Wikingowie na Kurpiach
Zimno, mokro, wietrznie i ogólnie rzecz biorąc okropnie. Tak było na Kurpiach przez cztery dni tzw. długiego weekendu. Ale i tak bez względu na pogodę lubię tam jeździć. A to złowi się parę rybek, a to spotka się rodzinę lisów (jeden malutki lisek zginął pod kołami czyjegoś samochodu; żal taki sam jak by wypadkowi uległ ktoś znajomy), krzyczą cały dzień żurawie – słowem sielsko i anielsko.
Na dodatek Pułtusk dostarcza wiele atrakcji. Tym razem najpiękniejszy i najdłuższy rynek w tej części Europy w połowie był odgrodzony i wyłączony z ruchu. Z samego rana w sobotę, gdy tylko przyjechaliśmy po świeże pieczywo, obeszliśmy tę zamkniętą część by zobaczyć co to będzie. Okazało się, że zjechali tu Wikingowie i mają w południe stoczyć bój ze Słowianami. Przed tą walką ( a potem okazało się, że i po niej) rozstawiono kramy z kurpiowskimi wyrobami. Były więc gliniane misy i dzbany, były panie koronczarki i hafciarki ze swoimi wyrobami, byli pszczelarze i przewspaniałe miody ( w tym także i pitne). Aż trzy stoiska sprzedawały to co kurpiowscy najlepsi piekarze przez noc upiekli. Były więc chleby pszenne i żytnie, z formy i okrągłe, z pestkami słonecznika i dyni a także z makiem. A wszystko pachnące i chrupkie.
Miłośnicy sztuki rzeźbiarskiej mogli kupować figurki zwierząt i ludzi, z drewna i z gliny. Bardziej wojowniczo nastawieni mieli okazję do kupienia uzbrojenia czyli rycerskich hełmów ze stali, mieczy, kolczug, łuków ze strzałami i dzid.
Grała przy tym muzyka choć wcale nie kurpiowska ani wikingowska tylko łupanka w stylu disco. Ale i to dobre, bo kupujący rytmicznie podrygiwali.
I wszystko było by cudnie, zostalibyśmy do zmagań rycerskich by kibicować naszym przeciwko zbójom zza Bałtyku gdyby nie jedno ale… W tej części rynku gdzie rycerze przyjezdni rozbili namioty i ostrzyli swe miecze słychać było jedno znane i na Kurpiach słowo, które gęsto padało z ust Wikingów: KURWA. Zastępowało to słowo znak zapytanie, wykrzyknik i okrzyk radości. A nas wypłoszyło z rynku. Podejrzewaliśmy bowiem, że w ferworze walki to słowo będzie tylko przecinkiem rozdzielającym i inne rycerskie zapewne równie ordynarne zawołania.
Kupiliśmy co trzeba i wróciliśmy do swojej wsi.
A u nas na narożnikach pól zieleniących się żytem wyrosły kopczyki przypominające torty i umajone różnymi kwiatami. W tę sobotę bowiem święcono w naszej gminie pola. Ten wywodzący się z czasów pogańskich obyczaj przetrwał i został zaakceptowany czy raczej zaanektowany przez kościół. Ksiądz proboszcz w towarzystwie sołtysa (naszego sąsiada i przyjaciela, od którego kupiliśmy te nasze dwa hektary majątku) objeżdżał wszystkie sąsiadujące z nami wsie, „torciki” polne i kapliczki były błogosławione, a w świetlicach odbywały się msze. Na koniec u sołtysa w towarzystwie paru sąsiadów podjęto proboszcza kurpiowskim poczęstunkiem.
I o plony już nie musimy się martwić. Na pewno będą dobre.
A wieczorem w naszej wsi ( a właściwie tuż za moim płotem i tym razem z naszym czynnym udziałem) odbyły się piękne urodziny pewnego filmowego Grigorija. No tego, wiecie, z „Czterech pancernych”. Nie powiem ile skończył lat ale sami możecie policzyć ile ich minęło od premiery. Gości było huk, jedzenie wspaniałe i do tego było gruzińskie wino nazwane Grigorij i ozdobione pięknym rysowanym portretem mojego sąsiada z czasów jego młodości.
I mimo może lekkiego nadużycia tegoż trunku słów znanych Wikingom Kurpie i Kurpianki nie usłyszeli. Tylko piękne toasty i śpiewy.
Komentarze
W rycerskim „Chełmie ze stali” mniej by było słychać to słowo raniące gospodarskie uszy 😉
Polemizowałbym, czy jest on najpiękniejszy!
Moim zdaniem najpiękniejszy. A napewno najdłuższy. A tak nawiasem mówiąc ciekawe czy Torlin był w Pułtusku?
Hełm stalowy( dzięki Nemo za spostrzegawczość i szybką reakcję) lub z czegoś innego nie zagłuszy ordynarnego słownictwa, które opanowało wszystkie ulice i place. To samo słowo słychać równie często i na ulicach Londynu. Czy nie dotarło jeszcze w Alpy wraz z naszymi rodakami? Ciekawe jak na to zareagowałyby świstaki i kozice?
O słowach wytrychach piękny esej pomieścił Wańkowicz w „Piórem i karabinem” i w „Karafce La Fointeina”, a wręcz w zachwyt wpadłam czytając wspomnienia kpt ż. w. Wasilewskiego. Otóż opisując kilkudniowy pobyt w Colombo, pisze, jak to zwiedzjąc największy i najpiekniejszy ogród botaniczny poświęcony storczykom, ujrzał nagle potężną, męską postać klęczącą przy roślinach , a postać ta powtarzała z nabożnym zachwytem „O,kurwa, ale kwiat” Okazało się, że tak asystent maszynowy wyrażał najwyższy, dostępny mu zachwyt.
Osobiście publicznie reaguję zawsze natychmiast, głosno i wyraźnie. Skutkuje (nie u dziewcząt, niestety) Kiedyś ostro zwróciłam się do grupy nastoletniej młodzieży „Chłopcy, gdyby tyle kurew chodziło po świecie, żaden z was by Matki nie miał”. Zamilkli i po chwili przeprosili. Serio.
Uważam, że trzeba reagować. No, chyba, że któryś zachwyci się storczykiem.
Gospodarzu,
w Alpach słychaćpolskie słowa coraz częściej, ale wulgaryzmy rzadko. Tak jak Polak nie klnie (głośno) w kościele, tak i wobec majestatu gór czuje się trochę bardziej uroczyście i powściąga język, chyba że jest to wspinacz – wtedy nie 🙁 Wtedy z zapałem opowiada o „łojeniu” czyli pokonywaniu pionowych ścian, a za przecinek służy mu słowo na k.
Pyro, podpisałam wczorajsze kwiatki:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Oberberg2008
Nie chciałbym wyjść na nadmiernie pruderyjnego. Sam też używam słów uznanych za wulgarne ale w specjalnych okolicznościach czyli nie publicznie i nie przy dzieciach. Szkoda, że Polska nie składa się z samych gór, które by chamów onieśmielały. A Tatry widocznie są za niskie, bo tam słychać takie odzywki na każdej ścieżce, o restauracjach nawet nie wspominam. Ale dość tego biadolenia.
Droga Nemo, teraz usprawiedliwienie (i przysięgam, że nie zmyślam): mam w komputerze program poprawnościowy, który wie lepiej niż człowiek co i jak należy pisać. Mam więc czasem takie kwiatki jak „majtasy” zamiast „matiasów” lub zamiast „hełmu” widnieje „Chełm” i to z dużej litery bo to miasto a nie nakrycie głowy. Wszystkie teksty powinienem dokladnie przeczytać przed wysłaniem do redakcji internetowej ale czasem rzucam okiem nadto pobieżnie. I takie są rezultaty.Ale już nauczono mnie poprawiać teksty figurujące w blogu. I teraz wszystko zależy od szybkości reakcji. Dziś byłem powolny, bo to pierwsza moja własna korekta.
Gospodarzu,
ja tak też przypuszczałam, zwłaszcza że ten Chełm był z wielkiej litery, ale nie wytrzymałam 😉 A to wszystko przez te Indie Wschodnie, co program skorygował (?), a Iżyk wytknął, a potem ja, ale nic nie poskutkowało 🙁
Pułtusk, przez moją koleżankę, dziś wspaniałą śpiewaczkę, Półdupskiem zwany (stąd pochodzi jej mąż, więc miała z tym miejscem osobiste okoliczności)… Kiedyś jechałam tam pekaesem do innych przyjaciół, którzy mieli działkę niedaleko od miasta. Myślałam, że tej podróży nie przeżyję. CAŁĄ DROGĘ disco polo na full… To było paręnaście lat temu, ale widzę, że gusta się miejscowym nie zmieniły 🙁
Gospodarzu miły nasz! A gdzie sprawozdanie z kurpiowskich obchodów 500-go wydania „Gotuj siE”. Myśmy święcili z pełnym oddaniem, a gdzie Gospodarz?
a fafernuchy były?
..na stoiskach piekarskich?
Trudno świętować samego siebie. Wolałem uroczystość u sąsiada. Zresztą o jubileuszu dowiedziałem się od Was. Przy 1000 to poświętujemy!
A Kurpie wypędzali klnących Wikingów więc nie mieli czasu zająć się naszym jubileuszem. Zresztą nie było Misia2 czyli Marka, bo ten włóczykij znów pałęta się gdzieś po Europie. A miał się ustatkować w tym Muzeum!
Pierwsze zanie dzisiejszego wpisu odnosi sie oczywoscie do Londynu? Mokro, wietrznie, obudzilam sie na dwie minuty przed najazdem Hunow na Gubernie Piotrkowska, czyli przybuciem Ekipy, i wberw ich zapewnieniom, ze nie trzeba, niemal w koszuli nocnej pobieglam po swieze croissanty do kawy dla nas wszystkich.
Slowo na k jest tak pojemne, ze wyraza absolutnie wszystko, od zachwytu nad dzielem Stworcy do ostrzezenia, ze zaraz poleje sie krew. Pyra wymyslila swietna riposte z tymi matkami, bede musiala sie jej nauczyc na pamiec i miec w zapasie.
Chodziaz ostatnio odpuszczam. Wczoraj slowo na K wrzasnela mi w ucho mloda kobieta stojaca ze swym mezem/chlopakiem za mna w kolejce po, za przeproszeniem, salceson i ja – co? Nic. Ani mrugnelam.
Lece nadzorowac budowe, k.. ichnia mac.
Panie Piotrze. Byłem. Ale to nie ma nic do rzeczy, bo można sobie pooglądać zdjęcia. Ja zaprotestowałem przeciwko określeniu „najpiękniejszy (…) rynek w tej części Europy”.
Miły Gospodarzu,
Z blogowiska zostałem chyba wygwizdany po uwgach na temat Aleksandra VI, więc strałem się nie wcinać Porada, żeby napić się sangiovese primitivo (w domyśle „Angio”), ośmieliła mnie do wpisu, powiedzmy, technicznego. Nigdzie takiego wina znależć nie mogę. Strona przywołana w „Zgadnij, kto siedzi przy stole” nie funkcjonuje. Znalazłem dwa inne wina o podobnym składzie we Włoszech, ale bez możliwości zakupienia z Polski. Znalazłem jeszcze jedno w Kaliforni (primitivo nie Zinfandel), ale to zupełnie bez sensu. Akurat jestem miłośnikiem win apulijskich i nie będę pił kalifornijskich podróbek. Pozdrawiam serdecznie.
Torlinie, każdy ma prawo do swego własnego rankingu „piękności”, nieprawdaż? 😉 Dziś Dzień Matki więc jak najbardziej na czasie znana chyba wszystkim opowieść o biednym chłopcu ,który miał zanieść pierścień najpiękniejszej kobiecie i jakoś nie wpadł na to,że chodzi o królową. Dla niego najpiękniejsza była jego rodzicielka.
Nemo, pisząc o tym,że ludzie powstrzymują się przed używaniem wulgaryzmów w kościele, przypomniałas mi transmisję z mszy w intencji właśnie zmarłego Jana Pawła II. Kamery i głośniki były już uruchomione, czekano na rozpoczęcie i w pewnym momencie ktoś z obsługi zza kadru głośno mruknął: K…. mać!
Stanisławie, mnie też niedawno jako nową przywoływano do porządku. Nie przejmuj się, ostrzejsze uwagi nie są po to by sprawić ci przykrość .Mają na celu zachowanie charakteru tego blogu .Taka służba porządkowa dobrze robi na niezorientowanych do końca w charakterze tego miejsca. Nie traktuj tego osobiście, zostań tu a z czasem sam polubisz i docenisz zasady panujące na tym blogu.
Pozdrawiam
Jestem uwieziona w sypialni, bo za drzwiami jest rozstawiona drabina z uczepionym do niej Panem Andrzejem, wiec zaniast cos czyscic, zabralam sie dp czytania Le Carre’go – po polsku!, kupionego wczoraj w polslkkim sklepie. Rzucilam okiem na nazwisko tlumaczki, nic mi nie mowiace.
I zaraz na pierwszej stronie: „Policja wziela go do pomocy w sledztwie” – oczywisty doslowny przeklad idiomu „to help in their inquieries” – czyli: wziela go na przesluchanie (w charakterze glownego podejrzanego).
Ludzie! Tlumczom trzeba poodbierac slowniki! Bo nie naucza sie jezyka!
Problem z wulgaryzmami nie tylko w tym, że ich o wiele za dużo, ale i w tym, że ich nie umieją używać. Przykład ze storczykiem jest piękny i słusznie nie należy przywoływać do porządku. Pewien aktor, znany np. ze Złotopolskich, (obecnie aktorstwo jest drugim powołaniem, ale pierwszego nie zdradzę, żeby się znów nie narazić) lat temu 50 miał zwyczaj powtarzać w Krakowie, gdy mu się coś publicznego nie podobało, że pojedzie do Warszawy i napisze „dupa” Józiowi na łysinie. Wulgaryzm niewielki, ale gorszy też by tu bardzo nie raził. Potem z ówczesną żoną Józia, Niną Andrycz, wspólnie grywał w teatrze i nawet się trochę przyjaźnił.
W Chełmie w teraźniejszości brak Wikingów w hełmach, podobno byli w tzw. zamierzchłej przeszłości. 🙂
Niestety k……ą interpunkcję daje się słyszeć dosyć powszechnie; na rynku i nie tylko… 🙁
Slowo na k… jest tak pojemne, ze staje skrotem myslowym i rozslawia nas na emigracji, juz w tej chwili rozumieja je obywatele prawie kazdego kraju osiedlenia. Moje dziecko tez wstawszy wczoraj rano tez uzylo tego wyrazu. Dwa dni panowie robotnicy wbudowywali okno na pietrze i przy pozycjonowaniu tego okna odmieniali to slowo przez wszystkie przypadki, no i teraz dziecko moje ma poszerzony zakres wyrazania sie w jezyku rodzimym jej rodzicow. Nie powiem, zebym byla swieta ale wole np. kurka wodna.
Do Stanisława:Po powrocie do domu zajrzę do winiarki i podam dokładne koordynaty z etykietki.
Do Torlina: Oczywiście, że wystarczą zdjęcia. Ale teraz największym bestsellerem jest książka francuskiego eseisty o tym jak dyskutować o książkach, których sie nie przeczytało. Więc o architekturze zapewne można też (Uwaga! Żartuję!) Ale ja nie protestuję gdy ktoś twierdzi, że domy Gaudiego w Barcelonie albo Hundwassera w Wiedniu są piękne (widziałem i tu i tu)choć mnie się nie podobają. To wszystko kwestia indywidualna. Jak i ze smakiem potraw.
Gorzej gdy ja się zachwycam a goście nie!
Droga Doroto,
Ile dziecko ma lat? Ja miałem chyba 7 albo 8, gdy to słowo usłyszałem po raz pierwszy i zapytałem najbliższych, co ono oznacza. Mama nawciskała mi ciemnot, które merytorycznie były zbliżone do prawdy, ale w sposób tak zakamuflowany, że koledzy szkolni mnie kompletnie wyśmiali. Ach, gdzie te czasy, gdy dzieci przedszkolne były wolne od takich efektów dźwiękowych!
Te otwarte mikrofony … zdarzyło się marsz. Zychowi w Sejmie, zdarzyło się Walendziakowi, kiedy był Pampersem i miał otwierać festiwal piosenki religijnej w Katowicach i kilku innym osobom też. Mogło się i akustykowi w Rzymie przydarzyć. Marek jedzie pociągiem, jest gdzieś między Krakowem , a Warszawą, będzie ok 14.00 – taką wieść mi telefonicznie przekazał.
Na obiad dzisiaj młodew, odsmażane ziemniaki, sałata w śmietanie i jajko posadzone wygodnie. Młodsza zadysponowała tydzień obiadów bezmięsnych, więc w planach jeszcze naleśniki z truskawkami, szparagi, knedle truskawkowe, ziemniaki pieczone z jarzynami i jeżeli ktoś ma jeszcze jakiś pomysł to bardzo proszę (przy założeniu, że nie maja być to obiady słodkie, na chłodniki za zimno, śledzi moje głupiątko nie je, a na dobrą rybe tuż przed pierwszym raczej widoków nie ma.)
Kiedys w mojej redakcji na tablicy ogloszen poajwily sie bardzo napuszonym stylem napisane przez Panskiego Sasiada, a mojego owczesnego szefa, Zyczenia Swiateczne.
Nie wytrzymalam i w obecnosci innych kolegow napisalam w poprzek tych zyczen grubym czerwonym flamastrem DUPA.
Gienek NATYCHMIAST sie domyslil, kto jest autorem wywrotowej adnotacji, ale mial dosc rozumu, zeby potraktowac to z humorem ( i za to go kocham).
Nigdy odtad nie skladal kolegom zyczen na pismie na tablicy ogloszeniowej. Wyleczylam go z zadecia.
Le Carre po polsku, to ciekawe, latami z przyjemnoscia i napieciem wciagalam go po niemiecku, troche sie meczac musze sie przyznac bo bylam jescze troch swieza.
A co do tlumaczek/czy, to pewna fetowana w Niemczech tlumaczka z polskiego na niemiecki, pani w tym wieku, ktora przezyla stan wojenny, przetlumaczyla w (znam tylko niemiecki tytul „Piknik am Ende der Nacht”, takiego mlodego autora Piotra Siemiona o ile sie nie myle, wiec przetlumaczyla w przypadku tlum. skrot ZOMO jako „militarne grupy robotnikow” i teraz mlody czytelnik w innym kraju wezmie to do reki i sie nie zdziwi, ze policja bila ludzi w stanie wojennym a nawet mordowala, bo coz robotnicy sami byli uzbrojeni i mieli jednostki. I tak uczymy sie historii.
Stanisławie,
Nie wiem, czy ci to pomoże ale tu wśród Wikingów bardzo popularne i tanie jest sprzedawane w butelkach lub 3-litrowych kartonach
http://www.systembolaget.se/Applikationer/Sok/ResultatLista.htm?Sok=e2&SokKriteria=Sangiovese%20primitivo
Słowo które tak często padało z ust Wikingów (kurva)w Półtusku oznacza w ich języku zakręt. Być może droga do chwały oręża nie była taka prosta…..
Czy domy Gaudiego są piękne. Nie przyszło mi do głowy takie pytanie. Mnie zachwycają jako zjawisko samo w sobie. Sa takie kobiety, niby brzydkie, a zachwycają. Jak to rozważyć w kategoriach estetycznych? Wydaje się bez sensu, ale fakt pozostaje faktem. Nie zastanawiam się, czy domy Gaudiego są ładne. Wystarczy mi, że zachwycają. Mają w sobie „coś”. Myślę, że były tworzone z wizją. Co prawda niektóre wizje powstały ze szkodą dla otoczenia, ale chyba w przypadku Gaudiego tak nie jest. Z drugiej strony jestem pewien, że Gaudi bardzo by się nie podobał moim rodzicom. Dla nich w ogóle secesja i wszystko, co wokół niej, była czymś, czym dla nas blokowiska z lat 60-tych i 70-tych.
Dziecko ma lat 11, oczywiscie uzywa slowa g… po niemiecku i angielsku ale to wstanie ze slowem rodzimym na ustach, a byla to reakcja na to, ze jej cos upadlo na podloge, zatrwozyla mnie i nie chce, zeby te reakcje sie utrwalily. Powiedzialam jej, ze ludzie tak sie wyrazaja ale jest to slowo bardzo ordynarne i bardzo obrazliwe i my sie w to niebedziemy bawic.
Panie Piotrze!
A ten wiedeński, to chyba Hundertwasser? 😉
http://architekturaibudownictwo.blogspot.com/2007/09/friedensreich-hundertwasser.html
Ludzie! Nie przywłaszczajmy sobie k…y! To jest jedyne „brzydkie” słowo, jakie mamy wspólne z bratankami Węgrami!
Kiedyś dawno temu szłam ulicą w Sztokholmie i nagle usłyszałam rzucone z przejęciem wiadome słówko. Odwróciłam się z myślą „rodacy” i usłyszałam język kompletnie poza tym słówkiem niezrozumiały… Później w Budapeszcie koledzy z tamtejszej Akademii Muzycznej uczyli nas ichnich wyrazów. Innych nie pamiętam, ale ta jedna okoliczność mnie uderzyła 😀 Tylko wymawia się troszkę inaczej – końcowe a to raczej o…
Panie Piotrze 😯 Ten artysta nazywał się Stowasser, co przerobił na Hundertwasser, a nie Psiawoda 😉 Czy widział Pan jego spalarnię śmieci w Wiedniu? Mnie się bardzo podobała, domy zresztą też.
„Gorzej gdy ja się zachwycam a goście nie!”
Najbardziej irytujące w mojej siostrze jest jej wieczne: Mam dobre ciasto!
I jak ja mam pochwalić już pochwalone? 😯
Stanisławie,
cieszę się, że znowu jesteś 🙂 Dałam Ci parę dni na długi weekend i gdybyś się dzisiaj nie odezwał to bym się upomniała.
Pyro, omlety polecam. Z pieczarkami, jabłkami, z bitą śmietaną, ze szpinakiem i z … wątróbką , no i np taki:
Usmażyć boczek wędzony pokrojony w kostkę na dwóch łyżkach masła. Skwareczki zdjąć na tależyk, na tłuszczu zaś podsmażyć (niezbyt, jedynie by zmiękły)) cebulę z papryką (pomidorem) pokrojoną w kostkę. Usmażone warzywa dać do środka omletu składając go na połowę, a skwareczkami – posypać z wierzchu. Jeśli skwareczki też na indeksie – to nie posypywać Młodszej.
Ja byłam grzeczna dziewczynką, ale też raz wprawiłam rodzinę w osłupienie, gdy nagryzmoliłam im z odpowiednią historyjką inne powszechnie używane słowo , często pisane z błędem zresztą, jak było też i w tym przypadku 😉 Historyjka brzmiała tak: poszło pięciu braci do lasu, pierwszy drugiemu podał rękę, trzeci czwartego kopnął, a piątemu wiatr porwał czapkę. Zgadnij ,co wyszło?
Problem polegał na tym, że nie znałam znaczenia tego słowa, a na podwórku przecież głupio było zapytać inne dzieci , z czego tak się śmieją. 🙄
Kochana Nemo, nie masz pojęcia, jak jestem Ci wdzięczny. Trochę się bałem, że już mnie nie chcecie. A mnie najbardziej brakowało właśnie Ciebie i Heleny.
A Andrzejowi Szyszkiewiczowi bardzo dziękuję za pożyteczny link. Prawdę mówiąc win apulijskich trochę przywiozłem 3 lata temu, ale już się skończyły. A teraz w ogóle tragedia – już nie można zabierać win do bagażu podręcznego, a kiedyś można było do dobrej torby wcisnąć ze 20 butelek. Do walizek strach wkładać, ale 2 – 3 na ogół ryzykuję.
Eee tam,
Ja bym Młodszą posypał skwareczkami z wierzchu….
Swoją drogą ciekawe jest to Sto w nazwisku, przerobione na Hundert. Może jakieś polskie korzenie?
Bardzo lubię jego malarstwo, np. te Łzy.
Moje pierwsze spotkanie z k…ą w języku obcym miało miejsce podczas jazdy samochodem po krętej szwajcarskiej drodze zimą 1976. Prowadził mój przyszły Osobisty, a z tylnego siedzenia jego młodszy brat ostrzegał co chwila: Achtung, Kurve!
Ja się rozglądam, gdzie?! 😯 Droga pusta, ani żywej duszy…
Andrzej Szyszkiewicz,
brawo, brawo. Musiałam przeczytać swoje wypociny i 🙂 . Dziękuję.
Dzięki Tereso – omlety z czymś tam mogą być.
A wspłczesna architektura ? Hm, pasjami oglądam program na Discovery „Wielkie projekty” – o budowie nietypowych domów jednorodzinnych, restauracjach, przebudowach, adaptacjach (w tym stodoły i kościółka w Irlandii) wszystko dla mieszkalnictwa. Czy mi się to podoba? Niektóre realizacje tak. Tylko – wielkie powierzchnie, salony, w których można urządzić wyścigi rowerowe albo na wrotkach, sypialnie, w których drugiej połowy trzeba by szukać z pomocą drogowskazów, kuchnie wielkości mojego mieszkanka w bloku – i – ani jednej półki na książki. Kiedyś pokazano gabinet pana domu – biurko, komputer, trzy segregatory na półeczce, szafka na kartoteki (pan był inżynierem) Sprzęt video potężny, zamykany w szafach i brak mebli dla płytoteki czy taśm czy czego tam. Po jakiego czorta mi salon, w którym mieszczą się trzy kanapy i jamnikowaty stół + pół hektara martwej przestrzeni? Owszem, z pięknym widokiem z przeszklonych ścian.
W języku Wikingów kurviga damer nie oznacza bynajmniej pań niezbyt ciężkich obyczajów – jedynie te o kształtach obfitszych i przeuroczo zaokrąglonych….
Może takich było pełno na tym rynku?
Dzień dobry o świcie.
Już kiedyś miałam o to zapytać – wytłumaczcie mi, proszę, dlaczego boczek smażymy na maśle? 😯
Przecież normalny boczek ma wystarczającą ilość tłuszczu, żeby się na nim usmażyć, czyż nie? Tymczasem od czasu do czasu widzę w przepisach takie coś, jak wyżej podała Teresa. Po co to masło?
Andrzej.Jerzy, magiczne są te Łzy.
P.S. A czego Wy tak, k…a , klniecie tutaj od samego rana, ha?!
Jak wiecie, mój prawnuk, Igor , dobiega za 2 miesiące poważnego wieku lat trzech i ma niemałe kłopoty z mówieniem. Buzia mu się co prawda nie zamyka, ale konia z rzędem temu, kto go zrozumie. Dopiero od niedawna składa zdania i póki co, idzie mu to jak po grudzie. Ponoc chłopcy mówią późno. Z jednym tylko nie ma problemów : używa słów na „k” i na „P” bezbłednie i w odpowiedniej sytuacji (gdy mu np coś spadnie, pies mu klocki rozrzuci, albo wyleje na siebie pół kubka soku owocowego. Niby nie mówi, a jaki zdolny!
Wciaz uwieziona w sypialni. Ale sufit w przedpokoju za drzwiami juz wymalowany (*pierwsza warstwa farby) , i teraz malowana jest antresola na walizki nad schodami.
Poniewaza jest zawsze zaslonieta roleta, przebaknelam cos o tym, ze moze nie trzeba (harpoagon sie odezwal), ale takie numery to nie z moimi, kurviga damer, perfekcjonistami!
Alicjo, to masło jest u mnie dla kubków smakowych.
Andrzeju,
To samo po niemiecku: Kurvenreiche Dame 😉
Stanisławie, 😳 🙄
Zimny prysznic na początku, to tak dla zahartowania 😉 Nawet największe mimozy przekonują się z czasem, że reakcje na tym blogu nigdy nie są wycelowane w osobę i nikt nie śmie wypraszać kogokolwiek z tej kuchni 😎 Czasem się zdarza, że komuś nasze obyczaje i komentarze (bywają nawet dość złośliwe) nie pasują w koncept i przestaje się odzywać, ale czyta zapewne dalej 😉
W Twoim przypadku trochę się obawiałam, że poczujesz się urażony i zniechęcony, bo jeszcze nie okrzepłeś, a już prawie awantura 🙁 . Widzę jednak, że magnetyzm tego miejsca przezwyciężył obawy, więc siadaj przy naszym stole, miejsca jest dosyć 🙂
Helenko, to terroryści są ci Twoi artyści?
Pyro, ja uwielbiam „Wielkie Projekty” i namietnie je ogladam w tv.
A czy pamietasz te dwa wyciagi nad duzym piecem, w ksztalcie wielkich lustrzanych kul po 2 tys. funtow szterlingow kazda? Oddzielaly przestrzen livingowa od kuchennej – piec byl wbudowany w wysepke.
Uzylam wtedy takiego dyzurnego slowa ze slownika lewicy: to jest nieprzyzwoite (zeby wyciag kosztowal 4 tys. nie wliczajac instalacji tego cuda). I jeszcze – z zyru biesiatsa.
Już kiedyś była tu dyskusja; dlaczego na maśle… Nie pamiętam! W każdym razie,boczek na maśle,…to jest to! 🙂
Pyro,
nasze 2-letnie podówczas dziecko przyszło raz z garażu powtarzając: kulma mać, kulma mać 😯 Zapytane, kto tak mówił, odpowiedziało: Taciu!
Sledztwo wykazało, że „Taciu” walnął się młotkiem w kciuk, a żadne helweckie przekleństwo nie wydało mu się wystarczająco adekwatne do bólu, jaki odczuwał 😯
Pyro, bita śmietana do omletu lubi półplastrki z kiwi. Może się przyda. Omlet składam na pół, na to bita smietana, posypuję posiekanymi orzechami i dokładam dekoruję kiwi.
Ja to kiwi (albo połówki truskawek, albo jagody, albo cząstki mandarynek, lub plastry/półplastry pomarańczy) dodaję (obok) również do naleśników z twarogiem.
O tych paniach na „k” w naszym prowincjonalnym niemieckim miasteczku bardzo glosno bylo do 2004, od czasu, gdy Polska w Unii zrobilo sie znacznie spokojniej, chyba przeniosly sie do Londynu i Dublina. No i dobrze 😀
<b<Stanislawie rozumiem Cie w sprawie wina. Najwieksze zapasy kiedys sie koncza. Odkrylismy kiedys doskonale medoc w mniej znanej winnicy; dzieki temu o przystepnej cenie, zwlaszcza kupowane rok wczesniej, jako opcja, gdy wino jeszcze w beczce. I choc to ok 2000 km, to warto nam jechac raz na dwa -trzy lata, zeby uzupelnic braki w piwniczce!
Ide sie wglebiac w lekture, widze, ze ciekawa jest dzisiaj.
Tuska
Przypomniało mi się przy tej dyskusji takie powiedzonko jak KUR WArszawa nie choduje. To z czasów szkolnych , niektóre osoby jak chciały przekląć ale nie wypadało to uskuteczniały takie…
Osobiście czasem wymsknie mi się przy wielkich nerwach cholera, a nawet w wykrzykniku z jasną 🙂 . Jeśli przy córce, od razu dodaję-Tylko nie bierz przykładu bo brzydko! Dorosłym się czasem wymsknie ale u dzieci niedopuszczalne!
Na razie skutkuje. Zobaczymy jak długo….
To prawda. Dzieci zapamiętują słowa i obrazy zupełnie przez nas nie chciane. Mój Staś miał też coś ok 3 lat, mrozy były siarczyste i matka dumna, a blada kupiła potomkowi długie „męskie” niewymowne z ciepłego trykotu. Chłopak absolutnie odmówił wkładania takiej garderoby. On chce takie majtki, jak Tatuś. Wiadomo, jak to rano – Matka do pracy, trzeba się spieszyć, a ten wydziwia. Więc najpierw spokojnie – Tatuś ma takie same. Nieee, szlocha bachor. Takie same powtarzam i z półki w szafie wyciągam rzeczone kalesony, przykładam małe do dużych, pokazuję – Takie same, tylko Tatusia są większe, bo Tatuś jest większy. – Nieee – wyje chłopaczysko przebrzydłe – Ja chcę takie, jak Tatuś. W ostatecznej desperacji złapałam za ramiona , potrząsam brzdącem i zza ściśnietych zębów syczę – To jakie majtki ma Tatus? I wyszlochana odpowiedź – Tatuś ma majtki z włosami. Ja też chcę.
No i takich majtek nie byłam mu w stanie dać.
A jedna moja trzyletnia znajoma Sylwunia, domagala sie kiedys od matki czegos do jedzwenia czego nie bylo w domu. „Jest, jest, sama widzialam!” – przekonywala.
– Gdzie widzialas? – zdziwila sie matka.
– Tam gdzie jest psia krew!
-???????????
I zaprowadzila mame do lodowki, z ktora byly problemy, bo drzwiczki sie zle zamykaly.
Okazalo sie, ze gosposia tak reagowala na zepuste drzwiczki!
Sylwunia mieszka dzis w Szwecji i wlasnie koczy pisanie doktoratu dot. historii stosunkow ekonomicznych w Rosji. A poza tym ma ukonczone konserwatorium w Haijfie.
Małgosiu,
czy dzieci z nauk rodziców jak się mają nie zachowywać, choć sami się tak nie zachowują jak radzą, nie wyciągają na całe życie mylnego wniosku, że ludzie są zakłamani?
Podoba mi się ten kurpiowski zabobon z umajonymi kopczykami na polach. Piękny obyczaj.
Obywatel Miś melduje wykonanie zadania. Właśnie wróciłem. O czwartej rano zacząłem zwiedzać Kraków. O piątej wysłuchałem sam osobiście trębacza z Wieży Mariackiej. . Byłem sam , nikogo na całej ulicy !!!
Przed szóstą zacząłem wspinać się na Wawel. Piękne poranne słońce oświetlające przepiękny zabytek 🙂
Biegnę do US złożyć deklarację a potem o osiemnastej na występ Jana Nowickiego. Nawet mam prezent dla Mistrza . Dowód przyjaźni i szacunku obywateli Węgier , Austrii i jednego Kurpia. Chciałoby się wypić…
Ps
Pogoda w Burgenlandi była cały czas iście cesarska
Widzę, że Ela to bratnia dusza i wie, co dobre. Medoc bywa różny,a w Polsce zawsze drogi, chociaż na ogół taki Haut Medoc za 150 zł bywa niewiele lepszy, albo i gorszy od takiego za 60 czy 70. Co innego z gmin dysponujących grand cru classe, ale i z tym bywa różnie, więc nie ma nic lepszego niż medoc z mało znanej winnicy, którą się sprawdzi. Podobnie z prawie każdym winem włoskim. Cieszy się, gdy takie „własne” wino odkryje Prker. Ale cieszy krótko, bo potem cena potrafi wzrosnąć dziesięciokrotnie.
A co do brzydkich słów u dzieci, to wszystko jest względne. Moja dwuletnia wnusia hodowana w Finlandii z częstymi wizytami w USA potrafi w rozmowie telefonicznej zrozumieć względnie skomplikowaną instrukcję położenia pluszowego pieska do łóżeczka i reaguje „OK. dziadzia”. Nie wiem, czy bym w tym miejscu nie wolał brzydkiego słowa, ale polskiego.
Pierwszy raz mam okazję obserwować takiego małego szczeniaka i daję Wam słowo – różnice między dziećmi ssaków są minimalne. W domu jest to uroczy pieseczek, który tylko kupki nie lubi robić na dworze, poza tym śpi, budzi się gotów do zabawy, potrafi zupełnie nieźle pokazać, że chce wyjść, chociaż jeszcze smyczy nie przynosi i pod drzwiami nie skomli. Za to chodzi za mną krok w krok, piszczy i demonstracyjnie przewraca się na grzbiet, biega między pokojami, a na hasło „pójdziemy na spacer” już stoi przy torbie. Bez problemu pozwala sobie zapiąć smycz i znieść się na dół. I tu zaczyna się moja gehenna. Ja mu odpinam w parku smycz, a on gna do każdego przechodnia i odprowadza spory kawał, każdy pies, to zabawka. Nie reaguje na wołanie, na ;piszczałkę, a kiedy zorientował się, że nie noszę dla niego kawałków kiełbasy jak Ania, w ogóle przestał na mnie reagować. Pognał za jakimś młodzieńcem, nie wrócił przez dobre kilka minut, poszłam szukać, wołałam, naciskałam piszczałkę, rozesłałam wici. Null. Psiaka wcięło. Już zaczęłam kombinować, czy nie zwiać z domu zanim Młodsza wróci. Z balkonów kilka osób z ciekawością obserwowało moje podchody. Wreszcie jakiś pan powiedział, że się schował w krzakach pod balkonami. Słyszał, skubaniec moje wołanie, ale mnie totalnie zlekceważył. Kiedy przypięłam mu smycz, zaparł się wszystkimi czterema łapami i odmówił współpracy. Wzięłam na krótko i brutalnie pociąnęłam za sobą. Nie chcesz iść, to pojedziesz na brzuszku. Wstał i szedł. Umęczona jak nieboże stworzenie wstawiłam go do torby i zaczęłam wspinaczkę po schodach. Siedział cichutko. Wniosłam, odpięłam smycz, dwa razy chłepnął wody i śpi. Wstanie i historia zacznie się od początku ale ja z nim już dzisiaj nie pójdę. Jutro Radek uczestniczy w strajku nauczycielskim. Pani dyrektor zgodziła się na 4-ro dzieci i dwa pieski. Ja mam wolne jutro.
Jamniki nie slyna z zamilowania do dyscypliny, tym niemniej nauczenie natychmiasytowego przychidzenia na wolanie jest bardzo wazne, gdyz przeciownie moze dojsc do trgedii. Nie jest to zbyt skomoplikowane. Wychodzac na spacer muszisz miec, Pyro, w kieszeni, troche malutkich przysmakow, np drobne psie (!) herbatniki. Za kazdym razem jak pies przyjdzie na dzwiek swego imienia, nalezy mu natychmiast wsadzac do pysia „cukierka” i strasznie chwalic, przesadnie i dosc wysokim tonem: dobry pies, dobry, dobry pies.. Musi to byc pare dni robione z wielka konsekwencja. Takze w domu.
On musi sie przyzwyczaic, ze to, iz go wolasz, nie znaczy bynajmniej, ze chcesz mu ukrocic zabawe albo go skarcic za odbieganie zbyt daleko.
Jego imie powinno byc dla niego najpiekniejszym slowem w jezyku polskim i kojarzyc sie z czyms przyjemnym, a nie ciagnieciem w druga strone.
Pięknie opisane prawidłowe wychowanie jamnika. Chyba innych piesków też. A naprawdę chciałem nawiązać do Hajfy, gdzie studiowała Sylwusia. Są tam piękne miejsca, dużo zieleni i taki potężny skwerek opadający z grzbietu Góry Karmel prawie do morza. Prawie to znaczy jakieś 600 m. A z Górą Karmel też wiąże się dobre wino, nawet bardzo dobre.
Jestem wciaz uwieziona. Teraz scieraja cala farbe ze schodow, przed polozeniem podkladu. Kurz upiorny. Dzis znalazlam warstwe kurzu nawet w lodowce!
W dodatku drzwi wejsciowe optwarte na osciez, a jest mroz. Zaproponowalam, ze wlacze ogrzewanie, ale zaczeli tak protestowac, ze bedzie im za goraco, ze schopwalam sie u siebie.
Nawet do skarpet nie mam dostepu. Moze pod pierzyne z Le Carre?
Kot M wyprowadzil sie do E, bo juz dostawal astmy z kurzu.
Tyle dobrego wina na swiecie! A najbardzie cieszy odkryte przez siebie w jakiejs pieknej winniczce. W Europie mamy wiele wspanialych regionow, warto przy okazji wakacyjnych wypraw zajrzec tu i owdzie. To zawsze konczy sie dodatkowym ladunkiem w samochodzie. 😀 A potem w domu milo popijac wino i wspominac mile wakacyjne chwile.
Ja nie klne w naszym rodzimym jezyku, ale po angielsku???? Jestem PERFEKT. Jakos w innym jezyku nie boli.
Tuska
Czy ta Pyra chociaz sprosta. Zrobic z Radka bananowca.
Ostatnie kilkanascie dni sprawozdaje Marek. Ja mam mase domowej roboty.
Pan Lulek
Do Stanisława,
po powrocie do domu przeszukałem całą winiarkę i okazało się, że nie ma już w niej ani jednej butelki z winnic Puglii. Muszę więc ten brak uzupełnić. A sangiovese, primitivo i neroamaro to najpopularniejsze w tym regionie winogrona. I są z nich całkiem udane wina. Większość z nich nie ma certyfikatów DOC więc handlują nimi raczej supermarkety niż specjalistyczne winne sklepy. Ma to jednak swoje zalety. Nie są tak drogie. Moje sangiovese i primitivo kupiłem w Carefourze po dwadzieścia parę złotych. Za te pieniądze niczego dobrego w innych sklepach się nie kupi. Trzeba zapłacić conajmniej trzy razy tyle. No i oczywiście płacę (i płaczę) ale co robić.
Namawiam więc do wycieczki moim śladem i poszperanie na półkach z winami włoskimi. Puglia tam jest! A najlepszy sklep z winami włoskimi jest daleko ode mnie, bo w Poznaniu. To już wolę zapełniać bagażnik auta podczas podróży po Italii.
Przestrzegam też przed wożeniem wina w bagażu lotniczym. W luku bagażowym spada temperatura poniżej granicy tolerowanej przez wino. A i ciśnienie tam często jest niewłaściwe. Miałem brzydkie przygody w tej mierze.
Panie Piotrze, prosze zdradzic, ktory to sklep poznanski?
Ela – przy restauracji Chata Polska jest handel win (i stowarzyszenie miłosników) Ponoć zaopatrzenie pierwszorzędne. Ceny też.
Serdeczne dzieki, przy okazji wizyty w Poznaniu pozwiedzam!
W ramach monitoringu blogu Gotuj sie, doniesiono, ze w dniu jutrzejszym to jest dnia 27 maja 2008, Pyra ulegnie uroczystosci przekazania do eksploatacji po remoncie kapitalnym windy domowej.
Zasiegnalem opinii szwagra jak powinni przygotowac sie mieszkancy do tej uroczystosci. Jego zdaniem bardzo skuteczna metoda jest zrobienie wsród mieszkanców klatki schodowej zrzutki i zakup skrzynki dobrego piwa. Wspomniana skrzynka powinna zawierac przepisowe 12 sztuk pojemników. Ostatnio bardziej w modzie jest opakowanie metalowe ale obowiazkowo w pojemnikach póllitrowych.
Mniejsze dla fachowców nie wchodza w gre. Jesli ekipa remontowa i zespól odbioru technicznego liczy wiecej anizeli 12 osób abowiazkowa jest zwiekszenie liczby opakowan. Obowiazuje zaokraglanie w góre. Rano w dniu odbioru, nalezy powiadomic osobe prowadzaca remont lub odpowiedzialna ze strony generalnego wykonawcy o fakcie zdeponowanie drobnego depozytu dla przeplukanie gardel przed podpisaniem na najwyzszym pietrze protokolu zdawczo odbiorczego.
Pozostaly przebieg uroczystosci pozostawiam fantazji Pyry najbardziej zainteresowanej dzwiganiem ciezkiej torby z wiadoma zawartoscia.
Przyjemnej uroczystosci zycze i jesli trzeba zorganizuje wegierska pomoc techniczna.
W ramach marketingu mojej propozycji informuje, ze ledwo u Marka w muzeum zagoscili Wegrzy, on od razu ze swoja rura zabawil w Burgenlandii zwiedzajac na zamku miejscowe Muzeum familii Bathanyi jak równiez zlozyl wiryte znanej miescowej Pani Rzezbiarce. Tak skuteczna byla ta wegierska pomoc.
Jesli wyslalbym szwagra na pomoc, to ciekaw jestem kto by do mnie przyjechal w odwiedziny. Chata wolna.
Pan Lulek
Poznański sklep to Tre bicchieri czyli po naszemu Trzy kieliszki. Mieści się przy ulicy Szewskiej. Ostatnio sprowadził tak wspaniałe amarone, że klekajcie narody. I za przyzwoitą cenę.
Lulek – fachowcy dzisiaj powiedzieli, że może w czwartek… Inna sprawa, że pracowały aż cztery firmy – jedna demontowała, druga wykonywała prace murarskie, trzecia wymieniała drzwi, a czwarta montuje nową maszynerię. Tamtych już nie ma, a ci, którzy kończą robotę, pracują najkrócej. Żadnego piwa nie będzie. Podpadli.
Nie martw się Lulek, ktoś się tam na pewno w Burgenlandii pokaże. Teraz przecież na dniach Twoja wnusia przyjedzie, prawda? Na dodatek z chłopakiem i z psem.
Szparagi.
Postanowiłam podnieść nam morale, kondycję i cokolwiek innego, wymagającego podniesienia. Zatem risotto szparagowe z parmezanem.
Już pachnie.
A ja, niestety, coś podejrzanie lecę z nóg. Jestem nieprawdopodobnie zmęczona. Aż mi przykro.
Jutro będą naleśniki z truskawkami, szparagi pojutrze. Pieczone z piekarnika. Najpierw nastawię ziemniaki, a po 20- tu minutach dołożę szparagi Zjemy z jajkiem rozpaćkanym. Otworzę do tego sofię-muscat mam jeszcze butelkę.
Marialko – jeżeli ktoś, kto prześpi 4-5 godzin ma wyrzuty sumienia, bo uczyć się trzeba i robota czeka, to nic dziwnego, że leci z nóg.
Szparagi – takze dzisiaj jedlismy, z piersia kurczaka aromatyzowana rozmarynem i skorka cytrynowa. Ale bez wina, para zbyt wczesna, obiadowa. Ale moze do kolacji – w lodowce stoi butelka vino verde, lekkie i pyszne.
A na jutro rowniez w planach nalesniki.
Le Carre? Dostałam od „Polityki” Pieśń Misji w polskim tłumaczeniu, przeczytałam, choć sama bym nie kupiła ani w oryginale, ani po polsku, bo to nie moja półka. Darowane jednak… wiadomo 😉
Tłumaczeniem się nie zachwyciłam. Kiedyś kupiłam Bratu książkę Lanca Armstronga „Mój powrót do życia”.
Książka była droga (40 zł. 4 lata temu), a tłumaczenie momentami fatalne – tak jak Helena mówi, kalka językowa. Zły tłumacz „sprzedaje” czytelnikowi głupoty.
A co Wy tam w Londynie za mrozy macie? U mnie ciepławo, ale pochmurno, bo wokoło burze. Podlałam na ogródku, więc pewnie coś popada. Potrzebuje troche deszczu. Najlepiej pół godziny dziennie, a potem słońce i powyżej 20C. Złożyłam wniosek „do góry”, ale odzewu nie ma.
Witajcie,
u mnie tez dzisiaj byly szparagi! Ale ja lubie tylko klasycznie z maselkiem i tarta bulka,zeby nic nie zabijalo ich wspanialego smaku 😉
A co do slowka na K…………….,to stalo sie ono znakiem rozpoznawczym Rodakow 🙁
Hej.
No i Dzień Matki dzisiaj. To a propos kulinariów, rzecz jasna 😉 Koleżanka mi opowiadała, że przez przypadek odkryła jaki prezent dostanie od dziecka- korale z cukierków! 😆
Jesteście potwory. Czytam i czytam wreszcie doczytałam. Kto to widział tyle pisać?
Z zakreconą panienką jest moim zdaniem tak. Jeżeli to słowo wyraża autentyczną emocję, jest w porządku. Rynsztok się robi, gdy bezrefleksyjnie leci. Czasem używam, po cichu i w samotności, gdy martwy przedmiot stawia złośliwie opór, i czuję się usprawiedliwiona.
Sprawiałam dzisiaj półświniaczka. Kotlety mielone na obiad z niego były z małosolnymi. Reszta siedzi sobie w zamrażalniku i czeka na przyjazd małej.
Smalec wytopiony, miałam podać Echidnie przepis, nadrabiam zaległości:
Słoninę mielę przez wielkookie sitko. Mieszając wytapiam, aż zrobi się taka pół na pół, dodaję spory kawał pokrojonego w kostkę wędzonego boczku, mieszam aż się przyjmie, wsypuję majeranek (tyle, żeby zapachniało). Znowu mieszam, a nogi wrastają mi w szyję. Dodaję cebulę porojona w piórka (tyle, żeby było widać). Na koniec wrzucam pokrojone w cieniutkie ćwierćplasterki jabłko. Jeszcze trochę mieszania i wrastania. Koniec. Potem już tylko wątroba mówi, co o mnie myśli.
W kwestii windy Pyry. Ha ha (zaśmiała sie hrabina po francusku). Mówiłam, że nie uwierzę we wtorek, dopóki nie zobaczę! Na moje wyszło i wcale mnie to nie cieszy.
Alicjo, jak się ma twoja ręka? Stęchło choć trochę?
Podrzucam sznureczek do Sycylii, Agnieszka pozwoliła wykorzystać – okoliczności przyrody, Palermo, Etna i te rzeczy, które lubimy – jadło. Nie wiedziałam, że tam się wybiera, bo bym ja uczuliła na kulinaria, ale dobre i to.
Zauważcie te RYBY 😯
http://alicja.homelinux.com/news/Gotuj_sie/Sycylia/
Haneczko,
po francusku to hrabina zaśmiała się „hą hą hą”, i to przez nos 😉
Ręka? Jaka ręka? 😉
Prawie nic już nie ma, wreszcie wygląda jak normalny ślad po ugryzieniu komarzycy. Tea tree oil pomaga w łagodzeniu takich ugryzień bardziej, niż cokolwiek innego.
Alicjo, to bardzo dobrze, że nie masz już ręki.
Co do hrabiny – masz rację. Tak to jest, gdy wsiowa baba pcha się w arystokrację 😳
Kochana Pyro, Nie wymawiaj slow N…….I, bo bedzeesz miala Pana Lulka prszed drzwiami i menazkami (dobrze napisalam?) do napelnienia.
Tuska
Jak kto chce więcej sycylijskich krajobrazów, to u mnie w Moich obrazkach. Tam za to nie ma kulinariów 😉
Słynne lody w bułce! Nigdy poza tą wyspą czegoś takiego nie widziałam… Najpierw przed wyjazdem czytałam w sieci, że polscy turyści się tym zachwycali. Spróbowałam dopiero na lotnisku w drodze powrotnej. Hm… interesujące doświadczenie, byle nie za często 🙂
Doroto z sąsiedztwa,
właśnie tak patrzę i oczom nie wierzę – lody w bułce?!
Agnieszka się chyba pakuje w związku z powrotem do Polski i nie podpisała zdjęć.
Przy okazji mam pytanie – co to za imponujace drzewo?! Piękne!
W sprawe refleksji Pani Dorotecki o lodach w bulce.
Niezyjaca juz nasza stara przyjaciolka ze Lwowa zostala poczestowana u nas w domu owocami passiflory czy jak sie to nazywa po polsku (passion fruit – takie wlochate o smaku winogron, skorke sie obcina). Nigdy tego przedtem nie jadla.
– Jak ci sie podoba, Stefciu? – zapytalam.
– Bardzo dobre – odpowiedziala uprzejmie Stefcia. – Ale sama bym sobie tego nie kupila…
W naszym domu zostalo to jako ddyzurne powiedzenie: Dobre, ale sama bym sobie nie kupila. Zdaje sie, ze podobnie Pani Dorotecka z tymi lodami w bulce. Sama sobie by nie kupila!
To nie jest BUŁKA lecz brioszka 😎
Owoc passiflory – maracuja nie jest włochaty i nie ma smaku winogron, tylko swój własny, niepowtarzalny 😎
http://en.wikipedia.org/wiki/Passionfruit
Po polsku marakuja to owoc męczennicy jadalnej.
Właśnie sobie poszło moje najstarsze dziecko (ten, co chciał majtki takie, jak Tatuś), a ja sobie przeczytałam to, co zostało napisane w czasie mojej nieobecności.
Lena – Pan Lulek zawsze u mnie mile widziany (jak i inni Przyjaciele) Lulek wie, że moje naleśniki to nie jest szczyt sztuki kulinarnej.
Młodsza prosi o przekazanie życzeń wszystkim Matkom. Przekazuję.
Haneczko, Nemo – ja troszkę inaczej przyprawiam smalec, a to dlatego, że nie lubię, jak cały przechodzi cebulą, tylko troszkę zapaszku. A więc tak – smaleć topię normalnie, w otwartej rynce, żeby odparował ew, wodę. Kiedy jest wytopiony, a skwarki rumiane, wyłączam palnik i w gotujący tłuszcz wsypuję majeranek, kawałek winnego jabłka i pół cebuli. Mimo, że palnik wyłączony, temperatura jest na tyle wysoka, że jabłko się rumieni, a cebula rozchyla się na poszczególne płatki. Kiedy przestaje wrzeć, a dodatki zrumienione, usuwam i cebulę i jabłko.
Gospodarzowi bardzo dziękuję za ostrzeżenie. Człowiek stary a głupi. Rzeczywiście w luku bagażowym może być nieprzyjemnie. A bagażnik sie zapełnia, jak można. Ale do Apulii jechać samochodem trochę daleko. A miejsc do kupowania wina w samej Apulii sporo. Kiedyś byliśmy autem na Sycylii, ale to nie zawsze jest tyle czasu. A przy okazji krajobrazów sycylijskich, to warto zwrócić uwagę na zróżnicowanie. Wyjątkowy krajobraz, gdy się dopływa tuż przed wschodem słońca do Palermo. Najpiękniejszy z kilku miejsc Taorminy i jej sąsiedztwa powyżej, ale i z Monreale nieźle, a z Etny może nie tak pieknie, za to bardzo ciekawie. Wszystkie przylądki i półwyspy, wiadomo. Ale dobrze też zobaczyć miasteczko Castelgirone. Może nie tak popularne, ale ciekawe. Chyba wszyscy mieszkańcy produkują ceramikę, przy tym wiele wyrobów troche się różni od dostępnej wszędzie pulpy turystycznej.
Małgosi dziękuję za słowa otuchy i cieszę się, że już jest inny temat niż „zaklęcia” Wikingów, który wszakże wywołał sporo ciekawych skojarzeń.
Pyro,
trudno, mój smalec i tak do ciebie dotrze. Z cebulką i jabłkiem.
Kiedyś znajomi spędzili u nas czarowny (dla nas) wieczór. Wydłubywali pracowicie z sałatki warzywnej jabłko, bo taka z, była dla nich nie do przyjęcia. Z przyjemnością, w stosownym czasie, posłucham relacji z twojego wydłubywania.
Stanowczo, Haneczko, niczego nie będę wydłubywała. Smalec lubię i tak. Tu chcę jeszcze powiedzieć, że moja Teściowa zanim wstawiła smalec na ogień, mieszała kosteczki słoniny z 2-3 łyżkami słodkiego mleka. Twierdziła, że ładneij się rumienią, a skwarki są kruche, nie twarde. Może i miała rację, ale u mnie b.rzadko jest teraz mleko w domu. Zawsze zapomne.
Heleno,
ten owoc kojarzy mi się z kiwi (włochaty, skórkę raczej won, aczkolwiek ja z ochota zjadam skórkę też, odcinam tylko końce), tyle, że dla mnie kiwi ma posmak agrestowy 😉
Na obiad pierogi ruskie (mam zamrożone) i poleję stopionym smalcem bardzo skwarkowym , już widzę, jak pan.J się oburzy i przepowie mi nagłą śmierć z powodu jednej łyżki skwarek. No trudno, kiedyś i tak trzeba sie będzie pożegnać z tym padołem 🙄
Do wyboru ma kwaśna gęstą śmietanę 14% albo nic.
Stopiłam trochę gorzkiego Lindta i zanurzyłam kilkanaście śliwek. I natychmiast zakupiłam suszone owoce – żurawina, różne rodzynki, jagody, porzeczki suszone i cos tam jeszcze podejrzanego, w każdym razie taka drobnica, i będę kąpać w gorzkiej czekoladzie raz na jakis czas. To bedzie deser i koniecznie trzeba ukryć przed J. ilość. Mogę mu dać nawet sporo, ale z doświadczenia wiem, że dopóki nie zobaczy dna, nie da mi spokoju.
No tak, nemo, brioszka, ale to też bułka, tyle że słodka 😉
Alicjo – o to drzewo chodzi?
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/SycyliaRNoCi/photo#5091091042546321506
Pyro,
ja nic o smalcu nie pisałam, jeno o męczennicy i brioszce, bo ja takiego (ani żadnego) smalcu nie robię z braku stosownej słoniny 🙁 Ostatni chleb ze smalcem ze skwarkami i ogórem małosolnym jadłam latem 2007 przed podejściem na Szczeliniec Wielki. Wielka pajda, popita jakimś dobrym piwem, niosła nas w górę jak na skrzydłach 🙂 Przy szlaku na Szczeliniec było pełno stoisk ze smalcem o różnych smakach, również z ziołami, ale wypróbowaliśmy pierwszy z brzegu.
No pewnie, że brioszka to bułka, ale szlachetna 😉
Sama robię brioszki i nigdy bym ich nie nazwała bułkami.
Alicjo – podpowiadam wypróbowany sposób na porcjowanie (i racjonowanie) owoców w czekoladzie. Ja tak wykorzystuje np część wiśni z nalewek. Otóż biorę patyczki drewniane do szaszłyków, owoce pracowicie nawlekam na patyki, na godzinę wsadzam do lodówki, żeby były zimne, a potem polewam czekoladą z 2 stron. Schładzam w lodówce żeby szybciej czekolada twardniała. Wydzielam po 2 patyki do obiadu, a po 3 przed filmem, meczem itp. Udaję, że to jest wszystko, czym dysponuję.
Nemo, słoninę spod serca bym ci dała. Tylko jak?
Na Błędnych też byłaś pewnie. Za naszego łażenia smalcu nie dawali, ale i bez było wspaniale.
Alocjo, masz absolutna racje, chodzilo opassion fruit (wlasciowu) , ktory mi sie pomylil z kiwi. Ale ro co dalysmy Stefci to byl passion fruit.
Alzheimer.
Dobranoc wszystkim.
Heleno, jeżeli wiesz jak go nazwać, to A. ci nie grozi. Trzymam kciuki za twój remont 🙂
No oczywiscie, ze nie jest wlochaty, Nemo. POmylilo mi sie. Tak jak tlumaczom Ksiegi Rodzaju z aramejskiegoi czy jakiego tam, pomylil sie owoc passiflory z jablkiem i odtad wszyscy malarze rysowali jablon w Edenie, a nie passiflore, jak powinno byc. 😉 🙂 🙂
Nie bylo jablka. Byla passiflora.
Haneczko,
dziękuję Ci bardzo za dobre chęci, ale z tego co o Tobie wiem, to o słoninę pod sercem byłoby Ci trudno 😉
Błędne Skały i Skalne Grzyby oraz inne sudeckie atrakcje znam również jeszcze z bezsmalcowych czasów, ale i z późniejszych wycieczek z Osobistym. Jednak takiego rozpasania kulinarnego przed wejściem na szlaki przedtem nie było nigdy 😯 Nawet piwo beczkowe z różnych browarów – zimne i dobre, pod firmowym parasolem, ale na gustownych drewnianych krzesełkach przy gustownym stoliku 😎
Tereso,
Jeśli chodzi o twoją refleksję z 13.05 to się nie zgodzę. Jeśli dorosły, zwłaszcza rodzic potrafi się przyznać do błędu, powiedzieć dziecku, że właśnie sam źle postąpił i nie chciałby by jego dziecię akurat w tym go naśladowało to uczy swe dziecko odpowiedzialności za swe czyny i odwagi do przyznania się do błędów, które wszyscy popełniamy i uważam ,ze dziecko ma dzięki temu lepszy kontakt z rodzicem i łatwiej mu ogarnąć zasady .U mnie się sprawdza. Jestem przeciwniczką budowania swego autorytetu u dzieci przez wystawianie sie na piedestał i nie okazywanie im swych potknięć. Jeśli dziecko usłyszy od matki, że ta źle się zachowała, że się wymsknęło , że żałuję i nie chce by dziecko popełniło ten sam błąd to zaufanie dziecka do rodzica rośnie.
Chyba, że Tereso źle się zrozumiałyśmy bo dla mnie też najbardziej kuriozalne jest , gdy rodzic się wścieka, że dziecko kłamie, a za chwilę np. mówi gdy telefon dzwoni” Jeśli do mnie to mnie nie ma” ( tak było u mojej koleżanki)
Ja mam żaroodporne naczynie do czekoladowego fondue, metalowy stelaż, świeczka pod spodem – wrzucam po kolei owoce, potem na folię aluminiową, jak już ociekną. A jak ostygną – i do lodówki na godzinę.
Zajęta pierogami nie zauważyłam, że wrócił. No trudno, wie, ze jest miseczka. Nie wie, że czekolady zostało i następnym razem zrobie tak, żeby nie wiedział, ile czego. Nie żałuje, ale potem jest nam mnie, dlaczego nie schowałam.
A, i zeżarł ze skwarkami te pierogi! 😯
Nemo!
Spokoju nie zaznałem….
Znalazłem te alpejskie kwiatki co je podejrzewałem o rozchodnikowość…
Mylny błąd jak sie okazuje.
po łacinie Loiseleuria procumbens
po angielsku trailing azalea, alpine azalea też występuje.
Ale po polsku to kwiecie nazywa się naskałka pełzająca.
Dla szukających w goglach!!
Proszę uważać aby w słowie naskałka nie zrobić literówki…
Z literówką będzie to co Wikingowie zostawiają na skałach. 😉
Ale co mialaby matka powiedziec dziecku zamiast „powiedz, ze mnie nie ma”? Powiedz, ze nie mam ochoty na rozmowe z nikim? Ilekroc powiedzialam ze nie moge rozmawiac, bo zaraz zaczyna sie Sex and the City, to byla wielka obraza. Wierz mi.I wypominanie po latach, ze tak odpowiedzialam.
Mysle, ze jest to absolutnie dopuszczalne biale klamstwo. I dziecko powinno odrozniac „Powiedz, ze mnie nie ma” i „!Powiedz Cioci, ze bardzo ci sie podobal prezemt od niej” od np.”Tatus i mamusia nigdy sie nie kochali przed slubem” czy „Mamy za male mieszkanie na kotka” .
… i jeszcze jedna uwaga do wpisu Teresy i Małgosi z Waszego wczesnego popołudnia. Myślałam sobie nad tym ogródkując i wydaje mi się, że wszystko jak zwykle gdzieś jest pośrodku.
Nic sie nie stanie, jak dziecko czasem coś usłyszy. Chyba najgorzej dla dziecka jest budować wysoki płot wokół, a wewnątrz idealny swiat pod parasolem – za pierwszym zetknięciem z podwórkiem, przedszkolem, szkołą i tak dalej ten idealny świat runie. Co nie znaczy, że od urodzenia mamy do oseska – Rysiu, powiedz k…a!
Dzieci trzeba od zarania troszeczkę uodparniać na życie, a jacy my ludzie jesteśmy, sami wiemy.
Wyjąwszy oczywiscie takie ideały, jak ja.
Tylko potwierdzam regułę, no co chcecie! Brudna robota, ktoś musi 😉
Lody w bulce…hm…pewnie Brzucho stad doznal inspiracji do swoich chlebowych lodow. Dobre, ale sama bym tego nie kupila. Albo jak tlumaczyl Slimak synowi w Placowce po sprobowaniu pierwszej w zyciu pomaranczy ze dworu: „Pan lubi jak mu w gebie paskudnie”.
Antku,
dzięki, już koryguję 🙂 Tak to jest, jak się nie chce sprawdzać 🙁 Po niemiecku to Alpenazalee, to sobie przetłumaczyłam 😳 A tymczasem to skalenka polehava 😉
Na usprawiedliwienie podam, że byłam po długiej wycieczce i kuracji bezpestkowymi winogronami z butelki 😉
Zapamietajmy ten dzien. Nemo popelnila pomylke! Bog jest sprawiedliwy.
Choc nie zawsze rychliwy.
Brzucho ..czy się wzruszył, czy nie wzruszył
ale pewnie się poruszył :o)
:::
lody skoro tak mi się pomyślało
to i tak zrobię, choćby dlatego że będzie trudno
przyznaję, że inspiracji nie miałem
poza nieokiełznaną wyobraźnią
Antku,
to może jeszcze znajdziesz tę białą prymulkę? Czy to pierwiosnek szorstki w wersji albino?
Musisz przyznać, że intuicyjne nazwanie tej „azalii” naskalnym dywanikiem było bliskie właściwej nazwy 😉
Heleno, 😀
yes! yes! yes!!!
Wytropiłem bestyję dopiero w książce mającą oryginalny tytuł : Steinbachs Naturfuhrer: Strauchgeholze, Mosaik Verlag GmbH.
Monachium 1996
Tak Heleno, to wielki dzień… 🙂
Chyba pójdę po te butelkowane winogrona!!!
Heleno, masz rację!!! Nic mnie tak nie irytuje, jak moja mama gdy do niej dzwonię ,a ona ,żebym się streszczała bo przeszkadzam jej w oglądaniu jakiegoś tam filmu. 😀
… zaczynamy kurację winogronową bezpestkową? 😉
Primitivo tutaj 🙂
Alicjo, myślisz o lekarstwach butelkowanych? 🙂 Trzeba mieć na nią zdrowie. Na samych winogronach ciądnąć…i to bezpestkowych 😀
Właśnie mija Dzień Matki więc tym bardziej należy doprecyzować wpis z 23.30.Oczywiście chodzi o irytację z rzeczy najmniej istotnych.To co naprawdę doprowadza mnie do szału w żaden sposób nie nadaje się na ten blog 😉
Ale na takie stany w sam raz kuracja winogronowa 💡
a99a
A któż powiada, Małgosiu, że na samych płynnych butelkowanych ?!
Toż opisałam, co było na obiad – ruskie ze skwarkami 😉
Jeden porządny posiłek i trochę kuracji oczyszczającej 🙂
Antku,
Strauchgehoelze czyli krzewy – w stosunku do tej maciupciej, kilkumilimetrowej krzewinki 😯 Osobisty nawet nie zauważył, po czym depcze 🙁 Do zrobienia zdjęcia musiał zalegnąć z nosem przy ziemi 😯 Azalijka skubana 😎
Nemo!
http://www.botanypictures.com/plantimages/primula%20X%20loiseleuri%20'lismore%20yellow'%2001%20NL%20uithof.jpg
To najbliżej, ale żółte…
W książkach nic. Trudny przeciwnik.
Pogrzebię jak wrócę z roboty.
Już dzisiaj!
Dobranoc! 🙂
http://www.botanypictures.com/plantimages/primula%20X%20loiseleuri%20'lismore%20yellow'%2001%20NL%20uithof.jpg
W produkcji bezpestkowych winogron w butelkach maczałam kiedyś osobiście ręce, i to na Sycylii, o której była dziś mowa:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Wino
Masz rację, Alicjo. Zapomniałam o tym. To zmienia postać rzeczy 😉 A ruskie też lubię, w każdych ilościach….
Myślałam wciąż nad uwagami Heleny o białym kłamstwie i myślę, że można zawsze powiedzieć ” Przepraszam, teraz nie mogę rozmawiać. Oddzwonię” i rozłączyć się ubiegając ewentualne protesty a potem siąść spokojnie przed telewizorem 😎 Nie ma kłamstwa , jest dyplomacja! 😉
Wspaniałe bezpestkowe winogrona w butelkach robił mój dziadek 😥
Jan Nowicki osobiście złożył dedykację dla Pana Lulka. Prezent od węgierskich i austriackich przyjaciół ucieszył go najbardziej.. Co może zrobić znany aktor z wycinanką kurpiowską : powiesić na ścianie ?
Z prezentem z Węgier można zrobić różne rzeczy. Na pewno można podzielić się z przyjaciółmi.
I oto chodzi 🙂
Nie wszystkim, Malgosiu, mozna powiedziec – teraz nie moge rozmawiac. Nie wszystkim sie chce oddzwaniac. Czasami czlowiek chce byc niedostepny na telefonie, kropka. Mnie sie to zdarzalo nie raz. Wole nie odbierac telefonow. Ale gdybym miala dziecko, to prosilabym o odebranie.
Telefony sa zmora ludzkosci.Dlatego nie posiadam (ku wscieklosci roznych ludzi i urzedow) komorki.A raczej mam, ale zawsze wylaczona i zabieram ja z domu wtedy, kiedy chce zadzwonic do kogosd z drogi.
Bo nie chce byc zawsze i na kazde zawolanie. Mam prawo. Ale jednoczesnie nie chce ranic ludzi obcesowym odrzuceniem. Mam przyjaciolke zagranica, z ktopra rozmawialabym znacznie czesciej, gdyby nie to, ze kiedy ona dzwoni do mnie ( a nie na odwrot), to rozmowa trwa minimum dwie godziny. Dlatego, kiedy podejrzewam, ze moze zadzwonic, nie podnosze sluchawki. I tu bradzo by sie przydalo niewinne dziecie, ktore mnie wyreczy.
I daletgo uwazam, ze zakaz „klamstwa” nie moze byc absolutny. Sa klamstwa, ktore pomagaka uniknac zbednego komfliktu i zranienia. I zapewne warto dziecku powiedziec, ze tak w zyciu jest.
Byla taka amerykanska komedia o facecie, ktorego maly synek poprosil Boga, aby tatus przez jeden dzien nie klamal. I tak sie stalo. Glowny bohater kompulsywnie rabal naokolo prawde-matke. I zaczely sie potworne dramaty: w pracy, w malzenstwie etc. Nie pamietam jak sie skonczylo, ale okazalo sie, ze nie sposob funkjonowac w spoleczenstwie nie uciekajac sie do bialych klamstw na kazdym kroku.
Ide spac. A wlasciwie to nie ma mnie w domu 🙂 MOzecie wydzwaniac. 🙂
Heleno,
ponieważ praktycznie cały dzień spędzam w domu , z dokładnie tego samego powodu nie posiadam telefonu stacjonarnego a gdy wychodzę,bardzo często nie zabieram ze sobą komórki ! Znam też uczucie „liczenia strat” po 1-2 godzinnym wiszeniu przy słuchawce (ile to się mogło zrobić przez ten czas?!) 😆
Tez mowie, zeby powiedziec, iz mnie nie ma w domu. Wytlumaczylam, ze w zyciu tak bywa. A jeszcze w przypadku telefonow pt. mamy dla pani niesamowita okazje, ma pani szanse wygrac samochod ale w miedzyczasie prosze zamowic poradnik dla gospodyni domowej, pismo gala lub inne glupoty, to kaze nawet mowic, iz numer zostal dwoniacego zostal zakodowany i bedzie mial przykrosci z powodu nieproszonych telefonow.