Rezultaty lenistwa czy zapracowania?
Już piątek a my (myślę o Basi i o sobie) nie mieliśmy czasu by przygotować się do spotkania z Czytelnikami. A to już jutro o godzinie 13 zasiadamy w stoisku wydawnictwa Nowy Świat i przez dwie godziny czekamy na sympatyków. Będzie to w samym centrum Warszawy czyli w Pałacu Kultury i Nauki gdzie trwają Międzynarodowe Targi Książki. Nasze stoisko mieści się sektorze D i ma numer 424.
Taki dyżur to sporo emocji, nerwów i… przyjemności. Nerwy są zwykle na początku gdy czekamy na pierwszego Czytelnika. Bo ta niepewność – przyjdą , nie przyjdą?! Po pierwszej wizycie stres mija i zaczyna się przyjemność. Rozmowy z naszymi gośćmi są zawsze ciekawe. Mamy też stałych wielbicieli, którzy odwiedzają nas co roku i dopytują się o kolejne plany. A równocześnie zgłaszają uwagi do starych książek, czasem proszą o ich wznowienie z uwzględnieniem różnych poprawek.
Podczas takich spotkań czasem otrzymujemy w prezencie stare i zaczytane książki kucharskie używane w domach od pokoleń. Darczyńcy uważają, że w naszych rękach mogą one odzyskać życie. I czasem tak się dzieje. Cytujemy bowiem fragmenty „zaczytanych” i kruszących się już dzieł (oczywiście powołując się na źródło). Jednym słowem Targi to nie tylko targi ale prawdziwe spotkanie miłośników książek i – w przypadku naszych spotkań – smakoszy.
A dzisiejszy tytuł jest dlatego taki, że zamiast wymyślonego na weekend sążnistego i inspirującego do dyskusji tekstu podrzucam kawałek wstępnego szkicu z naszej ostatniej książki. A wybrany jest z premedytacją. Byliśmy bowiem ostatnio na kolacjach u naszych uczonych przyjaciół, którzy narzekali na niedostatki życia gnębiące uczonych mężów (i żony też). No to gwoli przypomnienia tzw. autocytat:
Długie ślęczenie w bibliotekach daje dobre rezultaty. Otóż udało się nam przeczytać i zanotować świadectwo tego, że w naszym kraju dobrze jadali nie tylko monarchowie i arystokracja. Zachowały się bowiem spisy potraw podawanych profesorom Uniwersytetu Jagiellońskiego w XVI i XVII wieku. Na jeden z obiadów w 1562 roku zjedli krakowscy uczeni następujące dania: Mięso oraz potrawka z 5 kapłonów, każdemu trzy porcje z krupami jęczmiennymi(…) Potrawka z gotowanych kurcząt z korzeniami, każdemu z panów po jednym kurczęciu(…) Pieczeń cielęca i każdemu kurczę pieczone(…) Morele z mięsem wieprzowym.
Kilka lat później profesura jadała jeszcze obficiej:
Mięso wołowe gotowane i ozory wołowe z sosem kaparowym i z ogórkami świeżymi, solonymi oraz kruszki przyprawione imbirem; całe kurczęta z ryżem i mięso w potrawce(…) Kurczęta przyprawione wonnymi korzeniami, rodzynkami większymi i mniejszymi i cynamonem(…) Pieczeń wołowa i cielęca, pieczone kurczęta, musztarda(…) Gęsi w czarnej jusze warzone z przyprawą z goździków(…) Rzepa z baraniną na półmisku.
Prawdę powiedziawszy na proszonych kolacjach, które zainspirowały mnie do dzisiejszego tekstu było nie gorzej. Vivant profesores!
Komentarze
Zanim przywitam się z Blogowiskiem i jego Pasterzem (powodzenia na Targach – kolejek, jak za PRL-u po dedykację, życzliwych czytelników na pęczki życzę z całego serca Basi i Piotrowi) przypominam, że dzisiaj Andrzeja. Nie wiem, czy nasi Andrzejowie, Jędrzejowie to majowe chłopaki, ale przyjdzie 20.00 i toasty trzeba wznieść za Andrzejów. Ja mam jeszcze toast dodatkowy, bo mój Brat dzisiaj świętuje. Niestety – Młodsza dzisiaj pracuje do wieczora, a później idzie na imprezę towarzyską, więc mnie czeka spełnianie toastów „do lustra”
Niechze wiec dolacze dp zyczen Pyry dla Naszego Gospodarza i Jego Pani. Absolutnie sluszne zyczenia.
I dziekuje tez Purze za przypomnienie o Andrzejach.
No to dzisiaj Dzień Dobrych Życzeń – Dla Gospodarzy tego, co Pyra napisała,
a dla solenizantów pysznego życia i zdrowia. 😀
Być może Brzucho wystąpi w charakterze życzliwego czytelnika, miał być od czwartku.
Heleno, udało Ci się osiągnąć zamierzony wieczorem cel? Jeśli tak, to mam nadzieję, że dzisiaj czujesz się dobrze, czego Ci z całego serca życzę. 🙂
Mój dzień zaczął się kiepsko – w tych ogrodnictwach, na które antek podał namiary, nie ma już białych pelargonii. 🙁
Pyro nie spelniaj do lustra bo wpadniesz w alkoholizm. Poza tym jest Radek dla towarzystwa a Ty masz dostatecznie wiele czasu aby przygotowac stosowny poczestunek,
Oczywiscie. ze kolejka po dedykacje winna ustawiac sie dookola wiadomego obiektu, Najlepiej zgodnie z kierunkiem obrotów wskazówek zegara. Patrzac oczywiscie z góry.
Tuz przed odlotem po kosci
Pan Lulek
Pyro, toasty nie do lustra, ale do monitora. Będziesz w licznym towarzystwie!
Do leniwych wrócę, bo Lena pytała, a moich nie było.
1/2 kg białego sera
10 dkg mąki pszennej
10 dkg kaszy manny
1 jajko
sól
Ser przez maszynkę, wrzucić resztę, wyrobić, w wałki i już.
To bardzo dobre, delikatne ciasto. Gotują się krótko. Jak wypłyną, to pół zdrowaśki i wyjąć. Mąki zawsze tyle co kaszy, ale ilość trzeba dostosować do jakości twarogu (bardziej mniej mokry). Mój twaróg jest takiej jakości, że nawet nie muszę go mielić i potrzebuje trochę więcej sypkiego.
Z tego samego ciasta robię knedle z owocami. Wtedy żadnych wałków, odrywam kawałki, plackuję w palcach, zaklejam np. truskawkę i koniec. Gotowanie jak wyżej.
Moja biała pelargonia rośnie zmysłowo (dziękuję Heleno) w wysokiej, białej doniczce. W sypialni oczywiście 😀
Zdrowie dzisiejszych Andrzejów 20:00 punkt, z życzeniami sukcesów na wszelkich niwach!
Jak to miło na dzień dobry dowiedzieć się, że dziś mamy Dzień Dobrych Zyczen. Więc życzę Gospodarzom, żeby mieli tylu ZYCZliwych czytelników, iżby nie musieli ich od nikogo poZYCZać. A dzisiejszym solenizantom, żeby omijały ich poZYCZki innego rodzaju (z powodu błogiego nadmiaru dóbr materialnych) i żeby wszystkim dzisiejszym dobrym ZYCZeniom pod ich adresem przystawiono gdzieś tam na górze pieczątkę „zatwierdzone”! 🙂
Alsa, upic sie wczoraj nie udalo. Alas, jak mowil Hamlet. Bo najpierw znalazlam w poczcie mily list i odpowiadalam, a potem wciagnelam sie w ogladanie fajnego melodramatu z Gwyneth Paltrow w tv (Bounce), ogladalismy w lozku z kotem Mordechajem, mruczac z zadowolenia. I tak sie najczesciej koncza moje stanowcze postanowienia upicia sie. Dobrze, ze w telewozji pokazuja nie same filmy ambitne, ale takze melodramaty i powtorki Sex in the City. Te ostatnie mozna ogladac wiele razy, ze szczegolnym uwzglednieniem co bohaterki nosza na nogach (Manolo, ach Manolo!)
Also,
spojrzę tutaj, powinny jeszcze być. Czy interesuje cię konkretna odmiana i jaka duża ma być? Jedna czy więcej? O białej pelargonii piszę oczywiście.
A jakże, Also , chcesz przesłać to białe cudeńko do Wrocławia?
Oczywiście to Haneczka ma do Alsy wysyłać. Pokręciłam adresatki.
witam
Also
ja na Tragach tylko wczoraj
bo moja luba odbierała honory za książkę „Aliantka”
i potem umęczeni wracaliśmy do Olsztyna
po drodze szabrując ogromny wiecheć bzu
(bo widzę, że blog powoli przeradza się w ogrodniczy)
:::
wybieramy się do Wawy i jutro
i mam nadzieję odwiedzić Gospodarza/y
na stoisku (wiem już gdzie się znajduje)
plan działań niestety napięty
bo robimy SlowFoodowe zamieszanie wokół kartofli
Zabraklo, bo wodocznie wszyscy przeczytali moje plomienne pochwaly bialych pelargodnii i byl regularny run na nie. W calej POlsxce zabraklo bialych pelargonii. O, potego internetu!
Moze powinnam zalozyc hodowle ( w Polsce) i wreszcie zaczac zarabiac powazne pieniadze, zezwalajace na zakup licznych par butow, od ktorych nawet Samancie i jej kolezankom oko zbieleje, jak pelargonie.
Pyro,
ludzie miotają się po świecie. Mam kontakt z różnymi kawałkami kraju. Reszta jest kwestią dogadania.
Haneczko, jesteś kochana, ale to rzeczywiście zbyt skomplikowane. 🙂
Trąba ze mnie beznadziejna, bo przecież mogę sama popytać we wrocławskich ogrodnictwach. Telefonicznie. Zaćmiona umysłowo ostatnio byłam. 🙁
Heleno, skoro i bez moich życzeń czujesz się doskonale, to przesyłam Ci inne – życzę Ci, żebyś wygrała w coś tyle pieniędzy, coby wystarczyło na pięć par od Manolo B. i jeszcze na butelkę najlepszego szampana dla uczczenia zakupów. 🙂
Brzucho, gratulacje dla Lubej! 🙂 A cóż to będzie za zamieszanie? Opowiesz?
Helenko skoro to czujesz to czyn toto, wszyscy będą mieli pożytek a ty dodatkowo satysfakcje. Nie rozszerzaj asortymentu na rośliny strączkowe. Wprawdzie ladnie wygladaja, ale to nie ta won która można się zachwycać.
Był sobie człowiek, który niesamowicie chętnie zajadał się gotowaną fasolką. Wręcz uwielbiał ją jadać. Ale cóż, miało to i drugą stronę. Nieprzyjemną, ale całkowicie życiową funkcje. Taką miewa fasola. Pewnego dnia człowiek poznał dziewczynę i zakochał się w niej po uszy. Od pierwszego spojrzenia. Z czasem uczucie urosło do zenitu. Zdał sobie sprawę człowiek, ze do małżeństwa nigdy nie dojdzie, jeśli nie opuści miłości do fasoli. Zaparł się człowiek mocno, postawił grubą krechę i rozstał się z fasolą.
Krótko po ślubie, będąc w drodze do domu, technika odmówiła posłuszeństwa. Dzwoni do wybranki serca i informuje ja o przyczynie późniejszego pojawienia się w domu. Po drodze napotkał małą knajpkę, z której zapach gorącej fasoli buchał na zewnątrz. Ponieważ miał jeszcze kawałek do domu uważał ze działanie fasoli ulotni się w kosmos. Zamówił dwie porcje. W dalszej drodze do domu był nadwyraz rozmowny. Dotarłszy do domu czuł się już bezpieczny. Wygadany.
Oczekująca żona wykazywała przy powitaniu niewielkie zdenerwowanie.
> kochanie, przygotowałam niespodziankę na dzisiejszą kolacje! > i zawiązała człowiekowi opaskę na oczy. Posadziła go na krześle, a on miał przyrzec ze nie będzie jej ściągał.
Nagle poczuł jak powoli i niepowstrzymująco kształtuje się w jego jelicie gigantyczny tajfun.
Na całe szczęście zadzwonił w tym samym czasie telefon i jego żona poprosiła by jeszcze trochę wykazał cierpliwości. Jak wyszła do sąsiedniego pokoju wykorzystał ta okazje. Przełożył ciężar ciała na lewa stronę i dał temu ujścia. A ze był już po tabletkach od Nemo, poczuł siłę detonacji w uszach. Po chwili doszły go również walory zapachowe. Był to mieszaniec chińskich jaj i otwieranej konserwy szwedzkich śledzi z puszki, którego wierzch miał już menisk wypukłym.
Nie miał czym oddychać, po omacku ściągniętą ze stołu serwetką wachlował dostarczając do ust świeżego powietrza. Ledwo doszedł do siebie a katastrofa powtórzyła się. Ponownie nastąpiło przełożenie ciała. Tym razem na prawa stronę i fffrrruutt. Usłyszeć można było jak stary dislowski silnik startuje zimowa porą. By się nie udusić, dziko poruszać zaczął ramionami w nadziei, ze woń rozejdzie się. Jak już się wszystko trochę unormowało poczuł ponownie niezdrowe objawy. Tym razem uniósł się na rękach opartych na krawędzi krzesła. Dał upust cieplej wilgotnej parze. To była naprawdę pierwsza liga. Ten pierdziel zasługiwał na odznaczenie. Zadrżały szyby w oknach, talerze na stole dostały wibracji, a po minucie obumarły wszystkie kwiaty w pokoju. To trwało 10 minut. Tak długo zanim nie usłyszał jak jego żona kończyła telefoniczna rozmowę. Usłyszawszy odkładanie telefonu na widełki, wiedział już człowiek, ze skończyła się jego wolność i samotność. Położył serwetkę na stół, a na niej swoje dłonie. Zrobił dobra minę do złej gry i czekał na wejście żony. Ta przeprosiła za tak długo to trwało i upewniła się czy nie podglądał. Po upewnieniu się, ze zasady ferplay nie zostały naruszone zdjęła mu opaskę z oczu wołając:
Człowiek z przerażeniem spojrzał wokół stołu za którym siedziało siedmiu gości, którzy jego również obserwowali i nie tylko wysłuchali….
O, minęłam się z Heleną i Haneczką! Smakowitego dnia!
zabraklo:
…oczu wołając: niespodzianka, niespodzianka!!!…
—————-
uwaga: wszelkie asocjacje mogą być fałszywe
Also
to spotkanie naukowców i smakoszy
temat – ziemniak
cel – przywrócenie honoru
..ale nie jednorazowe
lecz długofalowe
:::
relacja po powrocie
Dzisiaj cały numer „Gazety Telewizyjnej” GW poświęcony jest telewizyjnym programom kulinarnym.
Panie Redaktorze, VIVANT profesores!
A majowym Andrzejem jest bez wątpienia nasz andrzej.jerzy. Już zaczęło się świętowanie u Owczarka 😀 Więc i tutaj – wszystkiego najlepszego!
Also,
zbyt skomplikowane bywa czasem zdumiewająco proste, i na odwrót. Będę w odwodzie 🙂
Pokażcie mi manolowe dzieła, proszę. Rozumiem, że to coś więcej niż buty. Obejrzę z szacunkiem.
Znikam teraz na parę godzin. Ogródek czeka.
cala czapka serdecznosci dla Gospodarzy, no i kolejki, jak stad do Murmanska
Arku, znalazlam Ci artykul na temat zjawiska, ktore we freudowskiej psycjologii nazywa sie „anal-retentive”. Pomoze Ci to zrozumiec skad sie bierze twoja nieustajaca fascynacja fizjologicznymi funkcjami ciala i, byc moze, lepiej kontrolowac publiczna manifestacje tych zainteresowan.
Mysle, ze wszscy na tym blogu (albo wiekszosc z nas) odetchniemy wtedy z ulga.
http://www.youtube.com/watch?v=WjRDpd15knY&feature=related
Wy tu sobie o toastach i zyczeniach a mnie znowu korytarz zalalo. to juz 3 raz w ciagu 1 1/2 roku i starczylo mi sily na smiech i na nic wiecej. Plus jest taki, ze malarz wystawil mnie do wiatru i z tej okazji jeszcze nie zamalowalam poprzednich zaciekow. teraz zrobie wszystko hurtem….
Nirrod, wspolczuje i mam nadzieje, ze jestes ubezpieczona.
Tak. Nie tylko zreszta ja, ale i sasiad, ktory zalal i jego wykonawca, ktory montuje mu nowa kuchnie i przy okazji rozwalil rure. Tragedii nie ma i normalnie nawet bym okiem nie mrugnela, ale to ostatnia (miejmy nadzieje) odslona mojego „korytarzowego dramatu”. Poki co dziekuje Bogu za: A. nieslownego malarza; B. wlasne lenistwo, ktore spowodowalo, ze nadal nie zamowilam drewnianych podlog.
Jedyne, co mnie stresuje, to fakt, ze jak leci to zawsze w tym miejscu gdzie mam korki, modem i router. Jakos woda i prad nie powinny isc w parze.
Opowiadanie Arka jest inspirowane historyjką z powieści „A Heart is a Lonely Hunter” Carson McCullers. Zgadzam się z Heleną, że nadmiar szczegółów fizjologicznych nie cieszy czytelnika. W oryginale szczegóły te są bardzo skąpe.
Dzień dobry.
@arkadius, przeczytaj … i zachowaj dla siebie!
„Der Furz”
Zusammengestellt und kommentiert von Alfred Limbach.
Illustriert von Tomi Ungerer. 😉
Herausgegeben von Robert Pütz.
München, Heyne-Buch Nr. 01/6163
Nirrod – a to pech. Ty może podpowiedz sąsiadowi, żeby położył u siebie dodatkową izolację. Mój Syn remontując mi łazienke położył taką pod płytki na podłodze (to z uwagi na chorobę męża) i mimo, że dwa razy łazienka była zalana aż na korytarz woda sływała, do sąsiadów nie przesączyła się ani kropelka
A Arek wypisuje takie historie nam na przekór – jeszcze nie wyrósł z tego, więc radzę przestać się oburzać. Kiedy zobaczy, że nie reagujemy, znajdzie sobie inny temat.
Można jeszcze dorzucić „Die Kunst des Furzens”. Nie ma jeszcze żadnej recenzji klienta, arkadius może być pierwszy 😀
http://www.amazon.de/Kunst-Furzens-explosive-Evguenie-Sokolov/dp/3442086620
A ja mam zagadkę dla Arka i KoJaKa: Jaki jest najciekawszy napis nagrobkowy w katedrze w Bad Doberan? Dla ułatwienia podam, że też dotyczy fizjologii pochowanego, który zapewne nie stronił od fasoli, a na imię miał Peter.
Stasiu, please, don’t encourage’im.
być pierwszym Bobiku, to ostatnie kim chciałbym być. klepałem toto parę razy. Kochani, jest przepiękna pogoda. Kto może korzystać z tego zachęcam z całego serca. Zima jak wróg czyha za rogiem. Cztery okonie o łącznej wadze ponad 3kg zmieniły właściciela. Nastąpiło rozczepienie i podział materiału. Łeby i flaki dla kotów. Są jeszcze takie które nie maja apetytu na odpady w puszce. Skora do szewca. Już niedługo najnowsze wzory bucików i torebek w renomowanych butikach na wszystkich lotniskach planety. Reszta wraz z napojem o słomkowym kolorze oczekuje w miejscu do tego przeznaczonym.
Helenko stokrotne dzięki za przypomnienie wspaniałego kawałka. Wylogowalem się przy tym po oprawieniu rybek całkowicie.
wspaniałego weekendu
Fi donc! (jak mawialy ciotki), przy stole? 😀
Najlepsze zyczenia dla wszystkich dzisiaj swietujacych
I just try to find objects of his passion inspirated with some grace
No such thing, I’m afraid.
Helenko, każdy temat może być strawny, jeżeli autor jest prawdziwym artystą, a dla mnie McCullers jest. Być może trochę wyszła z mody, ale nikt nie jest w stanie odmówic jej wielkiej wrażliwości. Autor epitafium w katedrze w Bad Doberan może miał inną wrażliwość, ale przynajmniej miał dowcip pozwalający na adaptację koszmarnego tematu do powagi miejsca. Zgadzam się jednk, że to sparawa raczej dla swoistych koneserów.
Pyro- pomysl dobry i mu podpowiem, chociaz ten sasiad zalal mnie po raz pierwszy i mam nadzieje ostatni. poprzednie dwa to sasiad z budynku obok. To poprzednie, to byla dluzsza historia, bo najpierw nie mogli znalezc gdzie cieknie, potem wmawiali mi, ze to moja rura, jak udowodnilam, ze cieknie tylko wtedy, gdy pada, to zaczeli szukac na moim dachu, potem zwalali na wiatr i rynny. W koncu okazalo sie, ze komin sasiada jest rozwalony.
Zaczelo ciec w grudniu naprawili pod koniec marca, a w czerwcu zaczelo ciec od nowa, bo majcher komin rozbabral, ale nie dokonczyl i jak skonczyla sie pora sucha, to zaczelo ciec.
W miedzyczasie, u nas wymieniono sciany, wysztukowano i tylko jeszcze pomalowane nie bylo, no i nadal nie jest 😀
Dlatego wlasnie wczoraj dostalam ataku smiechu jak zaczelo od nowa.
KoJaKu polecane przez ciebie pozycje należą do atrakcyjnych i wartych przeczytania.
Mnie natomiast interesuje zupełnie cos innego. Zachwycamy się przepysznosciami, sposobem doboru do nich przeróżnych przypraw, często pochodzących z najdalszych zakamarków planety i używanych sporadycznie co wywoływać może wietrzyska. Jesteśmy skłonni do uniesień jeśli dobrana zostanie kompozycja smaków zadawalająca nasze zapotrzebowanie. A przecież wiadomo ze kiedyś, obojętnie jak wspaniale smakowało, powinniśmy pozbyć się tego i niczym innym tylko ciałem. W przeciwnym przypadku opuszcza delikwent planetę i wędruje przedwcześnie w kosmos.
To co?
Człowiek to taka maszyna, że za co się nie weźmie i przetworzy przez siebie, to wychodzi z tego cos o czym lepiej nie klepać?
Arkadiusu,
problem przez Ciebie opisywany znany jest ludzkości od dawna, jak i od dawna znane są zioła i przyprawy zapobiegające lub zmniejszające tzw. flatulencje. Każdy z nas z wiekiem nabiera doświadczenia i wie, jakie potrawy mu mniej służą, po których ma jakieś sensacje trawienne i co mu na to pomaga. Fasolka gotowana z cząbrem czy kapusta z kminkiem, to właśnie takie korzystne połączenia, chociaż nie zawsze eliminujące tzw. skutki uboczne ich konsumowania 😉
Stanisławie,
czy chodzi Ci o nagrobek, który otrzymał niejaki Peter Klahr?
A propos nie łączenia pomidorów z ogórkami, to ja też nie łączę. Dawno temu wyczytałam, że sok z ogórków zawiera enzym w krótkim czasie rozkładający witaminę C w pomidorach 😯 Nie wiem czy to prawda, ja uwierzyłam 😎 Poza tym u mnie w domu nigdy nie łączono. Była albo mizeria, albo sałatka z pomidorów. W normalnych czasach sezon ogórkowy poprzedzał pomidorowy i najpierw była zielona sałata, potem mizeria i ogórki małosolne, a jak zaczynały dojrzewać pomidory, to ogórki wędrowały do beczki na zimę 🙂
Arku, jesteś rzeczywiście niemożliwy. Można klepać, ale po co? Jeżeli już chcesz, to znajdź do konwersacji partnerów z Indii, gdzie nie tylko rozmowa, ale nawet same skutki spożywania strączkowych nie budzą emocji ani zażenowania.
%To prawda Nemo, też o tym czytałam; natomiast można pomidory łączyć z ogórkami kwaszonymi.
Nemo, jak zwykle, wie wszystko. O to epitafium właśnie chodziło.
andrzeju.jerzy,
wszystkiego dobrego, bo wiem, ze Ty dzisiejszego obchodzisz. A nasz Aszysz? Dzisiejszy, czy listopadowy?
Nawet jak listopadowy, to dzisiaj też zdrówko!
Teraz idę Was poczytać do góry, bo jak zwykle, tu świt blady zaledwie, a tam juz wpisów na metry.
Co do pomidorów i ogórków, u mnie też było – albo-albo, nie łączono. Poza tym mama zawsze kładła nacisk na to, żeby mizerię robić tuż przed podaniem, a jak wcześniej, to koniecznie najpierw wodę z pokrojonych ogórków odlać, a dopiero potem przyprawiać solą, pieprzem i śmietaną.
Tu chyba w ogóle nie chodzi o mizerię, tylko o surówki i warzywne kanapki., takie co to chlem z masłem, na to sałata, na to pomidor, szczypior, rzodkiewki albo i małosolny.
Moze powinna wrocic do Carson McCullers, ktora ostatni raz czytalam w czasach studenckich – Member of the Wedding bylo w lekturach obowiazkowych na teatrologii. Nie pamietam zeby wtedy zrobila na mnie wrazenie, ale moze wtedy nie doroslam albo moj angielski byl za slaby, albo bylam przejeta czyms innym. Smieszne jest to, ze moj studencki egzemplarz sztuki przetrwal do zeszlego roku, kiedy go wyrzucilam, aby zrobic miejsce na nowe ksiazki. Teraz zaluje i moze podlapie nastepnym razem Lcnely Huntera. Wiem, ze McCullers ma licznych oddanych czytelnikow, choc jest „staroswiecka”.
Droga Heleno. Też czytałem Member of the Wedding na studiach w ramach nauki angielskiego – można było wtedy za grosze kupować amerykańskie powieści w papierowych okładkach wydawnictwa Bantam Books. Książka miała opinie kobiecej, ale jakoś świetnie potrafiłem zrozumieć problemy bodaj trzynastolatki. Może dlatego, że sam miałem dużo starszego brata, który mnie lekceważył, a przeze mnie był podziwiany.
Witajcie,
wczoraj pol wieczoru szukalam przepisu na jakies proste ciasto ze swiezymi truskawkami.Chodzilo mi o takie ciasto,ktorego nie trzeba natychmiast zjadac.Poszukiwania zakonczyly sie fiaskiem.Wiem,ze gospodarz podal przepis na takowe,ale z masa.A mnie brak czasu i nie chcialo mi sie krecic tejze.A ciasto z bita smietana i trustawkami tyz trzeba zjesc,bo przesiaknie……………..
Moze macie jakas propozycje?Jakis kulinarny marazm mnie ogarnal,ech starzeje sie………………….
Pozdrawiam Gospodarzy u glodomorow-hej.
Ana , piekłam w sobotę, przepis podałam – w dodówce wytrzymuje 3 dni, potem może spleśnieć.
W skrócie – 4 jajka ubić ze szklanką cukru i 175 g tłuszczu, 2 łyżeczki prposzku do pieczenia, 2 szklanki mąki. Zmiksować b.starannie. Ciasto b.gęste i takie ma być. Wyłożyć na blachę, ułożyć owoce, posypać cukrem, piec w tem 150 stopni (z termoobiegiem 25-30 minut)
Jedyne ciasto z owocami, jakie piekę:
4 jaja, ile ważą jaja, tyle mąki, cukru, masła albo margaryny( wychodzi ok. 25 dkg)
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
sok z jednej cytryny
Miękką margarynę utrzeć z cukrem i żółtkami. Białka ubić i dodawać do masy na zmianę z mąką wymieszaną z proszkiem, wlać sok z cytryny. Ciasto wywalić na blaszkę, na to owoce i piec w 180 stopniach ok. 40 min.
Ana,
a ciasto drozdżowe? Ja ciastowa, ale ciasto drożdżowe z jakimkolwiek owocem – śliwki, rabarbar, jabłka – chetnie bym.
Siostra podesłała mi do tłumaczenia instrukcję obsługi jakiejs maszyny rolniczej, instaluje się to-to w spichrzach, jak na zdrowy rozum się domyślam, no ale tłumaczyć to – odlot niebywały! Przykłady podam, jak skończę, wracam do roboty.
Zdrowie Andrzejów! O właśnie !
Rozmowa z zaprzyjaznionym Szwedem dzisiaj (hokejowy pojedynek) :
alicja: schmorgon
Quite: smörg?s
Quite: sweden meets canada tonight
Quite: sweden will win
Quite :p
alicja: yeah?! You wish!!!
Quite 😐
Jestem pewna, że Aszyszu sekunduje Szwedom 😉
Mowy nie ma, nawsuwamy Szwedom!
A co dzisiaj z Markiem? Nie widziałam zdjęcia. Nie miałam wody, nareszcie jest, więc lecę dokończyć robotę. Niedługo wnuczka zjedzie.
Drodzy Rodacy i Drogie Rodaczki
POMOCY!!!
Wybieram się do Paryża w połowie czerwca i w drodze powrotnej muszę dotrzeć z Paryża do Amsterdamu. Pytanie do was: czym i jak najtaniej to zrobić. Z Amsterdamu do Warszawy jeździ nocny pociąg i nie ma problemu. Może rozwiązaniem byłby jakiś autobus Eurolines Paryż Amsterdam ?
Jest jeden problem ,że ja po holendersku nic a nic.
https://webapp.eurolines.nl/eurolines/ssl_index.asp
Also
Biegam od rana z wywieszonym językiem. Jutro Noc Muzeów. W mojej prywatnej firmie co chwila wchodzi ktoś z gotówką . Przycinam oprawiam i sprzedaję . Worek się rozwiązał 🙂 Czasu brak.
Marku, otworz strone eurolines francuska!
Ja wystukalam http://www.eurolines.fr i od razu stoi,ze juz za 9euro mozesz dojechac do Amsterdamu.Ta strona,ktora podales do niczego Ci sie nie przyda.Powodzenia!
Marek,
Po co Ci po holendersku?! Poza Francją cały świat rozumie po angielsku, to może warto skupić sie na drobnej nauce tego jęzora?!
Pyro,Alicjo dzieki za przepisy!! 🙂
Juz je przepisuje,duza buzka 😉
Dopiero wypatrzylam,ze Alsa tyz podrzuciala przepis,dzieki.Od nadmiaru glowa nie boli 😀
Marek !
Zgodnie z „Der Kapital” *, powinna zawsze istniec równowaga podazy i popyty. W przeciwnym razie mamy gospodarke Planowo-Rozdzielcza. Odnosze wrazenie, ze odkad zaczales bywac ze swoimi zdjeciami na blogu, wytworzyl sie nadspodziewany popyt na twoje uslugi. Istnieja dwie mozliwosci uzyskania równowagi.
Podnosic ceny uslug niezbyt jednak szybko, zeby nie doszlo do zerwania strumienia klientów. Przy okazji zastosowac metode Sprzedazy Agresywnej ( Agressiv Selling ).
Inna znana metoda jest wyrzucanie klientów na zbity pysk pozostawiajac na dzwiach firmy na przemian nastepujace informacje.
Remanent
Zaraz wracam
Przerwa na posilek regeneracyjny
Repertuar napisów mozesz dowolnie rozszerzac. Skutek gwarantowany.
Po pewnym czasie mozesz wywiesic napis.
Z powodu przejsciowych trudnosci, zaklad nieczynny az do odwolania.
Ja widzisz obie metody sa do zastosowania z tym, ze ta druga jest bardziej skuteczna i bywa, ze nieodwolalna
Pieknej podrózy zycze informujac, ze w Holandii bez klopotu porozumiesz sie w jezykach angielski i niemieckim. Ostatnio tez w niektórych wschodnio europejskich.
Kiedy bedziesz na placu naprzeciwko hotelu Kempinski, to trzymaj sie obydwiema rekami za portfel, aparat fotograficzny i wszystka co nie jest szczelnie przyklejone do ciala.
Szerokiej drogi i sadze, ze Slawek jakos Ciebie wyekspediuje.
Pan Lulek
_______________
* Wydawnictwo Wiedza Powszechna, dostepne w archiwach IPN
Panie Lulku-nie hotel Kempinski,a Krasnapolski!! 😉
Alicjo,
Błędne założenie. Ja w tych igrcach na lodzie sekunduję Finom…..
Szwedom nawsuwajcie ile wam się żywnie podoba.
Ja też będę jutro na nocnej szychcie, co mi nie przeszkadza, bo jestem nocnik.
Walczymy z mszycami. Wredne paskudztwo. Derenie są bezpieczne, Pyro, jakoś im nie smakują.
Przydałaby mi się instrukcja odnośnie pigwowców. Mam różne, owocują wszystkie, a ja nie mam odwagi zbierać. Twarde te owocki jak nieszczęście i nie wiem jak je ugryźć (narzędziem oczywiście). W tym roku zakwitł taki jeden co nigdy nie kwitł, kwiatki jak u dzikiej róży. Czytałam o przetworach z pigwy, czy ona naprawdę musi być taka twarda?
Haneczko – to, co masz to nie pigwa, tylko pigwowiec japoński. Ja robię tylko nalewkę z przemarzniętych owoców – jak nie przemarzną na krzewie, do na 1 dzień do zamrażalnika. Natomiast z samych owoców (oj, ręka boli), które tak naprawdę dojrzewają ok Gwiazdki, trzeba je przechować, wzorem Brata robiłam rodzaj konfitury ale nie do chleba, a do herbaty. Herbata jest chyba lepsza, niż z cytryną. trzeba dużo cuklru – 1 kg owocu, 1,5 kg cukru. Owocki na 4, wydłubać gniazdka, obrać, zetrzec na grubej tarce albo pokroić.
No więc właśnie Pyro. Owocki na 4 toporem chyba. Rzeczywiście, mam pigwowce. Tylko ten jeden krzak jest podejrzany, do tamtych niepodobny. Dostałam w darze jako pigwę. Obawiam się, że dwa kwiatki to za mało.
Haneczko – zapowiedziałam Bratu stanowczo, że już nie chcę pigwowca. Ręce miała poodduszne od obierania, zresztą Ania nie lubi tej konfitury do herbaty, a Męża już nie ma. Na nalewke wystarczy mi 20 owocków, które zbiorę w moim parku – przecież kilku liotrów nie nastawiam, tylko 1 litr. pIGWY ROSNą NA DRZEWACH, OWOCE MAJą DOSYć DUżE, TEż MUSZą DOJRZEć, ZZółKNąć. nA SUROWO DRęTWE, NATOMIAST W KOMPOTACH I DżEMACH PYCHOTA I TEN KOLOR – ZUPEłNIE ZłOTY ALBO ZłOTO-RóżOWY
Kwadrans do 20.00 !!! Pora sięgnąć po kielichy.
Jestem gotowa! Wszelkiej pomyślności! Zdrowie!
Andrzeju.jerzy
perswaduje w Twoje rece!!! Na zdrowie!
Zdrowie Andrzejów
Zdrowie Andrzejów majowych po raz pierwszy!
Wznoszę zakupioną w niedzielny poranek na Słowacji czeską Beherowką i zajadając oscypkiem z Witowa.
Zdrowie, o 20:00 i teraz po raz drugi, żeby już na pewno było!
W interesach najbardziej lubię hebrajski i duży kalkulator. Czas zacząć się uczyć innych języków. 🙂
Aszyszu, Finow w tych rozgrywkach nie ma! Albo Szwedy, albo Kanadole.
Zdrowie tak czy siak, mimo, że nie wypowiedziałeś się, czy jesteś dzisiejszy, czy nie.
Tymczasem ja obleciałam sklepy, wpadłam do panienki Japonki od chińskiej herbaty z „koniczi ła, ogenki deska”, Jerzor przejął pałeczkę potem, lekcje japońskiego za darmo.
Zakupiłam lokalne szparagi, wcale nie są tanie, sezon dopiero się zaczął, 6.50 za kilogram. W srodku sezonu mniej wiecej połowa tego. Też nie powalająco tanie.
I zakupiłam smalec ze skwarkami w polskim sklepie!!!
Jerzor nie oponował, bo gdzieś wyczytał, że smalec to zdrowy tłuszcz. A pewnie, ze tak. Podobnie jak masło. Jak ja durnemu tłumaczyłam, to nie mógł pojąć, dopiero jak w Der Spiegel napisali, to uwierzył.
Zapowiadane od kilku dni załamanie pogody właśnie przyszło. Zerwał się wiatr, błyska się. Desczzu jeszcze nie ma.
Zdrowie wszystkich andrzejow! Jestem w pracy to moge tylko wzniesc toast woda.
Tuska
Spóźniłem się trochę, ale goście chyba się jeszcze nie rozeszli?
No to…!
I karniaka!
Uffff… 😀
… nikt się nie rozszedł, ja właśnie się przysiadłam, Bobiku! Spowolnij z tymi karniakami, bo u mnie wczesna pora!
Testing, testing…
ja tylko sprawdzam, czy znowu moje wpisy beda czekaly godzinami na akceptacje.
Tak bylo przedtem kiedy z pola Imie/Nick(wymagane) zniknela moja wizytowka.
Alicjo, tutaj też muszę Ci zwrócić honor. Kos to był, widziałem jak świergolił. Ale z tego wynika, że one mają swoje pieśni ludowe, inne w każdym regionie, bo tych melodyjek, które on wygwidzuje, na żadnej polskiej stronie nie znalazłem.
Wypiłam toast za trzech solemizantów, jeżeli znajdzie się czwarty, to ja odmawiam. Leciutko szumi w głowie. Starczy.
Jeśli jeszcze nie wyjechałeś drogi Brzucho to klepnij proszę trochę więcej o occie i bezie. Czy ten numer wychodzi tylko z bzem czarnym i jego owocami, czy ten najbardziej pospolity biały oraz fioletowy tez nadaje się do kulinarnego szpanu? I jak to rozprowadzać. Czy tak jak działały pierwsze nawilżarki przy prasowaniu. Oddech, łyk w usta i rozpylać na sałte?
Z opóźnieniem dobijam i ja życzeń. Sączę beck´sa
Bobiku, możesz mieć rację. Naukowcy, którzy nagrywali „rozmowy” waleni i delfinów twierdzą, że te zwierzęta posługują się różnymi dialektami, w zależności od terytorium zamieszkania. Dialekty te są różne
Mili moi! Od czasu moich młodzieńczych imienin w Puszczykówku, nie dostawałem tak miłych życzeń! Dziękuję!… I w wasze ręce perswaduję…
Wasze zdrowie! 🙂
Wznoszę toast za Andrzejów!
Wybieram się jutro do Gospodarza i Jego nadobnej Małżonki na Targi po autografy. Mam nadzieję, że trafię i się przebiję przez tłum. Życzcie mi szczęścia.
Och to byli pewnie fachowcy naukowcy Pyro. Są tacy co nie kumają tak małego zwierzaczka jakim jest podskakująca żabka. A ile ona może mieć takiego rozumu w główce? I ani trochę nie da się przewidzieć co ona zrobi a jeżeli już to dlaczego. A ci twoi to takie wieloryby rozszyfrują po dialekcie!
Heleno,
siła sugestii bywa stanowczo niedoceniana 😎 Miewałam przeróżne pelargonie, ale nigdy białych, zupełnie mnie nie interesowały. Dziś poszłam do ogrodnika popatrzeć sobie, i co? Wróciłam z dwiema różnymi: casablanca alba i firework white, drogimi jak sto bandytów 😯
Nemo, gratuluje. Zobaczysz, ze zostaniesz entuzkjastka. Cos w nich jest nieslychanie… nie wiem… Grace, honesty, integrity.
Moze zalozymy Klub Bialej Pelargonii?
Teraz jeszcze tylko musisz zasniedzic dwie doniczki.
Zdrowie Andrzejów po raz pierwszy 😀
Marku – w połowie czerwca do Paryża i Amsterdamu? A co ze zjazdem w Warszawie? 😯
Doroto z sąsiedztwa,
nie martw się, Marek ciągle gdzieś planuje jechać i dojeżdża, albo-li nie. Do Warszawy na zjazd dojedzie!
Nie przesadzasz z tym Klubem Białych Pelargonii, Heleno?! Jerzor pyta, czy nie lepiej Klub Dziewic. Ja tylko tak powtarzam, bo mam z osobnikiem na pieńku i jak mu ktos dołoży, to chętnie powtórzę w tę stronę.
Ja już się pożegnam na dzisiaj. Jutro i pojutrze mniej się będę po blogu petała, bo mam trochę zajęć innej natury.
Niestety Alicjo – Ty masz wyłączność na lanie własnego chłopa. Nie możemy Cię wyręczać. A wg Szmaji był to klub dziewic mało używanych
Marku w Amsterdamie mozna sie porozumiec po niemiecku, w razie czego trzeba im wytlumaczyc, ze sie tylko tego jezyka uzywa a nie jest Niemcem, mozna sie tez porozumiec po angielsku. Poza tym znam pod Amsterdamem bardzo goscinego ziomka, ktory Ci napewno pomoze.
Wyjazd do Paryża na dwa dni , a w drodze powrotnej muszę wpaść do Amsterdamu po obrazy . Wyjazd 8-12 czerwca. Na zjazd termin zarezerwowany na mur beton.
Doroto I
Ja często wyjeżdżam. W Amsterdamie dogaduję się świetnie. 🙂 Jak czegoś nie rozumiem to dzwonimy do Hani w Tel Avivie i my wszystko fersztejen
No, wnuczka śpi, jej dziadek też, jej babcia przygotowana prawie że na jutrzejszych gości.
Alicjo, przekaż swojemu dziewicowi, żeby się odpelargonił od naszego klubu!
Nemo, mogłabyś pokazać swoje pelargonie?
Marku, oby tak dalej! 🙂 Ale skoro przyzwyczaiłeś nas do foto na śniadanie, to się wywiązuj. 🙂
A gdzie mój ulubiony glina antek? Jak poszedł wczoraj mlecze wyrywać, tak przepadł. 🙁
Marku, jesli chcesz to bywam na skype pod dorotchen (szukac w Berlinie) ale dzisiaj ide spac.
Swieżo zrobiona fotka dla Andrzejów! Zapewniam, ze pachnie!
http://alicja.homelinux.com/news/img_4456.jpg
W nocy padało, nad ranem rozwinęły się mgły , teraz poróżowiały od słońca gdzieś tam daleko, za chmurami. Radek z porannego spaceru wrócił mokrusieńki, nawet uszy miał mokre, bo trawa wyższa od niego. Rośnie b.szybko – jest chyba 2 x większy niż wtedy, kiedy się do nas wprowadził. Waży 3,5 kg. Niestety, przestaje być pieskiem bezproblemowym, grzecznym i cichym. Mniej śpi, a więcej rozrabia. Wczoraj na spacxerze dostałam amoku. Pieseczek znalazł skrzydło od padłego ptaka. Kompletne, z piórami i żarł to-to. Nie mogłam mu odebrać, uciekał, warczał, z trudem wyrwałam mu część, resztę połknął. Myślałam, że będzie chory. Nic z tego – nabrał wigoru. Jestem chyba za mało ruchliwa, żeby rozrabiakę dopilnować.
Also,
jakie śliczne słowo! Nawet dwa!
„Odpelargoń się dziewicu jeden” – uch, żebym tak miała do kogo powiedzieć, mniam.
Konwalie Alicji całkiem jak moje, jaki ten świat mały.
Oświadczam uroczyście, że to już świństwo. U Pyry padało, a tutaj zero. Głupie 50 km i ani burzy, ani deszczu, mgła tylko była. Na wiór wyschnę ja i kwiatki moje 🙁
Idę pędzelkować Randupem mlecze. Ciekawe, czy podzielę los Antka.
Pyro, obserwuje zza morza z niepokojem Twoje poczynania wzgledem Radka.
Jakim , wytlumacz mi prosze, prawem pragnelas odebrac mu skrzydlo po ptaku? Czy ptak by od tego ozyl? Czy jest mu to skrzydlo potrzebne w tej Wielkiej Ptaszarni w Niebie?
A moze chodzilo glownie o to „co ludzie powiedza” widzac Radka spacerujacego sobie spokojnie i nikomu nie wadzacego ze skrzydlem po ptaku?
Pamietam podbne zdarzenie z mlodosci. Kiedys przed domem znalazlem rozjechana samochodem blekitna papuzke – nierozlaczke. Byla martwa jak cwiek w trumnie, ze zacytuje Dickensa. Byla tez kompletnie plaska, jak nie przymierzajac nalesnik, ale duzo lepiej pachnaca i zabawniejsza w uzyciu. Postanowilem pochodzic sobie po podwprku ze znaleziskiem, niestety w tym momencie napatoczyla sie Nasza. Po przerazeniu w jej oczach zorientowalem sie, ze pragnbie mi owa papuzke (a raczej to co niegdys bylo papuzka, ale juz bylo nie do odratowania) odebrac. Ganiala mnie od smietnika do garazu, od garazu do czerwonej budki na listy, od budki do ogrodu sasiadow. Najpierw myslalem ze my sie tak po propstu bawimy – jak w domu z futrzana myszka. Ale gdzie tam! Ona, jak mi pozniej powiedziala, bala sie… SASIADOW!
Sasiadow!!! Ze niby co oni powiedza i czy nie pomysla, ze to ja te papuzke zalatwilem na plasko swoim poteznym cielskiem.
Bylo to dla mnie przykre doswiadczenie, bo zobaczylem nagle, ze Milosc do Kotow jest Miloscia do Kotow, ale jak przyjdzie co do czego to gore bierze Milosc Wlasna.
I to jest przykre. Kot traci zaufanie do ludzi.
JE KOT PICKWICK – o, nie Wasza Wysokość. Pajni Radka zdanie sąsiadów ma w poważaniu. Pani Radka rozmaitego autoramentu horrory stanęły przed oczami, co to się głuptasowi może przydarzyć, jak owo skrzydło z piórami zeżre. Już widziała oczami wyobraźni te męczarnie psiaka, operację na ciele ulubieńca i – naturalnie – rachunek z lecznicy weterynaryjnej. Więc bardzo proszę, Waszą Kocią Wyniosłość, o wyrozumiałość dla zatrwożonego personelu psiej głupoty.
Bardzo słusznie…
Pyro! Pokaż jakąś fotkę podrośniętego Radka, co? 🙂
Naprawdę trzeba uważać!
Małe psiaki biorą do pyszczka wszystko, co im się nawinie. Może to być chrabąszcz, dżdżownica, kawałek stłuczonej butelki po piwie, plastikowa torebka, itd, itp…
Robią to chyba w celach poznawczych. W dawnych czasach miałem kłopoty z Bajką, która wrąbała splasterkowaną przez samochód żabę.
Chłopak idący na dyskotekę myśli sobie : może wyrwę jakąś pannę??
Antek wychodzący na trawnik powiedział że idzie wyrywać mlecze.
Źle powiedział, ponieważ mlecz to zupełnie co innego niż to co wyrywał!
Byłem wyrywać rosnące w trawniku piękne okazy mniszka lekarskiego, roślinki ładnej ale i wrednej. Ładnej jak kwitnie, wrednej jak zaczyna rozsiewać nasionka po całej niezamniszkowanej jeszcze okolicy.
Roślinka ta nazywana jest zwiewnie i poetycko dmuchawcem….dmuchawce, latawce, wiatr…
Ale jak miałem powiedzieć? Idę wyrywać mniszki? Mniszka? Mniszkę??
Przecież nie wybierałem się pod klasztor. Żeby chociaż jeszcze pod żeński, a nie daj co, tfu!, pod męski!!
Byłem na przydomowym trawniku, a tam jak w dżungli obowiązuje prawo silniejszego. Jaden, jedna? z mniszków, mniszek? okazała się silniejsza i na moją delikatnie okazaną próbę nawiązania bliższego kontaktu odpowiedział, odpowiedziała? zdecydowanie brutalniej i zostałem przez nią, niego? brutalnie wciągnięty pod trawnik!! Co się dalej działo, nie będę opisywał gdyż jest to blog kulinarny, ale musiał to być jednak osobnik męski..
Trochę czasu zajęło mi wygrzebanie się z tej nieprzyjemnej sytuacji.
Stąd moja absencja Also 🙂
Uważajcie na niewinne mniszki panowie!!
A Haneczka na pędzelkowanych mniszków…
antek!
To zabrzmiało, jak w starym góralskim kawale, co to … chłopa wciągnęło… 🙂
Pani Radla jest NADOPIEKUNCZA. Psy w Afryce( jak wiemy z absolutnie kazdego programu pana Davida Attenbourgha) poluja na antelopy gnu*, to i ze skrzydlem ptaka sobie poradzi!
*(Zwierz Gnu skutecznie broni sie przed Wrogiem
Zdrowym rozsadkiem tudziez ostrym Rogiem,
A takze Nazwa – tak glucha, nosowa,
Ze nawet Dzikus ma klopot z wymowa.
O, jakze czesto w poblizu Rownika
Z wargi Tubylca haslo w dal pomyka:
„Hej, zapolujmy na…” – i koniec zdania
Niknie, zgluszone przez ciezkie stekania
Roslego Ludu, gdy, z wyrazem troski
Na Czarnej Twarzy, wikla sie w spolgloski.
Tymczasem Gnu zza odleglego drzewa
Lypie, dostrzega swa szanse – i zwiewa.
Hillaire Belloc, tlum. S. Baranczak)
Ja bym się nie przejmował tym co Radek zeżre. Wszak to pies myśliwski i z niejednym sobie poradzi. Radek Waleczne Serce jak rycerz niezwyciężony lisa z nory przepłoszy , borsuka dotkliwie ugryzie w zadek. co to dla niego kawałek ptaszka !
Mój kolega w szkole średniej zabierał swego jamnika na łowy Do lasu , wszak ojciec Łowczy Wojewódzki i do miasta. Żadna nie mogła się oprzeć . Każda chciała pogłaskać po futerku…
Wróciliśmy z przebieżki po naszym mini-parku. Haneczko, nie masz czego zazdrościć. Tego deszczu musiało być tyle, żeby zmoczyć trawniki i kwiatki ozywić. Już śladu prawie nie zostało. Zgubiliśmy piłeczkę – piszczałkę. Nie na spacerze, ale z torby, kiedy niosłam go do domu. Napatoczył mi się syn sąsiadów i poprosiłam, żeby go wniósł. Zabrał torbę i poszedł przodem, a piłeczki nie ma. Teraz będę gotowała psi obiad – ryż naturalny, mieszanka warzywna, wątróbki.
Kiedy ostatnio byłam na targu, spotkałam stragan wyłącznie z prtzyprawami, ale bez tych gotowych mieszanek, które zioła wypierają z rynku. Kupiłam wanilię (5 zł, w sklepie ok 7) rozmaryn, lubczyk coś tam jeszcze i „kmin rzymski”. Nie pamiętam, do czego on służy, kupiłam, bo mi do zaokrąglenia rachunku do 30 zł za całość pasowało. Podpowiedzcie proszę
Kwiatka zamieszczam i biegnę fotografować bzy.
http://kulikowski.aminus3.com/image/2008-05-17.html
Wróciłam cała i zdrowa, tylko w krzyżu mnie łupie. Ciekawe, czy łupnie popędzelkowane.
Antku, uważałam bardzo. U nas klasztorów obojga płci dostatek, jest nawet seminarium, więc nawykłam do baczenia 😀
Masz rację, Haneczko : „Kościołów siedem i gdzieniegdzie domki”. Za to do niedawna mieliście jednego z mądrzejszych polskich biskupów. Szkoda, że Muszyński się postarzał.
Nie da się ukryć, że my, psy, jesteśmy padlinożercami, kałojadami i świństwopochłaniaczami. No, po prostu nam to smakuje. A i systemy trawienne mamy do pożerania tych różnych różności przystosowane. Nawet w tak dużej ilości, jak antylopa gnu.
Ja kiedyś na spacerze trafiłem na rozbite jajeczko, nieświeże nie częściowo, tylko całkowicie i to od baardzo długiego czasu. Trudno zresztą było nie trafić, bo smakowita woń rozchodziła się w promieniu kilkudziesięciu metrów. No, głupi bym był, gdybym taki przysmak dał sobie odebrać. Na szczęście rozbite jajeczko nie tak łatwo wyciągnąć z pyska, więc prawie wszystko udało mi się przełknąć, włącznie z pewną ilością skorupek. Moi oczywiście wpadli w histerię i zaczęli mnie traktować jak nieboszczyka in spe, do nieludzkiego lekarza nawet chcieli brać, ale się skutecznie oparłem. Ale co się koło mnie (zatykając nosy) nachodzili, co naoglądali… No, ubaw miałem po pachy! I oczywiście nic mi nie było, bo ja brzuszek mam po wilkach, a nie po moich ludzkich rodzicach. 😀
Jak to jest Pyro, że ci mądrzejsi się starzeją po cichu, a tym głupszym metryka w drogę nie wchodzi i w publicznym dziadzieniu nie przeszkadza. I żebyś wiedziała jaka fatalną opinię miał M. wśród tutejszych kościelnych ciotek!
Idę wykonać obiad. Potem wykonam siebie, bo po ogródkowych harcach wyglądam stanowczo zbyt atrakcyjnie.
haneczko, fatalna opinia wśród kościelnych ciotek powinna, według mnie, być powodem do dumy, sławy i chałwy – w dużych ilościach, jeżeli ten ze zszarganą opinią akurat lubi chałwę. 😀
Zaczyna sie od tego, ze górala wciaglo. Powtarzam jeszcze raz. Wciaglo.
Tak jak szyny kolejowa od goracy sie wygly. I som wygente.
Piekna pogoda i dobra nowina. Jesli tylko dobrze pójdze, prosze trzymac kciuki, to na nastepny weekend zwali Marek ze swoja rura. Na wszelki wypadek pucuje ogródek. Posadzilem dzisiaj cztery pomidory. Na przyjazd pewnie jeszcze ich nie bedzie, ale ja dalem wyraz dobrej woli a to sie liczy.
Jak zwykle cesarska, dobra na przeprowadzki. Magdalena idzie moimi sladami i przeprowadza sie do Perchtoldsdorfu. Mam nadzieje, ze na stale.
Bedzie wtedy okazja, zeby samemu wpadac i mlodych ludzi wprowadzac w swiat. Najblizsza duza okazje to SAugustini Wein Fest n zamku w sierpniu.
Pieknego weekendu zycze
Pan Lulek
… w międzyczasie Kanada pogoniła Szwedów 5:4 i jak nic, nawsuwamy Ruskim, bynajmniej nie pierogom. Odkąd pamiętam, w hokeju liczyła się tylko Kanada, Szwecja, Ruskie i Czesi. I tak zostało do tej pory.
Ja, kibic sportowy?! 😯
No to dodam do tego skrzydełka i jajeczka. Bylismy kiedyś świadkiem takiej sceny – przyjechała nad jezioro rodzina z pieskiem rasy golden retriver (ten, co zestrzelone kaczki z mokradeł odzyskuje , myśliwski pies). Siłą pieska (całkiem sporego) do jeziora, szamponami różnymi i tak dalej, no, wykąpać chcieli i ucywilizować. Pies opierał sie, a w końcu dał sobie spokój ze stawianiem oporu, niech im będzie. zadowolona rodzina, pieska wykapali, poszli popływać. A piesek znalazł na brzegu nieopodal starą, zdechłą rybę i wytarzał się w niej dokumentnie. Rodzinka nawet nie zauważyła, że szamponami piesek nie wania…
Taa.. Mój kiedysny golden (taki raczej cram coloured, niz golden) otrzymal swierzo zlowionego jazgarza. Do zjedzenia. Najpierw wziál do paszczy, podumal, a potem na trawlce polozyl i na rybce rozlozyl.
Otrzymawszy slów kilka, z ryby zlazl ale dezaprobaty przy zabieraniu jej do domu nie ukrywal.
Psy to sá i sá OK, bo koty to tylko sá.
Witaj Iżyku – Ty na koty nie wygaduj. Inteligentne bestyjki i na dodatek bez tego instynktu stadnego, który mają psy. Kot Cię do stada nie zaliczy i Ty go w ludzkim stadzie nie umieścisz, a piesa jak najbardziej. Pyra szanuje koty, a psy lubi.
Pyro, dlaczego nie można i jednych i drugich lubić i szanować? Dlaczego socjalne umiejętności psów, albo ich wielkie serce są niegodne szacunku? Czy przypadkiem nie dałaś się przekonać, że w życiu liczy się tylko drapieżny egoizm i stawianie na swoim?
Ale przypisywanie wszystkim kotom tych ostatnich cech to też tylko mit. Znam najsocjalniejszych pod słońcem kotów-przytulanków i samowolnych, upartych egoistycznych psów. Zawsze w ostatecznym rozrachunku liczy się dla mnie charakter pojedynczego, konkretnego osobnika, a nie taki abstrakt jak cechy gatunkowe.
Dodam, że lubię i szanuję również myszy, świnki morskie, krowy, ptaki, chomiki, lwy, niedźwiedzie, antylopy gnu, a nawet niektórych ludzi. 🙂
Ej, Bobiku, Bobiku, dałeś się złapać w pułapkę zastawioną na Izyka. On zmilczał, a Bobik dał głos (cichutko, cichuteńko przyznaję Ci rację).
Aaaa… to co innego. Nie wiedziałem, że trzeba uważać, bo myślałem, że pułapki to są tylko na ho-honie. 😀
Uprzejmie donoszę, że byłam na Targach Książki i spotkałam naszych miłych Gospodarzy. Porozmawialiśmy sobie przez chwilkę, dostałam autografy od obojga, ba nawet byłam oczekiwana, bo zapowiedziałam się wczoraj wieczorem na blogu.
Pyro , masz racje, widzac ze psina je co moze mu zaszkodzic nalezy mu wsadzic reke do gardla i wyjac to, a nuz sie uda.
Czego ja nie wyjelam mojemu psu z gardla: rozbita zarowke od swiatel choinkowych, baterie, banknot 20 dolarowy, prawo jazdy mojego syna.
Psy, kochane stworzenia, maja mniej ROZUMU niz koty (sorry Bobiku). Moj kot Felix nigdy by nie obchowychiwal kazdego gowienka i obsiusianego krzaczka po drodze na spacerze; dla moich psow jest to perfuma, bless their gorgeous hearts.
A teraz do sobotnich obowiazkow. Na kolacje wychodzimy, ale na lunch bedzie losos, za ktym nikt w mojej rodzinie nie przepada. Zrobie go na parze, do tego sos estragonowy. Lubie lososia wedzonego oraz zupe kartoflana z lososiem (ze smietana), ktora ktos Finskiego pochodzenia mnie kiedys poczestowal. Losos ma taki intersywny smak.
Jestem u brata z wizytka i poslusznie donosze, ze domowy komputer czeka na dziecko ktore za tydzien wroci z Grecji to sobie nadrobie cale czytanie. W pracy staram sie unikac bo siedze na tzw. otwartej przestrzeni…i po co mi klopoty?
Haneczko, dostalam kilka przepisow na leniwe ale twoj wyprobuje jako pietwszy. Myslalam, ze zrobie dzisiaj ale jest za zimno, dzisiaj bedzie jakas konkretna zupa.
Wszystkim za przepisy na leniwe pierogi DZIEKUJE!!!!!!
Z gory przepraszam Pana Radka i Pana Bobika ale u nas jest pogoda pod psem.
Tuska
Tuska !
Czy Ty sprawdzilas gniazdko zasilajace komputer. Czy jest w nim prad. Kiedys pisalas, ze z gniazdek lecialy fontanny wody. Moze to gniazdko po prostu nie funkcjonuje. Kiedys mialem przygode z samochodem. Nie chcial wystartowac a w warsztacie zapomnieli sprawdzic czy w zbiorniku jest paliwo. Byla cala afera. Sprawdzic gniazdko mozesz podlaczajac jakakolwiek lampke nocna albo zelazko czy cokolwiek co funkcjonuje gdzies indziej. Na wszelki wypadek nie pchaj paluchów a jezeli musicz, to tylko jeden stojac na gumowej macie. Lepiej jednak nie ryzykuj
Buziaki
Pan Lulek
Aniu Z – bo koty inaczej znaczą terytorium. Dla psa obsikany krzaczek, to list, posotawiony dla przechodniów. WłAśNIE SPęDZILIśMY PONAD GODZINę NA eURO 2008. cHłOPCY KOPALI PIłKę, A rADEK W CHARAKTERZE Ppiłkarza z zieloną kartą biegał za piłką. Chyba teraz pódzie spać aż do rana. Wybiegał tygodniowy przydział.
Aniu Z.
Jeszcze chwile posiedze w gosciach a potem na zakupy. Zupa z lososiem wyglada mi na smakowita, wiec nadal by mi sie przepisik juz teraz zaraz.
Z gory dziekuje.
Pan Lulek kochany.
Prad w gniazkach mam, i paluchow nie musze tamok pakowac, wystarcza dwa druty by miec pewnosc!
Pa CYSORZU z cesarska pogoda.
Tuska
Kmin rzymski (kumin). Smak jednocześnie korzenny, pikantny, gorzkawy, silny i ciepły, wyraźny (ale nie kminkowy). Składnik mieszanki przyprawowej garam masala. Używany do pikli i sałatek. W Pn. Afryce aromatyzuje się nim kiełbasę oraz kuskus. W krajach arabskich dodaje się go do potraw z mięsa mielonego i warzyw. W Hiszpanii jest często mieszany z cynamonem i szafranem i dodawany do gulaszy. W Teksasie bywa używany do chili con carne. (Na podstawie Wielkiej księgi przypraw, Jill Norman).
Sama nigdy nie używałam czystego kminu, ale do mięsnych potraw można go chyba dodać (taki gulasz na przykład). I jeszcze wyczytałam, że ułatwia trawienie, zapobiega wzdęciom (do kapusty???)
Proszę o wyrozumiałość dla mniszków one są takie ładne (choć pospolite) ( można je jeść – młodziutkie liscie, i podobno syrop na kaszel zrobić – nie praktykowałam).
Ciekawa jestem czy atmosfera Targow Ksiazki jest jak przed laty. Nieprzebrane tlumy, nerwowe napieranie na sasidow by tylko zdobyc upragniona pozycje, gigantyczne kolejki do stoisk autorskich. Mam nadzieje iz to ostatnie przypadlo w udziale Naszemu Gospodarzowi i Jego Nadobnej Barbarze. I na pewno tak bylo. Sic!
Aniu Z. – i ja wpadlam na pomysl lososiowy dzisiaj. Tyle tylko, za na sniadanie. Nachodzi mnie od czasu do czasu, zapowiadam wowczas „Luksusowe” sniadanie czyli: wedzony losos w zrolowanych kawalkach podany na zielonej salacie i przybrany plasterkiem jajka, odrobina kawioru i oliwka nadziewana migdalem. Do tego ser, grzanki, kiwi, cwiartki jablka, jajko na twardo i sloiczek kawioru podany osobno. Ten ostatni wyjadam do konca – taki ze mnie lakomczuch!
Zem dawno nie bawila w naszej blogowej kawiarence, podsylam na oslode mej nieobecnosci kilka fotek z ostatniego dluzszego wypadu poza miasto. A ozdoba kolekcji zdjec sa ruskie pierogi jakie wykonalam przy uzyciu polecanej przez Andraeja ESz. maszynki do klusek.
Drogie Panie, Drodzy Panowie – „TO JE TO”! Troszke kosztuje lecz dziala wspa-nia-le.
http://picasaweb.google.com/okotazaglossus/ReminiscencjeKulinarnoPodrozniczeCzyliVariatioDelectat
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Serdeczne poimieninowe zyczenia dla Andrzejow
E.
Iżyku,
no co Ty, nazwisko pana Waldemara od plakatów powinienieś z duzej litery 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_4493.jpg
No pewnie, że mniszki są ładne! Tak wyglądała moja „mleczna łączka” jeszcze 30go kwietnia. Teraz to już są latawce-dmuchawce. 🙂
Dziękuję Doroto – Krajanko za kumin. Echidna – piękne zdjęcia. Śniadanie nadzwyczaj luksusowe – prawie, jak to proste, chłopskie jadło naszego Pana Lulka, tylko szampana brakuje.
A stokrotki w trawie to też piękna rzecz.
Szampan obecnie nie jest trunkim wskazanym. Po pierwsze zimnica dzisiaj okrutna, po drugie Wombat leczy katar, a po trzecie ja lykam prochy.
Przy innej okazji, szczegolnie latam – czemu nie. Choc osobiscie wole szampana do sledzia w smietanie z jablkami i cebulka. Takie jakies mam dziwne gusta. I dobrze mi z nimi.
Echidna, zapomniałam, że u Ciebie późna jesień. Tak tam wszystko do góry nogami u Ciebie. Sprzątnęłaś już wszystko z ogródka? Ależ mi się Twój ogródek spodobał. Wyrazy współcZucia z powodu kataru Wombata. Chłop z katarem, to stan klęski żywiołowej w domu. Mój w takim wypadku tylko dlatego nie wzywał rejenta, że nie miał nam co zapisać, albo z czego wydziedziczyć. Umierający był kompletnie. Taki stan, jak okres wojny powinien się żonie liczyć podwójnie do emerytury.
Tak, stokrotki też są ładne… 🙂
Piękne okoliczności przyrody, ten Monaster zwłaszcza.
Echidno, tez miałam takie ustrojstwo do pierogów lepienia (mam, czerwone), ale uzyłam raz i odłożyłam. Nie pasuje mi, szybciej mi sie robi pierogi bez tego.
Stany katarowe u panów znamy, oj znamy. Wyrazy…
Alicjo – Ja zas sobie chwale wymysl bodajze niemiecki i uzywam juz od lat wielu. Robi sie szybko, bez stresu przylepienia ciasta do palcow, co nadwyraz czesto bywalo ma zmora pierogowa. Zas maszynka doskonale wyrecza walek, bo choc nabylam taki z marmuru i lepiej walkowal nizli drewniany, nowy nabytek latwiejszy w obsludze, czlek nie meczy sie ani troche i rezultat wspanialy.
Pyro – jesien u nas nastala. Tak. A i zima niebawem zachaczy w te strony. Ino ona nie taka europejska to i w ogrodku wiele roslin rosnac sobie powinna bezproblemowo. Przynajmniej taka mamy nadzieje. Nawet biale pelargonie wybujaly nadzwyczajnie. Pachna raczej smrodliwie jak na moje powonienie (dlatego nigdy nie przepadalam za pelargoniami) lecz wytrzymale na tutejsze warunki klimatyczne, wyglad maja krolewski – zasadzilismy rozne kolory – to czemu nie mialyby upiekszac otoczenia i cieszyc oczu? Martwie sie hibiskusem jak przetrzyma pierwsza zime. Bo to jakas tropikalna odmiane. Ano zobaczymy.
Wałek marmurowy ja też popieram. Najlepiej poprosić kogoś, żeby toczył go w tę i wewtę, a samemu wskoczyć na niego wszystkimi czterema łapami i próbować się utrzymać. Przednia zabawa! Pickwicku, jak jeszcze nie znasz, to spróbuj! 🙂
No i bardzo przyjemnie. Jestem po pajdzie chleba ze skwarkowym smalcem i talerzu żurku z kiełbasą. Po paru innych rzeczach też, ale niejadalnych.
Dzięki Bobikowi mam powód do chałwy – chęć szczerą.
Tak w skrócie wygląda noc pracująca haneczki 🙂
Troche zrobiłam z dzisiejszego spaceru, trzeba się dzielić okolicznościami przyrody 🙂
U Echidny za chwilę zima, u mnie lato! Swiat postawiony na głowie.
http://alicja.homelinux.com/news/Sobota.17.05.08/
Bobik – Ty niecnoto, po stole lazic! Bo chyba Twoja Pani na podlodze ciasta nie walkuje?
Alicjo – „konwalije” przepiekne. Szkoda, ze u nas nie chca rosnac. No niby chca, ale tylko w cieniu i bardzo szybko koncza zywot.
Zas jesli chodzi o smalczyk ze skwarkami – Haneczka temat wywolala – jak mozna u Was kupic szperke, sama zrob. Duzo lepszy. Nieco pracy, ale efekt… pysznota. I do chleba, i do kopytek i do pierogow, ze o innych nie wspomne. Znalazlam delikatesy z wedzona sloninka i przepadlam z kretesem. Smalcowym.
Nie uwierzycie – u nas dochodzi 3:30. Nie mylic z 15:30.
Zatem dobranoc, milej niedzieli zycze
Echidna
Ostatni raz w tym roku klepie tu o tym. Powód jest jeden, i przyznam się szczerze, ze jest mi z tego powodu trochę smutno. Ale cóż, siłą wyższą jest natura, która reguluje pojawianie i odchodzenie ławic śledzi na tutejszym wybrzeżu.
Przyniosłem do domu wiaderko, a w nim ponad pięć kg jednakowych świeżych prosto z sieci srebrzystych śledzi. Każdy jeden przeszedł parokrotnie przez moje ręce. Niektóre maja jeszcze to szczęście, ze ostatni uścisk moich dłoni poczują za dwa tygodnie. Do tego czasu dojrzewają w zalewie octowej wg. Brzucho.
Do oderżnięcia było 35 ogonów. Od ogona zaczynam oprawianie tych królewskich ryb. Następnie ostrzem noża traktuje leżącego na boku delikwenta. Centymetr brzucha odpada w oku mgnieniu. To najmniej przyjemne zajęcie. I jest to w zasadzie bez różnicy, czy rozpruwasz samca z mleczem czy samice z ikrą. Reszta idzie jak z płatka. Trzymając korpus ryby w jednej ręce rżniesz delikwenta nożem tuż za łbem do kręgosłupa. Nie dalej. Narzędzie zbrodni odkładasz i wolną rączką łapiesz za łebek. Tu potrzebna jest precyzja i wyczucie. Zginasz rączki na podobieństwo zamykania scyzoryka do momentu kiedy kręgosłup kniknie. Teraz ostrożnie przesuwasz dłoń, w której trzymasz na wpół oderżniętą głowę, tuż przy korpusie w kierunku miejsca gdzie jeszcze przed chwila znajdował się ogon. Precyzja tego posunięcia zapewnia pełny sukces. Wszystkie wnętrzności wraz z flakiem głównym znajdującym się przy kręgosłupie oraz czarną błoną opuszczają półbrzusze. Ociekającą po kręgach krew spłukujesz pod kranem z bieżąca zimną wodą. Taki schemat x35.
Pickwicku to raj dla ciebie uczestniczyc przy takim dziele. Wyobrażasz sobie podroby najświeższe z najświeższych. Pachnąca ikra, chrupiące ogonki no i te łebki. Łapką poukładał byś je w rzędzie by nacieszyć oczy patrzących na ciebie 35 par rybich patrzałek. Słychać było by chrupanie w twoich szczekach na przemian z mlaskaniem jęzora. Tylko i wyłącznie twoja sprawa czy gotów byłbyś podzielić się takimi delikatesami z bobikiem i radkiem.
Miałem do wyboru parę recept na zrobienie wspaniałego śledzia,
> po Islandzku: zakopać w całości do ziemi i poczekać jak bakterie spowodują proces gnilny i taką padlinę zapijać samogonem, odrzuciłem z uwagi na niestrawność samogonu.
> sposób po egipsku spotkał podobny los z racji jego nieznajomości. Egipcjanie przygotowują toto na święto wiosny. Szpitale maja w tym czasie ostre dyżury. Rokrocznie zdarzają się przypadki śmiertelne. A woń takiego delikatesu snuje się po uliczkach Kairo długie tygodnie.
> po szwedzku, tu Aszysz jest bardzo ostrożny z puszczeniem przepisu w świat. Może obowiązuje tajemnica narodowa na kwaszenie śledzia w puszce? Leży w niej /śledź/ tak długo, aż wieczko nabrzmiewać zaczyna.
Zrobiłem jak zwykle po swojemu. Tym razem również usmażyłem w wysokim oleju i wysokim garnku. Roboty było mało, przyjemności z jedzenia zaś znacznie więcej. Trunek był adekwatny do tak zacnej ryby. Resztę, bowiem nawet najlepszym daniem nie należy się obżerać, posłałem do zalewy octowej wg. Brzucho.
Echidno,
toż robię, i powiem więcej – zjadam do różnych nie bacząc na wątrobę. Nowa szperka za tydzień. Nadeszła pora na kolejną pół świnkę. Opis produkcji mojego smalczyku wolną chwilą. Wbrew pozorom jestem w pracy.
echidno, ja nie mam Pani, tylko mamę. Panią to mają chyba psy z sierocińca 😯 A z mamą, jak wiadomo, różne rzeczy da się załatwić – jak nie ja na stół, to wałek na podłogę… 😀
Nie jadam surowych ryb, a juz z pewnoscia ich wnetrznosci. Surowe ryby sa bardzo szkodliwe dla kotow, o czym poswiadczyc moga wszystkie bezdomne koty portowe. Surowe ryby maja za duzo witaminy A, ktora powoduje nadwrazliwosc skory, za to straszne grubiebie i sztywnienie futra. Wszelki dotyk staje sie wtedy tortura nie do zniesienia.
Dlatego kotom nie zaleca sie zadnych wodnych stworzen na surowo. No chyba ze rzadko, od czasu do czasu.
Wikesozsci doroslych kotow szkodzi takze mleko, gdyz nie maja juz enzymu jego trawienia. Ja lubie od czasu do czasu troche rice puddingu na slodko, ale pan wetrerynarz bardzo odradza. A moj Brat od rice puddingu dostaje takiego rozstroju zoladkowego, ze swiete obrazy z pokoju wynosic!
Echidno,
na Targach bardzo dużo ludzi, ale ogonków i kolejek niewiele. Przecież teraz można właściwie wszystko kupić. Dawno temu stoiska ustawiały się na Świętokrzyskiej i dookoła Pałacu, teraz są tylko w środku. Ja obeszłam wszystko dookoła, ale tak naprawdę to poszłam tylko po autograf.
Wielkie mi mecyje, sprawianie ryb. Dziadek dawno temu mnie nauczył, i nawet jak im dawać w łeb. Jak się chce jeść, to trzeba ukatrupić, innej rady nie ma.
A po islandzku to się rekina, a nie śledzie, w piasek na pół roku (hakrl) pachnie paskudnie, ale podobno smakuje niezle.
Nie było mnie godzinę z kawałkiem, bo burza mała nad POznaniem przeszła. Lunęło też porządnie, ale krótko. Przez ten czas zajęłam się lekturą, a kiedy rozejrzałam się po świecie, w korytarzu i w moim pokoju była „powódź” nacieńszej folii potarganej na strzępki, a przy moim tapczanie stały trzy buty Młodszej przytargane tam dla zabawy. A ja, głupia, myślałam, że on padnie, jak kawka po tym bieganiu.
Alicjo, zakopują cały połów. W tym i śledzie. Naturalnie ze najczęściej są to rekiny, które w innej postaci są nie do strawienia. To i tak godne pochwały, zjadać toto. Jedne nacje odcinają tylko płetwy na zupę, reszte w kanał. Inne sprzedają je jako wschodnią viagre.
Oj Pyro!
Zdaje się, że czas pozbyć się złudzeń 😉
Spójrzmy prawdzie w oczy – jamnik to jest jamnik! Mówił Antek chyba, że takiego chuligana to ho-ho!
Alicjo, powinnas popracowac nad swa dusza, uciekanie sie do zoologicznego antyjamnizmu nie ubogaca wymiany pogladow na temat jednego konkretnego jamnika Pyrowego.
Dobry wieczór wszystkim za wyjątkiem Alicji, której mówię dzień dobry 🙂 Rozpadało się na dobre i to mnie cieszy, ale dlaczego musi być od razu tak zimno? 😯
Od dwóch dni podkarmiam Geologa, tego od rumuńskiej żony. Żona zajęta studiami na uniwersytecie, a on, niebożę, jakiś taki bezprizorny, coś tam dłubie, to w ogrodzie, to w komputerze, ale najchętniej by sobie pogadał… Wczoraj wziął się za koszenie trawnika, ale stwierdził, że pszczoły sąsiada bardzo aktywne, a on uczulony, więc wysmarował się czymś od komarów 😯 i wyszedł cuchnąc jak tania perfumeria. Zanim zdążyłam go ostrzec, że pszczoły tego nie lubią, już musiałam mu wyciągać żądło z powieki 😯 Dziś ma zapuchnięte pół twarzy i gębę jak Quasimodo, bierze jakieś środki powodujące ubocznie senność i zaburzenia widzenia (!) więc nie poszedł do jaskini z kolegami, tylko przyszedł marudzić do nas. Na obiad były sznycle z indyka, makaron i pory w sosie beszamelowym posypane skwareczkami z boczku. Na kolację sałata z ogrodu z lubczykiem i szczypiorkiem oraz reszta makaronu od obiadu podsmażona z serem gruyere. Jutro będą naleśniki z gorącymi truskawkami. Tych z Hiszpanii nie lubię na surowo, poczekam na własne.
Pyro,
ja używam kminu do przyprawiania kurczaka, na przykład udek. Gołe, nieprzyprawione udka podzielone na części obsmażam na rumiano, solę, posypuję papryką, wciskam czosnek i szczyptę roztartego w palcach kminu, podlewam białym winem i duszę do miekkości. Do sosu na koniec można dodać śmietanki.
Kurczaka całego lub w kawałkach przed pieczeniem można utytłać mazidłem z czosnku, soli, słodkiej papryki, tymianku, kminu i jogurtu. Kmin dodaje trochę orientalnego smaku, ale nie dominuje, jeśli oszczędnie stosowany.
Poza tym dodaję go do humusu – pasty z ciecierzycy, jogurtu, czosnku, kremu sezamowego, soku cytrynowego i oliwy.
Kocie P. – ależ ja zgadzam się z Alicją. Ten młodzian jest macho w najwyższym stopniu. Każdy, kto próbował utrzymać w ręku namydlonego, mokrego trzylatka , ma jedynie blade pojęcie, co znaczy utrzymać 2-miesięcznego jamnika na tyle długo, żeby mu szeleczki założyć.
Pickwicku,
ja na wszelki wypadek pozostaję z daleka od jamników i innych piesków i kotów, ja tylko słucham opowieści i teoretyzuję! A jamnika za dawnych dziecięcych czasów tez mieliśmy, na przechowanie, a zaraza była okropna.
Wystarczy, że mam wiewióry i chipmunki, i Jerz kupuje tony żywności dla tychże. Dzisiaj się zmartwił bardzo, bo orzeszki ziemne, które zakupił ostatnio, jakiś wyjątkowo spory rozmiar mają (mutanty?!) i nasz chippie nie mógł go w pyszczku zmieścić. A zazwyczaj mieści dwa, a trzeci w rączkach i zasuwa do swojej spiżarni.
Powiem Ci Pickwicku w tajemnicy, że bardzo by Ci się podobało u mnie na ogródku. Chippies i te inne ptaszki… 😉
To jest bardzo słabe zdjęcie, ale właśnie pod porzeczką siedzi chippie i usiłuje sobie radzić z przydużym fistaszkiem, o czym rozprawiałam powyzej 😉
Nemo, u mnie też leje i też zrobiło się zimno – a przecież już po Zimnej Zośce?!
I pomidory ciagle wnoszę do domu.
http://alicja.homelinux.com/news/img_4473.jpg
Naprawdę trudno uwierzyć, że miesiąc temu trzeba było odkopywać świat spod śniegu. Ale też Wasza wiosna, Alicjo, przychodzi gwałtownie, prawie nie ma przedwiośnia.
Nemo – dziękuję za sposoby na kmin.
Po polsku ten chipmunk to pręgowiec, podobny do wiewióry, sympatycznie wygląda.
Pyro, ja twierdzę, że u mnie sa dwie pory roku – zima i lato, no i piękny pazdziernik , który robi za jesień 😉
I masz rację, to wszystko przebiega gwałtownie. Dopiero co śniegu metr, a teraz zieleń aż dyszy.
Ja się będę żegnała powolutku. Ten malec wytopi cały tłuszcz ze starszej pani. Nigdy nie byłam na pieszej pielgrzymce, ale wydaje mi się, że jestem w podobnej kondycji, jak ci, co to pieszo do Compostelli
Pyra się żegna.
Ja też się pożegnam. Jutro jedziemy na kawę, do Krakowa.
Podobno mają tam być maklownicze burze..
Wyposażeni jesteśmy w najnowsze gastronomiczne wskazówki Brzucha – wystarczy ich na jakieś dwa tygodnie, więc sami widzicie że łatwo nie będzie zmieścic taki program w kilku dniach.
Obiecujemy więc przywieźć o kilka kilogramów siebie więcej. 😉
Jak mi nie jechać do Krakowa po przeczytaniu takiej informacji.
Nie da się, trza lecieć i już!
Pa!
Sprostowanie….
powinno być takiej
informacji !
O jedną kropkę za daleko.
o, diabli! Najpierw spadł grad, potem burza była wielka, pierony i tak dalej, i to wszystko zupełnie nie wiadomo skąd i w ciągu pół godziny! I teraz zrobiło się zimnawo… 🙁
Witam wszystkich z pracy . Dziś Noc Muzeów. W życiu bym nie przypuszczał , że muzealnicy mogą się tak bawić. Ponad trzy godziny trwał wspólny warszawsko- kurpiowsko- węgierski koncert na placu przed muzeum. Teraz są wspólne tańce Wspaniali muzycy , weseli goście i muzealnicy. Najlepsza impreza na jakiej byłem. Relacja foto jak wrócę do domu i się wyśpię. Węgrzy grają najsłynniejszy utwór Procol Harum . Idę posłuchać.
A dlaczego Węgrzy nie grają swojego największego przeboju, „Gonghoyu lany” ? To było dopiero ale coś!
http://www.youtube.com/watch?v=CGt-rTDkMcM
O kurka siwa… Lena, to piosenka dla Ciebie!
http://www.youtube.com/watch?v=HogB62VT0XE&feature=related
Tak sobie wlasnie myslalam Malgosiu W. – w srodku, bez tloczacych sie tlumow. Szkoda tylko tej atmosfery sprzed lat. Wiem, teraz praktycznie wszystko mozna dostac w ksiegarniach czy to stacjonarnych czy tez wysylkowych, ale jakby czegos zal. Nie, nie braku tytulow na jakie polowalo sie czasami nieskutecznie.
Alicjo – jakze u Ciebie zielono. Ze burza – ach to tylko „namietnosc pogody” jak mowila Jasnorzewska – Pawlikowska. A z namietnosciami roznie bywa, raz gorace to znow zimne.
Arkadius – czy opiewany sposob czyszczenia sledzi mozna zastosowac w przypadku sledzi z beczki? Tych z lbami oczywista. Mam na mysli usuwanie lba i kregoslupa za jednym zamachem. Zawsze z tym mam problema i coby nie uszkodzic calosci slecze nad nimi upojne godziny probujac roznych sposobow by zachowac sledzie w calosci.
Bobiku – spadajacy na podloge marmurowy walek ma dwie mozliwosci: albo roztrzaskac sie na tysiace kawalkow – a wtedy zadnej zabawy nie ma; albo poturlac sie z loskotem po ww – w tym wypadku odpada opisana przez Ciebie zabawa pt „ktos turla w te i we wte”.
Nb – w dawnej Polszcze mawiano Pani Matka, tom uzyla com uzyla, a psiaki teraz nie do sierocinca trafiaja ino Schronisk Opieki nad Zwierzetami
http://www.youtube.com/watch?v=T9QOslrKfr8
RSPCA Australia: Animal shelters play an important role in our society. They offer shelter to animals that have been abandoned, mistreated or are no longer wanted, and provide a place for rehabilitation and the chance of a new home. RSPCA shelters have many wonderful animals available for sale to good homes. All have undergone health and temperament checks to ensure their suitability as pets. These animals deserve a second chance. If you are considering purchasing a pet, please visit your local RSPCA shelter first.
Pozdrawiam z mego mokrego, niedzielnego poranka. Zimno tyz jest.
Echidna
Alicjo
Rączki całuję . Skleroza mię ogarnęła. Omega oczywiście. Chłopaki grali jak z płyty. Głowny wokalista i tancerz był nie do zdarcia. Ciekawe skąd ludzie biorą tyle energi i siły.
Malec dzisiaj zaspał. Nic dziwnego po wczorajszych wyczynach. Jegi pani poszła do pracy i ominął go poranny spacer, z czego wynikła pilna potrzeba prania jego ręcznika.Zastanawiałam się, co to za folia cieniutka była, którą tak pracowicie szarpie. Okazało się, że za szafą w przedpokoju, gdzie torby podróżne, plecak i inne nieporęczne, a potrzebne sprzęty, był zwinięty kłąb folii używanej w czasie remontu do okrywania sprzętów i podłogi. Ma co szarpać, bo to 48 m kw. Młodsza mówi, żeby nie interweniować – on tego nie je, a bawi go wyszarpywanie strzępów. Drogie to nie jest. Nigdy bym nie uwierzyła ile bałaganu potrafi narobić nieduża przecież istotka. Kiedy się go bierze na ręce, a on się wykręca, można „doręcznie” sprawdzić jak silne mięśnie tkwią pod błyszczącą sierścią. Czysty ładunek energii.
Marek pewnie wybawiony śni teraz o nocnych swawolach, a jestem ciekawa, jak tam Haneczce zeszła noc muzealników. I chyba tym razem jej św. Piotr ogródek podlał, bo nad Pyrlandią przechodziły burze.
Witaj poranny ptaszku z porannnym szczeniaczkiem!
Helenko – czekam na reportaż z Londynu. Ty świetnie piszesz o parkach, knajpach, ciuszkach i ludzkich osobliwościach. Coś leniwa się zrobiłaś ostatnio. Do klawiatury!
Pogoda muzealnikom ostrołęckim dopisała. W sobotę rano lało . Majowa ulewa , oczekiwana od dawna. Po południu słońce i piękna pogoda bezchmurne niebo . Potem zza ratusza wyszedł księżyc i oświetlał wszystko jak w teatralny rekwizyt. Tańce zakończyły się o drugiej , gdy wracałem do domu zaczęło padać . Jednym słowem dziura w niebie. Dyrekcja szczęśliwa.
Widzisz Pyro,
o firankach i zasłonach niedawno, u mnie cienka zasłona w sypialni i księżyc prosto w okno mi daje po oczach.
Marku,
co do Węgrów, w tamtych starozytnych czasach oprócz Omegi nadawał też inny zespół, Locomotive GT. Znalazłam wczoraj sporo nagrań na youtube, ale żadnego nie pamiętam. Natomiast Omegi – wszystko, ale nie dziwota, miałam płytę, która była wysłuchiwana do szczętu. Dosłownie, zjechana była tak (na adapterze bambino!), ze na koniec już bardziej człowiek domyślał się, co jest grane, niż słyszał 😉
Najlepszą płytą Procol Harum był Conquistador, każda piosenka z tej płyty była przebojem (mnie najbardziej podobał się „Grand Hotel”). Jerzor był na koncercie we Wrocławiu, bodaj w 1971 roku. Gary Brooker to był gościu! Zresztą, podobno do tej pory koncertuje, w mikro-skali. Takich juz nie robią 🙁
Podobno dla mlodych jamników najlepsza zabawka sa buty z cholewami tak zwane oficerki. Byly szalenie modne tuz po wojnie. Wystepowaly w odmianach damskich i meskich. Jak sie maluch dobrze przylozy do zabawy to z cholewy tylko ogon wystaje. Gorsze jakosciowo sa saperki, chyba, ze generalskie. W ostatecznosci moga byc walenki ale tylko noszone co najmniej dwa sezony i w oficerskiej odmianie.
Tylko skad tu wziasc prawdziwych oficerów, ze mial sie maly czym bawic.
Pan Lulek
…per Radek to ja się zwracam do mojego 19-letniego siostrzeńca, ale nie przyszłoby mi do głowy tak pisać o ministrze spraw zagranicznych, Radosławie Sikorskim. Co to za maniery?! Lub raczej ich brak…
Bo czeka mnie, Pyrencjo, wielkie przezycie: w polowie nowego tygodnia rozpoczyna sie remomt mojego mieszkania. Mam nadzieje, ze potrwa zaledwie kilka dni – Pan Robotnik (brat Pani Dochodzacej) przychodzi z dwoma asystentami, na ktorych bedzie trzymal oko.
Czeka mnie zatem malowanie, naprawianie ciut peknietych sufitow (ma to cos wspolnego z tym, ze mielismy pare lat suszy, ziemia sie pod domem kurczy i na budynku, zbudowanym w latatch 60-tych z betonu, a nie z cegly pojawiaja sie rysy idace w poprzek calego gmachu), wybudowanie pulek po obu stronach ogromnego okna w salonie – na moje „kolekcje” szkla i ceramiki, zdarcie wykladziny ze schodow i doprowadzenie ich do stanu pieknosciowego bez wykladziny, ptrzesuniecie wylacznika swiatla w przedpokoju, naprawienie brzydkiej plamy na zewnatrz budynku, pozostawionej przez hydraulikow zmieniajacych mi przed dwoma laty system centralnego ogrzewania ( nie mam obowiazku, ale mnie to drazni i peszy), zawieszenie dwoch nowych rolet, z ktorymi nie daje sobie rady nawet z pomoca nowej drogiej wiertarki do betonu i zwieszenie jednej nowej rolety u E. POdjelam bardzo rewolucyjna decyzje dotryczaca koloru – wszystko na dole bedzie zrobione biala farba – wyciszamy wnetrza, kolotowe zostaja dodatki i obrazy. Eliminuje absolutnie wszytkie kolory na scianach i elementach drewnianych, ktore maja w sobie odrobinbe szarosci czy brazu – stawiamy na maximum swiatla i barw czystych, nie przykurzonych (precz z „dobrym gustem”. Przykurzone kolory na scianach = 61 lat. Koniec!)
W odroznieniu od wielu ludzi lubie remonty. Lubie na nowo mewidowac swoja przestrzen i dostosowywac ja do zmieniajacych sie upodoban i ducha czasu – Zeitgeist. A duch czasu kaze mi wlasnie wpuscic wiecej swiatla – ma to zapewne cos wspolnego z wykrytym poczatkiem zacmy w prawym oku – cos nie mam ja szczescia do prawej strony!
Ewakuowalam juz salon, nie wiem gdzie dawac reszte sprzetow – pewnie sie skonczy, ze zaniose do E.
Pan Robotnik z Ekipa ma sie zjawic w srode, a moze nawet wtorek.
A wiec w najblizsza srode, albo nawet wtorek Wielki Dzien Zony Krawca (to bylo takie opowiadanko Rudnickiego, nie pamietam go za dobrze, ale zawsze kochalam tytul).
Hallelujah!
Ja nie wiem, czy to wypada o 4-tej rano anonsować libację i obchody, ale…
WSZYSTKIEGO DOBREGO NASZEJ HELENIE I MISIOWI Z OKAZJI URODZIN !!!
STO LAT!!!
Czy ja naprawde napisalam „pulek”?
Ooooooooooooo…….. Alu……
… napisałaś! No i kto Ci co zrobi?! 😉
Jeszcze raz – wszystkiego dobrego!
Ze mną też pozostała muzyka lat 60 -70–80–tych. Potem zaczął się okres, o którym muszę powiedzieć, że to już nie jest moja muzyka. Każde pokolenie ma prawo do swojej muzyki.To, co jest obecnie modne, do mnie nie przemawia ( z pewnymi wyjątkami) Nie wartościuję muzyki w żaden sposób. Dla mnie to trochę jak ze sztukami plastycznymi – albo mi się obraz podoba, albo nie i nie podkładam pod to odczucie kwantyfikatorów. Pamiętam, jak mnie złościło, kiedy moja Mama jeżeli czegoś nie rozumiała, nie podobało jej się, mawiała ” to jest takie głupie” (znaczy wg niej, niedobre).. Ustrzeż mnie Najwyższy przed takim sądem.
…moja mama też tak ma 😉
Niby każde pokolenie ma woją” muzykę, ale ja do tej pory chętnie słucham Marii Koterbskiej, Ireny Santor, Połomskiego, Sławy Przybylskiej (pamiętasz, była jesień, pokój numer osiem w korytarza mroku… staruszek portier z uśmiechem dawał klucz…)… to była muzyka moich rodziców, ale ja też lubię!
No i masz – Pyra ma sklerozę potężną. Jeszcze wczoraj, u Owczarka pisałam o urodzinach Heleny i Marka, żeby nikt nie zapomniał, a dzisiaj sama zaczęłam dzień i nie złożyłam życzeń.
Heleno – wiadomo, że prawa strona do niczego. Przypominam Okudżawę „A gdy w przód chcesz iść, pamiętaj że, masz lewej strony trzymać się”
100 lat i czego tylko tylko chcesz.
Markowi tyle urody świata ile zdoła pomieścić w swoim obiwktywie.
Obydwojgu – przyjaznych ludzi dookoła, przytułnych zwierzaków, śpiewających ptaków, kwiatów kwitnących obficie, naprościej – żeby smakowało Wam ZYCIE
Pyro,
ja też wiedziałam, że coś to dzisiaj powinniśmy obchodzić… i dopiero mi zaskoczyło 😉
Nie chcę Cię straszyć alkoholizmem, ale obchody szykują nam się z poślizgiem na jutro! Najwyżej potem wpadniemy w tę Panalulkową dziwną chorobę, zwaną abstynenctwem, tylko czy to warto? Zdrowie naszych Jubilatów!
Alicjo – dzisiaj na kolację omlety ze szparagami, a w lodówce butelczyna Monacha muscat. Lekkie białe wino o muszkatelowym posmaczku. Myślę, że taki tandem nie zaszkodzi, a smakować może. Gorzej z urodzinami Piotra, bo z pewnością jutrzejsza kolacja taka kaloryczna nie będzie, więc trunek trzeba bardziej szanować.
U mnie też szparagi, ale chyba zrobię z bułką tartą tylko. Jakimś cudem, zamiast zwyczajowo przytyć zimą, bo to człowiek mniej sie rusza, schudłam od jesieni 5 kg nie starając się . Dopiero zauważyłam, ze portki ze mnie coś jakby lecą i hipnęłam wczoraj na wagę… a tu 5 kg brak! Manko, jednym słowem.
Jerzor ostatnio biega, sylwetkę sobie szykuje na wrześniowy wyjazd. Faceci są bardziej próżni, niż ustawa przewiduje 😉 Niby to im nie zależy… ale zależy, zależy!
Dobry pomysł z tym białym winem do szparagów. Przy okazji spacer do sklepu za róg, bo białego wina prawie nigdy nie kupujemy.
Helena z Misiem Jubiluja. Patrzajcie ludzie.
Dobrze, ze kazde z nich zafundowalo sobie indywidualne prezenta.
Helena, remont generalny i Pana Robotnika a na dokladke chyba nowe buty, kiecke jak stad do nie wiadomo dokad, no i relaksowa wizyte w salonie pieknosci i fitness Centrum.
Marek natomiast zostanie godnie podjety w koncu tygodnia na salonach na Zamku Bathanyi w Guessing. Tym razem przyjdzie ze swoja rury i utrwali event.
Obydwojgu solenizantm skladamy najlepsze zyczenia, w drodze wyjatku we dwoje. Skromni wiesniacy z Poludniowej Burgenlandii
Muli oraz Pan Lulek
Panie Lulku – nie Pańskie święto, a ja mam prezent dla Ciebie. Wyżebrałam od sąsiadki szklaneczkę po musztardzie – tę, co to miała zaokrąglenie nad denkiem, czyli najpolularniejszą. Więc mam już dla Ciebie 2 sztuki.
Wszystkiego dobrego Helenko,
Baw się dzisiaj wyjątkowo dobrze. I wypij za mnie też jednego.
Pewnie będziesz miała dobre ciasto? I herbatę w porcelanie?
Marku,
to oznacza, ze ty dzisiaj stawiasz?
I wcale nie myśl ze cię to ominie.
Wracając z Paryża przez Amsterdam do domu, nie ma innej i lepszej okazji by uczynić to w Berlinie. Poczekam.
Dziękuję za życzenia .
Helenko wszystkiego najlepszego , jak się rozwidni to zadzwonię osobiście 🙂
Nic nie piłem a w głowie mi się kręci. Z nadmiaru pracy i wrażeń. Jutro kolejny szalony dzień i impreza jakich mało. Do Ostrołęki przyjeżdżają delegacje z śąsiednich muzeów. Będzie konferencja naukowa a potem…
Potem się będzie działo oj będzie 🙂
Echidno > tego to ja tez nie wiem. Podobnie jak wielu innych ichnosci.
Obiecać mogę tylko, ze przy pierwszej nadarzającej się okazji, gdy dorwę solonego śledzia z beczki przystąpię natychmiast do experymentów. Opracuje technologie i zdam relacje.
Arkadius
Znaczy ,że zapraszasz i jak przyjadę będziemy się integrować 🙂
Helenko, Misiu – chyba nie obrazicie się,że Wam życzenia złożę zbiorczo? I tak zostanie wszystko w blogowej rodzinie 🙂
Zyczę dzisiejszej Solenizancji,
by koronkowo, niby w Brabancji,
jej się żywota splatały nitki,
by pech jej żaden nie ścigał brzydki,
ani snuj smętny nigdy nie dopadł,
by konwaliowy był jej listopad,
lipiec cienisty, luty w Tunezji,
by noce miała pełne poezji,
a dni zajęte przyjemnościami,
by to, co lubi zjadać pasjami
nie szło jej w tuszę, a w uśmiech szerszy,
żeby przyjaciół miała najszczerszych,
wrogów (jak musi) nie nadto wrogich,
by wszystko miało ręce i nogi,
czyli sens oraz względny porządek,
żeby podobał jej się Zdrój Lądek,
jeśliby los ją rzucił w te strony,
by przymiotniki typu „zmartwiony”
zbiegły w panice z jej dykcjonarza,
by w jej szeregach nikt się nie starzał
duchem (na resztę nie mamy wpływu),
by zawsze była godna podziwu,
lecz nie wzbudzała w bliźnich zawiści…
A teraz niech się to wszystko ziści! 😀
Daj Boże, niech Im się ziści! 🙂 Mili moi, miłego dnia! Zamelduję się o 20.00
Najlepsze życzenia dla Heleny i Marka.
By nie było ,że z pustymi rękoma 😉
http://www.youtube.com/watch?v=OuuYicF9eUg
Dolaczam do zyczen dla naszych Jubilatow;
Heleno – ostrego piora zyczyc Ci nie moge bowiem takowe juz posiadasz, ale planowego zakonczenia remontu – tak. Oraz dudkow moc coby spelnic swe fatalaszkowe desire. Pomyslnosci wszelakiej na kazdej niniwie.
I pilnuj torebki.
Marku – wiecej nocy i imprez tak udanych jak ta ostatnia, wdziecznych tematow do fotografowania, glebi ostrosci i obiektowow jakie tylko sobie zamarzysz.
Pozdrawiam Was urodzinowo
Echidna
Nie chce się włączyć więc tylko audio:
http://juustyna.wrzuta.pl/audio/xbHZ6or6yE/
Echidna – tyś chyba całą noc dzisiaj siedziała. Jaka jest różnica czasu między Twoją wsia a moją? Czy susza już się skończyła? Bo nas straszą, że cała Australia pustynnieje.
A propos słodkości 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=FdKrAljG0a4
Samych ulubionych smakołyków życzę Helenie i Markowi. A z toastami to muszę się wstrzymać do wieczora. Teraz szybciutko coś napiszę a na kolację urodzinową i jubileuszową małżeńską idziemy do przyjaciół. Tam bedą tosaty liczne więc i za zdrowie naszych.
Gospodarz pracuje jak mrówa a my tu dopracowalismy sie ponad 200 komentarzy. Na dokladka ujawnil sie Profesor Bralczyk jako zywy. Natchnelo mnie do zgloszenia propozycj wprowadzenia porzadku, czyli klasyfikacji komentarzy. Wsród róznach mozliwych nazw proponuje wprowadzenie pojecia komentarza postulatywnego.
Postulatywny, mówiac inaczej, piszycy cos tam postuluje albo wspiera.
Podaje przyklad.
Proponuje aby Gospodarz zglosil osobiscie, na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ propozycje uznania godziny 20.00 czasu srodkowo europejskiego jako swietej chwili, czyli pod ochrona. W tej chwili wszyscy ludzie dobrej woli na calej kuli ziemskiej, winni wznosic toast za zdrowie aktualnych solenizantów. Wszelkie konflikty i nieszczescia winny w tym momencie ulec zawieszeniu.
Bylaby to chwila Ogólnoziemskiego Toastu Pomyslnosci.
Ciekaw jestem co Gospodarz sprawozda w dniu jutrzejszym, ile podpisal, jakim pisadlem, komu zaslugujacemu na wzmianke i jakie byly zabawne przypadlosci.
Pyra, jak zwykle stanela na wysokosci zadania. Zorganizowala dwie oryginalne musztardówki. Juz nie trzeba bedzie pic do lustra. Mozna bedzie posadzic kogos naprzeciwko i wzniesc. Pierwszy toast, pójdzie za zdrowie Pyry. Oczywista, oczywistosc.
Pieknego popoludnia w oczekiwaniu na wiosenny tydzien
Pan Lulek
Helenie,
serdeczne życzenia urodzinowe: 🙂
http://picasaweb.google.com/maria.tajchman/OwczarkowaBuda/photo#5201677104330474898
Szanownym Jubilatom Helenie i Markowi wszystkiego najlepszego
Nie wiem, czy nie wyrzucicie Pyry z blogu kulinarnego. Boję się tego okropnie. Bo wygląda na to, że skończą się na jakiś czas wzmianki Pyrowe o pieczeniu placka, albo śniadaniu z chleba ze swierzymi skwarkami. albo tych omletów ze szparagami albo i tortu naleśnikowego przekładanego mielonym mięsem i grzybami, a zapiekanego pod serem. O doloż ty moja… Wymyśliła bowiem Młodsza, że odmładzamy się obydwie, czyli zrzucamy wagę. Stosować zaś będziemy tzw dietę wekendową, strukturalną, czyli przez dwa dni w tygodniu zamiast normalnego jedzonka i morza kawy, spożywamy koktajle z jogurtu, owoców suchych i świeżych, kiełków i zarodków ziaren oraz glonów i siemienia lnianego. Wszyscy nauczyciele w Ani szkole oszaleli na punkcie tej diety, a Ania odziedziczyła po koleżance, która stosuje ją już dwa miesiące walizkę garderoby (ładnej) Zwariowali zaś, bo jest mało dokuczliwa, tylko dwa dni w każdym tygodniu i na dodatek daje uczucie sytości no i działa. Katecheta Krzyś zrzucił 22 kg w 4 miesiące, tyle, że zamiast w soboty i niedziele, oni robią to w tygodniu, bo w soboty sa imprezy i bez wina czy piwa się nie obejdzie. Wszyscy belfrowie więc chodzą do pracy z pojemnikami, w których dieta siedzi. Cyrk na kółkach. Jeżeli na zjeździe zamiast zażywnej, a znanej wszystkim Pyry, ukaże się smukła acz pomarszczona starucha, to znaczy, że i na mnie podziałało. Jednak nie wyrzucajcie mnie, dobrze?
Pyruniu, i poza tymi koktajlami nic? A ile ich dziennie? 😀 Większość składników lubię i jadam, tylko z tymi glonami… skąd się zresztą w ogóle je bierze?
Życzenia wierszowane dla solenizantów u mnie:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=155#comment-18032
U mnie Pyro Mila 20:40, A w Polsce 14:40. Policz sobie. Nocy calej nie przesiedzialam az takiej kondycji nie mam. Zdziebko mi sie pomarudzilo noca – ale juz odespalam. A teraz kolejna pora snu sie zbliza.
Z dieta Laskawosci Poznanskie nie szalejta. Gwaltowne odchudzanie szkodzi urodzie – cialko zamiast powoli dostosowac sie do spadku wagi, wiotczeje i wisi jak nie przymierzajac zbyt obszerna szata. Miejta to na wzgledzie. U panow tak tego nie widac lecz kobiece kraglosci moga splatac brzydkiego figla.
Pewnie nasz Guru zgodzi sie ze mna – jesc wszystko lecz z umiarem.
PS – czy glony sa smaczne? Probowalyscie? Goraco polecam mloda marchewke zamiast.
Oddlalam sie w „posciele”.
Dobranoc
Echidna
Ooopps – blad w sztuce. 22:40 to byla, a nie 20:40
Korekta zatem:
Melbourne – 22:55
Polska – 14:55
Teraz juz dobrze
Echidna – żebyż to tylko o godzinę chodziło. Wyszła Ci przezabawna literówka – zamiast „oddalam się…” wyszło „odlałam się”
Dorotko z sąsiedztwa – koktajle są trzy dziennie i zawsze o tej samej porze. Do tego woda – butla dziennie. Delikwenci twierdzą, że autentycznie głodni nie chodzą. One są różne, autor nazywa je kolorami – rano zielony, w południe pomarańczowy, wieczorem żółty (albo na odwrót) Glony są suszone, dodawane w ilości pół łyżeczki, a kupuje się je w sklepie ze zdrową żywnością. Kcalorii 800 w racji dziennej.
Marku, ależ oczywiście, jest to toto. Aczkolwiek i bez niego jesteś u nas mile widziany, kiedy masz tylko na to ochotę. Podrzuć koordynaty na maila
Pyro nie mam jeszcze setki, a pomimo to trzymam się twardo tych zasad:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/NagaPrawda/photo?authkey=22Ajpw7pcnI#s5139813188131506306
i żyję.
Tu jest ta dieta:
http://www.drbardadyn.com/dieta/
Glon to morszczyn w proszku.
Ogólnie się zgadza, ale nie ma tu tych koktajli na dietę 2-dniową. Książkę Młoda kupiła.
Pyro,
jakby były, to kto by książki kupował? 😉
Na moim malym osiedlu mam dwoch bratankow i tak sobie wpadlam z wizyta…no i poklawiaturowac troszeczke. Wczoraj Ania Z. pisala o zupie ziemniaczanej z wedzonym lososiem. Naszlo mnie przeokrutnie, pogrzebalam w internecine, przepis znalazlam, zupe ugotowalam , I co Wam powiem to Wam powiem: jest REWELACYJNA! Jedno boli, za glupie 4 cieniutkie plasterki lososia zaplacilam 3.5 $, ale warto.
Składniki:
2 duże cebule
1 łyżka masła
1,5 kg ziemniaków
ok. 1 l bulionu warzywnego
1 pęczek szczypiorku
150 ml śmietany 36%
150 ml mleka
sól
pieprz
plastry wędzonego łososia (po 1 na porcję)
Na maśle usmażyć na złoty kolor cebulę, wrzucić pokrojone w kostkę ziemniaki. Zalać bulionem warzywnym (5 cm nad ziemniaki) i gotować, aż ziemniaki będą prawie rozgotowane. Do zupy dodać posiekany szczypiorek, śmietanę i całość zmiksować w blenderze. Jeśli zupa będzie zbyt gęsta, rozrzedzić mlekiem. Doprawić do smaku solą i pieprzem.
Podawać w miseczkach, plastry łososia ułożyć na zupie.
Po zmiksowaniu, gęstść zupy była taka jaką lubię, wiec nie rozrzedzałam jej już mlekiem; w wersji ?vege?, zamiast łososia było ugotowane jajko 🙂
Kochana Pyro,
2 dni w tygodniu tez dam rady jechac na jogurtach I owockach, prosze o wiecej informacji. Nemo pisze o chyba jakiejs innej / podobnej diecie. Napisz prosze, bo tak z 5 kilo to bym chciala zrzucic?..
Kawa juz czeka I ciasteczka, wiec zmykam.
Ucalowania,
Tuska
Niech nam Helena długo żyje
Niech jej Manolo buty szyje
Niechaj jaśminy pachną skrycie
Niech koty mruczą jej o świcie
Wieczorem szampan, kawior, bażant
I blask bijący od lichtarza
Jej życie ciepło opromienia
Bo to najlepsze są życzenia 🙂
Trochę przegięli z tą dietą – jak to, w napojach nie uwzględnili szampana?! A czym mamy toasty wznosić? Przeciez nie mlekiem…
Na szczęście Arkadius ma dobrze zaopatrzony barek 😉
Aliocjo – w tym sęk. 45 dni w tygodniu możesz golonkę pod piwko albo rybkę z winem albo co tam chcesz – tylko w dni „dietowe ani kropelki.
Oczywiście wiem, Alicjo, jak Ci imię i dni miało być 5, nie 45. Uderzam bokiem palca w sąsiedni klawisz i jeżeli nie przeczytam, com napisała, to dziwadła wychodzą.
Orfeusz mnie utulił na trochę ale wróciłem. Czas zjeść śniadanko. Potem wrzucę trochę zdjęć z wczorajszej imprezy.
Oni tę dietę uparcie nazywają „weekendową”. Czy to ze względu na działanie tych otrąb, siemienia i glonów należy się trzymać blisko (najlepiej własnej) łazienki? 😎
Na moim malym osiedlu mam dwoch bratankow i tak sobie wpadlam z wizyta…no i poklawiaturowac troszeczke. Wczoraj Ania Z. pisala o zupie ziemniaczanej z wedzonym lososiem. Naszlo mnie przeokrutnie, pogrzebalam w internecine, przepis znalazlam, zupe ugotowalam , I co Wam powiem to Wam powiem: jest REWELACYJNA! Jedno boli, za glupie 4 cieniutkie plasterki lososia zaplacilam 3.5 $, ale warto.
Składniki:
2 duże cebule
1 łyżka masła
1,5 kg ziemniaków
ok. 1 l bulionu warzywnego
1 pęczek szczypiorku
150 ml śmietany 36%
150 ml mleka
sól
pieprz
plastry wędzonego łososia (po 1 na porcję)
Na maśle usmażyć na złoty kolor cebulę, wrzucić pokrojone w kostkę ziemniaki. Zalać bulionem warzywnym (5 cm nad ziemniaki) i gotować, aż ziemniaki będą prawie rozgotowane. Do zupy dodać posiekany szczypiorek, śmietanę i całość zmiksować w blenderze. Jeśli zupa będzie zbyt gęsta, rozrzedzić mlekiem. Doprawić do smaku solą i pieprzem.
Podawać w miseczkach, plastry łososia ułożyć na zupie.
Po zmiksowaniu, gęstść zupy była taka jaką lubię, wiec nie rozrzedzałam jej już mlekiem; w wersji ?vege?, zamiast łososia było ugotowane jajko 🙂
Kochana Pyro,
2 dni w tygodniu tez dam rade jechac na jogurtach I owockach, prosze o wiecej informacji. Nemo pisze o chyba jakiejs innej / podobnej diecie. Napisz prosze, bo tak z 5 kilo to bym chciala zrzucic?..
Kawa juz czeka I ciasteczka, wiec zmykam.
Ucalowania,
Tuska
Marek, co w muzeum chętnie spędza noce
Z łaski Morfeusza odzyskawszy moce
śniada po południu, nie patrząc godziny
Niechaj ma słoneczne, piękne Urodziny 🙂
…czyli nie jest tak tragicznie, te pozostałe 5 dni w tygodniu 😉
Wszystko mi tutaj pasuje i właściwie oprócz kiełków i zarodników bywa w domu nader często i jest spożywane, tylko jedno mi nie wchodzi – nie lubię ani sojowego mleka, ani tofu. Z sojowych – chętnie miso zupę, z wodorostami i trochę szczypiorku. Pasta miso jest robiona z soi, moja synowa do zupy dorzuca kostkę lub dwie tofu, ale dla mnie to już o jedną soję za dużo.
Przypomniało mi się, że oprócz szparagów mam też grzyby portobello i należałoby je zużyć…
Na wypadek gdybyście przegapili w sąsiedztwie.
Heleno,
niech biurko służy Ci długie lata, a pelargonie nie pozwolą prysnąć zmysłom. I życzę jeszcze z całej siły owych butów, o których nie mam pojęcia (co jak najlepiej o nich świadczy ).
Marku K.,
oby nie zabrakło Ci chust do fotografowania i sił do dźwigania specjałów z bardziej i mniej odległych zakątków tego i innych kontynentów.
Wznoszę oburącz kielichy za Wasze zdrowie!
Leno,
sznureczek do tej diety podała nemo. Całkiem prosta, a koktaile można sobie powymyślać.
http://www.drbardadyn.com/dieta/
Leno,
to jest dokładnie ta dieta. Poczytaj podany link.
A tu jeszcze jest forum dyskusyjne na temat diety strukturalnej. W ogóle jest dużo informacji na ten temat, jeśli wpisać w wyszukiwarkę „dieta strukturalna”
http://www.wizaz.pl/forum/showthread.php?t=145572
Nemo – to chyba nie ta przyczyna, bo by belfrada nie mogła stosować w środku tygodnia. Chyba chodzi o ścisłe zachowanie godzin, no i o to, że (ich zdaniem) w dzień powszedni jest więcej pokus
Lena – całość zaczynamy w dniu poprzedzającym dietę (np w piątek) w porze kolacyjnej (3-4 godziny przed snem) od eliksiru zielonego (przemiana materii, odchudzanie). Składniki dokładnie zmiksować
Eliksir zielony – 15- kcal
200 ml kefiru naturalnego 1,5%
1/2 (OK 30G) MAłEGO, DOJRZAłEGO AWOKADO,
łyżka stołowa soku z cytryny
łyżka siekanej zielonej pietruszki
łyżka otrąb owsianych
1/2 łyżeczki morszczynu
a dalej codziennie to samo przez dwa dni
Eliksir zielony (rano)
Eliksir żółty ( w środku dnia) 150 kcal – oczyszcza z toksyn i cholesterolu
250 ml soku brzozowego
plaster ananasa
0,5 małego jabłka
morela suszona (namoczona w wodzie lub soku jabłkowym)
łyżka kiełków lub zarodków pszennych
łyżka otrąb pszennych
Eliksir pomarańczowy – w porze kolacji 200 kcal – wzmacniający
250 ml świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego
pokrojona drobno figa
suszona morela (namoczona w wodzie lub soku jabłkowym)
łyżeczka siemienia lnianego
łyżeczka zarodków pszennych
łyżeczka drożdży piwnych
+ codziennie 1,5 l. butla wody
Jest jeszcze sporo wariantów z małym bananem, truskawkami, tuńczykiem w sosie własnym itd ale to co wyżej (500 kcal) to podstawa diety 2-dniowej
Noc Marka to dopiero noc! U nas aż tak nie było, a to co było i tak dla mnie niedostępne, tylko echa dochodziły. Jak ta ptaszyna (leciwa) w klatce! Do pierwszej w nocy!
Za to gdy wróciłam na wieś, koncertował słowik. Usiadłam sobie na przyzbie, księżyc świecił i od razu wiedziałam po co żyję.
Padało, Pyro, wreszcie padało, solennie i dzisiaj jeszcze poprawiło.
W kwestii diety. Poproszę odwrotną. Jak przytyć nie żrąc.
Haneczko – przez dużą część życia miałam dylemat „jak przytyć”. Obłędnie zazdrościłam babom, które miały dekolty , a nie „solniczki”. Ratowało moje ego tylko to, że biust miałam i owszem, pokaźny. Najlepszy dowód, że problem taki istniał, to fakt, że żadna moja córka z chwilą ukończenia 11 lat w moje spódnice nie właziła. Spódnice miałam szyte na 63 cm ale w tym był 2 cm luz. Przy wzroście prawie 170 cm przez ponad 30 lat miałam wagę 53 kg , a marzyłam o 56, bo wtedy wyglądałam najlepiej. Utyłam dopiero w wieku 49 lat, po operacji, a teraz jeszcze sporo, bo się nie ruszam. Teraz ramiona mam, owszem, ciałem pokryte, ale co to za ciało? Kiedy mnie koleżanki pytały co zrobić, żeby taką figurę mieć, zgryźliwie odpowiadałam, : zafundować sobie 18 m kw pokoju, troje dzieci, teściową i psa.
Pyro, naprawdę dobrze cię rozumiem. Moja recepta na figurę ma sporo wspólnego z twoją. Niemniej naprawdę chciałabym trochę przytyć, a tyję tylko wtedy, gdy zaczynam się obżerać na siłę. Nie lubię.
b6b6
Bardzo dziekuje za przepisy na koktajle. Przejde na nie w srodku tygodnia bo w pracy i dojezdzie don (razem prawie 12 h) nie mam zadnych pokus, co innego w weekend, mam ich w nadmiarze.
Ucalowania, musze zmykac do domu, tam czeka na mnie ziemniaczana z lososiem a na obiad mieso z kurczaka w jarzynkach.
Ucalowania,
Tuska
haneczko, możesz moją mamę przyjąć do klubu? Od 15 roku życia 40 kg (no, wysoka też nie jest, 155 cm), z wyjątkiem ciąży bez żadnych zmian do dziś. A jeść lubi.
W klubie łatwiej tłumaczyć światu, że niedowaga też może być problemem. Odchudzająca się większość na ogół nie chce w to wierzyć 🙁
Bobiku, ukłony dla Mamy od 167/50. Masz rację, wierzyć nie chcą tylko zazdroszczą.
Co to za straszna belfrowska dieta????
Pyro ratuj się! Ania niech robi co chce.
Spoko, Marialko. Dziecko się wychowuje do lat 7-iu, potem można mu juz tylko towarzyszyć (mawiał mój Ojciec). To potowarzyszę Ani przynajmniej przez pierwsze dwa dni. Jeżeli przeżyję i da się to przełknąć i na tym wytrzymać – to dobrze. Obrzydnie mi, to rzucę.
Kochani Przyjaciele, wlasnie wrocilam od E. – mialysmy wspanialy obiad urodzinpwy. Zazwyczaj na urodziny – moje czy E. – idziemy do jakiejs dobrej restauracji z przyjacolmi, ale w tym roku E, jest w tak zlym stanie zdrowotnym, ze zrobilysmy w domu we dwojke. E zamowila genialne dostawy: malze swietego Jakuba, mlode ziemniaczki royal jersey (najlepsze jakie sa w Europie) , do tego zrobilam swietna salate z rukoli, szparagi oraz przynioslam najnowszy wynalazek – fenonomenalne hiszpanskie rosado Navarra – jutro kupie cala skrzynke, zanim zniknie ze sprzedazy – bardzo skomplikowany bukiet: truskawki, konwalie, pieprz, przepiekny kolor glebokiego rozu, jest nieco drozsze niz to co zazwyczaj pijeny, ale warte kazdego pensa ). Na deser mialysmy najlepsze lody jakie mozna w tym kraju znalezc.
E. jak zawsze pije malutko, wiec 3/4 butelki wyladowalo w solinezantce. POwtorzymy chyba ten obiad we wtorek, bo odwiedza nas amerykanska przyjaciolka E., z ktora nie widziala sie kilkanscie lat. Zadzwonila, ze jest w Londynie i ze przyjdzie.
Przeczytalam teraz wszystkie zyczenia i jestem bardzo wzruszona, naprawde.
Wiersze! Jakaz to niesprawiedloposc losu, ze ja, ktora kocham wiersze od najmlodszych lat i ktora nie moze zyc bez poezji, nie jestem w stanie napisac nic do rymu, a przeciez mam poczucie, ze powinnam odpowiedziec jakos tak pieknie jak zostalo mi dane od Was. Bobik, ktory jest tak SZCZODRY w rozdawaniu swego talentu innym, zaslugue na to, by mu odpowiedziec czyms przynajmniej tak dobrym, jak sam pisze, a tu nic… Wiec moge jedynie powtorzyc, ze jestem bardzo wzruszona i wdzieczna, ze jestescie.
I love you all. Dziekuje. Ide teraz lekko sie przekimac po tym rosado.
Z wierszami tak bywa. Cudzych mam pół głowy. Twórczość własna… Kiedy coś zaczyna mi się wydawać, otwieram szufladę, wyjmuję z dna kopertę, i czasem to wystarczy. Jeżeli nie, otwieram i czytam.
Potem już tylko ciężka i bardzo długa zasłona milczenia.
Moja Mama 160/40 całe życie. Ja też do niedawna chciałam przytyć, a teraz już nie.
Helenie i Markowi, najmilszym solenizantom nieustające STO LAT, w zdrowiu i pogodzie ducha.
Nie chciałam teraz pisać, ale nie mogę przegapić kodu czterech jedynek
Do 20.00 zostało 25 minut. Jedna z solenizantek już śpi (Helena), nie wiadomo co robi Marek. Może też odsypia. My, w każdym razie, wypijemy za Przyjaciół – Jubilatów. Chociaż (mówiąc nawiasem) Boy mi zupełnie obrzydził tytuł „Jubilata”. Od razu gdzieś tam w czeluściach mózgownicy słyszę , że aby urządzić jubileusz, trzeba wziąć starego pryka, usadzić na fotelu i sążniście „tykać” A przecież ani Helenka, ani Marek do rzędu „starych pryków” zaliczeni być nie mogą. To co to za jubileusz?
Pamięta ktoś, jak się nazywał szewc od butów (projektant raczej), o których marzy Helena?
Zdrowie Jubilatów, choć nie ma jeszcze 20-tej (Waszej), ale wino już zostało do lunchu nalane. Shiraz chilijski.
Zimno dzisiaj, pomidory mi nie rosną w takiej temperaturze, a juz je przyzwyczaiłam do chłodu i nie wnoszę do domu. Mają przeżyć i już!
Bobiku,
dzisiaj świtem bladym (naprawdę!_ pobiegłam naprzeciwko nad Zatokę zrobić zdjęcie wschodzącemu słońcu, ale guzdrałam się z ubieraniem i krwawy wschód mi umknął – chciałam lecieć w szlafroku, to Jerzor się wydarł, że jeszcze ktoś zobaczy. Rzeczywiście, o 5-tej rano ludzie nie mają co robić, tylko czyhać, czy nie będę przebiegała przez drogę w szlafroku! Ale nie o tym chciałam… otóż w gęstwinie drzew u Franka ptaki tak się wydzierały, że oniemiałam. Do tego stopnia, że zapomniałam, że aparat posiada też funkcję nagrywającą wideło!!!
Nadrobię to najbliższym bladym świtem, jak będę na nogach. Ciekawe, co rozpoznamy 🙂
Manolo Blahnik
Manolo Blahnik. MOze byc tez Jimmy Choo. Niestey maja za wysokie na mnie dzis obcasy.
Pyro, to może Sympozjon?
„Jakeśmy się zebrali, tak już siedźmy kołem-
chłopy* rosłe, żylaste, z obliczem wesołem,
ucztujące za stołów półpodkową zgiętą,
kiedy świecą się kubki, misy jakby w święto.”
* w porywach baby
Podwójne zdrowie!
http://images.google.ch/images?hl=de&q=Manolo%20Blahnik&um=1&ie=UTF-8&sa=N&tab=wi
Alicjo, czyżbyś chciała słuchać ptaków obuta w sandałki od Manola? 😯
Ja tam za ptakami latam boso. No, ale Manolo na cztery łapy to by już nie był wydatek, tylko WYDATEK! 🙄
Jerzor nadawal by sie na meza dla E. Ona nie wyjdzie z domu bez korali. Pamietam , jak jeszcze mieszkala u mnie i uslyszalysmy za oknem strasdzliwy wrzask jednego z naszych kotow. E. byla juz w lozku. Ja sie zerwalam na rowne nogi aby leciec sprawdzic co sie dzieje, a E. zaczela wladac za przeprszeniem biustonosz, aby wyjsc na podworko. Wtedy mogla jeszcze chodzic. Do dzis jej to wypominam, choc bylo to 17 lat temu.
O matkoż moja! Czy 1993 czegokolwiek wystarczy na takie buty?
PS. Buty, to w tym przypadku dziwnie brzydkie słowo.
Heleno, widzę że jeszcze nie śpisz, więc szybko spieszę z dobrą radą. Odkąd wynaleziono niekapiące farby (i kupowanie innych jest w związku z tym szczytem nierozsądku), sprzętów do malowania nie ma sensu wynosić, lepiej je zgarnąć w stertę na środku pokoju (kuchni) i przykryć folią. Potem, w celu pomalowania sufitu nad stertą, tylko się ją lekko przesuwa i już. Podłogę też przykryć folią, żeby uniknąć horroru sprzątania po malarzach. Wiem, co mówię, bom w remontach doświadczony całkiem jak stare psisko, a nie małoletnie szczenię. 🙂
I pomyśleć, że jeszcze 5-6 lat temu ja też bez kłopotów nosiłam wysokie obcasy. Co prawa nigdy nie wyższe niż 7-9 cm. Dziasiaj jest to niemożliwe, mój kręgosłup składa się, jak scyzoryk jeżeli włoże coś wyższego niż 3-4 cm.
Nie tak dawno wyjęłam zapomniane czółenka – lakierki na wysokiej szpilce z wysoką bransoletką ponad kostką. Marzenie nie buty (wtedy). Nie przeszłam w nich nawet trzech kroków.
Helenie skladam najserdeczniejsze zyczenia urodzinowe i mam nadzieje, ze z okazji urodzin bedzie spozywac m. in. pyszna salatke pomidorowo – ogórkowa.
Lotr mi wciął, a wyrychtowałam wpis na 20-tą, czyli 14-tą mojego czasu.
To jeszcze raz – zdrowie Heleny i Misia !
Zdrowie Heleny i Misia!
Sto lat milym solenizantom…
Leno ciesze sie, ze zupa byla smaczna.
Ja czerpie z tego blogu kulinarna inspiracje, humor, wiedze, a ostatnio i poezje. Moja rodzina je lepiej dzieki wam.
Nawet dzisiaj: pyszna potrawka z kurczaka zainspirowana Gospodarskim wpisem o przysmakach profesorskich onegdaj.
Pyro, powodzenia tobie i Ani w diecie. Wiesz oczywiscie, ze kazada dieta w ktorej je sie tylko 800 cal dziennie dwa razy w tygodniu, musi dzialac. Ale pewnie dobrze jest pojesc tylko owoce i jarzyny dwa razy w tygodniu dla zdrowia.
Pan Andrzej! Ty nie masz pojecia, Bobiku, co to za cudo jest Pan Andrzej! KIedys zapytal mnie czy mam dlugie waskie przerscieradlo aby oslonic schody. Powiedzialam, ze nie, i ze jestem gotowa poleciec i kupic. A on powoedzial, ze nie i pomalowal sufit nad schodami bez jednej najmniejszej kropli farby. . I wszystko po sobie sprzata. Jest czyscioch jakich malo.Ja po jego malowaniu tylko myje okna, podloge i scieram kurze.
Mnie się podobają te czerwone „kozaczkowe” za kostkę, mam słabość do takich butów – i nawet mam podobne, ale czarne i nie taka szpila cienka, choć swoje 10 cm. ma. Coraz ciężej się w tym chodzi, a kiedyś to śmigał człowiek kilometrami w takim obuwiu i nic mu nie było.
Piękne buty – przyznajcie dziewczyny, że sandałek czy but, który ma zapinanie czy zawiązywanie nad kostką niezwykle uszlachetnia nogę.
Zdrowie nieustające naszych Drogich Jubilatów!
(przezornie nie sprawdzałam ceny butów 😉 )
Toast wzniosłam.
Heleno, zdradź mi proszę, ile też takie z”manolki” + – kosztują?
Zaczynamy od kilkuset (300-400) funtow za najprostsze sandalki bez obcasow.
To .zn. mowimy tu o podeszwie i jednym pasku w poprzek.
Mnie też słowo jubilat, jak Pyrze, jakąś zatęchłą dostojnością zalatuje, więc za tych, co na morzu (navigare necesse est), ze szczególnym uwzględnieniem Heleny i Misia! 🙂
Czyli 300 – 400 Twoich papierów kosztuje sama marka mistrza. Rozumiem, to te obłędne pantofelki z czerwonego węża jakieś 2 tys.
A my tapetujemy pokój córaska. Z folią na podłodze.
Pięć pasków za 1993 mi wychodzi, z podeszwą cztery. Trochę za chudy ten kod.
Oj, to chyba nie zaczniemy 😉
Chyba, że wygramy? Niestety, w Super7 wczoraj wygrałam dychę. I tak dobrze! Zainwestuje w następne granie, a jakby co, to sobie trzymajcie tę stronę z butami w zakładkach – stawiam każdej jej ulubioną parę!
Jak nic.
W ub. sezonie zobaczylam w Timesie sandalki sportowe Prady. Ja takie kupuje za circa about 14 funtow. Prady byly 250. A to tylko Prada, nie Manolo.
Finały, Kanada prowadzi z Ruskimi 4:2. A mówiłam, że im nawsuwamy w bramkę?!
Nie mogę się oprzeć, by nie zacytować z tej diety, co to nemo sznureczek… czyż to nie jest piękne?!
Mam nadzieję, że facet nie łże…
Szkoda, że to dotyczy tylko wody, a nie wina 🙁
„Picie dużych ilości chłodnej wody skutecznie przyspiesza metabolizm, dlatego, że organizm zmuszony jest podgrzać wypijaną wodę do temperatury ciała. Jak większość z nas pamięta ze szkoły 1 kaloria to ilość energii jaka jest potrzebna do podgrzania 1grama wody o jeden stopień Celsjusza. Warto policzyć ile dodatkowych kalorii możemy w ten sposób spalić bez ruszania się z fotela.”
Ja bym wolała kontakt z Mefisto, Alicjo. Nie chcę od niego mlodości. Po diabła mi głupia młodość. Chciałbym mieć 40 = 42 lata. Najlepszy(chyba) mój wiek. Ukształtowana osobowość, jeszcze niezłe naturalia, pełna samoświadomość. Eh, poszłaby baba w tango. Nawet bez manolek. Boso.
Pyro, 61 to nowe 40, albo nawet 39.
Ludzie kochane, co wy z tym Blahnikiem! Toć to są buty do oglądania, a zarazem narzędzia tortur!!!
Jedyne, co włożyłabym na moją szlachetną i wartą wygody stopę 😀 , to w drugim rzędzie ostatnie z prawej…
Nieustające zdrowie Heleny i Marka!
Helence sto zdrowych lat życzę. I góry dostępnych środków, różnych środków, na atrakcje.
Panu Markowi – interesujących podróży, no i kolejek po dzieła.
Pani Doroto, w trzecim, ostatnie z prawej. Reszty się nie nosi tylko patrzy.
Te z czerwoinego zamszyku? Tak, ja tez chetnie – dp spodni. Nawet mam odpowiesdnie spodnie. Z ukochanej niemieckiej firmy – Oska. Byly na wyprzedazy. Tak. Owszem.
Haneczko, nie masz racji, wydaje mi się, że p. Rabczewska ma takie buty i p Olejnik też. Nie wiem co prawda jakiej firmy, ale tego typu.
Chodzę wyłącznie w spodniach, reszta jest marzeniem 😉
Przepraszam Pyro, poprawka. Ja się patrzy 😀
No i te z krojodyla za 7 tysiecy funtow szterlingow.
http://images.google.ch/imgres?imgurl=http://www.virginmedia.com/images/manolo-blahnik.jpg&imgrefurl=http://www.virginmedia.com/siren/style/manolo-blahnik.php&h=500&w=431&sz=56&hl=de&start=8&um=1&tbnid=PRYXxe6BRo-D3M:&tbnh=130&tbnw=112&prev=/images%3Fq%3DManolo%2BBlahnik%26um%3D1%26hl%3Dde%26sa%3DN
Sorry, to nie te. Te sa troche dalej
… a bo Manolo w nich nie chodzi, to co go obchodzi nasza wygoda?! Jasne, że tortury, popatrzcie, jaka ta stopa jest wygięta. Ale wypatrzyłam tam czarne czółenka względnie niewysokie. Względnie!
Moje najulubieńsze buty kupiłam w ’86 roku u Baty, bardzo ładne zamszowe „ciżemki” na niewysokiej szpilce, z 5 cm. Zapłaciłam 36$ i zaraz po przyjściu do domu prawie że się skopałam ze złości, że nie kupiłam dwóch par. Ile ja w tych butach się nachodziłam! Bo chodzi się w nich jak w kapciach, takie wygodne. Alsa już na nie patrzeć nie może, bo że to kobieta niby powinna buty zmieniać jak rękawiczki, ale ja sobie nie wyobrażam, co to będzie, jak one mi padną! Cud, ale jeszcze sie trzymają i u szewca byłam kilka razy zaledwie. Bardzo dobrze zabezpieczył mi szpilkę i nawet szlifowanie wrocławskich bruków nie zniszczyło ich nic a nic. 22 lata, macie pojęcie?! Ale juz byle gdzie w nich nie latam, oszczędzam!
Blogowiczom dotrzymuję towarzystwa. Wytrąbiłem z sąsiadami australijskiego kangura. Dolegliwości poimprezowe znikły . Jutro rano do pracy . Ale co to za praca, co drugi dzień impreza. Jak ja to zniosę , sam nie wiem.
Nabyłem metodą handlu barterowego po raz pierwszy telefon wszystko mający. Ładne cacko. Będę mógł wysyłać zdjęcia i video konferencję zrobić. To się porobiło.
Skubany Łotrpress 👿 Najpierw mi wcina komentarz, a jak chce powtórzyć, to mówi, że się powtarzam 😯 I też wcina 🙁
Wanda miala od Prady w tym artyluke. Tez zwrocilam na nie uwage. Pomyslec, ze znalam ja jako skromna studentke.
Odpowiadalam na wpis Pyry, ktory zniknal. O Wandzie Rapaczynskiej.
Niemcy muszą wymyślić superdokładne określenie na absolutnie każde w świecie zjawisko, więc i dla butów mają nazwy „Laufschuhe” i „Sitzschuhe”, czyli biego- albo chodzobuty i siedziobuty. Laufschuhe wręcza się na imieniny Dorocie z sąsiedztwa, a Sitzschuhe prezentuje siedząc na tarasie paryskiej kawiarni – gdzie zostało się dowiezioną limuzyną – z nogą na nogę i popijając pernod (nie przepadam) albo chłodne białe wino (przepadam!). Uwaga: pod żadnym pozorem nie wkładać na standing party. Po powrocie w domowe pielesze odkłada się je na drzewamarmeladaskrzynkę, a obolałe stopy pakuje do ciepłej wody z dużą ilością soli kąpielowych. 🙂
Chciałam donieść Pyrze, że Mefisto robi też buty, bardzo wygodne, ale oczywiście nie tak sexy jak M.B. 😉
Ja mam takie jedne na b. wysokim obcasie, bardzo piekne. Sklep likwidowano i byly przecenione ze 170 na 30. Sprzedawala je mloda dzoiewczyna z Erytrei, olsnieajaco piekna. Byla zaskoczona, ze wiem cos o tym kraju i o wojnie ktora sie tam toczyla. Opowiedziala mi o swoich przezyciach i o rodzinie zostawionej w Afryce. Mialam te byty na sobie 2 razy w ciagu trzech lat – ostatni raz w zimie na bankiecie z okazji 75-lecia Serwisu Swiatowego BBC. I wcale nie bylam zmeczona. Bo to sa genialne buty. Dlatego kosztowaly poczatkowo tak wiele.
Bobiku, to ja na Lauf się piszę, wyłącznie. Resztę z przyjemnością popodziwiam na cudzych nogach. Podobnie jak Mr Garden lubię patrzeć 🙂
Swiat bez literówek straciłby wiele uroku! Dzisiaj echidna odlała się do pościeli, a Helena miała na sobie 2 razy w ciągu 3 lat – byty. But jako byt, cóż za wspaniały temat dla filozofów/ek. But-byt bolesny, ale mimo to piękny. But-byt jako obiekt podziwu. Cichy heroizm znoszenia uwierającego buta-bytu. Rozważania o szczęściu w kontekście twórczości Manola B.
Precz z korektorami! 😀
Namęczyłam się, ale… (kopiuję ze strony Owczarka poniższy wpis)
Obeszłam ich sposobem! Tu jest foto mojego wpisu, zanim wysłałam i poleciał w kosmos, uwieczniłam. Podany tam sznureczek powinien zaciekawić wszystkie piesy, a może i nawet koty 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Foto9.jpg
Jeżeli myślisz, że ja to przeczytam, to się mylisz. Ty lepiej zapodaj coś tam namodziła. Nawet z lupą nie da rady
Tam jest chyba o pieluchach dla szczeniaków 😯
Ostrzeżenie! Po kliknięciu na sznureczek Alicji, porobiło mi się takie coś, że myślalam, że resztę nocy spędzę na ‚wychodzeniu’ z tewgo draństwa.
Bobik niezłe tematy na kursokonferencję podrzucił! 🙂
Pyro,
nie mogę wkleić tego sznureczka tutaj, słowo daję – zdaje się, że łotrPress czyta słowo angielskie „szczeniak”, wcale nie takie znowu dosadne słowo, oznaczające tylnią dolną część ciała, zaraz spróbuję, czy się dobrze domyślam. Mnie powaliły te okulary i inne butki 😉
Ciekawam opinii Bobika.
Alsa,
Ty może odstaw to szampańskoje na chwilę i nie imputuj mi – ja tu Wam nie podsyłam zadnego świństwa choćby z tego względu, ze zawsze trzymam sie z daleka od pewnych mikro-miękkich okien! Musiałaś cos nacisnąć nie tak.
Sprawdziłam jedne buty pieskowe – 45$ plus wysyłka i coś tam 😯
Do innych akcesoriów jeszcze nie doszłam 🙂
Bobik, taki but jak Manola to z pewnoscioa okresla swiadomosc.
pamperedpuppy
hm. to przeszło. Czyli z przodu potrójne „w” sobie wstawcie, potem kropa i „com”, potem shopping – i po lewej będzie lista , kliknąć na „fashion accesories”
Dlaczego ten sznureczek w całości sie nie wkleja, bladego pojęcia… nigdy wcześniej nie spotkałam sie z takim zjawiskiem 😯
Mnie już 2 wpisy wcięło, nie mam pojęcia dlaczego. Dobrze, że piesio czytać nie umie. Jeszcze by się zakochał w butkach, paltocikach, fraczkach i innych „niezbędnych” częściach garderoby. Pani w totka nie grała, a to, co wygrała ciocia Alicja, starczyłoby z biedą na 1 łapkę.
Alicjo, toż to jakaś zezwierzęcona izba tortur! 😯
Sukieneczki, śliniaczki. krawaty i majty! Wrrrrrrrrrrrrrr! Idiotów chcą z nas zrobić i jeszcze swobodę poruszania odebrać. Wyjątkowo przyznaję rację łotrpressowi, że na tę stronę nie chce wpuszczać.
W imieniu zwierząt robię tak 👿
A w Manolach niech mama sobie chodzi, jak sponsora znajdzie, ale od moich łap wara!
Podejrzewam, że Helena @21:16 pomyliła Rapaczyńską z Rabczewską, o której wspomniała Pyra. A Rabczewska to prawdziwe nazwisko osobistości zwanej Dodą 🙂
Bobiku,
juz dyskutowalismy te sprawy kiedyś. Jak widzę sznaucerka sąsiadki dzielnie maszerującego na spacer mimo -20C i przenikliwego wiatru, to wcale się nie dziwie, że sąsiadka mu jakiś sweterek zakłada (co do butów, nie przyjrzałam się). Zimę tegoroczną mieliśmy wredną, a zwierzątko chce pohasać, może w pewnych rejonach świata to-to ma sens?
No ale ta biżuteria i piżamy to chyba niesamowite przegięcie!
P.S. Przegraliśmy z Rucholami 🙁
Jednym golem, do bramki, juz skończyły się dogrywki – a na końcu było 4 Ruskich na 3 Kanadyjczyków (jeden karnie usunięty z ringu).
Dla ubiegłorocznych kórnickich zjazdowiczów; Arboretum w Kórniku. Kwitnie czosnek niedźwiedzi! 🙂
Nie było mnie przez chwilę, więc dopiero teraz odpowiadam Alicji. To nie było żadne świństwo, tylko Twój wpis jakby się zwielokrotniał – najpierw normalnie, później nieczytelne foto, na tym znowu normalnie itd. Co próbowałam zamknąć, to wskakiwało następne – ramka na ramce – nie potrafię tego lepiej wytłumaczyć, bom komputerowa idiotka. Napisałam, że draństwo, a nie świństwo. No.
Alicjo, w mróz trzaskający jestem skłonny dopuścić kubraczek dla krótkowłosych, ale nic poza tym! Krawata nawet mój tata nigdy nie nosi, to dlaczego ja miałbym się wygłupiać? 🙂
Najserdeczniejsze życzenia dla obojga Jubilatów.
Moje skonane dziecko się położyło to i ja pójdę w bety żeby jej światło nie przeszkadzało. Swoje odpracowała, niech wypocznie. Dobranoc.
A ja mysle, ze odwrotnie. Byl wywiad w GW przed powrotem Wandy do Ameryki i piekne jej zdjecie. W butach sportowaych, ktore zwracaly uwage swa pieknoscia ( i nowoscia).
Ja też coś takiego pamiętam z „Wysokich obcasów” – nawet przyznała się że do butów ma słabość, ale za nic nie przyzna się, ile kosztują.
Ja też już się żegnam – od wczoraj na wysokich obrotach jestem i padam.
Na dokładkę na kilka dni wprowadziła się do mnie córka z wnuczką i syn. R. wyjechał sprytnie, wróci dopiero w środę. Dobrej nocy wszystkim.
Ja spokojnie do następnego anonsu za mniej więcej pół godziny… już mówiłam, że mamy obchody z poślizgiem na drugi dzień! Trwam na posterunku!
Alsa,
zwracam honor. Co draństwo, to nie swiństwo.
A Helena chyba rozpoznałaby swoją koleżankę Rapaczyńską i nie pomyliła z tą D.? 🙂
Bobiku,
ja jestem zmarzluch i jak widzę takie niewielkie pieski, a tu mróz i śnieg, to robi mi się jeszcze zimniej. Ale tutaj dbają o zwierzątka, nawet czasem w tv apele, ze z powodu pogody jak nie ma konieczności, to odpuscić spacery.
Manolos to wlasnie buty do siedzenia, albo do stania bo dodaja ze trzy cale wzrostu w nogach, a nie kazdy jest Gisele Bundchen, zeby mu w tym departamencie nie brakowalo…
Zdrowie Gospodarza!
Aniu Z,
co racja, to racja, do stania też tylko na 5 minut, preferowałabym siedzenie, moze nawet i na wysokim barowym stołku, byle z oparciem!
A tymczasem ogłaszam otwarcie obchodów Urodzin Gospodarza, niech nam żyje długo i w zdrowiu!
Po naszej stronie Wielkiej Kałuży jeszcze ciągle przez prawie 6 godzin obchodzimy Heleny i Misia, jedno drugiemu nie przeszkadza 😉
Zdrowie całej trójki! Bylebyśmy tylko nie pochorowali sie z tego wznoszenia zdrowia 😯
Ale w dobrej intencji chyba nie zaszkodzi, co? 😉
Przespalem toast o cale cztery godziny. Zaczal padac deszcz i jak kot wlazlem pod pierzyne, zeby odrobine przeczekac. Co sie odwlecze, to nie uciecze. Zdazylem na sama pólnoc. Dwa kielichy z butelki z napisem:
Grand Reserve
2005
BLAUER ZWEIGELT
BURGENLAND
Ale smakowalo. Gotuje sie na przyjazd Marka. Na poprawiny. Pieknie pada i róze zaczely kwitnac. Oszczedze na kwiatach.
Zamek czeka.
No to wszystkim wesolego tygodnia zycze
Pan Lulek
Nic Pan nie przespał, Panie Lulku, przecież właśnie rozpoczęły sie obchody Urodzin Gospodarza!
A u mnie też leje i jest zimnawo 🙁
Sto lat, sto lat, sto lat, sto lat
Niechaj żyje nam
Piotr I Wspaniały (proszę mnie o wazeliniarstwo nie posądzać. Ja już nic nie muszę)
Toasty o zwykłej porze
Niebo nam się rozpłakało widać na całej północnej półkuli. U mnie siąpiło w nocy, teraz spada mgła
Panie Piotrze, proszę przyjąć i ode mnie najlepsze życzenia.
Ale kod:a1a1
Wierszy pisac „nie bede” bo to Bobikowa domena zatem czysta proza z glebi Echidnowego serduszka sle serdeczne zyczenia wszelakiej pomyslnosci w tak uroczystym dniu dla Naszego Guru Kulinarnego i naszej Blogowej Bandy.
Niechaj pomysly w Twej Glowie rodza sie wspaniale, spod Twych rak cuda kulinarne wychodza, Blogowa Kawiarenka dostarcza radosci, a wszelakie poczynania na niniwie wydawniczo-programowej obfituja w sukcesy.
Serdecznie urodzinowo pozdrawiam Pana Panie PIotrze
Echidna
Z toastu w toast.
Wielkiego tortu urodzinowego zycze, zdrowia, szczescia , pomyslnosci i zadowolenia z calej blogowej Bandy.
Skladajac zyczenia postulujemy sto nowych ksiazek i tysiace przepisów.
Tym razem deszczowy ale wiosenny
Pan Lulek