U Stazzu to nie U Staszka
Wśród sklepów w Aiacciu mnie najbardziej rajcowały te z produktami z okolicznych winnic, rzeźni, olejarni, młynów, serowarni i piekarni. Basi oko chętniej wędrowało ku wystawom pełnym butów oraz – przede wszystkim – torebek. Na szczęście oba te rodzaje sklepów bywały na ogół w sąsiedztwie więc nie dochodziło do sprzeczek w którą stronę mamy maszerować. Szybko znaleźliśmy ulubiona piekarnię, w której kupowaliśmy bagietki różniące się od paryskich tym, że były np. posypane makiem lub sezamem a także miały szpiczaste a nie zaokrąglone końce, co dodawało im niebywałej chrupkości. A nic pyszniejszego niż głośno chrupiąca skórka bułki z suszona szynką lub kiełbasa z dzika. Na pobliskim placu, pod pomnikiem Napoleona codziennie od świtu do 13 urzędowali sprzedawcy serów, wędlin, owoców, warzyw. Kwadrans po pierwszej nie zostawało po nich śladu. Żadnego listka, papierka, skórki. Plac świecił czystością i wabił spacerowiczów na ławki pod palmami. Czasem tu kupowaliśmy pomarańcze, nektarynki i ostro pachnące sery.
Niestety nie udało nam się skosztować słynnego brocciu z serwatki, bo ten serek robiony jest tylko w okresie kocenia się owiec. Do środka lata delikatny wyrób nie jest w stanie dotrwać. Podobnie z najpyszniejszymi owocami czyli klementynkami. Ich zbiór ma miejsce w grudniu. Do lipca bywają albo zjedzone, albo wyeksportowane do Francji.
Naszym ulubionym sklepem był U Stazzu, którą to nazwę przerobiliśmy na U Staszka i staraliśmy się zaglądać tam choć raz dziennie. Zawsze dostawaliśmy coś na spróbowanie i za każdym razem odbywaliśmy pogawędkę z właścicielem. Dzięki temu wiemy, że kasztany w jego sklepie pochodzą z Vicu, Taravu i Pietrosu. Szynki zaś z leśnych hodowli w Bucugna i San-Lurenzu. Swobodnie biegające czarne i łaciate świnki mają terytoria o wielohektarowej powierzchni tylko ogrodzone niskimi drucianymi płotkami. Jedzą to co znajdą w lesie czyli żołędzie, kasztany jadalne i wszelkie zioła. Dzięki temu ich mięso jest tak aromatyczne i lekko słodkawe. Do najlepszych naszym zdaniem wyrobów U Stazzu należą m.in. prisuttu czyli szynka z czarnym pieprzem, lonzu tj. dość gruba kiełbasa z polędwicy wieprzowej, coppa czyli karkówka i – moim zdaniem prawdziwy rarytas – figatellu tj.kiełbaska robiona z wątróbek i serc. Jeśli dodam do tego, że w sklepie było kilkanaście gatunków oliwy, to jasne, że chodziłem do U Stazzu z prawdziwą radością.
Komentarze
dzień dobry ….
podobają mi się te targi żywności na głównym rynku .. są one również np. w Niemczech .. u nas ostatnio chciano wprowadzić taki zwyczaj w jednym z miast to protest był, że obniża to rangę miasta ..
U mnie w kazdy czwartek centrum miasta jest zastawione straganami. O 1330 nie ma juz sladu po targu. Wszystko jest wysprzatane i jak pisze Gospodarz ani sladu po papierkach czy nadpsutych owocach i jarzynach. Lubie atmosfere na targu i jak kazdy mam swoich sprzedawcow. U jednego kupuje sery u innego owoce i jarzyny. Zawsze kogos spotkam i pogadam i co ciekawsze wszyscy sa usmiechnieci.
Jedną z informacji wywieszonych na stałe na tablicach ogłoszeniowych na wielu francuskich kempingach jest „grafik” targów w okolicznych miateczkach.Zatem już od pierwszego dnia wakacji wiemy,w jaki dzień tygodnia i gdzie możemy wybrać się na zakupy po świeże,lokalne produkty.Miły zwyczaj 🙂
Miły zwyczaj 🙂
Kiedyś targ odbywał się na głównym placu: http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/89292/h:407/
Te stoiska ze zdjęć pana Piotra wyglądają wspaniale. Zwłaszcza to co wisi i to co leży na stołach 🙂
Danuska, masz racje. Jak jedziemy gdzies na dluzej to pierwsze o co pytamy kiedy jest targ i gdzie. W okresie wakacyjnym dodatkowo jezdze 12 km od Lannion na targ do Tregastel. Przez godz. obchodzimy cypel i raduje sie widokami tamtejszgo wybrzeza a pozniej kawka na tarasie i zakupy. Kupuje bardzo dobry ser i wracam zadowolona do domu.
http://www.audiovis.nac.gov.pl/obraz/89589/h:407/
Dzień dobry,
Danuśko, zanotuj, proszę, że w mojej miejscowości targ jest co sobota 🙂
A w trzecia sobotę miesiąca dodatkowo jarmark. Jak u Elap, przed 14 wszystko jest już uprzątnięte.
W Polsce te tradycje wracają ale po tylu latach ograniczeń potrzeba na wszystko czasu.
Popatrzcie, Nemo wspominała wczoraj o szwajcarskim święcie narodowym. Zjednoczyli się już w trzynastym wieku a oficjalnie świętują to od ponad stu lat.
Asiu, dziękuję za artykuł 🙂
Ach, takie targi. Mieliśmy zabawną przygodę w Salonikach kilkanaście lat temu. Zwiedzaliśmy to miasto przechodząc przez targ. Partery domów na kilku sąsiednich ulicach tworzyły ten bazar, wyglądał na stały. Coś nas tam zainteresowało, ale ponieważ przed nami było zwiedzanie, a potem miał być czas wolny to stwierdziliśmy że wrócimy. No niestety po dwóch godzinach nie byliśmy w stanie zorientować się, które ulice tworzyły ten targ, nie został po nim nawet ślad 🙁
Jak pisalam wyzej u mnie targ jest w czwartek i zaraz wychodze. Nie robie zakupow, bo wyjezdzamy i nie bedzie nas pare dni
Elap-zakupy na targu,a potem kawa z widokiem na morze,to dopiero przyjemność.Do pozazdroszczenia 🙂
Alino-odnotowane,sobota targ w Clamecy 🙂
W Wyszkowie targ we wtorki i piątki.Widoku na morze brak,ale można zrobić sobie spacer nad Bugiem z kawą we własnym termosie 😉
Dzień dobry Blogu!
Na takich targach i w takich lokalnych sklepikach kupuje się przeważnie więcej niż się początkowo zamierzało. A wszystko przez to, że wielu rzeczy można popróbować bez proszenia, a sprzedawcy tak potrafią zachęcić… 🙄 😉
Co do znikania targowiska „bez śladu”, to raz, siedząc w ogródku restauracyjki przy Campo dei Fiori właśnie w porze zamykania kramów, byliśmy świadkami szybkiego i sprawnego sprzątania. Nie obyło się bez drobnej awantury, wygrażania miotłą i latających butelek, gdy jakiś krewki rzymski zamiatacz targowiskowych śmieci wdał się w kłótnię z jednym z handlarzy.
„Nasz” kelner pospieszył z osłanianiem gości własną piersią i wyjaśnieniem, że ten Giuseppe nerwowy jest i oni często się kłócą, ale żeby rzucał butelkami (szklanymi) to pierwszy raz. Musiał go ten handlarz naprawdę wkurzyć 🙄
Awantura ucichła szybko i bez karabinierów, ale wrażenia zostały 😉
Jedne z najmilszych wspomnień mam od rzeźnika w Abruzzach, gdzie chcieliśmy kupić tylko mięso na grill, a wyszliśmy z pętami kiełbasy, marynowaną wołowiną i innymi dobrami z jego własnej produkcji i hodowli, najedzeni próbowaniem różnych lokalnych wspaniałości.
W takich lokalnych sklepach najlepiej jest też się dopytać o dobrą piekarnię, sklep z serami czy cukiernię. O konkurentów lepiej nie pytać 😉
Bywają też targi,na których sprzedaję się tylko 1 rodzaj towaru np.trufle :
http://www.avignon-et-provence.com/provence/truffe_noire/index.html
Dzień dobry.
Targowiska kocham wszelakie – nawet nie tyle dla zakupów, co dla koloru (i kolorytu) unikam tylko tych z żywiną. Oczywiście wiem, że świnki, gęsi i gołębie hoduje się do konsumpcji i nie mam nic przeciwko, ale w klatkach na targowisku jakoś żal… Takich targowisk zresztą w mojej okolicy od dawna już nie ma; zdarzają się jeszcze w centralnej i wschodniej Polsce. Podoba mi się targowanie lokalnymi produktami, bo u nas lokalne to bywają owoce i warzywa, czasem miody, a reszta to przegląd chińskiej produkcji chałupniczej, indyjskich tkalni i tureckich kuśnierzy z dolnej półki. Ale owszem – jest kolorowo. Byłam też w Berlinie na jarmarku świątecznym (wyjątkowo nieautentyczny chociaż uporządkowany i z ładną scenografią. Chciałabym, żeby i u nas były targi typu włoskiego, czy francuskiego.
W dniach 7 – 11 sierpnia w Poznaniu odbędzie się czwarty międzynarodowy Festiwal Smaku – kuchnie różnych narodów, degustacje, specjalne menu w restauracjach wokół Starego Rynku, a na samym rynku wielkie targi żywności. Samych piekarń z chlebem itp kilkadziesiąt, wytwórnie wędlin najwyższej jakości, nalewki, miody, sery i ryby. Tyle, że zakupy na tych festiwalach wypadają nadzwyczaj kosztownie.
na targu w prowansalskim miasteczku
We Francji ciekawą tradycją są również targi nocne.
W miasteczku jak poniżej nocny targ ma urok szczególny-mieszkańcy oraz
kupcy ubrani są w stroje z XVII w,a targowisku towarzyszą koncerty
i spektakle.Całość pod nazwą „Markiza idzie na targ nocą”
http://jane.pagesperso-orange.fr/marches.html
„Tańczą panowie, tańczą panie na moście w Avignon”
Ilekroć patrze na bryłę Pałacu Papieskiego, tylekroć „widzę” pohańbionego Barbarossę u jego wrót.
A u nas można się w tej chwili wybrać na :
http://www.jarmarkdominikanski.pl/program-2012
Krystyno,Stanisławie-może byliście ?
A mnie zaintrygowało coś innego – końcówki nazw, to zabawnie u nas brzmiące „u”, sugerujące nie mianownik, ale raczej miejscownik. „W Ajacciu” – w pierwszej chwili miałam skojarzenia z „Vincim” Machulskiego, gdzie Szyc mówi, że „mamusia w Toroncie”. Potem się łapnęłam, ale zabawne uczucie zostało.
Prisuttu u Stazzu skojarzyło mi się z chrupiącą i gorącą bułeczką z serem i pyszną portugalską dojrzewaącą szynką presunto kupioną w małym kiosku z szybkim jedzeniem (ale nie miało to nic wspólnego z McDonaldem!) na szczycie jednego z lizbońskich wzgórz, z widokiem na miasto i Tag (oni mówią „teziu”!!!). Te punkty widokowe nazywają się „miradouros” i są oznaczone na mapach miasta. Do tamtego miradouro z szynką dojechałyśmy z Krysią kolejką linową…
Nisiu-dla Ciebie korsykańskie przysłowie.
Owszem quellu ma u 🙂
Poza tym korsykański kojarzy się mocno z włoskim :
Un chjama duie volte quellu chi un ti vole sente.
(Nie wołaj dwa razy tego,kto nie chce Cię usłyszeć)
W zasadzie na Korsyce mówi się dialektami-północnym i południowym.
Ot, mądre Korsykany!
miało być-dwoma dialektami
Danuśka,
na Jarmarku Dominikańskim w Gdańsku nie bywam, choć co roku odwiedza go coraz wiecej osób/podobno/. Unikam raczej tłumów i hałasu, a to są nieodzowne elementy tej turystycznej imprezy trwajacej cały miesiąc. Na pewno można trafić tam na ciekawy koncert, a i pewnie coś można by kupić, ale ja odwiedzam Gdańsk i Sopot poza sezonem. Wtedy mogę delektować się urokiem tych miast.
Pyro,
masz na myśli cesarza Fryderyka Barbarossę? Który pogodził się z papieżem Aleksandrem III w Wenecji, na 200 lat przed wybudowaniem pałacu papieskiego w Awinionie?
Na placu św. Marka odbyła się wówczas (lipiec 1177) poruszająca scena, kiedy cesarz ucałował stopy papieża i przytrzymał mu strzemię przy wsiadaniu na konia. Ten samoupokarzający zwyczaj obowiązywał cesarzy w stosunku do papieży w XI i XII wieku i zwany był służbą stratora (strator = stajenny, giermek). W 1155 roku wybuchł skandal, kiedy Barbarossa odmówił tego gestu wobec papieża Hadriana IV.
W Wenecji się ugiął, bo miał interes polityczny, Aleksander III mógł dzięki temu powrócić do Rzymu, ale nie na długo. 2 lata później, po soborze laterańskim gmina rzymska przegnała go z miasta i do śmierci błąkał się po swoim państwie kościelnym, by umrzeć w 1181 w Civita Castellana koło Viterbo. Rzymianie nie dali mu spokoju nawet po śmierci niszcząc doszczętnie jego grób.
Nie lubili go czemuś 🙄
Cesarz Barbarossa i papież Aleksander III byli siebie warci, ekskomunikując i przeklinając się nawzajem 😉
U mnie targ (mamy prawdziwy RYNEK, rzadkość na tym kontynencie!) jest we wtorki, czwartki i soboty, tak mniej więcej do popołudnia wczesnego. Jarmark staroci i wszelkiego dobra w niedzielę, ale pierwszy rząd straganów jest zarezerwowany dla tych, co sprzedają jedzenie. Farmerzy sprzedają warzywa, owoce, miód, jajka, oczywiście obowiązkowo syrop klonowy. Nie ma wędlin, serów ani nic takiego, co wymagałoby lodówki – w naszym wilgotnym upale nie da się tego przeprowadzić. Po targu wszystko znika i jest kosztowny parking, zawsze zapchany do ostatniego miejsca – tutejsi gdyby mogli, to najchętniej wszędzie by wjechali samochodem, a w końcu rynek to miejsce centralne w mieście.
Zimą na placu targowym jest lodowisko, ale w dni targowe co wytrwalsi mają swój rząd straganów tuż przy chodniku.
Moja mama w latach 60-tych zawsze jeździła na targ do Paczkowa we wtorki i piątki, czyli w zamierzchłych czasach targi były.
Co się z nimi stało?
Na moim targu jest stoisko z cukierkami. Pan wywiesza cene : 100 g = 3,55 ?. To tak aby rodzice nie dostali szoku ile kosztuje kg. Kazdy moze sobie nabrac ile chce i tu zaczyna sie problemy. Te rozne dziwadla sa ciezkie i cena dosyc wysoka za torebke a dzieci maja dziwny dar do ladowania do oporu. Sa tam tez nasz rodzinne ” krowki „. Wyobrazacie sobie krowki po 35,50 ? !
Nemo – oni wszyscy byli siebie warci – po trzech konkurujących i przeganianych papieży, anatemy, królobójstwa, wyprawy łupieżcze na sąsiadów,epoka barbarzyńców. Ale i uniwersytetów i Petrarki i szalonych mnichów i cysterskich mędrców. Dobrze, że to już dawno.
Zamiast znaku euro wyszedl znak zapytania.
W miasteczkach Kotliny Kłodzkiej odbywają się cotygodniowe targi, w każdym w inny dzień, co powoduje, że mojej siostrze po przeprowadzce z Międzygórza do Polanicy wszystko się pomyliło i nigdzie nie trafiliśmy na właściwy dzień, aby kupić miód od pewnego pszczelarza 🙄
W Kłodzku jest duże targowisko czynne chyba codziennie, ale niektórzy handlarze bywają tylko w określone dni.
W Paczkowie dni targowe są w środy i soboty.
Uwaga – w „Na temat” Grzegorza Łapanowskiego „Zjeść Warszawę” – mini przewodnik po knajpkach i barach; dzisiaj 3 dzielnice : Powiśle, Mokotów i Śródmieście. Jednozdaniowe, zabawne recenzje. Niektóre nazwy znane mi z Blogu np „Magiel”. Recenzent : „Dawno nie byłem. Kiedy byłem, to mi smakowało”.
Reklama firmy usługowej :
Dobrze-tanio-szybko
dobrze i tanio- nie będzie szybko
dobrze i szybko- nie będzie tanio
szybko i tanio- nie będzie dobrze
Podobno najpopularniejszym dla turystow miejscem w Seattle jest Pike Place Market. Sa tam do nabycia ryby i wszystko co zyje w wodzie, owoce, warzywa o jakich nigdy nie slyszalam i wiele innych produktow. Pike Place Market to rowniez miejsce dla wielu artystow. Miesci sie tam pierwsza w historii kawiarnia Starbucks, ktora przyciaga tysiace turystow dziennie.
Pokazywalam juz kiedys te zdjecia. Dla nowszych gosci blogu bedzie to pierwsza wizyta w Pike Place Market.
https://picasaweb.google.com/OrcaStory/PikePlaceMarket#5272042164773130498
Orca – oglądałam i nadal oglądam z zainteresowaniem ale uderza to, o czym pisała Elap z Bretanii – mimo bliskości morza i wielkiej obfitości asortymentowej, ryby i owoce morza wcale nie są tanie. Ceny trzeba by br c ray dwa z kawałkiem, bo są podawane za funt, nie za kilogram, prawda?
Reklama LOTu:
– śniadanie w Warszawie,
– obiad w Paryżu,
– bagaże w Tokio.
Pyra,
Ceny sa za funt wagi. Pike Place market nie jest tanie. Ceny sa dla turystow. Miejscowi robia tam zdjecia, rzadko zakupy.
Jednak sa tam do nabycia produkty unikalne i bardzo wysokiej jakosci. Na przyklad wedzony losos z Pike Place to najlepszy jaki znamy. Z powodu konkurencji wszystko na Pike PLace Market jest super wysokiej jakosci i swieze. Tak wiec cena jest za jakosc i miejsce
yurek-Twój bagaż nie musi być,aż w Tokio.Może latać po Europie.Gorzej kiedy w zagubionej walizce jest 12 zamrożonych pstrągów złowionych w sabaudzkim jeziorze.To nie był LOT,to była Lufthansa,przesiadka w Monachium w drodze do Warszawy.Walizka się oczywiście znalazła,a dzielne pstrągi nie odmroziły się,
o dziwo, do końca !
Dzisiaj też wędkowanie w planie,ale dopiero późnym wieczorem.Osobisty Wędkarz szykuje się na sumy.
Tym razem jednak nie planuje z nimi podróżować po świecie 😉
Jak to zrobiliście że nie odmroziły się?
yurek-były zusammen do kupy zawinięte w warstwę gazet i umieszczone w torbie termoizolacyjnej,na dodatek nie podróżowały w czasie upałów.Miały też do towarzystwa zamrożoną,plastikową butelkę z wodą.
Po odzyskaniu rzeczonej walizki odmroziliśmy je do końca i hurtowo usmażyliśmy.Przyjaciele skorzystali 🙂
W Chrzanowie dzień targowy przypada w czwartki.
My również mamy nawyk odwiedzania targowisk w każdym z wakacyjnych miejsc. Z reguły sa to bardzo przyjemne wizyty, chociaż trafiają się wyjątki. Chyba najbardziej traumatycznym przeżyciem była dla nas wizyta na targu w Kiszyniowie – w hali mięsnej smród nie do opisania. Witek (domowy mięsożeraca) na widok kawałków tego czegoś co w założeniu miało być mięsem, stwierdził, że dłuższy pobyt w tym miejscu skłoniłby go do przejścia na wegetarianizm.
Danuska moja torba wypchana serami leciala tydzien z Brestu przez Paryz do Ammanu w srodku lata. Lecialam Air France. Celnik w Ammanie koniecznie chcial zajrzec do srodka. Otworzylam a jego odrzucilo, mnie zreszta tez.Wszystko poszlo do kubla a torba wietrzyla sie przez tydzien w ogrodzie. Bernard mnie ostrzegl, ze zadnych serow juz nigdzie nie bedzie wozil. On jest nietypowym Francuzem. Nie jada serow.
Yurek, choc za LOT-em nie przepadam, to akurat jesli chodzi o bagaze nie sa oni gorsi od innych. Sam przed laty po odprawieniu sie w KLM uslyszalem: „no to moze Pan teraz odpoczac, bo bagaze nadane prosto do Dar es Salaam”, tyle ze ja lecialem do Chartumu. Mila pani najpierw sie zaczerwienila, a potem pobiegla sprintem za tasma odwozaca moje walizki. Zdazyla. Na szczescie nie mialem tam zadnyh mrozonych pstragow.
W Ontario lato suche i upalne tego roku wiec lokalne truskawki, sliwki i brzoskwinie az tryskaja soczystka slodkoscia. Do tego pomidory z wlasnego ogrodka, szczypiorek, bazylia i rozne tym podobe zielonki. Tak wiec w odroznieniu od Gospodarza podjadam ostatnio raczej po wegetariansku.
Na pierwszy zjazd nie zjeżdżaliśmy się wcześniej, tylko w przeddzień wieczorem Jako, że pierwszego dnia zjazdu kiedy była przewidziana kolacja w knajpce znanej z płonących giczy cielęcych i kaczki z pyzami, Sławek paryski nasz miał urodziny (o czym nikt nie wiedział wtedy) przywiózł ze sobą przyjęcie urodzinowe – korsykańskie wędliny, wina z całej Francji i sery – serami samochód był wypchany po dach. A lato było długie i ciepłe. Wypchany samochód Rude w samochodzie i Sławek za kółkiem lecieli z Paryża jednym ciągiem. Dobili do Kórnika już ok 11.00 wieczorem. Przed nimi, wokół nich i za nimi gęstniały wonie serów. Polska jeszcze nie należała do Unii, więc celnicy. Podeszło dwóch, lekko zbledli i tylko machali łapskami żeby jechali dalej. No, dziwacy zupełni – myśmy jeszcze dwa dni jedli bez opamiętania, a potem jeszcze resztę rozebraliśmy między siebie. Paolore powiózł dalej, do Wiednia i oblizywali się wszyscy.
Pyro Polska w EU od 1 maja 2004 r. … a blog powstał w 2006 r. … a celnicy zawsze mogą zajrzeć …
Jolinku – racja; tylko ta opowieść Sławka o zieleniejących celnikach utkwiła mi w pamięci.
no … siatkarze pocieszają nas .. a jutro zaczyna się LA moja miłość sportowa …
Ale w „Schengen” jesteśmy od grudnia 2007 …
Małgosiu to pewnie się zgadza z opowieścią Pyry bo I zjazd chyba we wrześniu 2007 r. był ..
Na Okeciu bagazy kiedys mojego nie bylo. Powiedzieli, pomylka, przyleci jutrzejszym samolotem bo moim sie nie zabral. Pojechalem nastepnego dnia i bagaz byl. Rzecz w tym ze samolot nastepnego dnia jeszcze nie dolecial wiec ciekai mnie czym dolecial moj bagarz. Pewnie jednak p[rzylecial ze na tylko sie gdzies zawieruszyl. Na Samoa czekam, czakam i czekam i nic. Wszysko juz wyszlo tasma sie krecila i stamnela i mysle sobie nie dobrze. Ostatni tydzien lazikowania po Polinezji zrobie w tych samych szortach nie wspominajac innych czesci garderoby. Nagle tasma ruszyla i wyplula moj plecak. Cale szczescie znajoma czekala na lotnisku choc mowila ze juz, juz miala isce ze pewnie nie przylecialem. Wtedy tez celnik spytal mnie jak chce uregulaowac clo (mialem 2 buitelki alkogholu a mozna bylo jedna) wiec spystalem co ma na mysli a on ze jesli z pokwitowaniem to bedzie $30.oo a bez $5.oo. Nie prosilem o pokwitowanie. Znajoma wybrala dla siebie gin a wodeczke wypilismy jeszcze tego wieczora zagryzajac papaya i marakuja a mrowki czyscily kuchnie po kolacji. Caly samolot LOT-u przylecial kiedys do Edmonton (czarter) a w nim walicki do Chicago. Okazalo sie ze zaladowali zle samoloty czyli ci do Chicago mieli walizki z Edmonton a nasi w Edmonton dostali bagaze chicagowskie. Bagaze dolecialy za pare dni ale tym ktorzy sie upomnieli LOT dal po $100.oo na zakup niezbednikow (szczoteczki do zebow, bielizna etc). Z Sudanu lecialem z plecakiem i…cala gora powiazanych sznurkiem i tasma stolkow i siodla wielbladziego + pare drobiazgow. Celniczka spojrzala i sie mocno zmartwila.Tylko jedna walizka mowi… facet za mna (solidarnosc europejczykow na innym kontynencie) zaproponowa,l ze zabierza dla mnie bo ma tylko podreczny. Polecialo choc w Kanadzie sie celnik dziwil po co mi siodlo wielbladzie jak wielbladow nie ma… Innym razem pierwsza walizka i czyja spytacie? Moja ma sie rozumiec wyszla z czelusci portu lotniczego. Zlapalem taxi i zdazylem na pociag do Kalisza gdzie sie mnie wyszyscy za pare godzin spodziewali 🙂
Uff..tyle tych opowiecsci ale juz za duzo…starczy
Ale tak jak sie pakuje ROMek to chyba nikt inny na swiecie nie dalby rady. Leci na dwa tygodnie. Pakuje sie w mala podreczna walizeczke. Ze 3 konferencje i pare uroczystych obiadkow a on na kazdym obiedzie w innym garniturze. A ze lata najczesciej Business clas-s to wypoczety, usmiechniety i tylko czasem ponarzeka, ze szampan nie byl dosyc schlodzony 🙂
No, zeby nie bylo tak cacy to mu sie kiedys syrop klonowy zbil w tej walizeczce 🙂
Ja lubię wszystkie sery, a zwłaszcza mocno woniające, pleśniowe itd., dlatego mnie prześmierdłe sery nie zwalają z nóg.
W Belgii zajadałam się limburgerem, a straszono mnie, że trzeba nos zatkać…e tam! Jak ktoś lubi sery, to zapach go przyciągnie, a nie odrzuci.
Ale jest różnica miedzy celowo woniejącym serem, a takim, co opisuje Elap. Mojemu dziecku zdarzyła się kiedyś walizka, doładowana przez Dziadka kiełbasą „od Kumka”. Po pierwsze i ostatnie, żywności niezapuszkowanej, zasłoikowanej, zabutelkowanej nie wolno wozić przez Atlantyk (przepisy bhp czy jakieś tam). Dziadek był tego świadom, a także tego, że bagaż leci jak w chłodni prawie, no i dziecka chyba nie bedą podejrzewali o jakąś kontrabandę. Nie przewidział tylko, że walizka poleci nie do Toronto, a naokoło świata i zajmie jej to dwie doby.
Już o tym pisałam kiedyś…walizka się odnalazła, specjalny posłaniec dzwoni do drzwi, ja otwieram i wychodzę na korytarz (dłuuuuugi, bo to było w bloku), winda się otwiera i ja już wiem, co jest grane. Współczułam kolesiowi, który musiał to targać 🙄
Elap-Francuz niejadający serów to rzeczywiście rzadki
przypadek.Mój sery uwielbia,ale za to nie jada oliwek, cebuli i papryki.
Ja tam się nie znam, ale podróżuję po Europie od paru dobrych lat samochodowo/autobusowo/pociągowo, i żadnych granic nie zauważam, nikt nie zatrzymuje, nikt nigdzie nie zagląda.
I w ogóle gdzie są te granice?!
Jest różnica, kiedy się lata z kontynentu na kontynent – odprawa celna, paszportowa i tak dalej.
Swoja drogą w Portugalii ( i chyba we Francji też, nie chce mi się sprawdzać, czy Kanada ma bezwizowe wejście) łaziłam po lądzie nielegalnie, bo miałam tylko kanadyjski paszport – dlaczego nie wzięłam polskiego, nie wiem, jakieś zaćmienie, a przecież jestem obywatelką EU, jako Polka. Pan Rysio statkowy Intendent powiedział, że w razie czego nic nie widział, nic nie słyszał, ale następną razą należy myśleć o takich sprawach. Prawda.
Lecę do jakiejś działalności, bo przecież Cichaly dzisiaj zjeżdżają za kilka godzin!
Sezon przetworów i przypomniała mi się nietypowa kapusta w słoikach – doskonała jako surówka z oliwą w zimie, albo duszona na gorąco na tłuszczu z cebulką (albo bez cebulki). Jarek bardzo lubił i kiedyś sporo jej robiłam
Kapusta z grzybkami: potrzebna jest biała albo włoska kapusta cienko poszatkowana i trochę przesiekana – żeby pasemka nie były za długie. kilka garści drobnych kurek (większe musiałyby być pokrojone, lepiej malutkie, sól, jk do kiszenia, przegotowana woda z kawałkiem liścia laurowego i 2 ziarnami ziela, 4 łyżki octu jabłkowego, łyżeczka cukru.
Kapuste posolić w misie i co jakiś czas przewracać – chodzi o to, żeby odgazowała, zmiękła i puściła sok. Po 6 – 8 godzinach dobrze wycisnąć z soku i wkładać w słoiki uciskając, każdą warstwę posypywać zblanszowanymi grzybkami i jeszcze trochę soli. Kiedy słoiki pełne 2 warstwach kapusty zrobić otwór aż do dna i całość zalać gotującą wodą z przyprawami. Zamknąć słoiki i krótko zaparzyć w kąpieli wodnej (5-6 minut od zagotowania. Można używać już po 3 tygodniach – trochę jakby kwaszona i trochę marynowana. Naprawdę niezła.
jestem przekonany, ze aby wejsc w posiadanie korsykanskich rarytasow, opisywanych dzis przez Gospodarza, znajda sie tacy frustraci, ktorzy gotowi sa zamordowac blizniego swego.
sa to wyroby znakomite, parokrotnie zajadalismy sie na miejscu wraz z Przyjacielem ( na corsyce ) tymi specyalami. ale dzis nie ruszylbym niczego ( pozostaje jedynie H2O ), kto obejrzy obrazki uzna za stosowne nie jedzenie dwa razy w tygodniu
nawet jezeli proponowano mi jeszcze raz taki wspanialy deser
prosze nie pokazywac tych obrazkow dzieciarni. mam rowniez nadzieje, ze nikogo z was nie porwie fantazja, i nie bedzie chcial zrobic tego deseru tak samo. zareczam, ze moze skonczyc sie nasladownictwo, w najlepszym przypadku kalectwem.
Danuska ja moge kupowac i trzymac w domu tylko sery bezwonne. Na inne mam zakaz i nic nie wskoram. Nieraz trzymalam dodatkowo w pudelku, ale jak je otworzylam to zapaszek wylecial i byl krzyk. We Francji jest tyle dobrych serow, ze obejde sie tymi wonnymi. Jak jestem u kogos to chetnie jadam.
Alicjo sa tak zwani ” lotni celnicy „. Bernard ma rodzine w trojkacie Belgia, Luksemburg i Francja i nas nie raz zatrzymali na bocznych drogach i sprawdzali co wieziemy. W moich okolicach tez sa, bo brzeg morski to tez granica. Trzy razy zlapali Polakow i po mnie dzwonili abym tlumaczyla.
dzisiaj pierwsza kukurydza (100% bez gmo 😉 );
soczysta, ma w smaku cos z porannej rosy…
jedna z wielbicielek przesłała hektorowi berliozowi list z prosba o autograf;
napisała, ze jesli go otrzyma to kompozytor dostanie od niej ognisty pocałunek i pasztet
(wowczas bardzo modne było wysyłac sobie roznego rodzaju przysmaki);
berlioz odpisał:
prosze wysłac pasztet.
Do Korsyki daleko, na Sudan za gorąco, a przekraczanie granicy ze Stanami to siedem stopni piekła. Pozostaje mi torontoński Targ Św. Wawrzyńca lub największy w Kanadzie St.Jacobs Market, niedaleko Waterloo. Mamy także własny Paris, Odessę, ale Berlina już nie, ale i tak miejscowi wiedzą iż Kitchener to Berlin, a Octoberfest to piwo i piwo z piwem. W St.Jacobs turyści oglądają mennonitów, a to przecież nie małpy, ale nasi amisze. Małpy także mamy, ale targowanie się nimi jest nielegalne, a z nimi ryzykowne. Kończę bo nie potrafię opowiadać tak barwnie jak Stanisław 🙂
Targ we Francji i targ w Chorwacji:
https://picasaweb.google.com/104670639946022251378/Targ?authkey=Gv1sRgCMmK74e7-YDSwAE#slideshow/5772164309806971890
W Kingston trwa kolejny mini zjazd, a gdzie znowu podział się Pepegor? Wrócił z niby-wakacji i został pełnoetatowym dziadkiem? Zawsze mówię, że pracować dokąd pozwalają stosunki i własne siły. Na emeryturze zrobią z człowieka – dziadka.
„Śpią już w lesie krasnoludki,
las uśpiony śpi.
I Kapturek śpi malutki,
Babcia śpi i wilk…”
Dobranoc Państwu.
Nie śpią, nie śpią…
Po wieczornych rozmowach spokojniutko udają się, księżyc że tylko w mordę mu przywalić, jutro będzie dobry dzień na żeglugę.
Pozdrawiamy wszystkich!
Dobranoc!