Ważne są dobre maniery
„Luksus to również stół, naczynia, srebra, obrus, serwetki, świece, wygląd jadalni. W XVI wieku w Paryżu istniał zwyczaj wynajmowania pięknych domów albo przekupywania stróżów, żeby się dostać do środka, i goszczenia tam przyjaciół, którym podawano dania zamówione u szynkarza. Tymczasowy gospodarz zasiadywał się czasem aż do chwili, gdy go wyrzucał właściciel. „Monsignore Sahiati, nuncjusz papieski, zmuszony był trzykrotnie się przeprowadzić w ciągu dwu miesięcy za mego tam pobytu” – pisał w roku 1557 pewien ambasador.
W jaki sposób jednak nakryć stół „dla trzydziestu osób wysokiej kondycji, które chce się wystawnie ugościć”? Odpowiedź znajdujemy w książce kucharskiej Nicolasa de Bonnefons, która ukazała się w 1654 pod nieoczekiwanym tytułem Les Delices de la campagne (Rozkosze wsi). Otóż należy ustawić czternaście nakryć po jednej stronie prostokątnego stołu, czternaście po drugiej, „w górnym końcu” posadzić jedną osobę, w dolnym jedną lub dwie. Gości należy posadzić „w odległości jednego krzesła od siebie”. „Obrus wszędzie winien spadać aż do ziemi. Na środku stołu trzeba rozstawić podstawki pod półmiski.” Podaje się do stołu osiem razy, przy czym za ostatnim serwuje się na przykład „suche i płynne” konfitury, lody, pastylki muszkatołowe, migdały w cukrze (specjał z Verdun), „cukry z piżmem i ambrą”… Maitre d’hotel, przy szabli, każe zmieniać talerze „przynajmniej przy każdym nowym daniu, a serwetki przy co drugim”. Opisuje się nam dokładnie kolejność potraw i półmisków, nie wiemy jednak, jak wygląda ?nakrycie” dla każdego gościa. Na pewno składa się z talerza, łyżki i noża, ale nie wiadomo, czy jest tam osobny widelec i z pewnością nie ma żadnego kieliszka lub butelki. Zasady dobrego wychowania są niepewne: autor zaleca jako coś eleganckiego głęboki talerz na zupę, żeby goście nie musieli sięgać do wspólnego naczynia, „co mogłoby w nich budzić obrzydzenie”.
Reguły nakrywania do stołu i zachowania się przy stole wykształcały się bardzo powoli i były odmienne w rozmaitych regionach. Łyżka i nóż to stary wynalazek, ale dopiero w XVI wieku upowszechnił się zwyczaj podawania ich do stołu; dawniej gość przychodził z własnym nożem. Tak samo zwyczaj stawiania przed każdym osobnego kielicha – dawna grzeczność wymagała, by po jednym łyku oddać go sąsiadowi itd. Albo też napoje, wino lub wodę, przynosił z kredensu na żądanie sługa. W południowych Niemczech, które zwiedza Montaigne w roku 1580, „przed każdym stoi osobny kufel albo srebrny kubek, nad którym czuwa sługa, napełniając go, gdy pusty, winem lanym z daleka z cynowego lub drewnianego naczynia z długim dzióbkiem.” Było to rozwiązanie eleganckie i ułatwiające obsługę, ale wymagające, by przed każdym gościem stało osobne naczynie. Każdy ma też swój talerz, cynowy lub drewniany, czasem pod spodem drewnianą miskę, a na niej cynowy talerz. Te drewniane talerze przetrwały na wsi niemieckiej i gdzie indziej aż do XIX wieku.
Zanim jednak wprowadzono te udoskonalenia, ludzie zadowalali się przy stole drewnianą deską lub kromką chleba, na którą nakładano mięso. Jeden wielki półmisek starczał na wszystko i dla wszystkich: każdy brał palcami upatrzone kawałki. Montaigne pisze o Szwajcarach: „Używają tylu drewnianych łyżek ze srebrną rączką, ilu jest ludzi [czyli każdy ma własną]. Szwajcar zawsze ma przy sobie nóż, którym nabiera jedzenie, nie sięgając ręką do półmiska.” Drewniane łyżki z metalową rączką, niekoniecznie srebrną, oraz noże o najrozmaitszych kształtach obejrzeć dziś można w muzeum. Są to narzędzia znane od bardzo dawna, w odróżnieniu od widelca, który pojawił się późno. Mam na myśli widelec stołowy, gdyż wielki dwuzębny widelec służący do podawania mięsa i do obracania go w piecu lub na palenisku kuchennym jest niewątpliwie odeń dawniejszy.
Otóż widelec stołowy pojawił się w wieku XVI w Wenecji i innych państwach włoskich, skąd powoli nawyk posługiwania się nim przeszedł na całą Europę. Niemiecki kaznodzieja potępia ów diabelski wynalazek: czy po to Bóg dał nam palce, żebyśmy używali tego narzędzia? Montaigne go nie używa, skoro narzeka, że je za szybko, tak szybko, że „czasem gryzę sobie palce z pośpiechu”. Przyznaje zresztą: „rzadko pomagam sobie łyżką i widelcem.” W roku 1609 pan de Villamont, opisując szczegółowo kuchnię i zwyczaje kulinarne Turków, stwierdza, że „nie używają wcale widelców, w przeciwieństwie do Lombardczykow i Wenecjan”. Nie wymienia Francuzów – i nie bez powodu. W tym samym czasie styka się we Włoszech z widelcem angielski podróżnik Thomas Coryate: rozbawiony nowym wynalazkiem, zaczyna sam go używać ku uciesze swoich przyjaciół, którzy przezywają go furciferus, „nosiwidelec”, a raczej „nosiwidlec”.Czy prawdą jest, że ludzie bogaci zaczęli używać widelca ze względu na noszone wówczas kryzy? Jest to wątpliwe, gdyż w angielskich inwentarzach sprzed roku 1600 nie wymienia się widelców, które upowszechniły się dopiero około roku 1750. Anna Austriaczka przez całe życie nabierała sobie palcami mięso z półmiska. Takie same zwyczaje panowały na dworze wiedeńskim co najmniej do 1651. A kto posługiwał się widelcem na dworze Ludwika XIV? Diuk de Montausier, o którym Saint-Simon mówi, że jest „podejrzanie czysty”; ale nie używał widelca król, którego zręczność w jedzeniu drobiu palcami autor wychwala. Kiedy zaproszeni do królewskiej kolacji książę Burgundii i jego bracia chwycili za widelce, którymi nauczono ich się posługiwać, król zabronił im tego. Opowiada o tym z satysfakcją księżna Palatynka, która mówi o sobie, że „zawsze posługiwała się przy jedzeniu nożem i palcami…” Z tego to powodu w XVII wieku używano mnóstwa serwetek, które zresztą upowszechniły się dopiero w czasach Montaigne’a, o czym sam nam mówi. Stąd też wziął się zwyczaj mycia rąk przy jedzeniu, powtarzany kilkakrotnie w ciągu posiłku.”
Komentarze
Wczoraj wracaliśmy z konnego spaceru w środku burzy. Pioruny waliły z lewa i prawa, konie raczej chciały stanąć zadami do wiatru i przeczekać niż wracać do domu. Buty mi jeszcze nie wyschły.
Zaraz odwożę Dagny et consortes do Białogardu.
Dziewczynki z poznańskiego zostają do niedzieli (?).
W niedzielę wieczorem ma przyjechać Haneczka z Jurkiem i może jeszcze Ludwik.
Potem czekam na pepegora z wnuczką.
Mala Ala dzisiaj skonczyła Olimpiadę na szóstym miejscu. Miała znikome szanse „na pudło” i tak sie spięła, że pojechała gorzej niż mogła, ale to i tak bardzo dobrze biorąć pod uwage od kiedy Majk zaczął chodzić ujeżdżenie. Mam nadzieje, że teraz przyjedzie do mnie odpocząć po pracowitym roku.
Wszystkim „trzymającym” wielkie podziękowania!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Miło witać Pepegora w kraju, nawet witać z daleka. Miło też czytać Żabę.
Na onecie mowa o wywiadzie rzece ze Stanisławą Celińską. Wzrok ma przyciągnąć wybijająca się informacja o alkoholiźmie. To upadek rzemiosła dziennikarskiego. W wywiadzie sprawa ważna, w tytule informacyjnym całkiem zbędna. Mozna wymyślać przyciągające tytuły bez końca. Przeciez to historia polskiego teatru kilku ostatnich dziesięcioleci. Pojawiała się w wielu teatrach w bardzo różnych rolach, ale wszystkie nie do zapomnienia. Ostatnio widziałem ją w „Klubie Polskim” w warszawskim Teatrze Dramatycznym i w Końcu Warlikowskiego. Obie role doskonałe. Pamiętam ją też z „Nocy i dni”, gdzie stworzyła postać chyba najlepszą aktorsko. Alkohol, cóż. W teatrze niejednemu dał się we znaki. Bardzo wielu aktorom bardzo wybitnym. W tym zawodzie napięcie i stres są nieodzowne.
Mała Ala zakończyła jeździecką olimpiadę-gratulujemy serdecznie,
duża Ala kołysze się na falach gdzieś między St Malo,a Kadyksem,
a średnia Ala skosiła właśnie wzorowo trawnik przez domem 🙂
Z jednej strony mieszkania za oknami słońce, z drugiej czarny nieboskłon i burza – byle jaka, ale jest.
Jem naleśniki – jak Mama uczyła – samym widelcem. Naleśniki są łyse – bez niczego i raczej kiepskie; ciasto za miękkie i rwie się przy przewracaniu, jednak smaczne. W naszej rodzinie patent naleśnikowy mają dwaj nie znający się nawet panowie – mój Szwagier, Rysio i Teść Ryby, Tadzio. Rysio dzisiaj mieszka sam i smaży pewnie po kilka sztuk, a ja „widzę” go, jak nieskończoną ilość razy podrzuca patelnią kolejny naleśnik – jego dwójka i moja trójka dzieciaków zjadała ich kolosalne ilości. Natomiast Tadzio w każdą środę (oni nabożni bardzo) smaży z kilograma mąki – część zjadają na obiad, część ląduje w lodówce jako „opakowanie” do krokietów – z kwaszonej kapusty z pieczarkami, z samych grzybów, z mięsem, z warzywami – najróżniejszych. Te już zresztą robią panie.
Jak to miło, że Żaba się znalazła, a małej Ali należą się gratulacje.
Nic dziwnego,że nowy wpis ukazał się dzisiaj ze sporym opóźnieniem,
skoro Gospodarz nakrywał stół aż dla 30 osób i to jeszcze wysokiej kondycji.Na dodatek w taki obrus spadający,aż do ziemi to trochę się
można zaplątać 😉
Pyro-a jak tam Ci idzie drylowanie wiśni ?
Małej Ali serdecznie gratuluję i życzę jeszcze lepszych wyników.
A ja zabrałam się za robienie ratafii tutti frutti. W słoju już siedzą truskawki, maliny, porzeczki czerwone i czarne, agrest, czereśnie, wiśnie i morele. Ciekawe co tam jeszcze wrzucę oprócz jabłek, śliwek i gruszek. Macie może jakieś sugestie, bo to moje pierwsze podejście to takiej nalewki.
Naleśniki z twarogiem składane dwa razy jem nożem i widelcem, bo tak jest o wiele wygodniej. Natomiast takie posmarowane dżemem i zwinięte w rulonik jem ręką. Oczywiście tylko w towarzystwie domowym. Przy ewentualnych współbiesiadnikach jadłabym nożem i widelcem.
Z opisanych zasad biesiadowania bardzo podoba mi się wymóg sadzania gości w odległości jednego krzesła od siebie. Może niekonieczny jest aż taki odstęp, ale luz między siedzacymi jest konieczny. Niestety zdarza się takie upychanie gości, że jest to po prostu nieprzyjemne. Wiadomo, ze nie zawsze są odpowiednie warunki mieszkaniowe, ale lepiej wówczas zapraszać gości na raty.
Gratulacje dla Ali! Czy nas „moich” strzemionach”?
Kolacja na 13 osob z XV wieku:
http://en.wikipedia.org/wiki/File:StPierreVieuxC08.JPG
naszej Żabie to i pioruny nie straszne .. a Ala zuch dziewczyna … 🙂 …
Barbaro gratulacje dla Rodziców i Dziadków .. 🙂 … cieszę się z Waszej radości ….
postanowiłam zrobić takie niby musy z malin i jagód w słoikach do naleśników i mam mały problem bo chcę dać mało cukru … robota ma wyglądać tak: zasypuję owoce cukrem .. potem duszę trochę … potem do słoika i wekuję ok. 15 minut .. czy na 0,5 kg owocu wystarczy 10 deko cukru by się nie psuły?
Internet mi wrócił.
Dzień dobry bardzo 🙂
Marek to dawaj te zdjęcia … i pilnuj internetu by się nie szwendał po polach … 🙂
Jolinku – dziekuję 🙂 cieszę się, że znów z nami jesteś! Co do Twojego pytania, jagody, maliny można przechowywać w soku własnym upychając surowe w słoikach dociskając tak aby wydzielony sok wypełniał wolne przestrzenie, po czym pasteryzować. Inna metoda, to podgrzewać mocno aż zmiękną, wydzielą sok, wtedy przekładać razem z sokiem do słoików, i pasteryzować – opakowania półlitrowe 15 min. większe 20 min. Można je lekko posłodzić, albo wcale. To wg książki „Przetwory w gosp.domowym”. Sama kiedyś robiłam podobne przetwory, ale metodą przesypywania surowych owoców cukrem juz w słoikach, po czym pasteryzowałam, stawiałam do góry dnem i już.
sobie a muzom(657):
dzis znowu modna jest maniera,
ze nie nos wazny, tylko – tabakiera.
@byk
Ja już po dzisiejszej robocie. 5 kg wiśni spoczęło w 10 l gąsiorku przesypane 0,5 kg cukru trzcinowego, nie rafinowanego + 3 goździki. Po 2-3 dniach kiedy cukier się rozpuści, wleję alkohol. Jutro dostanę następne 5 kg; z tego 2 kg pójdą na likier wiśniowy, a trzy na dżem. Założyłam też 6 słoików ogórków i to będzie u mnie koniec ogórkowy. Mało teraz jakoś ich jemy,
Jolinku – można i tak : owoce zmiksować, przetrzeć przez durszlak wrzucać na gorący syrop (30 dkg cukru na 1 kg owocu + kilka łyżek wody) krótko przesmażyć, gorące lać w słoiki, pasteryzować. To na zimno jest scisłą galaretą – idealne do naleśników, placków, bułek.
elap, policja ( bo sie rymi ), palant i nisia, wszystko z malej, bo mi sie nie chce
https://picasaweb.google.com/slawek1412/NewAlbum1207122021?gsessionid=p_ddXJvelzLCbS9y0-m4iw
pozatym pozdro, wiem, ze poza z tym jes osobno, ale lubie jak cicha krew wrze 🙂
Slawek, ja nie umie wrzucic swoich zdjec. Dzisiaj je ogladalam z lezka w oku. Statki byly piekne. Bylam przy sluzie jak Dar odplywal w niedziele. Pomachalysmy sobie, Alicja, Nisia i ja.
Barbaro, Pyro dzięki … chyba zrobię te upychane bez cukru …
Pyro na 5kg wiśni tylko pół kg cukru?
sławek jak król wśród księżniczek .. 🙂
Elap, Sławku, pozdrowienia 🙂
Jolinku – Pepe przysięga, że wystarczy. Mnie jego nalewki smakują, a jak będzie za mało, to ma tych samych wiśniach jeszcze można zrobić syrop i drugi nalew z czystej wódki.
Alicja będzie bogata, bo jej nie poznałam; zawsze mówiłam, że kocham Sławka, ale czy można kochać obcego faceta? Kochałam, jak był swój.
No i nie wiem, czy mam zazdrościć Pyrze tej obfitości wiśni, czy raczej nie. Wydrylowanie 5 kg wiśni dzisiaj i taka sama perspektywa jutro to spore wyzwanie. Ale skoro nie muszę niczego drylować, to w tej sytuacji zazdroszczę Pyrze.
Z wiśni robiłam konfitury, jeszcze mam malutki zapasik. A teraz muszę kupić trochę wiśni na nalewkę. Wybieram opcję zasypania cukrem całych wiśni.
A czy ktoś piekł już tego lata ciasto z wiśniami ?
@emerytka:
w tym przypadku, to nie luter, to palikot.
daj ci boze zdrowie i odrobine rozumu, @ emerytka…
ostrogi tanio sprzedam
Szkocka z gradem
https://picasaweb.google.com/100318348417210807170/SzkockaZGradem#5764382142796917794
Marku – czuję niedosyt. Jest grad, a gdzie szkocka? Oszukujesz!
https://picasaweb.google.com/100318348417210807170/SzkockaZGradem#5764382395516034466
Zdjęcie nr 8
Marku – teraz dobrze. Ładne skorupy
dzień dobry ..
Marek dobrze, że dachu Ci nie podziurawił ten grad … ładny talerzyk masz …. 🙂
tu jest fajny blog z przepisami … może nie wszyscy lubią bez mięsa potrawy ale w lecie czasami się chce coś lekkiego .. ważne też, że wszystkie potrawy mają podane kaloryczność składników i całego dania …
http://wegeprzepis.blox.pl/html