Zabawa w pomidora
Zawdzięczamy je hiszpańskim żeglarzom, którzy po odkryciu Ameryki przywozili stamtąd wiele nowinek, o których z przyjemnością myślimy dziś, że są rdzennie europejskie. Otóż pomidory, podobnie jak i ziemniaki są z całą pewnością zyskiem dodatkowym wypraw do Indii Wschodnich. I to kto wie, czy nie równie cennym jak złote skarby.
Te pyszne w smaku jagody , jakimi są pomidory to cenny składnik wielu dań, trudno nam sobie wyobrazić dziś kuchnię włoska czy francuską bez pomidorów, a i polska kuchnia bez zupy pomidorowej byłaby znacznie uboższa.
Na szczęście nie musimy już dziś mówić za Jeremimi Przyborą „addio pomidory”, bo hodowane w szklarni, choć smak mają znacznie gorszy niż ogrodowe, jednak są w sklepach przez cały rok i znakomicie sprawdzają się w wielu potrawach.
Z pomidorów można robić wszystkie niemal rodzaje potraw od zup, sosów i dań głównych po pyszne konfitury o wyrafinowanym smaku.
Oto nasz pomysł na sierpniowy stół: zabawa w pomidora w różnych rolach.
Gazpacho
1 kg mięsistych pomidorów,1 ząbek czosnku,1mała czerwona cebula,
po kawałku czerwonej, zielonej i żółtej papryki,1 mały ogórek,2 łyżki octu winnego,4 łyżki oliwy z oliwek,1 i 1/2 szklanki zimnej przegotowanej wody, 3 łyżki startej suchej bułki, sól, pieprz. Kilka kostek lodu. Kilka trójkątnych grzanek z chleba tostowego podsmażonych na 2 łyżkach oliwy.
Pomidory sparzyć i obrać ze skórki. Papryki pokroić w kostkę, ogórka w paseczki. Pomidory i połowę przygotowanych warzyw włożyć wraz z posiekanym czosnkiem i cebulą do malaksera, dodać wodę, tartą bułkę i ocet winny. Odstawić do lodówki.
Tuż przed podaniem ubić lekko ręcznym mikserem, doprawić solą i pieprzem. Dodać pozostałe jarzyny, włożyć do wazy kostki lodu. Podawać z grzankami.
Pomidory z mozzarellą
Ok.30 dag mozzarelli,5 sporych mięsistych pomidorów,2 łyżeczki siekanej świeżej bazylii, winegret przygotowany z: 8 łyżek oliwy z pestek winogronowych,3 łyżek soku cytrynowego,1 ząbka czosnku,1/2 łyżeczki miodu,1/2 łyżeczki musztardy, soli i pieprzu oraz szczypty ziół prowansalskich. Do przybrania czarne oliwki.
Pomidory sparzyć, pokroić w plastry. Mozzarellę pokroić w niezbyt cienkie plasterki. Przekładać mozzarellę pomidorami. Polać po wierzchu przygotowanym sosem, przybrać siekaną bazylią i oliwkami. Powinno postać około godziny. Jest to doskonałe danie kolacyjne lub przekąska.
Konfitura z zielonych pomidorów
1 kg zielonych pomidorów,3 i pół szklanki cukru, kawałek laski wanilii, skórka z 1 cytryny,1 mały olejek pomarańczowy,0,75 szklanki wody.
Pomidory pokroić w grube plastry, wycisnąć na ile się uda pestki.
Wkładać do wrzątku na łyżce cedzakowej i gotować każdą partię 1 minutę ,po czym wyjmować i układać na sicie, aby ociekły. Ugotować gęsty syrop z wody i cukru z dodatkiem wanilii, dodać na koniec olejek pomarańczowy i skórkę z cytryny. Do wrzącego włożyć plastry pomidorów. Smażyć powoli, często potrząsając rondlem, aby owoce nie przywarły do dna. Kiedy plastry pomidorów staną się zupełnie przezroczyste włożyć je do wyparzonych słoików. Zalewać gorącym syropem, zakręcać słoiki.
Konfitura z czerwonych pomidorów
1/2 kg małych, jędrnych pomidorów,1 kg cukru,2 szklanki wody,1/4 szklanki rumu,1 cytryna.
Pomidory poprzekrawać na połówki, usunąć ziarna i ciecz, polać pozostały miąższ rumem, odstawić na co najmniej 12 godzin. Ugotować gęsty syrop z cukru, wody, dodać pomidory wraz z rumem, gotować powoli ,aż syrop zgęstnieje, pod koniec dodać sok z cytryny. Ostudzone wkładać do słoika wyparzonego lub wypieczonego w piekarniku.
Komentarze
Marek wyjechal z Wiednia w moim kierunku. W kilkaset koni mechanicznych. Sadze, ze rure wzial ze soba. Jak nie to niech i tak bedzie.
Wczorajszy Heuriger udany. Toasty byly punktualnie wznoszone. Jak u Mickiewicza w stosownym porzadku.
Bedzie u mnie o godzinie 10.30. Wtedy ukujemy dalsze plany. Pogoda zamówiona
Pan Lulek
Zawsze lubiłem pomidory świeże. Jednak ostatnio polubiłemteż suszone.
Mam nadzieję, że na Sycyli , na którą lecę jutro, trochę ich popróbuję.
Do usłyszenie, przeczytania 🙂
No tak! Zawsze to poderzewałem! A potem ten francuzik coulomb odkrył Indie Zachodnie, skąd jeszcze przed halikiem przywiózł pieprz i wanilię 😉 Jak to zara kapitan zobaczy?! 🙂
A co z sokiem i pestkami? Wywalic? To odnosnie konfitur pomidorowych z rumem.
A na marginesie: warzywa czy owoce one sa, te pomidory znaczy sie?
Koniec pracy – ide sie „lykendowac”
E.
Gazpacho to cos, co bardzo w tym domu popieramy. Jak wszystko hiszpanskie.
Szczesciem jest obudzic sie i zobaczyc nieskazitelnie bialy sufit nad glowa. A bedzie jeszcze bardziej nieskaztelny, kiedy dostanie druga warstwe farby.
Dzisiaj, inszAllah, beda konstruowane polki po obu stronach ogromnego na cala prawie sciane okna w livingu, ktore dostalo niedawno piekne okiennice. Polki maja byc „przedluzeniem” okiennic, czyli stanowic z nimi jedna calosc.
Nie moge sie doczekac. Decyzja osatteczna w sprawie koloru schodow zapadnie chyba w sklepie.
Ekipa juz jest, kawa i croissanty wydane.
Do uslyszenia kiedy tam.
Iżyku,
no comment! 😯
Echidno,
pomidory i papryka to owoce.
Pomidorami narobiliscie smaku. Pobieglem po zakupy i znalazlem nasze, prawie miejscowe z Machlandu gdzie sa olbrzymie szklarnie w któryh pomidory sa hodowane na zupelnie biologiczny sposób. Nie uzywa sie chemikalii a pod dachami fruwaja insekty i zapylaja. Pomidory maja dobry smak i zapach. Oczywiscie mozna narzekac, ze te z pola sa smaczniejsze. Narzekac nie bede, bo posadzilem cztery krzaki u siebie a sasiedzi o wiele wiecej w tym czesc z mysla o mnie. Dobrze miec do dyspozycji taki ogród w którym nie trzaba pracowac, natomiast zbierac mozna do woli.
Czekam na Marka, sam nie wiem czy juz jestem gotowy. Pokój dla goscia przygotowany. Wymier loza 165 X 200 cm. Powinno wystarczyc. Teraz trzeba bedzie omówic dokad pojedziemy na zalegly obiad urodzinowy.
Pan Lulek
Z naukowego punktu widzenia pomidor to owoc, z kuchennego – warzywo 😉
…to i ja przed switem bladym wyciagam paluszek wskazujacy i korektuje:
-po pierwsze primo, dlaczego stół sierpniowy podo koniec maja?
-po drugie primo, jaki Jeremimi Przybora?! Taż to był Wiesław Michnikowski!
-po trzecie primo, idę dospać, a po czwarte, w spozywaniu pomidorów nikt mnie nie przebije. Nie ma dnia bez pomidora, a jak jest, to tez go nie ma, o!
Heleno,
nie zapomnij o fotkach. Schody zdaje się, ze już ustaliliśmy – sprana nieco szarawa morska toń. Już my Ci pomalujemy Twój świat, nie bój żaby! 😉
Alicjo,
na moim tomatillo jest pierwszy owocek, a w każdym razie – lampionik 🙂
A mnie nikt nie przebije w hodowaniu sadzonek pomidora w sypialni (w pierwszej fazie – z nasionek) 😎
Jeszcze jedno P.S.
Zbyszku,
jak lecisz na Sycylie, koniecznie zdjęcia przywiez i zapodaj, z mafią się nie zadawaj, pamiętaj o kozie (nostra) omijaj Etnę w miare z daleka, no i przyjemnej podróży !!!
… no i jak tu odejść od klawiatury…
nemo, no właśnie te owocki w takich lampionikach 🙂
Raczej taka ciekawostka przyrodnicza, chyba, że ma się hektary pod uprawę. Moje są jeszcze w stanie „wykiełkowalim, dawać tu słońce i pogodę”.
Ja wczoraj padłam martwym bykiem, a Wy, niecnoty, namawialiście Helenę na pomalowanie schodów na kolor, jakim maluje się burty okrętów wojennych Mnie się szarawo – niebieskawe schody kojarzą przygnębiająco, ale przecież to nie moje schody i może tak nawet będzie dobrze? Pyra ma wyobraźnię dosyć ekskluzywną – najbardziej podobają i się chody dwubiegowe, schodzące na obszerny, kamieniem albo cegłą wykładany holl, a schody w starym, zszarzałym dębie, wypolerowanym olejem lnianym do połysku. Kto dziś ma takie schody? Trudno, jak nie ma takich, to już wszystko „równakowo”. Nie cierpię tylko ażurowych, spiralnych schodów pionowo owijających się wokół środkowego słupa. Wyglądają lekko i elegancko, ale ja mam natychmiastowy zawrót głowy i w myślach już lecę na zbity pysk.
Pomidory natomiast to moja miłość. Wielkie, czerwone, pachnące ogrodem i słońcem. Najbardziej lubię odmianę „malinowy skierniewicki” Rzadko są w handlu, bo nie znoszą transportu.
Pyro,
tu jest pomidor malinowy, nie wiem, czy skierniewicki, ale nasionka były z pomidora zjedzonego w Polsce 🙂
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Pomidory/photo#5061857553323385794
Jakie szarawo-niebieskawe?! To ma byc morska toń sprana lekuchno… ja się znam na kolorach, tylko nie na ich nazywaniu. Niebieski to nie jest mój ulubiony bynajmniej. I jeszcze szarawy.
Niech żyją pomidory!
Zerknęłam na prasę w tak zwanym miedzyczasie. Nie należy tego czynic przed świtem, jak ma sie zamiar „dospać”.
Co znaczy Unia! Mój przyjaciel opowiadał mi, że zobaczył na straganie w małym mieście w Masywie Centralnym polskie pomidory obok francuskich. Służą po prostu do innych celów.
Torlinie,
do jakich celów służą polskie pomidory we Francji? 😯
Podam teraz przepis na konfiturę z zielonych pomidorów, inny niż ten Gospodarza. Przepis pochodzi z głębokiej epoki słusznie minionej, bo w rezutacie otrzymywało się namiastkę (całkiem udaną) fig – w keksie czy mazurkach niemal nie do odróżnienia.
Konfitura „figowa” z zielonych pomidorów
2 kg niewielkich zielonych pomidorów
2 kg cukru
pół kg cytryn
Pomidory pokroić w cząstki, jak cytrynę. Z cytryn otrzeć skórkę, starannie obrać, też pokroić pionowo w cząstki. Owoce w garze przesypać cukrem i pozostawić, aż się cukier rozpuści. Potem zagotować, odszumować i odstawić. Kiedy przestygnie – zagotować. Odstawić itd. Pomidory i cytryny zwiną się w kulki, pesteczki w pomidorach będą udawać figi. Kiedy owoce będą już przezroczyste, włożyć w słoiki. Krótko zaparzyć.
Alicjo,
z Etną może być problem bo właśnie chcę „tam być”.
Oczywiście, że wszystko opowiem (o ile zapamietam). 🙂
Marek przyjechal. Caly i zdrowy. Chwilowo niedostepny poniewaz bawi w lazience. Kawa gotowa. Mleczka jeszcze nie podano bo gospodarz domostwa zapomnial czy Marek pija z mlekiem czy bez. Miód na wszelki wypadek jest do dyspzycji.
Pan Lulek
U nas, na Dalekim Wschodzie, pierwsze jadalne, wiosenne pomidory nazywają się Gargamele. Są duże, soczyste, o bardzo nieregularnych kształtach. One zaczynają mój sezon pomidorowy na początku maja, potem już leci do listopada.
No, a potem… adio pomidory do następnego maja. 🙁
Nie znoszę żadnych importowanych, ani szklarniowych!
Mniam, pomidory! Mniam, gazpacho! Interesuje mnie, Gospodarzu, jak długo taka konfiturka z rumem musi stać? 😉
Alicjo, „Addio pomidory” śpiewał Michnikowski, ale napisał Przybora 🙂
A Etna jest cudowna:
http://picasaweb.google.pl/PaniDorotecka/Etna
Suszone pomidory! Właśnie na Sycylii nauczyłam się je po prostu gryźć z pieczywkiem i odtąd to jeden z moich ulubionych przysmaków.
Ach, rozmarza się tylko człowiek w tę szarzyznę…
Andrzeju,
te Gargamele to pomidory gruntowe? W maju?! Poproszę o kilka nasionek 🙂
Wscieka mnie seksizn w polskkich mediach. Nawet korespondent GW pisze o 27-letniej kobiecie „dziewczyna” (bo jesezcze na dodatek Hinduska).
Dzis rano w sklepie z materialami budowlanymi dwudziestoparoletni asystent zwracal sie do mnie per „Darling” i jeszcze przewracal oczami jak go pytalam o specyficzna zaprawe murarska.. Za trzecia „Darling” zwrocilam mu uwage, ze nie jestem jego zona ni matka i poprosze o „Madam”. A jak nie chce mnie obslugowac, to moze zostac neurochirurgiem. Nastepnym razem naskarze do kierownika sklepu. Ale to mlody gluptas. Jakie jest usprawiedliwienie krakowskiego korespondenta GW, gazety, w ktorej stale pisza Sroda i Dunin?
Mialam taki ladny kod: 1661 i wszystko wcielo. A to Lotr!
nemo – ja wiem ze to owoc, Wombat z p-tu widzenia kuchennego, ze warzywo. No i mamy zabawe!
Pani Dorotko – dlugo nie postoja, zostana skonsumowane.
Panie Lulku prosze pozdrowic marka jak wynurzy sie z lazienki.
Heleno – „Darling” brzmi lepiej niz „guys” czym to coraz czesciej asystenci czestuja klientow. Niezaleznie od wieku. Mnie to czasami doprowadza do bialej goraczki. Niby taki luz, a dla mnie zwykly brak wychowania. Gdy dochodzi do tego mina obrazonej krolewny, lekcewazacy ton, brak wiedzy na temat artykulow w sklepie – esensja chamstwa.
nemo!
Dobrze, postaram się! 🙂 To są gruntowe pomidory, ale w tym okresie, chyba spod folii.
Nie, guys sugeruje przynajmniej rownosc. A tu czysty seksizm i agism, bo nie powiedzialby darling do faceta, i nie powiedzialby darling do kobiety 30-letniej. Kiedys juz zwricilam uwage mlodej srzedawczyni w sklepie naprzeciwko, zeby nie mowila do mnie Luv. I trzeba bylo widziec jej zdumiona mine! A jak mam do ciebie mowic, pyta zszokowana.
„Madam” – odpowiadam. To ona az sie zaczela rozgladac po kolegach czy odnotowali, ze ktos moze uznac „Luv” za niestosowne. Przeciez nie chciala obrazic! Teraz mowi do mnie Helena, bo jej pozwolilam, skoro nie przechodzi jej przez gardlo „prosze pani”.
kod 46ee. Poprzedni wpis mi zżarło pod pretekstem, że kod niepoprawny. Głupota totalna. Helena i Echidna podniosły ważny temat – mylenie luzu i chamstwem. Do amoku doprowadzają mnie młodzi ludzie w studiach tv „na luzie” przy czym luz polega na niedbałym rozwaleniu się na kanapie z rozstawionymi nogami, rozłechstaną koszulą i uśmieszkiem typu „Pan mnie wyczuwasz?” I coraz więcej ludzi ten styl naśladuje. Ze zdumieniem oglądałam kilka lat temu swoją koleżankę z pracy z narzeczonym w oczekiwaniu na ślub cywilny, który miał się obyć za kilka minut. Pan Młody w białym garniturze rozwalił się na krześle, na drugim „luźny” świadek, obydwaj głośno przerzucali się uwagami na temat ślubów, żon i teściowych, Panna Młoda stała przy nich uśmiechnięta i naprawdę nie widziała w sytuacji niczego dziwnego. W szpitalu obraził się na mnie ordynator oddziału, którego grzecznie poprosiłam, żeby przy mnie nie mówił o mnie „ona”, a jeszcze za uwagę, że głupia nie jestem; po prostu tak wyglądam.
Nie dużo, bardzo niedużo, odrobiny snobizmu i dobrego wychowania proszę.
Racja, Pyro, snobizm dźwignią nie tylko postępu, ale i dobrego wychowania. Kult młodości powoduje, że jest snobizm na równiachostwo, które mnie czasami też uszami wyłazi. Jestem za tym, żeby się trochę (bez przesady) snobować na arystokratyzm ducha i odpowiednie do tego stosować formy. Jak mnie ktoś za szybko tyka, to mam obawę, że równie szybko będzie skłonny nakłaść mi po paszczy, a ja nie lubię. Są sytuacje i środowiska, gdzie pewna swoboda form jest przyjęta, np. blogi :-)ale są i takie, gdzie jest absolutnie niewskazana i już od szczeniaka powinno się rozróżniania tego uczyć 🙂
A jeszcze, zanim się samoczynnie wyekspediuję z blogu do jakiejś uczciwej roboty 😀 muszę doszczeknąć coś na temat gazpacho. Mnie najbardzie odpowiada taka wersja, w której zmiksowana bryja podstawowa ląduje na talerzach, a pokrojone jarzynki stoją na miseczkach i każdy sobie je wrzuca do chłodnika po uważaniu, czyli robi sobie taką kompozycyjkę, jaką najbardziej lubi. Gazpacho w tej wersji rozwija twórczego ducha! 🙂
Nie wiem jak w Anglii Heleno, ale w Australii zapanowala moda na zwracanie sie do przedstawicieli obu plci per :guys. Brzmiec to ma niby jak przyjecie do grona kumpli. Mowia Ci guy, znaczy rowny facet/facetka. No i ta forma korealacji sprzedwaca – klient: totalnego spoufalenia. Nie lubie tego. Plus zachowanie. Ostatnio przy kasie musialam dosc dlugo czekac bo kasjerka rozmawiala z kolezanka na tematy party wieczornego. To wrecz nie do pomyslenia.
Gdy zwrocilam jej uwage (to moj lokaly market i znam prawie cala obsluge) niewinnie podniosla na mnie oczeta i powiedziala cos w tym stylu, ze jako stala klientka itp. Nie Miss, odpowiedzialam, jestes w duzym bledzie. Trzeba separowac prace i prywatne sprawy. No to obrazila sie omalze smiertelnie. I teraz mam wizytowke: „O to ta”. Guzik mnie to obchodzi, do kierownictwa latac nie bede.
Generalnie odnosze wrazenie iz coraz mniej przyklada sie wagi do umiejetnosci zachowania wobec i obcowania z innymi. Inna sprawa, ze powyrabialo sie wszystko na opak. Znajoma opowiadala mi jaki ja despekt spotkal, mezczyzna przepuscil ja w drzwiach. Opowiadajc to byla wrecz oburzone, jak smial! I co Ty na to? Bo ja przez chwile zaniemowilam.
Odbiegajac od tematu, wybralas kolor?
A ja jestem beznadziejnie seksistowska – lubię, (biłam) kiedy kolega w pracy powiedział mi coś miłego. Ja przecież patrzyłam do lustra i zdawałam sobie sprawę, że od wczoraj nagle nie zamieniłam się z Taylorką na urodę. To nic. Było po prostu miło i niezobowiązująco. Nie obrażało mnie, kiedy szef wstawał zza biurka, kiedy wchodziłam do pokoju, albo kiedy przynosił nam po kwiatku bez okazji (żebyśmy pewnie żonie nie naskarżyły o różnych sprawkach) I chociaż doskonale wiem jacy drażliwi i wrażliwi bywają panowie i jak cieniutka skórka na owym męskim ego, to jednak wolę, żeby publicznie nie sprawiał jeden z drugim wrażenia, że bardziej jest mu potrzebny psychoterapeuta, niż kobieta.
Alicjo nie pouczaj bez potrzeby. Śpiewał Michnikowski tekst Jeremiego Przybory. To był wielki Twórca humoru wysokiego lotu. I zebrał wokół siebie największych artystów. Wszyscy zaś tęsknili do pomidorów, bo ich w zimie brakowało. A teraz w dobie gwiazd tańczących na lodzie i pod lodem, zabaw w seks na oczach publiczności i innych tego typu „żartach” tęsknimy za Panem Jeremim Przyborą, Panem Jerzym Wasowskim i ich trupą.
Konfiturka może stać i rok. Natomiast jeść ją mkożna zacząć już nazajutrz. Byle wystygła.
Co do luziku i luizactwa, to w polskiej telewizji widziałam zjawisko pod nazwiskiem Michał Koterski.
Czy ten, oczywiście *zaje…* interesujący facet jest urodzonym kretynem czy tylko takiego udaje?
Specjalnie uzyłam tego przepaskudnego słowa, co to w gwiazdkach, bo młodemu człowiekowi nie schodziło ono z ust, i jeszcze pare innych wulgaryzmów. Swietnie sie przy tym bawił, powiem Wam. Idę zajrzeć do ogródka.
Wyniosłam już roślinki, bo jest ciepło, 16C, a to dopiero poranek.
P.S. Potrzeba, potrzeba! Tekst po pierwsze kojarzy się z tym, kto go rozpowszechnia, w tym wypadku śpiewa!
No niech mi kto zaprzeczy, czyż nie?!
O forme chodzi Droga Pyro, o forme. Tak jak i mile slowo do kolezanki z pracy ranna pora. Jej radosniej i nam milo. A i wychowanie tez odgrywa role.
Ino niektorym kobitom cos sie z feminizmem pokrecilo i patrza na opak. W pociagu jedna taka w bardzo zaawansowanej ciazy obsztorcowala ostro pana ustepujacego miejsce, ze ona moze stac, ze kaleka nie jest. Czy to normalne?
Same kobiety sa temu winne, a skutki ponosimy wszyscy. Jak dzieciaki to widza takie wnioski zachowuja i tak postepuja.
Czy jak chodzilas do szkoly wpadloby Ci do glowy NIE ustapic miejsca osobie starszej? Mysle ze watpie. A wlasnie takie postepowanie obserwuje .
I tak to oto od pomidorow do zachowan roznorakich.
Dobrej nocy zycze – u nas dochodzi polnoc – i udanego weekend’u
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Tez uwazam, iz Misio Koterski jest gorzej niz zalosny i w sposob zenujacy swiadczy o tych, ktorzy wybrali go do tzw. formatu tv typu rozrywka. Ale coz podobno nie kradnie nie bieze drogow i ludzie go lubia…..Po skomplikowanym zyciu tatusia i wyniesionym przez tegoz tatusia z kregow szkoly filmowej chamstwie i ordynarnosci, to moze i sukces. Obu facetom nie mozna odmowic pewnej dozy inteligencji, wiec nie rozumiem w co oni sie bawia.
A jak już sobie pokrzyczałam w sprawie Michnikowskiego, a potem stwierdziłam, że na ogródku jeszcze za mokro, to dwa zdania o pomidorach. Jak to dobrze, że są szklarnie! U nas dosyć popularna jest też hodowla hydroponiczna, na wodzie. Pomidor w sklepie trzeba po prostu umiec wybrać. Wziąć do ręki, sprawdzić twardość, powąchać.
Nie powierzam tego zadania panu J. Zawsze mam wrażenie, że przekopał się przez te pomidory po to, by znalezć najgorszy z możliwych. Ale on jest rzodkiewkowiec, nie pomidorowiec.
Acha, Pyro!
Nasza piękna Agnieszka od Tereski z Pomorza skończyła właśnie studia w Irlandii (biznes i zarządzanie). Zadzwoniła wczoraj, że właśnie się zaręczyła ze swoim dość długoletnim chłopakiem, z którym razem w Irlandii i tak dalej.
Wracają za tydzień na zawsze – a jeszcze co, Zbyszku, właśnie wrócili z Sycylii, gdzie te zaręczyny i młody padł na kolana oraz jakieś diamenty wyszarpał Już się skracam!
Otóż kupili w POZNANIU mieszkanie i w Poznaniu się chcą zainstalować, nie pamietam nazwy, ale dzielnica na północy Poznania. Juz dawno rozesłali po różnych firmach swoje cv i Agnieszka ma kilka terminów na rozmowy kwalifikacyjne, czy jak tam sie to nazywa, chłopak też.
A pojechali na Sycylię, bo parę lat w deszczowej Irlandii tak im dało popalić (pomoczyć raczej), ze wreszcie chcieli trochę słońca 🙂
Alicjo – Poznań to dobre miejsce do życia (jak na warunki polskie). Jedyne, co im może trochę przeszkadzać, to pewna hermetyczność Poznaniaków – nie ze złej woli, u nas naprawdę życie towarzyskie nie kwitnie. Będą sobie musieli wcześnie zorganizować paczkę znajomych, żeby sobie wzajemnie gardeł nie poprzegryzać po jakimś czasie. Do mnie , jako do Babci mogą jak w dym – na niedzielna kawę albo tak sobie. Może trochę pomóc towarzystwo Marialki, bardziej zbliżone wiekiem , ale to trochę nie ten krąg zainteresowań (medycyna, farmacja, stomatologia, historia sztuki). Jest jeszcze jeden szkopuł; o ile wiem mamy nadrodukcję ludzi po marketingu i zarządzaniu. Oni byli bardzo pootrzebni 10 lat temu. Teraz jest ich pełno, bo każda uczelnia prawie wprowadziła ten kierunek.
Halo !!!
To ja Mis2.
Dziesiaty kraj europejski w tym roku zaliczony. Wlasnie wrocilismy z Panem Lulkiem z niezbyt odleglej podrozy na Wegry. Byl urodzinowy obiad . Ledwo wstalismy od stolu. Ja zjadlem zupe z indyka ( bardzo ciekawie podana) potem byl talerz mies roznych z dobrami wszelakimi. Pan Lulek zjadl to smo i ulubione nalesniki . Pyszna kawa i wysmienite wino. Po drodze kupilismy dobra wodeczke dla Jana Nowickiego co bedzie goscil w poniedzialek u mnie w pracy. Pogoda jak na zamowienie: cesarska
Rano fotografowalem ogrod rozany w CK Wiedniu. Cala trasa z Wiednia do Burgenladii tez zrobiona. Pokaz we wtorek.
Panie Lulku, Marku – witamy podróżników. To pięknie, żeście się gastronomicznie „porozpuszczali” Wiadomo, że Lulek to wspaniały gospodarz i szczerze rad gościom, a Marek – ideał gościa, bo i pierogi ulepi, i nalesników nasmaży i jeszcze róże w rurze utrwali.
Panie Redaktorze,
gratuluję pięćsetnego wpisu i życzę ich pięć tysięcy.
Misiu2,
„TEGO” Jana Nowickiego?! On zdaje się tam na Kurpiach ma chałupę, czyż nie w Kowalu? Ostatnio widziałam go w filmie „Tulipany”. Opisz tę zupę, jak była podana, bo nas zaciekawiłeś. I chciałabym sie dowiedzieć od Torlina, do jakich to celów służą polskie pomidory w Masywie Centralnym.
doroto l ,
widziałam chyba wszystkie filmy starszego Koterskiego z serii o Adasiu Miauczyńskim, oraz „Dzień świra” i „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”. Jedne lepsze, drugie gorsze, ale na poziomie. Młody Koterski zagrał chyba po raz pierwszy w „Dniu świra”, całkiem mi się w tej roli podobał. Ale wtedy, jako gość jakiegoś programu (to było we wrześniu lub pazdzierniku) bardzo mi się nie podobał. Po prostu dno, niechby robił z siebie clowna i poszkodowanego na umyśle, ale te wulgaryzmy mógł sobie, a przede wszystkim widzom, darować.
I jeszcze o seksizmie –
we wczorajszej GW znalazłam notatkę, że pewna turystka z Izraela, będąc na wakacjach w Nowej Zelandii rozebrała się na ulicy do naga. Powód – panowie robotnicy z pobliskiej budowy gwizdali za nią, co ją tak zdenerwowało, że postanowiła im dać nauczkę (haha! Toż im w to graj!). Policja zwinęła striptizerkę i dała jej nauczkę, że takie zachowanie jest nieprzyzwoite.
Jeśli chodzi o mnie, parę lat temu robotnicy naprawiający dach zagwizdali za mną. Pomyślałam, że pod słońce chyba zle widzą, ale poczułam się … no, jak kobieta 😉
Gdybym była młodsza, być może by mnie to zdenerwowało i coś bym napyskowała, ale w moim wieku uważam to za swego rodzaju komplement. Nie wiem, co Wy o tym myślicie, ale tak się w tamtym momencie poczułam, z 20 lat młodsza.
To znaczy, że wiadomo, za co wznosimy dzisiaj toast o 20-tej (mam na myśli wpis Teresy Stachurskiej z 17:21).
Lepszej okazji nie mogliśmy sobie życzyć 🙂
Spadam z powrotem do ogródka, będę robic miejsce pod palmę. Wynoszę ją na patio, a przed wyjazdem do Polski z bólem serca, ale oddam do Departamentu Geologii, bo u mnie ona już nie ma miejsca i po prostu umrze z braku przestrzeni.
Nasionko (wielkości sporej oliwki) palmy podniosłam spod palmy na Przylądku Caneveral pod koniec grudnia pamiętnego roku 1986, kiedy to Challenger wyleciał w kosmos na zawsze.
Challenger stał wtedy gotowy do drogi i czekał na pomyślną pogodę – było wtedy okropnie zimno, przymrozki i lód na Florydzie!
Wsadziłam to-to i po pół roku patrzę ci ja, a tu coś wschodzi…
Gdybym miała wysokie mieszkanie, do tej pory miałabym piekne drzewko. Pora się rozstać 🙁
(dzisiaj ja do siebie mówię.. 😯 )
A skąd wiadomo, który wpis?
Oj,Oj, a w domu nie ma Bąbelków
OK. Konkurs na kolor schodow rozwiazany. Pierwsza nagrode dostaje Ania Z za sugesie szarosci, druga Bobik za upieranie sie, ze schody maja byc dystyngowane. Dystyngowane beda. Majac przed soba duze kartony pomalowane roznymi farbami, bo dlugich zmaganiach i rzucaniu probek na podloge, sprawdzaniu w kazdym swietle, wybralam kolor noszacy kolejna poetycka nazwe Stony Ground, Jest to rodzaj szarego, ale z domieszka mchu i jest naprawde bardzo piekny posrod bieli. Znalazlam go nawet na stronie Farrow and Ball – malej firmy produkujacej bardzo tradycyjne i niestety drogie farby, ale na ekranie wygladal jakos rozowawo, wcale nie to co wybieralam z petyzmem. Wiec nie zamieszczam sznurka.
Lece robic Panskie Oko, pozniej opowiem co sie dzieje w tym domu.
Gratuluje laureatom, dziekuje z serca tym, ktorzy uczestniczyli w konkursie.
Do uslyszenia!
Pyro, jak klikniesz w tytuł tekstu Gospodarza to na pasku na górze monitora ukaże Ci się jego numer. Jak klikniesz na datę pod Twoim wpisem, to na tym samym pasku zobaczysz jaki numer kolejny ma Twój komentarz.
62523 . Tak?
Tereso – u mnie się nie sprawdza – ani numer wpisu p. Adamczewskiego, ani moje wypociny nie ponumerowane
Teresko – zgadza się. Szukałam nie tam, gdzie trzeba. Dziękuję.
Heleno,nie zazdroszcząc nikomu nagród i gratulując Ani Z., po sprawiedliwości nieśmiało ośmielam się zacytować siebie samego z wczoraj: „zielonkawy też widzę oczyma duszy, tylko nie w żadne żółtości idący, a w chłodną szarość, taki już na przełomie popielatego, ale nie było go w proponowanym zestawie”. No, czy to nie brzmi jak Stony Ground? 😀
Alicjo – J.Nowicki pochodzi z Kowala i ma tam dom ale to Kujawy, te bardziej zapyziałe Kujawy, nie Kurpie.
Ochm Bobiczku, rzeczywiscie…. Bede musiala pomyslec p dodatkowej nagrodzie,,,,,,,
Chipmunk dostał w ryło. Ogródkuję, a ten ciągle po orzeszki (ożesz ty!).
Ja w rękawicach, przesadzam, zasiewam i tak dalej, nie bedę co chwila latać, bo to nienażarte, tylko chomikuje i można tak cały dzień. To mi zaczął w droge wchodzić i na ręce skakać. Odwinęłam… no, chyba trochę za mocno, koziołka wywinął, ale już taki namolny był, że się nie dało. Natychmiast pobiegłam do kuchni po orzeszki na przeprosiny.
Konfitury z zielonych pomidorów spotkałam w latach minionych ,gdy szczytem szczęścia było kupno smalcu, papieru toaletowego, czy mydła.Słowem -kupno czegokolwiek.Po szkole z siostrą leciałyśmy do samu na polowanie tego co zostanie rzucone. Wtedy okazało się ,że możemy (przy wielkim szczęściu ,że wystarczy i dla nas) kupić kakao!!! i słoiki z tajemniczą zawartością koloru jasnozielonego. Były to właśnie konfitury z pomidorów zielonych. A może dżem?! Wysłałam siostrę na przekonsultowanie z mamą czy kupować takie cudo, mama powiedziała-kupować, przynajmniej będą słoiki.
Niestety, nie wystarczyło…..
Przepis Pyry bardzo ciekawy i chyba skuszę się jesienią.
Gdy pierwszy raz zobaczyłam młodego Koterskiego w programie Wojewódzkiego (to był Miśka debiut), pomyślałam ,że biednego berecik uwiera.Byłam wstrząśnięta ,że program rozrywkowy (co prawda-dziadowy ,jak mawia moja córka) bawi się kosztem biedaka, uznałam to za wstrętne-wykorzystywać chorobę młodego człowieka!
A tu niespodzianka! Człowiek jak najbardziej zdrowy na umyśle. Szok. Ależ mamy standarty.
No to mamy Jubileusz Pana Piotra! 🙂 W górę kielichy!
To były resztki pomidorów i groziła im zagłada. Nie powinnam tego nazwać dżemem, bo podsmażałam 2 dni kilka razy krótko, dałam jedną cytrynę ze skórką otartą i chyba deczko mniej cukru, niz Pyra w swoim przepisie sugeruje. To jest doskonała konfitura i u nas nigdy nie stoi (a pomidorów mało 🙁 ) – Małgosiu, smak kojarzy mi się z dżemem figowym. Coś przepysznego, jak nie zajadam się dżemami i konfiturami. Bardzo polecam na spóznione, zielone pomidory. A smażone też są dobre!
Hej,
godzina toastu!
GOSPODARZOWI i nam następnej pięćsetki życzę, będziemy mieli tysiąc i nastepne obchody!
Zdrowie Gospodarza i Blogowiczów!
http://alicja.homelinux.com/news/Food/Dzem_z_zielonych_pomidorow.jpg
Och, Heleno, jak będziesz myśleć o dodatkowej nagrodzie, czy nie mógłby to być chipmunk, który by do mnie przychodził z wizytą? Ja bym go nie walił w ryło, tylko się z nim bawił, a orzeszki mógłbym mu oddać co do jednego, bo dla mnie są mało interesujące. A poza tym mama by na pewno te orzeszki ciężarówkami zwoziła, bo ona ma kuku na muniu na punkcie zwierzyny. Na szczęście dla mnie, zresztą. 🙂
My już też toastujemy – a jest to najmilszy jubileusz tej wiosny. Vivat Piotr, Vivat Blog, 100 lat!
Dołączam się. Kawa z whisky (pada i pada) oraz lody skoro w domu ciepło. Jak? Trzymam pod stołem grzejnik elektryczny…
Też wznoszę toast migiem, ale skutecznie i lecę coś ugotować, bo właśnie głodni przyszli. Ugotowanie czegoś jest chyba godnym tego jubileuszu uczczeniem? 😀
Te, Bobik, nie bądz taki znowu rozdający!
Kilogramami to tu zwozi taki jeden – a przecież to nie jest naturalne żarełko chippies, bo orzeszki ziemne u nas nie rosną. Podobno nie powinno sie takich rzeczy robić, no ale udajemy, że my durni.
I bardzo nie lubię, jak jestem zajęta, a tu mi takie cos na łapy włazi. Od upartej muchy (leci bąk tłuściutki do Bobika bródki, leci leci pszczoła do Alicji czoła… ) też się tak odganiam. Nie moja wina, że po raz n-ty się napatoczył.
Palma jest tak wiotka, ze muszę wymyślić jakieś porządne wsparcie.
Zdrowie naszego Blogu!!!
Ja rowniez kocham pomidory.
Bardzo lubie jajecznice na duszonych , swiezych pomidorach bez skorki.
Na grzadce posadzilam w tym roku „krakusy”, „malinowe” i „bawole serca”
i przyznam , ze tego ostatniego gatunku nie znam i jestem bardzo ciekawa
jak mi beda smakowaly te moje pomidorki 🙂
Pozdrawiam serdecznie Autora i wszystkich Blogowiczow.
W sprawie podania zupy : Zdjecia dopiero w poniedzialek , Mam kabelek ale zapomnialem haslo 🙁 teraz do wyrka bo sie przeziebilem i w gardle drapie . W Austrii na szczescie cieplo.
Mis 2
Może się przyda. Zraziki w śmietanie:
Wziąć pół funta bardzo miękkiego mięsa, polędwicy, krzyżowego albo pieczeni miękkiej, pokrajać na kawałki wielkości orzecha włoskiego, każdy z nich rozbić jak tylko się da najlepiej, choćby i w drobne kawałki, następnie wszystko razem znowu rozbić dobrze ubijaczką drewnianą. Posolić, popieprzyć, włożyć jedną cebulę utartą na tarce, posypać łyżką mąki i wszystko wymieszać doskonale.
W rondel lub na patelnię miedzianą położyć łyżkę masła, zagotować mocno, a gdy się zaczyna rumienić ? wrzucić przygotowane mięso i zaraz zacząć go łyżką mieszać, żeby się nie zbijało razem, lecz żeby wszystkie kawałki się wymieszały i straciły czerwoność świeżego mięsa. Wtedy wlać w to półkwaterek słodkiej śmietanki surowej, wymieszać, zagotować razem i podać. Należy tylko pilnować, aby się mięso zbyt długo nie smażyło.
I jeszcze Gołąbki Vice Versa. Na jeden gołąbek:
120 g karkówki wieprzowej
100 g kapusty białej
przyprawy (sól, pieprz, papryka lub inne zioła) ? do smaku
30 g smalcu do smażenia
Na rozbity plaster karkówki kładziemy liść lub dwa też trochę rozbitej białej kapusty, doprawiamy według upodobania solą, pieprzem i papryką, i zwijamy w roladę. Spinamy lub obwiązujemy nitką bawełnianą, obsmażamy i dusimy pod przykryciem do miękkości. Sałatka z pomidorów danie świetnie uzupełni.
Z toastem byłam na czas, aczkolwiek nieświadomie, bo dopiero teraz mogłam wszystko doczytać.
Jakie to szczęście, że nie mam schodów! U nas dyskusje kolorystyczne skończyły się białymi ścianami. Dopiero teraz w pokoju małej daliśmy ciuteńkę żywszą, ciepłą oliwkę. Panowie trzecią godzinę składają nowe meble.
Ja, po pracach w ogródku, jestem w kawałkach. Bzy jeszcze się trzymają, jaśminy lada chwila będą, wczesna weigelia pada pod ciężarem kwiatów. Wyjątkowo długo i pięknie trzymają się maki, chłód im służy. Udało mi się wreszcie kupić pana dławisza i panią dławiszową. Mają przykazane zarastać garaż. Łap nie czuję. Jutro do pracy, wolałabym ogród 🙁
Zdrowie jubileuszu!
Półgębkiem w tej chwili, bo zaraz i ja mam picie… 😉
Dzień drugi remontu u Heleny. Prace postępują 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Dzien_drugi_remontu/
Mam zalatane wszystkie sufity, procz duzego pokoju, gdzie, jak mi sie wydawalo jeszcze dzis rano sufity byly w idealnym stanie. Ale cholerny Pan Wiesiek jest cholernym perfelcjonista i udowodnil, ze sie myle.
Ale najwazniejsze, ze polki po obu stronach duzego okna zostaly zbudowane. Beda pomalowane mialym bluszczacym olejem i beda stanowily czesc architektury okna. Mam zainstalowana nowa polke nad kaloryferem w przedpokoju. Do pomalowania.
Mam pomalowane sciany w lazience. JUtroi (inszAlla!) moze pomaluja drewno w mojej sypialni, kaloryfer i cala mala. A jeszcze licze, ze zrobia sufit w malej sypialni goscinnej.
Pan Wiesiek jest we mnie, jak wyznal, zakochany i zamierza remont perzeciagnac na co najmniej miesiac.
POslalam 2 zdjecia: Pan Andrzej i Pan Wiesiek buduja polke przed garazem. POlka po jednej stronie okna, bo cala panorama pokoju nie miesci se w moim obiektywie. Albo noe umiem tegoi nastawic, bo zgubilam instrukcje.
Wczoraj zabrakło w domu pomidorów. Pan mąż nie mógł uwierzyć, jak mogłam dopuścić do takiego nieszczęścia. Nadrobiliśmy dzisiaj.
Dzien bez pomidora to dzien stracony!!!
Wracam do arbajtu,
Tuska
Ta Alicja to szatan efficiency. Dzieki, Alu.
Haneczko, pani dławiszowa może kwitnie? Miałam tu kiedyś jedną roślinę o tej nazwie i tak szybko rosła, że miejsca jej brakowało (mnie zaś światła) i musiałam zrezygnować. Aktualnie – dzikie wino, które się dobrze tnie, a na jesień pięknie przebarwia. Mój dławisz nie kwitł.
Doroto z sąsiedztwa,
to dopiero po północy 😉
Wszystko w notatniku Sekretarz oczywiście zanotowane! Oj, bedą obchody, będą 🙂
A tu są! Wychodzi na to, że po sąsiedzku będziemy tak się ze szklanicami przechadzać 🙂
Dobrze, że łykend 😯
No to łyk? 😉
Tereso, bo one muszą być w odmianach Diana i Herkules. U mnie mogą zarastać do upojenia, po to na nie czatowałam.
Heleno, poproszę zakochanego z frontu, tył mówi sporo, ale dalece nie wszystko.
Dziękuję Haneczko, się dokształciłam:
http://www.tracz.pl/pl/d_awisz_okr_g_olistny___diana.php . Chyba dobry zakup, ładna ta dławiszowa.
Antka cos dawno nie widac, zagrzebal sie w swoim ogrodku?
poki co lece na ryby, Piotrowe recepty zabralem, bedzie testowane,
serdecznosci
Nemo,
spojrzałam switem bladem na Twoje pomidorowe zdjecia i szlag mnie prawie trafił. Jak mi powiesz, że masz szklarnię, to bedziesz miała J. krew na rękach, bo zamorduję tępym nożem, tak bardzo chciałam ten dom dwa domy na lewo w ubiegłym roku. Faktem jest, że szklarenka była zdwastowana, ale ja jak się uprę, wiele rzeczy potrafię sama zrobić. Oszklić, zakitować, pomalować i tak dalej. Od razu mówię, że tu na szklarenkę nie ma miejsca. Tam była zdewastowana, ale gotowa!!! I w miejscu, gdzie było sporo słońca. No to sobie popłakałam trochę.
Jestem jakaś przymulona, planuję zajęcia na jutro. Dziecko poprawia matury. Spróbuję uporządkować balkon po gołębiach i po psiaku. Nie ocalała ani jedna roślina na parterze. Doniczki z pietruszkami przeniosłyśmy na parapet okna, trzeba obsadzić skrzynki balkonowe, wiszące i kosz. Do kosza wsadzę 2 truskawki – remontanty, co to owocują do października Są drogie jak diabli , ale może przetrwają i na następny rok? Wszystko człowiek wyrzuca, a potem szuka. W dolnych korytkach, na których lubi leżeć Radek i wyglądać sobie na świat, przydałoby się na warstwie ziemi położyć pas wykładziny podłogowej albo jakiegoś starego chodnika czy wycieraczki. Żeby mały mógł leżeć ale żeby jednocześnie czynnej kopalni piasku nie eksponował. Drapie się potem jak głupi, tyle ma pyłu na sobie. O samym balkonie już nie mówię, jaki mam tam brud i bałagan.
3344
Pyro, nasze koty, zanim wejdą do domu, bardzo starannie tarzają się w piasku. Humoru ci to nie poprawi, bo dwa koty nie umywają się nawet do jednego Radka, ale robię co mogę.
Alicja @22:16 – wiem, że po północy 😉 ale nie chcę popaść w alkoholizm… 😳
Żeby nie popaść, przeplatam. Piję różne, żeby mi się jestestwo do jednego nie przyzwyczaiło. Ciężko będzie, ale dam radę.
Bobiku, gdyby Twoja Mama nagle przestala Ci sie podobac albo Ty jej, to masz zapewnione bardzo luksusowe zycie z E. Bardzo szybko sie dogadacie. Ona kiedys urzadzila wystawne przyjecie dla myszki zlapanej przez Mikusia, a bylo to jeszcze kiedy mieszkalysmy razem u mnie, zanim kupila mieszkanie obok. Wracam ja znirdowana z pracy, a pokoj duzy zamkniety, przez oszklone drzwi widze, ze na srodku stoi miseczka z woda, a na talerzyku z porcelany wylozony jest kawalek parmezanu regiano. I wiesz jakimi slowami mnie powitala?
„Nie tupaj!”
NIE TUPAJ!!!! Kiedy mi opowiedziala dla kogo ten bankiet, zapytalam dlaczego na talerzu zabraklo kawalka gruszki i dlaczego nie zatroszczyla sie o stosowny deser i koniak. Bylam naprawde wsciekla, bo myszy budza we mnie mistyczna groze. A ta zamieszkala gdzies u mnie, prawdopodobniue w szafie sciennej pod schodami, choc zachowywala sie nadzwyczaj dyskretnie i jej nie spotkalam osobiscie. Albo moze nasi chlopcy porozmawiali z nia nazajutrz i wyperswadowali goscine na Gerrards Court.
Wyłączę już maszynę. Do jutra Kochani. Obowiązki spełnię.
Nie sztukamięs tym co wolę,
Lecz przyjaciół mieć przy stole.
Pięćset razy to niemało,
Drugie tyle by się zdało.
Potem trzecie, po nich czwarte,
Poszerzając wciąż dań kartę.
Gotuj się! To jest wyzwanie,
Kto zrozumie, gotów na nie…
Wiedzieć trzeba rzecz tu jedną:
Kto gotuje, trafia w sedno 🙂
zeen,
trafiłeś w sedno! Zdrowie tego Blogu i sąsiedniego – u mnie jak zwykle, wszystko się za wcześnie zaczyna i przeciąga 😉
Nie, żebym narzekała… 🙂
Heleno, dziekuje za nagrode w konkursie. Jasne, ze poeta Bobik nie mogl uzyc pojedynczego slowa -szary- na okreslenie mozliwosci tego tonu. Stoney Ground will be lovely.
W pomidorowym temacie zas napomkne, ze pomidor jak ziemniak, kukurydza, fasola, dynia i slonecznk to byla podstawa wyzywienia polncnoamerykanskich Indian i Europa zna je dopiero od Kolumba.
Pomidory w Starym Swiecie sadzono na poczatku do ozdoby, jak kwiaty.
Heleno, znudzenie mamy mną i odwrotnie mało prawdopodobne, ale dogadanie z E. jak w banku. U nas myszy robią w kuchni co chcą (na pokoje nie są wpuszczane) i nie reagują nawet na dość głośne, acz kurtuazyjne napomnienie „ciszej tam, do jasnej cholery!” Zostawiam im zwykle w miseczce kilka moich klocków, żeby one zostawiły w spokoju parmezan, ale nie zawsze ten trik skutkuje. Kilka lat temu mieliśmy również szczurzyczkę, ale nie z tych dzikich, tylko białą z czarnym łebkiem. Przemiłe to było zwierzątko i bardzo nam było przykro, jak od nas odeszło. Nie boimy się żadnych gryzoni, a nawet większości gadów tyż nie, pająki wynosimy do ogrodu, tylko mole tłuczemy bez litości. Ale jeżeli E. ma bliskie, osobiste stosunki z molami, to Jej tego nie mów. Za to nie zapomnij Jej od nas serdecznie pozdrowić. 🙂
Chyba ma z molami jakies stosunki, bo zostalam w swoim czasie bardzo surowo skarcona, kiedy poradzilam (zapominajac, ze E. jest w pokoju) swojej przyjaciolce aby z molami rozprawiala sie z pomoca kulek naftalinowych rozrzucajac je na trawniku – bo o takiej metodzie przeczytalam w starym, bardzo starym poradniku gospodarstwa domowego. Ona tez wynosi pajaki za okno, powtarzajac pod nosem matin-chagrin, soir-l’espoir. I zawsze jej soir wychodzi. Uwaza tez, ze Grecja jest krajem skonczonych lajdakow, bo co oni ze zwierzyna wyprawiaja. Krzywdy zwierzecia nie wybaczy nigdy nikomu, bedzie pamietala po pol wieku.
A poza tym jest osoba ogromnej lagodnosci serca, wyrozumialosci i tolerancji dla ludzkich slobosci. Tylko na punkcie zwierzat ma kota.
Kiedy zaczyna poranny telefon od slow: a wiesz co mi sie snilo?, to wiem, ze bedzie o jakims szczeniaczku.
Radze Ci, Bobiku, nie przyznawac sie E., ze jestes zagorzalym wrogiem moli. Bo nie bedzie zadowolona 🙂
W tym tygodniu odwiedzila nas jej dawna amerykanska przyjaciolka Celia. I Celia przypomniala przy obiedzie, ze kiedy 30 lat temu urodzila synka i zadzwonila do E. aby jej o tym opowiedziec, E. wyslucjala bardzo uprzejmie, zapytala ile wazy, bo ktos ja nauczyl, ze nalezy o to pytac, ale nastepnie pytanie dotyczylo Mussie, kotki Celii.
Po wyjsciu Celii E. nie mogla sie uspokoic, ze ta jej to wypomiala po 39 latatch. I co w tym zlego, ze zapytala o kotka?
Po trzydziestu, nie 39-u.
No naprawdę, z wyjątkiem moli, to z moją mamą siostrzane osobowości. Ona też uważa, że „zwierzęta są milsze od dzieci”, żeby użyć słów poety, jak natknie się na ulicy na panią z maluszkiem i pieskiem, to czuli się do pieska, na maluszka nie zwracając uwagi, a południowców (nie tylko Greków) stosunek do zwierząt uważa za haniebny. Prawie co roku ląduje u niej jakieś wypadłe z gniazda pisklę albo poturbowany jeż, bo wszystkie dzieci w okolicy wiedzą, komu należy wepchnąć takie znaleziska i spędza potem godziny przy tych ofiarach losu, wpychając do gardła robole, albo usiłując wyciągnąć kleszcze spośród igieł. Jako zwierz mam wprawdzie dla tego maniactwa dużo zrozumienia, ale ni cholery nie rozumiem, dlaczego ona nie została nieludzkim lekarzem. Wtedy dopiero by się mogła wyżyć!
Alicjo, konfitura z pomidorów wygląda pięknie.Na pewno zrobię.
Pyra wspomniała wczoraj o malinowych. Też je uwielbiam, podobnie jak bawole serca. Obie to stare odmiany, kojarzące się z dzieciństwem bo zawsze były na ogrodzie mojej babci. Jeden pomidorek a pełna micha sałatki. I ten zapach, ze o smaku nie wspomnę….zaiste przepyszny miąższ w witaminy przebogaty 😉
To ja Mis2
Widze ze Malgosia na stanowisku, wolna sobota a ona z pedzelkiem w dloni od samego rana. Spac nie moze czy cus…
Marku, ja na stanowisku od piątej, teraz przerwa na kawę bo potem znów nie będzie czasu na blogowanie.
No to na dobry początek dnia dla wszystkich:
http://www.youtube.com/watch?v=g8M1UJLWwWo
Jeszcze trochę nostalgii by nie było za wesoło 😉
http://www.wrzuta.pl/audio/nXPuNykxDa/
Wspominaliście o molach. Właśnie z nimi walczę, trochę jednak bezskutecznie. Znacie jakiś dobry sposób by pozbyć się tych wstrętnych stworzeń?!
Mole, jedyny sposób to polubić (Chmielewska) też walczę i nie wiadomo co gorsze – same mole, czy smród tego, co ma mole odstraszać. Jedyne co mni pociesza, że nie żrą rzeczy nowych, wyłącznie używane.
Olejek lawendowy.
Pedze bo zaraz przyjda.
Małgosiu, to szło tak:
…przepyszny miążższszszsz (tu zawieszenie głosu) w witaminy przebogaty! Adios… i tak dalej.
Tymczasem moja lewa rąsia mi spuchła jak bania, i nie wiem, co to za zaraza mnie wczoraj ugryzła przy okazji robót ogródkowych. Czarne muszki już przegnało, komar na pewno nie, w miejscu ugryzienia jest takie czerwone cuś, przyssawki miejsce. Spać się nie da, tak zaraza swędzi.
Posłuchajcie osoby znajacej się na molach i mającą doświadczenie w temacie, oraz składy wełny. Nasze poczciwe gozdziki, tak jest, te przyprawowe. Ziarenek kilka w szafie, szufladzie ze skarpetami czy na półce. Mole tego nie cierpią. Proste, nie cuchnie, działa. Ziarenka wymieniać raz na jakis czas, jak nam się przypomni. Nigdy nie miałam problemów z molami od czasu stosowania powyższych.
Alicjo – jeżeli zadziała, masz u mnie 5 pkt na Oscaka. Co zrobić jednqak z tymi, które już są?
Kotka Pana Lulka bardzo chora. Lekarz nieludzki wyjechal na weekend. Pomocy zadnej. Moze wytrzyma do poniedzialku… Szkoda Moli.
Mieszkanie zostalo wypücowne , ze wzgledu na kota. Marysia konserwator powierzchni plaskich siedzi i pije kawe . Nogi na noge zalozyc tylko nie moge, no i nie pale 🙂 .
Zaraz jedziemy na zakupy. Potem na zamek a wieczorem sprawdzamy zawartosc cukru w cukrze.
Pyro,
powystrzelać z dwururki? 😯
Może same odlecą na sam zapach gozdzików, otworzyć szeroko okna!
Z Polskich czasów pamietam nieznosny zapach naftaliny. Tutaj zapoznałam sie z wyzej wymienionymi molami, jak mi posiekały kilka kłębków nietaniej wełny.
Nie pamietam, kto mi poradził ten sposób z gozdzikami, ale od tamtej pory nie pamiętam o takim stworzeniu, jak mole.
A teraz pytanie, czy „mole” to chodziło o te namolne owady, czy o mole , takie cus posredniego pomiedzy myszką a krecikiem.
Bobiku, obardzo się z Toba nie zgadzam w sprawie myszek. Chyba, ze hodowlane i maja swoje miejsce, na przykład, przepraszam, klatkę. U mnie rok w rok pod koniec lata myszy pchają sie drzwiami i oknami do domu. Ja im i owszem, nie zabraniałabym. Ale one wszędzie wlezą. Swietnie się czuja w kuchni, w szafce z naczyniami znajdziesz na talerzu oznaki ich bytnosci, na stole i gdzie tylko. O nie, myszy u mnie nie mają zrozumienia. Nie zapomnij, że te gryzonie przenoszą paskudne choróbska. Chippies ta sama rodzina, ale przynajmniej do domu się nie pchają.
Zwierzatka i owszem, ale są granice.
Witam wszystkicg Blogowiczów,
Chociaż od dawna i to regularnie, żeby nie rzec nałogowo, uczestniczę w Państwa rozmowach, to dotąd (z wyjątkiem jednego razu, gdy odpowiedziałam na pytanie o przepis na kaszę jaglaną ? nikt mnie wtedy niestety nie zauważył) nie ośmieliłam się do nich włączać.
Dzisiaj znów odwagi dodało mi pytanie ? tym razem o mole. Jakiś czas temu zalęgły się u mnie i choć stosowałam najróżniejsze metody walki ? wykorzystywałam nawet niegdysiejsze mrozy ? to wciąż one były górą. Co gorsza ujawniały się w różnych stadiach swego rozwoju, czym doprowadzały mnie niemal do obłędu. Na szczęście wcześniej doprowadziłam się do Pana od Moli. Od tego czasu, a było to dosyć już dawno, zapraszam go co roku, by czynił swoją powinność. Zajmuje mu to ok. 20 minut, a ja moli w domu już nie goszczę. Może taka częstotliwość wizyt Pana Molowego nie jest potrzebna, może działa już profilaktyka ? lawenda, ale obawa, że znów mogę spotkać te stworzenia na swoim terytorium sprawia, że nie z nich nie rezygnuję. Może ta rada okaże się przydatna. Wiem, że Pan od Moli jest też Panem od Komarów ? niszczy je w ogrodach, w których mają się odbyć imprezy towarzyskie. Tych jego walorów jednak nie sprawdzałam. Pozdrawiam
Lena 2
To nie ja powstawiałam te znaki zapytania. Mam co prawda wiele różnych wątpliwości, ale nie dzielę się nimi z taką częstotliwością jak mogłoby wynikać z tego, co się pojawiło na ekranie.
Byłam po chleb, sałatę i inne takie i zabrałam psiaka ze sobę, bo mi żal mlu
Samo się wysłało? Więc zabrałam psiaka, po dokonaniu zakupów poszliśmy za blok, na trawniki, przyszły trZy inne zwierzaki – mniejsze od niego, chociaż sporo starsze – mini terierka z córką (obie damy histeryczki, jak to damy) i leciwy kundelek. To, co się wyrabiało na tych trawnikach, wymaga zdolności Bobikowych, jego natchnienia i znajomości tematu. Ja nie dam rady.
Nie dawałam też sobie rady z wnoszeniem zakupów i pieska na moje piętro (jeszcze tylko 4-5 dni katorgi) i co pół piętra zastanawiałam się, czy już teraz polecę na pysk, czy troszkę wyżej. Doszłam jednak.
Bardzo miżal Muli. Czy nie ma dyżurnmego weterynarza w zasięgu powiatu, powiedZmy?
Wszyscy widać zapracowani i Pyra też. Tylko raport z kuchni złożę – gotuję rosół na kurczaku (potrzebne mi warzywa i mięso dla szczeniaka), reszta kuraka czyli nóżki i piersi pieką się w piekarniku, a w misce miksera jest już ciasto na placek. Po kurczaku przyjdzie pora na plackowe pieczenie.
brzydki kod, nawet nie będę przepisywał
:::
ja się patrzę, a wokoło sobota
zwlelaliśmy z małą wyprawą na ognisko i kiełbaski
i wczoraj jak już nas sparło, to piekliśmy w deszczyku
na szczęście taki majowy to sama przyjemność
prawie nie moczy
:::
dziś dzień spędzę przy komputerze
popiszę trochę, a przynajmniej będę próbował
szparagi pod siekanymi jajkiem na twardo
plastrami wyjątkowo chudego boczku (wędzonego)
i kopczyka szczypioru
a na śniadanie (bo jeszcze przed śniadaniem jestem)
twarożek od kobiety-baby z ryneczku
ze świeżo mielonym pieprzem (ten smak lubię najbardziej)
zagryzę rzodkiewką i parsyką bułką
Pan Lulek Kochanienki, co sie dzieje z Muli?
Opowiadaj Pan ale szybko. Wy sie tam z Misiem bawicie a Ona gore!
Buziaki,
Tuska
A ja zaraz zwijam się na obiadek u rodziców. Nie wiem co zaserwują ,ale na pewno będzie pycha.
Alicjo, dzięki za te goździki.
Na te moje wredne lawenda i te inne nie działa. Wyczytałam dziś w swej książeczce o szkodnikach domowych( jakoś zapomnianej wcześniej przeze mnie),że mole zdychają od tymianku ,macierzanki i czegoś takiego jak bylica piołun, bylica boże drzewko, czy wrotycz pospolity.
Mole kuchenne mówiono mi, że nie lubią zapachu cytryny. Guzik prawda!!!
Parokrotnie wywalałam wszystko z szafek, żywność do kontenera, szafki i wszystkie przedmioty (wszystkie!) porządnie myłam. Efekt na krótko. Ponoć przez okno wlatują.
Najbardziej załamałam się czytając, ze łatwiej zapobiec niż wytępić.Obawiam się ,ze taka to smutna prawda.
Cała nadzieja w goździkach!!!
Wobec tego, że wątek molowy wraca ośmielam się zwrócić uwagę na siebie – po baardzo długim oczekiwaniu zostałam wpuszczona i podzieliłam się – może przydatna radą w tej gryzącej kwestii. Ale mój wpis jest z tyłu więc chciałam tylko powiedziec, że jest.
Po schodach 12-piętrowego bloku (winda nieczynna z powodu remontu) idzie sapiąc i przystając co pół piętra starsza kobieta. Pod pachą niesie wijącego się jamnika, a w obu dłoniach ciężkie torby z zakupami. Wreszcie dochodzi do swojego piętra, stawia torby i psa na wycieraczce, ocierając pot z czoła szuka kluczy, gdy nagle z wyższego piętra zbiega zboczeniec i rozchyla przed nią poły obszernego płaszcza…
Kobieta patrzy przez chwilę i wzdycha z rezygnacją : A niech to! Zapomniałam kupić jajek 🙁
‚Mól ogląda mód żurnale
i podziwia suknie, szale,
pomrukując: Zobaczymy,
co będziemy jeść tej zimy’ (M. Pawlikowska-Jasnorzewska)
Mole zjadające odzienie nie lubią wietrzenia i wystawiania na słońce (latem na kilka godzin co 3-4 tyg).Tyle,że takie wietrzenia są czasochłonne. Cała nadzieja więc patencie Alicji czyli goździkach. Podobno nie lubią też trawy żubrówki ale to nie jest prawda – moje mole złożyły w tej trawie jaja i nawet dochowałam się larw. Te tzw kuchenne mole to paskudztwo, którego się nic nie ima i w dodatku mają zdolność przedostawania się do najbardziej szczelnych pojemników. Jeżeli ktośma na niesposób to będę wdzięczna.
Doroto,
to nie problem szczelności pojemników.
Mole kuchenne trafiają do domu wraz z zakupionymi świeżo kaszami, płatkami, suszonymi owocami, muesli, ryżem itp. w postaci jajeczek złożonych przez mole w magazynach i elewatorach. W domu mają czas i odpowiednie warunki (ciepło i ciemno), by się wykluć, pojeść i się przepoczwarzyć, a potem wyfrunąć zdegustowanej gospodyni prosto ze szczelnie zamkniętego pojemnika, albo zademonstrować pajęczynki i posklejane ziarenka w nowo otwartej paczce kaszy manny 🙁
Od kiedy zaczęłam każdy nowy zakup tego rodzaju produktów wkładać na kilka dni do zamrażarki problem z molami w kuchni przestał istnieć.
Martwię się o Muli. Wieści nie ma. Braku weterynarza nie rozumiem. U nas, oprócz pogotowia, jest jeden maniak z Powołania przyjmujący zawsze.
Nemo, też tak zacznę choć na chwilę obecną największy problem mam z tymi odzieżowymi.
Doroto, wierszyk też znam, jeszcze ze szkoły podstawowej.Kiedyś na lekcji polskiego pokazał mi go kolega z ławki.Dodam,że za nami siedział chłopak o przezwisku Molu, taki trochę” niespełna”.Dostaliśmy takiego niepohamowanego ataku smiechu, ze z cieknącymi łzami po policzkach i konwulsjami całego ciała zostaliśmy wyrzuceni z klasy, a byłam bardzo spokojną i grzeczną prymuską! Nauczycielka była w szoku.
Dzięki temu wydarzeniu wierszyk będę pamiętać do końca życia.
Nemo! Ten pomysł z zamrażarką jest świetny!
Nemo,
Opowiastka o Pani bez windy jest PRZEDNIA!
Dziekuje.
Tuska
Pani bez windy pija właśnie kawę i myśli żeby ostrzec wszystkich przed kupowaniem orzechów (migdałów, etc) w opakowaniach. Można bowiem przynieść sobie do domu hodowlę owada we wszystkich stadiach rozwoju, z tłuściutkimi gąsienicami na czele. Jeżeli już kupuje się coś takiego, to warto dobrze obejrzeć czy nie ma pajęczynek, czy w migdałach nie ma dziurek i czy są wiorki na dnie torebeczki
Alicjo, jak często te goździki wymieniasz? W kuchennych szafkach też je trzymasz? Ciekawy pomysł.
Kochana Pyro,
Ja tak kiedys ugotowalam zupe pomidorowa „bez okularow” . No, byla smaczna, ale moje dziecie zeznalo ze jest z robakami. No ja wlozylam te owe na nos a tam plywaly dziesiatki malych, bialych, zakreconych, chyba byly z makaronu… Od tegoz dnia uzywam okulary w kuchni.
Jak tam nasz ulubieniec Radek?
U nas cudownie i slonecznie.
Buziuchna,
Tuska
Doroto l – czy mozesz mi prosze odpowiedziec czemu piszesz: „…wyniesionym przez tegoz tatusia z kregow szkoly filmowej chamstwie i ordynarnosci”?
My juz dawno po obiedzie – dzisiaj szefem kuchni byl Wombat i wyczarowal wspanialy obiad dla dwoch utrudzonych podroznikow-tuptaczy, o tym „potym”. Zurek, kotlety mielone (w tym jest mistrzem), salatka z ogorkow na slodko-kwasno, ziemniaki oczywista. A potem jakies desery czekoladowe. Czuje sie jak bak po locie nad ukwiecona laka.
Rankiem przed domem na trawniku paslo sie stadko ibisow – brzmi dziwnie lecz prawda najprawdziwsza. Przylatuja od czasu do czasu na „wyzerke”. Zatem ibisy – wspanialy poczatek na zaplanowana wycieczke.
Okolo 70-ci kilometrow od Melbourne polozona jest Mount Disappointment – Gora Rozczarowania, cel naszej podrozy. No to wiktualy do kosza, wrzatek do termosow, cieple swetry i kurtki bo poranek raczej zamrozny i jazda.
Teren Stanowego i Narodowego Parku ogromny, przewaga eukaliptusow, ale jakich! 30-60 metrow, proste i strzeliste niczym kolumny.
Jakies ptaki przywitaly nas na pierwszej polanie. Okazalo sie – ptak lira. Nawolywaly do siebie z dwoch stron, pelna stereofonia.
Powrot do domu juz po zmroku.
Popatrzcie sobie jak tam slicznie:
http://picasaweb.google.com/okotazaglossus/MountDisappointmentCzyliGoraRozczarowania
Pozdrawiam JUBILEUSZOWO Gospodarza i BB czyli Blogowa Bande
Echidna
…otarłam śmiane (te od śmiacia, jakby powiedział surfujacy gdzies Arkadius) łzy, i chciałam dopisać do opowiadanka nemo „i…”, ale postanowiłam zachowywać się przyzwoicie przy sobocie. Pełna powaga!
…życie to nie jest bajka!
do życia potrzeba kiełbasy i chleba
a my mamy po dwa jajka 🙂
Bardzo mnie zaciekawił problem moli. Jak to jest, że ja nie mam?! Zjawisko zaistniało raz, kupiłam na wyprzedaży-targowisku sporo wełny za grosik-dwa i przywlokłam to do domu. Oczywiście nowo nabyte skarby połączyłam z moimi żelaznymi zapasami. Spostrzegłam się, kiedy jedną szpulę (wełna na szpulach do tkania) napotkałam posiekaną wręcz i nie do użytku. Poskarżyłam się natychmiast Mabel, która mnie na ten jarmarek wyciagnęła, i ona mi o tych gozdzikach (bardzo mnie to drążyło, kto mi pomysł podsunął, wreszcie przypomniałam sobie).
Teraz na wełnę mam zimne pomieszczenie (w zimie zimno, latem sucho i gorąco), ale na wszelki wypadek raz na rok wetknę kilka gozdzików pomiędzy.
Strzeżonego…
Panie Lulku, kotki nie wytrzymuja do poniedzialku bez lekarza. Sa to storzenia, ktore bardzo dobrze udaja zdrowe, a jak widac, ze jest chora, to znaczy, ze jest bardzo chora. I potrzebuje natychmiastowej pomocy.
W kazdym miescie jest dyzurny weterynarz na weekend i urlopy wlasnych weterynarzy. I on /ona muso ja zobaczyc natychmiast. Jesli to np nerki (bardzo czeste u kotow) nie mozna tracic ani godziny. To jest zawsze b. serio.
P.S. Tereso Stachurska,
jak słowo daję, poza tym jednym wełnianym przypadkiem nie spotkałam się z problemem moli. Może klimat im nie odpowiada albo co? Zapytajcie Leny czy Ani Z., czy spotkały sie z tym zjawiskiem tutaj – ja byłam lekko wyczulona na problem ewentualnych moli tylko ze wzgledu na złoża wełny w moim domu. Sama nie widziałam, ale ta szpula wełny ewidentnie świadczyła, że zaraza bywa.
Alicjo,
dziękuję. W Polsce spotkasz w mieszkaniach różne owady. Ja dotąd miałam szczęście, ale i uważam by się ono, to szczęście do niemania owadów nie zawieruszyło. Informacja o przydatności goździków była tak nowatorska, że trzeba było dopytać o szczegóły. Blogi edukują, chwała tym co je wynaleźli, tym którzy je prowadzą i tym, którzy się na nich udzielają.
Heleno, też jestem bardzo niespokojna o Muli. Pisałam już, że ubytek jednego weterynarza nie ma prawa spowodować leczniczej pustyni. Pan Lulek ciągle milczy.
Z molami nie miałam problemu nigdy (odpukać), ale goździki zapamiętam. Każde kupowane sypkie i ziarniste oglądam dokładnie, czasem owadki pętają się nawet po torebkach, trzeba uważać.
Echidno, czemu Rozczarowania?
Wróciłam z obiadku, przedyskutowałam pomysł na konfitury pomidorowe i mam pytanie. Moja mama przestała przetwarzać zielone pomidory (robiła cudowną sałatkę na zimę)gdy gdzieś się dowiedziała, że zielone z krzaków tych samych co czerwone są z toksynami i nie należy ich jeść, że do takich przetworów jest specjalna odmiana. Co wy na to? Jeśli tak jest naprawdę to jak na rynku odróżnić tę odmianę od tych zielonych-czerwonych?
Właśnie wróciłam z kolejnej psiej wyprawy. Piesio wreszcie się zorientował, że spacerujące gołębie wspaniale nadają się do zabawy – niby to odlatują, uciekają, ale niedaleko. Tyle, żeby psina uwierzyła, że jeszcze metr i…Naganiał sioę za gołębiami, za dziećmi, z innym jamnikiem , nie chciał wleźć do torby, musiałam go zmusić, ale nawet nie zdążyłam doczołgać się do mieszkania, jak już spał. Śpi nadal.
Małgosiu. To prawda, w zielonych pomidorach jest jakiś szkodliwy alkaloid, alew zatruć się tym nie można. Stężenie niewielkie. mPonadto sałatki ew. zjadasz więcej, ale dżem? Małe ilości po wielogodzinnej obróbce cieplnej. Nie wiem ile słoików musiałabyś zjeść jednorazowo, żeby Ci zsazkodziło.
W roku 1824 Hovell i Hume, dwoch badaczy i odkrywcow, po raz pierwszy wspielo sie na szczyt gory. Po dotarciu do celu doznali rozczarowania – gesty i wysoki las eukaliptusowy tworzyl zaslone i nie ujrzeli Port Phillip Bay – zatoki nad ktora zalozono Melbourne. Ich rozczarownie bylo tak wielkie, ze tak nazwali gore .
Obecnie niewielka przesieka na szczycie ukazuje wspanialy widok – miedzy innymi na Melbourne. Niestety dzisiejsza pogoda – zamglenie i smog – skutecznie utrudniala podziwianie panoramy.
Ale las – wspanialy!
Dla nas rozczarowaniem byl fakt dlugiego szukania wlasciwego szlaku – mapa sobie, oznakowanie sobie. W koncu trafilismy na wlasciwa droge i uczucie szalenie zblizone do nazwy gory ulecialo, zas piknik pod baldachimem drzew starl je calkowicie.
E.
Wrocilismy z Lulkiem z Zamku. Byla to wizyta na najwyzszym szczeblu .
Kotka rano znikla i nie mozemy jej znalezc,
Podczas naszej nieobecnosci karma z miseczki zniknela , ale do domu moze kazdy wejsc bo drzwi na taras otwarte. Inne koty tez sa dokarmiane.
Widzialem rano sasiada jak wracal z polowania z wielka mysza w pysku.
Małgosiu,
u mnie zielone pomidory zawsze były zbierane jako niedojrzałe czerwone z krzaków wtedy, kiedy już wiadomo było, że nie maja szans na czerwoność, bo mróz za chwilę czy coś tam. Mama robiła sałatki z kapusty, cebuli, marchwi, selera, chyba ogórków i czego tam jeszcze, z zielonymi pomidorami mniejszymi, w octowej zalewie. Większe pomidory Tata zanosił na chłodny, suchy strych i osobno każdy był zawijany w słomę czy siano – pamietam, że kiedyś na Dzień Kobiet, czyli 8 marca, jedliśmy czerwone pomidory własnoogródkowe, w ten sposób przechowane przez całą zimę. One sobie bardzo powoli i spokojnie dojrzewały na tym strychu.
Ubiegłej jesieni jadąc do Polski, zakisiłam zebrane zieleńce jak ogórki, przepis Heleny – bardzo mi one smakowały. U nas w domu zawsze był kult pomidora, nie wiem, skąd.
Pyro,
to teraz prowadzaj Radyjko w wiadome miejsce 😉
Echidna,
piękne zdjecia. Teraz tylko coale prosimy wypatrzeć na eukaliptusach 😉
A niech tam będzie Wzgórze Rozczarowania, widok piękny!
Pomidory są z rodziny psiankowatych (łac. Solanaceae), jest to zresztą wysoce zasłużona botaniczna rodzina bo z niej jest także papryka, ziemniak, bakłażan, miechunki (m.in. tzw. rodzynek brazylijski czyli miechunka peruwiańska i wspominane na blogu tomatillas). Między innymi wspólną cechą tych roślin są zawarte w nich alkaloidy, w tym solanina (trująca). Rzeczywiście występuje w niedojrzałych pomidorach, owocach ziemniaka (ale kto je spożywa) i w kiełkujacych starych ziemniakach oraz młodych ziemniakach z jeszcze zielonkawą skórką. Gdzieś mi majaczy w pamięci, że ta solanina rozkłada sie pod wpływem temperatury, ale to bym jeszcze musiała sprawdzić.
A propos solaniny, pamietam, że Tata kazał odkrawać zzieleniałe części ziemniaka, bo bywały takie – i ziemniaki wypuszczajace kiełki nie miały prawa wstępu do kuchni.
Młode ziemniaki to całkiem insza inszość, tam się jeszcze nic złego pod skórką nie uda nagromadzić. Pewna nie jestem, ale tak przez rozum… no i u nas z przyjemnościa wczesnym latem ziemniaki malutkie, skórka szara czy czerwona, zajadamy ze wszystkim! Z zieloną skórką się nigdy nie spotkałam, jeśli chodzi o ziemniaki, zwłaszcza młode. Plamy pod – i owszem
I jeszcze jedno – zielone pomidory zawierają szkodliwą tomatynę (ale ta podczas obróbki termicznej jest unieszkodliwiana). Natomiast sałatka z zielonych pomidorów spożywana w większych ilościach może przyczynić się do podtrucia.
A w dojrzałych pomidorach jest likopen – samo dobrodziejstwo pomagające zapobiegać miażdżycy, zawałom serca i podobno dobre w profilaktyce nowotworowej. Likopen jest jeszcze o tyle dobry, że nie traci wartości po obróbce termicznej.
Doroto z Poznania,
lepiej się nie zagłębiajmy, co nam szkodzi. Wiadomo, że życie jest śmiertelną chorobą, przenoszoną drogą płciową. No i dobrze, i wiemy. Czy musimy się dodatkowo straszyć, ze pomidory?!
Mamy jedno życie. Użyjmy jak najlepiej i bez niepotrzebnych analiz. Niepotrzebnych, dlatego że nie da się żyć według skrupulatnie podanych przepisów, co można, a co nie i co szkodzi. To nie działa.
Materiał na placek stał sobie i stał i nabierał mocy urzędowej, bo się Pyrze nie chciało włączyć miksera. Dowiedziała się oto, że młodzian, dlA KTóREGO Pół OWEGO PLACKA BYłO PRZWIDZIANE, PRZYJDZIE DOPIERO W PONIEDZIAłEK. aNIA POPRAWIA, TO CO SIę MIAłAM SPIESZYć? . Zresztą jak znam życie, to Młodsza wyniesie jutro do roboty i młodzian może się w ogóle nie załapać na placek. Na dodatek nie wiadomo, jak to cudo wyjdzie. Okazało się, że w torebeczce zostało tylko trochę proszku – może łyżeczka i dałam druga łyżeczkę sody oczyszczonej. Wyjdzie, to dobrze, a nie wyjdzie? Ptaki bedą miały używanie.
Alicjo,
pytałaś o szklarnię. To nie jest moja, ale nią dysponuję do woli, bo właścicielka (nasza przyjaciółka) odziedziczyła w ubiegłym roku dom po matce wraz z tą szklarenką i sama nie ma pojęcia, co z tym robić. Ma za to dużo przyjaciół i znajomych chętnych na sadzonki pomidorów. W tym roku nie wystarczyło dla wszystkich 😯 Pod koniec lata, jak te wszystkie kanadyjskie cudeńka dojrzeją, to je obfotografuję, opiszę smak i zrobię katalog, a w przyszłym roku wyprodukuję 200 sadzonek. I pomyśleć, z jakim trudem wciskałam ludziom 150 sztuk w ubiegłym roku. Po prostu jak coś jest za darmo, to nie budzi zaufania 🙁 Ale chyba się już przyzwyczaili 🙂
Alicjo! Nie miałam zamiaru straszyć nikogo pomidorami (a tym bardziej od nich odstraszać-sama jestem ich wielbicielką). Jeżeli tak wyszło to sorry. Chciałam raczej odpowiedzieć na zapytanie Małgosi.
Placek, który ostatnio upiekłam zastępując brakująca część proszku sodą wyszedł bez zarzutu.
Właśnie ładujędo słoiczków coś co robiłam jako konfiturę rabarbarową (wg. przepisu p. Piotra Adamczewskiego zresztą). Jak zwykle wyszła bardziej jak marmolada ale nie zatraciła rabarbarowego charakteru i rodzinie smakuje.
Dzięki Dorotko,
ja tam lubię takie rzeczy wiedzieć. Uspokoiłaś mnie, będę jeść konfiturę. Alicja ma sporo racji bo co w końcu jest zdrowe?! Ale lepiej jeść mniej świństw niż więcej. W końcu gdyby człowiek szukał naprawdę zdrowego jedzenia ,umarłby z głodu zanim by je znalazł. 😉
Wydało się. Moją mamę nastraszyła moja siostra, guru roślinne w rodzinie (z racji skończonych studiów ogrodniczych). Mama obiecała, że otrzymam z jej działki zielone pomidory, a ja musiałam obiecać, że nie będę jej tym karmić 🙂
Jola powiedziała, że trują to trują i argumenty, że nowalijki na rynku, owoce, mięso, ryby …..bez skutku.Nic, więcej dla mnie 😉
A propos trucizn to żeby jeszcze bardziej pogrążyć wspomnę dzisiejszą audycję radiową o zwierzętach.Była mowa o lisach i tych wszystkich szczepionkach od wścieklizny, skutkach tego. Pani doktor ostrzegała przed bardzo groźną , śmiertelną chorobą (bąblownica? czy coś). Można się zarazić i zejść z tego świata jedząc owoce typu poziomki, czy jagody, które miały styczność z odchodami lisów czy innych zwierząt roznoszących ją. Pani doktor dodała, że zwykła ciepła woda może nie wystarczyć, trzeba myć owoce w mydlinach a potem spłukać czystą wodą.
Wikipedia podaje-bąblowica; pani doktor chyba postraszyła (albo w wikipedii jest nieprawdziwa informacja) bo podają sposoby leczenia.
Uwielbiam czytac ten blog, ale cos mnie bardzo ?uwiera?!
Pani Alicjo,
Jest Pani bywalczynia na wielu blogach, Pani sprzata, bawi sie ogrodkiem, remontuje dom, robi zdjecia, zakupy, gotuje, sprzata, idzie w gosci i ich przyjmuje, spi, a na dodatek PRACUJE. Pani Alicjo, prosze z sensem i umiarem, bzdur nie lubie.
Maria
Doroto z Poznania,
chyba nie podałam mordek i troche za poważnie ten mój wpis wypadł, bierz zawsze współczynnik i dziel na pięć, jeśli o mnie chodzi.
Małgosiu,
po jaka cholerę czytasz takie strony?! Możesz umrzeć na prostą chorobę, STRACH PRZED.
Nemo, i tak Cię nienawidzę z powodu szklarni sąsiedzkiej. Hm… a może bym się z tymi sąsiadami zaprzyjazniła? Jak na razie nie widzę, żeby odnowili szklarenkę, to może podrzucić im pomysł i tak dalej? I roboty własnej dołożyć? Bym i owszem…
A to jest pomysł!!!
Sąsiedzka szklarenka. Nienawidzę Cię mniej, nemo. To co ja chciałam kupić rok temu, ten dom dwa domy dalej ze szklarenką, kupiła młoda rodzina z takimi dzieciakami około 10 lat.
Jak się zakrecę odpowiednio, to kto wie, czy nie skorzystamy na tym wszyscy. Ja chętna do prac w szklarni! Przyznam się Wam po wielkiemu cichu, ze ta szklarenka to było dla mnie więcej, niż dom.
Alicjo to efekt indoktrynacji przez radioodbiornik 😀 Lubię pracować przy gadającym do mnie radio.
Na polepszenie nastroju anegdota , autentyczna, 2 letnia . Odpowiedź maturzysty w teście z fizyki na maturze – Podaj charakterystykę białego karła . Odpowiedź: mały garbaty człowieczek z białą brodą.
Placek się upiekł. Jak smakuje, nie wiem, nie jadła. Młodsza wróciła i jutro będą już kończyć poprawianie. Szczecin już skończył (Ryba poprawiała WOS)Alicja, Ty zamiast wyżywać się na Nemo, policz włosy Jerzorowi metodą pojedynczego odkładania na stolik. To on nie chciał domu ze szklarnią!
Trzeci dzien R.
Mielismy wypadek przy pracy. Pam Wiesiek wymienial zamek w oknie mojej sypialni, okno bylo otwarte i nie zablokowane, zerwal sie straszny wiatr, okno mialo chlasnac, Pan Wiesiek probowal przetrzymac je lokciem.
Peklo na lokciu Pana Wieska, raniac go do krwi, na szczescie nie roztluklo sie na kawalki, i nie wbilo sie w pulchna reke czlonka ekipy. Na szczescie mialam przygotowane pudelko z Pierwsza Pomoca – sprejem do przemycia rany, plastrami, bandazami.
Pan Wiesiek byl tak przestraszony – nie wiem kogo bardziej – mnie czy Pana Andrzeja, ze az pobladl. Zapewnialismy go chorem, ze naprawde nie ma nieszczescia, ze najwazniejszy jest lokiec, a Pan Andrzej dodatkowo zapewnial mnie ze „pokryje koszty” wstawienia szyby, niezbyt duzej na szczescie.
Cala ekipa byla tak przygnebiona, ze musialam natychmiast zarzadzic Happy Hour i przyspieszyc wydanie czterech margarit (dla Pana Andrzeja pol naparstka, bo prowadzi i musi wszystkicvh zawiesc do polnocnego Londynu ). Normalnie margarity sa tuz przed sprztaniem na koniec dnia. Panowie zawsze sie bardzo sie ciesza na Happy Hour, zwlaszcza, jak dostaja koktajl w ladnym szkle.
Dzisiejsze roboty byly malo efektowne, acz lazienka juz jest pomalowana (jeszcze stolarka), schody starte papierem sciernym przed polozeniem podkladu, sufity naprawione, kolatka na drzwiach wejsciowych zalozona (czekala na przyjazd Pana Andrzeja od prawie roku), rama okienna na dole starannie zalatana swiezym drzewem.
Ja mam jutro ladnie pomalowac podkladem (primer-undrecoat) moje wymarzone polki. WSzystko jest gotowe do malowania, choc Pan Wiesiek uparl sie, ze zalata mikroskopijne pekniecie na suficiue w livingu.
Dzis musialam pojechac do miasta aby sprokurowac E. rolete do sypialni. Transport dzialal haniebnie: tu metro nie chodzi, tu stoimy miedzy stacjami, tu schody ruchome stanely. I tak juz bedzie chyba w kazdy weekend az do 2012 r, bo mamy te p.. olimpiade . Ale kiedy przyjechalam na Sloane Sq. i wysiadlam z metra, to oniemialam na widok wszystkich przepieknych dekoracji i kompozycji kwiatowych ustawionych na placu i w witrynach sklepow. Zapomnialam zupelnie, ze w tych dniach odbywa sie slynne Chelsea Flower Show, bardzo blisko Sloane Sq., i plac zawsze jest pieknie udekorowany.
Weszlam do jednego ze sklepow i natychmiast podleciala do mnie dziewczyna oferujac kieliszek najlepszego jakiego w zyciu pilam szampana – nie zdazylam zapytac o marke. Ten szampan na moje skolatane podroza do Chelsea serce byl jak balsam.
Nie bedzie dzis zadnego zdjecia, bo zapomnialam naladowac baterie w aparacie. Moze jutro. Ale dzis moze dam jakies zdjecie z dorocznej naszej ukochganej wystawy kwiatow i ogrodow.
Panie Lulku. Pan MUSI odnalezc koteczke i zawiezc ja do weterynarza. Natychmiast. W nocy tez sa dyzury.
Niech zyje Chelsea Flower Show!
http://www.rhs.org.uk/chelsea/2008/index.asp
Sprawdzilam! Szampan, ktory dostalam w sklepie General Trading Company, to byl po prostu Laurent-Perier. No, nic dziwnego…
Bo oni wystawiali swoj ogrod na wystawie:
http://www.rhs.org.uk/chelsea/2008/show/the-laurent-perrier-garden.asp
Alicjo, nigdy nie mialam moli, ale tez, sadly, nigdy nie mialam futer w szafie…
W kuchni mialam kidys mrowki, ale juz nie pamietam czy to bylo w Polsce czy w Kanadzie.
Na obiad pomidorowa. Brz smietany.
Helenko jak tak dalej pójdzie to przestanę czytać to co naklepiesz. Parę dni temu obiecałaś obrazki. Dwa dziennie. Pokazałaś jeden jedyny. Naturalnie jest sposób by widzieć go podwójnie, potrójnie czy po popo itd. Nawet mi do głowy nie przychodzi ze miałabyś ochotę wpędzić mnie w alkoholizm, byle bym tylko ten jeden jedyny formatował w mózgownicy na nowo, za każdym razem z coraz to większa dawka chmiela?
Nie leń się. Co obiecane powinno być wykonane. I wcale nie myśl ze mógłbym zazdrościć remontu. Tym bardziej za jest wykonywany przy współudziale Polaków. Mam doświadczeń wiele w tej materii, ale oszczędzę sobie klepania. Ale może ci, u ciebie, to nie Polacy, tylko jacys przebierańcy. W końcu Polak to katolik!, a ci, w takie święta jak ostatnie, jedne z najważniejszych w ichniejszej religii, przecież nie pracują.
A o tym ze dziś na deseczce dostałem orgazmu surfowego nie będę wam klepał, bo i tak będzie to mało albo w ogóle nie będzie to zrozumiale.
Arkadius, Sławek z rybakami popłynął na połów. Ciekawe co przywiezie
Heleno, w kwestii fotek. Przypominam pokornie, że prosiłam o front zakochanego pana.
Pyro, młodzian!!! Zwróciłaś uwagę, jak był odzian? Ów młodzian paraduje tak także w zimie 🙁 Dorzuciłam takie małe, może nie czytałaś, a bardzo warto.
Przeczytałam sobie blog Brzucha. Jest nowy wpis o rynkach i rynaczkach. Ilustrowany i wezwanie do czytelników o przysyłanie fotek z lokalnuch targowisk. Fajna inaicjatywa. Brzucho chce zrobić polską mapę zaopatrzenia ryneczkowego.
Arek, zgaduję…
Orgazm surfowy to wtedy jak taki wiatrem wyrwany z pianki organ męski dostanie się pod deskę??
Kombinuję trochę jak koń pod górę, ale ciekawość moja jest wielka.
Na desce nie pływałem więc ten rodzaj orgazmu jest mi obcy… 🙁
Witajcie, wróciłem!
Aniu Z.
jakie futra, jakie futra?! U mnie tylko wełna, materiał do mojej pracy!
Arkadiusu,
obrazki i owszem są, a jak pominąłeś, to Twoja strata.
Zaraz powtórzę, dla Twojej wyłącznej przyjemności, bo wszyscy już widzieli
http://alicja.homelinux.com/news/Dzien_drugi_remontu/
Haneczko, nie chce umieszczac zdjecia twarzy Ekipy bez ich pozwolenia.
Wystepuja przeciez i tak pod swoimi imionami.
Arku, opublikowalam trzy zdjecia. Przegapiles. Jutro zrobie czwarte, jak mi sie bateria naladuje.
Bylam teraz u Ewy, ktorej Waitrose (supermarket) przyslal genialne szparagi. Zjadlam swoj peczek samotnie w kuchni, bo ona ma wlasnie w internecie jakis wazny duplikat (mecz) brydzowy i idzie jej bardzo dobrze, odpukac. Gra czterdziesci stolikow. E. zawsze wystepuje jako Micawber i wszyscy do niej mowia Mr Micawber, bo juz ja znaja, tylko nie wiedza, ze jest dziewczynka. Smieszne maski mozna zakladac w internecie.
Pan Lulek,
Ja sie denerwuje, co sie dzieje z Muli?
Tuska
Niech się Slawkowi poszczęści nie tylko w rybach. Wszymalismy z przyjacielem dzis sieje. Poddałem ja w stan hibernacji przed miesiącem. Dziś wraz z jasno zielonkawym płynem zniknęła z talerza. Smutno było się z nią rozstać. Była to ostatnia sztuka z lodówki. A tutejsze q… przy szóstce nie wychodzą w morze. Na jutro w takim razie zaplanuje szpagetii napolii. No, mam jeszcze trzy papryki i jak się przyjacielowi zechce i obedrze je ze skory, to usmażę papryczki na andaluzyjskiej olivie i dorzucę do makaroniku. Trunków na dzien jutrzejszy nie przewiduje żadnych. Sto pierwszych kilometrow trzeba być czujnym . żadnej ułańskiej fantazji. Wskazane myślenie za tych co przed tobą, za tobą, z lewej i prawej strony.
Ale za to dziś łyknę jeszcze jedna herbatę z havana. Wymarzłem, pomimo słońca, na wodzie i jest to tylko medycyna.
Och jejku jakie to wspaniale, przyjemnie drzazni dziąsła i oczyszcza gardło z nadmiaru jodu. W końcu ładuje w brzuszku i ciepło ogarnia całe ciało. Jest mi coraz lepiej.
Helenko mialy byc 2 pro Tag.
Heleno, oczywiście, przepraszam za nachalność.
Antku to dobrze ze jesteś. Nie lataj antkami, nawet po generałach.
Z tym surfowym orgazmem to bardzo podobnie jak z każdym innym. Powstaje w głowie. Z jedna małą różnica na korzyść surfowego. Trwa pięć do sześciu godzin nonstop. Ale tylko jak wieje i jesteś na wodzie. A do tego dochodzi to, ze się nie pocisz i po czyms takim czujesz się nowo narodzony.
Kończy mi się herbata.
Kto jeszcze dziś u mnie nie był, zapraszam… Zwłaszcza na tak smaczne linki:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=159#comment-18388
Wiesz Arkadius, ja znam tylko trwający odwrotny. Kiedy pan mąż albo syn, śmigają na desce, a ja na brzegu stoję i patrzę, czy jeszcze żyją.
http://alicja.homelinux.com/news/img_4533.jpg
Moja biedna, spuchnieta rąsia… i jeszcze puchnie! I boli! Wiem, przeszłam niejeden raz, nie umrę, nie cieszcie się przedwcześnie na znajomy pogrzeb…
Ale trochę mi dopieka, psiakość. Dzisiejsza noc zapowiada się nieco gorsza, niż poprzednia. Będzie bolało.
Trzymaj sie Alicjo,
po pomidorowym obiedzie ( na drugie danie byla kanapka z „kawalkiem kielbasy dobrze obsuszonej”- dzieci z Bullerbyn, i pomidorem), moczeniu sie w hottub przy swietle gwiazd aaah pora spac…
Alicjo – czys Ty sprawdzila z lekarzem? To nie wyglada dobrze – ugryzienie ugryzieniem, ale ta bulwa. Az tak wielka! Pisalas poprzednio, ze masz trzy dziurki, to wyglada na ugryzienie pajaka. Czy w Kanadzie sa zboje zostawiajace tego typu pamiatke? Ty moja Mila lepiej skonsultuj z panem dochtorem coby jakiego zakazenia nie bylo. Sama wiesz: strzezonego itd.
O ile sie nie myle masz tea tree oil – przetrzyj, pomaga na ugryzienia robactwa wszelkiego typu. Jeszcze lepszy jest olejek eukaliptusowy.
Trzymaj sie
Echidna
Alicjo – ulgę przynoszą też kwaśne okłady – ocet, kwas borny, sok cytrynowy mniej. Okład zmieniać często.
Wczoraj wieczorem posłuchałam z doskoku konkursu piosenek Eurowizji. Zachwycona nie byłam. Nie lubię sztafażu świateł laserowych, dymów, grup tancerzy. Piosenka w tym ginie, tekst dochodzi kiepsko, wszystko pod obrazek. Greczynka rozbierała się na scenie, Rosjaninowi towarzyszył tancerz solowy na lodzie – Pluszczenko (Rosjanie wygrali). Ania patrzyła ciurkiem. Obstawiała Portugalię i Norwegię, ale inni mieli inne zdanie. Radek od rana został przez swoją Panią wyniesiony na trawnik , teraz śpi. Wczoraj wieczorem też poszedł na spacer. Ania mówi, że biegał od ławki do ławki i od jednej konstrukcji dla dzieci do drugiej i skomlał – nie było ani dzieci, ani gołębi, ani psów. Był tak rozczarowany, że nie chciał chodzić. Położył się martwym bykiem i czekał widać na towarzystwo do zabawy.
Panie Lulek, Marku – co z Muli? Odezwijcie się!
A placek jednak niezbyt się udał i nie jest to wina proszku czy sody, tylko mąki. Miałam w domu nowo kupiona krupczatkę i nic więcej, a krupczatka okazała się tym razem bardzo grubo zmielona. Nie wiem, czy nie pomylono ją z manną. Ciasto już było granulowane i placek jest taki sam – dosyć ciężki, suchy (trochę ratują go wiśnie z konfitury)
Nikogo nie ma, a mnie właśnie spotkała wielka radość. Odezwał się przyjaciel po 27 latach. Wyjechał w tym czasie, co i Alicja, Austria – USA, nowa kobieta, nowe dziecko. Ja zmieniłam adres i straciliśmy kontakt. Przysłał fotkę (bardzo interesujący, siwy pan) i 2 piosenki Okudżawy. Boże, jak miło.
Alicjo > dmucham i chucham na to. Z pewnością czujesz ulgę.
Ale pomoc może wapno i do wracza na kortyzonowy zastrzyk. Nie bój się, toż to tylko mała igiełka i ukłucie. Taki piks i po strachu.
Słabującym szybkiego powrotu do zdrowia! (Co z Muli? 🙁 )
Tymczasem sprawozdanie z wczorajszej imprezy:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=159#comment-18457
Alicjo.
Poniewaz jestem alergikiem, czesto puchne po ukaszeniu.
Dobrze dziala przylozenie masci ichtioloej w miejscu ukaszenia , a na to oklad z Altacetu.
Zawinac bandazem i zmieniac oklad kilka razy dziennie.
Na pewno mozna to zrobic na noc.
Mysle, ze konsultacja z lekarzem bylaby wskazana.
Alicjo- do lekarza na stosowny i niestraszny zastrzyk !!!! 💡
Alu, bardzo silne reakcje alergiczne wymagaja wizyty u lekarza! Wszyscu na blogu maja racje, ze jest to zapewne kwestia jednego zastrzyku i byc moze proby alergicznej, jesli nie jestes pewna z czego to sie wzielo. Wzywamy!
Pani Lulku, czy zawiozl Pan ukochana koteczke do weterynarza?
Odrobiłam kolejną turę zajęć przy szczeniaku, czyli byłam z nim w parku. Malec podpadł fatalnie – nie wiem kiedy to zrobił, ale uszkodził własność Haneczki, czyli 2 cm grzbietu Jej ksiązki – u dołu tomu. Wywlekł ciężką książkę z foliowej torby naszykowanej dla syna Haneczki i obżarł. Mea culpa, postaram się jakoś odkupić. Jest mi wstyd, bo ja dbam o książki, widać muszę brać poprawkę na szczeniaka i wszystko chować wysoko. Jest to pierwsza książka uszkodzona przez piesa i musiało trafić akurat na cudzą własność, psiakrew, cholera.
Ja kiedys wbrew moim najgorszym przeczuciom pozyczylam ksiazke nie do odkupienia sasiadce i tez jej szczeniak pozarl.A ta kretynka wyrzucila resztki ksiazki. Bylam niepocieszona.
Byly to przepielnie przetrlumaczone na angielski wiersze i poematy Tuwima, wydane na poczatku lat 60-tych w USA i nigdy wydanie nie powtorzone. Napisalam zalosliwy list do autora tlumaczen, wybitnego konradysty, prof. Adama Gillona i prosze sobie wyobrazic, ze przyslal mi wlasny egzemplarz. To jakis cudowny Pan, dziecko wyratowane z Holocaustu, ktory na boku, obok pracy naukowej i dydaktycznej, zajmuje sie tlumaczeniami. Na moja prosbe przetlumaczyl kiedys do gazety „Podroz” Herberta – odpowiedz na „Itake” Kawafisa. Nigdy go nie spotkalam.
Dlaczego ja to wszystko tak szczegolowo opowiadam?
Bo odwlekam moment malowania polek podkladem. Wiec bede gadala byle co, byle nie zabierac sie do uczciwej pracy.
Bo te polki mnie oniesmielaja – to chcilam powiedziec.
I ten standard wykonczenia tez mnie iniesmiela. Jest wybitny.
Pan Lulek z Misiem siedzą teraz dla zabicia czasu w ogródku Rzeźbiarki, bo rozkład jazdy autobusu spłatał Misiowi figla. Chyba i Muli już lepiej, bo humory Panu Lulkowi oraz Misiowi dopisują. Chociaż temu pierwszemu to zapewne z racji tych góry pierogów tradycyjnie już przez Misia w Burgenlandii wyprodukowanych 😉
W sprawie kotki wezmę Misia na spytki, jak tylko dojedzie do Wiednia (następnym autobusem).
PaOLOre – no, znalazłeś się , Pawełku, wreszcie. Na dłużej, czy tylko na trochę?
W oczekiwaniu na sygnały od Alicji i Pana Lulka, ulegając licznym prośbom o kilka słów i zdjęć pozwalam sobie zamieścić dla chętnych i ciekawych taki niewielki album z Krakowa .
Heleno, dzięki albumowi będziesz mogła jeszcze odwlec malowanie.
Na cztery minuty. 😉
Miłej niedzieli!!
Pyro, kuzyn Radka ma blog i gra w filmach – http://badzielec.blogspot.com/2008/05/movie-test.html . Radek też chce ?
Antek – dziękuję, fajny reportaż. Pod koniec się nie chce otworzyć.
Antek, dzieki! Obejrzalam z rozkosza dwa razy. Bardzo spodobalo mi sie graffitto „Nie bola was kolana?”. I inne. KOcham graffitti – oczywoscie nie na swoich drzwiach. Jesli chodzi o moje drzwi i mury, to jestem bardzo, niestety, drobnomieszczanska. Sorry, Basquiat! Sorry, Bugsy!
Zaraz sie przebiore do malowania. Zaraz…
Usiluje wyekspediowac Marka z Burgenlandii. Nie idzie najlatwiej. potem sprawozdam
Pan Lulek
Radek oczekuje na propozycje. Chyba będzie musiał zmienić agenta.
Dzięki Tereso.
Antku, Dziekule za fotki, oj poplakalam sie, poplalalam, i wspomnienia ruszyly pelna para. Jeszsze raz, dziekuje.
Tuska
Pyro droga!
Po prostu dowiodłem, że czasem umiem się znaleźć 🙂
A resztę zrzućmy na karb MC – tak będzie najprościej – i odczekajmy, aż mi się rozhuśtają synapsy…
Miś się zaparł?
Wracać nie chce?
Do autobusu się nie mieści?
Siłą go, Panie Lulku!!
Siłą!!
Pyro,
po moim trupie! Żadne takie!
To będzie pierwsza książka z własnozębnym autografem Radka. Pierwszy biały kruk w mojej bibliotece. Nie odbieraj mi tego. Wnukom będę pokazywać.
Ależ dostaniesz tę książkę Haneczko, a całego egzemplarza będziemy dopiero poszukiwali po antykwariatach. Kto mógł przypuszczać, że on też jest fanem JO Wiridiany? Książki u Ani leżą na podłodz i nie żre, a Wiridianę wywlókł z torby.
Bo zaraz pęknę!
Dla siebie możesz szukać po antykwariatach nawet Żywotów Świętych Pańskich. Ja poproszę Wirydianę wzbogaconą Radkiem i żadnej innej nie chcę. I już na mnie nie nastawaj, bo i ja nastanę 😀
antku
cieszę się, że i Wy się cieszycie
że ja mogłem i pomogłem ..słowem
zdziwiłeś mnie brakiem podAniołowego sklepu
ale będę w ten weekend w Krak to sprawdzę
wierzyc mi się nie chce, że zniknął
ostatnimi czasy mył remontowany
i być może zbyt nowocześnie wyglądał
czyli dał się skubany przegapić
:::
widzę, że byliście na kiełbaskach pod halą targową
słynne na świat cały nocne kiełbaski (?!) na Grzegórzeckiej
:::
a ja wczoraj zrobiłem następującą kolację
szparagi
dla lubej z wędzonym chudym boczkiem
dla mnie pod jajkiem na twardo i masłem
a do tego knedle na trzech rodzajach pieczywa
(to w ramach eksperymetów z chlebem od Madeja)
otóż użyłem chleba prądnickiego, podpłomyka i bułki paryskiej
a sos zrobiłem z kawy zbożowej z cykorią, masłem
…i kieliszkiem litewskiej pepercówki
pycha :o)
jestem z siebie dumny
teraz kolejne wyzwanie
lody z chleba prądnickiego ze śliwkowymi powidłami
Brzucho, dopiero wczoraj Cię wychwalałam za targowy reportaż na Twoim blogu, a dzisiaj od wyobraźni niesfornej (lody z chleba!) mam niestrawność.
Marek wyjechal za trzecim razem. Potem pewnie sprawozdam ile bylo z tym przygód.
Wszystko wskazuje na to, ze Muli nie zyje. Byla ostatnio slaba, a w piatek w nocy nastapil kryzys. Poszla z domu jak to robia koty tuz przed smiercia.
Teraz jest w domu calkiem pusto.
Pieknego nastepnego tygodnia zycze Wam
Pan Lulek
Bardzo nie podobała mi się ręka Alicji. Ja też tak puchnę, ale wiem od czego.
Alicjo, przełam się i porozmawiaj z lekarzem. Przy takich reakcjach nie ma sensu się męczyć. Potrzebny lek odczulający na podorędziu.
Jeżeli zacznie ci się robić dziwnie w różnych częściach ciała (mrowienie np. w dłoniach, kostakach u nóg, okolicach uszu) trzeba pędzić do lekarza na porządny zastrzyk i to bez dyskusji.
Przekazuję Pyrze receptę (Pyro, w Agacie) na mazidło leczące skutki ugryzień. Tylko nie wiem czy w Kanadzie robi się jeszcze leki w aptekach.
Panie Lulku…
Panie Lulek – może jeszcze przyjdzie? Koty nie tylko przed śmiercią chowają się poza domem. W chorobie też. Bardzo mi smutno z tego powodu. Trzymaj się, Lulek i szybko znajdź sobie małą, puchatą koteczkę, która przez kilkanaście lat będzie ci towarzyszyła. O Muli (Carmen) i tak nie zapomnisz.
Panie Lulku,
może jednak się zawieruszyła z jakimś chuliganem z sąsiedztwa, czego bardzo Panu życzę.
Haneczko, słowo daję, że na przestrzeni lata mam kilka razy takie. Najczęściej od komarów (mogłam przy pracy komarzycy nie zauważyć), bo tych naszych majowych meszek unikam starannie. Co ciekawe, nigdy nie wiem, po którym ugryzieniu będzie taka reakcja i od czego to zależy. Zemsta chipmunka, że dostał w zęby? 😯
Chciałam się tylko opędzić od namolnego 🙁
Echidno,
my tu nie mamy żadnych jadowitych pajaków ani takich tam. Jak nie komar, to może osa, której nie poczułam, a sporo ich się tu kręci. Lekarz zaleci antyhistaminę i tyle. Nie cieszcie się, złego diabli nie biorą 😉
Kulinarnie chodzi za mną dzisiaj ryba, najchętniej łososiowy stek z grilla. Pan J. kupił wczoraj wielką czegoladę gorzką Lindta (wspieramy Szwajcarów? 😯 ), mam suszone śliwki i jeszcze zakupię suszoną żurawinę – i zatopię to w czekoladzie.
Kiedys w Bałtyku sprzedawali czarną porzeczkę i jarzębinę (do wyboru, rzecz jasna) w gorzkiej czekoladzie, ależ to pyszne było, chyba z bydgoskiej Jutrzenki. No ale jak ja sie w czymś rozmiłuję, to pani Irenka przestaje zamawiać. Nie, nie ze złości, Boze broń. Po prostu zapomina, a potem zapomina, skąd to sprowadzała i tak dalej.
Ja ciągle jednak trzymam kciuki za Muli.
„czegoladę” ?! Tego jeszcze nie wyprodukowali.. 😉
Haneczko,
oczywiscie zwracam uwage na wszelkie *odchyły* od normy i jak co, natychmiast popędzę, ale zapowiada się normalna reakcja alergiczna. Ze dwa dni i po bólu. A mówiłam, że puchnę ślicznie 🙂
Alicjo, to chociaż rób okłady. Może być altacet albo rozgnieciona aspiryna rozpuszczona w dwóch-trzech łyżkach wody. Nawiasem – ja też nie lubię się z sobą ciaćkać, ani łykać piguł, ale czasem trzeba się przemóc.
Trzymam za Muli i za Pana Lulka też.
… dopiero teraz doczytałam do tyłu, za porady i chuchanie (Arkadiusa) dziękuję.
Heleno, czym te półki potraktujesz? I nadeślij wiecej zdjęć, toż dopiero 3 mamy!
Antek, świetne zdjęcia. Rozbawiły mnie te „Spodnie przeprowadzone na ul.Długą” 🙂
I jeszcze mi sie coś przypomniało, w sprawie diety, skoro tyle osób sie zainteresowało dietą weekendową, czy jak ona tam.
Gdzieś mi mignęła bodaj w zeszłym roku „wiosenna dieta oczyszczająca”, tylko 2 tygodnie. Je się jeden normalny posiłek dziennie, a poza tym podjada się cały dzień winogrona, ma byc tego ok. 2kg i bez pestek, bo inaczej nam przetrzepie żołądek.
Podobno dobrze robi na oczyszczenie organizmu z jakichś tam złogów i wrednych substancji, a poza tym schudniemy (podobno) ze 2-3 kg.
Koty nigdzie nie wychodza „zeby umierac”. Owszem, kot kiedy jest bardzo chory, szuka spokojnego miejsca, ale nie poza domem, nie poza miejscem gdzie sie czuje bezpiecznie.
I niechaj mnie nikt za jezyk nie ciagnie, zebym powiedziala co mysle o posiadaczu kotki, ktory nie zabiera jej do szpitala, kiedy „jest bardzio slaba”.
Bo nie mysle zbyt pochlebnie.
Pyro! Tobie tez mam do powiedzenia. W dniu (ew.) smierci kota nie mowi sie o nowym kotku. Zapamietaj to sobie.
Winogrona na wiosenną dietę to perwersja 😯 Kurację winogronową robi się jesienią, kiedy winogrona są tanie i w dużym wyborze. No i nie muszą być transportowane z drugiej półkuli.
Wróciłam z 5-godzinnej wędrówki po śniegu, miejscami kopnym. Widziałam świstaki, koziorożce, kozice i orły. Na szczycie naszły nas czarne chmury burzowe, ale halny je rozwiał i piorun w nas nie strzelił 🙂 Kwitną urdziki, krokusy, goryczki, pierwiosnki, a nawet pierwsze orchidee i pełniki. Aż się nie chciało wracać…
Nemo,
a fotki tych wszystkich pięknych roślinek? O śniegu proszę nie wspominać w moim towarzystwie aż do lipca.
Kazali oczyszczać się na wiosnę – to kazali! Ja tam jestem nieoczyszczona i taka pozostanę. Winogrona bez pestek? I owszem, w dobrze zakorkowanej butelce 😉
nemo!
A fotki? Pokaż coś tym, co na prowincji…
A z tymi Gargamelami, muszę się przyznać do kłamstwa! 😳 !
Nazwa, to lokalna ksywka rynkowa (bazarkowa).
To jednak pomidory szklarniowe z okolic Zamościa, a ich kolor, kształt i niezły smak pochodzi z tego, że są to owoce(jagody!) pochodzące z uszkodzonych kwiatów. Pozostają dłużej na krzaku, dzięki czemu dłużej rosną i dojrzewają, bo niepodlegają hurtowej selekcji i są sprzedawane detalicznie, na bazarkach.
O tej porze trudno już o dobre nasionka ale mam obiecane z dobrej, polskiej odmiany.
Jak tylko dostanę, prześlę Ci na pewno!
Przepraszam za „ściemnianie”! 😉
O, właśnie! Jedyna ekologicznie dopuszczalna forma winogron na wiosnę – bez pestek i w dobrze zakorkowanej butelce 😉
Fotki są, ale najpierw trzeba je upchnąć w komputrze, a potem wybrać i posłać do picasy, to potrwa, zwłaszcza że z kuchni pachnie świeżym ciastem rabarbarowym i herbata się parzy…
Poza tym organizm nie produkuje żadnych złogów i szlaki, które trzeba usunąć na wiosnę jak kurz z kątów. Jak nie wierzycie, zapytajcie Marialki 😎
Tuśka! nie było moją intencją Cię rozpłakiwać ! Nie!!
Ale skoro już, łzy wspomnień są dopuszczalne.
Chciałem Was troszkę uśmiechnąć.
Brzuchu! Napiszę tu, niech inni też wiedzą.
Podałeś namiar na Madeja i jego chleb prądnicki – ten co z niego robisz lody! 😯 Aleśmy się naszukali! Trzy dni!!
Napisałeś mi o Madejowym chlebie : „w jego piekarni na Św. Wawrzyńca na kazimierskim Placu Wolnickim”
Ok, w niedzielę nie było po co szukać, bo niedziela. Ale na Wawrzyńca już niechcący byliśmy, widzieliśmy szyld „Piekarnia francuska”.
Poniedziałek. Plac Wolnica, po stronie Wawrzyńca….piekarni ani nic z chlebem nie widać! Idziemy ulicą Wawrzyńca, dochodzimy znowu do tej francuskiej i skręcamy na piwo….
Wtorek. Wolnica, sklep spożywczy, wchodzę i pytam o piekarnię Madeja.
Personel popatrzył po sobie dziwnym wzrokiem….Madeja…?? Nieeee ma..
A na Wawrzyńca? Jest francuska, mówią. Ale tyle to i my wiemy. Idziemy szukać, po jakichś 500 metrach widać tą francuską!! Ulica jeszcze się nie kończy, miała być ta piekarnia gdzieś przy placu, pora zamykania sklepów. Rezygnacja!!
Środa. Tramwajem trafiamy na drugi koniec Wawrzyńca. Jest piekarnia!!
Ale nie Madeja…. Obok szewc, wchodzę pytam….Madej?? Szewc marszczy czoło…Obok jest piekarnia, ale to nie Madeja..a dalej jest francuska!
Znowu ta francuska, myślę!!! Cholery można dostać! Idziemy, trafiamy oczywiście do francuskiej. Wchodzę, pytam: czy to jest piekarnia pana Madeja…..i pytając już wiem ze tak…….na górnej półce widzę już prądnicki chleb!!! Pani sprzedająca potwierdza, tak! 🙂
Radość szalona, brawa, łzy, aplauz na stojąco!! Czwarty dzień chodzimy obok tej piekarni!!!
Ale ona francuska, więc my ją szerokim łukiem….a to TU!!!
Pani się cieszy razem z nami!! Ufffff….Kupujemy połówkę chleba.
Połówkę? Po czterech dniach poszukiwań?
Tak. Połowka waży około 2,5 kilo!!! Cały bochen jakieś pięć!!!
Rozdaliśmy ćwiartkę i jeszcze jest resztówka w domu.
A na Placu Wolnickim, prawie vis a vis tego spożywczaka co pytałem o piekarnię jest sklep z właściwym już szyldem.
Ale tam nie szukalim…, a przez plac szyldu nie widzielim… 😉
Zresztą sami zobaczcie te lokale.
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Madej
Brzuchu!! Spowoduj u Pana Madeja zmianę tego francuskiego szyldu!
Nie byliśmy jedyni zbłąkani…
Znakiem rozpoznawczym ma być : Madej – chleb prądnicki. I tyle!
Ludzie wtedy trafią!
Lewa polka pomalowana podkladem.
Pieriedyszka.
Musze chyba zrobic sobie jakies takie robiciarskie jadlo. Jak np. kielbase swojska z piwem, albo cos w rodzaju. Bo margarita chyba nie pasuje do kielbasy? A moze jednak margarite i bulke z salcesonem i musztarda?
Ide sie rozejrzec po polskim sklepie.
Kochani,
Dzwonilam do Pana Lulka i wychodzi na to, ze Muli odeszla, a Pan Lulek….
Tuska
A dawno dzwonilas? Bo ja wlasnie chwilke temu i nie odbieral… Nagralam sie tylko.
Pisałam do Lulka. On teraz też szuka spokojnej jamki. Nie chce kontaktów. Dajmy mu dzisiaj spokój
Oddzwonil. Oj, wiem jak to jest, sama kilka lat temu przezywalam odejscie kotka do Krainy Wiecznych Lowow…
Też wiem jak to jest. Bardzo Panu Lulkowi współczuję.
nemo,
jak najbardziej racja z tymi winogronami w płynie!
Straszą, oczywiście, tymi złogami i czym tam – pewnie są w zmowie z producentami i importerami winogron!
Proszę o bardzo prosty, najprostszy z najprostszych przepisów na placek z rabarbarem. Może być drożdżowy, bo mam drożdże. W tym roku nie chce mi się robić zajzajeru z rabarbaru. Narobię się – i nie wiadomo, kiedy znika. Będę latać do sklepu za róg po winogrona bezpestkowe. Właśnie byliśmy, kupiliśmy „żubra”. 2.20$ za butelkę. Zywiec każe sobie 2.45$. Niech się bujają!
Acha, i znalazłam smardza w najmniej spodziewanym miejscu – bardzo nasłonecznionym, przy pniaku ściętego w ub. roku wiązu. Zdumiało mnie, że w pełnym słońcu, pewnie zwykł był tam rosnąć, jak wiązy stały. Niestety, był już mocno starszawy.
Teraz gonimy do R&B, dokończyć rąbanie drewna.
Panie Lulku, bardzo nam przykro. Niech sie Pan trzyma.
Kochani,
Rozmawialam wlasnie z Panem Lulkiem.
Jest z nim lepiej, ale na blogu zawita za kilka dni, potrzebuje troche czasu by dojsc do siebie.
Ucalowania,
Tuska
Bardzo wspolczuje Panie Lulku.
Miś połknął dwie kanapki z wędliną i rośliną, popił herbatą z miodem,
potem wcisnął w siebie pizzę quattro formaggi, popił colą,
na koniec wcisnął siebie w autobus do Krakowa, i pojeeeeechał…
Muli [‚][‚][‚]
🙁
Charakterne kocisko było, z Lulkowego pisania wynikało, że właściwie była panią tego domu…
Ech, szkoda. Też przeżywałam odejście ukochanego pieseczka, też wiem, co to jest.
Znowu była bez dostępu do .świata, ale pogadałam sobie z odnalezionym kumplem, co to za wodą. Nie była to rozmowa szczególnie radosna. Kumpel należy do gatunku ludzi, którzy uczciwie i ciężko na swoje nieszczęście pracowali. Nie opłaca si ę „starej” żony i dzieci porzucać, żeby nową żonę sobie gdzieś daleko wziąć. A czort znajet, na jaką zołże się trafi.
Tu kwiatki i zwierzaki. i resztki sniegu:
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Oberberg2008
Nemo – zwierzaki przeurocze. Nie wiem, co to za kwiaty – ostro czerwone i te błękitne, też nie wiem .
Nemo, cuda. Pieknie mieszkasz.
Kochana Pyro, Skoro Ten Pan jest zza wody, to przeslij Go do mnie i Alicji, my go juz oprawimy jak nalezy.
Czasy i ludzie sie zmieniaja, trudno.
Buziaki,
Tuska
Ooo! zagadki!! Uruchomiłem swoje książki..
Pyro, moje typy:
– ten pięciopłatkowy, jak śmigiełko, pięknie niebieski, literatura podaje że ciemnokobaltowy, to goryczka wiosenna.
– niebieski, głęboki kielich z czarnymi plamkami to goryczka Kluzjusza.
– te niziutkie, płożące czerwono-różowe to pewnie jakiś rozchodnik.
Nie doszukam się dokładnie, jest ich około 500 gatunków.
Nemo tak późno te roślinne zagadki zadaje…. 😉
Koniec wakacji. 🙁
antku
co racja to racja
ciężki kawałek chleba z trafieniem za Madejem
ale pocieszę wszystkich zainteresowanych
że po cichu odbywa się remont i reorganizacja
pan Antoni wyniósł był się właśnie z piekarnią z Kazimierza
na Nową Hutę, zmienił nazwę spółki
w Nowej ..się rozwija, a na Kazimerzu przebudowuje
jestem spokojny, bo wy już chleb macie
a pan Antoni swojego dopnie
czyli zrobi co należy z tymi szyldami
Echidno,
Szkole Filmowa jako idee i wielu ich absolwentow podziwiam, szanuje i sprawia mi przyjemnosc ogladanie ich filmow. Ale jak zwykle istnieja srodowiska i podsrodowiska i przyznam sie, iz bylam bardzo zawiedziona kiedy po latach glebokiego podziwu dla ludzi ze Szkoly Filmowej oraz ich dziel trafilam jednak na rocznik narcyzow i to glownie podupadlych duchowo, uwazajacych, iz sam fakt bycia w Szkole daje im wyzszosc nad wszystkimi i zwalnia z fachowego podejscia do pracy, wszyscy i wszystko bylo glupie. Do montazystek zwaracali i wyli „ty glupia k….” choc to one wlasnie glownie ratowaly ich produkty. Byli to absolwenci z drugiej polowy lat siedemdziesiatych, przez nich poznalam min. Koterskiego, ktoremu winszuje z powodu „Swira” i ciesze, ze sie przebil (zwsze byl zdolny) i, ze bylo widac na jego twarzy podczas przyznawania nagrody narescie szczesliwy usmiech. Czekam na dalsze jego filmy. Koterski tez nie unika ordynarnosci, mial kiepskie zycie i czesto byl zalamany ale to wynika tez z powaznych wymagan stawianych samemu sobie. Ale
poznalam tez takiego np. Lengrena i innych, ktorzy byli poprostu rozpuszczeni, przez fakt bycia tzw. „filmowecem”. Pan Lengeren zaburzony stwor rodzju meskiego zwracal sie do mnie w jednym zdaniu „Do kogo, ty k…….wo moeisz, do mnie do rezysera filmowego”? A w drugim zebral, zebym mu oddala moje zlecenie na reportaz o Agnieszce Holland i jej zyciu letnim w Bretanii.
Za komuny bylo niby zle, bo i bylo ale komuna pozwala tym filmowcom dzialac nawet jesli ich rzeczy szly na „poly”, dawala im na to pieniadze. Jak taka ekipa wyjechala na zdjecia to byl to orszak bogow, ktoremu na ich potrzeby pol PGR-u zaorywano aby posadzic tam kwiatki jak bylo to potrzebne do zdjec. Dowcipy pogardliwe i szowiniszm meski byly wysrubowane do potegi entej. A teraz kiedy Trzeba umiec sprzedac pomys, zainwestowac samemu, nakrecic material przy pomocy jednej kamery i jeszcze jednoczesnie samemu dbac o oswietlenie i dzwiek, to tacy panowie, juz tylko rzucaja k…. i wznosza sie z fruria ponad wszystko, bo sie nie sprawdzaja w branzy, ktora w miedzyczsie obsluguja zwykli technicy. Ale Koterski sie pozbieral, z reszta kiedy chcial uciec z planu nad morzem, to wlasnie jego syn Maciek powiedzial to juz uwiecznione „Tato co Tao k… robi, zostajesz i robimy film”.
Uwielbiam pomidory 🙂 Bez nich moje potrawy nie byłyby tak pyszne jak są. Pozdrawiam