Świąteczny obyczaj ciekawy jest nadzwyczaj
Przed poprzednimi świętami przytoczyłem tu fragment świetnej książki Krystyny Bockenheim „Przy polskim stole”. Dziś znowu wesprę się cudzym tekstem. Tym razem będzie to arcyciekawy fragment książki prof. Anny Zadrożyńskiej „Świętowania polskie”. Warto przeczytać. Znalazłem w tej lekturze sporo przyjemności:
„Wielkanoc wyznaczają słońce i księżyc, podobnie jak przed wiekami ustalały termin hebrajskiego święta Pesach. O krakowskich zwyczajach tego świętowania pisał Kolberg (t. 5): ?W niedzielę rano, zanim pójdą do kościoła, czasami przed resurekcją jeszcze, siada gospodarz za stołem, a wyłożywszy święcone na stół, obdziela niem rodzinę. Naprzód piją gorzałkę, potem jedzą chleb z masłem, w końcu jaja i mięsiwo – kosteczki zaś po mięsie święconem zakopują w polu, żeby im krety i myszy pola tego nie psuły. W dzień wielkanocny raz tylko palą w piecu lub na kominie, a to aby ugotować obiad, złożony powszechnie z barszczu na szynkowej wodzie (po szynce pozostałej), z kaszy tajonej lub klusków palonych, a szczególnie z makaronu z jakiejkolwiek, choćby najgrubszej, zrobionego mąki.” Na ogół jednak do wielkanocnej uczty zasiadano po powrocie z rezurekcji i zasiadała do niej tylko rodzina, niekiedy też krewni, rzadziej przyjaciele. Wszystkich częstowano święconym jajkiem, podzielonym na części. Każdy brał tylko jedną cząstkę jaja, a jedząc składano sobie życzenia wszelkiej pomyślności, „aby w zdrowiu i pomyślności dozwolił Bóg doczekać następnej Wielkanocy”.
Prawdziwe życie towarzyskie rozpoczynało się w drugi dzień świąt. Od tego dnia już woda przede wszystkim dominowała w zwyczajach, w rytuałach, we wróżbach. Od wielkanocnego poniedziałku zaczynało się powszechne polewanie. Chłopaki, parobcy i zupełnie dorośli mężczyźni od rana do wieczora wylewali wiadra wody na dziewczyny, baby i kobiety, które w polu ich czatowania się znalazły. Najlepszym jednak celem, jak uważano, były niezamężne panny, które aczkolwiek przeciwko takim kąpielom wrzaskliwie protestowały, to przecież gdyby je w oblewaniu pominięto, uważałyby się za nieatrakcyjne, brzydkie, zapomniane, nawet obrażone. Dzień ten dość często zwano też dniem świętego Lejka, oblewanką albo polewanką.
W miastach czy dworach, siedzibach dystyngowanych kawalerów i wymuskanych panien, oblewankowe swawole miały nieco subtelniejszy przebieg: „Amanci dystyngowani – pisał ksiądz Kitowicz (Opis obyczajów…) – chcąc tę ceremonię odprawić na amantkach swoich bez ich przykrości, oblewali je lekko różaną lub inną pachnącą wodą po ręce, a najwięcej po gorsie, małą jaką sikawką albo flaszeczką.” Ale najczęściej tak po wsiach, jak w miastach „młodzież obojej płci – twierdzi ksiądz Kitowicz – czatowała z sikawkami i garnkami na przechodzących…”
Często w literaturze etnograficznej i pamiętnikach spotkać można nazwanie śmigusem-dyngusem wielkanocnego poniedziałku. Wyróżnić jednak trzeba dyngowanie od śmigusa. Oto XV-wiecznych materiałach synodu diececji poznańskiej znajduje się wskazanie (cyt. za Ł. Gołębiowskim, Lud polski…): „Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet, a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarki, co pospolicie się nazywa dyngować, ani do wody ciągnąć.” A więc owo dyngowanie, potem w dyngus przemienione, znaczyło tyle, co wykupywanie się czy branie okupu. Natomiast skąpstwo w tej materii spotykało się z karą w postaci przymusowej kąpieli. Ten ślad dyngusu-wykupu zachował się w niektórych ludowych przyśpiewkach (np. spotykanych na Pomorzu).
Śmigus zaś w dawnej polszczyźnie oznaczał uderzanie gałęziami, rózgami albo palmą. Dawniej w wielkanocny poniedziałek na wsiach był zwyczaj smagania się jałowcowymi gałęziami, ciernistymi łodygami, wierzbowymi albo brzozowymi witkami. Najczęściej smagano nimi dziewczyny, i to dopóty, dopóki panna nie złożyła okupu. Z czasem te zwyczaje (związane przecież jakoś z magią) połączyły się w jeden, śmigusem-dyngusem zwanym.
Ale w tenże drugi dzień świętowania, w Krakowskiem, znano inny ciekawy, choć może tylko regionalny obyczaj. Oto wiejscy chłopcy obnosili po wsi drewnianego baranka umajonego choiną i bukszpanem. Baranka chowano w skrzynce na kółkach, na której dyszlu stał drewniany tracz. Ciągnąc wózek, wprawiali w ruch jego kółka, a te poruszały tracza, który poruszał się tak, jakby ciął deski piłą. I baranek, i wózek bywały obwieszane dzwonkami, a chłopaki śpiewali pieśni o narodzeniu i śmierci Pana. Czasami, gdy zapraszano ich do domów, odgrywali dziwaczne widowiska, podobne do jasełek, może do szopek, tylko było w nich bardzo wiele wiosennych symboli.
W trzeci dzień świąt – dawniej Wielkanoc świętowano dłużej – w Krakowie, na prawym brzegu Wisły celebrowano rękawkę. Przy mogile Krakusa na wzgórzu krzemienieckim zbierał się lud ubogi. Kto z mieszczan mógł, przynosił tam jedzenie i rozdawał biedakom. Wieść niesie, że w bardzo dawnych czasach na tym wzgórzu wyprawiano na wiosnę zaduszkowe uczty. Wtedy też jedzenie nie tylko rozdawano ubogim, ale także pozostawiano, jak powiadano, dla dusz zmarłych. I tam także pisanki były niezbędne. W drugiej połowie XIX wieku rękawka („na grób wodza […] tysiące rąk – pisał Kolberg o mogile Krakusa – znosiło po garstce ziemi z różnych części krainy, czem kto mógł, i w rękawach od sukni czy koszul związanych”) była już tylko wspomnieniem dawne?go wiosennego obyczaju czy może obrzędu. Towarzyszyły mu jeszcze zabawy i konkursy, w których nagrodą bywały łakocie, owoce i jaja przechwytywane w locie, a rzucane przez ofiarodawców.”
Pięknie rodacy świętują.
Komentarze
Gospodarz nasz już świętuje, a tu , w jaskrawym wiosennym słońcu brudne szyby widać, szkło wszelakie na błysk czystości czeka i obrusy, serwety , patarafki na ten ostatni szlif sztywnej, krochmalonej poprawności. Co prawda, to prawda – święto Zmartwychwstania ściśle wpisało się w indoeuropejski obyczaj czci zmarłych przodków (kiedyś obchodzony 4 razy w roku), z kraszonym jajej symbolem życia, zielonymi witkami symbolem wiosny i polewania wodą, która zmywa wszelkie nieprawości.Jak do tego dodać wielkanocnego zająca, symbol celtyckiej bogini płodności rozniesiony na całą Europę, to już wiadomo, że wiosna przyszła. Corocznym też nawykiem w domu Pyrowym w tym tygodniu prace porządkowe prymat trzymać będą, kuchnią zajmę się dopiero od czwartku przyszłego tygodnia.. Z jednym wszakże wyjątkiem – w piątek wyciągnę z zamrażarki kiełbasę, która w towarzystwie dorodnego schabu do wędzenia powędruje. Tu muszę się dostosować do usługodawcy.
Słoneczko świeci i grzeje coraz bardziej. Porządki świąteczne rzecz ważna . Mycie okien pranie firan, trzepanie dywanów i wietrzenie wszystkiego co się da.
Pierwsze w tym roku prace w ogródku za mną. Wktrótce zabieram się do sadzenia nowych drzewek i krzewów. Trzeba pomyśleć o wybudowaniu nowej wędzarni . Stara uległa destrukcji. Sąsiad wymurował z czerwonej cegły i ma na zawsze. Wędzi co miesiąc. Fachowiec pierwsza klasa.
Nad Narwią tak jak na załączonym obrazku:
http://www.kulikowski.aminus3.com
Bardzo malarski ten pejzaż. Pięknie Marku
Pan Piotr tak pięknie o tradycji, Marek kusi świeżym powietrzem, a tu tyle roboty…Pięknie dziś słońce świeci, aż chce się działać! Do pełni szczęścia jeszcze brakuje zapachu narcyzów w wazonie. Szczęśliwi ci, co mają wokół domu.Mi pozostaje kwiaciarnia. No, ewentualnie żonkile…..
Witam wszystkich w cieply, wiosenny dzien!
Przesylam pozdrowienia z zapachem pysznej kawy i cieplego rogalika. Oplacilo sie isc do piekarni 🙂 .
Pyra jak zwykle mnie zmobilizowala i natchnela pozytywnie. Pyro, Ciebie powinni na recepte sprzedawac 🙂
Ale sprzatanie rozpoczne dopiero w przyszlym tygodniu…
A rozwazania o wyzszosci tych Swiat nad tamtymi albo odwrotnie, pozostaja nierostrzygniete.
Meg-mag – a cóż Tobie skoczyć w święta do Pyrlandii przeszkadza? Kawa może u Ciebie lepsza, ale moja baba drożdżowa sławna jest w okolicach a i mazurek kajmakowy albo królewki (nie wiem czy zrobię. Drogo wypada jak diabli) też się udaje. Chyba będą to pierwsze święta bez galarety wieprzowej, bo dla mnie samej robić to głupota, a dzieciaki sie ponoć w święta do seniorki nie wybierają. O, jeszcze jedno – pascha w czekoladzie wg przepisu mojej Ryby powoduje, że Młodsza Pyra nie je w święta nic innego i tyje. Jeżeli wpadnie Marialka to wiadomo – będzie jadła tylko sałatę i rzodkiewki, ewentualnie kawalądek ciasta. I dla kogo ja mam gotować? No dla kogo?
Pyro, uwazaj 🙂 , bo naprawde tam zjedziemy 🙂 .
Twojej Ani powiedz ode mnie, ze Jej szczerze zazdroszcze Mamy w domu.
Ja dopiero w sumie od niedawna jestem „na swoim” i to od razu za granica. Strasznie trudno jest pogodzic roznorakie zajecia i dom, taki porzadny, z obiadem i ciastem… Wierze, ze kiedys nabiore wprawy, poki co na razie sie ucze i „podczytuje” lepszych. Jak rownac, to do najwyzszego poziomu!
Przy okazji prosba do Gospodarza, choc Swieta takim tematom nie sprzyjaja – czy mozna by kiedys poczytac o prostych, szybkich, jednogarnkowych daniach?
Megamag,
„Kuchnię dla singli” autorstwa Basi Adamczewskiej pożyczyć na czas bliżej nieokreślony mogę, bo mam w domu dwa egzemplarze, jeden mój osobisty, a drugi córci wchodzącej powoli w tzw. dorosłe życie. Tam znajdziesz trochę „jednogarnkowych”.
Pozdrawiam blogowisko z trasy katowickiej. Na chwilę wpadamy z Wojtkiem do Łodzi, a potem już prosto do Wiednia. Tam poczęstujemy się cytrynówką od Pyry i zagryziemy pieguskiem od Mamy. A jutro ruskie pierogi, najlepsze w Kongresówce.
zrobiłam sobie przerwę i z tej to okazji przesyłam kilka tekstów Nasha w tłumaczeniu Barańczaka. Niech nie tylko ja mam ucztę międzyzadaniową
w JAKIM CELU ZOSTALI STWORZENI RODZICE
Dzieciom potrzebne jest dla równowagi
cos, na co mogą nie zwracać uwagi.
KRÓLIK
Króliki
mają nawyki;
szczególnie jeden nawyk mają, bestie,
lecz nie wnikajmy w tak intymne kwestie.
Witam wszystkich w słoneczny dzień! 🙂 Nareszcie mam trochę czasu. Do Świąt jeszcze trochę, ale tutaj już świąteczna tematyka, no i bardzo dobrze.
Pyro, a gdzież Ty w Poznaniu wędzisz mięso i kiełbasę?
Alsa – znajomi, dom w ogrodzie, sami dla siebie, a dla mnie przy okazji wędzą przed świętami.
Starodawny (ponad 30 lat) obyczaj wielkanocny to pamiętam taki, ze pchaliśmy sie tam, gdzie największy deszcz wody święconej padał. Później jajeczka miały wydłubane paznokciem dziurki, bośmy wyjadali te miejsca, gdzie kropelka padła. Nie pamiętam, czy coś za wydłubanie było, ale obyczaj umarł.
witam
a w moim domu, zawsze odbywała się bitwa na pisanki
stukało się czubkami, aż do stłuczenia
wygrywał oczywiście ten co miał całe jajko
nie wiem jak to się robiło
ale prawie zawsze wygrywał nasz ojciec
dopiero jak narodziła się (i podrosła) siostra
mieliśmy z bratem na kim się odgryźć
Mam pytanie do wszystkich mądrych ludzi : czy można coś zrobić, żeby latające po tekstach reklamy jakoś zablokować? Dostaję dżumy z cholerą. Naciśnięcie X skutkuje na sekundy.
Z obyczajów pamiętam (prócz „bożych rózeg” w Wlk Piątek – zresztą symbolicznych), szuKanie gniazdka w ogrodzie albo w parku, taczanie gotowanych jajek po podłodze albo chodniku (czyje najdalej) i też symbolicznego dyngusa. Dopiero kiedy moje dzieci podrosły, potrafiły wrócić do domu mokre do skóry. Teraz w 2-gie święto staramy się nie wychodzić. Korytarze w bloku czasem pływają. Natomiast schronisko na Ornaku słynie z mycia panien w potoku i wody, którą TRZEBA POTEM MIOTłAMI I SZUFLAMI WYGARNIAć Z BUDYNKU. aLE TAM HERBATKA GóRALSKA RATUJE PRZED GRYPą.
Najlepsze do stukania sa jajka robione wlasnorecznie. Prosze sie nie smiac, bo to nie kawal. W piatek, jak donosilem, odwiedzilem przyjaciela mieszkajacego w okolicach Wiednia. Mlody emeryt jest z zamilowania i pierwotnie wyuczonego zawodu tokarzem. Jak Fryderyk Wielki. Kilka lat przed emerytura kupil sobie uzywany Werkgbank, czyli tokarke sterowana numerycznie. Z ostatniego zawodu byl operatorem systemów komputerowych i zna sie na sprawie. Toczy na tej swojej tokarce cudenka. Ode mnie dostal duzy sloik miodowego kremu a ja otrzymalem trzy z róznach gatunków drewna wytoczone jajka wielkanocna i malego, tez toczonego zajaczka. Wazna jestem osoba, bo zbieram dla niego rózne kawalki róznych klocków drewnianych. Im bardziej egzotyczne tym lepsze.
No i kto mi tu z jakims skorupowym jajem podskoczy. Chyba, zeby mial kamienne albo zelazne.
Wstyd sie przyznac i wychylac z tymi moimi + 24 stopniami Celsjusza w cieniu. A Piotr gdzies daleko baluje. Miejmy nadzieje sprawozda.
Pan Lulek
Lany Poniedziałek w czasach mojego dziecinstwa, to bylo uganianie sie z wiaderkami i czym popadlo, nawet z gasnica na wode, taka pompowana jak pompka do motocykla 🙂 Najgorsi jednak byli chlopcy w wieku poczatkujacych zalotnikow, bo tacy operowali buteleczkami najrozniejszych perfum typu „Chypre”, ruskich fiolkow, bzu itp, ktorymi „elegancko” skrapiali swe „wybranki” powodując niesamowite koktajle zapachowe nie do usunięcia. To juz lepiej bylo zostac oblanym wiadrem zimnej wody. Moja kuzynka, wówczas bodajże 18-letnia, została oblana wodą przez zalotnego starego kawalera, który mieszkał z bratem w sąsiednim domu. Kuzynka, wściekła, że nie tylko nieodpowiedni kandydat ją oblał ale i fryzure zrujnował, postanowiła się zrewanzowac. Z wiadrem pelnym zimnej wody zakradla sie do domu sasiada i zastawszy go w kuchni siedzacego tylem do drzwi nad talerzem jajecznicy wylala mu zawartosc wiadra na glowe. Jakaz byla jej konsternacja, gdy oblanym okazal sie niewinny starszy brat zalotnika 🙁
Pamietam tez wuja, ktory przyszedl z wizyta wielkanocna i witajac sie wyglosil sakramentalne „Chrystus Pan zmartwychwstal!”, na co moja mlodsza siostra (6) i ja (7) odpowiedzialysmy zgodnym chorem: „My już dawno o tym wiemy!”
Panie Lulku,
ja mam kilka jajek drewnianych z Ukrainy i 2 alabastrowe 🙂
Czego to ja nie robiłem w swoim życiu. Miałem nawet interes na jajkach. Miałem jajka malowane , okręcane włóczką i sitowiem a nawet- wstyd się przyznać – drapane!
Przez dwa lata zatrudniałem kilkanaście kobiet które malowały , okręcały i drapały.
Wszystko wyjeżdżało do mojego ulubionego miasta Wiednia.
Jednorazowa dostaw 3 tysiące sztuk . Pakowało się to dużego pudła po telewizorze i w drogę.
Potem były hurtowe dostawy bazi i gałęzi z lasu.
Do tej pory wszyscy celnicy z łezką w oku wspominają mój interes. Ciągle zastanawiali się co może być w środku tych gałęzi ale nikomy nie chciało się rozładowywać TIRa załadowanego po sam dach.
Marek, przyznaj się, Kochanie, gdzie Ty schowałeś te dutki ciężko zarobione.
Interes na jajkach, i to drapanych 😆
Pyro, zainstaluj sobie googlebar. http://toolbar.google.com/T4/intl/pl/
Bedzie blokowal czesc reklam.
nemo !
Te które sa u mnie maja zaledwie jeden tydzien. Do tego kazde z innego drewna. Zadne tam alabastry.
W Burgenlandii jest tylko jeden fachowiec który potrafi wyplatac koszyki z wikliny. To co sie kupuje to tylko podróbki. Na ogól wegierskie. Bywaja jednak z Dalekiego Wschodu
Kiedys w Kwidzynie bylo Technikum Wikliniarskie. Robili piekne rzeczy ale dosyc drogie. Czy oni jeszcze ostali sie. Ciekawe
Pan Lulek
Jak już tak wspominamy święta swojego dzieciństwa, to pozwólcie mi na małą prywatę – kącik wspomnień rodzinnych.
Ojciec mój jeżeli nie ateusz to zdeklarowany antyklerykał, żył z moja Matką – katoliczką bez awantur na tle wyznaniowym. Dla mnie Ojciec pozostał wzorem tolerancji. Mama mogła nas posyłać do kościoła, ale nie wolno jej było nas zmuszac do praktyk po przekroczeniu gdzieś wieku 10 lat. Tata ubierał okna dwa razy w roku – na 1-Maja dla siebie i na Boże Ciało dla Mamy. I żadna partia mu w tym nie podskoczyła. Taki był. Ale corocznie przed Wielkanoca w domu wybuchała kosmiczna awantura; zawsze z dwóch tych samych bzdurnych powodów. Podejrzewam, że Staruszkowie zbudowali sobie własną, świecką tradycję. Szkoda, że jako dzieci traktowaliśmy je kłótnie śmiertelnie poważnie i martwiliśmy sie szczerze. A było tak : w sobotę Mama przyrządzała ucztę świąteczną i Ojciec zostawał delegowany, żeby zaprowadzić dzieciaki z koszyczkami doświęconki albo zwiedzić groby – no, żeby usunąć progeniturę z domu. Tato spełniał obowiązek w ten sposób, że umawiał się z kumplami w okolicach kościoła, dzieciaki zostawiał w tłumie wiernych, a sam w tym czasie w pobliskiej knajpie zjadał z kumplami Sledzika. Wiedziliśmy o tym i kiedy już woda święcojna na baranku i jajkach była, szliśmy po Tatę, ale zamiast wrócić razem do domu, zostawaliśmy z Tatą. Panowie fundowali nam oranżadę albo lody albo coś i w reZultacie wracaliśmy późno, ogromnie szczęśliwi wprost w ramiona rozłoszczonej do amoku Rodzicielki. To powód pierwszy i zaraz znajdował się powód drugi (kto wie, czy nie traktowany nawet poważniej) Kiedyś już pisałam, że Mama zawsze robiła udziec cielęcy faszerowany na Wielkanoc i właśnie kiedy wracaliśmy do domy wspaniale woniejące mięsiwo stygło na wielkim półmisku. I corocznie Ojciec paluchem w farszu z miejsca wydłubywał spory dołek, a my za nim. Co to się działo! Ściany się trzęsły. Matka płakała, a Tato wrzeszczał „ZapamiętAJ SOBIE TEN DZIEń I GODZINę KIEDYś MI JEść NIE CHCIAłA DAć”. cZASEM PRZERAżENI, żE tATA SOBIE Z DOMU PóJDZIE TEż ZACZYNALIśMY RYCZEć. sODOMA I gOMORA. pRZYCHODZIł DZIEń NASTęPNY I rODZICE JAKBY NIGDY NIC WSTAWALI, SZYKOWALI śNIADANIE, WYPRAWIALI NAS NA POSZUKIWANIE GNIAZDEK. nORMALNIE, ALE MIJAł ROK I SOBOTNIA AWANTURA ZNóW CZEKAłA NA SWOJą GODZINę.
Dzien dobry.
Panie Lulku w Kwidzyniu jeszcze istnieje Technikum Przemysłu Wikliniarsko-Trzciniarskiego przy ulicy Batalionow Chłopskich.
Ostatnia klasa o profilu wikliniarsko-trzciniarskim: 1997-2002.
🙂
Pozdrowienia.
Wydałem na panienki i na samochody 🙂
O! Ja też pamiętam okołoświąteczne kłótnie w domu spowodowane nieprawdopodobnie ciasną kuchnią, rzecz jasna, no pozwólcie, że tak Wam to podkoloryzuję i zracjonalizuję…
Pyro, Ty jeszcze nie wiesz ile ja potrafię zjeść jak zgłodnieję i się zaprę!
Bry.
Weekendowe uderzenie zimy spowodowało szkody. Kabelki popadały i wczoraj chłopaki musieli się zająć usuwaniem awarii i odcięli nas od internetu na kilkanaście godzin 🙁
Piękne słońce, ale -13C.
Jajo mam alabastrowe, malachitowe zostało w Wiedniu 🙁 Od razu zapowiadam, że nie będę dyngować 😉
Pamiętam te plastikowe „jajka”, które chłopcy napełniali ruskimi „duchami” (pamięta ktoś takie we flakonach na kształt winogron?) i bardzo elegancko skrapiali wybranki serca. Jak wybranka miała kilku absztyfikantów, mogła liczyć na niezłe pomięszanie zapachów 🙂
Marek!
Kto Ci ten interes na jajkach drapał?! 😯
Wczoraj zrobiłam rolmopsy na święta i na zjedzenie przed, bo trzeba zabezpieczyć się przed „no, przecież muszę spróbować, czy dobre!”. Jest jeszcze zamówienie na zrobienie sledzi po żydowsku, tylko trzeba dokupić matjasów. U mnie święta być może zaczną się już w przyszłym tygodniu w czwartek, bo Wielki Piątek to u nas bardzo ważne święto. Młode przyjadą albo w czwartek wieczorem, albo w piatek, czyli święta się zaczną, jak przyjadą 🙂
W Białym Domu Tusk z Bushem mają konferencję prasową. Od czasu Wałęsy nie widziałam tak długiej konferencji z jakimś naszym. Ale nie na tyle ważna, żeby nie przerwać reklamą 😯 , a potem, że już wystarczy, podsumują potem, bo przecież odbywało się to pół na pół po polsku, strata czasu dla CNN. Ale i tak sporo pokazali.
Dom rodziców czyli mój rodzinny byl z natury rzeczy tolerancyjny. Mama byla rzymska katoliczka z protestanckimi korzeniami a ojciec prawoslawny ze znanego David Gródka. Na dokladke uznawal tylko julianski kalendarz jako jedyny zgodny z prawem. Cale zycie przeliczal daty z jednego kalendarza na drugi. Dla obydwu jednak, Wielkanoc byla wspólnym swietem. Razem obchodzonym. Kazde znosilo do domu swoje obyczaje i wspólnie dorobili sie jednego. Rodzinnego. W kazda Wielkanoc byla w domu piekielna awantura. W sobote po poludniu. W niedziele rano natomiast, ludziska rozchodzili sie kazde do swojej swiatyni i potem, przed poludniem, zgodnie zasiadali do wspólnego sniadania.
Co bylo do jedzenia. Wszystko najlepsze,
Pan Lulek.
Witajcie!
Coraz bardziej świątecznie się robi… I coraz bardziej smakowicie… Czytam i czytam i ślinka mi cieknie. Pyro, pascha w czekoladzie? A co to za cudo, mogę wiedzieć? 🙂
Drapanych było niewiele, ale malowanych woskiem na gorąco bardzo dużo 🙂
Kupując pisanki przemierzyłem wzdłuż i wszerz Puszczę Zieloną , Puszczę Białą ( okolice Piotrowe ) i bagna biebrzańskie oraz Lipsk.
Ale wtedy się nabiegałem i najeździłem. Na pisankach to się znam jak rzadko kto.
Pewnie, że możesz Gosicku – jest to rodzaj sernika na zimno, deser wymyślony dawno temu przez Rosjan, który i ja robię regularnie na Wielkanoc (udaje się zawsze, nie ma się co nie udać, a z sernikami różnie bywa) Oto on
Pascha Ryby
75 dkg 3 krotnie zmielonego dobrego twarogu
pojemnik 200 ml – 25-ml kremówki
0,5 szklanki cukru kryształu,
5 żółtek
125 g masła
szklanka sparzonych i odsączonych rodzynek,
po 5 dkg orzechów siekanych, fig, skórki pom. smażonej innych bakalii
Masło utrzeć z cukrem i żółtkami, dodać ubitą kremówkę, ser, doskonale wymieszać dodać bakalie (grubo posiekane)
Duże sito wyłożyć serweta, gazą, ścierką lnianą, wlać masę, obciążyć talerzykiem, wstawić na talerzu do lodówki na 12 godzin. Wyrzucić z serwety na duży talerz, polać rozpuszczoną gorzką czekoladą, ubrać bakaliami
Dziękuję bardzo, Pyro! Będę od tego specjału tyła z przyjemnością! 🙂
Mam inny przepis na pasche, troche bezpieczniejszy ze wzgledu na salmonelle, poza tym mozna ja dluzej przechowywac.
1.5dl mleka zagotowac z kawalkiem rozcietej wzdluz laski wanilii.
4 zoltka ubic z 150g cukru, wlac gorace mleko i ubijac na parze do zgestnienia. Gdy zgestnieje, zdjac z pary. dodawac ubijajac 125 g masla w malych kawaleczkach. Po ostygnieciu dodac 800 g twarogu (jak nie ma prawdziwego moze byc homogenizowany), dodac dalsze 150g cukru, otarta skorke z cytryny, rodzynki, migdaly, pokrojone suszone morele, smazona skorke pomaranczowa. Dodac ubita smietanke (100g), wymieszac. Nowa doniczke gliniana z dziurka w dnie wylozyc cienka sciereczka, napelnic masa, przykryc rabkami sciereczki, obciazyc kamieniem lub ciezarkiem (1 kg), postawic na noc w chlodnym miejscu tak, by serwatka mogla sciekac przez dziurke. Na drugi dzien wylozyc na talerz, przybrac owocami kandyzowanymi lub oblac czekolada.
Moja pasche chlodze w lodowce 24 godziny. Rosjanie robia to kilka dni. Mozna robic z zoltek jaj ugotowanych na twardo. Wowczas zoltka przetrzec przez sito, utrzec na puszysta mase z maslem i cukrem, reszta jak wyzej. Rodzynki po sparzeniu mozna namoczyc w rumie.
Serdecznie dziekuje wszystkim Blogowiczom za inspisarcje baraninowo -jagniece.
A sos mietowy zrobie dla czystej przyjemnosci eksperymentowania, ale dopiero w sezonie mietowo-ogrodkowym…
No i dobrze, ale jak robi sie mazurki. Kiedy zaczynac?
Pan Lulek
Lulek – mazurki robi się w czwartek, a nawet w środę żeby miały czas skruszeć (babki mawiały, że mazurek musi być tak kruchy, jak szczęście)
Nemo, dziękuję, przytyję podwójnie! 😆
Jesienią, gdy sprowadzałem swoje graty do Olsztyna
zawitałem do kochanego roztoczańskiego Krzeszowa
(tam Stasiu Kutman robi najlepsze powidła)
otóż za Krzeszowem, jest miasteczko Rudnik n/Sanem
mówię Wam, to prawdziwe wiklinowe zagłębie
nawet fontannę w jeziorku pośrodku miasta mają z wikliny
W złą godzinę powiedziałam, że mam nareszcie trochę czasu. Było go bardzo trochę! Jajcarski temat sie rozwija na całego! Smakowitego wieczoru życzę. 🙂
A ta fontanna nie puszcza gałązek, jak tak podlewana?
Hej, a Nowy Tomyśl w Wielkopolsce? Zakłady wikliniarskie, wielkie rzeźby z wikliny?
Przepisy na paschy są w /Przepisach, żebyście nie musieli szukać. Ja dzisiaj z doskoku – trochę roboty, jak zwykle przed świętami. I internet dopiero od 4 godzin 😯
nie siedziałem tam dostatecznie długo
żeby zaobserwować co się dzieje dalej z tą wikliną
może puszcza, a może ją puszczają
Brzucho – ta wiklina robi za żelazny artykuł handli przygraniczego z Niemcami. Kiedyś był cały reportaż w tv
jakie Niemcy!?
jaka wiklina!?
toż z Roztocza, to kawał drogi
ale faktem jest, że od czasów sitarzy
to naród wyjątkowo mobilny
11-ta, godzina wyznan…
zajadam ser Talaggio z bagietka…
Swieta Wielkanocne sa niestety moimi najmniej ulubionymi swietami…
Boze Narodzenie to radosc z narodzin Jezusa. To czas radosci dla wielu, nawet innych wiar, bo np muzulmanie uznaja Jezusa za proroka jak Abrahama i Mojzesza….
Wielkanoc to swieto smutku z potwornego ukrzyzowania, a radosc zmartwychwstania jest bliska tylko bardzo religijnym katolikom, do ktorych sie nie zaliczam…
W mojej odrobine tylko religijnej rodzinie bylo to takie swieto bez celu.
Jedlismy to sniadanie i lamalismy sie jajkiem, ale jakos bez wielkiego przekonania. Bez chodzenia do kosciola.
Czesto bylo b. zimno i jeszcze za wczesnie na nowalijki, wiec jedlismy te stare zimowe warzywa w salatce, jakas szynke i zurek.
Mazurkow na kielecczyznie nie pamietam. Raczej sernik wiedenski i napoleonka.
Nie lubie tez biesiadowac w dzien. A jesli to krotko.
Zostawiam swieta wielkanocne mojej siostrze to zorganizowania. Ja zostane przy Bozym Narodzeniu, Swiecie Dziekczynienia (Kanada) i Weterana (zbiega sie z rocznica Polski niepodleglej 11-go listopada).
Nienawidze lanego poniedzialku i watah mlodzienciw z wiadrami zimnej wody bawiacych sie zalewaniem staruszek w autobusach miejskich, widzialam to na wlasne oczy w autobusie 115 w warszawie. Te babcie takie byly wystraszone na kazdym przystanku. To barbarzynstwo powinno byc karalne.
Pokazcie mi jedna kobiete, ktora nie nienawidzi tego glupkowatego dnia…