Gorszy czyli dużo ciekawszy

Oficyna wydawnicza Carta Blanca wydaje książki, które cieszą ludzi myślących. A to serie popularno-naukowe (w tym arcyciekawe opowiastki filozoficzne), a to reportaże podróżników odwiedzających najdalsze zakątki świata, a to relacje z zakazanych miejsc gdzie śmierć jest na porządku dziennym. Człowiek nie ruszając się z domu, siedząc w fotelu i ciepłych kapciach, odwiedza jaskinie, zjeżdża z najwyższych gór, marznie za kołem polarnym.


Nigdy dotąd jednak nie zdawałem sobie sprawy, że egzotyka i nieznane obyczaje mogą być tak blisko nas. Tym razem Carta Blanca rzuciła na rynek książkę Wojciecha Śmieji – „Gorsze światy Migawki z Europy Środkowo-Wschodniej”. Kosowo, Serbia, Mołdawia, Rumunia, Ukraina i północna Rosja są regionami, które reporterzy rzadko odwiedzają uważając je właśnie za „gorszy świat”, miejsce mało pociągające więc trudne do atrakcyjnego opisania. Tymczasem reportaże Śmieji temu zaprzeczają. Są niezwykle interesujące i odkrywają przed czytelnikami nowy, nieznany świat.
Także miłośnicy odkryć kulinarnych znajdą w tej książce coś dla siebie. Oto fragment reportażu z Rumunii: „Ser to oczywiście słynna rumuńska brinza, bardziej podobna do podhalańskiego bundzu niż sera noszącego polską nazwę bryndza. Jest świeża, elastyczna w dotyku, aromatyczna, w smaku cierpka i słonawa. Wyglądem i konsystencją trochę przypomina ser twarogowy lub fetę. W Rumunii je się ją często, jest składnikiem sałatek, starta i przeschnięta stanowi element tochitury, mołdawskiego dania regionalnego, ale moim zdaniem najlepiej smakuje świeża (wówczas zwie się ją cas), podawana na stynie ręką pasterza wraz z kawałkiem gorącej i parującej mamałygi osolonej gruboziarnistą solą.
Znacie amerykańską reklamę wódki Chopin? Zdjęcie umorusanego chłopa z widłami i podpis w stylu: tu jest wystarczająco brudno, by powstała najczystsza z wódek? Podobnie jest z owczym serem. Nie ma tu miejsca na europejskie normy i drakońskie kontrole, są muchy oblepiające schnące gomółki sera wiszące na belce sufitowej i rękę ciobana mieszającego klagujące się mleko. Cała dezynfekcja polega na polaniu tej ręki wodą z garnuszka… No cóż, w warunkach styny woda jest racjonowana. Wszystko to jednak nie przeszkadza temu, by ser był lepszy i bardziej aromatyczny niż szczelnie zapakowany masowy produkt sprzedawany w supermarketach. Nie zdziwiłbym się także, gdyby był również zdrowszy – pozbawiony chemicznych dodatków, emulgatorów, spulchniaczy i konserwantów.
Oprócz brinzy pasterze przygotowują na stynie również urdę. Urda to słodki i bardzo miękki ser, który powstaje po zagotowaniu pozostałej po sklagowaniu brinzy serwatki {zer). Choć rumuńskie książki kucharskie podają wiele przepisów, w skład których wchodzi urda, to jednak najczęściej konsumuje się ją na miejscu, oczywiście z mamałygą.
Ze względu na popularność serów w Rumunii, owczej brinzy i krowiego cascavalu, owce z pewnością będą hodowane dalej, lecz takie tradycyjne enklawy, jak Valea Gurguiata przyszłość mają bardzo niepewną – drobni hodowcy, których nie stać na unowocześnienie metod produkcji, najpewniej ustąpią ze sceny.”
Trzeba się więc spieszyć, by zastać i pasterzy, i owce, i krowy, i sery.