Dużo czasu, dużo gości, trochę alkoholu
Większość znajomych i przyjaciół jest już na wsi. Nasza gmina ma wśród mieszkańców więcej mieszczuchów niż prawdziwych rolników. A taka pogoda i nieczynne redakcje, uczelnie, biura i ministerstwa powodują, że ruch na wiejskich drogach przypomina skrzyżowanie Marszałkowskiej z Alejami. Na szczęście nasz dom stoi na uboczu, w maleńkiej wiosce, na skraju Puszczy i łąk, dzięki czemu śmigających aut jest niewiele.
Pierwszy dłuższy pobyt na wsi musi zaowocować wzmożonym życiem towarzyskim. Mało kto bowiem w czasie tzw. majówki planuje pracę. Będzie jeszcze sporo czasu na pisanie książek, malowanie obrazów i uczenie się nowych ról. Tak się bowiem złożyło, że w naszej gminie osiedliła się też spora grupa artystów uprawiających wszystkie niemal dziedziny sztuki. Teraz jednak, na początku sezonu, będziemy się gościć nawzajem. Trzeba więc przygotować nowe dania i nowe trunki.
Ostatnio zaś moje zasoby wzbogaciły się o kilka różnych płynów dotąd mi nieznanych bądź znanych zaledwie ze słyszenia. Nigdy dotąd np. nie kosztowałem likieru Baileys. Wydawał mi się nadto słodki. Ale do butelki były dołączone przepisy na różne letnie desery. Wydały mi się niezłe. Zrobiliśmy na początek tiramisu z truskawkami i likierem. Króliki doświadczalne czyli sąsiedzi, były tym zachwycone. Teraz ilość nowych przepisów podwoiła się dzięki pokazowi czy raczej warsztatom kulinarnym, które miały miejsce w stołecznej restauracji (opisywałem ją tu przed jakimś czasem) „Tamka 43”. Hasłem warsztatów było porównanie likieru do współczesnej kobiety.
A jaka jest współczesna kobieta? Z jednej strony od życia oczekuje satysfakcji i poczucia spełnienia, z drugiej zaś chce, by ją czymś zaskoczyło. Chce żyć pełnią życia i smakować je wszystkimi zmysłami. W otaczającym świecie szuka inspiracji, ale chce go także sama inspirować. Taka jest dzisiejsza kobieta, taki też jest Baileys, który właśnie odkrywa swoje nowe, zmysłowe i bardzo kobiece oblicze.
– Baileys był znany dotąd przede wszystkim ze swojego kremowego smaku. Dziś, wraz ze zmieniającymi się potrzebami współczesnej konsumentki, staje się bardziej wyrazisty i zaskakujący. Zachowuje swój aksamitny charakter, jednak – tak jak prawdziwa kobieta – zaskakuje nutą pikanterii i odrobiną szaleństwa. Jest odpowiedzią na oczekiwania kobiet, które wymagają od siebie i życia więcej niż kiedykolwiek wcześniej – twierdziła Agnieszka Lewandowska, Brand Manager marki Baileys.
– Współczesna kobieta jest nie tylko świadoma swoich potrzeb, ale też akceptuje siebie taką, jaką jest – ogłosiła Betty Q, tancerka i performerka, która prowadziła imprezę. Betty przeistoczyła się na scenie z nieco staromodnej, lecz nobliwej damy, we współczesną, pełną energii, przebojową i zmysłową kobietę. – Baileys doskonale oddaje naturę kobiet, dlatego jest przez nie tak uwielbiany. Połączenie delikatnego smaku likieru z mocniejszym akcentem whiskey doskonale odzwierciedla różnorodność oblicza współczesnej kobiety – sugerowała publiczności Betty.
Mniej poetycki był i mniej kwiecisty w wypowiedziach był szef „Tamki 43” : – Baileys wystarczy podać w szklance na kostkach lodu, ozdabiając go np. jadalnymi kwiatami. To bardzo ciekawy, oryginalny i nowoczesny sposób na wzbogacenie koktajlu, deseru czy sałatki. Dzięki nim podstawowy i niepozorny serve Baileys na lodzie zyskuje zupełnie nową postać: smakową i wizualną – stwierdził Robert Trzópek.
Dla gości podzielających moją wstrzemięźliwość wobec słodkich trunków mam coś innego. Też jak sądzę oryginalnego. Mam bowiem butelkę prawdziwego absyntu (i dokładną instrukcję jak go podawać) oraz bardzo oryginalnego Burbona: Jim Beam z dodatkiem smaku naturalnej wiśni. Sam jestem bardzo ciekawy jak to się przyjmie na Kurpiach.
Dla ochłody zaś kilka puszek napojów owocowych wzmacnianych odrobiną czystej wódki zza Bałtyku. Ale bez obaw wszystko to będzie podawane w stosownych, niewielkich dawkach. Goście nie wystraszą ani żurawi, ani dzików, które bardzo się rozmnożyły i porobiły wręcz namolne (mimo, że ich nie dokarmiam).
Komentarze
jakos nie moge sobie wyobrazic by na wiosce zachodzila potrzeba urozmaicania zycia przy pomocy napoi alkoholowych. i pisze to calkiem powaznie. te wiochy ktore ja znam cechuje przede wszystkim powolnosc. i to jest najpiekniejsze, i spokojnie mozna sie tam obejsc bez jakichkolwiek dopalaczy. na wioskach panuje zupelnie inny rytm zycia, jest zachowany podzial pomiedzy praca a wypoczynkiem.
a w ramach integracji z miejscowa ludnoscia zawsze mozna wyjsc na spacer do baru. ale zeby z domu na wsi robic bar? tego to ja juz nie kumam.
Dzień dobry po raz drugi (gap jest gapem i gapem pozostanie – wpisałam się pod wczorajszym).
We wsi, w której osiedli Haneczka z Panem Mężem rolników jest, bodajże, trzech. Reszta to mieszczuchy. W Żabich błotach ani jednego tradycyjnego rolnika – ze dwudziestu przekwalifikowanych inteligentów. Ludzie! Gdzie się chłopi podzieli? Wszyscy na Marszałkowskiej?
Poszliśmy z Radziem poczytać trawniki – martwy upał, leniwie obszczekał się z Wrogiem, nie pogonił gołębi, nie kopał dziury pod ławką. Lenistwo i marazm. Likiery? Hmm – wieczorkiem lody czekoladowe z sosem malinowym i kieliszkiem malinowego likieru produkcji własnej? Oczywiście, że tak.
Dzień dobry Blogu!
Nadal przesadzam.
Na obiad kalafior w sosie beszamelowym z curry, hamburgery z jagnięciny.
Baileys lubię zimą w postaci gorącej kawy+ten likier+bita śmietana. Po sankach lub długiej wędrówce na mrozie.
Na zimno też może być: espresso+kostki lodu+Baileys+bita śmietana
Dzien dobry,
B 52 = baileys + cointreau + likier kawowy :))).
Oj, jam nielikierowa, zaczynam się zastanawiać – możliwe, że wbrew pozorom nie jestem kobietą? 😯
Najlepszy Baileys robiła własnoręcznie Babcia Sarita – mocniejszy, niż ten „sklepowy”, butelkę dostawałam pod choinkę. I faktycznie, po świątecznym spacerze było się czym rozgrzać. Babcia Sarita robiła go na wódce, a składniki jakoś tak komponowała, że nawet mnie, nielikierowej i niesłodkiej, pasował kusztyczek na gorąco.
Kojarzy mi się z południowoafrykańskim amarulo, ale z dwojga – zdecydowanie wybrałabym Baileys Babci Sarity.
A te dwie panie, co to Gospodarz przytoczył powyżej, robią niezły pijar likierowi 😉
Jak ja coś takiego słyszę, to udaję się natychmiast w odwrotnym kierunku. No, tak mam 🙄
Ogonek (8:29),
pojęcie o wsi współczesnej masz sprzed pół wieku.
Już tam mieszkańcy wsi wiedzą, co mają robić ze swoim czasem, nie bój żaby!
Dla przypomnienia wywiad z p. redaktor Paradowska:
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,114757,11656237,Janina_Paradowska__Zasypiam_tylko_po_proszkach.html?as=8&startsz=x
???
http://youtu.be/4T7Fh4soJyE
Ogonek zna chyba niewiele wsi. Bar na wsi do rzadkość. Owszem, w każdej prawie wsi jest sklep lub dwa i miejscowi smakosze wypijają piwo przy sklepie, prowadząc przy tym różne dyskusje. A jeśli jest jakiś lokal, to nastawia się raczej na wieksze imprezy typu wesela, czy stypy. Tak więc mały wypad do baru nie zawsze jest możliwy.
Warsztaty , których tematem jest porównywanie kobiet do likieru/ albo mężczyzn do innego alkoholu/ to, moim skromnym zdaniem, temat mocno naciągany. To po prostu jakiś pomysł biznesowy, może i skuteczny, ale dorabianie filozofii w takim wypadku trochę mnie śmieszy. A przypisywanie gustów trunkowych do konkretnej płci odeszło już chyba do lamusa. Kiedyś paniom wypadało pić tylko słodkie trunki, czyli ” damskie wódki”. Dziś wypada pić każdy alkohol, a nie wypada nadużywać go.
A że przy okazji takich warsztatów można poznać nowe przepisy na napoje alkoholowe, to na pewno jest plus takiej imprezy. Natomiast rozważania na temat natury kobiecej w kontekście likieru śmieszą mnie. Musiałam trochę pomarudzić…
O, widzę, że Alicja podobnie reaguje . 🙂
Danuśka,
widzę, że nasze szlaki przecinały się. Dziś właśnie w południe byliśmy w Tawernie Orłowskiej na kawie i lodach. Na własne oczy mogłaś się kolejny raz przekonać, jak pięknie jest w Orłowie.
A u p. Aliny w Pierwoszynie nie byłam, choć mam do niej namiary. Ta pani uczestniczyła w ubiegłorocznej wycieczce do Lwowa. Miałyśmy z koleżanką wybrać się tam w porze kwitnienia lawendy, ale jakoś nam zeszło… W Pierwoszynie natomiast odwiedzam niekiedy cmentarz.
Można nie lubić Maryli (ja lubię!), ale jej wykonanie tekstu Kofty z muzyką Bogdanowicza – to je to, nawet dla tych niekoniecznie futbolowo nastawionych.
Przy ko ko ko ko spoko ja mam odruch, nie powiem, jaki 🙄
http://www.youtube.com/watch?v=2yEUOohMaIM
No wiecie Państwo,zniknął mój komentarz !!!
Ale Krystyna zdążyła przeczytać,no chociaż tyle.
Czy ja napisałam coś nieprawomyślnego ???
Może 3 Maja nie wypada pić różowego wina,bo napomknęłam,
że sączę….
Nazwa Baileys dla mnie brzmi po mesku, a tu okazuje sie, ze to kobieta o zmyslowym obliczu. I to jaka kobieta! Zachowuje swoja tradycyjna aksamitnosc, ale z nutka pikanterii i szalenstwa. Rzadko pijam ten likier, najczesciej w samolocie jako „digestive”, ale ze lece juz w niedziele to sprobuje. Poprosze stewardesse o Baileys, bo (cytuje) „chce zyc pelnia zycia i smakowac je wszystkimi zmyslami”. A wszystko to w plastykowej szklance i z kilkoma kostkami lodu. Reklama dziala. Ale i tak zaczne od szampana.
Danuśka,
poszukaj się pod poprzednim wpisem 😉
Jesteś, jesteś! Ja też Ciebie przeczytałam:
Danuśka
3 maja o godz. 13:15
Pooglądałam sobie paradę orkiestr na Pl.Zamkowym w telewizorze. Sączę z wolna chłodne Rose d’Anjou i układam myśli nieuczesane.
Nareszcie chwila oddechu po dosyć intensywnych kilku ostatnich dniach.Trzy dni w trzech miastach Trójmiasta i jeszcze wypad na Kaszuby do Bieszkowic i Pierwoszyna.Ufff !!!
Krystyno-machałam Ci z drogi 🙂 Nasz program turystyczno-rodzinno-kulinarny był wypełniony po brzegi,więc jedynie na machaniu poprzestałam.Czy znasz to miejsce ?
http://www.pierwoszyno.pl/galeria_info.php?kat=5
Byłyśmy tam z moją kuzynką na miłym spotkaniu z okazji 5 rocznicy powstania rzeczonej galerii.Warto zajrzeć.Kupiłam ryby,cudnej urody z ?.ceramiki,wiadomo dla kogo 😉
Postaram się zamieścić ich zdjęcie w moim małym fotoreportażu,ale to trochę później.A kulinarnie był-dorsz w Tawernie Orłowskiej oraz wytworna kolacja Cyrano i Roxane w Sopocie.Ten adres podrzucił Stanisław.Hop,hop Stanisławie! Oj,warto zajrzeć 😀
Przemiły właściciel,Gaskończyk ze swoją równie sympatyczną polską żoną zabawiają gości i zachęcają po próbowania fła grasów i innych takich francuskich rarytasów.Tanio jednak nie jest,a porcje niewielkie.Cóż Sopot,sławny Monciak i czynsze pewnikiem ogromne.
A poza tym rodzinne pogaduchy przy kolacjach,kawach i deserach.
I dlatego dzisiaj zaraz wyciągam rower i lecę zrzucać te trójmiejskie
kilogramy 🙂 Ło Matko !
Witam. Mistrzostwa świata RPA 2010, piosenka która brzmiała w uszach od rana do nocy.
http://www.youtube.com/watch?v=6h_oWi3fOs4
Byłam nieco wcześniej, 2009 – we wszystkich pięciu miastach RPA przygotowania trwały, robota wrzała, wszystko nastawione na mistrzostwa 2010.
Podobnie w Polsce – chyba parę rzeczy się „przyspieszyło” z powodu mistrzostw, i to jest dobre, taki kop, no i zostaje w społeczeństwie 😉
Jolly,
dzięki za sznureczek do ciekawego wywiadu.
Alicjo-dzięki 🙂
Widać jeszcze jestem z lekka nieogarnięta po tej całej podróży.
Pozdrawiam Twój łokieć- co ma zwisać nie utonie 😉
Barbaro-też lubię takie świąteczno-weekendowe pustki w Warszawie.
Moi krajanie z Ursynowa chyba wszyscy w Lesie Kabackim,na leśnych duktach rowerowiczów i spacerowiczów całe wycieczki.
O proszę, tu budowali stadion na mistrzostwa 2010 w Kapsztadzie (zdjęcie robione z kilometra wyżej):
http://alicja.homelinux.com/news/RPA-Marzec.2009/04.Kapsztad/52.Mgielka.%20W%20oddali%20buduja%20stadion.jpg
Oj przyspieszyło,przyspieszyło.Trójmiasto też w remontach albo czasem już po.Remontują dworzec kolejowy w Gdyni,lotnisko w Gdańsku piękne i wygląda na gotowe do odbierania kibiców. Widziałam nowy stadion Arki-Gdynia,a z samolotu piękny stadion w Gdańsku.Samoloty W-wa-Gdańsk praktycznie w cenie pociągów,a lot trwa tylko 35-45 minut,zatem zdecydowanie lepiej latać niż tłuc się koleją.Tory nadal rozkopane i trasę ze stolicy do pięknej Gdyni pokonuje się w 6-7 godzin.
Znowu zachwyciłam się Gdańskiem,który ostatnio widziałam chyba jakieś 20 lat temu.A jaka piękna jest gdańska filharmonia,prawda Krystyno? Ulica prowadząca do niej prowadząca (ta od strony Starówki) też w remoncie.
Tak, tylko kopa społeczeństwu brakuje 🙂
Koktajle są jak kobiety, każdy jest inny. Pół na pół z Salmiakki Koskenkorva staje się Kapciami Babci, a z wódką i Kahlua – Krzyczącym Orgazmem. Tak, kobiety to enigmy otulone w zagadki 🙂
Podobnie jak ROMek dojrzewałem w czasach gdy Baileys był jeszcze poczciwym Białym Rosjaninem. Wystarczyło dodać Baileys do Czarnego Rosjanina i wieś stawała się miastem 🙂
Mój ulubiony hymn Euro świetnie pasuje do staroświeckiej wizji napojów alkoholowych 🙂
Nasze indywidualne wizje szczęścia nie muszą sobie przeczyć. Bardzo gołe hiszpańskie niebo i kurpiowskie ptaszki, wiewiórki, rzodkiewki, przyjaciele i absynt to jedynie dwie migoczące gwiazdy w Baileys Milky Way.
Sens życia. Podobno 🙂
A… moja ulubiona Marysia 🙂
Ten przystojniak jak nie gra w piłkę, to kręci (się po) w mojej okolicy w towarzystwie panienki zmieniającej (na)stroje w imponującym tempie 😉
Baileys został wynaleziony w 1974 roku po zaledwie 3 latach prób i błędów, i proszę, jaką robi karierę 🙂 Niebawem trafi pod każdą strzechę 😎
szczerze przyznam, ze absyntu nie pilem, po prostu -tchorz ze mnie, boje sie…
baileys jest swietny, zwlaszcza jak sie go samemu zrobi…
@alicja: najlepsze dawanie kopa jest teraz w brazylii(olimpiada),
zapraszam na you tube…
Absynt przywiozłam na pierwszy Zjazd. Ze Sławkiem piliśmy brudzia absyntem 😉
Są dowody 😯
http://alicja.homelinux.com/news/img_2442.jpg
Danuśka,
zajrzyj do poczty 😳
@alicja:
he,he…dowody?
@alicja i @nisia(na zmiane z @pyra i @zuzanna) we wronim gniezdzie na tytaniku…
i katastrofy by nie bylo!
@cichal: jak tam szalupa, zalatana?
i
@pepe:
herzlichen glückwunsch zur beendigung des martyriums genannt: arbeit;
szerokiej drogi!
Resztka tego zjazdowego absyntu cały czas u mnie stoi w barku – wszystkich częstuję po odrobinie. To jest rekord świata 700 ml na 5 lat i na tłum naszych blogowiczów.
@pyra:
na andrzejki jestem w poznaniu na grobach;
szykuj pyzy, ale bez absyntu; butelke, przyrzeczona, przywioze…
Byku – oczywiście pyzy będą, tylko puknij się w kalendarz – będziesz na Wszystkich świętych (1.11.) czy na Andrzejki (30.11.) Żadne kluski 30 dni nie mogą czekać.
No i bardzo dobrze, niech stoi, może jadąc przez Poznań jeszcze się załapię na resztki 😉
Jutro lecim na Szczecin, czyli do Cichala, a potem do Nowego. Taką sobie majowkę urządzamy, a co! Kulinarnie będzie jak najbardziej, a obydwaj gospodarze nie chcą zdradzić, co. Od Cichala wydobyłam tylko tyle, że bedzie rybnie, a Nowy w ogóle zapowiedział, żeby nawet nie pytać.
Owszem, lubię zaskakówy 😉
holender, masz racje @pyra, cos mi sie w glowi miesza bo pije miet- jutro musze bryke odebrac z pipidowy na skraju parku zwanego lasem
kaczki blade, masz racje @pyra, cos mi sie w glowi miesza bo pije miete
– jutro musze bryke odebrac z pipidowy na skraju parku zwanego lasem
niestety nie bois de boulogne,he,he…
tego jeszcze nie bylo – czkawka po miecie.
A tak promuje się Ukraina
http://youtu.be/JFfGb5E0bq8
Na Ukrainkę to ci ona nie wygląda. Naciągane i nie pasujące do Ukrainy. A gdzie piękności ukraińskie, pytam? No właśnie…
Bo to jest afro-ukrainka.
To na potwierdzenie.
http://www.dailymotion.com/video/x84myl_gaitana-divnekohannia-m1_music
Alicjo – Tatuś z Kongo, mamusia z Kijowa. Jak najbardziej niestereotypowe, ale z pewnością nie naciągane. Kto pyta nie błądzi 🙂
Ośmielam się podsunąć Gospodarzowi pomysł na polski absynt, bo Piółunówka nie jest okryta legendą. Polska wieś, polskie zioła, łaki, polany, to tam, przy użyciu zabytkowego kurpiowskiego alembika powstanie wkrótce już legenarny Absynthe Pierre Extraordinaire. Być może pomysł to szalony, ale Podkowińskiemu też tak mówiono – „No co ty, konia chcesz malować?”. Reszta jest historią. To prawda, że nie obeszło się bez kobiety, ale kobieta w życiu mężczyzny życiem tym jest. A zatem do dzieła 🙂
W międzyczasie będę się musiał zadowolić Vieux Pontarlier. Wspaniały, jak ta Jura bezkresna. Polecam.
Przepraszam za to Pió. To ze strachu przed brakiem piów. No iiiiiiiii starość 🙂
Placku – nijak nie dadzą z „dzikiego” piołunu, bo on ma to, co wiadomo, szkodzi. Teraz są specjalne metody pozyskiwania gencjan pozbawionych owego.
Droga Pyro – Po pierwsze u nas są już kluski zdolne przetrwać zimę nuklearną. Po drugie – przepisy EU pozwalają na zawartość do 30 mg/kg tujonu (wystarczy na natchnienie dla myszki Miki), ale po trzecie; absynt Pana Piotra nie musi być urzędowy, unijny i nudny – musi być owiany mgiełką tajemnicy, z nalepką autorstwa rodzimego Alfonsa Muchy (niekoniecznie dosłownie alfonsa i muchy bo do tego jeszcze marketing nie dojrzał, musi być pędzony miłością i musi zawierać minimum 150mg Zielonej Wróżki, tak jak ten. Poza tym mam nadzieję na 10% zysków ze sprzedaży tego eliksiru (za genialny pomysł), a Ty mi wczorajszy obiad sama zjadłaś, a teraz zwyczajnie bruździsz.
Jak to Oskar Wilde po absyncie zwykł mawiać – fuj 🙂
P.S. Podobnie jak szpinak, piołun jest niedoścignionym dziełem sztuki. Szkodzi i uzdrawia. Nam pozostaje wyobraźnia i dociekliwość 🙂
Igrzyska niezmiennie szkodzą budżetom państw, ale w tym szaleństwie jest metoda. Niech się taka tłuszcza jak ja wyżyje.
Pamiętam jak dziś – rok 1976, mecz Polska-Brazylia. Rozpłomieniony wskazuję sąsiadowi na trybunie Szarmacha, a on do mnie – to przecież Gorgoń. Przez następne 30 lat Kanada płaciła za te igrzyska, ale po dziś dzień potrafię odróżnić Lato od wiosny nawet w nocy.
Ładna ta Zielona Mucha 🙂
@placek:
nie jestes stary, tylko czerstwy…
Toteż ja pytam i poddaję w wątpliwość. Mogłaby się wysilić na parę słów w języku kraju, do którego zaprasza.
De gustibus… nie podoba mi się i już 🙄
Miektóre męskie rozrywki stanowczo przekraczają moją zdolność percepcji. Ale nic to – przyjmuję z dobrodziejstwem inwentarza. Oni też nie rozumieją po co mi nowa bluzka, jeżeli poprzednia jest jeszcze cała. To było ciasne mieszkanie – pokój z kuchnią przechodnią. W pokoju kanapka, 2 łóżka, 2 szafy, komoda pianino, mały stół i 2 krzesła – o, jeszcze tv i radio. W tymże „Pionierze” transmisja meczu piłkarskiego Polska – Holandia i trzech kibiców : mój Tato, Hiniutek, mój Mąż – Jarek i Synuś nieletni. Siedzieli przy tym stole, słuchali radia i darli się do odbiornika, jak potępieńcy. W pewnym momencie – ryk – nasi strzelili gola. Synuś w ekstazie wskoczył na krzesło i walnął głową w skrzydło żyrandola. Spadł klosz, a żarówka rozbita została chłopięcą głową. Mnóstwo okruchów szkła spadło na łóżko, bo i klosz i żarówka zostały odrzucone o pół metra w prawo… Żaden nie zauważył, nie zareagował – ani mój porządnicki Hiniutek, ani pedantyczny Jarek, ani „męski” narybek. Całe szczęście, że ja nie mam ambicji rozumienia mężczyzn w każdej sytuacji. Cichutko położyłam zmiotkę i szufelkę na komodzie i wyszłam na palcach…
Pada, Radek nie chciał zejść nawet ze schodów. Młoda poleciała maturzyć.
Witam Blogu,
Już po wycieczce do Berlina – jadłam na ostatnim piętrze KaDeWe – fantastyczne krewetki, spaghetti z sosem z pomidorów pelatti i włoskie antipasti – wszystko w jak najlepszym gatunku. A następnie dzień później sałatkę kartoflaną z kawałkiem mięsa mielonego pod nazwą „Berlin boulette” w Kartoffelhaus no. 1.
Co do trunków – mój mąż pija namiętnie zarówno absynt, jak i beherowkę. Ja oba omijam z daleka – wolę czeskie piwa ciemne i Berliner Pils.
pozdrawiam,