Pędzi Ludwik pod prąd
Najnowsza książka profesora Stommy nosi dość zniechęcający dla przeciętnego czytelnika pod tytuł „Antropologia historii”. Sam tytuł jest już ciekawszy: ?A jeśli było inaczej…? Ludwik Stomma jest autorem uwielbiającym prowokować zarówno czytelników, jak i naukowe środowisko. I taka właśnie jest ta książka: prowokująca, bulwersująca, burząca dotychczasowe stereotypy.
Już pierwszy rozdział, w którym zajmujemy się długością życia ludzkiego na przestrzeni tysiącleci – wprowadza nas w zafałszowany przez historyków i artystów świat minionych epok. Wszyscy mamy w pamięci, zwłaszcza dzięki filmom i obrazom, dziewczęcą postać Joanny d’Arc, stojącą przed sędziwymi sędziami i katami. Wiadomo było, iż owi starcy to dziewczę muszą zlikwidować. Tymczasem Stomma spokojnie stwierdza, iż święta Joanna miała wówczas 17 lat, a Karol VII był zaledwie 25-latkiem. Jego dowódcy zaś również byli dwudziestoparolatkami. Wiek więc w tym przypadku nie miał żadnego znaczenia. Powód musiał być inny. Jaki?!
Polscy wielbiciele twórczości Sienkiewicza także znajdą tej w książce coś dla siebie. Otóż w „Krzyżakach” w przydrożnej karczmie rycerz Maćko z Bogdańca przedstawia swego bratanka Zbyszka twierdząc, że ów 18-latek będzie starał się o pas rycerski. Tymczasem w tamtej epoce rycerskie pasy rozdawano 14- i 15-latkom i tacy właśnie ginęli w bitwie pod Grunwaldem. 18-latek bez godności rycerskiej byłby pośmiewiskiem. A jak tu śmiać się z bohatera naszego dzieciństwa?
Sporo miejsca w książce zajmuje niezwykle – zwłaszcza dla nas wszystkich z blogu „Gotuj się” – interesujący rozdział zatytułowany „Kuchnia”. Tu autor rozprawia się m. in. z polską niechęcią do zjadania mięsa baraniego, kociego, psiego, szczurzego, ptaków śpiewających czy owoców morza. Tu autor książki, mimo że uczony i to wykładający w renomowanej paryskiej uczelni, dostanie po łbie od miłośników kotów i psów (dotyczy to zwłaszcza miłośników Bobika, który jest pod szczególnym nadzorem). Ale Ludwik liczy się z tym. I prawdę mówiąc lubi zadymy. Nawet jeśli przy okazji złapie parę siniaków czy guzów.
Nie ogranicza się autor tylko do naszego kraju. Równie bulwersujące są fragmenty mówiące o bardzo silnych podziałach społecznych panujących we Francji i stawiających w opozycji bezczosnkową północ do silnie czosnkowego południa. Warto poczytać. Książka jest już w księgarniach a wydała ją poznańska oficyna „Sens”.
PS. Do dzisiejszego wpisu dołączam kilka zdjęć z całej serii, którą dostaję od nieznanego fotografa. Wszystkie zdjęcia łączy jeden element – moja książka „Męskie gotowanie”. Ktoś jeździ po Polsce i Europie ( a nawet był w jaskini) i fotografuje tę książeczkę na tle a to Berlina, a to Wrocławia, a to innego miasta. Bardzo to dla mnie miłe widok takiej wędrującej książeczki. Proszę więc ujawnij się nieznany Czytelniku. Jeśli nie, to trudno – dziękuję Ci Miły Anonimie!
Komentarze
Wsiadałem już do samochodu, by pojechać na wieś. Ale jeszcze zdążyłem dorzucić dodatkową butelke urodzinową, którą wzniesiemy zdrowie Alicji. I to przy stole z grubej deski dębowej, przy którym już jest zarezerwowane honorowe miejsce dla Alicji. Przewrócimy kartki w kalendarzu Echidny i wizerunek jubilatki bedzie nam towarzyszyć przez trzy dni. Sto lat, sto lat!
Zanim „ustosunkuje sie” do prof. Stommy, rzecz dzis absolutnie podstawowa:
🙂 🙂 🙂 🙂 Happy Birthday, Sweetheart! 🙂 🙂 🙂
Niech Ci wszystkie kwiatki i krzaczki wychodza spod ziemi!
Niech Cie zwierzyna lesna odwiedza jak najczesciej ku naszej wszystkicjh wspolnej uciesze!
Niech dalsze wspaniale pomysly artystyczne porywaja Twoja wyobraznie!
No i najwazniejsze – abysmy sie spotkaly w tym roku!
Co zas do Prof. Stommy. Mam nadzieje, ze odroznia Szampanczyk barana od psa czy kota i ich zasadniczo rozne pozycje w naszym zyciu.
A ksiazke jego chetnie prezeczytalabym, choc ma okropny tytul (A moze bylo inaczej? – tak nazywac ksiazki to mozna dla przedszkolakow).
Bardzo, bardzo lubię czytać p. L.Stommę. Gorzej z jego słuchaniem. Nie wiem, jakim jest wykładowcą, pewnie dobrym jeżeli Go na Sorbonie tyle lat trzymają, natomiast w gawędach, w polskiej tv wypadał zdecydowanie źle (lata 90-te) Koszmarnie drewniany, bąkający niewyraźnie przez półzamknięte usta, no, fatalnie po prostu. W „Polityce” iskrzące się humorem i erudycją felietony, a w okienku mamuci „ałtorytet” (gdzieś widziałam taką pisownię). Książkę postaram się przeczytać, jeżeli tylko dostanę. Tak sobie myślę, że stojąc przed towarami w kolorowych pudełkach i na schludnych tackach w dzisiejszych sklepach, nie mamy pojęcia czym żywili się nasi przodkowie w czasach częstych kiedyś klęsk głodu i nieurodzaju albo w latach wojen. Takie myśli mogą skutecznie odebrać apetyt.
Sława i chwała naszemu Gospodarzowi za wieści z księgarskich półek.
Wszystkim dzień dobry. Bardzo mnie zaciekawiła wzmianka o nowej książce Ludwika Stommy i dziś przejdę sie do księgarni sprawdzić ,czy już sprowadzili.
Zdjęcia są „kulinarne” bo zrobione „z jajem”. Tajemniczy Anonim miał niebanalny pomysł i zrealizował go w sposób bardzo dowcipny. Brawa!
Stu lat dla Alicji w dniu jej święta!!!
O, a ja rano się obraziłam, bo myślałam, że urodziny były cichcem, wczoraj i mnie ominęło (z niewiedzy). Okazuje się jednak, że dzisiaj rocznica szczęśliwego dnia narodzin Alicji. O stosownej godzinie wzniesiemy kielichy i okrzyki. Najlepszego Alicjo!
Prosze nie wykonywac kwadratowych jajec. Pan Gospodarz jest jak ten wierny malzonek, który do konca nie wie kto mu rogi przyprawia. A my wszyscy wiemy co jest grane. Niechaj na wsi wesolej, wsi spokojnej Piotr i Barbara lamia sobie glowy kto wpadl na tak znakomity pomysl.
Zeby nie bylo cienia watpliwosci, to na pewno nie byl
Pan Lulek
Alicjo !
Wszyscy sieszymy sie, ze na Swój jubileusz wykopalas sie spod sniegu. Zycze Ci zatem, wszystkiego najlepszego i szczesliwego powiekszenia rodziny zarówno ze strony Twoich dzieciaków jak i przyholubionej Józefiny
Sto lat, sto lat !
Pan Lulek
Alicjo
składam Ci moje ulubione życzenia
:::
Szczęścia, Zdrowia, Pieniędzy
..ale, że to za dużo jak na jednego człowieka
to życzę Ci abyś kluczy nie zgubiła
:::
tajemnicze fotografie
jako żywo przypominają mi
wędrówki krasnala z Amelii
Alicjo Wszystkiego Naj!!!!
Alicjo,
chociaż stu lat w zdrowiu i pogodzie ducha, artystycznego spełnienia, kuchennych uniesień, łagodnych i mniej śnieżnych zim serdecznie życzy
Małgosia
No to jeszcze tu wrzucę:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=141#comment-15682
Zapomniałam Wam powiedzieć. Marek już jest na „Ojczyzny łonie”, dzwonił ze Świecka. Syt wrażeń, fotografii, obkupiony w książki i ugoszczony przez Sławka po dziurki w mazowieckim nosie. Byli razem na koncercie, Sławek gościł Misia w knajpach wątróbkami i ostrygami, jagnięciną, deserem i winem, a i na drogę dwie godne butelki darował. Słowem = Sławek, jak Sławek : taki, jakiego poznaliśmy i pokochaliśmy. Każdemu gotów przychylić nieba i podzielić się ostatnią koszulą.
PS Haneczka „wisi” wśród komentatorów, a na blogu jej nie ma, wcięło.
Do niczego się nie przyznaję. Także do tego, że rok temu Helena rozkłapała na tym blogu, że mam urodziny i Gospodarz zapytał, jaka książkę chciałabym, i w ten sposób, nie grając, dostałam „Krwawą historię smaku” z osobistą dedykacją, co nazywam wyłudzeniem książki „na piękne oczy” 😉
Siedzę Pyro, żywa. Wiszą życzenia dla Alicji. Powieszę także tutaj.
http://adamczewski.blog.polityka.pl/?p=472#comment-58484
Gdyby się Alicja
nam nie urodziła,
w jakimż by porządku
ta blogownia była?
Przepisy by smutno
leżały po kątach,
bezładnych poezyj
nikt by nie uprzątał.
Wejście do galerii
szlaban by zagradzał,
na zdjęciach by starych
kurz leżał i sadza.
Lecz na szczęście wskutek
Alicji narodzin
wszystko jak w zegarku
na blogu nam chodzi.
Więc stu lat życzymy
(przepuść to, Łotrpressie!)
Alicji we własnym
również interesie! 😀
Alicjo, zlotym plynem toast wznosze, NAJLEPSZEGO
sprawdzilem Misia, juz gdzies pod Poznaniem, mowi, ze kolo 21h bedzie w domku, strach sie bac, wyjechal 22 godziny temu, normalnie harcerz
Słuchajcie, to COS MUSI znaczyc, od bladego świtu prześladuja mnie kody!
5656 <– no, co to jest?!
Sławku, domyślam się, że ten toast złotym to tym po lewej.
http://alicja.homelinux.com/news/Piwo/hpim1234.jpg
Alicja spróbuj szczęścia w hazardzie.Jakaś zdrapka symboliczna? 😀 😉
Alicjo, jeszcze masz jedna szanse zgadnac, ide po drugie
Alicjo, wszystkiego najlepszego, wszystkiego czego chesz…
Ja w sprawie „Krzyżaków” i innych podobnych dzieł historycznych.
Wielkim błędem bardzo wielu osób, które komentują książki i filmy historyczne, że „to nie tak było”. Że Achajowie nie mogli pod Troją walczyć na żelazne miecze, że w bitwie pod Azincourt rycerze francuscy mieli zbroje nie z tego stulecia itd.
Książki i filmy historyczne to nie są dzieła dokumentalne. Autor najczęściej dopasowuje wielokrotnie poszczególne sceny do mentalności i percepcji odbiorcy. Ludzie, którzy znają i lubią historię, wiedzą jaka jest prawda. Reszcie nie jest to potrzebne.
Rzadko ktoś pisze na tematy, które w dzisiejszych czasach są wątpliwe. Józef Hen w swojej książce „Królewskie sny” opisuje przyjazd narzeczonego Fryderyka Hohenzollerna do królewny Jadwigi. Ona miała wtedy 14 lat, a on 9. W „normalnym” filmie ona będzie miała 19, a on 22.
Ja sobie mysle Torlinie, ze nikt nie wymaga od filmow 14 letniej Jadwigi i 9 letniego Frycka. Czesem jednak warto sobie przypomniec, badz uzmyslowic, ze krolowie nie byli starcami, a owe heroiny kobietami w wieku lat 20+ tylko raczej dziecmi.
Torlinie, nie wiem, czy prócz młodzieży do lat 15-tu są ludzie, którzy wiedzę czerpią z powieści. Mało tego – nie tylko powieści odnoszące się do czasów bardzo dawnych zawierają wiele szczegółów ahistorycznych. To samo dotyczy powieści opisujących czasy niemal współczesne , np. obydwie wojny światowe czy konflikty zbrojne na Bliskim Wschodzie. Autorom albo brakuje wiedzy albo ubarwiają realia w imię literackiej intrygi. Właściwie jedyne co można nazwać wiedzą i rzetelną informacją, to warstwa socjologiczna, obyczajowa.
Wszyscy zajęli się widać poważną robotą i na blogu spokój, jak na cmentarzu. U Pyr zrobiona jest mizeria i leszcz leży nasolony i posypany ziołami. Kiedy przyjdzie młodsza, to rybka pójdzie na patelnię. Zjemy ją z chlebem, bo nie mam ochoty ani na ziemniaki „spod kołderki” ani na odsmażane. Ach, te powroty do domu stołowników!
Ludwika Stommę czytam z przyjemnością. Chętnie odnajdę zapowiadaną przez Gospodarza książkę. Sama przeczytam i komuś polecę.
Fotografie ? Po jakości pierwszego zdjęcia widać, że to nie Marka Jatla dzieło – http://www.bstok.pl/foto/?foto=783 . Dobrze, że można podesłać lepsze, bo to jednak niesprawiedliwość wobec pomnika tamta fotografia.
Torlin wywołał temat prawdy historycznej w powieściach.W pełni zgadzam się z Pyrą, ze informacji o czasach dawnych nie szuka się w powieściach choć takiego Bidwella czy ( wstyd nie pamiętam nazwiska) autora cyklu poświęconego Filipowi Pięknemu i jego dzieciom czyta się wspaniale i dowiaduje się wielu ciekawostek.Zwłaszcza seria o królach wyklętych podobała mi się ze względu na bogate przypisy informujące gdzie leży granica fikcji literackiej.
Największy ubaw przeżyłam czytając powieść o jakimś tam królu angielskim, wyszperaną wsród kurzu na półce gdzie nikt w bibliotece nie zagląda.Akcja toczyła się w średniowieczu bodajże trzynasty wiek.Opisywała oddolny bunt chłopów przeciwko ciemiężcy -królowi i kościołowi.Całe wsie obchodziły tam bardzo uroczyście pierwszego maja, zgodnie z prastarą tradycja (dokładnie wiedzieli kiedy jest 1 maja ale godziny ustalał dzwon z wieży kościelnej 😀 )Gdy przeczytałam fragment o tym ,jak chłopi bali się wirusów w lochach, zerknęłam na rok wydania- 1953.Potem rozkoszowałam się lekturą wstępu, z której się dowiedziałam, że autorem powieści jest taksówkarz londyński, wierny członek ludu robotniczego.
Dobrze, ze takie kwiatki jeszcze leżą tu i ówdzie zapomniane.Ale gdyby jakiś uczeń chciał czerpać z tego wiedzę?Bibliotekarka powiedziała, ze mają zalecenia wycofywać takie cuda 🙁 😉
Tereso i ta ma byc ta bieda w Polsce B, ktora trzeba zalesic. A kto nam napisze artykul o tych pieknych zabudowaniach drewnianych, moze autorzy zdjec.
Cale szczescie, ze Marek czyli Mis wrócil w domowe pielesze. Od jutra mozna spodziewac sie codziennej ciekawostki fotograficznej. Jakiez to ksiazki przywiózl On z Paryza. Nie przypuszczalem, ze jest tak biegly we francuskim jezyku. A moze to ksiazkowe reemigracja.
Dzisiaj wieczorem bede politykowal. Municypalnie. Burmistrz zaprosil mieszkanców naszej ulicy na konsultacje. Wazna ma byc konsultacja, bo bedzie dotyczyla przyszlosciowego statusu naszej ulicy. Jak bedzie cos interesujacego to oczywiscie sprawozdam. Konsultacje odbeda sie w salach goscinnych restauracji „Pod Bocianem”. Jako oficjalne, przewidziane jest krótkie wystapienie radnego gminnego wlasciwego do spraw regionalnego planowania i infrastuktury.
Nie smiejcie sie, bo z takiego radnego tylko innej wsi wyrósl obecny Minister Obrony, któremu nikt nie jest w stanie dmuchac w autentyczny kociol grochówki.
Pan Lulek
Dorotko, więcej fotografii z drewnianymi domami – http://beskidmakowski.pl/kasia/gal/gal_pl_maz10.html .
Wyskoczył mi kod 2024.
Alicjo!? Które to wtedy będziesz obchodzić urodziny?
Policzę…..osiemnaste Masz już dzisiaj skonczone….mamy 2008…..2024 będzie za 16 lat.
Więc w 2024 skonczone będziesz już miała….. 34!? 🙂
Stu szczęśliwych lat Ci życzę!!!
O której jakieś zbiorowe toasty?
Srebrny ksiezyc jak latarnia wisi na czerni nieba oswietlajac drzewa, domy ulice. Sasiedzi pograzeni w glebokim snie, Wombat cichutko posapuje w lozeczku, a nasi goscie juz od trzech godzin odsypiaja wedrowki po Melbourne i okolicach.
Jutro, ach co ja mowie, juz dzisiaj, wyruszamy na weekendowy turystyczny szlak. Powrot dopiero w niedziele wieczorem.
To juz chyba wiecie dlaczegom nie odzywala sie – goscie zjechali.
A teraz i na mnie pora by wskoczyc w nagrzane pielesze.
Chcialam tylko sie przywitac, powiedziec zem zwierzydelek zyw i zdrow ino gosc bawie i rzecz jasna do pracy codziennie podazam.
Alicjo luba – Kingston ozdobo
Wszelakiej pomyslnosci z okazji OKAZJI – niech pragnienia sie spelniaja, slonce swieci jasniej i radosniej nie tylko w TYM dniu, zielone w gorodku kwitnie wspaniale – jednym slowem NJALEPSZEGO!
Pozdrowiatka od zwierzatka
Echidna
Uprzejmie donoszę, że zjadłam 2 leszcze grzbiety i nie tylko się nie zadławiłam ale tylko 1 ość do paszczy mojej się dostała i to z ostatnim kęsem.Technikę mam opanowaną, chociaż niezbyt estetyczną. Oddzielam z ryby spore kęsy widelcem, podnoszę odłamany kawałek drugą ręką i wyciągam z niego wszystko, co sterczy. Kawałek już bez ości ląduje tam, gdzie mu przeznaczono. Rybka nawet nie zdążyła przestygnąć Ania też swoją bezościstą porcję zjadła bez protestów. Było nie było od czasu do czasu leszcz jest bardzo dobrą rybą.
Toasty na 20.00?
Antoś,
ja się z ochotą przyznaję do wieku i proszę mi nie odejmować, bo każdy rok ciężko przepracowany, zapracowany, chociaż pierwszych dwóch nie pamiętam. I na wygląd i każdą zmarszczkę solidnie, i ani mi sie śni z nimi rozstawać. Zebrało się tego 54, było nie było 😯
Właśnie rozmawiałam z moim dzieckiem, a ono, że jak to, w lutym skończyło 28 lat. A czy ja poganiałam?!
…”i chociaz czas pogania’
śmiej się z tego drania..” 🙂
O, a na toasty będę o mojej 14-tej, ze szklanka w ręku! Nawet powiem , czego –
Mezzomondo Negroamaro Rosso Salento (Indicazione Geografica Tipica) 2006.
Wiecie co? U nas te wina z Abruzzo , najtańsze Farnese ma „denominazione di originale controllata”. I to są wina tańsze od najtańszych kanadyjskich 😯
Nawet jakbym chciała patriotycznie, to nie potrafię, bo jest jak jest.
Alicjo, to blisko byłem !
Napisałem przecież że osiemnaście masz skończone!!
Ale nie dodałem że trzy razy… 🙂
Wybacz!!!
….i bądź jaką jesteś!!
Wpadnij o 20, bo jakoś głupio będzie bez Jubilatki.
20ta? prosze bardzo. Czerwone wino bedzie.
Jakies pomysly do czego mozna zuzyc baileys? Prosze mi tylko nie mowic, ze mam wypic…
Wszyscy śpiewają na znaną melodię :
Sto lat, sto lat, sto lat, sto lat niechaj żyje nam
sto lat, sto lat, sto lat, sto lat niechaj żyje nam
nieeech żyjeee naaaaam
nieeeeech żyjeee naaaaam
w zdrowiu, szczęściu, pomyślności niechaaaj żyjeee naam!!
ALICJA!!! 🙂
Dwudziesta wybiła – rym-cym- cym. Kończymy z Ania malinówkę wytrawną – za Alicję
… wyobrazcie sobie, że zanim wzniosłam toast, łotrPress (kopyrajt Doroty z sąsiedztwa) wcięło mi wpis taki piękny 🙁
No to bach (Jan sebastian) 🙂
Nirrodku! możesz wylać!
Ale pewnie nie o taką propozycję szło…
Sto Laaat, stooo Laat!
Anteczku slonce moje. Nie. Nie o taka. Moge jeszcze przylozyc komus butelka, ale to raczej tez mnie nie pociaga.
Alicjo, sto lat!
Pora mnie zaskoczyla, wiec toast domowej roboty pomaranczowka, jutro poprawie jakims wspanialym czrwonym winem….
Nirrod – myślę, że do alkoholizowania deserów (krem czekoladowy, lody waniliowe i czekoladowe}Można poeksperymentować też z sałatką owocową
Tak dokładnie rzecz biorąc, Łotrpress urodził się na blogu Komisarza Fomy:
http://komisarzfoma.wordpress.com/2008/04/01/ulga-internetowa/#comments
Początkowo (w komentarzach pod poprzednim wpisem) miał on być negatywną postacią kryminału pod imieniem Leon Łordpress. No i z czasem… zrobił się Łotrpress 😀
Zauważyłem że zdołowani faceci budzą tu powszechne zainteresowanie,
są pocieszani, udziela im się dobrych rad a nawet delikatnie pstryka
w ucho celem przywrócenia do pionu. Ja też tak chcę!!
Napiszę więc o swoim przypadku.
Stało się to zupełnie znienacka, przez kobietę! Ona to spowodowała że zupełnie wbrew mej woli i nieskończonej radości życia wlazłem w dołek.
I cóż było robić? Stanąłem sobie taki troszkę zdezorientowany,
rozejrzałem się dookoła, zadałem pytanie: co ty tu robisz?? po co tu wpadłeś?
No ale skoro zdarzyło się…Szukając pozytywnego spojrzenia na swoją
sytuację, stanąłem wygodnie, oparłem ramiona na krawędzi dołu,
na splecionych dłoniach oparłem głowę i patrzyłem przed siebie.
Zauważyłem coś ciekawego!! Z tej pozycji lepiej to widać.
Z mody wychodzą buty z długimi czubami!! Coraz mniej kobiet takie nosi!!
Faceci niech sobie noszą co chcą, nie patrzę im na nogi.
Kobiety co innego, ale ich stopy obute w takie szpiczaste obuwie
nie trafiają w moje poczucie piękna. Stopa numer 40 , do tego dłuuugi
szpic i w sumie 45!! Rewelacja, stopa większa niż wzrost.
Wyjątek robię oczywiście dla Alicji – ona może w jakich butach chce,
z nogami na biurku zajadać się gorzką wedlowską czekoladą.
I popijać czerwone wytrawne. Urodziny ma!!! 🙂
Teraz kobiety znowu noszą częściej butki z zaokrąglonymi noskami
Bobiku- gdzie ten psiak?, pewnie wiesz, że tak nazywa się również czubek buta?
Bo jest on, podobnie jakTwój nosek, tak bardzo z przodu że bardziej nie może być. Stąd nosek.
Jest więc już jeden pozytyw bycia w dołku. Można popatrzeć
na damskie stopy. Aby popatrzeć na łydki było trochę za zimno,
pogoda powoduje że spodnie jeszcze wszechobecne.
Zerkając dla porównania na swoje obute w zupełnie nieszpiczaste obuwie
stopy, zauważyłem walające sie flaszki. Podniosłem pierwszą
jaka wpadła w rękę, uniosłem wyżej i przeczytałem naklejoną
kartkę : nalewka malinowa !??
Ranyyyy!! zrozumiałem skąd ten dół, co ja tu robię, co ma do mego
zdołowania kobieta!!
Poprostu Antkowa wysłała mnie do piwnicy po ogórki do obiadu!!!
Recepta z butelki :
1 litr spitytusu
1 kg malin
1 l wody
0,5 kg cukru
maliny do słoja, zalać wystudzonym syropem, dodać spirit, odstawić
na dwa tygodnie. Nie ruszać!!!
Zlać ostrożnie do butelek bez filtrowania.
Zlałem 4 sierpnia 2007 roku.
Otworzyłem dzisiaj. I wiecie co? Kolor malinowy, smak malinowy,
zapach malinowy. A jak smakuje….
Maaaaliiinaaa… 😉
Tak, taka nalewka pomaga wyjść z dołka!!!
Wojtku!!! Nalewka malinowa to jest to!! 😉
Wróciłem
Po najdłuższej podróży trwającej 32 godziny i przejechaniu ponad 2000 km zawitałem do domu.
Ostatnia taka podróż. Odradzam jakiekolwiek kontakkty z firmą Europa Ekspress. Nawet herbaty czy kawy nie można się było napić w autobusie . Zeszli zupełnie na psy.
Pyra ma obydwie ręce zajęte forsowną działalnością „człokolubną” – lewą ręką masuję Misiowi plecy zmęczone transeuropejskim siedzeniem na 4-ech literach, prawa poklepuję Antka po głowie – Antoś, 0,5 kg cukru to stanowczo za dużo, wystarczy 30-35 dkg, bo Ci pewnie wyszedł klej do klejenia szuflad.
Alicjo!!!
Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin.
Wznoszę kieliszek Martini Roso zakupione w Antwerpii.
Potem był Utrecht ,Roterdam , Amsterdam przejazd obok niemieckiej stolicy . Pyrowego Poznania , Bydgoszcz, Toruń Inowrocław , Płock , Pułtusk.
Cały czas myślałem czy zdążę na Twoje urodziny…
Ale się naoglądałem… Ale zdążyłem
Antku,
ja zdołowanych facetów nie pocieszam, ja im daję kopa w dupę (a co, moje urodziny, wolno mi używać słów!). Sama jestem twarda i nie rozkrochmalam się łatwo. Ale… może to jest tylko cecha charakteru? 😉
Chyba sobie dopełnie kielicha, bo nie ma to, jak telefony od rodziny, z zyczeniami i tak dalej, a potem , co ich gnębi. Podobno tylko u mnie trawa jest zielona. Bym się spierała, niedawno był śnieg!
Marek!!!!
Witaj! A mysmy mysleli, ze Sławek zrobił z Ciebie jakąś potrawkę 😯
Patrzcie go. Rotterdam, Amsterdam wymienil a Hagi to juz nie. Ta dzisiejsza mlodziez…
Pyrko, w przepisie proponowali 65 deko, obcięłem do 50 i wiesz co??
Daje się spożywać, jest ok, nawet młody bratanek , co był wpadł, łyknął
i pochwalił.
Jest lekkośredniopółwytrawna 😉
Szuflady zdecydowanie nie sklei, gęby też nie…
Malinaaaa….
A teraz wystawcie sobie, otworzyłem wino – Lambrusco typu frizzante.
Taka orenżada… ale skoro otwarte…
Alicjo,
jeszcze raz – jeszcze stu szczęśliwych lat.
Po raz pierwszy skromnie, bom głodny i przejechany, chciałbym podziękować Sławkowi za wszystkie paryskie wspaniałości, które mogłem dotknąć , zjeść , wypić i zobaczyć. Relacje dłuższe wkrótce. Idę coś upichcić co nie będzie łatwe bo lodówka pusta. Pewnie zrobię naleśniki z konfiturą pomarańczową i śmietaną. Drugi kieliszek Martini za zdrowie Sławka.
Misiaczku! Witamy Cie z powrotem! Niech mu ktos naleje! Zdazyles w ostatniej niemal chwili na Urodzinowe Przyjecie.
No to opowiadaj.
Najpierw – co jadles?
… a tam, co jadłeś – wiadomo, zaby i ślimaki! Opowiadaj, co piłeś 😉
Martini Rossi to wermuth chyba…. albo co?
Zacznę od tego co mnie przygniotło w drodze do domu 🙂
Namacalny efekt mojego szaleństwa fotograficznego i kulinarno-książkowego.
Nie musiałem sobie kupować kiecek w Paryżu…
http://picasaweb.google.pl/Marek.Kulikowski/NowyFolder6/photo#5190673902874973186
Alicjio, życzenia za twoja pomyślność wznoszę zabraną z Berlina i tu otworzoną nad morzem tą flaszką:
http://picasaweb.google.de/arkadiusalbum/Zyczenia_dla_Alicji/photo#5190496952280571442
prezent do odbioru w przy ponownym spotkaniu. Nie będę trzymał Ciebie w napięciu i zdradzę co toto. Pobyt w znanej ci naszej budzie z widokiem na morze i od czasu do czasu z kiczowatym zachodem słońca. Wikt i opierunek we własnym zakresie.
A teraz salud amore & dinejro.
# # #
Troszkę się spóźniłem. Byłem na nadmorskim spacerze. Spotkałem powracającego z morza po stawianiu siatek śledziowych rybaka. Szanse są dość duże, ze od jutra zacznę odżywiać się przyzwoicie. Na śniadanie dwa, na obiad cztery świeżutkie śledzie na olivie. Po usmazeniu posypane solą. Chrupiące przy gryzieniu, a zaraz potem rozpływające pod podniebieniem. Oj już mi ślinka zaczyna lecieć.
# # #
Proszę nie doszukuj się tylko żadnych asocjacji z tym, co pisze na ostatnim załączniku.
Wszedłem w posiadanie tej flaszki właśnie dzięki napisie na etykietce. Czytam je wnikliwie od czasu, kiedy zostałem wpuszczony w maliny z takim napisem:
Dieser Wein passt sich den Erfordernissen einer modernen Gastronomie an.
Klepałem o tym jakiś czas temu i nie będę się powtarzał.
Tak sobie oglądam po raz kolejny zdjęcia które Pan Piotr opublikował i zazdraszczam….
Ten BlogowyFotoFan to musi być podróżnik.
Może to jest ktoś z ekipy budującej polskie autostrady?
Tu budują, tam budują, zapędzą się nawet popatrzeć na drogi do Berlina, wkopią się pod ziemię – będą więc i tunele!!
Może i metra kolejne linie??
Ja tu pewnie sam się dzisiaj będę publikował.
Ale lubię piątek. Tydzień temu jechałem na wieś, padał deszcz, błyskało się strasznie, gdzieś tam grzmiało. Dzisiaj siedzę w domu, słuchawki na uszach, błogi spokój, mogę ponudzić.
Ooooo!!
Alicjo! Mam fajną ekipę do naprawy dachu.
Podesłać Ci?? 😉
Marku! będziesz nam tłumaczył zawartość tego coś kupił ??
Arek! Pamiętaj, te nowoczesne wina pij tylko z plastiku!
… Arkadius 🙂
Oczywiscie, że przeczytałam, kapkę zrozumiałam (co kurtyzana, to kurtyzana!), Jerzoru podam do tłumaczenia dokładnego, jak tylko z pracy wróci.
Twoja dziupla w wiadomym miejscu nad morzem jest nie do pobicia. Znamy adres, nie wyprzesz się nas choćbyś chciał!
Antku
Sam francuskiego nie znam, ale jakie cudne są zdjęcia w środku!!! Nasi fotografowie mogą się długo uczyć zdjęć kulinarnych
Dlatego oszalałem i kupiłem. Ceny dużo niższe niż w Polsce. To co kupiłem to !/3 cen detalicznych we Francji w normalnych księgarniach.
A ja dzisiaj zaliczyłam zabawną przygodę. Zadzwonił telefon, dzwonił Pan, który nie dzwonił juz od jesieni i zagaił tak „Misio wyjechał, będzie wieczorem, a ja nie mam co robić, więc zadzwoniłem” Fajnie, co? Powód poważny, żeby dzwonić do Pyry – Misio wyjechał. Poważny też powód do rozmowy – rozmówca nie ma co robić.
po pierwszym kieliszku kurtyzanskiego wina:
Siedzę sobie wygodnie w fotelu, za oknem spoko. Nie duje NO i to zwiększa szanse na jutrzejszego świeżego śledzia. Popijam kolejny łyk. Pieści delikatnie podniebienie, muska dziąsła. Nie czuje mocy tego trunku. Natomiast zaczynają mi się kiełbić w łepetynie kurtyzany ze wszystkich epok.
Kolejny łyczek
Dobrze miały, nikt na dworach nie wypierał się ich. Zostały, ze tak klepnę zalegalizowane, ba w niektórych towarzystwach miały swój uznany statut. Dawały nie tylko siebie ale i cos z siebie. Potrafiły wywierać polityczne wpływy na słabeuszach. I dobrze im tak.
Jeszcze jeden łyczek
Antku, tu mam jeszcze dwie ostatnie musztardówki. O właśnie zapełniłem ponownie.
Kolejny i jeszcze jeden łyczek.
A przyjaciel mi dalej opowiada. Prowadził kiedyś zajęcia z historii dla młodzieży. Ciekawe historyjki długo zostają w pamięci.
…a oni, ci faceci, w zamian troszczyli się o nie należycie. Zapewniali kurtyzanom wysoki poziom utrzymania. Dostęp do dworów i ich sekretów. Nie tylko w jedwabnych sypialniach. Ot całodobowy serwis.
Kolejny łyk
Les Legumes Oublies? Ty lasuchu! Ksiazeczki bardzo piekne.
Co jadles? I jak mowi moja E: co bylo na deser?
Arkadius – z duszy serca żałuję, że nie piję tego wina z Tobą. Mam do heter wszelakich stosunek pozytywnie melancholijny – imponują mi co niektóre, a sama nigdy nie miałam warunków naturalnych, społecznych i osobowościowych. Ech, byłaby kobieta kurtyzaną, ech niekoniecznie przy Peryklesie czy Ludwiku, wystarczyłoby przy kard.Mazzarinim.
Z mojej marnawej, ale jednak w pewnym drobnym stopniu, znajomości niemieckiego wynika, że o samej kurtyzanie nie ma na butelce Arkadiusa więcej informacji niż to, że była znana i z XIII w. Dalej jest już tylko o winie 🙂
Alicjo, jestesmy rowiesniczkami. Tez mamami jedynakow w podobnym wieku…
I mieszkamy zaledwie o jakies 500 kilometrow od siebie. To prawie jak rzut beretem!
Przyjemnych celebracji w ten piekny sloneczny, cieply dzien!
Mialam osobiste sprawozdanie Mareczka, bo zadzwonil. A Wy musicie poczekac az wypocznie po podrozy.
łyczek
drążę temat dalej u przyjaciela
a co na to księżne?
Nie było innej rady. Dziewczyny tolerowane były również przez księżne. Przynajmniej tak długo dopóki oddawały im należyty respekt. Samo życie.
łyczek
ale księżne nie były takie święte i swoim niewiernym pryncypałom odpłacały się niekiedy z nawiązką. Szczęściarze. Teraz już nie wiem komu było lepiej.
Ale okazuje się, ze i Polacy mogą w tym temacie być dumni. Jest i polski akcent w kurtyzanstwie na europejska skale. A dlaczego by nie.
łyczek
Maria Walewska spełniała taka rolę przy Napoleonie Bonaparte, ale nie była jedyną. Konkurentki, a były dwie. Wyparły ja. Jedna Francuzka druga Angielka. Padły nazwiska, ale nie podejmuje się ich wystukać. Zbyt to teraz skomplikowane.
Łyczek.
Oooo, już nic nie ma.
Bądź zdrowa Alicjo. Druga flaszka czeka w Berlinku na otwarcie jak dotrzecie.
Głuchawo i pustawo, dobrze tu jak ludziny brak w Mjach
bez kurtyzany ale doszkolony
Jak tu milo i kulturalnie, przy dobrym winie. Pozwolcie, ze i ja wypije z Wami za Alicje!
Ludwik pod prąd pędzi,
wino się rozlewa,
pieska łapa swędzi
(choć już trochę ziewa),
więc życzy blogowi
(machając ogonem)
snów di Origine
Denominazione
Zaraz mnie….wrrrrr…!
No dobra. Wpis był taki, ze zapytałam, czy wszyscy śpią, bo tu impreza się rozkręca, wrócilismy z zakupów i uczciwie nalalismy sobie po łyku nowozelandzkiego merlota cabernet pod nazwą MATUA.
Bukiet wspaniały (kwiaty we włosach potargał wiatr…), a jak na merlot, smak zdumiewajaco łagodny, co nawet ten nieznający sie na winach przyznał. Ja wolę kopa i esencję, ale nie powiem (powiem!), to je dobre!
Bobik,
napisz do mnie emila (alicja.adwent@gmail.com) bo mam sprawę.
Jedni śpią, drudzy wstają. Kawa w kubku stoi, dziecię szykuje się do pracy (dzisiaj ma ostatnie zajęcia na kursie w tym roku szkolnym, oddaje próbne matury) a ja sobie przeczytam teraz dzisiejszą prasę.
Marek wrócil caly i zdrowy !
Bedzie mial co sprawozdawac. Wczorajsza zbiórka mieszkanców ulicy udana. Decyzji zadnych nie bylismy w stanie podjac. Od tego jest Rada Gminna. My jako wole mieszkanców zglosilismy zeby nasz ulica miala typowy osiedlowy charakter. Przy okazji sasiadka zapowiedziala, ze chyba wybuduje i otworzy malutki lokalik w którym beda domowe obiady abonamentowe a wieczorem kawiarenka. Takie rozwiazanie jest bardzo popularne w niektórych dzielnicach Wiednia. Cale dwa lata stolowalem sie w takim lokaliku i bardzo mi smakowalo. Przy okazji poznalem dobrze stara wiedenska kuchnie. Pani zapowiedziala, ze bedzie to kuchnia typu Panonia czyli rózne potrawy z zachodnich wegier i Burgenlandii. Jesli ona wybuduje i otworzy ten lokalik, to zegnaj moje pichcenie. W dni roboczej u sasiadów a w weekendy gdzie oczy poniosa.
Na dzisiaj zapowiedzieli sie przyjaciele z Baden kolo Wiednia. Maja przywiezc teakowa skrzynie ogrodowa a potem jedziemy wspólnie na rozbój.
Pieknego weekendu zycze pod kodem 4411
Pan Lulek
Ania wyszła, Lulek dzisiaj szaleć będzie z gośćmi, Alicja szykuje przyjęcie, Marek pewnie ma urwanie głowy po tygodniowej nieobecności, Marialka jak w każdą prawie sobotę będzie miała dyżur, Piotr z Barbarą patrzą co wykiełkowało w ogrodzie i na łąkach, a Pyra właśnie wyciągnęła z zamrażarki kurze biusty i myśli, co by z nich na dwa dni przygotować. Ma ktoś jakiś pomysł?
Pyro!
Ja czasami robię najprostszą potrawę pod słońcem, którą moje dzieci uwielbiają. Wkładam biusty do szklanego, dolewam leciuteńko wody, obkładam biusty plasterkami sera żółtego i to z wierzchu polewam keczupem. Jak ktoś chce zioła, niech sobie posypie (ja najczęściej używam przyprawy „złocistej” do drobiu – bo ostra).
Ale musi to być keczup, a nie przecier pomidorowy.
Dzięki Torlinie. To nie jest głupi pomysł. Wypróbuję
Pierwsze zdjęcie z Paryża
http://kulikowski.aminus3.com/
Pyro,
biusty to ja jak schabowe panierowane… i nawet wolę 😉
Piękne zdjęcie, Marku.
Swiat jest piekny, nawet jak pada deszcz. Ty nie dozuj tak po jednym, tylko zapodaj całość. Martwilismy sie o Ciebie i tak dalej, no to *należy* nam się!
Alicja o Marek zrobił 600 zdjęć. Zlituj się. Takiej dawki jednorazowo anu Autor ani my nie wytrzymamy.
… jak wpuści na picassę czy jak jej tam, wytrzymamy 🙂
Idę dospać. Pan J. chrapie, to co ja mam sobie żałować…
A ja biusty drobiowe filetuję, żeby były trochę cieńsze. Potem marynuję w zaprawie z oliwy, sosu sojowego wymieszanego ze słodką papryką imbirem i rozgniecionym czosnkiem(1/2 godziny).
Następnie szybkie smażenie; 3 min z każdej strony. Moim to smakuje! 🙂
a.j
Pyro, ja robię czasem biusty metodą „na leniwca” jak mam resztkę wczorajszej zupy, np. pomidorowej albo grzybowej ( na innym blogu powiedziałbym, że od biedy można wziąć dobrą zupę z torby, ale tu nie wypada), oczywiście bez makaronu itp. W naczyniu do zapiekania układam te biusty, posypuję pokrojoną papryką, pieczarkami, albo co tam podleci, zalewam zupą i do piekarnika, gdzieś na pół godziny, może trochę więcej. Mięso przechodzi smakiem, a z zupy robi się sos, więc wystarczy ugotować jeszcze ziemniaki, makaron albo ryż i jest obiad. Tylko trzeba w trakcie pieczenia sprawdzić słoność, bo z samej zupy jej bywa za mało. Ta sama metoda nadaje się do plastrów wieprzowiny, np. kotletopodobnych.
Ja lubię oprócz wersji Alicji a la schabowy, czy nadziewanego żółtym serem- biust na modłę wschodnią( jadłam dawno temu w jednej z restauracji warszawskich, zachwyciłam się smakiem, a za parę dni ku wielkiej radości przeczytałam przepis tamtejszego szefa kuchni w jednym z magazynów kolorowych- to się nazywa mieć farta 😉 )
kurczak chrupiący
Kurczaka bez kości (ja prawie zawsze robię z piersi) pokrajać na kawałeczki, przyprawić solą,pieprzem, wiórkami kokosowymi i glutaminianem sodu( ja nie daję).Łyżkę mąki, odrobinę proszku do pieczenia i jedno jajko wymieszać, zanużać w tym cieście kawałki kurczaka i smażyć jak frytki.
Rewelacyjne jako zakąska lub z ryżem i surówką np. z kapusty kwaszonej.Dobry do tego jest też sos słodko- kwaśny
Mmmm… ten przepis Małgosi bardziej pracochłonny, ale brzmi niezwykle apetycznie. Jak mi się kiedyś będzie chciało chcieć, to wykonam. Tylko pewnie jeszcze przypraw bym dorzucił – imbiru, chili, albo czegoś tam.
Bobiku, na dobrą sprawę, zanim zagrzeje się olej to zdąży się pociachać mięcho i wybełtać ciasto.Jest to bardzo szybkie danie.I pyszne! Przyznam ,że twoja wersja równie ekspresowa i do tego dobra na smaczne wyjadanie resztek, co tym bardziej mi się podoba
Bobik, bardzo Cie prosze, Kolego, abys nie podsuwal glupich pomyslow Naszej, takich np, ze mamy tyrac w kuchni przyrzadzajac strawe i to nie tylko, jak rozumiem, dla siebie, ale dla calego domu.
Odmawiam, odmawiam, odmawiam. Gotowanie jest dla frajerow. Krolowie Zycia dostaka gotowego bazanta.
Kocie Pickwicku, my frajerzy jemy to co lubimy, a „Królowie Życia” muszą dostosować swe podniebienia do nas.hahaha
Małgosiu, podejrzewam, że nie czytałaś wiekopomnego dzieła pedagogicznego Kota Pickwicka „Jak wychowywać personel domowy i nie tylko”. Z całą pewnością Pickwick nie musi się do nikogo dostosowywać, chyba że akurat bardzo chce.
Kocie Pickwicku, powiedz personelowi, że przyrządzanie strawy jest dla mnie tylko niewinnym hobby, któremu oddaję się czasem z braku lepszych zajęć. Nawet jeśli nie jest to całkowita prawda, pozwoli Ci to uniknąć nonsensownych zagajeń typu: „a może byś, Pickwicku…”, a mnie z kolei nie przeszkodzi dalej wymieniać myśli i doświadczeń z bywalcami tutejszej Kawiarni. Rozwiązanie chyba salomonowe, że się tak napuszę?
Ukłony dla Milorda. Jego wielkoduszność jest dla mnie źródłem nieustającego wzruszenia.
P.S. Wrzuciłem na próbę „tutejszą Kawiarnię”, ale jednak „tutejszy Stolik” byłby wiele lepszy. W kawiarni każdy może siedzieć w swoim kącie, a przy stoliku z natury rzeczy siedzi się razem, co mi się wiele bardziej podoba. No, to tutejszy Bardzo Duży Stolik. 🙂
Alicjo, podam ci jeszcze jeden przepis na piers. Kupuje takowa juz spreparowana na moim targu. Piers jest ze tak powiem butterflied i rozbita dosc cienlo. Na taki plaster nalozyc szpiank (obgotowane cale liscie) i troche pokruszonego sera feta. Zrolowac, zwiazac, upiec. Kroic w skosne plastry. Wyglada tak jak smakuje.
Przygotowanie zajmuje ze dwie godziny wiec pewnie nie dla Krolow Zycia jest to przepis.
Ale w piekny sobotni dzien, jesli sie nie ma nic lepszego do roboty a ma sie nastroj na tworcze babranie sie w jedzeniu…
Ja zaczne dzien od jajka na miekko i prasy.
Masz rację, Bobiku.Nie znałam dorobku literackiego Kota Pickwicka, płonę z zażenowania i zwracam honor.
Na swoją obronę dodam, ze mnie dawno temu też wychowała świnka morska, której o drugiej w nocy gotowałam makaronik na mleku gdy sobie tego życzyła, a robiła to dość często w młodym wieku.
To taki wielki stół, do tego okrągły
Swinka morska?! No proszę, proszę! Zwierzęta wszystkich krajów łączcie się w szlachetnym celu, jakim jest wychowanie ludzi!
Małgosiu, podaj nazwisko tej świnki, żebym mógł umieścić ją w mojej tajnej Encyklopedii Zwierząt Wybitnych. 🙂
No, chyba ze, Bobiczku, w ramach hobby.
Oczywoscie, ze hobby bywaja zabawniejsze niz tyraniue w kuchni ( a kto zmywa?).
Np. drapanie kanapy, wyrzucanie ziemi z donczki i takie tam zajecia.
Nasz dzis bedzie robila carpaccio z bardzo swiezego tunczyka. Moze byc.
Kurzy biust?
Lubię czasami zjeść gdzieś w jednym z bardzo już licznych w Warszawie barów kebaba. Jest on zazwyczaj z mięsa drobiowego,ale baraninę też można znaleźć.
Ale jak sobie takiego kebabo-gyrosa zrobić w domu bez posiadania kilkunastokilogramowej mięsnej bryły, pionowego grilla i dłuugiego noża
a dysponując tylko jednym kurzym biustem zwykłym nożem i patelnią?
Ja robię w odwrotnej kolejności niż w kebab-barze:
najpierw tnę pierś na cienkie plasterki, grzeję olej na patelni, gdy gorący wrzucam pokrojone mięso i obficie posypuję przyprawą Kebab lub Gyros, jeśli ktoś lubi mocno czosnkowe to jeszcze wedle uznania posiekanych kilka ząbków. Krótkie, szybkie na gorącej patelni smażenie i gotowe!!
Dalej jak w kebabowni – ładować mięso do pity,dodać jakieś pokrojone warzywa – ogórek, pomidor, papryka, lodowa sałata….co kto lubi, dolać sosu ( jogurt+czosnek), jeśli pikantnie ma być to jeszcze sosu chili troszkę.
Takiego kurczaka można podać z ryżem, sosem tzatziki ( dobry jogurt już jest! ) i kolorową warzywną sałatą.Z przygotowaniem można zmieścić się w czasie gotowania ryżu. Mnie smakuje.
Dzien dobry!
Alez mnie impreza ominela wczoraj! Alicjo, Twoje zdrowie, caly czas aktualne 🙂
Zapytam Was, drodzy przedmowcy, co Wy mozecie wiedziec o wychowywaniu 😉 ?? Moje koty moglyby napisac superpodrecznik nie tyle wychowawcy, ile terrorysty. Bo ja umiem juz ROWNOCZESNIE: otwierac drzwi na taras temu, ktory lubi spacerowac, odkrecac prysznic temu, ktory lubi sie kapac, nalewac mleka, sypac chrupki i wykladac pasztecik. Wszystko to robie co rano NATYCHMIAST po wstaniu. A gdybym sie ociagala, to 16 lap bedzie po mnie lazic w te i wewte.
L Stommy w tym pipidowie nic nie ma. Tylko samo barachło. Odniosłem wrażenie ze owe nazwisko tez nic tu nie znaczy. A na dodatek śmierdziało wszystkim i dalsze przebywanie groziło śmiercią lub kalectwem. Na ogół nie zachodzę do city. Tym razem zrobiłem wyjątek by zahaczyć o pocztę. I tu niespodzianka której się spodziewałem. Tylko 11,9o zetów zamiast 17,9o euro. Za tą samą przesyłkę.
Chodzą mi te koty i pieski oraz inne rarytasy po głowie. Klepałem i o nich. O mało mnie, jak Torlina na drzewo nie pognali.
Teraz tak myślę, ze Iżyk też miał psa i kota. I przed wyjazdem nie zdawał żadnej relacji kuchennej o ich przeróbce. Pewnie śpieszył się i wsadził toto do zamrażarki. Byle by mu tylko prądu nie odcięli podczas nieobecności. Szkoda by było smakołyków. A po powrocie jak znalazł.
Iżyku, w razie czego służę przepisami na kotka i pieska. Możesz na mnie liczyć, jako jedyny na tym blogu posiadam takowe.
No to miał miał i hau hau.
Zmywa ten, komu się akurat zachce. Jest to w naszym domu dziedzina całkowicie nieuregulowana, ale jakoś nikomu to nie przeszkadza. Ale muszę powiedzieć, że mój personel ma odrobinę sumienia, bo jak warknę, że brudne gary stoją, to zaraz ktoś się nimi zajmie.
Drapanie kanapy popieram, cudowna zabawa! Doniczki wolę plastikowe, takie, w jakich się sprzedaje rozsadę, one tak świetnie trzeszczą przy nadgryzaniu.
Nie mogę dalej pisać, bo potrzebuję wszystkich czterech łap do ocierania łez. Tak mi żal, że nie wezmę udziału w konsumpcji tego carpaccio. 🙁
Bobiku, to była zaiste wybitna świnka!.Miała na imię Marysia. Zmuszała mnie do chowania mleka przed reszta rodziny, bo picie wody było dla niej zniewagą. Najbardziej smakowało jej kakao ze świezym kożuszkiem a były to czasy gdy sklepy nie zawsze były otwarte i najtrudniej było w niedziele….
Pyro, na kurze biusty mam nastepujacy sposob: pokropione lekko oliwa i osolone, z dodatkiem galazki rozmarynu i kilkucentymetrowego kawalka skorki cytrynowej zawijam w folie alu i pieke w piakrniku. Bardzo delikatne i aromatyczne. Moze kiedys bedziasz miala ochote wyprobowac. Ja wlasnie dzisiaj tak je bede preparowac.
Ps: mozna dodac kawaleczek imbiru!
Magdaleno, nie ulega dla mnie wątpliwości, że Twoje koty korzystały w trakcie nabywania swoich kompetencji pedagogicznych z Pickwickowego podręcznika. To już klasyka! 🙂
Małgosiu, Marysia trafia do Encyklopedii. Jak Magdalena poda dane swoich kotów, to też trafią. 🙂
Eli sposób mi przypomniał, że też lubię podobnie – rozdeptać trochę masła z czosnkiem, solą, siekanym (świeżym!) rozmarynem i utartą skórką cytrynową, posmarować tym biuścik, złożyć, a potem już hulaj dusza – w piekarniku, w folii, na patelni, panierowane, jak dusza zapragnie i czas pozwala.
Przeczytałem właśnie, co napisał Arkadius i futro mi się zjeżyło. Toż ja właśnie miałem napisać naszemu Gospodarzowi, że nie chcę być przyczyną bicia pana Ludwika po głowie (nawet jak On to lubi) i wspaniałomyślnie wybaczam dawnym Polakom ich perwersje kulinarne, bo co było a nie jest, nie pisze się w rejestr, a tu masz – nowsi Polacy też z jakowymiś perwersjami wychodzą. Arkadiusie, nie wstyd Ci, że za Ciebie w końcu może dostać po głowie Pan Ludwik? Hmiau! 👿
Nikt nie wymyslil lepszegop dania z kurczakowej piersi niz Ukraincy. Mysle, ze kotlet kijowski jest ich najwiekszym wkladem do kuchni swiatowej, znacznie wiekszym, moim zdaniem, niz barszcz ukrainski, ktporego osoboscie nie znosze (przekarmiona w swoim czasie) . Kotlet natomiast kijowski jest wynalazkiem na miare burgundzkich slimakow! Pod warunkiem, ze zrobiony w domu, a nie kupiony w supermarkecie w postaci gotowca do upieczenia. Choc i gotowce potrafia byc OK.
Heleno, czy kotlet kijowski to ten sam co wileński czyli z nadzieniem z masła ziołowego?
Pozbierałam te przepisy, sama też mam ich nie mało – i – na obiad zjadłyśmy duszone pieczarki i to z prozaicznego powodu. Biusty nie rozmarzły. Będą robione jutro.
Nie, kijowski jest z maslem czosnkowym, tak jak to pichci Bobik, w leciutkjiej panierce (gotowce w sprzedazy sa zawsze w skorupie panierowanej).
W restauracjach w USA, Kanadzie i Wlk. Brytanii podawane jest zawsze jako Chicken Kiev. Jedno z najpopularniejszych dan.
Hej Wy tam,
królowie życia! Czasami ktoś jednak musi ugotować… najlepiej, żeby nie musiał, właśnie symultanicznie prowadzę obok taka dyskusję ze Szwedem. On, ze gotowanie nudne. Ja, że jak ze wszystkim, żeby dwoje chciało naraz. Lubie gotować, bo nie jestem zmuszona. A gdybym była, to nie wiem, czy tak by mi sie podobało.
Przepisy na biusty pozbieram (jeszcze nie doczytałam komentarzy), kotlet kijowski jak sie robi, pokazywał kiedys w tv jakiś szef kuchni z Nowego Jorka, zaraz zrobiłam – pycha, i takie proste! Polecam. A, oczywiście zrobiłam raz, nie zapisałam i teraz mam mętne pojęcie, jak robic. Masło do środka. Helena poprawi jakby co.
„Masło do środka. Helena poprawi jakby co”.
Wyjmie z środka?
Bobik, prosze bardzo – Kacper, milosnik prysznica i pomidorow, Melchior – milosnik chodzenia po klawiaturze i picia alpejskiej wody prosto z kranu, Rudolf – milosnik kawy z mlekiem, pasztecikow i wyglaszania tyrad, Alfred z Dachu – milosnik spania na swiezo wyprasowanej poscieli i siedzenia na tarasie.
3366 <– no, muszę…
A moze i wyjmie, no i co?! Nie wolno?! 😉
Czego nie lubię, to sprzątania, a tu właśnie mi się trafiło, trzeba dom lekko odgruzować (jak miło mieć małą chałupkę w takich razach!)
Torlin, może na ochotnika … nie pomógłbyś? Przez głośniki leci Alan Parsons Project… a po robocie (I Robot) coś na przegryzkę i lampkę tego nowozelandzkiego.
Drugi dzień pada, siąpi, jakby była już jesień, dobrze że chociaż kod do przyjęcia – d9e9 . Magdaleno, Kacper, Melchior, Rudolf i Alfred to koty?
Z przyjemnością. Ja może jestem głupim facetem, ale lubię sprzątać, bo lubię, jak jest czysto. Tylko ta Kałuża. 😀
Magdaleno – karna gromadka. Widac, ze trzymasz je ostro i nie popuszczasz.
Tak trzymac – w jezowych rekawicach.
Dawno, dawno temu kotlet kijowski nazywano w Moskwie reczny granat przeciwczolgowy. Trzeba bylo ostroznie jesc zeby maselko nie lecialo za mankiety. Kostke pozostawialo sie dla Bobików. Potem smakowal dobry kieliszek. Stolicznej albo Moskiewskiej.
Przyjechala skrzynia z teakowego drewna. Wymiary inne anizeli w zamówieniu o do tego drzwi otwieraja sie w przeciwna strone. Otrzymalem rabat na skutek niedotrzymania warunków umowy. Rabat przepito we trójke za zdrowie piratów którzy zgineli na Oceanie Indyjskim usilujac ukrasc kontener w którym jechala wspomniana skrzynia. Komplet piratów zostal zjedzony przez rekiny które eskortowaly kntenerowiec na pokladzie którego byl ten specjalnie oznakowany kontener ze wspomniana skrzynka.
Jakesmy pili, to nie bardzo bylo wiadomym czy wznosic toasty za dusze zjedzonach piratów czy zdrowie najedzonych rekinów.
Marek, kap dalej sprawozdaniem, nie zapominajac, ze jeszcze przed podjeciem posady masz obowiazek wpasc do Londynu.
Pieknej soboty i niedzieli. Powrócony.
Pan Lulek
Przejrzałam swoje zasoby przepisowe i mam niejasne wrażenie, że kotlet kijowski i wileński( nazwa na Litwie bardzo popularnego, w kształcie cepelina kotleta z masłem w środku) to to samo.Masło może być różnie doprawione, w Culinariach był podany w przepisie na kijowski kotlet tylko pieprz i sól. Kiedyś w radio słyszałam przepis na wileński i było dopowiedziane, ze można np. zieleniny wmieszać do masła.Technologia taka sama w każdym razie, a Litwini czosnek dodają do wszystkiego i jedzą go straszne ilości od malutkiego.
Pewnie jak zwykle sukces ma wielu ojców.Jak go zwał tak go zwał ale taki kotlet naprawdę jest pyszny.
Torlin,
przepłynąłbyś! Ja tez burdelu nie znoszę, pedantka nie jestem, ale żeby funkcjonować, musi byc jakis porządek naokoło, inaczej nic nie idzie.
Z WIELKA PRYJEMNOSCIA WAM WYTKNE, że u mnie 22C o 11-tej z groszami i słońce,i bardzo dobrze, niech u Was siąpi i jest paskudnie, wcale mi Was nie żal, wreszcie ja mam jakąś nagrodę za pół roku okropnej i wyjatkowo paskudnej zimy. O!
kliknąłem kilka razy żeby jakiś fajny kod mi przydzieliło
e6d6 ..nienajgorszy
:::
witam popołudniowo
dziś u mnie placki ziemniaczane
a na wierzch wątróbki kurze z cebulką
i łyżka śmietany
Alicjo buziaki urodzinowe!
Pytanko, a ten kotlet kijowski ma sie jakos do devolay? Tez chyba z maslem cieknacym po brodzie. Widze, ze musze wrocic do literatury zwana internet.
U mnie zupa ogorkowa na kurzecych (obranych) nozkach, wiec danie w jednym garnku.
Musze gonic, bo sa przedslubne przygotowania i jade do przyszlej synowej taty, John ma na imie.
Podciagam kiece….
… Lena,
mówi się „zadzieram kiecę i lecę”. A Pan Lulek nie będzie zazdrosny o tego Johna?!
Niech ten John uważa, bo Pan Lulek dysponuje kulami o róznych parametrach…
Zupa sie czesciowo wylala. Lena czyli Tuska nie wytrzymala i puscila w swiat wiadomosc. Dodam do tego, ze w dniu 10 maja Roku Panskiego 2008 ona zmienia stan cywilny. Teraz zapewne rozumiecie dlaczego ostatnio byla cala w nerwach i trudno osiagalna. Otóz we wspomnianym dniu Tuska przestanie byc mama a zostanie tesciowa. Syn jej, pierworodny bowiem, wstepuje. Ciekawy jestem, kto najbardziej przezywac bedzie ten wzniosly moment. Jezeli przypadkiem znowu czegos nie pomylilem a idzie o inny slub. Tak czy inacze wedlug dobrze poinformowanych zródel znany jest mi termin 10 maja.
Ja nawet nie donosze tylko informuje
Pan Lulek
Ucięłam sobie drzemkę popołudniową. Barometr poleciał w dół, a Pyra na tzw pysk. Spolszczonego dewolaja zwijam z dobrze zamrożonym wałeczkiem masła i sporą szczyptą siekanego, zielonego koperku. Smaczny jest także z serem typu bleu, posypanym paskami z miękkich suszonych śliwek i siekanymi orzechami. Innym sposobem (pierwowzór u Chińczyków) jest krótkie osmażenie pasków mięsa, potem dodanie 1 cebuli w półplastrach, 2 posiekanych ząbków czosnku, pasków czerwonej papryki , 0,5 paczki mrożonej włoszczyzny, 25 dkg podsmażonych pieczarek i puszki rozdrobnionych pomidorów i duszenie tego misz-maszu z towarzyszeniem dużej ilości ziół prowansalskich, 2 ziaren ziela angielskiego i kawalątka liścia laurowego + sól i pieprz. Robi się tego dużo, można dołożyć imbiru, podaje się do ryżu i jeżeli z imbirem, to na wierzch zrumienione na suchej patelni ziarna sezamu sypie się już na talerzach.
Ja znam wersję podwijam kiecę i lecę.
Nazwa kotleta jest mi całkowicie obojętna, byle była ta kosteczka, o której Pan Lulek wspominał. I nic mnie nie obchodzi, że mi podobno drobiowych kości nie wolno dawać. Wykradłem parę razy, zjadłem i jakoś żyję.
Magdaleno, z Alfredem z Dachu na pewno byśmy się dogadali. Podobne upodobania. Ale do Encyklopedii biorę wszystkich czterech. 🙂
… no przecież wszyscy od dawna wiemy, ze Tuśka w maju zmieni stan cywilny na teściową! A co, tylko ja mam być?! No… jak sie rozejrzę, to kilka teśćiowych by sie znalazło, a i teściów garstka…
Wracam do garów. Na dworze bosko, juz nawet nie mówię, że królewsko.
8421 to się nazywa kod!!!!!
Alicjo, dobrze,że słonko grzeje u ciebie.Moze nam szybciej darujesz lżejszą zimę 😉
Oczywiscie nemo wiedzialaby roznice miedzy poulet de volaille, chicken Kiev a litewskim i to na dodatek w trzech jezykach, ale gdzie jest nemo gdy jest potrzebna? na wakacjach…
Wiec musimy mniej wiecej zgadywac…
Leno, gratulacje z powodu nowej zyciowej roli do spelnienia.
… a to Was jeszcze troche podręczę, 27C w cieniu!!!
No dobra, w Calgary śnieg, czyli za dwa dni nie wiadomo, jak będzie u nas, bo wszystko niestety, przychodzi głównie ze zgniłego Zachodu. To nie śmichy-chichy, tylko tak się ta ziemia obraca, a co najwyżej wiatr zawieje z południa lub północy. O wschodzie zapomniałam, bo tak rzadko wieje stamtąd.
Leno,
gdybyś potrzebowała podpowiedzi, jak być dobra teściową, to pisz jak w dym, mam to opanowane 🙂
Rok temu o tej samej porze Nemo włóczyła się po Prowansji. Potem obdarowała Zjazdowiczów woreczkami z lawendą i mydłem lawendowym Pyrę osobiście. Kawałek tej kostki jeszcze mam i wykładam jak zaprzyjaźniony ktoś przychodzi i podejrzliwie patrzy na ciemne coś tkwiące w mydle. Zabawne. Tłumaczymy wtedy, że to kawałeczki kwiatów lawendy nie mrówki zamknięte w mydle. Niektórzy goście patrzą jednak nieufnie i sięgają po dozownik mydła w płynie. Zauważyliście jak to się z nami dziwnie porobiło? Wystarczy, że kogoś tydzień nie ma i od razu odczuwa się dziurę przy stole.
Nemo już jest, bo jest świeżutki wpis u Doroty z s.
No to jest nadzieja, że Nemo nas poratuje w tym kotletowym zamieszaniu
Alicjo!!
Na pociechę informuję że pogoda u mnie taka jak kod : dd1d !!
Gorąca pomidorowa była w sam raz.
Ciesz się swoim słońcem!!
Ja też mawiam : zadzieram kiece i lece!!
Ale teraz zostaję w domu.
Hali halo! Melduje sie z powrotem, ale nie oczekujcie, ze zaraz sie zajme jakimis dewolajami 🙁 Sorry. Wracam nie z Prowansji, a z Wyspy. Wyspa czyli Insel, to szpital uniwersytecki w stolicy, miejsce ciekawe, ale pobyt srednio przyjemny choc dosc luksusowy. Obrazkow nie bedzie, choc jedzenie i sposob podania warte by bylo uwiecznienia, niestety kamera zostala w domu. Dla uspokojenia ewentualnie zaniepokojonych donosze, ze mam sie calkiem dobrze, ale doswiadczenia Azji Tuhajbejowicza nie sa mi obce. Wiosna dotad bardzo marna, ale robi sie cieplej i pora zaczac rycie w ziemi. Narazie przesadzilam setke pomidorow do wiekszych doniczek.
Alicji skladam spoznione zyczenia urodzinowe, niech ma wiosne w duszy i na dworze 🙂
Ciesze sie, ze moge Was znowu czytac 🙂
Zanim polece po mleko wrzuce informacje, ze wg mnie kijowski i „dewolaj” to jedno i to samo. W Anglii nazywaja toto rowniez chicken kiev.
P.S. Za kazdym razem jak zabiore sie za malowanie, to 1/2h po skonczeniu zaczyna padac…
2b52 ale bombowy kod.
Biusty kurze są bardzo uniwersalne!
A u mnie dziś była pieczarkowa i gulasz wołowy z kaszą gryczaną. Taki bardziej zimowy zestaw. Ale za oknem brr…
Mam nadzieję, że nie wejdę w kompetencje Nemo, jeżeli podzielę się swoją skromną wiedzą. O ile wiem, cotelette de volaille to po prostu plaster mięsa drobiowego (bez kości), jak cienki to może się też nazywać escalope de volaille. To są nazwy niespecyficzne, tzn. sposób ich przyrządzenia poznaje się dopiero po dodatku, np. a la coś tam. Natomiast w Polsce dewolaj był rzeczywiście nazwą kotleta kurzego panierowanego z masłem w środku. Czyli właściwie to, co chicken Kiev w rejonach anglosaskich, tylko tam w klasycznym chicken Kiev powinna być zostawiona kostka. Istnieją jeszcze bitki po kijowsku, ale to inna para kaloszy i nie drobiowa. Natomiast ten kotlet wileński jest dla mnie zagadką. Muszę spytać znajomą Litwinkę, jak ją dorwę. 🙂
Wróciłem ze wsi gdzie pomagałem sadzić roślinki. Okazałem się bardzo pomocny, dalsze relacje z Paryża wkrótce.
Ludwik pędzi pod prąd a ja byłem dziś na pokazie ogierów arabskich.
W cenę wejściówki wliczony był talerz zupy którą raczono w przerwie po pierwszych sześciu ogierach. Ponadto była loteria. Główna nagroda – pokrycie wybranym z tych dwunastu. Nie wygrałem – nie muszę więc niczego pokrywać.
Wróciliśmy późno i na obiad były fenkuły po Adamczewsku pod beszamelem i parmezanem z moją rybną modyfikacją. Do picia – Gobelsburger Riesling. Tym razem na prawdę a nie jak ostatnio Grüner Veltliner. Dzięki Magdaleno (dawniej meg-mag, dawniej 22 Lipca, dawniej E.Wedel) za tę lekcję. Na deser kisiel z suszonych owoców z suszonymi uprzednio owocami.
Mmmmm…
Brawo Bobiku…
nemo jak ochlonie po powrocie do domu (ciesze sie ze sie dobrze czujesz droga nemo) to zapewne uzupelni skad sie wziely te kotletowe roznice i co to za niecnota ten Baron de Volaille…
Sobie tylko tak podzartowywuje nemo, milo cie znowu poczytac, to dlatego.
… i nie dla nas dewolaje
costamm costam i szanghaje
itede, itede, itepe…
Nemo 3maj się. Dobrze ze jesteś. Twoja obecność jest tu treściwa.
###
Bobiku tyś jedyny który czytasz co naklepie. Możesz być spokojny o swoją egzystencje, futerko i przyszłość. W grę wchodzą osobniki takie jakim dysponował Iżyk. To trzykroć ciebie. Co innego z miałkami. Wśród nich nie ma aż takich dużych różnic wagowych. Miłośnicy nazywali je dawniej Dachhase. Pod taką nazwa znaleźć można było w menu.
Ale zaraz, Iżyk miał jeszcze konia. Chyba że jest to białej maści ogier. A Iżyk na nim, z szabelką w dłoni, pogalopował zdobywać Walie. Łot ułańska fantazja.
#
Jutro odbieram na plaży od rybaka mówioną ilość śledzi. Raz zrobiłem je według przepisu Aszysza. Ale po tego typu eksperymentach jakich doświadczyłem wg Aszysza przepisu, nikt mi tu nie przetłumaczy, ze był to dobry pomysł.
#
Zwracam się ponownie o prośbę do blogowiska.
Jak je zrobić w zalewie octowej?
To nie są żadne śledzie z beczki. One dziś jeszcze nie wiedza co je jutro czeka. Spokojnie pływają sobie w niezbyt słonym akwenie. A w nocy nawet nie będą pewnie śniły o wspanialej podroży jaka ich czeka do najpiękniejszego miasta na tej planecie.
Marku są skrzynki które trzaskają 2ooo fotek na secunde. Myślę o takiej. Ty wiesz ile czasu można by zaoszczędzić na przemyślenia?
Nemo!!!
Witaj w porcie! 🙂
Więc to jednak była wyprawa na tajemniczą wyspę.
Tylko czemu taka bolesna?
Zdrówka życzę!!
arkadiusie
tylko nie rób hitlerherrings!
ciekawe czy znasz ten żydowskie szmojces
jak tuż przed wojną pojawiły się na żydowskich bazarch
takie właśnie śledzie
– ale jak pan to robi? bo Bismarck herrings każden zna?
– normalnie – odpowiada wesoły żyd – wyjmam mózg i rodziawiam pysk
:::
jeśli małe te Twoje zielone śledzie
to smaż w całości (po odgłowieniu i patroszeniu)
pamiętaj lekuchno posolić i obtoczyć w mące
a jeśli spore one, to wyjmij im kręgosłup
tak, aby powstało coś na kształt kipersów
do zalewy weź marchew, cebulę, pora
zagotuj w wodzie, dodaj liścia i ziela a i ziarna pieprzu
lekko osól i ocukrz
gdy warzywa będą al`dente wlej ocet i zagotuj
(tyle samo co masz wody, może mniej)
śledzie układaj w słoju, porozkładaj warzywa
zalej gorącą zalewą, zakręć słoje, odwróć do góry nogami
po kilku dniach możesz zacząć próbować
..do wyczerpania zapasów :o)
Arkadiusu, ja cie zawsze czytam z przyjemnoscia, czasem tylko mi sie wlosy jeza na glowie.
W 1982 bawilam z moim malym synkiem w Sopocie. Miszkalismy w goscinnych pokojach w Sadzie Rejonowym w Sopocie i mielismy kuchnie do dyspozycji. Otoz nasza wspolwczasowiczka kupowala sledzie wiadrami i przerabiala na milion sposobow. A jeden z tych sposobow byl taki:
filety sledziowe obtoczyc w mace i usmazyc na oleju. Usmazone ulozyc dosc ciasno w sloju.
Zalac zalewa na sposob Brzucha tylko mniej octu. Nie wiem czy mozna je dlugo trzymac (watpie), ale kto moze przejsc obojetnie kolo sledzi?
Jedlismy te sledzie na przemian ze smazonymi fladrami cale dwa tygodnie.
To byly wakacje…
Nie wiem juz czy mam podciagac, zdzierac, wdzierac, rozdzierac czy nawet nadzierac te kiece, juz NIE PAMIETAM!
No ubralam sie i wyjechalam na piekne spotkanko, fajnie bylo, jedzenie wloskie, usmiechy staropolskie i dobre wino na dodatek.
Dziekuje za dyskusje o kurczaku kikowskim i devolay, bo z samego rana juz myslalam, ze mi cos sie pokrecilo w mojej glowence.
UWAGA! W Kanadzie pogoda cudowna. W ciagu dwoch tygodni przeszlismy z zimy na nieustajace (????) lato, i jak tak dalej pojdzie to przyjdzie mi sie rozebraci i opalaci.
Też napisałam przepis ale wcięło. Robię bardzo podobnie do Brzucha, tylko przekładam ryby plastrami sparzonej cebuli, a octu daję dużo mniej i nie zaszkodzi mała gałązka albo szczypta suszonego estragonu. I jeszcze jedno – zalewę gotuję na patelni, na której smażyły się ryby – razem z pozostałością oleju i przysmażonej mąki.
racja
octu mniej jeśli ma nieco dłużej postać
a mocno jak tylko aby-aby do skruszenia
Leno,
my to znamy – albo walonki, albo nago! Czyli zdzieramy, bo 27C na termometrze to szok, przed chwila było metr śniegu, a teraz gorąco, chociaż trawy zielonej mikro…Pojutrze bedzie jak nic.
najbardziej wiosna to mi się zawsze w Szwecji podobała
taka cieplutka i wybuchowa
szkiery pełne opalających się ludzi
zieleń jakaś taka winna wszechogarniajacego optymizmu
Czy ktoś z Was słyszał o tym, żeby rękawiczki skórkowe miały być trujące? Przed chwilą mama mi taką rękawiczkę z pyska wyrwała, jakby jej żucie (rękawiczki, nie mamy) miało grozić nagłą i okrutną śmiercią. Nie rozumiem! 😯
Świeże śledzie o occie? Bardzo proszę.Sprawdzone, wykonywane zawsze, gdy dostęp do świeżych rybek, jedyne co to trzeba uwazac bo jak się weźmie pierwszy kawałek do ust to trzeba pługa by odciągnąć
2 kg świeżych śledzi
4 szkl. wody
1 1/2 szkl. octu
2 kop. łyżki soli
trochę cukru
liść laurowy, pieprz, ziele
Zagotować, ostudzić i zalać śledzie całe, wyczyszczone.Jeśli nieduże- zostawić na dobę, jeśli większe- nawet na półtorej doby.
Potem odsączyć, wyciągnąć ości, pokroić w kawałki, układać warstwami: śledzie-posypać pieprzem i cebulką pokrojoną w kostkę, na to trochę oleju i znów śledzie itd
Leno, mam nadzieję, że te bardzo gwałtowne śnieżyce w centrum Kanady ,o których czytałam na pasku informacyjnym w tv ,nie dotrą do was…
Komplikujecie mi zadanie. Ja ich, tych śledzi wcale nie zamierzam smażyć. Dziś na śniadanie i obiad. Jutro powtórka z rozrywki. I stop. Schluss. Przyjaciel tego nie wytrzyma dluzej. W gre wchodzi jedynie kombinacja w zalewie. Tu trzeba na prawdę konkretów. Ile wody, ile octu, 5%owego czy 10%owego na kg śledzika?
Ojjjjjjjjj nie zauważyłem.
Dzięki Małgosiu, mogą śledzie spać spokojnie. Do jutra.
Smacznego Arkadiusie 🙂
Tu masz Arku przepis z konca XVIII wieku na usolenie swiezych sledzi. Ale musisz miec saletre – to sie podobno kupuje w aptece
Any quantity of fresh Herring
Salt
Bay Salt
Saltpetre
Brown Sugar
Gut the fish and salt them lightly with plain salt. Lay them in a basket and leave them overnight to drain. Wipe each one in a dry cloth to take off all the scales. Pound together equal quantities of saltpetre, bay salt and brown sugar.
Place a layer of this in an earthenware crock, then a layer of fish, and so on until the crock is full.
Spread a thick layer of the salts on top. Cover the crock and leave for a few months before using.
Zaraźliwa jest ta konwersacja. Czytam, czytam, apetyt rośnie. Na Małgosi śledzie marynowane z cebulą w oliwie. Estragon wzorem Pyry też dołożę.
Teresa – czy byaś na zjeździe PK? Widziałam reportaż, bardzo mi przykro ale towarzystwo mi się bardzo nie spodobało. Czy te baby naprawdę muszą naśladować Gosiewskiego w pleceniu andronów?
Teresko, nie bylo Cie na Zjezdzie Partii Kobiet?
To nie wyrzut, tylko jestem ciekawa.
Pyro, a dlaczego sie nie podobalo?
Ja slyszalam w dzienniku, ze postanowiono jednak zabierac glos w sprawie prawa do aborcji. POmyslalam wiec, ze nareszcie jest jakas partoia, ktpra gotowa o tym mowic.
Ale nic wiecej nie wiem co bylo na zjedzie Doniesienie PAP jest jakims belkotemm chyba ze od tego czasi byly lepsze doniesienia.
Tereso, ja Ci opowiem jeszcze o czymś, co Ci na pewno zasmakuje. Byłem dzisiaj w miejskiej bibliotece, książki wymienić i patrzę co tam w bogatym programie kulturalnym. Uwagę moją zwrócił duży plakat, że tak przetłumaczę, Czytaczy Dzieciom. To jest taka grupa ludzi dobrej woli, którzy ochotniczo czytają na głos, objaśniają i przybliżają dzieciom literaturę, czyli robią to, co powinni robić rodzice, ale często nie robią. Ci czytacze robią czasem takie bloki tematyczne, że np. przez miesiąc czytają i rozmawiają z dziećmi na określony temat. No i w tym miesiącu, stoi na plakacie wołowymi literami, temat: uczucia.Strach, radość, rozpacz, miłość, gniew i co tam jeszcze. Przez miesiąc lektury dobrane pod tym kątem, żeby się dzieciaki dowiedziały, jak się z uczuciami obchodzić, jak je można w słowach wyrażać, że wszyscy ludzie odczuwają podobne rzeczy, ale każdy na swój sposób, itp. Jak to zobaczyłem, zaraz pomyślałem: trzeba opowiedzieć Teresie. Edukacja emocjonalna istnieje! W realu! 🙂
Heleno – od samego początku było jasne, że to środowisko trzeba uruchomić, że póki w „normalnych” partiach nikt się z kobietami nie liczy, to muszą same zadbać. Ja nie o tym. TVN24 w przerwach robiło wywiady z uczestniczkami, a wczoraj p. Gretkowska brała udział w programie, na który przyprowadziła córeczkę. Córeczka dała popis przed całą Polską, że hej. Ładniusia, jak to 6-latka, żywa (patrz pkt 1) ZA NAJLEPSZą ZABAWę UZNAłA BIEGANIE MIęDZY KAMERAMI, OPERATORAMI, OśWIETLENIOWCAMI I POKAZYWANIE JęZYKA PROWADZąCEMU, PROSZąCEMU, żEBY USIADłA. Nie było mnie tam, ale pewnie cała załoga miała w oczach obłęd i chęć mordu. Natomiast dzisiaj „wywiadowane” działaczki plotły duby smalone nie dlatego, że głupie, ale dlatego, że chciały naśladować „poważnych polityków” Efekt nie był dobry.
Bobiku,
dziękuję bardzo ! Gdzie jest ta biblioteka? Czy dzieci na to czytanie przychodzą, a nawet są przyprowadzane?
Czytałam od końca. Na Zjeździe PK w żaden sposób być nie mogłam, bo moje relacje z PK to uznanie wobec wysiłku Manueli Gretkowskiej.
Tereso, jedne przychodzą, inne są przyprowadzane, bo są nawet różne grupy wiekowe. Ale ta biblioteka niestety w Niemczech, nie w Polsce. 🙁 Niemniej jednak jest to przykład na to, że da się i działa. I to nie doraźnie, akcyjnie, bo ci czytacze od kilku lat już to robią. A mieścina jest mała, prowincjonalna, nie żadne tam centrum kultury.
Bobiku, czyli rodzice rozumieją tę potrzebę… Obawiam się, że u nas ją trzeba dopiero rozbudzić.
Tereso, u nas może byłyby większe szanse powodzenia, gdyby coś takiego szło poprzez szkołę, np. jako zajęcia pozalekcyjne. Niektórzy rodzice są zadowoleni, jak dzieci dłużej siedzą w szkole i głowy nie zawracają, ani po ulicach się nie włóczą. Ochotnicy równie dobrze mogliby przychodzić do szkoły, jak do biblioteki. A to są głównie emeryci, panie domu, w małej części starsza młodzież, więc godziny po lekcjach mogłyby im pasować. Tylko żeby wyraźnie podkreślać, że to czytanie należy już do rozrywki, nie obowiązku.
Dobranoc moi mili. Jeszcze troche poczytam i lulu. Do jutra
Wszystko zalezy od rodziców. Nasze małe od tak zwanej zerówki chodziło do szkoły, o 8-mej rano wychodziło, wracało o 16-tej. I tak przez całą edukację podstawową i średnią, w miedzyczasie matka go traktowała językiem polskim, bo tata wracał do domu o 17-tej, więc zanim ziemniaki sie ugotują… i tak dalej. Pary mi potem zabrakło, a szkoda, na szczęście małe ciągle pięknie mówi po polsku, tylko boi sie pisać. Bo jak błędy, powiada? No to co – kto pyta, nie błądzi! I racja Bobiku, nic na siłę.
Kod 1981. Może wziąć na wspomnienia.
Alicjo, teraz sobie uświadomiłem, że właściwie to nie Ty do mnie miałaś sprawę, tylko ja do Ciebie, mimo że nic o tym nie wiedziałem. To się chyba nazywa uprzedzanie życzeń? 🙂
U E. byl potop, rozchwiala soe jakas rura i zaczelo zalewac mieszkanie. Latalam po calym domu szukajac gdzie sie zakreca, ale nie moglam znalezc. Pogptowie mowilo nam, ze trzeba bedzie czelac do trzeciej nad ranem zanim beda mogli przyslac hydraulika. Ja w rozpaczy, choc nigdy tego nie robie, powiedzialam, ze pani u ktorej to sie stalo jest bardzo bardzo niepelnosprawna. I jakos podzialalo. Przyslali w ciagu pol godziny wspanialego specjaliste, ktrory spojrzal na nas, dwie badz co badz blondynki, wygladakjace nad wyraz aryjsko i powiedzial: Happy Pesach!.
Nie moglysmy sie nadziwic. I wszystko naprawil w 15 minut.
Potem E. komentujac moje zalatwienie szybkliego przyjscia hydraulika z pomoca karty niepelnosprawnosci , powiedziala: pamietasz jak sie mowilo za PRL w sklepie? Poprosze dziesiec deka szynki, ale chudej, bo dla chorego. Poprosze ladna pomaranczke, bo to dla dziecka.
Nocne przyjscie hydraulika – 140 funtow – jak psu w ucho.
Happy Pesach to you, too!
Przed wojną to służące mówiły: poproszę dziesięć deka okrawków z szynki dla pieska. tylko chudych, bo mój pan innych nie jada. No, ale czasy się zmieniają.
Ale jakie 140 funtów w ucho? Niczego takiego nie poczułem! 😀
Mimo wszystko, rura naprawiona, pomarańczkę można kupić bez problemu. Happy Pesach!
Czas ruszac w bój ! Dzisiaj leci pierwsza szarza. Nie ulanów, tylko wlasnej roboty. Gruszkówka. Sprawdzalismy w piatek. Pachnie dobrze i wyglada na odpowiednia zawartosc. Najlepsze Pejsachówke robiono kiedys we Wroclawio. Moja bedzie chyba lepsza. Slawny Pan Chirurg Kardiolog da sygnal do startu. Jesliby ktos niechcacy zaslabl, to na miejscu wstawi mu bypassy. Jednemu z moich znajomych wstawiono ostatnio cztery sztuki. Wszystkim mówi, ze tylko troche sie odkuruje i znowu zacznie grac w tenisa.
Pieknej niedzieli zycze.
Pan Lulek
Słoneczko wstało, Pyra wstała i właśnie dopija pierwszą kawę. Zainspirowana wczorajszą naszą rozmową o kurzych biustach i entuzjastyczną opinią Heleny, sięgnęłam dzisiaj od białego rana po potężny tom „Encyklopedii sztuki kulinarnej narodów Rosji”. Tu muszę powiedzieć, że bardzo ciekawe i smaczne bywają tam potrawy i to z całego obszaru byłego imperium. Z Priwislańskiego Kraju też. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu wśród bogatego działu potraw z drobiu, podzielonego jeszcze na kurczęta, kury i kapłony (dalej inny drób) jest jeden, słownie jeden przepis na kotlet przypominający nasz dewolaj. Nazywa się kotletem kisłowodzkim i jest to rodzaj rolady z piersi, w którą zawinięty jest farsz z wieprzowiny, mięsa kurzego, cebuli i innych ingrediencji. Rolada po zwinięciu jest panierowana i smażona. Wszystkie inne kilkanaście przepisów na kotlety i kotleciki dotyczą potraw z mięsa mielonego lub siekanego. Panierowane są w bułeczce, orzechach, ziarnach i często w grzaneczkach. Na tym tle nie dziwi kotlet pożarski. Książka zresztą podaje trzy jego odmiany.
Bobiku, zachwyciła mnie ta inicjatywa bibioteczna.Powinno się ją rozpowszechniać a pomysłodawcy wręczyć medal. Ciekawe jak u nas wyglądałaby frekwencja? Chyba trzeba byłoby zacząć od szkół.Mimo paroletniej już akcji Cała Polska czyta dzieciom, rodzice nie czytają.Weronika była i w przedszkolu i w klasie teraz jest jedyną ,której matka codziennie wieczorem (i nie tylko) czyta. Choć obecnie zaczyna się wdrażanie samodzielnego czytania.Wczoraj mnie zaskoczyła bo wstała przede mną i przeczytała sama książeczkę o jakiejś nowej przygodzie Koszmarnego Karolka, którą pożyczyła od sąsiada.Podejrzliwie zapytałam ją o czym była ta historia i okazało się, że naprawdę przebrnęła przez całą pozycję!
Jestem bardzo dumną matką więc proszę o zrozumienie dla moich wywodów 😀
Małgosiu – teraz już osobiście nie chodzę do naszej biblioteki, ale 3 lata temu jeszcze chodziłam i były tam cotygodniowe czytania dzieciom. Robiły to bibliotekarki dla dzieci 4-9 lat. Pytałam o frekwencję. Okazuje się, że przychodziła regularnie 8-10 osobowa grupka dzieci z najbliższego sąsiedztwa.
Tfu, na psa urok (przepraszam Bobiku) , oczywiście miało być „kotlet Pożarskiego” nie „kotlet pożarski”
Bo wiesz co, Pyrencjo, taka sprawa tu, mialam Ci tego nie mowic…. Po tym jyz jak zamiescilam moj akt strzelisty w sprawie kotleta kijowskiego i tego jaki to wspanialy wkald Ukraincow do kuchni swiata, przejechalam sie po internecie i zgadnoij co przeczytalam? Kotlet kijowski wymyslono we Paryzu! Sukinkoty jedne ! (przepraszam Bobika, przepraszam Pickwicka). W Paryzu! W Paryzu zostal wymyslony kotlet kijowski!
Zatraz sie okaze, ze tort pawlowa czy boef stroganoff tez wymyslono w Paryzu!
Pyro, myślę,że i dla tych dziesięciu dzieci warto.Z czasem może namówią następne…
Heleno, jednego Francuzom nie można odmówić- dbania o dobry PR.
Helenko – dobra kuchnia nie ma ojczyzny. To najbezpieczniejsze stwierdzenie. Ludzie jeździli, kucharze byli wynajmowani, wielkich ludzi czczono deserami albo innym jadłem. Wynalazki kuchenne rodzą się wszędzie i wędrują za ludźmi.
Bobiku,
zaniosę Twoje opowieści o czytaniu książek i ich wykorzystaniu na potrzeby wychowania emocjonalnego na stronę Partii Kobiet oraz poślę linki do Ministerstw Edukacji i Kultury, oraz kilku gazet. Może dzięki Tobie przeprze lepsze choć w takim zakresie!
Tereso, chyba wszystkie bibloteki w Niemczech organizuja takie spotkania dla czytajacych dzeici, nasza dzielnicowa tez. Organizuja nie tylko czytanie ale tez konkursy z nagrodami na roznych plaszczyznach, na dzielicowej, miejskiej i regionalnej itd. Oczywiscie, ze rodzice musza dzieci danego dnia tam przyprowadzac i potem odbierac, jak po kazdych dodatkowych zajeciach……
Czytanie czytaniem a jednak cale rzesze mlodziezy nastoletniej nie potrafia czytac po opuszczeniu szkoly.
Teresko, to co opowiedzoal Bobik o swej lokalnej bibliotece nie jest dzis czyms wyjatkowym poza Polska. Biblioteki nie sa dzis juz tylko przechowalnia i wypozyczalnia ksiazek, ale pelnia rozne dodatkowe fukcje wychowawcze, spoleczne, kulturalne. Przy kazdej bibliotece jaka znam istnieja kluby czytelnikow, zbierajace sie regularnie aby dyskutowac o zadanej na ten tydzien ksiazce. Nawet w wiekszosci ksiegarn, oczekuje sie, ze personel przeczyta wiekszosc nowych ksiazek i umiesci na polce, gdzie sa wystawione, kilkuzdaniowa rekomendacje, jakby mini recenzje. Zawsze one mnie wzruszaja bo mozna z nich wyczuc czy warto kupowac. A persopne; s[rzedakjacy ksiazki zawsze jest jakis taki fajny, oczytany, kulturalny.
POdobnie sie ma rzecz z muzeami. gdzie sa regularnie organizowane rozliczne wyklady i warsztaty, zarowno dla doroslych, jak i dla dzieci, a tez czasami dla rozicow z dziecmi. Bylam ostatnio w niewielkim muzeum za Londynem – Dulwich Gallery, polecam! – ze sliczna kolekcja obrazow rozmieszczpnych w niewielkich ujutnych salkach (m.in. REmbradta olsniewajacy portert mlodej lekko usmiechnietej dziewczyny w nocnej koszuli, wychyla sie z okna, w porannym swietle – pewnie to jego sluzaca, a potem druga zona Hendrikje – jest podobna do tej w nocnej koszuli, ktora brodzi w wodzie) i tam w tej galerii kilka razy w tygodniu sa rozlicznbe spotkania i warsztaty. I jakie ciekawe! Poszlabym na kazdy z nich! Pozalowalam, ze ta Dulwich Gallery (POLECAM!) jest troche daleko ode mnie i ze nie trafilam tam wczesniej. Dopjazd pociagami nie jest wielkim problemem, ale jest jeszcze kawal drogi od stacji kolejowej. Jaka szkoda.
Potrzeby wychowania emocjonalnego sa szersze, to nie tylko czytanie to jest koniecznosc rozmowy za malolatem na tematy, ktore go dopadly w reakcjach ze srodowiskiem. Mialam i mam jeszcze nierozwiazany problem z moja corka 10,5. Bardzo pragnie jedzdzic konno, robila to w Polsce na wakacjacj, gdzie miala mila nauczycielke, ktory w trakcie zajec opowiadala i opowiadala o potrzebach konia, o konskich zwyczajach i charakterach. Dzecko bylo zachwycone. Po wakacjach ciala to kontynuowac w Berlinie. Znalazlyzmy klub dla dziewczynek, taki wlasnie dzielnicowy, klub ten zalatwil w jednej ze stajni tansze lekcje konnej jazdy, poza tym rodzice nie musza jechac na skraj Berlina, gdyz dzieci byly odwozone i przywozone przez wychowawczynie. Czyli wszytko w porzadku. Do klubu tego przychodza dzieci z roznych rodzin, najczesciej jednak z rodzin, w ktorych robi sie sobie mijse w spoleczenstwie przez pyskowke i kopa. Myslalam, ze i takich ludzi trzeba poznac, bo w koncu sa wszedzie. Ale moja corka sobie z tym nie poradzila i wrobila sie w role tego co nie potrafi, nie umie itd. Z wymarzonego zajecia zrobil sie horror i placz. Bylam zla i nie chcialam ustapic, twierdzilam, ze ma sie nie dac i ma chodzic tam dalej. Pogadalam z wychowawczynia, ktora stwierdzila, ze dzieci sa zawsze dla siebie okrutne, pogadalam z nauczycielem, ktory ryknal po berlinsku na moja corke „masz sprobowac”. I mniw zabraklo watku do dalszej rozmowy z dzieckiem i cialami pedagogicznymi. I rzeczywiscie z pomoca przyszla nam tu ksuazka. Dzeicke zaciagnelo mnie do ksiegarni i tam byl ksiazka poradnik odnosnie nauki jazdy konnej. Kupilysmy natychmiast. I co dziecko chodzi dumne bo ma argumenty, rada numer jeden, dbaj o wybor stajni, w ktorej chcesz sie uczyc, jezeli masz stajne, w ktorej nie czujesz sie dobrze to musisz poszukac takiej, ktora ci odpowiada. No i co uwierzyc ksiazce czy resocjalizowac towrzystwo w klubie i naszej stajni?
W muzeach warszawskich też są organizowane zajęcia dla dzieci, np. w Etnograficznym czy specjalne wejścia dla dzieci do Planetarium w Muzeum Techniki. Szkoda, ze nie mieszkam bliżej…
W demokratycznym glosowaniu ja oddaje glos na zmiane stajni! Sama ostatnio zmienilam… 🙂 🙂 🙂
Niemcy tak karygodnie zaniedbaly czytanie (w szkole nie czyta sie niemal nic!), ze taraz – obudzone z reka w nocniku – staraja sie to nadrabiac – nie tylko „czytanie dzieciom” ale rowniez doroslym, rozne serie wydawane przez popularne gazety, nagrywanie lektur przez znanych aktorow itp. Poziom przecietnego Niemca jest tutaj zenujacy, niestety pod tym wzgledem. Oby w Polsce do tego nie doszlo!
Poniżej niektóre adresy, pod które posłałam wypowiedź Bobika z 2008-04-19 o godz. 22:41, informując że obywatele w tym i następnych komentarzach dzielą się doświadczeniem w zakresie wychowania emocjonalnego. Może ktoś zajrzy, może zagospodaruje ku ogólnemu społecznemu pożytkowi.
Te niektóre adresy to:
Łukasz Foltyn ; kontakt@rrd.org.pl ; Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ; Katarzyna Król ; Kancelaria Prezesa Rady Ministrów ; Biuro Prasowe MEN <biuro.prasowe @ men.gov.pl .
Dziękuję serdecznie i pozdrawiam. Życzę radosnego świętowania Pesach !
Teresa
Mam nadzieje, ze te gbury nieoczytane nie trzymaja u siebiue nikogo na sile?
I to:
http://www.polskajestkobieta.org/phpbb/viewtopic.php?t=3322
Heleno, z bolem zrozumialam to jak przytyk co zrobic jak sie jest tutaj dluzej niz lata spedzone w Polsce, kiedy sie lepiej potrafi pracowac w jezyku niemieckim niz w polskim gdzie tak samo miejsce ma trafsormacja taka sama jak w srodkowych Niemczech.
Stajnie zmienimy, owszem ale na razie tylko stajnie.
Wlasnie w ramach edukacji, odstwailam dzieci do kina, posadzilam je pod ekranem i poszlam, mam nadzieje, ze nikt ich przez ten czas nie bedzie molestwoal, nie porwie itd. To sa takie male niuanse dzisiejszego zycia niezaleznie od polozenia geograficznego.
Wiecie, mnie chodziło właściwie nie o samo czytanie, tylko o wychowanie emocjonalne, o które tak często (i słusznie!) upomina się Teresa, a Czytaczy opsałem dokładniej po to, żeby było jasne, w jakich to się odbywa ramach. Ale jak się rozmowa tak ciekawie rozwinęła, to jeszcze coś dorzucę. Nie zawsze wiem, jak wygląda sytuacja w Polsce (tyle, co od ludzi się dowiem, ale autopsji mi brakuje), ale moje ogólne wrażenie jest takie, że w Niemczech, a z tego co Helena pisze wnoszę, że i w Anglii, pedagogika kulturalna zdołała się już trochę bardziej zakorzenić i stać oczywistą oczywistością, mimo że pedagog kulturalny jako nazwa profesji przebija się jeszcze z trudem. Ale jest cała masa inicjatyw odgórnych i oddolnych, jest nastawienie w muzeach, teatrach, filharmoniach, itp., że nie mają to być wieże z kości słoniowej, tylko instytucje promieniujące na otoczenie i przygotowujące młodzież do odbioru kultury, są programy wspierające upowszechnianie kultury w szkołach (mama w szkołach prowadziła np. projekty literacko-plastyczne i nawet jej za to płacili!), są masy organizacji wspierających kulturę regionalną albo jakąś narodową – turecką, hiszpańską, polską, no, trudno wyliczyć. I jest przede wszystkim w ludziach taka świadomość, że nie czekajmy aż ktoś przyjdzie i zorganizuje, tlko zróbmy sami. Jak się parę pań domu nudzi, to zamiast co drugi dzień spotykać się na kawce, stworzą grupę śpiewającą, uczącą się włoskiego, tworzącą dokumentację miejscowych cmentarzy, albo czytającą dzieciom. I jeszcze przyciągną innych. To się chyba nazywa społeczeństwo obywatelskie albo jakoś tak.
I oczywiście bardzo mnie cieszy, jak Pyra pisze, że i w Polsce takie inicjatywy są, ale z kolei z innych komentarzy i moich rozmów z ludźmi wynika, że nie jest to jeszcze powszechne. A ponieważ społeczeństwo sieciowe to potęga, to chyba warto o tym pisać na blogach, wymieniać się doświadczeniami, opisywać, jak jest gdzie indziej i czego gdzie jeszcze brakuje, bo nigdy nie wiadomo, co się z jakich ziarenek rozwinie. 🙂
Bobik ma racje, u nas w szkole sie czyta, sa specjalne godziny czytania, sa specjane stopnie do osiagniecia w czytaniu, biblotek, gzie sie wypozycza ksiazki, dzieci sie tez same wymieniaja ksiazkami i rozmawiaja o tym a my rodzice musimy, po koleji, raz w tygodniu wziac udzial w zajeciach i prowadzic taka godzine czytania.
Zanim się napisze i wyśle komentarz, to już ktoś wrzuci coś, co właściwie w tym komentarzu należałoby uwzględnić. Oczywiście, że Niemcy zaniedbali czytanie i tzw. wykształcenie ogólne, ale jak się już obudzili, nieważne z czym gdzie, to próbują coś z tym zrobić i bardzo dobrze. Ale oczywiście mam też swoje cichutkie obawy, że jak gospodarka niemiecka dalej będzie tak zjeżdżać jak teraz, to się zacznie ciąć po dofinansowywaniu kultury i to nie będzie dobrze, bo bez mecenatu kultura zawsze cienko śpiewa.
Alez absolutnie, Doroto, jestem po stronie Twojej coreczki! Zmienic stajnie. Nie zawsze w zyciu bedzie mogla zieniac stajnie, ae jesli jest taka mozliwosc, to nalezy z niej korzystac. Nie zostawac w stajnie, gdzie sie zle czuje, bo nie musi. Wazniejsze sa konie, a nie stajnia. Konie! Konie!
A moj kod jest: feed – karm! Znaczy, ze mam racje. Jak zawsze, z pominieciem proweniencji kotletow kijowskich.
Chyba się starzejemy albo co. Szampan, przywieziony przez Wojtka – komputerowca ciagle w lodówce. I wzięło nam sie na wspominki, bo z Zośką i Andrzejem to tak jakby od początku w Kingston…i nasze dzieci razem sie wychowały i tak dalej. Czytam teraz o tym wychowywaniu emocjonalnym i tak dalej i wiecie co, myśmy tym naszym gówniarzom poświęcali sporo czasu (wspominałyśmy to z Zośką wczoraj) i zawsze to był dla nas partner, a nie dzieciątko, które trzeba modelować. Weronika jest pedagogiem i jakby urodziła się do tego, ma to zresztą chyba po Babci. Matko jedyna… kiedy to przeleciało?!
Popatrzcie:
http://alicja.homelinux.com/news/0709.jpg
Maciek, Weronika i Mateusz. I te smarkate maja teraz pod trzydziestkę.
Bobiuk, nie wiem czy robia dobrze, bo jak np. w przypadku naszej szkoly godziny czytania zaostaly wprowadzone z braku nauczycieli i faktu, ze istnialy tzw. puste godziny.
Dofinansowywanie kultury w Niemczech juz teraz kuleje i ma sie bardzo zle, poza tym ja tutaj w Berlinie odnosze wrazenie, ze im glupszy i prostszy obywatel tym bardziej „willkommen”.
Przepiekne dzieci, Alicjo.
Alicjo, swietne!
… wiecie co, wspominałyśmy wczoraj z Zośką, toż Weronika miała 4 miesiące, jak oni wyjechali z Polski, a Maciek kapkę starszy, Mateusz miał 3 miesiące, jak przyjechał do Kingston i ząbkował, a jakże, a młodzi rodzice nie wiedzieli, dlaczego to dziecko sie drze. Darło się, bo dziąsła bolały, wychodziły 4 zęby na raz, dwa na górze, dwa na dole. No, ale ja juz byłam „stara, doświadczona matka” wtedy, więc poradziłam 😉
Pytam raz jeszcze – kiedy to przeleciało?!
Ja mam pretensje do wszystkich stacji tv i rządzących. Np komu by szkodziło, żeby w programie „Duże dzieci” wziąć „na tapetę” po jednym uczuciu w jednym odcinku uświadamiając jak się z tym uczuciem można obchodzić konstruktywnie oraz do czego prowadzą zachowania (skutki wewnętrzne i zewnętrzne) destrukcyjne ? Takie programy powinny być sponsorowane przez rząd dla dobra obecnych i przyszłych pokoleń ?
Tymczasem co się dzieje?
Oczywiscie Tereso, ze masz racje, to nawet nie musi byc sponsorowane, rozglosnie same powinny znalezc budzet na takie audycje.
Dziękuję Dorotko, korona by im z głowy nie tylko nie spadła, ale może by się na niej co szlachetnego wpisało.
Alicjo – nikt nie wie kiedy to przeleciało. Patrzę w lustro dosyć niechętnie, bo zupełnie nie rozumiem skąd się tam ta krępa jejmość wzięła. Przecież każdy wie, że Pyra jest szczupła, długonoga, ma bardzo spadziste ramiona, a wyżej dluuuga szyję i błyszczące , brązowe włosy. Nigdy nie jest umalowana – i tylko to jedno się zgadza. Gdzie się tamta kobieta schowała? Dlaczego w lustrze jest ta druga, nieestetyczna i bezbarwna? Niczego już nie rozumiem.
Tereso,
to chyba nie telewizja i rządzący, i programy. Dziecko rodzi się rodzicom i to oni powinni zająć się wychowaniem, a nie zadne instytucje. Uczuć się nikt nie nauczy.
Napisałam wyżej, ze myśmy sie przykładali.. i wysyłalismy te nasze dzieci do Polski, do Babć i Dziad?ów, bo czulismy sie winni, ze pozbawiliśmy smarkatych rodziny.
Teresko, napisz propsal (poltorej- dwie stroniczki z podwojnym odstepem) jak widzialabys taki prpgram i wyslij z krociutkim listem towarzyszacym do konkretnego z imienia i nazwiska redaktora konkretnego bloku tematycznego stacji, w ktprej Twoim zdaniem taki program moglby isc. Napisz w liscie towarzyszacym dlaczego uwazasz, ze taki program moglby byc SLUCHANY/OGLADANY przez wieksze audytorium niz tylko matki dzieciom. Zasugeruj tez nazwiska osob, ktore moglyby dac pozyteczny wklad do takiego programu.
Rzeczywiście, bardzo słodkie te ludzkie szczeniaczki 🙂
Doroto l.,ja pisałem o upowszechnianiu kultury wynikającym ze słusznych intencji, czyli z zauważenia, że bez kultury będziemy wychowywać tzw. Fachidioten. Jeżeli czytanie bierze się z pustych godzin to jest insza inszość, ale swoją drogą nigdy nie wiadomo, na czym uczeń bardziej skorzysta 🙂
A że im prostszy obywatel, tym bardziej hołubiony? Może się to brać z pewnego założenia polityki kulturalnej, które nie wydaje mi się takie niesłuszne, o ile nie popadnie się w przesadę przy jego realizacji. Otóż nie jest tajemnicą (albo jest – poliszynela), że w ostatnim czasie nożyce między „elitą” a „prostym obywatelem” bardzo się w Niemczech rozwarły, na dodatek ten prosty obywatel jest coraz częściej migrantem, albo bezrobotnym w trzecim pokoleniu, który czuje się dyskryminowany i może pewnego dnia wybuchnąć. Więc ogólne założenie jest takie, żeby w interesie społecznym różnice wyrównywać poprzez, nazwijmy to, podciąganie słabszych. Ale nie wszyscy rozumieją, że nie o to chodzi, żeby powiedzieć: „prosty obywatelu, pozostań takim, jakim jesteś, a my cię będziemy głaskać po główce”, tylko raczej: „prosty obywatelu, jeżeli chciałbyś się trochę skrzywić, to dajemy ci takie a takie możliwości”. Stary problem – idea a realizacja 🙂
Tereso
opowiem Ci historię a`propos Dużych dzieci
i nie będzie to anegdota
bo jest zbyt ponura na anegdotę
dwa lata temu redakcja programu
zrobiła na święta bożonarodzeniowe akcję
dzieci wskazały któregoś z dorosłych uczestników
a redakcja poprosiła owego dorosłego
aby jeśli może zrobił coś lub podarował temu dziecku
a najlepiej był osobiście w programie świątecznym
teraz słuchaj (Bobik, Moguncjusz ..nie słuchać)
nie pamiętam które dziecko wybrało Makłowicza
a od swoich rodziców miało otrzymać pod choinkę króliczka miniaturkę
i wyobraź sobie, że redakcja poprosiła Roberta
…o przepis na ugotowanie królika!
w końcu znaleźliśmy przepis na ciasto marchewkowe
w którym zwiększyliśmy proporcje marchewki
tak, aby dziecko mogło upiec ciasto i podkarmić zwierzątko marchewkami
:::
zresztą nie raz spotkałem się z takim papierowym myśleniem
że wystarczy tylko dyplom, książka z autografem
tak niestety myślą telewizory
zgroza!
Dostalam informacje od WP, ze za szybko wysylam komnetarze, no to spadam po dzieci.
Pyro kochana, a cóż Ty masz za lustro?! Nie namawiam do stłuczenia, bo to 7 lat nieszczęścia, ale zareklamuj u producenta!
Ja tam lustrom nic a nic nie wierzę. To są fałszywe i podtępne stworzenia. Najlepszy dowód, że jak podejdę do lustra, to zawsze na mnie jakiś czarny, kudłaty pies napada ze strasznym ujadaniem. Lustra precz! Bez nich będziemy zawsze piękni i młodzi! 😀
Eeech! A moja przyjaciolka, nowojorska poetka Anna Frajlich napisala kiedys o mnie wiersz zaczynakacy sie od slow:
Wiotka byla jak trzcina
dziewczyna
jak utkana z poranku letniego….
(„Krociutka ballada o Helenie od Antoniego”, w zbiorze Aby wiatr namalowac… 1976)
No wiec jak ja patrze na siebie w lustrze to widze wiotka jak trzcina, a nie zazywna jejmosc z zapasowymi oponami wokol czegos co kiedys bylo talia.
PS Jest jesczze niecenzuralna wersja tego samego wiersza, kiedy Ania probowala przelozyc go na rosysjki.
Brzucho, jastem w szoku. Trudno o bardziej makabryczny pomysł niż danie z pupila ( rozumiem, że nie ten dokładnie królik miał być przetworzony a jego dowolnie wybrany kuzyn-to i tak straszne!!!)
cokolwiek sobie pomyśleli redaktorzy
to wiadomo, co by pomyślało dziecko
wiadomo ..ale nie im
Brzucho,
ta historia dowodzi jak bardzo potrzebny jest nam powszechny, POWSZECHNY dostęp do edukacji emocjonalnej. Czy tak?
Heleno, to znaczy, że Ty masz porządne lustro. No to koryguję swój apel – nie wszystkie lustra precz, te uczciwe mogą zostać! 🙂
A tej niecenzuralnej wersji nie dałoby się też zacytować? Chociaż troszeczkę… 🙂
Bobiku, dopisuję się do wniosku w sprawie wierszy, jak i luster. Zamiast w lustro można popatrzeć w okno. Także na zielone i inne urokliwe barwy, i figury.
Daloby sie tylko do pewnego miejsca:
Tonka byla kak plonka
dziewczonka
Golos nieznyj byl kak u riebionka
No i (cos tam cos tam) ugadajtie priczinu:
zachotielos’ diewczonkie muzczinu.
Wiezdie mnogo ich,
zdies’ daze bolsze,
no jek chocietsia tolko iz Polszy…
Dalej nie moge, bo raz ze zbyt dobrze nie pamietam, dwa, ze bylo juz bardzo niecenzuralnie jakos….
No trudno, to ja sobie resztę doszczekam. 🙂
Nie mogłem nic napisać na temat dania z pupila, bo mi się łapy zaczęły trząść, więc wybiegłem na chwilę do ogrodu, żeby się uspokoić. I wiecie co? Bzy mają już prawie rozkwitające pączki, glicynia też, niezapominajki kwitną pełną parą, wielka czereśnia u sąsiadów cała biała i co chwilę coś robi bzyk, bzyk. I ciepło! Mama już zapowiedziała zimowej kurtce, że nie pójdzie dziś z nami na spacer. Ale ja pójdę, właśnie smycz dzwoni! 😀
Ja chciałam coś pocieszającego. Nie pamiętam, czy dawałam już o tym gdzieś głos (pewnie u siebie), ale minister Zdrojewski coraz bardziej mi się podoba. I co podkreśla, to m.in. że założenie ma być takie: każda placówka kulturalna w Polsce ma prowadzić działalność edukacyjną. I nie zamykać się, jak to u nas czasem bywało (swego czasu np. w warszawskim Muzeum Narodowym 😯 ), że zamykały się o 15-16 i już. No i – to już w porozumieniu z ministerstwem edukacji – ma się zwiększyć rola zajęć pozalekcyjnych. Idzie w dobrą stronę, zostaje trzymać kciuki i pomagać.
To, ze Pyra sie nazywa Pyra jeszcze nie swiadczy o bezbarwnosci, przyznam sie, ze podejzalam gdzies na zdjeciach i nie zgadzam sie z tym okresleniem, bezbarwna czyli bez esprit to Pyro nie jestes, postarzec sie moze kazdy ale dowcip w tym czy z charakterem czy nie
Przeżywam radę Helenki, by zrobić szkic do programu telewizyjnego. Helenko, uważasz że stacje nie mają dostępu do lepszych ode mnie fachowców?
Wspaniale , że coś sie robi, ale ja nie jestem w tym względzie optymistką. A to dlatego, że społeczeństwo (jako całość) zmierza w zupełnie innym kierunku. Możliwości techniczne są ogromne i coraz większe, aby przybliżyć człowiekowi każdą dziedzinę działalności, w tym sztukę. Wystarczy kliknąć myszą, żeby obejrzeć każdy kawałek świata, a pogadajcie z Młodszą – młodzież przychodzi do liceum , ma wysokie oceny i nie zna zupełnie mapy, po 9 latach nauki szkolnej nie zna map, a w klasie mat – fiz nie umie przeliczać skali na teren i odwrotnie, zamieniać jednostek itp. U licha ciężkiego – swego czasu były to umiejętności 5-6 klasy podstawówki. Przecież dzieci nam przez kilkanaście lat nie zdurniały nagle i nagle nauczyciele nie oduczyli się uczyć. To coś innego. Nie potrafię tego zdefiniować, ale tendencja jest widoczna. To trochę tak, jakby wysiłek został skierowany na inne pole, ambicje i snobizmy ulokowane gdzie indziej, potrzeby zaspakajane w innycfh dziedzinach.Nigdy jeszcze dostęp do wiedzy i kultury nie był tak łatwy właściwie dla każdego, a ile osób korzysta z programów discovery? mezzo? Kultura?
Za chwile bedzie czas na popolodniowa kawkw czy herbatke a ja czekam na cisto experyment, rosnie wlasnie w piekarniku i sie radosnie rumieni a recepta na ciasto jest wzieta z zydowskiej kuchni, a mianowicie ucierane ciasto z olejem zamiast innego tluszczu do ktorego dodaje sie normalnie kwasne jablka, ja dodalam rabarbar, zobaczymy co z tego wyjdzie. Samo ciasto jest pyszne i delikatne.
W ogole ksiazka z zydowska kuchnia jest zadziwiajaca dla mnie, nie wiem kto komu podebral recepty, barszczyk, pierozki, chalka, ryba w galarecie, kompoty z owocy, galaretka z ta odmiana, ze z cielenciny , a nsze katolickie jajka gotowane powoli w lupinach od cebuli, sa piatkowa przystawka, itd. itd.
Skoro juz jestem przy temacie to pytanie dlaczego obchodzi sie poza granicami Israela swieto Pessach wg. gregorianskiego kalendarza czyli teraz od 20 -27 kwietnia. Poza jednym zrolowanym ciastem nie znalazlam nic specjalnego co sie w tych dniach jada. Tym co obchodza WESOLYCH SWIAT.
Zrolowane ciasto to jakie jest? Z czego?
Zrolowany biszkopt, nie wiem czy to wlasciwe okreslenie rolada.
Cytuje, poniewz na swieto pessach nie mozna bylo uzywac proszkow czy tym podobnych substancji do pieczenia to zaczeto serwowac biszkopt.
175g dobrej, gorzkiej czekolady
60 ml mocnej kawy
6 jajaek zolta oddzielone
75 g cukru
2 lyzki stolowe ekstraktu z wanilli
Kakao
cukier puder
marony (marrons glacés) do dekoracji
nadzienie z kasztanow, mozna nadziac tez czym innym
450 ml bitej smietany
2 Lyzki stolowe likieru kawowego lub ekstraktu z wanilii lub rumu
450 ml slodkiego piure z kasztanow
Piec podgrzac na 180 stopni, plaska forme 38 x 26 wylozyc papierem , natluscic paier maslem i posypac maka. W malym garku rozpuscic czekolade w kawie. Postawic na bok do ochlodzenia.
Zoltka ubic z polowa cukru, dodac do tego czekolade ochlodzona. Ubic piane, dodawac lyzeczkami cukier i ubijac na sztywno, dodac powoli w malych porcja do masy czkoladowej. Wlac do formy i wygladzic na plasko.
Piec 12-15 min. Potem posypac zcysta sicerke kuchenna kakaem i polozyc na to gotowe ciasto a papier zdjac. Biszkopt zrolowac przy pomocy kuchennej scierki. Odstawic do wystygniecia.
Nadzienie:
Smietane i likier wlac do duzej miski i ubic na sztywno. Lyzke ubitej smietany dodac do slodkich kasztanow aby rozluznic mase, mase po tym zabiegu dodac do smietany. Ciasto odrolowac na plasko, porozdzielac na nim nadzienie, zostawic rand na 2,5 cm. i ponownie zrolowac. Posypac cukrem pudrem i ew. udekorowac slodkimi maronami.
Uff, prosze Tereso
Blogujcie sobie, blogujcie.
A ja idę do łóżka, z herbatą z miodem i cytryną. Wychoruję się, wychoruję i do pracy jutro pójdę. A i na bloga wrócę z chłodną już głową.
Czy stacje nie maja dostepu do lepszych pd Ciebie, Teresko, fachowcow? Pewnie, ze maja 😉 Ale czasami (czesto!) redaktor jest wdzieczny za podsuniecie mu/jej pomyslu. Trzeba podsuwac.
Ja dobrze sie czuje na swoje lata
Czyli ZWIERZENIA EMERYTA
„Kiedy patrze w lustro ? nie wiem co sie stalo
Co sie z przystojnego mlodzienca zostalo
Resztki moich wlosow dawno posiwialy,
Spore ich polacie wczesniej wylecialy,
Oczy moje blask swoj rowniez utracily,
Pod oczami worki sie uwypuklily,
Cera pomarszczona, brzuch lekko wypiety
A caly kregoslup do przodu wgiety,
To patrzenie w lustro mocno mnie stresuje:
JAK NIE PATRZE W LUSTRO TO SIE DOBRZE CZUJE!”
Pyro, ja patrze w lustro jak musze, inaczej sie mozna tylko zadolowac.
Tuska
Wrócilem z pracy spolecznie uzytecznej.
Sezon rozpoczety prawidlowo. Zapasy uzupelnione a ja zdalem egzamin z chemii organicznej. Egzaminujacym byl Pan Profesor nienadzwyczajny bo mial minimalne pojecie na temat autocrakingu w procesie przygotowania zacieru i destylacji. Skoro ta nauka, pomimo znacznych nakladów w stosuku do Produktu Narodowego Brutto, tak stoi, to ja calkowicie chromole. Na temat przebiegu egzaminu wiele by mozna ale na wszelki wypadek powstrzymam sie z uzywaniem nieprzyzwoitych slów.
Tuska !
Pozwalam sobie zauwazyc, ze cytowany przez Ciebie wierszyk dotyczy nas czyli Panów Emerytów a nie Pan które rozkoszuja sie zasluzona.
Skoro jednak zaczynasz zartowac, to znak, ze znowu zlapalas równowage zyciowa, co nas wszystkich niewatpliwie cieszy
Pan Lulek
Najlepszym lustrem są oczy kochających nas ludzi i życzliwych przyjaciół i w nich się należy przeglądać. Szklanych luster należy używać do sprawdzania, czy nie wisi nam kapka u nosa, rozporek jest zapięty i nie wleczemy za soba rolki papieru toaletowego, a sweterek nie jest założony na lewą stronę…
Swiatem rzadza malostkowi nudziarze.
Wojskowi przelozeni ksiecia Williama sa oburzeni, ze wyladowal on wczoraj wieczorem RAF-owskim smiglowcem w ogrodzie swojej ukochanej – Kate Middleton.
Przywoluja go do porzadku, bedzie mial jakas dyscyplinarke wojskowa bo godzinna eksploatacja tego smiglwca kosztuje ponoc 15 tys. funtow. MOze i tak ( skoro 15-minutowa robota przy cieknacej rurze w lazience E kosztuje 140 funtow). Nie wierze jednak, ze RAF poniosl strate 15 tys. dlatego tylko, ze William wyladowal w ogrodzie swojej Kasi.
Mysle, ze ktos, kto do tej pory wzorowo wykonuje swoje obowiazki publiczne i konstytucyjne , moze i wrecz powienien pzowolic sobie czasami na moment szalenstwa. Inaczej stanie sie kopia swojego taty i bedzie gadal do roslinek, dzizaz!
A propos czy rozporek zapiety. Podobno kiedys ktos Toscaniniemu zwrocil uwage, ze ma nie zapiety rozporek.
– A co to ma wspolnego z Beethovenem? – odpowiedzial Maestro.
Jest to ulubione powiedzenie E.
Nemo, czy moga to byc oczy kochajacego kota lub dwoch?
No dobrze, coś tam opowiem o mojej wczorajszej kolacji, nie mam wyjścia 😉
Specjalnych rzeczy na Pesach jest wiele. Przede wszystkim trzeba cały dom oczyścić z najdrobniejszych okruszków chleba, bo przez te 8 dni jedynym pieczywem jest maca. Wszystkie wytłumaczenia są powtarzane podczas sederu, co należy do rytuału. Przypomina się więc, dlaczego jemy macę – bo Żydzi uciekając z Egiptu nie mieli czasu zrobić zaczynu na chleb. Na specjalnym talerzu kładzie się symboliczną ilość różnych rzeczy: tzw. gorzkie zioła (najczęściej w tej roli występuje chrzan) na pamiątkę goryczy niewoli, pietruszkę, kawałek mięsa (tzw. baranek paschalny), charoset – mieszankę tartych jabłek z różnymi dodatkami, symbolizujący zaprawę murarską przy budowie Świątyni itp. Pije się winko w sposób ściśle zrytualizowany, w określonych miejscach modłów i opierając się na lewym boku, co symbolizuje wolność.
W pewnym momencie przechodzi się do kolacji – i tu dowolność. My w rodzinie jesteśmy semiwegetarianami, tj. ze zwierzątek używamy ryby; moja siostra nie je również drobiu (pozostali tak), więc go pomijamy. Najpierw więc był pyszny rosołek warzywny przyprawiony badianem z kulkami z mąki macowej z dodaną pietruszką. Potem liczne dania, część przyniesiona przez przyjaciół, wszystkiego więc próbowało się po troszeczku i każdy wyszedł z wałówą 🙂 A więc najpierw śledzie – zapamiętałam takiego z cebulką i suszonymi śliwkami; sałatka z bardzo zdrowotnej kaszy, której nazwy zapomniałam, a przypomina ona kuskus (jest w odróżnieniu od niego koszerna) – z pomidorkami, ogórkami i miętą. Potem były pyszności zapiekane: kugiel z kapusty, drugi – z jabłek, dorsz zapiekany przyprawiony m.in. kuminem (czyli na sposó bliskowschodni), lasagna z macy (ja nazwałam ją „macagna”) ze szpinakiem przygotowana przez Różyczkę. Cały czas wcinało się też wspomniany charoset (z rodzynkami i orzechami), a na koniec była sałatka owocowa i kajmakowy pischinger też z macy (i tez wykonany przez Różę). Tak że deserów co niemiara. Potem jeszcze trzeba odprawić dalszy ciąg modłów i zaśpiewać parę piosenek, bo tak łatwo to nie ma.
…głupoty opowiadasz nemo,
u mnie wszystkie sweterki są robione na lewą stronę, inaczej nie byłoby tego efektu!
Helena jak zwykle broni książąt, rojalistka. Z drugiej strony wyobrazmy sobie, ze jesteśmy na oczach świata. Te chłopaki, William i Harry, nie są złe.
Pani Dorotko, dziękuję. Już wątpiłam, czy zechce napisać o uczcie sederowej jej uczestnik. Święta to więcej posiłków, co się zdarza na stole na śniadania, obiady i niesederowe kolacje? Jeśli mogę pytać.
Kolejno pożarło mi trzy wpisy. Tym razem nie LotrPress tylko moja łączność bezprzewodowa dostaje co kilka minut kaszlu. Jest połączenie, piszę, naciskam „wyślij” i pojawia się napis „połączenie zresetowane. Nie można połączyć się z wybraną siecią” I już. Po pięciu minutach znowu okienko, że jest łączność i tak całe popołudnie. Gdzie nasz PaOLOre? Może by napisał, czy tak musi być.
Heleno,
koty, psy – w kazdej ilosci 🙂 Koty, bo szczere; psy, bo pochlebcy z natury 😉
Alicjo, w takim wypadku sprawdzac, czy sweterek nie jest na prawa strone 😉
Zanim Bobik zaprotestuje dodam, ze psie pochlebstwa wynikaja z ich dobrodusznosci a nie wyrachowania 😉
A’propos rolowanego ciasta Dorotki L. Zrobiłam (bez rolowania tym razem) deser:
– rozdrobniłam 100 g czekolady gorzkiej 90%, dołożyłam
– 10 g cukru pudru
– 5 żółtek
– 100 g śmietanki 30% i wszystko
– ubiłam w temperaturze 70′ C (thermomix) przez 2 minuty. Smakowało, kolacja – zbędna. I na jutro też zostało. Dzięki, Dorotko.
Przed laty Rozyczka, wowczas 9-letnia, przepieknie zaspiewala mi do programu „Ma nisztana” – „4 pytania” speiwane tradycyjnie w czasie sederu przeze dzieci. Niestey nagranie sie nie zachowalo. Na YouTube wiekszoisc dzieci cos tam mamrocze, wiec znalazlam w wykonaniu doroslym
http://www.youtube.com/watch?v=2aRklCHar74&feature=related
A ukochanym dowcipem mojej aryjskiej Mamy, ktora nie moze sie powstrzymac przed opowiadaniem mi tego z roku na rok, to ze w czasie sederu macza sie jaja na twardo w slonej wodzie na pamiatke przejscia Zydow przez Morze Czerwone (ze niby umoczyli sobie jaja, jakby sie kto nie polapal).
Sorry. Wiem, ze nie majwyzszych lotow, ale relato refero.
Nie, Alu, nie jestem rojalistka, ale bedac swietnie traktowanym gosciem w tym kraju, szanuje porzadek konstytucyjny moich Gospodarzy i doceniam jak swietnie sie sprawdza jak dotad.
…zaraz mnie diabli wezmą, chcialam Wam pokazać cos, zwierzyniec jak zwykle, a tu panowie komputerowcy wczoraj pozmieniali mi w maszynie. Jerz poleciał pobiegać, Wojtek wyjechał do Ottawy, nie mam kogo bić, ale cholera, czego wtrącają się do mojej maszyny?! I „naprawili”. I nawet jak jestem root, to nie jestem. Jak tylko Jerzor wróci, to dostanie po uszach. A niech tam sobie przy swoim Ubuntu, i niech nie tyka sie mojego!!!
Zdenerwowałam sie okrutnie.
Droga imienniczko z sasiedztwa, dziekujemy za opis, mozna sie nawet wczuc w atmosfere, kiedys mieszkalam z amerykanka zydowskiego pochodzenia i ona swietowala szabas, gdzie chlaka, skromna chlaka zanana mi od piekarza, odgrywla glowna role chyba i byla zawinieta zawsze w piekna serwetke. Kolezanka zapraszala tez na ten wieczor roznych ludzi, siedzacych potem przy stole z tradycyjnym nakryciem glowy, przemienajacych sie w swietnych intelektualistow ale nie sztywnych i mielismy pod kolonskim zachmurzonyniebem wspaniale rozmowy.
Co do wymienionych przez Ciebie dan to sa one inspirujace, nazwy ich widzialam juz w mojej ksiazce.
.. Heleno, ja tak żartem o tej rojalistce, bo przeciez my też przyjechalismy, porządek konstytucyjny, jesteśmy obywatelami od ’86 roku:)
Dla mnie bardzo ważne jest to, że jak mam pretensję o cokolwiek, to piszę do kancelarii ministerstwa takiego czy innego albo nawet do samego premiera, i zawsze dostaję odpowiedz, i załatwienie sprawy, która powinna byc załatwiona na poziomie urzędnika, no ale urzędnik czasami przysypia 🙂
Tak, tak, Heleno, dowcipas o tym maczaniu jaj w słonej wodzie też wraca co roku, chłe, chłe 😉
Dania, droga Imienniczko, były robione wedle różnych przepisów, niektóre nawet wzięte z Internetu, jak ten kugiel z kapusty albo nie wspomniane przeze mnie ananasy na ostro-korzennie…
Mysle, ze te jaja sa z glebokiego przedwojnia, a moze nawet sprzed pierwszej wojny swiatowej. I jako narodowa pamiatka powinny byc opowiadane z roku na rok, bo z czego mlodziez bedzie czerpac wiedze, aby ja posiasc, jak mowia szeroko rozumiane Kaczki?
Heleno,
czy to oznacza, ze wody Morza Czerwonego od tamtego czasu znacznie ostygly?
Wróciłem z biegania po polach, ale zaraz muszę biec do kuchni, więc tylko na chwilę nos wtykam. O tej słonej wodzie podczas Pesachowej Wieczerzy gdzieś czytałem, że macza się w niej nie tylko jaja, ale i inne rzeczy, np. jarzynki, ktżrych specjalnie w tym celu się nie soli. Tzn. słona woda i gorzkie zioła są powracającymi w czasie wieczoru melodiami. Prawda to?
Nemo, zawsze przyjemnie spotkać kogoś, kto rozumie psy. No jasne, że nasza pochlebczość wynika z dobrego serduszka i kipiącego nadmiaru miłości, a nie z wyrachowania! 🙂
A Dorotę l., jeżeli ona z Kolonii, to już nawet trudno moją sąsiadką nazwać. Na Alicji miary, to ona u mnie pod kołdrą śpi. Marne pół godziny autostradą. Doroto l., mam nadzieję, że nie chrapiesz! 😀
Jak to fajnie, że możemy na blogu poznać nieco inną tradycję świętowania. Marzyłby mi się w każdym większym mieście taki ośrodek, co ja mówię: salka wystarczy, w której lokalni „odmieńcy” mogliby „autochtonów” podjąć taką kolacją i wzajemnie być goszczeni przez tuziemców w ich święto. Wszystko uzgodnione wcześniej, żeby obyczajów cudzych nie naruszać. Nic tak nie zbliża, jak wspólne ucztowanie. A ja sobie właśnie zrobiłam mocnej herbatki i jeszcze dodatkowo wzmocnionej. Wcale nie dlatego, żebym odczuwała jakiś głód alkoholowy. Po prostu wieczorem robi się w mieszkaniu dosyć chłodno (już chyba nie grzeją).
Ja tymczasem znów nawiążę do Ludwika pod prąd:
Trafiło się wczoraj w sklepie mielone z barana.
No to ja skroiłem dużą cebulę i parę ząbków czosnku i podsmażyłem na oliwie w tym trzydziesto-niemal-letnim żeliwnym garnku (na dnie garnka jest odlane „Design Sigurd Persson RONAB Sweden”) cożem go tu już nieraz ku zgrozie blogowych pań wspominał.
Do tego to mielone: zrumienić, posypać otartą skórką z cytryny i popieprzyć. Dodać nieco rosołu cielęcego z kostki. Okrasić puszką odsączonej ugotowanej fasoli – tu akurat miałem mieszankę – i podgrzać ze dwie minuty. Wkroić zielonego pora i pogotować na wolnym ogniu/prądzie jeszcze minutkę.
Posypać ręcami pokruszonym serem feta i wcisnąć sok z połówki cytryny.
Do picia dzbanek kranówy albo, gdyby takowej brakło butelka taniego czerwonego. U mnie kranówy nie zabrakło.
Wesołych świąt!
P.S.
Gdyby nie było z barana może być mielone z dziczyzny a nawet wołu ale to już nie ten smak….
nemo 16:48,
Wielkie szapo!
Ba!!
Pyro,
my z zaprzyjaźnioną rodziną wyznania rzymskokatolickiego 🙂 mamy co roku zwyczaj obchodzić Nowy Rok Drzew:
http://www.izrael.badacz.org/kultura/kalendarz_szewat.html
Piękne święto, piękne tradycje i urodziwy rytuał. A psalmy czytujemy w przekładzie Kochanowskiego 😀
Bobiku, w Kolonii mieszkalam, teraz mnie przenioslo do Berlin-Brandenburg, mieszkalam w Marienburgu czyli na przdmiesciu w drodze do Bonn. Nadrenia w porownaniu do tych terenow to jest mediteran z racji ducha i otwrtosci na swiat.
Ja nie chrapie ale moj kot to calkiem glosno a od godz 3 nad ranem zaczyna drapac meble, nawet te niby stylowe.
🙂
http://alicja.homelinux.com/news/Niebieski_ptak/
Doroto l., to szkoda, że przeniosło, już się ucieszyłem na ewentualnego wspólnego Kölscha. Trudno, będę pił sam. 🙂
Po sam miaöo być 🙁
Szkoda ale tu w Berlinie jest tez taki lokal gdzie pija sie tylko Kölsch, wiec moze po drodze do Polski…..
Dorota z sąsiedztwa, 2008-04-20 o godz. 19:22,
kiedy dokładnie jest to święto? Choćby dla orzechów i migdałów warto je upowszechniać, ja bym się pisała.
Psalmy – bo tylko w przekladzie Kochanowskiego sa naprawde piekne. Kiedys robilam program prownujac 7 roznych przekladow „Pan jest moim pasterzem”. I ten Kochanowski byl po prstu, no… w innej lidze. A najgorszy – oczywiscie z Biblii Tysiaclecia – bo przekl;adem zajmowal sie nie poeta tylko komitet.
Pamietam jak przczytalam tego Kochanowskiego bibliscie, ks. prof Czajkowskiemu i on po prostu zaniemowil z zachwytu, bo nie znal tego Psalterza. . I mowil, ze nie ma najmniejszych powodow (koscielnych) aby nie uzywac tego przekladu w czasie liturgii w kosciele. Ale wszyscy sie boja dlaczegos.
Bardzo mi się podoba idea wspólnego spędzania różnych świąt. To bardzo zbliza i poszerza horyzonty. Godne naśladowania 💡
Alicjo, zazdroszczę ci tej menazerii
O tru jest „Pan jest moim pasterzem” w wersji KOchanowskiego.
PSALM 23
Dominus regit me et nihil mihi deerit
Wdy wiekuisty Pasterz mię pasie,
Nie zejdzie mi nic na żadnym wczasie;
Zawiódł mię w pasze niepospolite,
Nad zdroje żywej wody obfite.
Wrócił mię z dziwnych obłędliwości
Na ścieżkę jawnej sprawiedliwości;
Postanowił mię na drodze prawej
Z chęci ku słudze swemu łaskawej.
By dobrze stała śmierć tuż przede mną,
Bać się nie będę, bo Pan mój ze mną.
Twój pręt, o Panie, i laska Twoja
W niebezpieczeństwie obrona moja.
Posadziłeś mię za stół kosztowny,
Skąd nieprzyjaciel boleje głowny;
Włos mi mój wszytek balsamem płynie,
Czasza opływa w rozkosznym winie.
Ufam Twej łasce, że mię na wieki
Nie spuścisz, Panie, z swojej opieki;
I będę mieszkał w Twym świętym domu
Nie ustępując laty nikomu.
Heleno – a jak myślisz, do ilu osób przemówi piękno XVI-wiecznej polszczyzny? Stawiam głowę, że trzeba by tłumaczyć na współczesny polski.
Pyro ,z psalmami pewnie byłby kłopot, ale frywolne ( by nie powiedzieć dosadniej) fraszki naszego Jana z Czarnolasu to wywołałyby uznanie nawet wśród tak zwanych nizin 😉
Psalmy powinny byc tlumaczone stylem wysokim, a nie jak instrukcja obslugi mlynka do kawy. . Inaczej sa bez sensu – chyba.
W kosciele prawoslawnbym wszystko leci starocerkiewno-slowianskim. Jeszcze starszym niz polszczyzna Kochanowskiego. I dlatego jest to solemnis.
Jest jakos tak – ze kiedy jest napisane trudniejszym (albo – nie powszednim) jezykiem, czlowiek sie zmusza do uczynienia, zaprowadzenia sensu i nie przeslizguje sie po znaczeniach.
Tak mi sie wydaje. Innymi slowy, nie mysle, ze wszystko musi byc kawe na lawe. Niechby sie potrudzili.
Święte słowa Heleno
Na kolację gorąca jajecznica na pieczarkach ze szczypiorkiem, na suchym chlebie. Bardzo to lubimy i jeżeli z obiadu pozostaje porcja pieczarek (nawet w sosie) to się ja rozgrzewa, wbija jajka, obficie posypuje pieprzem i szczypiorkiem, i miesza się. Kiedy masa nabierze pożądanej konsystencji jest nakładana na suche kromki chleba – kroi się każdą kromkę na polowę i w 3 minuty jest gorąca kolacja.
Wróciłem z kolacji na którą zostałem zaproszony nagle a niespodziewanie. Zadzwonił kolega , zaprosił do restauracji Marco Polo w Ostrołęce.
Właściciel zajęty wesołym baraszkowaniem na zapleczu z młodymi pracownicami wyszedł dopiero po dziesięciu minutach nie bardzo zadowolony że zjawili się klienci. Na moje pytanie co mógłby polecić, stwierdził ,że wszystko u niego jest dobre. W końcu doradził zupę krem z pomidorów Zupa okazała się przecierem pomidorowym rozbełtanym w śmietanie i paskudnym rosole .
Drugie danie zamówione przeze mnie było to canelloni. Równie niezjadliwe jak zupa. Zapieczona niejadalna pacia z rurek z mięsem i serem na wierchu. Zjadłem dwie łyżki.
Olśnienie!!! Chyba zawsze jest tak samo bo do canelloni podają stołową łyżkę!
Stanowczo odradzam komukolwiek wizytę w restauracji włoskiej Marco Polo w Ostrołęce.
Ja Wam a propos języka powiem coś jeszcze fajnego a propos Pesachu. Mamy zwyczaj korzystać z reprintu siduru (pesachowego modlitewnika) z polskim tłumaczeniem wydanego w roku pańskim 1927 w Wydawnictwie Księgarni M. Zalcmana w Wiedniu. No po prostu pycha! Kazik, mój szwagier, staje się na ten wieczór „zwierzchnikiem familji”, chleb zwykły jest „chlebem kiszonym”, a maca „chlebem niekiszonym” itp. Brzmi to wszystko bardzo dostojnie, czasem zabawnie, ale niezmiernie miło się to czyta.
To wszystko ma sens! Kto widział przerywać amory?!!Właściciel lokalu o nazwie zapraszającej do podróży ,ciężko pracukjący na to by nie dorobić się stałych klientów…Marco Polo…To oznacza ,że stąd do dobrego jedzenia conajmniej tak daleko jak do Chin 😉 Jesz na swoją odpowiedzialność :0
U mnie dziś paryska Syrenka
http://kulikowski.aminus3.com/
Jutro rano relacja foto z Charcuterie prz rue Dauphine w Paryżu . Słinka leci mi do dziś…
Doroto, zaciekawiłaś mnie.Co to znaczy? Takie inscenizacje?Czy chodzi o to, że te modlitwy są silnie związane z potrawami?Proszę,rozwiń
http://miasta.gazeta.pl/warszawa/1,34862,5138505.html
Małgosiu, tak w największym skrócie mówiąc, modlitwy wiążą się z wyjściem z Egiptu ku wolności, a potrawy, które wymieniłam, mają znaczenie symboliczne. Cały początek wieczoru to właśnie opowieści o tym, dlaczego robimy to, co robimy (cztery pytania, które zadaje najmłodszy z obecnych – to, co opisała wyżej Helena). Potem jest żarełko. I na koniec znów partia modlitw. Z macą jest jeszcze dodatkowa inscenizacja, coraz to (na początku) „zwierzchnik familii” wyjmuje jakiś kawałek macy z niewielkiej sterty na stole; kawałek macy, tzw. afikomen, jest chowany i dzieci mają za zadanie go znaleźć.
Potem u siebie może napiszę o tym, co się śpiewa.
Tzn. symboliczne znaczenie mają te potrawy, które wymieniłam w pierwszym akapicie o 17:19.
Marku!
Na drugi raz będziesz od razu wiedział, że przeszkadzasz! Nie masz wyczucia. A canelloni możesz sam sobie zrobić w domu. Facet w kuchni robi dobre wrażenie. Po co łazisz po knajpach?
I tak to wszyscy razem symbolicznie święcimy pesach. Chociaż mówiąc całkiem serio czytając Księgę Wyjścia to moralnie jest to opowieść hm… co najmniej dwuznaczna. Ale, bodaj że, od historii moralności nie należy wymagać. W każdym razie święto jest piękne i „smaczne”
W ostrołęckiej knajpie byłem pierwszy raz od bardzo dawna. Czasem robię zdjęcia na uroczystościach na które jestem zapraszany jako fotograf.
Niestety codzienność w knajpach bywa „porażająca”.
Oczekiwałem odrobiny profesjonalizmu i nie doczekałem się
Ze świętami pewna historia mi się przypomniała. Znajomi Syryjczycy prosili mnie kiedyś, żeby wyjaśnić im co to właściwie za święto ta Wielkanoc. No więc opowiadam, że chrześcijanie wierzą w przyjście na Ziemię, ukrzyżowanie i zmartwychstanie syna Bożego i właśnie z powodu tego zmartwychstania świętują, oczywiście wszystko trochę bardziej detalicznie. Syryjczycy w trakcie opowieści popatrują coraz bardziej na siebie i w końcu grzecznie pytają, czy to zdarzyło się może 2000 lat temu, a po moim przytaknięciu wykrzykują unisono: „Issa!”. Tum trochę zgłupiał, bo Issów znam jak mrówków, jako że to dość popularne muzułmańskie imię, ale nie wiem, co któryś z nich ma mieć wspólnego z Wielkanocą. Ale wyjaśniło się, że Issa jest arabską wersją imienia Jezus, który przez Proroka został uznany za proroka, więc nadaje się muzułmanom jego imię i jego historia jest im znana, choć nie kojarzyli jej akurat z Wielkanocą. Jasne, że ich zaprosiłem na święta, które zresztą u nas w ogóle bywają dość międzynarodowe. Mazurki szalenie im smakowały i pisankami bardzo się zachwycali. A ja od tej pory myśląc „Wielkanoc” od razu słyszę ten okrzyk: „Issa!”.
Jestem ateistką. Dziecko wysłałam do szkoły najbliżej domu, a to była szkoła katolicka. W Polsce takie zjawisko nie istnieje, szkoła katolicka, która naucza o wszystkich religiach świata. A tu można i to działa. Religia była przedmiotem w szkole, i smarkate uczyli sie o wszystkich religiach świata.
To cos zupelnie jak moje ukochane kanoniczki w Lublinie….
A w tej Twojej szkole w Kingston czy Mackowi upilnowano dziewictwo przed slubem? I czy obnizali stopien ze sprawowania za pompon na berecie? I czy mowili do 15-latek ze wsi: Ty, prostytutko jedna! Bedziesz krowy pasac!
P.S.Moje smarkate bardzo sobie tę szkołę chwali. Powiada, że dało mu to „pogląd i ogląd” na światopogląd. I uważam, że wszystko zaczyna się w domu i od rodziców. U mnie w domu tez tak było, Tata ciągle zabiegany, ale jak miał czas, siedzieliśmy przy stole i celebrowalismy obiady czy kolacje. Rozmawialismy. I to jest bardzo ważne, rozmawiać.
Heleno,
o tej szkole to mogłabym pisać i pisać 🙂
Poszłam tam kiedyś, bo wybierałam sie w 88 roku do Polski ze smarkatym i smarkaty miał mieć komunię po raz pierwszy, szkoła to organizowała, takie zbiorowe. Przychodzę do szkoły, ksiądz ciemnoskóry, pogadaliśmy sobie jak dusza do duszy, pośmialismy sie, i jak ja porównam sobie tego księdza Maćkowego z tym wrednym facetem, którego ja miałam za księdza, i „dzięki” niemu odeszłam od koscioła, to w głowie mi sie nie mieści. A ten Father Joseph gromami nie rzucał, ze ja taka ateistka. Bardzo sympaytczny facet. Moze byłabym katoliczką, gdybym na takich księży trafiła.
Dobranoc, nocny marku. Kot wola do lozka. Bedziemy snic o siostrach-kanoniczkach. Jak wolno smaza sie w piekle.
Mój ludzki brat poszedł do szkoły katolickiej, bo była blisko i na dobrym poziomie, ale przed zapisem mama, nauczona polskimi doświadczeniami, poszła wypytać, na czym ta katolickość polega. No to jej powiedzieli, że wprawdzie lekcje religii są obowiązkowe (w państwowej jak kto chce), ale ponieważ w szkole są dzieci różnych wyznań, to się na religii o wszystkich tych wyznaniach uczy. Czyli bardziej religioznawstwo niż religia. Więc dziecko posłano do tej szkoły i jako żywo nie żałowano, bo o żadnej indoktrynacji nie było mowy, a że się o Biblii, Torze i Koranie młody czegoś nauczył, to korzyść czysta. Księża rzeczywiście też trochę inni niż w Polsce. Mamę najbardziej zdziwiło, że zamiast namawiać np. do chrzczenia dzieci, spowiedzi, itp., raczej każą się zastanowić i przyjść znowu. Jak kiedyś spytała znajomego księdza dlaczego, to jej powiedział, że z takich katolików, co nie mają głębokiego wewnętrznego przekonania do tego i owego, żaden pożytek. Tenże ksiądz nie ukrywał wcale, że jest gejem i całkiem normalnie o tym rozmawiał, a jego przełożeni ponoć nie mieli nic przeciwko. Ech, można by tak do rana…
.. a zebys Bobiku wiedział. I tak powinno być, bo przecież nie jesteśmy(zakładamy) durni. Jeżeli Pan Bóg nas stworzył na podobieństwo, no to jesteśmy jacy jesteśmy. Staramy się, na ile możemy.
Piękne felietony, ale jak można mieć zaufanie do kogoś, kto nie uznaje czerwonego wina?
A któż to niby na naszym blogu nie uznaje czerwonego wina? Wystarczy zajrzeć do archiwum by poczytać peany na cześć tego trunku.
Choć prawdę mówiąc znam człowieka ( i to profesora renomowanego paryskiego uniwersytetu),który pija tylko białe. Mimo to ufam jego wiedzy i smakowi!
Właśnie tego profesora mam na myśli, bo jego książki czat dotyczył. Wiem o nim dużo i powinienem ufać, ale niechęć do czerwonego wina jest dla mnie zbyt zagadkowa i chyba sprzeczna z naturą.