Nasz Lulek, nasz Pan
Apodyktyczny mieszkaniec Burgenlandii co jakiś czas ma żądania. I zgłasza je publicznie. A ja, posłusznie, zgodnie z dewizą: Nasz klient nasz pan – realizuję je najlepiej jak potrafię.
Oto teraz Pan Lulek zażyczył sobie sałatki z kwiatków. Doprawdy nie wiem skąd taka ochota. Chyba nie w celu wyeksportowania kolejnych kwiatków za ocean. Przecież tam jeszcze szaleją śnieżyce! Mógłbym oczywiście przytoczyć tu anegdotki z historii np. Inków czy Majów, którzy kwiatki jadali permanentnie i dieta taka sprawiała im przyjemność. Mógłbym też podać przepisy ze smażonymi fiołkami lub nasturcją. Ale boję się, że Pan Lulek zmieni dietę a to powoduje i zmianę charakteru. Tymczasem wszyscy – mam nadzieję – kochamy Go takim jaki jest. I niech taki pozostanie. Przytoczę więc dwie krótkie rozmówki ze specjalistkami o wiosennej diecie. I mój ulubiony przepis.
Jak skomponować wiosenne menu?
Radzi dr Małgorzata Kozłowska-Wojciechowska
Czy poprzez odpowiednią dietę można w istotny sposób poprawić swoje zdrowie, kondycję, wygląd i nastrój?
Już kilkanaście lat temu na podstawie wielu badań sformułowano tezę, iż żywienie jest elementem podstawowym, wpływającym w największym stopniu nie tylko na wygląd i aktywność fizyczną, ale również na psychikę człowieka. Udowodniono, że istnieje silny związek pomiędzy tym, co jemy, a zdrowiem i chorobą. Także zdrowiem psychicznym i dobrym nastrojem. Światowa Organizacja Zdrowia ogłosiła w roku dwutysięcznym, że w diecie poprawiającej nasze zdrowie powinny się znaleźć przede wszystkim warzywa i owoce, ryby – zwłaszcza morskie – a także produkty dostarczające tłuszczów roślinnych, ziarna zbóż oraz niewielkie dawki alkoholu, o ile nie ma bezwzględnych przeciwwskazań, by go pić.
Czy ważne jest różnicowanie diety w zależności od pory roku?
Oczywiście, że tak. Gdy przychodzi wiosna, wszyscy rzucają się na diety odchudzające. Człowiek chciałby – tak jak kwiat – na wiosnę rozkwitać, być piękniejszym. Rytm przyrody reguluje i nasz biologiczny zegar. Tymczasem dwudziesty wiek wpędził nas w pułapkę, zakłócając nasz związek z przyrodą. Ogromny rozwój technologiczny dotyczy też przemysłu spożywczego. Wytworzono żywność „nienaturalną”, która opiera się głównie na tłuszczu i wysoko przetworzonych węglowodanach. Coraz mniejsze porcje jedzenia dostarczają coraz więcej energii. Trzeba ten proces odwrócić. I właśnie dlatego – najpierw w Stanach Zjednoczonych, a potem i u nas – rzucono hasło: pięć razy dziennie jedz warzywa i owoce. To powrót do natury. Powinniśmy zrezygnować choć z części żywności wysoko przetworzonej.
Całkiem jednak od niej nie odejdziemy, czasu nie da się cofnąć.
Oczywiście, lecz należy zagrożenie zmniejszać. A właśnie warzywa to jedyna grupa produktów spożywczych, którymi można się zajadać do woli. Młodzi nauczyli się jeść je w postaci sałatek, na surowo. Niestety Polacy w średnim i starszym wieku nie lubią tak podawanych warzyw. Dlaczego warto jeść sałatki, wytłumaczę na przykładzie marchwi. Podana na surowo – to samo zdrowie. Ale ta sama marchewka ugotowana, nawet bez polskiej zasmażki, już nie jest tak zdrowa. Zmieniła się przyswajalność składników, które są w niej zawarte. Z surowej marchewki organizm przyswoi tylko to, co jest w niej zdrowe (błonnik, karoten), a resztę wydali. Z ugotowanej wchłonie niemal wszystko, zwłaszcza cukier. Bez sensu. Polubmy więc surowiznę.
Kiedy jarzyny tracą na wartości?
Wyjaśnia dr inż. Agata Wawrzyniak
Obiegowa prawda głosi, że warzywa i owoce należy jadać w tak zwanym naturalnym sezonie, czyli wtedy, gdy dojrzewają – rzodkiewki w maju, truskawki w czerwcu, śliwki we wrześniu. Czy nauka to potwierdza?
Warzywa i owoce tuż po zbiorze są najbogatszym źródłem witamin, soli mineralnych i korzystnych dla nas związków biologicznie czynnych. Przykład pierwszy z brzegu: prowadzimy teraz badania, których celem jest oznaczenie likopenu, składnika chroniącego przed nowotworami i chorobami serca, a nadającego między innymi czerwony kolor pomidorom. Udało nam się potwierdzić, że w czasie lata, kiedy pomidory naturalnie dojrzewają, poziom likopenu osiąga wartość około 7- 8 mg w 100 g, zimą zaś jest kilkakrotnie niższy. Nie wynika z tego, by warzywa i owoce po sezonie wykluczać z diety. O nie! Jednak należy pamiętać, że z każdym miesiącem tracą one część swojej wartości.
Co pani sądzi o warzywach sztucznie pędzonych – czy mają jakąkolwiek wartość?
Trzeba na nie bardzo uważać. Często pochodzą z tak zwanych upraw hydroponicznych, gdzie korzenie roślin rosną zanurzone w roztworach wodnych, do których dodawane są między innymi azotany. Brak światła słonecznego powoduje ich kumulację i w rezultacie mogą być one szkodliwe dla organizmu.
Wiadomo, że surówki są najzdrowsze, ale w jakiej jeszcze postaci warto jeść warzywa: smażone, duszone, gotowane na parze?
Gotowanie na parze jest bardzo modne. Smażenie wymaga tłuszczu, a to tuczy. Para zaś powoduje, że otrzymujemy żywność bardziej dietetyczną. Jeżeli chcemy zachować smuklejszą, sportową sylwetkę, lepiej więc gotować na parze. Trzeba jednak pamiętać, że w każdym procesie obróbki termicznej warzywa tracą na wartości. Dotyczy to zwłaszcza witaminy C. Przestrzegam także przed odstawianiem sałatek i surówek „na jutro”. Należy je zjadać natychmiast. Po odstawieniu tracą nie tylko piękny wygląd, ale także wiele – a czasem większość – swoich wartości witaminowych.
Zupa stokrotna
1 szklanka liści stokrotek, 2 łyżki kwiatków stokrotek, 3 suszone prawdziwki lub podgrzybki, 1 pęczek cebulki dymki, 2 łyżki masła (może być margaryna), 1/2 łyżeczki kminku, sól, pieprz, 1 1/4 l rosołu z kurczaka (z kostki), 2 łyżki kaszy manny, 4 jajka
Grzyby namoczyć w rosole, dodać kminek i gotować godzinę na małym ogniu. Po ugotowaniu grzyby ostudzić i pokroić w paseczki. Na patelni zrumienić kaszę, dodać do wywaru z rosołu, w którym gotowały się grzyby. Gotować 10 minut. Stopić masło na patelni, podsmażyć posiekaną dymkę ze szczypiorkiem, wrzucić pokrojone grzyby i smażyć jeszcze 5 minut. Wszystko dodać do rosołu, dokładając na koniec listki i kwiatki stokrotek. Przyprawić do smaku solą i pieprzem. Rozlać na talerze, dokładając pokrojone na ćwiartki jajka ugotowane na twardo.
Komentarze
Dzień dobry. No, niezbyt dobry – mglisty ziąb wisi nad Poznaniem.Może potem się poprawi. Zupy stokrotkowej nie ugotuję – ani stokrotek jeszcze, ani ochoty aby je (takie wdzięczne) jeść. Jak dotąd nie zasmakowałam ani w fiołkach smażonych w cukrze, ani w kwiatostanach akacji i czarnego bzu w cieście naleśnikowym (jeden i drugi deser wydał mi się mdły i nie zachęcił do powtórnego przygotowania). Smakowały mi natomiast kwiaty nasturcji i cukinii smażone w oliwie. Zbliża się natomiast czas sałatek ze świeżych ziół oczyszczających organizm z miazmatów zimy – z liści podbiału, mniszka lekarskiego i krwawnika, skropione skąpo winegretem z dodatkiem świeżej, masłowej sałaty są smaczne i zdrowe.
Sławku – ja wczoraj robiłam żeberka wieprzowe ale i wołowe są b.dobre, tylko wymagają więcej czasu.
Dzien dobry! Z typowo wiosennych potraw pamietam tez zupe z pokrzyw, przyrzadzana podobnie jak szczawiowa, z dodatkiem smietany i jajka na twardo.
Dzień dobry się z Panią. Już myślałem, że chora albo zaś ten komp nie działa?
No i przyszedł piątek, a piątek to jest taki dzień tygodnia, który wprawia w dopbry nastrój. W przeciwieństwie do niedzieli, która od wczesnego popołudnia aż do wieczora przygnębia. Ja wieczorem już się godzę, że jutro jest poniedziałek.
Doktor Małgorzacie jestem nawet skłonny uwierzyć, ale doktor inżynier Agacie – ani trochę. Probierz autorytetu jest bardzo prosty. Jeśli w takim Piszu lekarka, dentystka, felczerka i weterynarka ma dwa nazwiska, to od raz wiadomo, że to jest ktoś! Dwa nazwiska to to samo, co „dr nauk med.”, „specjalista” lub co najmniej „długoletnie doświadczenie w rwaniu trzonowców”. A jak ma jedno nazwisko, to znak, że jeszcze długo musi się uczyć. Dlatego w te pędy pani doktor inzynier Agata powinna przypomnieć sobie swoje panieńskie lub rozejrzeć się za dawcą drugiego. np. na jakimś blogu żywieniowym.
A jeszcze to, że najlepszy na zupę kwiatowa jest kalafior. Z niego robi się banalną kalafiorową, bo cienka grzybowa z liściami, to nadal grzybowa 😉
ups. Dzień dobry się i z meg-magiem 😉
Dzien dobry Izyku! Rozminelismy sie.
Tez lubie piatek, a nawet czwartek wieczor 🙂
Nareszcie cos dla ducha i ciala. Na pytanie skad stokrotki, prosta odpowiedz. Z wlasnego ogródka albo z sasiednich pól. Inne ziola tez. Przy okazji spacery.
U mnie zawiazal sie autentyczny trójkat. Synogarlice czyli tureckie golebie zyja parami. Tak dlugo jak jedno z nich nie zginie. Zlowione przez sokola albo jastrzebia albo samochód rozjedzie przypadkiem. Ten samotny egzemplarz usiluje przylaczyc sie do innej pary. Tak jest od kiku dni. Do karmnika przalatuje od kilku dni trójka golebi. Gosposia zobaczyla to przez okno i oczywiscie skomentowala. Ta golebica to ma dobrze, dwa chlopy za nia za nia lataja. One wszystkie so identyczne mówie. Moze byc tak, ze to jeden pan przygarnal te druga sierotke. Skad ty to wiesz. Popatrzala przez okno i powiedziala. Niewykluczone, ze to sa trzy panie. Albo trzy chlopy, mówie. Takie to kombinacje sa mozliwe w trójkacie. Na wszelki wypadek karmie cala trójke a one wcale ze soba nie dra kotów.
No wlasnie, jak tu golebie moga drzec koty. Róznie jednak w zyciu bywa. Moze tam gdzies w Kanadzie jest snieg i zima. Moze im nawet satelita spadl na glowy i pewnie dlatego. U nas pochmurna wiosna, lekki deszcz to i za kilka dni ruszy kwitnienie na calego. Lacznie z wiosennymi salatkami, ale tylko dwa razy dziennie.
W sasiedniej miejscowosci Kukmirn, sa wielkie plantacje owoców. Kosztuja o jedna trzecia mniej jak importowane i smakuje calkiem inaczej. Pomimo tego gospodarze narzekaja na klopoty ze zbytem. Oni pewnie nie potrafia handlowac. Chyba sie z nudóow wlacze, jako doradca oczywiscie.
Pan Lulek
Ten przepis na zupke grzybowa z kwiatkiem wyglada mi na bardzo teoretyczny i nie wyprobowany praktycznie, bo co to znaczy: namoczyc grzyby w rosole? To znaczy zagotowac wode, rozpuscic kostke rosolowa, ostudzic, wrzucic grzyby, namoczyc i znowu gotowac, a co z piaskiem w grzybach? Dlaczego nie namoczyc grzybow w malej ilosci wody, wrzucic do rosolu i dodac odcedzona wode z moczenia? Od razu zuzycie energii mniejsze i w zabach nie zgrzyta 😉 I nie ma potrzeby gotowania przez godzine. Dobrze namoczone grzyby daja sie kroic na surowo, a ugotowane sa po 20 minutach.
Dzień dobry Państwu,
Blog „Preclowastrona” spośród uczestniczących w konkursie dostał pierwsze miejsce, o czym zawiadamiam gdyż wcześniej prosiłam o sms-y. Oto link do wywiadu z autorką – http://www.onet.tv/28962,,,,,,15288,wideo.html .
Uzupełnienie. Autorka blogu się nazywa Małgorzata Bończak.
W Antwerpii zaraz przy „rynku” jest malutki sklepik z czekoladkami. W tym sklepiku moze dokonac zakupu czekoladek z nadzieniem fiolkowym.
Nie dosyc, ze sa pyszne, to jeszcze przez dobre polgodziny mowiac ziejemy zapachem fiolkow. 🙂
Tereso – cieszę się, ża wygrał Precel. Troszeczkę mogliśmy pomóc.
Nirrod – gęba mi się śmieje na samą myśl o „ziejącej fiołkami” Krajance. Kiedy przyjeżdżasz? Wpadniesz na kawę?
Z fiolkami? To zalezy czy przed nastepna wizyta w Poznaniu zdaze „podleciec” do Belgii. Na kawe wpadne z przyjemnoscia, ale kiedy, to sie wyjasni dopiero w przyszlym tygodniu. Wiecej nie powiejm, zeby nie zapeszyc. Powiem tylko – Trzymajcie kciuki.
Witam wszystkich w pochmurny poranek. Co do jadania kwiatków, to popieram Iżyka – najlepszy jest kwiat kalafiora! 🙂 No i ewentualnie te ziejące fiołki Nirrod. 🙂
Nirrod, jak długo mamy trzymać te kciuki?
Mam nadzieje, ze do popoludnia a jak nie to do wtorku z przerwa na weekend 😉
Te kciuki dyżurne są coś za bardzo eksploatowane; może by zamiast trzymania kciuków zastosować stary, uczniowski sposób przedklasówkowy i trzymać duży paluch od lewej nogi w atramencie?
ha! Trzymanie kciukow chwilowo juz nie jest potrzebne. Dopiero w poniedzialek miedzy 9:00 a 11:00 bede znowu potrzebne.
Pierwsze przeszkoda w drodze do Poznania pokonana!
No to w poniedzialek o 9.00 pełna mobilizacja!
A teraz muszę się pożegnać, więc smakowitego dnia życzę. 🙂
Ze strony dr Kwaśniewskiego, na wszelki wypadek:
„Zapomniałem jeszcze dodać:
nadmiar węglowodanów, niedobór białka – cukrzyca typ I
No i : margaryna – raki … , ale o tym już było… „
Tutaj wiosna daje o sobie znac i kwiatkow juz sporo, ale stokrotek jeszcze nie widzialam.
Z „kwiatkowego” jedzenia najbardziej lubie kwiaty cukini w luznym ciescie nalesnikowym, usmazone na oliwie.
no i , oczywiscie, konfiture z platkow rozy. Pyszne sa nalesniki posmarowane odrobina tej konfitury, z bananem w srodku.
Konfiture z fiolkow kupilam kiedys we Francji, niestety, bylo to wielkie rozczarowanie… Natomiast z fiolkowymi pralinkami, o ktorych pisze Nirrod chetnie poznalabym sie blizej 😀
ku pamieci: przed zjazdem dokonac zakupu kilograma pralinek fiolkowych…
Stosując wysoką protekcję informuję, że Iżyk popełnił niegłupi tekst u p. Adama Sz, a nasza Helena po raz kolejny wcieliła się w rolę szlachetnej heroiny (od herosa, nie od dragów} uczestniczki marszów protestacyjnych, marszów popierających i wszystkich innych.
Bry.
Snieg sypie tak, że świata nie widać. A oni tu o kwiatkach.
Uwielbiam podżerać kwiaty akacji prosto z drzewa. Co do nasturcji, kilka kwiatków na talerz sałaty jakiejkolwiek, tuż przed podaniem, upiękni talerz i doda pieprznego smaku. Póki co, u mnie nasturcje wzeszły w doniczkach z kwiatkami – na parapecie.
Warzywa względnie świeże, bo kilka dni temu gdzieś tam na południu wyhodowane, kupuję w lokalnym sklepie. Mam w nosie, że to nie sezon i śnieg sypie, miałabym czekać na rzodkiewki do maja, a na pomidory do sierpnia?! To samo ze szczypiorkiem, sałatą, papryką i tak dalej, gwizdam na to, czy ona z Florydy czy z Kalifornii. Za parę dni jest na moim stole. Idę po kromuchę z twarogiem (polski sklep), rzodkiewką i szczypiorem!
Pyro,
ja tak po cichutku o sąsiednim blogu A.Sz. – poprzednia dyskusja była bardzo ciekawa, a Autor zamiast podyskutować, wypiął się w ostatnim wpisie na blogowiczów (bo skrytykowali?) i nie odpowiedział.
Jako że na sobotę planuje się sztukę mięsa, więc tak na wszelki wypadek zajrzałem do odpowiedniej „encykliki” naszego papieża, gdzie czytam:
„Mięso po peklowaniu opłukać i gotować 23 godziny na małym ogniu w jarzynach i cebuli, soląc do smaku. Gdy zmięknie (próbować widelcem), wyjąć, pokroić w niezbyt grube plastry i ułożyć na półmisku, przybierając gałązkami zielonej pietruszki oraz tartym grubo chrzanem. Podawać z gotowanymi kartofelkami.”
No toć wiem, że tej prawie dobowej obróbce brakuje w środku myślnika, ale najpierw, na te ćwierć sekundy, zamarłem z wrażenia, a wraz ze mną cała europa 🙂
A właśnie – sztukamięs na zawsze skojarzył mi się z „Nocami i dniami” – jak to świeżo poslubiona Babara N. dowiaduje się, że zrobienie prostego obiadu typu sztukamięs z brukwią duszoną na garnitur wymaga znajomości tajemnic kuchennych.
Ela !
Czy Ty robisz tylko nalesnikowe ciasto, czy równiez nalesniki. Ciasto potrafie zrobic. Nalesnik w zyciu mi sie nie udal. Zawsze wychodzil jakis gniot. Jesli Ty robisz tez nalesniki, to ja wszystkich bardzo przepraszam, a na Zjazd zaprosilem moje wszystkie patelnie. Sztuk szesc. Kazda inna. Mozesz oczywiscie zameldowac sie z wlasna patelnia. Nie mamy nic przeciwko temu. Pisze w liczbie mnogiej w imieniu patelni. Byle byly wspaniale nalesniki.
Trzeba zaprowadzic jakis porzadek na tym swiecie. Jedni poca sie z goraca a drudzy sa stale zawiani. Prawie jak z ludzmi, sa rózni. Jedni blondyni a drugim nogi sie poca.
A wlasnie, ze jest wiosna na calego.
Pan Lulek
Lulku
Wiosna w Burgenlandii wkrótce u nas jeszcze trzeba poczekać. Zima zawiodła na całego i plany fotograficzne diabli wzieli. Miały być zaspy, ośnieżone drzewa i zabawa w czarno-białe. A tu klops. Może zdążę pochodzić po śniegu podczas najbliższej wizyty w Zakopanem. Już mnie swędzi tu i tam…
http://kulikowski.aminus3.com/
A właśnie, że ZIMA w pełni !!!
P.S. Zauważcie, jak Pan Lulek sprytnie ustawił się w roli takiego biedulki z lewymi rękami do naleśników, które kocha, a nas napuszcza, żeby Mu na Zjezdzie usmażyć, aż 6 patelni przywozi! 😯
Trzeba mu uswiadomić, że na zapas za bardzo naleśników nie da się nasmażyć, a poza tym nie możemy Gospodarzom zająć wszystkich palników w kuchni! I nie daj Boże, okolicznym sąsiadom!
Pyra w tym roku przywiezie na Zjazd domowe ciasteczka, bo tylko one drogę wytrzymają. Zaplanowałam kocie oczka, babeczki kokosowe, kruche grzebienie i chrust w ilościach hurtowych. Łasuchy będą mogły podjadać do woli. Naleśnikom mówię gromkie „nie”
A dlaczego film mówi „Nie jedzcie stokrotek”?
Zobowiązuję się uroczyście , osobiście smażyć Panu Lulkowi naleśniki podczas całego Zjazdu.
Nasmażę tyle, że pęknie jak Smok Wawelski 🙂
Wracając do naleśników Burgenlandzkich to z takiej mąki jaką można nabyć w okolicznych sklepach porządnych usmażyć się nie da, pierogów ulepić również. Za drobno, za czysto, za drogo.
Marialka wspiela sie na wyzyny okladki „Polityki” w dodatku z napisem:
„Bedac mloda lekarka”. Stetoskop przewieszony przez szyje, biale, jednorazowego uzytku rekawice. Nie zdazylem jeszcze przeczytac. Przelecialem artykul i znalazlem, ze za przyjecie jednego pacjenta otrzymujesz 1,40 ZLP. To juz nie zarty. To tragiczne. Nic dziwnego, ze z Polski uciekaja wyksztalciuchy w swiat. Marialka, kiedys w zartach napisalem Tobie, ze jak chcesz moge zaczac chodzic wokól Twojego zatrudnienia. Teraz mysle powaznie. Pomysl i Ty. W tych kregach nie mam znajomosci. Poza tym, ze czasami laduje w szpitalu i myle anastezjologa ze Swietym Piotrem. Z mojego wlasnego doswiadczenia wiem, ze my mamy dobre wyksztalcenie, ze czesto jestesmy lepsi od tubylców których jedynym przywilejem jest inne miejsce urodzenia.
Mnie to juz nie dotyczy, mam sprawe z glowy ale chyba czas, zeby w Polsce znalazl sie ktos, kto bedzie panowal i pozwoli rzadzic tym od rzadzenia.
U mnie jako referencje masz z góry umiejetnosc robienia nalesników.
Napewno wystarczy i dla innych. Byle wystartowac.
W naszym powiatowym szpitalu pracuje lekarz radiolog. Polak. Mieszkaja od kilkunastu lat w Austrii i juz dorobili sie pracujacego potomstwa.
Pan Lulek
Szkoda, ze nie ma na tym blogu wiecej przepisow, zarowno ze strony gospodarza jak i blogowiczow.
Panie Lulku!
Szczesliwie Marek K. obiecal Panu juz gore nalesnikow, wiec nie bede sie zobowiazywac, bo coz moglabym Panu obiecac, skoro z moimi nalesnikami nigdy nie wiadomo, raz wychodza a raz nie. 🙁 I 6 patelni nie pomoze. Pewnie maka winna…
Ela – nie daj się nabrać na naleśnikożerstwo Lulka. Byliśmy wszyscy świadkami, jak na Zjeździe z trudem zmęczył porcję, bodajże, 3 sztuk.
Panie Lulku,
przybywam na pomoc. Bo czytam, że towarzystwo niedowiarkowe jakieś, i w tę wiosnę naszą uwierzyć nie chce. Ja też nie zawsze chcę, bo mnie do Pana mikroklimatu za daleko, żeby odczuć na własnej skórze. Ale tym razem nie muszę jechać do Panalulkowa zwanego Świętym Michałem, żeby przypomnieć sobie, co to jest „zmęczenie wiosenne”. Słońce świeci tym razem również dla Wiednia i doprowadza do wariacji nie tylko rośliny. Dziś można już było chodzić bez kurtek i palt po mieście, a na niedzielę zapowiadają wręcz 18 stopni! Powyżej zera! W lutym!!! Widzisz i nie grzmisz?! Na pewno ludzie z krótkim rękawkiem biegać będą. O tempora!
A patelnie zabieraj wszystkie. Ja też lubię naleśniki 😉
Odwiedziłem dziś pocztę, żeby wysłać pół kilo listu za miedzę, do kraju na Esz i zbaraniałem usłyszawszy, że jak nie zapłacę 11 euro frycowego, to oni mi ten list tak puszczą, żeby szedł dwa tygodnie. Ja na to, czy oni z tym listem będą zasuwać na piechotę, a Pani Pocztówka do mnie, że na piechotę to niekoniecznie, ale już na pewno statkiem zamiast samolotem! Statkiem?!!! Do Szwajcarii?!!! Postanowiłem więc sprawdzić, jak to będzie naprawdę i zainwestowałem z premedytacją tylko siedem eurodolarów z jakimiś eurocentami. Czekam teraz z kalendarzem w ręku na potwierdzenie doręczenia. Potem będę zgadywał, którędy i czym list podróżował.
To dużo. U nas na teren całej UE za list z priorytetem biorą 9.90 zł, ale jakbyś chciał naszemu wspólnemu kumplowi wysłać butelkę z czymś tam procentowym, to PP zażyczyłaby sobie 90 zł. Jest to dla mnie zupełnie niezrozumiałe i na przyszłość pozostaje jedna droga – albo dary nasze wlejemy w Sławka na miejscu, albo trzeba będzie posyłać przez umyślnego.
Ja też jestem naleśnikowa panenka. Nic się nie zmarnuje! 😀
@Pan Lulek
„… Ciasto potrafie zrobic. Nalesnik w zyciu mi sie nie udal. …”
Proponuję spokojny i zrównoważony sposób nauki ZROBIENIA naleśników. Pozpoczniemy od placków ziemniaczanych.
Jako że Pan Lulek cisto zrobić potrafi, nie będziemy się wdawać w bezsensowne porady, przepisy i tajemnice ze skarbca babuni. Casto (ziemniaczane) jest gotowe, teraz proszę spróbować na jednej z sześciu patelni zrobić (usmażyć) jeden do trzech placków. Ilość zależy od wielkości patelni, trzy za jednym obrotem jest nie za bardzo ekonomiczne w początkowej fazie eksperymentu (przepraszam!), ale już trzecia i każda następna patelnia dostarcza na stół zaproszonym biesiadnikom idealne placki ziemniaczane.
Usatysfakcjonowany (?) Pan Lulek wpada w trans i bez szemrania produkuje jedną patelnię „pflinzen” za drugą.
…. co za sen, co za marzenia … i ja tam byłem, i smak tych placków doceniłem (nawet tych pierwszofazowych, służących do ustawienia temperatury, ilości tłuszczu na patelni oraz porcji ciasta na placek).
🙂
Alicjo, Panie Lulku,
naleśniki można zamrażać.
… po zdaniu egzaminu (nie wątpię) nastąpi szkolenie smażenie placków dla zaawansowanych czyli „Naleśniki które się udają”.
Propozycja jest całkowicie bezinteresowna, zawsze byłem zadowolony jeżeli wysiłki kulinarne moich uczniów mnie satysfakcjonowały. 🙂
Mrożone!?
Nigdy w życiu !!! W kopertkę z serem do odsmażenia na chrupko , ostatecznie z lodówki można, ale żeby tak zamrażać na długo… 🙁
Pawle
Tym sposobem będzie to jedna z najdroższych i najcenniejszych pozycji w …
Będzie trzeba ubezpieczyć, Ja znając PP wolałem osobiście jak w XVI wieku. Ale trwało to parę miesięcy szybciej 🙂
Pyro
Jako doświadczony ( Bardzo szybki i sprawny 🙂 ) kurier mogę osobiście dostarczyć co trzeba i gdzie trzeba . Przewidywany czas dostawy 17- 18 marca. Do rąk własnych Sławka.
Niestety Marku. Sławek już dostał (w.PP) przydział tegoroczny. Więcwej wiśniówki nie mam, dopiero nastawię latem.
Znaczy oddam lub wypiję wspólnie swoją 🙂
Jeszcze zostało trochę. Z pół litra.
Z tego wszystkiego, to ja jutro jade za granice na nalesniki, które nazywaja sie Gudelpalatschinken i nawet nie napisze sprawozdania. Poza tym, prosze nie poddawac w watpliwosc moich mozliwosci konsumpcyjnych ograniczajac je do zaledwi trzech sztuk. Jezeli trzy, to co najmniej pelnowymiarowe porcje.
Pelnowymiarowe, podkreslam
Pan Lulek
@Pan Lulek
Korepetycje, potajemnie … a nie ładnie 🙂
Gudelpalatschinken ??? chyba Gundel Palatschinken 😉
Pozdrowienia
Józek w Opolu.
Józek klasyczny.
Donald marzy.
3w1
http://miasta.gazeta.pl/opole/1,35086,4951316.html
Wioska to jest,owszem, ale wesoła. Jest piątek, uśmiechnijcie się!
Nie tylko wysoką sztuką człowiek żyje.
Luz piątkowo-wieczorowy.
O! Jorzin na liście przebojów pana Marka Niedźwieckiego ( kiedyś Trójka , teraz Radio Złote Przeboje )na miejscu wysokim. Czwartym.
Szkoda że nie trzecim.
Byłoby czeskie miejsce, tak jak czeska jajecznica Brzucha.
U mnie placki ziemniaczane na zamówienie wiadomo kogo. Zapraszam, mam kefir w lodówce, oraz chyba będzie jakieś czerwone.
Za jakieś pół godziny z groszem serwuję.
P.S. Naleśniki mrożone?! No chyba, że komuś wszystko jedno, co je, choćby trociny.
Jorzin? Nie znam. Ale na pewno do Jerzora się nie umywa.
Alicjo, bój się Boga! Kto by Mladka do Jerzora śmiał porównywać.
Alicjo!!
Jerzorowi zaśpiewaj :
Wish You Were Here.
Placki stygną!!!
Smacznego!!
Alicjo, naprawde nie znasz Jozina?
Tu masz polska wersje:
http://www.youtube.com/watch?v=iyUUmTf0zq8
Prawie tak dobra jak oryginal, ktory znajdziesz bez trudu 🙂
Nemo!!
W moim linku jest komplet, 3jorzinyw1.
Spójrz jak wyglądali wczoraj! 🙂
Mrożone placki, albo naleśniki … nie!!!
Placki ziemniaczane, która nie zostały zjedzone, ponieważ producent (na szczęście) w ilości przedobrzył ( moja Mama albo Babcia, zawsze!) należy umieścić w głębokim talerzu (im większy, tym lepszy) i takowym przykryć. Całość owinąć paroma warstwami gazety (u nas w domu używano „Głos Pracy”) i wstawić do duchówki (sensowne tylko zimą i tylko wtedy, jeżeli nie robi się pieczonych jabłek). Po paru godzinach „dojrzewania” placki (posypane cukrem) podawać z kwaśnym mlekiem.
… gdzie są piece z duchówką, placki się znajdą!!!!
Gwoli dorzucenia swoich trzech groszy: zamrozilam szesc nalesnikowych krazkow niedawno, bo zabralo mi do nich nadzienia.
Po rozmrozeniu byly do niczego, sie kruszyly sie i byly ble.
Prosze bardzo, nie musicie sami eksperymentowac, uczcie sie na moich bledach.
Ten film ” Nie jedzcie stokrotek” jest wspanialy. David Niven i Doris Day i „Que sera sera”… Ale tytulowa piosenka „Don’t Eat The Daisies” beznadziejna i nie wyjasnia dlaczego przedmiot uczuc jadl te stokrotki…
Przynajmniej ja nie wiem…
Nareszcie week-end i dla mnie. Nie zamierzam gotowac. Mamy sledzie, wedzonego lososia, jajka i wczorajsza paste con salsicia. Salsicie najpierw upieklam, zeby wytopic z niej tluszcz… Sadze, ze tluszcz inny niz oliwny rujnuje smak sosu pomidorowego…
Gazeta….zapomnieliśmy już jakie to było niegdyś uniwersalne opakowanie.
Uniwersalne i ekologiczne, tylko kto wiedział wtedy co to ekologia?
U mnie to było Życie Warszawy, Express Wieczorny i oczywiście wszechobecna Trybuna Ludu.
W warzywniaku pakowano w to i sałatę i włoszczyznę.
A w rybnym śledzie z beczki!
Na szczeście nie była to Prawda…. 😉
Głos Pracy usłyszałem własnousznie w 1976.
A teraz nawet w aptece do jednego opakowania aspiryny wciskają plastikową torebkę!!
Placki zeżarte (nie musiałam Jerzoru śpiewać „wish you were here”, bo czekałam, aż dowiezie jajki do placków, a i tak głównym żarłokiem jest on) – mam już opanowanowaną ilość na 2 osoby. Pojąć nie mogę, że za młodych lat jadałam placki z cukrem!
Teraz co najwyzej mazniete gęstą kwaśną śmietaną, a najlepiej same, popić kefirem. Do moich placków dodaję sporą cebulę, to sie jakos nie zgadza ze słodkim.
Jorzina nie znałam, posłuchałam po cesku (haha!), po polsku ktoś wstawił sznureczek, lepszy chyba oryginał.
Kochani,
Nie wiem co sie narobilo, Pan Lulek jest bardzo wiosenny, w cesarskiej pogodzie i mysli o salatkach z kwiatkow… a ja wam powiem mam juz ta zime gdzies, o przejadla mi sie, a takowych salatkach ani widu ani slychu, ani kuku ryku. Nawet Pan Piotr mowi, ze tu zima…
Jutro wszystkie matrony spotykaja sie na lunchu, z powodu „zeniaczki” mojego Kuby, maszeruje wiec do luli, bo jurto musze byc piekna.
Buziaki,
Tuska
Sobota słoneczna i ma być dość ciepło, do + 8 stopni. Ania poszła uczyć na kurs, a potem wpadnie zobaczyć na targi edukacyjne. Tego roku odbywają się pod hasłem techniki – politechnika, kierunki inżynierskie z Akademii Rolniczej i technika, organizują wspólną ekspozycję, zachęcając gimnazjalistów do wybrania tej drogi zawodowej. Oczywiście szkoły ogólnokształcące też się promują. Na potrzeby targów oddano dwie hale na MTP.
Czytając późne wpisy wczorajsze dowiedziałam się, że Lena „żeni” syna. I kiedy ten fakt ma , czy miał, miejsce? I vco to za obyczaje żeby nam nie powiedzieć na czas abyśmy puchar za spełnienie marzeń Młodej Pary nie mogli wznieść? Protestuję stanowczo.
Wczorajszym wieczorem sięgnęłyśmy z Anią po butelkę czerwonego wina jeszcze ze Zjazdu – nie pamiętam kto je przywiózł jako „wino domowe bardzo dobre” Butelka była szczelnie zakorkowana ale nie osłonięta folią, pakiem czy woskiem. Okazało się po tych 7 miesiącach, że jest pełna znakomitego octu winnego. Będzie do marynat .
Moguncjusz !
Jesli Ty bedziesz mieszkal w Poludniowej Burgenlandii, to bedziesz mial wlasna ortografie i pisownie w dowolnym jezyku. O ile wiem, to pierwsza czesc nazwy pochodzi od imienia Gundel. Druga czesc po prostu przykleila sie. Pozwalam sobie przy okazjii zaznaczyc, ze w jezyku niemieckim istnieje podobno ponad 12.000 ( dwanascie tysiecy ) dialektów. Jak na pólnocy zaczna do Ciebie mówic Platdeutsch, to sobie pomyslisz, zeby tak odrobina z Bawarii albo Vestosch z Badenii Wirtembergii nie mówiac o mowie z Siedmiogrodu.
Najwazniejsze, ze sa na swiecie ludzie którzy maja zrozumienie dla biednego wlasciciela 6 patelni. Calosc przyjedze na Zjazdowy Festiwal Nalesnikowy.
Gotowac make i reszte przypraw, apetytu starczy dla wszystkich.
Pan Lulek
Antek – patrz pan jak się składa!
Głos Pracy ja usłyszałem już w 1970. A tych torebek w aptece można nie brać. Mnie jak wciskają, to ja mówię, że dziękuję, nie trzeba, że jedną juź w domu mam…
Z plackowymi pozdrowieniami.
P.S.
Jak znam życie, to dziś moja Pani napomknie półgębkiem gdzieś tak przed pierwszą, że niemal nie pamięta kiedy u nas ostatnio „plätski” były….
Pszenne, z jabłkami i polane kanadyjskim syropem klonowym. Jak się ciasto zrobi o pierwszej, to na kwadrans przed drugą można zacząć smażyć. Gotowe na drugą czyli akurat kiedy Anji „ząb kawowy” zaczyna dokuczać.
Co za zbieg okoliczności!
Tuska !
Zeraz mozesz upublicznic fakt, ze w dniu 10 maja 2008 roku zmienisz stan cywilny. Jak dobrze pójdze, to zostaniecz tesciowa. U was w Kanadzie to wszystko jest jakies dlugie i duze. Nawet sniegi i zima. Nie to co u nas. Nasi mlodzi ludzie sa tacy pospieszni, ze bardzo czesto dochodza da zeniaczki kiedy wspólne dzieciaki moga juz niesc welon panny mlodej albo sypac kwiatki pod stopy mlodej pary. Ten pospiech powoduje to, ze liczba zawieranych malzenstw systematycznie maleje. Pomijam kwestie przywilejów dla mlodych, samotnie wychowujacych dzieci matek.
Sadze, ze wszyscy z wielka przyjemnoscia przeczytamy Twoje sprawozdanie ze spotkania. Szczególnie w czesci dotyczacej kulinariów no i oczywiscie strojów dam.
Calkiem ciekawski
Pan Lulek
Do Jozina wracając, chyba nie zaglądacie w ogóle do mnie ;-( – u mnie o nim było już ponad miesiąc temu:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=90
Alicji to się dziwię – nawet jest obecna pod tym wpisem… ale rozumiem o tyle, że liczne a wybitne poezyje trochę przyćmiły efekt 😉
Aniu Z.
Doris Day spiewala „Que sera sera” w filmie „The Man Who Knew Too Much” Hitchcocka (1956)
Ja jeszcze o Jożinie – Czy nie dziwi Was dlaczego, my, Polacy, naród totalnych indywidualistów, jesteśmy tak podatni na modę, owczy pęd, zbiorowe szaleństwo? Uderzyło mnie już to w czasie „Małyszomanii”. I nie ma tu nic do rzeczy fakt, że bardzo nam był wtedy sukces Małysza potrzebny. Chodzi mi nie o sportowca, tylko o rzeszę „wyznawców” I na tej zasadzie działa Jożin. Niesamowity zaciąg fanów – Jożin jest w internacie, radio, tv i w salach koncertowych. Moda na Jożina jest zaskoczeniem dla wykonawców tej piosneczki i dla skołowanej Pyry też.
Mnie sie Jozin po prostu spodobal i to zanim stal sie fenomenem masowym. A teraz, mimo ze porwal za soba tlumy, podoba mi sie nadal, moze dlatego ze nie slucham go codziennie 🙂
Putin marzy, zeby go kochali
Putin marzy, zeby sie go bali
Do Putina marzen dorzucmy jeszcze to
Zeby tez Kaczynscy pokochali go
Bry.
Nawet nie patrzę, co za oknem, na pewno zima, tylko nie chcę wiedzieć, ile śniegu napadało. Podobnie jak Tuśka mam powyżej uszu i jak tu mieszkam (w jednym miejscu!) 26 lat, jest to trzecia zima, kiedy śnieg spadł w listopadzie i nigdy nie stopniał. Tylko dopadywał, co gorsza. I dopaduje 🙁
O masz! Nakrzyczano na mnie z powodu Jożina 😯
A bo to jest tak, ze ja raz na jakis czas otwieram sznureczki youtube, nie ma czasu na wszystko, a każdy ma „swoje najważniejsze” do wrzucenia na sieć, w tym ja. Chyba jestem ten totalny indywidualista (wg.Pyry), a może to dlatego, że w Czechach (wtedy:Czechosłowacji) przemieszkałam i przepracowałam jakis czas (Tesla sviti w calym svete) i język mnie nie smieszy. Ani też załapać sie na Jożinomanię nie potrafię 🙁
Jerz powiada, że to dlatego, że dla Polaków język czeski jest taki „śmieszny”. Dla Czechów język polski jest śmieszny 🙂
Naszego Franka sąsiada Liselotta wyrwała na tydzień na Hawaje. To jest niesamowite, jak dwoje starszych ludzi około 80-tki, niesprawnych fizycznie, potrafi sobie radzić. Frank stracił pare lat temu słuch, ma rozrusznik serca wstawiony, cukrzycę i kupę innych problemów, biedna Liselotte obydwa biodra dopiero co zoperowane i też coś tam, jakieś zastawki jej się zacinaja, te od serca. Ale jak Frank rzucił hasło – Hawaje, to Liselotte się zakręciła koło załatwiania wyjazdu, bo powiada – ani Frank, ani ja nigdy tam nie byliśmy, to nasza ostatnia szansa. Patrząc na nich, przypomina mi się Garcii Marqueza „Miłość w czasach zarazy”.
nemo
Tobie się podobał nawet taki mały zielony krokodyl – pewnie Ci się nadal podoba.
Może spodoba Ci się
http://www.youtube.com/watch?v=U7rhvNsdKOQ&feature=related
żeby zanadto nie odbiegać od tematyki zazwyczaj poruszanej na tym blogu…
Coś źle zrobiłam z kodem i mi pożarło wpis. Pewnie Jożin z bażin.
Pisałam zaś, Alicjo, o miłościach w okolicznościach ekstremalnych, o pospiesznych ślubach partyzanckich, żołnierskich, powstańczych. Żeby pożyć choć troszeczkę, zanim mnie nie będzie.
Mam koleżankę, pogrobowca 17-letniego powstańca warszawskiego, harcerza. Jej 16-letnia wtedy Matka przeżyła z mężem dwa dni, zanim zginął. Córkę urodziła wczesną wiosną 45r, dała jej imię Romana po Ojcu, po polsku – romantycznie i samotnie pozostała wierna Jego pamięci do śmierci. Dziewczyna miała (i ma jeszcze) pretensje i o to imię i o kult Bohatera, który przytłoczył jej dzieciństwo i młodość. W chwilach depresji warczy „Bohater psiakrew. Gówniarz nie bohater. Młody i głupi. I Ona jeszcze głupsza”. No, ale chandry nie ma codziennie.
A to – biorąc pod uwagę muzyczne gusta – dla Alicji
http://www.youtube.com/watch?v=GJGWFgQcpGk&feature=related
Napisz Pyro o tym jeszcze raz. I dopilnuj wpisania kodu na początku!
Mnie się zaraz Baczyński kojarzy, ale na Baczyńskiego to ja mam „odchył” od czasów ogólniaka. Co Alsa moze potwierdzić albo zaprzeczyć (niech spróbuje!). Idę dospać, bo jeszcze ciemno w tej stronie świata.
Andrzeju,
wysłucham pózniej i Ci odpowiem, czy to są moje gusta augusta 🙂
(nie moge teraz, bo słuchawek nie mam, pójdzie na całą chałupkę, a tam niektórzy chrapią – a niech sobie! też idę dochrapać)
Pyro,
dla pogrobowca:
*Do palców przymarzły struny
z cienkiego krzyku roślin.
Tak się dorasta do trumny,
tak żeśmy w czasie dorośli*
(z pamięci cytuję)
No nie, Alicjo. O takie cytaty dbała Mama. Dlatego Roma miała tego po dziuirki w nosie. Inne dzieci miały Tatę i Mamę, a ona „Żałobna wdowę” i Pomn ik. W życiu bym jej czegoś takiego nie powiedziała. Ona nawet f-nt płyty Demarczyk z wierszami Baczyńskiego nigdy nie słuchała.
Podpowiedzcie Stokrotce jak wejść do naszej księgi przepisów, bo narzeka, że receptur brak!
Andrzeju,
dzieki, to jest przesliczne 😆 Obrus nedzy i rozpaczy 🙂 Wlasnie wrocilam z nart, nastawilam barszcz ukrainski i ciasto z jablkami juz w piecu, zaraz bedzie szybki obiad, a potem na spacer nad jeziorem. Mlodzi ida dzis na bal w szkole, a ja sobie poogladam kuchnie pelna niespodzianek 🙂
Dzindobry
Ostatnie badania wykazuja (wszystko legit- znany kardiolog z Toronto General Hospital je zrobil), ze kurkuma (tutejszy turmeric) znakomicie dziala na serce. Turmeric to glowny „wypelniacz” w curry.
Moja rodzina jest sercowa, ale tylko ja jadalam curry, a teraz mam sojusznikow w domu.
Wiec dzisiaj bedzie curry z kurczaka z ryzem basmati, mniam.
Sa tacy co na serce polecaja smalec, boczek, slonine i smietane, ale zostawiam do dla nich, niech eksperymentuja na swoim sercu i zylach ile chca. Ja stawiam na turmeric.
Do curry dodam grubo pokrojona celule, grubo pokrojona w skosne plastry marchew i troche korzenia imbiru. Warzywa musza byc twardawe. Mozna dodac jogurtu do sosu… Stokkrotki niekoniecznie…
Andrzeju,
to jest zabojcze 😯 Te parowki a la Wilhelm Tell, ten kurczak a la Wolodyjowski, no i co mezczyzni lubia na wiosne:
http://www.youtube.com/watch?v=7Hg34Vc7j64&feature=related
Palatschinken nach Gundel Art.
Po wegiersku jakos inaczej a nie mialem czym przepisac. Na czym, bylo. Tyle, ze ja nie jestem bibulkowy pisarz. Inaczej mówiac sa to nalesniki z wloskimi orzechami. Moga byc tez leszczynowe, polewane sosem czekoladowym. Tajemnica polega na przygotowaniu masy z tartych orzechów, migdalów, oliwy i odrobiny kwasnej smietany. Pozwolilem sobie na calego. Zupa rybna z ryb slodkowodnych i trzy porcje róznych nalesników pomyslalem. Kazda porcja zawierala zgodnie z karta, dwa egzemplarze czyli sztuki. Przy skladaniu zamówienia, kelner uniósl nieco brwi do góry. Po chwili wrócil z kolega który lepiej wladal zagranicznym jezykiem. Ten drugi zapytal co sobie zycze. Szefa kuchni odpowiedzialem. Osobiscie, mam specjalne zyczenie. Znaja mnie z widzenia w tej restauracji a i czasami kilku gosci ze soba przywleke. Ot po prostu status stalego goscia. Za chwile wtoczyl sie szef kuchni osobiscie. Mówil lepiej po niemiecku jak ci dwaj razem wzieci bo pracowal kilka lat w Monachium. Wytlumaczylem mu, ze chcialbym zjesc zupe rybna o potem poprobowac jego repertuaru nalesników. Musza byc jednak w tym jedne Gundel. Potem nieopatrznie dodalem, ze bede sprawozdawal. Zastanowil sie po krótce a potem zapytal. Czy te Gundel to na ostatku, do kawy espresso. Czulo sie fachowca.
Zupa byla wysmienita, z groszkiem pieczonym, serwowanym w osobnej miseczce. A potem poszly nalesniki. Kazdy tylko po sztuce. Najpierw z twarozkiem i rodzynkami. Twarozek ukrecony na mase. Dalej twarozek z cukrem waniliowym. Potem po owocowych. Oczywiscie morele, czarna jagoda, mus jablkowy i dalej juz nie pamietem. Na koncu Gundel z jednego konca polany czekolada a z drugiego galka lodu. W srodku, malutki plomyk. Do tego czarna kawa espresso bez cukru. Na zakonczenie kieliszeczek na trawienie. Do picia byla dobra woda mineralna z miejscowosci Balf. Te lubie z babelkami.
Rachunek byl o dziwo niewielki. Symboliczny chcialo by sie powiedziec a dla szefa kuchni poslalem piataka Euro.
Wrócil po chwili osobiscie i na zakonczenie dziabnelismy po malutkim kieliszeczku likieru którego smaku nie umiem okreslic a pytac nie smialem.
Tak to w wiosenny dzien, kiedy temperatura osiaga + 23 stopnie Celsjusza w cieniu, przychodza na czlowieka rózne ciagoty.
Pan Lulek
… to właśnie chciałam podpowiedzieć wczoraj, Aniu Z. słuchając Global News, a Jerz zapytał co to – no to, co jesz z tym ryżem zrobionym na żółto (kapka proszku tumericu pięknie barwi ryż).
Warzywa muszą być ledwie „ścięte” wrzątkiem w kuchni azjatyckiej, tyle, co lekutko potraktowane. A tak w ogóle to tumeric nas nie zbawi, o serce trzeba dbać i dziekować, że nie mamy jakichś chorób genetycznych, nabytych na boku i tak dalej. Sursum corda!
P.S.Pyro, a to inna bajka w takim razie. Pewnie dlatego, że my nie mamy (ja) takich doświadczeń. Ja ciągle pamiętam Twoje opowiadanie sprzed ponad roku chyba na blogu o tym, jak zapamiętałaś wojnę – a raczej wyzwolenie chyba – oczami dziecka.
Taka zima. Odśnieża wiadomo, kto. Jak mi tu Pan Lulek o wiośnie jeszcze raz, to się zdenerwuję :
http://alicja.homelinux.com/news/img_3820.jpg
Serca przede wszystkim nalezy uzywac! Ruszac sie, bo to miesien, ktory musi byc trenowany, aby nie zaskoczyl go nagly wysilek czy inna niespodziewana perturbacja. Najlepsza dieta nic nie da, jak serce sflaczeje z braku stalego wyzwania jakim jest ruch na swiezym powietrzu. Do tego nalezy zadbac o oprzyrzadowanie naszej pompy, czyli naczynia wiencowe i te rozne rurki dookola i tu sie klania oliwa, wino i… spiew, czyli dobre, nietoksyczne towarzystwo 🙂
Alicjo, nie bede o wiosnie, choc u mnie na wys. 1700m pojawily sie kwiatki podbialu i stokrotki (!), ale szczerze zazdroszcze Ci tego sniegu i porzadnej zimy. U nas juz druga taka marna, za sucho i za cieplo. Dzis biegalismy z krotkim rekawkiem, jutro ma byc jeszcze cieplej. Snieg miejscami zmrozony (w cieniu), ale glownie mokry i miekki, do niczego 🙁
Alicjo – okazuje się, że jak kto chce osiąść w Kanadzie, musi koniecznie zadbać o właściwe oprzyrządowanie, czyli odpowiednio wielkiego i sprawnego faceta. Lenie pozostaje tylko szufla. Lena pokręć łepetyną i weź przykład z Alicji. Chociaż w tym przypadku kręcenie głową nie jest odpowiednim określeniem. Ania Z zjada dzisiaj curry z kurczaka i Pyry też zjadły ptaka – Młoda wracając z pracy kupiła takiego gorącego z rożna. Był b.dobrze zrobiony. Jadłyśmy ze świeżym chlebem, a to co zostało będzie zjedzone na zimno z majonezem.
Pan Lulek oddał się dzisiaj naleźnikowej rozpuście i chyba na miesiąc mu starczy.
HA!
Cerber mnie przyłapał!!! Cholera by cerbera, chciałam Wam podesłać sznureczek do artykułu, którym Jerzor od dzisiejszego ranka się zadręcza, a ja się zaśmiewam, że nie wielkość, a figlarność, no ale „męcizny” wiedzą ponoć lepiej…
Obeszłam cerbera troszkę, nie wszystko sie na zdjęciu zmieściło:
http://alicja.homelinux.com/news/Na_sieci4.jpg
W każdym razie wiecie, gdzie szukać 🙂
Z 5 razy podsyłałam ten sznureczek z mądrym komentarzem i mi wcięło. Czyżby słowo na p* tak działało?! Toż w tytule artykułu…
Piekę ciasto drożdżowe. Dawno nie robiłem .
Kawałek Bolonii dla Pana Lulka.
Ps
Odśnieżę co każą , najchętniej w Kanadzie, za wikt i opierunek 🙂
http://kulikowski.aminus3.com/
Tego odśnieżania Lulek mi nie wybaczy 🙁
Alicjo! W pytule wpisz tenis. I pójdzie!
Od dawna twierdzę, że Word Press cierpi na ostry atak pruderii. Mnie też przed chwilą wyrzucił. A napisałam tylko, że przeczytałam tekst już rano i w odróżnieniu od UE zastrzeżeń do naszych Panów nie zgłaszam. Nie na darmo Babki nasze (co mądrzejsze) uczyły „Duży czy mały, zarówno dzioucha. Ważne, żeby trochę wariat był”. Co niniejszym z pozycji Babki potwierdzam.
Tekan 🙂
Pyro, czlek sie chce douczyc, jak wyglada pozycja na Babcie? kamasutra w tym temacie milczy, a mnie dziura w edukacji ciazy
W moim regionie mówiono:
– może być malutki, byle wesolutki. 🙂
Też jestem ciekawa tej pozycji 😆
Alicjo, ten śnieg to Ci chłopinę w kondycji trzymie. 🙂
A słonko widzę pięknie świeci, nie jest źle.
Trzeba oglądać polską telewizję a wiedza sama przyjdzie. Od paru dni dziadek Jarek straszy Wilkiem co zbałamucił wnuczkę…
Czy opozycja to pozycja”
Ha!!
Andrzeju, złapałeś nemo na czymś, czego nie wi(e)działa!
A Twój sposób na torebki to ja stosuję w namolnych księgarniach.
Przybij placek!
Sławek, Nemo, poczekajcie, aż Was dzieci w dziadków i babcie przerobią. Wiedza wtedy sama przyjdzie
Nemo!!
Gdybyś nie opuściła swego kraju urodzenia z programów panów Wasowskiego i Szcześnika śmiałabyś się na bieżąco!!
Ich program nazywał się KOC= Komiczny Odcinek Cykliczny.
http://www.youtube.com/watch?v=Rwl9WoHvfAs&feature=related
Kuchnia Pełna Niespodzianek pochodzi natomiast z cyklu duetu Mann&Materna „Za chwilę dalszy ciąg programu”.
Tu próbka panów M&M :
http://www.youtube.com/watch?v=X27UQRgKnco&feature=related
Jam nie babcia, chociaż Młoda między pracami zapowiadała, ze jak nie pracuje, to sie wezmie za dzieci rodzenie. I natychmiast znalazła dobra pracę. Więcej nie będę pisać, bo chyba moje dziecko czytuje jeśli nie blogi, to przynajmniej Politykę jako taką i wczoraj podesłał mi uwage, że Polityka powinna przynajmniej ważniejsze artykuły mieć „online” po angielsku. Bardzo mozliwe, że to niezła uwaga, niech Piotr podrzuci, gdzie trzeba.
Tymczasem lecę zaproszona na obiad,foto-reportaz potem 🙂
dobry wieczór
nie było mnie trochę
bo podejmowałem moich zakładkowych blogowiczów
(Włóczęga i Mocna Marka)
a tu widzę, kwiatowo na początku zapachniało
ach jakżeby do tego tematu pasowały moje
Śledzie w stokrotkach :o)
:::
a póki co upiekliśmy trzykilogramowego leszcza
(na czterech)
i poszliśmy do Molotova degustować piwa
wczoraj były to:
Ciechan wyborny niepasteryzowany
Obołony ..zwykły, pszeniczny i bila
Tre koroloj
Koźlak z Ambera
Ciechan Miodowy
Svyturys ciemny
amen
Brzusio, masz zdrowie, ja tam z leffe’a nie wychodze, a i tak pewnie mi szkodzi, jeszcze obywam sie bez torebki
Brzuchu!
Przeczytałem Twoje Jedzenie jejek na twardo, (poemat prozą)! 🙂
Może nie uwierzysz, poleciałem do lodówki,… były dwa! No i … :mniam:
a.j
Kurcak zjedzony do reszty, pijemy dobre, białe hiszpańskie wino Palaccio de Anglona – półwytrawne , lekkie ale z wyraźnie wyczuwalną nutką słodyczy na języku. dOBRZE NAM
Wy tam cichutko o wnuczkach. Przezylem bez klopotów. Podrzucam typ. Im wczesniej tym lepiej, szczególnie dla nas panów. Kiedy spotykam znajoma pania z wyrosnieta wnuczka zawsze pytam, czy ta mlodsza, to jest siostra. Jeszcze nigdy nie dostalem wrazej odpowiedzi a niejedna pani wahala sie ze sprostowaniem. Kiedy ja z kolei pokazuje sie z moja wnuczka w miejscach przeznaczonych dla mlodziezy od razu zbieram spojrzenia ze strony pan, pelne zainteresowania. Jedyny klopot z wnuczkami, to brak hamulców jesli chodzi o portmonetke dziadkowa.
Jak czlowiek w moim wieku chce zaszpanowac, to musi sie liczyc z róznymi róznosciami.
Marek. tak przy okazji. Wikt i opierunek, to jeszcze male piwo. Najdrozsze to jest to latanie a czasami zazdrosnicy porywaja samoloty.
Pan Lulek
O 21.07 jest mój dwulinkowy wpis.
Cenzura trzymała go na granicy prawie godzinę 😡
Antek. dzieki 🙂 Jutro pierogi po marsjansku 😉
Najpierw Jerzor się namachał rękami w tym herbacianym sklepie u Japonki. Tak wygląda na zdjęciu 🙂
Ale nie myślcie sobie, Japonka omal nie zeszła, jak tu taki siwy do niej nie tylko zagadał, ale i kontynuował konwersację w tym rzadkim bądz co bądz języku.
Mamy chody u Japonki, która sąsiaduje z polskim „Baltic Deli”.
Rozczarowałam się co do „Discover Japan” , nie jest to restauracja, tylko taki bar raczej – kilka stolików i jak widać na zdjęciu. Zawsze tam było pyszne jedzenie i względnie tanie, a dzisiaj, mimo, ze to na zdjęciu wygląda moze niezle, jakos tak zapachniało zestarzałym tłuszczem z przedwczoraj. I dwa razy drożej, niz rok temu!!! Ale nie ma sie co dziwic, to jest biznes, który kreci jedna osoba. Kiedys pomagała mu żona, ale problemy zdrowotne, nie ma już sił. Chyba jej zabrakło w tym wszystkim, bo to juz nie jest to samo, co rok temu 🙁
http://alicja.homelinux.com/news/Sobota/
Wszyscy spia….
A ja mialam taki mily dzien.
Curry… wybralismy sie do „Curry In A Hurry” w okolicy naszych dwoch lokalnych uniwersytetow.
Znakomita zupa hinduska Mulligatawny i do tego ryz basmati i ja wzielam kurczaka, a A. wolowine curry… Sok mango na deser… Wyszlismy najedzeni, a potem spacer z psami.
Ta zima jest taka sniezna, ale co uwielbiam jest slonce prawie kazdego dnia (mam nadzieje u Alicji tez- to tylko jakies 400 km).
Gotowac bede wiec jutro,
zupe (pewnie krupnik) i fasolke po bretonsku (flagolete)…
ciao,
a
Rano jeszcze w futerku w południe w sweterku.
Wiosna wkrótce.
http://kulikowski.aminus3.com/
Dzień dobry!
Dzień zaczęłam od owsianki. Wróciłam z pracy, wygłodniała przeokropnie i przyjemnie się nasyciłam. Dziś planuję pieczenie pysznej chałki purimowej, bardzo maślanej, mam tylko nadzieję, że mój ” butelkowany” gaz się nie skończy przedwcześnie.
Lulku drogi! Sama mam mieszane uczucia po przeczytaniu raportu „Polityki” nt. młodych lekarzy. Wrócę do lektury jeszcze raz. Nie jestem nadmiernie pełna współczucia wobec narzekających, choć oczywiście trochę współczuję (ale nie dzielę poglądów).
Otóż zdumiewa mnie fakt popytu na 1/4, 1/2 czy 3/4 etatu w klinikach, faktycznie z wynagrodzeniem jak w artykule. Kliniki mają przerosty zatrudnienia, strasznie feudalną strukturę a chętnych nie brak, choć w innych szpitalach pracę można znaleźć. Ale kliniki są prestiżowe a młodzież tam pracująca często jest utrzymywana przez rodziców ( ewentualnie partnerów). Sytuację uzdrowiłby brak popytu.
Mnie samej nie brak ambicji, bardzo lubię się uczyć i ciągle to robię ale programowo szukałam pracy poza kliniką. Pracuję na świetnym oddziale, doskonale wyposażonym, na pełen etat. Utrzymuję się bez niczyjej pomocy. Oczywiście nie robię doskonałego wrażenia przedstawiając gdzie pracuję ( cóż znaczy miejski szpital wobec kliniki uniwersyteckiej gdy ocenia się wyłącznie wg atrybutów prestiżu), zrobienie przeze mnie doktoratu będzie zdecydowanie późniejsze w stosunku do młodych pracowników klinik. Ale nie narzekam. Jestem zadowolona. Samodzielna. A młodzi bohaterowie artykułu poświęcili co najmniej tyle samo trudu co ja poszukując pracy, wiedząc, jak będzie wyglądała ich sytuacja po zatrudnieniu.
Innym problemem jest brak miejsc specjalizacyjnych w niektórych dziedzinach i to faktycznie nie podlega naszemu wpływowi.
Fatalnie. Kiedy świeci słońce niemal nic nie widzę na swoim monitorze. Przed chwilą postawiłam wielki zagłówek z tapczanu na parapecie i przynajmniej widzę, co napisałam. Na obiad będzie kurzy biust panierowany w orzechach i surówka z cykorii i pomarańczy. Deseru nie ma. Jesteśmy dosyć okrągłe i bez tego.
Marialka – obiecałaś sprawozdanie z ostatnio poznanych knajp poznańskich. Czekamy.
Marialka !
Poza wspólna miloscia do nalesników znalazlo sie cos innego czyli artykul
„Polityki”
Ja nie mam prawa zabierac glosu w sprawach które mnie nie dotycza bo wygladaloby, ze konia kuja a zaba noge podstawia. Wydaje mi sie, ze w Twoim zawodzie nieslychanie wazna rzecza jest budowanie kregu wiernych podopiecznych i uparte maszerowanie na zasadzie przodem w przód a jak trzeba tylem w tyl. Dla uparciuchów czas jest najlepszym sprzymierzencem i w któryms momencie jest ta, jedna z niewielu, szansa jaka trzeba wykorzystac. Dla mojego syna taka szansa bylo to, ze wlasciciel firmy popelnil blad a on swoja kuluwa niemczyzna odwazyl sie powiedziec, ze ma racje. Teraz on zaprasza od czasu szefa na dobre jedzenie i pogawedki o interesach.
Bedziesz napewno bardzo dobra i ludzie zaczna mówic, ze u tej pani warto sie laczyc, bo ona przywraca do zdrowia. Dalej samo pójdzie z siebie.
Jesli bylbym w stanie byc dla Ciebie w czyms pomocny mozesz na mnie liczyc. Ty wiesz co ja tak bardzo lubie.
Nalesniki
Pan Lulek
Tak. Obiecałam.
Niedawno byłam na spotkaniu towarzyskim w „Zielonej Werandzie”.
Sala zatłoczona, miejsce bez wątpienia modne. Obsługa niezbyt uprzejma, trochę tak jakby szczypta arogancji miałaby być czymś podnoszącym jakość. Nie była to jednak jakość – tylko jakoś.
Bogata karta sałatek. Smakowo przeciętność, wyróżnikiem estetycznym jest podawanie sałatki w sałacie tj. w liściu sałaty lodowej. Moja wersja ( ogórek, rukola, kapary w serowym ciepłym sosie ) zdecydowanie przesolona, choć dla sprawiedliwości dodam, że to częste zjawisko w polskich restauracjach. Mała porcja sałatki 25 pln, duża bodaj 35 pln. Dość zaskakujące, dobre sałatki w przyjemnych kawiarniach to w Poznaniu wydatek rzędu 12-15 pln.
Problemem dla kelnera było doniesienie bagietki i masła. Na 8 osobową grupę dostaliśmi identyczną porcję pieczywa co przy zamówieniu na 2 osoby. Poproszony o dostarczenie bagietki odpowiedział, że więcej nam ” nie przysługuje”. Pospieszyliśmy z zapewnieniem, że za wszystko zapłacimy (!).
Zdecydowaliśmy się na płatność kartą. Osoba płacąca poprosiła o szczegółowy rachunek ( miał nam służyć do rozliczeń w grupie, nie kontolowaliśmy wysokości rachunku, naiwni! ) wówczas okazało się, że zamiast naliczonych 720 pln mamy do zapłacenia jedynie 530 pln.
Reasumując- jedzenie przeciętne a tak źle obsłużona to w Poznaniu jeszcze nie byłam.
Lulku drogi!
Dziękuję za ciepłe słowa. Też myślę, że trzeba w życiu cierpliwości i bardzo sobię cenię, to co wypracowane z rozwagą i w długiej perspektywie.
Smacznego dnia!
Dzień dobry
Po dwóch dniach wiatru piękne, słoneczne przedpołudnie. Nasiedziałem się z butelką Żywca w słońcu pod orzechem, wygrzałem stary grzbiet. Z Ewką już lepiej, zastrzyki zadziałały i widzę, że już ją nosi. Plany ogrodnicze snuje, nawet dorwałem ją ze szpadlem w ręce – chciała jakieś drzewo przesadzać, bo jak mówi, zakłóca jej harmonię estetyczną ogrodu. No ale reprymenda była ostra i wylądowała w łóżku. Miałem kilka dni przestoju w pisaniu, jakąś blokadę. Bo przecież trudno snuć fabułę, gdy obok ktoś cierpi. Potem dołożyły mi się cholerne wiatry w trakcie których mam zwykle emocjonalną huśtawkę. Wstyd się przyznać ale gdy mnie skowyt wiatru obudził o 2 w nocy i usłyszałem jak legary dachu stękają pod jego naporem wygrzebałem resztkę śliwowicy, którą kupiłem od Słoweńców i urżnąłem się jak aniołek. No ale czuję, że kłopoty minęły i nocą wrócę do pisania. Najbliższe dni też będą pracowite. Podwórko zawalone drewnem, trudno się poruszać więc muszę zrobić trochę porządku. Od jutra uruchamiam tzw krejzege czyli piłę tarczową i tnę gałęzie na przyszłą zimę. Jeśli chodzi o kulinaria to dziś pomidorowa z ryżem, schabowe z odgrzanymi na patelni ziemniakami i surówka z porów.
Miłej niedzieli i korzystajcie z wiosny.
Pozdrawiam ciepło
A Pyra jest wdzięczna Nemo i Nirrod za to, że ją przed kilkoma miesiącami namówiły na jadanie cykorii. Naprawdę polubiłyśmy tę surówkę.
Przeczytałem wczorajsze komentarze o Jożinie z bażin. Czeska ziemia cuda rodzi. Muszę Wam wyznać, że wzdycham ostatnio do aktorki, która nazywa się Anna Geislerova http://film.onet.pl/23530,,Anna_Geislerov_,osoba.html. Jest niesamowita! Po prostu wymiękam, gdy ją oglądam. Ziemia za naszą południową granicą kryje w sobie brylanty.
Strona, którą podałem wyżej chyba jest zablokowana(?). Więc oto Ana w filmie „Zelary” http://www.imdb.com/media/rm1154062592/nm0312064
Polecam również film „Jizda” i „Piękność w opałach”. Niesamowita kobieta!
Wojtku – ze szpadlem przesadzać drzewka, to rzeczywiście dla Ewy niewskazane, ale powinna codziennie wykonywać porcję ćwiczeń rozciągających i rozluźniających. Wiem, co mówię inaczej dawno jeździłabym na wózku.
wrocilem z targu i walcze z:
http://www.chefsimon.com/coque1.htm
rzucilem galka na wojtkowa laske, rozumiem upojenie
Aniu Z.
u mnie trochę mniej słońca, bo to nad jeziorem i chmury zbierają sie z byle czego. Ale jak tu mieszkam 26 rok, to trzecia taka bardzo śnieżna i uparta zima. Bez „january thaw” i takich tam.
A propos ćwiczeń rozciągających, ale facet niedawno w telewizji sprzedawał taki sprzęt za około stówę – wygladało to jak zwyczajna guma, nie ta do majtek, tylko szersza. Chodziło o to, żeby rączka-nóżka pracowała, wiczenia proste, na rozciąganie. Poszłam do sklepu, zakupiłam 4 metry szerszej gumy za całe 3$, złozyłam podwójnie, rozciągnęłam… i czuję w mięśniach! Dodam, że nie coś w rodzaju hantli, tylko koordynacja rąk i nóg (na zmianę).
Tyle na zrazie, a teraz lecę oglądać te laski i zaraz was podsumuję, panowie.
Mmm, Slawku, takie dobre rzeczy gotujesz 🙂 a ja wlasnie wrocilam z kolejnej przebiezki po sniegu, okraszonej suchym chlebem z kawalkiem starego kindziuka i ogorka kiszonego (wlasnej produkcji), na deser jablko i 2 kostki gorzkiej czekolady (72% kakao). Nic to, na kolacje bedzie wyzerka: ziemniaki pieczone z oliwa i czosnkiem, szparagi z winegretem i salatka z jajek oraz swiezo gotowana szynka z tej szczesliwej swinki, ktorej resztki dojadamy na przednowku 😉
Pogoda dzis juz bardziej cesarska byc nie moze. w dolinie Renu +21°C, u nas troche mniej, ale na sniegu w T-shircie i bez rekawiczek 🙂 Teraz mam na kciuku pecherz od kijkow 🙁
http://fotogalerie.osobnosti.cz/anna-geislerova.php
Wojtku Czeszka równie ładna jak twoja żona …
… a zdjęcia porobiła, nemo?! No właśnie.
Wojciechu, ta panienka mogłaby Ewie buty czyścić. Nie mam nic przeciwko, ale Ty się przyjrzyj temu rzekomemu wróblowi w garści. Widzi?! A za gołębiami się rozgląda po sąsiednich dachach. I niech mi tu o wiośnie nie gada, bo sie wścieknę!
U nas meksykańskie szparagi po 1.99$ za funt. Cienkie jakieś takie.
Marek,
a zauważyłeś podobieństwo? 😉
http://alicja.homelinux.com/news/Polska_2007/Kornik_2007/Kornik_02/07.Ludzie%20kochani%20mowi%20Ewa.jpg
Alicjo, zdjec nie robie od 2 tygodni, bo ciagle tak samo wyglada. Sprobuje jednak wieczorem wstawic kilka ilustracji mojej trasy biegowej, bo zima minie i bedzie za pozno 🙁
U mnie szparagi tez meksykanskie, zielone, dosc grube i ladne po 6,95Fr za kilogram. Jak oni to kalkuluja 😯
Prosze nie wciskac kitu. Panie Wojtku z Przytoka. Donosze uprzejmie, ze w moim burzliwym zyciu zajmowalem sie trenerka w zakresie gimnastyki przyrzadowej a równoczesnie masowalem moje wszystkie dziewczyny. Cala druzyne. Po kazdym treningu sztuki dwie. Do dzisiaj pamietaja te zabiegi. Jak sie tak bedziesz rozgladal za obcymi babami, to przyjade i zaoferuje Ewie moje wlasne uslugi. Tylko uwazaj, zeby nie bylo jak u Ernesta Bryla w „Na szkle malowane”. Co prawda juz nie ta wprawa co dawniej ale ognia moze jeszcze i by sie wykrzesalo.
Idzie w kosci ta wiosna na calego.
Pan Lulek
U Wojtka z kobietami jak z ulubionymi polskimi piosenkami 🙂
A, co, moje Panie, Wojtek postępuje według zasady
„Eh, żono, żono, żebyś Ty chociaż trochę obca była”. Ma tego swojego płomiennego elfa pod ręką i do byle lali malowanej wzdycha. Jest dla mnie niezgłębioną tajemnicą męskie przekonanie, że wielkie szczęście czeka już za najbliższym narożnikiem, górką, horyzontem, wszędzie, gdzie ich w tej chwili nie ma. No coóż „Leć, leć leć Sokole – poczekamy tu, na dole”
Cholera, i bądz tu człowiekiem. Od tygodnia wynosimy zającu pod drzewko sałatę, marchewkę i tak dalej, cały las się do tej restauracji schodzi (wiewióry przede wszystkim), a wspomniany zając nie. Wdzięczność! Zeżerał szpilki z sosny, no to postanowilismy dokarmić bydlę, a tu taka odrzuta. Ale wiewióry przychodzą 🙂 Zdjęcia wiewióry w restauracji za moment, na razie zając sprzed tygodnia
http://alicja.homelinux.com/news/Zajac/img_3753.jpg
Tak zwana ruda wiewióra u nas – wcale ruda nie jest, ma lekko brązowy ogon i goni te nasze wielkie szare i czarne wiewióry. Jest od nich ze 3-4 razy mniejsza 🙂
http://alicja.homelinux.com/news/img_3838.jpg
Muszę się na dzisiaj pożegnać, bo coś tam będzie robione z Ani kompem, czyli ja nie będę miała sygnału. Do jutra zatem. Alicjo ten zając jest indywidualistą, a wiwiórki też muszą się pożywić.
Tu mam dla Was osobną niespodziankę, typowo północno-amerykańską. Wiecie, skąd się wzięło Swięto Dziękczynienia tutaj? Niby takie Dozynki, ale nie całkiem, i nieprzypadkowo indyk jest głównym daniem na półmisku. Dzięki tym ptakom wredne blade twarze tutaj przetrwały. Groziła im zagłada, ale przez jakis czas były pod ochroną (przynajmniej tutaj, w Kanadzie) i teraz zaczynaja sie pojawiać stadami, nawet na mojej Górce czasami. Te zdjęcia są robione z daleka, mniej wiecej 100m (u Bonnie i Rogera), ale i tak widać coś niecoś.
Ciekawostka przyrodnicza, bo te dzikie indyki takie podobne do polskich, a tutaj na fermach widzę tylko białe 😯
http://alicja.homelinux.com/news/Dzikie_indory/
Pan Lulek wczoraj napomknął o młodych którym na ślubie dziecię może kwiatki sypać.
Wiem coś o tym!!
Kolejność była taka :
dziecko, zaręczyny i ślub.
Nigdzie nie jest napisane że ma być inaczej ! 🙂
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Agatka/photo#5170608560460542354
Antek,
Wy tam nie siejcie zgorszenia! 😉
http://alicja.homelinux.com/news/img_3848.jpg
No już, Ania ma zamontowaną nowa nagrywarkę. Trwało to tylko troszkę .
TV nie ma dzisiaj na co patrzeć, nawet wieczór z Viscontim mi się nie podoba, a na Mezzo jest wieczór baletowy z programem często powtarzanym. I co biedna Pyra ma robić? Proste, czyta sobie fantasy, Dawida Webera trylogię o wietrznym jeźdźcu. Jako dziecko nie lubiłam bajek. Żadnych. Były smutne i straszne. Teraz natomiast uzupełniam wykształcenie literackie w dziedzinie baśni. Lubię to.
Na obiad dorsz smażony na oleju (pieprz, sól, kapkę mąki), do tego sałata zielona z ogórkiem, pomidorem, cebulą czerwoną, fetą. I swieżo zrobionym sosikiem – oliwa, ocet malinowy, czosnek, oregano, sól, pieprz. Pan Jerz powiedzial, że się odchudza na Zjazd II i mam go nie napychać pyrami (z przeproszeniem naszej Pyry). A czy ja go czymkolwiek napycham?! Zarłok z definicji, jam niewinna!!!
Pyro, jako dziecko lubilam tylko bajki opowiadane przez moja Babcie. Zawsze byl tam jakis glupi Iwan na piecu albo sierotka, ktorzy na koniec wygrywali przeciwko wrednemu rodzenstwu i ludzkiej niesprawiedliwosci 🙂
Antku, to chyba dzis coraz bardziej klasyczna kolejnosc. Przynajmniej dziecko ma cos ze slubu rodzicow, a i oni nie wygladaja na nieszczesliwych 🙂 Bardzo ladne zdjecie 🙂
Tu moja dzisiejsza kolacja (zdjecie drugie i trzecie):
http://picasaweb.google.com/nemo.galeria/Szparagi
A u nas Pyro wieczór Oscarowy w tv.
Ze wzgledu na Wajdę zerknę (nie przewiduje statuetki, bo to film typowo polski, „dla wtajemniczonych”), ale nie lubie tych hollywoodzkich produkcji, najpierw mnie to zaciekawiło,nowinka przyrodnicza, a to taka sztampa.
Jako dziecko uwielbiałam bajki i baśnie, i nawet wymyślałam, ku przerażeniu mojej starszej siostry. Pamietam do dzis „Klechdy sezamowe”, wschodnie basnie, lampę Alladyna i tak dalej. Tyle tego było, ze na fantasy nawet nie patrzę. Nie wchodzi.
Pamietam Janinę Porazińską i którąś z sióstr Grodzieńskich, chyba Wandę, bo Stefania bajek nie pisywała.
Ale „Brzechwa dzieciom” to było to 🙂
Ziemniaki pieczone wg. nemo są w /Przepisach
Porazińską, Brzechwę, Tuwima ja też czytałam dzieciakom. Chotomską itd, ale dość starannie selekcjonowałam baśnie „właściwe” Kupowałam zbiory baśni narodowych – były takie urocze tomiki basnie koreańskie, baśnie afrykańskie itp, no i baśnie narodów Zw.Radzieckiego, a potem już baśnie i legendy polskie (tom Orle Gniazdo , opasły, ładnie ilustrowany w białym płótnie z piękną obwolutą) i „Baśnie z 1000 itd” Andersena i braci Grimm czytały dopiero w szkole i ja im tego nie podsuwałam, zresztą nie bardzo się podobały.
dostałem kiedyś pod choinkę „Konika Garbuska”
i do dziś została moją ulubioną bajką
choć niestronię od fantasy
:::
po Koniku Garbusku zostało mi np to,
że wolę Fire Bird nazywać Żarptakiem
czyż nie jest to piękne i obrazowe słowo,
które oddaje istotę tej bajkowej postaci?
:::
dziś potrawka z kaczych żołądków
w śmietanowym sosie
śląskie kluski i kapusta z dynią ledwo co obgotowana rosołem
Nemo w T-shircie na biegówkach to jaskółka, która jednak wiosny nie czyni.
Ale co powiecie o nudystach na odcinku FKK Donauinsel w Wiedniu, których dziś (bez t-shirtów i innej garderoby, rzecz jasna) widziała wrotkując wzdłuż Dunaju moja bardziej sportowa połowa? Zresztą mój Młody dzisiaj wszedł do jeziora pod Wiedniem. Woda była dość zimna, więc wszedł w butach, grrrr! 🙁
Właśnie suszymy się na kaloryferze.
A żeby było blogotematycznie, to się wyoutuję, że przepadam za ziemniakami w różnej postaci (z wyjątkiem tych dwóch kartofli, co zwędzili Łysego). Teraz miałbym na przykład gusto na krążki ziemniaczane uprzednio gotowane a następnie podsmażane na oliwie z rozmarynem.
a co?
http://picasaweb.google.fr/slawek1412/Brzechwa
Krul, wlasnie ide takie smazyc, wpadnij
Pieczone z ziołami ziemniaki są pychotki. Zrobię takie w tym tygodniu, ale oskoma mnie straszna wzięła na szparagi Nemo. U nas będą gdzieś w maju i to początkowo bardzo drogie. Sławek – mamy to samo wydanie Brzechwy.
Nemo!!
Kolacja wygląda(ła) bardzo smakowicie.
Ale ja już nic dzisiaj nie jem. 😉
Podpytam Cię tylko o szynkę.
Ona to z tej szczęśliwej, biegającej po okolicznych halach świnki?
Kupiłaś już taką peklowaną i uwędzoną, czy to już Twoje lub Szanownego dzieło?
W imieniu tych ze zdjęcia dziękuję!
Dzisiaj też nie są nieszczęśliwi. 🙂
Antku, te szynke przyprawil i uwedzil pan rzeznik, ktory preparowal dla nas rowniez reszte naszej szczesliwej alpejskiej pół-świnki. Otrzymalismy te (i jeszcze 5 dalszych) szynke w gustownej siateczce i zapakowana prozniowo w plastikowy woreczek. Dzis ja wyjelam z woreczka i gotowalam a wlasciwie parzylam przez ca 1,5h. Smakowala jak szynki mojego dziecinstwa 🙂 Oczywiscie nie zjedlismy jej calej, ale ziemniaki zniknely bez sladu 😉 Zostalo kilka szparagow, beda jutro na zupe. Kolacje jedlismy we dwoje, bo pod nasza narciarska nieobecnosc mlodzi poszli nad jezioro i po drodze dali sie zaprosic na kolacje do tych Rumuno-Szwajcarow geologicznych. Tam byla soczewica i salatka grecka, jak u Alicji do dorsza.
PaOLOre, pasowalbys do naszej kartoflanej rodziny 🙂
Sławuś!
Odszedłem na dłuższy czas od kompa, zgapiłem się, znowu nie załapałem się na pommes a la Piejacques, bo przecież bym na miotłę wsiadł i wpadł
…zawinąwszy po drodze na szparagi kapitańskie 😉
Nemo, szparagi u nas jemy tradycyjne, zawijane w Schinkenspeck z młodymi ziemniakami i sauce hollandaise.
A zupę szparagową też uwielbiam. Moja Osobista robi odlotową 🙂