Pasztet z mięs mieszanych z udziałem zająca
Lubię pasztety a jest ich wiele gatunków. Smakują mi zarówno wiejskie pasztety francuskie grubo mielone o gruzełkowatej konsystencji i czasem przetykane małymi kawałeczkami trufli jak i gładkie, wielokrotnie mielone z zieleniącymi się kropkami aromatycznych ziół prowansalskich lub te luksusowe, strasburskie z gęsich wątróbek. Ale najbardziej lubię pasztet z różnych mięs z odrobiną dziczyzny (najczęściej jest to zając) robiony według naszego rodzinnego przepisu, który odziedziczyłem po Babci E. Przyrządzam ten pasztet parę razy w roku i to zawsze przy szczególnych okazjach, które zgromadzą przy stole liczne grono rodzinne i przyjacielskie. A to dlatego, że mięsa na pasztet długo gromadzę i zwykle jest tego dobre parę kilogramów. Na szczęście mój pasztet dobrze znosi stan zamrożenia (przed upieczeniem), a po rozmrożeniu i podgrzaniu doprawiam go, wkładam do foremek i piekę.
Ostatnio gdy sięgnąłem do zamrażarki znalazłem w niej woreczki z napisami: „na pasztet”, a ich waga przekroczyła 4 kilogramy. Robota trwała dwa dni. Dwie foremki są już upieczone a reszta po ugotowaniu, zmieleniu i wstępnym przyprawieniu, wróciła do zamrażarki, gdzie będzie czekać na swoją kolejkę w drodze do piekarnika.
A przepis, o którym mowa jest taki:
Pasztet Piotra
4 – 6 udek kurzych, 1 kg bardzo chudego boczku lub schabu karkowego, 2 suszone podgrzybki, duża cebula, 10 ziarenek czarnego pieprzu, 10 ziarenek ziela angielskiego, 1 kg wątróbki drobiowej, nieduży kawałek dziczyzny (zając, sarna lub dzik), 1/4 kg kleistej cielęciny z golonki w kawałkach, majeranek, gałka muszkatołowa, sól, pieprz świeżo mielony, 5 jajek, 2 suche bułki z pszennej mąki
1.Mięso (bez wątróbek) pokrojone w kawałki z cebulą i przyprawami gotować 4 godziny całkowicie przykryte wodą. Na ostatni kwadrans wrzucić bułki.
2.Wątróbki poddusić na maśle by złapały kolor i nie były surowe.
3.Wszystko dwukrotnie zmielić w maszynce z małym sitkiem. Dodać jajka, majeranek, sól, pieprz, gałkę muszkatołową (wszystko do smaku) i dokładnie wymieszać.
4.Wkładać do brytfanek lub foremek jednorazowych wysłanych pergaminem lub wysypanych tartą bułką.
5.Piec w piekarniku w 190 st C 60 – 75 min. Jeśli pasztet bardzo intensywnie pachnie i nadmiernie rumieni z wierzchu przykryć w ostatniej fazie pieczenia folią aluminiową.
Uwaga! Nie kroić pasztetu przed całkowitym wystudzeniem, bo może się kruszyć.
Taki pasztet w lodówce może spędzić nawet dwa tygodnie. Na ogół jednak to się nie zdarza, bo jest zbyt dobry, by smakosze ograniczali się do zjedzenia jednego tylko plasterka przy jednym posiedzeniu.
Komentarze
Dzień dobry Blogu!
Ładny pasztet!
Wiosna się rozwija w szybkim tempie , a za nami bardzo aktywna niedziela.
Rano narty, pod wieczór rowerem nad jezioro.
A nad jeziorem ciekawe rzeczy się dzieją…
Najpierw wspomogliśmy młodego hinduskiego rowerzystę w poszukiwaniu drogi powrotnej do Thun. Pobłądził i niechcący natknęliśmy się na niego na naszej ulicy. Najpierw towarzyszył nam w drodze wzdłuż potoku, potem do źródła krasowego przy jeziorze, później pokazaliśmy mu dalszą trasę. Okazało się, że tamtędy przyjechał, ale nie bardzo ją rozpoznawał. W takim razie stwierdziliśmy, że nie ma sensu jechać dwa razy tą samą stroną jeziora, skoro na drugim brzegu też jest droga rowerowa i ładne widoki. Trasa jest trochę dłuższa (o 5 km), ale Hindus (podobno fizyk) nie uląkł się i ruszył w drogę obiecawszy dziś nas telefonicznie powiadomić, że dojechał.
Chwilę później, nad jeziorem natknęliśmy się na parę młodych Koreańczyków na tandemie. Wdaliśmy się w rozmowę, potem pokazaliśmy ładne miejsce do oglądania zachodu słońca i krzak z baziami pełnymi trzmieli. Po kwadransie goście musieli wracać, a my zostaliśmy, aż słońce całkiem zaszło. W drodze powrotnej do rowerów Osobisty dojrzał coś niebieskiego w trawie – karta pamięci 4 GB! Może zgubiona przez Koreańczyka?
Szybko do domu, do komputera – prawie 1500 zdjęć z podróży 😯 , a wśród nich – „nasz” Koreańczyk w lustrze! Drukarka, zdjęcie w paski (akurat skończyły się atramenty 🙄 ) ale czytelne, i w drogę na poszukiwanie hotelu „Christina”, o którym wspomniał w rozmowie… W hotelu (prowadzonym przez Koreańczyków) panienka w barze zaprzeczyła, aby kiedykolwiek miała widzieć osobnika na zdjęciu. Po chwili doszedł jakiś kierownik i po wyjaśnieniu, że nie jesteśmy z policji i chcemy tylko oddać zgubę powiedział, że jest tu taki i udał się windą na poszukiwania. Po dłuższej chwili przyprowadził Koreańczyka, ale innego.
My — To nie ten!
Koreańczyk — Ja ich nie znam!
Kierownik (też Koreańczyk) — Ale przecież podobny! 🙄
Hmm… Aaa… jest jeszcze jeden, ale go w tej chwili nie ma.
No tak, był z panienką, musieli oddać rower do wypożyczalni, teraz pewnie zażywają nocnego życia w kurorcie…
Ustaliliśmy, że zostawimy im zgubę w kopercie i zdjęcie na recepcji, powinien się rozpoznać przy odbieraniu klucza.
Po południu przejadę się tam rowerem (5 km) i sprawdzę, czy zgubę odebrał.
Dzień dobry.
Nemo – coś ci Koreańczycy mają ostrożny stosunek do helweckiej policji. Ciekawe dlaczego.
Tu wiadomości, że James Cameron osiągnął dno Rowu Mariańskiego po 50 latach od poprzedniego zejścia w czeluście, tam znowu ostatnie występy radiomaryjne – jednym słowem sporo się dzieje.
Teraz będę dzieliła czas między wykopki piwniczne, przygotowania świąteczne i pracę zarobkową – czyli od jutra na blogu będę tylko rano, wieczorem i w przerwie obiadowej.
Na dzisiejszy obiad przewidziano sznycelki z polędwiczki z kurkami i sałatę mieszaną do ryżu brunatnego.
Nowy – wczorajsze żeberka były pieczone z meksykańskim sosem od Ciebie. Ciekawe doświadczenie smakowe.
Pyro,
myślę, że mają ogólnie ostrożny stosunek do obcych i chronią swoich przed nieprzyjemnościami.
A takie pokazywanie zdjęć po barach widuje się najczęściej w kryminałach 😉
Na dworze znowu pogoda idealna do roboty w ogrodzie, chłodno jeszcze, ale ani chmurki. Dziś będzie kopanie grządek pod ziemniaki.
Czas letni, a ja już od 6 rano (według nowego czasu) na nogach 😯
A miało być o pasztecie… Też robię z kilku kilogramów i tylko 2 razy w roku. Nie zamrażam masy pasztetowej a gotowy, upieczony pasztet. Piekę na dużej, dość głębokiej blasze wysłanej wędzoną słoninką w kratkę układanej i taką samą kratkę daję po wierzchu. Po wystudzeniu kroję gotowca na 6 części i dwie porcje trafiają na stół, a 4 (każda zawinięta w folię aluminiową) do zamrażarki. Z reguły zostaje pasztet pożarty w ciągu 2 miesięcy. Jeżeli tylko mam możliwość, to daję wieprzową albo dziczą (od Żaby) wątrobę i rzadko bardzo mięso kurczaków, a jak już drób, to podudzia indycze (ciemne mięso) albo skrzydła kacze itp. Mięso w ogóle przede wszystkim wieprzowe + jakiś kawałek wołowy + co tam znajdę innego. Zawsze też wkręcam jakiś kawałek boczku wędzonego i kawałek parzonej słoniny (te nasze mięsa są b.chude, a pasztet nie ma prawa).
Ja nie piekę pasztetów, tę tradycję kultywują moje siostry. Jedyne co robię, to pasztet (pasztetówka?) z krótko sparzonej wątróbki cielęcej z dodatkiem gotowanej słoninki lub boczku (niewędzonego), majeranku, tymianku, soli, marynowanego zielonego pieprzu lub smardzów oraz koniaku. Masę pasztetową umieszczam w naczyniach (słoikach i miseczkach porcelanowych z pokrywką) z plasterkiem słoninki posypanej tymiankiem na wierzchu, umieszczam w kąpieli wodnej i gotuję ok. godziny.
Takie pasztety gotowane w słoikach też robiłam – są wygodne w przechowywaniu, bo pasteryzowane i można małe porcje zrobić (jednorazówki)
Bardzo inspirujący przepis! W weekend zabieram się do roboty. Może troszeczkę go zmodyfikuję, bo mam w zamrażalniku gęsie wątróbki 🙂
Jestem pasztetożercą, na codzień kupujemy dobry pasztet – wątrobiankę, w sklepie z ekologiczną żywnością.
W linkowanej notce jest rachunek za roboty snycerskie – pośmiejmy się, a przynajmniej uśmiechnijmy
http://stary.salon24.pl/402635,analogia
Gospodarzu- dzięki za ozorowe wsparcie.
A Twoim pasztetem mieliśmy okazję zajadać się z przyjemnością na jednym z poprzednich zjazdów u Żaby 🙂
Haneczko-sernik Pana Męża został wykonany i pochłonięty podczas weekendu przez Osobistego Wędkarza oraz zaprzyjaźnione towarzystwo.Wszyscy ślą Ci słodkie ukłony 😀
Kto wie,czy nie zrobimy sernikowej powtórki na Wielkanoc ?
Widzę,że przygotowania świąteczne w toku-od Pomorza po Mazowsze.
U mnie zaledwie jedynie teoretyczny szkic pierwszego rozdziału.
mam kurze wątróbki, podgardle, ogony, pierś z kurczaka w zamrażarce .. czas je zużyć .. dodam grzyby mun i zrobię taki pasztecik jak nemo w słoikach … 🙂
Pyro- tekst doprawdy przedni 😀 😀 😀
Acha, zrobienie dziecka św. Elżbiecie wyszło 3 razy taniej, niż wyczyszczenie św. Jadwigi z przodu i z tyłu.
Jeszcze coś zwróciło moją uwagę w tym rachunku – zwykle to św. Mikołaj przynosi prezenty, a tu odwrotnie : to on dostaje trzy gołe dziewice i to za niewygórowaną cenę 50 zł w hurcie. Jedna dziewica nie sięga nawet 17 zł. Wybrakowane czy co?
O pasztetach
Matematyk, profesor Uniwersytetu Lwowskiego Stanisław Saks zatrzymał się pod oknem sklepowym, w którym widniał napis: Pasztet zajęczy.
– Jak myślisz – zapytał towarzyszącego mu profesora Bronisława Klastera – czy to rzeczywiście z zajęcy?
A on na to:
– Kto go zje, zaraz pozna. Jeśli nie zajęczy, to zajęczy, a jeśli zajęczy, to nie zajęczy 😎
Pasztet zajęczy pół na pół = 1 zając + 1 wół 😉
Może dziewice wtedy nie były w cenie. W pewnym sensie były wybrakowane, bowiem pozbawione posagu. Dlatego ojciec zamierzał wysłać je na ulicę, aby przestały być dziewicami, a zaczęły kobietami pracującymi. Pewnie ten moment snycerz wybrał, aby uzasadnić nagość wciąż jeszcze dziewic. Św. Mikołaj miał z tym tyle wspólnego, że anonimowo obdarował kolejne siostry posagiem – jedną co roku poczynając od najstarszej. Nie pomogło to zachowac dziewictwa, albowiem powychodziły kolejno za mąż. Uchroniło jednak przed pracą nago.
Stanisławie – jedno się nie zmieniło: na przyprawieniu rogów można zarobić (niewiele co prawda, ale jednak)
Zarobić można na zrobieniu dziecka, przyprawieniu rogów i zatkaniu dziury. Można podejrzewać, że snycerze artyści nie byli ciemnym ludem i dobrze się bawili wystawiając rachunek. Ale mnie najbardziej frapuje, za co ten rachunek. O ile wiem, rachunek ten wystawiono nie jakiemuś ks. Augustowi Poniatowskiemy tylko królowi Stasiowi. Za który kościół to być mogło. Wydaje się naturalne, że za katedrę wawelską, ale tam w 1773 roku właśnie kaplicę Św. Mikołaja praktycznie zlikwidowano. Może i zamówiono nagie dziewice, których ostatecznie nie wykorzystano. Nie wiem, jak te inne święte i Mojżesz.
Kto wie, którego koscioła dotyczy rachunek?
nasze kuchareczki ze swoimi pieskami do tv i karierę robić … 🙂
http://obiadw20minut.blox.pl/2012/03/Kulinarne-odkrycia-Francis.html
W sto lat po potopie jeszcze wiele kościołów odczuwało skutki odwiedzin miłościwego króla Karola Gustawa. Część z nich może od dawna nie istnieć. 1773 rok to też data kasacji jezuickiej. Król przejął zarząd nad wieloma majątkami pojezuickimi i mógł pokrywać koszty remontów. Taki kościół pojezuicki stał na Placu Szczepańskim i został rozebrany w pierwszych latach XIX wieku. Ale o takim bogactwie figur w tym kościele nic mi nie wiadomo. Część wyposażenia rozdzielono pomiędzy Kościół Św. Marka i kościół przy klasztorze karmelitów na Piasku, dokąd przeniosła się parafia.
Stanisławie – to mi wygląda na ołtarz szafkowy – nie tak okazały, jak mariacki. a zwykły – platforma centralna i dwa skrzydła boczne, zamykające.
Ale gdzie?
bardzo ciekawy przepis, merci, @gospodarz!
Stanisławie,
ten kościół to w Krakowie, podobno. Tylu świętych…
Jeśli rachunek jest kompletny, to oszukany. Suma wynosi 264 zł a nie 356.
Poniatowski miał płacić rachunki za krakowski kościół? Dlaczego? Bo się wywodził z Czartoryskich?
Za mało konkretów, za dużo „dowcipu”. Z jakiej gazety ten wycinek?
Może to w ogóle zmyślone 🙄 😉
Trudno połapać się o czym tu dzisiaj piszą. Na obiad zupa i drugie.
Jolinku-może i jest ze mnie jakaś drobna kuchareczka,ale wyzwanie stawiasz niełatwe.Musiałbym Piksela nauczyć bicia piany.Nie wiem tylko, czy on biedaczek chciałby posiąść tę powszechną,telewizyjną umiejętność 😉
„gesomina: zasiałam pomidory.
zampano: pomidory!
g: tak, znalazłam nasiona pomidora,
prawdziwe nasiona pomidora.
z: chodz wreszcie! jedziemy dalej.
albo masz zamiar czekać, aż pomidory dojrzeją?
pomidory! ha!
chciałbym wiedzieć, co ty masz w głowie!”
z: „la strada”, frederico fellini, 1954
Nemo, król przejął w 1773 roku niektóre dobra pojezuickie i mógł płacić za renowację. Ale w Krakowie to mógł być kościół Św. Barbary obok Mariackiego oraz Św. Piotra i Pawła przy Grodzkiej. Przy tym drugim było jeszcze Kolegium Jezuickie, ale od 1774 było już domem dla ludzi starszych, więc wątpię, żeby należało do dóbr królewskich. Był jeszcze kościół przy pl. Szczepańskim, ale ten przejął kto inny, a po niespełna 30 latach został rozebrany. Zresztą Św. Barbarę przejął cech jakiś chyba. Piotr i Paweł kojarzy mi się z obrazami i figurami kamiennymi. Te ostatnie na ogrodzeniu, zdobią pięknie ulicę Grodzka i Plac Św. Marii Magdaleny, a nawet Kanoniczą. I bez tej ozdoby są piękne.
26 marca o godz. 14:59
Dzisiejszy wpis Gospodarza wywołał dużo wspomnień domowego pasztetu Mamy. Pamietam jak z siostrą wyjadałyśmy kawałki ciepłego jeszcze pasztetu. I ten zapach!
Tu poniżej poszczególne etapy przygotowania tego smakołyku. Widzieliście pewnie ten program. Pan kucharz podkreśla, że ?wszystko musi być lekko ciapkowate ?. A w tle
trochę natrętny akordeon ale mu wybaczam bo mój Tata pięknie grał na tym instrumencie.
Zabrakło tego
http://www.youtube.com/watch?v=YJ1cuvwiA6w
Witam SzamPaństwo z przyzwoitej strefy czasowej, aczkolwiek drobna różnica została.
Sprawdziłam Air France – podają szampana z Szampanii i nie jest to tylko symboliczna lampka, ale ile kto sobie życzy. Po lampce wolałam jednak tradycyjne czerwone, które bardziej pasuje do jedzenia.
Jedzenie samolotowe takie sobie, na trójkę z plusem, wliczając miłą obsługę i troskę. W Paryżu miałam za mało czasu między lotami, żeby cokolwiek nastukać.
Pozdrawiam wszystkich spod Olimpu!
Trzy dni spędziliśmy u mojego starego przyjaciela Peryklisa, nie widzieliśmy się od 1979 roku, kawał czasu! Peryklis, dziecię Greków wypędzonych z Grecji w latach 50-tych, urodził się i wykształcił w Polsce. Skończył geologię, stąd znajomość. Do Grecji wrócił w połowie lat 80-tych.
Na razie spędziliśmy u niego 3 dni, zwiedzaliśmy Grecję centralną, a ponieważ Peryklis zna tam każdą dróżkę, urządził nam wspaniałą wycieczkę po okolicach. Napisałabym wcześniej, ale nie dało się, bo całymi dniami zwiedzaliśmy, a wieczorami odbywały się stosowne rozmowy. Zresztą, internet tam jest wooooolny jak zółw i nie miałam cierpliwości.
Jedzenie przede wszystkim greckie, chociaż żona Peryklisa jest Polką. Dzisiaj wyruszyliśmy w trasę sami, Peryklis dokładnie wyznaczył nam trasę, żebyśmy w krótkim czasie jak najwięcej zobaczyli. Jutro wracamy do nich, ale rano jeszcze parę rzeczy po drodze musimy zobaczyć, no i Zeusowi się pokłonić 🙂
Zwracam uwagę na kulinaria – dzisiaj jedliśmy w restauracji w Meteorze – ja doskonałą jagnięcinę, Jerzor szaszłyk, również jagnięciny. Lokalna feta w sałacie greckiej była znakomita. Piwo greckie jest dobre 🙂
A wino…o winie i obyczajach z winem związanych wam napiszę pózniej. Od poznanej Greczynki (ma winiarnię i znakomite wina) dostałam wina i butlę oliwy, którą również robi.
Pogoda zeusowa! Jeszcze potem zajrzę, na razie pozdrawiam spod zaśnieżonego Olimpu!
p.s.Jerzor a lotnisku w Paryżu kupił puszkę fła gras za jakąś niemożliwą sumę. To przywieziemy do domu.
o czyli dobrze zapamiętałam, że plany były do Grecji … Alicjo super wakacje … ciepło .. pięknie .. i przyjaciele … 🙂
na paszteciki w słoikach wszystko gotowe ale jutro dokończę .. w nagrodę zrobiłam sobie kisiel ananasowy z jabłkiem .. 🙂
Dla wielbicieli teatru: na jedynce leci teraz „Szkoła żon” z Andrzejem Sewerynem i Anną Cieślak. Znikam.
Jolinku,
o planach raczej nie rozgłaszałam na blogu. poza tym, że tę Air France…itd.
Zeszłam na dół do baru (Jerzor vel Jorgos słucha swoich nagranych ulubionych programów), bo tylko tutaj internet działa (wiadomo, dlaczego…coś musisz zamówić.
Zamówiłam greckie lokalne wino (syrah, dalej po grecku, 2007, własciciel hotelu polecił). Zamówiłam lampkę, przyniósł mi całą butelkę. Ile wypije, tyle wypiję, powiada.
Na zagryzkę lokalne obrane i pokrojone pomarańcze oraz jabłka pokrajane w jakieś ósemki albo coś w tym stylu.
Nie ma sezonu, jesteśmy jedynymi gośćmi, restauracja nieczynna, ale bar owszem. I ja jedna w nim 😯
W hotelu także jesteśmy jedynymi goścmi, bo to nie sezon, a i kryzys…
Czuję się jak rok temu w Islandii – tyle, że temperatura i krajobraz inny 🙂
To prawda, kryzys na każdym kroku widać. Pozamykane sklepy, nie dokończone budowy, inwestycje itd. Najbardziej mnie dziwi, że obiekty turystyczne skróciły czas dla turystów, można oglądać do 14-15, nie dłużej, bo w zwiazku z brakiem funduszy trzeba było zwolnić pracowników, skrócić czas pracy na pół etatu. No ale przecież Grecja z turystyki ciągnie sporo…
Te pomarancze z drzewka ogrodowego smakują niebiańsko.
a kawałeczki jabłka zalecono mi wrzucac do kieliszka i potem zajadać. Ten zwyczaj polecił mi Periklis. Tego wspaniałego syrah nie będę traktować jabłkiem 🙄
Radosne dobry wieczór. 😀 Już jestem babcią !!! 😆 😆 Oliwia i jej Mama czyją się dobrze. 😆
Zgago,
Gratulacje i wszystkiego najlepszego dla dziewczyn!
Zgago, gratulacje dla Babci i Rodziców, zdrowia i szczęścia dla Maleństwa!
Jolly dziękuję. 😀 Nie zapomniałam o trzymaniu za Stasia – Odsasa, tylko od kilku tygodni nie byłam w stanie pisać (było trochę problemów, na szczęście wszystko się dobrze skończyło). 😆
Małgosiu, wielkie dzięki. 😆 Dzisiaj chyba trochę „nadużyję” pigwówki. 😉 😀
Zgago, bardzo się cieszę, że maleństwo jest już na świecie i że obie czują się dobrze. Uf.
Wszystkiego najlepszego i gratulacje 🙂
Zgago,
Gratuluję! 🙂
Zgago – niech się Oliwia pięknie chowa.
Obejrzałam Moliera i spotkanie z twórcami spektaklu. Musi się to teraz troszkę uleżeć, bo mimo podziwiania aktorów, mam uczucie fatalnego przegadania całości. Wiem, że nawet zastosowano skróty ale jakoś zmieniła się moja percepcja, czy jak?
Zgago!
Życzę Ci, aby Twoja wnuczka tak sobie niebawem pomyślała:
Babcia to są miłe ręce,
książka, herbata słodka,
śmieszne słowa w dawnej piosence,
suknia dla lalki i szarlotka.
Babcia to bajka, której nie znamy,
pudełeczka, perfumy, włóczka,
babcia to mama mojej mamy,
a ja jestem jej wnuczka. 🙂
Niech się chowa zdrowo i szczęśliwie. Gratulacje dla Rodziców i Babci!
Dziękuję, dziękuję z całego serca – nareszcie lekkiego. Trzeci kusztyczek jest w „robocie”. 😳
Wnusia płuca ma całkiem, całkiem mocne. 😉 Już ją słyszałam. 😆 Komórki, to cudowny wynalazek. 😀
Nemo, cudowny wierszyk – mogę go sobie skopiować ?
Bilet do Oliwii już mam – 1.VI jadę. 😆
Oczywiście wszystkie gratulacje przekażę Rodzicom – wiedzą, że jestem uzależniona od BB. 😀
Respected A & P
My kind greetings,
thanking very much for your help and i reached thun safely with new way.
i will call you this evening.
yours friendly
vij
Email takiej treści przysłał nam dziś ten wczoraj napotkany Hindus-rowerzysta.
Odetchnęliśmy. Zadzwonił wieczorem mówiąc, że w sobotę wyjeżdża, więc zaproponowałam, że jak będzie w okolicy, to może nas jeszcze odwiedzić. Ucieszył się i zaproponował, że może nam coś ugotuje, bo potrafi i znalazł sklep z indyjskimi specjałami…
Koreańczyk też odzyskał swoją zgubę. Świat jest w porządku. Przynajmniej chwilowo.
Zgago,
oczywiście. Autorką jest Anna Kamieńska.
Nemo, dziękuję. Masz rację, Świat jest w porządku a nawet większość ludzi. 😀
Zgago – jaka miła wiadomość! Dobrego życia dla maleńkiej Oliwii, a Rodzicom i szczęśliwej Babci – gratulacje 🙂
Zgago,
Olivii, mamie jej dzielnej wszystkiego dobrego życzę!
A Ciebie, niestety, pożałować mi wypada, bo, aby uściskać wnuczkę aż tam, gdzie żaby jedzą jechać musisz.
Ja mam bliżej.
To jest potem tak
https://picasaweb.google.com/pegorek/Alaopa02?authkey=Gv1sRgCO7bvMzS69LcqQE
jak się ma bliżej
Wzruszająca ta mała Alusia, Pepe. Wygodnie jej w wielkich rękach Dziadka.
Pepegorze, masz 100% racji – jesteś szczęściarzem. 😀 Dziękuję w imieniu Oliwii i jej Mamy.
Barbórko, pięknie dziękuję w imieniu szczęśliwej rodzinki. 😀
Jednak byłam grzeczna i po trzecim kusztyczku schowałam pigwówkę. 😉
Teraz już pójdę śnić. 😀
Dobrej i spokojnej nocy życzę całej BB. 😀
Pyreńko, wybacz, nie dojrzałam Twoich życzeń ( 😳 ). Bardzo, bardzo dziękuję.
Ach, jak się kocha swoje wnuczęta, a jak one cudnie to kochanie odwzajemniają.
Gratulacje Zgago!!!
Zgago, gratulacje i wszystkiego dobrego dla całej Rodziny!
😆
Wrócę do Was za tydzień. Chwilowo wyjeżdżam. Dwa spotkania, potem dwa koncerty do posłuchania.
Trzymajcie się ciepło!
dzień dobry …
Zgago Kochana niech dobre aniołki czuwają nad Oliwką … 🙂 … cieszę się bardzo, że szczęśliwie do nas zawitała Wsza mała kruszynka …
Alicjo teraz byłaś tajemnicza ale w tamtym roku zapytałam o plany i z lekka je nakreśliłaś i tak się mi zapamiętało … 😉
Zgago, gratulacje od podwójnych dziadków i to od 20 lat. Wiemy jakie to wspaniałe być babcią i dziadkiem. No i oczywiście mieć ich!
WItam spod Olimpu.
Wrażenie niesamowite – wielkie okno na Olimp, na prawo od wyrka balkonowe drzwi i widok na morze. Wczesnym rankiem chmury nad Olimpem, stopniowo się rozchodzą i słońce na szczycie. Fantastycznie! Właśnie zjedliśmy śniadanie i zaraz wyruszamy w drogę. Pozdrowienia dla wszystkich, a dla Babci Zgagi szczególne uściski i życzenia, żeby maleństwo dobrze się chowało 🙂
Przypomina mi się Islandia z ubiegłego roku – jesteśmy jedynymi gośćmi w sporym, nowoczesnym hotelu.
Ludziska, jak do Grecji, to tylko o tej porze, przed sezonem! Nie ma tłoku, pogoda jest (20C). No chyba, ze ktoś reflektuje na wakacje stacjonarne, nie zwiedzające. Dobra, w drogę!