W królestwie dobrego smaku
Byłem w tym królestwie podczas mistrzostw świata kucharzy i cukierników. Nigdy w życiu nie czułem się tak objedzony jak podczas tej wyprawy. I to wcale nie z powodu łakomstwa, jadłem bowiem umiarkowanie. I piłem takoż. Ale znana jest prawda, że człowiek je oczyma i nosem. A w Lyonie aromaty i widok na wspaniałe jedzenie atakuje każdego na każdym kroku. Zwłaszcza na terenach mistrzostw. No i oczywiście w siedzibie Paula Bocusa, pod którego patronatem odbywają się wszystkie olimpiady i mistrzostwa kulinarne. Zwycięzców zaś wieńczy się medalem Bocus D’Or.
Sławny krytyk gastronomiczny Cournonsky ( żyjący w latach 1872-1956 i noszący nazwisko Maurice Edmond Saillard) nieprzypadkowo ogłosił Lyon stolicą gastronomii i to nie tylko francuskiej.
Foie gras wabi zapachem Fot. P. Adamczewski
„Z kulinarnego punktu widzenia decydujące znaczenie ma wyjątkowo korzystne położenie tego miasta. W pobliżu można znaleźć słynny drób z Bresse, wyśmienite mięso z bydła Charolais, znakomite ryby z Dombes, dziczyznę i grzyby z pobliskich lasów, wyszukane sery z gór Lyonnais oraz wspaniałe owoce i młode warzywa z doliny Rodanu. Na północ od miasta są winnice Beaujolais, zaś na południu znajdują się nie mniej wspaniałe winnice północnej części doliny Rodanu, Cóte-Rótie i Hermitage.
W Lyonie żyło na przestrzeni dziejów wielu zamożnych smakoszy starożytni Rzymianie, średniowieczni kardynałowie, bankierzy, kupcy i właściciele fabryk jedwabiu. Ich kucharze tworzyli wyszukane potrawy z bogatego wyboru miejscowych produktów. Po rewolucji francuskiej i w okresie Drugiego Cesarstwa w domach burżuazji trudniącej się przemysłem tekstylnym z przyjemnością wydawano przyjęcia, zaczęto też kształtować poczucie smaku i upodobania kulinarne. Bogate rodziny często miały posiadłości ziemskie, z których sprowadzano nie tylko najlepsze produkty, ale także kucharki.
Przegrzebki czyli Saint Jacques Fot. P. Adamczewski
Lyończycy do dziś potrafią cieszyć się jedzeniem. Niezależnie od tego, czy chodzi o wyrafinowane potrawy czy bardziej swojską kuchnię, zawsze oczekują produktów wysokiej jakości – a przy tym potrafią ją rozpoznać i docenić. W dalszym ciągu kochają swojskie potrawy i niewymuszoną atmosferę bistrots i bouchons, których pełno jest w całym mieście. Jednym z najsławniejszych jest „Bistrot de Lyon”, które Jean-Paul Lacombe otworzył w 1974 roku przy rue Merciere, w dwa lata po przejęciu interesu od ojca. Otwierając swój lokal, wzorowany na tradycyjnych bouchons, stworzył inną amosferę na tej, nie cieszącej się najlepszą sławą, ulicy handlowej. Jednocześnie dał przykład, który przyciągnął naśladowców. W tym czasie wielu znanych kucharzy otwarło obok swych drogich lokali dla smakoszy także tanie bistrots.”
W tym mieście każdy może znaleźć kuchnię odpowiednią dla swojego smaku i portfela. A jeśli zechce i się dobrze postara może tu zdobyć nowy, wspaniały i jakże popłatny dziś fach – kucharza lub cukiernika.
Komentarze
Jolinku, nie martw się. Jutro Twój komentarz pojawi się znowu. Przepraszam za roztargnienie.
Dzień dobry Blogu!
Jolinku,
ja zdążyłam przeczytać 😉
Przegrzebki lyońskie zdają się mieć sobowtórów występujących na wielu scenach świata. Widziano je już w Paryżu (Villa Corse) w grudniu 2008, w towarzystwie tej samej żółtej serwetki 😉
Pogoda dziś słoneczna i błękitna po deszczowej nocy, pewnie nawet grzyby rosną, ale nie mam na nie czasu. W najbliższą niedzielę ruszamy w podróż na południe, a tu tyle jeszcze do zrobienia 🙄
Mam całe mnóstwo jabłek, które halny postrząsał z drzew, trzeba je przerobić na mus. Poza tym w lodówce czekają czarne jagody, a mam „zamówienie” na konfitury i kompot. Kuzynka na Sycylii zaczęła piec ciasta i jest z tego bardzo dumna 🙂 Domaga się też ogórków kiszonych. Chyba jej oddam te, co dostałam z Polski, bo własnych tym razem nie zrobiłam 🙁
Ale znana jest prawda, że człowiek je oczyma i nosem. A w Lyonie aromaty i widok na wspaniałe jedzenie atakuje każdego na każdym kroku…
Również mam niesamowite wspomnienia okołostołowe z Lyonu. Mimo, iż byłam tam „aż” w 1989 roku, a żywienie się stanowiło dla (zarówno młodszych, jak i starszych z grupy) cel czwartorzędny a może i dalszej ważności. Podstawowe było koncertowanie, dalej zwiedzanie, odnawianie, zawieranie i umacnianie przyjaźni, dyskusje o muzyce i… polityce (lato ’89 – wszyscy chcieli z nami o tym gadać… :))… niektórzy wręcz pragnęli schudnąć na wyjeździe 😀
I wtedy to właśnie odkryłam, że – choć bardzo nie chcę być łakomczuchem czy łasuchem – zdecydowanie jestem (bywam) delektantką i estetką. Te lyońskie przyjęcia – w ‚dobrych domach’ ludzi zamożnych, bardzo muzykalnych, wiele robiących dla życia kulturalnego i społecznego miasta, w tym wolontariacko – pozostawiły wrażenie skończonej doskonałości. Nakrycie, kolorystyka*, rozsadzenie gości, niewymuszone toaściki i wtrącone mówki… cała melodia ich rozmowy (mało wówczas rozumiałam francuski, oni ubolewali, iż niedostatecznie biegli w angielskim czy niemieckim)… …O esencji czyli sztuce kulinarnej nie muszę dodawać…
Anglicy i Niemcy też potrafią (zwłaszcza ci najlepiej obyci i wypodróżowani… a ja lepiej rozumiem oprawę, np. nakrycie i jego rodzinną historię, zasady placementu, dowcipy, aluzje, gry słowne toastów ;)), grecka czy włoska spontaniczna impreza okołopółnocna to rewelacja… — lecz wzorem skończonej doskonałości, wykwintu, w który wysoka kultura wplata się naturalnie a muzyka (sfer!) jest po prostu W NAS, pozostaną dla mnie właśnie te spotkania przy stole z lata 1989!
______
*nie było wówczas internetu (choć Jean-Paul grywał już sobie z kolegą na odległość w szachy za pomocą komputera) i nie można się było w 3 minuty nauczyć dziesięciu sposobów ładnego-pomysłowego wymodelowana serwetek, itp. umiejętności, które 15-letnia bratanica posiada czasami w stopniu wyższym, niż ja… posiadała już w wieku lat dziesięciu 😀
O, a ja nawet nie zdążyłam się wpisać i dobrze, do jutra przemyślę sprawę.
Sympatycznie się czyta o miejscach, w których dobrze karmią za akceptowalną cenę. Znajomi Młodszej, którzy bardzo dużo podróżują twierdzą wszakże, że najlepiej karmią Szwajcarzy (Nemo, prawda?) chociaż tanio tam nie jest. Uważają też, że najlepsze są kuchnie prowincjonalne – bistra i restauracyjki po wsiach i małych miasteczkach we Francji, Szwajcarii, płn Włoszech i w Austrii. Pewnie wszędzie można spotkać bardzo dobrą kuchnię i zupełnie nieudaną.
PS. Skoro mnie naszło na wspominki lyońskich uczt totalnych sprzed lat 😮 – dodam, iż większość tych francuskich wykwintów, o jakich SzPaństwo czasami sobie tu ugwarzają, poznałam ze stołów lub też bardzo szczodrego podarunku ‚na drogę’ naszych gospodarzy i ich rodziny —
Nb, godne i sprawiedliwe będzie dodanie, iż Lyończycy rozdają też swoim gościom apaszki jedwabne… 😀 Nie tylko fłagrasy, kasztany w puszce i inne takie 😉
Witam, Gospodarzu dla czego niema jeszcze na tym blogu iSmell Personal Scent Synthesizer? Co by zapachy jeszcze były W oczekiwaniu na odpowiedź słucham.
http://fm.tuba.pl/player?id=37600&type=3&checkout=88167575
Lyon słynie z różnych przysmaków,jednym z bardziej znanych są liońskie kiełbaski.Często podaje się je w plastrach po prostu na zielonej sałacie.W przepisie poniżej w towarzystwie przedwojennego i na nowo odkrytego warzywa-topinambura.
http://www.bolliskitchen.com/2009/01/saucisse-de-lyon-aux-topinambours.html
to dzień dobry na dziś … 🙂
nie wiem dlaczego wpis zamieniony bo oba pasują na każdy dzień … 😉 …
Piękny jest opis A Cappelli, aż się chciałoby tam być
przeciez widze ze to nie slon na dolnym obrazku !
ale skoro nie moge odoczytac jak zostaly podane, klepne najdoskonalszy jak dotychczas sposob podawania przegrzybkow ( dla mojego podniebienia )
* kaszanke pokroic w plasterki, podsmazyc z obu stron na rozgrzanym masle, zdjac z ognia i trzymac w cieplym
* podgrzac duszone jablka od Cichalow
* przegrzybki rowniez lewa prawa na masle az sie zarumienia, teraz sol & pieprz i odsuszyc na papierowym reczniku
na cieplym talerzu ukladamy:
+ kaszana na samym dole
+ Cichala jablka
+ jakobsmuscheln
calosc pokropic yyyy, no tym, alkoholem franzuskim z jablek
bon appetit –> to po portugalsku, ktorego w przyspieszonym tempie przyszlo pochlaniac 😎
Pyro,
czy najlepiej karmią w Szwajcarii? Bo ja wiem…
Prywatnie na pewno tak 😉
Ostatnio karmiłam moich gości ziemniakami
W restauracjach mam za mało materiału porównawczego, więcej jadam w lokalach poza Szwajcarią, a jak jadam w helweckich, to na ogół nie ja płacę 😉
Na ogół jest się bardziej krytycznym wobec potraw, za które przyjdzie nam zapłacić i dysproporcja między ceną a jakością może być zapamiętana na długo 🙄
Darowanemu koniowi, jak wiadomo…
Jedzeniem zatrułam się dotąd tylko w Polsce (Łeba)
Ciekawym liońskim obyczajem jest też pot lyonnais.Butelka,w której serwuje się wino w typowych dla Lyonu(wspomnianych przez Gospodarza)bouchons-bistrach.Pojemność 46 cl i bardzo grube 4 cm
dno zwane grubą d…W tej charakterystycznej butelce podaje się Beaujolais lub Cote du Rhone.Dla odróżnienia wina na szyjkę zakłada się odpowiedniego koloru elastyczną gumkę.
http://marcdelage.unblog.fr/2008/06/18/le-pot-lyonnais/
😆 o Nemo tez opisuje obrazki dla slepych 🙄
😆 elastyczna gumka —> elástica de borracha – moze sie przydac 😉
juz wiem jak sie ten napoj z jablek nazywa
c a l v a d o s
mam bardzo dobra pamiec 😆
Chyba Paul Bocuse, nie Bocus, ktory wlasnie byl zmarl?
Sorry za namolna pedanterie. Wiem, jakie to irytujace.
Najlepiej karmią w Jagniątkowie Wedle Bucków. I w szklarskoporębskim Kaprysie. I u mnie w ogródku. Na ogniku szkarłatnym siedzi kos i wpiernicza owocki. Cały zadowolony!
Najadłszy się, nakupczył do krzaka, świnka nie kos. Ale za to teraz ładnie podśpiewuje.
Nisiu-ja na miejscu tego kosa też byłabym zadowolona 🙂
Taki piękny dzień dzisiaj,też bym posiedziała na szkarłatnym ogniku
zamiast przy biurku 🙁
Czy w Szczecinie też letnie słońce ?
Ciekawe, czy dzwońce w tym roku przylecą na ognik. Zawsze bardzo im smakował.
Danuśko, nie wiem, czy to mnożna nazwać słońcem. Przestało lać w każdem bądź razie.
Danusiu – Poznań szaro – bury i chłodny. Koniec lata. Jutro dojdzie do Wawy.
Ognik wyjątkowo bogaty w tym roku w takie ciemnopomarańczowe, ogniste kulki.
No tak,to znaczy szarość dojdzie do nas na łykend 🙁
Szarość już dotarła i do stolicy, wieje dość mocny, ale ciepły wiatr.
Kupiłam sporo owoców i wątróbki kurze na obiad.
Pogoda u mnie rosołowa (szponder słuszny, skrzydło z indyka nieduże).
Nisiu!
Śpiewam (ładnie) Na czym będę siedział i wpierniczał?
Jutro Cię nawiedzimy na cztery audiobuki (taka miara czasu) któreś obiecała po leszczowych pierogach i rozzzole!
czy mm 14 a 15 pasi?
Na czym będę siedział i wpierniczał?
Może na d…?
Jak królestwo dobrego smaku, to na całego 😉
Przecier jabłkowy bulgocze w garnku jak błotne wulkany w Pozzuoli, tylko zapach inny – cynamonowy.
Wyciągam z szafy ciuchy na podróż.
Pyro,
ja też nie mam się w co ubrać 🙄
Koniec pogody na lekkie chłodniki,
jesień,więc pora na gęste krupniki.
Kasztany wiatr rozbija o szare chodniki,
słońca zajrzą do nas jeszcze drobne promyki.
Bociany odleciały już do gorącej Afryki,
a my zostajemy wraz z porcją jesiennej liryki.
Danuśka, jesteś bezcenna ❗ Krupnik 😀
Haneczko 😀
Nemo-kiedy wyruszasz na sycylijskie szlaki ?
Nemo, pozdrów Sycylię ode mnie! Nie dziwię się, że tam wracasz.
Małgosiu,
pozdrowię!
Danuśko,
w niedzielę rano ruszamy do Bolonii, odwiedzimy tam Vijaya, zanim 10.10. odleci do Indii. W programie mamy deltę Padu, którego źródła w Piemoncie odwiedziliśmy rok temu. Zwiedzimy też może Ferrarę. Potem, przez Neapol (chcemy znowu nocować w kraterze Solfatara w Pozzuoli) dalej na południe, aż do końca buta 😉 Powinniśmy dotrzeć na miejsce we czwartek wieczorem. W piątek odbierzemy w Katanii naszych Młodych, którzy przyjadą pociągiem sypialnym z Mediolanu.
Piękne reportaże z podróży. Świetne zdjęcia, ciekawe opowieści. Towarzystwo blogowe utalentowane.
Dorotalu,
nie będzie zielonego chłodnika/chłodniku (?). Będziecie musieli wpaść w lipcu – sierpniu.
Cichalu,
odpisałam 🙂
Ogonku,
zmiłuj się, narobiłeś mi apetytu na calvados a u mnie we wsi nie ma 🙁
Z szacunku dla Szanownych Gości postanowiliśmy wyprać psa 🙄
Ja też chcę na audiobuki, a szczególnie do Nowego Warpna 🙁
Czy ktoś weźmie się wreszcie za teleportację?! To by było cacy…
Chcę do Pyry na pyry z gzikiem – jestem. Na leszczowe pierogi do Warpna – jestem. A tymczasem…pomarzyć. Podróże są niestety, męczące.
U mnie tak:
3 godziny jazdy samochodem do Toronto.
3 godziny przed międzykontynentalnym lotem trzeba być, żeby się zameldować, bagaż i te rzeczy.
8 godzin lotu – a i to zależy gdzie, i czy nie ma przesiadki i dodatkowego czekania.
Potem odbieranie bagażu, bywa szybko, bywa z niespodziankami (no i najważniejszy jest rower!)
Ale i tak dobrze jest, że można się poruszać po świecie
Cichalino, u mnie możesz siedzieć na czym chcesz! Na gałązce ognika też, chociaż specjalnie bym nie polecała, bo STRASZNIE kolczasty. Kolczysty-Zadzierzysty.
Moja kraina dobrego smaku zaprasza Was na Alvarinho Deu La Deu, najszlachetniejsze portugalskie vinho verde, właśnie nadeszła przesyłka (z Poznania, nie z Portugalii). Ew. na zacne porto (było w tej samej paczusi.
A ja mam zaproszenie na małą przepływkę Chopinem po Zalewie, ale pogoda się nie zapowiada, więc będę w domu. Temu Chopinowi to dobrze – niebawkiem porzuca nasz chłodniejący klimat i śmiga na Karaiby.
Zadzwoń, proszę, jak będziecie startować. Praemonitus, praemunitus, jak powiadał nieoceniony kapitan Blood. Ostrzeżony, uzbrojony!
Alicja, pakuj TORBĘ i przyjeżdżaj!
Dziewczynom z Nowego Warpna kupiłam w prezencie małe foremki do pierogów w kształcie rybek. Takie co to się od razu robi 12 sztuk. Ciekawe czy już robią pierogi z leszcza w formie leszcza…
Jak znam życie, Nemo właśnie gugluje zaciekle, żeby znaleźć lepsze vinho verde niż Alvarinho. Prawda, nasza szwajcarska Przyjaciółko?
Nisia,
limit wyczerpany na ten rok (chociaż nigdy nic nie wiadomo, łoczywista), zjedzcie za mnie, a ja tu wypiję wiadome piwo na wspomnienie, bo w sklepie Za Rogiem mogę zakupić – Jerzora wyślę,
bo chociaż pogoda pikna, to mam zajęcia przydomowe 🙄
Wiem…już podawałam to zdjęcie, ale jak na to patrzę, to czuję i prawie smakuję! Tego się nie zapomina!
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/KulinariaDarMOdziezy#5642748695827106306
Jagodo-jeśli Dorotol lubi zielone zupy,to zrób o tej porze roku cukiniową,bo na nią sezon.Najlepiej kupić niewielkie cukinie i nie obierać ze skórki,lepszy kolor.Pokroić w plastry lub kostkę,przesmażyć
z czosnkiem na maśle.Wrzucić do wody,dodać serki topione oraz zioła
i dyżurne,wedle uznania.Na końcu zmiksować.Można podawać z groszkiem ptysiowym.
Nemo-piękna wyprawa! Życzę Wam wspaniałych wrażeń.
Nisiu, nie dla mnie sznur… vinho verde. Woźnica jezdem. Podążam do kilkorga Muz Poznańskich i Berlińskich, ale co się odwlecze to nie uciecze.
Cichalu – czy to znaczy, że muszę do popijania golonek jeszcze barszczyku uważyć? Ani żubrówki, ani piwa? Hmmm tanio mnie będziesz kosztował.
Cichalu,
przyjmij wyrazy 🙁
Odbijesz sobie kiedyś w domowym zaciszu, wspominając towarzyskie spotkania… pociesz się 😉
Nemo —> gute reise i uwazaj na siebie
opracowuje wlasnie checkliste na moja wyprawe. moze sie przydac i Tobie by nie miec wonnych i szybkich przebiegow jak to bylo w lebie 😆
a zatem, w moim przypadku by plywac na desce, zamiast siedziec na klozetowej, postaram sie unikac niegotowanej lub niesmazonej zywnosci
* myc rece po sikaniu
* jadac tylko tam, gdzie mozna spojrzec na lapy, czy przygotowuja starannie
* nie pic wody z kranu, chyba ze z kranu cieknie przedestylowana z trzciny cukrowej
* unikac miesa, ryb i skorupiakow na stanie surowym
Ogonek,
pogięło Cię?! Robić wszystko, czego niby nie należy 😉
no dobrze Alicjo
odpuszczam mycie rak po sikaniu
😉
Wreszcie jakieś zdrowe podejście do życia 😎
i w ten oto sposob, dolaczylas Alicjo, do krolestwa dobrego smaku 🙄
Ogonek, jeśli zechce, doprowadzi prawie każdego na dowolnie wysoki zamek owego królestwa… 🙄
Na 3 półkach (po 90 cm) jest klar, jak u Cichala na pokładzie i ordnung, jak w pruskiej armii. Pod szafą korytarzową leży stos na wysokość pół metra. Jutro zostanie przebrany – co do śmieci, a co się przyda innym. Zostały jeszcze dwie szafy garderobiane. Loos blues i nadal nie mam się w co ubrać (?) Nb znalazłam 2 bluzki o których na śmierć zapomniałam i kilkanaście takich, z których dawno wyrosłam.
Pozostało mi na dzisiaj założenie świeżych powłoczek na moją pościel i będę mogła z czystym sumieniem nalać sobie czarkę wiśniówki.
odlozylem juz do torby masc zynkowa. uzywaja jej lokalesi na spotach w brazylii. wyglada sie dosc idiotycznie w takiej maseczce, ale chroni toto znakomicie przed czerwona twarza.
daj znac a cappella 🙄 kiedy jestes online nastepnym razem, to sie wysmaruje zanim cokolwiek klepne
Ja od paru lat tam jestem…nikt mnie nie musi doprowadzać 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Berlin/03.Knajpa%20turecka.Marylka%20i%20Arkadius.jpg
Pyro! Na Zeusa! Bez przesadyzmu! Może Ewa da się namówić na usługę komunikacyjną. Ona jest niskooktanowa. Albo autobusem…Ale golonka bez piwa? Toż to nie etyczne!
Cichalu – a czy ja napisałam, że mam wielką ochotę ten barszczyk warzyć?
Ja tam się nie znam, ale do golonki kufel piwa, a do tatara piędziesiątka czystej to mus!
No cóż Młode Damy, mądrość przez Was przemawia niezmierna!
Poznań wzbogacił się o 2 wielofunkcyjne sale konferencyjno – koncertowe, przy czym jedna to przebudowana Sala Tronowa albo wielka w Zamku (za moich czasów miała 480 miejsc – teraz nie wiem) zdjęto kamienną, szlifowaną okładzinę ze ścian (nie wiem, czy przywrócona), a nad salą jest potężna kopuła z lokarnami. Jest to sala w stylu historyzującym, eklektyczna z przeznaczeniem na koncerty, teatr i film. Druga sala jest największa i najnowocześniejsza w mieście – tzw Sala Ziemi na terenie Targów – super nowoczesna w wystroju i architekturze na 2 tys miejsc – może być zjazdowo – konferencyjna (kabiny tłumaczy) okablowana do „wszystkiego), albo koncertowo – teatralna.
Oh, Nisiu…
gdybym wiedziała, że masz dla mnie tak zajmujące zadanie, nie marnowałabym czasu na bieganie po górach 🙁
Nie wytrzymaliśmy bowiem i pojechaliśmy na te grzyby. I znowu jest robota – krojenie, suszenie (borowiki), smażenie i jedzenie (rydze), zastanawianie się, co z tym zrobić (kurki)…
Na kolację sałatka z pomidorów, chleb razowy, rydze z patelni, wino toskańskie Sentimento (sangiovese) – naprawdę tak się nazywa 😉
Nemo! Zmoro zmorowata! Musisz się znęcać? Niech Ci będzie. Przetrzesz szlaki dla Bliźniaczek – one ruszają 21-go.
Z tym Lyonem to roznie bywa. Nie dalem sie skusic na cienko skrojone swinskie ryjki czy czipsy zrobione z ze swinskich chrzastek. Pamietam, ze zamowilem lyonska specjalnosc czyli fromage blanche au ciboullettes (z gory przepraszam za bledy jezykowe), a to byla zwykla gzika (gzik to sie mowi w Poznaniu). Zreszta pisalem juz kiedys o tym, bo mi sie skojarzylo z piosenka Mlynarskiego kiedy to elegancka „soup de pommes de terre” okazala sie po prostu kartoflanka, domowa kartoflanka.
Pyro,
przepraszam, zapomniałam ostrzec, byś nie czytała 😉
Oj, jakie dobre te rydzyki. Właściwie to za nimi nie przepadam, ale raz na jakiś czas, nie większe niż moneta 5-frankowa (31 mm), usmażone na maśle z oliwą… Mmm…
Do sałatki pomidorowej sos z musztardy dijońskiej, octu winnego, oliwy, soli, pieprzu, szalotki, pietruszki i bazylii – bardzo zachęcający aromat.
Wylizałam miskę 😎
Ogonku,
to ja Tobie też życzę zdrowych ślizgów i owocnego kitowania, niech Ci wiatry służą 😉
W Brazylii trzeba chyba trochę więcej się dezynfekować np. caipirinhą
Pyro,
dokąd ruszają Twoje Bliźniaczki?
Na tej naszej grzybnej hali był taki szczególny nastrój, niby jesień, a czuło się nadchodzące śniegi. Wiatr był zimny i dość silny, aż drzewa szumiały, a po niebie pędziły zwały szarych chmur na spotkanie z białymi obłokami różowiejącymi w ostatnich promieniach słońca. Spomiędzy tych chmur wydrapywał się mozolnie księżyc bliski pełni, jak jechaliśmy do domu, to już wisiał nad nami i wskazywał drogę ku dolinie…
Wielki wybór muchomorów zastaliśmy – małych, dużych, nakrapianych i gładkich. Piękne były. Muchomory rosną chętnie trochę wcześniej niż borowiki i w podobnych warunkach. W przyszłym tygodniu ma być ciepło…
A we Włoszech zapowiadają strajki.
Znaczy – jesień.
„Gdzie są te chwile kto mi wytłumaczy
Gdy do stołówki razem szliśmy, miła
Za nami został dzień solidnej pracy
Przed nami na stoliku już dymiła
Kartoflanka, biurowa kartoflanka,
która mych pierwszych westchnień była świadkiem.
Zawsze w niej parę pływało skwarek,
ty je ze mną łykałaś ukradkiem.
Z wszystkich zup nam najlepiej smakowała
przyprawiona z umiarem, acz pikantna,
Taka posilna, taka przymilna,
kartoflanka, kochana kartoflanka.
Niestety krótko miało trwać to wszystko
W innej stołówce dziś pod palmą siedzisz
Przenieśli cię na dyrektorskie stanowisko
No a ja samotny płaczę nad talerzem
Kartoflanki, biurowa kartoflanki
która mych pierwszych westchnień była świadkiem
widzę tych parę mizernych skwarek
których ze mną nie przełkniesz ukradkiem
choć się zmuszam dokończyć jej nie mogę
nie uważam by była zbyt pikantna
ale wodnista i nienawistna
kartoflanka ohydna kartoflanka
I nagle dzwonisz do mnie ukochana
Do swej stołówki mnie zapraszasz dzisiaj
Więc patrzę na te palmy i dywany
I w jadłospis a w tym jadłospisie
Patato soup ponte dece tak napisano
Ja tu czytam i tak się denerwuję
Bo po raz pierwszy jestem w takiej
wytwornej restauracji dla dyrektorów
Języków obcych nie posiadam
Więc tak patrzymy sobie z tą najdroższą
Panią dyrektor długo w oczy
W tym czasie kelnerka przynosi nam
Dwa talerze z tym całym pomfeter
Nieważna i ja się orientuje że to jest
Nic innego jak kartoflanka
I tutaj kartoflanka znów jest
Twoich i moich westchnień światem
Znów w niej parę żegluje skwarek
Ty znów łykasz je ze mną ukradkiem
I jak dawniej jak dawniej nam smakuje
Przyprawiona z umiarem acz pikantna
Taka posilna taka przymilna
Kartoflanka kochana kartoflanka”
Niestety, nie ma na youtubie… 🙁
Nemo – na Sycylię – wulkanicznie: najpierw Neapol , Wezuwiusz, etc, potem Sycylia, Etna itd. Każda bierze swoich uczniów.
Jest, jest.
http://www.youtube.com/watch?v=F-g-T3rxpXk
Pyro,
no to super! W Neapolu na pewno zajrzą do Solfatary i na Campi Flegrei, a także nie pominą Pompei. Czy odwiedzą Wyspy Liparyjskie? Wtedy koniecznie na Vulcano
Rany julek (i mańka też)…co zrobić z nadmiarem kani?! Jerzor spotkał po drodze, zebrał, mieści się to na pół stołu kuchennego.
Ja znam sposób – kanie przyrządzić a la schabowy, ale tyle nie zjemy za jedną razą 🙄
Smażyć obrane, bez panierowania i mąki, na maśle z oliwą, skurczą się i będzie jeszcze za mało 😉
W ostatnią niedzielę zebraliśmy 6 sztuk, ledwie wystarczyło na małą przekąskę dla 4 osób.
Alicjo – 2 dni wytrzymują w lodówce. Radzę od razu rozdać sąsiadom albo na jutro zaprosić przyjaciół. Niczego więcej z nich nie zrobisz.
Nemo – Ania już 3 razy tam bachory woziła, więc teren zna. Wyspy Liparyjskie nie zmieszczą się w czasie i finansach. Jak wyglądają pozostałości po wulkanach dzieci zobaczyły na Dolnym ŚląSKU DZIĘKI ARTYKUŁOWI W pOLITYCE. aNKA POJECHAŁA SIĘ ROZEJRZEĆ i zaraz potem zabrała klasę geograficzną. Nie czarujmy się – w grupie jest zwykle tylko kilkoro chętnych do nauki – reszta jedzie na wycieczkę.
Alicjo – przypominam, że Irek radził kanie moczyć 2 godziny w mleku, a ja mu wierzę, bo smak ten osobnik ma (vide – śledzie zjazdowe)
Ku przestrodze!!!
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,3621752.html
Yurek – przecież te dwa grzyby różnią się zasadniczo.
Dla grzybiarza tak, nie każdy nim jest.
Grzybów nie powinno się zbierać w pobliżu ruchliwych dróg czy terenów przemysłowych, bo wtedy i te zupełnie jadalne mogą zaszkodzić 🙄
Czubajka kania, ta biała i nie czerwieniejąca, też może spowodować problemy żołądkowe, jeśli była podgrzewana (smażona) krócej niż 15 minut – twierdzą toksykolodzy.
Ten grzyb w mojej okolicy nazywany jest Parasolpilz 😉
Ja jej nie obieram – tylcem noże zdrapuję kosmki, wycieram papierowym ręcznikiem i wszystko.
Ja tam nie narzekam, ale stwierdzam fakt – ktoś kradnie moje suszone grzyby, wina, sery, świńskie ryjki w plasterkach. Listonosz?
Ale nie o tym ci ja chciałem – 31.45 mm 🙂
Gzikę uwielbiam. Gzik blanc już nieco mniej 🙂
A, bo on, proszę Placka, jest z nieprawego łoża, ten „blanc”. On nie ma prawa być biały jeżeli ma dostatecznie dużo zielonego koperku, szczypiorku, pieprzu i soli.
Srebrna z 1931 roku 31 mm
W mojej rodzinie nikt nie zbiera grzybów, co do których nie jest 100% pewien, a dzisiejsze kanie były zebrane z dala od uczęszczanej szosy (głupi my nie są). Jerzor jeździ pół drogą, a pół bezdrożami asfaltowanymi, ale już nieużywanymi. Są tu takie, wyobraźcie sobie.
Póki co
Księżyca circa 1931 i portmonetki gwiazd Państwu życzę.
Ile milimetrów ma złoty „Bocus”?
Jak rozpoznać fałszywe 5 franków?
Po roczniku 1991 – nie było takiego. Po różnych odstępach gwiazdek na obrębie od słowa „Dominus Providebit”, a przede wszystkim po piątce przerobionej na szóstkę 😎
Po tych kaniach jeszcze żyję 😯
Reszta w lodówce, czeka na jutro.
Dobrej nocy.
Po grzybach – prawdziwa herbata. Dilmah 🙂
O, Mordechaj donosi, że zmarł jakiś Bocus 🙁 Who?
Dzień dobry Wszystkim,
Zadaję sobie dzisiaj pytanie – czy ja, ze swoimi marzeniami o prawdziwej, domowej kartoflance, kapuśniaku, mielonym z ziemniakami i kapustą, zsiadłym mleku z młodymi kartoflami z masłem i koperkiem, czy ja z takimi właśnie marzeniami i myślami mogę wejść do Królestwa Dobrego Smaku?
Nie, tam mieszkają smaki z innej półki, niby wyższej…, ale ja i tak przy swojej zostanę…
Dobranoc 🙂
dzień dobry ..
o z rana nowa zagadka z wpisywaniem … nie wiem czy mi się uda to tylko miłego dnia ..
Piotrze to chyba żarty .. ostatni raz się wpisuje bo nie mam zamiaru się trudzić i śledzić dwa wyrazy o dziwnym brzmieniu ..