Spisek czyli GTW

Do spisku nawoływałem we wtorek podczas Borsa dei Vini Italiani. Uczestniczyło w nim sporo osób i wydawały się być temu projektowi przychylne. A było to tak:

W seminarium poprzedzającym degustacje win i ewentualne rozmowy prowadzące do kontraktów wzięło udział chyba ze sto osób. Byli to handlowcy i dziennikarze. Najpierw wysłuchali tego co miał im do powiedzenia enolog dottore Paolo Peira z Rzymu, później przedstawiciel Instituto Nazionale per il Commercio Estero – signor Stefano Raimondi. Obaj panowie krótko acz treściwie opowiedzieli o włoskich winach, ich strukturze produkcji a także przedstawili te, które przyjechały na prezentację do Warszawy. A przyjechało ich tu sporo bo aż 250 gatunków.

Roczna produkcja światowa naszego ulubionego trunku to 300 mln hektolitrów. Aż 17 proc. stanowią tu wina włoskie. W Unii Europejskiej Włosi wypadają jeszcze lepiej produkując 170 mln hektolitrów rocznie, co stanowi aż 60 proc. win z naszego kontynentu. Aż 41 proc. wytwarzanych we Włoszech win to vino da tavola czyli najniższa kategoria, produkowana i butelkowana bez kontroli zewnętrznej. Na etykietach nie ma daty produkcji, ani rodzaju szczepu, nie musi też być podawany region czy nazwa winnicy. Co wcale nie znaczy, że są to wina złe. Przy odrobinie szczęścia można trafić na wina wręcz bardzo dobre. A patrząc na ich niską cenę można stwierdzić, iż są wręcz fenomenalne.

Druga , wyższa kategoria to wina oznaczane napisem Indicazione Gegrafica Tipica . Stanowią one 27 proc. rocznej produkcji. To wina wyższej jakości kontrolowana jest ich jakość i wielkość produkcji. Zasady kontroli są dość elastyczne i pozwalają na stosowanie miejscowych szczepów nie zawsze uznawanych przez organizacje winiarskie. Najwyższa kategoria oznaczona jest napisem Denominazione di Origine Controllata e Garantita. Stanowią one 32 proc. win włoskich i są to wyroby najwyższej jakości. Tu kontrola jest ścisła zarówno co do jakości jak i liczby butelek. (Dzięki temu właśnie ujawniono „nadprodukcję” barolo w winnicach Antinoriego i Frescobaldiego co wywołało międzynarodowy skandal.) Te wina są najdroższe. Ich cena jest wręcz rażąca w… Polsce. Zanim bowiem wina trafia na półki sklepów przechodzą przez cały łańcuszek pośredników pobierających oczywiście swoja marżę.

No i do rzeczy czyli do spiskowania. W swoim wystąpieniu ( a mówiłem jako wielki miłośnik włoskich win i włoskiej kuchni, że o kulturze już nie wspomnę) zaproponowałem uczestnikom byśmy utworzyli silne lobby czyli Grupę Trzymającą Wina i domagali się zarówno od włoskich eksporterów jak i polskich importerów, by sięgnęli po wina z dolnej części włoskiego buta. Tak się bowiem składa, że większość sprowadzanych do nas win to produkcja Toskanii, Ligurii, Piemontu, Veneto i – znacznie mniej – Sycylii. A gdzie tu Puglia, Basilcata, Abruzzo, Kalabria? A przecież i w tych regionach są wspaniałe wina i to często o bardziej oryginalnym smaku i aromacie niż słynne Chianti czy nawet supertoscany. A zaletą – dla nas niebagatelną – jest ich znacznie niższa cena niż słynnych trunków z północy. Moją ideą zaś jest to by Polacy mogli pić dobre wina za takie same pieniądze jak Włosi czy inni Europejczycy.

Dostałem brawa. Klaskali także i gospodarze. Obiecali na następny raz przywieźć wina z południa. I zaktywizować winiarzy odległych regionów do większej aktywności w handlu zagranicznym. A Polska jest dobrym krajem dla winiarzy, bo pijemy wina jeszcze bardzo mało a tendencja spadku spożycia alkoholi mocnych na korzyść słabszych jest zauważalna.

Mam nadzieję, że uznacie moje argumenty i będzie pytać w swoich sklepach dlaczego nie sprowadzają win z Basilicaty – słynnych Aglianico del Vulture, albo z Abruzzo – Montepulciano d’Abruzzo czy Pecorino (to nie ser lecz białe wino), albo z Puglii – Sangiovese Primitivo! I tak utworzymy owe silne lobby smakoszy czyli GTW.

Na zdrowie – to nasze hasło!

PS.
Niedawno poznałem importera win z Radomia – Romana Czwarno. W jego firmie można kupić wiele nieznanych gdzie indziej win. I twierdzi pan Roman, że nie boi się ryzykować sprowadzając nieznane na naszym rynku gatunki. Polak-smakosz jest bowiem bardzo ciekawy. To prawda.