Coś dla smakoszy? Diety!
Jakoś zaniedbałem się tej zimy i przybyło mi parę kilogramów. Spodnie zrobiły się nieco zbyt ciasne, a wiązanie butów łączy się z nieprzyjemnym sapaniem. Postanowiłem więc schudnąć. I znów raz w tygodniu stosuję dzień owocowy. Na pierwszy – poszły jabłka. Następny – grapefruity. Trzeci – właśnie się zbliża – będą pomarańcze. Nie mam pomysłu na czwarty i piąty ale to jeszcze czas, bo dni owocowe są raz w tygodniu. Ciekawe czy przyniosą tak dobre rezultaty jak przed paroma laty, gdy to w ciągu miesiąca schudłem pięć kilogramów bez specjalnego wysiłku.
Nasze życie regulują liczne mody. Także i w dziedzinie diet następują one po sobie z zadziwiającą szybkością. To może oznaczać, że – ponieważ nie ma diet doskonałych – szukamy coraz to nowych, obiecujących i błyskawicznych.
Jadanie regularnie, 5 razy dziennie, niezbyt wielkich, urozmaiconych, składających się ze zdrowych składników, pełnych witamin a nie obciążających posiłków, sprzyja zachowaniu dobrej sylwetki. Mówi się także o dobroczynnej roli miłego nastroju przy jedzeniu i niezbędnej porcji zdrowego ruchu na świeżym powietrzu każdego dnia. Pewnie spełnienie tych prostych zdawałoby się warunków jest zbyt trudne, skoro zamiast codziennych starań wiele osób wybiera „akcyjne” odchudzanie.
Większość diet jest, mniejszym lub większym, problemem dla organizmu . Warto , po konsultacji z lekarzem ocenić, czy nie jest to problem zbyt duży. Jest dieta także problemem dla psychiki. Ale znając własne upodobania i zasady poszczególnych diet , możemy wybrać taką, która okaże się nie nazbyt kosztowna. Dieta musi być – jak dobra suknia czy garnitur – wybrana na miarę. Musimy ją także polubić, ponieważ towarzyszyć nam będzie przez tygodnie a i potem pewne jej zasady musimy respektować przez długi czas.
Najczęściej odchudzanie łączy się z lekkim obniżeniem nastroju – tak działa poczucie ograniczenia a także czasem, na początku, zwykły głód. Chodzi o to, aby koszt diety był jak najniższy a przynajmniej , aby nie przewyższał korzyści, aby dała szybkie i pożądane skutki, abyśmy poradzili sobie z nią i sobą samymi i aby pozytywne rezultaty pozostały.
Nic nie stanie się bardzo szybko. Każdej diecie musi towarzyszyć spora doza cierpliwości, konsekwencji i zdecydowania. Łatwe i proste? Chyba jednak nie.
Najlepsze rezultaty daje dieta wówczas, kiedy ma przynieść drobną korektę. Spora nadwaga wymaga opieki fachowca no i równie sporych już wyrzeczeń.
Zgubą dla sylwetki jest jedzenie przy stresie lub z radości, ale jeszcze większą zgubę niesie nam regularne, codzienne dostarczanie organizmowi zbyt wielkiej ilości kalorii, których nie potrzebuje, czyli zwykłe łakomstwo. Więc śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem a kolację oddaj wrogowi – jak mówi stare przysłowie.
Komentarze
O, dziś coś dla mnie – poczekam jednak z komentarzem. Najpierw:
Kącik Językowy Grubej Kryśki.
Nie ma racji nemo zarzucając w komentarzu pod wczorajszym wpisem Plackowi błąd językowy.
Słowo „Kwakierzy” istnieje w języku polskim od dość dawna, choć z niezrozumiałych dla mnie powodów wciąż nie znalazło należnego mu miejsca w Wielkim Słowniku Języka Polskiego PWN.
Trudno powiedzieć, kto jest jest autorem. Niektórzy skłonni są przypisać je Januszowi Szpotańskiemum. Miał on podobno zamiar użyć go w tytule swojej sztuki – ja jednak mam wątpiwości. Być może legenda powstała stąd, że to w czasie jednego z przemówień z 1968 roku w trakcie którego padało nazwisko Szpotańskiego odbyły się pierwsze chyba w Polsce publicznie nagłośnione występy kwakierów, chórem wychwalających zarówno pana władcę jak i jego giermka.
Słowo to wzięło się ze sprytnego połączenia wyrazu „klakierzy” z odgłosem wydawanym przez drób. Od razu trzeba tu sdodać, żę nie jest to określenie pochlebne. Tu pozwolę sobie przytoczyć cytat z mojej ulubionej autorki książeczek dla dzieci:
„Rozeźlone ptactwo domowe, łopocząc skrzydłami zapędziło biednego Uszatka na sam czubek rosnącego na podwórku świerka. Następnie upojone zwycięstwem – acz wciąż żądne krwi – zakwakało Liska Chytruska na śmierć. Uszatek trzęsąc się ze strachu słyszał słabnące krzyki swego przyjaciela”.
Kwakierzy występują w grupie i wydają się zatracać indywidualną zdolność oceny rzeczywistości dając w zamian upust dość prymitywnym emocjom.
Występy kwakierów zdarzają się dość często w sferze publicznej. Korzystają z nowoczesnych środków porozumiewania, uderzają znienacka, dają upust, czasami odpór, po czym równie szybko zapadają w czujny sen oczekując następnej okazji.
Nie ustrzegł się od nich nawet Blog Piotra Adamczewskiego, podczas zdarzających się tu – bardzo rzadko ale jednak – utarczek.
Na usprawiedliwienie nemo mogę dodać jedynie to, że czasami wyjeżdża na urlop i nie ma możliwości śledzenia wszystkich wydarzeń blogowych oraz to, że jej zasłania horyzont.
Placka nie będę usprawiedliwiać, bo nie ma ku temu najmniejszego powodu.
Od siebie dodam, że nigdy by mi do głowy nie przyszło napisanie takiego długiego wpisu, gdyby nie pudełko czekoladek, które opróżniłam w trakcie tej czynności.
Dzień owocowy – to jedna z pierwszych (o ile pamiętam) akcji dietetycznych „Przekroju”. Nie pomnę kto z redakcji promował akcję ale jej nader nieskomplikowana zasada brzmiała : raz w tygodniu naszykuj 1 l świeżego mleka (nie gotowanego) i 1 kg owocu. Ilości te należy podzielić na 4 posiłki, czyli w przybliżeniu 1 szklanka mleka i 25 dkg owocu 4x dziennie. Podnoszono przy okazji tej diety skutek odchudzający, owszem ale nade wszystko odtruwanie organizmu i regulację trawienia. Ponadto w dni owocowe zalecano zajęcia niezbyt wyczerpujące fizycznie, stąd najlepsza ku temu była sobota.
przeczytalem wpis i doszedlem do wniosku, ze nic na ten temat nie mam do klepniecia. od lat wierny jestem nie tylko Przyjacielowi
Mleko i owoce ?
Podstawa wyżywienia plemion berberyjskich- mleko wielbłądzie i daktyle.
A ja dzisiaj bez diety,ale ujdzie-gorzka herbata i 2 tosty z serem 🙂
Smacznego dnia ! Jak tam kto woli-z dietą lub bez !
Dzień dobry Blogu!
Ogonku,
jesteś niezawodny. Zanim nakliknęłam to czerwone, wiedziałam, co zobaczę 😉 Długoletnie przebywanie na jednym Blogu… 😉
Gruba Kryśko, 😆
Placku,
gdybyś zatrybił za pierwszym (kwakierzy? 😯 ) razem i nie robił mi wykładu o „kwakierach” i hodowaniu goździków, oszczędziłbyś Cichalowi kolejnego zgrabnego występu i trochę żółci Alicji 😉
Ale upuściła sobie i na pewno teraz czuje się lepiej. Na zdrowie!
Pogoda nadal przepiękna i wiosenna, chyba zasieję groszek cukrowy. Już pora.
nemo,
Daj spokój Alicji. Ona teraz mocno śpi a leżącego się nie kopie.
Jak się zbudzi to…
Gospodarzu,
jeden dzień owocowy można poświęcić bananom.
Lepiej jednak urozmaicić sobie taki owocowy dzień i uwzględnić różne owoce sezonowe i egzotyczne, a nawet suszone (mango, kiwi, gruszki, winogrona, morele, daktyle, śliwki), wtedy uczucie głodu nie jest tak dotkliwe.
Ten wczorajszy mix owocowy (banan, pomarańcza, jabłko, maliny) wzbogacony o 4 łyżki płatków owsianych i jedzony 3 razy dziennie zaspokaja głód na długo, zapewnia witaminy i sole mineralne i na dodatek smakuje. Można dodać łyżeczkę miodu i rozdrobnione migdały lub orzechy. A owoce tylko pokroić i nie miksować.
Ponieważ chcę wytrwać na takiej diecie 4 albo i 6 tygodni (oczywiście raz w tygodniu dzień owocowy) to zdążę wypróbować i podpowiedzi Nemo. Zobaczymy jaki będzie rezultat. O tyle mi łatwiej, że robimy to obydwoje jednocześnie. Pewnie bym nie wytrwał gdyby Basia obok mojej pomarańczy ułożyła sobie pyszne wędliny i sery.
Nemo,
owoce suszone mają dużo cukru. Mogą być skuteczne przy diecie oczyszczajacej, ale czy osiągnie się efekt odchudzający?
Bardzo jestem ciekawa opinii tych, którzy to sprawdzili na sobie. Może lepiej korzystać z owoców mrozonych?
A przy okazji. Wiele się mówi o dobroczynnym działniu jogurtów. Tymczasem słyszałm, że w naszym klimacie jogurty należy pić tylko latem. Ponieważ wychładzają organizm. Jak to jest?
Gruba Kryśko,
😆
„kwakierzy” mają też zdolność czujnego nabierania wody w usta … 😉
Zuzanno,
owoce suszone można namoczyć. Albo przeliczyć na świeże. Jedna, dwie suszone morele lub śliwki żute pomiędzy posiłkami albo daktyl pokrojony drobno i dorzucony do sałatki owocowej na pewno nie storpedują naszych dietetycznych zamiarów 😉
Dużo bardziej szkodliwe w czasie odchudzania jest czytanie blogów kulinarnych 🙄
Kto to wymyślił z tym jogurtem?
Jaki klimat panuje zimą na Kaukazie, w Turcji, Bułgarii?
Czy oni zimą nie jedzą jogurtów?
I co to znaczy „wychłodzić organizm” jogurtem?
Obniży się ciepłota ciała i zapadniemy na infekcje, czy zamarzniemy od środka po wyjściu na mróz?
W tutejszym klimacie ludzie jedzą jogurty o każdej porze roku. Może dlatego żyją przeciętnie tylko po 85 lat 🙁
Jeżeli szkodliwe jest czytanie blogów kulinarnych, to czyż nie jeszcze bardziej może szkodzić ich pisanie? Szczęśliwie czytanie przez bezdietowców blogów pisanych przez osobę na diecie nie tylko nie jest szkodliwe, ale wręcz pożyteczne. Ja np. odniosłem pożytek bezpośredni dowiadując się o związkach prawdziwych lub domniemaneych pomiędzy kwakierami i Szpotańskim. W zakresie dobrych pomysłów językowych znałem go najbardziej z gęgaczy. Ale kwakierzy wykazują analogie z gęgaczami, więc może naprawdę Szpotański za tym stoi, a może analogia tylko na niego naprowadziła domyślnych.
Dodam jeszcze, że wymienione przeze mnie owoce (mango, kiwi, gruszki, winogrona, morele, daktyle, śliwki) to propozycje owoców w ogóle, a nie owoców suszonych.
Mój teść miał zwyczaj jedzenia przez jeden dzień w tygodniu tylko winogron, oczywiście w sezonie czyli jesienią.
Jedzenie jednego rodzaju owoców trzeba na sobie wypróbować, bo nie każdy organizm takie coś toleruje, zwłaszcza gdy owoce zawierają dużo kwasów jak pomarańcze lub kiwi. Dlatego o wiele lepiej jest owoce mieszać, na przykład
– rano – 1-2 jabłka, banan
– drugie śniadanie – 200 g winogron
– w południe – sałatka owocowa z 1 gruszki, mango, pomarańczy
– podwieczorek – 200 g winogron
– kolacja – kiwi, banan
Są jeszcze ananasy, truskawki, jeżyny, maliny…
Stanisławie,
czytanie blogów kulinarnych w czasie diety bywa naprawdę szkodliwe, zwłaszcza gdy blogi ilustrowane są obrazkami potraw opisywanych przez Autora i komentatorów.
Pisanie zaś w diecie nie przeszkadza, a nawet pomaga, jeśli zajmuje dużo czasu i torpeduje pójście na zakupy i do kuchni 😉
Och Zuzanno!
Interesująca uwaga. Obawiam się jednak, że czynią to tylko ci małomówni. Spróbuj zresztą sama:
Nabierz wody w usta i powiedz głośno: „Kwak!”
no tak panowie też na dietach .. mieliśmy w tym tygodniu mały koszmarek z tym związany … zięć co jakiś czas dietuje i to ostro bo lubi jeść i ma skłonności do tycia .. chociaż nie jest nawet pulchny to niby dla zdrowia te diety 2 razy w roku stosuje .. teraz mu się spieszyło bo wyjazd był w planie na narty z przyjaciólmi .. dieta białkowa i ćwiczenia .. no i stało się organizm nie wytrzymał .. nagle padł na podłogę a córcia myślała, że umarł .. sąsiedzi pomogli i w szpitalu okazało się, że było to silne omdlenie (pierwszy raz w życiu) z zapaścią … teraz już ok ale jeszcze nas trzyma strach …
Nemo, dziękuję 🙂 Wiosna to najlepsze okres na oczyszczanie organizmu. A po zimie … zawsze jest coś do zrzucenia 👿
Nie pamiętam od kogo słyszałm o jogurcie. Ale cieszę się, że to bajki. Lubię jogurt.
Jolinku, współczuję …
Och, Gryba Kryśko, nie bądź taka dosłowna 😉
Czyżbyś nie słyszła o „zamilczaniu na smierć”? 🙄 To taki bardziej wyrafinowany sposób „kwakania”. „Kwakanie” mentalne 😯
Jolinku – dlatego mówi się, że ostre diety tylko pod kontrolą lekarza. Słyszałam o zupełnie „zdrowym” mężczyźnie przed 40-tką, którego dopadł zator mózgowy (na szczęście niewielki) w szpitalu zachodzili w głowę nad przyczyną tego incydentu. Ciśnienie – w normie, żadnego cholesterolu w nadmiarze, przepływ krwi w dużych naczyniach – swobodny, złogi miażdżycowe – typowe dla wieku. Ki diabeł? Dopiero z wywiadu wyszło, że facet ma żonę typu „działaczka” na niwie wegetarianizmu, weganizmu itp, zabrakło widać jakichś aminokwasów i nastąpił skurcz naczyń włosowatych w pewnej strukturze mózgu. Całe szczęście, że zaatakowany obszar był mały – ok 1 cm kwadratowego ale szkody są spore. Kiedy żona się dowiedziała, że w zaleceniach poszpitalnych jest mięso 2 x w tygodniu i ryba 2 x w tygodniu ponoć zagroziła rozwodem, bo „co znajomi powiedzą”. Facet przeniósł się więc na garnuszek do Matki.
W uzupełnieniu kwakierów i gęgaczy przypominam, że kwakierzy byli za a gęgacze przeciw. Czy da się zagęgać z ustami pełnymi wody, nie wiem, nie próbowałem.
Nabieram wodę w usta i piszę: KWAK!
A tak na boku, dobrzy ci Twoi klakierzy, Gruba Kryśko, miło, że przypomniałaś stare czasy!
A temat przewodni w sam raz na trzy dni. Ja już wczoraj postanowiłem, a dziś zostałem w tym postanowieniu utwierdzony, że dokonam odpowiednich zakupów i ugotuję gar kapuścianki, a jak go dojem, to ugotuję drugi i będę jadł tak dłudo, aż go nie będzie. Zejdzie mi na tym ze 12 dni, aie pozbedę się przy tym, tak myślę, ze 6 kilo, te które mi doszły w ostatnim półroczu. Czas może nienajlepszy, bo to wiosna i pora jakby ?przybytku?, a i księżyc w nowiu, co wg mojej mamy zawsze było kontraproduktywne w takim przedsięwzięciu, ale z drugiej strony, nie mogę już czekać, bo waga jakby zwariowała i trzeba mi zaciągać hamulce.
A owoce przy tym to temat samograj, bo tylko te i warzywa nadające się do spożycia na surowo, są dozwolone. Żadnych tam mącznych, żadnych mięsnych i żadnej omasty.
A z używek: tylko czarna kawa, tylko gorzka herbata.
A wszystko to bez kontroli lekarza, bo wielokrotnie wypróbowane.
A na dworze piękna wiosna,
czego nam tu wszystkim życzę,
pepegor
Pyro,
wylewy i zatory mózgowe zdarzają się również młodym ludziom, a nawet sportowcom odżywiającym się bardzo białkowo. Zwalenie wszystkiego na żonę wegankę to najprostsza diagnoza.
Gdyby to była prawda, to wegetarianie i weganie nie dożywaliby późnego wieku, zwłaszcza w krajach, gdzie szybka pomoc lekarska jest mało możliwa.
Byłam w sklepie i nabyłam ananasa, banany, mąkę orkiszową i różne takie. Po obiedzie udam się znowu na saneczki. Z jednym bananem i pomarańczą.
Najpierw jednak upiekę ciasto francuskie z porzeczkami. Piekarnik już się nagrzewa.
Pepegorze,
wiosna to najlepszy czas. Jesienią przybywa i trudno jest walczyć przeciw 😉
Jeden kabarecista (dość pulchny) powiedział, że on jest jak księżyć. Jak księżycowi przybywa, to jemu też. Jak księżycowi ubywa… a niech mu tam!
Gospodarzu – Każdy niedźwiedź potwierdzi, że parę dodatkowych kilogramów pomaga przetrwać zimę. Niedługo już wiosna, a z nią najlepsza z diet – praca na wsi, z przerwami na owoce 🙂
Nemo – W moim przekonaniu odpowiedziałem na Twą uwagę dotyczacą mego niewątpliwego błędu w wyczerpujący sposób i powróciłem do tematu dnia. Prawdopodobnie bez sensu, ale bez zapędów dydaktycznych. Historia imigrantów i ich dokonań także mnie interesuje. Mimo zbrodni dokonanych na naszym wspólnym języku jego historia także. Musiałem sprawdzić słowo „zatrybił” i jeśli się nie mylę, nie użyłaś go jako komplementu 🙂
Mam nadzieję, że ta forma samokrytyki Cię zadowoli.
Wciąganie do tego wszystkiego szwagra zaniepokoiło bankierów i gondolierów. Aryjanie i inni dyssydenci milczą 🙂
Odpowiadam jedynie za moje komentarze. To i tak ręce pełne roboty. Bogu dziękuję, że nie spytałem Cię o jogurt 🙂
Grubej Kryśce dziękuję za przypomnienie Janusza Szpotańskiego.
Wykład o diecie płynnej
jeszcze o grzybach:
szwedzi(od bodajże pół wieku) starają sie hodować prawdziwki,
co im się nie udaje, a z czego bardzo się cieszę..
psem na pieczarki był ludwik XIV i on wprowadził tę modę w paryżu;
a agrypina otruła-podobno- klaudiusza potrawką z grzybów
(„vae me, puto, concacavi me!”-ostatnie słowa cesarza).
Placku,
zatrybić = zajarzyć = złapać o co chodzi, zorientować się w czym rzecz 😉
Nie uznałam za stosowne użyć wobec Ciebie „rozkminić vel zakumać” 😉
Mam nadzieję, że to docenisz 🙂
Wspomnieć jeszcze chciałem to co usłyszałem wczoraj w radiu.
Otóż, pamiętacie chyba jeszcze o tym Ötzi, o tym człowieku z epoki neolitu, co go ładnych parę lat temu wydał lodowiec w Alpach. Stwierdzono u niego arteriosklerozę i powstaje pytanie, jak on jej się mógł nabawić? Jego tryb życia był daleki od tego jak ten, co go nam zwykle zarzucają.
Idę do zajęć.
Dzień dobry,
najlepsza dieta to jeść dobrze, ale nie dużo. I nie słodzić kawy, a już na pewno herbaty. Metodę testuję z powodzeniem od lat 🙂
Pepegorze,
już 5 tysięcy lat temu nie wszyscy mieli perfekcyjne geny 🙁
Gospodarzu, powodzenia w owocowym przedsięwzięciu a ponieważ wspieracie się wzajemnie z Panią Barbarą, efekty będą odczuwalne na pewno już wkrótce 🙂
Co do owoców, pani Maja Błaszczyszyn zaleca jedzenie ich przed południem i przyjęcie zasady, żeby nie jeść ich tuż po posiłku tylko zawsze na pusty żołądek.
Placku, z którego roku jest ta kronika? A komentator tak pięknie wymawia „ł” 🙂
A ta kapuścianka to z kapusty kiszonej?
Można prosić o przepis?
Może geny mieli dobre, tylko żony kiepskie 😉
Och Zuzanno!
Rozkręcasz się – i słusznie.
Placku,
co do gondolierów to popieram. Chcieli nas naciągnąć paskudnie – 50 euro za 15 minut przyjemności przebywania w gondoli. Wejść – posiedzieć chwilkę i fora ze dwora. Bo zabrakło czasu na romantyczną podróż kanałami Wenecji. Nie daliśmy się namówić. Niechaj niepokoją się dalej!
Gospodarzu,
picie soku ze świeżych greifrutów. Pomaga. Sama sprawdziłam. Na czczo soczek z jednego owocka.Zapobiega łaknieniu, zdrowe i smaczne. Szczególnie z różowych. Jednak nie raz w tygodniu lecz codziennie przez miesiąc. Warunek – zdrowy żołądek.
Przypadek? „Telepcia”? Też jestem na diecie. Nie odchudzającej. Muszę „zwalić” czy też raczej przegonić nadmierną ilość choresterolu. Niezbyt groźna nadwyżka, ale zawsze.
Zatem jogurt jako dodatek do sałatek warzywnych, z owocami, koktaile wszelakie i sam bez wspomagania innych składników. Chude serki, suszone owoce, świeże owoce, warzywka, mięsko bez tłuszczu i inne przyjemności. Przesiadłam się na rower i pedałuję zawzięcie do pracy i z powrotem. Bez przesady jednak, jak pada lub wieje silny wiatr odpadam. Taki sportowiec to ja nie jestem!
W domu restauracja – co innego dla mnie, co innego dla Wombata. Śmiesznie!
Pozdrowiątka od zwierzątka
Echidna
Jolinku, życzę Twojemu zięciowi szybkiego powrotu do formy bo przecież czekają Was wkrótce wspólne samochodowe wypady. Bądź dobrej myśli.
Zapomniawszy dodać – picie soku i posiłki mają iść w parze.
Taki kod! 8 za 4. Sama bym chciała.
E.
Och, widzę, 1950! 🙂
Echidna+ był taki niemiecki preparat z czosnku i wyciągu z kiełków pszenicy (activia?) wiem, bo kupowałam Jarkowi po udarze i po 4 miesiącach trzeba było przestać, bo cholesterol spadł niebezpiecznie nisko. Bywa i tak ale ten „czosnek w tabletce” był wyjątkowo skuteczny.
W linku KF od Placka do łez mnie prawie wzruszyła zbrodnicza działalność Amerykanów nad Renem; jeszcze się pod nosem śmieję.
Zuzanno, 😆
Tak kiepskie, że woleli w sandałach po śniegu, byle dalej 🙄
Zaparzyłam herbatkę na drogę: mięta, cytryna, imbir.
Na obiad świński karczek, ziemniaki i zielony groszek. Osobisty zadowolony, bo dużo sosu 😉 Karczek naszpikowany czosnkiem obrumieniony i w towarzystwie pora, marchwi, selera, czosnku, wielu cebulek, kminku, liścia laurowego, soli, pieprzu i papryki dusił się podlany dobrym winkiem…
Nemo – Instynktownie wyczułem, że spotkał mnie ogromny zaszczyt. Jak zwykle niezasłużony, ale te są najbardziej soczyste 🙂
Alino – Tak, rok mego urodzenia. Wtedy wszystko ruszyło jak z kopyta. Tutaj już podrosłem, stąd napis „Zoro” na ścianie. Tak, przez jedno „r” bo mi kredy zabrakło. Kto jak kto, ale Łapicki był skazany na takie wymawianie „ł” od kołłyski 🙂
Echidno – Dlatego proponuję by ich ukarać zmianą nazwy zawodu na gondolrzy. To ich nauczy.
Na piąty owocowy dzień proponuję agrest, może na pieczeni 🙂
Przeglądając stare kroniki martwi jedno – ci ludzie budowali z wiarą jaka została naruszona. Teraz inni niszczą bez wiary w cokolwiek. Takie sobie uogólnienie. Bynajmniej nie bezpodstawne.
E.
Chyba już Was zachęcałam do Skoku na Sok.
Taki skok na sok chyba zdrowszy niz skok na bok 😉
http://www.skoknasok.pl/koktajl/slonecznyblask.html
Pyro-juz dosyc dawno,przez całe lata pracowałam z kolegą,który codziennie rano,przed wyjściem do pracy jadł kanapkę ze ŚWIEŻYM czosnkiem.Ło Matko….
Dzisiaj śniadanie sporo spóźnione. Własne zostało w domu. Zastanawiałem się nad udaniem do pobliskiego sklepu czekając na okazję służbową, żeby nie chodzić pomiędzy budynkami częściej niż konieczne. Nagle usłyszałem zza szafy: „Sałatki, kanapki”. Na zwyczajowe „Nie, dziękujemy” kolezanki zawołałem: „Ależ tak”. Całkiem świeża bułka z salami na sałacie z krojoną czerwoną papryką i ogórkiem kiszonym 3 zł. Szkoda, że pani, która sprzedawała, nie ma dostępu np. na lotnisko im. F. Chopina. Tam za coś takiego trzeba wyasygnować 13,50 i bułka nie jest taka świeża. Na Dworcu Centralnym 9 zł z tej samej firmu co na Okęciu.
Łapicki, Eichlerówna, Holoubek… Nie byłoż to miłe dla ucha?
http://www.youtube.com/watch?v=tS_TtiXjr9s&feature=related
E.
Synchron co prawda niekoniecznie „trzyma”, krzesełka jak na szalejącą nawałnice całkiem stabilne lecz nie o to chodzi…
Po obiedzie
Dziś zupa była strasznie gorąca. Najpierw więc zjadłam drugie a potem zupę. Na upartego możnaby twierdzić, że na drugie była zupa.
Ach, Łapicki, ach, Gogolewski, ach amanci ci i inni z dawnych lat…
Gruba Kryśka mnie rozśmieszyła wzmianką o czekoladkach. Śliczne, ludzkie i jakże zrozumiałe – dla mnie przynajmniej. Kiedyś dawno w telewizji była taka akcja, że co kawałek pojawiała się osoba, spoglądająca w oczy telewidza karcąco i mówiąca tonem surowym: Zgaś zbędną żarówkę. Na mnie działało to piorunująco – natychmiast leciałam jakąś zapalić.
A za słodyczami nie przepadam ostatnimi laty, ale to zupełnie inna rzecz.
Co innego Placek, ale on jest wytrawny.
A swoją drogą – drogi Placeku, kreujesz się na szacownego starca, a jesteś rok młodszy ode mnie! Od dziś mówisz mi „ciociu i latasz po piwo…
Kawyczki po obu stronach cioci!!!
Swoją drogą to świństwo, być z grudnia. Urodziłam się trzy tygodnie przed rokiem pięćdziesiątym, a liczy mi się czterdziesty dziewiąty. Tak więc jeśli Placek jest np. z 2 stycznia, to może być ode mnie młodszy tylko trzy tygodnie, a liczy się rok.
Nie ma sprawiedliwości na tym świecie.
Nisiu, rzeczywiście nie ma sprawiedliwości. Gdy sie urodziłaś, ja już przygotowywałem wyprawkę do szkoły. Zacząłem Matkę wszystkich lalek, ale jeszcze nie zajechałem zbyt daleko. Miałem stryjka, a dokładniej męża stryjenki ze Śląska, który nazywał się Grosser. On był Polakiem, a jego brat Niemcem.
Właśnie wypadli Haneczka z Panem Mężem i Inką – byli kwadrans, a w domu jak po mini zjeździe, jeszcze mi w uszach wesoło. Zyskał Radzio, bo go Inka na trawniki zabrała.
Danuśka – bez obaw, to nie jest „żywy czosnek” i niczym nie jadzi.
A ja jeszcze nie ugotowałam obiadu, zaraz się za to zabiorę. Kaszanki od Balcerzaka wczoraj nie było, więc obiadowo zjemy zupę pomidorową i parówki. Idę do garnków.
Kupiłam eksperymentalnie coś, co było bardzo ładnie opakowane w estetyczne, kolorystycznie dopracowane pudełeczko, kosztowało od zarąbania (prawie stówę!) i nazywało się „steki z jelenia”. Było zapieczętowane, więc widziałam tylko kolor mięska przez okienko. Zapowiadała się rodzina, więc pomyślałam, ze nakarmię ich godnie i wytwornie. W domu przeleciałam wszystkie posiadane książki kucharskie pod kątem dzikiego lelenia. Nic nie było poza combrem (comber był jeszcze droższy, więc już mi się rączka w sklepie omskła). Postanowiłam iść na yntelygencję. Rozerwałam paczuszkę. W środku były cztery nie przesadnie duże, pięknie zapakowane próżniowo steki, każdy osobno. Rozmroziłam, żaden nie lał niczego, bo opakowanie było szczelne. Yntelygencja nakazała mi rzucić danego kotleta na patelnię gillową, jak polędwicę. No i stek zachował się tak, jak się po nim spodziewałam – usmażył się ładnie, został popieprzony i posolony, patelnię zdeglasowałam moim ulubionym pinocikiem, dołożyłam kilka piórek z fenkułu i pożarłam ze świeżo odgrzaną w opiekaczu pitą. O, pita te może udawać chlebek naan, bardzo ładnie pozbierała sosik z talerza.
Ludzie, co ja Wam będę szklić: pyszne to było, kruchutkie, soczyste.
Jakby tak kupować to na bankiety rodzinne, człowiek szybko poszedłby z torbami. Ale dla singli i podwójniaków (w kawalerce i w apartamencie…) genialna rzecz do trzymania w lodówce. Jak mamy fanaberię, albo nic na obiad, wyjmujemy lelenia, odmrażamy i bęc na patelnię. Po kwadransie mamy arcydzieło, zjadamy z chlebkiem, myjemy patelnię i szlus.
Myślę, że można to różnie dosmaczać i cudować, ale po co maskować naturalny smak dzikiego mięska?
Interes na tym zbija firma pod tytułem Provincja (nie wiem, czy zapamiętałam trochę dziwną pisownię. Oni mi się już kilka razy narazili cenami z sufitu, ale robią dobre rzeczy. Co jakiś czas można poświętować.
Zachęcona wczorajszą dyskusją pomknęłam do Auchan Wola Park przejrzałam dokładnie tamtejsze lodówki i znalazłam portobello. Oczywiście nabyłam tackę z 4 sztukami. Obok leżały sobie brązowe pieczarki i boczniaki. Zapiekam je jutro, dziś w planach obiadowych rybne curry.
Oj, prawda, Nemo, prawda… jakby nie Ty, to by mnie ta żółć zatopiła od środka, a tak – uleję i już mi lepiej 😉
Słyszałam coś o odchudzająco – oczyszczającej diecie winogronowej. Nie pamiętam zasad, tyle tylko, że te winogrona przez 2 tygodnie trzeba byłoby wsuwać 😯 NUUUUUDA!
To ja już wolę różności owocowe. Tymczasem udaję się na dietę – zasuwam Za Róg po natkę i śmietanę.
MałgosiaW,
po czemu te portobello?
Omal się nie przekręciłem ze śmiechu! Przeczytajcie:http://wyborcza.pl/1,99494,11251830,Polski_jezyk__czyli_lubie_to__kurwa_.html
Jednak jest to językowa Cepelia. Prawdziwy ziomal nie używa na fejsie znaków przystankowych i diakrytycznych.
http://wyborcza.pl/1,99494,11251830,Polski_jezyk__czyli_lubie_to__kurwa_.html
Nisia – zapłaciłaś ale masz znakomity posiłek. Policz ile by w knajpie p.G. policzyli.
Ja też mam smacznie, chociaż to tylko pikantna ,czysta pomidorówka, a w rondelku obok całkiem przyzwoite parówki. Pascha ocieka na balkonie, a w lodówce szczelnie opakowany kilogram wędzonej, surowej szynki. Ten bardzo smaczny rarytas wytwarza wędliniarz w Swarzędzu i Inka dla nas kupiła; a jako, że ja wczoraj sery rozmaite w lodówkę wrzuciłam, dodatki do chleba, bułek etc wystarczą na tydzień. Rzodkiewki, ogórek, pomidor, marynaty i można zupełne cudeńka produkować.
O widzisz, Pyruniu, to jest pomysł, pomidorówkę sobie strzelę ku temu, bo mi jeszcze leleń na dzisiaj został w liczbie dwa (to i moją panią Irenkę ucieszę, do jutra już się boję trzymać rozmrożone, a rodzinka i tak zmieniła termin przyjazdu, hehe) – machnę sobie pełnowartościowy obiad z pappa di pomodoro na pierwsze i dziką bestią na drugie. W sumie kalorii też nie za wiele.
A propos czystych kalorii – zaprosił nas, Dzwonnice, pan z Biura Morskiego, żeby nam podziekować za Szantisa i postawił tort bezowy od Sowy – Gospodarzu i Wy, coście byli swego czasu w Różanej – tort Sowy jest prawie równie dobry jak te z Różanej! Mało słodki (jak na bezę), mocno orzechowy i ogólnie bardzo, bardzo. A Sowy coraz więcej po kraju lata.
Alicjo, te 4 sztuki portobello za 7,49 zł.
Małgosiu – u nas tyle samo, tylko w dolarach…
Od Nowego Roku wzialem sie na serio za zrzucanie zbednych kilogramow i po dwoch miesiacach jest 4 kg mniej. Nie stosuje zadnej diety tylko przepis z jednej z piosenek Mlynarskiego (wlasnie o odchudzaniu), gdzie przez pomylke zamiast z dietetykiem rozmawia on telefonicznie z gosposia dietetyka, ktora mowi po prostu „mniej zryc”. Tak zreszta wyzej napisal, ale bardziej eleganckim jezykiem, Michal. Do tego czesty grejpfrut na sniadanie (patrz wpis Echidny) oraz zmiana godzin posilkow. Zamiast rutyny: sniadanie-lunch-obiad, jets pozne sniadanie, luncho-obiad ok. god.15:30 i lekka kanapka wieczorem. Do tego duzo owocow, alkohol tylko w weekend, no i codziennie 30 min energicznego spaceru. Dziala i nie odczuwam glodu.
W ogole dzisiejszy temat na blogu lasuchow to jak teksty z pism dla kobiet, jedna polowa to nowe przepisy na pyszne dania, a druga jak zrzucic wage, po zjedzeniu tych pysznosci.
Na koniec podziekowanie za wczorajszy przepis na portobello.
Wróciłam Zza Rogu nieco zszokowana 😯
Wiem, ze tam zawsze nieco drożej, niż w moim tradycyjnym No Frills, ale bez przesady, bez przesady! Postanowiłam sprawdzić ceny portobello, bo tutaj każdy sklep ma inaczej. W No Frills cena zawsze około 8$ za kilogram. W sklepie Za Rogiem? 11.99$ jak to nie jest 😯 , to ja mieszkam w Kingston, Jamaica 😯
Portobellini tyleż samo. Żeby one były jakoś opakowane, wybrane, przebrane, cokolwiek – ale gdzie tam! Takie same, jak w No Frills. Za Rogiem najczęściej kupujemy świeżą rybę, relatywnie świeżą, ale zawsze to nie mrożona, choć bywa i tak, że ta niby świeżo wyglądająca była przed chwilą rozmrożona. W takich wypadkach sklep ma obowiązek umieścić stosowny napis i cena musi być odpowiednio niższa. Kupujemy też jakieś drobiazgi typu natka czy coś, oraz bagietki, bo tam mają piekarnię przy sklepie. Nawiasem mówiąc Jerzor ciagle się wykłóca z piekarzami o jakość bagietek. Że skórka ma ma być chrupka i rumiana, a środek wypieczony, a nie w połowie surowy. Jeden piekarz się tłumaczył, że wszystko jest według instrukcji, bagietka siedzi w piecu dokładnie 19 (powiedzmy) minut!
Jerzor mu wtedy dał wykład o zastosowaniu patyczka 🙄 Trzeba przyznać, że jakość się poprawiła nieco, ceny też, a jakże!
Ceny żywności idą w górę chyba wszędzie, tylko Nemo mówi, że jajka u Chłopa zawsze w tej samej cenie, ale i tak u nich jest drożej, niż u jubilera. U nas drożeją jaja, drób, mięso i nabiał – nie są to bardzo drastyczne podwyżki ale sukcesywne – co miesiąc odrobinę drożej.
Zrobiłam sobie bardzo dobrą kawę i czytam sobie bajkę – czyli fantasy. Już kiedyś pisałam, że jest to dla mnie gatunek sympatyczny i relaksujący. Dzisiaj czytam Siemionowej „Wilczarza”. Słowianie pozazdrościli Celtom i Nordykom ich mitycznych historii i co jakiś czas pisują fantasy w oparciu o mitologię ludów środkowo-europejskich. Tym razem jest to konglomerat wierzeń syberyjskich, słowiańskich i czarnomorskich. A ja to lubię i tych herosów, co to przeciwko całemu złu tego świata, też lubię. Wracam do lektury.
Z bagietkami też mieliśmy taki sam problem, to znaczy mąż, bo to on lubi takie pieczywo. Zawsze były blade . I zawsze to ja musiałam wysłuchiwać żale. To jest wielki sklep, a w takim zwykle nie ma z kim rozmawiać. Ale jest za to strona interenetowa , gdzie można składać skargi i zażalenia. I skarga poskutkowała prawie natychmiast. Myślałam, że w takim sklepie, jak ten u Alicji osobista rozmowa jest najlepszym wyjściem, ale okazuje się, że jednak nie.
Poniewaz jajka wszędzie drożeją, ja także dziś zapłaciłam więcej pani, która mi je dostarcza- 9 złotych za mendel/ do tej pory 7 zł, czyli bardzo tanio jak za wiejskie jajka/. Drugi mendel z mojej części odstępuję koleżance, a 2 mendle odbieram dla sąsiadki. Mnie starcza to na 2 tygodnie, wyjątkowo muszę dokupić.
To prawda, Pyro, wszystko drożeje i tutaj, ale porównując ceny portobello mam na myśli zwykły supermarket No Frills i sklep nie taki znowu wyjątkowy, ten Za rogiem.
Ot, sklep osiedlowy, i to w dzielnicy, gdzie mieszka niezbyt majętna robotnicza brać, nie zobaczysz tutaj wypasionych willi i samochodów, jest skromniutko.
Rozumiem drobną różnicę w cenach tych samych artykułów – ale bez przesady, nie aż o połowę droższe, niż w tańszym supermarkecie (bo bywają i droższe supermarkety!).
A dziczyzny w naszych supermarketach i innych spożywczych sklepach nie uświadczysz – sprzedają je tylko sklepy przy farmach dziczyzny wcale nie tak całkiem dzikiej, jak widać 😉
W całym Ontario znalazłam listę tylko 9 takich sklepów.
http://www.ontariovenison.ca/venison-outlets.html
Dzień owocowy jest bardzo dobrym pomysłem i powoli nastawiam się psychicznie na te owoce. Jakiś czas temu jeden dzień w tygodniu przeznaczałam tylko na napoje. To też jest dobre, ale zawsze pod koniec dnia było mi bardzo zimno a na dodatek czułam nieodpartą chęć żucia – szczęki domagały się pracy. 🙂 A nastepnego dnia człowiek wcale nie rzuca się na jedzenie, bo jednak przegłodzony żołądek potrzebuje o wiele mniej pokarmu, aby się nasycić.
Podobno meżczyźni, jeśli już zaczną stosować jakąś dietę, są bardziej konsekwentni od kobiet i osiągają lepsze rezultaty.
Koniec teoretyzowania, pora na konkrety. Najtrudniejsze jest osiagnięcie psychicznej gotowości, a potem to już prosta sprawa. Zaczynam pracować nad tą gotowością. 🙂 Naprawdę.
Dzien dobry jwszcze,
ROMek,
w sedno trafiles, zryc mniej i ruch to najlepsza dieta. W ten sposob od maja 2010 zrzuciam 20 kilogramow. Procz tego staram sie nie laczyc weglowodanow i bialek (np jajecznica sluszna z boczkiem + pomidor, ale bez chleba).
Czy Ameryka Polnocna podaje ceny pieczarek za kilogram?
W Albionie tacka 300g 1.75 funtow tzn okolo 5 kilogram, dzisiaj akurat kupilam trzy dorodne (10cm srednicy) polne pieczrki za 1 funta.
Dzien dobry jwszcze,
ROMek,
w sedno trafiles, zryc mniej i ruch to najlepsza dieta. W ten sposob od maja 2010 zrzuciam 20 kilogramow. Procz tego staram sie nie laczyc weglowodanow i bialek (np jajecznica sluszna z boczkiem + pomidor, ale bez chleba).
Czy Ameryka Polnocna podaje ceny pieczarek za kilogram?
W Albionie tacka 300g 1.75 funtow tzn okolo 5 kilogram, dzisiaj akurat kupilam trzy dorodne (10cm srednicy) polne pieczrki za 1 funta.
Przepraszam za podwojny wpis. Doprawdy nie wiem jak to uczynilam.
I za literowki w powyzszym wpisie.
No widzisz, Alicjo, a Piotruś i Pawełek zazwyczaj mają coś dzikiego. Jest taka jedna lodówka, gdzie siedzą kaczki, gęsi (najczęściej w postaci fragmentów), perliczki, zdarzają się przepiórki, gołębie, ostatnio widuję stale królika, dzika, jelenia, sarnę.
Zdaje się, że ambitniejsze molochy też takie mają.
Zaraz sobie usmażę tego ostatniego kotlecika-sierotkę. Tym razem na zwykłej patelni, nie grillowej, na domowym smalcu (pod koniec dodam odrobinę masła), dołożę fenkuł i cebulki trochę, zdeglasuję maderą, dosmaczę i rzucę na gniazdko tagliatelli.
Chyba to wpis Gospodarza o dietach czyni ze mnie kuchennego tytana…
Nisiu, jak ja lubię Twój entuzjazm, kiedy sobie coś przygotowujesz do zjedzenia czy dla gości 🙂 Nie dajmy sie zwariować 🙂 Z wiosną wszystkie pisma prześcigają się z propozycjami coraz to skuteczniejszych i jak najkrótszych diet.
Nisiu,
u nas ptactwo dzikie bywa, ale też z hodowli, a nie z odstrzału. Dwukrotnie robiłam przepiórki, jałowiec i te rzeczy, bo jak dziczyzna, to dziczyzna, naowijałam się to-to boczkiem…
Ależ się ludziska namęczyli przy jedzeniu 🙄
Kości, kosteczek i kościnek w tym ptaszku od groma, a zjeść musisz kilka ptaszków, żeby coś poczuć. Jerzor zapowiedział, że on się w to nie będzie bawił. On lubi zasiąść i zjeść, zaspokoić głód natychmiast!
Abstrahujac od diety jako takiej, dopełnienie fizycznym ruchem się przydaje. U mnie w domu taka rozmowa, jeśli zjedzie mi tu straszliwie złachany i spocony rowerzysta:
-No i po co się tak katujesz na tym rowerze?
-Bo muszę zrzucić 5 kilogramów.
-To czemu tyle jesz?
-Żeby mieć co zrzucać.
Nie zmyśliłam, autentyczne 😯 oraz 🙄
Potem nastapił wykład, że przecież dokonuje sporego wysiłku fizycznego, więc musi się najeść. A nie można wypośrodkować?
No, może inni potrafią, ale ten typ tak ma.
„On nie mówił dużo ale mówił smacznie” Nisia pisuje o jedzeniu „smacznie”. Natomiast nadzwyczaj „smacznie” (tak się o Nim mówiło) jadł mój poznański Dziadek, Jan. Kiedy Jasio jadł, nawet zupełnie nie głodni widzowie nerwowo zaczynali się rozglądać za wolnym talerzem. Jakoś tak z ukontentowaniem brał kęsy do ust, oczy mu się śmiały, był skoncentrowany na jedzeniu, chociaz nie zachłanny – wiadomo, jedzenie, to czysta przyjemność. Patrzenie na takiego człowieka, to też czysta przyjemność,
Alino,
wyżej ktoś już zauważył, że czasopisma kobiece można podzielić na 2 części. W jednej przepisy kulinarne, w drugiej diety cud. Ja bym do tego dodała jeszcze jedną rzecz – moda i jej aktualne nakazy, i zwiewne, młode gidyje powyżej 180cm. na których to gidyjach absolutnie wszystko będzie wyglądało znakomicie.
Czasopisma męskie o kulinariach raczej nie, natomiast o rzeźbieniu klaty jak najbardziej!
Swoją drogą, dlaczego tłuszcz osiada zawsze w miejscach najmniej przez nas pożądanych? Nie mam pretensji do mojej wagi, ale wolałabym, żeby to i owo przeniosło się w inne rejony. Zanim ktoś mi da radę, że trzeba ćwiczyć i rzeźbić ciało – jedyna moja gimnastyka to szybkie chodzenie, i to zazwyczaj umotywowane czymś, pietruszką, zakupem ryby, piwa, wina, bagietki… Gimnastyki nie znoszę, tak mój typ ma.
Witam. Dieta? Nie ma doskonałej, co człek to inna. 169/76, z wiekiem wzrost maleje waga delikatnie w prawo.
A miał to być dzień dobrego uczynku. Wszystko właściwie grało, pogoda na medal, terminarzyk doszlifowany, a potem wszystko poszło inaczej.
A więc, dobry uczynek miał być wobec znajomej mi pary staruszków z sąsiedztwa, a miało to być wyprowadzenie na spacer ich auta. Auto sobie stoi w garażu i mało jest ruszane a jeśli już, to tylko na krótkich i bardzo krótkich trasach. Każdy kto ma ten wie, że to fatalne dla sprzętu, a szczególnie w zimie. Wyprowadzam więc co cztery, pięć tygodni na trasę, aby się trochę zagrzał i podładował baterię. Dzieło nie tylko zbożne, ale i pożyteczne.
Wyjeżdzam wtedy zwykle do odległego o 35 km zakładu kosmetycznego z moimi nogami. To prawie czysta autostrada i mogę rozkręcić autko tak, jak nigdy jeszcze nie musiało jechać, a ja oszczędzam na obłędnie drogim już paliwie. Dzisiaj oprócz kluczyka i papierów dostałem jeszcze order, aby zatankować za 20 i zajechać na pocztę, by odebrać nowe książki telefoniczne. Z tą pocztą się zaczęło, bo musiałem jechać nie tą trasą (zawsze tak mówię) i co – i stuknął mnie facet na skrzyżowaniu w tyłek, jak zatrzymałem się na światłach. Jak dobrze wychowani ludzie przeprosiliśmy się i wymieniliśmy dane i pożegnaliśmy się. Ale ja miałem przez poważną część dnia z tym wypadkiem, bo i do warsztatu trzeba było, na oględziny wstępne, i staruszkowi wytlumaczyć, i próbować nawiązać kontakt z ubezpieczeniem, no i dzionek minął.
Najgorsze jednak, że w zakładzie niedotrzymałem terminu. Obsłużono mnie owszem, ale ta nieprzyzwoicie młoda, czarująco wymodelowana, zielonooka i głęboko wydekoltowana z Kazachstanu, już była zajęta w innym terminie. To mogłem też mieć parę kroków od domu.
I pytam się, warto to być dobrym człowiekiem?
Dobry wieczór Blogu!
dołożyłam jeszcze kawałek mojej trasy saneczkowej
Obrazki są dzisiejsze, ale trasa ta sama, co wczoraj.
Dziś widziałam już ludzi w krótkim rękawku (sama też miałam krótki), a jedna pani szła po śniegu w krótkich spodenkach i adidasach bez skarpet. Szła pod górę, więc na pewno nie było jej zimno.
W kolejce linowej wdałam się w rozmowę z młodzieńcem z wielkim plecakiem. Miał w nim paralotnię i zamierzał odbyć lot nad okolicą. Powiedział mi, że nie lata już nad słynną doliną Lauterbrunnen, bo tam za wielki tłok i za dużo lin od kolejek i przewodów. Od kiedy był świadkiem wyciągania liną z helikoptera (tzw. long line) ofiary skoków base-jump z lasu na zboczu, odechciało mu się tam bywać. I ja go w pełni rozumiem.
Młodzieniec okazał się być studentem architektury krajobrazu, więc wspólnie ponarzekaliśmy nad negatywnym wpływem wypasania krów na łąkach wysokogórskich. Wpływem także na kontuzje kostek u lotniarzy, bo praktycznie każdy potyka się w czasie startu jak nie o wydeptane dziury, to pośliźnie się na placku… 🙄 😉
Pepegorze,
toż przecież wiesz, że dobre uczynki bywają przykładnie ukarane 😉
Krystyno,
dzisiaj widziałam portobello w PiP w Oliwie (wczoraj się pytałaś gdzie je można dostać w Trójmieście). Jak tam są to pewnie w pozostałych też.
Smacznego!
Dzień dobry,
Pepegor,
„I pytam się, warto to być dobrym człowiekiem?”
To wielki paradoks – to się nigdy nie opłaca, ale zawsze warto.
Szykuję się na lotnisko, pewnie po odprawie jeszcze tu zajrzę. Na razie mam lampkę wina, później, jak zwykle, zamienię na rum z colą.
Do kiedyś 🙂
Nie zauważyłem, że już Ci Nemo odpowiedziała.
Nowy, 🙂
Ty odpowiedziałeś bardziej budująco 😎
We Frankfurcie już nie strajkują, życzę Ci więc spokojnego lotu tam i z powrotem i pogody wedle życzenia 🙂
Krycho,
dziękuję za informację. To znaczy, że i w Trójmieście można znaleźć ten rarytas.
Ach ta niesystematyczność i nieczytanie programów! A tymczasem w Mezzo już doszli do szóstego dnia stworzenia… Kto tu lubi Haydna, ten jeszcze posłucha. Quasthoff też śpiewa.
Jolly, Od 1 wrzesnia 1977 Kanada oficjalnie uzywa systemu metrycznego, ale de facto wszystko jest podawane podwojnie. Zreszta przy odchudzaniu przyjemniej jest stracic 2,2 funta niz 1 kg, bo wydaje sie, ze wiecej sie zrzucilo. Portobello kupie jutro to sie przekonam czy kosztuja tyle co u Alicji. Jesli chodzi o dziczyzne to najlepszy jest w tym YYC. Jadlem u niego rozne losie, jelenie i bizony. Dziczyzna jest o tyle zdrowa, ze ma malo tluszczu.
Jak na osobe, ktora sie wycofala z blogu to cos duzo sie tu dzisiaj wpisuje.
Pyro, dzięki. Może i napisałam smacznie, ale wszystko było inaczej, No, prawie. Leleń się ładnie usmażył, dodałam cebulkę i pomidorki koktajlowe maniunie, zdeglasowałam marsalą, nie maderą… nazwy tych win mylę permanentnie… zapomniałam dodać masła i nie miałam tagliatelli, tylko spaghetti. Sól,pieprz. Pycha aż gały wypycha.
Takiego szlachetnego lelenia potraktowałam równie szlachetną solą, oczywiście.
Uzależniłam się od zamiatanej soli!!!
ROMek, bo konsekwencja to w rzeczy gruncie nudziarstwo straszne. No i zawsze możesz się cofnąć jeszcze kilka razy… 😆
Mój głupi Word nie zna słowa kusztyczek. Uważa, że osobno są kusze i osobno tyczki, wszystko zresztą w dopełniaczu.
Kusz tyczek.
Osioł. Elektroniczna lebiega.
Ręce opadają.
A Stworzenie Świata jak zawsze piękne.
Nisiu, zainspirowałaś mnie tym leleniem. Jutro polowanko. W delikatesach of course 😆
pepegor
2 marca o godz. 21:00
konstelacja wenus z merkurym jest zawsze niebezpieczna;
jesli chcesz postawie ci horoskop rajdowy a´la zasada.
Byku,
słyszałeś?
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11276260,Polski_kitesurfer_zaginal_na_Morzu_Czerwonym.html
No to stawiaj byku.
Ja tam się nie skarżę i nie martw się Nowy, chętnie bywam dobrym człowiekiem i – mam nadzieję nadal będę – ale nie stawiam odpowiedniej mordki, by sprawić właściwe relacje.
A dieta dopiero od poniedziałku bo po pierwsze, jutro odwiedzam brata i głupio było by odmówić ciasta i poprosić o liść kapusty, a w niedzielę daję szansę zięciowi, jako rewanż za moje dorady z ostatniej niedzieli.
Ciężko z tymi dietami, tak w ogóle.
Pepegor 😉
@alicja:
hm, no, konstelacja…
trzymam kciuki, moze mu tylko sprzet strajkuje,
albo go porwali dla okupu…
@pepe:
w robocie.
Szare renety
Aleś sobie wymyślił Placku – znowu nie bierze.
Tak w ogóle, to klasyfikuję sznureczkarzy według ilości zapór jakie wyzwalają tu u mnie i wydaje mi się, że puszczając kronikę filmową z lat 50-tych możesz mnie udobruchać.
Przegapiłam mezzo, podziwiam zaradność Pepegora (to ta zielonooka) i jego dobre serce sąsiedzkie i odchudzanie się po pracowicie przeżutej, wróć , przeżytej niedzieli (tu mordka). Tak plus, minus robi moja Synowa – odchudza się niemal stale, ale pracowicie święci wszystkie święta i okazje okolicznościowe. Teraz też jest na diecie, przerwie ją w Wielką sobotę, podejmie w tydzień później i pociągnie aż do imienin swoich i Pauliny w trzeciej dekadzie czerwca. Mówię, że nie mam do tego cierpliwości ale i nie burczę – w końcu nie moja sprawa. Jeszcze kilka minut i pójdę spać. Jutro zapowiada się dzień raczej na luzie, mam przed sobą kulinarną zagadkę – czym okaże się dobrze opakowana paczka z PiP po rozmrożeniu. Młoda kupiła, na paczce etykieta cielęcina ekstra z udźca ale dopiero jutro zobaczę, czy tam są kawałki pookrawane na paprykarz, czy rzeczywiście kulka na sznycle, czy jeszcze coś innego.
😉
http://www.youtube.com/watch?v=2PtvLTZS4Ik
…hm… 😉
http://magazyn-kuchnia.pl/magazyn-kuchnia/1,121951,11249787,Gordon_Ramsay___wywiad.html
Irku, tylko nic poniżej mamuta!
Alicja, wiesz, jak dla mnie Gordon Ramsay może być w środku kotkiem puszystym, ale jakoś nie lubię grubiaństwa, chamstwa, wrzasku – zwłaszcza skierowanego do kogoś, a jeszcze bardziej zwłaszcza – po to, żeby podkreślić swoją ekspansywną osobowość. Człowiek mądry nie będzie chamem nigdy. To po co mam się zwracać ku niemądrym?
Własnie w telewizorze leci rodzeństwo Kręglickich, ale nie wiem, co robią, bo jestem gdzie indziej. Słyszę tylko pogodne głosy i wiem, że oni się do siebie śmieją i do widzów też.
Nie Z.
DO.
Ot co.
Jestem na JFK. Duza iloscia rumu z cola pozbylem sie resztek zdrowego rozsadku I wsiade do samolotu. Nie wiem jak mozna lubic latac.
Alicji, Nemo I wszystkim, ktorzy zyczyli mi dobrego lotu szczere dzieki.
Dam znac z Polski.
🙂
dzień dobry …
Nowy spokojnego lotu …
ROMek lubimy tu Twoje cofania do przodu …
Krystyno a może poszukaj jak Małgosia w gablotach w Auchan …
Alino dzięki .. wyniki wszystkich badań są ok. ..
zapowiada się piękny słoneczny weekend czego i Wam życzę … 🙂
uwaga!!!
specjalnie dla @placka
uwaga!!!
zmieniam dzisiaj nick na:
@ziomal
„jedna wrona kosztuje 2 zł*)”
„16 octobra 1612, Kreml
(…) Bo gdy juz traw, korzonkow, myszy, psów, kotek, scierwa nie stalo,
wieznie i trupy wyjedli wykopujac je z ziemi.
Piechota sama sie miedzy soba wyjadla i ludzi lapajac pojedli.
Truskowski, porucznik piechotny, dwoch synów swoich zjadl;
hajduk jeden takze syna zjadl, drugi matke; towarzysz tez jeden zjadl sluge swojego;
owo zgola syn ojcu, ojciec synowi nie spuscil; pan slugi, sluga pana nie byl bezpieczen(…);jeden kamien albo cegle kasal, proszac Pana Boga,aby w chleb przemienil,
ale ukasic nie mogl(…).sila ludzi takich byla, co dobrowolnie do nieprzyjaciela na smierc szli(…).”
Józef Budziło „Historia Dymitra fałszywego”
——————————————————————————————
*) za dwa zlote mozna bylo wtedy kupic byka
Nowy, dobrych noszeń na podniebnym i naziemnym rumie 😀
GDZIE SĄ WSZYSCY???!!!
Witam szampańsko,
chociaż za oknem plucha i bylejako.
Coś ciekawego, a rzadko wspominanego na naszym kulinarnym blogu:
http://magazyn-kuchnia.pl/magazyn-kuchnia/56,123978,11270768,Nowe_szaty_galarety.html
Nisiu,
wywiad z Gordonem pokazałam z kulinarnego obowiązku, bo też nie lubię faceta za zachowanie.
Dla mnie Jeff Smith był wzorem osoby prowadzącej kulinarny program. Pół godziny to było dla mnie o wiele za mało – facet trzepał anegdotkami jak z rękawa, przygotowywał potrawy, w miedzyczasie popijał stosowne wino… Sobotnie przedpołudnie bez „The Frugal Gourmet” było dniem straconym.
Drugi pan, którego lubiłam oglądać, to nasz kanadyjski James Barber i jego „Urban Peasant”. O jedzeniu mówił tak smakowicie, że zawsze musiałam mieć jakąś kromuchę pod ręką. Gotował dość proste potrawy, ale opowiadał o tym w taki sposób, że ślinka ciekła i chciało się jeść – i głos miał akuratny, mozna powiedzieć. Niestety, obaj panowie nie żyją już 🙁
Z programów kulinarnych oglądałam jeszcze jeden, brytyjski, prowadziła go szczupła brunetka, nazwiska nie pamietam. Obejrzałam tylko kilka odcinków, bo prowadząca była tak drewniana i bez wyrazu (oraz bez uśmiechu!), że tego się nie dało oglądać.
Obecna! (jak mawia Stara Żaba – a gdzie ona?!)
I to switem bladym obecna 🙄
Na słońcu Nisiu! A po powrocie w kuchni, bo zgłodnieli. A ja szykuję się do jutrzejszej wycieczki na północny wschód. I to trzykrotnie dalej niż na moje Kurpie. Będzie to wycieczka kulinarna połączona z zakupami. Relacja – po powrocie.
Alicjo, dobrze, że przypomniałaś o galaretach 🙂 Wybiorę sobie jedną i zrobię.
Przepiękne słońce i powiew wiosny za oknem. Idę na spacer.
W pracy, Nisiu 🙂
Dziś na obiad była zupa, drugie i kompot.
No to Piotr ma lepiej niż Haneczka, niestety…
Słońce, rzeczywiście, piękne, Szanta co jakiś czas układa się na schodkach i w słońcu pucha, a Rumik rozrabia, gania kota i nosi piłeczkę, której nie chce oddać.
Idę dziś na rodzinną wizytę, poznać nową członkinię rodziny – Alicję Oceanię (ma ze trzy tygodnie, czy cuś). Mam nadzieję, że dzieciątku to nie zaszkodzi.
Swoją drogą, odwiedziwszy AO część rodziny przenosi się do mnie i na tę okoliczność usiłowałam zrobić wczoraj gołąbki, bo to dobre żarełko, proste i łatwe do odgrzania.
Ludzie.
Spotkaliście kiedy pancerną kapuchę? Kupiłam główkę nie zastanawiając się, co z niej zrobię, wyszło na te gołąbiki – a ona po pierwsze nie chciała oddać ani jednego liścia, a po drugie, te cholerne liście od wczoraj nie chcą się ugotować czyli zmięknąć. Chyba rodzina bedzie wydłubywać farsz, a liśćmi rzucać w Rumika. Albo w kota.
A propos wczorajszych, czy może przedwczorajszych napomknięć o uśmiechach feministek. Spierają się właśnie w telewizorze politycznie zorientowane panie, przedstawiają swoje racje, tłumaczą – a pani profesor Środa nawet nie sili się na uprzejmość.
Będę się upierać przy moim spostrzeżeniu, że feministki lubią być opryskliwe. Niezależnie od tego, ile mają racji. Może to jakaś forma tarczy. Są przecież wojowniczkami.
Moją ulubioną profesorką w tym programie (Babilon) jest pani profesor Pietrzyk-Zieniewicz. Nieskazitelnie uprzejma, a jak pięknie potrafi dołożyć…
Nisiu,
od lat robię gołąbki z użyciem kapusty włoskiej, jest o wiele lepsza i nie taka krnąbrna, jak kapusta biała.
http://alicja.dyns.cx/news/Gotuj_sie/Przepisy/12.WARZYWNIE/Golabki_Teresy_z_Pomorza/img_1166.jpg
Następnym razem spróbuj tego patentu. Ja zamierzam wypróbować kapustę czerwoną, czyli modrą – kolorystycznie powinno być ciekawie.
Oceania? A to ci imię 😉
U mnie słońce, ale straszliwie wieje, 7C na plusie 😯
Dzień dobry
Miał być dzień na luzie, ale nie jest Przyszedł Synuś, pierwszy raz od miesięcy na pogaduchy. Napojony, nakarmiony, wygadany poszedł właśnie, a nam zostały dwa wzorcowo wyostrzone noże. To ja teraz odpocznę, bo mój Synuś ma wiele zalet i kilka wad, a pry tym niezwykle ekspansywną osobowość i nie wiem, czy to zaleta, czy wada. Odpocząć jednak trzeba.
Jest podobno przepis na gołąbki dla leniwych. Gotuje się ryż nie za miękki, mięcho przesmaża się z cebulą na sporej ilości pokrajanego w kostke boczku, osobno gotuje się kapuchę pokrojoną na 4 części, by liście trzymały się kłąba – ledwo-ledwo się ją gotuje.
Po ugotowaniu kapuchę kroimy w dość duże kawały, takie wielkości łyżeczki do herbaty, powiedzmy.
Ryż, mięcho, kapuchę mieszamy, doprawiamy dyżurnymi. Całą masę wkładamy do naczynia żaroodpo-rnego, podlewamy rosołkiem z kostki (po uważaniu) i zapiekamy najpierw pod przykryciem, a na koniec bez – trzeba tak wykombinować, żeby ryż wchłonął rosołek, ale jednocześnie żeby całość nie była za sucha. Przykrycie moga stanowic wierzchnie liście kapuchy, niedbale poodrywane.
Rzuca się to na talerz dużą łychą, formując możliwie zgrabnie, albo na odwyrtkę, artystyczny nieład. Smakuje jak gołąbki 😉
To ja zrobię te gołąbki leniwce z kapustą modrą następnym razem. Następnym, bo jutro Bonnie i Roger przychodzą na obiad i mam już zrobione gołąbki. Może to nie bardzo pasuje, ale na pierwsze podam zupę z dyni według mojego przepisu na ostro, bo chciałabym tę zupę zaprezentować Bonnie.
Za desery u nas zawsze robią owoce – przyszło mi właśnie do głowy, że mogłabym te owoce utopić w galaretce – zwyczajnie do jakiegoś soku dodać żelatyny i zalać tym różne owoce (oprócz kiwi).
Galaretki robią nam dobrze na włosy i paznokcie. No właśnie, powinnam tego żreć, ile się da!
Pyro,
osobą ekspansywną w towarzystwie jest Jerzor. Nie da się, żeby kogokolwiek dopuscił do głosu, ja to jestem powietrze, a jak się wygada, to wtedy następuje „idziemy do domu”. Jak jest w domu – to spokojnie udaje sie do jakichś swoich zajęć, mając całe towarzystwo w głębokim poważaniu. Towarzystwo się do tego przyzwyczaiło, ja nie.
No właśnie – gdzie wszyscy?! W krzakach?!
Witam.
Gołąbki dla leniwych to są z kaszanką w liściach z kapusty pekińskiej. Dlaczego? Kapusta pekińska krócej się gotuje i jest bardziej plastyczna, farsz z kaszanki sam w sobie jest już gotowy. Piszesz Alicjo że kapustę kroisz na części, spróbuj wyciąć głąb w dziurę wlej olej miętka wychodzi po ugotowaniu.
Gołąbki z kaszanką? Kupuję natentychmiast*, ku uciesze Jerzora, który uwielbia kaszankę w ogóle, i w szczególe, i pod każdem innem względem 🙂
Kapusta włoska też jest w miarę elastyczna – ja wykrawam głąb na ile się da, a potem obgotowuję niedługo, jakieś 10 minut.
Albo, jeszcze inny patent, obrać liście i wrzucic na wrzątek, tez na chwilę. Z normalnej kapuchy ciężko dokonać tego dzieła, bo jak wspomniała Nisia, pancerne to-to jest, ale kapusta włoska jest dość luźno zwarta i nie trzeba się z nią siłować 😉
Wypróbuję Twój patent z olejem na modrej i zrobie porządne gołąbki zawijane, a co!
*copyright Nisia
Dzien dobry,
ROMek,
ceny pieczarek podawalam za gramy/ kilogramy (waga) w funtach angielskich (waluta).
Jak niedokladnie wyszlo, to z powodu Odsasa (copyright Haneczka :)), cudne, polska czesc rodziny juz uzywa.
Odsas jutro w Southend na turnieju rugby, wiec prosimy o dobre mysli, circa od 11:30 polskiego czasu. Sprawozdam w niedziele wieczorem lub poniedzialek.
ja programu Babilon nie oglądam bo można zwątpić w mądrość kobiet .. i faktycznie Nisiu masz rację, że feministki mało się uśmiechają może by nikt im nie zarzucił, że wykorzystają swoja kobiecość ..
te galaretki mnie też natchnęły by zrobić sobie deserek z mrożonymi owocami .. czas pomału opróżniać zapasy bo świeże będą już niedługo ..
jest jeszcze wersja szybkich gołąbków w postaci kotlecików z tego wszystkiego z czego je robimy i do tego sosik pomidorowy ..
te z kaszanką chyba też zrobie .. w Lidlu jest dobra kaszaneczka z kawałkami wątróbki ..
Jolinku,
chyba piszemy o tym samym – szybkie (leniwe) gołabki, moja siostra formowała masę w kotlety i je przysmażała, ja poszłam leniwie 😉
Przed chwilą zajrzałam w taki jeden zakamarek – rany julek (i mańka też)! Toż ja w Sylwestra zbierałam u Nowego piasek na Long Island dla mojego przyjaciela (geolog, interesuje się piaskami ze wszystkich zakątków świata, więc mu zbieram), pirzgnęłam w kąt – otwieram ci ja to teraz, a tam jeszcze woda z oceanu! Wyobrażacie sobie? Woda sylwestrowa 🙂
I parę muszelek i kamyków. Zawiozę okołowrześniowo.
A PROPOS!
Ustaliliśmy już termin następnego Zjazdu? Wychodzi, że albo 31 sierpnia (piątek), albo 7 września (piątek). Ja się mogę dostosować do każdego terminu wrześniowego, ale wcześniejsze są lepsze ze względu na pogodę.
Tu trafią piaski dla Staszka:
http://muzgeo.univ.szczecin.pl/
Feministki, podobnie jak sopranistki, żurnalistki, snowboardzistki, … są po prostu różne … czy naprawdę trzeba to tłumaczyć …
… stereotypy, etykiety, uprzedzenia … pan poseł Suski się kłania … komu z nim po drodze …
Byli goscie i bylo jedzonko a dokladnie pieczen wieprzowa taka od szynki jakby. Zdjec zrobilem kilka z przygotowan i nakrycia stolu a potem juz mi sie zapomnialo 🙂 Czekajac na patio i wygladajac gosci piwko popijalem i kolejne funty dodawalem. Basi zlamana noga uziemily nas nieco. Czeka mnie aktywna wiosna wiec mam nadzieje, ze sie nieco zweze, he, he….a moze i nie…
Na zdjeciach produkty do salatki greckiej z przepyszna feta od Greka. Stol ale bez jedzonka. Nastepnego dnia byly resztki przed telewizorem. Zdjecia wiec machnalem, zeby dac wyobrazenie jak wygladal dzien poprzedni. Mialo byc 11 osob bylo dziewiec. Pogoda miala byc sloneczna piekna wiec zaprosilismy wszystkich juz na 15.00 z mysla drineczka wypic na patio i na spacerek po lesie pojsc no ale nie dopisalo slonce do konca. Siedzielismy do polnocy. Wina nieco poszlo choc glownie wodeczki. Klimat zimny to Finlandia sie przydala 🙂
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/JadaGoscieJada?authkey=Gv1sRgCMWL-Ja1y9ng4wE#slideshow/5715724197077405970
Dobry wieczór Blogu!
Idzie na deszcz. Dzień był jednak dość słoneczny, w dolinie +16, w górach pogoda na krótki rękawek. 15 km na biegówkach i 2-godzinny marsz pod górę do szałasów dały mi nieźle w kość. Złudzeniem jest bowiem przekonanie, że ścieżkę wydeptaną przez rakieciarzy da się pokonać w butach biegówkowych bez zapadania co i rusz po kolana albo i do połowy uda 🙄 W każdym razie buty i skarpety miałam totalnie mokre, ale przeżyłam 😉
Na obiad był piknik – chleb, kabanos, pecorino z Sardynii, kiszony ogórek.
Na kolację raclette.
Czy to wypada serwować mięcho z kapuchą nakładane łychą na zwyczajnym talerzu? Nie byłoby bardziej stylowo – do michy albo stosownego korytka? 😉
Nowy! Witaj w Kraju! Wiem, że lot miałeś spokojny i terminowy.
Zobaczyliśmy dzisiaj tacę z korków. Wiemy, że lubisz. Służy do stawiania na stole gorących garnków. Została nabyta i czeka na Ciebie. Pozdrowienia dla Ani i progenitury!
Wczoraj zrobilem carpaccio. A bylo tak. Pojechalismy do koreanczykow po paste paprykowa (papryczana, paprycza, kto dzisiaj przypiety do googla sprawdza?) bo maja pyszna. Zobaczylem cieniutko pokrojona wolowine. Piekna czerwona, lekko marmurowa. Niby na sukiyaki ale co mi tam sukiyaki. Carpaccio do lba weszlo z miejsca wiec wzialem opakowanie a dalej to juz historia. Oliwa grecka, reszta co trzeba (ciut za duzo cytrynki tym razem). Zawsze siekamy sobie nieco pieczarek (kwakierzy szwagierzy na rynek przywoza) z zielona pietruszka. Parmezanu starlem i nawet nieco na talerz spadlo reszte ze stolu pozbieralem i na koniec kapary (na zdjeciu jeszcze bez). Grzanki z pieca i bylo pyszne.
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/Carpaccio?authkey=Gv1sRgCJ6vy53cmZDYzQE#slideshow/5715724848108720322
Dzisiaj od rana wczesnego grochowke bojowa gotuje. Bylo tak. Idziemy sobie z Basia do kasy i nagle mi w oko wpadla golonka. Dorodna byla, wedzona i slicznie pachnaca. 1050 gramow miala i mysle sobie: grochowka ! Jak pomyslalem tak powiedzialemm poczem do czynow przeszedlem i powstaje wlasnie (jeszcze nie gotowa) pyszna grochowka. Poza golonka i normalnymi dodatkami jest dodane cilantro vel koriander vel kolendra. Taki etiopsko-erytrejsko-somalijsko-bliskowschodni zakret do naszej polskiej grochowki. Lubie bardzo kolendre stad dodatek. Basia nie jest pewna ale obiecala sprobowac zanim powie nie lubie :-). Jutro ma byc piekny dzien. Slonce pyszne niebo i +11*C. Grochowka na patio wrecz sie prosila….
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/Grochowka?authkey=Gv1sRgCPCCuubk1NHVrAE#slideshow/5715725091403083682
yyc, zdjęcia bardzo sympatyczne i jak tu nie poczuć głodu 🙂
A od ROMka wiemy, że z dziczyzną też jesteś za pan brat 🙂
Zuzanno, nie wiem, czy jesteś feministką, czy po prostu z nimi sympatyzujesz, ale sama przybrałaś właśnie taki ton, o jakim rozmawialiśmy na blogu. Ton. Sposób bycia. To nie ma nic wspólnego z poglądami – często, jak już mówiłam, słusznymi. Samo w sobie za to jest dość zniechęcajace.
Alicjo, ja wolę zwykłą kapuchę do gołąbków i ze zwykłą zazwyczaj je robię, ale ta była pancerna wyjątkowo. Miała zły charakter od urodzenia. Ostatecznie poddała się i zmiękła, ale nie jest przesadnie smaczna.
Mała Alicja Oceania zwana przez najbliższą rodzinę czyli mamusię i tatusia po prostu Niemolem albo Niemolką jest bardzo foremną panienką, wszystko ma na swoim miejscu, podczas naszej wizyty (a było nas sześć dodatkowych sztuk) albo jadła, albo spała, wydając przedziwne odgłosy. Jak to Niemole. No, co będę szklić – śliczna jest, acz niewiele większa od yoreczki Emmy. Biedna Emka ma trochę stresa, ale trzyma się godnie.
Teraz czekam u siebie na te cztery przyjezdne sztuki, z gołąbkami i różnymi różnościami. Kupiłam po drodze makrelkę, bo mi zapachniała – zrobię pastę z jajkami i serem. Twarożek z ogórkiem, rzodkiewką, szczypiorem. Więcej im nie dam, bo się odchudzają, chyba że rośliny jakieś luzem…
Idę zatem jajczyć.
Pa.
Nemo,
wypada. Zademonstruję kiedyś. Prezentacja i owszem, ma swoje wielkie znaczenie, ale smak najważniejszy.
Czy muszę tłumaczyć, że całość jest w korytku, w którym było zapiekane, a potem wykładane z tegoż?
Ja mam swoje niefrasobliwe podejście do kuchni – mogę? Cenię każde inne, robię po swojemu. Jak każdy.
yyc
carpaccio na zwyczajnym talerzu?! No wiesz co…
…zapomniałam wznieść oczy do nieba 🙄
Swoja drogą, narobiłeś mi smaku, lecę do sklepu w poszukiwaniu polędwicy wołowej 🙂
Zuzanno zostanę przy tym o czym napisałam mimo tego co sugerujesz .. a może dlatego ..
Nisiu miłego biesiadowania .. tyle żarcia dla dietujacych .. Niemolka nie dobrz rośnie .. 🙂
Niemolka niech dobrz rośnie ma być …
Jolinku, jako cioteczna babka, dziękuję w imieniu Niemolki!
Alino, dziczyzne lubie i mialem na ogol dostep do niej co w Kanadzie nie jest proste jesli sie nie ma znajomego mysliwego. Mozna kupic bizona wlasciwie tylko. No ale przez te lata tak sie ukladalo, ze sie trafial polowacz ktory mial za duzo miesa i sie dzielil. 24 marca mamy miec urodzino-parapetowke (odlozona w zwiazku z feralna stopa Basi, ktora jak juz wspominalem zlamala w kraju Czarnych Stop i sie wszystko przelozylo w czasie). Mamy wiec gosci za 3 tygodnie i bedzie dziczyzna wlasnie. Mam jelenia. Mam steki, mielone i pieczen. Ludzi ma byc duzo i do stolu wszyscy nie usiadziemy wiec bedzie takie bardziej po barowemu. Zrobie wiec rodzaj gulaszu z sarny i mielone z sarny (jelenia – tzw mule deer i white tail deer, dwa rodzaje mam). Mule deer ma uszy jak osiol i stad nazwa a white tail ma bialy ogonek ktorym do gory macha (jak choragiewka) kiedy ucieka i dlatego nazwa. Oba dobre 🙂
Ognisko ma byc duze i w ogole rozne roznosci. Pogoda ma byc. Jeszcze tylko nie wiemy czy mroz i snieg czy slonce i roztopy. Co by nie bylo my bedziemy gosci wygladac i czym chata bogata i preria urodzila czestowac 🙂
Alicjo a na czym sie podaje carpaccio?
Nisiu,
rozpoczęłaś rozmowę o uśmiechaniu się. A raczej nieuśmiechaniu się feministek. To nie ma żadnego znaczenia czy jestem czy nie jestem feministką. Nie jestem Romką, ale rażą mnie stereotypy przedstawiające w złym świetle Romów. W przypadku feministek chodzi mi dokładnie o to samo.
Można pisać, jeżeli ma się ku temu podstawy, o konkretnych osobach. Przypisywanie negatywnych cech całej grupie, to posługiwanie sie stereotypem, etykietowanie, uprzedzenie, etc..
Zuzanno,
uważaj, zniechęcasz 🙄 😉 . I jeszcze ten ton i sposób bycia, ach, doprawdy 🙄
A najgorsze, że nie masz racji. Otóż sopranistki dawniej były grube i obfite (nie wszystkie, ale prawie), a teraz są szczupłe i atrakcyjne (prawie wszystkie).
Snowboardzistki… hmm… prawie wszystkie smarkają prosto w śnieg. A uśmiechają się tylko te, które akurat coś wygrały albo kamera jest w pobliżu 😉
Żurnalistki… Zależy. Byłe czy aktualne.
Placek by Ci lepiej wyjaśnił, dlaczego Twój ton tak mi się podoba i pewnie nie tylko mnie 😀
Nemo,
kajam się 😥 😳
obiecuję popracować nad sobą, zwłaszcza nad sposobem bycia, tylko poproszę o kilka wskazówek, jaki on ma być 🙄 😯
Zuzanno,
ode mnie wskazówek nie oczekuj, bo ja też podobno często nie trafiam z tonem i sposobem bycia, ale jak tu dłużej pobędziesz, to po niektórych reakcjach sama wykombinujesz, co może być chwalone, a co ganione. I czy Ci na którejś opcji zależy. Czasem przydaje się umiejętność świergotania, ale ja jej nie posiadam ani zdolności w tym kierunku nie mam 🙁
Zuzanno, ależ Nemo jest z Ciebie jak najbardziej zadowolona. A ja tylko mówię, co widzę. Nie prezentuję stereotypów. Nie wykluczam, że feministki umieją się śmiać i potrafią być uprzejme. Po prostu często widzę, że jest odwrotnie. Niemniej jeśli sprawia Ci przyjemność uważanie mnie za osobę taką czy inną, uprzedzoną, hołdujacą stereotypom itd. to na zdrowie. Mnie to nie przeszkadza, ponieważ i tak nie wiem, kim jesteś.
Nisiu,
a konkretnie: co jest nie tak w moim sposobie bycia?
nemo tyle pięknej przyrody wokół Ciebie a taka zgryźliwa jesteś … a tak Cię lubię … chyba tylko o kuchni bezpiecznie tu pisać i to nie zawsze niestety .. nawet nie można napisać swojej opinii bo każdy odbiera coś osobiście ..
Dzien dobry z Kraju.
Lot przez pierwsza godzine przypominal jazde kolejka gorska w wesolym miasteczku, pozniej, nad Irlania, to samo. Nawet stwardessy nie mogly chodzic po pokladzie, ale jakos przeszlo.
Ale i tak Lufthansa to chyba najlepsza ze znanych mi linii lotniczych, moze na rowni z Finnair. My o takich samolotach mozemy jeszcze dlugo tylko pomarzyc (A340 – 600), o obsludze rowniez.
Cichal – dzieki.
Jolinku,
ta piękna przyroda tylko czyha, aby lawiną, kamieniami, powodzią… 🙁
Przykro mi, że mnie lubisz mimo mojej zgryźliwości, bo wolałabym, byś mnie lubiła za moją życzliwość 🙂 To mniejszy wysiłek, a ja nie lubię, jak się ludzie stresują 🙁 A życzliwa bywam naprawdę. Wprawdzie tylko od czasu do czasu, ale jednak 😎
I tak dobrze, że tylko ja na tym Blogu mam taki paskudny charakter, bo to by dopiero było 🙄
Jak powiedziało moje dziecko, gdy przeczytałam jej bajkę o niegrzecznej Paulince, która wbrew zakazowi bawiła się zapałkami, podpaliła się i spłonęła. Zostały tylko jej butki.
To by dopiero było… 🙄
Mogę zmienić temat?
Adam i Ewa tworzyli idealną parę:
– On nie musiał wysłuchiwać, za kogo ona mogła wyjść za mąż.
– Ona nie musiała wysłuchiwać jak gotowała jego matka.
Jamón Serrano. Pierwszy raz udalo mi sie dostac w Calgary szynke z Hiszpanii. Dobra byla, jakby krysztalki soli czuc wyraznie. Nie wiem czy tak powinno byc bo w zyciu nie jadlem. Cena dla statystykow $4.99 za 100 gram wiec moze za tania na prawdziwa serrano? Kupilem tez kawal Padano (800 gram) Bedzie sie tarlo jak lososie na tarle. Plany kuchcikowania z wykorzystaniem sera juz na desce. Prozaiczne jak spaghetti (kto sprawdza?) na poczatek…..
Zrobilismy tez z Basia zakup z ktorego szczegolnie jestem zadowolony. Zdjecia do potwierdzenia jaki ladny i wyglada jak z wystawy od ROMka „Egyptian Art in the Age of the Pyramids” 🙂
https://picasaweb.google.com/117780101072784579146/Mozdzierz#slideshow/5715746666063294402
Jolinek51
3 marca o godz. 20:20
hej!
masz u mnie zawsze na kredyt;
niedawno, u pana jakuba, byla bardzo ciekawa dyskusja o syrenach
(nie tylko strażackich).
Wypada czy nie, zaryzykuję. YYC – życzę Twej żonie szybkiego powrotu do zdrowia, a Tobie także źle nie życzę mimo tego, że świetnie gotujesz i robisz wspaniałe zdjęcia 🙂
No iiiiiiiiiiii……Masz brata którego każdy chciałby mieć za brata 🙂
Na razie tyle obelg.
Tłumaczę, bo w każdej rozmowie, a zwłaszcza za pośrednictwem komputera, łatwo o nieporozumienie.
o Nowy pomachanko .. 🙂
nemo pomachanko .. 🙂
byku pomachanko … 🙂
zdrówka wszystkim … 🙂
Placku, zona wraca szybko (i dziekuje za zyczenia). W grudniu tak szybko wracala ze noge zlamala :-). Ja przybieram jeszcze szybciej a mozdzierz uzyje jak zbuduje zamek z piasku na wiosne (bo teraz piasek sie zamarzl) bedzie robil za dzialo w Cartagenie i portu pilnowal przed Andzelika i jej piratami. Po raz pierwszy w zyciu kupilem tez to gizmo do wyciskania czosnku. Tyle lat bez a teraz taka wsypa.
Grochowka sie udala nadzwyczaj choc zwyczajowo nie wkroilem golonki do niej tylko wylowilem do samotnej konsumpcji. Teraz musze wyskoczyc kupic ten meksykanski groch co udaje groch puree. Alez dzisiaj wyzerka, ludzkie pojecie przechodzi…. Dodatek kolendry udany, jak mowi Basia.
Nowy – Witaj, cały i zdrowy. Moim zdaniem powinieneś mieć własny odrzutowiec, z kuchnią i stawem do łowienia ryb. Tak byłoby jednak najlepiej 🙂
Nemo – To, że wyjaśnianie jedynie pogrąża nigdy mnie nie zniechęciło, ale bądź uprzejma i wyjaśnij czym zasłużyłem sobie na takie wyróżnienie. Nie chcę dojść do błędnego wniosku. Ukłony i gratulacje od Schopenhauera i Kotarbińskiego 🙂
jutro:
canard a´la cote d`ivoire…
wiec kaczora maltretuje juz dzisiaj:
nacieram roztartym w mozdzierzu imbirem, pieprzem, oregano, chilie i czosnkiem…
po rdzen z palmy oliwnej, mango i ananasa pojechalem do nigeryjskiego sklepu…
bingo! swieze, dorodne i o dziwo nie drogie…
wybrzeze kosci sloniowej, kiedys, najlepsza kuchnia afryki
to se ne vruti, czyli do roboty, ide szatkowac modra kapuste…
Zuzanno, napisz do mnie na priv, monika@monikaszwaja.pl, a wyjaśnię Ci mój sposób postrzegania.
Katastrofa kolejowa w Polsce …
yurek (20:37) 😆
yyc,
zapomniałam dodać stosownej mordki, o takiej 😉 , przy tym „zwykłym talerzu”, ale mnie sie wcześniej dostało za serwowanie łycha na zwykłym talerzu i tak żartem piłeczkę odbiłam, miało być z 😉 , słowo daję!
Pojechałam po jedno, a kupiłam jak zwykle trzecie 🙄
Dzisiaj dorsz, dla mnie smażony, dla Jerzora dorsz z piekarnika z jego ulubionymi robakami morskimi. Nie mam przepisu, ale nakombinuję.
Dziewczyny,
kupiłam sobie znakomitą kurtałkę (wełna/poli 50/50%), tu wcięta, tam wycięta, kapturek, cud piękności na jesienne-wiosenne zimno. Kurtałka czerwona, guziki spore, czarne. Jednego brakowało, pewnie się urwał przy przymierzaniu i z tej przyczyny kurtałka ze 136$ spadła o stówę. Przymierzyłam, urwany (a i zapasowy też) guzik był w kieszeni, no to wzięłam – ale od razu zaznaczam, że kurtałka rzuciła się na mnie z wieszaka, zanim jeszcze wiedziałam, jaki robię interes 😉
Rzucały się na mnie jeszcze dwie rzeczy, ale dałam odpór.
Może niesłusznie.
Alicjo, może fotke?
…ojojoj…u nas też niedawno wykoleił się pociąg. Zginęło trzech maszynistów i już teraz wiadomo, że wjechali z czterokrotnie przekroczoną prędkością, zjeżdżając na inne tory. Dlaczego tak się stało, nie wiadomo, to była doświadczona grupa z długoletnim (27 lat) stażem. Postulat, już od jakiegoś czasu zresztą, jest taki, żeby kabiny maszynistów były wyposażone w czarne skrzynki, podobnie jak kokpity pilotów w samolotach.
Czy to coś pomoże…chyba tylko tyle, że rozwiąże zagadkę, co się wtedy działo na pokładzie.
Małgosiu,
fotkę jutro, przy dziennym świetle i jak przyszyję ten oderwany guzik 🙂
Alicja – zjazd na przełomie sierpnia i września; termin podany przez Żabę miesiąc temu.
Kochane dziewczyny, kobiety, baby, panie; czy już się domyślacie dlaczego ja wolę pracować w męskim gronie?
Zuzanno – tak swoją drogą, ludzi irytuje ton mentorski albo poza „działaczki” – i nie ma to nic wspólnego z głoszonymi poglądami. To suknia. A jeżeli wiadomo, że irytuje, to dlaczego nie spuścić z tonu?
Jutro uczta obiadowa : pieczeń cielęca z makaronem domowym i pieczarkami duszonymi w maśle, surówka z porów z grapefruitem, a na deser pascha.
Pyruniu droga!
TYLKO NIE BABY!!!
👿
No i znowu się z Wami nie zjadę.
http://www.youtube.com/watch?v=AXOXzvAs1gc
Czarne skrzynki w pociągach to jest standard Alicjo.
Nisiu… 😉
http://www.youtube.com/watch?v=xvXyhC27buU
Pyro,
ludzi irytują różne rzeczy. Niedawno ktoś Ci tu napisał, że za te same wpisy jedni Cię uwielbiają a inni nieznoszą. I to jest naturalne.
W którym miejscu mój ton jest mentorski? A może merytoryczny?
Nie podoba mi się brak szacunku okazywany kobietom. Uważam, że to Twoja prywatna sprawa dlaczego wolałaś pracować z mężczyznami. Twoje upodobania niczego nie mówią o kobietach a jedynie o Tobie. Dla mnie płeć nigdy nie stanowiła żadnego istotnego kryterium. Lubiłam i lubię pracować z ludźmi kompetentnymi, niezależnie od płci.
I co to znaczy „spuścić z tonu”? Być „kwakierką”? A nie można po prostu odnotować różnicy zdań i na tym poprzestać?
Skąd ten lęk, niechęć do wymiany poglądów?
Nisiu – nie chcesz bab – to nie ma sprawy. Ja nie lubię babińca.
A Z BABAMI TO JEST TAK, ŻE KIEDY zAUCHA ŚP. sPIEWAŁ „bABY, ACH, TE bABY” (nie poprawię) to ja się jeżyłam bardzo. Nie znosiłam w pewien sposób fizycznie p. Andrzeja, a drugi taki odrzucający mnie od pierwszej chwili, to był Roman Wilhelmi. Wiem, wiem – obydwaj naprawdę cenieni i lubiani. To musi być chemia – niedobra chemia między mną, a tymi panami.
Nisiu,
dziękuję za propozycję. Czy nie sądzisz jednak, że rozmowa rozpoczęta na forum, na forum powinna być dokończona?
Jeżeli ma być dokończona …
yurek,
ale nie u nas, wiesz…na tej północnej rubieży 😉
Poważnie, nie ma, bo u nas kolej występuje w formie szczątkowej, tak powiem. Za mało ludzi, za wielki kraj…kiedyś było od Atlantyku do Pacyfiku, ale z czasem okazało się to za drogie, za mało pasażerów itd.
Na Szantach w Krakowie ktoś uświadomił mi, dlaczego właściwie nie przepadam za jeziorami.
Drugi brzeg mnie wkurza.
http://www.youtube.com/watch?v=1vWnc-ALSGo&feature=related
Dobranoc.
Zuzanno, ja się nie upieram. Natomiast jestem Ciebie ciekawa – kim jesteś?
Nisiu,
jestem Zuzanną 😆
http://www.youtube.com/watch?v=R2be9zxuXWE
bardzo mi sie podoba to, że Cię „wkurza drugi brzeg”, fajne 😉
Dobranoc 🙂
I tu się mylisz Alicjo co do skrzynek czarnych. Przechodzimy do następnego tematu, luz, luz, luz jeszcze kawałek niedzieli zostało. Wszystkich lubię Zuzannę też.
Jolly, powiedz Odsasowi, że jeszcze nikt tak za niego nie trzymał, jak będzie trzymała blogowa matka chrzestna i że jak by nie było, będzie dobrze 😀
Jolinku, te formowane fałszywe nazywają się u mnie mielone z bałaganem, bo oprócz kapusty, wrzucam różne. W pomidorowym nie topię, wolimy bez 🙂
Zuzanno, jawisz mi się jako ciotka na kanapie, która ma za złe z paluszkiem. Manie za złe mi nie przeszkadza. Przeszkadza, że ono wyłącznie. Usiądź wygodniej, nie wszystko jest be 😉
No właśnie, Zuzanno.
Spotkałam już wiele osób, które chciały dyskutować wyłącznie anonimowo. Za to na forum, gdzie można wszystko, bez odpowiedzialności za własne słowa. Żadna z nich nie napisała do mnie prywatnie, żeby „dokończyć dyskusję”.
Bo co to za popis dla jednego widza?
Żaden.
Naprawdę dobranoc.
Placku,
Ja bede taki samolot mial!
A na marginesie – nie bylo to z mojej strony czepianie sie czegos, bo polskie, ale gdy porownalem samolot Lot-u, ktorym lecialem jesienia z tym, ktory widzialem dzisiaj, to jest to jednak wielka roznica. I nie tylko o komfort sie upominam, ale o zwykle nasze bezpeczenstwo. Na wytrzymalosci materialow, a wiec i samolotow nie znam sie kompletnie, a Ty z pewnoscia wiesz na ten temat tysiackroc wiecej, jednak na moje oko laika ten sprzet powinien byc zamieniony na nowy jak najszybciej, poki nie doszlo jeszcze do tragedii.
Dobranoc Wszystkim 🙂
haneczko,
bardzo proszę nie dorabiaj mi gęby 👿
Przeczytaj najpierw uważnie moje wpisy. Na razie „jawisz mi się” jako nierzetelna recenzentka. Konkrety proszę. Nie rzucaj ogólnikami: „nie wszystko jest be”. A gdzie ja piszę, że „wszystko jest be”? Taka „dyskusja” jest nie fair. „Ciotka na kanapie z paluszkiem”! To nie są argumenty. To są chwyty poniżej pasa 👿
Yurku,
🙂
Te, Haneczka,
zachowuj się, bo dostaniesz złą ocenę od Zuzanny 😉
I po co Ciebie to?
Zuzanno, tak odbieram i, jak mawia Żaba: co pan zrobisz? Nic pan nie zrobisz 🙄 . Zaznaczam, że nie jest to odbiór wrogi. Na wrogość to trzeba sobie u mnie porządnie zasłużyć 😉
Oj, Nisiu, Nisiu … mam Ci podać numer mojej teczki w IPN?
Stan konta, orientację seksualną, adres, PESEL, liczbę kochanków, kolor skóry, wyznanie, poglądy polityczne …
Wybacz, ale nic Ci do tego.
Sprawa jest prosta. Napisałaś, że „feministki uśmiechają sie przez pomyłkę”. Uznałam, że to krzywdzące, nieprawdziwe. Stereotypizacja, etykietowanie, uprzedzenie. Znaczenie tych słów możesz sobie wygoolać. Że tak się nie robi.
Nie zamierzam Cię urazić, ale kompletnie nie interesuje mnie to kim jesteś w realu. I nie ma powodu, dla którego Ty miałabyś się interesować mną prywatnie. Nie ma co odwracać kota ogonem … Ty rozpoczęłaś te dyskusję …
Ty odpowiadasz za swoje słowa pod swoim nickiem a ja pod swoim.
Oczywiscie mamy prawo się różnić.
Dobranoc.
Przesłodziłam paschę. Nie wiem jak mi się to udało, bo zwykle nie dosładzam raczej, a tu masz: ulepek nie planowany.
Gołąbki dla leniwych? Farsz do gołąbków + liście kapusty podgotowane i ze ściętymi na płasko grubymi nerwami. Okrągły rondel na dnie 2 łyżki oleju, na to warstwa liści kapuścianych, posolonych, popieprzonych, znowu kapusta i znowu farsz, na wierzchu kapusta. Polać olejem albo sosem, przykryć i na 40 minut w piekarnik nagrzany do 150 stopni. Wyciągnąć rondel, przykryć odwróconą salaterka i całość odwrócić – mamy taki tort-przekładaniec, który dzielimy na porcje już na stole, a w sosjerce trzymamy resztę gorącego sosu.
Zuzanna i starc(z)y?
OK, haneczko, przyjmuje do wiadomości. Ja się „jawię” Tobie a Ty się „jawisz” mnie 😉
Szkoda, że to nie konkrety, bo w przeciwieństwie do „jawienia” łatwiej o nich rozmawiać, ale … cóż pan zrobisz … 😉
cichalu,
w kapieli 😉
Cichal,
hehehe 😉
Oraz ha ha.
Nowy – Powiem Ci co wiem.
Wiem, że lubisz ryby.
Wiem, że ciężko pracujesz.
Wiem, że kochasz swą rodzinę.
Wiem, że życzliwość wygląda podejrzanie.
Wiem, że moje życzenie było karkołomne, ale tak właśnie Ci życzę. Wszystkiego najlepszego.
Tego i tylko tego możesz być pewien. Nigdy nie rozmawialiśmy o samolotach 🙂
Zuzanna coraz ciekawsza, jotka w jotkę…nie powiem, kogo mam na myśli.
Nic tak nie plami, jak atrament.
IPN, konto, pesel itd. … Mnie też nic do tego, a nawet się wzdragam. No i co mam powiedzieć? cbdo i tyle.
Nowy – wszystkiego dobrego pod ojczystą strzechą.
Idę spać, na Babcię już pora.
Placku,
obnoszenie się ze swoją życzliwością chyba nie brzmi dobrze. To inni powinni wychwalać naszą życzliwość, czyż nie?
Ja jestem paskuda, co niejednokrotnie podkreślam, bo jestem choleryczka i co tam jeszcze, zdiagnozowana życzliwie.
Wiem, jaka jestem. Człowiekiem z wieloma wadami i paroma zaletami (może).
Cras ingens interabimus aequour… 🙂
Ależ Wy kokietujecie wiekiem. szczególnie Ty Pyro i Placek. Hej młodzieży! Do zabaw, do…nie będę wyszczególniał, bo cenzura i tak nie przepuści
Nie rozumiem skad ten napad na Zuzanne.Przeczytalam jeszcze raz jej komentarz z 23.49 i nie moge sie doszukac niczego, co mozna jej zarzucic. Ma dziewczyna swoje spojrzenie na pewne sprawy i wolno jej je wyrazic. Zadnego mentorskiego tonu czy narzucania swojego zdania nie moge sie dopatrzec w calej jej wypowiedzi, a przeczytalam wszystkie.
Kapitanie,
chyba jeszcze nie zacząłeś spisywać wspomnień? Zacznij, zanim się zestarzejesz 🙂
Cichalu – nie każdy ma swoją Ewę. A tak w szczególności to bardzo dobry sposób na spędzanie długich wieczorów.
Pyro! Czy Ciebie też tak często głowa boli?
Alicjo! Przyrzekam, że jak tylko będę stary, to zaczynam memułary!
Jeżeli już ktoś być musi, to mogę być ja 🙄
Siwiejące dobranoc 🙂
O, nie śpią.
Zuzanno – wyraziłam swoje zdanie, zresztą jako niezupełnie poważne uogólnienie (nie jestem kretynką i zakładam istnienie pogodnych feministek), a nie rozpoczęłam dyskusję. Dyskusję zaczęłaś Ty, w tonie średnio uprzejmym. Ale tak naprawdę wcale nie chodziło Ci o starcie poglądów, tylko o słowną bójkę, której przyglądaliby się blogowicze. Ten rodzaj popisywactwa polegającego na atakach jest mi od dawna znany. Zawsze jest on uprawiany przez ludzi z tych czy innych przyczyn nie ujawniających tożsamości. Są tu dwie możliwości: albo wstydzisz się tego, kim jesteś, albo znam Cię.
Oczywiscie rozumiesz, że zagalopowałaś się i ta wyliczanka typu „teczki w IPN, kolor skóry” jest całkowicie bez sensu. Byłam natomiast ciekawa, czy zaryzykujesz rozmowę prywatną. Zgodnie z moimi przewidywaniami – nie zaryzykowałaś.
I to wszystko na ten temat.
PS – jeszcze drobiazg:
„Stereotypizacja, etykietowanie, uprzedzenie. Znaczenie tych słów możesz sobie wygoolać”.
To jest cios poniżej pasa, ale i temu się nie dziwię, bo ciosy poniżej pasa bywają często i chętnie stosowane przez anonimowych tchórzy.
Bardzo prawda, Nisiu, bo jak my sobie przykładamy z nemo, to przynajmniej wiadomo, osochozi i kto co komu, a nie jakieś tam anonimy.
Psiakostka,
jutro też powinnam sobie siwiznę conieco… 🙄
uwaga! z brodą!
facet wybiera się na samochodową wycieczkę z żoną i tesciową…
już na pierwszym skrzyżowaniu za miastem dochodzi do różnicy pogladów
– żona chce w lewo, tesciowa w prawo;
na następnym skrzyżowaniu, to samo;
i dalej, apjat´…
wreszcie facio zatrzymuje bryke i pyta się żony:
kto tu wlasciwie kieruje – ty? czy tesciowa?
@nisia:
konrola biletów!
Wstałam w nastroju pogodnym, gevalia to jednak dobra kawa, doczytałam wczorajsze i pochichotałam nieco –
Cichalu – mnie głowa nie boli niemal nigdy, Jarek nie miał co narzekać. Synuś przyniósł wczoraj kilka aktualnych kawałów krążących w narodzie, z czego jeden z cyklu „Nasi okupanci”, a drugi „Cyrk na Wiejskiej” – obydwa zabawne i obydwa naruszające „dobra prawem chronione”. Na miejscu przedstawicieli obydwu instytucji byłabym zmartwiona – stara zasada „Nie będą się bać – będą się śmiać” – jak widać aktualna.
Wystarczyło napisać Nisiu, że bywają również pogodne i życzliwe feministki. I że to był z Twojej strony żart. Nie byłoby dyskusji.
Twój pierwszy wpis trudno odczytać jako „nie całkiem serio”, towarzyszą mu emotikony całkiem serio.
Do „argumentów” natury osobistej nie zamierzam sie odnosić. Nie zamierzam też oceniać niczyich charakterów – „ton”, „sposób bycia”, „intencje”, „zamiary”, „chwyty”, „odwaga”. Nie interesuje mnie to.
Chętnie podyskutuję o wkładzie feministek w zdobycie praw, jakimi cieszą się współczesne kobiety. Interesują mnie argumenty merytoryczne a nie personalne. Temat feministek nie ja wywołałam. Ale podyskutować mogę. Byle rzeczowo.
Piękna pogoda. Sezon rowerowy czas zacząć 🙂
Dopiero teraz przeczytałam relacje z katastrofy kolejowej (wczoraj nie oglądałyśmy niczego) Tragedia.
Pyro, 0:06
Dzieki. Wszedzie dobrze, ale tutaj najlepiej.
Jolinku,
odpomachanko 🙂
Placku 🙂 🙂
Jest piekny ranek. Zaraz jade w Lubelskie. Dobrej niedzieli dla Wszystkich 🙂
Alicjo – Moje powitanie Nowego było tylko powitaniem. Moje o tym zapewnienie było tylko zapewnieniem. Wszystkie metody erystyczne znam na pamięć i odmawiam zaproszenia do kłótni.
Zuzanno, w kąpieli była też małpa. A może i Cichal. A może to to samo.
Jakoś wcale się nie dziwię, że mało jest chętnych do bywania na tym blogu. Wystarczy poczytać Nisię, Nemo, Cichala, Pyrę…
Jedno lepsze od drugiego, a każde przemądrzałe do granic wytrzymałości i oczywiście każde musi mieć ostatnie słowo. Niestrawne (termin kulinarny)towarzystwo, bardzo niestrawne.
wielka tragedia dla ludzi i ich bliskich … każdy mógł być w tym pociągu …
Na TVP Kultura dzisiaj o 14.10 piosenki Cohen’a w wyk. m.in Malajkata i Zamachowskiego (29 Gala Piosenki Aktorskiej) a całe popołudnie poświęcone pamięci R.Kapuścińskiego
http://mniam-mniam.bloog.pl/id,330882882,title,dzien-i-noc-ciasto-serowo-czekoladowe,index.html?ticaid=6e07a
To znikam.
Moze od tego kogoś przybędzie.
Przepraszam.
@nisia: NIE!
… zostawiaj mnie na pastwę szczuk i kozyr!
Nisiu, przecież jej/jemu/im o to chodzi, żeby niczego nie było. Nie dawaj wrednej satysfakcji, proszę.
Nisiu też miałam taki zamiar ale przecież nie dam się storpedować … od pewnego czasu omijam w realu niektórych ludzi to i tu mi się uda … buziaki i przemyśl decyzję …
Nisia – „Kobito! Ach, po co ci to?”
Z pełnym szacunkiem – odbiło Ci?
Popraw się przy stole, żeby Ci było wygodniej, zaraz podam ciasteczka i kawę z pianką. Posłuchaj ze mną muzyki, wyłącz zakłócenia na linii i już!
rozgrzewam piekarnik na 120 °C,
kaczora nadziwanego rdzeniem palmy, ananasem i mango wsadzam do brytfanny
klade do tego wloszczyzne,polewam stopionym maslem,
przykrywam szczelnie folia aluminiowa i dusze circa 90 min…
ide do piwnicy
chcę jeszcze napisać, że ja zwykły zjadacz chleba jestem dumna, że Nisia – znana pisarka pisze tu z nami i że ją znam .. tak jak się cieszę że znamz Piotra i Basię .. i że Brzucho tu z nami pisze .. tylu tu fajnych ludzi zwyczajnych i nad-zwyczajnych, że omijanie nielicznych to nic trudnego …
Jolinek swoim zwyczajem zgrabnie ujęła, co chciałam napisać do Nisi. Więc tylko potwierdzam i dodaję, że Nisia jest dla mnie przykładem osoby przyjaznej, umiarkowanej, ciekawej życia i ludzi, smakoszem par excellence.
A życzliwości nigdy nie jest za dużo.
Nisiu, następnym razem, kiedy bedziesz w Paryżu, zajrzyj do tego muzeum. A może dojechałabym do Ciebie i poszłybyśmy tam razem? 🙂
http://www.marmottan.com/
O ja pierniczę (kulinarnie i smacznie)…
Dzięki za dobre słowo. Nie chciałam wymuszać, naprawdę dostałam załamki, być może z powodu zbyt późno zjedzonej kolacji… a mówili, nie jeść takich rzeczy po północy…
Strawiłam. Cofam!
No, nachlapałam bez zastanowienia, ale już zdążyłam pomyśleć, jak bardzo by mi Was brakowało.
Pyro, Haneczko, Jolinku, Alino, Byku – ściskam!
Pyro, ale kawa BEZ pianki, poproszę! Do pianek mam stosunek chłodny.
Alino, w pierwszej chwili przeszło mi przez myśl, że zapraszasz mnie do muzeum świstaków (Marmota marmota)… załapałam z minimalnym opóźnieniem. Niestety, do Paryża na razie się nie wybieram, ale Ty się poważnie zastanów nad St Malo albo Brestem w lipcu; może by Ci się jednak udało? Pokażemy Ci z Alicją najpiękniejszy statek śwata od środka, hehe.
Dziś na obiad zupa i drugie.
Chcę jeszcze napisać, że ja zwykły zjadacz chleba jestem dumna, że jestem gruba.
uff .. Nisiu … 🙂
sobie dzisiaj wysieje rzeżuchę i rzodkiewki na kiełki .. wiosna idzie to trzeba ten zwykły chleb ożywić zielenią …
No 😀
Nisia ja bede w St – Malo. Do Brestu tez moge pojechac. A moze nawet przywioze Alicje. Pokazesz mi od srodka to cudo. Licze na to.
Smakoszem Nisia jest – a ja mogę potwierdzić, że świetnie gotuje, ponieważ niejednokrotnie miałam przyjemność zajadać pyszności z Nisinej kuchni. Mogę powiedzieć – stołowałam się 🙂
Byku,
śledzisz wieści? Oto najnowsze. Ja zrozumiałam z wcześniejszych doniesień, że on ma taki GPS, co to namierzą go bez trudności, a tymczasem bieda w tym, że on nadaje sygnał, ale bez koordynacji, skąd. Trzymam kciuki.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114883,11279849,Kitesurfer_z_Gdanska_wciaz_nadaje_SOS.html
Nisiu, 😀
Wstawiłam do pieca porto/a/bello zrobione podobnie do wersji Alicji.
Elap ma blisko i tu, i tam, bo mieszka mniej więcej pomiędzy tymi dwiema miejscowościami. Ja proponuję, żeby odwiedziła nas podwójnie 🙂
Alinie byłoby bliżej do St.Malo. Może uda się coś wykroić, Alino?
Ja jeszcze nie wiem, kiedy przylecę, ale pewnie ok. 3-4 lipca, bo 7-go muszę się zamustrować na Najpiękniejszy Żaglowiec Świata, nie mogą odpłynąć beze mnie! No i doturlać się z Paryża do St.Malo. O tym będę myśleć w poczatkach czerwca, bukując loty. Tymczasem wszystkim podsyłam kawałek przedwiośnia na moim stoliku.
http://alicja.dyns.cx/news/IMG_9210.JPG
tak,tak, szanowne blogowisko,
konfiguracja wenus z merkurym jest zawsze niebezpieczna…
ale wracam do kuchni,
bo tam sytuacja doszla, jak mawiali rzymianie,
do trzeciego szeregu…
Byku:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,11280943,Sikorski__Polski_kitesurfer_odnalazl_sie__Zywy.html
Tylko Ty się tak nie wygłupiaj, dobra? No!
Jolinek (11:10, 11:31) – egzaktlemęto 😉
Byku,
kaczor nie ma tyle własnego tłuszczu do wytopienia, że trzeba go masłem? Pytam, bo u mnie kiedyś paryżanka przyrządzała kaczora z pomarańczami. Ponacierała, wypchała, żadnych dyżurnych, nic, tylko kaczor i pomarańcze. Trochę się zatroskałam, że jak to, bez kapki oleju choćby i do piekarnika?
Ona na to, że kaczor/ka ma tyle tłuszczu własnego, że nic wiecej nie potrzeba. I faktycznie, wytopiło się sporo.
Potwierdzam tłuszcz i smakowitość, bo robiłam „kaczkę panienki Alicji” (nie Alicja panienka, tylko panienka) 🙂
Potrobello było bardzo smaczne, a teraz popijam je Chablis 🙂
A ja dziś proletariacko – śląska w sosie pomidorowym, ziemniaczki i mizeria. Bardzo dobre jedzonko.
Rodzina wyjechała w popłochu, bo bratanicy bakterie w pracowni rosną i podobno za nią płaczą. Dziwnie jest być mikrobiologiem.
Kiedyś w szkole w Podgórzynie spytałam dzieci o najmniejsze zwierzę – chciałam naprowadzić bodaj na jakąś literacką mrówkę. Dziewczynka wstała i powiedziała – bakteria.
Elap, bardzo się cieszę i liczę na to, że Alinę jakoś wygarniesz z pieleszy. Ach, wakacje – tylko cztery miesiace jeszcze trzeba poczekać…
Nisiu, Alicjo, Elap, nie mogę niestety niczego zaplanować a tak lubię to robić, bo cieszę się wtedy już na zapas. Jeśli tylko będzie to możliwe, chętnie podjadę bo byłoby dla mnie zaszczytem zobaczyć to cudo z bliska.
Jolinku (13:39), jak to robisz, to wysiewanie? Jestem zielona w temacie…
Alino,
trzymam kciuki, żebyś mogła się wyrwać na ten czas. Byłoby miłe spotkanie – może i Sławek paryski by zechciał i mógł?
Ja mam zarezerwowaną *moją* kajutę Armatora – z przyjemnością po niej oprowadzę w realu 🙂
Ja już też przebieram nóżkami, czekając lipca 🙄
Alino,
na talerzyku kładziesz trochę waty, ew. ligniny albo nawet papieru toaletowego, zwilżasz to obficie wodą i wysypujesz nasiona rzeżuchy. Za pare dni masz gotowe zielone.
Uwielbiam rzeżuchę, w Austrii jadałam nałogowo, ale tutaj jeszcze nie trafiłam na nasiona 🙁
Alino tu są sposoby .. ja robię na talerzu …
http://www.jak-to-zrobic.pl/index.php/a/3/b/6/c/33/d/90/id/369
Dziewczyny 🙂 dziękuję 🙂
Wracając do wczorajszych/przedwczorajszych zawirowań chciałam powiedzieć, że w ciągu ponad 5-ciu lat istnienia blogu od czasu do czasu zdarza się, że wpada taki podczytywacz i instruuje nas, aktywnych uczestników blogowiska, jak ten blog powinien wyglądać, o czym powinniśmy pisać i jak powinniśmy się blogowo zachowywać. Zbędne nauki i połajanki, bo blog ma formę, jaką ma, a stworzyliśmy ją my, bywalcy.
Chciałabym przypomnieć, że zawsze, ale to zawsze robimy miejsce przy stole dla tych, którzy chcą się przysiąść. To jest nasz hymn 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=3XJZivWrkrg
Alicjo – jesteś w mylnym błędzie – Arkadiusz, ten od deski i latającego parasola, to nie Byk. Arek ma, co prawda, „imion” blogowych z 5-6, ale nie Byk. To są dwie różne osoby (tylko dowcipy miewają podobnie ryzykowne).
Pyro,
może i jestem w tym mylnym, niech ta… ja pozostaje przy swoim od lat i nie mam rozdwojenia jaźni, a mylnych tropów tez nie lubie ani zostawiać, ani spotykać.
No ale co pani zrobisz…nic pani nie zrobisz 😉
Idę suszyć głowę. Literalnie, sobie i suszarką 🙂
no, sos niczego sobie…
@alicja:
tego masla niewiele (ca 50 g), ale konieczne dla SMAKU;
bo tluszczu po takim kaczorze zostaje co niemiara
(odlewam do specjalnego naczynia; od przybytku glowa nie boli)
@pyra ma racje: ja nie sporty, tylko extra mocne.
Łoooo… extra mocne bez filtra to i ja swego czasu…
Znaczy, tego masełka to na koniec pieczenia chyba? Nasza panienka paryżanka piekła kaczuchę na małym (nie pomnę już temperatury dokładnie) ogniu, a pod koniec dała ognia dla zrumienienia skórki. Jakoś tak.
Skórka była pyszna, chrupiąca, rumiana, mniam-mniam!
nowosybirsk, swietlica komsomolu lata piecdziesiate u.s.,
potancowka z okazji dnia 8 marca;
wszyscy tancza, tylko wowa i sasza siedza pod sciana,
natychmiast podchodzi do nich aktywistka tatjana:
– nu, a wy tawariszczi, paczjemu nie tancawajtie?
– my nie tancjory, my jebcy…
na koniec pedzluje kaczora woda z miodem i daje ostro 220°C
– tak osiagam chrupkosc skory
Przy okazji kaczuchy…;)
http://www.youtube.com/watch?v=xPz-XDzOPaY
Kiełki w ilościach:
http://kielki.sklep.pl/index.php?page=shop.browse&category_id=6&option=com_virtuemart&Itemid=1
Zainspirowaliście mnie, kupię i będę kiełkować.
Alino, wystarczy wpisać w gogla „kiełki do hodowli” i wyskakuje tego mnóstwo. Wpisz sobie po francusku (jak jest po francusku kiełek???) i na pewno wylecą Ci francuskie kiełki.
Miło by było posiedzieć z Wami, Francuzami-zkami, niepotrzebne skreślić (Alina, Elap, Sławek…) na fufie Daru, na bakiscie, popijajac, tego, wodę mineralną. Czy cuś.
Pieczenie w niskich temperaturach już przetestowałam, rezultaty bardzo zachecajace. Na koniec zwiększa się temperaturę dość ostro, skórka się przypieka i już.
Najmocniej przepraszam, Dar nie ma fufy. Ma RUFĘ.
Rzeczona rufa i ulubiona bakista 🙂
Popijać będziemy cuś, jak to we Francyji, myślę… 😉
https://picasaweb.google.com/115054190595906771868/Lipiec2011SzczecinGreenock#5632525628487862562
Nisiu, „kiełek” to „jeune pousse”. Poszukałam i znalazłam kilka miejsc, gdzie można zamówić różne ziarenka do kiełkowania.
Alicjo, jest i rzeżucha (po francusku cresson).
Bardzo ładnie. Francuski to piękny język i lubię go słuchać oraz na niego patrzeć, bo napisany też fajnie wygląda.
Co do bakisty, to czasami preferowałam tę drugą, zależnie od przechyłu.
Alicjo doturlaj sie do mnie a reszta ja sie zajme. Do Brestu tez wpadne. Lubie ogladac stare lodzie zaglowe. Jedna nawet plynelam po tutejszych okolicach. Nie bedzie mnie pod koniec maja i na poczatku czerwca. Musimy omowic detale wczesniej. Ale sie ciesze, ze Was zobacze !
Bardzo słusznie pisze Alicja (o 17:03) o tych zawirowaniach i że bywalcy zawsze ale to zawsze robią miejsce.
Też bym kiedyś chciała zostać bywalcem i zaśpiewać ten hymn. W związku z tym mam kilka pytań do Alicji i innych bywalców.
– Kto to są ci bywalcy, istnieje jakaś lista?
– Jak długo trzeba starać się o członkostwo tego klubu?
– Czy trzeba spełnić jakieś formalne wymagania aby zostać bywalcem?
– Kto i w jakim trybie przyznaje ten zaszczytny tytuł?
– Czy potrzeban jest rekomendacja innych bywalcow?
– Czy trzeba posługiwać się jakimś specjalnym językiem, używać tajemniczych gestów lub znaków rozpoznawczych? Innymi słowy, jak bywalcy poznają się, że są bywalcami?
– Wymagane jest utrymywanie kontaktów osobistych między bywalcami?
– Czy to w ogóle jest możlwe? Być może liczba i skład bywalców jest już ustalony i nie da się jego zmienić?
Mam nadzieję, że odpowiesz Alicjo na moje pytania. Jeżeli nie, to może chociaż pan Piotr Adamczewski wyjaśni.
Tyle na temat smakoszy i diety. Idę ćwiczyć różne nowe słówka, których co rusz uczę się na tym blogu.
o kiełki się przyjmują na blogu … 🙂 …
kiedyś na blogu ktoś zadał Piotrowi pytanie co robi ze starym tłuszczem np. po smażeniu pączków .. oglądałam jakiś czas temu program w kuchniatv o rodzinie z Hiszpanii lub Włoch i tam w tej rodzinie zbierano w odpowiednim pojemniku cały łuszcz z gotowań i raz na rok robiono z niego mydło .. nawet to na trudną robotę nie wyglądało .. mydło nie miało żadnego zapachu tłuszczu i starczało na cały rok dla dużej rodziny do mycia i prania .. Piotrze masz warunki i zacznij mydło robić ku uciesze rodziny i znajomych …
Gruba Kryśko,
po prostu BYWAJ, tak jak inni to robią od lat, bez zaprosin, bez ceregieli, czytają, piszą…i są.
Nikt nikomu nie wysyłał zaproszenia, blog każdy znalazł przez przypadek – i jak chciał, to się dołączył.
Oso Ciebie chodzi, chciałoby się zapytać… 🙄
Tyle ode mnie.
No, kochani, zjazd francuski pokładowy to jest to!
Takie statki bedą na Was czekać:
http://www.sailtraininginternational.org/events/the-tall-ships-races-2012/vessel-entry-list-
To znaczy w St Malo bedą, bo nic o Brescie nie widzę na stronie tolszipowej. Ale Dar w Breście będzie na pewno – patrz rejs nr 165: http://www.am.gdynia.pl/html/armator/plany.php
Siedziałam dzisiaj na TVP Kultura i co jakiś czas zaglądałam na blog. I co? I wypadałam czym prędzej abarotno. Alicja i Nisia (a i Elap też) bawią się we wredne małpy albo inną nierogaciznę i szczują. Pyrę szczują, a Pyra żółknie cytrynowo.
http://youtu.be/RYkJeyPln7Y
Nie żółknę. Na wodzie zielenieję na sinokoperkowo. Nie zazdrośćcie, bo nie ma czego 🙁
http://youtu.be/a2DtjWkuPpo
Pyro, ja sie ciesze, bo pierwszy raz spotkam kogos z blogu . i to kogo …..
Nisiu jest napisane, ze statek bedzie tez w Brescie to pewnie sie zatrzyma.
Kiedy wabi, woła, jak od stworzenia świata
http://youtu.be/rptLt6R96AU
Nisiu – Fufa po francusku to la poupe 🙂
Lubię wiersze Byka. Jeden Byk – unikalna twórczość.
Nie liczyłem Alicji, ale jedna mnie instruuje, a druga łaje mnie i łaja, dlatego do deklaracji tej trzeciej podchodzę z przymrużeniem oka. Byłem świadkiem deklarowania na granicy:
– Nie mam nic panie władzo.
Chwilę później deklarującemu wypadła spod płaszcza butelka spirytusu. Nawet celnik się zmartwił. Alkohol jednoczy 🙂
„Oso Ciebie chodzi?”
Alicjo, ty piłaś?
Fufa poniekąd słusznie się nazywa pupą… w jakimkolwiek języku, a już zwłaszcza tak pięknym jak francuski.
Pyro, wybacz, ale my z Alicją nacieszyć się nie możemy jak jakie dwie kozy trzynastoletnie czy coś w tym rodzaju… I tak to z nas co jakiś czas wybucha. Rozumiesz, erupujemy jak Etny dwie.
Swoją drogą nie przypuszczałam, że w tak poważnym wieku będzie mnie tak pchało na morze… Na morzu i na górskich szczytach jest taka przestrzeń, która idzie do głowy, i w sercu zostaje, i potem się do niej tęskni. W góry już nóżkami nie potuptam, ale morze wciąż jest i na mnie czeka.
Placku, she has nothing to declare but her genius (ofkors) 😉 😀
Kurczę, odzyskwszy neta w domu (już nie pomnąc, po ilu miesiącach), wpada człowiek na sekundę-półtorej… i od razu tyle wesela* za darmo!… 🙄
Uweseliwszy się więc na chybił trafił – spadam do roboty (czyli eksploracji gazet anglojęzycznych… nie ma, że boli (choć zacznę luzacko, od Daily Maila… przy niedzieli po kapieli 😉 ))
_____
*które jednoczy jeszcze uniwersalniej, jak alkohol (Przybyszewski radził się Wyspiańskiemu napić dla fantazji, ten że fantazję to on ma zawsze a po wódce go głowa boli… lokalnie pod fantazję podstawie się w tej anegdocie właśnie humor albo humorek…)
Nic tak nie jednoczy jak tupanie w górach. Nisiu – Żaglowcem po szczytach Afryki, co Ty na to? 🙂
A cappello – Howdy 🙂
Czas byście sobie z Alicją wybaczyły wszystkie zbrodnie. Mam 16 lat, a to nie wieczność 🙂
Rozumem, to ja rozumiem ale wnętrzem,,, Tak sobie dumam, że gdybym nie urodziła się Matką – Polką i kapłanką domowego ogniska, tudzież wieloletnią pielęgniarką kolejnych przewlekle chorych, a = powiedzmy – Plackiem, to byłabym pewnie takim Stachurą wędrownym. Zawsze mnie ciekawiło, co jest za horyzontem. Nie, żebym się raju próbowała doszukać, inności, obcości itp – to tylko ciekawość: jaki jest świat tam, daleko…
Tupanie w górach kocham.
http://www.youtube.com/watch?v=WDawVGXhbkk
Może być lekko podrasowane, jak tu, przez pana Hadynę…
Albo takie bardziej przaśne…
http://www.youtube.com/watch?v=6mmFNJtlnIo
http://www.youtube.com/watch?v=yHh6cyqzoLU
Lecz dopóki śpiewa Poręba,
znowu wiatr mam i słońce w warkoczach,
znowu z klifu po nutce
z lekką bryzą zanucę,
że już pora powrotów, że czekam
Kiedyś pisałam piosenkę dla Poręby, ale Ryba mu jednak nie podrzuciła w czasie święta pieśni morskiej.
Napisałam kilka piosenek dla Poręby, jedną śpiewałyśmy ostatnio w Krakowie, na koncercie pod tytułem „Wesołe życie w Sailortown”. Oryginał jest taki:
http://www.youtube.com/watch?v=nuTXiTQKnvE
A nasza wersja wyglądała tak:
DZIEWCZYNY Z ST PIERRE I ST JOHNS
Ja bardzo dobrą pamięć mam
I świetnie wszystko pamiętam,
Pływały statki z La Pologne
A ryb za nimi biegła woń…
Przystojne chłopcy marynarz
Każdy z nich miał brodatą twarz,
Lecz najpiękniejsze, co znam ja
On się nazywał Poręba!
Poręba, ach, Poręba, Jureczek, mon cher!
Czy jeszcze ty pamiętasz panienki z St Pierre?
Oh, George, oh, my honey, czy dźwięczy twój dzwon
Na very sweet wspomnienie panienek z St Johns?
Ja też remember Jurek mój,
Nie da się ukryć, really zbój,
But wszystko ja wybaczę mu,
Because go kocham, I love you!
W twojej kabinie taki tłok,
All sweet panienki bokiem w bok,
My figlowali day and night
I wszystko było very right!
Oh, George, oh, my honey, czy dźwięczy twój dzwon
Na very sweet wspomnienie panienek z St Johns?
Poręba, ach, Poręba, Jureczek, mon cher!
Czy jeszcze ty pamiętasz panienki z St Pierre?
Ty z nami robić miał mariaż,
Lecz gdzieś nam znikła twoja twarz…
A razem z tobą znikł twój ship,
Pozostał tylko zapach ryb…
Jednego nie wiesz, ach, mon cher,
Że zostawiłeś coś w St. Pierre…
Nie wiesz, my dear, że i w St. Johns
Z twojego ziarna wyrósł plon…
Poręba, ach, Poręba, Jureczek, mon cher!
Ty nie wiesz, ilu synków masz dzisiaj w St. Pierre!
Oh, George, oh, my honey, wołałeś ?go on!?
A teraz masz córeczki prześliczne w St. Johns!
I wszystkie cię kochają ? te z Johns i te z Pierre…
I takie są słodziutkie, jak polski cukier…
A wszystkim ich mamusiom nie było nigdy żal,
Bo ważne jest, że byłeś, nim zwiałeś w siną dal.
Poręba, ach, Poręba, Jureczek, mon cher!
Czy jeszcze ty pamiętasz panienki z St Pierre?
Oh, George, oh, my honey, czy dźwięczy twój dzwon
Na very sweet wspomnienie panienek z St Johns?..
Sympatyczne i zabawne Nisiu. Ja pisałam tekst o Porębie, o jego śpiewaniu i wpływie konserwatorskim na moją „młodość”. To miał być zabawny prezent, na któryś tam jubileusz.
Dobrej Nocy Blogowej Braci
Kołysanka…
http://www.youtube.com/watch?v=1vWnc-ALSGo&feature=related
Czekamy na wieczorny komentarz Nowego, a tu psinco!
Na kolację rum w obecności śmietanki (half & half) z miodem, orzeszki prażone w tymże.
Placek 21:44,
ja tam nie wiem, co so siebie chozi.
Podobnie jak tej tam z 20:15.
Lubię jasne sytuacje i jasne pytania. Jasne pytanie z 20:15 jest trochę niejasne. Jakim prawem pytasz? I co Cię to obchodzi?
Zataczam się na blogu czy co?
A swoją drogą miałam na obiedzie miłych gości (Bonnie, Roger) i wypiliśmy butelkę wina.
Nie czytaj wpisów tych ludzi, których nie cierpisz, proste.
Cichalu,
nie czekaj, bo Nowy zabiegany, relację poczytamy, kiedy się dorwie do maszyny.
dzień dobry …
słonko ale i mrozek -5 ..
pływania nie zazdroszczę ale to spotkanie w porcie będzie bardzo ciekawe … 🙂