Gorszy czyli dużo ciekawszy
Oficyna wydawnicza Carta Blanca wydaje książki, które cieszą ludzi myślących. A to serie popularno-naukowe (w tym arcyciekawe opowiastki filozoficzne), a to reportaże podróżników odwiedzających najdalsze zakątki świata, a to relacje z zakazanych miejsc gdzie śmierć jest na porządku dziennym. Człowiek nie ruszając się z domu, siedząc w fotelu i ciepłych kapciach, odwiedza jaskinie, zjeżdża z najwyższych gór, marznie za kołem polarnym.
Nigdy dotąd jednak nie zdawałem sobie sprawy, że egzotyka i nieznane obyczaje mogą być tak blisko nas. Tym razem Carta Blanca rzuciła na rynek książkę Wojciecha Śmieji – „Gorsze światy Migawki z Europy Środkowo-Wschodniej”. Kosowo, Serbia, Mołdawia, Rumunia, Ukraina i północna Rosja są regionami, które reporterzy rzadko odwiedzają uważając je właśnie za „gorszy świat”, miejsce mało pociągające więc trudne do atrakcyjnego opisania. Tymczasem reportaże Śmieji temu zaprzeczają. Są niezwykle interesujące i odkrywają przed czytelnikami nowy, nieznany świat.
Także miłośnicy odkryć kulinarnych znajdą w tej książce coś dla siebie. Oto fragment reportażu z Rumunii: „Ser to oczywiście słynna rumuńska brinza, bardziej podobna do podhalańskiego bundzu niż sera noszącego polską nazwę bryndza. Jest świeża, elastyczna w dotyku, aromatyczna, w smaku cierpka i słonawa. Wyglądem i konsystencją trochę przypomina ser twarogowy lub fetę. W Rumunii je się ją często, jest składnikiem sałatek, starta i przeschnięta stanowi element tochitury, mołdawskiego dania regionalnego, ale moim zdaniem najlepiej smakuje świeża (wówczas zwie się ją cas), podawana na stynie ręką pasterza wraz z kawałkiem gorącej i parującej mamałygi osolonej gruboziarnistą solą.
Znacie amerykańską reklamę wódki Chopin? Zdjęcie umorusanego chłopa z widłami i podpis w stylu: tu jest wystarczająco brudno, by powstała najczystsza z wódek? Podobnie jest z owczym serem. Nie ma tu miejsca na europejskie normy i drakońskie kontrole, są muchy oblepiające schnące gomółki sera wiszące na belce sufitowej i rękę ciobana mieszającego klagujące się mleko. Cała dezynfekcja polega na polaniu tej ręki wodą z garnuszka… No cóż, w warunkach styny woda jest racjonowana. Wszystko to jednak nie przeszkadza temu, by ser był lepszy i bardziej aromatyczny niż szczelnie zapakowany masowy produkt sprzedawany w supermarketach. Nie zdziwiłbym się także, gdyby był również zdrowszy – pozbawiony chemicznych dodatków, emulgatorów, spulchniaczy i konserwantów.
Oprócz brinzy pasterze przygotowują na stynie również urdę. Urda to słodki i bardzo miękki ser, który powstaje po zagotowaniu pozostałej po sklagowaniu brinzy serwatki {zer). Choć rumuńskie książki kucharskie podają wiele przepisów, w skład których wchodzi urda, to jednak najczęściej konsumuje się ją na miejscu, oczywiście z mamałygą.
Ze względu na popularność serów w Rumunii, owczej brinzy i krowiego cascavalu, owce z pewnością będą hodowane dalej, lecz takie tradycyjne enklawy, jak Valea Gurguiata przyszłość mają bardzo niepewną – drobni hodowcy, których nie stać na unowocześnienie metod produkcji, najpewniej ustąpią ze sceny.”
Trzeba się więc spieszyć, by zastać i pasterzy, i owce, i krowy, i sery.
Komentarze
Premiera trzeba wysłuchać, więc tylko z doskoku.
Mamy (My – Blog) swoich ciekawych i doskonale piszących reportażystów z Europy Środkowo – Wschodniej; to Ewa i Witold, a także Asia. Corocznie nowe, świetnie ilustrowane kąty Bukowiny, Bałkanów, Rumunii, płdn. Ukrainy. Wiedzy jednak nigdy dość, więc i „Gorsze światy” warto przeczytać. A warunki higieniczne produkcji naszych oscypków albo lokalnych serów francuskich są takie wzorcowe? Nie są. I może dobrze, bo „kartonowej” w konsystencji i smaku żywności „higienicznej” mamy po dziurki w nosie.
Dzień dobry, mamałyga z bryndzą i śmietaną jest jednym z tradycyjnych dań rumuńskich. Można ją zamówić chyba w każdej restauracji. Podobnie jak panierowany, smażony cascaval. Są to smaczne dania, ale smażonego sera lepiej nie jeść na kolację 😀 .
https://picasaweb.google.com/104670639946022251378/RumuniaKulinarnie#5662675768308790306
Fragment prezentowany przez Gospodarza zupełnie nie trafia do mnie. Lubie czytać takich, którzy potrafią układać zdania tak, ze jest to śmiacia, bądź zaczynam marzyć podczas czytania. Autor nie musi być besserwisserem, nie musi być cynikiem bądź romantykiem, wystarczy ze jego historyjki maja moc.
Moim zadniem daleko Wojtkowi Ś. do Brusa Chatwina, czy Paula Therouxa, czy Huntera Thompsona jak również do moich dwóch ulubionych niemieckich piszących obieżyświatów. Jeden lepszy od drugiego. Andreas Altman pisze podniecająco, natomiast Helge Timmerberga tworzy piękne zdania od których oderwać się można dopiero na ostatniej stronie.
Słoneczne dzień dobry. 😀
Miałam (jeszcze przedwczoraj) złudzenie, że już siądę na „czterech literach” w domu i nie będę musiała nigdzie latać i co ? I wyszło jak zwykle. 😉
Pyro, mnie się wydaje, że można pogodzić smak z reżimem higienicznym, czego dowodzi popularność serów szwajcarskich. O higienie w czasie produkcji nie jeden raz pisała Nemo. Wnoszę stąd, że jedno drugiemu nie przeszkadza.
Idę dzisiaj do kina na „Dwoje do poprawki” z Meryl Streep. Napiszę czy mi się podobał jutro, bo w moim ulubionym kinie już nie ma seansów o „przyzwoitej” porze a tylko o 19:15 i 21:30 – oczywiście idę na 19:15.
Ciekawa jestem o której wyląduję w domu, bo przez przebudowę rynku i dworca, bałagan komunikacyjny jest wprost kosmiczny. 🙁
Witajcie,
Pyro – 🙂
Asiu,
To jeszcze nie koniec. Drobne, domowe problemy nas przystopowały, ale obiecuję, że w weekend pojawią się nowe wpisy.
Ogonku, ja lubię Jacka Pałkiewicza. Może to i jest besserwisser, ale pisze prawdziwie, z sensem, bez fajerwerków. Pomimo że JP standardowo podróżuje tam, gdzie ja pewnie nigdy nie dotrę, sporo skorzystałam z jego wskazówek ze „Sztuki Podróżowania”.
Haneczko – spóźnione uściski.
Zgaga niczym meteor- pojawia się i znika,ale grunt,że jest 😀
Po lekturze dzisiejszego artykułu Gospodarza mam oczywiście apetyt na kolejną lekturę.A tymczasem odebrałam właśnie książkę innych podróżników A.J.Pawlickich „Światoholicy”.
Tak,czy inaczej trzeba szykować ten wygodny fotel i ciepłe kapcie 🙂
Dzień dobry 🙂
Uściski chętnie przyjmuję i oddaję 😀
Danuśka, pieróg jest w przepisach u Alicji. To taka bieda drożdżowa z ziemniakami i kaszą gryczaną.
Danuśka:
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/04.KLUCHY_PIEROGI_etc/Pierog_Haneczki.html
Oraz… 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/04.KLUCHY_PIEROGI_etc/Pierogi_Bobika.html
Danuśko, już się zastanawiałam nad tym, skąd u mnie (w tym roku) taaka „ruchliwość”. Doszłam do wniosku, że jest tylko jedna maluteńka polsko-francusko przyczyna. 😆 Obudziła mnie, przypomniała jak ruchliwa byłam kiedyś. 🙂
Krystyno, wypróbowałam Twój przepis na pasztet – Dzieciom i mnie ogromnie smakował. 🙂 Wprawdzie, jak zwykle, wyszły mi 2 pełne keksówki ale mam przecież „cudeńko” do próżniowego pakowania i w zamrażalniku kilka porcji czeka „na zaś”. 😆
Haneczko, jak będziesz miała wolniejszą chwilkę, mogłabyś napisać ile tłuszczu do niego dodać ? Tłuszczu nie ma wśród składników a w opisie jest.
Uwielbiam wszystko co ma w sobie kaszę gryczaną. 😀
Zgago,
pasztetu nie można zrobić mało. Ja także piekę zawsze co najmniej 2 keksówki, a ostatnio masy starcza jeszcze do napełnienia naczynia do zapiekania. Wszystko piecze się razem na jednym poziomie piekarnika. I zawsze sporo pasztetu zamrażam.
A ruchliwości można Ci tylko pozazdrościć. To oznaka zdrowia i ciekawości świata. 🙂
A ja mam pytanie do Haneczki – tę kaszę to tylko zaparzyć, nie gotować?
Zgago,
polecam poniższe, sama się przymierzam, bo pogoda jesienna akuratna. Nawiasem mówiąc, na Pomorzu Zachodnim jest zagłębie uprawy gryki , to znaczy było, bo teraz coraz więcej widzę tam kukurydzy, jak i wszędzie, z góry na dół 😯
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/12.WARZYWNIE/Golabki_Teresy_z_Pomorza/
Krystyno, szczególnie pilnie pilnowałam zdania ; „W przypadku pasztetu nie ma dla mnie pojęcia szczypta” i o dziwo udało się. Od kilku lat oszczędnie solę i bałam się, że pasztet będzie za mało słony, ale udało się nawet mój „solny” Zięć nie prosił o solniczkę. 😀
Także pierwszy raz użyłam sitka o małych oczkach i ani razu nie musiałam rozkręcać maszynki i wyjmować farfocli. 😯
Alicjo, już jest w „zakładkach”. Zupełnie zapomniałam o tych gołąbkach.
Czy można je zawekować ? Zamrażalnik mam zapchany i chętnie bym je zawekowała – znasz moją przypadłość robienia masówki. 😉
Dziewczyny-dziękuję bardzo za przepis na pieróg.
Podzielam miłość Zgagi do kaszy gryczanej,a że dodatkowo moja miłość do wszelkich pierogów jest bezkresna zatem z całą pewnością będziemy próbować 🙂
Asiu, zaparzyć. Dochodzi w pieczeniu 🙂
Zgago, to jest tłuszcz od smażenia cebuli, która też idzie do farszu.
Podejrzewam, że tajemnicą pyszności tego pieroga były ziemniaki. Matko! Jak on pachniał!
Pyro, Żaba ma jarzębinę. Nazbierała, jak zwykle w ilościach hurtowych 😆
Alicjo, dziękuję 🙂
Haneczko, bardzo dziękuję i życzę wspaniałych wrażeń (jak zwykle w Żabich Błotach) podczas Hubertusa. 😆
Zgago, ja tam będę w charakterze ona stała okienkiem patrzała 😆
Haneczko, Ty i „stanie” ? 😯 Przecież to jest nie ma prawa udać. Zawsze znajdziesz jakiś kącik, w którym koniecznie trzeba coś zrobić. 😀
Za dużo u Ciebie z mrówki i ps-zczółki robotnicy. Nie miałabym nic przeciw, gdybyś choć 10% swojej pracowitości na mnie s-ce-dowała. 😀
No wiecie co ? Nie chciało mi puścić komentarza. Nie potrafiłam znaleźć wrażego słowa, to poszatkowałam wszystko, co mi przyszło na myśl i wreszcie przeszło. :evill:
Haneczko – dziękuję. Czy też będziesz goniła lisa? 😀
Jakie : goniła lisa? No, jakie? Haneczka wszelką żywiołę na mymłonie rada potrzymać. Gdzieżby – gonić! Jeszcze nieborak zadyszki dostanie.
Asiu, ja to tylko, ewentualnie, na szybką piechotę z murowaną zadyszką 😆
😀
Dzisiaj w Warszawie została otwarta wystawa prac Stefana Norblina. W Muzeum Plakatu w Wilanowie. http://www.postermuseum.pl/pl/page/show/new
http://www.youtube.com/watch?v=YQKMAu2PUBQ
To tylko pierwsza część.
Jutro do mnie goście. Podejmę ich między innymi kawiorem (żeberka w planie jako główne), jak szaleć, to szaleć, a co!
Bardzo polecam ten przepis, robię, jak się jacyś goście zapowiadają, znakomita rzecz, znikająca z michy biegiem.
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/12.WARZYWNIE/Kawior_wedlug_Heleny.html
Klik dalej jest foto-ilustracja. W południe polecę Za Róg, bo nie mam bakłażanów, no i zielonej i żółtej papryki. Mam tylko czerwoną i pomarańczową. O, i pomidory w puszce!
W południe się ruszę, bo jest piknie, ale zimnawo. Niech się trochę słoneczko rozkręci.
Hoho, widze, ze kawior baklazanowy z rodzinnego domu mojej Starej wciaz chodzi u Alicji! 😈
U nas tez, choc ostatnio zdarza sie kupowac gotowy 😳 w sklepie rozysjkim.
Mordko, jak miło, że Ty tu chodzisz, zaraz cieplej 😀
Do poniedziałkowego widzenia 🙂
Nigdy nie traciłem nadziei. I wierzyłem święcie w to, że ją kiedyś uzyskam. Nie przypuszczałem tylko, że będzie mnie ona przyznana w dziedzinie pokojowej. Miło znaleźć się w Nobliwym towarzystwie po raz kolejny.
Kocie,
jak coś polubię, to polubię. Nie wiem, czy ktoś z blogowiczów próbował kawioru, ale ja go promuję, bo jest to ZNAKOMITA rzecz na przystawke i dostawkę. Wegetarianie powinni się nad tym wręcz popłakać z radości i smakowitości.
Nie tylko to z przepisów Twojej Starej chodzi u mnie! Na ten przykład kiszone zielone pomidory – w tym roku nie mam 🙁
Nie mam, bo mi się areał pomidorowy zmniejszył prawie do zera, a w sklepie zielonych nie uświadczysz.
Śledzie chodzą (te z cytryną, cebulą itd.) , ale przepisu nie zanotowałam w /Przepisach, gapa jedna…
Późne jesienne maliny (są do pierwszych mrozów) zagospodaruję do octu malinowego.
A o frytkach Blumenthala, co to Twoja Stara podała przepis…już czekam na pierwsze mrozy i przed paru dniami o tym wspominałam 🙂
Ogonku,
jest takie powiedzenie „nadzieja matką głupich”.
O tym też warto pamiętać. Tak dla równowagi 😉
Takie delikatne wątpliwości po mnie chodzą i chodzą… W Wielu sprawach nasza UE ma rzeczywiście zaletę stabilizacji; ale Serbia? Kosowo? Tak, czy siak, jest to jedna z najlepszych nominacji ostatnich lat. Mamy być z czego dumni, Ogonku.
U mnie też „chodzą” potrawy Heleny – śledzie, frytki. szparagi zapiekane w szynce, kaczki z piekarnika.
Ugotowałam mięso na pasztet i teraz muszę jeszcze uparzyć słoninę i wątróbkę. Nie wiem, czy jeszcze dzisiaj będę mieliła i piekła, czy dopiero jutro rano. Leniwa jeszcze jestem po tej grypie.
Dziecko poszło na doroczną kolację nauczycielską. Wszelkich audycji politycznych unikam, jak ognia.
Grupie blogowej uczestniczącej w Hubertusie w Żabich Błotach i samej Pani Master – dobrej pogody, dobrej zabawy, udanej imprezy.
Ha, Żaba zeznała, że bigos zrobiła z 17 kg kwaszonej kapusty, do tego dzik, jak zjazdowy. Hej, gdybym to ja miała z 10 lat mniej….!
Również jestem dumna z Nobla. Niezależnie od wszelkich słabości i wad Unia Europejska to wyjątkowy projekt.
Wielka szkoda, że Brytyjczycy znowu brużdzą 👿
Wracając do Collegium Novum. W roku ’71 chodziłam tam na wykład monograficzny poświęcony komputerom. Słuchało się tego wtedy jak bajki o żelaznym wilku. Ot, trzeba było zaliczyć wykład.
Kto by pomyślał, że za czas jakiś spotkamy się za posrednictwem komputerów na blogu. Mimo tego, że nie udało nam się spotkać, mijajac się „w przejściu”.
Alicja – jak możesz, to zadzwoń. Ja ci w liście tego wszystkiego nie powtórzę, czego się dowiedziałam (ALBO STRZELĘ ELABORAT NA KILKA KARTEK)
No, tak. Dzisiaj niegdysiejszy Dzień WP
„Wstał major Lachowicz o krok przed szeregiem”
(L.Szenwald – Ballada o I batalionie”)
Jagodo, Pyro, myślę, że śmiało można wznieść toast za tegorocznego laureata „pokojowego” Nobla. Z wielką niecierpliwością oczekuję na nominację do tej nagrody paktu NATO. Chociażby za pokojowe misje w Iraku i Afganistanie. Skoro Arafat, Obama, UE…
Ciekawe na co Unia przeznaczy pieniądze z nagrody? Można je przeznaczyć na sensowne wspieranie opozycji w tych krajach Europy nie należących do Unii, w których ludzie są prześladowani za poglądy. Oczywiście kwota nie jest wielka, ale każdy grosz się liczy.
Jagoda pisze o wykładzie o komputerach z roku 1971. Przypomniałam sobie jak w „Białej gorączce” Jacek Hugo-Bader przytaczał fragmenty książki, dwóch radzieckich dziennikarzy, napisanej w 1957 r. Książka nazywała się „Reportaż z XXI wieku”. Pan Jacek pisze: „Autorzy pisali, że na co dzień będziemy używali mózgów elektronowych (nazywamy je dzisiaj komputerami), miniaturowych stacji nadawczo – odbiorczych (komórek), bibliotransmisji (czyli internetu), samochody będziemy otwierali na odległość (a więc pilotem), zdjęcia robili aparatem elektrycznym (cyfrowym) i oglądali telewizję cyfrową na płaskich ekranach” 😀
powinno być: telewizję satelitarną zamiast cyfrową.
Asiu,
…wieszczyli w tamtych czasach, że po roku 2000 nie będziemy musieli gotować, tabletka – i wystarczy 😯
No wiecie, co?! Pewne rzeczy są nie do zastąpienia! I szlus 👿
Ja też dziękuję za tabletki. 😀 Wczoraj jadłam przepyszne nadziewane cukinie. Za tabletki o smaku takich cukinii dziękuję (brrr). Nie skorzystam.
nie wiem ale gruszka helena kojarzy mi sie zwykle z winem bordoskim,
byc moze dlatego, ze burze jesienne nadciagaja glownie znad atlantyku…
obrana gruszke podzielic na pol(achtung! ogonek auch!) i wlozyc do naczynia
z niewielka iloscia wody, tudziez czerwonego wina(pare lyzek)
i jedna lyzka cukru waniliowego, dusic krotko, ostudzic;
podawac z lodami waniliowymi i sosem czekoladowym
(ja pije wlasnie do tego okazyjnie nabyta rezerwe barona de rais(gvdb abc 2011))
smacznego!
Witam, pamięta ktoś film Mondo Cane, (Pieski świat). Koniec lat 60 tych. Była taka sekwencja, japońskie mieszkanie w, nim telewizor, jakieś 50,60″ powieszony na ścianie, opowiadając ojcu ten obraz poprosił o chuchnięcie. W domu, wtedy mieliśmy czeski telewizor Maneś 17 „. Ogląda ojczulek dziś na 50, ale stojącej tradycyjnie na tym samym stoliku. Jak ten czas leci.
-ociec!
-co?
– nagrode dostalim!
– a ile?
– tyle samo co w parafii…
Byłem dzisiaj na Cmentarzu Rakowickim. Żegnaliśmy kolegę a potem staraliśmy się rozpoznawać…
„W dniu rozpoczęcia 48. Studenckiego Festiwalu Piosenki w Krakowie pożegnaliśmy poetę, niegdyś współtwórcę „Hefajstosa” i autora świetnych piosenek – Zbigniewa Korwin-Piotrowskiego. Nad grobem spotkali się m.in. niegdysiejsi laureaci SFP: Hanka Podkanowicz i Jacek Bętkowski a także pierwszy wodzirej festiwalu – Janusz Cichalewski (przyleciał z USA!).
http://www.facebook.com/#!/photo.php?fbid=10151200263038535&set=a.426330973534.203701.719863534&type=1&theater
http://www.facebook.com/#!/photo.php?fbid=10151200263038535&set=a.426330973534.203701.719863534&type=1&theater
Przepraszam, ale link nie wchodzi. Technika chłopa pokonała.
Asiu,
przeczytałam „Białą goraczkę” stosunkowo niedawno. Z dzisiejszej perspektywy mózgi elektronowe nie są niczym nadzwyczajnym. Ale wtedy (’71) z zasady nie traktowało się poważnie tego co mówili „ruskie”. Wiadomo, kłamali!
Z kolei wykładowca, o którym piszę, był „niepoważny” w inny sposób. Przystojny filozof pasjami adorujący piękne dziewczyny. Tę słabość przepłacił wydaleniem z uczelni. Nadal jest czynny zawodowo, ale nie będę pisała na której uczelni. Wtedy wrócił świeżo ze stypendium w Stanach i był zafascynowany komputerami. A my patrzyliśmy na tę jego fascynację, jak na jeszcze jedno dziwactwo.
Okazuje się, że to on miał rację.
Tak mi się to przypomniało przy okazji wspomnień sprowokowanych przez Dana.
W Collegium Novum broniłam swoją prace magisterską. Trudno zapomnieć takie miejsca.
Asiu,
masz racje, było by dobrze gdyby Unia oddała nagrodę dla tych, którzy walczą o wolność.
sasiad macedonczyk przeklina, wiec pewnie chorwaci wyrownali…
u serbow kompletna cisza.
yurek,
podratuj ten sznureczek Cichala, może da się?
teraz – kanonada i wuwuzele…
trudno nie zgadnac, ze niemcy prowadza z irlandia
cichal,
to na nas przyszła kolej żegnać odchodzących. Ostatnio pożegnałam troje przyjaciół. Oby im było lepiej …
Organizujesz zjazd w Berlinie? Gdzie i kiedy mamy się wstawić? Cieszmy się dopóki możemy…
Nie da rady, na Facebooku tylko znajomi.
a u turkow dzisiaj jak makiem posiał…
Wrrrrrrrrrrrrrrr… facebooka nie tykam kijem dziesięciometrowym 👿
trzymalem kciuki ormianom
(juz z tego powodu, ze dziad mial(do 1939) we lwowie warsztat na ul. ormianskiej;) ), ale makaroniarze byli lepsi…
😉
Z dzisiejszego perehodu
sikacz ten baron de rais, ale ma awanse…
lekki posmak tarniny i sliwek, echa cynamonu…
ciekawe.
Wszystkie trzy ostatnie książki Badera, to dowód rozpaczliwej miłości do Rosji i poczucie niemocy. Bader Rosjan rozumie, jak niewielu Polaków. Jego książki są „krwią serdeczną i żółcią ” pisane. Początkowo myślałam, że to fascynacja rozkładem, upadkiem, ale nie, to nie to! Bader w swoich wędrówkach aż po Pacyfik, w setkach rozmów, kontaktów, szuka zalążków nowej wielkości. Atomów dobra i poświęcenia. Wierzy, że w wielkim kraju, wielki naród wreszcie sięgnie po należne swobody i normalne życie. Z tym, że Bader rozumie, że ich „normalność”, nie jest tym samym, co nasza „normalność”
Alicjo , nie ma co się bać facebooka , to coś takiego jak nasza klasa , a jej się nie boisz:)
wodzirej na cmentarzu – dobry tytul na opowiadanie
Irku, łajzo wredzizno (ładnie to tak mnie podbechtywać – toż zżółkłam, jak cytryna) Daleki był ten Twój pierechod’?
Irku – a u nas nadal nic. Mój wujek wczoraj znalazł tylko trochę kurek. 🙁
biedni irlandczycy…
ojoj…
Zgodnie z obietnicą: Budva http://www.eryniag.eu/7499
Zdjęcia: https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/Budva#slideshow
dzisiaj na deser:
roquefort; tez na gruszce, ale surowej 😉
Pyro,
niestety koniec Unii. Tam gdzie czaple białe biegną przed Tobą a zające mówią dobranoc.
Ewo,
Klimat zdjęć niesamowity 🙂
do tego orzechy i pewnie zaraz tokaj, bo chyba wygralismy 😉
Góry i morze – dwa w jednym 🙂 .
nadal uparcie twierdze, ze kuchnia wiecej lagodzi obyczaje, niz n.p. muzyka, czy sport…
a rozdawanie orderow uwazam za bezsensowne
Lubię takie kamienne mosty. A Budva chyba powoli staje się kurortem.
Ale te wąskie uliczki nadal mają wiele uroku. I wspaniałe widoki!
teraz rozumiem serbskie milczenie:
oni zero – belgowie trzy
dlaczego kuchnia?
bo tutaj trwa walka o remis.
dlatego też….
moją arcyalternatywną pokojową nagrodę nobla przyznaję niniejszym…
@gospodarzowi!!!
Asiu,
Budva już jest pełną gębą kurortem.
Irku,
Bo Czarnogóra sama w sobie jest piękna i klimatyczna 🙂
no, orzechy oczyszczone, wysuszone i spakowane
– zimo, nic tobie do mnie!
p.s.
a na deser jednak tokaj 😉
W 1842 roku w Gazecie Wielkiego Xięstwa Poznańskiego pisano (co Wam to przypomina? – zawsze tęsknimy za tym co minęło 🙂 ): „Żal za tem czego już nie ma. Nad dawnemi rzeczami, które wychodzą z mody jedno z pism francuskich ubolewa w sposób następujący – Między najważniejszemi utraciliśmy ducha, tego to ducha, który konwersacyję ożywiał, dramatyczne przedstawienia umilał, znakomitym mężom tak w pracowni jak i za domem towarzyszył, słowem, który publicznemu pożyciu, teatrowi i sprawom przewodniczył. W miejsce tego uzyskaliśmy coś co do tego ducha w takim jest stosunku, jak karykatura do malarstwa, jak poezya do pospolitej baśni, jak urocza, boska sztuka do niezgrabnego małpowania natury. Literatura przeszła w dziennikarstwo, dramatyka w kuglarstwo, muzyka w popis tonów piekielnych, a my jako reprezentanci wieku oświeconego, podziwiając to wszystko, mniemamy, żeśmy stanęli na szczycie najwyższego udoskonalenia. Niegdyś było wino szlachetnym napojem, budowano dlań wspaniałe piwnice, szczycono się jego wiekiem i rodowitością, stawiano je w uroczystych chwilach życia jako godło wesela, przyjaźni i gościnności. Teraz miejsce jego zastępuje – woda i wszystko też odbywa się wodnisto, słowem nie masz teraz prawdziwych przyjemności, wszystko jest nieszczere i fałszowane. Nikt już nie nosi prawdziwego sukna, bo go nigdzie kupić nie można. Każdy postrzega z żalem jak na nim pełznie suknia, w której najmniej czwarta część bawełny się ukrywa. Bawełna jest uosobieniem naszego wieku, ona jest obrazem, piększydłem, pokostem wszystkich artykułów i pod tym względem można by sądzić, że my tylko w samej bawełnie żyjemy. Bawełna wciska się wszędzie, nawet w szarpiję, wchodzi w sukno i płótno. Nie ma już płótna jakim się nasi przodkowie chlubili, zamiast blechowania go pod gołym niebem na łąkach i rosie przez tygodni kilka aby było mocne, bielimy je teraz chlorem i wapnem w przeciągu 24 godzin. (…) Papier teraźniejszy jest tylko chwilowo trwały, kruszy się i w kawałki rozpada. Na koniec przestaliśmy już nawet robić z jarzącego się wosku świece, gdyż zniżył się wosk do mezaliansu z łojem, aby zaś ta mieszanina jakkolwiek miło dla naszego ucha brzmiała więc ją po modnemu cerogene nazywamy. Zważywszy to wszystko mamyż pochwalać wynalazki nowoczesne? Przeciwnie, nowe wynalazki pozbawiły nas tego wszystkiego co przedtem dobre i trwałe było.”
Oj tam, oj tam!
Jakoś wszystko jednak się trzyma 😉
http://www.youtube.com/watch?v=1Yrd6caXygw&feature=related
Dzień dobry,
Nie mam tak ciekawych zdjęć jak Ewa z W., rzadko też odwiedzam miejsca warte przedstawienia na Blogu…
Korzystając jednak z ładnej dzisiaj pogody pstryknąłem kilka zdjęć jesieni, można powiedzić – jesień w wodnych zwierciadłach. Ot obrazki, dlatego ogląda tylko ten kto chce!!!!
https://picasaweb.google.com/takrzy/JesienWWodnymZwierciadle?authkey=Gv1sRgCO_jx7ybkPywWQ#slideshow/5798602484939357682
Nowy,
Co Ty wypisujesz? Przecież Nowy Świat jest równie ciekawy jak Stary Kraj, a dla większości z nas nieznany. Zawsze oglądamy Twoje zdjęcia z dużym zainteresowaniem i chętnie dowiadujemy się o czymś nowym, bez względu na to, czy pokazujesz miasta czy ogrody. Bardzo lubię wracać do zdjęć z NY, zwłaszcza do High Line Park https://picasaweb.google.com/takrzy/HighLandPark
Nowy! Przecież my bardzo lubimy Twoje zdjęcia. Tak jak napisała wcześniej Ewa, miejsca, które odwiedzasz z aparatem są dla nas bardzo interesujące. A Twoje zdjęcie ławki nad oceanem przeszło do fotograficznej historii blogowej 😀
Zauważyłam na jednym z dzisiejszych zdjęć mój ulubiony kosmos 🙂
Ewo,
piękne zdjęcia, piękne opowieści. Czy możesz napisać więcej o kwaterach. Warunki, ceny?
Jagodo,
W Czarnogórze praktycznie nie było problemu z zakwaterowaniem. Ledwo wjeżdżaliśmy do miasta, a pojawiali się naganiacze lub właściciele apartamentów/mieszkań. Ceny różne, w zależności od odległości od morza, standardu, czy długości pobytu. Zawsze należy negocjować, wykorzystując fatyczne bądź domniemane minusy. Zazwyczaj mieściliśmy się w okolicavh 25 EUR/dobę za apartament. W Petrovacu mieszkaliśmy u Kseniji i byliśmy bardzo zadowoleni.
Dziękuję Ewo i życzę wielu udanych wypraw 🙂
Urokliwe, pełne poezji są zdjęcia Nowego.
U mnie ulubiony kosmos króluje w ogrodzie. Niestety, również ulubione nasturcje zwarzył już pierwszy przymrozek.
Widziałam, że cichal wszystko starannie fortografował. Kiedy dogada się już ze swoją picasą, być może pokaże moje kwiaty 🙂
Nowy jest jak panna na wydaniu, co to i chciałaby i boi się. Kokiet straszny. Wie, że nie będziemy wydziwiać i wie, że lubimy i przyrodę i obłędny tłum NY. To taka poza „panieńska”. Ale lubię go razem z tymi minami i dąsami.
Pasztet w piecu – 2 keksówki. Za wsad posłużyło duże skrzydło indycze bez skóry, 1,3 kg chudego boczku świeżego, 35 dkg wołowiny, 30 dkg wątroby wieprzowej, 25 dkg wędzonego boczku i 20 kg wędzonej słoniny; z przypraw prócz dyżurnych jałowiec, garść grzybów suszonych, gałka i ziele angielskie. Na wierzchu ułożyłam paski z uparzonej słoniny świeżej. Połowę jednej keksówki dam Młodszej na drogę – ona już teraz prowiantu nie wozi, ale w drodze się przydaje. Poza wszystkim kawałek musi być słuszny, bo i Ryba jedzie i jej teściowa. Mam nadzieję, że Etna ten desant wytrzyma.
Pyro, jak Ci się zmieściło 20 kg słoniny w dwie keksówki 😯 ???
A Sycylii Młodym Pyrom troszkę zazdroszczę, chętnie bym tam wróciła, życzę Im wspaniałej podróży pełnej miłych wrażeń!
Małgosiu – połknęłam „d” i stąd słonina z dwóch zwierzaków.Pyry mogą mieć tę wycieczkę średnio udaną, bo Ryba zabiera gimnazjalistów(!!!) a to ludek niesforny. Ponadto zaproponowała wycieczkę „Mamie Teresie”, a jest to cudowna kobieta, która jednakże ma dwie wady podróżne :
1. jako doskonała i oszczędna gospodyni chce, żeby rodzina zjadała kanapki zabrane z domu, Po 5 godzinach już nikt ich nie chce jeść, co dopiero po 5 dniach. Wydawanie pieniędzy na pizzę i pasty wydaje się Teresie ciężkim grzechem i nie ukrywa tego;
2. jest to osoba niezwykle nabożna na sposób kresowo – podolski i nie odpu ści kościołów, nabożeństw, mszy po drodze, a języków nie zna, więc któraś Pyra będzie jej musiała towarzyszyć, żeby nie zginęła.
Oj…podróżowanie z teściową (i odwrotnie) nie jest dobrym pomysłem!
Ja podróżowałam z synową przez 2 tygodnie – owszem, było nieźle, ale dziwiło mnie, kiedy w środku pięknego dnia, jesteśmy w centrum Pragi czeskiej, synowa wyraża chęć powrotu do hotelu, bo jest zmęczona i musi się przespać 😯
Rany, tyle jeszcze do pooglądania, na Pragę mamy tylko 2 dni!!!
Ja, stara baba, której nogi służą różnie, daje z siebie wszystko, byle się tej Pragi najeść oczami i wszelkimi innymi zmysłami, bo nie wiem, czy tam kiedykolwiek jeszcze zawitam, a tu młódka pod trzydziestkę (wtedy) jest zmęczona 🙄
Skoro już o zmysłach mowa, stare czeskie przysłowie – teściowa i Praga to nie pociąg, zawsze mogą poczekać, a zmysły to pociąg.
Wszystkie inne tematy, z wyjątkiem zmarzniętych nasturcji Jagody, to tematy potencjalnie zdrowiu szkodliwe.
Hefajstosie – Cześć Twej pamięci.
Alicjo – taka sama dysproporcja dzieli mnie z synową. Bo przecież (chociaż trudno w to dzisiaj uwierzyć) jeszcze z 8-10 lat temu, to ja byłam „ta lotajonca od Kodynioków”. Dla mnie ważne – być, dotknąć, zobaczyć, posłuchać. Dla mojej Synowej wypoczynek, to obejrzeć wystawy i położyć się na leżaku albo na kocu w pełnym słońcu. Nie jest to jednak moja żona i nie mam nic przeciwko.
OK, Alicjo, skoras taka dobra, to sie poswiece i podam przeppis na sledzie raz jeszcze. Podlapany to przepis od niezyjacej juz przyjaciolki Starej, hrabiny Elzbiety Potulickiej, wybitnej kucharki domowej i organizatorki licznych rautow, a takze specjalistki od Diderota.
Sledzie
1. Filety sledzi solonych wymoczyc do imentu (przez noc), osuszyc na papierowych recznikach i pokroic na 4- lub 5-centymetrowe kawalki.
2. Czerwona cebule (bo ladniej wglada) pokroic na cienkie plasterki.
3. W litrowym sloiku ukladac starannie kawalki sledzia (srebrna skorka do szkla, bo ladnie wyglada!) przekladajac plasterkami cebuli.
4. Jak juz sloik jest pelny wetknac miedzy sledzie a scianki sloika 1 lub 2 listki bobkowe .
5. Wcisnac sok z pol cytryny, zas pozostala polowke pokroic na cienkie (polprzezroczyste) plasterki i tez wcisnac miedzy scianki sloika i sledzie. Zeby ladnie wygladalo.
6. Zalac LEKKIM w miare bezsamkowym olejem – nasz ulubiony do tego celu jest z pestek winogronowych, ale moze byc jakis inny. Az sledzie beda cale zanurzone w oleju.
7. Sloik zakrecic i odstawic do lodowki na dzien lub dwa.
Voila!
Mozna oczywoscie wcale sie nie przejmowac pieknoscia tego sloika i wymieszac sledzie z innymi skladnikami w kamionkowym naczyniu. Mozna tez uzyc wiecej cebuli i to wcale nie czerwonej. Mozna tez dodac czarne oliwki, te takie pomarszczone z oleju – to jest akcent gruzinski, te oliwki.
Naprawde swetne sledzie.
Ja jako teściowa niespecjalnie pod specjalnym nadzorem…
Wyjrzałam na mój ogródek – no tak, moje nasturcje też lekutko poległy, dzisiaj było 0C podobno, Jerzor nadał.
Zbiorę bazylię i lubczyk do zamrożenia i do widzenia ogródku (witaj, smutku…), do przyszłego roku 🙁
O, i jeszcze jakieś pomidorki koktajlowe się ostały, ale chyba na krzaczku już nie dojrzeją.
Nie wiem, kto mi tak zapaskudził moje wielkie okno w saluuuunie…
chyba jakiś wiatr i deszcz, muszę umyć od zewnętrznej strony, bo jak o tej porze się przechodzi mimo, to widać paskudztwo.
Kocie,
ja gdzieś w zbiorach komputerowych mam zdjęcie ze słoikiem śledzi tak właśnie na pięknie, i na smakowicie, i nawet czerwona cebula, tylko gdzie ja to mam – bladego pojęcia nie mam 🙄
Gdybym miała przed oczami, to od razu wiedziałabym, co tam wetknąć, bo zdjęcie miało służyć za przepis.
No ale teraz mamy przepis na piśmie i zaraz go wklejam, gdzie należy 🙂
Te na pieknie to zawsze Stara robi na prezenty, ldzie padaja z wrazenia. A w kamionce to dla domownikow, za przeproszeniem jask kogo….
Idę po kromuchę na śniadanie… śledź marynowany. Śledzie to ja o każdej porze i pod każdym innym względem 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/09.RYBY_etc/Sledzie_wg.hr.E.Potulickiej.html
Ten koci przepis na śledzie akurat dla mnie, bo kupiłam dziś trochę filetów śledziowych. Tyle że tych nie trzeba długo moczyć bo straciłyby w ogóle słony posmak i byłyby mdłe. Czerwonej cebuli też nie mam, ale mam cytrynę i listek bobkowy, które tym razem dodam.
Alicjo, gdybyś trafiła kiedyś na zdjęcia tych śledzi, to nam pokaż.
Pozostałe rybne zakupy do tuńczyk w puszce i opiekane filety śledziowe Lisnera.
A dziś u mnie pozjazdowe reminiscencje kulinarne, czyli dzik z kaszą gryczaną. Dogotowałam tylko trochę kaszy i podałam to z domowymi ogórkami kiszonymi i również domową papryką konserwową. Do tego czerwone wino chilijskie. Obiad był pyszny, a jutro będzie powtórka, bo spora była ta porcja dzika.
Dziś też był dalszy ciąg grzybowego ciułania. Rano wprawdzie padał deszcz, zgonie zreszta z zapowiedziami, ale potem przejaśniło się trochę i w południe pojechaliśmy do lasu. W sumie nazbieraliśmy średnie wiaderko, co i tak mnie bardzo ucieszyło. Przewaga podgrzybków – zajączków, trochę ciemnych podgrzybków i trochę opieniek. Kurek już nie ma. Tegoroczny sezon grzybowy na Pomorzu jest dość słaby. O żadnym wysypie grzybów nie było mowy i nie wydaje mi się, żeby było lepiej. Takie właśnie ciułanie grzybów. No ale trochę zapasów zrobiłam i zima mi, tak jak Bykowi, niestraszna.
Obawiam sie, ze solidne wymoczenie jest wazne i bynajmniej nie sa mdle po skropieniu cytryna i przemacerowaniu sie smakow dzien czy dwa. . Musza byc dobze wymoczone, nie ma rady. 😈
No dobrze, część wymoczę po staremu, a część po nowemu, czyli bardzo. Potem będę porównywać.
A tymczasem bardzo proszę o sprawdzone przepisy na nalewkę z owoców pigwowca. Właśnie na ten cen dostałam ok. 2 kg żółtych pachnących kulek, a sama takiej nalewki jeszcze nie robiłam.
Wykorzystany będzie do niej spirytus/ rozcieńczony/, a zamiast cukru może być miód rzepakowy.
Liczę na pomoc Irka, bo wiem, że on wytwarzał chyba wszystkie nalewki. Ale pewnie wiele innych osób ma doświadczenia w tej dziedzinie. O przepisy naturalnie nie jest trudno, ale mnie chodzi o takie wypróbowane. Nalewka ma być nie za mocna, ale i nie słaba. I nie za słodka. Czas oczekiwania na gotowy produkt może być długi. I to tyle wymagań. 🙂
Bezczelnie poproszę o nalewkę z pigwówki, niekoniecznie Krystynę, ale ktokolwiek robi i zamierza być na przyszłorocznym zjeździe.
Problem taki, że tu ani pigwy, ani spirytusu 🙁
Kocie,
u mnie śledzie solone z polskiego sklepu są już nieco odsolone, wymagają najwyżej 6 godzin moczenia (ja to skracam).
W Polsce pamiętam, że moczyło się je przez noc i było to uzasadnione, doskonale pamiętam śledzie w beczce, a na nich gruba sól i taka brunatnawa breja-solanka.
Krystyno,
jakie to chilijskie? Czy nie „Cono sur” przypadkiem? Moje ulubione 🙂
Tylko nie Starej, a śledzie muszą być atlantyckie/a> 🙂
Pigwówkę robimy chyba wszyscy, ale poczekaj do poniedziałku – wtorku na Haneczkę. Ona wszystko skrupulatnie zapisuje. Ja robię na „oko i na czuja” – jako człek leniwy. W tym roku chyba wcale nie zrobię, bo mi obrzydła robota z obcinaniem owoców dokoła i nie mam tyle spirytusu. Resztkę chowam na dziką różę i na jarzębinę ew. tarninę. Nie wiem, czy ze źródełka da się jeszcze ze 2 l dodatkowe pozyskać. Być może będzie bieda.
No masz…Placek znalazł 🙂
Senkju wery muchos!
Zaraz mnie szlag trafi…7 razy kapcia odrzuciła. Zobaczymy, ile razy jeszcze.
Kocie,
U mnie sa tylko filety wedzone. Moge z nich tez przygotowac wedlug Twego ( nie napisze przeciez Starej ) przepisu ? Mam je tez moczyc ? Rzadko kiedy sa u mnie swieze sledzie a mieszkam nad Atlantykiem
Chyba nie, Elap. Wedzone maja swoj niepowtarzalny smak i szkoda byloby go splukiwac moczeniem. Musza to byc sledzie solone.
A atlantyckie sledzie faktycznie sa najlepsze, Placek dobrze pamietal, i jego sloik wyglada tak dokladnie jak powinien. 😈
Elap,
te śledzie były solone. Gdybyś dopadła swieżych, mogłabyś sobie sama zasolić, myślę. A na zdjęciu, które Placek był odnalazł, widać , jak bardzo zastosowałam się do przepisu 🙂
Nawet oliwki są, pomarszczone jak trza!
Elap,
pozdrowienia dla Ciebie i Bernarda, właśnie mi się przewija w pamięci pożegnanie z St.Malo 🙂
Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr….czy wy też tak macie?! Tę kapcię wpisuje kilka razy, zanim zadziała…
Z tymi procentami w nalewkach bywa dziwnie. Książki podają, że nalewka wystała na deserowych owocach nie ma prawa mieć więcej, niż 32 – 34%. Nalewki na dzikich owocach i ziolach, mogą mieć stężenie alkoholu od 32 do – nawet – 65% (jarzębiak, ajerówka, jałowcowa) Ogromna rozpiętość jest w likierach od 22 – 72%. Zresztą jak się sama przekonałam słaby, 22-24% likier, jeżeli ma np dodatek kardamonu albo imbiru, grzeje, jakby miał ok 50%. Nic dziwnego, że nasi przodkowie po polowaniu pijali tzw karambolkę, czyli właśnie wódkę kardamonową, która bardzo rozgrzewa.
Pigwówkę robie tak:
– 1 kg owoców (po przemrozeniu) kroje, czyszczę z gniazd nasiennych
– dodaję 1 kg cukru i odstawiam w miejsce nasłonecznione, potrząsam słojem raz po raz, dopóki cukier nie rozpuści się w soku
– zlewam sok dolewam 0,5 litra spirytusu i dorzucam około 1/10 owoców
– pozostałe owoce zalewam 0,5 litra czystej wódki, dodaję laskę wanilii, kilka gozdzików
– oba nalewy zostawiam na około dwa miesiące
– po tym czasie zlewam nalewy, dodaję 0,25 l płynnego miodu (najlepiej lipowego lub wielokwiatowego), 0, 25 l rumu (ciemnego)
– zlewam do butelek i zastawiam na kolejne 6 miesięcy
Ci, którzy pili zdecydowanie byli zadowoleni. Wielkim admiratorem mojej pigwówki jest Bobik.
Najstarsza z moich pigwówek liczy sobie cztery lata i czeka na stosowna okazję 😉
Kocie,
to jest MÓJ słoik i o tym pisałam 🙂
Tyle, że Placek go odnalazł gdzieś tam w zbiorach, które u mnie się zapodziały 🙄
Ha! Maestra! 😈
Pigwówka Jagody:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2010/10/21/kromka-chleba/#comment-247839
O, Jagoda szybsza 😀
Niech mnie ktoś wykopie do zajęć… południe niedługo, za parę godzin goście przyjeżdżają, a ja się snuję w szlafroku 🙄
To znaczy – przesiadam w maliniaku przy komputerze.
Pigwówka Nemo:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2009/10/28/zgadnij-co-gotujemy-8-b/#comment-172201
Danuśki:
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2010/10/20/zgadnij-co-gotujemy-22/#comment-247738
To ja sobie dam spokoj ze sledziami w tej formie. Musze przyznac, ze ladnie wygladaja i pewnie sa bardzo dobre.
Alicjo, dzieki za pozdrowienia. Bernard czesto wspomina nasza wyprawe do St – Malo i spotkanie z Toba , Nisia i Slawkiem. Ogladalismy z wielkim zainteresowaniem manewry Daru jak wplywal do sluzy i pozniej jak odplywal. Ludzie bili brawa a ja cieszylam sie, ze moge Tobie pomachac.
Prosz bardzo… o, jeszcze mnie nikt nie wykopał, a tak liczyłam na przyjaciół! 👿
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/06.NAPITKI_etc./
Ewy
http://adamczewski.blog.polityka.pl/2010/10/20/zgadnij-co-gotujemy-22/#comment-247791
U Alicji, pod hasłem „Nalewka z pigwy Pyry” jest też nalewka Haneczki
Alicjo 😀
Uprzejmie informuję iż ocet Heleny także nie jest mój, a szkockiej hrabiny. Ocet ten to etc w napitkach Alicji. Kończy mi się benzyna – potrzebuję około 60 litrów. Wysyłanie benzyny pocztą jest nielegalne. Nie jestem tego pewien, ale instynkt samozachowawczy nie pozwala mi zadzwonić na pocztę. Krótko mówiąc; 60 x $ 1.40 = $ 84.00.
Pal licho benzynę – uczę się gotowania zupy ogórkowej a la hrabina Potulicka. Tym się pocieszę 🙂
To nie był mój słoik – wszystkie moje słoiki są kryształowe i na wszelki wypadek mają w tym krysztale wyrżnięte – Placek 🙂
O, widzę, że się pomyliłam pisząc z pamięci. Właściwy przepis podała Małgosia.
Przepisów ci u nas pod dostatkiem 😆
Chciałam tylko zauważyć, że nasze „ludowe ” nalewki są na pigwowcu, a Nemo, na pigwie szlachetnej (skórka ma kutner i owoc jest duży).
Pigwy jak nie mam tak nie mam, ani tarniny (przynajmniej nie spotkałam w okolicznościach przyrody mojej). Mogłabym zrobić nalewkę na żurawinie (tego od groma tutaj, zwłaszcza o tej porze roku), ale z kolei spirytu brak. A nalewka na wódce 40% to nie nalewka 🙁
Placku,
pociesz się, że u nas benzyna o wiele tańsza, niż w Polsce i Europie w ogóle. Dobrze, że dystanse europejskie o wiele krótsze.
No, łżesz, Alicjo. Jest u Was spiryt – już Ci dwa razy namiary na tę hurtownię podawali, tylko Tobie się nie chce po niego do Toronto albo innego Montrealu. Moje krasnoludki donoszą, że możesz na żurawinie + mieszanina wódki i brandy, albo wódki, a po wystaniu wzbogacić ciemnym rumem (0,25 l na 1 l nalewki wódczanej)
Pyro,
to są setki kilometrów i nigdy nie po drodze, bo nawet jak jestem w Toronto, to sklep z 50 km na północ i trza się przez całe miasto, a ja stacjonuję naprzeciwko CN Tower, czyli bardzo na południu! A poza tym nie spiryt jak normalny polski, tylko jakieś 70 gradusów.
I jeszcze jedna przeszkoda – Jerzor. Jemu się kazać tłuc do sklepu polskiego w takim tłoku, żeby zakupic spirty nie całkiem mocarny (nawet niechby mocarny)?! Przecież on nie pije prawie nic. No chyba, że z naszym zaprzyjaźnionym Francuzem 🙂
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Polska2010PomorzeZachodnie#5533238838741950114
Wezmę pod uwagę te Twoje rady krasnoludkowe względem żurawiny, brzmi ciekawie. Czy krasnoludki podpowiedzą, ile to ma się moczyć etc.?
Witam, Alicjo nie masz pigwy to chociaż posłuchaj jej.
http://www.youtube.com/watch?v=RXNFPrt1egU&feature=related
Alicjo, 70% jest akurat, bo zwykle do nalewek tyle się stosuje.
Nie licząc już ruskich statków, które do ich portów zawijają. Nasze też (tak się zaopatruje koleżanka Młodszej z ławki szkolnej)
Żurawinówka
Po dwie szklanki malin i truskawek (mogą być mrożone) przesypać 2 szklankami cukru w szklanym słoju. Pozostawić na dobę, dwie. Klarowny sok zlać, wymieszać z 2 szklankami soku żurawinowego; wlać litr 45% wódki – albo 0,5 l wódki 40% i 0,5 brandy pow.40%, albo 3/4 l.wódki 40% i 0,25 mocnego , ciemnego rumu. Pozostawić w chłodnym, ciemnym miejscu na miesiąc.
Uwaga – alkohole do nalewek nie muszą być z górnej półki, przeciwnie – mogą być nawet berbeluchowate, bo ich smak się w gotowym produkcie nie liczy. Ja, kiedy muszę zmieszać spirytus z wódką, proszę w sklepie o najtańszą możliwie gorzałkę zwykłą.
Chłe chłe chłe… yurek 😉
Małgosiu,
zanotowawszy. Pigwy niet, ale z tą żurawiną w ilościach na pewno coś zrobię.
Póki co, wyprałam się, odkurzyłam chałupę… i chyba wystarczy!
Za kurzenie w drugą stronę nagroda. Też myję okna za chwilę.
http://www.youtube.com/watch?v=C37egBZcVLI&feature=related
Pyro,
nigdy nie kupuję alkoholi do nalewek. Zawsze je robię ze spirytusu i niegazowanej wody. Możesz wtedy ustalić moc i nie ma obcych naleciałości.
Irku – nie zawsze mam dostateczną ilość spirytusu – wódkę dokupuję, kiedy muszę uzupełniać braki w dostawach.
Irku – uzupełnienie – chyba nie myślisz, że emerytkę strefy budżetowej stać na spirytus 80 zeta/butelka?
Alicjo,
W uzupełnieniu do przepisu podanego przez MałgosięW dodam, że z przyprawami nie należy przesadzać.
Mnie się niedobrze robi, czytając takie nagłówki. Osochozi? O to jedno słowo. Nic nie poradzę, nie znoszę takich przeróbek. Fuj!
http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103085,12655338,Jak_wyeliminowac_hejterow_z_internetu___Kominek_wprowadzil.html
Irek, racja tylko rektyfikowany 95%. Następne okno do mycia.
Wróciłam z teatru, a tu pigwowy zawrót głowy. Bardzo dziękuję za tak szeroki odzew. Przestudiuję przepisy i na coś się zdecyduję.
Jagodo,
przemrozić należy całe owoce , czy już te obrane cząstki ?
Jagodo,
jeszcze raz przeczytałam uważnie Twój przepis i widzę, że mrozisz całe owoce.
Przyszła pora na Kotor i Perast:
http://www.eryniag.eu/7541
Kotor:
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/Kotor#5798519973299258642
Perast:
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/Perast#5798529039810405890
Dla mnie w nalewkowych opowieściach Jagody piorunującą informacją była ta,
że jagodowo-włodkowym domu jest nadal do wypicia 4 letnia pigwówka ?!?!?
Jagodo-jak Ty to robisz???
U nas żadna nalewka nie ma szans na tak długi żywot 🙁
Dzisiaj na zaprzyjaźnionych,sąsiedzkich włościach zbieraliśmy aronię.To był już ostatni dzwonek na to zbieranie.Zasypalam cukrem,jak puści sok będziemy zalewać procentami.Od razu wyznam,że w naszym domu nie ma żadnych możliwości próbowania czteroletniej aroniówki.Będzie miała szczęście,jeśli doczeka pierwszych urodzin 😉
W lasach okołowyszkowskich niewątpliwie więcej grzybiarzy niż grzybów.
Nie wiem,jak to się dzieje,ale każdy mimo wszystko coś tam jednak wrzuca do swojego koszyka.
Krystyno-u nas kurki są nadal,zbieramy je w tym roku od czerwca do teraz.
Dzisiaj już niewiele,ale znowu będą jutro rano do jajecznicy 🙂
Podobało mi się,że Byk napisał,iż to kuchnia najbardziej łagodzi obyczaje.
Myślę,że nasz kolega ma świętą rację 😀
Nie wiem, czy już kiedyś to podawałam, ale tak mi się ta wyliczanka podoba, że jeszcze raz podam (za p.Dąbkiewiczem, Wilno 1838r) wykaz produktów, które się w spiżarni powinny znajdować.
„…Artykuły, które się w spiżarni winny znajdować, są następne : chleb, groch biały i zielony, soczewica, majran, czarnuszka, kmin, kalandra, jagody jałowcowe,rozmaryn i cząber suche, bazylika, tymianek i hanyż. Mąka pszenna, żytnia i gryczana. Krupy: perłowe, jęczmienne, gryczane, przecierane i proste, takież żółte i białe owsiane i jaglane. Krochmal kartoflany, otrębi pszenne, karuk rybi i gorczyca. Ziarna konopne, mak, miód z wosku oczyszczony, cebula, czosnek, fasola biała i bob. Suszone śliwki węgierki, jabłka i gruszki, ryba sucha różnego gatunku. Rzeczy zagraniczne: pieprz angielski i prosty, migdały gorzkie i słodkie,sago białe, ryż, kawa cynamon imbier, wanilla, kardemony, kubeby, saletra. Gałki i kwiat muskatołowe, Gożdziki, rozynki bez pestek, ordynaryjne i czarne, drobne. Szafran, kokcynella, skórka pomarańczowa. Różne gatunki serów, cytryny, apelcyny, kaparki, oliwa i indygo, czyli berlinblau. Nadto powinny aię w spiżarni znajdować ciasta, mogące się parę miesięcy konserwować, jako to: sucharki, ciasta migdałowe i francuzkie. różne pierniki, biszkokty, konserwy i inne cukry, w szlannych słojach utrzymywane. Należą tu także świecy, drożdże zimną wodą nalane i w lodowni utrzymywane, tudzież płótno tkackie kużelne i grube, różny papier, pęcherze bydlęce, szare nici do szycia i szpagat gruby i cienki….”
Zauważcie, że w spisie nie ma ani cukru, ani soli, ani tłuszczów – z wyjątkiem oliwy. Nie ma też herbaty, octu i nie wiem czego jeszcze, bo mi z głowy wyleciało.
Wódka 45%-30 PLN
Spirytus 96%-50 PLN
Pyro przelicz, wolę to drugie.
Yurku – serce Ty moje! – A o jakiej pojemności te butelki? Pomyślałeś?
Pyro, w wyliczance są „inne cukry” to pewne można uznać, że cukier jest 🙂 choć to pewnie o ciastka chodziło …
MałgosiuW. -Raczej owoce kandyzowane, ogromnie wtedy cenione. A najlepsze jest to, że pomijając karuk rybi, płótno i szpagat, większość tych produktów (a nawet znacznie więcej- np przypraw, owoców z importu itd) mamy w swoich kilku szafkach w kuchni. Co prawda w minimalnych ilościach, ale są.
Pyro tylko po wyżej 95% kup. Pojemność butelki nie ma znaczenia, % % %.
Yurek – co Ty za herezje opowiadasz! 0,5 spirytusu to max, 1 l. nalewki (często mniej) Jak doliczysz owoc, cukier, robotę, to Cię koniak będzie taniej kosztował. Tak np tzw likier farmaceutów – 1 l spirytusu (100 zł – z Twoich dnych) 1 l mleka – tłustego – 2,50, 1 kg cytryn 6,50, 0,5 kg cukru – 2 zł – razem to 110 zł, robota na cały wieczór, oczekiwanie 10 tygodni – nalewki 1,7 l (i jeszcze kilka godzin filtracji). Gdybyś doliczył własną pracę, to jeszcze kilkadziesiąt złotych trzeba by doliczyć. Tania zabawka, co?
Jeszcze dla Yurka – informacyjnie, bo chyba zielony w te klocki.
Nalewki owocowe powstają z nalania spirytusu o stężeniu od 65 do 72% – inaczej ścina się owoc i sok nie przenika do płynu. Stężenie takie otrzymuje się dodając albo litr wódki na litr spirytusu 96% – 72% ; albo dodając 635 ml wody przegotowanej zimnej do 1 l spirytusu 96%. W pierwszym wypadku masz ok 2 l 350 ml nalewki, w drugim ok 2l nieco słabszej. Cudów nie ma. To trzeba kupić.
Pyro, twoja racja.
Nie mylny wódki z spirytusem.
Właśnie sączę kieliszek wytrawnej wiśniówki i idę spać. Dobranoc
Danuśka,
może to kwestia piwnicy 😉
Odkładam na specjalną półkę te butelki, które mają czekać na wyjatkowe okazje. Stoją tam pigwówki 4., 3., i 2. letnie. Rok temu nie odłożyłam nic, bo wszystko wysępili przyjaciele. Ostatnią butelkę wysępił kolega. Tylko w ten sposób dało się go skorumpować 😉
Z nalewek czteroletnich mam resztkę nalewki Daniela Olbrychskiego. Degustował ją Gospodarz. Ogonek i Cichal uznali ją za nadzwyczaj smakowitą. Zdaniem Cichala „ma pod sobą wszystkie nalewki”.
Ale zdania co do niej są bardzo podzielone. Niektórzy jej nie cierpią.
Korzystałam z tego przepisu:
„Przepis pochodzi z książki Nalewki – stare i nowe przepisy czyli jak mocny alkohol uczynić szlachetnym
garść nasion kminku
garść świeżego oregano
garść świeżego tymianku
2 listki świeżej bazylii
szczypta ziela angielskiego
szczypta babki pospolitej
2,5 l spirytusu
po 7 dniach
2,5 l przegotowanej, schłodzonej wody
Wszystkie przyprawy zmieszać i zalać spirytusem. odstawić na 7 dni. PO tym czasie dolać wodę. Pozostawić w spokoju na kilka tygodni. Podobno z racji wybornego smaku rzadko się to udaje.”
Zacytowałam dosłownie. Mam jeszcze bardzo ciekawą trzyletnią nalewkę staropolską. Przepis z tej samej książeczki.
Jednym słowem, jest co degustować przy kominku w zimowe, i nie tylko, wieczory.
Zapraszam 🙂
Nalewkę staropolską można zrobić tylko wiosną:
http://www.poluje.pl/polowanie,nalewka-staropolska,8890
Pani Pyro, jeżeli wolno zapytać, jak Pani wyszło, że mieszanina: 1l spirytusu (96%) + 635 ml wody da roztwór o stężeniu 65-72%?
Broń Boże, żebym w moim wieku wódki jakieś mieszał. Problem interesuje mnie jako zadanie matematyczne no poziomie mojej klasy.
dzień dobry …
wszystkim Nauczycielom niech praca sprawia przyjemność … 🙂
pigwówki niestety nie robię … czekam na dary … 😉
mam z wyprawy trawę żubrową (widziałam, że Pan Okrasa używa jej do jabłek smażonych z piersią kaczki) i puszczańską bukwicę … zrobię jakieś nalewki dla zdrowia …
Jagodo – nie chcę Cię martwić, ani obszczekiwać urokliwego Kolegi, ale Cichal ma powiedzenie ‚wszystkie nalewki pod sobą” po degustacji każdej, kolejnej…
Stało się – Przyśnił mi się Chopin. Był trzeźwy, ale drżał. Fortepian stał w szczerym polu, a to przecież październik. Teraz już wiem, że do następnego snu udam się z nalewką.
P.S. Van Gogh też tam był, chciał byśmy „Oczy Czarne” zaśpiewali, ale żaden z nas nie pamiętał słów.
Od paru już lat Pan Śmieja pyta nas czy pamiętamy amerykańską reklamę wódki Chopin, a ja milczę. Pamiętam. Chłop nie jest umorusany, widły są czyste, a kartofelek nie jest oblepiony muchami.
„Skromna bulwa staje się luksusową wódką.
Historia zbawienia”
Ani słowa o brudzie 🙂
Jagoda,
Ty się dochrapiesz (u mnie koncert chrapaniowy na dwa świerszcze i wiatr w kominku aktualnie odchodzi)!
Teraz wiem, gdzie szukać, przelatując okołopoznaniowo i czego się domagać 😎
Jolinek slusznie przypomniała o dzisiejszym Święcie Nauczyciela.
Pozdrawiam zatem serdecznie blogową i około blogową brać belferską 🙂
Jagodo-może masz rację z tą piwnicą.Ja trzymam nalewki w kredensie,a to jest za bardzo „pod ręką” 😉
Krytyno-a czym byłaś wczoraj w teatrze ?
Mam nadzieję,że u Żaby równie piękna pogoda,jak w Warszawie i w związku z powyższym Hubertus udany nadzwyczaj.Darz bór 🙂
Z braku lisa udaję się gonić Piksela i podziwiać jesienne kolory.
Krystyno-oczywiście nie interesuje mnie czym pojechałaś do teatru,ale co to była za sztuka 🙂
Pyra,
cichal mial przed sobą siedem nalewek, łącznie z pigwówką i orzechówką – którą bardzo lubi – uznał ziołową za najlepszą. Ja się nie upieram. Wiem, że nie wszystkim ona smakuje. Niektóre koleżanki mówią: „tylko nie to świństwo” 😉
Alicjo,
spokojnie. My sie chrapania nie boimy. Po prostu kwaterujemy ich tak, zeby i im było wygodnie i innym chrapanie nie przeszkadzało.
Za rok pigwówka bedzie miała 5 lat 😆
Jolinku,
dziękuję za życzenia dla belfrów 🙂
Jagoda – przecież moja uwaga w żaden sposób nie podważała zalet Twojego trunku, tylko mojego sceptycyzmu co do ocen Cichala.
Wybróbowałam dzisiaj nowy przepis na mielone. Powinna być baranina. Ja miałam mielone wołowo – wieprzowe.
0,5 kg mięsa, 2 jajka, 2 ząbki czosnku, garść drobno pokrojonych oliwek, 100 g fety pokrojonej w drobną kostkę, pęczek zielonej pietruszki drobno posiekanej, sól, pieprz.
Mięso wymieszać z jajkami, oliwkami, fetą, czosnkiem, posolić niezbyt mocno, popieprzyć. panierować w zielonej pietruszcze. Smażyć na maśle
Można do tego podać tatziki. Wszystkim nam bardzo smakowało.
Pyro,
przecież wiem 😉
Chcę powiedzieć, że kolega miał skalę porównawczą i wyróżnił nalewkę ziołową.
Czytam najgorsze recenzje jakie kiedykolwiek napisano o polskim filmie. Myślałam, że „bitwa warszawska” to było dno – okazuje się, że Sobieski siedzi pod dnem i stuka do ks.Skorupki.
Przejrzałam swoje zasoby i doszukałam się zapomnianej buteleczki wiśniówki z 2007 i znacznie większą butelczynę pigwówki z 2008 (ten kolor!). Obie nabożnie odstawiłam na miejsce. Przyziębienie leczyłam aroniówką, teraz przechodzę na jeżynówkę. Sezon na nalewkoholizm uważam za otwarty.
Ewo,
Z dotychczas prezentowanych miast najbardziej podobał mi się Kotor. Wszystkie miejsca warte są obejrzenia, ale to miasto ujęło mnie szczególnie. A czy Ty wyróżniłaś jakieś miejsce w tej podróży ?
Danuśka,
byłam w Teatrze Miejskim w Gdyni na prarpemierze sztuki „Miki Mister DJ” młodego dramaturga Mateusza Pakuły. W drodze powrotnej do domu rozmawialiśmy z mężem o tresci sztuki i dopiero wtedy zrozumiałam dokładnie/ ale nie na pewno/ , o co chodziło autorowi i reżyserce.
Myślałaś może, że byłam na ” Danucie W.” w reż. i wykonaniu Krystyny Jandy ? To było ostatnio największe wydarzenie towarzyskie/ bo raczej nie teatralne/ w Trójmieście. Nie, na tej sztuce nie byłam i nie będę starała sie o bilety. Moim zdaniem książka D. Wałęsowej niezbyt nadaje się do adaptacji dla teatru. I nie słyszałam żadnych pochwał pod adresem tej sztuki z wyjątkiem wypowiedzi samej bohaterki i jej męża.
Nie mówię tu oczywiście o nienawistnych wypowiedziach internautów, bo tymi w ogóle nie zawracam sobie głowy,ale o merytorycznych opiniach. A ” Danuta W.” będzie grana w Teatrze ” Polonia ” w Warszawie.
Idę nadej obierać pigwę. Na szczęście nie jest jej dużo, bo tylko 1,3 kg. Wolałbym więcej, ale ofiarodawca i tak podzielił niewielki zbiór owoców po połowie i jestem mu bardzo wdzięczna.
Oj, te literówki : prapremiera i dalej .
Krystyno,
każde z państw w których byliśmy miało miejsca które nas urzekły. W Serbii: Nowy Sad i szalone skały Davolia Varos. W Macedonii było to Skopje, kanion Matka, Ochryda i Zatoka Kości. W Albanii: Gjirokaster, kanion Lengaricy i górskie widoki. W Macedonii Kotor i Perast. W tym ostatnim mieście czas jakby zwalniał.
Otwieram dzień łóżkowo-szlafrokowo-książkowy. Za oknem ciemno (a południe tuż) leje deszcz i w ogóle jest do niczego. Tyle, że nie jest zimno, jakieś 14C.
Wczoraj wpadli goście z Ottawy, dzisiaj przed bladym świtem się zerwali, żeby pojechać na Sandbanks, bo tam ma wiać, a oni z tych co Arkadiusz. Ja tam się nie znam, ale nie widzę przyjemności fruwania na desce, kiedy leje. Wiatru też nie widzę, ale może tam akuratnie wieje, to ok.60 km stąd na zachód.
Wszystko jedno, ja preferuję mój sposób spędzania takiego dnia 😉
Gości podjęłam żeberkami w sosie pomidorowym na ostro, sałatą grecką i winem czerwonym. Zamiast ziemniaków – bagietka.
Idę leniuchować (biografia Coco Chanel, paskudnie napisana i chyba jeszcze gorzej przetłumaczona na J. polski, ale bardzo ciekawa).
Coco, bodajże, dzisiaj przypisują 7 grzechów głównych, zdradę narodową i paskudny charakter. Mnie tam za jedno – zawsze mówię, że wielkich tego świata należy oglądać możliwie z daleka; żadnych przesadnych zbliżeń, żadnych tabloidowych kolorków. Za geniusz się płaci – nie w ten, to w inny sposób, a ludzie są rozczarowani, że idolka nie przypomina królewny Śnieżki. O naiwności ludu telewizyjnego!
Ciekawe, jak tam w Żabich Błotach. Nikt nie dzwoni, nie sprawozdaje – co to za porządki?
– Ale na Blogu zaraza -?
Co jest, jak pragnę zdrowia?
Małgosiu W. – wczoraj napisałam 20 kg wędzonej słoniny do pasztetu, zamiast 20 dkg, prawda? I o te 20 dkg za dużo! Ta zaraza ma jakiś paskudny posmaczek i cały pasztet tym przesiąknął ( a poza tym udał się doskonale – i konsystencja i przyprawa i wypieczenie). Cholera by to wzięła.
Felix leci!!!
Szczęśliwie wylądował!
Mnie fascynują biografie. Większość książek, które w tym roku zakupiłam, to biografie właśnie, między innymi Broniewskiego, Anny German, opowieści Zawadzkiej o Gustawie Holoubku, listy Lema i Mrożka i pewnie coś jeszcze..o, ostatnia książka Jerzego Sthura, też chyba w pewnym sensie autobiograficzna. Coco złapałam w ostatniej chwili, w lotniskowej księgarence we Wrocławiu. Cały świat wiedział, że miała paskudny charakter, więc nie spadła u mnie z piedestału 😉
Książka ma bardzo szerokie tło i przez to jest naprawdę ciekawa.
Jedna z ciekawaszych biografii – „Ostatni baron peerelu” Mariusza Urbanka. Mowa o Waldorffie oczywiście.
Czekam, kiedy Felix doleci i chyba jednak udam się na jakiś spacer, bo chwilowo przestało padać.
No…ja bym się nigdy nie odważyła skoczyć z kilometra czy pół, a co dopiero z 39km. 😯
Dobry wieczor,
W sznureczku, mam nadzieje poprawnym, cos dla Pozniananek i dla Alicji – potwierdzenie, ze Perykles mo recht i Grecja bez wysp to nie Grecja
https://picasaweb.google.com/110634308863197506490/Roznosci?authkey=Gv1sRgCP7W2JCXpK6JmAE#5799229605671340786
Pyro, mnie jakoś wędzonki nie pasują do pasztetu, nigdy nie dodawałam.
Ja także byłam trochę zdziwiona tym dodatkiem wędzonej słoniny i byłam ciekawa rezultatu. Ale Pyra podjęła rolę eksperymentatorki i bezpiecznie możemy skorzystać z jej doświadczeń.
Na razie mam serdecznie dość wszelkiego zbieractwa i przetwórstwa domowego. Z pigwowcem wreszcie się uporałam, choć ciągle coś mnie odciągało od tej niemiłej pracy. Wczorajsze i dzisiejsze grzyby zostały ususzone. Trochę opieniek usmażyłam. Dziś też nas zaniosło do lasu, ale bardziej na dotleniający spacer, bo grzybów zebraliśmy już niewiele. Tak jak stwierdziła Danuśka – grzybiarzy więcej niż grzybów.
Spokojnie obejrzałam spadanie Felixa i mam już wolne.
Upiekłam dziś chleb z dodatkiem mąki gryczanej, jest smaczny i ma ciekawy smak.
A w mojej rodzinie zawsze do pasztetu na 2 kg mięs dodawało się ok 40 dkg wędzonki, a ja wczoraj miałam tylko mały kawałek wędzonego boczku, więc poratowałam się resztką wędzonej słoniny trzymanej na skwarki do klusek. Ten dodatek wędzonego boczku w masie jest niewyczuwalny, ale dodaje trochę wyrazistego smaku nijakiemu mięsu pasztetowemu. Wczorajsza próba jest do bani. Milczę i się nie przyznaję. Dam w czwartek Ani na podróż – na pewno ktoś zje.
Jolly R. Wyspy przepiękne, ale grzyby tez niczego sobie.
Alicjo, przeczytałam ostatnio bigrafię Czyżewskiej, polecam…
Będąc ostanio na Powązkach smutno mi się zrobiło, że ma taką skromną mogiłę, kopczyk porośnięty trawą, a już trochę czasu minęło od jej śmierci
http://kultura.onet.pl/literatura/elka-biografia-elzbiety-czyzewskiej-juz-w-ksiegarn,1,5008441,artykul.html
Pyro,
już rozgłosiłaś w prasie internetowej, milczenie nic Ci nie pomoże 😉
Poszłam na szybki spacer, zgrzałam się jak norka – jest 15C i sam sweter by wystarczył. Wróciłam w samą porę, znowu zaczęło kropić.
Jerzoru zmoknie tyłek, bo pojechał nakręca kilometry na kółka, brakuje mu poniżej tysiąca do 10 000km w tym roku. Częśc z tego w Polsce, i do Żabich też.
Pasztet (daaaaaaawno nie robiłam!) zawsze robię z dodatkiem boczku wędzonego, proporcje tak na oko i czuja. Nie za dużo, nie za mało, tyle, żeby pasztet nie był za suchy.
Jolly,
a te grzybki…to sama zebrałaś? Cudny widok!
A propos opieńków, kiedyś miałam tego ilości niesamowite, jak mieszkałam w blokowisku i na łączce nieopodal sobie rosły każdej jesieni, dopóki ktoś mądry 👿 nie podjął decyzji, że tę łączkę należy pryskać chemią 👿 i opieńki przestały rosnąć 👿
Jerzor z dziecięciem (wtedy małym) wychodził na chwilę na łączkę i przynosił dwie torby dzień w dzień. Kiedyś jakaś sympatyczna babcia przechodząc mimo zapytała go, co on zbiera.
Grzyby, powiada Jerzor. Na co ona – a nie boi się, że się zatruje?!
Na co Jerzor, wskazując na Maćka – najpierw na nim wypróbuję.
Już pisałam, ale jeszcze powtórzę – opieńki są świetne marynowane, ale znakomitym sposobem jest obgotowanie w małej ilości wody (Nie solić!!!Nie dodawać nic!) i taki wrzątek powrzucać do słoików po dżemie czy czym tam i natychmiast zakręcić, one doskonale się zamykają, te słoiki.
W zimie jak znalazł, tylko podgotować i doprawić po swojemu.
Marzeno,
mam „Elkę” 🙂
Tylko ona musi do mnie dopłynąć, łącznie z innymi zakupami książkowymi. Księgarnia w Drawsku ma to do siebie, że tam można znaleźć ciekawe książki, których się nie znajdzie w księgarniach wielkich miast, bo klienci wykupują wartościowe pozycje na pniu.
W Drawsku natomiast robię pani księgarce miesięczny wrześniowy utarg 😎
Tą biografią pewnie byłaby zainteresowana Stara Kota Mordechaja (o ile jej już nie przeczytała).
http://pl.wikipedia.org/w/index.php?title=Plik:Czyzewska_Grave.jpg&filetimestamp=20111013195541
tak to wyglądało jakiś czas temu…
Jolly czy to Zakynthos i groty na przylądku Skinari? Woda ma wspaniały kolor, a żółw jest uroczy. 🙂
Warto poczytać prof.Hartmana, a nawet się z nim pokłócić. Ale to już jutro.
Dobranoc.
Marzeno,
mnie sie podoba ta trawa, wrzosy i inne roślinki…wszystko lepsze od granitu czy innego kamola. Nie chciałabym być przywalona czymś ciężkim, ziemia wystarczy. Może Elżbieta tak sobie życzyła? Pasowałoby to do jej osobowości.
kolysanka berbelucha
oczy jej gdzies,
usmiech ucieka,
cieszy sie,
z czego ?
rozum nie ma pojecia,
gdyby ktos wiedzial,
prosze o informacje.
wczoraj mialem seks ,
z pewna pania,
numer 44,
to jej pokoj,
i zapytala czy wiem,
skad ja wiem,
ze nie jest juz dziewica.
odpowiedzialem ze nie wiem,
i kiedy deszcz zaczal padac,
usmazylem kurki i jajka,
na masle
od tej pory,
regularnie smazymy.
ale glupie,
ale co robic,
w taka pogode
Obejrzałam film „Niewinni czarodzieje”. Kiedy wszedł na ekrany, byłam za młoda, żeby oglądać (dozwolony od lat…), a teraz zdecydowanie jestem za stara. Drażni mnie sztuczna maniera wypowiedzi, sztuczne aktorstwo i w ogóle wszystko sztuczne. A najbardziej „blondne” włosy Łomnickiego, toż to wali po oczach 🙄
A propos miłośników kaszy gryczanej. Polecam, bo naprawdę jest to doskonała rzecz, robię zazwyczaj jesienno-zimową porą. Brzucho byle czego by nie polecał 🙄
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Przepisy/00.FOTO_PRZEPISY/Krupiak_wg_Brzucha/
Ach, ta Alicja. Długie, jesienne wieczory sprzyjają zajęciom damsko-męskim, ale żeby zaraz przenosić to na Brzucha i jego piróg?
dzień dobry …
opieńki marynowane pycha … dostawaliśmy je do śniadania od naszych gospodarzy na ostatnim wyjeździe …
ewo prawie nie mogę uwierzyć, że tyle zwiedziliście w jeden urlop …
te śledzie Heleny godne zjedzenia … ale ciągle się tylko przymierzam do zrobienia ..