandeli, jednej z nielicznych ikon naszych czasow, wzbudzajacej szacunek i podziw, a jego promienny usmiech do swiata rozjasnia ciemnosci. Niech zyje dlugo w dobrym zdrowiu!
.
Torlin,
może się przyda? Ja omlet usmażony z jednej strony zsuwam na odpowiednio duży talerz i następnie ten talerz z omletem odwracam do góry dnem nad patelnią uzyskując omleta przewrócenie. Patelnię podczas smażenia też przykrywam, a ogień pod patelnią jest malutki.
Helenko, Twoją metodę sprawdzę, nuż się przyda…
Dzień dobry.
Gotujecie się? Ja i owszem, bo saunowato.
Stanisław wspomniał na początku o tęgoskórze – mnie się przypomniał artykuł w jakiejś kolorowej gazecie (polskiej) na temat zbierania grzybów. Otóż autor twierdził, że można to robić cały rok, nawet w siarczyste mrozy – ale grzyby, które prezentował, nie są mi w ogóle znane. Twierdził też, że oprócz sromotnika i czegoś tam jeszcze właściwie nie ma grzybów trujących – są po prostu niejadalne, bo nie mają wartości smakowych, albo wywołają nieprzyjemne sensacje żołądkowe. Zapomniał o „magic muschroom” 😉
Ciekawą wiadomość wyczytałam dzisiaj:
„Ministerstwo pracy twierdzi, że nauczyciele zarabiają dużo, a pracują mało. Pracownicy oświaty uważają, że jest dokładnie na odwrót.”
Ciekawe, co na to obie Pyry Młodsze oraz inni nauczyciele. Pamiętamy, jak to Pyra Starsza wiele razy referowała – dzisiaj nic nie gotuję, bo Ania ma zajęcia takie a takie i wróci pózno. Albo – sprawdzała kalsówki do rana, przygotowywała olimpijczyków i tak dalej i tak dalej. Idę zajrzeć na BelferBloga, tam pewnie się gotują, że hej!
A Wy leniuchy – co? Omlety smażycie dalej? 😉
Trafiłam na takie coś, może komuś się przyda:
http://www.zdrowie.med.pl/witaminy/wit_3.html
Dzisiaj trójkowy grill, Alicjo.
Karkówka siedzi w marynacie, ziemniaki sąsiadki Ryby też, kiełbaski w zapasie, wino, piwo do wyboru. Rozpasana konsumpcja to będzie, bo czereśnie też są, a w tym roku nieprzytomnie obżeram się czereśniami. Niech no tylko wreszcie wyjdę z pracy!
Alicjo!
Odpowiadam na Twoje pytanie. Leniuchem jestem. Omletu dziś nie smażę. Na obiad były zielone tagliatelle z oliwą, czosnkiem, koktajlowymi pomidorkami i serem pleśniowym lazurem. I dużo czarnego pieprzu.
Na deser czereśnie. Brzuch mnie boli. Teraz gorąca herbata…
A u mnie dzisiaj obiad bedzie wczesny, z goscmi, menu eklektyczne:
-przegryzka: guacamole z wlasnorecznie pieczonymi tortilla chps i chicken ceasar salad z chlebkiem pita;
-potem mlode ziemniaki z wody, do tego mloda duszona kapustka z koperkiem (wlasnie sie zrobila) i stek flank z grilla;
-owoce i lody;
-do picia woda sodowa z cytryna, pol na pol z bialym winem. Jak mi sie bedzie chcialo to zrobie jeszcze sangrie.
Bedziemy plywac wiec nie za duzo alkoholu. Jest goraco.
O jej! Sobota, dzień prania, sprzątania itd a u was tak wykwintnie na stole. U mnie – prosto by nie rzec- prostacko. Naleśniki z serem. Jutro lepiej. Uroczystość rodzinna i debiut piekarski mojej córki. Chce własnoręcznie upiec biszkopcik z jabłkami dla dziadka.
Mam ciocię emerytowaną ale wciąż pracującą nauczycielkę geografii. Jakoś nie zauważyłam u niej tych kokosów, a był czas ,że pracowała jednocześnie w dwóch szkołach. Latała z podstawówki do liceum i z powrotem.
Uważam, że nauczyciele powinni dobrze zarabiać, ale pod warunkiem, że jakaś siła zmusi takich jak nauczycielka od angielskiego u mojej córki do roboty i że wszyscy nauczyciele będą rzetelnie podchodzić do swych obowiązków, jak moja ciocia, córki Pyry, czy wiele innych osób.Jeśli nie, to należy bardziej zróżnicować zarobki bo nie znając uposazenia anglistki w szkole mojej córki- na pewno sobie na nie nie zasłużyła .
Przeraża mnie natomiast jeszcze jedna sprawa. A mianowicie- nauczyciele sobie wychowali rodziców jako klientów. Zdumiało mnie przeświadczenie matek i ojców, że korepetycje są tak samo niezbędne jak łapówki w szpitalach. Parokrotnie usłyszałam, że „należy zapomnieć, że beż korepetycji da się daleko pojechać, jeśli zależy człowiekowi na dobru dziecka”. 😯
Ogloszenie w oknie polskiego sklepu „Mleczko”:
Sredni pokuj dwujke wynajme
moze byc dla jednej osoby albo dla dwuch w zaleznosci od wielkosci najchentniej samotny menszczyzna ze schowkiem.
Ach, samotny menszczyzna ze schowkiem! Gdzie jestes?
My też się nieprzytomnie obżeramy czereśniami, i to juz od długiego czasu, bo najpierw były z Peru, potem z Meksyku, potem ze Stanów południowszych… a potem nasze. Ale … królestwo za wiśnie!!! Tych w handlu ni ma.
Proszę, u Ani Z. młoda kapustka udusiła się z koperkiem, a ja nadal w szlafroku, zęby tylko z rana łaskawie umyłam, na głowie czupiradło – i siedzę przed komputerem. Tu poczytam, tam odpiszę, i tak mi dobrze!
Popływać by się przydało, niby pod nosem jest jezioro, ale tutaj nikt nie pływa, oprócz zaskrońców. Popływać to się jedzie kawałek dalej (ze 4 km.) gdzie woda jest badana na okoliczność bakterii i takich tam. Coś w tym musi być, ja na wszelki wypadek zachowuję sie jak mieszkańcy – tutaj nie pływam. No i nie wyobrażam sobie, że jakis wijec miałby się ze mną ścigać, to nie na moje nerwy!
Teraz przydałoby się, żeby młoda kapustka wpadła na pomysł uduszenia sie z koperkiem i zebym ja nie musiała mieć z tym duszeniem nic wspólnego – poza jedzeniem 🙂
Sangria to jest dobry pomysł. Na popołudnie. Dużo lodu!
Heleno,
wywiedz sie, co to ten „Menszczyzna ze schowkiem”, bo mi to spać nie da! Występuje takie coś w przyrodzie?! 😯
Zanim posypią się gromy w moim kierunku, od razu dodam, ze moim zdaniem chowają rodziców właśnie takie „anglistki”, a nie ogół. Ogół bardzo pośrednio- nie widząc problemu i nie reagując w imię solidarności zawodowej. Jeśli nie będę gnać indywidualnie dziecka do nauki języka (na razie wystarcza moja wiedza i wspaniałe wydawnictwa BBC , ale z czasem potrzebne będą korepetycje u fachowca) to nie da sobie potem rady w dalszej edukacji.
Dzień dobry, tu Pyra. Młodszych z psem wywiało na grillowe przyjęcie do znajomych i dlatego jha mam maszynę dla siebie. Zanim napiszę o tym, czym mnie karmiono w ub.tygodniu , muszę się wyzłościć. Wściekła zaś jestem nieprzytomnie. Na co? Na wławsne dzieci i ich dobre serca. O tym, że musiałam odstosunkować się od kuchni wiecie. O tym, że nie wolno mi sprzątać, piszę w tej chwili (a o tym, że co prawda nie jestem ekstra porządnicka, ale totalny bałagan przeszkadza mi, nawet się nie zająjknę). W ogródeczku po deszczach wysypały chwasty. Póki co są malusieńkie i wystarczyłoby 0,5 godziny roboty, żeby wyczyścić 10 m kwadratowych. Wzięłam po śniadaniu motyczkę i zdążyłam 4 razy uderzyć w ziemię, zanim z wielkim krzykiem nie wyrwano mi motyki z ręki, bo zachoruję, bo nie mam pojęcia ile maści kosztują, bo mogę iść na spacer,(?) albo posiedzieć w ogrodzie. Siedzę już 10 dni- mam krzesło przy ogrodowym stole (tam wolno palić) i krzesło w kuchni w miejscu, w którym nikomu nie plączę się pod nogami. Mogę siedzieć jeszcze w dużym pokoju, gdzie telewizor – mogę? Nie mogę, bo głupot nie oglądam. W gabinecie jest na okrągło zajęty komputer… Że Pyra jest gruba, to wiecie, ale że zaczyna przemyśliwać jak się walczy z nagniotkami na siedzeniu, to nie macie pojęcia! No, długo mnie już nikt nie namówi na wakacje w gronie rodzinnym. Wyzłościłam się, odsapnę, a o jedzeniu napiszę za pół godziny.
Pyro,
Tak samo wyzłaszcza sie moja babcia , mająca kłopoty z chodzeniem po tym, jak potrącił ją samochód. Pocieszam ja, że przynajmniej żyje jak królowa.
A może tak hamak…..tak w kwestii nagniotków i jednoczesnych przeciwskazań…. 🙂
Pyro – zadnych ograniczen nie lubimy ani jako dzieci ani jako rodzice, ani jako dziadkowie pewnie tez nie. U mojej corki nauczylam sie robic tak jak ona chce – gorzej jak jej sie wydaje, ze moze sie mna rzadzic u mnie 🙂
Ale tez sie poddaje – przeciez na ogol to jest tylko wizyta i to krotka.
Sciskam
Dzięki za podpowiedzi. Ja sobie nawet pomyślałem, że zmodyfikuję pomysł Tereski, zsunę go na talerz, na tym talerzu położę odwróconą patelnię i fik – oberek. Ale omlet jest u mnie daniem śniadaniowym.
Jak tak wszyscy mówią, co u nich było na obiad, to ja też powiem, co na cześć syna z jego przyszłą przyszykowałem na sobotni (i niedzielny) obiad – był kapuśniak z młodej kapusty, ryba pod beszamelem z żółtą fasolką z wody i ciasto z truskawkami.
Alicjo!
Dodam do Twojego linku słowo, które powinna znać każda osoba zajmująca się kuchnią – to jest ADEK. ADEK to są witaminy rozpuszczalne w tłuszczu.
Alicjo o grzybach zbieranych w zimie czytałaś w „Polityce” w tekście prof. Wiktora Pawłowskiego. W najnowszym numerze jest kolejny tekst profesora.
Bobiku, gdy będziesz w Krakowie może się odezwiesz do mnie. Podaję telefon redakcyjny 022 451 60 11. Koleżanka Marta da Ci dalsze namiary na mnie. Ale we wtorki i środy jestem w firmie. Potem na wsi. Zadzwoń piesku!
Pyra
No, przeszło mi troszkę. To teraz o kucharzeniu mojej Ryby. O łososiu, pierogach z kaszą i „chrzcielnych” resztkach już pisałam. Teraz o posiłkach, które mi szczególnie przypadły do gustu . Na uwagę zasługiwał gruby makaron z piecfzarkami i z serem w sosie śmietanowym. Pieczarek było dużo, sos pikatny i jesszcze zaostrzony serem, bardzo dobrze smakował. Potem Ryba wykorzystała resztę farsZu od pierogów (kasza gryczana, boczek wędzony, grzyby suszone) jako farsz do francuskich pasztecików. Wzięła gotowe ciasto, pokroia w kwadraty, nakładała farsz, zawijała 5 cm kopertki, posmarowała jajkiem i w piec. Były pyszne. Wczorajszy obiad też mi smakował – m/w2 1,5 centymetrowe plastry sera panierowane i smażone na złoto (żarinnyj syr) podany z grubymi plastrami dojrzałych pomidorów. Były jeszcze wariacje na temat leczo i coś tamk jeszcze. Dzisiaj Ryba zabierała michę sałatki z jajek, pieczarek, zieleniny i kukurydzy, 2 dipy, ziwemniaczki marynowane na grill. Ja zrobiłam sobie omlet z pieczarkami, a na kolację zjem miseczkę sałatki pozostawioną dla mnie. Zupełnie przyzwoicie ta moja tyranka gotuje.
…a! Bardzo możliwe, że ten numer Polityki jeszcze mam gdzieś w archiwach, bo to nie było tak dawno, tę Politykę przytargałam z Polski jakis czas temu. Poszukam.
ADEK?
Ja tam witaminy zajadam z mnóstwem warzyw i owoców – u nas nie ma dnia bez. Jak zwał, tak zwał, z czym się wiąże i wchodzi, to dla mnie najmniej ważne – ważne, żeby smakowało 🙂
Na tę tabelę trafiłam, szukając czegoś i wydała mi się przydatna, jakby ktoś czegoś potrzebował… zwróćcie uwagę na nazwisko autora 😉
Małgosiu,
zaciekawiło mnie, dlaczego
„Jeśli nie będę gnać indywidualnie dziecka do nauki języka (na razie wystarcza moja wiedza i wspaniałe wydawnictwa BBC , ale z czasem potrzebne będą korepetycje u fachowca) to nie da sobie potem rady w dalszej edukacji.”
Za moich czasów tylko ostatnie cepy brały tak zwane korepetycje. Ja orłem nie byłam, pojęcie korepetycji było mi znane tylko w tym kontekście – cep, ma kłopoty z przedmiotem, jak nie wezmie korepetycji od profesora rzeczonego przedmiotu, to pewnie obleje.
Ja nie brałam i oblałam (mat.), ale słusznie oblałam, a nasz profesor Jaś starał się jak mógł, żeby do tych łbów coś, i wcale korepetycji nie dawał. Wystarczyło się zapytać, to był człowiek tuż po studiach i pełen zapału. Oblałam słusznie, ale w naszej klasie matematykę powinno było oblać 90%. Jaś by przymknął oko, przecież nie wybierałam się na studia wymagajace zdawania matematyki, ale nasza Wychowawczyni – ani jej się sniło. We wrześniu też nic nie umiałam na egzaminie poprawkowym i nie wiem, jakim cudem nagle zdałam.
A rok stracony. W ogólnym rozrachunku i z perspektywy – może jednak nie.
Heleno
co z tym menszczyzną i schowkiem?!
Menszczyzna ze schowkiem to jest, wiadomo, zalezny od weilkosci.
Panie Piotrze, prosbe o telefon przekazalam Bobikowi listem.
Nad Świnoujściiem burza i kolejny deszcz. Gdzieś tam w niewykończonych pokojach na piętrze kotłuje się co jakiś czas dziki lokator. Natury owego lokatora nie znam, ale dobrze, że nie jestem kobieta strachliwa. W naszym domku jestem sama, na piętrze nie ma prawa być nawet muchy (okna zamknięte) sąsiedzi z przsedniego domu wyjechali, a tłucze się coś tam od czasu do czasu. Już któregoś dnia kiedy to siedziałam cicho z książką w ogrodzie, coś się tłukło w garażu. Mówię Młodym, że mają lokatora (garaż pełni rolę składziku i warsztatu,_ Szukali – nic nie było. Późnym wieczorem ktoś głośno siorbał wodę z miski Radka – patrzymy, a to jeż nieduży. Wychłeptał wodę do zera i zabrał się do kulek Radkowych. Nie smakowało, poszedł. Więc jeże są na pewno, ale coś tam większego też jest. Jestem ciekawa co. Kiedyś mieli swojego szczura, który łaził rurą kanalizacyjną. Potem się wyprowadził. Może wrócił?
Jerzor pyta, co ten schowek, bo on nie wie. Schowka żadnego nie ma. Nawet się pobożył* a ja poszukałam.
Nie ma schowka 😯
*pobożył się – czytelnicy Konwickiego wiedzą
U nas mieszkał szop pracz całą zimę na strychu! I owszem, spał, ale jak się obudził, to ho-ho!
Tuptania tośmy sie nasłuchali a nasłuchali, zanim uznał, że czas wyjść na zewnątrz! Oczywiście szop nocnym zwierzem jest, to my do wyrka spać, a on nam rozrabia na strychu.
W naszym ogrodzie w Nowym Jorku tez mieszkal szop pracz z rodzina. Kradly pomidory – to znaczy obzeraly z krzaczka do polowy i zabieraly sie za nowe. Z rana zawsze na krzaku wisialy nadjedzone pomidory. Potem przeszly na diete miesna – Mam gotowala im kawalki kury i zostawiala pod krzakami pomidorow. Wiec zjadaly kure i zagryzaly pomidorem.
Bylo to utrapienie, ale Rodzice wlasciwie sie ceiszyli i opowiadali znajomym o naszym wspouztkowniku ogrodu. To piekne i zabawne zwierzatka.
Marialko, Pyro dzieki wielkie.
Dzisiaj popelnilam blad kardynalny. Zdrzemnelam sie w polowie dnia. Jakos nie moge sie obudzic.
Nirrod – a nie będzie przypadkiem małego Nirrodka? Zresztą JAKI TO PRZYPADEK.
Heh, nie, maly Nirrodek jeszcze troche bedzie musial poczekac, zanim bedzie mial szanse mnie meczyc. Poki co wykonczyli mnie bratankowie. Mlodszy skonczyl wlasnie 2 lata i z tej okazji bylo dzieciece przyjecie. Nie ma lepszej antykoncepcji niz banda latajacych po pokoju 2-6 latkow.
Wyruszylam wlasnie na poszukiwania hodowli pstragow w wielkopolsce. Ja sie bardzo ciesze, ze coraz wiecej moich znajomych wybiera sie na wakacje do Polski, ale dlaczego zadaja mi trudne pytania? hmm?
Pozdrowienia dla wszystkich. Kugiel upieczony , drozdzowe rosnie w lodowce. Wczesniej jedlismy wspanialego sandacza w restauracji na Wegrzech. Na razie wizyta przebiega bez wiekszych problemow. Poboda jak zwykle cesarska . W dzien upal , wieczorem mily chlodek na werandzie.
Pan Lulek (prawie) 🙂
Nirrod,
„a bo tak!” …:)
O co pytają? (te „trudne pytania”?)
My też staramy się żyć w symbiozie ze zwierzem, no ale szopy to raz nam dały popalić, czego swiadkiem był wizytujący naonczas syn Alsy. Już opowiadałam…
Chłopaki oglądali Star Trek, ja zrobiłam śliwki owijane boczkiem, zapiekane. Zapachy wspaniałe. Rodzina szopów podeszła do drzwi kuchennych, senior się zaparł i targał drzwiami (storm doors aluminiowe), a myśmy myśleli, że to jakaś inwazja. Północ, a tu coś się do drzwi dobija! Jerz się skradał z kijem od szczotki, ja za nim, chłopaki też w pogotowiu…
Niestety, zapachy, które rodzinę szopów ściągnęły, pozostały zapachami – te śliwki z boczkiem zeżarliśmy wcześniej. Ale trzeba było widzieć tę rodzinę w odwrocie do lasu na Górkę… leniwie, i na pewno pod naszym adresem padały jakieś epitety. Mam ten obraz w oczach, wspominalismy przy okazji wizyty naszych gości. Dostęp do kompostera mają, bo zostawiamy odkryty na noc – a wszelkie resztki niekompostowe (mięsne, rybne) wynosimy na Górkę. Niech sobie skorzysta, kto chce.
Przestrzegają przed soją – http://wiadomosci.onet.pl/1788748,69,soja_zwieksza_ryzyko_utraty_pamieci,item.html , ale się nie przedstawiają.
Piękne zdjęcia dopiero co od Teresy Stachurskiej – dzisiejsze!
http://picasaweb.google.com/alicja.adwent/WigryBryzgielOdTeresyStachurskiejDzisiejsze
To z Bryzgla nad Wigrami. Dziękuję Alicjo !
Coś na temat – http://www.bryzg.pl/bryzgiel_hist.htm .
W tym matriale (pod „ciąg dalszy”) – http://www.wigry.win.pl/kwartalnik/nr20_bryzgiel.htm jest trochę starych fotografii.
W Bryzglu jest prawdziwa bania – http://www.profesornet.pl/wyp/przelomski/fot1.htm .
Alicjo o te piekielne pstragi pytaja.
nIE MAM CZASU WSZYSTKIEGO PRZECZYTAĆ. oMLETY BARDZO INTERESUJĄCE, SZCZEGÓLNIE 2 zółtka + 1 jajo. Ale wydaje mi się, że wszyscy chcą omlet solić. A to całkiem zbedne. Zamiast soli trzeba dodać trochę pokruszonego na drobinki sera ble. Najlepiej łagodnego, bo wtedy można dodać więcej. Naprawdę warto.
Alicjo,
Pytałaś, czemu potrzebne dokształcanie indywidualne? Otóż materiał przerobiony przez p. anglistkę (10 mies.x 2 godz. tygodniowo)znajduje się na 2 płytach Happy English wydanego przez BBC kursu dla dzieci. Powiem nawet , że z płyt można więcej skorzystać. Cały rok była nauka piosenek złożonych z pięciu słów (panią średnio interesowało, czy dzieci rozumieją, sama małej tłumaczyłam teksty!), przepytywanie było grupowe tj po 5 dzieci naraz śpiewało i dostawało współną ocenę, no chyba, że któreś odstawało w sposób ewidentny-ocena troszkę gorsza.Raz były zajęcia, gdzie dzieci zostały podzielone na grupy (pani uczniom szeptała imiona postaci bajkowych na ucho i same miały się pogrupować w bajki).Moja mała źle usłyszała i nie wiedziała do której grupy ma dołączyć bo dla niej takiego bohatera nie ma. Inne dzieci też nie znały takiej osoby. Pani jednak nie wolno było przeszkadzać, ani też sama nie zauważyła, nie kontrolowała tego co dzieci do siebie mówią, ogólnie się pozbyła kłopotu i zajęła swoimi sprawami( jakieś papiery). Ulubiona zabawa, uskuteczniana na każdych zajęciach to król ciszy , czyli wszyscy spakowani, plecaki tam dgdzie nazwa wskazuje, w parach pod drzwiami i morda w kubeł.Dla dziecka mojego to połowa lekcji, ale wiadomo – dzieciom się dłuży….mam nadzieję….Z drugiej strony co się dziwić- jeśli się kto uprze nic nie nauczyć to musi sobie jakoś radzić z zabijaniem czasu, no nie?!
Chciałabym ,by moje dziecko znało języki i mam nadzieję, a nawet pewność, ze istnieją nauczyciele nauczający. Jeśli przez całą podstawówkę dziecko bna świadectwach będzie miało angielski a w głowie totalną pustkę, to zginie na tym przedmiocie w gimnazjum, gdy połączy się z dziećmi wyedukowanymi. Próbowałam interweniować. Rodzicom jest wygodnie, przecież jasne, że nie obędzie się bez korepetycji 😯 , rozmawiałam z nauczycielką, efekt był taki ,że wystawiła na półrocze opinię dziecku, że nie aktywne na lekcjach, a moja mała cały rok się żali, że pani nigdy jej nie bierze do zabawy. Pół roku szerokiego uśmiechania do pani nauczycielki, że niby ją rozumiem dlaczego się nie przemęcza (w imię dobra dzieci oczywiście, bo głąby i tak by się nie nauczyły za dużo)spowodowało., że odpuściła. Do dyrekcji nie ma co chodzić bo dyrekcja ma dzieci nauczane przez tą pania…..
Zapomnałam dodać, ze istnieje znacznie dotkliwsza dla dzieci odmiana króla ciszy, gdzie naprawdę w sumie całą lekcję mają siedzieć cicho w ławkach i nie przeszkadzać pani bo pani jest zajęta swoimi sprawami.
a mnie to niewiele interesuje czy ludź zna angielski i w jakim stopniu jest Żydem chrześcijaninem czy jakimś innym diabłem. Najważniejsze dla mnie są jego ludzkie kwalifikacje.
Czy jest prawdomówny? Czy respektuje rodzinę przyjaciół i jaki dla nich jest? Czy jest szczęśliwy? Czy wykorzystuje innych i czy swoje frustracje ukrywa, bo nie wypada ich pokazywać? Jak reaguje na strach i biedę? I czy ma przyjemność z życia? 🙂 🙂 🙂
To jest bardzo ldne zalozenie Arkadiusie, ale czasem trudno wyczuc, czy ktos taki jest, jesli nie mozesz sie z ta osoba porozumiec.
Szkola, szkola, ale mnie angielski i niemiecki w zyciu sie bardzo przydaly.
W jednym zdaniu:
Informuję, ot tak, żeby wiadomo było tym, co ciekawi, że się wynosimy z tej wiochy na jeszcze większą wiochę, licząc, że tam będzie nam lepiej, względnie nie mniej dobrze i dlatego, przynajmniej chwilowo, zawieszam aktywność czytelniczą, pisielniczą i forumowniczą, mając nadzieję, żę nie potrwa to długo.
To okropne co opowiadasz, Malgosiu. POdzielilabym sie swoimi watpliwosciami z dyrekcja szkoly i zapytala co zamierza uczynic aby sytuacje na lekcjach jezyka poprawic.
Arcadiusie,
Czy nie sądzisz, ze nie znając języka nie będziesz w stanie zweryfikować tego , co dla ciebie wazne?Skad masz wiedzieć, czy inni spełniają twoje oczekiwania nie umiejąc się z nimi dogadać?
Do tego takie słowa w ustach osoby znającej języki przypominają mi wyznanie jakiejś znanej gwiazdy, że lubi korzystać ze środków publicznej komunikacji 🙂
Heleno, dyrekcja ma też dzieci, w tej samej szkole.Nie mając żadnego poparcia w rodzicach nie chcę narobić kłopotów swojemu dziecku i wyjść na czepialską. I tak patrzono przez pół roku na mnie spode łba bo chodzę koło tematu.Prościej wdrażać podstawy języka samej i mieć nadzieję ,że nastąpi zmiana nauczyciela.
Najbardziej mnie zdumialo to, że rodzice wcale się nie cieszą z lekcji języka.Uwazają, że dziecko jeszcze z tym zdąży, po co przeładowywać dzieci. Słyszałam też słowa oburzenia na fakt wprowadzenia drugiego języka (niemieckiego) od trzeciej czy czwartej klasy .Na prowincji chyba czas się zatrzymał…..
Małgosiu, jednocześnie część tych rodziców uczy dzieci języków już od przedszkola na własną rękę, np w szkołach „Helen Doron”. Mój 5,5 letni sąsiad ma za sobą 2 lata nauki angielskiego i rok – rosyjskiego, a na naukę chińskiego ma ochotę. Mój sąsiad ma też lekcje angielskiego w przedszkolu. Co by nie mówić – postawa i zasoby finansowe rodziców w sprawie edukacji dzieci jest decydująca dla przyszłości tych dzieci i nie będzie wyrównywania szans jeśli szkoła będzie jedynie udawać/tworzyć pozory działalności w tym zakresie. Szkoła się zaniedbuje i będzie jej to wypominane długo.
Swoją drogą w przedszkolach zajęcia z angielskiego są odpłatne, a z religii – nie.
http://www.gwiazdy.com.pl/46_01/26.html . Jak jest w innych krajach z pastami do zębów, mogę zapytać?
Tereso, moje dziecko przeszło przez trzy przedszkola. W dwóch z nich był angielski. Jedno z tych przedszkoli jest prywatne.W obu zarówno angielski jak i religia były za darmo. Dodam, że religia w jednym z przedszkoli była bardzo wcześnie rano, a w drugim w porze kołoobiadowej by jeśli sobie kto nie życzy- mógł nie posyłać dziecka. Informacje o rekolekcjach były parę dni wcześniej by umożliwić rodzicom reakcję. Nawet w szkole np. w córki klasie- na 27 dzieci w rekolekcjach brało udział 6. Tak więc ….
Nic sie widac nie zmienilo w tym wzgledzie. Kiedy chodzilam do szkoly, to wiekszosc rodzicow tez uwazala, ze nos zostal wymyslony dla tabakiery, a nie odwrotnie. A jednak rodzic nie moze narazic sie szkole, chyba, ze nie spelnia swoich obowiazkow dopilnowania aby dziecko chodzilo. To szkola moze narazic sie rodzicom, kiedy nie spelnia podstawowych kryteriow dobrego nauczania. Szkola jest po to by nauczac dziecko, a nie dziecko po to by pani nauczycielka miala z czego zyc. I to jeszcze jak gdyby w Polsce nie zostalo do konca opanowane.
W „moich czasach” rodzice trzesli sie przed pania wychowawczynia (acz nie moi) aby sie „nie mscila” na dziecku. Z tym nalezaloby skonczyc. Jesli nauczycielka, w przekonaniu Twoim i corki, msci sie, to nalezy to w soosob oczywisty wyjacniac, takze z dyrekcja.
Pare lat temu moja przyjaciolka zaczela narzekac, ze jej bardzo pracowita i inteliogentna corka (15-16 lat wowczas) ma nieustannie niskie stopnie z biologii. Po dlugich moich namowach zgodzila sie abym poszla rozmawiac z biologiczka jako ciocia in loco parentis.
Stanelam przed pania profesor z bardzo zatroskana mina i powiedzialam: Wszyscy sie bardzo niepokoimy o Krysie, poniewaz ona calymi dniami sleczy nad podrecznikiem biologii, zaniedbujac inne przedmioty, a mimo to ma ledwo trojke z minusem. Na czym polega, ze jest tak zestresowana w czasie przepytywania na pani lekcjach, ze ma tak niskie oceny? Jest zdolna i pracowita. Co moze pani zrobic aby polubila ten przemiot i przestala sie go bac? Co moze pani zrobic aby dziewczyna nie czula sie upokorzona wobec calej klasy po kazdej lekcji biolofgii? Korepetycje nie wchodza w rachube, bo samotnej matki nie stac na nie, ma inne dzieci. I tez nie ma powodu, bo problem, z tego co widzimy nie polega na jej odmowie przygotowywania sie do odpowiedzi. . Dalam tez do zrozumienia, ze bede musiala „poradzic sie” dyrektorki i innych rodzicow z dziecmi w tej samej sytuacji co Kryska.
I nagle dziecko mialo na okres pierwwsza czworke z biologii (takze na swiadectwie maturalnym).
Nasza rozmowa z nauczycielka byla bardzo kulturalna i bardzo powazna, ale odwrocilam sytuacje, w ktorej nauczycielka musiala sie wytlumaczyc, a nie ja. Zakonczylam tez zapewnieniem, ze jestem bardzo wdzieczna, ze moglysmy spokojnie sie naradzic i podzielic watpliwosciami.
Dodam tylko, że wolałabym by moje dziecko mające 2 godz. religii i 1 WF jeśli już trzeba pozostać przy tej ilości godzin tygodniowo- ruszało się przez 2 godziny a religię miało tylko jedną. Z pewnością było by to korzystniejsze dla dzieci.
Ależ Heleno, ja już odbyłam taką rozmowę! Wyraziłam swoje zatroskanie i odstawanie wiedzy mojej córki od wiedzy jej równolatka- mojego siostrzeńca.Spytałam się delikatnie, bo bardzo przepraszam, ale się martwię poznaniem zaledwie kilku słow w ciągu 2 miesięcy, czy potem może będzie więcej wkładanej wiedzy , że dziecko miało angielski w przedszkolu, że zależy mi na nauce dziecka itd Pani bardzo spokojnie mnie uspokajała: proszę się nie martwić, oni zaraz zaczną też i pisać, przyspieszymy ze słówkami, wiedzy podaję tyle by mogły opanować etc. Efekt był taki, że przez pierwsze dwie lekcje pani zaczęła przynajmniej sprawdzać i zadawać pracę domową i coś tam ich przepytywała. Szybko wszystko wróciło do normy.
A dla dyrekcji wprowadzenie angielskiego od pierwszej klasy jest wartością samą w sobie….
Tu prawdziwa Ryba.
Małgosiu! Jestem nauczycielem i zgadzam się z Twoją opinią w zupełności. Wszystko zależy u nauczyciela. Pracuje w niewielkiej szkole na prowincji (Świnoujście). Od 1 klasy Szkoły Podstawowej – 2 języki – angielski i niemiecki. Nauka połączona z wyjazdami do niemieckiej szkoły na wymianę. Raz w miesiącu polskie dzieci mają lekcje w Niemczech, w zaprzyjaźnionej szkole, a raz niemieckie u nas – polskiego 🙂 Jest fajnie. Ale bardzo dużo pracy i pomysłów wkłada nauczyciel prowadzący, szczególnie języka w tak wczesnym okresie – wszystko zależy od jego pomysłowości i zaangażowania. Król ciszy mnie powalił – nie wyobrażam sobie by dzieci były w stanie wytrzymać choć 5 minut cicho
Prawdą jest, że coraz więcej dzieci bierze prywatne lekcje wychodząc z założenie, że nauczą się więcej (j. angielski na egzaminach jest na dość wysokim poziomie). Już niedługo na egzaminie gimnazjalnym ma być egzamin z tego przedmiotu. Wielu rodziców się tego boi i wybiera dodakowe lekcje
Malgosiu, skoro wrocilo do normy, to Ty wracaj do nauczuycielki – z naciskiem, ze nie dostrzegasz poprawy i jestes tym lekko zniecierpliwoona, a czas ucieka.
I nei badz taka „delikatna”, tylko rzeczowa i stanowcza. Nie jestes na balu, tylko w szkole i chodzi o przyszlosc Twojej corci, bless her.
Jak bedziesz „delikatna” jak lelija, to pani nauczycielka szybko sie zorientuje, ze ma do czynienia z frajerem, ktorego najlepiej ignorowac i sie nim nie przejmowac.
Trudno, bedziesz miala opinie upierdliwej matki, ale skorzysta na tym i Twoja corka i inne dzieci. I szukaj sojusznikow wsrod rodzicow. Zaloze sie, ze znajdzie sie jeszze jakis/jakas, ktory zechce Cie wesptrzec. Idzcie razem na rozmowe.
Mam jeszcze jedną radę. Każdy nauczyciel musi mieć opracowane wymagania na oceny i plany wynikowe – czyli co uczeń ma umieć, wiedziec i rozumieć, rozpisane na cały rok. Nauczyciel ma OBOWIĄZEK zapoznać rodziców z wymaganiami i planem na dany rok szkolny. Co więcej powinny być one do wglądu w bibliotece lub u dyrektora szkoły. Chcesz być grzeczna i postawić na swoim – poproś o to na poczatku roku, a potem sprawdzaj, czy jest to realizowane. Jeżeli nie jest możesz jej deptać po piętach. Z drugiej strony prawda jest taka, że dyrektor może nie miec dobrego nauczyciela, bo na prowincji o nauczyciela angielskiego bardzo trudno. Angliści nie chcą prawcować w szkole. Wolą zajmować się tłumaczeniami. A już dobry anglista dla dzieci klas 1-3 to cymes. Od 2 lat z funduszu UE realizuje się projekt studiów podyplomowych z j. angielskiego dla nauczycieli nauczania zintegrowanego – 3 letnie studia by fachowcy od malych dzieci uczyli tego języka.
Heleno, masz rację. Pozostanę upierdliwa i będę drążyć temat dalej.
Rybo, bardzo ci dziękuję za wskazówki.Zaraz we wrześniu postaram się o te plany wynikowe. Wielkie dzięki!
Masz rację, tu chodzi o to ,że lepszy taki nauczycjiel niż żaden choć ci beznadziejni wyżądzają więcej szkody niż pożytku. Niestety….Mój siostrzeniec chodzi do malutkiej szkoły na wsi. Marzy mi się tak realizowany program jak u niego.Nauczycielka jest pomysłowa, podręczniki wybrała z myśla o nauczaniu nie bumelanctwie, słowem -właściwy człowiek na właściwym miejscu.NA WSI!!!!
Na wsi. Syn moich przyjaciół kończył szkołę podstawową na wsi. Kłopot mieli znajomi nie z poziomem nauczania w tej szkole, a z reakcją szkoły na samodzielność umysłową syna/ucznia, którą się „zaraził” od mamuni.
Głównie czas pomógł, szkoła podstawowa została skończona. Dziś dziecko kończy wydział grafiki w Londynie, pracując jednocześnie w angielskiej firmie graficznej i zarabiając na rękę dwadzieśćia funtów za godzinę plus „szykany” w postaci ubezpieczenia itp. Pewnie nie marzy mu się to dzieciństwo jakie w swojej szkole spędził. Mnie zastanawia, czemu ludzie decydując się na pracę z ludźmi, więc i dziećmi, uznają za możliwe funkcjonowane w zawodzie z przedmiotowym do nich (np dzieci) podejściem.
A angielski w tutejszych przedszkolach jest płatny dodatkowo.
Nowiny dla nauczycieli – http://www.polskajestkobieta.org/phpbb/viewtopic.php?t=3523 .
U mnie pada – i jest 24C , czyli sauna.
Jak to dobrze, że nie mam dzieci w wieku szkolnym 😉
Wszystkim Czesławom jawnym, ukrytym i tu zaglądającym – wszystkiego dobrego w Dniu Imienin 🙂
Nirrodku wydaje mi się ze zna_ lub nieznajomość języków tylko, dlatego *bo rodziciel tak chce* nie wpływa na to ze możemy funkować na tej samej fali. Są to wewnętrzne wartości każdego z nas i nie podlegające żadnej zewnętrznej ocenie. Naturalnie jak zawsze klepie to we własnym imieniu. Podobnie jest z nauka i wykształceniem. Zadziwiające jest dla mnie ze rodziciel za wszelka cenę chce pokonywać za dzieciaka kolejne schody w jego kształceniu. Czas najwyższy by i rodziciele zrozumieli ze nauczanie nie polega na odklepaniu przez gówniarza nazwisk dat czy apostołów. Lecz na umiejętności łączenia rozumowania i wyciągania wniosków. Szczerze współczuje obiektywnym nauczycielom ze maja do czynienia ze świrami wiedzącymi lepiej od nich.
A tak całkiem na luzie to chciałbym wam pokazać, kto do mnie dziś przyleciał i czeka przy moich drzwiach na lepsze czasy 😉
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Fledermaus/photo#s5225038148353326882
http://alicja.dyns.cx/news/Gacek.JPG
🙂
😀
Tu Pyra. Część rodziny na rowerach po germańskiej stronie, Ryba z psiakiem na spacerze – więc ja przeczytałam, co było do przeczytania. Na odmianę to u nas będzie jutro grill dla swoich i gości. Jeżeli nie będzie padało, to na tarasie w ogrodzie , w innym wypadku gości usadzimy w dużym pokoju, a grill rozpalimy w kuchni, w kominie. To bardzo wygodne. Kiedy już kuchnia dorobi się porządnych posadzek i tynków na ścianach, za kominem i kominkiem będzie jadalnia. Na razie stoi tam polowe łóżko, na którym sypia Młodsza.
Chyba są takie same – u Ciebie lepiej widać te „płetwy”, czy jak to nazwać, ale upierzenie podobne. Ten „mój” jest z Ottawy, zagniezdził się w sypialni u kolegi. Miałam też z Belgii podobne zdjęcie, ale się zapodziało.
Pełna zgoda z tym nauczaniem myślenia przede wszystkim. Teraz sięgnąć po fakty to tyle, co wklepać w komputer hasło, niekoniecznie trzeba gnać do biblioteki czy sięgać po encyklopedię.
Mam pytanie – czy język angielski jest językiem obowiązkowym? Za moich czasów był, wiadomo – rosyjski, a potem (w szkole średniej) wybierało się dodatkowy język zachodni, obowiązkowo, i była też łacina, za moich czasów nieobowiązkowa, a szkoda 🙁
Rozumiem, ze rosyjski od dawna nie jest obowiązkowy, więc co?
Obowiązkowe nauczanie języka jest od 4 klasy SP. Szkoła wybiera – niemiecki lub angielski. W gimnazjum uczeń ma 2 języki – 1 obowiązkowy, a drugi dodatkowy (ocena nie liczy się do średniej więc uczniowie niechętnie się go uczą). To szkoła określa, który jest obowiązkowy. W LO uczeń wybiera klasę z dwoma językami obowiązkowymi. Może to być angielski / niemiecki, angielski / francuski, włoski/angielski czy hiszpański/angielski. Angielski jest najpopularniejszy wśród młodzieży. Rosyjskiego też się uczy ale najczęściej w dużych miastach, w wybranych szkołach – zestaw angielski/rosyjski.
Co więcej, w LO można się uczyć języka na poziomie podstawowym lub rozszerzonym – tak jak kiedyś.
Chyba nikt o zdrowych zmysłach nie ma innego od ciebie Arcadiusie stosunku do sposobu opanowywania wiedzy. Natomiast jeśli chodzi o nauczycieli co wiedzą lepiej od rodziców- świrów….Moja koleżanka na lekcjach WF słuchała gry na mandolinie zamiast poznawać zasady np. gry w koszykówkę. Jesteś pewien, że pan od muzyki ucząc WF żeczywiście dobrze postawił na promowanie mandoliny?! Wstydu jaki przeżyła ona i inne osoby z jej szkoły po przyjściu do liceum nie da się opisać….A zdaje się ,że lubisz sport. Gdyby twoje dziecko chodziło na takie zajęcia śpiew i mandolina zamiast ruchu, cieszyłbyś się?
rzeczywiście oczywiście 😳
Debiut ciastkarski mojej córki udany. Biszkopt mógł wprawdzie trochę jeszcze bardziej wyrosnąć, ale jak na pierwszy wyrób- super. Zebrała pochwały. Sama wszystko pod moje dyktando naszykowała, nawet formę do pieczenia i następnie wykonała. Najgorzej było z rozdzielaniem żółtek od białek , ale na szczęście był zapas jajeczny w lodówce. 🙂 Tylko jabłka sama jej pokroiłam i wyciągnęłam gotowy biszkopt z piekarnika.
Moja szwagierka jest z wykształcenia gastronomikiem. Nauczyła mnie jak oddzielać białka od żółtek praktycznie ze 100% wynikiem pozytywnym. Do miseczki wbijam całe jajko. Wkładam dłoń palcami do góry i jak czerpakiem wyławiam żółtko i sprawa gotowa. Oczywiście ręce musza być wyszorowane i suche a efekt gwarantowany. Trzeba tylko uważać by zbyt mocno nie rozłupać skorupki. Dla mnie to zawsze był poważny problem – Pyra uczyła mnie przelewać z jednej połówki w drugą ale często kończyło się to zmarnowaniem jajka. Gratulacje dla corki. mi biszkopty nie wychodzxą – są za suche.
Dobry wieczór
Dwa dni nad kompem spędziłem dłubiąc korekty, oczy zapuchnięte, grzbiet od byle jakiego krzesła boli. Tyle dobrego, że od czasu do czasu przegryzałem kaszanką od Józka, kiszonym ogórkiem i chlebem żytnim z ziarenkami(pycha!!!!). A potem znów bum, bum, bum tłustymi paluchami w klawiaturę. No ale robota na szczęście skończona i pozostaje tylko cierpliwie czekać na kasę. Helenko rozbawiłaś mnie zaproszeniem od Stowarzyszenia Wolnego Słowa. To byli kiedyś chłopaki z awangardy – wydawcy, drukarze a teraz… Szkoda gadać – jakieś Stowarzyszenie Starych Maleńkich. Pietrzak i Żaryn- ile można żyć z komunizmu i zamąconych przez wiek wspomnień!!! Niedługo będą jeździć po szkołach i zamęczać dzieci swymi opowieściami. Niestety taka przypadłość dotyka większość środowisk kombatanckich. Ględzą, ględzą, czasem łezkę utoczą a potem znów zabijają ględzeniem a wszystko to takie poprawne, nudne i moralne do bólu. Jakiś taki dziecinny infantylizm niektórych ludzi z biegiem lat ogarnia. Mam tu we wsi starego hippisa. Czasem widuję go gdy z żoną idzie na zakupy. Ona dostatnio ubrana i dominująca wali przodem. On w podartych ale czyściutkich dżinsach i z przerzedzonymi piórami do pasa idzie za nią trzymając w ręce koszyk wiklinowy. W sklepie ona nadęta, wściekła bez słowa wrzuca zakupy do koszyka a on to dźwiga pokornie jak kulis. Czasem przy stoisku mięsnym coś jej szepnie do ucha a wtedy ona warczy:”Parówkę chcesz?” i gdy ma dobry humor kupuje mu tę parówkę. Tyle ma ten stary hippis wolności – wspomnienia z młodości, wyłysiałą głowę z czterema włosami do pasa i parówkę od czasu do czasu. Podobnie jest z Żarynem, Pietrzakiem. i kombatanckim wolnym słowem.
Pozdrawiam serdecznie i miłego wieczoru
Co do lekcji w-f i religii. Nie moge zrozumieć dlaczego w LO uczniowie mają po 3 lekcje w-f i bodajże 2 religii a inne przedmioty są cały czas ograniczane – zmniejsza się liczbę godzin. Uważam, że religii w LO w ogóle nie powinno być. Jezeli dziecko nie nauczy się co to jest etyka (chrześcijańska bądź nie) w podstawówce, to już świętego z niego nie zrobimy. w-f mógłby być po lekcjach np. od 14 , a tak plan zawalony wszystkim tylko nie matematyką czy biologią bo ksiądż może przyjść TYLKO na 8 rano, w-f może być w środku lekcji bo chodzi o dostęp do sali (od 15 jest już wynajęta), a matma może być na 8 godzinie lekcyjnej bo przecież nauczyciel musi być dyspozycyjny, a lekcja może się odbyć wszędzie. Paranoja.
Rybo, właśnie tak poradziłam robić Weronice, tylko zamiast rękoma- wybierać żółtko chochelką do sosów. Problem był głównie z samym rozbiciem jajka, uwolnieniem zawartości ze skorupki tak by nie uszkodzić żółtka będącego jeszcze w środku. Ale nie od razu Rzym zbudowano….trzeba trenować.
Rybo, to kwestia przepisu. Wg tego 4 jajka, szkl. mąki, 1/2-3/4 szkl. cukru , łyżeczka proszku do p. i trochę cukru waniliowego a na to owoce- może wyjść dobrze albo rewelacyjnie. Potrzebny wysiłek by nie wyszło 🙂
Tu Pyra
Opowiem teraz jak Matros przyjął komunikat o tym, że coś łazi, skrobie i kotłuje się tam, gdzie ponoć niczego nie ma. Chłopak był zmęczony po tym grillowaniu i nie całkiem rozbudzony. Otworzył jedno oko w kierunku małżonki i mruknął „dawno mówiłem, żeby kupić wiatrówkę i zastrzelić bydlaka”. „Jakiego bydlaka?” chciała się dowiedzieć Ryba od chrapiącego na powrót Pana Domu. Trochę trwało i znowu rozpluszczyło się jedno oko „kota sąsiadów”.
No, wiecie co?
Pyro,
zamiast kota zacznij strasznie myśleć KIEDY do mnie możesz przyjechać w sierpniu. Ani trochę Ci nie popuszczę.
Jak ja się dzisiaj wybyczyłam!!! A nagadałam!!! I to jeszcze nie koniec!!!
PS. Jajka to zero problemu. Wyławiać ręką 😯 , chochelką 😯 przecież one same odpadają!
Malgosiu, uspokoj sie! Oczywiscie, ze mandolina lepsza od jakiejs tam siatkowki czy koszykowki. Dalabym w swoim czasie nie wiem co zeby mnie uczyli mandoliny i nie kazali ganiac pilki, ktorej sie balam jak ognia odkad zostalam walnieta pilka w glowe na plazy w Sopocie. I do dzis sie boje. Mialam chyba wstrzas mozgu. Nie slyszalam natomiast zeby kto komu zrobil krzywde madolina.
Zapoznalam sie z linkiem podrzuconym przez nieoceniona Tereske. Wolalabym tez aby w polskiej szkole zamiast religii byly rzeczowe lekcje wychowania seksualnego. Religia powinna byc nauczana poza szkola, zas etyka powinna byc czescia zajec z filozofii – obowiazkowa dla wszystkich.
Z religią na plebanię, tam ona przynależy. Już się kiedyś zgodziliśmy tutaj, wierzący i niewierzący, że tak powinno być.
A teraz sakramentalne „za moich czasów…” 😉
Ważne lekcje, wymagajace skupienia i uwagi były rano – matematyka, fizyka, chemia, język polski. Bo wtedy umysł jeszcze otwarty i świeży. Geografii (pardon, Pyro Młodsza, Aniu) nie trzeba tłumaczyć wystarczy palcem po mapie i resztę w książce wyczytać. Jakoś tak nam ustawiano lekcje, żeby nie było „ważnych” przedmiotów jeden po drugim.
Lekcji w-f były 4 tygodniowo i zazwyczaj ustawiane na końcu. Soboty nie były wolne, ale krótkie lekcjowo (wspominam ogólniak) i kojarzy mi się 2 godz. w-f w sobotę, a 2 inne gdzieś w poczatkach tygodnia. Może Alsa skoryguje, jeśli się w czymś mylę.
Alsy właśnie się zameldowali z lotniska Dorval, niedługo wylatują. Byli na wielorybach, zdjecia będą, ale teraz trzeba dać im odlecieć, przylecieć i się przespać, odespać, odreagować. Bardzo zadowoleni z wycieczki. No, ale zdolni są – dwa mandaty na 3 tygodnie 😯
A my tyle lat i nic…
Znowu leje!!!
Myślę Hanuś, myślę i przyjadę. Kiedy? Nie zabrałam notesu z telefonami – dogadam się ze Sławkami kiedy na ploty i procentu przyjadą. Oni przecież z Paryżewa, czyli daleka. To jeden dzień i do tego dopasuję te parę dni u Ciebie. Albo przed albo po. Przyjechać zaś chcę w ramach rehabilitacji po wakacjach.
Małgosiu > tylko uważnie popatrz. To połączenie dwóch gier. Uważasz, ze to takie złe? Mandolina z koszykówką może dać z czasem podobne rezultaty. 😀
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Spektakl/photo#s5210981011129854946
😆
Pyra, jakie parę dni? Dwa? Ty mi się nie wymiguj. O procenty się nie marw, damy radę. Tydzień, i ani trochę mniej. Więcej jak najbardziej. Już ja Cię wymęczę!
Helena – jak to : mandolina nie zaszkodzi nikomu? No, jak to? Zapomniałaś?
„Panna Mania cudnie gra na mandolinie,
tralalala la, tralalala la, la.
Ledwo wstanie już melodia płynie…. itd
I sądzisz, że sąsiadom nie zaszkodziło?
Swoją drogą to dziwne, ze przez tyle lat nie uporano się z lekcjami etyki.Tak trudno zorganizować kursy doszkalające czy rozszerzyć zakres np. studiów historycznych- pedagogicznych.Nie wiem jak, ale poprawić stan rzeczy. Jeśli niewykonalne to najlepiej byłoby zweryfikować obecność religii w szkole bo to nikomu w sumie nie służy , tylko wywołuje napięcia i podziały. Albo katechetów kształcić i w tej dziedzinie, a potem wymagać rzetelności w przekazie.Problem na pewno jest. Sama o tym myślałam jak czują się dzieci z rodzin nie wierzących. U córki w klasie są osoby, które nigdy nie nauczyły się na pamięć żadnej modlitwy i dostawały za to same jedynki. Nie wiem jak to rzutowało na ocenę końcową….Tłumaczyłam małej, że może rodzice tych dzieci nie uznają tych modlitw bo są innego wyznania lub w ogóle nie wierza w żadnego Boga..że to może nie być wcale oznaką nieuctwa….trudna sprawa.
A’propos – http://passent.blog.polityka.pl/?p=462#comment-92468 .
Hurra! Zaczal sie sezon na manga z Pakistanu – jedyne ktore warto kupowac. To co jest caly rok w sprzedazy, cholerne manga Tommy Atkins, zostaly wymyslone dla frajerow i niewiele maja wsopolnego z tradycyjnymi gatunkami tego niebianskiego owoca. Niestety prawdziwe sa dostepne pare tygodni w roku tylko na bazarach paksitanskich i w niektorych sklepach azjatyckich czy afrykanskich – nic takiego nie mam pod bokiem.
Wiec dostarczone nam dzis dwa pudla tych owocow gatunku Akbar zostaly sprokurowane przez pania Lakhani, wlascicielke kiosku, w ktorym prenumerujemy dzienniki. Juz trzeci rok ta zacna kobieta dowozi nam manga – pudelko dla E, pudelko dla mnie.OBie rozdajemy tez znajomym, zeby poznali smak i zapach prawsdziwego manga. Sa jasno zolte, z kremowym miazszem, a zapach na cale mieszkanie – tak ze przebijaja nawet bukiet lewkonii, ktory dzis kupilam. Smak – nie do opisania.
A kiedys pryniosla jeszcze lepsze – nieduze, kremowe, z lekkim rumiencem i zawinietymi w przciwne strony rogami.
Ale mialam dzis jeszcze jeden wielki sukces. Wpadlam do ksiegarni i okazalo sie, ze jest nowa ksiazka McCall Smitha z serii botswanskiej z ukochanymi postaciami. Ta nowa teraz wydana nazywa sie The Miracle at Speedy Motors. Rzucilam sie juz w autobusie do czytania, w dalszej kolejnosci jest E., a jak ona przeczyta wyslemy mojej Mamie, ktora tez uwielbia wszystkie ksiazki o Pani Ramotswe i jej Pierwszorzednej Agencji Detektywistycznej Pan.
Jest to zaiste pisarz nezwykly, ktory w dwoch-trzech elegancko skonstruowanych zdaniach potrafi odslonic dusze swoich bohaterow i znalezc w nich nie odchlan, ciemnosc i rozpacz, ale piekno, dobroc, milosierdzie, zyczliwosc do swiata i nadzieje.
W pierwszym rozdziale przdstawia na przyklad glowna bohaterke, mma Ramotswe (robi to zawsze dla tych, ktorzy nie czytali jej poprzednich przygod) mowi o tym, ze matki nie pamieta, zas ojciec jej Obed Ramotswe umarl wiele lat tem. I powiada tak:
She thought of him every day, every day, and believed that in due course – but not too soon, she hoped – she would see him again in that place that was Botswana, but not Botswana, that place of gentle rain and contended cattle. And perhaps on that day those people who had nobody here would find that there were indeed people for them. Perhaps.
Dwa zdania i jeden rownowaznik zdania. Niezwykly pisarz. Polecam wszystkim kto jeszcze nie czytal (Nirrod czytala), niestety to co widzialam po polsku jest granda. Chalturszczyk-tlumacz nawet tytulu pierwszwj ksiazki nie zrozumial. Moze dalej poszlo mu lepiej?
Najpierw się wystraszyłam , a potem odetchnęłam z ulgą. Pani Senyszyn różne rzeczy wypisuje….
Mam nadzieję, ze nie tak będzie wyglądać lekcja etyki.
Heleno, zazdroszczę ci tych owoców.
Poszukałam – http://gloria24.pl/c_index.php?akcja=nowosci&iKatId=6&iProdId=452 .
Ale to nie weryfikuje cytatów umieszczonych na blogu p.Passenta, prawda? Jeśli ksiądz jest wybitnym znawcą i napisał książkę rzetelnie ,nie ma w tym nic złego, prawda? Wystarczy, że cytaty ,które mnie zmroziły sa poprzedzone informacją- dotyczy nauki Kościoła, a dalej- inni uważają, co następuje…… Jeśli tak by to wyglądało, to chyba dobrze, no nie?
Prof. Teresa Hołówka na temat podręczników do etyki, w tym i zatwierdzonego – http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,2869 . Wygląda na to, że tę książkę można kupić i przeczytać żeby wiedzieć.
P. prof. Hołówka wcale nie potępiła książki ks. Szostka tylko uznała, że nalezy ją wykorzystać w konkretnym kontekście.Zaznaczyła, że punkt widzenia może draznić niewierzących, ale nie umniejsza to walorów poznawczych i że warto po nią sięgnąć omawiając choćby tomizm. Więc wszystko o.k.
1a2a
Piękny kod by powiedzieć dobranoc.
No, rece opadaja.
Na mój dusiu! Wielkie niebezpieceństwo nad bananami zawisło
http://fakty.interia.pl/ciekawostki/news/wprost-bananom-grozi-wyginiecie,1149058
i nifto u Pona Pietra na ten temat nie grzmi???? 🙂
Małgosiu, ta książka nie ma być jedną z kilku jednocześnie omawianych (i egzaminowanych). Ona ma być jedyna za wszystkie. Ja się postaram ją przeczytać. Tymczasem – http://www.polityka.pl/zycie-jako-garderoba/Lead33,933,261684,18/ .
Owczarku, jak „Wprost” donosi to można się nie martwić?
Jeśli do matury przeciętny człowiek ma (4 lata przedszkola + 6 lat szkoły podstawowej + 3 lata gimnazjum + 3 lata szkoły ponadgimnazjalnej) po 2 godziny tygodniowe religii, to na jednej lekcji tygodniowo etyki i tylko w szkole ponadgimnazjalnej w ramach tej etyki mógłby dowiedzieć się czegoś o czym na lekcjach religii nie ma?
Owcarecku, drogi Piesku, nie dobijaj. Jestem juz dobita tym podrecznikiem Szostka do „etyki”.
Chiquita pojdzie z torbami? To byly moje ulubione banany! Bo mieli cudna reklame w telewizji. Z bananowych skorek wychodzila bardzo powabna signorita i spiewala z gestym latynoskim akcentem:
I yem cheeekeeta banana
An I yem heerrr to say
I yem tse best banana
In tse vorld toodey!
Uwielbualam te reklame i wciaz 39 lat pozniej spiewam ja E – na jej specjalna prosbe: Zaspiewaj Chiquite banane!
A czy na lekcji biologii zygota tez nazywa sie „czlowiekiem poczetym” czy mozna jeszcze uzywac nazw pozakoscielnych? Czy wogole jeszcze wolno sie uczyc biologii?
A prof Gadacz niech nie gada , ze ze dzisiejsza filozofia nie zajmuje se szczesciem od czasow Tatarkiewicza – chyba, ze mu Polityka przeklamala slowa. Zajmuje sie tym tematem od lat co najmniej jeden filozof, Brytyjczyk Alain de Botton, ktorego regularnie czytam. Ostatnio napisal swietna ksiazke o architekturze, w ktorej czlowiek czuje sie szczesliwy badz nieszczesliwy i dlaczego (The Architecture of Happiness). A poprzednia ksiazka trakrujaca o szcesciu i nieszczesciu nazywala sie Status Anxiety, tez b. dobra.
Ja pamiętam z lat 80-tych, masę jest tego na youtube.
http://youtube.com/watch?v=RFDOI24RRAE
Banany w Polsce nie rosną, to o co szum, Owczarku?
Natomiast kiełbasy jałowcowej nie ma prawa zabraknąć! I Zywca także zarówno! 😉
Mam coś jeszcze – http://wyborcza.pl/1,88975,5467912,Plebiscyt_Szczygla___apos__apos_Polska_z_plusem_apos__apos__.html . Dziś dzień czytelnika mam… Na polu byłam, ale krótko, jakieś 2,5 godziny.
Helenecko – alarm odwołany 🙂
Teresecka dała mocny dowód na to, ze mozno sie nie martwić 🙂
Mnie się w Polsce podoba, a bywam coraz częściej i za chwilę znowu będę, obserwuję. Ludzie radzą sobie jak mogą. Nie jest to wspaniały kraj, nie jest najgorszy, gdzieś po środku.
Nie ma się co martwić – ludziska w Polsce nie są durni:)
Wracając do imienin Czesława, poniżej. Babcia Janina nigdy w to nie chciała uwierzyć (Czesiek, to nieprawda!) 😉
http://en.wikipedia.org/wiki/Moon_landing
mi tam żaden porządny kod jeszcze się nie trafił.
do takiego omletu z mąka to daję mleko zamiast wody.
Maliny w skupie po 4 złote, więc dostałam kolejne pare kilo. Złamałam sie i usmażyłam konfitury z malin, wyszły rewelacyjnie. Z wiśni jeszcze dochodzą.
Zjechało nieco młodzieży, trzy panienki i mój syn. Będę piec i gotować jak głupia.
Chyba nieco ozdrowiałam, bo tak mnie zdenerwował widok pustych
skrzynek na kwiatki (z mojego miejsca przy stole widac skrzynki na scianie stajni), że dzisiaj pojechałam do ogrodnika i zakupiłam co się dało. Niestety już się dużo nie dało (kto wsadza kwiatki pod koniec lipca?), ale na poprawe humoru mi wystarczyło. powsadzałam wszystko do skrzynek i nie tylko, robiąc niesamowite łamańce połamaną nogą chcąc sie schylić i wykopać dołek w ziemi.
Mam wrażenie, że krzatanie się po kuchni lepiej mi robi na noge niz gimnastyka jako taka. Poprawa jest odczuwalna, ale boli tez dosc odczuwalnie.
Może pogoda sie poprawi i jakoś to siano się zbierze.
Co zrobić jak Łotr twierdzi, że kod jest niepoprawny?
Stara Zabo, ja na ogol najpierw wpisuje kod a potem tekst. Jeszcze sie nie zdazylo, zeby protestowal. Ale inni narzekali i czasem tekst ginie. Jedyna rada jest chyba skopiowanie (do myszki, do innego programu? ) przed wyslaniem, tak na wszelki wypadek. Moze rano madrzejsi sie wypowiedza.
Pozdrawiam
Kopnąć łotraPressa w czułe miejsce, ot co. Podobno można to jakos w windows i wordzie „zasejwować” i mieć kopię na wypadek – ja tam sie nie znam, bo mam inne ustrojstwo.
Stara Żabo,
Ty tej nogi nie nadwyrężaj. Pamiętaj, ze ja tam będę w okolicach wrześniowych i liczę na lepsze niż ostatnio okoliczności pogody 😉
A po okolicznościach przyrody kto mnie będzie oprowadzał, ha?! Szanować nóżkę proszę!
Nie zapomnij zrobic octu malinowego wg. przepisu Heleny w :
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/
Wando TX – zajrzyj do skrzynki mailowej
Tereso,
Oczywiście, gdyby była jedyną książką to byłby skandal.Tak jak napisała prof, Hołówka- indoktrynacja. Osobiście wolę jak ludzie przyjmują naukę KK z własnej , nieprzymuszonej woli.
Książkę wydał tygodnik „Niedziela”- bardzo dobry, nowoczesny tygodnik, ale przeznaczony tylko dla katolików. Nie sądzę by którekolwiek jego wydawnictwa były przeciwwagą i alternatywą dla religii.