Nowości w kuchennej szufladzie
Już parę razy pisałem o różnych nowych przyrządach kuchennych, które wzbogacały wyposażenie mojego kredensu. Z ostatniej podróży do Austrii tez przywiozłem coś użytecznego. Buszując po sklepie z garnkami, nożami, łyżkami i innym sprzętem Basia wypatrzyła jakąś dziwną grubą igłę, rozdwojoną na końcu. Niemiecki napis na opakowaniu sugerował, że to może służyć do szpikowania mięsa słoniną. Pani ekspedientka potwierdziła więc ową igłę-nie-igłę kupiliśmy. Nie była droga – zaledwie 5 euro.
Po powrocie wrzuciliśmy to cudo do przepastnej naszej szuflady z gadżetami użytecznymi, mniej użytecznymi i całkiem nieużytecznymi i… zapomnieliśmy o zakupie.
Przypomnieliśmy sobie o tym cacku gdy na kuchennym stole pojawił się wielki i piękny kawał rostbefu. Rozpakowaliśmy więc owo cacko (patrzcie na zdjęcie), umyliśmy dokładnie i zabrałem się do szpikowania.
To działa i to cudownie działa. Wąskie paski słoniny wciąga do środka wołowego klocka i zostawia wewnątrz. Szpikowanie trwało zaledwie kilka chwil, gdy tradycyjnymi metodami czyli drążenie dziurki i siłowe wpychanie wijącego się i śliskiego pasemka słoniny potrafiło ciągnąć się i ciągnąć bez końca. A i rezultat nie zawsze był taki jak chciał kucharz. A teraz ino mig i już jest w środku.
A na rezultat proszę popatrzeć na kolejne zdjęcie – sztufada w całej swej krasie.
Drugi taki przyrząd (już go pokazywałem), który dał mi wiele radości to kamienny moździerz. Nigdy pesto nie jest takie aromatyczne i dzięki temu makaron nabiera smaku gdy kręci się je przy pomocy miksera. Sos rodzący się w moździerzu jest najlepszy. Podobno nożyki miksera tnąc listki bazylii pozbawiają je części zapachu.
Na koniec tej relacji z kuchni podam Wam przepis na sztufadę i na Pesto byście też mogli doznać tej radości gdy coś się udaje. Smacznego!
Sztufada wołowa
1 kg mięsa wołowego na pieczeń, gruby plaster słoniny, sół, pieprz, łyżeczka masła, smalcu lub oliwy
Mięso umyć dokładnie. Porobić głębokie dziurki wzdłuż włókien i naszpikować je pokrojoną w cienkie paski posoloną, popieprzoną słoniną. Posypać pieprzem całe mięso. Obsmażyć ostro na patelni na tłuszczu. Włożyć do brytfanny i w małej wodzie dusić do miękkości. Doskonała i na ciepło ( z makaronem) i na zimno jako wędlina. Kroić w poprzeczne plastry aby były widoczne białe punkty słoniny.
Sos pesto
Ćwierć szklanki plus 1 łyżka oliwy, 2 łyżki orzeszków pinii,1 szklanka ciasno ułożonych świeżych liści bazylii, 2 ząbki czosnku, ćwierć łyżeczki soli, ćwierć szklanki świeżo startego parmezanu,1,5 łyżki świeżo startego sera romano
Rozgrzać 1 łyżkę oliwy w średniej wielkości rondlu na średnim ogniu. Dodać orzeszki i obsmażyć przez 45 sek. Aż staną się jasnobrązowe. Przełożyć orzeszki na ręcznik papierowy by ociekły z tłuszczu. W moździerzu utrzeć orzeszki, liście bazylii, czosnek i pozostałą oliwę. Przełożyć masę do miski. Dodać oba sery i dokładnie wymieszać. Można przechowywać w lodówce tydzień.
Komentarze
Od dawna czekałem aż ktoś użyje wrazów „szuflada” i „sztufada” w jednym i tym samym tekście.
I proszę – doczekałem się wreszcie!
A cóż Ci, Andrzeju Sz. tak spieszno do zaszufladkowania? A sztufadę lubię, chociaż robię ja nieco inaczej niż Gospodarz. Oczywiście szpikowanie obowiązkowe (podobnie, jak dobre „wybicie” całego kawałka mięsa).
„Sztufada” to dotąd był dla mnie wyraz egzotyczny.
Spotykany w literaturze bez żadnego konkretnego odniesienia do rzeczywistości – tak jak ta „legumina” sprzed kilku dni.
Teraz wiem już co to jest i dlaczego się tak nazywa.
Całkiem nieźle jak na jeden ranek.
Żeby jednak nie odbiegać od tematu:
Od kilku lat nie obsmażam ostro – ani w żaden inny sposób – mięsa przed pieczeniem. Obniżyłem również zdecydowanie temperaturę piekarnika. Nawet do 120 stopni C.
Mięso piecze się nieco dłużej ale jest bardziej soczyste bo praktycznie nic się z niego nie wytapia. Dobrze oczywiście mieć termometr wbity w mięso aby wiedzieć kiedy gotowe.
Widziałem nawet bardzo udane eksperymenty z pieczeniem mięsa w temperaturze 65 stopni C w kąpieli wodnej ale sam jeszcze tego nie próbowałem.
Yhym? Blumenthal, znaczy się? 🙂
Iżyk,
Zgadza się jak w banku. Znaczy się!
Ten facet… mnie… że tak powiem… zapładnia. Gienij, prosto – gienij! Lubię rozumieć, co i dlaczego mi się w gębie dzieje.
Arkadius powie pewnie, ze to TV-bzdury, a ja u niego kartofle poszedłbym obuierać
Andrzeju – to wszystko pięknie, ale nie jest to pieczenie, tylko duszenie w sosie własnym. Podobny efekt uzyskasz piekąc mięso w piekarniku, w rękawie foliowym. Mięso będzie miało odpowiednią konsystencję i nie będzie surowe ale… No, właśnie. SOS jest inny, szczególnie w wypadku kiedy przyprawy dodajemy stopniowo, w różnych fazach przygotowywania potrawy. I jeszcze jedno – piec musimy zawsze większą bryłę, dusić można i małe porcje Tak na moje oko, pieczeń wymaga porcji minimum 1,5 kg – lepiej 2 kg Wtedy jest odpowiednio krucha, nieprzesuszona itd. Stąd swego czasu wielkim wzięciem cieszyły się rosyjskie pieczenie wykonywane w piecach chlebowych, kiedy to i całą ćwiartkę zwierzaka można było znakomicie upiec., Pomna nauk moich przodkiń kurczaka „z piekarnika” wybieram zawsze w wadze 1,70 0 2 kg, na kurczęta „po polsku” ptaszki niewielkie, ok 1 kg -1,30, bo one pieką się pod osłoną i dopiero w ostatniej fazie odkrywa się je, polewa masłem, etc aby się pięknie prtzyrumieniły.
Acha, Chłopaki, acha. – p Blumentahl palnikiem bunsena w temp 450 stopni osmażał swegfo czasu rostbef, który się u niego nazywał nie wiadomo dlaczego „żeberka”
No, tak. Kolejny gastronom molekularny 😉 To jest gotowanie ultra-slow. Gdzies w Hiszpanii jest inny (Ferran Adria) – zurnalisci i snoby gastronomiczne pielgrzymuja i placa horrendalne sumy, by zjesc i opisac 30-daniowa uczte (ilosciowo – skromny posilek, bo wszystkiego jest po lyzce) u slynnego dekonstruktywisty, ktory zaczal kariere od pomywacza w hotelowej restauracji.
Glowny problem gotowania ultra-slow, to planowanie i pamiec, co sie wstawilo do pieca i kiedy 😉
Pyro! lejesz miod na moje serce i moj spragniony dobrze upieczonego miesa zoladek 🙂 , a moze nie miod, ale wlasnie roztopione maselko…?
Co do miodu jeszcze – przypomniala mi sie marynata do poledwiczek wieprzowych, na miodzie pitnym, odrobionie koniaku, ostrej musztardzie i ziolach. Tylko z miodem pitnym nalezy uwazac, bo juz dwa razy nie zdazyl, biedak, doczekac do marynaty… Ale zawsze potem stwierdzalismy, ze marynata na TAKIM miodzie na pewno bylaby swietna 🙂 .
Naród blogowski rozbiegal sie po swiecie.
Barbara i Piotr w Berlinie, karmia nas czyms z puszki, czyli publikuja gotowizne. Marek i meg_mag w Bolonii na Targach sztuki. Holuja jakies obraziska a w najgorszym razie ramy. Echidna zbiera sily na Tasmanii i szykuje sie duchem do nowego kalendarza. Nie wspomne o innych blogowych obiezyswiatach. Cale szczescie, ze tych w Kanadzie zawialo i troche przymrozilo. Siedza spokojnie w domu albo w pracy.
Radio podalo, ze na Walentynki, nasi burgenlandcy kwiaciarze przygotowali ponad 400 000 kwiatów. Sa zdania, ze w tym roku juz nie zabraknie. Bywaly takie przypadki w ubieglych latach.
Moje wróble, jak zwykle dobrze poinformowana, docwierkaly, ze w ramach berlinskiej wizyty Barbary i Piotra przewiduje sie wizyte w dzielnicy Köpenick a tam oczywiscie spotkanie ze slynnym kapitanem, który w miedzyczasie dorobil sie stopnia generala w stanie spoczynku.
Czyzby zaczynaly sie pierwsze wizyty na najwyzszym szczeblu ?
Pan Lulek
🙂
A. Szyszu? Jakby kijem po ulu ździelił, co nie? 😉 Od razu czułem, że Kapitan aż podskoczy.
Spokojnie, Kochane Panie, to tylko taka mała provocatio i nikt tu, jajek na spirytusie nie smaży. Mi raczej chodzi o esperymenty, że jak wyłączę glukozę, to mięta zanika, a po włączeniu znów się pojawia.
Jak go zwał tak go zwał.
Przy moich skromnych umiejętnościach i ograniczonej przeważnie do dwóch osób ilości konsumentów ta metoda pieczenia – czy też obróbki cieplnej – niektórych miąs bardzo mi przypadła do gustu.
Gdyby nie Iżyk to nawet bym nie pamiętał nazwiska Blumenthal (sprawdziłem na szybko metodą guglową).
Nie mam problemów z usosowieniem ani z przyprawianiem moich wyczynów kulinarnych które – być może – trudne są do zaszufladkowania i jedynie w niewielkim stopniu inspirowane wielowiekową tradycją kulinarną.
Niemniej jednak….
Tu straciłem wątek.
P.S.
Lubię skromne posiłki. Taki na przykład suchy chleb z suchą kiełbasą…
Iżyku,
A jaaak! Po oczach!!
Tu jeszcze o smażeniu jajek:
http://www.phys.ncku.edu.tw/~htsu/humor/fry_egg.html
Meg-Mag – zauważ jak łatwo facetów nabierać na żargon naukowo-techniczny. Coś się mądrze nazywa, coś można zwarzyć, zmierzyć, podświetlić, pomroczyć i na koniec, środek i początek dorobić do tego smakowity ładunek teorii. I łykną to, a nawet pochwalą. Niech im będzie. Ja zaś powtórzę po kucharce Wańkowiczów :
„Tak, to tak, ale musi co rosół będzie bardziej podchodzący”
Pyro! Swieta prawda. Moja Mama zawsze powtarza, ze chlopy to taki dziwny narod 🙂
Dobre rady kuchenne, rodem z „Ziela…”, oj, potwierdzam, prawdziwe i sprawdzaja sie jak nic!
Panie wybaczą,
Nie podejmę jednak rzucanej tu natrętnie rękawicy. W dodatku dziś święto kardiologów – szczególnie nie wypada.
Co, co? Że jak?
Przpraszam, ale mi przed obrazem blumentala przeciąg świece zdmuchnął i musiałem po bunsenka na przeciwko skoczyć 🙂
Madame. Ty sobie ironizuj i Meg-magę psuj, ale że kalafior z czekoladą się rymuje, Tobyś nie wiedziła. Ja chcę wiedzieć, jak to się właśnie dzieje, że coś bardziej podchodzi, pojąć i zrozumieć. I tyle. Kalafior w czekoladzie… 🙂 W labotratorium jak najbardziej, ale na stole? No poewnie, że to aberracja!
Dorota z sasiedztwa napisala piekny wpis Walentynkowy. Warto przeczytac. Taki jak nowoczesna muzyka barokowa. Prawdziwa potega dziennikarstwa, nie doje, nie dosci a i o pólnocy doniesie najnowsze wiadomosci.
U niej jest co poczytac
Pan Lulek
O! Proszę! Meg juz popsowany…
Gospodarzu wracaj! Pół dnia cię nie ma, a jkuz matriarchat głowę podnosi.
Iżyku. a cóż Ty mi tu imputujesz? Podskakiwanie? Ja mam niskie ciśnienie i o tej porze mogę się tylko łagodnie uśmiechnać 😉 Poza tym jestem zwolenniczką różnych eksperymentów i mam za sobą na przykład gotowanie jajek na wulkanicznej plazy. Jaja wychodzą czarne, ale w srodku bardzo dobre 🙂
Andrzeju, ten komputerowy kucharz jakis malo wybredny. Ja bym jeszcze przypiekla te tosty.
Ja nie wątpię, Kapitę 🙂 Jak patrzę na tę uśmiechniętą buzię z Alpów, to bym dziś serduszko posłał. Cóż, żonaty… A i czekanem od grotołaza dostać pio łbie, gdy tu Kierownictwo z patelnią… właśnie… nadciąga… (no co, no co?!… – ACCES DENIED)
nemo,
W tym jego komputerze sprzed kilku lat jest zaledwie procesor XP1500+.
Przecież na takim nie da się nawet bekonu podsmażyć a co dopiero chlebusia poopiekać.
Do tego potrzebny jest przynajmniej Core 2 Quad Q6600 2.4GHz.
Każde dziecko ci to powie.
Andrzeju,
tak przypuszczalam, ze slaby ten piec, 11 minut na usmazenie jajeczka 🙁 Na moim Macu to w ogole nic sie nie da 🙁
zjadłem czeską jajecznicę
to mogę z głodnym o jedzeniu pogadać
:::
chciałby kto wiedzieć
jak zrobiłem kalafirową konfiturę?
;o)
że się tak głupio spytam apropos pieczenia
..albo i niekoniecznie
Brzucho,
Ty nie badz taki przesadnie skromny 😉 Jak masz ochote cos opowiedziec, to pisz. Jak bedziesz czekal na zaproszenie, to sie moze zdarzyc, ze sie nie doczekasz. I co to jest „czeska jajecznica”? Moj znajomy mawia, ze kazdy Cyryl ma swoje metody, wiec prosze, opisz Twoja 🙂
Brzucho – napisz, o napisz! Niejedną głupotę robiłam z czegoś, czego akurat nie było
-syrop pomarańczowy z marchwi
-piernik z marchwi,
-tort migdałowy z fasoli
-konfiturę z zielonych pomidorów zastępującą figi
– „fałszywego zająca” z mięsa nutrii
– babkę na oleju zamiast masła czy margaryny
I pewnie ze 20 innych wynalazków, których nawet nie pamiętam. A gdyby był już obok mąż mojej Ryby, rodzinny Matros, to by napisał, co młodszy marynasz pełniący obowiązki kucharza „umie” zrobić z całkiem przyzwoitych wiktuałów. Wystarczy powiedzieć, że co najmniej raz w rejsię wisi za burtą czekając na wykonanie wyroku śmierci.
Marynasz? musiała się Pyra nieźle wkurzyć na samo wspomnienie owego młodzieńca.
Pozwole sobie wrocic na chwile do tematu i dorzucic moje 3 grosze do pesto. Nie ma potrzeby rozgrzewania oliwy i smazenia orzeszkow pinii. Zawieraja one dosc wlasnego tluszczu, wiec wystarczy zrumienic je lekko na suchej patelni. Nie ma uzasadnienia twierdzenie, ze ciecie listkow bazylii pozbawia je aromatu. Wyzszosc mozdzierza polega na tym, ze w czasie obrobki mieszanina sie nie rozgrzewa. To cieplo powstajace przy szybkich obrotach miksera powoduje ulatnianie sie olejkow eterycznych – nosnikow zapachu.
czeską jajecznicę jak sama nazwa wskazuje
..robi się z czech jaj
:o)
:::
kiedyś jechałem w jedną z pierwszych moich wizyt
do takiej jednej narzeczonej do Poznania
a ta mnie się pyta, czy ugotuję kolację
(?) ..coś takiego mi przeleciało przez głowę
ale jak dopytałem, to się dowiedziałem
że jej koleżanki baaardzo proszą
więc postanowiłem zrobić taką kolację
że popamiętają do końca życia
umyśliłem sobie, że w każdym daniu będzie kwiat
wydrukowałem menu i pojechałem
dosłownie i w przenośni
– andruty z musem z wędzonych ryb na emulsji z kwiatu lipy
– łososiowa róża na rosti (jedyna ściema, bo tu kwiatka nie było)
– dyniowy krem z goździkiem i orzechowymi zacierkami
– schabowa rolada z szafranowym omletem
no i doszedłem do finału
a że jak większość kucharzy deserów nie lubię (robić)
to wymyśliłem kalafiorową konfiturę …do kozich serów
wspomnę tylko, że menu już wydrukowałem
ale jak zrobić konfiturę ..jeszcze nie wiedziałem
:::
no i w końcu przyśniło mi się jak ją zrobić
całego kalafiora gotować w syropie (lekkim)
z dodatkiem 5-6 goździków i skórki z połówki cytryny
gdy będzie aldente a właściwie jeszcze twardszy
wcisnąć sok z połówki cytryny
zdjąć z ognia i niech się maceruje przez noc, albo kilka godzin
ale w chłodnym
odsączyć, talerz skropić dobrą aromatyczną oliwą
usadowić kalafiora, posypać skórką cytrynową pociętą w przecinki
można też dodać czarne oliwki
:::
i udało się za pierwszym razem
żadnych prób, od razu na szerokie wody
Brzucho. Idę do sklepiku. Muszę się przejść, bo od czytania Twojego wpisu przybyły mi 2 kg co najmniej
Cholera jasna. A dlaczego mnie nie udało sięe nigdy trafić na faceta, który gotuje?!
…odpowiedz:
bo ja gotuję lepiej?
Panie Lulku, proszę sie z Kanadyjczyków nie naigrawać. My tu cierpimy rok w rok swoje, w tym roku kapke więcej. A Pan tu wczoraj o jakichś kwiatkach w Pańskim ogródku. Kwiatki to ja mam, ale na parapecie, a za oknem pół metra tego tam, białego . Ale my twardziele, przetrzymamy 🙂
Wesołych Walentynek dla wszystkich – ja jakos sie nie załapałam duchowo na to święto, mimo, ze jestem tutaj 26 lat. Odporna czy co? 😯
Skoro o marynowaniu czyli marynarzach. Kiedy wraca statek z dlugiego rejsu na Baltyk powtarza sie identyczna procedura. Zaczyna sie na zawsze burzliwych Biskajach. Kiwa jak piorun i trzeba w kabinie ciagle lowic wlasne klamoty. Potem jest spokojniej w Kanale La Manche od atlantyckiej strony. W koncu kanalu zaczyna sie pieklo na pokladzie i w maszynie. Wszystko jest zle. Kucharz truje i dziw bierze, ze jeszcze cala zasloga jest przy zyciu. Komentarze co nalezaloby z nim zrobic trudne sa do opisania. Morze Pólnocne, to pasmo udreki. Wejscie do kanalu Kilonskiego jakims cudem sie udaje i potem ta okropna mordega. Poprawianie zamówiem które sklada sie w firmie siedzacej przy wyjsciu od strony Baltyku. Dalej zakupy i poprawa humorów. Wraca apetyt na wszystko co robi kambuz. Po dokonaniu zakupów, ukryciu kontrabandy i innych niezbyt wtedy tolerowanych bagazy, ze wspomne o swierszczykach, wejscie na Baltyk. Otwieraja sie niebiosa. Mówie o wejsciu do Gdyni lub Gdanska. Szczecin, to jeszcze predzej. Ten kochany parzygnat, to istny cud na ziemi i dobrze byloby miec go na nastepny rejs. Potem juz reda. Normalna krzatanina i oczekiwanie na prawdziwe domowe jedzenie.
Jezeli jest na co czekac
Pan Lulek
Brzucho
No, całkiem ten kalafior, że nie powiem. Ale wiesz… Dzisiaj, w ten dzień, to gdzie mu tam do takiego piernika z marchwi, czy figowej konfitury pomidorowej. O torcie migdałowym z fasoli nie wspomnę, bo sie turlam 🙂
Madame! Ty placki z miodu to usmażysz? 😉 A mak nadziewany 🙂
Iżyk,
Ten się śmieje kto się śmieje.
Piernik (lub babka) z marchwi jest bardzo popularny w kraju dzikich zwierząt i studentów chcących żyć w zgodzie z naturą – zwłaszcza wśród tych ostatnich.
Tu tylko garść recept:
http://www.tasteline.com/default.ns?lngItemID=1139&pics=1&strSearch=morotskaka
Gdyby ci która przypadła do gustu to przetłumaczę.
P.S.
„Morot” to marchewka, „kaka” to ciasto, placek, babka a co to jest „s” to się sam domyśl
Ale Ty spójrz, jak fajno to napisała 🙂
No to ja doloze jeszcze specjalnosc helwecka:
http://www.lebensharmonie.ch/rueblitorte.php
Andrzeju Sz., dzięki za tłumaczenie estońskiego komentarza do „Walentyna Twist”, ale ciekawam też, co napisał ten, kto to wrzucił, czyli słowa pod „About This Video” obok filmiku?
(jak ktoś nie wie, o czym mowa, zapraszam na walentynkowe granie u mnie 😀 )
Pyro,
jak zwykle jestes wspaniala!
Ostatnio jakas moda na „science w kuchni” nastaje…..czasem odkrywa na nowo stare prawdy a czasem nie, wiec lepiej ugotowac jednak ten rosol, ktory i tak jest bardziej podchodzacy!
Napisze moze cos o tym wiecej i pozniej, bo wbrew zapowiedziom pogodowym ani mnie nie zasypalo, ani nie oblodzilo (choc wczoraj po poludniu kazdy supermarket wystawil przy kasach – gdzie staly dlugie kolejki kupujace na wszelki wypadek duze zapasy zywnosci- wielkie odskrobywacze do lodu)i z radoscia wybieram sie w piekny swiat (zanim zasypie i zamrozi…)
Pieknie wedle przepisu Hestona Blumenthala robi Alicja Krolewskie Frytki. Pracochlonne, ale wybitne, prawda Alu? Musi byc mroz za oknem do parokrotnego zamrozania.
Heston B. przeglosowany zostal przez innych swiatowej slawy kucharzy za Najwybitniejszego w ich gronie. Jego programy naukowe ogladam z przejeciem – jesli na nie trafie, bo sa rzadko. Ostatnio widzialam jak robi Baked Alasca. I woidzialam w ksiegarni jego ksiazke pt Perfect!
Alaska, nie Alasca.
Pani Kierowniczko,
Natychmiast jak wrócę ze sprzątania stajni postaram się odpowiedzieć co „poeta miał na myśli”
Poświęciłam się. Rozmroziłam słoik nadzienia grzybowo-kapuścianego od świąt, zaparzyłam ciasto i mam zamiar za chwileczkę wałkować, wykrawać i lepić pierogi (nie znoszę tego robić tak samo, jak lubię pierogi) Jeżeli coś ich zostanie na jutro, to odsmażę. Biorąc pod uwagę, że od jutra karmię dwoje Warszawiaków i Rybę z przynależnościami, zaplanowałam na jutro zupę grzybową i racuszki z jabłkami. Jeżeli ktoś będzie chciał odsmażanych pierogów, to proszę uprzejmie.
AAAAA…..!!! Pogoda na frytki królewskie w Kanadzie wspaniała! Chyba zrobię w ten weekend. Właściwie to żadna robota, tylko rozłożona w czasie. No i mróz pożądany.
Kawał takiego wołu jak na zdjęciu dostałam w niedzielę od Bonnie. Bez słoniny, bo Bonnie jest na wiecznej diecie (= oficjalnie na talerzu tylko zielona sałata bez dressingu, a co w komorze, to tylko gospodyni wie).
Nawet niezle przyprawione, bo kupne w dobrym sklepie, a Bonnie nie używa żadnych przypraw oprócz chili. Ja jestem za, ale brak soli to jednak wielki brak. Nawet gorzej niż nadmiar, powiedziałabym.
Tym tam w Berlinie dobrej pogody życzę, o resztę postara się Arkadius, już tam on z Przyjacielem nabije Wam na licznik 😉
Nie mówcie, że nie ostrzegałam!
Pyro,
dla mnie najgorsza część pierogów to jest robienie ciasta, ale od kiedy na blogu mnie przekonano, że po pierwsze, ciasto w lodówce wytrzymuje z tydzień, po drugie można zamrozić, zaczęłam robić pierogi częściej. Lubię lepić w towarzystwie – nie uważacie, że pierogi to towarzyska potrawa? Wałkować ciasto powinien facet, ale przeszkadzałby nam w pogaduchach 😉
Pyro !
Prosze o przepis na racuszki z jablkami. Tylko bez wysylania poczta.
Prosze podac jaki rodzaj maki i czy drozdze.
Zlakniony grubych racuchów
Pan Lulek
Panie Lulku,
Pan jak zwykle bezradny. Mąka, jajo, mleko, sól, proszek do pieczenia lub najzwyczajniejsza soda. Wymieszać ciasto na mniej wiecej gęstą śmietanę, dodać jabłka w cieniutkie talarki skrojone na tarce, smażyc w oleju. Posypać cukrem-pudrem lekutko.
Voila!
Warszawa dostała walentynkę od Poznania!!
Pamiętał….
W imieniu, dziękuję!!!
W rewanżu ściskam za bilbord. 🙂
http://picasaweb.google.pl/antekglina/Walentynki/photo#5166917839228514322
Chyba nie zupelnie Voila. Moja mama piekla grube racuchy w czasach kiedy chyba jeszcze nie bylo proszków do pieczenia ani najzwyczniejszej sody. W Warszawie wtedy jeszcze niczego nie bylo a od dworca Poludniowego jezdzily furmanki zaprzezone w jednego konia. Woznica stal na furmance i wrzeszczal: na Pragie, na Pragie!. Pomimo tego racuchy byly takie, ze mialy wszystkie inne pod soba. Potem takich dobrych juz nie bylo chociaz byla pomoc UNRRA i inne róznosci w tym Horse Meat i czekolada która trzeba bylo rabac siekiera. Bardzo lubilem.
Moze ktos wie czy mozna robic nalesniki na drozdzach czy musza byc te syntetyki.
W dalszym ciagu zlakniony
Pan Lulek
Panie Lulku,
może ten przepis Pana zadowoli
http://www.gotowanie.wkl.pl/przepis6444.html
Pozdrawiam, Małgosia
Ja bardzo przepraszam, Panie Lulku, ale najzwyczajniejsza soda była od wieków.
Naleśniki należy robić jak racuchy, tylko wycofać sodę, albo proszek. Niepotrzebne.
Nie wiem, według jakiego przepisu racuchy robiła Pana Lulka Mama, ale czuję się niezasłużenie obsztorcowana. Chciałam tylko pomóc.
Panie Lulku!
Uściślijmy, chodzi o racuchy ?? To są wg. mnie smażone placki z drożdżowego ciasta. Więc takie Mama mogła smażyć, drożdże przecież wtedy były.
To co podała Alicja to dla mnie placki z jabłkami. Placki!!
Placki na proszku, racuchy na drożdżach.
Dla Pana specjalnie znaleziony przepis na racuchy z antonówką!!!
http://gotowanie.onet.pl/26642,0,1,drozdzowe_racuchy_z_antonowkami,ksiazka_przepis.html
Widzę że ma Pan, Panie Lulku już dwa przepisy. 🙂
Pani Heleno. Czy Pani jadła w jego Tłustej Kaczce?
Znaczy sie u Blumenthala? Nigdy. A gdzie ta Kaczka jest? Tylko ogladam w oslupieniu jego eksperymenty w telewizji.
Racuchy były na szybko i nie jakieś tam drożdżowe, bo drożdże wymagaja czasu, zeby wyrosnąć. I nie wmawiać mi tu, ze nie odróżniam. A swoją droga jedzcie sobie co chcecie, to i tak nie moja działka, te słodkie, chciałam tylko pomóc Panu Lulkowi, a wyszło, żem durna.
Dobrze, że Walenty doniósł dobre wino 🙂
A Walentyna tez stanęła na wysokości (tu ukłon w strone Pyry, wyjaśnie kiedyś tam po cichu).
Wszystko jest tu:
http://www.fatduck.co.uk/,
tylko proszę! – ostrożnie… Choć ostrzega że od 1 marca będzie drożej
http://en.wikipedia.org/wiki/The_Fat_Duck
Heleno, tamto od Izyka sie nie otwiera, bo w przebudowie 🙁
MalgosiaW !
Chyba to jest to co lubia tygrysy.
Jutrp próba generalna.
Pan Lulek
Z maminej kuchni pamietam jablka w ciescie (cienkim) i racuchy wlasnie – w grubym, puchatym, sycacym ciescie. Pewnie to drugie bylo na drozdzach, ale bylam na tyle mala, ze nie pamietam, a potem, kiedy juz czasy kryzysu sie skonczyly, to i smaki sie zmienily nieco.
Panie Lulku, I ja wtrace swoje trzy grosze w sprawie racuchow. Nigdy nie dodaje sody, ale wode zastepuje woda gazowana. Jablko kroje cieniutko na tzw mandolinie… Jajko jedno lub dwa.
Natomiast ciasto na nalesniki robie na francuska modle i dodaje wiecej jajek a mniej wody.
Jak ze wszystkim, trzeba pare razy zrobic zle, zeby wyszlo dobrze…
Powodzenia,
a
jeśli mi się dobrze kojarzy to pieczenie w niskiej temperaturze nazywamy konfitowaniem