Wino z piękną historią
Mój ulubiony magazyn „Czas Wina” nie raz, nie dwa pisał o winach z tego regionu. I to z dużym entuzjazmem. W końcu i ja sięgnąłem po butle z tym trunkiem. I nie żałuję. A jeśli zważyć jeszcze że Ribera del Duero ma długa i ciekawą historię…
Cofając się w czasie o dwa tysiące lat, spotykamy pierwszą wzmiankę dotyczącą wina: rzymską mozaikę o powierzchni 66 m kwadratowych uważaną za największą i najlepiej zachowaną alegoryczną mozaikę nawiązującą do tematyki winnej. Odkryta podczas winobrania w 1972 roku w małej miejscowości Bahos de Valdearados, przedstawia Bachusa trzymającego w ramionach Ariadnę i Ampelosa.
Te pierwsze powiązania ulegają wzmocnieniu w średniowieczu, na przełomie X i XI wieku. Towarzyszy im powstanie najważniejszych ośrodków osadniczych tej strefy jak San Esteban de Gormaz (w prowincji Soria), Roa i Aranda de Duero (w prowincji Burgos) czy Pehafiel (w prowincji Valladolid).
W XIII w. powstają pierwsze bodegi, piwnice wykopywane w obrębie osad. Wino i winnice zaczynają odgrywać istotną rolę w rozwoju kulturalnym i gospodarczym Ribery, wzrasta produkcja, rośnie lokalny handel i rozpoczyna się eksport do pozostałych regionów Kastylii.
WXV w. wychodzi „Rozporządzenie Kastylijskie”, na mocy którego określone zostają środki dotyczące kontroli produkcji oraz handlu wobec win zagranicznych oraz inne o charakterze fiskalnym.
Chroniona nazwa pochodzenia „Ribera del Duero”, w formie jaką dzisiaj znamy, zrodziła się z inicjatywy licznych właścicieli winnic i bodegas, pragnących zapewnić im rozkwit jak i wpłynąć na poprawę jakości win w swoim regionie.
Pierwszy protokół, zapisany w księdze Rady Regulacyjnej datuje się na 23 lipca 1980 r., kiedy instytucja ta działała jeszcze w sposób tymczasowy. Dwa lata później, 21 lipca 1982 r., Ministerstwo Rolnictwa, Rybołóstwa i Żywności przyznało Riberze del Duero nazwę pochodzenia i zaaprobowało regulamin. Od tamtej pory, uruchomienie nowych sposobów upraw, wprowadzenie najnowocześniejszych technologii do wytwarzania wina oraz rygorystyczne procesy kontroli stosowane przez Radę Regulacyjną sprawiły, że Ribera del Duero stała się ośrodkiem ożywionej działalności gospodarczej oraz synonimem jakości.
W regionie Ribera del Duero historia toczy się równolegle do rozwoju upraw winnej latorośli i produkcji wina. I tak grona szczepów, odciskają swoje piętno na krajobrazie, ludziach i kulturze. Winogrono tempranillo oraz skrajne warunki klimatyczne panujące w jednym z najwyżej położonych regionów winiarskich (pomiędzy 850 a 1000 m n.p.m.), stymulują produkcję substancji aktywnych, które zapewniają winu niezwykle intensywną barwę i aromat. Z reguły winorośle zdolne do przeżycia w tak skrajnych warunkach dają wina o ciemnej barwie, głębokim aromacie i doskonałej strukturze, skoncentrowane, o wyraźnym stylu i dobrym potencjale starzenia. Te wszystkie cechy w połączeniu z doskonałym zarządzaniem winnicami są kluczem do produkcji jednych z najlepszych win na świecie. Fot. P. Adamczewski
Komentarze
Oj, chyba mam szansę bycia pierwszą 😉
Oj, chyba mam szansę bycia pierwszą
No i co z tego?
Moja słabość do czerwonego wytrawnego jest powszechnie znana. Pojechaliśmy na zakupy do Czech, bo to rzut beretem od Złotego Stoku. Pani sklepowa znakomicie mówi po polsku, bo większość klienteli to POlacy. Poradziła nam bardzo popularne Vino Rosso-coś-tam, italiańskie.
Cena wprawiła mnie w osłupienie – 28 złotych za…5 litrów wina 😯
(w rejonach przygranicznych bez trudu płaci się w złotówkach).
Wydało mi się podejrzanie tanie to wino, ale pani powiedziała – oryginalne włoskie. Poczytałam – faktycznie, ale rozlewane w Słowacji.
No dobra, spróbujemy. Miałam rację, rzadki kwach, nadający się tylko do gotowania albo najlepiej na ocet. Następne wina kupowałam już oryginalne i tylko takie, które znałam. I tak w Czechach wino jest tanie jak barszcz w porównaniu z naszymi kanadyjskimi cenami, nawet te drogie są tanie.
Jerzor dziękuje wszystkim za życzenia („musiałaś rozgadywać?!”).
Wyjaśniłam, że należy do gangu, bywa na zjazdach, więc niech nie pyszczy, tylko się cieszy, że tyle ludzi wzniosło toast.
Dzień dobry.
Alicjo – i jak Ci jest ze „starym” mężem?
Swoją drogą rolnicy uprawiający winorośl zasługują na najwyższy szacunek – suche, kamieniste gleby, spore wahania temperatur, wiele zabiegów pielęgnacyjnych i zawsze nieprzewidywalny wynik uprawy, to naprawdę ciężki kawałek chleba. Chyba tylko oliwka i szafran pozwalają na wykorzystywanie tak nieurodzajnych – pozornie – gleb. Dzięki jednak takim wymaganiom mogą ludzie cieszyć się winami z Kalifornii, pogórza Kaukazu i Atlasu, półpustyń australijskich. Dla nas pozostaje „wysiłek” zakupu kilku butelek wina i wypicie ich w gronie przyjaciół i rodziny.
Ja zaczynam dzisiaj w kuchni sezon jesienny – na obiad szare kluski z wędzonymi skwarkami i kapusta zasmażana. Jeden z ukochanych obiadów mojego Dziecka (i Nisi, o ile pamiętam).
Pyro, nie tylko i Nisi, nie tylko. U nas tradycja czyli owsianka ozdobiona na deser jajecznicą z kurrrkamu, kurrrka wodna…
Ja zaczynam dzisiaj w kuchni sezon jesienny ? na obiad szare kluski z wędzonymi skwarkami i kapusta zasmażana. Jeden z ukochanych obiadów mojego Dziecka (i Nisi, o ile pamiętam).
To i „dziecko” wygląda, jak wygląda.
Spóźnione życzenia dla Jerzora. Niech kręci jak najdłużej i jak najsprawniej pokonując szosy Europy i Ameryki!
caffe-lena – dzięki za dobre słowo.
Synusiowi Pyry spóźnione życzenia, Pyrze- gratulacje i pozdrowienia, bowiem urodziny dziecka to wielkie święto jego rodziców!
Wszystkim-pięknego dnia,takiego jak mamy dziś w Poznaniu, ze słońcem na czystym niebie!
takiego, jaki mamy dziś…
Ewo z P. – wielkie święto i dosyć smętne… Mój Synuś dziadkiem ucznia 1 klasy. Moje Dziewczynki – panie w dobrze średnim wieku. A ja? Taka młoda podfruwajka? Nie patrzę w lustro, zapominam, że siedzę i patrzę w okno – wciąż mam 20 lat…?
Na blogu Bobika znalazłam przezabawny wpis Andsola, który pozwalam sobie udostępnić stołownikom:
Nasza firma usługowa ?NiePie? oferuje usługi koncyliacyjne na terenie Kraju i za granicą w sporach duchowych i materialnych między egzorcystami i szatanami. Naszą naczelną zasadą jest Ksiądz syty i Diabeł cały. Chlubimy się pomyślnymi rokowaniami sięgającymi 97% przypadków. Władamy kilku językami, a w transie i porywie to i kilkuset. Dla wysiedlonego szataństwa wynajem tanich lokali w tropikach. Dyskrecja zakluczona.
errata – tam, gdzie pytajniki przy nazwie f-my „NiePie” – no, właśnie, powinny być cudzysłowy.
Pyro,
nie lamentuj. Moja cioteczna babka pytana, ile ma lat, odpowiadała (wstydliwie kryjąc się pod kołdrą) – siedemnaście 😳
W rzeczywistości miała 88.
Wczorajszym jubilatom – najlepszego możliwego życia!
Dzień dobry Blogu!
Zimno, słonecznie, wietrznie. Goście poszli na górę za domem 800 metrów deniwelacji, tak dla aklimatyzacji 😉
Wieczorem przyjedzie dziecko, jutro rano Geolog przywiezie smartem tego reverenda z Ugandy – będzie wesoło.
Nemo – jedną z przaśnych, acz ulubionych anegdot w mojej rodzinie, było oburzone powiedzenie 80-latki w poznańskim szpitalu. Było tak, moja Janeczka leżała w tej samej sali, gdzie i owa pani. Pielęgniarka naszykowała specyfik do iniekcji i poprosiła (niby grzecznie) „Babciu, zrobię zastrzyk, niech się Babcia na bok obróci”. Na takie diktum pani owa krzyknęła oburzona „Babcia, srapcia! Pannom jeszcze jezdem!” Okrzyk ten cytowany był u nas w domu wiele razy i z różnych powodów. NJCZĘŚCIEJ, KIEDY TAK ZWRACALIŚMY SIĘ DO WŁASNEJ RODZICIELKI (PEDAGOGICZNIE; ŻEBY DZIECI UCZYĆ). Nie wpadłam w uwielbienie własnej osoby, tylko znowu niechcący uderzyłam w caps lock.
Serdecznie przepraszam za literówki, za błąd w słowie dictum i ogólnie za niechlujstwo klawiaturowe. Poprawię się.
Wczoraj wieczorem zadzwonił Vijay. Z końcem września wygasa jego kontrakt na uniwersytecie w Bolonii. W poszukiwaniu dalszej pracy w Europie natknął się na ofertę pracy badawczej na Uniwersytecie Masaryka w Brnie. Przedwczoraj przysłał mi kopię korespondecji z osobą, która będzie jego ewentualnym przyszłym szefem. Wyguglałam sobie zdjęcie i mówię:
– Vijay, bardzo przyjemna ta pani profesor 😎
– What?!
– Prof. Lenka Zajickova is a lady!
– 😯 A ja pisałem do niej „Respected Sir”!
dzień dobry …
Świętującym wszystkiego naj .. naj … i zdrowia … 🙂
Alicjo u nas w Biedronce jest też takie wino i chyb trochę lepiej rozlewają bo da się wypić chociaż nie powala … lepsze jest biała .. cena chyba ok. 33 PLN .. kiedyś kupiłam bo mi potrzebne były te butle na robienie wiśniówki …
trochę jestem zajęta to wpadam jak jest okazja … pomachanko do wszystkich … 🙂 …
Stary mąż udał się kręcić kilometry po dolnośląskich szosach, już trochę nakręcił, przedwczoraj przełęcz Puchaczówki i okolice, a ja z kumą ze Starego Gierałtowa miałyśmy plotkarski dzień bez panów. Wieczorem znakomita kolacja (mąż kumy znakomicie gotuje), no i nocne Polaków rozmowy. Próbowaliśmy po kolei różne czerwone wina, których Mirek jest koneserem i znawcą, a Bożena jeśli już, to odrobinę białego.
Bożena specjalizuje się w ogrodnictwie – mają sporą posiadłość i od wiosny do póżnej jesieni Bożena urzęduje w ogrodzie. Z roku na rok obiecuje sobie, że areał zmniejszy, ale wychodzi jej odwrotnie, areał się powiększa 🙄
Ma fantazję i rzeczywiście ten jej ogród jest przepiękny, zdolna kobieta.
Ciekawe, co by wyczarowała z mojej górki – jej wielki ogród leży na pagórach. A ja jestem leń patentowany, bo mi się nie chce za bardzo w to bawić.
Dzisiaj na obiad zrobię chyba schabowe. Siostra zaordynowała rybę, ale ona i tak w Warszawie na konferencji, a Mama z Jerzorem przegłosowali schabowe.
Pogoda piękna, ale gorąco nie jest. Rześko.
Jolinku,
mnie się wydaje, że to vino rosso przy rozlewaniu było nieźle chrzczone i nawet gdyby było pite w ilościach, nie powaliłoby 😉
Wracając do życzeń, tak naprawdę czego nam wszystkim potrzeba, to przede wszystkim zdrowia. Rozglądam się po rodzinie i znajomych…no właśnie, potrzeba nam zdrowia.
Dlatego dzisiaj wieczorem proponuję wznieść kileichy za ZDROWIE.
Wzniosę także drugi – za Pyrowego Stasinka, bo w ferworze wczorajszym zapomniałam 😳
Pyra, godz. 10:44
?Babciu, zrobię zastrzyk, niech się Babcia na bok obróci?.
Tak, anegdota anegdotą, ale sposób zwracania się pielęgniarki jest nie do zaakceptowania! Dla mnie żadna pielęgniarka NIE MA PRAWA zwracać się w ten sposób („babciu, dziadku”) do NIKOGO z pacjentów, do żadnych pacjentów, tych wykształconych lub nie, tych „przytomnych” umysłowo ani do tych mniej „przytomnych”. Jest to obraźliwe! Czy w szkołach pielęgniarskich nie uczy się etyki zawodowej? Być może tak, ale później wygrywa zwyczaj przekazywany przez starsze pielęgniarki w szpitalach. Niestety.
Pozdrawiam.
Banos de Valdearados,
http://www.elnortedecastilla.es/20111228/local/burgos/roban-parte-mosaico-villa-201112281653.html
to jeszcze
http://www.cluniasulpicia.org/8villa/villabdv/oecus.html
Dan – oczywiście masz rację. Historia opowiedziana przeze mnie, działa się w końcówce lat 50-tych ub.w. Wtedy taka forma zwracania się do starszych pacjentów była ogólnie przyjęta (przez lekarzy także). Forma pan/pani w odniesieniu do starców wskazywała wtedy, na dość wysoki status pacjenta. Osobiście przeżyłam nieprzyjemne zaskoczenie, kiedy lekarze traktowali mnie per „ona”; miałam trzydzieści kilka lat i po raz pierwszy spotkało mnie coś takiego. Zaprotestowałam.
A tak w ogóle muszę się pochwalić i pochwalić domowe Dziecko : dostałam bardzo zręczną i ładną portmonetkę z małym portfelem – dobra jakość skóry, ładny wzór, staranne wykończenie. Nareszcie przestaną mi drobne monety bokiem wypadać z portmonetki.
Nemo,
Mogę się pochwalić podobną anegdotką. Kilka lat temu, jeden z kontrahentów firmy napisał do kolegi tytułując go „Expensive Przemyslaw” . Kolega przez chwilę poczuł się milionerem 😉
Ewo – czy flanela pomogła sklarować nalewkę?
Dzień dobry, jak zwykle nie na temat. Przejeżdżałem obok, zatrzymałem się i zrobiłem kilka fotek. Giverni… no niezupełnie, ale tak mi się skojarzyło…
https://picasaweb.google.com/takrzy/Lilie#slideshow/5788090481121180082
Pyro,
Tak – raz jeszcze dziękuję za dobry pomysł.
Przy okazji, spóźnione serdeczności dla Jubilatów 🙂
Nowy – nic dziwnego, że impresjoniści tak chętnie malowali ogrody, stawy, nenufary.Twoje fotografie tej samej rodziny przecież.
Wracając do wakacji, kolejny postój zaliczyliśmy w okolicy Diabelskiego Miasta
http://www.eryniag.eu/6653
Zdjęcia:
https://picasaweb.google.com/104148098181914788065/DavoljaVaros#slideshow/5787335993901826178
Nowy – wspaniałe zdjęcia 🙂
Sączę chilijską Undurragę
Jesienny wieczór
Ewa – wpisałam się u Was; udało się. A napisałam samą prawdę.
Pyro,
Jesteś wielka, nasz samochód serdecznie pozdrawia 😆
Piękne te Wasze relacje, Ewo. Zawsze uważałem, że niekoniecznie trzeba lecieć transkontynentalnie, aby doznać nowych, pozostających w pamięci wrażeń.
Pepe – czy pokazały się grzyby w Twojej okolicy?
Morze to pomoże?
http://nagrzyby.pl/index.php?artname=mapka
Tu są od wieków.
http://www.panoramio.com/photo/74726410
Yurku – i mocnego chłopa proszę do noszenia tych grzybów z drugiej linki.
Wszyscy widać zajęci, to i ja sobie idę. Pa.
A, hiszpańskie wino.
Ćwierć wieku temu, bez mała, zdarzyło nam się przejeżdżać przez miasto Soria i trafić do bodegi(?) Chcielićmy się zaopatrzyć w co trzeba, bo był piątek, a myśmy koczowali. Byliśmy w drodze w siedem osób (absolutnie męska wycieczka) we dwa samochody, i wyszukiwaliśmy sobie na mapie miejsca z zaporami wodnymi, bo wiedzieliśmy, że tam będzie ładnie, i można będzie namiotować na dziko, i powędkować do tego. Taktyka polegała na tym, by być tam przed miejscowymi, którzy na weekend też chętnie się w takie miejsca wybierali i czasem było trudno jeszcze znaleźć miejsce.
Tego piątku właśnie, do południa, zaopatrywaliśmy się w Sorii we wszystko, czego potrzebowaliśmy do poniedziałku. Szczęśliwie, ktoś dał nam cynk na miejsce, gdzie możemy się zaopatrzyć w porządne wino, bo to z regałów sklepowych można było zapomnieć. Nie zawsze może, ale przeważnie.
Zajechaliśmy pod garaż (wątpliwości nie mogło być, bo doradca wskazał wprost palcem). To wyglądało jak podrzędny warsztat samochodowy, ale wewnątrz było pełno plastikowych beczek i parę ludzi do tego, co kazali sobie nalewać. Zapamiętaliśmy z której beczki biorą, więc też nastawiliśmy nasze karnisterki. Pan dał nam do skosztowania i w sumie, stosunek ceny do jakości zupełnie nas przekonał. Jak nam zapełnił, dał nam do skosztowania jeszcze jedno inne. To, droższe było dobrze ponad dwa razy, ale jakość była też zupełnie inna. Jako że, nasze zbiorniki były już pełne, dał nam on pięciolitrowy baniak co go tam miał – w takich wtedy rozprowadzano wodę stołową – i odlał pełny.
Nie muszę się chyba wysilać na wniosek, że to było to! Męczyliśmy się też tym, co przedtem zakupiliśmy, ale w poniedziałek wróciliśmy do Sorii, by zapełnić wszystko co próżne tym właśnie winem. Szkoda, że pojęcia nie mam co to było, bo kto by się wtedy przejmował takimi detalami.
Co do szczegółów geograficznych i klimatycznych potwierdzam, że jadąc z półnony na południe mieliśmy długą wspinaczkę i rzeczywiście, w półpustynnej scenerii podpadnły mi nagle wysokie tyki na brzegach szosy, miarkujące możliwe zawieje śnieżne.
Ladny reportarz, a najbardziej zdumiewa mnie ta ciagle ladna i poprawna polszczyzna.
Dziękuję Miodzio.
Staram się pisać po polsku jak tylko potrafię. Jeśli piszesz, że poprawnie, to jestem uspokojony, bo to by znaczyło, że się nie pogarszam.
W szkołach prawie nigdy nie wystarczało ponad czwórkę.
Dobranoc.
Przyjechałem do domu i przejrzałem swoje skromne zasoby – okazało się, że też mam WINO Z PIĘKNĄ HISTORIĄ.
https://picasaweb.google.com/takrzy/WinoRiberaDelDuero#5788231365560297762
No pewnie, że otworzyłem, chociaż na kolację miałem tylko pizzę. Ta butelka wina to dość dawny podarunek od kogoś, stała, aż się doczekała specjalnej okazji.
„Antidoto” się nazywa…
Wino naprawdę dobre, jak Gospodarz opisuje – o ciemnej barwie i doskonałym smaku.
Po otwarciu butelki rzuciłem się łapczywie spróbować i wydało mi się takie sobie, dopiero teraz, gdy „złapało oddechu”, po dwóch godzinach pokazało, że to jest to. Ważne jest jednak, żeby czerwone wino otwierać co najmniej godzinę przed delektowaniem się.
Wcale się nie dziwię, że Cię zdumiewa…
Dzień dobry.
Zaraz tuptam do sklepu, bo tacka z żeberkami, które była nabyła Młodsza, a które miały być upieczone na 2 obiady, okazała się wysoce niewystarczająca. Po prostu obcięto mięso z tych żeberek do gołego żebra i nadają się co najwyżej do ugotowania krupniku na gnatach. W rezultacie trzeba iść kupić jakieś żarełko. Jeżeli dostanę biszkopt kakaowy to kupię, jako bazę do tortu (nie pomyślałam żeby wczoraj upiec) – jeżeli zaś nie dostanę, to zrobię mus czekoladowy z owocami i śmietaną, a upiekę szarlotkę.
Tak więc zaraz ubieram pieska w szelki i smycz i wychodzimy.
Dzień dobry, a ja właśnie wróciłam z psiej przebieżki 🙂 Gotuję ryż, który będzie w towarzystwie kabaczka, do którego prócz czebuli, pomidorów, dołożyłam wielką czerwoną paprykę. Ambitnie opaliłam na czarno skórkę, dzięki czemu łatwo się jej pozbyłam. Dla urozmaicenia – jogurt z ząbkiem czosnku i koperkiem.
Serdeczności nieco spóźnione dla świętujących w ostatnich dniach 🙂
A tu jeszcze sznureczek do przytaczanej już kiedyś „Kuchni nad Atlantykiem”, gdzie zainteresowani znajdą relację z podróży Autorki w stronę Duero
http://www.kuchnianadatlantykiem.com/2011/07/ribera-del-duero-sukces-bez-kompleksow.html
Dzień dobry,
Ewo,
dopiero dzisiaj obejrzałem Wasze zdjęcia i wszedłem na stronę Waszego blogu. Do pochwał Pyry dodaję swoich 100 „ooooch i aaaach”!
Irek, Pyra, też dzięki 🙂
Irku czemu? Wiem, że się zasłużyłem, ale żeby aż tak…
Na obiad kopytka z kurkami w śmietanie
Tak, tak, to są te same kurrrki com je kupił w czasie powrotu z ogonkowego raju!
Ewa domaga się kopyrajtów. Zaświadczam, ze kurrrki kupowała Ewa i że wszystkie zdjęcia z Miedzyzdrojów (wyjąwszy moje w krótkich majtkach – obiektu zazdrości co poniektórych) były Jej autorstwa!
test
Żabi idź do poczty. Plz
Dzień dobry,
Wszystkie Wasze zdjęcia są ciekawe. Z zainteresowaniem przeczytałam też wpis z Kuchni Nad Atlantykiem.
Samo się wysłało…
Barbaro, dzięki za ten sznureczek. Pani Agnieszka pisze bardzo ciekawie. Czerwoną paprykę też tak podpiekam. Zabrałam się za pasztet wzorem Krystyny. Będę teraz przekręcać wszystko przez maszynkę, przykręconą do stołka bo stół ma za szeroki blat. Ciekawa jestem co z tego wyjdzie.Pozdrawiam Blogowiczów.
Alino 🙂
Pamiętam, że Ty także jakiś czas temu zaczęłaś robić zdjęcia i ku naszej radości pokazywałaś je na blogu. Szkoda, że zaniechałaś, lubiłam oglądać, szczególnie, że były sympatyczną ilustracją Twoich stron.
Życzę udanego pasztetu 🙂
Gorzka czekolada rozpuszczona w śmietanie schładza się tuż obok kremówki. Jutro skoro świt ubiję obydwa kremy i nałożę urodzinowy tort Młodszej – smażone maliny, śmietana z jeżynami, potem krem czekoladowy, wierzch też z czekoladowym ale przybrany bitą śmietaną i jeżynami (cukrzą się, bo kwaśne, jak nieszczęście) boki i wierzch tortu w wolnych przestrzeniach posypany drobno siekaną czekoladą i orzechami. Upiekłam też na jutro te nieszczęsne żeberka – niczego lepszego już dzisiaj nie kupiłam. To, co miało być na dwa obiady, z ledwością wystarczy na jeden. Zlałam i zabutelkowałam tegoroczną orzechówkę – niewiele zrobiłam, bo mam jeszcze ponad pół litra z ubiegłego roku, a nie jest to wódeczność częstego użycia. W poniedziałek zleję malinówkę – ona nie powinna długo stać na owocach, a będzie już 10 dni od nastawienia. Też niezbyt wiele, bo gównie zależy mi na malinach z nalewu – nalewka, to niejako produkt uboczny i niewiele osób ją preferuje.
Żabo, serce, czekam na odpowiedź. Na priva.
Cichalu – u Żaby Synuś sianożęcił czy cuś, a ona maszynę na górkę wtaskała – ergo – prędzej niż nocą nie zajrzy, a może i wcale.
Pyruniu, dowcip w tym, ,że moja poczta dała d… sorry, zepsuła się i chciałem od Niej kontaktu do Ciebie!!
Cichal – zaraz melduję się u Ciebie
Cichalu,
Wysłałem do Ciebie pocztę a Ty piszesz że dała ….
Mam nadzieję że dotrze.
Zrobiłem eksperyment. Usmażyłem spady malinowo – kosztelowe z majerankiem i koperkiem suszonym i dodałem do kaszanki + kalafior. Wyszło sympatycznie smakowo 🙂
Dobry wieczór we Wrocławiu!
Troszkę chłodno się zrobiło, jesień idzie ku nas przez park…
http://www.youtube.com/watch?v=2jIkCyxoePo
To już ostatnie dni naszej podróży, zacumowani u mojej Przyjaciółki, bo trza sobie jeszcze pogadać. Pobiegać po Wrocławiu i poodwiedzać.
Dzisiaj po drodze do Wrocławia odwiedziliśmy mojego przyjaciela ze studiów (krótkich, ale owocnych w przyjaźnie) w okolicach Sobótki. Odwiedzamy ich po drodze co roku właściwie, bez zapowiedzi, bo oni nie potrzebują zapowiedzi, skoro po drodze i na chwilę.
Będzie fotorelacja. Rycho Italiano z pochodzenia. Wpadliśmy na herbatę/kawę, ale gdzie tam… jedzenie, jedzenie, jedzenie…
Oraz wino włoskie.
Wracam do stołu u Alsy.
Jabłka smażone do kaszanki często się daje; nowością są maliny.
Ja robię swoistą przystawkę – sałatkę: liście jakiejkolwiek sałaty porwane w duże kawałki, między nimi garść malin i kawałeczki koziego sera. potraktowane to grubo utartym pieprzem i polane dresingiem – druga garść malin, 1-2 łyżki gęstej śmietany, łyżka majonezu i przyprawy jakie kto uważa.
Pyro et consortes. Poczta mi była nawaliła. Tymczasowo mam cichalewskijanusz@gmail.com
Jak naprawię, wrócę na starą. Przepraszamy (wraz z pocztą)
Poczta chyba do Kapitana nie dochodzi. Zadzwoń do mnie i już.
Pyro,
tu nie ma malin, to też jabłka malinowe
Cichalu – podałam Ci rękę
Cichalu,
Napisałem na nowy adres 🙂
Irek – to się musiało udać (tylko ja nie mieszam – do wątróbek i kaszanki daję obok, jako jarzynkę)
Kosztele, malinowki, szczecinki, antonowki… gdzie te dawne wspaniale smaki. Teraz wszystkie jablka maja jednakowy smak.
I dlatego 20 lat temu zakładając ogród posadziłem papierówkę, malinówkę, kosztelę i kronselkę. Niestety ta ostatnia już wypadła 🙁
Jeżeli ktoś nie musi mieć jabłek jak z obrazka – równych, jednakowo wybarwionych i wielkich, to na targowiskach i w ogrodach przyjaciół są owoce starych odmian.
Irku – są zakłady sadownicze „tzw banki odmian rodzimych” można kupić sadzonki. Adresy Ci poda każda uczelnia rolnicza z wydziałem ogrodnictwa.
Na tej samej zasadzie istnieją hodowle zwierząt ras rodzimych. To stamtąd pochodzą świnki, które kupuje Żaba, o hoduje Eska. I stąd szczęśliwcy próbują potem kiełbas smakujących „jak u cioci na wsi”, a nie na trociny.
Fajnie, na targowiskach w Polsce i to niektorych. W Bydgoszczy juz nie spotykam, a tutaj nie wiem czy kiedykolwiek wystepowaly.
Nie wymienilam krazelskiej – tez moja ulubiona. Ale najlepsze szczecinki pieczone zima w „duchowce” kaflowego pieca….
Mam w ogrodzie jabłonkę. Latoś obrodzila. Będzie ze 200 kilo. Kwaśne jak cholera! Idealne do wątróbki. Robię z nich pulpę. Często robaczywe. Ekologiczne! Sam nie przerobię. Jak by kto miał ochotę i był blisko Szczecina, zapraszam.
Cichalu – przerób na cydr – rok leżakuje. Przyjedziesz za rok i 50 l świetnego apitku będzie czekało.
Ja wrócę do wina.
Przeprowadzałem dzisiaj moją piwniczką. Przeładowałem moje zasoby w kartony i kartoniki, a co nie było jeszcze otwierane, ładowałem wprost, w kartonikach. Zdjąłem ze ścian regały i zamontowałem w nowej piwnicy. Czego tam nie miałem. Wątpliwości i rozterka bo, o ile wiem co zamówiłem i dostałem od mojego dostawcy, o tyle dawno zapomniałem, co nam podarowano z różnych okazji, a w tym ekstra rzeczy od liferanta, za nagrodę. Nie w sposób już rozróżnić tego, co może poleżeć, a co powinno być wypite na czasie, bo lepsze nie będzie, a najwyżej zepsuć się może.
Zepsuć się może może, ale żeby tak jak u Ciebie, Pyro, jak nadawałaś w tygodniu, wino co zostawiłem na Błotach, było takie jak opisałaś, musiałby już sam szatan być w grze. Wino to piliśmy jeszcze przed Twoim przybyciem, a i jeszcze w lipcu, jak byliśmy, i nikt nie wybrzydzał. To nie było wino z mojej piwniczki, to było z supermarkietu i uważam je za przyzwoite. Rada na to jedna: Łyżeczka cukru i zamieszać.
Ta sama rada dla Emeryta.
Witam, fajny film widziałem.
http://seanse.org/filmy/komediowe/36145-faceci-od-kuchni-comme-un-chef-2012-napisy.html
Klik na dolny.
Dzień dobry Wszystkim,
Ładny dzień był tutaj dzisiaj, chłodny, słoneczny i bez zbędnej wilgoci. Wybrałem się na małą przejażdżkę. Long Island to wyspa i wszyscy to wiedzą. Ma długosci około 160 km i około 20 km szerokości w najszerszym miejscu. Ja mieszkam w okolicy, gdzie ten skrawek bardzo zaludnionego lądu zwęża się, a ludzi przybywa tylko w okresie letnim. Jako wyspa wody tu pod dostatkiem, wszędzie, jak nie oceaniczne plaże, to malownicze zatoki i zatoczki, nie brakuje też jezior i jeziorek wypełnionych słodką wodą. Nie mam gór, jak u Nemo, staram się więc znależć jak najwięcej uroku w wodzie wszelkiego rodzaju. Gdy się przypatrzeć uważniej, można tylko powiedzieć – świat jest i tutaj piękny! Bardzo piękny!!! A woda to wdzięczny obiekt dla obiektywu – odbicia, jak w lustrze, stwarzają efekt.
Jak zwykle – ogląda, kto chce, bo może się wydać nudne.
https://picasaweb.google.com/takrzy/SagHarborWrzesien2012#slideshow/5788601476304305890
Dobranoc 🙂
PS Wycieczkę zakończyłem w Sag Harbor, które juz tutaj kiedyś przedstawiałem. Wstąpiłem do baru na szklaneczkę whisky – kształt szklaneczki jak na filmach z Dzikiego Zachodu.
Fotką przedstawiającą księgarnię chciałbym podważyć mit, że Amerykanie nie czytają książek – otóż czytają i to dużo, ale podobnie jak w Polsce i wszędzie na świecie, czytają nie wszyscy. Natomiast w odróżnieniu do naszego Kraju, w miejscowościach typowo wypoczynkowych, jak Hamptons, księgarnie są otwarte dłużej niż sklepy z alkoholem.
Pyro,
Dla Ani i Ryby urodzinowe ściskanko, niech im się wszystko szczęści bliźniaczo, podwójnie !!!!!!
Rano jadę do New Jersey, więc już teraz – zdrowie Młodych Pyr!!!!!
Dzień dobry,
Pyro, przekaż Córkom urodzinowe pozdrowienia i życzenia pomyślności. Smacznego dnia!
Nowy, woda jest rzeczywiście wdzięcznym tematem ale gdzie by to nie było, Twój obiektyw wychwytuje urokliwe miejsca. W Polsce też ich dużo 🙂
Dla Ani i Leny,
moc serdecznych życzeń w tym szczególnym dniu!
Pyro
Smacznego życia dla dziewczynek
od
dziadka cichala
Młodym Pyrom – NAJLEPSZEGO ode mnie i Jerzora 🙂
Córkom Pyry zdrowia i dużo dobrych, szczęśliwych chwil w każdym dniu!
W imieniu Jubilatek dziękuję za życzenia. Tort wyszedł wysoki, jak wieża Eiffla – pewnie tak wysoki, jak jego średnica. Jak to jeść? Potem będziemy się martwić.
Pepe – to nie było przecież wino od Ciebie. Twoje stoi zamknięte i czeka na pstrągi albo inne pływające jadło. To wino otwarte pomyłkowo (bo Ania twierdziła, że zostały tylko czerwone) przywiozło Dziecko osobiście, na własnych plecach z Włoch w październiku ub. r. Inne były bardzo dobre, a to przeznaczyłam na ocet w domu.
Aniu i Leno szkoda, że Was nie było tam, gdzie być powinnyście. Życzę więc Wam fajnej wycieczki w wiadome miejsce za rok! Najlepszego!
Serdecznie dziękuję Wszystkim blogowiczom za życzenia. Jakoś nie czuję się starsza… 😀 Na razie myślę o torcie jeżynowym, który Pyra dla mnie upiekła – zastanawiam sie jaki bedzie miał smak 😉 Jeszcze raz serdecznie dziękuję za życzenia
A to przepraszam Pyro, że tak to odebrałem.
Dzień dobry 🙂
Powolutku wracam.
Młodym Pyrom najlepsze życzenia, niech nigdy nie czują się starsze 🙂
Aniu i Leno wszystkiego najlepszego, radości, szczęścia moc….
O, Haneczka wróciła z niebytu.
Pewno wreszcie schudnę. Boję się jeść. Ba, wpadam w nerwicę sięgając do chlebaka albo lodówki. Niedługo zaczną mnie dręczyć koszmary nocne, a w nich jedzenie i jamnik! A to wszystko dlatego, że Radzio jest „przestawiany” z jedzenia kurzych skrzydełek, na suchą karmę. Kulki to on jadł, jak mógł wyżreć innemu psu z miski, ewentualnie na włóczęgach z Młodszą. W domu czekał na ciepły, południowy posiłek. Tymczasem pan Wet orzekł, że zdrowiej będzie na samych kulkach. Psi dramat. Kulki leżą w miseczce, czasem kilka zje. Cały dzień łazi za ną i pilnuje czy czegoś nie jem. Siedzi i patrzy, chodzi i patrzy, trąca nosem, cicho zawodzi. Śpi zakutany w kocyk. Cichuteńko kroję bułkę, odwracam się do maselniczki i o mało nie przewracam o psa – siedzi i patrzy. Skąd wiedział? Spał w innym pomieszczeniu? Dzisiaj ja zjadłam kaszę z sosem i kapustę, a pies moje żeberko obrane z kości. Zbliża się pora kolacji, a ja mam już stan lękowy. POMOCY! Bez śmichów proszę.
Dziś w Polsce Dzień Bluesa. Życie zaczyna się po 80 – dziesiątce jak mawia B. B. King
http://www.youtube.com/watch?v=-Y8QxOjuYHg
Stary, dobry blues. Życie nie tyle zaczyna się po – siątce, co wreszcie doceniamy życie w tym wieku.
http://youtu.be/MIDOEsQL7lA
Jeszcze coś od serca
http://youtu.be/Fd_JDrnBMMA
Wiem, ależ wiem, że druga piosenka to walc angielski, ale nie mogłam się oprzeć kiedy kursor wyłowił ją na tubce.
Już mam swój stary email. Pyro, po powrocie z Gdańska szturmujemy Poznań!
Pozdrawiamy
J&E
Cihal, szturmówki też macie?
http://www.youtube.com/watch?v=7_FEeB9bidg
Jurku i transparenta tyż!
Z dedykacją dla Wszystkich
http://www.youtube.com/watch?v=L4PKSsXFynY&feature=related
Ten bas mam zawsze w uchu.
Wiem, ze moze ktos poczyta to za megalomanie, ale NY jest naprawde fascynujacy…
http://www.youtube.com/watch?v=aqlJl1LfDP4
Dedykuje dla wszystkich, ktorzy jeszcze nie spia.
Errata „smile”
OOOO! Dedykuje wszystkim
Sorry, 🙂
Te wpisy jakos po drodze gubia sie i potem nie „wiadomo o sochodzi”….
Wspomnienia? Też dedykuję wszystkim
http://youtu.be/PbvPVm-TFq8
A my wszyscy nie spiacy sluchamy z wielka przyjemnosia i dziekujemy.
Wszak u nas dopiero wczesne popoludnie…
Dobrej nocy dla drugiej polkuli…
No dobra, ale przeciez u Was dopiero przed 11-ta? PM
OK. Ide gotowac…
Goście poszli, a ja na dobranoc dla Blogowiczów ;
http://youtu.be/-VWVPPvyWo4
OK, wypadało by coś dopisać.
O kulinarnych sprawach nie ma co gadać, bo wyciąganie dziwacznych rzeczy z piwnic, wyciąganie z zakamarków zawsze przepełnionych szafek kuchennych, sprzątanie, bo we wtorek dostaję klucze do nowego mieszkania i chciałbym być przygotowanym. Inna sprawa, że mam już dużo dłużej klucz do mojej piwnicy (ku mojej uldze, nadwyraz obszernej) i mogę sobie składać tam rzeczy.
Na obiad dziś, dwa pakunki otwartego makaronu, pod dwa pakunki gulaszu z torebki, co je wzmocniłem pół paczką wędzonego bekonu, sztangą pora i przywiędłą już wiązką młodej cebulki, co się pętały po lodówce. Zjedliśmy we troje i – jak to przy niedzieli – zajmowaliśmy się rozkręcaniem szaf, tudzież ich opróżnieniem, nie robiac nic na zewnatrz.
Dziś do tego piwo lokalne, z resztkami nieporóżnionych flaszek przeróżnych.
Oby do jutra.